Arianne

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    58
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O Arianne

  • Ranga
    Przodownik
  1. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Kiedy po długiej nocy, zza horyzontu wyjrzało słońce, karczmarz nieśmiało zapukał do drzwi pokoi nowych gości. Dziwiła go ich różnorodność, jednak nauczył się już, że nie warto czasem zadawać pewnych pytań. - Państwo pozwolą, macie gościa... - oznajmił, gdy wszyscy już wyszli - Proszę na dół, tam czeka na państwa... - Nie muszą nigdzie schodzić. - odezwał się niski głos zza jego pleców - Och, pofatygował się pan! Ależ nie trzeba było... - Wiem. - odparła krótko wysoka na dwa i pół metra postać z twarzą zasłoniętą szarą chustą, spoglądając na karczmarza wzrokiem, wyraźnie sugerującym mu pozostawienie go samego z szóstką przybyszów. - A więc... - zaczął, wiedząc, że nie zaczyna się zdania od "więc" - Bądźcie ostrożniejsi, nie wypytujcie się na prawo i lewo o runy, starajcie się tu najpierw znaleźć przyjaciół, działać rozsądnie... Może i jeszcze wieść o dziwnym przybyszu, pytającego wszystkich o runy nie doszła do nieodpowiednich uszu, ale ten moment kiedyś nadejdzie, a wtedy... Poza tym, jeśli miałbym wam jeszcze coś doradzić - nie rozdzielajcie się zbytnio. Starajcie się wiedzieć, gdzie są pozostali członkowie grupy w danym momencie... To by było na tyle. Bywajcie. - po tych słowach postać zakreśliła dłonią w powietrzu nieznany nikomu symbol i rozpłynęła się w powietrzu. ********* Do alchemiczki wiele nie dotarło z tych słów, poza ewentualnym "bla, bla, runy", gdyż była troszkę niewyspana. Poza tym jej uwagę przykuła ciekawa figurka stojąca na jednym ze stołów. Kiedy tajemniczy gość zniknął, dało się wyczuć atmosferę grozy... a nie, to tylko pot wszelkiej maści osób tłoczących się w jednym pomieszczeniu jak zgraja wieprzy prowadzona na rzeź. Starając się jak najbardziej unikać kontaktu z innymi (z mizernym skutkiem), Simone zauważyła po drugiej sali jej dobroczyńcę - Oxinusa. Spoglądał na nią badawczym wzrokiem. Dziewczyna postarała się rzucić mu jakiś witający uśmiech, ale atmosfera nie za bardzo na to pozwalała. - Uch.. próbuję przejść! - z mocnym poirytowaniem, oraz lekką nutą złości, zaczęła mówić Simone - Przejście! .... przepraszam?..... Ludzie, SPIEPRZAĆ mi z drogi!! Na siłę w końcu udało jej się przecisnąć i znaleźć własny metr kwadratowy wolnego miejsca. Jednak dalej czuła niepokój. Pomieszczenie było zdecydowanie za bardzo zaludnione. Chciała od razu wyjść, najlepiej biegiem, ale wpadła jej do głowy jedna myśl. Chciała powiadomić Oxinusa, gdzie idzie, ale nagle zauważyła, że nigdzie go nie ma. Może gdzieś wyszedł? Ale gdzie miałby...? - myślała, ale to przychodziło jej trudno. W końcu ma dość, zmierza ku tylnemu wyjściu. Znalazła się na zewnątrz i niezwykle z tego faktu się cieszyła. Jej serce przestało mocno bić, oddech się uspokoił. Od razu usiadła na pierwszym lepszym schodku jaki wypatrzyła i oparła się o jedną pionową belkę. Wzrok skierowała na swoje ubranie - część była w zaschniętej krwi, a reszta była mocno poszarpana. Może w tym mieście jest jakiś sklep z odzieżą. Obojętnie jakiej jakości, chętnie się dowiem gdzie jest. Wyglądam co najmniej jak uliczny grajek, lub prostytutka z cennikiem dwóch miedziaków... Miedziaki... właśnie. Przecież nie mam pieniędzy, muszę na początek jakieś zarobić. Rajciu, jestem nieprzytomna. Nie spiesząc się wyciągnęła swoje podręczne przybory i zaczęła przyrządzać jakąś miksturę, na spokojnie, bez pośpiechu. Zaczęła myśleć, czy demon czegoś jej nie zrobił, gdy spała, w końcu nawet najlepszemu przyjacielowi nie można ufać bezgranicznie. Ponieważ jednak od kilku dni Simone czuła się obolała i wycieńczona, nie była w stanie niczego stwierdzić. Czy to by zresztą zrobiło różnicę? Myśląc tak, omyłkowo opuściła jedną retortę, która potoczyła się pod schody. - Fenomenalnie.... - powiedziała do siebie, spuszczając głowę z rezygnacją - Ciekawe jak w takim stanie sięgnę po to cholerstwo... muszę się obudzić.
  2. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Nie podoba mi się to. Wolałam już być ganiana przez tych kiepów od owiec. Przynajmniej zabawa była. Simone przez myśl nie przeszło by zasnąć. Łoże było twarde, a na zewnątrz odbywała się dość głośna rozmowa. Sam niepokój już by wystarczył, żeby nie spać, a tutaj dochodzą jeszcze różnorakie bonusy. Alchemiczka starając się za dużo nie myśleć, o ciemnych kątach tego pokoju (by nie wprowadzić siebie w paranoję... znowu) wstała i szybko poszła do nieco bardziej oświetlonego korytarza. Starając się być cichą jak najbardziej możliwe, postanowiła odnaleźć kogoś, kto na pewno wie więcej. Demona. Ostrożnie sprawdzała kolejne pokoje, aż w końcu natrafiła na ten właściwy. Stwór stał przy oknie i wpatrywał się w bliżej nieokreśloną rzecz. Simone cicho i powoli weszła do pokoju i jak gdyby nigdy nic, zaczęła mówić, na wpół opanowanym głosem. - Wiesz więcej od innych co tu się dzieje. Czyż nie tak, demonie? - po tych słowach przystanęła i chwyciła się jedną ręką za ramię. - Nie wiem, czy od wszystkich, ale wiem sporo... panno? - rzekł demon, ku jej zdziwieniu, taktownym głosem... a może to jakiś rodzaj szyderstwa? - Daj spokój, takich jak ty nie obch.... - Simone przerwała i po namyśle zaczęła mówić znacznie łagodniejszym tonem - Black. Jeśli wolisz coś innego niż nazwisko, to możesz użyć zwyczajne "dziewczyno", czy co tam uznasz za stosowne... Słuchaj. - przybliża się trochę do demona - Czy możesz mi powiedzieć skąd ja i te wszystkie trepy się tu.... czy to talia kart? Nigdy takich nie widziałam... Karty, które leżały na stole, na tyle zafascynowały Simone, że kompletnie zapomniała o wszystkim innym. Przenigdy nie widziała takich wzorców, ani tym bardziej wykonania, to było coś *nowego*. - Tak panno Black. To jest talia kart. A konkretnie talia kart do Drumenta. Dosyć niecodzienna i pokręcona gra, lecz nawet ciekawa. Zechcesz zagrać, panno Black? - zapytał grzecznie demon. - Nie sądze żeby.... - dziewczyna mocno się zastanowiła nad tą sprawą - ... a może jednak. Można grać i gadać jednocześnie. Ale żadnych sztuczek, zrozumiałeś? Potrafię się bronić. - Nie wątpię. Inaczej Mysterius by ciebie nie wybrał. Podobnie jak innych. - rzekł demon. - Mysterius. To jakiś pan zły, ta? Ten trep co nas tu sprowadził? - Simone zapytała, zasiadając do gry. - Hm... czy zły to dosyć względne stwierdzenie. Pomylony, szalony, wredny i perfidny - jak najbardziej. Ale zły - skąd! To tylko urągany elficki mag, który nie lubi babrać rąk w błocie. Streścić Ci zasady? - Kurczę, rzucasz na mnie jakiś urok, czy rzeczywiście jesteś taki miły? Dawno nie miałam do czynienia z... eem, tak, wyjaśnij, proszę. - powiedziała Simone, a lekki uśmiech wstąpił jej na twarz. Cała sytuacja była dla niej bardzo dziwna. Demon, który w dodatku traktuje ją lepiej niż większość ludzi z jakimi miała do czynienia? Chyba nie można wymyślić nic bardziej nierealnego. Ale jednak! Dziewczyna, bez żadnych lęków zasiadła i poczuła się komfortowo. Dopuszczała jeszcze do siebie myśl, że to może być fałsz, ale powoli przestała brać to pod uwagę. - Zdziwiona? Jestem demonem, co nie oznacza, że muszę ciągle myśleć o wyrywaniu trzewi... Co do zasad: wygrywa ten, kto ma na końcu ma najwięcej kryształów. Są trzy typy kart: ochronne, które chronią Twoje kryształy; ofensywne, które wykradają kryształy; oraz przeze mnie nazywane ''zbieraczki'' - mają za zadanie samoistnie zbierać kryształy. Najśmieszniejsze w tej grze jest to, że talia nie jest stała. Po każdym rozdaniu są nowe karty o inny postaciach i innych mocach... Większość zrozumiesz w trakcie. - zaczął wyjaśniać demon, ale Simone miała w głowie prędzej jego samego, niż grę. - Interesujące. Cóż, rozdawaj.... Oxinusie, dobrze pamiętam? Mam nadzieję. Skąd tak w ogóle pochodzisz? Czy bycie demonem sprawia ci trudność w tym chędożonym świecie? - dziewczyna pytania zadawała szybko, jak dziecko, które spotkało swojego idola. - Oxinus, zgadza się. Pochodzę rzecz jasna z Otchłani. Duża ona jest, uwierz mi. Jedna z jej sfer, to Uyryus - tam się narodziłem. Niezbyt przyjemna kraina. Chociaż tutaj też nie jest miło, chociaż dziwi mnie, że karczmarz nie zareagował, jak wszedłem... Ciekawostka. Dobra zacznę, by Ci pokazać jak to działa. No to... no to.. no to rzucam najpierw ''zbieracza'' - Maga Quirmu. Twoja kolej. - demon czekał na ruch Simone. - Mój pierwszy ruch... pal licho, niech będzie ofensywna. Zbłaźnię się najwyżej. Może karczmarz widział znacznie dziwniejsze rzeczy niż demon z chęcią zameldowania się? Poza tym, gdzieś słyszałam, że wygląd rogów jest uzależniony od rangi demona, lub jego miejscu w hierarchii. Czy to prawda...? - zapytała, z ciekawością patrząc się na Oxinusa. - Ani tak, ani tak. Range i hierarchię zdobywa się jak wszędzie - wysiłkiem. Poroża zależą prawie jak wszystko - od genów... No i od mody. - zdawałoby się, że demon się uśmiechnął. - Wyglądają na twarde... no i ładne. Gdzieś w ogóle uchował sobie taki przyjemny charakter? - zapytała alchemiczka. - Nie mam pojęcia. Rzucam ''obrońcę'' - Strażnik Tetu. - odpowiedział demon. - Hmm... rzucam ''zbieracza'', tego zielonego. - kontynuowała grę Simone. - Lalkarza? Niezły ruch. Na to rzucam Pikiniera Reku - czas na ofensywę... A mogęzadać Ci pytanie bądź dwa? - zapytał Oxinus. - Nie obiecuję odpowiedzi, ale wyjątkowo dla ciebie się postaram o nie. Rzucam ofensywę, gościa wyglądającego jak skrzyżowanie człowieka z dziobakiem. - rzekła dziewczyna i zaczęła z niecierpliwością oczekiwać na te pytania. - Kurde... nie mam pojęcia, co to za gość. A więc, skąd pochodzisz, jaką masz fuchę i czemu mam wrażenie, że walczysz częściowo w trakcie tej rozmowy? Daję kolejnego obrońcę - Tarczownika Snów. - kontynuował demon. Simone nieco się ociąga z odpowiedzią, jakby się tego obawiała. Ale po chwili wypowiada, prawie że mechanicznie, te zdania. - Wolę nie pamiętać skąd pochodzę. Zajmuje się cudownym rzemiosłem alchemii... to jedna z niewielu rzeczy jakie mnie uspokajają. Na trzecie pytanie.... - tutaj dziewczyna zaczyna drapać się po głowie, starając się wymyślić jak najmniej "kłopotliwą" odpowiedź - ... mam pewne problemy z sobą, tyle. Rzucam kolejnego "zbieracza", nie odgadnę co on przypomina... - Wygląda jak galaretka wiśniowa z mięsem mielonym... Dziękuję za te miłe odpowiedzi. Rzucam ofensywę - Miecznik Aru. A z ciekawości: w jakich okolicznościach nasz ''ukochany'' elfi mag Ciebie ściągnął. Mnie po traumatycznych poszukiwaniach dwóch gości o imieniu Joe. - kontynuował pytania demon. - Rutyna, uciekałam od kiepów, którzy uznali, że jestem seryjną morderczynią owiec. A konkretnie to spałam w dobrze oświetlonej jaskini... a teraz aż sama się dziwię, że tak dużo mówię. Rzucam defensywę.... V... V-.... Vuhn''yatora...? - powiedziała Simone. - Nie wmawiaj mi, że ogólnie jesteś małomówna. - demon się uśmiechnął - A co do Vuhn''yatora, to H powinno być nieme... chyba. A jak sądzisz: jak relacje z resztą? - Ogólnie to wrzeszczę na ludzi by mnie nie dotykali... - tutaj alchemiczka zaczęła mówić do siebie - świetnie, teraz używam autoironii... tak czy tak, to chyba dzięki tobie tak się... no wiesz. N-nieważne. Pytałeś o resztę... nie znam ich i znać pewnie nie chcę. - przez chwilę w kompletnym milczeniu dziewczyna wpatruje się w Oxinusa - A... hmm... twoja tura. - Nie powinnaś być tak zamknięta. Uwierz mi sam kiedyś tego próbowałem... kilka razy. Co do mojej tury, to będzie to ostatnia tura. Rzucam Rybaka Otchłani, który zbiera dla mnie dodatkowe kryształy... I chyba niestety wygrałem. Przykro mi, chociaż nieźle Ci poszło za pierwszym razem. Lepiej niż mi z Mysteriusem. - rzekł demon. - Kiedy ja nie mogę być inna, rozumiesz? - te słowa Simone zaakcentowała bardzo wyraźnie, po czym następuje cisza, aż nagle mówi - Raczej nie mogłam liczyć na to, że wygram. Trudno! - dziewczyna oparła głowę o swoją dłoń i zaczęła wpatrywać się w Oxinusa, czekając co powie. - Hehe - demon głęboko się zaśmiał, co trochę zaniepokoiło Simone - Tutaj mnie rozśmieszyłaś. Jak to nie możesz być inna? Spójrz na mnie. Jestem demonem. DEMONEM. W teorii moja egzystencja powinna polegać na zabijaniu, grabieniu, podpalaniu, a nawet niepłaceniu podatków. Za to masz przed sobą gościa, który woli unikać walki i rozstrzygać spory inaczej. Więc nie wmawiaj mi, że jesteś niewyleczalnym przypadkiem, bo takie nie istnieją. I nie martw się grą - to tylko gra, nie prawdziwe życie. - Grą się nie martwię. Właśnie o to drugie się martwię. Od zawsze. - Simone głęboko westchnęła i poprawiła sobie fryzury ręką - Słyszę twoje słowa i je rozumiem, ale nie dam rady siebie zmienić, taka jestem. - nagle spojrzała na drzwi, potem na demona - Pewnie chcesz, żebym już wróciła do swojego pokoju, tak? - Panno Black, po prostu trochę więcej wiary w siebie. Tylko tyle... A czy wyjdziesz czy nie to już Twoja wola. - powiedział Oxinus. Gdyby to tylko było takie proste. - dziewczyna pomyślała, po czym próbuje coś powiedzieć demonowi. - Nie... nie przeszkadzało... - ciężko mi wychodzą te słowa, prawie jakby część mnie się kłóciła z tym, co mam zamiar powiedzieć - Uhhh! - zniżam głowę - Nie przeszkadzałoby ci, gdybym tu została na noc...? Pomieszczenie jest lepiej oświetlone, nie ma hałasu i... ee.. ładnie proszę? - Przeciwko takim argumentom trudno się sprzeczać. Gramy w papier-kamień-nożyce, kto zajmuje łóżko? - zapytał Oxinus. - Mam jeszcze choć tyle godności by zostawić ci łóżko. Wierz mi, nawet ten okropnie wzorzysty dywan będzie lepsze niż to na czym spałam przez ostatnie kilka lat. - odpowiedziała Simone. - Twoja wola... To dobranoc, panno Black. - Możesz mi mówić Simone... - powiedziała cicho, wychodząc z pokoju. Dziewczyna cichutko wróciła do swojego pokoju, szybko gwizdnęła stamtąd poduszkę i znów wybrała się do pokoju jej nowego.... nie wiedziała jak go nazwać: partner, towarzysz, czy może miły człowiek. Z tym wyjątkiem, że żaden z niego człowiek. Całe to spotkanie było czymś nowym dla Simone i nie wiedziała do końca co o tym myśleć. Może jutro się obudzić i nic się nie stanie, lub zostanie pożarta w czasie snu. Jednak wcześniejsze rozmowy trochę zamazały jej podejrzenia. A może w ogóle nie powinna ich mieć? Do tej pory całe zło wyrządzili jej ludzie, a nie demony. On dał mi tą szansę, to ja dam jemu... najwyżej zostanę pożarta. Świat bez mojej osoby dużo nie straci, oj nie. --- Nie zdążyła dokończyć myśli, a już spała. Nie pamięta ostatniego razu, kiedy zasypiała w takim spokoju. *** Aktualizacja postaci Simone Black Istotne zmiany: PD: 800/1000
  3. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Ich waść! Odcinają mi neta, a tu już rewolucje stopnia pierwszego! Deklaruję jak naturalniej, że gram! *** Imię (nazwisko też): Simone Black Rasa: Człowiek czystej krwi. Klasa: Alchemik Historia: Simone dorastała w swego rodzaju Utopii, gdzie za wszelkie złe uczynki od razu skazywano na natychmiastową śmierć. Nie znajdowała wsparcia w rodzicach, ani w nikim innym, szczególnie przy swoim najbardziej miłym zajęciu - jak ona to określała, czyli alchemii, majstrowaniu przy miksturach i tym podobnych dziedzinach. Zupełnie samotne dzieciństwo odcisnęło swoje piętno - Simone zaczęła mieć różne zaburzenia psychiczne [po naszemu nazywałyby się one zespołem Aspergera], między innymi strach przed dotykiem innej osoby, lęk przed ciemnością, klaustrofobia, głęboki lęk przed niedowartościowaniem jej osoby przez otoczenie, ogromna trudność w akceptowaniu zmian, oraz inne osobliwości, bardziej irytujące niżeli kłopotliwe. Jednak nadrabiała to inteligencją, oraz chęcią zwycięstwa, toteż przyjęli ją do szkoły nauk mistycznych, gdzie praktykowała to co lubi najbardziej. - oczywiście alchemię. Jednakże, za jej zachowanie wywołane jej chorobą, została wyrzucona. Bardzo rozgniewana Simone, od razu opuściła rodzinne miasto i przez długi czas nic nie było o niej wiadomo. Wnet dała o sobie znać w regionach bardziej położonych na północ. Nastoletnia już Simone, zamieszkała w małej osadzie, mieszczącej ledwo 3 domki i tam uchodziła za "najlepszego butlo-maniaka po tej stronie prowincji". Krótko mówiąc, sporządzała różne wywary, które pomagały reszcie mieszkańców. Mimo tego, wszyscy uważali ją za mocno ekscentryczną, ponieważ jej dawne fobie nie wygasły, wręcz przeciwnie - przybrały na sile. Kiedy wydarła się na jednego mieszkańca, że "wyrwie mu rękę ze stawów jeśli jeszcze raz ją dotknie", to pozostała część wioski postanowiła ją wygnać. Po raz kolejny Simone została zmuszona do opuszczenia przytulnych kątów przez swoje zaburzenia. [UPDATE] Słuch o niej zaginął, choć po niektórych rejonach da się zauważyć osobliwą dziewczynę, która za odrobinę opanowania o ogłady (oraz cierpliwości) ze strony podróżnika, jest w stanie przygotować pewne mikstury, które być może pomogą tej osobie. [/UPDATE] Charakter: Przez swoją chorobę, jest osobą trudną do zrozumienia. Wykazuje tendencje do nietypowych dla jej ludu hobby (alchemia jest tego najlepszym przykładem), stara się być miła, ale często jej różne fobie to uniemożliwiają. Bardzo szybko się irytuje i jest skłonna do agresywności. Nic nie ceni bardziej niż warzenie mikstur w ciszy i spokoju, często przez to zaniedbując inne obowiązki. Często jej zachowanie wydaje się irracjonalne dla innych. Jest obdarzona dużym intelektem. Chętnie przynosi pomoc, choć często przez swój charakter nie może tego robić. Nie panuje nad swoją mową, przez co co jakiś czas w rozmowach używa nazbyt inteligentnych słów, co utrudnia komunikację z nią. Introwertyczka. Ma skłonności do paranoi, gdy stawia czoła swoim lękom (np. ciemność, wysokość). [UPDATE] Często ma problemy ze skupieniem się. Byle rzecz, warta zainteresowania według niej, odwraca jej uwagę, co może być irytujące podczas poważnych rozmów. [/UPDATE] Wygląd: Przede wszystkim: obrazek. Biednie ubrana, nie zwracająca na siebie uwagi. Duży, czarny plemienny tatuaż rozchodzący się po całej lewej ręce: od ramienia do dłoni. Zwykle wszystkie przybory alchemiczne ma zawieszone na specjalnym, zrobionym przez siebie pasie. [UPDATE] Blizna na dolnej wardze, zdobyta podczas pewnego nieporozumienia w karczmie. Włosy zawsze rozczochrane. Simone wyrobiła już sobie odruch mierzwienia się po włosach podczas pracy. [/UPDATE] Ekwipunek: Nóż - 1pkt Krótki miecz - 2pkt Lniane odzienie - 1pkt Żarcie na 9 dni - 3pkt Srebrny naszyjnik - 3pkt Umiejętności/Zdolności: - warzenie mikstur (st. 1) - zielarstwo (st. 2) - szybka nauka (st. 1) - odporność na trucizny (st. 1)
  4. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Pewno że deklaruję! O ile wcześniej mnie coś nie pożre, ale najogólniej się postaram być jak najczęściej.
  5. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Odpoczynek wiele dobrego nie zrobił. Nie chodzi o to, że Simone mało spała. Wręcz przeciwnie. Wina leży w samym spaniu, konkretnie śnieniu. Sny rzadko co dają ulgę umysłowi dziewczyny, bardzo rzadko. Umęczona ledwo co podniosła się z trawy, gdy dobiegł ją dziwny odgłos ze strony jeziora. Jednosylabowy, bardzo krótki pisk, wydobyty jakby spod wody, zniekształcony, niewyraźny. Simone nie miała jeszcze pewności, czy już wstała, czy jeszcze śni, więc jedynie uniosła lewą brew. Dźwięk rozległ się znowu, co zaczęło jeszcze bardziej ciekawić dziewczynę. Bez pośpiechu wstała i rozciągnęła się. Chwiejnym, wpółsennym krokiem ruszyła w stronę jeziora. Kucnęła nad taflą wody, lecz już nic nie było słychać. - Pięknie. - powiedziała do siebie - Zaczynam mieć zwidy. Bardzo kompetentnie. - westchnęła i palcem zaczęła robić kręgi w jeziorze. Słońce wschodziło, okolica była bardzo cicha, wręcz głucha, kiedy Simone poczuła czyjąś obecność. Spojrzała na lewo i ku jej zdziwieniu, na plaży leżała jakaś kobieta. Słońce oślepiało alchemiczkę, nie mogła określić kto to dokładnie był. Wstała. Kierowana ciekawością, lub czymś znacznie mocniejszym, podeszła do dziwnej kobiety. Nie czuła żadnego lęku, co jeszcze bardziej ją zaniepokoiło. - Kim jesteś? - zapytała Simone jakby nigdy nic, do egzotycznie pięknej kobiety, o ognistych włosach, zupełnie nagiej, o niewinnym, lecz przenikliwym spojrzeniu. Dziwna istota nie odpowiedziała, tylko jeszcze bardziej uważnie zaczęła wpatrywać się w alchemiczkę. Simone zaniemówiła z nieznanych powodów, wpatrywała się jakby w zauroczeniu w nagą kobietę. Ogarnęło ją oszołomienie. Sama nie wiedząc czemu, nie zamierzała uciekać, ani rozmawiać, ani walczyć - jedyne co chciała robić to patrzeć się na dziwną istotę. Simone nie poczuła strachu nawet, jak kobieta wstała i ustawiła się naprzeciw niej, w odległości około stopy. Wyglądało na to, że wszelkie lęki u niej uciekły. Alchemiczka zwyczajnie wpatrywała się w tą istotę, z półotwartymi ustami i przymrużonymi oczami. - Skąd... jesteś...? - Simone sennie zapytała, a kobieta milczała, tylko wpatrywała się z dziwnym błyskiem w oku na nią. Wnet naga istota podniosła dłoń i położyła ją na policzku alchemiczki, delikatnie go pocierając. Co Simone przeraziło, to to, że nie czuła ŻADNEGO strachu, a przecież dotyk znosi najgorzej, szczególnie obcej osoby. Dziwna kobieta lekko się uśmiechnęła, zjeżdżając ręką od policzka na ramię Simone. Chwila... nie.. nie, chwila. To musi być jakiś urok, rzuciła na mnie urok, musi tak być, przecież ja nie... ja nie... muszę się wziąć w garść, wydostać z tego... otrząśnij się dziewczyno, wydostań się.... wydostań... Wtedy dziwna kobieta drugą dłonią zaczęła dotykać okolice klatki piersiowej alchemiczki, przez co ona sama zaczęła się czuć niedobrze. Mimo tego, nic nie mogła zrobić, coś ją powstrzymywała, cały czas zachowywała się jakby była oszołomiona, nie czuła się do końca sobą. Dziwna istota stawała się coraz śmielsza, zaczęła zsuwać powoli koszulę Simone. Wtedy alchemiczka spojrzała w dół i zobaczyła, że ta naga istota ma dolny korpus przypominający ogon ryby. Syrena... co ona robi w takim miejscu? Natychmiast się obudź z tego uroku, natychmiast!! Mimo swoich starań, Simone niewiele mogła zrobić i poczuła, jak powoli razem z syreną zsuwa się do jeziora. Kiedy jej twarz znalazła się w wodzie, zauroczona dziewczyna straciła przytomność, spowodowane przez poważny konflikt wewnętrzny.
  6. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Cierpliwość tym razem popłaciła. Simone udało się znaleźć wręcz idealne miejsce na odpoczynek. W każdym razie, tak by było, gdyby niedaleko nie znajdowała się mała, ciemna jaskinia, na widok której dziewczynie robiło się bardzo niedobrze. Całe miejsce wyglądało jak z bajki, choć trochę bardziej tajemniczo. Niewielkich rozmiarów jezioro rozciągało się na północ od dziwnego wyniesienia, który był porośnięty czysto-zieloną trawą. Na lewo od tego znajdowała się kolejna część lasu, a na prawo rzadko rozsiane drzewa i krzaki. Ich schemat nie wyglądał na dzieło samej natury, ale Simone nie mogła dojrzeć nikogo, kto by w tej chwili zamieszkiwał to miejsce. Natychmiast skorzystała z unikalnej okazji i zmierzyła do jeziora. Woda była zimna, ale nie uznała tego za przeszkodę. Zdjęła górną i dolną odzież i szybko wskoczyła do wody, obmywając siebie z brudu i zaschniętej krwi. Czuła się szczęśliwa jak nigdy w życiu: tylko ona, cisza, spokój. Po długiej chwili alchemiczka wyszła z wody i znów przywdziała zakrwawione ubranie. Wymyję je kiedy indziej... a jeśli będzie okazja, to trzeba będzie kupić nową odzież. - myślała. Odświeżona po kąpieli usiadła na tym dziwnym wyniesieniu i tam też spędziła kilka chwil, rozmyślając. Poza tym odkryła, że wcześniejsze wydarzenie obdarzyło ją blizną na ustach, która nie wyglądała tak paskudnie, ale sprawiało wrażenie, że szybko nie zniknie. Wzdrygnęła się na wieść, że mogło być znacznie gorzej. Zastanawiając się, co dalej czynić, Simone ogarnęła swoje krótkie włosy i delikatnie westchnęła. Podoba jej się tu, ale nie wie, czy da się tu żyć. Na dłuższą metę z jedzeniem może być źle, a wszelkie niebezpieczeństwa.... - myśląc spojrzała na jaskinię, co sprawiło, że ciarki przeszły jej po plecach - ... nienawidzę jaskiń, czemu wszędzie je widzę? Może to iluzja? Może mój umysł robi mi na złość? Kiedy tak myślała, przypomniało jej się o wzmiance w pewnej książce, którą zawsze miała przy sobie. "Ze swoim lękiem trzeba walczyć." Zamiast pocieszyć, ta wieść jeszcze bardziej ją przygnębiła. W końcu, jej lęki nie są zbyt normalne, skąd wiadomo, że taka terapia się uda? Może jednak warto spróbować.... nie, nie teraz. Ani teraz ani nigdy. - przez to postanowienie trochę jej ulżyło, ale jednocześnie zdenerwowało. Jak się nie wściekać, gdy nie można siebie zmusić nawet do pokonania lęku przed ciemnościami? Simone doszła do zdrowego wniosku, że trochę więcej rozmyślania i zabije samą siebie. Położyła się więc na zbyt pięknej trawie i zaczęła wpatrywać się w niebo. Powoli zaczynała odchodzić w świat snu, jedną rękę położyła pod głowę, drugą na brzuch i w takiej pozycji łatwo się przeniosła do równoległego światu marzeń i podświadomości...
  7. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Kto… to…? Dzień Simone spędziła dość normalnie. Wstanie, spacer, notatka w dzienniku, pomimo stresu wywołanego przez napad. Tak jest – myśl o tym nie dawała jej spokoju, ani trochę. Dlatego też serce prawie jej stanęło, kiedy zobaczyła pewnego mężczyznę w drodze do swojej kryjówki. Człowiek ten wyglądał na zdenerwowanego, w dłoniach trzymaj duży, gruby kij. Gdzieniegdzie posiwiałe włosy wskazywały na jego wiek. Dziewczynę ogarnął niepokój. Nie miała bowiem pewności, czy to nie jest jakiś przyjaciel tamtego napastnika. Simone zrobiło się gorąco, nie była pewna, co robić. Nie dane jej było nawet się nad tym zastanowić, bo jak tylko mężczyzna ją zauważył, to od razu się zbliżył. - Panienko, dzieweczko najmilsza, nie widziałaś ty jakiejś dzikiej bestii, co mi ostatnio owieczki porywa i morduje gdzieś w okolicy... - w tym momencie, przerwał, co wzbudziło jeszcze większy niepokój w Simone. Człowiek zauważył krew na całym ubraniu alchemiczki, krwi, której dziewczynie nie udało się pozbyć. Usta mężczyzny wykrzywiły się w niezidentyfikowanym grymasie, dłoń zacisnęła się mocno na grubym kiju, a oczy z niepokojącym spokojem przyglądały się plamom krwi na jej spodniach i koszuli. - Nie, nie, nie, nie! Nie porywam żadnych owieczek, nie! Nie!... Co tu robisz starcze? Co robisz tak blisko mojego domu, wytłumacz się! – Simone zaczęła krzyczeć, gdyż różne myśli zaczęły jej przypływać hurtem do głowy. Zaczęła tracić panowanie nad sobą. - Nosz do ciasnych, wełnianych gaci... Szukam owiec, a co, jesteś pewna, że żadnej nie widziałaś?! To skąd ta krew, co? – mężczyzna zapytał się groźnie, robiąc krok na przód w kierunku alchemiczki, co wcale nie polepszyło jej stanu psychicznego. - Nie zbliżaj się, słyszysz? Nie zbliżaj! – Simone zrobiła krok w tył - Co cię to interesuje skąd, co?! Czego... Co...! – dziewczyna złapała się za głowę, serce zaczęło jej szybciej bić, oddech się wzmocnił i przyspieszył, prawie ogarnęła ją paranoją, a złych myśli wziąć napływało. - Dziwna jesteś, kto wie czy nie niebezpieczna i czy na twoim ubraniu nie ma krwi niewinnych owieczek... - mężczyzna mocniej zacisnął dłoń na kiju i krzyknął - Jontek, cho no tu ino, chyba mamy tu naszego owcobójcę! - STOP!... Stop. NIE jestem owcobójcą! - Simone cudem znalazła w sobie trochę spokoju. Ogarnęła sobie włosy, ciężko westchnęła, jakby z ulgą, lecz w jej głosie dalej słychać dozę niepewności zmieszanego ze strachem - Widzisz? Jestem już spokojna, nie dawaj mi powodów do stresu, bo przyrzekam: możesz stracić więcej niż tylko chodzące futro, jeśli mnie do tego zmusisz! – pokaz spokoju, choć bardzo krótki, nie poprawił sytuacji. Mężczyzna najwidoczniej usłyszał tylko ostatnie słowa. - Ty mi GROZISZ? – krzyknął, gniewnie patrząc na dziewczynę - Jontek! Weź skrzyknij jeszcze Kazika i Rateja, mogą się przydać, bo toto narwane chyba jest... Jeśli sytuacja wcześniej była zła, to teraz stała się beznadziejna. Simone pozbawiona resztek opanowania, a także nadziei na szybkie rozwiązanie sprawy – a co za tym idzie spokój – przestała myśleć logicznie. Teraz jedyne, co nią kieruje, to desperacja. Desperacja i strach, które głośno jej podpowiadają „biegnij, zwiej jak najdalej się da”. Bez namysłu ruszyła jak najszybciej może w dół zbocza. Nie zamierzała oglądać się za siebie. - Cholera, pędźcie za mną, bo to cuś ucieka, bez litości dla owcobójców! Aargh! – człowiek krzyknął i popędził za nią tak szybko, jak tylko potrafił. Zmęczony umysł Simone sięgnął po możliwie najłatwiejszy wybór – pobiegnięcie po jeszcze bardziej stromym zboczu, pokrytym małymi kamieniami i żwirem. Jednakże, wymęczenie psychiczne oraz ogólny brak koordynacji ruchów sprawił, że dziewczyna się potknęła. Turlając się w dół zbocza, Simone ostatecznie zatrzymała się na rzędach kilku drzew, które leżały u podnóża tej żwirowej ścieżki. Obolała, poobijana nie mogła znaleźć siły by wstać i uciekać dalej. Leżała oparta o brzozę, patrząc jak czterech mężczyzn powoli zbliża się do niej. Jakkolwiek by to nie brzmiało, upadek trochę ostudził jej temperament. Oczywiście, także mocno podarł jej ubrania oraz zapewnił kilka bolących ran. Nie były one poważne, jednakże. - Ha! Dobrze ci tak! – usłyszała słowa mężczyzny, który był już dość blisko - Mów, gdzie jest ciało ostatniego jagnięcia, jakie porwałaś i przyrzeknij, że to już ostatnia owca w twoim życiu, a może cię nie powiesimy, tylko skończy się na 120 razach kijem pokutnym przez gołe plecy... - powiedział, stając kilka kroków obok leżącej dziewczyny. Na górze już widać było zbliżających się, trzech kolejnych mężczyzn z nich. Jeden z nich zaczął już się staczać na dół, zupełnie jak Simone. - Nie wiem NIC o żadnych ovis vel owca, jak ją nazywasz, czy twój rozum to przyjął do wiadomości, czy mam to może ci zilustrować?! – rzekła dziewczyna, próbując wstać z marnym skutkiem - Nie wiem NIC! N-I-C. A teraz mnie zostawcie! - To skąd ta krew do cholery, w rzeźni nie pracujesz, a na żołnierza wracającego z bitwy też mi nie wyglądasz... Mów, albo prowadzimy cię na sąd do wioski... – pasterz nie żartował, a tymczasem u Simone włączył się jej odruch obronny. Gadka. - Nie twój pieprzony interes! Zaatakowano mnie, to się obroniłam! Z twoimi kwalifikacjami na pewno zrobiłbyś niezła karierę jako oczy Temidy na tym waszym sądzie, ale mnie to nie interesuje! – Simone bierze głęboki wdech, następne zdanie wypowiada już spokojnie - Mogę już iść, czy mam tu czekać aż uporządkujesz sobie myśli alfabetycznie? Na chwilę ucichło, wtem jeden z młodzieńców, który w międzyczasie zszedł już na dół, szepnął do pasterza: - Ojciec... - Czego, Jontek? - Ta owcobójczyni to jest owcobójczyni czy nie jest, bo nie wiem, czy ją mam tłuc, czy szkoda... - Czekaj, myślę, tera, czy mi sprawiła komplementa, czy też obraziła... Inny z mężczyzn, mający na imię Kazik, złapał się za głowę, po czym cały zadowolony podszedł ciut bliżej Simone i oznajmił. - Musisz poczekać, ojciec Jontka myśli... - po czym konspiracyjnie ściszył głos i szepnął - Uważaj, bo jak dojdzie do wniosku, że go obraziłaś, będziesz obita i to ostro... - rzekł, kiwając głową z wielkim przekonaniem, po czym pomyślał przez chwilkę i dodał - A tak swoją drogą, zabiłaś ty te owce, czy nie? - Nie dotykaj mnie... – dziewczyna nie cierpiała jak ktoś tak blisko niej stał - Nie zabiłam żadnych owiec, niczego, nihil! Pierwszy raz was tu widzę... powiedziałam nie dotykaj mnie!.... i pierwszy raz słyszę o owcach. Coś jeszcze? - Panie tato Jotka! – facet przemówił do pasterza - Ona mówi, że nie zabiła owiec i coś też o tym, żebym jej nie dotykał, choć jej nie dotykam, co pan o tym myśli? - Myśle, że chce, abyś ją dotknął, baby zawsze takie są, ale co ty, Kazik, na takie nieobliczalne dziwadło się porywasz, przecie głupie to jak but! Chociaż komplementy prawić umie... – odpowiedział. - To co, klepiem ją kijami? - zapytał Jontek - Na razie nie, sądzę, że ona wie, kto zabija owce, tylko nie chce go wydać, jak nie zechce przyznać, że wie, to wtedy ją obijemy... - oznajmił pasterz, Kazik natomiast zawahał się, słysząc słowa taty kolegi. Raz cofał się o krok od alchemiczki, to z powrotem się przybliżał... a ta z kolei miała już tego serdecznie dość. - Co-co? Odjęło wam rozum?! Czy podstawowa wartość inteligencji wśród ludu spadła poniżej oczekiwań lampy, kiedy byłam na wygnaniu?! Ty tam! – dziewczyna wskazała tatę Jontka - Patrz na moje usta, tak? Patrz uważnie... patrzysz do cholery?! Uffff... uch, spokój Simone... spokój.... no dobrze, popatrz uważnie: Ja. Nie. Wiem. Nic. Owaszychpieprzonychowcach! Ani o m o r d e r c a c h , ani o p o r y w a c z a c h owiec, ani nawet o tęgim fajf.... - nagle się powstrzymała i zaczęła mówić spokojnie - Nic o tym nie wiem, ja naprawdę, tylko tu przesiaduję... - Tęgi fajf... - podchwycił stojący dotąd cicho Ratej - To musi być porywacz owiec, bo to przecie mroczna tak ksywa jest, więc jednak coś wie! - trójka jego towarzyszy od razu to podchwyciła, a Jontek zawołał gniewnie. - Co wiesz o "Tęgim Fajfie"? Mów, albo poleżysz tu sobie znacznie dłużej, niż możesz sobie wyobrazić! Wszystko jasne! Mam do czynienia z geniuszami! – pomyślała dziewczyna… i nagle do głowy wpadł jej pomysł. Dopiero teraz, bo nie miała pojęcia, że oni są aż TAK roztargnieni. Z bólem na twarzy wstała, spokojnie się otrzepała z kurzu i zaczęła mówić, wolno, powoli akcentując słowa. - Tęgi Fajf... niewielu jest na tyle odważnych by mu stawić czoła. Naprawdę jesteście tak mężni i silni, by stawić czoła TEMU Fajfowi? Naprawdę? - Eee tam, to ciota jest, jak na owce się rzuca, a do nas odwagi ni ma! - krzyknął Kazik. - Ostatnim razem spotkałam go... pójdziecie na północ od dużej, wysuniętej skały, mojego domu, aż traficie na szlak, tam po jakimś czasie powinny być ślady krwi... podążajcie za nimi.... jeśli już nie żyje, to będziecie mieli dowód, a wasze owce przestaną zniknąć. Jeśli jednak napotkacie na takiego tajemniczego gościa... to to jest właśnie on. Zrozumieliście, czy może mam wam ten plan narysować? – powiedziała Simone, z nieukrywaną przyjemnością. Dzięki temu może się pozbyć winy, przynajmniej oficjalnie. - Eee tam, głupi nie jesteśmy... Sami trafimy, a ty więcej się tu nie pokazuj. - zawołał pasterz i razem z trójką towarzyszy pobiegł w stronę wskazaną przez Simone. - Ostatnie-nieurodzone-do-końca-imbecyle..... - wzdycha do siebie na odchodnym. Teraz kiedy w końcu dane jej było trochę odpocząć, zaczęła siebie oglądać. Ubranie – i spodnie i koszula – było mocno obszarpane. Przynajmniej kurz i brud zasłonił większość plam z krwi. Obejrzała się po okolicy, czy na pewno jest sama. Kiedy się upewniła, ściągnęła swoje ubranie, by sprawdzić czy nie narobiła sobie poważnych ran, podczas upadku. Dużo obtarć oraz zadrapań, szczególnie na plecach, ramionach i nogach. W dodatku poczuła w ustach smak krwi. Pewnie musiała je sobie skaleczyć na jednej z gałęzi. Po oględzinach, bez pośpiechu się ubrała i zaczęła myśleć – co dalej? Woli nie wracać na górę, jeśli natrafi na tych jełopów… to będzie źle. Jednakże, za sobą zauważyła mały las, może tam znajdzie jakieś miejsce na odpoczynek, zwłaszcza, że niedługo słońce będzie zachodzić. Obolała ruszyła powoli w tamtym kierunku, nie dbając o to jakie nowe „przygody” tam ją mogą spotkać… gorzej już być chyba nie może… – powtarzała sobie.
  8. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Góry Hastandar. W tym miejscu znana jest plotka o rzekomym leku na wszechobecną plagę, a także plotka o świętej pamięci wybitnym alchemiku który to lekarstwo sporządził, oraz plotka o ogromnym skarbie dla tego, kto powtórzy sukces owego anonimowego człowieka. Z pewnością to przyczyniło się do większej ilości "zwiedzających" te góry. Ale plotki to tylko plotki. Simone z pewnością nie wałęsała się po tych górach dla sławy, legendy czy złota, a plotki ceniła gorzej niż kazirodztwo. Przebywa tam, bo nie udało jej się znaleźć innego miejsca gdzie mogłaby żyć spokojnie. Pomimo braku porządnej chatki, w której co noc dane by jej było odpocząć, Simone nie mogła narzekać. Miała spokój. Miała okazję do zarobku (jeśli napotka na kogoś kto byłby zainteresowany jej wywarami, oczywiście). Najważniejsze - w tym miejscu jest niezależna. Zdana na siebie. Jest ranek. Młoda Simone właśnie wstała po nocy spędzonej na wysuniętym bloku skały. Ryzyko spania w takim miejscu było ryzykowne - bo przecież, pomijając wszelką faunę, a nawet trującą florę - można z takiego głazu spaść. I nie byłby to krótki spadek, góry Hastandar nie nazywają się górami dla ozdoby. Takie miejsce zapewniło młodej awanturniczce bardzo kolorowe sny, gdyż przed odpoczynkiem dane jej było zobaczyć panoramę krajobrazu spowitego w bezgranicznej ciemności. Teraz z widocznością nie było lepiej niż w nocy - poranna mgła praktycznie zjadła całą dolinę, którą wieczorem podziwiała Simone. Dziewczyna rozciągnęła się i podniosła się na nogi - mogła robić co chciała, a ochotę miała na mały spacer! Poprawiła sobie włosy, zapięła ostatni guzik w swojej koszuli i ruszyła do góry, sama nie wiedząc dokąd. Wspinając się po chłodnych, lekko mokrych skałach, udało jej się natrafić na kilka ciekawych roślin, ale postanowiła je zbadać później, teraz nie czas na obowiązki, trzeba się rozruszać. Południe. Jak w każde południe Simone wyciągnęła swój mały notes i bardzo małą czcionką zaczęła spisywać... ~~~ Południe, dnia 827 od czasu wygnania z wioski. Muszę uważać na jaskinię na wschodzie od Płaskowyżu Widokowego. Spojrzałam na nią dzisiaj i od razu dostałam ciarek. To dziwne. Nocy się nie boję, ale nienaturalnego mroku - owszem. Nie cierpię mroku. Kilka nowych roślin do zbadania, w górę od Płaskowyżu Widokowego. ~~~ Spisując te słowa, siedząc na skale, Simone głęboko westchnęła. Tyle jest rzeczy, które chciałaby w sobie zmienić, ale najprawdopodobniej nigdy nie zrobi tego. Jeśli lęki potrafią doprowadzić do samobójstwa, młoda Simone powinna być już trzykroć martwa. Otrząsając się z rozmyślań, dziewczyna kiwnęła głową "nie" i zamknęła notatnik. Pora iść dalej, jeszcze tyle rzeczy jest tutaj do zwiedzenia! - pomyślała. Kilkaset metrów dalej, Simone odczuła niepokój. Przed nią, na ścieżce którą chciała przejść, znajdować się osobnik. Człowiek, całkiem normalny, może nieco brudny, wyglądający na kompletnie zdrowego. Nie chcąc niczego spartolić, Simone spuściła głowę i cicho, jakby jej tu nie było, szła dalej, mocno trzymając swój notatnik. - Co taka ślicznotka robi w górach? - zapytał nieznajomy, jego głos, choć najzupełniej normalny, zmroził krew w żyłach zestresowanej Simone. Ona ma kłopoty z sobą, które nie pomagają przy kontaktach międzyludzkich. Kobieta nie chciała się niepotrzebnie stresować, ale tutaj, znalazł się ktoś, kto - to bardziej niż prawdopodobne - znów wytrąci ją z równowagi. To tylko kwestia czasu. Jest tylko jedno rozwiązanie - zignorowanie. Simone poszła dalej, udając, że nic nie słyszy. Minęła mężczyznę - już była pewna, że po wszystkim, gdy nagle... - Hejże! Zadałem ci pytanie! - krzyknął znów, mało tego, położył dłoń na jej ramieniu. Simone zaczęła mieć dreszcze, odczuwała silny strach, ale także gniew. - .... nie dotykaj mnie... - półszeptem zdołała powiedzieć, lecz jej gniew pomieszany ze strachem wcale nie zmalał. - Co? Jesteś ranna, czy jak? - nieznajomy rzekł, lecz dalej trzymał dłoń na ramieniu Simone. Tego już było za wiele... gniew i strach przerodził się w nienawiść, a ona zaczęła opanowywać dziewczynę. - ... powiedziałam NIE DOTYKAJ MNIE DO CHOLERY! - krzyknęła najgłośniej jak się dało, brutalnie odrzuciła dłoń nieznajomego, cofnęła się parę kroków do tyłu, intuicja podpowiadała jej, by wyciągnęła nóż. Tak więc szybko wyciągnęła owe narzędzie z pasa i zaczęła nim mierzyć w mężczyznę. - Co z tobą... odłóż to! - mężczyzna zdawał się wyglądać na zaskoczonego, ale nie przerażonego. Albo tak zauważyła Simone swoimi przyćmionymi zmysłami. - Bo co? BO CO!? - znów krzyknęła, jednak teraz dało się wyczuć znacznie więcej strachu niż gniewu. Nieznajomy się zaśmiał. Simone popatrzyła na niego jak na wariata. Serce zaczęło jej szybciej bić, poczuła lekkie odrętwienie w dłoni trzymającej nóż, pewnie wywołane stresem... - Taka piękna dziewczyna, może trochę nieokrzesana, ale popracuję nad tym, nie na darmo nazywano mnie Poskramiaczem w Andaven, o tak. Powiedz, wyglądasz na alchemiczkę. Pewnie jesteś tu z powodu plotki o nagrodzie, co? Myślisz, że dasz radę ją zdobyć? - mężczyzna stawiał kolejne kroki i przybliżał się do Simone, a jego słowa miały coraz bardziej drwiący charakter - Fiu fiu, rany, ambicje masz, co? Jak w ogóle masz na imię, hmm? - teraz jego ciało znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Simone niemal sparaliżowało, ale w odruchu strachu, gniewu i zniesmaczenia zdołała powiedzieć: - Nazywam... - i tutaj mocno dźgnęła go w brzuch - ... się SIMONE! Zapamiętaj to sobie gnoju! I dziewczyna zaczęła uciekać, z powrotem do miejsca w którym spała dzisiejszą noc... Popołudnie. Słońce jeszcze nie zaszło, a dziewczynie udało się trafić do miejsca które zwie "Płaskowyż Widokowy". Widoczność się poprawiła, temperatura powietrza się podniosła, ale nie to chodziło teraz po głowie Simone. Jej własne lęki sprawiły, że zaatakowała człowieka. Samoobrona? Łatwa wymówka, nie zmieniająca faktu. Niepotrzebnie tam szłam, niepotrzebnie!! To.. krew? - pomyślała i spojrzała na swoje spodnie. Były mocno zakrwawione, tak samo koszula, ale to nie jej krew, na całe szczęście. Czemu mnie to spotyka, czemu?! - by się jak najszybciej uspokoić (stres bowiem bardzo ciężko znosiła) usiadła na płaskowyżu i zaczęła się wpatrywać w dal. Doliny, małe miasteczka, lasy, pola... widok tego wszystkiego relaksująco działał na Simone, mimo niepewności, co przyniesie jutro... a może jednak warto sprawdzić całe te plotkarstwo na temat leku na zarazę? Odrobina pracy, szczególnie alchemii, jeśli jej pozwolą, z pewnością zadziała dobrze na jej skołowane nerwy. Ale to wszystko jutro, dzisiaj Simone musi wyciszyć stres...
  9. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    [Bum.] [Większe bum.] [Zajewielkie bum.] [Wszystkie papiery mam w porządku! Dostałam od samego Mistrza Gry - nie kogo innego! I wizę mam. Oraz paszport! Mam prawo tutaj chamsko wejść i grać z wami!] Imię (nazwisko też): Simone Black Rasa: Człowiek czystej khhrwi. Klasa: Alchemik Historia: Nicole dorastała w swego rodzaju Utopii, gdzie za wszelkie złe uczynki od razu skazywano na natychmiastową śmierć. Nie znajdowała wsparcia w rodzicach, ani w nikim innym, szczególnie przy swoim najbardziej miłym zajęciu - jak ona to określała, czyli alchemii, majstrowaniu przy miksturach i tym podobnych dziedzinach. Zupełnie samotne dzieciństwo odcisnęło swoje piętno - Simone zaczęła mieć różne zaburzenia psychiczne [po naszemu nazywałyby się one zespołem Aspergera], między innymi strach przed dotykiem innej osoby, lęk przed ciemnością, klaustrofobia, głęboki lęk przed niedowartościowaniem jej osoby przez otoczenie, ogromna trudność w akceptowaniu zmian, oraz inne osobliwości, bardziej irytujące niżeli kłopotliwe. Jednak nadrabiała to inteligencją, oraz chęcią zwycięstwa, toteż przyjęli ją do szkoły nauk mistycznych, gdzie praktykowała to co lubi najbardziej. - oczywiście alchemię. Jednakże, za jej zachowanie wywołane jej chorobą, została wyrzucona. Bardzo rozgniewana Simone, od razu opuściła rodzinne miasto i przez długi czas nic nie było o niej wiadomo. Wnet dała o sobie znać w regionach bardziej położonych na północ. Nastoletnia już Simone, zamieszkała w małej osadzie, mieszczącej ledwo 3 domki i tam uchodziła za "najlepszego butlo-maniaka po tej stronie prowincji". Krótko mówiąc, sporządzała różne wywary, które pomagały reszcie mieszkańców. Mimo tego, wszyscy uważali ją za mocno ekscentryczną, ponieważ jej dawne fobie nie wygasły, wręcz przeciwnie - przybrały na sile. Kiedy wydarła się na jednego mieszkańca, że "wyrwie mu rękę ze stawów jeśli jeszcze raz ją dotknie", to pozostała część wioski postanowiła ją wygnać. Po raz kolejny Simone została zmuszona do opuszczenia przytulnych kątów przez swoje zaburzenia. Słuch o niej zaginął, chociaż, że gdzieniegdzie można usłyszeć plotki o biednie ubranej, ekscentrycznej dziewce, która wędruje po okolicznych górach, sprzedając wszelkiego rodzaju mikstury... Charakter: Przez swoją chorobę, jest osobą trudną do zrozumienia. Wykazuje tendencje do nietypowych dla jej ludu hobby (alchemia jest tego najlepszym przykładem), stara się być miła, ale często jej różne fobie to uniemożliwiają. Bardzo szybko się irytuje i jest skłonna do agresywności. Nic nie ceni bardziej niż warzenie mikstur w ciszy i spokoju, często przez to zaniedbując inne obowiązki. Często jej zachowanie wydaje się irracjonalne dla innych. Jest obdarzona dużym intelektem. Chętnie przynosi pomoc, choć często przez swój charakter nie może tego robić. Nie panuje nad swoją mową, przez co co jakiś czas w rozmowach używa nazbyt inteligentnych słów, co utrudnia komunikację z nią. Introwertyczka. Ma skłonności do paranoi, gdy stawia czoła swoim lękom (np. ciemność, wysokość). Wygląd: Przede wszystkim: obrazek. Biednie ubrana, nie zwracająca na siebie uwagi. Duży, czarny plemienny tatuaż rozchodzący się po całej lewej ręce: od ramienia do dłoni. Zwykle wszystkie przybory alchemiczne ma zawieszone na specjalnym, zrobionym przez siebie pasie. Ekwipunek: Nóż - 1pkt Krótki miecz - 2pkt Lniane odzienie - 1pkt Żarcie na 9 dni - 3pkt Srebrny naszyjnik - 3pkt Do zapłacenia: 10pkt. Umiejętności/Zdolności: - warzenie mikstur (st. 1) - zielarstwo (st. 2) - szybka nauka (st. 1) - odporność na trucizny (st. 1)
  10. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    [Maka jako mój wuj - to nazbyt oczywiste ;)] Udało mi się nareszcie wdrapać po tej przeklętej wieży... dotarłam do jednego pomieszczenia, gdzie stał mroczny elf. To chyba właśnie ten krewniak. Widocznie się mnie spodziewał. Ukłoniłam się na wszelki wypadek... - Witaj, a więc podsumujmy twoją wyprawę. Maska nie jest w moich rękach, nie widziałaś tego, co zaszło w Mglistych Szczytach i przychodzisz do mnie, jakby nigdy nic. Jeśli nie masz dobrego usprawiedliwienia, wynocha! - zaczął gniewnie. - Gdybym pamiętała to co się działo podczas mojej wyprawy, może bym ci pomogła... A.. ale dowiedziałam się paru rzeczy, słowo! - odpowiedziałam niepewnie. - Tak, a niby jakich? Tego, że zamiast ciebie powinienem był wysłać na tą wyprawę wykwalifikowanego zwiadowcę? - N-nie.. nie. Może cię zainteresuje informacja.. że.. że ta maska której szukasz, nie jest jedyną. - Nie? Dobra, posłucham, co masz mi do powiedzenia. Byle by było warte mojego cennego czasu. - Odkąd straciłam pamięć, posługuję się wyłącznie intuicją.. widziałam tą maskę której szukasz i inne. Intuicja mi mówi, że jest ich znacznie więcej, każda przedstawia coś innego.. takie są moje domysły.. wysłał mnie do ciebie jeden szczurołak, który ma właśnie jedną taką maskę! - Hmm... wiesz, o czym mówisz. A więc to, co uważałem za legendę jest prawdziwe. Maski, dające różnym istotom niezwykłą moc, ale jednocześnie pozbawiające ich bycia "sobą". Wiesz może, do czego służy maska, którą zaklął Thyas''Garl, czyli ta, będąca w posiadaniu wampira? - Nie, o tym nie wiem... przysięgam! Wyglądem i konstrukcją maska przypomina trochę pająka, to wszystko co wiem. - Pająka? Mówi ci coś słowo Arachnici? Byli to ludzie-pająki, będący armią Thyas''Garla. Możliwe, że ta maska ma coś z nimi wspólnego, a może ten wygląd pająka miał tylko oznaczać cześć dla naszej pajęczej bogini? Potrafisz odpowiedzieć na któreś z tych pytań? - Arachnici... lykantropia, ale oparta na zwierzęciu jakim jest pająk, mam rację? A co do drugiego pytania, to pozostają jedynie domysły... - Tak, chociaż coś wiesz, może jednak twoja wyprawa nie poszła na marne, przynajmniej dla ciebie, ale to się jeszcze okaże... Masz jeszcze jakieś informacje? - Tak. Przysyła mi tu szczurołak... noszący jedną z tych masek. Nie zdejmie mojej klątwy, którą już pewnie zauważyłeś... dopóki nie powiem ci, żebyś sprzymierzył się z nim i jego mistrzami przeciwko... przeciwko... hmmm... ogniu demonów? - Tak, swoją drogą ta klątwa ocaliła cię od kary. - uśmiechnął się.. ciarki mi przeleciały po plecach - Mam zasady, nigdy nie krzywdź osób starszych, chyba, że sami zaczną. Ale ten ogień demonów... możesz mówić jaśniej? - W takim razie... on chciał mnie ocalić? Eee, nic więcej nie wiem o tym ogniu, tylko tyle mi powiedział! Jeszcze o jakimś szalonym dentarze... i.. i demonach? Przywoływanych demonach. - Nie wiem, czy zależy mu na twoim życiu. Może mu się podobasz? - wyszczerzył żeby w okrutnym uśmiechu - Dentar i przywoływane demony już nie są tak zabawne. Przypuszczam, że wiem, co się stało wśród nymarów. Jeden z nich chciał nowej, zwycięskiej wojny za wszelką cenę, inni byli bardziej rozsądni. Jednak, jak głosi u nich prawo, nymarowie są nietykalni. Co najgorsze, ten szaleniec wywołał wojnę. Dobrze wiem, że z demonami nie ma żartów... - zdjął rękawiczkę, pokazując dłoń, która na pewno nie należała do drowa... - została odgryziona przez jednego z tych bydlaków - wyjaśnił - Powiedz swojemu wielbicielowi, że może liczyć na moją armię i nie tylko. Wszystkie mroczne elfy wiedzą, że dobry demon to zniewolony demon, a wolny demon, to zagłada. Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? - Mh.. n-nie. Ale nie wiem jak tam się dostać z powrotem.... była w klasztorze, nagle znalazłam się w dziwnym pokoju gdzie był ten szczurołak... i była tam także jakaś kula, dotknęłam ją... i tak tu się znalazłam. - Na dzień lub dwa zostaniesz tutaj. Mimo wszystko twoje informacje okazały się przydatne i należy ci się trochę odpoczynku. W dzielnicy magów masz wszystkie trunki i nocleg za darmo przez tydzień, poza tym szepnę kilka dobrych słów o tobie w gildii złodziei, oraz gildii zwiadowców, więc jakbyś szukała stałej pracy, możesz się tam zgłosić. Poza tym - zabrał mi mój pierścień, przez który, jak twierdzi, spoglądał na moje postępy i wręczył mi inny - Ten sygnet będzie mi jeszcze potrzebny, a ten już nie. Będzie cię częściowo chronił przed ogniem, a może nie tylko? Jeśli zechcesz więcej o nim wiedzieć, udaj się do mędrca Gyunharilla. - O.. dz-dziękuję. Ale co z klątwą? I klasztorem? Wiesz, że tam pracuję... - Jak twój przyjaciel zechce, odnajdzie cię i tutaj. A ja jako twój wuj nie wyrażam zgody, aby moja siostrzenica należała do klasztoru - zaśmiał się - Ale jeśli ci naprawdę na tym zależy, przyjdź do mnie pojutrze, z rana, najwcześniej jutro wieczorem. Odpowiedni teleport trzeba przygotować, a to mi zajmie trochę czasu. Szczególnie, że najpierw muszę zająć się pierwszorzędnymi sprawami, choćby i ogniem demonów. - Doskonale... już ci więcej nie będę przeszkadzała wuju. Wyszłam z wieży mojego wuja i skierowałam się do centrum osady, na której obrzeżach znajdowała się wieża. Pierwszy przystanek, gildia zwiadowców. Jednak nie zostanę w klasztorze.. skoro mój wuj rzekomo twierdzi, że tam nie będzie dobrze... to wolę tam nie zostawać.
  11. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Kiedy przebudziłam się dogłębnie... szczurołaka już nie było, a ja znów byłam przeklęta. Codzienność.... Pokój był dziwny.. nie miał żadnych wyjść ani wejść. Jedyny obiekt jaki się w nim znajdował, to purpurowa kula, unosząca się nad ziemią. Z ciekawością podeszłam do tej kuli.. w myślach miałam natłok informacji. Kojarzę jakąś więżę, kogoś z mojej rodziny... ale nie pamiętam tego dokładnie. Kula zaczęła pobłyskiwać gdy do niej podeszłam. Z niewiadomych przyczyn, dotknęłam ją... poczułam mrowienie na skórze i nagle wszystko przede mną zniknęło... nagle znalazłam się w klasztorze. Był ze mną opat, oraz mój nowy ochroniarz Aaron. Jednak nie byli świadom mojej obecności. Aż w końcu do mnie dotarło... to była wizja. Zjawy przemawiały do siebie: - Mówisz po prostu tak o, że zniknęła?! - wrzasnął opat i rzucił jakimiś papierzyskami w Aarona. - Tak! W jednej chwili jest, w drugiej nie ma! - odrzekł Aaron. - Ehm.. ehrr.. musimy ją odnaleźć. Tylko ktoś o jej umiejętnościach może nam pomóc w ważnych misjach, masz ją natychmiast znaleźć, bez względu na konsekwencje! - Tak zrobię. - powiedział Aaron i wyszedł. Znów wszystko zniknęło... Nagle pojawiły się przede mną obrazy miejsca... dziwnego. Niebieska mgła pośród zielonej polany... mimo śniegu polana była jego pozbawiona. Przy wielkim drzewie stał dziwnie... ale to bardzo dziwnie wyglądający człowiek, oraz... czy.. czy to Datter? Ja.. ja to czuję, czuję, że to on! To-to kolejna wizja... duchy mnie nie widzą... - Jesteś pewien tej informacji? - zapytał stanowczym głosem D-Datter... - Ohh... jak niczego innego na świecie, młody wojowniku. - powiedziała słabym głosem dziwna postać. - Hm. Jak ten portal będzie się powiększał i powiększał, to nie życzę tamtemu światu ślicznej przyszłości. - Tak... tak. Wszyscy zwrócą się przeciwko sobie, to będzie istna rzeź, nie wojna. - Zupełnie jak za niezapłacenie za piwo z karczmie. Musimy się przygotować, niedługo wiele żywotów umrze tam i przybędzie tu. Będzie tłoczno. Tak rzekł Datter... po czym znów wszystko zniknęło.. potem poczułam napływ wielu uczuć, strachu, żalu, smutku.. oraz głosy, GŁOSY! Tak głośne..! Bełkoczą, krzyczą, wiją się w agonii dźwięków..! Aż.. skończyło się tak szybko jak zaczęło, a ja zauważyłam wyżynę pod sobą. Podniosłam głowę i mym oczom ukazał się widok na nizinę pokrytą lasami.. z wieżą w oddali. To.. to musi być wieża do której mam iść. Wtedy nagle zorientowałam się, że to nie wizja... ja naprawdę znajduje się na wyżynie, mogę zerwać trawę, wstać.. pójść do wieży. Muszę się pozbyć tej klątwy.. muszę za wszelką cenę! Mam nadzieję, że ten mój krewny jest miły...
  12. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Otworzyłam oczy. Sufit? Ł-łóżko? Ściany, świece... opat. Co się stało..? Wędrowałam przez las, w kierunku klasztoru... i... i... jak ja się tu znalazłam? - Dziecko moje, żyjesz. - zwrócił się do mnie opat. - Cz-czemu jestem taka.. obolała? - Zaiste... coś cię zaatakowało w drodze tutaj. Na szczęście twoje krzyki zdążyły zaalarmować mnichów i przyszli ci na ratunek. Miałaś szczęście. Mnichom cudem udało się ciebie uratować. Podobno gdy przybyli, bestia już wyrywała mięso z twojego ciała. - C-co... jaka bestia? - Dobrze wiesz jaka, dziecko. - Bestia, którą wypuścił Tichondrius? - Tak... - Ah... - czułam się okropnie - Tichondrius mnie ostrzegał... cz-czemu nie mogę wstać? - Na razie nie jesteś do tego zdolna. To efekt uboczny tym, czym cię uleczyliśmy. Nie będziesz mogła chodzić do następnego dnia. - R-rozumiem.. jest źle. - Tak, jest źle. Dlatego przydzielam do ciebie kogoś. Ten oto mnich. - wskazał mi na wysokiego, łysego mnicha - Będzie ci pomagał, służył jako prawa ręka, ochroniarz, pomocnik. Nie martw się o jego lojalność... pilnowanie ciebie to część jego zadania, mające na celu trwałe przyjęcie go do zakonu. - mnich tylko skinął głową. - Och... dziękuję. - Tak, na pewno jesteś wdzięczna. - powiedział i szepnął coś do tego mnicha. Ten podszedł do mnie, wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Jak już w końcu mnich trafił do mojego skromnego pokoju, położył mnie na łóżku, a sam stanął w drzwiach. Nic nie mówił... musiałam wobec tego zacząć. - Eemm.. no, dziękuję za pomoc... jakoś się zwiesz bracie? - powiedziałam. Absolutnie nie wiedziałam czego mam się spodziewać po nim. - Aaron. - odpowiedział sztywno. - Tak.. Aaron... miło cię poznać. Em, zamierzasz tak stać przez całą noc? - A mam coś innego do roboty? - odpowiedział tym samym, sztywnym tonem. - Mm.. skoro mamy ze sobą spędzać dość dużo czasu, to może lepiej dowiedzieć się czegoś o sobie, nie sądzisz? - zapytałam nie licząc na miłą odpowiedź. - Może i tak. - Zawsze byłeś taki małomówny? Aaron odpowiedział mi tylko męczącym milczeniem. - Emm.. no to może... ee... od dawna jesteś w tym bractwie? - Uhm...nie. - To mniej więcej od kiedy? - Trzy może cztery tygodnie. - To jak przekonałeś opata by cię przyjął? Swoimi wielce konstruktywnymi zdaniami? - zapytałam ironicznie. - Nie kpij ze mnie. Po prostu z nim porozmawiałem, opat zadał mi kilka pytań, odpowiadałem szczerze i tyle. - Przepraszam... i gratuluje. W końcu wydusiłeś z siebie więcej niż 6 słów. - zaśmiałam się pod nosem. - Bardzo śmieszne.- powiedział mnich, dalej stał z kamienną twarzą. - Nie masz ani krzty poczucia humoru? - Dawno zapomniałem co to poczucie humoru. Tutaj w klasztorze, na nic ono się nie zda. - Będę musiała nad tym popracować... zamierzasz tak stać tu do bladego ranka? - Tak. - Tak po prostu? Stać? Nic nie robić? Nudzić się? - A co mam innego robić? - Więc, coś *mógłbyś* robić. Nie znam osoby, która by lubiła stanie z bezczynności... - Teraz lepiej? - powiedział siadając na fotel. - Eee... heh, cóż... ja.... no.... - nie wiedziałam co odpowiedzieć. Kompletnie mnie zatkało. - Ehe... T-to ja już może nic nie będę mówiła... - Jak wolisz. Głośno westchnęłam i zwróciłam swój wzrok na okno. Było ciemno, w dodatku wietrznie... bardzo wietrznie. Chyba będę musiała podziękować opatowi, za to że wyciągnął mnie z tarapatów... jestem cała mocno obtarta, w dodatku mam dość głęboką ranę na lewym ramieniu, która jednak szybko się zagoiła. Jak mogłam zapomnieć o tym co się stało! To mnie naprawdę denerwuje. Denerwuje mnie także ta bezczynność, nigdzie nie mogę się ruszyć, z nikim porozmawiać poza mnichem, który nie chce rozmawiać. - Aaron? Jak właściwie masz zamiar mi pomóc? - zapytałam z ciekawości. - Mam ci pomagać we wszystkim, ochraniać cię i tak dalej. - I zapewne nic więcej nie wchodzi do gry? Nawet rozmowa? - Jeśli rozmową ci pomogę to też. - Tak.. pomożesz. Ym... po tej walce, której nawet nie pamiętam czuję się fatalnie... ułożę się do snu, nie będzie to ci przeszkadzało? - Nie. - Dobrze... emm... całą noc będziesz czuwał czy opat przydzielił ci jeszcze jakieś zadanie? - Nie, będę czuwał. - D-dobrze... dziękuję. Aaron przytaknął głową, już nic więcej nie mówił... Po naszej małej konwersacji ułożyłam się do błogiego snu... obym tylko rano mogła chodzić. W tym stanie dużo nie zrobię.
  13. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Las wydawał się nie mieć końca... na szczęście moja pamięć w połączeniu z orientacją w terenie - nie zawiodły. Oto przed nami rozpościerały się Mgliste Szczyty... zwróciłam się do mojego towarzysza: - Więc... zrobiłam jak kazałeś... oto Mgliste Szczyty. - O cholera! Słyszałem, że są duże, ale nie spodziewałem się czegoś takiego. - podziwiał Tichondrius. - Prawda? Yhmm... ja już chyba będę wracała do klasztoru. - i zaczęłam powoli ruszać z powrotem, jednak Tichondrius mnie zatrzymał. - Czekaj! Pomóż mi jeszcze znaleźć Altaira. Cokolwiek robi w tych górach, może mi pomoże. - Pamiętasz jak obiecałem ci, że obronię cię przed nim? Dotrzymam obietnicy. - pocieszył mnie wampir. - Ja.. dobrze. Trzymaj się blisko mnie.. zaprowadzę nas do kościoła, w którym się zaszył. - Czyżbym usłyszał słowa "Altair" i "kościół" w jednym zdaniu? Nigdy bym nie uwierzył... - To praktycznie ruina kościoła... mam złe wspomnienia co do tego miejsca. - Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - W-wierzę... chodźmy. I ruszyliśmy drogą kierującą do tej ruiny... jednak coś nie dawało mi spokoju. Musiałam się o coś zapytać mojego towarzysza. - Tichondriusie... mam pytanie. - oznajmiłam. - Słucham. - Jakim cudem ty nie jesteś jak... inne wampiry? Czemu jesteś dla mnie taki miły, tak przy okazji...? - Trudne pytanie... Możesz to zawdzięczać jednej elfce z twojej rasy, jeśli mogę to tak nazwać. - to dlatego jest dla mnie taki miły? - Naprawdę...? - Tak... To zaczęło się, gdy byłem jeszcze młody i popijałem litrami krew. Wybacz, że to tak przedstawiam. Ale wracając do tematu.. Raz zajrzałem z kilkoma innymi wampirami do jednego z waszych miast. Hev''das zdaje się. Jakiś czas tam grasowaliśmy, siejąc popłoch itp. - Mów dalej... - Aż pewnej nocy zawitałem do jednego z większych rodzin... I tam napotkałem śpiącą elfkę, Mearę. Spała smacznie i spokojnie. Dla większości łatwy cel, ale coś uniemożliwiło mi atak na nią. Emanowała... pełnią życia. Coś co zakazało mi tykać ją. Sam tego nie mogłem zrozumieć. - Pełnia życia... ty tego nigdy nie doświadczyłeś? Od zawsze... byłeś tym kim jesteś? - Nie. Kiedyś byłem normalnym człowiekiem... Ale tego nie pamiętam. Zapomniałem ze starości. Ile istnieję na tym świecie: nie wiem. - Oh... nie wiedziałam... to tylko słowa, ale: współczuję... - Dziękuję. Ale wracając do meritum... Stałem nad nią i patrzyłem na nią, rozmyślając nad tym, co dokonałem w całym moim życiu. Śmierć. Cierpienie. I inne czyny, z których nie jestem teraz zachwycony. Zacząłem nawet płakać. Stałem nad nią tak długo, że aż wyspała się i obudziła się - mówił ze śmiechem - Z początku zdziwiła się moim widokiem, ale nie krzyczała czy coś. Przyglądała się mnie i patrzyła, jak ronię łzy wampirzego smutku. W końcu się odezwała się do mnie, a ja do niej. - I tylko przez tą małą chwilkę porzuciłeś krwawe noce? - W pewnym stopniu tak. Ten stan pogłębił nasz związek. Co noc ja odwiedzałem, rozmawialiśmy i w ogóle. W końcu, gdy ja i moja grupa wyjeżdżaliśmy z miasta, zaproponowała wspólną podróż. Zgodziłem się. Wyruszyliśmy razem. To były piękne czasy. Jednak nie wszystko trwa wiecznie. Ja jestem nieśmiertelny. Ona nie była. Zmarła ze starości niecałe 300 lat temu. - Pewnie niewiele to dla ciebie znaczy, ale naprawdę mi przykro... nie chciałam wywoływać u ciebie smutki przeszłości. - Nic nie szkodzi. Dobrze zrobiłaś, przypominając mi to, a zarazem to za co walczę. - To ja dziękuję, za tą opowieść... jesteś jedyną przyjazną mi osobą, którą spotkałam po utracie pamięci. - powiedziałam i uśmiechnęłam się miło do Tichondriusa. - Uwierz mi. Altair też bywa miły, jeśli wiadomo, jak z nim gadać. Hej! Czy to ten kościół? - Tak... oto on. Jestem zaraz za tobą...
  14. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    [Robione jeszcze jako dzień wcześniejszy. Czyli noc.] Po krótkiej lekcji na temat zasad panujących w klasztorze, młoda mniszka wyszła z pokoju.. a ja mogłam się tu trochę udomowić. Jest w zasadzie wszystko co trzeba. Szafa. Łóżko. Okno. Stół. Krzesło. Półka. Nic więcej nie trzeba. Niestety nie było mi dane rozkoszować się nocną ciszą... ktoś zapukał do moich drzwi. - Proszę! - krzyknęłam. Do pokoju wszedł wysoki, dziwnie wyglądający mężczyzna. Na twarzy miał maskę.. dziwnie znajomą... znów mam jakieś przebłyski z przeszłości. Tak czy inaczej, wyglądała przerażająco. - Dobry wieczór. - ukłoniłam się na wszelki wypadek - Za przeproszeniem, ale z kim mam przyjemność? - Arianne, nie poznajesz mnie? - zapytał.. a skąd ja niby mam go znać? - Nie... nie poznaję. Kim jesteś? - Arianne, jak to mnie nie poznajesz? To ja. Tichondrius. Nic ci to nie mówi? - Tichondrius? Skąd ja... ech, właśnie uleciało mi jakieś wspomnienie! - Tichondrius... coś mi to... nie, przykro mi, niczego mi to nie mówi. - Jak to? Na bogów. Co ci się stało dziewczyno? I co się stało z Datterem? - c-co? Znów wspomnienia wracają.. nie...! - D-Datter..? N-nic o nim nie wiem... nic... - wykrztusiłam ledwo. - Jak mogłaś zapomnieć o Datterze? Przecież to postać, o której się nie zapomina. Przecież to jemu pomogłaś, by odzyskał ludzką postać. To on ci obiecał wieczną opiekę. To ty przecież go zabiłaś. Niby jak mogłaś o nim zapomnieć? - mówił cały czas spokojnym głosem. - Dość, dość DOŚĆ! Przestań! PRZESTAŃ! - przez emocje cofnęłam się i usiadłam na łóżku - N-nie chcę.. nie chcę niczego pamiętać! - ODEJDŹ! - wstałam i przez gniew odtrąciłam tego mężczyznę- Ja..ja.. wynoś się! JUZ! Zanim... j-ja przepraszam... nie chciałam tego robić, nie.. my się wcześniej znaliśmy? Niczego nie pamiętam... - powiedziałam i zakryłam twarz dłońmi. - Spokojnie dziewczyno. Czemu? Co się stało, że wszystko zapomniałaś? Co się wydarzyło, gdy tkwiłem w tym klasztorze? - Ja... przepraszam.. nie powinnam wybuchać gniewem... od pewnego czasu straciłam całą.. p-pamięć. Ostatnie stabilne wspomnienie to obudzenie się w jakimś kościele z.. jak mu tam... Altairem. - Jednak widziałaś Altaira. Gdzie to dokładnie było? - Tak... opiekował się mną... mimo, że mnie nienawidzi. Jest.. jest w Mglistych Szczytach.... - Mgliste Szczyty? Niby co tam robi? Nieważne. Co było potem? Opowiadaj. - P-potem? Zachowywał się jakby nigdy nic, odmawiał powiedzenia prawdy o mojej przyszłości, aż pewnego momentu ją wyznał... i kazał mi się wynosić. - Altair. Czy on nigdy nie zachowa się jak powinien? A jak tutaj dotarłaś? Do Mglistych Szczytów pewien kawałek jest. - Altair ma mapę ukazującą całe Mgliste szczyty plus dojście stąd tam... nie wiem jak, ale mam dobrą pamięć wzrokową.. ironia. Kierowałam się wspomnieniami i intuicją.. tak trafiłam tutaj. - Ale dlaczego tutaj? Dlaczego nie wyruszyłaś do Stervis czy do Silvertown? - Ja... nie wiem... miałam przebłyski tego miejsca... śniło mi się. Czułam, że muszę tu pójść. Och, wiem jak to brzmi... - Byłaś tu ze mną i z Datterem, dlatego pamiętasz to miejsce. Już pare rzeczy zostało wyjaśnione, ale kilka nadal pozostało. Dlaczego zdecydowałaś zostać mniszką? - Och.. dziwny wybór.. prawda? Konkretniej nie mniszką, ale zwiadowcą zakonu.. szpiegiem, informatorem, jeśli wolisz. Odkryłam w sobie szczególne... zdolności do tych profesji. Pytasz dlaczego? Ja... szukam zapomnienia, spokoju.... chcę zapomnieć o swojej krwawej przeszłości.. nie chcę pamiętać. Pewnie wiesz o co mi chodzi, też mnie pewnie nie cierpisz jak Altair. - Nie. Nie moge cię potępiac, gdyż nie znam wszystkich faktów. A gdybym nawet je znał, wątpię bym cię potępiał. Taki już jestem. Jak raz zaufam komuś, ciężko mi zmienić zdanie. Ale wróćmy do rzeczy. Została jeszcze dwie ważne sprawy. Pierwsza: czy pamiętasz, gdzie zginął Mike Datter? Jakieś przebłyski pamięci lub coś? - N-nie... nie pamiętam... ale to chyba musi być niedaleko... ch-chyba... tak? - wtedy udało mi się nareszcie złapać jakieś wspomnienie... bardzo przykre wspomnienie - Nie... ja....j-..... nie.. nie.. nie... j-jego grób jest na grani, małą ścieżką n-na północ stąd.. o Boże... - Dobrze. Będziemy musieli go odwiedzić, jeśli bedziemy chcieli poznać całą prawdę. Na koniec: czy zdołałabyś pomóc mi dojść do Mglistych Szczytów? - Nie chcę tam wracać. Nie chcę znów spotykać tego.. tego wilkołaka! A-ale mogę naszkicować ci mapę, wizerunek mapy cały czas mam przed oczami... - Zaraz... O jakim wilkołaku mowa? Przecież Altair nie był... Chyba że został ugryziony. Jeśli tak, obiecuję ci, że obronię cię przed nim. Altair mi ufa i posłucha sie mnie. Jeśli nie, będę cię bronił, ale tak, by go nie zabić. Zgoda? - taka dobroć... już dawno się z nią nie spotkałam... - J-ja... dziękuję... ee.. Tichondriusie, tak? Ale sama nie wiem... nie wiem kim dla mnie byłeś, jaki byłeś... nie mam pewności, czy mogę ci zaufać... - W skrócie: jestem wampirem abstynentem, który ma często kłopoty i który często sięga po pomoc przyjaciół - mówił z uśmiechem - Mogę powiedzieć jeszcze, że ja ci wcześniej zaufałem a ty mi. Czy tym razem też mi zaufasz? - Wydajesz się... miły.. rozsądny, dobry... Nie widzę żadnych powodów, żebyś mi zrobił coś złego... tak.. tak sądzę. C-cóż, nawet nie wiem, czy mi opat pozwoli... - Opat powiedział, że będziesz mogła pomóc mi dojść do Mglistych Szczytów, ale nie napomknął w jaki sposób - mówił to z uśmiechem na ustach - Więc można powiedzieć, że jeśli mnie tam zaprowadzisz, nie zrobisz nic złego. Nawet wręcz przeciwnie. - Tak..? W takim razie... mmmm... nie jestem zdecydowana... nie wiem, co mam robić.. ostatnio tyle się wydarzyło.. Ecchh.. - Rozumiem cię, ale im prędzej wyruszymy tym lepiej. Zwłaszcza dla mnie. Póki jest noc, mogę swobodnie się poruszać. - Ja wiem, Tichondriusie.. ale nie mogę znaleźć porządku w moich myślach.. ani spokoju w sumieniu... a.. a przecież niebezpiecznie jest podróżować nocą... - Noc to mój i twój sojusznik. Ja jestem wampirem, a ty mrocznym elfem. Damy radę. Masz tu moje słowo. - Nie mówię o samej nocy... czuję się w niej wygodniej.. ale pewne stworzenia... mnie przerażają. - Rozumiem to. Jedno nawet zostało przez mnie wypuszczone, ale zajmę się nim i wszystkim innym. Obiecuję ci to. - Ja... przepraszam... wiem, że mnie obronisz.. ale już sama obecność pewnego rodzaju stworzeń, napawa mnie nieokreślonym lękiem. Nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz... - Arianne. Znam jedną prawdę życiową: "Odwaga to nieczucie lęku przed zagrożeniem. Odwaga to zwalczenie strachu mimo zagrożenia". Stara Arianne potrafiła zwalczyć strach. Mam nadzieję, że ty też to potrafisz. - ja.. nie wiem co powiedzieć... poczułam ciepłe uczucia, którymi prawdopodobnie kiedyś darzyłam tego wampira... będę tego żałować.. ale... - J-... to piękne słowa. Ale ten lęk jest jakoś... wrodzony, niemożliwy do pokonania.. niemniej, pójdę z tobą... tylko wymagam jednego... nie zostaw mnie przypadkiem samą pośród tego, czego się lękam.. wilków. Wszystko inne zniosę, tylko nie wilki... - Dobrze. Najpierw chodźmy do grobu Mike''a. Potem wyruszymy do Mglistych Szczytów. - M-musimy? - Tak. Jeśli chcemy dowiedzieć się czegoś więcej, jego grób jest koniecznym przystankiem. - Nie będę się kłóciła.. ale mi się to nie podoba... I wyruszyliśmy z klasztoru.. pokazałam drogę do pochówku Dattera.. słońce powoli wstawało znad horyzontu... całym ciałem czułam, że nie spodoba mi się to co za chwilę się wydarzy...
  15. Arianne

    Ogień demonów - forumowa gra RPG

    Aktualizacja karty postaci: Arianne Tenner Mroczna Elfka|Złodziejka PD: 1350/3000 Reputacja: -8 Ekwipunek Sztylet, Przeszywawnica, Szata klasztorna od opata, 40 sztuk złota, Naszyjnik z brązu. Umiejętności: - Sporządzenie mikstury przemiany w księżycowego elfa - Cichy chód - Ulepszone ukrywanie się - Otwieranie zamków - Kradzież kieszonkowa