Zaloguj się, aby obserwować  
Liqid

Po drugiej stronie - forumowa gra RPG

2 posty w tym temacie

Regulamin wątku:
1. Ten temat to forumowe RPG, czyli opowieść kreowana przez wszystkich graczy. Chcesz ją kształtować – stań się jednym z nich.
2. By zostać graczem wystarczy zacząć pisać, zyskawszy najpierw aprobatę MG (kłaniam się). Nieliczni, znani przezeń literacko, mogą startować od razu.
3. Kontakt z MG do znalezienia we wiadomym miejscu.
4. Jeśli chodzi o pisanie – niezbędnym minimum jest poszanowanie ortografii i interpunkcji, wczucie w klimat też wydaje się być przydatne.
5. Jaki jest gracz wzorcowy? Posty niezbyt długie, za to częste; istnienie takiego wciąż nie zostało potwierdzone. Sonda Voyager 1 opuszcza właśnie Układ Słoneczny.
6. Wszelkie offtopy zamykamy w nawiasach kwadratowych, nie szafując nimi zanadto.
7. W sprawach fabularnych główną rolę pełni MG, niemniej na własne inicjatywy zawsze znajdzie się miejsce.
666. Udział w wątku w żadnym razie nie grozi ekskomuniką, mam potwierdzenie od przywódcy pastafarian.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Świtało właśnie.
Podczas gdy na horyzoncie rosła powoli kula ognia, jaśniejąc i bijąc przyjemnym ciepłem, jak zawsze o tej porze, nie pytając nikogo o zdanie – wracała nadzieja. Nie wińmy jej jednak za to, lecz przyjrzyjmy się pewnemu skąpanemu w świetle bulwarowi. Przebiegał on wzdłuż jarzącej się karminowo rzeki, po nim samym zaś, nieco chyżej – pewien kształt.
Było ich wiele więcej, ale w tym momencie skupmy się na tym jednym. Był zdecydowanie najciekawszy.
- Spóźniony, spóźniony, spóźniony! – coraz bardziej zdyszany powtarzał jego nosiciel, ze stukotem pędząc zatłoczoną drogą. Mijane i trącane jedna po drugiej postacie spoglądały obojętnie na biegnącego karzełka, on nawet ich nie zauważał. Utkwiwszy wzrok we stojącym w oddali wieżowcu myślał wyłącznie na tematy zawodowe, kalkulował.
W tym przypadku prawdopodobieństwo wyrzucenia z roboty, a że był jednym z najlepszych statystyków – nie podobało mu się ono. W końcu jednak uwzględnił zmienne niedeterministyczne, odwrócił macierz i dodawszy regresję liniową, uspokoił się nieco.
Zwolnił kroku, wkraczając do siedziby firmy o dziwnej, obco brzmiącej nazwie – Kancelarii Prawnej Giudecca.

Zakradłszy się na trzydzieste piętro, uniknąwszy cudem wzroku szefa, zasiadł za biurkiem, wśród stosów niedbale zapisanych dokumentów. Mruknął coś od niechcenia, zanurzył pióro w kałamarzu i wziął się do roboty, co chwilę odwracając wzrok. Po kwadransie stwierdził wreszcie, że nikt go nie obserwuje, ułożył więc wszystko w stertę – dwukrotnie większą od niego siedzącego na zydlu – i wybrał z teczki własny pergamin. Był on nieco pognieciony, cuchnął też tanim olejem, nie był jeszcze jednak ani trochę pokreślony, wystarczał więc mu, by na chwilę oderwać się od nużącej pracy.
Uważając, by nie przewrócić świecy zamaszystymi, podnieconymi ruchami pióra, zaczął pisać:

W uniwersum posiadającym multum nazw, z czego wszystkie były fałszywe, cyklicznie przenikały się dwa światy. Istniały wszak szanse, których tu nie przytoczę (choć są nadzwyczaj ciekawe), że stało ich więcej, skupmy się jednak nad tym co empirycznie potwierdzone.
Pierwszą z krain była Abatera – ziemia umiłowania pokoju i harmonii, miejsce rozwoju nauki pospołu z filozofią, tygiel kultur niezmąconych wewnętrznymi sporami. Życie na Abaterze było równie idealne, co wymagające jakiejś równowagi, dziejowego pieprzu.
I tak właśnie bywało, że w czasie przedziwnej koniunkcji, zwanej przez przerażonych Abateran ‘tymi dniami’, dostawali oni od historii najprzedniejszą Morugę całymi garściami.
Przybywała ona z odległej czeluści, przepełnionego złem, zepsuciem i katorgą – Vashkvaru, domu piekielnych hord, czarcich pomiotów i Mrocznych Lordów szczególnie Abaterańską sztukę miłujących. W postaci równomiernie zwęglonej, dodajmy z kronikarskiego obowiązku.
Najazdy diabłów były nieuniknione i niczym toczeń toczyły organizm świata ludzi i istot im podobnych. Niejednokrotnie upadała nadzieja, po wielekroć rachunki sumienia zmawiane były, lecz nie było ostatniej chwili, którą by nowy wybawiciel na zmarnowanie zostawił.
I padały po długich bojach bramy piekielne, i czmychało z Abatery zło, w gniewie czekając aż czas na zemstę przypadnie, gdy pokolenia zapomną i artefakty zostaną powykradane. Odkrywszy sposobność powracali, by po raz kolejny zostać zgromionym przez urodzonego kilkanaście lat wcześniej gołowąsa.
Statystyka określiła później tę zależność Prawem Tych Dni – gdy pojawiał się Następca, rozlewy krwi nareszcie miały się ku końcowi.
I chociaż cykl ten trwał od mileniów, zdarzyć się musiało jego przełamanie co było tym dziwniejsze że tym razem...


- Zapomniałeś aż o dwóch przecinkach z rzędu, niespotykane! – odezwał się za nim rozbawiony głos, a zaskoczony piszący przewrócił kałamarz. Potok smoły rozlał się na pergamin, przykrywając starannie wykaligrafowany tekst. Statystyk spojrzał z wyrzutem na górującego nad nim kolegę z pracy, uspokojony przynajmniej, że nie był to szef.
- Nawet lepiej, że tak się stało, Kornaku – wzruszył ramionami przyjaciel i przykręcił kruczoczarnego wąsa – Chyba znasz konsekwencje, gdyby przyłapano cię z czymś takim? Jako prawnik, przypomnę ci je na wszelki wypadek... – nawet mając wymienić najgorszą z kar, wydawał się nie tracić dobrego humoru.
- Woland, dajże spokój, lepiej ode mnie wiesz, że to wszystko prawda. Pamiętasz te czasy.
Prawnik podniósł się znad boksu i rozejrzał po sali pełnej podobnych klitek. Paru pracowników spało, reszta w największym skupieniu mordowała liczby aparatem matematycznym i więziła ich pozostałości w okowach kolejnych tabel.
Byli wszak demonami różnego sortu: czartami, impami, rokitami – czy podobnie jak Kornak – biesami.
Woland jako diabeł był odeń wyższy rasą i choć segregacja od dawna już nie obowiązywała, wciąż należał mu się największy szacunek. Także dlatego, że był członkiem zarządu firmy.
Spojrzał jeszcze raz na rogatego towarzysza, z kieszeni surduta wyjmując papierosa.
- Nawet jeżeli masz rację, to nie każda prawda jest dozwolona, karzełku. – zapalił, złapawszy końcówkę palcami – Skąd natomiast przypuszczenie, że pamiętam by kiedyś było inaczej?
- Sam mi to właśnie pokazałeś. – wskazał na tlącą się mieszankę największych z piekielnych trucizn – Nikt teraz tak nie potrafi, nikt kto nie jest przedwieczny. Byłeś wśród tych, którzy zabija...
- Szszt!
Prawnik wycofał się z boksu i dał znak Kornakowi by podążył za nim. Bies szybko oczyścił stanowisko pracy i chcąc, nie chcąc – podążył za Wolandem.
- Widziałem na biurku Furkasa (zwierzchnika Kornaka) Twoje zwolnienie – rzekł, gdy się zrównali – nie zrobi ci więc różnicy mała przechadzka, prawda? - Kornak pokiwał głową, nie wiadomo czy przytakując prawnikowi, czy też ganiąc siebie – Powiedz mi, te apokryfy to główna przyczyna twych zaniedbań, czy znalazłeś sobie w końcu jakąś biesiczkę?
Milczał, gdy schodzili po schodach mijając kłaniających się Wolandowi radców i księgowych. Ktoś podał mu kubek z napojem i wyszli razem z budynku, kierując się ku widzianemu wcześniej bulwarowi.
- Podziel się ze mną, przyjacielu - co widzisz dookoła nas? – zapytał diabeł, przyglądając się płynącej obok rzece krwi – Flegetonowi - w której pluskali się licznie Stygianie.
- Świat pełen oszukanych. – odparł bez wahania, chociaż nieufny co do intencji pytającego – Pozbawionych dziedzictwa, wyzutych z celu. – wielkie słowa dziwnie kontrastowały z drobną budową mówcy.
- Gdzież zatem są oszuści? Nie zostali aby wszyscy uwięzieni w dawnych czasach? Nie dociekam źródeł twej zakazanej wiedzy, ale to jest chyba dla ciebie oczywiste.
- Cóż...
- Lepiej posłuchaj dobrze i wyobraź sobie, że ja widzę ten świat miejscem wyzwolonym od gnębiącej nas przez wieki tyranii. Są imiona, które zostały słusznie zapomniane i choć istnieją nadal – słabną z tego powodu. Każda twoja wola powrotu do stanu ‘naturalnego’ służy tym, którzy za jedyny cel mają podbój zupełnie nam niepotrzebny. Nikt o tym nie wie, lecz Kręgi miały kiedyś całkiem inne przeznaczenie. Postęp, Kornaku! Nikt nigdy nie określił tego, że mamy być jakąś równowagą dla innego świata, jego gnuśnym i zazdrosnym bratem. Zresztą...
- Mówisz, jakbyś nie był, kim jesteś.
- Jakbym był kiedyś na wojnie. Domyślasz się chyba, że tacy jak ty długo tam nie przeżywali? Że nie ma intrygi, która pozwoliłaby odnieść zwycięstwo? Że niepotrzebne nam w ogóle zwyciężanie? Że gdyby nie zmiana, marnotrawilibyśmy siły wniwecz?
- A w zamian nie mamy ich wcale, czyż nie?
- Ledwo mu rogi wyrosły i jaki zuchwały! Bacz na słowa, nie widzisz stojących wszędzie posągów Nadzorcy? Zamknięte oczy ma...
- ... i wszystko nimi widzi. – dokończył znane hasło Kornak.
Wyminęli trzymających się za ręce inkuba i sukkuba. Woland chciał kontynuować wątek, ale w powietrzu zawisł już oczywisty ciąg dalszy. Bluźniercze szczęście tych dwojga i mnóstwa innych dookoła nie wynikało z kultywowanej kiedyś przemocy, lecz ze zwykłego istnienia. Jedyną przyczyną trosk jest nieprzystosowanie, jedynym remedium na ten ból – eliminacja, oczywiście pacyfistyczna. Bies pomyślał o tym samodzielnie, szkoda więc było diabłowi strzępić rozdwojonego języka.
Skłonił się więc przed towarzyszem, życząc mu rychłego opamiętania. Choć mógł tam pewnie pofrunąć, bądź też teleportować się, zaczął wracać ku Giudecce pieszo. Zaraz jednak przypomniał coś sobie i zawołał biesa.
- Tak? – spojrzał nań z nadzieją, licząc, że też ma po co wracać do firmy, że mówiąc o zwolnieniu blefował.
- Nasza przepełniona złem czeluść nie nazywa się Vashkvar. Zgaduj dalej.
Imitująca Słońce, sztucznie stworzona kula ognia stanęła w zenicie nad Kornakiem, dzieląc się z nim swym ciepłem i nadzieją. Chcąc, nie chcąc, przyjmował je, rozglądając się nieporadnie pośród demonów nieświadomych implikacji tego miana, podobnych do niego sprzed niedawna.
Myślał o chwilach, które niczym klątwa uczyniły go nieszczęśliwym, dookoła zaś panowało normalne, piekielne, beztroskie życie.

[No i z głupia frant, niespodziewanie mamy początek.
Odtąd wszystko jest już tylko wolą niebios, ja zaś zapraszam do http://ja.gram.pl/Liqid/173 gdzie szerzej opowiadam, co i dlaczego się tu dzieje]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować