Validus

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    579
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Validus

  1. Dobra się mnożą, bo jest na nie naturalny popyt. Popyt nakręca większą produkcję. Potrzeba większej produkcji wymusza postęp który umożliwiłby zwiększenie wydajności. Większa wydajność oznacza mniejszy nakład pracy przy takim samym efekcie. Postępu nie da się powstrzymać, bo nie da się powstrzymać ludzkich potrzeb i wynikającego z nich popytu. A jak to wygląda w wersji neosocjalistycznej? Skąd bierze się postęp w neosocjalizmie, skoro nie ma na niego zapotrzebowania? Jak może zmniejszać się ilość pracy, skoro nie ma potrzeby zwiększania wydajności? Musiałoby to wiązać się z ujemnym popytem. Aby popyt był ujemny, można by chyba tylko wymusić jego ograniczenie odgórnie, bo potrzeb nie da się powstrzymać. Można też osiągnąć taki sam efekt ustalając odgórnie podaż. Wówczas popyt nie będzie miał na nią i tak żadnego wpływu, więc będzie można zmniejszać podaż, tym samym generując ujemną produkcję, a tym samym zmniejszenie nakładu pracy. Wszystko odgórnie wymuszane wbrew naturalnym podstawom rzeczywistości i wbrew powiększaniu dobrobytu. Proponuję poczytać w czym ma swoje źródła teoria zarządzania, począwszy od naukowego zarządzania, poprzez behawioryzm, zarządzanie ilościowe itd... Socjalizm. Nie zgadzasz się ze mną - siłą zmusimy cię do naszej wizji. Tyran - "człowiek narzucający innym swoją wolę" Albo celowo przeinaczasz moje słowa, albo nie chcesz przyjąć do wiadomości faktu, że popierasz złodziejstwo i tyranię. Wydawało mi się, że wyraźnie zaznaczałem, że jak dla mnie, to socjaliści mogą sobie do woli snuć swoje rojenia tak długo, dopóki nie naruszają przy tym cudzej wolności i własności. Jeżeli jednak w społeczeństwie ktoś gwałci cudzą wolność i własność - należy go izolować - chyba każde cywilizowane społeczeństwo się do tego stosuje broniąc własności i wolności swoich jednostek - także socjaliści. W którym miejscu pojawia się tu faszyzm? Przy okazji, nie wiem czy wiesz, ale to charakterystyczne dla lewactwa wyzywanie wszystkiego od faszyzmu ma swoje korzenie już w okołowojennej działalności komunistycznej agentury wpływu. Dokładnie ta sama retoryka. Nic się nie zmieniło przez 60 lat. Albo sobie ze mnie kpisz, albo próbujesz mnie obrazić. To właśnie w wolnym społeczeństwie istnieje przyzwolenie na wszystko tak długo, dopóki nie godzi to w CUDZĄ wolność i własność. To kolektywista zakaże sprzedaży dopalaczy żeby jakiś matoł przypadkiem nie zrobił SOBIE krzywdy (bo jest za głupi żeby sam decydować o SOBIE). To kolektywista odgórnie narzuca ramy w jakich zezwala postępować INNYM, nie dając alternatywy wyboru. W ten sposób odgórnie eliminuje wszelkie INNE schematy postępowania niż te słuszne według niego. Odgórnie wymuszana ultra-dyskryminacja. Nie muszę zachodzić daleko, bo jawi się to bardzo wyraźnie już na samym początku: Czy w socjalizmie mogę wedle WŁASNEJ woli decydować w jaki sposób dysponować WŁASNYMI środkami by decydować o WŁASNYM życiu, przyszłości, zdrowiu, edukacji...? Pytanie oczywiście retoryczne. A dlaczego nie mogę? Bo muszę postępować jak socjalista przykazał. Tyran - "człowiek narzucający innym swoją wolę" Proponuję synonim: Socjalista - "człowiek narzucający innym swoją wolę" Dziwnym trafem, chyba wszystkie wielkie socjalizmy jakie znamy, były autokratyczne. Czyżby teoria nie przystawała do praktyki? Wolności nie można nikomu dać, bo wynika ona z prostej linii z faktu życia. Wolność można co najwyżej odebrać lub oddać - nigdy dać. Podobnie zresztą jak odebraną własność. Jedna z kwestii jakich socjalista nie przyjmuje do wiadomości, podobnie jak kwestia własności. Ja nie miałbym nic przeciwko socjalizmowi gdyby był dobrowolny. W naturze nikt nie rodzi się równy, ale każdy rodzi się tak samo wolny. Równość, bądź jej brak, to nic innego jak stosunek między własnością (lub wolnością) poszczególnych jednostek. Równość, bądź jej brak, możesz określić wyłącznie na podstawie stanu własności lub wolności jednostek. A skoro równość wynika z tego stanu, to znaczy, że jest podrzędna wobec własności i wolności. Prosty przykład - jak możesz stwierdzić, że osoba posiadająca samochód jest pod tym względem bogatsza lub biedniejsza od kogoś? Tylko poprzez porównanie ze stanem własności kogoś innego. Jak możesz stwierdzić, że ktoś nie posiadający jakiegoś prawa jest pod tym względem lepszy bądź gorszy od innych? Tylko poprzez porównanie ze stanem wolności kogoś innego. Jak możesz stwierdzić, że ktoś jest grubszy od innych? Tylko poprzez porównanie ze stanem własności (ciała) innych ludzi. Wolność i własność istnieje niezależnie od równości. Równość nie istnieje bez wolności i własności której mogłaby dotyczyć. Nie muszę chyba mówić, że równość jest kompletnym zaprzeczeniem podstaw istniejącego życia? W naturze nikt nie rodzi się równy, co wynika chociażby ze zróżnicowania genetycznego. Dlaczego akceptujesz brak równości genetycznej, a brak równości własności już cię oburza - skoro oba te zjawiska wynikają z podstaw tej samej rzeczywistości? Życie to nie je bajka - to je zajebajka. Albo się dostosujesz - albo giniesz. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym szybciej wyzdrowiejesz z socjalizmu, bo akceptacja jest pierwszym krokiem w terapii. Choć jak dla mnie, to równie dobrze możesz nawet wierzyć, że w społeczeństwie można wyeliminować gniew, zazdrość, nietolerancję... albo nawet sprawić że woda będzie płynąć pod górę. Normalny człowiek godzi się z tym, jako naturalnym i nierozerwalnym elementem rzeczywistości, który może jednak zmieniać poprzez WŁASNĄ postawę w ramach WŁASNEGO życia wedle WŁASNYCH priorytetów - tak samo jak każdy inny członek tego społeczeństwa. Wolne społeczeństwo daje dowolną możliwość kształtowania własnych priorytetów w ramach istniejącej rzeczywistości będącej efektem działań reszty społeczeństwa wynikających z ich własnych priorytetów. Miłośnicy science-fiction w postaci socjalistów wierzą, że mogą zmieniać elementarne reguły gry i do tego sądzą, że to ich priorytety są jedynymi, które mają prawo obowiązywać. Co po prostej drodze kończy się oczywiście przymusem, totalitaryzmem i tyranią - a co także wynika z podstaw istniejącej rzeczywistości. Masz tak skrzywione poczucie własności i kompletny brak poszanowania dla jednostki ludzkiej, że możesz być tylko socjalistą. Pazerność do sześcianu. W żaden sposób nie twierdzę, że analfabetyzm jest pozytywnym zjawiskiem. Twierdzę, że państwowy przymus edukacji jest marnotrawstwem jakich mało. Czy trzeba lepszych przykładów jak te, że po kilku latach nauki chemii ludzie nie potrafią rozpisać najprostszych reakcji, po 5 latach geografii nie potrafią wskazać na mapie Hiszpanii, a po jakichś dziesięciu latach matematyki nie potrafią obliczyć jakim procentem jednej liczby jest druga? Wszystko to rzeczywiste osobiście zaobserwowane przypadki. W ogóle nie widzę bezpośredniego związku między posiadaniem wyższego wykształcenia, a zdolnością do zawierania korzystnych umów cywilno-prawnych. Jeżeli podasz źródła, to chętnie poczytam. To ty stwierdziłeś, że nie mogę czuć się gorszy. Użyłem prostej analogii do twojej wypowiedzi. Czy norma społeczna jest przymusowym zachowaniem? Choć w połowie tak przymusowym jak socjalistyczny przymus partycypacji? Poprzez analogię mogę napisać równie wartościowe hasło: Socjalistyczna partycypacja w pracy prowadzi do powstania normy, w której przy budowie wspólnego dobrobytu starasz się dorównać zaangażowaniem pozostałym partycypantom, bo unikanie budowy wspólnego dobrobytu byłoby czymś źle odebranym. Potem przechodzi to w konwenans i odpowiedni poziom zaangażowania może stać się w danym środowisku normą, której nie przestrzegając - jesteś alienowany i negatywnie postrzegany. Wszyscy chyba znamy propagandę z "bumelantami", prawda? Jak widać, jest to tak samo "prawdziwe" jak twoje twierdzenie. A oba są prawdziwe o tyle, bo opierają się na naturalnych mechanizmach tworzących relacje w grupie, i socjalizm czy liberalizm same w sobie nie mają nic do tego. Podałem także przykład socjalistycznej normy i konwenansu postrzegania "prywaciarza". A może socjalistyczne normy i konwenanse "bumelanta" i "prywaciarza" są w czymś lepsze od liberalnych? Zgoda będzie jak obiecasz mi, że zostawisz moje pieniądze w spokoju, i zostaniesz uczciwym człowiekiem. Wymieniam, bo burzysz się o autokrację i tyranię, a tak się składa, że chyba wszystkie wielkie socjalizmy/komunizmy były na niej oparte. Co okazuje się stać w sprzeczności z twoim twierdzeniem, jakoby socjalizm był zaprzeczeniem tego zjawiska. Wymień podobnie zaawansowane do nich socjalizmy, które się z tym nie wiązały. Więc jak widać, on jedyny chyba zachował jakieś resztki realizmu :D Ale masz rację co do tego, że się nie przekonamy. Możesz dokonać tego jedynie wykazując, że socjalizm może zaistnieć z poszanowaniem wolności i własności jednostki - a to jak wiemy, jest sprzeczne z jego założeniami. Nie wiem czy to prawda, ale podobno filozofia wolności jest jedyną tego typu ideologią, którą można wyprowadzić poprzez wzór matematyczny. Rzeczywistość wyrasta z matematyki, więc niewykluczonym jest, że filozofia wolności może być naturalną, integralną częścią porządku rzeczywistości, wpisaną w jej podstawy. W odróżnieniu od filozofii kolektywistycznej, która jest sprzeczna zarówno ze zdrowym rozsądkiem jaki i naturą.
  2. Naprawdę jestem już zmęczony dyskusją w tym temacie i myślę, że mogę zaoszczędzić nam obu wiele czasu sprowadzając ją do meritum. Oczywiście możesz ustosunkować się do wcześniejszej odpowiedzi jeżeli taka wola, ale nie daję gwarancji czy w najbliższym czasie zmuszę się do odpowiedzi. A więc: Każdy człowiek istnieje wraz z trzema elementarnymi przymiotami: życiem, wolnością i własnością. System, który popierasz, neguje, odbiera, bądź uznaje, że ma większe prawo do wolności i własności jednostkowego człowieka niż on sam - co jest odrzuceniem jego podstawowych przymiotów i obrzydliwą dehumanizacją najgorszego sortu. Całą dyskusja tak naprawdę rozbija się o to, że moja wizja opiera się na poszanowaniu życia, wolności i własności, a co z tego w prosty sposób wynika - dobrowolności - jako podstawie wynikającej z podstawowych przymiotów człowieka i stawiających je w centrum. Twoja wizja bazuje i funkcjonuje wyłącznie dzięki odgórnemu przymusowi i zniewoleniu, odrzucając wolność i własność jednostki - więc tym bardziej dobrowolność - a więc jej niższość w tym względzie jest bezdyskusyjna i niepodważalna, bo nie istnieją bardziej podstawowe przymioty, w których mogłaby stanowić wyższość nad moją wizją. Dodatkowo - twoja wizja teoretycznie może w pełni zaistnieć w ramach mojej, ale moja nie może istnieć w ramach twojej - wobec tego moja pozostaje w nadrzędnym stosunku do twojej. Jeżeli mam wybierać życie w systemie, który rzekomo wywiera na mnie presję przez konwenanse, którym nie muszę jednak ulegać, a w takim który wywiera na mnie przymus bez możliwości wyboru, to jak myślisz - który wybiorę? A skoro mowa o konwenansach i presji społecznej, to jak to się ma do pejoratywnego PRLowskiego określenia "prywaciarz" i tego co się z nim wiąże? Czy może to już nie jest konwenans i presja? I tak długo jak po jednej masz wolność i dobrowolność, a po drugiej zniewolenie i przymus, tak długo ta dyskusja nie będzie miała większego sensu, bo wszelkie twoje argumenty będą rozbijać się o tę elementarną kwestię elementarnego poszanowania elementarnych przymiotów ludzkiego życia.
  3. Wykaż, że w wolnym społeczeństwie nie masz możliwości dowolnego decydowania ile czasu, i czy w ogóle przeznaczysz na pracę, a ile na inne czynności. I wykaż w jaki sposób socjalizm przy takiej samej ilości pracy daje człowiekowi więcej czasu dla samego siebie. Bo nie chodzi chyba o jakąś zdolność socjalistów do zaginania czasoprzestrzeni? Więc jedyne na co ten system zasługuje, to żeby pokazać mu środkowy palec. Jak najbardziej prawidłowo że się oburzają. Chyba w każdym zorganizowanym społeczeństwie jednostki, które gwałcą poszanowanie cudzej własności i wolności, są izolowane. Dlatego też nie widzę przeszkód, aby socjalistów izolować od uczciwych ludzi. Niech sobie budują socjalizm w swoich komunach jeżeli mają taką ochotę, a nie uszczęśliwiają innych siłą. Jeżeli jako kolektywista przyjmujesz założenie, że każdy jest z góry miernotą i potrzebuje odgórnego wskazania mu co jest dla niego dobre, to jaki jest w ogóle sens dyskusji z takim człowiekiem, który nie ma żadnego poszanowania dla elementarnych przymiotów każdego człowieka, a na dodatek ma zapędy tyrana? I jeżeli chcesz dorastać w przekonaniu że w społeczeństwie można wyżywić się "więzami społecznymi", to życzę żebyś jak najszybciej i najboleśniej zapoznał się z rzeczywistością. Może to nauczy cię szacunku dla cudzej własności i wolności, i odechce ci się budować dobrobyt za cudze. Ja ciebie okradać ani zniewalać nie chcę. Ja chcę oddać ci wolność, a ty chcesz mi ją zabrać. I nie tylko ją. Sprawdza się on m.in. w ten sposób, że matura nic nie znaczy na rynku pracy, i powszechne stało się zjawisko licencjatów, magistrów i inżynierów pracujących za minimalne płace na kasach i ochronie w supermarketach. No ale najważniejsze że jest wysoki odsetek ludzi ze średnim i wyższym wykształceniem, które niestety nijak nie odzwierciedla rzeczywistego poziomu umysłowego. Zaangażowanie naukowe studentów na uczelniach pominę litościwym milczeniem, a o poziomie podstawowej wiedzy ludzi z którymi kończyłem technikum w ramach powszechnego obowiązku szkolnego, przykro byłoby się wypowiadać. No ale możesz oczywiście uważać, że ludzi trzeba zmuszać do posyłania swoich dzieci do szkół, bo żaden rodzic niestety nie jest na tyle mądry aby wpaść na to samemu. O parytetach tym razem nie będzie, bo zbyt jestem zmęczony. Życiowo odwaga jest jednak nieodłącznym elementem codzienności. Nie twierdzę, że czuję się od takich ludzi gorszy. To oni czują się ode mnie lepsi uważając, że ich strach usprawiedliwia ich dążenia, nawet kosztem innych ludzi. Skromnie, czy nieskromnie - za coś musisz je spędzić. Wykaż mi w jaki sposób w wolnym społeczeństwie jesteś zobligowany do wydawania konkretnych sum w konkretnych sytuacjach tego typu. - Ej, co sądzisz o tym żebyśmy spędzili razem skromne ferie? - Odpada. Jestem kapitalistą. Niegrzecznie mówiąc, są to brednie najwyższego sortu, uwzględniając chociażby jak nieustanną kreatywność wymusza wolny rynek w staraniach o klienta - czego obraz dostajesz w mediach, żywności, modzie, rozrywce... Na rynku bez nieustannego rozwoju nie istniejesz, i powie ci to chyba każdy marketingowiec. Jaka może być kreatywność w społeczeństwie, gdzie wszystko jest odgórnie ustalone, zaplanowane i ma wyznaczone ramy w jakich może operować? No chyba że masz na myśli kreatywność sławnych PRLowskich działkowców, którzy ozdabiali swoje działki wszelkimi odpadami, bo oczywiście nic innego nie mieli. Wolne społeczeństwo bazuje na wolnych ludziach, którzy mają dowolną możliwość decydowania o tym kim się stają i jakie wartości wyznają. W wolnym społeczeństwie (jak zresztą chyba w każdym innym normalnym) nie ma przymusu ulegania presji, ani konsumpcjonizmowi. Nawet gdyby liberalizm tworzył jakieś bliżej nieokreślone konwenanse i presję społeczną, to chwalić system, który tylko takie zmartwienia generuje. Obraz tego, jak bardzo socjalistom się w dupach poprzewracało od dobrobytu. Poza tym zabrzmiałeś tutaj jakbyś właśnie naczytał się rojeń jakiegoś natchnionego lewaka wieszczącego walkę klas. Nie zdziwiłbym się gdyby słowo "komunał" miało swoje pochodzenie w tym co przywodzi na myśl brzmienie tego słowa. I poprzez analogię - socjalizm bazuje na przymusie, zniewoleniu i poczuciu wyższości klasowej proletariatu nad producentami. Poza tym tworzy presję równania do dołu, aby przypadkiem ktoś nie miał lepiej od innych. Nie. Tak jak każdy zdrowy człowiek, w pierwszej kolejności myślę o sobie i najbliższych. Następnie o ludziach mi bliskich. Dopiero później o reszcie. Dla jednostki, pomiędzy tymi trzema grupami nie istnieją znaki równości. Najprostszy dowód - sytuacja gdybyś miał wybierać czy ma zginąć twoje dziecko, czy jakiś anonimowy pan Zdzisław z Grudziądza. Jeżeli jesteś zdrowym człowiekiem to wybór jest oczywisty. Czy wobec tego w demokracji socjalistycznej grupa ludzi którzy nie chcą uczestniczyć w "ściepie" może tego odmówić? Jeżeli nie, to nie ma tu żadnego respektowania praw mniejszości, a jest wręcz ewidentne pogwałcenie ELEMENTARNYCH praw każdego człowieka, jakimi są prawo do wolności i własności. Jak dla mnie, to błędnym jest zakładanie z góry, że będzie się należeć do uciskanej konwenansami mniejszości, bo w wolnym społeczeństwie wszyscy inni z góry będą mieć przeciwne poglądy - i założenie to oczywiście nie jest w żaden sposób poparte jakąkolwiek obiektywną przesłanką. Czy słyszałeś kiedykolwiek o pojęciach określanych jako "dobroczynność", "wolontariat", "fundacja"...? Cieszę się, że nie zaprzeczyłeś. Odpowiedź jest banalnie prosta - oznacza to, że w żaden sposób nie jesteś lepszy niż autokraci, tyrani i inni - bo tak naprawdę jesteś dokładnie taki sam. Przymusem, zniewoleniem, kradzieżą i uciskiem chcesz wymusić na innych własną wizję - jakby nie patrzeć mowa tu o autokracie i tyranie. Popatrzmy jak "anty" jest socjalizm/komunizm jeżeli chodzi o autokrację i tyranię: Józef Stalin, Adolf Hitler, Mao Zedong, Kim Dzong Il, Fidel Castro, Pol Pot... Czy którekolwiek z tych nazwisk kojarzy się pozytywnie? A moc argumentu jest przeogromna. Bo jeżeli po jednej stronie jest wolność, a po drugiej jej brak, to choćbyś nie wiem jak się gimnastykował - nie nalejesz z pustego. Tak się składa, że bajki o socjalizmie znam dość dobrze. W sumie lubię science-fiction, ale tylko gdy zachowuje jakieś pozory realizmu. Coś jeszcze o Hemingwayu w kontekście komunizmu, a przy okazji o naturalnej ewolucji socjalizmu/komunizmu poczynając od wspaniałych rewolucyjnych początków: http://1maud.salon24.pl/90950,50-lat-rewolucji-na-kubie-i-wystarczy Nie wątpię że marzysz o takiej wizji w Polsce i na świecie. Raj na ziemi - można do woli delektować się "więzami społecznymi". Bo nic innego już nie zostało. Kapitalizm, podobnie jak istniejąca rzeczywistość, dąży do Absolutu poprzez nieustanną naturalną selekcję. Jak bardzo trzeba być oderwanym od tej rzeczywistości żeby wierzyć iż możliwe jest stworzenie społeczeństwa jawnie sprzecznego z ludzką naturą i naturą w ogóle? Jedną z najgłębiej zakodowanych podstaw życia jest chęć dążenia do posiadania więcej i lepiej od innych, do bycia lepszym od innych. Cały sport się na tym opiera. Codzienne relacje się na tym opierają. Nikt nie szuka sobie jak najgorszego partnera, tylko jak najlepszego. Nikt nie chce wydawać swoich pieniędzy w jak najgorszy sposób, tylko wprost przeciwnie. Nikt nie chce mieć jak najgorszej pracy, tylko jak najlepszą. Nikt nie chce sprawiać jak najgorszego wrażenia w oczach innych, tylko jak najkorzystniejsze. I w sytuacji kiedy ktoś mierzy do ciebie z pistoletu, a ty do niego - nikt nie chce być tym który zginie. W sytuacji kiedy umierasz z głodu, będziesz okradał, zabijał i zjadał innych, byleby tylko przeżyć. Podstawową cechą natury jest walka o byt, a nie empatia. Tylko pozbawiony kontaktu z rzeczywistością socjalista będzie twierdził, że może być na odwrót. Kliniczny przypadek będzie nawet twierdził, że może taki porządek zaprowadzić dobrowolnie. Dziwnym trafem, przez kilka/naście tysięcy lat istnienia cywilizacji, jeszcze się to nie udało. Jak myślisz - dlaczego? Równy przy urodzeniu jest każdy, bo każdy rodzi się tak samo wolny (o ile oczywiście nie urodził się w socjalizmie). Twoje bajki opierają się na rojeniach. Moje bajki opierają się na faktach. Co często zaznacza ekonomista Milton Friedman - dotychczasowa historia dobitnie wskazuje, że do tej pory nic tak skutecznie nie wpłynęło na eliminację biedy, jak wolność gospodarcza i wolny rynek. Potwierdzeniu jego słów mogą służyć chociażby dane zawarte tutaj: http://prawo.uni.wroc.pl/~kwasnicki/todownload/globalizacja_bieda.pdf - Istotne będą wykresy drugi i trzeci. Obrazują, że wraz z rozwojem gospodarczym odsetek najbiedniejszej ludności w światowej populacji nieustannie maleje, a ostatnie 40 lat to wręcz ostry spadek odsetka biedy. Na trzecim wykresie wyraźnie widać, że liczba biednych jest czymś zadziwiająco bezwzględnie stałym w światowej populacji (ciekawy na wykresie zdaje się być widoczny wzrost biedy w latach 1930-1980, co byłbym skłonny przypisywać wojnie światowej oraz następującym po niej reżimom komunistycznym wśród sporej części populacji). Z pewnością zauważalne jest, że liczba biednych w ciągu ostatnich ~100 lat pozostała w zasadzie niezmienna, pomimo przyrostu liczby ludności o 5 miliardów. Także tutaj: http://www.univ.rzeszow.pl/ekonomia/Zeszyt6/13_Wocial_Marek.pdf polecam zwrócić uwagę na wykres nr 1 na stronie 160. Pokazuje on, że przez lata 1970-2000 średni dochód na świecie stale rośnie i wciąż zmniejsza się odsetek ludności żyjącej na granicy ubóstwa i skrajnego ubóstwa. Jak więc widać - odsetek biedy na świecie nieustannie i coraz szybciej maleje. Tylko lewak-miłośnik science-fiction pozwoli sobie wmawiać, że jest odwrotnie. Poza tym, ja równości nie potrzebuję. Daj mi wolność, a sam zbuduję to, do czego będę zdolny. A jeżeli zbuduję mniej niż inni, to mogę ich co najwyżej poprosić o pomoc, bo na pewno nie będę ich okradał i zniewalał. Jeżeli ty chcesz równości, to równaj sobie razem z innymi którzy też jej chcą, a uczciwych ludzi zostaw w spokoju. Ogólnie mówiąc, socjaliści byliby w porządku, gdyby tylko odjebali się od reszty i swoje utopie wprowadzali we własnym gronie. Znam realia prawa tworzonego przez socjalistów. I tak one właśnie się prezentują. Czy są bardziej dobitne i obrzydliwe przykłady socjalizmu jak to, że nie możesz przekazać komuś swojej własności wedle uznania, tylko musisz dodatkowo najpierw podzielić się nią ze wszystkimi innymi? Co dotyczy przecież także spadku. Ludzie chorzy na pazerność. Chorzy klinicznie. Nie odpowiedziałeś na pytanie. Czy zezwolisz żeby socjalizm był udziałem tylko dobrowolnych partycypantów, czy wymusisz go siłą na wszystkich? Od odpowiedzi na to pytanie zależy, czy jesteś uczciwym człowiekiem oraz zwolennikiem tyranii. Czyli ustrój dla tych którzy chcieliby żyć za wspólną ściepę - oczywiście bez pytania czy ktokolwiek chce się dorzucać - po prostu ustrój pieprzonych bandytów i nygusów. A z dalszą częścią zdania zgodzę się również jeżeli będzie brzmiała "...i powszechnym przymusie jednostek." Swoją drogą - gospodarki wolnorynkowe, socjalistyczne i chyba wszystkie inne, budują się na partycypacji w pracy. Klasyczny i elementarny przykład: http://www.youtube.com/watch?v=TUZPBws9pGE Porównanie - w okolicach połowy XX wieku, ZSRR i USA osiągnęły (powiedzmy) porównywalny potencjał gospodarczy, militarny itp. Teraz pytanie - jakim kosztem? Dla ułatwienia dodam, że liczba ofiar po stronie ZSRR jest liczona w dziesiątkach milionów. Czy trzeba analizować jakie były różnice w poziomie życia obywateli? Choć podejrzewam że wykresy i cyferki są i tu zapewne nieistotne, bo w ZSRR mogli się za to cieszyć z "więzi (a nawet więzień) społecznych" oraz "partycypacji w pracy". ZSRR i blok wschodni należały chyba do państw które osiągnęły najbardziej zaawansowane stadia socjalizmu/komunizmu w historii, więc dlaczego miałbym nie używać ich jako przykładów? Albo zabierzmy żywność dziesięciu milionom Ukraińców i rozdajmy tym co nie mają, może Ukraińcy nie zdechną z głodu. Gdybyś nie wiedział o czym mówię, to ten i inne obrazki socjalizmu w praktyce możesz obejrzeć sobie tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=vJExxhBWHeg Zarzuciłbym jeszcze innym fajnym filmem o socjalizmie/komunizmie w Korei Północnej, ale nie chce mi się teraz szukać. Jak obejrzysz najpierw ten, to daj znać. Wyraziłem tylko nieśmiałe i bezpodstawne przypuszczenie :) Podejrzewam jednak, że w kategoriach prawdy, mieści się to wyżej niż propagandowe socjalistyczne relacje puszczane ludziom na Kubie czy w Korei Północnej. Więc zachęcajmy tych imigrantów do jeszcze większej imigracji. U nas dostaną ciepłe zasiłki i inną pomoc socjalną. A że z czasem zaczną się czuć jak u siebie w domu i wypierać nas we własnym państwie to już zupełnie nieistotne. Ale przynajmniej prawdziwe. Znasz jakiegoś socjalistę, który nie chciałby moich pieniędzy? Jeszcze takiego nie spotkałem.
  4. Oświeć mnie. Zawsze chętnie dowiaduję się czegoś nowego. Jakiś może mam, ale zdecydowanie nie mam teraz ochoty na rozwijanie kolejnych x wątków w wątkach. Ostatnimi czasy rozpisywałem się o tych podstawach na tyle szeroko i gęsto, że bierze mnie szczere obrzydzenie na samą myśl, iż miałbym po raz kolejny się produkować. Trafiłeś na bardzo zły moment, bo w zamiarze mam zrobić sobie dłuższą przerwę od internetowego obsypywania się literkami na masową skalę. Ale na pewno mogę polecić coś, co w dużej mierze odzwierciedla podstawy na jakich między innymi lubię się opierać: http://www.youtube.com/watch?v=cKEJACUjruA http://www.youtube.com/watch?v=aoJkzABKyC8 http://www.youtube.com/watch?v=srReE4O3xl0 http://www.youtube.com/watch?v=3tKTlkZOUvI http://www.youtube.com/watch?v=lJel376Zt-8 http://www.youtube.com/watch?v=dpo1ZeGTJrM To jest w miarę szybko przyswajalne info w pigułce. Poza tym pozostaje jeszcze lektura moich postów w tym temacie, gdzie wiele spraw było klepanych po kilka razy. Liberalizm opiera się na indywidualizmie - socjalizm na kolektywizmie. Różnice są bardzo ładnie wypunktowane w zlinkowanych filmikach. Co prawda nie jest to materiał pierwsza klasa, ale szczerze polecam. Przynajmniej klarownie opiera się to na logice, w przeciwieństwie do tego standardowego chromolenia o "egoistycznych" liberałach i "współczujących" socjalistach. Też bym z chęcią "powspółczuł" innym mając do dyspozycji cudze ciężko zarobione pieniądze. Dobrze że napisałeś o subiektywizmie. Teraz, o ile to możliwe, poprosiłbym abyś wytłumaczył mi jak ta pochwała subiektywnego dążenia do szczęścia ma się do odgórnego przymusu, na którym opiera się socjalizm. A jak ci się nudzi, to wykaż przy okazji że moje stwierdzenie dotyczące socjalizmu jest mniej prawdziwe od twojego: "Socjalizm to ideologia dla tych, którzy boją się ponosić konsekwencje własnych decyzji, boją się wziąć odpowiedzialność za własne życie i stawić mu czoła." Nie powiedziałeś tylko skąd wziąłeś pieniądze na te ferie. Domyślam się, że gdzieś je zarobiłeś. No chyba że twoja wizja socjalizmu przewiduje jakieś zasiłki dla wczasowiczów, albo to opowieści o jakiejś krainie gdzie nikt nie musi pracować, a i tak wszyscy skądś biorą pieniądze na życie. Wnioskuję z tego, ze socjalizm uwalnia ludzi, dając im wolność w postaci mniejszej ilości pracy (tylko kto wyrobi te 150% normy i plany?). W sumie to by się zgadzało - bo poprzez likwidację wolności gospodarczej uwalnia ich nawet całkowicie, zmniejszając ilość tej pracy do zera. Żeby był pełny obrazek, wytłumacz jeszcze najpierw w jaki sposób socjalizm likwiduje konwenanse i presję w środowisku. Następnie weź pod uwagę, że stosunki międzyludzkie są zawsze tylko częściowo twoim udziałem, a w pozostałej części są udziałem innych. Czy nie wypadałoby zadbać o swoją część, a pozostałą zostawić opiece właścicieli? Czy może sposobem socjalistów chciałbyś odgórnie wymusić również "słuszne i właściwe" konwenanse i presję w otoczeniu? Poza tym w twoim rozumowaniu jest bardzo duża luka już w samym założeniu. Skoro w wolnym społeczeństwie wszyscy mogą do woli kreować życie wedle własnego uznania, to po czym wnosisz, że powstanie powszechna kreacja akurat w jakiś sposób ograniczająca twoją, a nie akurat z nią zgodna? A przecież nawet jeżeli byłbyś w uciskanej konwenansami mniejszości, to przecież w twojej ulubionej demokracji mniejszość musi dostosować się do większości, wiec w czym ból? Każdy rozumny człowiek wie, że w życiu będzie miał wyłącznie to, na co zasłuży i co osiągnie poprzez własną pracę i przedsiębiorczość. Jeszcze się chyba taki nie urodził, który żyłby powietrzem i wyczarowywał wszystko co mu potrzeba. Możesz sobie wierzyć w co tylko ci się podoba, tak długo, jak tylko nie przymuszasz mnie do swojej wizji. Ja będę jednak zawsze ponad tobą, z tego właśnie powodu, że twoja wizja wymaga mojej partycypacji, a moja pozostawia ci pełną swobodę - w wolnym społeczeństwie teoretycznie może zaistnieć dobrowolny socjalizm, natomiast socjalizm wyklucza dobrowolność. Jest to coś, czego nigdy nie przebijesz, choćbyś naprodukował 5GB tekstu. Nie, nie czytałem. Również moim zdaniem teoria lewicy powinna opierać się na emocjonalnej prozie (a nawet liryce) - więcej wydumanych wizji i rojeń pozwoli szybciej przekonać się jak bardzo są one oderwane od elementarnych mechanizmów tworzących istniejącą rzeczywistość. Co znaczy "zrównać" coś, czy uczynić coś "równym"? Czy nie znaczy to "wziąć stąd gdzie jest więcej i dać tam gdzie jest mniej"? Jeżeli wiesz co mam na myśli, to daruj sobie dalsze rozwijanie tej kwestii, "dobroczyńco". Pisząc o wolności życia oczywiście żartowałeś, ale nie dałem się nabrać. Więc to zrób, przecież nikt ci chyba nie broni? Ach tak, zapomniałem - socjaliści każą ci pewnie zapłacić od tego podatek, tak jak temu co rozdawał chleb potrzebującym :D No i odpowiedz wprost na pytanie - co z tymi, którzy nie podzielają twojej wspaniałej wizji? Będziesz ich przekonywał do dobrej woli, czy odgórnie to na nich wymusisz? Odpowiedz - dowiemy się czy jesteś uczciwym człowiekiem, czy zwykłym socjalistą o bandyckiej mentalności. Jeżeli jesteś takim idealistą gotowym na poświęcenia i uważasz się za szlachetnego człowieka, to powinieneś być wręcz orędownikiem utworzenia wolnego społeczeństwa. Bo tylko wolne społeczeństwo zapewnia teoretyczną możliwość stworzenia w pełni dobrowolnego socjalizmu - oczywiście jeżeli jesteś uczciwym i szlachetnym człowiekiem. Możesz oczywiście dążyć do socjalizmu wymuszonego odgórnie poprzez kradzież i zniewolenie - to wariant dla złodzieja, który cudzą wolność i własność ma za nic. A socjalizm buduje się pewnie na barkach niewidzialnych słoni? Nie chcę być niegrzeczny, ale to może być ten czas, kiedy powinieneś poważnie zastanowić się nad odwykiem. Jeżeli obrzucamy się głupotami, to ja też coś zapodam: w kapitalizmie wyzyskiwać innych mogą tylko najlepsi. W socjalizmie to najgorsi wyzyskują najlepszych. Normalne to na pewno nie jest. Wolność gospodarcza i wolny rynek służą właśnie temu żebyś nie był "wyzyskiwany", a mógł "wyzyskiwać" innych. Jeżeli jesteś niedołęgą która nie potrafi wybić się ponad innych, to na zawsze zostaniesz socjalistą, bo socjaliści to ludzie marności, przeciętniactwa, minimalizmu, szarości i bylejactwa. Kapitalizm gloryfikuje siłę, a socjalizm słabość. Co tam Obama. Jest FED, Bernanke, to http://www.youtube.com/watch?v=U9fiKgiBhWU czy to http://www.youtube.com/watch?v=g-dFrZZte9o Wypowiedzi Miltona Friedmana, Rona Paula, Petera Schiffa, czy Johna Stossela nie chce mi się już nawet zapodawać. Mikke nie ma monopolu na dobre wrzuty, choć niezły z niego śmieszek. Skoro spotykasz się nie pierwszy raz, to może coś jest na rzeczy? Skoro przebywają tam nielegalnie, to nie wiem dlaczego ich warunki życiowe są w ogóle uwzględniane w porównaniu - co czyni je bezsensownym. Jeżeli masz źródła, to chętnie przeanalizowałbym te dane pod kątem demografii. A teraz proszę jeszcze o porównanie jaki odsetek żył/żyje na skraju biedy w Korei Północnej, na Kubie, ZSRR, PRL... A pazerność na cudze pieniądze też uwzględniasz? +++ @ zadymek Dlaczego rynek miałby eliminować narkotyki? Dopóki ich konsumenci uważają je za "dobre", dopóty na tym rynku będą, podobnie jak alkohol czy prostytucja. Wchodzi tu w grę kwestia uzależnienia więc robi się zawile, a ja zdecydowanie nie mam ochoty zagłębiać się w kolejne głębiny. Dlatego o funduszach spekulacyjnych też z tobą nie porozmawiam, bo tam w grę wchodzi jeszcze operowanie na ryzyku, psychologia i w ogóle... może Olamagato, Vilmar, czy ktoś inny będzie chciał z tobą o tym pogadać, bo ja mam już dość rynku przynajmniej na najbliższy miesiąc. W ogólnym ujęciu pewnie tak, ale mam wątpliwości czy tak samo funkcjonuje to w szczególe... naprawdę nie chcę już w to wnikać. Może innym razem. No właśnie - dla ciebie. Użyteczność ma to do siebie, że jest wyłącznie subiektywna, więc próba racjonalizowania jej przez inną subiektywność jest pozbawiona większego sensu. Przecież każdy z nas kieruje się własnym dobrem, wykorzystując własne środki w najlepszy naszym zdaniem sposób. W innych elementach życia ludzie tak samo kierują się popędami których później żałują, dlaczego więc rynek miałby być z tych popędów wyłączony skoro funkcjonują na nim ci sami ludzie? Argh, to tylko uproszczony przykład, który miał pokazać względność i subiektywność użyteczności. Może nietrafiony, ale chyba wiesz o co biega?
  5. Heh, bez jaj. Mowa była o typowym postrzeganiu konsumenta jako owcy biegnącej tam gdzie ją kierują - o czym pisał zadymek - a nie o osobach używających samochodów jako środków pracy, czy kalkulujących i analizujących w opisany sposób własne wydatki. Wydawało mi się, że wynika to z wcześniejszej dyskusji i jest raczej na tyle oczywistym, że mogę się posłużyć takim skrótem myślowym. Nic na to nie poradzę, że pisząc o sprawach tak złożonych muszę wciąż skracać i uogólniać myśli, bo nie liczysz chyba, że przy każdym uogólnieniu będę wymieniał wszystkie możliwe odstępstwa? Jak widać zrobiłem błąd, że jednak nie rozpisałem tej myśli na kolejne kilkadziesiąt linijek :D Myślę, że nie doczytałeś dokładnie. Toż piszę wciąż o względności, czy o subiektywności użyteczności. Albo nie przeczytałeś całości dyskusji, albo to ja mam taki mało komunikatywny styl pisania, bo moje wcześniejsze wypowiedzi miały na celu wskazanie dokładnie tego, co w tej chwili mi zarzucasz :D Przykładowe fragmenty (choć kontekst też jest dość istotny): "Podejrzewam, że kupując taki, a nie inny telewizor, jest to twój świadomy wybór podporządkowany twoim specyficznym potrzebom. Teoretycznie: Ty możesz zwracać uwagę tylko na rozmiar i ilość wejść. Ktoś inny może zwracać uwagę na to, czy podzespoły powstały w "fabrykach wyzysku" i kupić taki, który ma inne podzespoły." "Bo widzisz, ja osobiście nie widzę racjonalizmu na rynku kart graficznych, gdzie najistotniejszym dla ogółu rynku zdają się być przede wszystkim osiągi, raczej bez większego względu na takie rzeczy jak np. temperatura pracy czy pobierana moc (już mniejsza z tym czy tak jest rzeczywiście). Dla mnie bardzo istotna jest przede wszystkim pobierana moc, dalej temperatura, a dopiero później osiągi. Czy wobec tego mogę mówić o braku racjonalizmu sprzedawców, skoro produkują według zupełnie odwróconego schematu względem moich wymagań, ale zgodnie z potrzebami ogółu rynku?" "Tym samym potwierdziłeś też to, co napisałem powyżej i jeszcze akapit wyżej, a także pisałem wcześniej - na rynku dobre jest to, czego chce rynek, a nie to, co jest obiektywnie dobre. Jeżeli rynek będzie chciał GPU 1000GHz które palą się po trzech godzinach grania, to prawdopodobnie takie właśnie dostanie." No i przede wszystkim ten fragment: "Ta "głupota" i jej liczba pozostaje bardzo względna. Ja ludzi kupujących wszystkie nowe generacje kart graficznych jakie wychodzą, mogę nazywać "głupolami". Jednak czy oni sami się za takich uważają robiąc to? I czy ja kupując kartę graficzną raz na kilka lat, nie jestem takim samym "głupolem" w ich oczach?" Cudzysłów przy "głupocie" nie został użyty bez przyczyny i jak widzisz została tam zastosowana symetria - również nie bez przyczyny. Myślę, że trochę opacznie musiałeś zrozumieć moje wypowiedzi, bo w rzeczywistości moje postrzeganie tych kwestii jest w zupełności zbieżne z twoim, a twoje słowa są tak naprawdę potwierdzeniem moich :D
  6. Nie chcą, to niech nie czekają, Najwidoczniej efekty pośpiechu w rodzaju rozkładu Eurokomuny uważają za warte tego pośpiechu :D Dla mnie opisywanie polityki poprzez analogię z rynkiem gospodarczym jest raczej abstrakcją i czymś tak niekompatybilnym, że nie jestem chyba nawet w stanie podjąć dyskusji na ten temat. Ta "głupota" i jej liczba pozostaje bardzo względna. Ja ludzi kupujących wszystkie nowe generacje kart graficznych jakie wychodzą, mogę nazywać "głupolami". Jednak czy oni sami się za takich uważają robiąc to? I czy ja kupując kartę graficzną raz na kilka lat, nie jestem takim samym "głupolem" w ich oczach? Miałem na myśli przedmiot "Przedsiębiorczość" czy jakoś tak. Makro- ani mikroekonomii też nie miałem. Miałem za to kilka/naście lat plastyki/muzyki, chemii, biologii, fizyki... +++ @ demerenfarsz Dla informacji kolegi podam, że jestem byłym socjalistą (tak, żałuję). Nigdy nie przynależącym, ani nie wspierającym wprost żadnych konkretnych ugrupowań, a jedynie popierającym konkretne poglądy. Rynek można usprawiedliwiać o tyle, że on wyrasta z naturalnych reguł obowiązujących istniejącą rzeczywistość - w przeciwieństwie do wszelkiego rodzaju działań człowieka, które ten porządek rzeczy zaburzają w myśl własnych wydumanych rojeń jak np. bezklasowe społeczeństwo, równy rozdział dóbr i tym podobne brednie, które można włożyć między science-fiction. I bądź łaskaw powiedzieć, które "patologie demokracji" masz konkretnie na myśli? Zasiłki? Płace minimalne? Podatki progresywne? "Darmowe" instytucje...? Czy jakieś inne wynikające z kradzieży i zniewolenia mniejszości przez większość? Wolny rynek jest tylko jednym z elementów układanki dającej człowiekowi wolność wyboru kształtowania własnego życia wedle własnego uznania i potrzeb. Absolutnie niezbędnym do tego abyś nie musiał być "zniewalany" w pracy i mógł "wyzwolić się" poprzez własną przedsiębiorczość. Kiedy patrzyłem na świat przez pryzmat socjalizmu, to całkiem podobnie bredziłem o "wyzyskiwaniu" pracowników i "zniewalaniu" społeczeństwa. Na szczęście przeszło mi, kiedy dotarło do mnie że służy temu właśnie socjalizm. Nawet kiedy mam wybierać między rzekomym "zniewoleniem w pracy i wolnością konsumpcji", a "zniewoleniem w pracy, konsumpcji, edukacji, życiu...", to jak myślisz, co wybiorę? Nie. Fajnie jest być wolnym człowiekiem. Decydować o tym, czy pracować u kogoś, czy otworzyć własną firmę i sprzedawać w niej co i jak tylko ma się ochotę. I fajnie jest samemu decydować czy, jak i ile odkładać sobie pieniędzy na przyszłość, i o wielu, wielu innych rzeczach... Nazywanie USA krajem liberalnym, staje się obecnie żartem podobnej klasy jak nazywanie Eurokołchozu krajem wolnorynkowym. A wiesz o tym, że najbogatszy 1% Amerykanów płaci 34% całego podatku dochodowego USA, a najbogatsze 5% Amerykanów płaci 53% całego podatku dochodowego USA? Cieszysz się? Powiedz, że TO I TAK ZA MAŁO I NIESPRAWIEDLIWIE.
  7. Ja piszę z reguły o takich zagadnieniach uważając je za brak rynku w (rzekomym) rynku. I tak jak pisałem wcześniej: Nie należy przecież karać za takie sytuacje samego rynku, tylko należy ograniczać i eliminować te nierynkowe metody. Bo nie kara się przecież ofiary, tylko sprawcę. I należy pomagać jemu, a nie manipulantom psującym rynek - monopolistom, kartelom, biurokratom... Tymczasem winę zrzuca się bezpośrednio na rynek sam w sobie. Dzięki temu właśnie słyszymy, że "rynek nie zdał egzaminu - potrzebujemy więcej regulacji". Ten jawny absurd jest chyba ulubionym narzędziem socjalistycznych populistów i w najbliższym czasie czeka nas prawdopodobnie zalew takich objawień [o czymś podobnym gadali nawet parę dni temu: http://www.youtube.com/watch?v=VF8Lt1Bzs04#t=1m31 ]. Mniej więcej tak to widzę, choć możesz oczywiście uważać inaczej. Jak zapewne wiesz, "przekonywać" to nie jest to samo co "zmuszać". Ja nie kupuję super-extra-wspaniałych gier zaraz po premierze - choć mnie do tego przekonują. Nie mam też żadnej mega-next-genowej konsoli, i nie zamierzam mieć, bo nie mam w zwyczaju kupować czegoś, z czego i tak nie będę korzystał - choć mnie do tego przekonują. Nie kupuję też super-ultra-najszybszych kart graficznych lepszych od mojej przestarzałej rocznej - choć mnie do tego przekonują. Nie kupuję żadnych super-wspomagających-erekcyjnych energy drinków, ani żadnych innych super-fuckin-cool słodzonych gazowanych gówien - choć mnie do tego przekonują. Wciąż wszyscy mnie przekonują - ale nie zmuszają. A jak ktoś głupi, to kupi. Inteligencji ekonomicznej i zarządzania majątkiem w ogóle się przecież nie uczy i nie kształtuje - z tego co pamiętam, to w toku nauczania, jako taki związek z tymi kwestiami miałem dopiero w szkole średniej, na jednym przedmiocie, godzinę w tygodniu, w ciągu jednego, czy dwóch semestrów. Wyobrażasz to sobie? Umiejętności i wiedza, które są podstawą dla niemal całego codziennego życia społecznego i codziennych wyborów, są praktycznie całkowicie pomijane w toku nauczania! Dzięki temu właśnie wygląda to tak, jak piszesz. Także właśnie dzięki temu władze mogą żerować na ignorantach ekonomicznych uderzając w populizm i demagogię. A producentom jest to przecież także jak najbardziej na rękę. Bo tylko imbecyl ekonomiczny uwierzy, że kupno jakiegoś samochodu jest "świetną inwestycją".
  8. Do pewnego stopnia można powiedzieć, że tak jest. Jednak prognoza w dalszym ciągu powstaje na podstawie istniejącego na rynku zapotrzebowania, a nie na podstawie widzimisię producenta. A przy okazji spróbuj zdefiniować "funkcjonalność" na całościowo pojmowanym rynku komputerowym i odpowiedz sobie czy pokrywa się ta definicja z "funkcjonalnością" oczekiwaną przez każdego jednostkowego konsumenta? To decyduje o tym, że nigdy żadna jednostkowa rynkowa oferta nie zadowoli w jednakowym stopniu całego popytu, co wynika z subiektywności użyteczności. Z tym, że zadowolenia nie możesz kreować bezpośrednio samego w sobie. Możesz kreować je jedynie pośrednio, poprzez spełnianie potrzeb klienta. W przypadku dalszej części twojego stwierdzenia, nie mam żadnych podstaw żeby uważać ją za trafną ocenę rzeczywistości. Co się tyczy znaczenia reklamy, to w obecnej rzeczywistości rynkowej nikt chyba nie będzie podważał jej istotności. Nie. Po prostu wygrywają ci, którzy lepiej od pozostałych potrafią dostosowywać się do ciągłych zmian. Dokładnie tak jak w naturze. To, że dzisiaj jesteś najlepszy, nie znaczy, że będziesz takim jutro. Środowisko się zmienia i zmieniasz się razem z nim, albo zostajesz w tyle. Ja bym powiedział, że jednak to skala makro wchodzi tu w grę. Zależy tylko co chcesz w tej skali uwzględnić. Ja pisałem akurat o konkurencji między gatunkami, ale równie dobrze możesz w tej skali uwzględnić zmiany w obrębie jednego gatunku, np. czy lepiej sprzedają się RTSy bez budowania baz, czy takie z bazami. Wszystko to oceniasz przecież zawsze w sakli makro? Gdzie przez makro rozumiem całościową sprzedaż na danym rynku - obojętnie czy jest to akurat rynek wszystkich gatunków, czy rynek tylko jednego gatunku, czy tylko jakieś konkretnej odmiany jednego z gatunków. Choć może mylę w tym momencie pojęcia. Ale mniejsza z tym. Nie do końca bym się z tym zgodził, bo informowanie o istnieniu produktu (czyli zagnieżdżanie w świadomości konsumenta) chyba także jest uznawane za formę (czy jedną z funkcji) reklamy - choć oczywiście niekoniecznie musi to być inicjatywa producenta. Podobnie to "ścieranie się punktów widzenia" tworzy w efekcie coś, co w marketingu określa się mianem "reklamy szeptanej" i co jest uznawane za jeden z najskuteczniejszych rodzajów reklamy. A jeżeli dodatkowo właściciele forum dostają od producentów egzemplarze testowe do recenzji, to mamy marketingowe publicity pełną gębą. Ja zupełnie tego tak nie widzę. Decyzja została podjęta bez udziału konsumentów, ale z myślą o nich (a tym samym o producencie). Dopóki mogą tę decyzję ocenić (czego obrazem jest sprzedaż), to rynek pełni swoją "selekcyjną" rolę. Z posiadanych przeze mnie informacji (np. http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=146&pid=40144 ), to rynek tam raczej nie miał za wiele do powiedzenia, bo w grę wchodziły być może jakieś dziwne porozumienia i układy, dając w efekcie coś w ogóle niedostosowane do potrzeb. W ogóle nie znam się na takich sprawach, ale w najprostszym ujęciu, upraszczając, widzę to mniej więcej: określamy docelową użyteczność i ogłaszamy wolny przetarg na jak najlepszą jej realizację. Wygrywa ten, kto zarzuci ofertą najbliższą zakładanej użyteczności. Pytania powstają odnośnie tego, kto powinien określić tę użyteczność i jak ją ostatecznie zweryfikować w przetargowych ofertach. Ale z racji tego, że kryteria są chyba możliwe do dość precyzyjnego określenia, nie powinno to być chyba specjalnie skomplikowane zadanie. Na resztę nie chce mi się już odpisywać :/
  9. Jeżeli jest tak jak piszesz, to innymi słowy: rynek wskazał potrzebę, a producenci podjęli decyzję w jaki sposób tę potrzebę zaspokoić. I teraz rynek tę decyzję zweryfikuje. I dla rynkowej selekcji to przecież w zupełności wystarcza. Gdyby tak to funkcjonowało, to na rynku nie byłoby raczej tego na co jest zapotrzebowanie, tylko raczej wprost przeciwnie. Przy założeniu że Warner Bros. postępuje racjonalnie, to nie podejmowałby decyzji wbrew oczekiwaniom rynku. Jeżeli świadomie postępowałby wbrew oczekiwaniom rynku to nie jest to raczej działanie racjonalne. A że działania zgodne z oczekiwaniami klienta zazwyczaj (bo nie zawsze) dają jednak więcej korzyści niż działania wbrew jego oczekiwaniom, to ostatecznie jednak przekłada się to na większą zdolność przetrwania na rynku tych, którzy postępują zgodnie z tymi oczekiwaniami. Rozumiem co masz na myśli. To nie zmienia jednak postaci rzeczy, że mimo wszystko to rynek ocenia czy zgadza się z podjęta ponad nim decyzją, i to właśnie on ostatecznie pokaże czy była to trafna decyzja, czy nie. Nawet gdyby HDDVD mogło być dla konsumentów lepsze, to w dalszym ciągu rynek nic na tym nie stracił, skoro BD mimo wszystko i tak jest lepsze niż to co już jest na rynku. Być może jest to mniejsza "dobroć" dla rynku niż mogłaby być, ale w dalszym ciągu jest to zmiana in plus, a nie in minus. "Selekcja" może postępować małymi krokami, ale mimo to postępuje naprzód. Oczywiście, nikt chyba nie twierdzi że jest on ze wszech miar doskonały, i kiedy powstają monopole to konkurencję trzeba wymuszać sztucznie. Jednak jakby nie patrzeć - nawet gdyby realnie wolny rynek i realne odgórne planowanie dawały takie same efekty, to w dalszym ciągu w przypadku wolnego rynku masz pełną wolność, a w przypadku odgórnego sterowania masz brak wolności. Wobec tego przewaga pierwszego nad drugim jest niepodważalna. Przypomniało mi się: "Gdyby nawet socjalizm zapewniał więcej dóbr niż kapitalizm, to i tak byłbym za kapitalizmem, bo zapewnia on więcej wolności. Na szczęście nie mam tego dylematu..." :D Dokładnie tak. Wątpliwość pojawia się jednak jeżeli chodzi o kalkulowanie takiego ryzyka, bo mowa jest o ogromnych stratach związanych np. z utratą budowanego wiele lat zaufania klientów, co przekłada się przecież ostatecznie na kondycję finansową. Ja wiele lat temu sparzyłem się na pewnym podzespole od Gigabyte. Od tamtego czasu omijam tę firmę szerokim łukiem, choć wiele mogło się od tego czasu zmienić. Albo umiesz się dostosować, albo giniesz. Życie to nie je bajka - to je zajebajka. Ci którzy myślą i działają rynkowo, odnoszą na rynku sukces z korzyścią dla ogółu. Ci którzy działają wbrew rynkowi, niech giną - bo i po co komu oni, skoro nie wnoszą korzyści? Nikt nie powiedział że eliminacja musi następować z dnia na dzień, ani nawet z roku na rok. Selekcja rynkowa jest procesem z natury długotrwałym, ale nieuniknionym i niepowstrzymanym. Można na nią wpływać w rozmaity sposób nierynkowymi metodami i próbować ją zaburzać dla własnych krótkotrwałych korzyści. Sęk w tym, że nie należy przecież za karę ograniczać rynku, tylko należy ograniczać i eliminować te nierynkowe metody. Bo nie kara się przecież ofiary, tylko sprawcę. Rynek do pewnego stopnia sam potrafi się obronić i odpłacić bardzo boleśnie. I należy przecież pomagać jemu, a nie manipulantom psującym rynek - monopolistom, kartelom, biurokratom... Mnie o to nie pytaj, bo nie jest to moja dziedzina. Ale albumy chyba niekoniecznie sprzedają się jako całość, a są chyba na ogół raczej ciągnięte przez single czy markę wykonawcy. Jeżeli chodzi jeszcze o badanie rynku to np. to może dobrze obrazować pewne metody: http://www.di.fm/ http://www.sky.fm/ Co jakiś czas dodawane są tam nowe stacje i po jakimś czasie albo dołączają do reszty albo mówią pa-pa. Ja słucham tam głównie Ambient, Minimal, czy Space Music. Jeżeli liczba słuchaczy tych stacji zacznie spadać poniżej pewnego poziomu, to zapewne zmieni się puszczaną w nich pulę, albo pożegna się je całkiem, a ich miejsce zajmie jakaś nowa stacja o większej słuchalności. Nie wiem też czy słyszałeś o pewnym projekcie czegoś w rodzaju "uczącego się" radia internetowego. Początkowo puszcza ci utwory najróżniejszego rodzaju i w zależności od twoich reakcji "uczy się" twojego gustu z czasem coraz dokładniej, puszczając tylko takie utwory które powinny ci odpowiadać. Narzędzie chyba niemal doskonałe w badaniu i sondowaniu rynku. Narzędzia marketingu, podobnie jak inne, służą zminimalizowaniu tego ryzyka, a nie jego eliminacji. W nowoczesnym zarządzaniu a także marketingu, w centrum stawia się klienta i jego zadowolenie, bo to właśnie jego zadowolenie jest kluczem do sukcesu. I nieustannie badasz czy w odpowiednim stopniu zaspokajasz jego potrzeby, wprowadzając przy tym odpowiednie zmiany w przyszłości, po to, aby jego zadowolenie było jeszcze większe, a tym samym większa była sprzedaż. A koncepcjami zaspokajania potrzeb konsumenta zajmuje się w bardzo dużej mierze właśnie marketing. W sumie częściowo odpowiedziałem już chyba powyżej. Marketingowiec wie, że tę sprzedaż osiągnie właśnie dzięki zadowoleniu klienta. Dlatego też analizuje rynek żeby najpierw poznać potrzeby klienta i następnie jak najlepiej go zadowolić - a przez to osiągnąć sprzedaż. W praktyce długoterminowa wysoka sprzedaż bez zadowolenia klienta chyba raczej nie istnieje. O realnej użyteczności decyduje konsument. Różni producenci mogą stosować różne praktyki, ale faktem jest raczej, że sukces osiągają ci, którzy dają konsumentowi największą użyteczność, obojętnie co by się na nią nie składało. I takich właśnie producentów rynek najbardziej nagradza. Pozostali będą krążyć w odmętach przeciętności aż wreszcie utoną i zje ich konkurencja. Jest to przecież nic innego jak jedna z form konkurencji, zdobywania rynku i normalny element jego funkcjonowania. Ale tak jak wszystkie inne - nie zawsze i nie wszędzie można go stosować, nie daje też żadnej gwarancji. No i na wolnym rynku my możemy przecież kreować swój trend, ale to nie znaczy że konkurencja w tym czasie śpi. Chyba raczej - anonimowi gracze są targetem właścicieli forów? Ale więcej przecież nie trzeba. Kupując RTS, nie kupiłeś RPG ani FPS. W makroskali taka informacja jest równie cenna i wystarczająca. Nie jestem pewien czy zrozumiałem konstrukcję zdania, ale mniejsza z tym. Ale dopóki format nie został wybrany, konkurencja mogła stawać na głowie żeby do siebie przekonać na wszelkie możliwe sposoby. Ci którzy wybrali, kierowali się własną użytecznością (cokolwiek by się na nią nie składało) i uznali że jeden z formatów spełnia ją lepiej. Gdyby tak nie było, to wybraliby drugi. A tak w ogóle jaki jest sens zagłębiania się w podstawy ekonomii skoro to temat o Polsce? +++ @ Galadin Bądź optymistą jak pan premier: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,8887326,_To_byl_rok_najwiekszej_proby__Wyszlismy_z_niej_zwyciesko_.html +++ Jeżeli PO ma obecnie najniższe poparcie w historii badań, to zaczyna się robić ciekawie. Resztę żal komentować: http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/315684,tylko-cztery-partie-w-sejmie-najnowszy-sondaz.html
  10. Według mojego poglądu i wiedzy, w fazie konkurencji pomiędzy formatami rynek działał o tyle, że podejmowane decyzje producentów były zorientowane na rynek. Taka a nie inna decyzja nie zostałaby podjęta gdyby nie wiązała się z korzyściami dla producenta. Następnie ten producent własne korzyści przekuwa w korzyści dla swoich klientów, aby ich pozyskać. I to ci właśnie klienci ostatecznie weryfikują czy producent postąpił dobrze czy nie - nawet pomimo tego, że nie mieli bezpośredniego wpływu na decyzję producenta. Wciąż staram się pokazać, że "selekcja" nie musi odbywać się na każdym szczeblu, bo i tak odbywa się na ostatecznym szczeblu konsumenckim, więc w ostatecznym rozrachunku i tak decyduje rynek. Ale nie wiem, może ja jakąś inną ekonomię i zarządzanie poznawałem :D Monopol jednak jest brakiem wolnego rynku, tak jak odgórna biurokracja. Więc siłą rzeczy rynek w nim nie działa lub jest bardzo zaburzony. Dlatego nie ma to chyba raczej zastosowania w tym, o czym mówimy. Jeżeli dopuszczanie większej awaryjności jest robione w ramach cięcia kosztów, to zapewne wynikło to z sytuacji na rynku, która to dopuszcza, potrzebując raczej niższych cen niż bezawaryjności. Musi się to przecież odbywać w ramach tego na co zezwala rynek, bo przecież w innym wypadku zacznie się odpływ klientów i straty? No i w sytuacji wolnego rynku - jeżeli awaryjność stanie się zbyt uciążliwa dla konsumentów, to pojawi się zapotrzebowanie na bezawaryjność nawet kosztem większej ceny. I wówczas zaczyna się sytuacja w drugą stronę, bo rynek potrzebuje teraz raczej bezawaryjności niż niskich cen. W bardzo dużym uproszczeniu tak to przecież działa na rynku? Także dzieje się to w ramach tego, na co zezwala rynek. Ja w ogóle nie kupuję premierowych wydań gier i innych towarów właśnie z racji ich niedoróbek. Czekam odpowiednią ilość czasu aż wyjdą na jaw wszystkie niedoróbki i zostaną poprawione. Najczęściej kupuję wersje Ultra Platinum Maximum Edition, które mają wszystkie możliwe patche i dodatki. Jednak najwidoczniej osób takich jak ja jest relatywnie niewiele, skoro niedorobione gry sprzedają się po premierze w wielomilionowych nakładach. W ten sposób rynek daje znać, że mimo wszystko akceptuje taki towar. Więc prawdopodobnie będzie taki dostawał dopóki będzie to dla producenta opłacalne. Tym samym potwierdziłeś też to, co napisałem powyżej i jeszcze akapit wyżej, a także pisałem wcześniej - na rynku dobre jest to, czego chce rynek, a nie to, co jest obiektywnie dobre. Jeżeli rynek będzie chciał GPU 1000GHz które palą się po trzech godzinach grania, to prawdopodobnie takie właśnie dostanie. Dokładnie tak. Liczy się to, czego chce rynek - a jeżeli liczy się wydajność, to będzie oferowana wydajność. Jeżeli jednak jest odpowiednio pokaźna grupa dla której liczy się co innego niż wydajność, i można na tej grupie zarobić, to pojawi się też oferta dla tej grupy. Rynkowa oczywistość. I piszesz też o kolejnej rynkowej oczywistości - jeżeli wszyscy oferują tylko wydajność, to ten kto oprócz wydajności zaoferuje także dodatkowe atrakcje, będzie miał przewagę nad konkurencją. Nie wiem czy moje wyobrażenia mają jakąś wartość, ale pierwsze co przychodzi mi do głowy to np. oglądalność stacji muzycznych, które oferują konkretne gatunki muzyczne; słuchalność stacji radiowych o konkretnym profilu muzycznym; listy przebojów w takich mediach; ilość osób na występach różnych rodzajów muzyki; słuchalność, oglądalność i pobieralność piosenek w portalach oferujących muzykę i teledyski. Instrumentów do badania i metod ich analizy przy tak rozwiniętym rynku jest zapewne niemało. A co innego lepiej nakręca sprzedaż, jak nie właśnie zadowolenie klienta? Teoria użyteczności się kłania, a na dodatek wydaje mi się że popełniłeś marketingową herezję w tym momencie. Poprzeglądaj misje i polityki jakości produkcji przedsiębiorstw, a niemal pewny jestem, że znajdziesz tam mniej lub bardziej dosłownie wyrażone zobowiązania dążenia do zadowolenia klienta. W sumie poczytaj parę podręczników z marketingu, bo znajdziesz tam o wiele więcej konkretów niż chciałoby mi się pisać. Chyba rozminęliśmy się z pojęciami. Jeżeli poprzez osąd rynku gier rozumiesz np. różnego rodzaju recenzje w czasopismach czy portalach, to jest to tylko element który pozwala kształtować decyzje konsumentów, ale nie musi bezpośrednio wpływać na rynek gier - na tej zasadzie, że nie musisz czytać niczyich opinii tutaj, a możesz kierować się zupełnie czym innym - możesz kupić grę np. tylko dlatego bo lubisz ten gatunek. Forum to powstało zapewne właśnie z potrzeby rynku gier i może na niego wpływać, ale nie bezpośrednio, a tylko pośrednio, wpływając na decyzje konsumentów - które to decyzje są właśnie ostateczną rynkową oceną gier. I jest to niewątpliwa przewaga wolnego rynku nad odgórną biurokracją. Nie wybierają też bezpośrednio czyje maszyny spawalnicze ma kupić producent. Robią to pośrednio, kupując te towary, w których spawy są zadowalające :)
  11. Toteż dlatego pisałem, że BD kupować nie musisz ani ty, ani nikt inny. Wszyscy mogą zostać przy DVD czy czymkolwiek innym i nie kupować BD. Jeżeli coś by ludziom w BD nie pasowało, to by go nie kupowali i straciłby rację bytu - czyli zadecydowałby rynek. Za konsumentów zadecydowały korporacje, ale to i tak ludzie oddolnie zdecydują czy rynek chce BD. W tej chwili jednak BD prawdopodobnie spełnia o wiele lepiej potrzeby konsumentów niż DVD czy VCD, więc dopóki nie pojawi się coś co spełni je jeszcze lepiej, to rynek wybierze BD. Bo nie zdajesz się chyba zauważać, że obojętnie czy HDDVD czy BD, to i tak jest to towar "lepszy" niż już obecne na rynku i jeżeli ludzie poprą go swoim zakupem, to w efekcie "selekcja" zostaje spełniona - inne formaty zostają zastąpione przez lepszy BD/HDDVD. I postaraj się nie schodzić do "ludzie kupują BD bo nie mają innego wyboru". Skoro ty nie kierujesz się bzdurami w rodzaju popularności, to kierujesz się innymi kryteriami. Jednak "gracze rynkowi" kierują się swoimi kryteriami, które nie muszą pokrywać się z twoimi, ale mimo wszystko mają na celu cię zadowolić, bo bez twojego zadowolenia oni nie istnieją. Pisałem wcześniej na ile sposobów możesz wyrazić swoje niezadowolenie z ich decyzji o wyborze BD. Jeżeli ludzie zaczną narzekać że sprzedaje szmelc, przestaną kupować i spadną mu obroty, to czy sprzedawca nie poszuka innego przedstawiciela, wiedząc że z tym nie ma przyszłości? Czy nie jest to naturalna rynkowa sytuacja? A nawet jeśli jakaś mała część klientów będzie mimo wszystko kupować u niego nadal, to czy rozsądny sprzedawca nie będzie szukał możliwości zwiększenia liczby klientów - a więc również poszuka innego dostawcy? Czy nie tak to właśnie działa? Jeżeli dobrze rozumiem, to w tym miejscu "dobro" na rynku podzespołów chciałbyś rozumieć niejako przez bezawaryjność. Racjonalizm sprzedawców może istnieć o tyle, że przykładowo na tym konkretnym rynku podzespołów, tym co jest wymagane nie jest w istotnym stopniu bezawaryjność, a np. jak najwyższe parametry i osiągi - nawet kosztem awaryjności. Bo widzisz, ja osobiście nie widzę racjonalizmu na rynku kart graficznych, gdzie najistotniejszym dla ogółu rynku zdają się być przede wszystkim osiągi, raczej bez większego względu na takie rzeczy jak np. temperatura pracy czy pobierana moc (już mniejsza z tym czy tak jest rzeczywiście). Dla mnie bardzo istotna jest przede wszystkim pobierana moc, dalej temperatura, a dopiero później osiągi. Czy wobec tego mogę mówić o braku racjonalizmu sprzedawców, skoro produkują według zupełnie odwróconego schematu względem moich wymagań, ale zgodnie z potrzebami ogółu rynku? Dlaczego krucho? BD się sprzedaje? Sprzedaje się lepiej niż np. DVD i wypiera go z rynku? Jeżeli tak, to rynek ocenił BD jako lepszy niż inne istniejące formaty. Jeżeli nie, to BD zginie śmiercią naturalną, a jego miejsce zajmie coś lepszego. Zupełnie nie zgodziłbym się z tym, co tu napisałeś. Nikt nie produkowałby jakiejś muzyki w ilości której rynek nie wchłonie/nie potrzebuje. Myślę, że zdecydowanie się zagalopowałeś twierdząc, że ten rynek nie ma określonych wymagań - bo jest dokładnie odwrotnie. Na rynku muzycznym panują zmieniające się trendy, tak jak na prawie każdym innym. Myślę, że nie trzeba lepszego dowodu niż istnienie specyficznej muzyki lat 60'', 70'', 80'', czy też przejściowej mody na lalusiowate boybandy, disco-polo i inne, które obecnie są obciachem. Obecnie "promowanie" gwiazd w dużej mierze bierze się właśnie z procesu przypominającego produkcję będącą efektem badania zmieniających się trendów. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pompowałby przecież w Polsce kasy w muzykę typu country na poziomie takim jak pompuje np. w hip-hop. A z czego to wynika? Z potrzeb rynku i z jego badania. Rynek wybiera hip-hop a nie country. Dla rynku lepszy jest hip-hop niż country. Jeżeli jednak badania rynku wskażą nadchodzący trend na muzykę country to będziesz mógł z pewnością spodziewać się pompowania kasy i "promowania" nowych gwiazd country. Przytoczyłbym sporo ciekawych informacji na temat funkcjonowania rynku muzycznego, "promowania", trendów itd. ale wszystko to podziewa się gdzieś w formie papierowej. Produkcja jest w ogromnym stopniu planowana na podstawie badań rynkowych, na podstawie analiz i masy innych instrumentów służących np. przewidywaniu trendów. Wiele produktów pojawia się także w wyniku oddolnego "ssania" na rynku. Jednak nie wszystkie trendy czy potrzeby da się wybadać i jeżeli pojawia się zapotrzebowanie o jakim piszesz, to jest to przecież oznaką tego, że coś dobrze trafiło w zapotrzebowanie i powinno zostać rozwijane. Generalnie jednak myślę, że marketingowiec chyba nie do końca zgodziłby się z twoim stwierdzeniem. Jego zysk bierze się z zadowolenia klientów, czy nie? Jeżeli tak, to logicznym jest, że nie robiłby tego z myślą o zaszkodzeniu im. Jeżeli już wypowiadasz tak kategoryczne osądy dotyczące ich decyzji, to przydałoby się chyba żebyś podał w czym te osądy mają uzasadnienie, bo za bardzo robi się z tego czytanie w myślach. Równie dobrze mogli się kierować jakimiś analizami dotyczącymi kosztów produkcji. Mogli się kierować czterokrotnie większą pojemnością BD. Mogli się kierować wieloma innymi sprawami. Jeżeli ma być o tym mowa konkretnie, to przydałyby się konkrety na których można się oprzeć. A czy osąd rynku gier nie wynika pośrednio właśnie np. z istnienia tego forum? Tu, podobnie jak w czasopismach branżowych i innych, tworzy się przestrzeń gdzie kształtowane są decyzje wpływające na zakupy, czyli ocenę rynkową. Możesz oczywiście kupować gry metodą prób i błędów bazując tylko na reklamach producentów. I wówczas np. nie kupisz kolejnej części gry, która w ogóle ci się nie spodobała. Podejrzewam jednak, że spora część nabywców kształtuje swoje decyzje na takich np. forach czy w czasopismach. Klamka zapadła, ale tylko między tymi konkurentami, a nie na rynku. Rynek nie musi akceptować BD. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale mniejsza z tym. Weź tylko pod uwagę, że marketing we wszystkich swoich odmianach, jest przecież niczym innym jak manipulacją twoim przekonaniem. Tak, jeżeli miałeś na myśli odgórne wdrażanie siłą, to tak.
  12. Podejrzewam, że kupując taki, a nie inny telewizor, jest to twój świadomy wybór podporządkowany twoim specyficznym potrzebom. Teoretycznie: Ty możesz zwracać uwagę tylko na rozmiar i ilość wejść. Ktoś inny może zwracać uwagę na to, czy podzespoły powstały w "fabrykach wyzysku" i kupić taki, który ma inne podzespoły. Jeżeli tych drugich byłoby na rynku odpowiednia ilość, to spowodowałoby to zapewne odpowiednie reakcje u producentów telewizorów a przez nich reakcje producentów podzespołów - czy nie? A z wyborem rynku jako całości wiąże się to o tyle, że każdy "sprzedawca" dba o swojego "klienta", a ten z kolei o swojego, itd. Wobec tego ten trzeci nie musi mieć bezpośredniego wpływu na relacje pierwszego z drugim, ale ma wpływ pośredni poprzez swoje relacje z drugim, które są przecież niczym innym jak weryfikacją decyzji drugiego. Dlatego ciebie jako konsumenta końcowego nie powinno zbytnio interesować jakie śruby (składowe produktu) od dostawców wybierze producent, bo to temu producentowi zależy żeby kupione od dostawców śruby były odpowiedniej jakości, żebyś ty mógł dostać zamierzoną jakość końcową i wybrał tego producenta zamiast innego. Oczywiście bardzo upraszczając i uogólniając. Względy marketingowe zadecydowały też chyba w przypadku VHS i Betamax. Ten drugi pomimo, że w wielu względach lepszy (ale i droższy) był bardzo słabo promowany. Marketing jest nieodłączną częścią zdobywania rynku, tak samo jak cena, czy jakość - co zostawiłem niejako w domyśle. Napisałem że rynek wybiera to, co dla niego lepsze - przy czym lepsze nie musi oznaczać obiektywnie najlepsze, ale pasujące do potrzeb rynku. Przykład rynku muzycznego - ta muzyka której jest najwięcej i najlepiej się sprzedaje, niekoniecznie jest uważana za obiektywnie najlepszą (czy wartościową), ale jest najlepsza z punktu widzenia rynku, bo zadowala największą ilość ludzi - co ma swój wyraz właśnie poprzez to, że najlepiej się sprzedaje w porównaniu z innymi. Udział muzyki w rynku prawdopodobnie odpowiada zapotrzebowaniu - gdyby tak nie było, to ktoś przecież musiałby dopłacać do interesu. To co piszesz mimo wszystko wskazuje na wybór rynku. Warner Bros. wybierając taki format kierował się zapewne zarówno bezpośrednimi korzyściami własnymi jak i dobrem swoich konsumentów (także przekładającym się na jego korzyść). Z pewnością nie wybrałby BD gdyby miał na tym stracić, pogorszyć jakość, czy pogorszyć swój wizerunek albo stracić klientów. Ty nie musisz kupować BD. Możesz oglądać filmy w TV, w kinie, przez internet, na DVD, czy VCD, a nawet VHS - jest to nic innego jak weryfikowanie decyzji Warner Bros. przez ciebie - rynek. Jeżeli nikt nie kupowałby BD albo kupowałby w znikomych ilościach, to jak myślisz - ostatecznie rynek jako całość miałby jednak wpływ na ten format, czy nie? Nie wiem co masz na tu myśli poprzez "nierynkową strategię", ale zauważ, że mimo wszystko przekonanie tych "dużych graczy" będzie wynikało z ich przekonania, że jest to coś korzystnego - czyli z wyboru czegoś, co uważają za dobre. A jeżeli ten "dobry" wybór okaże się ostatecznie "zły" na rynku, to będzie to przecież właśnie ocena przez rynek i eliminacja w ramach "selekcji naturalnej"? Ale bardzo upraszczając.
  13. Tak w ramach uzupełnienia do poprzedniego: Żeby powstało CD nie potrzebowaliśmy biurokratów do jego opracowania. Standard CD opracowały samorzutnie rynkowe przedsiębiorstwa widząc w tym wspólne korzyści. Rynek to zaakceptował - a mógł zostać przy CC czy VHS. Rynkowe przedsiębiorstwa opracowały VHS, Betamax, czy Video 2000. Rynek wybrał VHS, a Betamax i Video 2000 poszły w zapomnienie. Rynek - czyli ludzie zdecydowali. To samo było z HDDVD i BD. W sklepach masz BD, a HDDVD już raczej nie zobaczysz. Rynek - czyli ludzie zdecydowali i wybrali to, co uznali za lepsze. Przy czym lepsze nie musi oznaczać obiektywnie najlepsze, ale najlepiej dopasowane do potrzeb rynku. Nie wiem jaka jest historia normalizacji np. gwintów czy nakrętek, ale: Gdyby grupy producentów i odbiorców zaczęły tworzyć własne wspólne standardy gwintów i nakrętek w celu poprawienia współpracy i kompatybilności, i powstałoby np. pięć różnych od siebie standardów, to z czasem i tak rynek zweryfikowałby które standardy mu się najbardziej podobają i najlepiej sprawdzają się w praktyce, a które nie. A może nawet pojawiłyby się nowe, lepsze standardy powstałe ze sprzężenia zwrotnego pochodzącego z rynku. W ten sposób poprzez eliminację w grupie podobnych rozwiązań rynek wybrałby najlepsze dla siebie standardy, a pozostałe poszłyby w zapomnienie. Przetrwałoby to, co dla rynku najlepsze, z korzyścią dla ogółu. Jeżeli utworzysz biurokratyczną komisję, która opracuje jeden wspólny standard, który przymusowo ma obowiązywać wszystkich, to rynek nie może tego zweryfikować - niezależnie od tego jak beznadziejny byłby ten biurokratyczny pomysł. Największą korzyść daje "selekcja naturalna", eliminując to, co nie jest dopasowane do potrzeb. Wiara w biurokrację potrafiącą odgórnie stworzyć i narzuć wszystkim najlepsze (według biurokracji, nie rynku) rozwiązania jest zupełnie sprzeczna z "selekcją naturalną", a więc i z działaniem rynku, jego potrzebami i interesem konsumentów. Jest to jeden z powodów, dla których np. komunizm nie ma prawa bytu w istniejącej rzeczywistości, która jest ze wszech miar oparta na "selekcji naturalnej" - "komunizm" chiński istnieje dzięki mniej lub bardziej wolnemu działaniu rynków światowych, a nie dzięki własnym odgórnym zarządzaniu nimi, a te "komunizmy", które chciały same tworzyć własną odgórnie narzuconą rzeczywistość sprzeczną z "selekcją naturalną" albo już poległy na skutek powikłań, albo bardzo cienko przędą. Tylko zaślepieńcy wierzą, że są w stanie stanąć ponad "selekcją naturalną". Mogą ją lekko ugniatać i kształtować z jednej czy drugiej strony, ale tylko na krótką metę i tylko w niewielkim zakresie. Ale to wszystko w baaardzo dużym uproszczeniu i uogólnieniu mówiąc. A wszystko to piszę również właśnie niejako w kontekście rynku pracy, który w mniejszym, bądź większym stopniu tak samo podlega rynkowej "selekcji naturalnej" i jest tak samo wrażliwy na wszelkie nią manipulacje. Choć zapewne takie manipulacje są do jakiegoś stopnia możliwe bez powodowania większych powikłań. A wszystko co piszę wynika przecież z najbardziej podstawowej wiedzy ekonomicznej. Czy wbrew niej najpierw wyeliminujesz "selekcję naturalną" z rynku towarów i usług poprzez odgórnie narzucane normy, koncesje i wymogi, później z rynku pracy poprzez jego sztuczne tworzenie, a później może jeszcze z życia osobistego poprzez wprowadzanie przymusowych związków, tak żeby brzydale i niedołęgi życiowe mieli takie same szanse na znalezienie atrakcyjnego partnera i nie byli sexualnie "dyskryminowani"? Przecież sam wciąż rozpisujesz się np. o poparciu dla socjalistycznych pomysłów Palikota, o socjalistycznych ideach rozdziału środków i wpływu na rynki. Rozdwojenie jaźni? No chyba, że w powyższym zdaniu miałeś na myśli także siebie. +++ @ Mogrim Żeby lista była pełniejsza powinieneś dopisać jeszcze Newsweek i Forum. A i Angora i Focus by się chyba jeszcze nadały... http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=146&pid=40199 http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=146&pid=40215 Mogrim +1 Prawdziwe perełki tam padły, hehe.
  14. Nie wiem czy to, o czym piszesz ma większe odniesienie do tego, co miałem na myśli. Mnie w domyśle chodziło prędzej o takie rzeczy jak np. braki w podstawowej wiedzy ekonomicznej, politologicznej, czy innej i uleganie ładnie brzmiącemu populizmowi i demagogii (co w sumie także może wynikać z analfabetyzmu ekonomicznego). A swoją drogą, to ja uważałbym raczej że to właśnie z realnego podejścia Polaków do rzeczywistości wynikła chęć przebudzenia się z bajeczek o komunizmie/socjalizmie. Nie wydaje mi się żebym potrafił udzielić takiej odpowiedzi. A na pewno nie jest to odpowiedź prosta i jednoznaczna. A w Polsce obecnie jest inaczej z punktu widzenia przeciętnego pracownika? Oczywistym jest chyba, że środki do życia skądś się brać muszą, ale praca człowieka (w Polsce na przykład) nie bierze się z odgórnego przymusu, tylko z osobistej chęci życia i przeżycia. Choć nie wiem jak to naprawdę wygląda w Chinach. To niekoniecznie była interpretacja twoich słów, tylko bardziej rozwinięcie moich myśli. A po co ktoś ma się pytać? Rynek zadecydował, że chce takie produkty. Ty nie chcesz - to nie kupujesz. Wyboru co prawda nie będziesz miał wtedy pewnie zbyt dużego, ale tak już funkcjonuje rynek, że jest na nim raczej to, na co jest popyt. Dlatego też niekoniecznie dostaniesz w salonie nowy samochód w zielone groszki i różową kratkę. Ale do kupowania innych nikt cię nie zmusza. A nie jesteś przecież jakimś Wybrańcem, że specjalnie dla ciebie trzeba wrzucać na rynek to co byś chciał? Niejeden był już taki, który chciał u innych wprowadzać swoje wspaniałe pomysły na organizację państwa. Ja takich wspaniałych "demokratycznych" wynalazków jak Eurokołchoz czy FED nikomu bym chyba nie życzył. I które to są według ciebie te kraje z prawdziwą wolnością? USA? :D A może państwa Eurokomuny? :D Podejrzewam że nie bez przyczyny ktoś, gdzieś, powiedział coś w rodzaju tego, że paradoxalnie w Chinach cieszą się w wielu względach wolnością większą niż u nas. Chociaż niestety nie pamiętam i nie wiem czego miało to dotyczyć. Tak. Niech od razu masy pracujące powstaną przeciw reżimowi. I jak myślisz, kogo postawią na czele? Osobiście podejrzewam że tego, który będzie obiecywał równość i dobrobyt dla wszystkich. A jak to ktoś powiedział: "Jak się chce, żeby każdy miał dobrze i po równo, to wychodzi z tego gówno." Co pokazał nam bardzo ładnie ZSRR i - miejmy nadzieję - pokaże także Eurokołchoz. Lolwut? Mnie "frakcja rewolucyjna" + "przewrót" jakoś nie kojarzy się najlepiej. Może zamiast finansować przewroty w innych krajach, sfinansowałbyś jakiś tutaj i najpierw na sobie wypróbował swoją receptę na lepszy kraj, zamiast leczyć innych? Do niczego nie jesteś zmuszony (no chyba że ktoś stoi nad tobą z batem kiedy kupujesz ołówki). Możesz pisać ołówkiem zwykłym albo długopisem albo nawet węglem. Jeżeli nie możesz kupić samochodu w zielone groszki i różową kratkę, to znaczy że jesteś zmuszany do kupna innych? Producenci dają ci możliwość kupna w ramach istniejącej oferty - nie myl braku oferty z przymusem. Taki tok myślenia prowadzi do absurdów jak te lewackie brednie, że małe dzieci są "dyskryminowane" bo dziewczynki nie mają dla siebie w sklepach lalek żołnierek czy piratek, a chłopcy mogą kupować tylko ubrania z dinozaurami i Batmanami, a nie z kwiatkami i konikami (chociaż patrząc na powszechne zniewieścienie i upadek męskości można się pewnie i tego w przyszłości spodziewać). Nie mam żadnych pomysłów, bo to nie moja dziedzina żeby się tym zajmować i tworzyć plany organizacji życia społecznego dla krajów. Uważam że takimi rzeczami powinni zajmować się raczej ludzie wybitnie kompetentni, a nie grupa mędrków z przypadku na forach internetowych, za jakiego się uważam. Do tego nie mam najmniejszego pojęcia o rzeczywistej sytuacji w Chinach. Inna sprawa - mentalność Chińczyków może być tak odległa od twojej, że wszelkiego rodzaju twoje pomysły mogłyby równie dobrze narobić im tylko większej szkody. Zdajesz się bujać w sferze marzeń typu "być powinno", a ja staram się tylko stwierdzać funkcjonowanie tego w rzeczywistości. Hasełka typu "być powinno" można klepać w nieskończoność. Jednak przed każdym hasełkiem typu "być powinno" powinno być określone JAK to zrealizować, a dopiero za tym powinno iść hasełko. Oczywiście nie muszę chyba dodawać, że JAK nie powinno się opierać na odbieraniu komuś własności i wolności siłą? Też potrafię sypać takimi hasełkami jak to twoje "magister nie powinien rozdawać ulotek za 3 zł na godzinę", zobacz: - Każdy powinien godziwie zarabiać - Każdy powinien mieć zapewnioną opiekę zdrowotną - Każdy powinien mieć taki sam dostęp do edukacji - itd. itp... Ja nic nie proponuję, staram się tylko stwierdzać działanie tego w rzeczywistości, do której hasełka raczej mają się nijak. Piszę o najprostszych i podstawowych mechanizmach funkcjonowania rzeczywistości, takich jak mechanizmy rynkowe. I mogę przy tym popierać twoje puste hasełko, tak samo jak 100 000 000 innych oderwanych od rzeczywistości hasełek typu "być powinno". Ja bym nawet chciał żeby każdy po studiach zarabiał przynajmniej 5000 zł, albo i nawet 10000 zł. Może jak wszyscy zamkniemy oczy, policzymy do trzech i głośno powiemy "Abrakadabra", to nasze hasełka się spełnią? Spróbujemy? Konkretnego przykładu raczej nie dostaniesz bo musiałbym wskazywać palcem. Mowa m.in. o ludziach, którzy właśnie klepią hasełka "być powinno" nie mając często nawet pojęcia z czym wiąże się realizacja ich rojeń. Mówią np. że trzeba podwyższyć płacę minimalną albo zrównać płace kobiet i mężczyzn, ale bladego pojęcia nie mają jak to się odbija choćby na pracodawcach (a więc i na pracownikach oraz miejscach pracy) lub na tych, którzy nie oferują zbyt wartościowej pracy. Najpierw chcieliby dorżnąć pracodawców na wszelkie możliwe sposoby i możliwie utrudnić rozwijanie przedsiębiorczości, a później płaczą, że nie powstają nowe miejsca pracy i mało zarabiają. Jebnięci. Było to rozwinięte w zdaniach następujących po tym, o które pytasz. Może właśnie dlatego, że nastąpiła dewaluacja poziomu wykształcenia z racji jego powszechności? "Bo maturę powinien mieć każdy". A są przecież zawody gdzie z pewnością nie będą wymagać od ciebie studiów, ani nawet matury i wystarczy być manualnym fachowcem/artystą - jak w przykładach zawodów które opisałem poprzednio. A tym "nadmiarowym" można potem wmawiać że trzeba coś z tym zrobić, bo przecież skończyli studia, a nie ma dla nich pracy, a jak to tak żeby oni zarabiali tyle co byle przeciętny obywatel? Nic nie proponuję, po prostu stwierdzam zwyczajne mechanizmy rynkowe które obowiązują pracę podobnie jak wiele innych kwestii. Jeżeli na rynku będzie 100 miejsc pracy dla lekarzy a chętnych będzie 1000, to chyba niemal pewnym jest że płaca na takim stanowisku raczej nie będzie rosła, a wręcz przeciwnie. Jeżeli natomiast na rynku pracy będzie 1000 miejsc pracy dla hydraulików, a chętnych tylko 100, to chyba niemal pewnym jest, że płaca dla nich będzie sowita. Choć to bardzo duże uproszczenie. Tak to przecież chyba funkcjonuje i tylko demagodzy i populiści twierdzą, że mogą na to wpływać bez odbierania ludziom wolności i własności. Nie o to mi chodziło. Chodziło mi o to, że to, co staje się powszechnością, przestaje być pożądane i cenione na rynku. A swoją drogą z tym poszerzaniem horyzontów, wiedzą i mądrością zdobywaną na studiach, mógłbym się baaardzo kłócić. Ale mniejsza z tym... Oczywiście możesz rzucać pięknymi i wzniosłymi hasełkami, ale przeciętny człowiek zejdzie na ziemię i będzie się raczej kierował teorią użyteczności, która rządzi decyzjami chyba w każdej dziedzinie. Mnie jakoś nie nastraja optymistycznie myśl, że przy odpowiednio wysokich zarobkach, musiałbym oddawać połowę nadwyżki ponad określony poziom. Bo w imię czego? Na pewno nie dla dobra mojego, ani moich najbliższych. Ja też od pewnego czasu uważam, że bardziej "sprawiedliwe" jest kiedy każdy oddaje taką samą część swoich dochodów. Ale nie mam ochoty zagłębiać się w takie rozważania. Oczywiście, możesz mówić, że "praca jest źródłem utrzymania człowieka i każdy powinien ją mieć bla bla bla..." ale to nie zmieni faktu, że w dalszym ciągu podlega ona takim, a nie innym mechanizmom rynkowym, których w żaden sposób nie zmienisz. I to chciałem pokazać. Jeżeli chcesz traktować pracę w oderwaniu od nich, na zasadzie "powinno być" - to nie jest to zbyt rozsądne moim zdaniem. No więc widzisz. A dlaczego taką samą konkurencję na rynku pracy uważasz już za złą i szkodliwą, kiedy to np. zamiast ciebie pracodawca zatrudni osobę o podobnych kwalifikacjach, ale chętną pracować za kilkaset złotych mniej niż ty? On zaoferował swojemu "nabywcy" lepszą cenę za podobną ofertę. Jeżeli pracujesz gdzieś za odgórne minimum wynoszące 1500 zł, a jest ktoś chętny kto chciałby robić to samo za 1300 zł, to dlaczego mu to odbierać? Pracodawca chciałby może zatrudnić tego za 1300 zł, ale nie może, bo musi płacić co najmniej 1500 zł. Gdyby go zatrudnił za 1300 zł, to obaj byliby zadowoleni bo dostaliby to co chcieli. A tak nie będzie zadowolony żaden z nich. Oczywiście. Oto przykład działania mechanizmów rynkowych i kierowania się w życiu teorią użyteczności. Możesz oczywiście "docenić" tego fizyka i wielu innych jemu podobnych. Powiedz tylko komu zabierzesz na to pieniądze. Miałem raczej na myśli ogólną analogię rynku pracy do rynku towarów, a nie różne szczegółowe formy tego typu. Ale mniejsza z tym...
  15. Oczywiście. Ale tylko tak długo, dopóki potrafi ocenić swoje rzeczywiste warunki i możliwości i stawia sobie realne cele, a nie majaczy zupełnie pozbawione podstaw rojenia, które są nijak do spełnienia bez odbierania ludziom wolności i własności. A czy takim rojeniem nie jest np. ciągłe porównywanie poziomu życia w Polsce z poziomem życia w państwach Europy Zachodniej, wyprzedzających Polskę w rozwoju o kilkanaście/dziesiąt lat? Wciąż słyszę "a w Anglii jest tak i tak...", "a Niemcy mają to i to..." - zupełnie jakbyśmy byli co najmniej równorzędnym obiektem do takich porównań. Niewolnictwo uważam za stan kiedy pracujesz będąc do tego zmuszany siłą wbrew własnej woli, nie mając żadnej alternatywy. Raczej nie mam tego na myśli. I jak to wygląda? MY nie będziemy tak pracować, no bo jak to? MY przecież tacy wspaniale rozwinięci. Niech INNI wykonują tę pracę za nas w chińskich, indyjskich czy afrykańskich fabrykach, bo MY jesteśmy lepsi i nam się NALEŻY wyższa jakość życia. Więc nawet jeżeli teoretycznie moglibyśmy pracować jak INNI, to tego nie zrobimy. Zamiast tego zabierzemy pieniądze tym co mają, żebyśmy nie musieli (bo wiadomo że kradzież jest lepsza niż praca). I będziemy do tego narzekać, że zalewa nas tania produkcja z taniej siły roboczej, którą sami stworzyliśmy i którą finansujemy. Ot, i cały obrazek. Nie bardzo wiem co masz na myśli. Jeżeli chodzi o film, to nie pamiętam go. A jeżeli jest to jakoś powiązane z niewolnictwem, to chyba raczej nie ma to zbytniego zastosowania. A dlaczego miałby tego nie robić? Czy jest gdzieś napisane, że odpowiednio wysokie wykształcenie ma gwarantować odpowiednio wysokie zarobki? Czysty populizm, tak samo jak gadanie że z racji bycia obywatelem kraju mają się należeć minima socjalne itp. Wartość pracy reguluje rynek, a nie odgórne widzimisię biurokratów. Im dobre wykształcenie staje się powszechniejsze/mniej potrzebne, tym niższa staje się jego wartość. Unikatowe zawody "fizyczne" (np. wyrób dekoracyjnych kafli do pieców kaflowych, czy ręcznie robione tapicerki skórzane do samochodów - zamówienia są składane na kilka miesięcy i lat naprzód) są przecież chyba niejednokrotnie lepiej opłacane niż niejedno stanowisko wymagające wieloletniej edukacji, właśnie z racji swojej unikalności i niedoboru. Jeżeli w jakimś społeczeństwie, dla ludzi z wyższym wykształceniem jest dajmy na to 1000 stanowisk pracy na rynku, a dla pracowników fizycznych 10000 miejsc pracy, to po co komu 5000 pracowników z wyższym wykształceniem? I może jeszcze dać im sztucznie zawyżoną płacę minimalną "bo oni są po studiach"? Gdyby nagle na świecie złoto stało się powszechne jak piasek, to czy jego wartość byłaby nadal zbliżona do obecnej, czy zbliżyłaby się raczej do wartości piasku? W społeczeństwie gdzie 3/4 ludzi miałoby wyższe wykształcenie, ktokolwiek brałby je w większym stopniu pod uwagę? Jeżeli mnie pamięć nie myli, to chyba przed wojną, czy jakoś w tych okolicach, matura była czymś zarezerwowanym dla naprawdę dobrych, a wykształcenie wyższe było już chyba wyznacznikiem elity społeczeństwa. Jak to się ma to tego co jest obecnie, skoro szkołę średnią/maturę ma chyba większość młodych ludzi, a w licencjatach, magistrach, czy inżynierach, można przebierać. Zapewne co innego byłoby gdyby np. maturę zdawało jakieś 30% najlepszych uczniów, a z tych 30% wyższe wykształcenie zdobywałoby np. najlepsze 30%. Inna sprawa - po co się starać, uczyć się wiele lat, zostawać wybitnym i świetnie opłacanych fachowcem... skoro za swoje wielkie zarobki będące nagrodą za wieloletni trud i poświęcenia, będziesz karany? Większym niż inni podatkiem. A skoro już płacisz nieproporcjonalnie większe od innych podatki, to czy nie byłoby sprawiedliwym żebyś dostawał w zamian lepszą od innych obsługę medyczną, policyjną, sądową...? Dlaczego by takiej formy "sprawiedliwości" nie wprowadzić? Niestety "sprawiedliwość" jest tam, gdzie widzi ją większość. Dzięki temu chyba 53% podatku dochodowego USA pochodzi z kieszeni 5% najbogatszych. Choć w dalszym ciągu jest to ZA MAŁO i NIESPRAWIEDLIWIE. A dlaczego nie nazywasz wyzyskiem tego, że w sklepie musisz płacić 3000 zł za dany telewizor, a nie 1000 zł? Dlaczego nie nazywasz tego psuciem rynku zbyt wysokimi cenami za dany towar? I co robisz jeżeli masz tylko 1000 zł? Kupujesz telewizor na który cię stać, albo nie kupujesz wcale jeżeli takiego nie znajdziesz, czyż nie? Analogicznie - co robisz jeżeli nikt nie chce cię zatrudnić za 3000 zł? Szukasz dotąd aż ktoś będzie chciał ci zaoferować płacę najbardziej zbliżoną. A jeżeli znajdziesz tylko pracę za 1000 zł, będzie to prawdopodobnie oznaczało, że praca jaką oferujesz jest na rynku tyle warta i takie jest na nią zapotrzebowanie. A co zrobisz jeżeli odgórnie ustali się minimalną płacę na 1500 zł i nikt nie będzie chciał cię zatrudnić, bo oferujesz pracę wartą tylko 1000 zł? Nic nie zrobisz. I uważasz że lepiej jest nie pracować wcale, czy mieć te 1000 zł? Czy może uchwalisz od razu nowe podatki na "utworzenie miejsc pracy" żebyś mógł dostawać te 1500 zł których normalnie nikt by ci nie zaoferował? Jeżeli miejsca pracy są na rynku deficytowe i rosną wymagania, to zawsze można rozwijać własną przedsiębiorczość. Tyle tylko że bez wolności gospodarczej tej przedsiębiorczości nie będzie. Będziesz miał tylko zombie które powtarzają: "Pracy nie ma. Firmy nie otworzysz bo udupi cię biurokracja i podatki...". Więc już istniejące miejsca pracy stają się jeszcze bardziej deficytowe i kółko się zamyka. Tak ogólnie i skrótowo mówiąc. Dłuuugo można by dyskutować na ten temat. Żeby nie było - są zapewne jakieś kompromisy między płacami minimalnymi, a rynkową regulacją wartości pracy itp., ale jest to zapewne stopień rozważań i analiz w jaki nie mam ochoty się zagłębiać.
  16. A tam zaraz zaskoczeniem :D Uczymy się całe życie i ciągle dowiadujemy się czegoś nowego, a wiele kłamstw demaskuje się z czasem. Trzeba tylko chcieć odpowiednio głęboko szukać. Dla mnie względną nowością były informacje o tym, że Jałtę ze strony USA zawdzięczamy w dużej mierze dwóm najbliższym doradcom Roosevelta, którzy byli zakonspirowanymi stalinowskimi agentami wpływu. Z tym "większość ludzi" to chyba mógłbym się kłócić :D Przecież nawet sam fakt, że Niemcy wywołały II wojnę światową w bezpośrednim porozumieniu z ZSRR, nie jest zbyt powszechnie znany (w Europie może trochę bardziej, ale na świecie już niekoniecznie), a ZSRR pomimo tego że zaatakowało Polskę razem z Niemcami i jest największym zbrodniarzem tej wojny, jest uznawane za "alianta po dobrej stronie". Na pewno? A dymisje, nagonki i aresztowania za "dyskryminację" homosów? A kreacja "autorytetów" i medialne nagonki skierowane na "faszystów", "antysemitów", "ciemnogród", "ksenofobię" i "zacofanie"? Teraz zwalcza się to o wiele bardziej finezyjnie (tworząc przy tym smakowite analogie ze starą komunistyczną agenturą wpływu). Kiedyś zamieszczałem tu chyba ciekawy wykład na ten temat, byłego sowieckiego agenta i specjalisty od propagandy, Bezmenova aka Schumana. Przykładowo to, co według "słusznych mediów" ma opory przeciwko tolerowaniu homo jest automatycznie homofobiczne i zapewne każda osoba, która jest przeciwnikiem jawnego obnoszenia się ze swoją dewiacją, jest homofobem i wlicza się ją do "środowisk homofobicznych". Zupełnie jakby taki pogląd był jakimś zaburzeniem, a dewiacja normą. Podobnie jest z kwestią patriotyzmu, nacjonalizmu, czy innych, które kreuje się na "choroby" czy "zaburzenia"... A skoro już jesteśmy w temacie, to Tomek Lis powie nam prawdę o odbiorcach mediów. Co prawda bardzo wyrwaną z kontekstu, ale coś interesującego tam się chyba znajdzie: http://www.youtube.com/watch?v=lo66dQCxOTs Jeżeli ktoś ma szerszy kontekst to byłoby dobrze zapodać. Z kolei w TV Trwam potrafią mówić do rzeczy. Fragment od 14:10 http://www.youtube.com/watch?v=LhFrvvyFu3A#t=14m10s
  17. http://www.youtube.com/watch?v=OgCryl2Rocs Względnie nowy dokument o okołowojennej historii Polski. Całkiem ładnie i sprawnie zrealizowany. Obrazuje działalność i zakłamanie komuchów na szkodę kraju, przez co tyle wycierpieliśmy i na wielu płaszczyznach cierpimy nadal. Zabawnym może wydać się, że ten sam język jaki słyszymy dzisiaj, był używany już na długo wcześniej. Nadaje to o wiele lepszego kontekstu m.in. dla haseł o "faszystach", które słychać także dzisiaj w słusznych mediach lansujących słuszny i postępowy światopogląd. Nóż się w kieszeni otwiera, zwłaszcza w obliczu tego, jak z największych zbrodniarzy zrobiono bohaterów i "sowieckich sojuszników Polski". Pieprzeni kłamcy, mordercy i manipulatorzy. Ale co się dziwić - socjaliści zawsze tacy byli.
  18. I zapewne kiedy w książce przeczytasz zdanie typu: "Zamanifestował to poprzez polimorficzną egzemplifikację transcendentalności dualizmu paralelicznego deuterokatechumenatu.", to w jednej chwili zostajesz oświecony znaczeniem wszystkich słów których użyto? Ja podejrzewam, że nie znając znaczenia kilku z tych słów nie będziesz nawet potrafił stwierdzić czy zdanie to w ogóle ma jakiś sens i czego tak naprawdę dotyczy. I co zrobisz? Zajrzysz do słownika, czy zaczniesz przeglądać wszystkie teksty pod ręką w poszukiwaniu tych słów, żeby na podstawie kontekstu domyślić się ich znaczenia? O rly? Jeżeli jednak używasz emotki która może wskazywać śmiech czy rozbawienie, to nie bardzo wiem skąd to sprostowanie w moją stronę twierdzące że rozbawienia tam nie było, skoro sam stworzyłeś ku temu ewidentną przesłankę. Choć możesz oczywiście dalej iść w zaparte żeby wyjść na swoje, bo wiesz że nie udowodnię Ci rzeczywistych emocji. W swojej recenzji przedstawiłem subiektywną opinię powstałą bezpośrednio po seansie. Między seansem a zamieszczeniem tu recenzji rozmawiałem i przeczytałem to i owo, a do tego obejrzałem film po raz drugi - skutkiem czego mój odbiór filmu w momencie zamieszczania recenzji był już odmienny od opisanego. Jednak w recenzji celowo pisałem o nim z punktu widzenia osoby która film obejrzała nie zdając sobie sprawy z wielu rzeczy, na które przeciętny widz raczej niekoniecznie zwróci uwagę jeżeli nie poczyta interpretacji - bo nikt z kim rozmawiałem, nie zwrócił w filmie najmniejszej uwagi na obrączkę nie wiedząc o niej przed seansem, i wiem że nie jestem jedyną osobą która odebrała film podobnie jak ja. Zazwyczaj nie piszę tu recenzji będących interpretacjami, tylko wrażeniami po seansie - nawet jeżeli to wrażenie ulega z czasem zmianie pod wpływem kolejnych seansów czy interpretacji. I bezczelnym jest kiedy teraz tonem łaskawego przyzwolenia pozwalasz mi na posiadanie własnej opinii o konstrukcji filmu, po tym jak wciągnąłeś mnie w jakieś wywody służące przedstawieniu Twojej opinii o elementach składowych filmu, tak jakbym w ogóle o nią pytał.
  19. Więc tym bardziej mnie to dziwi, że przyrównujesz byle element scenografii do elementu który pozwala widzowi interpretować aktualny stan "rzeczywistości" w filmie i oba nazywasz mało istotnymi. "Totemy" (obojętnie czy "bączek" czy "obrączka") są kluczem do interpretacji filmu i rozróżnienia w nim prawdy od snu. Jeżeli taki element jest dla Ciebie mało istotny z punktu widzenia widza to zdecydowanie się nie zgodzimy. I nie widzę dalszego sensu w rozciąganiu tej kwestii. A czemu ma służyć w filmie motyw "totemu" jak nie właśnie umożliwieniu widzowi zagłębienia się w ten dylemat i jego rozstrzygnięcie? Jest to na dodatek element na tyle istotny, że od niego zależy interpretacja wielu scen jak i zakończenia w filmie na co najmniej kilka sposobów. Zadam Ci proste pytanie: Po czym widz może próbować określić czy w zakończeniu filmu bohater jeszcze śni, czy już nie? Odpowiedź: Właśnie po zachowaniu "bączka" na stole, bądź po obecności "obrączki" na jego palcu, które są ucieleśnieniem motywu mającego pozwolić widzowi na orientację w filmie. Ale możesz oczywiście nadal twierdzić, że motyw "totemu" nie jest tak naprawdę ważny i dla widza nie ma związku z dylematem snu/rzeczywistości. Więc również nie widzę dalszego sensu w rozciąganiu tej kwestii. Od kiedy to lektura książek pozwala na zrozumienie znaczenia słów w słowniku? Ja zawsze myślałem, że to lektura haseł w słowniku pozwala na zrozumienie niezrozumiałej zawartości książek i tekstów. Zaciekawiłeś mnie w tym momencie, bo chyba jeszcze nigdy nie słyszałem żeby emotką :D oznaczała zdziwienie. Czy jest gdzieś określone takie jej znaczenie i zechcesz się nim ze mną podzielić? Czy może dziwnym trafem :D pomyliło Ci się z :O ? Czy może wymyślisz jeszcze coś innego? http://pl.wikipedia.org/wiki/Emotikon
  20. O czym zapomniałem napisać wcześniej:
  21. Flagi przed szkołami też mają taki znaczek... and then? Nie wiem czy takiej odpowiedzi oczekiwałeś, ale starałem się dostosować do poziomu pytania. A skoro mowa o Eurokomunie, to parę informacji o tym, co może nam przygotować w kwestii Internetu. Na podstawie artykułu z "CHIP" 12/2010 i innych informacji: Od kilku lat tworzone jest porozumienie pod nazwą Anti-Counterfeiting Trade Agreement (ACTA). Utajnione są nazwiska delegatów, utajnione są dokładne miejsca obrad, a obrady odbywają się w zabezpieczonych przed podsłuchami pomieszczeniach. Rzecz dotyczy przepisów dotyczących wykorzystania internetowych filtrów, blokad i mechanizmów odcinających dostęp do sieci. Efekty obrad nigdy nie są podawane do publicznej wiadomości. Pierwsze informacje wyciekły poprzez WikiLeaks. W tym roku wyciekła pełna wersja porozumienia. Opisywane tam postanowienia m.in. wymuszałyby na dostawcach internetu wprowadzanie systemów do rejestracji, powiadamiania i wyłączania nielegalnych treści i użytkowników. Do tego dochodzą np. pomysły dotyczące filtrowania stron - czyli przepuszczanie danych przez serwery filtrujące i ograniczające dostęp do sieci (przy okazji wyszło na jaw, że pomysły te i tak byłby stosunkowo proste do ominięcia). Generalnie, wprowadzenie ACTA pozwoliłoby na blokowanie internetu na szeroką skalę. Zdaniem ekspertów od ochrony danych wiązałoby się to ze zwykłą inwigilacją obywateli, co wynika ze sposobu funkcjonowania blokad. Jeżeli Komisja Europejska opracuje dyrektywę na podstawie ACTA, sprawi to, że kraje UE będą zmuszone wprowadzać zgodne z nią przepisy, a także zmieniać prawo. Członkowie Parlamentu Europejskiego mogą zapoznawać się z aktualnym zapisem ACTA tylko w specjalnie zabezpieczonym pomieszczeniu po podpisaniu klauzuli poufności. Ale możemy się cieszyć, bo przecież nic w tym złego :)
  22. Jeżeli źródło które podałeś http://pl.wikipedia.org/wiki/Piec_indukcyjny uznać za wiarygodne, to wskazuje ono, że prądy wirowe powstają pod bezpośrednim wpływem strumienia magnetycznego pola magnetycznego, a nie pod bezpośrednim wpływem prądu zmiennego i pola elektromagnetycznego - i to jest właśnie stopień uściślenia jaki ja ciągle przyjmuję. Analogia może być chyba taka, jak np. w przypadku deszczu. Raczej nie powiesz, że opad deszczu jest spowodowany parowaniem wody z powierzchni Ziemi. Prędzej powiesz, że jest spowodowany kondensacją tej pary w atmosferze albo jeszcze jakoś dokładniej. Tak samo właśnie nie powiesz, że prądy wirowe w piecu indukcyjnym są wzbudzane przez pole elektromagnetyczne, tylko bezpośrednio przez pole magnetyczne będące jego częścią - choć z odpowiednio odległego punktu widzenia oba te twierdzenia są niejako prawdziwe (choć chyba nie zawsze). Mnie cały czas zależało żeby to uściślić i doprecyzować. BTW - jakiś czas temu znalazłem informacje, które mogą wskazywać, że grawitacja, podobnie jak magnetyzm, może mieć swoje źródło w elektryczności. Nie potrafię ocenić w jakim stopniu jest to szarlataneria, ale bardzo ciekawe jest jak łączy się to elementarnie ze złotą proporcją i jednocześnie sprawia, że organizmy żyją http://www.youtube.com/watch?v=PSCIkhia4ms Generalnie jest mniej więcej tak jak piszesz i ja temu nie przeczę. Cały czas starałem się jedynie uściślić, że chodzi mi raczej o konkretny przejaw elektromagnetyzmu w postaci pola magnetycznego - tak jak napisałem w tym akapicie o deszczu. I myślę, że to rozumiesz. +++ Co się tyczy ministra Klicha, to poniżej fragmenty tekstu z czasopisma "Skrzydlata Polska" z lipca 2010. Autor: Tomasz Hypki. "Łamiąc i omijając prawo MON podpisało 8 czerwca umowę z Eurolotem - spółką zależną PLL LOT, dotyczącą czarteru 2 Embraerów 175. W imieniu resortu podpis złożył - wstydliwie, bez udziału mediów - wiceminister Marcin Idzik... Samoloty Embarer 175 będą wykonywały operacje, pomalowane na kolory biały i czerwony, z napisem "Rzeczpospolita Polska" po jednej stronie i "Republic of Poland" po drugiej. Jeden z nich został przemalowany jeszcze przed wynegocjowaniem i podpisaniem umowy(!?)... Embraer 175 ma zasięg 3-krotnie mniejszy niż powinien mieć samolot przewożący VIP, co utrudni lub uniemożliwi przewozy dalekodystansowe, a także zmniejszy bezpieczeństwo operacji. Embraery nie będą mogły latać na tereny objęte konfliktami i wykonywać innych zadań niż przewozy pasażerskie, co wymusi poszukiwanie kosztownych rozwiązań zastępczych... Tzw. rządowy Embraer skompromitował się już w pierwszym poważniejszym locie, 20 czerwca do Afganistanu, pokazując swe najgorsze cechy. Planowany oblot samolotu trwał nie godzinę, a półtorej. Z kolei rutynowy przegląd po oblocie zamiast godziny trwał... aż 5 godzin. Problemy techniczne spowodowały, że planowany rejs z p.o. prezydenta RP Bronisławem Komorowskim został opóźniony o 2 godziny 18 minut (według umowy, samolot powinien być gotowy do lotu w ciągu 2 godzin od zgłoszenia zapotrzebowania, to miała być - zdaniem Idzika - jedna z zalet skorzystania z floty PLL LOT...). Zamiast o 20:00 Embraer 175 SP-LIG wystartował z Warszawy dopiero o 22:18. Po 3 h 20 min. samolot wylądował w Erewaniu w Armenii, skąd po zatankowaniu paliwa, o 2:20 odleciał do Termezu w Uzbekistanie, gdzie wylądował o 5:07. Odległość z Warszawy do Erewania wynosi 2233 km, a z Erewania do Termezu 2012 km. Tylko takie odległości Embraer 175 zdołał pokonać z zaledwie 25 osobami na pokładzie... MON nie podało dokładnej wartości umowy. Wiadomo że wcześniejsze rozmowy z Agencją Rozwoju Przemysłu dotyczyły kwoty ok. 200 mln zł. (...) resort obrony ogłosił, że czarter będzie kosztować 25 mln zł rocznie. Rzeczywiste koszty (...) będą jednak znacznie większe. [Według nieoficjalnych informacji, ta kwota jest znacznie wyższa i wynosi aż 152,6 mln zł za cały okres umowy (do 2013), nie obejmując wszystkich kosztów...] To kolejna, pozbawiona podstaw prawnych i szkodliwa dla finansów MON transakcja pozostającego ministrem Bogdana Klicha. Wcześniej resort zakupił bez przetargu samoloty transportowe M28. Posiadane przez armię samoloty tego typu latały i latają rocznie kilka razy mniej niż pozwalają na to posiadane resursy. Powodem był i pozostaje przede wszystkim brak paliwa. Mimo to na przełomie 2008/2009 MON zamówiło 12 sztuk M28 za 635 mln zł, a po korekcie umowy 8 sztuk M28 za 400 mln zł - płacąc 2-3-krotnie więcej niż wynosi ich realna cena i wysoko zaliczkując zakup. Blisko 70 mln zł MON Bogdana Klicha przeznaczyło na remont dwóch posiadanych samolotów Tu-154M. (...) Na rynku wtórnym MON nie uzyska za niego więcej niż kilka milionów dolarów. Straty na tej operacji wyniosą więc prawdopodobnie ponad 50 mln zł. Tylko 3 opisane powyżej transakcje oznaczają zmarnowanie przez MON Bogdana Klicha ok. 600 mln zł z podatków obywateli. Za taką kwotę można było kupić całą flotę małych samolotów dla VIP, spełniających wymagania i z odpowiednim wyposażeniem, która służyłaby przez kolejnych 25 lat... W ostatnim okresie MON otrzymało kilka ofert na dostarczenie potrzebnych samolotów w ciągu kilku miesięcy. (...) Bogdan Klich nie wziął pod uwagę tej oferty, ani innych składanych przez równie renomowanych producentów... W tej sytuacji nie jest niczym dziwnym, że do prokuratury trafiło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez ministra obrony narodowej Bogdana Klicha i wiceministra Marcina Idzika. (...) W ten sposób złamali Ustawę o zamówieniach publicznych i dyrektywę (...) oraz narazili budżet państwa na nieuzasadnione wysokie koszty transportu lotniczego VIP. (...) To że Klich i Idzik złamali przepisy Ustawy o zamówieniach publicznych potwierdzają też wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego... Embraery 175 poza daleką wyprawą, do której zupełnie się nie nadają, latają też na krótszych trasach. W tych lotach zazwyczaj są prawie puste. 18 czerwca ponad 70-miejscowy samolot przewiózł z Warszawy, do Krakowa 5 osób (...) 23 czerwca poleciał z Warszawy do Paryża z 11 pasażerami (...) Średni stopień zapełnienia w tych lotach - uwzględniając puste przeloty - to kilka procent. Za wożenie powietrza płacą oczywiście podatnicy..." +++ Co to $%#@& jest?! Symbol Eurokołchozu na moim dowodzie?! http://wyborcza.pl/1,75478,8838115,Tak_beda_wygladac_nowe_dowody_osobiste.html
  23. Przecież napisałeś, że żaden nie jest bardziej ważny od innych elementów w filmie. Czy w ten sposób właśnie nie zrównałeś w wadze wszystkich elementów filmu? Od początku piszę jedynie, że jest istotnym dla filmu, bez wartościowania względem konkretnych elementów. Chętnie poczytam wypowiedzi twórców, w których wyrażają swoje zamierzenia odnośnie tej kwestii. Potrafisz podać źródła, prawda? Oczywiście, że "totem" sam w sobie nie był ważny, tylko to, co wyraża i czemu służy. I oczywistym chyba jest, że pisząc o konkretnym zabiegu fabularnym nie będę raczej pisał o nim w formie surowego pomysłu, tylko będę raczej pisał o konkretnym elemencie, który jest ucieleśnieniem tego pomysłu i symbolizuje go w filmie. Nie wiem, po prostu nie wiem, w jaki sposób można patrzeć w tym filmie na "totem" w oderwaniu od jego znaczenia i interpretacji. Zabrakło mi słów. Skoro tak twierdzisz... To mówi samo za siebie. Ja w Twojej definicji nie widzę sprzeczności z przytoczoną przeze mnie słownikową, ale analogii nie widzę również. Choć możesz oczywiście uważać inaczej. W takim razie poleciłbym lekturę słownika od czasu do czasu. Gdybyś sprawdził znaczenie przytoczonych przeze mnie słów, to nie widziałbyś w nich nic dziwnego, a przy okazji nie śmieszyłoby Cię kiedy ktoś używa słów w znaczeniu, o jakim nie masz nawet pojęcia że istnieje, mimo iż jest znaczeniem powszechnym. Domyślny - taki, którego trzeba się domyślić Domyślić się - odgadnąć prawdę lub przewidzieć coś mimo niewystarczających informacji Przewidzieć - przeczuć, domyślić się co będzie, co może nastąpić Oczywiście, że w zakończeniu jest się czego domyślać, bo jest przecież zakończeniem domyślnym - niejednoznacznym. Co nie stoi w sprzeczności z brakiem jedynej słusznej interpretacji, a wręcz z niego wynika. Jakaś "prawda" w filmie jest, tyle tylko, że jej nie zobaczyłeś, bo urwano w tym momencie film. Więc musisz się jej domyślić/przewidzieć pomimo niewystarczających informacji. I nie ma tu znaczenia, że możesz tej "prawdy" nigdy nie poznać. Dla mnie wszystko to pozostaje spójne.
  24. Ciekawy to punkt widzenia, który pozwala Ci stworzyć porównanie między zwykłym rekwizytem będącym nieistotnym elementem scenografii, a elementem, który ma kluczowe znaczenie dla domyślenia się zakończenia filmu, a także jest jednym z podstawowych elementów na jakim budowano świat przedstawiony w filmie. Choć możesz oczywiście wychodzić z takiego punktu widzenia, to jednak ja punktu widzenia, w którym każde ziarenko piasku na plaży jest dla pojmowanego całościowo filmu tak samo ważne jak główny bohater, raczej nie używam. Mój punkt widzenia mówi za to: W przypadku przykładowego młotka, jego rola nie jest w żaden sposób akcentowana w filmie i nie uzależnia się od niego wydarzeń. Natomiast znaczenie "totemu" było wyraźnie podkreślone i wielokrotnie w trakcie filmu służył widzowi do orientowania się w akcji oraz budowy historii. Choć subiektywna różnica w odbiorze może wynikać z Twojej spostrzegawczości. Ponadto wydaje mi się, że nie ulega wątpliwości, iż "totem" był jednym z podstawowych motywów wykreowanego w filmie świata i że to on miał kluczową rolę w odbiorze zakończenia filmu. Jak dla mnie stawianie takiego elementu w jednym szeregu z byle elementem scenografii, niekoniecznie odzwierciedla jego wagę dla konstrukcji filmu. Choć może to zapewne wynikać z subiektywnego odbioru filmu i punktu widzenia jaki zechcesz przyjąć. Ja tylko powtórzę, że motyw, którego usunięcie wpłynęłoby istotnie na odbiór filmu, uważam za istotny dla filmu. Ty możesz mieć inny punkt widzenia na tę sprawę. Jednak moja opinia o filmie jest moją subiektywną opinią i nie bardzo wiem do czego zmierzasz próbując mnie przekonać do własnego punktu widzenia. Ja z kolei staram się używać słów w ich powszechnie przyjętym znaczeniu, a nie wedle własnego rozumienia. Tym bardziej nie traktuję takiego własnego rozumienia jako normy powszechnej wśród innych. +++ @ Perry_Cox Też takie bardzo lubię. Ale "Mulholland Drive" to trochę inny kaliber. O ile tamte tytuły są raczej logiczne i mimo wszystko w jakimś stopniu uporządkowane, to ten niekoniecznie musi mieć sens. Ale na pewno warto spróbować.
  25. Nie jest ważne, co ja mógłbym powiedzieć, tylko co Ty już powiedziałeś. A powiedziałeś najpierw, że motyw ten miał marginalne znaczenie. Następnie powiedziałeś, że był niezbędny. Zachodzi w tym sprzeczność i Twoje porównanie z młotkiem wnosi w tym momencie do tematu tyle co stwierdzenie "Lądowa ryba zjadła mi dżem owocowy z marchewki i wypiła wódkę z niebieskich bananów." Albo w ogóle go nie zajarzyłem. Ja będę nadal twierdził, że motyw, którego usunięcie z zakończenia filmu wpłynęłoby w bardzo istotny sposób na jego odbiór, jest dla tego filmu istotnym, a nawet bardzo. Choć możesz oczywiście uważać inaczej. Domyślny - taki, którego trzeba się domyślić http://sjp.pwn.pl/slownik/2453336/domy%C5%9Blny Domyślić się - odgadnąć prawdę lub przewidzieć coś mimo niewystarczających informacji http://sjp.pwn.pl/szukaj/domy%C5%9Bli%C4%87 W takim sensie pisałem o zakończeniu tego filmu. +++ @ Perry_Cox Nie widziałem "Zaklęci w czasie", więc nie bardzo wiem czy jest jakiś punkt odniesienia, ale jeżeli widziałeś już kiedyś coś od Davida Lyncha (np. "Twin Peaks") to raczej powinieneś wiedzieć czego się spodziewać. W innym razie może okazać się trudny do przełknięcia i ciężkostrawny.