Guminator

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    4
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O Guminator

  • Ranga
    Obywatel
  1. Pan Serafin mam wrażenie nie do końca wie, po co takowy system levelowania w gruncie rzeczy istnieje. Chodzi o to, że nie wszyscy ludzie, którzy tworzą nową postać to zapaleńcy, znający grę na pamięć. W niemałej części to ludzie, którzy dotychczas o samej grze, jej mechanice i wybranej postaci niewiele wiedzieli. No i rzecz jasna, ludzie z "endgame'u" porozumiewają się nieco innym językiem, niż takie nowe osoby. W ogóle grają inaczej. Wchodzą do raidu, instancji i prują do przodu nie patrząc na nic, bo wszystko już znają na pamięć. Jak takich nowych graczy wrzuciłoby się od razu do finalnej fazy gry, to większość z nich zrezygnowałaby z gry szybciej, niż przekonywali się do zagrania. A to przez natłok informacji. A to przez innych graczy wyzywających, że nie umieją grać. Po to właśnie jest proces levelowania. Żeby nowi gracze mogli oswoić się z grą, spokojnie poznać tajniki i głębię ich postaci i samej rozgrywki. Bo zawsze trzeba przyciagać do gry nowe osoby, a nie liczyć na to, ze starzy wyjadacze nigdy danej gry nie zostawią.   Słowo od siebie: Moim skromnym zdaniem, jeżeli zmiana całego sposoby gry postacią zajmuje "dwie minuty", to postaci same w sobie stają się nieciekawe. Gdzie tu przyjemność z gry, jeżeli bez zastanowienia możesz obrócić system do góry nogami? No, ale to już kwestia gustu.
  2. Pomiędzy prawdziwą wojną a multiplayer'em w Call of Duty, nawet najbardziej realistycznym, jakie tylko mogłoby powstać, zawsze będzie jedna zasadnicza różnica. W call of Duty, kiedy strzelimy komuś w głowę, ta osoba odrodzi się za kilka sekund w swojej bazie i ruszy przed siebie, jak gdyby nigdy nic. Tak, długo, jak długo pozostanie w nas świadomość tej różnicy (a zostanie na zawsze, bo jak możnaby o czymś takim zapomnieć), tak długo nie będziemy mieć żadnych problemów z zabijaniem w grach. Czy superealizm gier wojennych będzie wpływał na psychikę osób grających? Cóż. Wszystko wpływa na psychikę ludzką i dopóki nie przeprowadzi się dokładnych badań, nie da się w pełni stwierdzić, jak duży wpływ na zachowanie ludzkie miałby owy "Matrix". Najważniejszą jednak kwestią jest to, czy ludziom takie "zabijanie" się spodoba. Powiedzmy, że taka technologia wejdzie do domu przeciętnego gracza za tych kilkanaście lat. Powiedzmy nawet, że taki gracz będzie czuł się źle zabijając innych w "Matrixie". Nikt nie zabierze mu komputera, ani też nikt nie zabroni mu odstawić najnowszej konsoli i wrócić do prostej i przyjemnej rozrywki w najbrutalniejszej nawet formie. A gry i technologia produkowane są na podstawie tego, w co chcą grać ludzie. Jeżeli ludzie będą chcieli się zabijać, ale nie nadwyraz realistycznie, to "Matrix" odejdzie na bok i wszyscy wrócą do komputerów. Ale kto ma rację przekonamy się dopiero wtedy, kiedy owa technologia przyszłości wejdzie w życie.
  3. W pewnym sensie muszę się z nim zgodzić. Ok, każdy może sobie dokupić klawiaturę i mysz do konsoli, ale nie są one ich podstawowym wyposarzeniem. Nie robi to żadnej różnicy, kiedy gra się w gry singleplayer'owe, ale kiedy w grę wchodzi multi, to zaczyna się komplikacja. Ludzie chcą sobie odpocząć przy przyjemnej grze, ale przegrywają z innymi (możliwe nawet, że ludźmi o mniejszych umiejętnościach gry w Overwatch) dlatego, że używają tylko podstawowego wyposarzenia konsol. Taki trochę dickmove ze strony innych graczy. Chcesz grać z innymi na klawiaturze i myszce, to graj na PC.
  4. Dość dziwna odpowiedź. Z jednej strony nie chcą odtwarzać jej cyfrowo, ale z drugiej powtarzają, że "była, jest i zawsze będzie rodziną Lucasfilmu". Brzmi trochę tak, jakby po prost nie było już potrzeby odtwarzania jej roli. Chyba umiera w VIII epizodzie.