Kaiin

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    740
  • Dołączył

  • Ostatnio

Posty napisane przez Kaiin


  1. Mag śmiał się w duchu z reakcji Marvola. Zresztą obecnie miał lepsze pomysły na uprzykrzenie śmierci dla tamtego półgłówka ale mniejsza o to. Teraz szedł szybkim krokiem w stronę reszty drużyny przekazać im postanowienia, w myślach zastanawiając się czemu jeszcze nie zabił wszystkich w tej wiosce. Kiedy dotarł do towarzyszy szybko przekazał im co mają robić a teraz zastanawiał się co dalej. Nie znał się na władaniu bronią i życiu w lesie a tego ich szamana nie miał najmniejszego zamiaru uczyć czegokolwiek. Odpowiedź okazała się tak oczywista że zaśmiał się w duchu sam z siebie.
    -Morganie!
    -Tak?
    -Znasz się trochę na statkach? I mam nadzieje wiesz jakiego drewna będziemy potrzebować na naprawę statku?
    -Owszem, ale po co ci to?
    -Zobaczysz. Choć.
    Templariusz mógł być lekko zdziwiony że wybierając się po drewno którego potrzebowali całkiem sporo Kain nie chciał wziąć żadnych tragarzy, ale kto by tam zrozumiał magów? A mag tylko się uśmiechał pod nosem. Ich „wyprawa” ciągnęła się jakiś czas, Morgan oglądał większość większych drzew i wszystkie odrzucał. Po kolejnej godzinie obydwaj mieli już serdecznie dość chodzenia i zrobili sobie małą przerwę. Mag wyplątywał ze swojej szaty jakieś chwasty, przerywając od czasu do czasu żeby opanować kaszel który znowu przypomniał o sobie, a wojownik starał się oczyścić zbroje z gałązek i takich tam. Ogólnie nastroje nie były za wesołe.
    -****** po co my tu w ogóle leziemy?
    -Ponoć potrzebujemy materiałów na naprawę statku tak?
    -A nie można było wysłać tych dzikusów?
    -A co wolał byś zostać w wiosce i uczyć ich walczyć albo coś w tym stylu? – warkną mag walcząc z jakąś wyjątkowo upartą rośliną która uważała że zostanie z nim na stałe. – Mam tego dość! – Kain był wyraźnie zdenerwowany żeby nie powiedzieć że zły. Wyszeptał kilka słów i spowiły go czarne płomienie. Trwało to może z pół minuty i dziwny ogień zgasł. Mag tylko otrzepał szaty i spojrzał się dookoła. W promieniu pół metra od niego wszystko było wypalone do samej ziemi i sczerniałe. – No, od razu lepiej, to jak idziemy?
    Nawet jeśli ten pokaz zrobił na Morganie jakieś wrażenie nie pokazał tego po sobie. Kain zastanawiał się nad wypaleniem sobie ścieżki przez tą dżungle ale doszedł do wniosku że jakby Marvolo się dowiedział to odbyli by bardzo niemiłą rozmowę z której jeden mógłby nie wyjść żywy. Tak więc przedzierali się dalej czasem trochę zazdroszcząc Ruthowi jego umiejętności poruszania się po lesie. Minęła kolejna godzina bezowocnych poszukiwań.
    -Czy naprawdę żadne z tych drzew nie nadaje się? – mag miał już dość.
    -Do naprawy się nadają ale ja szukam czegoś innego.
    -To znaczy? – teraz zaczynał się już denerwować. Mieli przecież tylko pójść po drewno a ten szuka czegoś innego!
    -Szukam drzewa na maszt skoro już się wybraliśmy. A to nie jest takie proste.
    -Dobra niech będzie. Tylko wracamy do wioski przed zmrokiem. Nie mam zamiaru tu nocować.
    Morgan chyba miał zamiar powiedzieć że i tak nie uda mi się wrócić bo odeszli za daleko ale się powstrzymał. W końcu był z magiem a oni mieli swoje sposoby. Ruszyli dalej choć teraz przemieszczali się wolniej bo Kain od czasu do czasu miał napady kaszlu i musiał się zatrzymywać. Rycerz chyba był lekko zirytowany z tego powodu ale nic nie mówił. Widać jemu też nie chciało się zostawać tu na noc. Na dodatek komary których do tej pory prawie nie było pojawiły się. Jednak aura jaką roztaczali wokół siebie wędrowcy skutecznie je odstraszała podobnie jak inne zwierzęta. Co nie znaczyło się nie naprzykrzały. Maga aż świerzbiło żeby rzucić kilka piorunów, tylko po co marnować zaklęcia?
    -Czy ty w ogóle masz pojęcie czego szukasz?
    -Tak do cholery!
    -Jakoś nie widać. – w szepcie maga było słychać wyraźną drwinę.
    -Jak coś się nie podoba to możemy to zakończyć tutaj. – Morgan sięgnął do rękojeści miecza a Kain przypomniał sobie najpotężniejsze zaklęcia jakie znał. Mierzyli się wzrokiem czekając na ruch drugiego. I wtem…obaj wybuchli śmiechem.
    -No pięknie, poszliśmy po drzewo a chcemy się pozabijać. – powiedział templariusz puszczając rękojeść miecza.
    -No widzisz jak zgubne w skutkach mogą być takie wyprawy. – odparł mag tłumiąc chichot. – A wracając do tematu. Upatrzyłeś może już jakieś drzewko?
    -Wydaje mi się że to w tamtym zagajniku będzie odpowiednie. – mag podążył wzrokiem za wyciągniętą ręką. Na szczęście byli już niedaleko. Przynajmniej atmosfera w końcu trochę się rozładowała. Dotarcie na miejsce zajęło im więcej czasu niż przypuszczali, jak to przeważnie bywa w takich miejscach, ale w końcu byli na miejscu. Morgan szybko obejrzał swój okaz żeby upewnić się co do wyboru.
    -Tak, te będzie odpowiednie. A teraz powiedz, co niby masz zamiar z nim zrobić?
    -Odsuń się kawałek.
    Mag wyciągnął z kieszeni szaty kawałek cienistego jedwabiu, uformował go na kształt dysku i wypowiedział kilka słów w Netherejskim. Przed nim pojawił się dysk mający około metra średnicy i nie grubszy niż włos. Na polecenie Kaina przeciął drzewo dwukrotnie przy samej ziemi, a ono nawet się zachwiało. Kolejna nitka i kolejne zaklęcie. Mogło by się zdawać że jakiś olbrzym zarzucił linę na wierzchołek. Jedno słowo i niewidzialna ręka pociągnęła na nią. Teraz już leżało na ziemi. Morgan przyglądał się ze stoickim spokojem.
    -No to pozostaje jeszcze tylko kwestia transportu. – mruknął. Kain nie zważając na jego słowa kontynuował pracę. Wyjął kolejne pasmo cienistego jedwabiu i znowu uformował je na kształt dysku, jednak tym razem słowa które wypowiedział różniły się od poprzednich. Powtórzył zaklęcie kilka razy po czym spojrzał się na swoje dzieło. Drzewo, a raczej przyszły maszt, unosiło się jakiś metr nad ziemią ułożone na kilku dyskach które wyglądały jakby było zrobione z cienia.
    -Myślę że to wystarczy za odpowiedź na twoje pytanie. – mag uśmiechną się pod kapturem – Teraz jeszcze tylko musimy wrócić do wioski. – z tymi słowy odwrócił się w stronę cienia najbliższego drzewa, wypowiedział formułę zaklęcia i tam gdzie był cień pojawiły się drzwi stworzone z niego. – Choć przyjacielu, no chyba że wolisz przedzierać się przez tą puszcze nocą.
    Mag wkroczył w cień a Morgan za nim. Przyszły maszt leciał za nimi.


    Słońce zachodząc skąpało wioskę w czerwonych płomieniach. Druid rozglądał się niespokojnie. I miał ku temu dobry powód. Po wyjściu z namiotu wodza Kain i Morgan gdzieś zniknęli a wiedział do czego oni są zdolni. Zwłaszcza że byli teraz we dwóch i nikt ich nie pilnował. Oby tylko nie natrafili na jakąś wioskę, modlił się w duchu Marvolo.
    -Widział ktoś Morgana i Kaina?!
    -Czyżbyś się o nas martwił, mój drogi? – dobiegł go lodowaty głos od strony lasu za jego plecami. Kiedy się odwrócił ujrzał jak dwaj towarzysze wychodzą z cienia drzew. A potem lekko rozszerzył oczy ze zdumienia podobnie jak kilka innych osób które widziały tą scenę. Za nimi szybowało drzewo. I to wystarczająco durze żeby zrobić z niego maszt!
    -Chcecie powiedzieć że we dwóch żeście je ścieli i przenieśli tutaj?
    -A co nie widać? – mag był lekko urażony.
    -Dobra, dobra wierze. Teraz trzeba jeszcze tylko przenieść je w pobliże statku.
    -Ale to już nie dzisiaj. – magowi przerwał atak kaszlu. – Nie mam już zaklęć żeby to zrobić. Może jak poprosisz Zurrisa będzie mógł coś zrobić w tej sprawie.
    -Kain dobrze się czujesz? Może…
    -Nic mi nie jest. A przynajmniej nic na co byś mógł poradzić.
    Z tymi słowy mag oddalił się szukając miejsca na nocleg.


  2. Mag wpatrywał się przez dłuższy okres w Morgana czekając na jego odpowiedź. W końcu doszedł do wniosku że najwyraźniej templariusz nie ma najmniejszego zamiaru jej udzielić tylko wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. Właściwie to sam nie wiedział czego szuka ale jednego był pewien. Że tubylcy zaczynają działać mu na nerwy z tymi swoimi nieustającymi pokrzykiwaniami. Przynajmniej trzymali się od niego z daleka. Wypatrzywszy bardziej rozłożystą palmę niedaleko miejsca w którym stała większa część drużyny i część z tym których niektórzy cały czas mogli nazwać nowymi wypytywała Fura o jego przeszłość. Kain bez zdziwienia usłyszał odmowę z ust Niziołka. Zresztą na jego miejscy też nic by nie mówił dopóki nie zaszła by taka potrzeba. Oddalając się pod upatrzona palmę rzucił jeszcze do Marvola:
    -Jak będzie mieli zamiar w końcu opuścić to miejsce to daj mi znać.


  3. -Niestety Morganie w ten sposób mnie nie przekonasz. Mówisz tu o demonach. Widziałem demony. Sam kilka wezwałem, widziałem Otchłań ich dom i byłem w nim. Nie mów mi o tym że ich liczba nigdy się nie zmniejszy bo jako mag wiem o tym doskonale. Jedyną rzeczą której nie mogę sobie wyobrazić bo to ta troska o bliźnich. Przejmowanie się ich losem. Ja tego nigdy nie potrafiłem, nigdy nie obchodzili mnie ci którzy umierali obok mnie. Powiedziałeś także o ciałach masakrowanych mieczami i rozdzieranych na strzępy. A czy widziałeś kiedyś pojedynek potężnych magów? Lub bitwę w której brali udział? A co byś powiedział gdybyś musiał walczyć z kimś z kim dzień wcześniej piłeś piwo a teraz on padł od miecza wroga a mag go ożywił i kazał zabić ciebie? Był byś w stanie to zrobić? Czy widziałeś męki tych których zabiła magia? Wiedz że śmierć od miecza jest niczym w porównaniu z tym co można zrobić za pomocą magii. Tysiące lat agonii dla duszy, przy tym kilka chwil cierpienia ciała jest naprawdę niczym.
    Dopiero teraz Kain zauważył że Furr wrócił do nich.
    -Witaj z powrotem Niziołku. Tylko proszę trzymaj ręce z dala od moich sakiewek. – głos maga był lekko świszczący i nikt nie wiedział czy to ostatnie stwierdzenie było żartem czy groźbą.


  4. -Nie Morganie, nie uważam się za złego, przynajmniej już nie. Nie jestem też dobry ani neutralny. Jestem tym kim jestem. Podobnie do ciebie już nie stoję po którejś ze stron teraz jestem po swojej stronie i moich pobratymców a reszta świata mnie nie obchodzi. Powiedz mi w takim razie jakie są te okropieństwa wojny skoro uważasz że nie mam o nich pojęcia? Powiedz mi czy widziałeś kiedyś ucieleśnienia bogów którzy stąpają po ziemi i niszczą wszystko bo taki mają kaprys? Czy stanąłeś oko w oko z bogiem którego jedynym celem jest zagłada wszystkiego co nie należy do niego? I nie mów mi że nie wiem co to zło. A sam musisz także je odróżniać od zwykłego okrucieństwa i bestialstwa.


  5. -Czemu tak twierdzisz Morganie? – spytał mag który usłyszał ostatnią część rozmowy rycerza z paladynem – Czemu uważasz że lepiej aby nikt z nas nie doczekał tego dnia? Nie mów mi tylko o okropieństwach wojny, sługo Sigmara. Wiem co nieco o nich i jakoś nie uważam żeby to one miały być głównym powodem takiego myślenia. A poza tym znajdzie się wielu którzy kochają walkę i wielu takich co będą chcieli zostać bohaterami a gdzie łatwiej o sławę niż na wojnie? Masz racje mówiąc że Chaos naznacza wszystkich, i będzie z nami zawsze ale pamiętaj że zawsze we wszechświecie panowała równowaga i nigdy do tej pory nie zdarzyło się żeby została zachwiana na długo. I jeszcze jedna rzecz. Cały czas mówisz o tym jakim to wielkim strażnikiem ludzkości przed Chaosem jest Imperium. Powiedz czy uważasz że inne kraje i ludy nie potrafią się bronić same? Że jeśli ono upadnie nie znajdą się inny którzy podejmą się tego zadania? – swój wywód mag musiał przerwać z powodu kaszlu. Jednak nie miał zamiaru kontynuować, czekał na odpowiedź.


  6. -Wiesz wy paladyni jesteście cholernie przewidywalni. – zrzędził dalej mag, przerwał tylko na chwile żeby odkaszlnąć – No ale jak powiedziałeś podobno jesteśmy drużyną no i mam nadzieje że w końcu porzucisz plany nawrócenia mnie na swoją wiarę.
    Nie czekając na odpowiedź mag wyciągną z kieszeni kłębek cienistego jedwabiu, oddzielił z niego kilka nici i wypowiedział kilka słów w niezrozumiałym dla reszty języku. Po chwili powietrze wokół niego stało się zimne a światło jakby przygasło. Sam mag jakby urósł, na głowie pojawiły mu się rogi a twarz zmieniła się w przerażającą maskę. Kobiety na ten widok rozpierzchły się na cztery strony świata a Kain szybko rozproszył zaklęcie. Nie żeby się bał ataku ze strony tych dzikusów ale wiedział że drużyna może potrzebować ich pomocy a plotka o diable wcielonym w jednego z jej członków na pewno by w tym nie pomogła. Zaśmiał się cicho pod nosem na widok uciekających bab i usłyszał głos Marvola.
    -Kain! Co im zrobiłeś?
    -Nic, nie martw się. Tylko trochę je nastraszyłem.
    -Wiesz że możemy potrzebować ich pomocy?
    -Tak, i dlatego jeszcze żyją.


  7. Kain stał oddalony kawałek od Marvola kiedy ten oswobodził gnoma. Hmm, jak on miał na imię? A już pamiętam. Jednocześnie starał się obserwować pogoń tubylek za Darkusem. Paladyn właśnie zachowywał się bardzo nie po paladyńsku siedząc na palmie i kopiąc po głowach kobiety które starały się do niego dostać. Mag pokręcił głową i zaczął iść w tamtą stronę, śmiejąc się pod nosem i specjalnie nie spiesząc. Zdążył nawet podejść na chwile do gnoma.
    -Witaj z powrotem Marr – znowu ten kaszel, gnom widząc postać maga chyba nie był specjalnie zadowolony tym że ten zwrócił na niego uwagę, zresztą nie było czemu się dziwić – Nie martw się nie mam zamiaru wysyłać cię do otchłani. – kiepski żart nie specjalnie go przekonał, ale Kain się tym nie przejmował, skiną mu tylko lekko i udał się w stronę palmy którą Darkus zamienił na swój bastion. Te z kobiet które jeszcze stały na ziemi odsunęły się na widok zbliżającego się maga a te co były na drzewie, cóż te pozostały na swoich miejscach starając się nie spaść.
    -Oj, Darkusie, Darkusie . – mimo że Kain mówił szeptem wojownik doskonale go słyszał – I co ja mam z tobą począć, co?
    -Kainie! Na wszystko co święte pomóż mi!
    -Przecież wiesz że twoje świętości mnie obchodzą.
    -Yyy…- na jego twarzy widać było konsternację.
    -Wiesz trochę to dziwne. – mag nie zwracał uwagi na szaleńcze próby zrzucenia kobiet z drzewa podejmowane przez paladyna – Czemu ja cię zawsze wyciągam z jakiś kłopotów? Musisz przyznać że to trochę nie logiczne. W końcu ty jesteś sługą bożym i takie tam, a ja magiem o mrocznej duszy. Więc czy powinienem ci teraz pomóc, czy zostawić na pastwę losu? Jak uważasz? I co jesteś wstanie zaproponować za moją pomoc?
    Kain dalej obserwował wojownika spod swojego kaptura zastanawiając się nad odpowiedzią jaką usłyszy.


  8. Kain spojrzał się w oczy drugiemu magowi. W jego oczach twarz mężczyzny powoli zmieniła się w maskę śmierci. Powoli się do tego przyzwyczajał. Jak na razie jego oczy nie zmieniały tylko wizerunku elfów. Nim odpowiedział zakaszlał lekko.
    -Witaj Zurrisie. Fakt nie było mnie dość długo z wami i wiele przeszedłem przez ten czas. Pytasz się co musiałem zrobić żeby posiąść potęgę? Powiem ci choć nie wszystko. Musiałem poświęcić wszystko, nie tylko zdrowie, musiałem poświęcić moją magie! – głos stał się jeszcze bardziej świszczący niż wcześniej, Zurris wiedział jak wielkim to musiało być poświęceniem. – I jeszcze więcej. Odebrano mi zdrowie, magie i normalny wzrok. Tak to prawda, nie dostrzegam już świata tak jak ty, w kolorach pełnych życia. Dla mnie wszystko jest szare lub czarne, a każdą istotę widzę jakby była już martwa. Ciebie także widzę jak marniejesz pod dotykiem czasu a wiedz że nie ma on litości dla śmiertelników. A jednak było warto. Moja moc została mi zwrócona i to z nawiązką. I dobrze się domyślasz, nie czerpie mocy z tego źródła co ty, choć zachowałem wiedzę o nim nie mam już do niego dostępu. Więcej nie mogę ci teraz powiedzieć. Choć kto wie, może kiedyś i ty staniesz się jednym z nas.


  9. Mag nie handlował z tubylcami. Miał ku temu powody. Po pierwsze nie posiadali nic co mogło by mu się przydać, a po drugie i ważniejsze każdy z nich omijał go sporym łukiem. Co zresztą było całkiem rozsądnym postępowaniem. Kain zauważył że Morgan cieszył się podobnym zainteresowaniem, a raczej jego brakiem. Czemu też nie można było się dziwić. Rycerz, stojąc na skraju wioski, przyglądał się drużynie swoimi zimnymi oczami. Chyba nie zauważył że Dante pytał się o długość pobytu na tej wyspie.
    -Na pewno nie dłużej niż jest to absolutnie konieczne. – odpowiedział zamiast niego Kain, świszczącym głosem stając obok Sturna i wspierając się mocno na swoim kosturze. Obaj spoglądali na członków drużyny, a jako że byli na niewielkim pagórku widać było całą osade, chodzących po wiosce, co jakiś czas słysząc krzyki. – Czym się trapisz przyjacielu?
    -Niczym.
    -Ehh – westchną mag – szkoda że jest nas tak dużo. Gdyby nie to mógł bym nas stąd wydostać. Powiedz mi, myślisz że znajdziemy tutaj coś oprócz tych gamoni?
    Mag gestem wskazał na wioskę gdzie akurat Erebrith szybko oddalał się od jakiegoś sprzedawcy i Zurrisa.


  10. w/g mnie czwarta część bedzie miała związek z jego koligacjami rodzinnymi, a czemu? bo gdzieś czytałem ze prince miał starszego brata któremu należał się tron a w ostatniej części gry jaka jest dostępna książe nie został jeszcze władcą persji, mi osobiście by odpowiadała taka mała wojna domowa :D


  11. Podróż trwała już jakiś czas, choć dla maga ciężko było określić upływ na Planie Cieni. Wszystko tutaj było podobne i zarazem inne. Odległości, mijający czas. A o krajobrazie to już w ogóle nie wspominając. Wszędzie jak okiem sięgnąć, na Skraju Cienia, wszystko było szaro-czarne. Wyglądało to tak jakby cały plan był zrobiony z cieni o różnym stopniu ciemności. Zupełnie inna była Głębia Cienia. Tutaj Kain nie widział zupełnie nic i musiał polegać na swoim towarzyszu. Czasem tylko wyczuwał jakieś poruszenie ale nigdy nie był wstanie określić co spotkali. Odnosił jednak wrażenie że wszystkie stworzenia z tego planu unikały ich. Jako mag wiedział że są śmiertelnie niebezpieczne i sam nigdy by się tu nie zapuścił, nie dysponował wystarczającą mocą żeby się z nimi mierzyć ale jego towarzysz najwyraźniej posiadał taką moc mimo że na oko wcale nie był od niego starszy, co tylko jeszcze bardziej podsycało pragnienie maga żeby zdobyć ta moc. W czasie drogi nie rozmawiali prawie wcale. Wyjątkami były momenty kiedy przechodzili z powrotem na plan materialny i w drugą stronę. Kain starał się cały czas obserwować swojego przewodnika mając nadzieje że nauczy się czegoś więcej o magii jakiej miał się uczyć, jednak zaklęcia wypowiadane w Netherejskim nie ułatwiały mu tego, zwłaszcza że ten język uważano za wymarły i nie było jak się go uczyć. Nawet najstarsi mędrcy nie pamiętali z niego więcej niż kilka słów. Ale w przypadku maga miało to się niedługo zmienić.
    Mijał kolejny dzień wędrówki. Krajobraz się zmienił. Teraz już nie było widać żądnych drzew. Byli na pustyni, czasem tylko w oddali majaczył cień jakiegoś drzewa. Dziwne było to że podróż przebiegała im tak łatwo ale jak to mówią darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby więc mag nie zastanawiał się nad tym zbyt długo.
    -Za kilka godzin znajdziemy się u stóp enklawy. Niestety dotrzemy na miejsce trochę po południu, co oznacza że będziemy musieli poczekać do wieczora aby móc wejść.
    Mag tylko skiną głową. W oddali już majaczyło miasto. Jednak na tym planie sprawiało raczej wrażenie ogromnej chmury burzowej niż enklawy. Jednak nic co Kain czytał nie mogło go przygotować na widok który ukazał się jego oczom kiedy jakiś czas później powrócili na plan materialny a przed nimi ukazało się miasto w całym swoim majestacie. Czysta manifestacja potęgi magii. Na własne oczy przekonał się że stare księgi nie kłamały, kiedy opisywały latające miasta Netherilu, które jak mówiono były ściętymi i odwróconymi szczytami gór. I rzeczywiście tak było. Kain stał teraz pod szczytem, a może nawet całą górą która unosiła się jakieś tysiąc stóp nad ziemią. Nie mógł sobie nawet wyobrazić jaka potęga była potrzebna żeby odwrócić samą górę nie mówiąc już o utrzymywaniu jej w powietrzu przez wiele stuleci. A teraz on miał poznać część mocy która to umożliwiała. Była to jedna z najdonioślejszych chwil w jego życiu, a właściwie miała to być chwila która nastąpiła kilka godzin później, jak już był w mieście. Teraz dostrzegł jeszcze jedną rzecz. Dookoła całego miasta latały patrole na stworzeniach które widział po raz pierwszy. Jeden z takich patroli właśnie się do nich zbliżał.
    -Veseraby. Pochodzą z Planu Cieni. – jego towarzysz najwyraźniej zauważył co zwróciło uwagę maga – Pamiętaj żeby nigdy nie dosiać czyjegoś bo może to być ostatnia rzecz jaką zrobisz w życiu.
    Patrol składający się z trzech jeźdźców wylądował kilka metrów od nich. Kain miał teraz okazję przyjrzeć się lepiej dziwnym stworom. Były pozbawione futra i twarzy, o skórze koloru najciemniejszego nocnego nieba. Gdy patrzyło się na ich patykowate kończyny, uszy w kształcie wachlarzy i skrzydła jak u gargulców składające się wzdłuż walcowatych ciał miało się wrażenie że są nieudaną krzyżówką nietoperza i dżdżownicy. Towarzysz maga zamienił kilka słów z dowódcą patrolu i po chwili strażnicy ich opuścili.
    Czekali pod miastem aż zaczęło się ściemniać. Wtedy miasto stało się jakby bardziej materialne, a do podróżników spłyną cienisty dysk wystarczająco duży żeby pomieścić swobodnie dwie osoby. Kain bez strachu zajął swoje miejsce na pojeździe. Teraz i tak nie miał drogi odwrotu, no chyba że chciał umrzeć ale jednak był bardzo przywiązany do swojego życia. Powoli bez pośpiechu dysk poszybował w kierunku miasta. Do enklawy dostali się przez wielką bramę (jak się później dowiedział była to Brama Jaskiniowa), następnie przelecieli przez ciemny jak smoła tunel żeby w końcu wylądować na wielkim placu, Placu Broni. Mag nigdy nie pytał o pochodzenie tej nazwy. Na ich spotkanie wyszedł mały orszak.
    -Książe Yder.- Pomroczny uklęknął i pochylił głowę z szacunkiem. Kain nigdy się nikomu nie kłaniał, przynajmniej odkąd został magiem, ale aura jaką roztaczała ta osoba mówiła że należy tu zrobić wyjątek. Mag poszedł za przykładem swojego towarzysza.
    -Czy to ten o którym mówiłeś? –głos był lekko syczący i jakby dochodził z jakiegoś odległego miejsca.
    -Tak, książę. To on.
    -Powstańcie.- wykonali polecenie. Mag spojrzał w oczy Ydera. Tylko one były widoczne pod kapturem. Dwa jarzące się na czerwono punkty. – Czy jego cień został już uwolniony?
    -Tak panie.
    -Dobrze. A więc chcesz zostać jednym z nas?
    -Tak, książę.
    -Jak ci się żyje ze swoim cieniem?
    -Doszliśmy do porozumienia, a chyba nawet zespoliliśmy się.
    -Doprawdy?- głos księcia wyrażał lekkie zdumienie – Jak długo nosisz swój cień?
    -Nie jestem dokładnie pewny ale nie więcej jak miesiąc.
    -Ciekawe, jednak nie jest to miejsce na dalszą część rozmowy.
    Yder odwrócił się na pięcie i razem ze swoją świtą udał się przez plac a Kain podążył za nim. Nie dostrzegł nawet kiedy jego były towarzysz gdzieś znikną. Całe miasto było zbudowane z jakiegoś czarnego kamienia. Gdyby mag znał się lepiej na budownictwie zauważył by że jest go kilka rodzajów. Szli przez miasto obdarzani spojrzeniami przez mieszkańców którzy chcieli zobaczyć księcia Ydera. Znajdowali się teraz chyba w jakiejś biedniejszej dzielnicy. Takie wrażenie wywoływały piętrowe budynki stojące po obu stronach ulicy. Jednak po chwili zastanowienia mag doszedł do wniosku że takie budownictwo nie było spowodowane biedą a raczej ograniczoną przestrzenią na jakiej znajdowało się miasto. Cała enklawa stanowiła hołd złożony ciemności i jej pani. Jednak mag nigdzie nie widział żadnych świątyń. Było to trochę dziwne ale nie miał teraz jak o to zapytać. Jakiś czas później wszyscy weszli na teren obszernej posiadłości. Tutaj też wszystko było wykonane z czarnego kamienia. Pochód skierował się do największego budynku. Jak się okazało większa jego część była świątynią. Jednak Kain nie wiedział jakiego boga. Te kwestie nigdy go za bardzo nie interesowały. Jedynym wyjątkiem była Mystra o której względy przez pewien czas starał się zabiegać ale dał sobie dość szybko spokój. Wszyscy uklękli przed ołtarzem i zmówili krótką modlitwę. Potem ustawili się kręgiem dookoła maga. Książę Yder wystąpił do przodu.
    -Od kilku następnych minut będzie zależało czy zostaniesz przy życiu czy tutaj się ono zakończy. Ale najpierw. Czy wiesz w czyjej świątyni jesteś?
    -Nie. Nigdy się nie interesowałem się bogami i nie wyznawałem żadnego z nich.
    -To będzie się musiało zmienić. Każdy kto korzysta z Cienistego Splotu jest wyznawcą Ukrytej, Pani Cienia i Nie wyjawionych tajemnic. Jeśli zostaniesz jednym z nas poznasz jej imię.
    Pomroczny wrócił do szeregu. Cały krąg rozbrzmiał modlitwą. Kain miał wrażenie że cienie ożyły i wszystkie zbliżają się do niego. W pierwszym odruchu chciał rzucić jakieś zaklęcie jednak z trwogą stwierdził że wszystkie jego czary zniknęły. Nie czół też magii Splotu. Cienie były coraz bliżej, zaczynały go dosięgać. Wtedy poczuł dotyk zimna ale nie tylko. To było uczucie podobne do tego kiedy korzystał z magii ale nie było ciepłe a lodowate. I pełne mocy. Mag odruchowo otworzył się na tą moc. Przepływała przez niego i wypełniała go. Z oddali i bliska jednocześnie usłyszał głos. Właściwie to nie usłyszał a wyczuł myśli w swojej głowie.
    -Przyrzekasz mi wierność po kres swych dni?
    -Tak. – mag teraz zgodził by się na wszystko byle by tylko posiąść tą moc które była wokół niego i w nim. Dostrzegł rozbawienie swojego rozmówcy.
    -A więc niech tak będzie. Z tą chwilą stajesz się jednym z moich dzieci. Użyczę ci potęgi mojej magii. I dostaniesz ode mnie prezent. Żebyś nigdy nie zapomniał.
    Cienie i głos zniknęły. Kain czół się inaczej. Miał wrażenie że wypełnia go chłód, ale chłód pełen magii i mocy. Nie wiedział tylko jeszcze jak tą magie ukierunkować. Jednak było jeszcze coś. Poczuł się słaby, słaby fizycznie. W gardle wezbrał mu kaszel, płuca zapłonęły żywym ogniem. A więc to jest cena potęgi.-pomyślał-Niech będzie. Było jeszcze coś. Wzrok maga też uległ zmianie. Nie widział już kolorów, cień nie skrywał przed nim już żadnych tajemnic ale nie to było najbardziej przytłaczające. Kiedy tylko spojrzał się na jakiegoś człowieka widział jak będzie wyglądał kiedy już czas zniszczy jego ciało. Teraz pojął o czym miał nigdy nie zapomnieć a o czym miały mu przypominać jego nowe oczy, teraz całkowicie czarne, i słabość ciała. Miały nie pozwolić żeby przez swoją nie poskromioną ambicje nie porwał się na to czego chciał dokonać Karsus.
    -Shar okazała swą wole. Teraz jesteś jednym z nas. Przed tobą znowu czas nauki.
    Mag skiną głową. Wiedział że najtrudniejsza część jest właśnie przednim. No może nie najtrudniejsza ale najbardziej nieprzyjemna i najbardziej nudna i czasochłonna. Jednak dla mocy jaką czół przed kilkoma minutami, parę miesięcy czy lat nauki nie było wysoką ceną. Wszyscy opuszczali świątynie. Kain wsparł się na ramieniu jakiegoś akolity.
    -Zamieszkasz w rezydencji Dusari. Jeszcze dzisiaj wszystko zostanie przygotowane. Naukę rozpoczniesz od jutra.
    Kain tylko skiną głową, nadal był lekko oszołomiony. Wszystko działo się strasznie szybko ale nie przejmował się tym. Teraz liczyła się dla niego tylko jedna rzecz i był gotów na wszystko żeby osiągnąć swój cel.

    Następne tygodnie upłynęły magowi na nauce starożytnego Netheryjskiego, który był niezbędny do korzystania z Cienistego Splotu oraz szukaniu jakiegoś lekarstwa na swoją przypadłość. Po wielu trudach i rozmowach z kapłanami udało mu się zmniejszyć rozmiar szkód wyrządzonych jego organizmowi. Jednak już do końca swych dni miał go dręczyć kaszel. Na swoje nowe oczy nie znalazł lekarstwa, więc musiał się do nich przyzwyczaić. W tym czasie wyjaśniła się także zagadka tak łatwego wstąpienia w szeregi Pomrocznych. Jak się dowiedział było to spowodowane wojną jaka miała miejsce kilka lat temu, mianowicie kiedy Pomrok wrócił na plan materialny. Woja przeciwko faermirom w którą została uwikłana połowa Faerunu. Wtedy też miasta poniosło dotkliwe straty ze strony zarówno stworów jak i innych państw. Była nawet próba zniszczenia miasta, przez rozbicie go o pustynie. Na szczęście dla Kaina napastnikom atak się nie powiódł. Poznał też sekret latającego miasta. Mytharal. Magiczne urządzenie stworzone przez arcymagów Netherilu, skupiające magie i napędzające czary rzucone na enklawę. Po prostu coś pięknego. Jednak nie dane mu było zobaczyć go na własne oczy ale na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. Teraz musiał jak najszybciej nauczyć się korzystać z nowej mocy i poznać jak najwięcej zaklęć. Miało to zająć mu kilka najbliższych miesięcy. Stanie się jednym z Pomrocznych miało jeszcze jedną dużą zaletę. Możliwość swobodnego poruszania się po mieście i , co najważniejsze, po pewniej części pałacu Najwyższego. Jego samego Kain widział tylko raz ale wrażenie jakie zrobiło na nim to przelotne spotkanie miał zapamiętać do końca życia. Aura mocy jaką Telamont Tantul roztaczał dookoła siebie mogła przytłoczyć każdego. Kain mimo że nie był pierwszym lepszym akolitą był przytłoczony tą potęgą. Miał wrażenie że nawet smoki musiały by pochylić głowy przed tym człowiekiem. Nie, nie człowiekiem, tą istotą bo człowiek nie mógł by posiąść takiej potęgi. Jak się też dowiedział Najwyższy był ojcem dwunastu książąt Pomroku. Tą rodzinkę łączyło jedno. Wszyscy zawsze mieli skryte twarze pod kapturami a widać było tylko jarzące się oczy, a każdy miał je innego koloru. A wracając do pałacu. Największe wrażenie zrobiła na magu Sala Zasłużonych. Tysiące cienistych rzeźb przedstawiających tych którzy zasłużyli się dla miasta i opisujące ich historie. Gdyby nie pragnienie jak najszybszego uzyskania mocy mag mógł by tu spędzać całe dnie, a teraz ograniczał się tylko do paru godzin dziennie kiedy odpoczywał od nauki.

    Mijały tygodnie. Kain cały czas uczył się nowych zaklęć i korzystając z okazji piął się w górę w hierarchii. Po paru miesiącach miał pozycję na tyle wysoką że pozwalano mu korzystać z Sali wojennej. Było tu okno na świat. Niezwykle przydatne urządzenie przed którym na dodatek nie chroniła magia zwykłego splotu. Niestety okno nie przekazywało dźwięku a tylko obraz ale to wystarczało magowi żeby śledzić poczynania swoich druhów. Oglądał ich walkę z krakenem, trochę żałując że nie było go przy niej. Widział śmierć Adhama w morskiej toni. Nie przejął się nią zbytnio, nigdy nie był szczególnie z nim związany. Nie mógł jednak wyruszyć do swoich przyjaciół. Było to dziwne dla niego, nigdy nie przypuszczał że kogoś tak nazwie ale jednak miał wrażenie że może tak nazwać Marvola i Sturnna. Tęsknił też trochę za Darkusem i Zurrisem. Co do tego drugiego to Kain zauważył zmianę jaka w nim zaszła i uśmiechał się w duchu. Uzyskanie audiencji u Najwyższego i pozwolenia na opuszczenie enklawy zajęła mu kilka kolejnych dni. W dzień kiedy miał wyruszyć drużyna dotarła do jakiejś zapomnianej przez bogów i ludzi wysepki.


    Drużyna prowadzona przez wodza tubylców dotarła w końcu do wioski po półgodziny marszu. Właściwie to określenie wioska mogło być lekko nad wyraz ale nikt się nie zastanawiał nad niuansami nazewnictwa. Gdy już byli na miejscu Darkus zadał dość istotne pytanie.
    -A czym tak właściwie mamy zamiar handlować?
    -Zaprzedaj swoją dusze paladynie, a posiądziesz moc. – rozległ się głos, niewiele głośniejszy od szeptu. Jednak niemal wszystkim zjeżyły się włosy na karku a wojownicy dobyli broni. Tubylcy stali przestraszeni. Mimo że mówiący nie odnosił głosu było go doskonale słychać.- A może już to zrobiłeś?
    -Kim jesteś?! Pokaż się!
    Patrzący mieli wrażenie że od cienia jednego z budynków oderwał się mniejszy cień. Przed nimi staną mężczyzna w czarnej szacie która wyglądała jakby była utkana z samego cienia. Mag wspierał się na swojej lasce. Twarzy nie mogli dostrzec pod kapturem.
    -Opuść broń Marvolo, chyba nie chcesz walczyć ze starym przyjacielem, prawda?
    -K-kain?
    -A jednak pamiętasz, jak miło.- magowi przerwał atak kaszlu, który jednak szybko minął – Widzę że jak zostawić was na chwile samych to pakujecie się w niezłe kłopoty. Powiedzcie jak tam spotkanie z krakenem?
    Przez twarze drużyny przebiegł grymas na wspomnienie tych przeżyć. Rozległ się cichy śmiech maga od którego cierpła skóra.
    -Ach tak. Za wcześnie prawda? Dobrze nie będę poruszał tej kwestii. Na razie. A teraz powiedzcie mi jak się ma sytuacja.
    Kain zmierzył wszystkich spojrzeniem, którego jednak nie widzieli gdyż twarz maga cały czas była ukryta pod kapturem. Dostrzegł wyraz oczu Zurrisa i pytania jakie mu się nasuwały.
    -Na wszystko przyjdzie czas. – powiedział do drugiego maga i czekał aż ktoś odpowie na jego wcześniejsze pytanie.


    [jak widzicie wróciłem, część opisów jest zaczerpnięta z „Powrotu Arcymagów” T.Denninga a wszelkie podobieństwo do pewnego bohatera świata Dargonlance jest zupełnie nieprzypadkowe :-) no i brać się do pisania]


  12. [chłopaki co jest? co się dzieje? przecież ten wątek wygląda jak umarły! ja nie moge pisać bo fabularnbie odszedłem od was i nie wróce dopuki nie dopłyniecie do Faerunu a przynajmniej nie minie kilka fabularnych miesięcy jakie powinna wam zając ta podróż. Teraz znowu wyjeżdżam na weekend i wróce w poniedziałek i chciał bym też w poniedziałek wrócić do gry dlatego prosze was jako gracz żebyście wzięli się do roboty, ubili tą przerośniętą ośmiornice i pozwolili się dowieść Wilkowi do brzegu. Do zobaczenia w poniedziałek. Z poważaniem Kain. ]


  13. I do Napka:

    Hordes of Underdark dostosowuje poziom trudności do poziomu postaci jaką w niego grasz z tego co wiem, tzn że jeśli zaczniesz postacią na 20lvl to będziesz miał przeciwników też koło 20lvl a jeśli zaczniesz postacią na np 5lvl to przeciwnicy też będą mieli taki lvl ale osobiście polecam grą wysoko poziomową nie ma to jak atuty epickie :D


  14. ___________________881111111188811188888888888888888______________________
    ________________881111111188811188888888888888888888888___________________
    _____________88888888111181111111111188888888888888888888_________________
    ___________888_81188888811111111111111111188888888888___888_______________
    ______________8811118888888811114111111111188888888888____8_______________
    ____________88888888888888888814111111111118888888888888__________________
    ___________88888888888888888888111111111111488888888888888________________
    ___________888888888888888888888811111111148888888888888888_______________
    ____________888888888888888888888811111114888888888888888888______________
    ___________88888888888888881188888111111488888888888888888888_____________
    _________8888888888888888811188888111114888888888888888___8888____________
    ________888888888888888881118888811114111049401888888888____88____________
    _______8888888888888888811188881111141111111111188888888____8_____________
    ______8888888888888888811118811111141111111111111888888888________________
    _____888888888888888888811181111114116241111111148888888888______8________
    _____88___8888888888118811118111141111111111111888888888888888_8888_______
    ____88__8888888888811181111111114111111111111188188888888888888888________
    ____8__8888888888888111111111114116000000071111858888888888888888_________
    _____888888888881888111111111141111120_0711111481888888888888888__________
    ____88888888881111881111111114881111111111111488288888888888888888________
    ____888888888111118111111111488888111111111448881888888888888888888_______
    ____88888888111118111111111488888889544459744888088888888___88888888______
    ____88888_4111111111111111488888888811111114488888888888888___8888888_____
    ____888___41111111111111148888888888811111144888888888888888____88888_____
    ____888___411111111111114888888888888841111144888888888888888___8888______
    _____888__411111111111148888188888888888811114114488888888888__8888______
    ______88__41111111111118888188888888888888888111111448___88888__888_______
    ______88__411111111118888411888881188888888888811111114488888___88________
    ______8___44111111118888411188881111188888888888811111111448____4_________
    __________841111111888841111188811111118811188888881111111144___2_________
    _________88441111188884111111188111111118111118888881114111114____________
    ________888841111188844111111118111111111114111188881111411114____________
    _______8888841111188141111111111811111111111411188881111114114____________
    ______88_88844111888141111111111111111111111141888811111111141____________
    ______8_8888841118811411111111111111111111111441881111111111114___________
    ________888884111881141111111111688411111111114188111111111111114_________
    _______88888841118811411111111188008811111111141188111111111111114________
    _______888888441188114411111111880088111111111411181111111111111148_______
    _______88888__411181144111111111288711111111114111111111111111118800______
    _______8888___441111114411111111111111111111144111111111111111118800______
    ________888____4111111144111111111111111111144114111111111111111148_______
    ________888____441111111444111111111111111144111441111111111111114________
    _________88____4111111114444111111111114444111114411111111111144__________
    __________88___441111111114444444444444441111111144411111111444___________
    ___________88____441111111111114444444111111111111114444444444____________
    ____________88___8441111111111111111111111111111111111444444______________
    _____________8___8844111111111111111111111411141111111144_________________
    _________________888441111111111111111114411111441111144__________________
    _______________8888844111111111111111444111111144111144___________________
    _______________8888884411111111111114441111111114441114___________________
    _______________88888888441111111111144411111111111441114__________________
    ______________88_888888841111111114441111111111111141114__________________
    ______________8_8888884111111144111111111111111111411141__________________
    _______________888888_41111141111111110111111111111114114_________________
    _______________88888___411111111111111001111111111111114114_______________
    _______________88888___41111111111111100011111111111111114114_____________
    ______________88888___4111111111111111001111111111111111114114____________
    _____________88888___411111411111111110111111111144111111141114___________
    _____________8888___41111141111111111111111111111144111111141114__________
    ____________8888___4111114111111111111111111111114441111111141114_________
    ___________888____411111441111111111111111111111444111111111411114________
    _________8888____44111144111111111111111111111444411111111141141114_______
    ________888______411111411111111111111111111444111111111111411441114______
    _____8888_______4111111111111111111111111144111111111111144114411141______
    _______________41111111111111111111111111411111111111111144114411144______
    _______________441111114111111111111111111111111111111111114114411144_____
    _______________111111111411111111111111111111111111111111111411411144_____
    ______________4411111111141111111111111411111111111111111111141411144_____
    ______________411111111111488111111111411111111111111111111111441144______
    ______________411111111111188888888884111111111111111111111111441144______
    ______________41111111111111888888884111111111111111111111111141144_______
    ______________41111111111111188888841111111111111111111111111411444_______
    ______________4111111111111111888884111111111111111111111111141444________
    ______________411111111111111111884111111111111111111111111111444_________
    ______________411111111111111111114111111111111111111111111114444_________
    ______________4111111111111111114111111111111111111111111114444__________
    _______________411111111111111111411111111111111111111111111444___________
    _______________44111111111111111411111111111111111111111111444____________
    ________________411111111111111141111111111111111111111111444_____________
    ________________41111111111111141111111111111111111111114444______________
    _________________411111111111114111111111111111111111111444_______________
    _________________44111111111114111111111111111111111111444________________
    __________________411111111111411111111111111111111111444_________________
    __________________44111111111411111111111111111111111444__________________
    ___________________411111111141111111111111111111111444___________________
    ___________________44111111141111111111111111111111444____________________
    ____________________441111114111111111111111111111444_____________________
    ____________________44111114111111111111111111111444______________________
    _____________________441111411111111111111111111444_______________________
    _____________________44111411111111111111111111444________________________
    ______________________441141111111111111111111444_________________________
    ______________________44141111111111111111111444__________________________
    _______________________444111111111111111111444___________________________
    _______________________44111111111111111111444____________________________


    mam nadzieje że nie było :)


  15. Mag miał chwile wytchnienia. Z pewnych przyczyn jakoś nikomu się nie spieszyło żeby stanąć mu na drodze. Morgan miał podobny problem ale szybko go rozwiązał wbiegając w grupkę wrogów. Kain nie miał najmniejszego zamiaru robienia czegoś podobnego. Zresztą walka w zwarciu nie była jego domeną, prawda? Rozejrzał się przez chwile. Jego uwagę przykuli Erebrith, Zurris, Khorints i Adham. Mieli tam małe kłopoty. Zur był jeszcze nieprzytomny, zabójca na razie był wyłączony z walki, alchemik nie miał wyszkolenia w walce a łowca zdecydowanie nie czół się dobrze z mieczem w reku. Po chwili mag był już przy nich, zabijając jakiegoś opryszka który chciał zaatakować Adhama od tyłu.
    -Może pomóc? – uśmiech na twarzy Kaina mówił że co by nie odpowiedzieli to i tak zabije tutaj kilku wrogów. Na szczęście rana w boku nie doskwierała prawie wcale więc rzucanie zaklęć nie było problemem. Zauważył to kolejny złodziej który pojawił się na widoku. Właściwie to zrobił to tylko po to żeby zginąć od ostrza unoszącego się w powietrzu, którym Kain sterował za pomocą myśli. Fontanna krwi strzelając z porozcinanych tętnic sięgnęła niemal sufitu w pierwszej chwili. Kiedy mag szukał kolejnego celu ponownie usłyszał znajomy głos.
    -On wrócił.
    -Kto?
    -Wiesz kto.
    -Czyżby nasza próba miała już się zakończyć?
    -Przekonajmy się.

    Rzucił jeszcze tylko na siebie zaklęcie niewidzialności i udał się w kąt komnaty, jedyne miejsce które skrywał cień. Gdy dotarł na miejsce rozproszył swój czar.
    -A więc już? Czy nasza próba dobiegła końca?
    -Nie bądź taki pochopny w swoich osądach, to może być przyczyną twojej śmierci. Ale masz trochę racji, pierwsza jej część kończy się teraz. Musisz udać się ze mną.
    -Zgoda. Jeszcze tylko jedna sprawa…
    -Nie. Odchodzimy natychmiast. Zanim ktoś odkryje moją obecność tutaj.
    -Niech będzie.
    Mag zaczął wypowiadać słowa czaru. Kain znowu nie rozumiał słów czaru, rozpoznawał tylko język w którym były one wypowiadane. Marvolo który akurat z nikim nie walczył zauważył że mag zaczyna stapiać się z cieniem.
    -Kain! Co się dzieje?!
    -Musze was opuścić na jakiś czas. Nie martw się, wrócę.
    -Nie teraz! Poczekaj do końca walki!
    Jednak mag nie słyszał jego ostatnich słów. Razem ze swoim towarzyszem byli już na innym planie materialnym.
    -Plan Cieni?
    -Tak. Trzymaj się blisko mnie. Jeszcze nie możesz poruszać się po tym miejscu bez ryzyka.
    Mag nie miał zamiaru wątpić w jego słowa. Wiedział wystarczająco dużo na temat tego planu. Jednak kiedy dostrzegł w którą stronę zmierzają, zawahał się.
    -Głębia Cienia?! Oszalałeś?!
    -Nie. – na ustach jego towarzysza pojawił się uśmieszek – Trzymaj się blisko mnie a wyjdziesz stąd bez szwanku. To najkrótsza droga na miejsce.
    Kain nie miał już teraz wyjścia. Sam nie miał szans na wydostanie się z tego miejsca. Niestety w czasie swoich studiów nie spotkał nikogo kto mógł by go nauczyć o poruszaniu się miedzy planami. Był zdany na swojego towarzysza.


    [ja niestety na tydzień wyjeżdżam z domu i nie będę miał dostępu do Internetu. Jak zaważyliście mojej postaci z wami już nie ma więc nie wykorzystujcie jej przypadkiem w rozmowach itp. Szykuje lekką zmianę profesji dla niej i jak ktoś czyta książki z FR to chyba już wie na jaką :-] w każdym razie do zobaczenia za tydzień]


  16. Mag oderwał na chwile wzrok od przeciwników kiedy Marvolo tworzył krąg z pnączy. Właściwie to najpierw korytarz a potem krąg ale to nie istotne. Tej chwili nieuwago o mały nie przypłacił życiem a przynajmniej ciężkimi ranami. Uroniło go tylko zaklęcie ochrony przed pociskami, które rzucił w czasie ostatniej walki. I nie refleks a jego cień. Jednak bełt i tak zahaczył o bok maga, ale na szczęście ześlizną się po żebrach nie czyniąc większej szkody.
    -Podobno miałeś się skupić na walce, a ty sobie oglądasz jakieś krzaczki?
    -Odezwał się.
    -Gdyby nie ja już byś leżał na podłodze martwy, więc może okażesz trochę wdzięczności?
    -To jest towar na wyczerpaniu więc nie będę nim szastał.
    -Z lewej!
    -Jest!

    Seria magicznych pocisków rzuciła na ścianę opryszka z kuszą w ręku. Przeładownie jej zajmuje zdecydowanie za dużo czasu.
    -Wiesz, zaczynasz się wczuwać.
    -Ja tylko chcesz wyjść stąd żywy.
    -W każdym razie to już coś na początek. Jeszcze polubisz zabijanie.

    Głos umilkł najwyraźniej rozmyślając na tym do powiedział Kain. A mag miał nadzieje że w końcu doją do jakiegoś porozumienia bo miał dość wrogów w realnym świecie i nie potrzebował kolejnego w swojej głowie. Z drugiej strony zauważał że jego nastawienie staje się coraz bardziej neutralne. No cóż takie życie. Może jeszcze kiedyś wróci do dawnego sposobu bycia. A może nie. Te rozmyślania przerwał mu widok znajomej postaci.
    -Śmierć!
    O WITAJ
    -Co tam u ciebie? Dawno nas nie odwiedzałeś. Co prawda trochę dusz zabrałeś ale się nie pokazałeś, nie pogadałeś. Wiesz tak się nie traktuje starych znajomych. – Kain zrobił lekko nadąsaną minę.
    NO WIESZ, MAM SPORO PRACY I W OGÓLE. A PRZEZ TAKICH JAK WY LEDWO SIĘ WYRABIAM. I JESZCZE TA OSTATNIA WOJA ZAKONU, WIESZ ŻE MIAŁEM TAM ROBOTE PRZEZ CAŁĄ DOBE?
    -No fakt, to rzeczywiście trochę sporo. A powiedz masz zamiar zabrać jeszcze kogoś z nas?
    DOBRZE WIESZ ŻE NIE MOGĘ POWIEDZIEĆ. TAJEMNICA ZAWODOWA.
    -Nie zrobisz wyjątku nawet dla starego współpracownika?
    JUŻ POWIEDZIAŁEM ŻE NIE MOGĘ. ALE POWIEM CI ŻE JAK SIĘ NIE ODWRÓCISZ TO CHYBA BĘDĘ MUSIAŁ CIĘ ZABRAĆ.
    Mag jak tylko to usłyszał wykonał w tył zwrot z kolejnym zaklęciem na ustach. Mina złodzieja wyrażała szczere niedowierzanie. Bo w końcu jak ktoś nie wyszkolony mógł go usłyszeć w tym całym zamieszaniu. Chwile później skonał z tym samym wyrazem niedowierzania na twarzy. Mag doszedł do wniosku że trzeba przełożyć wszystkie rozmowy na koniec tej walki, bo Śmierć chyba nie miał zamiaru dać mu fory jeśli ktoś go tu usiecze.