Kaiin

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    740
  • Dołączył

  • Ostatnio

Posty napisane przez Kaiin


  1. - No chociaż jeden mówi z sensem, masz moje poparcie kapłanie. Ta sprawa zdecydowanie za bardzo się przeciąga, a i liczba zabójstw które ktoś chciał by nam przypisać niebezpiecznie się rozciąga. – tu Kain na chwile przerwał, w zamyśleniu wpatrując się w wino w swoim kubku – W każdym razie przynajmniej tych będziemy mogli zabić nie martwiąc się że ktoś będzie za nimi tęsknił. A i może znajdziemy u nich coś ciekawego… - lekki błysk w oku maga przypomniał wszystkim o jego rosnącemu zamiłowaniu do złodziejstwa. Choć po wypowiedzi można by pomyśleć, że do zabójstw też ma zamiłowanie…


  2. [ Ze swojej strony chciałem przeprosić za nieobecność (i tego off topowego posta), była spowodowana awaria sprzętu (zarówno mojego jak i dostawcy internetu), jednak widzę że dużo mnie nie ominęło.... jak ktoś wyczuł ironie to się nie pomylił, ludzie takiego zastoju to nawet najstarsi górale nie pamiętają. Rozumiem koniec roku i takie tam, ale w weekend znaleźć godzinkę czasu na napisanie posta to powinniście.... To tyle z mojej strony, zaraz zbieram ekipę żeby dokończyć naszą opowieść ]


  3. Mag odprowadzał wzrokiem kanciarza z zawiedzonął miną. Chciał wyciąć mnichowi jeszcze jeden numer, star sztuczka której nauczył się jeszcze w Akademii, a stosował ją przeciwko wścibskim studentom którzy nie rozumieli że jego notatki to nie ich interes. Spojrzał się na pióra i pergamin który leżał teraz przed nim.
    - No cóż, to zrobimy kawał komuś innemu...
    Jednak kiedy zaczął pisać, runy które miały oślepić następną osobę która je przeczyta stało się coś dziwnego. Usłyszał własne słowa.
    - Ano...- Zaczął Kain. - Tanie dziwki tu mają.
    E co? Czy ja na pewno to powiedziałem...? Z wrażenia usiadł na krześle, i dopiero wtedy z orientował się że siedzą przy nim także Nef, Liren oraz Ariel i Vald. Mediv właśnie wchodził do środka. O co tu chodzi?
    Nie miał jednak czasu zastanowić się nad tym gdyż wywiązała się rozmowa w której uczestniczył jakby nie był sobą.
    -Mediv...-Mruknął Nef. - Co tak długo?
    -Miałem kilka spraw no i po za tym szukałem informacji.
    -Informacji? - Zagdnął Kain.
    -Ano. Na temat naszego zadania. Chyba sie przyda wiedzieć gdzie oni są prawda?
    -Słuchaj no...-Nef''a już denerwowała gra Mediva. - Ponoć zaginął jakiś kupiec, który jako jednym przejeżdżał przez tereny na których działają bandyci...A ostatnio widziano go z Tobą.
    -Zbieg okoliczności.
    -Nie chrzań! Przez Ciebie możemy mieć kłopoty.
    -A co znaleźli go? - Odciął się Mediv.
    -Nie...
    -No właśnie i pewnie już nie znajdą. Nie mają dowodów,że to ja...
    -Nie kończ... - Pisnęła Ariel i zakryła uszy.
    -Człowieku, masz na rękach krew niewinnego. - Zaczął Kain, oburzając się.
    -A co? - Ździwił się Mediv. - Nie umył ich dokłanie? - Zaczął oglądać swoje dłonie i szukać śladów wspomnianych przez Kaina.
    -To był metafora...
    -Domyślam się. Nie martw się, nie znajdą go. A informacje i tak mam.
    -Dobrze już, jaki to inf...
    Mag cały czas się zastanawiał w jaki sposób te słowa mogły wyjść od niego. Jednak rozmyślenia przerwał mu Alfred który wpadł do karczmy. Chociaż on się znalaz.... nie dokończył myśli, przerwała mu wypowiedź braciszka której nigdy by się po nim nie spodziewał.
    -Pomóżcie szybko! - Krzyk Mnicha wyrwał go z rozmyślań. Zakonnik stał w drzwiach karczmy z Prosperem na plecach. Część towarzyszy zerwała się by pomóc mnichowi.
    -Co mu sie stało?
    -Znalazłem go takiego. Leżał nieprzytomny w uliczce. Chyba uderzył się w głowę.
    -A gdzie Ekuzy? Przecież byli razem.
    -Nie wiem, tylko jego widziałem.
    Kain siedział dalej przy stole i zastanawiał się o co tu chodzi. Rozważał także rzucenie jakiegoś zaklęcia, żeby upewnić się że nie jest pod wpływem iluzji czy czegos podobnego. Jednak nic nie wykrył, co tylko jesczze bardziej go zdziwiło.


  4. Mag przyglądał się uważniej Arvantiemu. Uwagę o goblinie puścił mimo uszu. Za to zainteresowała go inna część wypowiedzi karzełka, i nawet jak by bardzo chciał to chyba nie udało by mu się go inaczej nazywać w myślach, po słowach maga się zająknął. A to mogło znaczyć, że... Jeśli on też zabił któregoś z tutejszych złodziei to może być nieciekawie... Wykorzystując chwile kiedy Alfred i Elkantar znowu się kłócili nachylił się do Ramona.
    - Słuchaj, jeśli zabiłeś swojego informatora, a miał on jakieś powiązanie z tutejszą gildią, lepiej mów od razu. My..- tu wskazał na siebie i kanciarza - ..też musieliśmy jednego sprzątnąć. A wiesz że jeden trup to nic takiego, ale dwa mogą już budzić podejrzenia.


  5. - Przezorny zawsze ubezpieczony... - rzucił mag z uśmiechem na widok miny Alfreda - Oj, braciszku nie gniewaj się. Nie mogliśmy ryzykować. A poza tym prawo jest po to żeby je ła...naciągać. - Kain szybko sie poprawił, ściany miały uszy - A co tej paranoi, to ten świat od zawsze stał na głowie, połowa sędziów powinna siedzieć za łapówkarstwo, podobnie jak oskarżycieli. Zresztą w tych czasach bez złota nic nie można już załatwić.


  6. - Jak tylko tu wpadliście, to zaczęło cuchnąć tanimi, babskimi perfumami. Jako alchemik, co nieco o tym wiem, a takich używają próżne i bardzo grzeszne kobietki. Chyba nie cudzołożyliście? – powiedział żartobliwie mnich poczym dopił zawartość swojego kufla i dodał - Rogi i uszy do góry… Ja Was za to karcić nie będę.
    - Możesz spróbować… - odparł z dziwnym błyskiem w oku. Jednak miał teraz dobry humor i nie przypuszczał żeby braciszek był w stanie go popsuć. Następną rzeczą którą zobaczył był wpadający do karczmy karzełek, który z wiadomych wszystkim przyczyn wybrał akurat ich stolik żeby się ukryć. - Patrzcie kogo tu mamy... – powiedział Kain, zaglądając pod stół. - Uciekasz przed kimś?
    W tej samej chwili do gospody wpadła dwójka zdyszanych strażników. Zaczęli obchód po całej karczmie, rozglądając się uważnie za ściganym.
    - Ciii! Mnie tu nie ma!
    Od strony drzwi do uszu dobiegł ich głos jakiegoś strażnika.
    - Przeszukać karczmę! Wy dwaj! Na tyły! Może próbować uciec jakimś oknem.
    Mag uśmiechnął się na te słowa wiedząc gdzie jest ich ofiara. Mina trochę mu zrzedła kiedy dwóch strażników zaczęło iść w ich stronę, co dziwne zaglądając pod stoły. Można było usłyszeć ciche przekleństwo spod stołu.
    - Zamknij się, i nawet nie próbuj odezwać aż będzie po wszystkim.
    Nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Mag skupił się, formując w myślach obraz iluzji jaką chciał rzucić na stolik. Zauważył jeszcze tylko trochę niesprzyjający wzrok brata Alfreda, jednak Elkantar z ręką na sztylecie był wyraźnym znakiem że ma nawet nie próbować ich wydać. Duchowny tylko westchnął z frustracją. W tym czasie strażnicy zbliżyli się dość znacznie do ich stolika, na szczęście iluzja była już gotowa. Kiedy podeszli do ich stolika kanciarz, nasunął trochę mocniej kaptur na głowę, diabelstwo mogło nie cieszyć się sympatią w tych stronach.
    - Darujmy to sobie, pewnie już dawno wymknął się tyłem.
    - Taa, idziemy do kapitana. Jeszcze tylko ten stolik.
    Towarzysze na chwilę zamarli kiedy strażnik zajrzał pod stół, jednak dzięki iluzji niczego nie zauważył. Po chwili Elkantar kopnął Ramona, dając sygnał – droga wolna. Karzełek wyczołgał się spod stołu, rozejrzał się po pomieszczeniu i usiadł, z ulgą wypuszczając powietrze.
    - Musiałeś nieźle nabroić, ha, ha!
    - Mniejsza o to... Dziękuję, że mnie nie wsypaliście.
    - Pfff...
    - Coś bym zjadł..
    - Zaraz będzie kolacja…Ee daruj sobie to liczenie. – rzucił mag widząc co robi Ramon – Dzisiaj ja stawiam. No i powiedz nam, kogo musiałeś zabić żeby ściągnąć sobie straż na głowę?
    Dziewka służebna miała dar do wybierania chwil, na przynoszenie posiłków, w których mag akurat kończył mówić.


  7. Kain przeciągną się leniwie w łóżku. Ostatnie parę godzin spędził pracowicie w towarzystwie bardzo utalentowanej brunetki, która nawiasem mówiąc dała mu się we znaki. Nie przypuszczał, że znajdzie taka perełkę na tej wsi. Jak ona miała na imię…? Zastanawiał się przez chwilę patrząc na jej uśmiechnięta twarz. Dziewczyna spała słodko tuląc się do maga. Jednak spojrzenie za okno powiedziało mu iż najwyższy czas kończyć te przyjemności i wracać do szarego świata. Powoli wysunął się z objęć i zaczął ubierać.

    - Już idziesz? – nawet nie zdawał sobie sprawy, że dziewczyna miała taki słodki głos.

    - Niestety, mam do załatwienia kilka ważnych spraw.

    - I nie mogą poczekać?

    - Niestety… - powiedział podchodząc do niej, i całując po raz ostatni – Ten świat jest okrutny…

    Widział w jej oczach cień smutku, ale nic na to nie mógł poradzić. Wrócił do ubierania się. Kiedy już stał w drzwiach z ręką na klamce, przypomniał sobie o medalionie jaki wcześniej zwędził któremuś z kupców. Będzie ładnie na niej wyglądał. Z tą myślą włożył go w rękę dziewczyny, odesłanej do krainy snów tym razem przez magię. Dopiero na korytarzu odetchnął głębiej. Kobiety kiedyś mnie zgubią…. Z tą raczej nie wesołą myślą zszedł po schodach na dół.

    - Witaj ponownie, Rose. Wiesz może gdzie jest mój przyjaciel?

    - Ten z kapturem na głowie i dziwnymi oczami?

    - Tia, ten.

    - Ostatnio zabawiał się z jedną z dziewczyn.

    - I jeszcze nie skończył? Ma chłop zdrowie...

    - Iść po niego?

    - Nie, poczekam tutaj.

    Elkantar spoglądał na drobną sylwetkę rudowłosej dziewczyny, która właśnie opadła spocona na łóżko. Odkąd pamiętał preferował ciemnowłose kobiety, jednak ten rudzielec przyciągnął jego uwagę gdy tylko weszli z czaromiotaczem do lokalu. Mężczyzna lekko przeciągnął się, przyglądając jak jego kochanka ponownie zaczyna całować jego pierś spoglądając na niego figlarnie. Na klatce schodowej skrzypnęło lekko, a biorąc pod uwagę że poza Kainem i nim nie było tu o tej porze zbyt wielu gości, Elkantar dopiero uświadomił sobie o upływie czasu i tym że za oknem już zmierzchało. Dziewczyna podchwyciła jego wzrok, przesunęła w górę i obejmując go cicho szepnęła.

    - Musisz iść?

    - Tia... - kanciarz spojrzał w głębokie zielone oczy, które wpatrywały się w niego z wyczekiwaniem. Zastanawiał się co tak piękna kobieta robi w takim miejscu... - Kain pewnie już potruchtał na dół...

    - A wrócisz tu? - zieleń usilnie starała się doszukać odpowiedzi w głębokiej czerwieni - Jeśli nie dziś... to później?

    - Hmm... - mężczyzna nie bardzo wiedział co odpowiedzieć. Na dobrą sprawę, nie bardzo uśmiechało mu się opuszczać ciepłe łoże i słodkiego rudzielca - Tia... myślę że tia...

    Rudowłosa lekko uśmiechnęła się. Potrafiła doskonale rozpoznawać kłamstwo. Wiedziała, że nie kłamał. Pierwszy raz od bardzo dawna, miała wrażenie że ten dziwny mężczyzna o czerwonych oczach jest jej bardzo bliski, bliższy niż ktokolwiek przedtem. Widząc go na dole, wiedziała doskonale że jest złodziejem. Gdyby nie nieudolna kradzież, nie znalazła by się tu gdzie jest teraz. Może istniało przeznaczenie i ich spotkanie nie było przypadkowe?

    - Zabierzesz mnie ze sobą? - słysząc cichy szept złodziej uśmiechnął się lekko i pogłaskał ją po włosach.

    - Heh... teraz muszę obczaić parę jazd, ale za jakiś czas... - dziewczyna zamknęła mu usta pocałunkiem

    - W takim razie, Twój przyjaciel trochę jeszcze zaczeka... - cichy i zmysłowy szept bardzo skutecznie odebrał mu wszelką wolę opuszczenia pokoju.

    Minęła dobra godzina, zanim kaduk wyswobodził się lekko z objęć delikatnie całującej go po szyi dziewczyny. Gdy skończył dociągać paski swojej czarnej, matowej zbroi, odwrócił się by spojrzeć na nią ostatni raz tego dnia. Siedziała na łóżku obejmując rękoma nogi, jej głowa spoczywała na kolanach. Pukle rudych włosów opadały miękko. Elkantar poprawił wszystkie zapięcia, zarzucił swój matowy kruczoczarny płaszcz i podszedł do niej.

    - Wrócę... - dziewczyna ponownie przerwała mu długim pocałunkiem. Zieleń jej oczu tonęła w bladej czerwieni.

    - Wiem...

    Kanciarz pogładził ją po policzku, zarzucił na głowę kaptur i miękkim krokiem wyszedł z pokoju. Schodząc po schodach prawie bezszelestnie, zastanawiał się jakim cudem Kain narobił na nich tyle hałasu.

    Mag czekał cierpliwie. No na początki cierpliwie, a potem coraz bardziej nerwowo. Po jakiś dwudziestu minutach pluł już sobie w brodę, że wyszedł pierwszy. Kiedy mijała godzina, uznał że tego już za wiele. Niech sobie Nef i cała reszta czeka w tawernie, on wraca na górę. Kiedy myślami był już w dobrze sobie znanym pokoiku, a ciałem jeszcze na schodach natką się na nieoczekiwaną przeszkodę.

    - Złaź z dro... - warknął ale nie dokończył, przeszkodą okazał się Elkantar.

    - Jak ciepnę w jadaczkę, kur... - zamyślony złodziej, prawie wpadł na Kaina który zręcznie uskoczył w lewo. Widząc go, lekko się rozchmurzył. - Ehh... łazikujesz jak trep!

    - Powiedział złodziej za dwa miedziaki... - mag miał zdecydowanie kiepski humor. Choć widok rozmarzonej twarzy diabelstwa trochę go poprawił. - Zasiedziałeś się, chyba trafiła ci się niezła sztuka, co?

    - Tia... jedna na tysiąca, jaką trafić można nieczęsto... - ciągle zamyślony kanciarz wyszczerzył zęby w uśmiechu. - A teraz, jak za dwa miedziaki powiedział... to wyskakuj z dwóch miedziaków! - mężczyzna wysunął rękę w kierunku Kaina puszczając oko.

    - Mogłeś przynajmniej mnie uprzedzić, to bym sobie jeszcze trochę poużywał a nie... Ale niech będzie. - na rękę kanciarza spadły dwa miedziaki, iluzoryczne miedziaki. - I jeszcze jedno, ty płacisz!

    - Pfff... dałem cyna! - Elkantar przyglądał się dziwnym monetom, które właśnie rozmywały się na jego ręku - W parapeta pukałem i w okno! Nie dotarło tam pokój obok? - kanciarz uśmiechnał się, widząc jak monety rozpływają się w powietrzu - No tia... mogło nie, takie trzaski-praski i wrzaski tam odstawiałeś z tą dziewuszką...

    Mag uśmiechną się dziwnie.

    - Wy wcale gorsi nie byliście, przez chwile zastanawiałem się czy przypadkiem nie odwiedził Cię jakiś krewny z Batoru, ładnie wyjesz nie powiem że nie...

    - Pfff... - kanciarz fuknął pod nosem - Baator, nie Bator... i takie rzeczy, to nie ceń po swojemu, tia? Ja pomocy krewnych nie potrzebuje...

    - I bardzo dobrze, bo jeszcze bym pomyślał ze coś z tobą nie tak... Do wiedzenia Rose, mój przyjaciel płaci... - rzucił mag, szybko wymykając się na ulice, i zostawiając kanciarza w środku.

    - Osz Ty! - mężczyzna nie narzekał na brak monet, ale szczerze mówiąc miał ochotę zrobić dokładnie to samo - Tia... Ile? - czerwone oczy spod kaptura spoczęły na dużej puff mamie, która właśnie przeglądała karteczki i coś liczyła.

    - 200 za Twojego przyjaciela... - Elkantar, wyciągnął pękaty mieszek i wysypał monety - A Twoja ''towarzyszka'' prosiła by nie brać od Ciebie pieniędzy... - złodziej cieszył się z głębokiego kaptura. Nie byłby zadowolony gdyby ta gruba baba stojąca naprzeciwko widziała jego szeroki szczery uśmiech i wesołe oczy w momencie gdy to usłyszał. Odliczył monety, lekko się skłonił, po czym wyszedł na ulice, wpadając na Kaina który właśnie dłubał sobie wykałaczką między zębami stojąc oparty o filar przed wejściem do przybytku.

    Magowi wystarczyło tylko jedno spojrzenie żeby wiedzieć co chodzi po głowie jego towarzysza.

    - Wrócimy jak tylko będzie wolna chwila. - powiedział z uśmiechem. - A teraz chyba czeka na nas robota. Gdzie mieliśmy się spotkać z resztą?

    - Wiem że tu zawitamy, tia... - pogrążony w myślach złodziej starał się przypomnieć sobie co trukał Nef - Jakaś śmierdząca mordownia... coś z dzbanem czy jakoś... "baranina i dzbanek"?

    - "Pod Baranim Trzosem" ?

    - Hmm... baran styka, reszta też jakoś przejdzie... byle piwo było... - Kanciarz wyszczerzył zęby

    - Tia, i jakaś strawa, umieram z głodu...

    - Ale za jadło Ty bulisz... - Kanciarz uśmiechnął się pod kapturem widząc minę czaromiotacza.

    Po chwili przemykali wąskimi uliczkami śmierdzącego miasta, które mimo zmroku żyło swoim własnym życiem. Tym razem, należało do złodziei, prostytutek, które kręciły się koło żeliwnych latarenek eksponując swoje kształty i robactwa, które ośmielone ciemnością wyłaziło śmiało na ulicę przemykając koło szczurów i mieszkańców. Kain i Elkantar byli zbyt pogrążeni w myślach by rozmawiać, ostatnie parę godzin oprócz uciechy cielesnej dość mocno ukazało im, czego brakuje w ich hulaszczym żywocie, który bardzo często balansował na granicy ryzyka i zdrowego rozsądku. Złodziej przypominał sobie każdą chwilę po wejściu do przybytku rozkoszy. Od kiedy po raz pierwszy ją ujrzał. Usłyszał jej dźwięczne imię... w chwili obecnej nie wiedział jeszcze jaką odegra rolę w jego życiu. Wiedział jednak, że ją jeszcze zobaczy. Że wróci. Nie mógł jednak wiedzieć, że rudowłosa kobieta zadecyduje o jego losie, o tym co w niezbyt odległej przyszłości go czeka. Czy będzie to zagłada? Zbawienie? Tego również wiedzieć nie mógł. To wiedział tylko czas... i Bogowie, jeśli tak naprawdę gdzieś tam byli...

    Mag ockną się dopiero pod drzwiami tawerny. Za to Elkantar wyglądał jak by zwiedzał księżyc, który wyszedł zza chmur kilka minut temu. Dobrą rada na ten stan okazał się lekki kuksaniec w bok.

    - Rzeczywistość do diabelstwa, jesteśmy na miejscu. - mag nie przestawał się uśmiechać. Wpadł, i to po same uszy...a raczej rogi...

    - Pfff... kant rzyci z taką ''rzeczywistością''... - mężczyzna przestąpił próg niewielkiej karczmy, która zdziwiła go wyjątkową czystością - Te, tam Fredek zalega! - wskazał kiwnięciem głowy mnicha przy stoliku - Obaczymy co bystrzak obczaił na wyprawie?

    Kain wszedł zaraz za nim. Odruchowo spojrzał w najciemniejszy kąt karczmy. Uśmiechnął na myśl że zawsze jak chciało się znaleźć taka grupe jak ich wystarczyło znaleźć najlepiej zacienione miejsce. Dopiero po chwili dotarły do niego słowa Elkantara.

    - Niech będzie, to ty zajmuj miejsca a ja załatwię coś na ząb. - nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę baru. - Piwo, dzban wina i kolajce, do tamtego stolika. - usłyszał karczmarz razem z brzdękiem monet o kontuar, zdążył jeszcze zauważyć na który stolik pokazywał mag, zanim ten odszedł. - A jeszcze jedno. - Kain odwrócił się z uśmiechem - I kubek wody, najlepiej święconej.
    - Co tam, świętoszkowaty ojczulku? - Elkantar zagadnął do wpatrzonego w kufel mnicha siadając obok. Widząc jego szaty przypomniała mu się jego dyskusja z Kainem na temat celibatu. Uśmiechnął się. Jednego był pewny, na mnicha ani klechę się nie nadawał. Po dzisiejszym dniu, to wywoływało jeszcze większy uśmiech, który nawet jego głęboki kaptur nie był w stanie do końca zamaskować.

    Zanim kanciarz otrzymał odpowiedź, Kain zdążył dojść do stolika.

    - No jak tam braciszku Alfredzie? - na swoje nieszczęście zobaczył szeroki uśmiech pod kapturem. I szybko domyślił się co go wywołało. - Ale, ale czy przypadkiem duchowni nie mają zakazu picia alkoholu? - wybrał ten moment akurat tak, żeby dziewka służebna z tacą i napojami które zamówił zdążyła dojść. - Tutaj mamy coś bardziej odpowiedniego dla świętego męża. - mówiąc to postawił przed Alfredem szklankę z wodą. - Świeżo poświęcona...

    - Tia... - kanciarz łypnął okiem na czaromiotacza - jakby to? "źródło" zbawienia, tia...?
    - Taa, to podobno demony wypędza z ludzi i diabły...choć nie słyszałem jeszcze o kapłanie który by walczył z diabłem wodą a nie magią...
    - Hmm... z tego co obczaiłem, to ta cudowna klechowata woda, tylko na czystość ma wpływ... jak jeszcze by dali jakąś balię... - kanciarz puscił oko do Kaina.
    - Taa, i najlepiej z jakąś ładną dziewką, co by miał kto plecy myć...i nie tylko plecy...
    - Heh... sie zagrzeje, to potem w głowie takie baliowe igraszki... - Elkantar uśmiechnął się - By się człek... "poświęcił", hę?
    - Tia, mógł bym się poświęcić... - mag powoli odpływał.
    - Się jego-świętość zasępił nad bełciorem... - kanciarz trącił lekko Kaina - on kima? Może obczaił leże na kuflu i jak to trukają ''mendy-truje''?
    - A kto by go tam wiedział... - Kain trącił lekko Alfreda - Nie umieraj nam tutaj, bo mi sie nie chce znowu przed jakimś sądem wygłupiać...


  8. umiejętności - cóż co do tego to zależy gdzie i jak jak chcesz to robić, ja bym raczej powiedział że potrzebny jest ktoś kto nauczy początkującego podstaw, bo w końcu nikt nie zaczyna z jakimiś umiejetnościami prawda? niektórzy mają do tego talent to fakt, ale jednak większość osób startuje z podobnego miejsca - czyli z umiejetnościami które wynieśli z kursu lub kilkuletniej jazdy.

    no i zapomniałem o jeszcze jednej rzeczy - miejscem gdzie można sie tego sportu uczyć, bo nauka na ulicach w mieście nie wchodzi raczej w grę....


  9. no muszę sie pochwalić że próbowałem ale....w zimę:P

    niestety żeby poślizgać się latem trzeba spełnić dwa warunki:
    -mieć fure z napedem na tył
    -w miare mocny silnik (no ew stosować oleje jak napisał ktoś wyżej)

    niestety nie spełniam (przynajmniej narazie) pierwszego kryterium więc póki co ta zabawa odpada, no i zapomniałem o jednym. Kasa na opony, bo coś czuje że na tym można majątek stracić.


  10. Dnia 11.04.2007 o 22:05, fataem napisał:

    > a wiesz może które wydawnictwo ją wyda?
    Pewnie Amber



    możliwe chociaż trochę żałuje ze oni wydaja większość książek Tolkiena, bo np. "Księgi zaginionych opowieści" nigdzie już nie można dostać (tak wiem że jest allegro, tylko że tam cena tej książki oscyluje w granicach 80-200zł...)


  11. Po tym jak Kain stwierdził, że to co nazywali tutaj „żarciem” do jedzenia się kompletnie nie nadaje, i drobnym incydencie z Medivem, który notabene potwierdził przypuszczenia maga co do swojej profesji, i Elkantarem w rolach głównych, zostali zabrani na odczytanie wyroku. Można powiedzieć, że mieli trochę szczęścia. Sędzia stosował się do przepisów prawa a nie poleceń kogoś z „góry”, czyli zostali uniewinnieni. Łącznie z nowym. Psionik twierdził zresztą ,że ten ostatni jest niewinny. I chyba można mu było uwierzyć, zwłaszcza że na pewno nie darzył sympatią pół-elfów. Po opuszczeniu budynku więzienia mag przeciągną się porządnie.
    - Taak, w końcu świeże powietrze.
    Wszystko było by pięknie gdyby nie jakiś typ wylatujący z drzwi i lądujący w błocie niedaleko maga. Na szczęście przed ochlapaniem zasłoniła do Ariel. No i kobiety na coś się przydają…
    Jak się za chwile okazało z drzwi wyleciał Alfred, a żeby być dokładniejszym to brat Alfred.
    -Jestem brat Alfred…Wysłannik najwyższych władz świątynnych… Należę do zakonu w Dinrith i dostałem polecenie badania świata profanum. E to znaczy świata świeckich. Nie róbcie mi krzywdy! Jestem duchownym i nie godzi się mnie zabijać ani okradać!
    Kain spojrzał się na niego z politowaniem. Chyba za mocno uderzył się w głowę skoro myślał że napadną go pod budynkiem sądu.
    - To, czego jeszcze chcecie? Pieniędzy? Mojego życia? – Zapytał się cichym głosem.
    - Pieniędzy? Jakoś sami je zdobędziemy... Twojego życia? Ciekawe, po co nam ono. Oprawimy i przybijemy do jakiejś ściany? Też nie... – Nef miał dzisiaj chyba dobry dzień, ironia trzymała się go jak przyklejona. - Pytasz się więc, czego nam trzeba od Ciebie... Przede wszystkim wszelakich informacji, jakich możesz nam dostarczyć. Obojętnie, czy będą coś znaczyć czy nie.
    Mag lekko odwrócił się, jakby chciał odejść. Jednak opamiętał się.
    - Wiedziałem że o czymś zapomniałem... Potrzebujemy przewodnika, Alfredzie.
    - Ehh, Nef mogłeś wybrać kogoś innego. Po co nam jakiś zakonny skryba, który tylko będzie utrudniał nam wszystko?
    - A widzisz tu kogoś innego?
    - Za garść miedziaków znajdę ci z tuzin lepszych w najbliższej karczmie.
    - To najpierw załatw tą garść…
    - To akurat nie problem…
    - Co, ty i ten twój rogaty koleszka, pewnie już opróżniliście parę sakiewek?
    - Tajemnica zawodowa...Ale lepiej sprawdź czy twoja jest na miejscu…
    - Żesz ty…
    - Ale odbiegamy od tematu. To co robimy z tą przybłędą? No i gdzie ruszamy dalej?
    - A są w ogóle jacyś „my”?
    - A co Medivie, nie chcesz podróżować z nami więcej? Przecież nikt cię nie zatrzymuje. A i jeszcze jedno. Trzymaj się z daleka od mojej głowy.
    - Jakby było tam coś ciekawego…
    Mag zignorował uwagę psionika.
    - Zresztą najważniejsze to oddalić się stąd. Raczej wątpię żeby ludzie witali nas z otwartymi ramionami po tym co się wydarzyło. Ariel chyba już czuje się lepiej – tu mag uśmiechną się w stronę bardki – więc nic nie stoi na przeszkodzie żeby udać się w jakieś bardziej gościnne strony.


  12. Czytam ten temat od jakiegoś czasu i dochodzę do wniosku że przynajmniej połowa z was albo skończyła studia psychologiczne albo gada o rzeczach o których nie ma zielonego pojęcia (z wskazaniem raczej na to drugie)

    Piszecie tu o tchórzostwie ludzi którzy odebrali sobie życie, ale czy ktokolwiek z was stanął kiedyś na krawędzi,spojrzał w dół z myślą że zaraz będzie leciał na spotkanie betonu na dole? Nie? To co wy wiecie o samobójcach? Ktoś zaraz powie że co ja mogę o tym wiedzieć, że jestem w takiej samej sytuacji co wy. A jednak nie zupełnie. Otarłem się o Śmierć dwa razy. Raz przypadkiem, raz z własnej woli. Tak, próbowałem się zabić. I uwierzcie mi że odebrać sobie życie wcale nie jest tak łatwo. Moment w którym człowiek uświadamia sobie co się z nim tak naprawdę dzieje jest tym kiedy kiedy zaczyna walczyć o życie z całych sił. Jedni nazywają to instynktem samozachowawczym. Według mnie jest to zwykły strach. Nikt z nas nie wie czy po tym życiu coś na nas czeka i właśnie tego się boimy. Zapomnienia, tego że przestaniemy istnieć całkowicie. Jak napisał Dar, ten czyn wymaga specyficznej odwagi ale też czegoś jeszcze. Pewnej pogardy dla życia, która będzie determinacją. Bo człowiek który nie będzie wystarczająco zdeterminowany nie odbierze sobie życia, strach go pokona.

    Ktoś tu poruszył także temat samolubstwa. Że tacy ludzie nie myślą o rodzinie i bliskich. Nie myślą o nich, to prawda. Ale czy wiecie czemu wy tak się tego czepiacie? Tej miłości bliźnich? Bo religia wam tak nakazuje. Zastanówcie się kiedyś czy to są wasze własne myśli czy może narzucone odgórnie. Są religie które na pierwszym miejscu stawiają pragnienie jednostki nad pragnieniami bliźnich. Czy wtedy też możecie tych ludzi ocenić w ten sam sposób?

    To co napisałem odnosi się do ludzi zdrowych, lub w miarę zdrowych. Osoby które cierpią na jakieś zaburzenia psychiczne muszą być traktowane oddzielnie.


  13. Dnia 27.03.2007 o 00:36, balduran2 napisał:

    > Ave omnes!
    > No to gdzie i kiedy ten zjazd? I za ile?
    > I nie proszę o linka, tylko o informacje. Leniwy jestem ;)

    W Polsce, a konkretnie na Wilkasach na mazurach; na początku sierpnia. Cena za sam zjazd 50
    zł od osoby.



    jaki zjazd? czy ja o czymś nie wiem co dzieje się w mojej okolicy? :)


  14. Mag miał wyjątkowo dobry humor po opuszczeniu Sali rozpraw. Poszło lepiej niż mogli sobie wyobrażać. Choć z lekką pogardą mag zauważył że większość jego „towarzyszy” ściągnęła jego styl prowadzenia rozmowy. No tak, ale dobrze. Niech się uczą od lepiej urodzonych, może wyjdą na ludzi… Natomiast w celi czekała na nich niespodzianka, w postaci nowego współlokatora. Jak i tak byśmy mieli za dużo miejsca…

    - Phil von Roden – Elf przedstawił się.
    - Boogitus Sylar, miło poznać, jak się...
    - Zostaw tego kogoś… Nie zdziwiło Cię, że akurat trafił tu po procesie, a oskarżyciel i sędzia nie ogłosili wyroku. To chyba jasne, że może być to szpieg, intruz, wróg, który ma nam jutro udowodnić winę… Zresztą nie tylko tym może być, a na przykład mięsem armatnim… Może mieliśmy się na Niego rzucić i go zabić, a wtedy by na nas mieli od razu pierwszorzędny zarzut! Proponuje usiąść w celi i nie rozmawiać, a już na pewno nie z tym kimś…
    - Nie wiem o czym mówi twój najwyraźniej nieco nadpobudliwy przyjaciel – "nowy" kierował swoje zdanie do Phila – ale ja nawet nie wiem za co zostaliście aresztowani, ja tutaj trafiłem bo... prowadziłem interesy i ... tak naprawdę nie bardzo wiem co się stało... W każdym bądź razie nazywanie mnie szpiegiem – tutaj Boogitus zwrócił się do drugiego nieznajomego - jest niegrzeczne, a nazywanie mnie miesem armatnim i szpiegiem to juz szczyt chamstwa, jak widac nie moge się spodziewać dobrych manier... Sam nie jestem zwolennikiem zawierania przyjaźni w takich miejscach więc, jeśli bedę miał ochotę zamilknę, ale żaden prostak nie bedzie mnie obrażał...
    - Za żadne uczciwe interesy nie trafia się do takiego miejsca. – Kain dorzucił swoje zdanie do rozmowy.
    - A można wiedzieć kim ty jesteś?
    - Jak zasłużysz to może się i dowiesz.
    Mag zauważył jak Elkantar udał się do „swojego” kąta. A jako że był jedyną osobą z którą można było normalnie pogadać, sam też się tam udał.
    - I co o nim myślisz? - zanim diabelstwo odpowiedziało mag wymruczał coś pod nosem i głosy jakie do nich dochodziły jakby przycichły.
    - Tia... - kanciarz lekko przechylił się w stronę czaromiotacza, tak by inni nie słyszeli rozmowy - Trąca mi to. Obczaj jazdę że dopiero co tamten trep nas na sali wałkował, a teraz tutaj siedzi szpiclowaty skurl i się obznajmia z długouchym...
    - Dobrze gadasz. I jeszcze można wyczuć od niego jakąś magie, zauważyłeś że ma twarz bez wyrazu? Może to jakiś przedmiot, bo na stałe zaklęcie to mi nie wygląda, choć dziwne żeby pozwolili mu go zatrzymać, nam wszystko zabrali.
    - Dziwaczny jakiś - Elkantar obrzucił mieszańca szybkim spojrzeniem - Nie ma co przy skurlu jadaczką kłapać, bo czort wie po kiego go tu wrzucili...
    - Skoro czort wie to może byś mi powiedział... - Kaina nie opuszczał dobry humor.
    - Pfff! Idź w ślepaki pościskać jakąś zieloną paskudę, co? - Elkantar ledwo opanował uśmiech.
    - Dobra to ja idę po jakiegoś goblina a ty zapytaj ojczulka z kim mamy przyjemność. - mag miał ochotę się roześmiać.
    - Ojczulka... pfff - kanciarz zachowywał poważną minę by po chwili sparodiować głos przygłupa z sali sądowej - "Tata jak walił po czerepie to mówił..."
    - Dobra spokój bo zaraz wyląduje u tego cyrulika. - Kain musiał zatkać sobie pięścią usta żeby nie wybuchnąć śmiechem.
    - E, obczaj ich - mężczyzna kiwnął głową w kierunku Elfa który właśnie o czymś rozmawiał z nowym - Długouchy taki bystrzak, a się brata ze szpiclem jak tępak ostatni... - kanciarz spojrzał na Kaina spod kaptura - Nie pali mi się by nas zdybali przez trepa...
    - Nikt nigdy nie mówił że elfy grzeszą inteligencją, ale ten jest wyjątkowo łatwowierny. Moża jakaś dolegliwość rodzinna? W końcu przez coś ją stracił...
    - No tia, to w sumie pierwszy z którym trukałem... - mężczyzna wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu - Nie dziwota że je wytrzebili...
    - Może lepiej posłuchajmy o czym oni tam plotą... Lepiej żeby wiedzieć kiedy go uciszyć...
    - Jak nas w trukaninie odpuści, to co nam do tego? Pfff! - złodziej spojrzał z drwiną na długouchego i siedzącego obok metysa - No i jak obczaisz o czym tam kłapią jadaczkami, nie ruszając stąd rzyci, hę?
    - A co za problem? Przyciszyć głosy mogłem, to i sprawić żebyśmy je lepiej słyszeli też mogę, nie?
    - Jazda! To trukaj pod nosem kolejnego czara, obaczymy jak to tam kłapią w najlepsiejsze!
    Kain nie słuchał już od połowy ostatniej wypowiedzi. Skupił się lekko na magi jaką rozpostarł parę minut wcześniej, teraz odwracając jej działanie tak aby słyszeli wyraźnie o czym tyczyła się dyskusja.
    - No to posłuchajmy...
    Elkantar poczuł jak dźwięki wyostrzają się, stają się coraz bardziej donośne i łatwiejsze do odczytania. Najpierw pojawiło się szuranie z lewej... to Dalfred von Dar, który zapamiętale drapał się po tyłku mrużąc przy tym oczy. Złodziej skrzywił się lekko. Zawsze uważał że higiena załatwiała takie sprawy dużo skuteczniej. Po chwili jakoś skupił słuch na nowym i Philu. Wynalazek Kaina zaczynał mu się podobać.
    - Ej, Dalfredzie nie nauczyli w domu co to mydło i balia z wodą? - mag i kanciarz o mało nie przewrócili się na widok miny topornika.


  15. - TRIVIERA! - grzmot młotka o stół - Czy pan też każe wysokiemu sądowi na siebie czekać?
    - Ależ nie Wysoki sądzie, już idę. – Kain specjalnie mówił powoli z idealnym akcentem.
    - Czy przysięga Pan mówić…
    - Tak, przysięgam.
    - Proszę poczekać aż dokończę.
    - Panie sędzio, darujmy to sobie. Przecież nie będę kłamał. To by popsuło by opinie o mojej rodzinie.
    - Yyy e No dobrze. – widać było że Calish lekko się zmieszał – Dusk zaczynaj.
    - Płanie Tłivieła…
    - Triviera, Panie Dusk. Przez „r” nie „ł”. Prosił bym, żeby moje nazwisko zostało zapisane poprawnie.
    - Nie przerywać! – oskarżyciel zrobił się czerwony na twarzy. Najpierw tamci idioci a teraz to… - No więc płanie Tłivieła…
    - Triviera. Proszę zanotować w protokole, że oskarżyciel celowo przekręca moje nazwisko.
    - Milcz! Skłąd płan płochodzi?
    - Z Lantaerg. Mój ojciec jest szanowanym arystokratą.
    - Dałeko pładło jłabko łod jłboni.
    - Czy mógł by pan wrażać się wyraźniej, panie Dusk? A jeśli dobrze zrozumiałem chodzi panu o to że nie bardzo przypominam ojca. Czemu pan tak uważa?
    Oskarżyciel był już purpurowy na twarzy.
    - Kałcemne błójki, szwłędanie się pło łasach.
    - Ah o tym pan mówi. Nic bardziej mylnego. W tą całą awanturę zostałem wplątany przypadkiem. Podobnie jak reszta oskarżonych.
    - Człyli zapłrzłeca płan wywłołania awłantury, płobicia kałcmaza i kłilku stałych bływalców kałcmy?
    Kain zastanawiał się jak to jest możliwe żeby ktoś z taką wymową był oskarżycielem sądowym. Jednak nie miało to teraz większego znaczenia. Choć można było go trochę upokorzyć.
    - Tak, zaprzeczam – znowu mag mówił bardzo powoli i wyraźnie – jakobym był winien rozpoczęcia tej awantury. Również zaprzeczam swojemu udziałowi, w powstałej na skutek odmiennych preferencji kibiców, karczemnej bójce. Proszę także zanotować że nie przyznaje się do żadnego innego zarzucanego mi tutaj czynu. Moją jedyną winą może być fakt że dałem karczmarzowi dobrze zarobić na winie. – z Sali dobiegły przytłumione śmiechy.
    - W tłakim łazie płosze młi płowiedzieć cło płan tłam łobił?
    - Byłem w delegacji na jaką wysłał mnie mój ojciec.
    - Z tłego cło wiemy płokłucił się płan ze słwoim łojcem… - na twarzy Duska pojawił się uśmiech.
    - Widać ma pan nieaktualne informacje. To prawda byłem pokłócony z nim ale doszliśmy do porozumienia kilka tygodni temu. – Kainowi nawet powieka nie drgnęła kiedy to mówił. Natomiast oskarżycielowi wyraźnie zrzedła mina. Oj tak łatwo to nie będzie kolego.
    - A czły zapłrzeca płan błycia w stłanie upłojenia ałkohołowego?
    - Nie zaprzeczam. Jak już powiedział Elkantar, – mag znowu wymówił imię powoli i bardzo wyraźnie – piliśmy wino. Chciał bym tylko dodać, że z niego jest naprawdę porządny chłopak, mimo że trochę nierozgarnięty. – tu spojrzał się na złodzieja. Ee chyba się na mnie nie obrazi…
    - Kłęcisz! Płowiedziałeś że nie płrzyznajesz…
    - Ależ panie Dusk, wiem dobrze co powiedziałem. I jeśli skryba by nam odczytał moje zeznania, zapewniam pana, nigdzie tam nie ma stwierdzenia w którym mówie jakobym nie pił nic w karczmie.
    - Ałe…
    - Powiedziałem że nie przyznaje się do żadnego z zarzutów. A w śród nich nie figuruje „bycie pod wpływem alkoholu”.
    - Czyli dło płobicia kałcmaza tłez się płan nie płrzyzna?
    - Nie.
    - Dziękuje, młoże płan odejść.
    Kain jednak nie ruszył się z miejsca.
    - Panie Triviera może pan już wrócić na ławę.
    - Wysoki sądzie. Jeśli dobrze pamiętam powiedział pan że bronimy się sami, tak?
    - Tak, ale co to ma do rzeczy.
    - Z tego co wiem obrona tez może zadawać pytania świadkom.
    Zarówno Dusk jak i Calish spojrzeli z niedowierzaniem na maga. Ten tylko lekko się uśmiechnął.
    - Teoretycznie tak, ale…
    - W takim razie mam parę pytań.
    - Do kogo?
    - Do siebie.
    Teraz zarówno pozostali oskarżeni, jak i ludzie którzy to oglądali kompletnie zbaranieli. A najgłupsze miny mieli oczywiście sędzia i oskarżyciel. Kain nie przejął się tym za bardzo, wstał, poprawił fryzurę (choć to trochę zbyt dumna nazwa dla tego co miał teraz na głowie). Prawdziwa szopka miała właśnie się zacząć.
    - Panie Triviera, proszę mi powiedzieć, gdzie pan był w momencie rozpoczęcia bójki? – tu Kain wrócił na krzesło.
    - Właśnie miałem opuścić karczmę żeby udać się na targ. – znowu wstał.
    - A dlaczego pan tego nie zrobił?
    - Ponieważ drzwi zostały zablokowane przez czterech opryszków i kogoś kto im przewodził.
    - Czy to właśnie oni stali się przyczyną późniejszych wydarzeń?
    - Tak dokładnie. Kiedy mnie mijali widziałem że jeden miał na kurtce znaczek „Mundurskich Wyspiarzy”.
    - A co stało się potem?
    - Podeszli do obecnego tu Prospero, twierdząc że jest jakimś kupcem.
    - Czy według pana wygląda on na kupa?
    - Nie, ani trochę.
    - Więc jak ktoś mógł się tak pomylić?
    - Nie wiem czy już powiedziałem, ale ci ludzie nie wyglądali na zbyt rozgarniętych.
    - Proszę zanotować, zgodnie ze słowami świadka awanturę rozpoczęło pięciu nieznajomych, którzy weszli do karczmy. A co się stało później?
    - Ktoś zauważył owy znaczek. A jak się okazało chwile później ta drużyna nie cieszyła się tam popularnością.
    - Proszę zanotować. Bójka miała podłoże w rywalizacji klubów. Co pan zrobił kiedy to wszystko się zaczęło?
    - Schowałem się razem z Elkantarem za barem, jak już mówiłem to dobry chłopak i nie chciałem żeby cos mu się stało.
    - Gdzie w tym czasie był karczmarz?
    - W tym samym miejscu gdzie my.
    - Więc musiał pan widzieć kto go pobił.
    - Niestety, nie widziałem, gdyż sprawcą była osoba z tłumu która rzuciła kuflem piwa.
    - Jak to, przecież byliście za barem?
    - Tak, ale karczmarz z niewiadomych mi powodów wstał, mimo że mówiłem mu aby tego nie robił.
    - I właśnie wtedy trafił go ten kufel?
    - Właśnie tak.
    - Dziękuje, nie mam więcej pytań.
    - Ja również dziękuje.
    Sędzia i Dusk mieli miny jakby ktoś właśnie im powiedział że teściowa przyjeżdża z roczna wizytą.
    - Skoro pan już skończył proszę wrócić na miejsce. Panie Dusk, kto następny?
    - Płan…
    - Pan Ekzuzy.
    - Panie Triviera, niech pan siada…
    - Wysoki Sądzie, jako obrońca mam prawo powołać świadka. Zwłaszcza że oskarżenie powołało trzech pod rząd.
    Teraz dopiero mag przekonał się że niemożliwe jednak nie istnieje. Miny jakie się pojawiły przebiły wszystko co widział do tej pory.
    - Czy ma pan zamiar zadawać mu pytania?
    - Ależ skąd. Przecież bronimy się sami. – i z tymi słowy Kain odszedł w stronę ławy, dusząc śmiech w gardle.


  16. ---Jeszcze w celi--
    Wiadro w którym była woda wymieszana z wymiocinami nie było najlepszym miejscem do rozmyślań. Jednak z drugiej strony skłaniało do refleksji. Bynajmniej nie z powodu zawartości, a raczej dlatego że nikt nie chciał podejść bliżej to i spokój był. Kain zastanawiał się po co w ogóle się odzywał, no i czemu zrobił to w sposób w jaki to zrobił. Żebym się zniżał do ich poziomu…Musze pamiętać kim jestem, przebywanie z tym pospólstwem zaczyna mi się źle udzielać… Jednak gdzieś w głowie błąkała mu się myśl że może warto by ich przeprosić. Człowieku! Uspokój się, oni nie są tego warci…No przynajmniej nie wszyscy… Głowa maga powędrowała nad wiadro a wzrok skierował się w kierunku diabelstwa które właśnie wpadało przez drzwi powrotem do celi, prześliznęło się po Avrantim, który mimo że nie był wysokiego pochodzenia zdołał wzbudzić jakiś szacunek arystokraty, przez Phila, Nefa, Vlada, Liriena kończąc na Prospero, który właśnie opuszczał pomieszczenie, ciągle w skórze Ekzuzego, przez jego bliźniaka kończąc na Ariel, i dwóm osobom których najchętniej by się pozbył. Tak, część z nich może i zasługuje na przeprosiny ale na pewno nie ci dwaj. Chwile później Zmienny był już z powrotem a Nef ich opuścił na chwile, żeby zaraz wrócić z jakimiś medykamentami dla rannej bardki. Ten to powinien być iluzjonistą a nie…Chwila kim on właściwie jest? Dopiero teraz Kain zdał sobie sprawę że nie wie o tym magu nic poza tym że jest magiem. Ehh trzeba było się dowiedzieć zanim wpakowaliśmy się w tą kabałe… Triviera zauważył także że drugi mag posiada sporą wiedze na temat anatomii ludzkiego ciała. Może gdyby nie alkohol który cały czas krążył w jego żyłach domyślił by się z kim ma przyjemnośc a tak pozostawał w niepewności. Ekzuzy zaproponował opowiedzenie czegoś. A raczej chciał czegoś posłuchać bo sam nie miał nic do powiedzenia. O dziwo na ta prośbę zareagował Prospero, opowiadając jakieś niestworzone opowieści o innych kontynentach.
    -Tak, ładną pieśń ułożył ten bard, którego masz wspomnienia.
    -Pieśń?
    -Opowieść, czy jak to wolisz sobie nazwać. Wszystko jedno. I tak to się sprowadza do jednej rzeczy. To jedna wielka bujda wyssana z palca, Prospero.
    -A ciekawe skąd to wiesz…
    -W przeciwieństwie do Ciebie mam swoją pamięć i wiedzę. W swoim życiu przeczytałem niejedną księgę, wysłuchałem opowieści uczonych. W żadnej z nich nie ma wzmianki o innym stałym lądzie poza naszym. Także minąłeś się z powołaniem Panie Zmiennokształtny. Powinieneś zostać bajarzem. Bo dzieci to byś tym zabawił. Dorośli ludzie w to nie uwierzą.
    -Panie Mądraliński…
    -Milcz. Pamiętasz jakąś opowiastkę bez potwierdzenia.
    Nef miał całkowitą racje, ciekawe gdzie Prospero nasłuchał się tych wszystkich bajek. Nie dane mu jednak było się nad tym zastanowić. Bracia Koczyńscy już o to zadbali.
    -Ty też milcz! Łapy z tyłu i wychodzić pojedynczo!
    Wszyscy zerwali się na równe nogi. Nawet ci, co jeszcze przed paroma sekundami spali smacznie. Koczyńscy stali przy kratach z pałkami w rękach, przy samych drzwiach trzymał wartę klucznik. Jedyny, który potrafił mówić w miarę po ludzku, bez seplenienia.
    -Duży na sam przód!

    --Sala sądowa—
    Kain właśnie tak sobie wyobrażał to miejsce. W sumie miał o tym niejakie pojęcie. Jak był jeszcze dzieckiem był kilka razy na procesach ale nigdy nie myślał że będzie osoba oskarżoną. A teraz jeszcze na domiar złego zostali bez adwokata bo gość który miał ich bronić nie wiedział o których sprawach kiedy należy milczeć. Poza tym oskarżenia jakie padły były stekiem bzdur, no może poza tą demolką w karczmie. Jednym co zastanowiło maga, był fakt że nikt nie przesłuchał do tej pory pojedynczo, tylko pozwolono im stawić się razem na rozprawie. Teraz trzeba było tylko opowiedzieć jakąś spójna historyjkę. Był z tym tylko jeden problem. A właściwie dwa. Nazywali się Alfred i Mediv. Przysięgam że jak oni nas wkopią to zanim zawisnę zabije jednego i drugiego… Na twarzy Media pojawiła się mina jakby mówiąca „Spróbuj, zobaczymy czy ci się uda…”. Myśli Kaina zostały gwałtownie przerwane przez wywołanie Liriena na pierwszego świadka. Teraz trzeba było dobrze zapamiętać co powiedział żeby nie popełnić jakiejś gafy.


  17. Mag zdecydowanie przesadził z winem. A fakt że jego towarzysze z celi zachowywali się jak banda debili wcale nie pomagał na jego skołataną głowę. Nie ma to jak słuchać rozmowy dwóch rasistów z przedstawicielem innej rasy… Na dodatek Von Dar i Mediv zachowywać się jak niewiadomo kto. Żeby choć z dobrych rodzin pochodzili….
    - Czy was do reszty popier******? Dalfred kim ty niby jesteś? A ty Mediv , że jesteś psionikiem to niby co? Myślisz że jesteś niepokonany, że każdego z nas możesz zabić kiedy tylko będziesz chciał?- taa nie ma to jak pokazanie arystokratycznej krwi w elkowętnej przemowie….- Wracając do drwala, chłopcze z prowincji widziałeś ty kiedyś w ogóle sąd? A nawet jeśli czy wiesz jakimi prawami się rządzi? Twoja wiara w „sprawiedliwość” i całą tą reszte tych bzdur doprowadza mnie do śmiechu. Dla nich nie liczy się to czy jesteś winy czy nie, im chodzi tylko o to czy więcej zyskają jak spłoniesz, zawisniesz czy wylądujesz w lochu. Żeby się wykpić trzeba albo mieć spory „cień” albo cos innego do zaoferowania. – tu wymownie się spojrzał na nową towarzyszkę. – Tak, Ariel, nie myśl że sama grą aktorską się wywiniesz, oni będą chcieli czegoś jeszcze. Lirien ma więcej racji niż wam się wydaje. Zresztą nawet karzełek zachowuje się rozsądniej niż wy. Chcecie się wykpić? Potrzebujecie pieniędzy i czegoś więcej. Na przykład nazwiska kogoś kto ma kontakty, kto może zrobić dużo. A przynajmniej żeby oni uwierzyli że macie takie możliwości.
    Kain zdecydowanie za dużo się nagadał. Uzmysłowił mu to jego żołądek, który stwierdził że jego zawartość powinna zmienić miejsce położenia.


    [na wstepie off topa chciałem przeprosic Wilka że go pisze ale mam nadzieje że mi wybaczy. A przechodząc do rzeczy, macie szczeście że nie jestem w domu i mam ograniczony dostęp do Internetu bo bym się zdecydowanie bardziej rozpisał. Czy wy nie możecie, nie zgrywać takich super-hiper-wypasionych hero ? tyczy się to Sturna i Dara (tak wiem ze nie jestem mg ale czytanie waszych postow zaczyna mnie wkurzac), widzicie wszystko, nie boicie się niczego i jesteście dużo lepsi od reszty. Rozumiem że gracie takie postacie ale czy możecie nie przeginać? Gdyby to był real a nie gra na forum to obaj już dawno zostali byście wpisani do ksiegi umarlych jak to mówi Elkantar. Dar, prowadzisz wojownika to niby jakim cudem widzisz ukryty przez ZŁODZIEJA sztylet? Sturnn jestes psionikiem, masz strasznie trudną postać do prowadzenia z racji sily jaką dysponuje ale nawet ty nie dał byś rady magowi, złodziejowi i jeszcze komus jak by postanowili się ciebie pozbyć. To chyba tyle jeśli chodzi o mnie. Mnie nie ma jeszcze do 17.03 bo jestem w Estoni, więcej do czasu już raczej nie będę pisał więc nie próbujcie mnie łapać na gg do tego czasu bo i tak wam to się nie uda. Ale czytać będę (raz na 2-3 dni może się dorwe do kompa na 10min). Pozdrawiam Kain]


  18. Mag chciał przejść się po wiosce i zobaczyć co tam maja kupcy i czy jest coś wartego zawracania sobie głowy, no i co mogło by zainteresować też Elkantara. Jednak nie było mu dane nawet wyjść z karczmy. Kiedy podchodził już do drzwi zostały one zajęte przez jakiś czterech osiłków którzy od razu skierowali swoje kroki do stołu „drużyny”. Oho to może być ciekawe… Osobiście Kain nie miał zamiaru brać udziału w czymś tak pospolitym i narażającym zdrowie jak karczemna bójka. Jednak wiedział, że w takich sytuacjach zawsze można zobaczyć coś ciekawego. I nie tylko…
    - Ci wielcy kibicują Mundruskim Wyspiarzom! - efekt był łatwy do przewidzenia. Najpierw cała sala zamilkła, a po chwili z jakiegoś dobiegło głośne "Na pewno są lepsi niż te ciołki z Grethynbugu!". Zaraz po tym niemal wszyscy jak by na komendę wstali i rzucili się na siebie nawzajem z zagrzewającymi krzykami w stylu "Za Finilskich ćwieprzków!" "Na pohybel Lyszkenom" i podobnymi. Najważniejszym efektem jednak było to, że piątka wrogów nagle przestała mieć przeciw sobie kilka osób z drużyny, a cały tłum, który też po pewnej chwili przestała rozróżniać kto jest "swój", a kto jest wrogiem... A mag nie miał już żadnych wątpliwości ze dużo lepiej było by stąd wyjść niż zostawać. Z doświadczenia wiedział że w tej chwili nie już żadnych szans na opuszczenie tej karczmy. Chyba, że wyleci przez okno. Razem z tym ostatnim. Za to była jedna rzecz jaka łączyła wszystkie takie imprezy. Za barem było w miarę bezpiecznie, o ile tutaj gdziekolwiek mogło być bezpiecznie. I tam właśnie starał się dotrzeć Kain, co pewnie by mu się nie udało gdyby nie fakt że miał do przejścia tylko cztery kroki a ktoś rozlał na podłodze piwo dzięki czemu magowi wyszedł całkiem zgrabny unik przed przelatującym ciałem. Choć musiał znowu zająć się czyszczeniem swojej szaty, bo po przejażdżce po podłodze znowu nie nadawała się do użycia. W końcu dotarł na miejsce.
    - U was tak zawsze? – rzucił Kain do karczmarza, który jak to zawsze karczmarze w takich chwilach, siedział za barem i liczył jakie szkody będzie trzeba pokryć.
    - Zapłacicie za to. Ty i ci twoi…
    - Nie gadaj tylko podaj to wino co stoi obok ciebie.
    - Jeszcze czego! Tam mi rozwalają karczmę a ty chcesz pić…
    - A wolisz żebym zmienił cię w kufel i rzucił nim w kogoś?
    - Nie zrobisz tego, zresztą nawet…
    - Nie jestem magiem? A założysz się?
    - Ty…?!
    - Tak, a teraz rób co mówię i podaj to wino.
    Karczmarz bardzo niezadowolony zrobił co mu kazano. Jednak nie wyszło mu to na dobre. Gdy pochylił się do przodu jakiś zabłąkany dzbanek trafił go prosto w potylice. Tak się dziwnie złożyło, że kufel, który dziwnym trafem znalazł się w ręku maga, trafił w to samo miejsce.
    - To za te pomyje którymi nas tu uraczyłeś.
    -Te czaromiotacz, trep poszedł w ślepaki - Elkantar wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu - może by mu brzdęku trochę uszczuplić, hę? I tak nie obczai...
    - Ano, tylko gdzie on miał te klucze…
    Kanciarz błysnął szerokim uśmiechem, widząc że nikt nie obserwuje tego co robią z Kainem przy ladzie przysunął się do karczmarza i szybkim plynnym ruchem wysunął kluczyk z małej kieszonki. Podrzucając go w ręku spojrzał na maga. Właściwie w tym całym zgiełku trzeba było by się naprawdę postarać żeby ich zobaczyć.
    - Klucze... tia?
    Mag uśmiechną się bardzo podobnie. Już po chwili razem z Elkantarem torowali sobie drogę do drzwi na zaplecze.


  19. to lepiej sie do niego przyzwyczaj, bo jest to stały element jego książek :P jak i rezterki moralne Drizzta "Wpakować temu goblinowi sejmitar pod żebro, czy nie wpakować. Oto jest pytanie."


    tak btw, Lone Wolf jeśli dobrze zrozumiałem "Krainy Cienia" o ci Shadova''rzy to poprostu Pomroczni (btw jak ktoś nie czytał tych Krain to polecam :) )


  20. Mag zaczął się zastanawiać czy mógł trafić jeszcze gorzej. Najpierw ta cała awantura połączona z bieganiem po lesie i jakimiś żartami z gobelinem w roli głównej, poprzez ratowanie jakiejś dziewki z dziury w środku lasy, swoja drogą ciekawe skąd tam się wzięła. I jeszcze temu niewydarzonemu kapłanowi od siedmiu boleści wydaje się, że ja nie wiedziałem jaki instrument miała przy sobie…Phi… A kończąc na wizycie w tej zapchlonej dziurze. Nawet porządnego burdelu tu nie mają… Kain pokiwał z rezygnacją widząc budynek obok karczmy. Nie było szans żeby tutejsze dziewczyny dorównywały tym z miast. Karczma też nie lokowała większych nadziei na jakiś wysoki standard.
    Jak mówiłem... nie jest to zbyt wielka wioska... – powiedział Phil. - Ale ruch tutaj spory... To gdzie ją zabierzemy? Z umierającym facetem nie byłoby wątpliwości, a tak? Może karczmarz coś poradzi...
    - Nie ma gdzieś większej wiochy, tylko to... zadupie? – zapytał się Ramon.
    - Wyjątkowo się zgodzę z karzełkiem tym razem. Naprawdę nie ma tu nic innego?
    - Nazwij mnie jeszcze raz karzełkiem, to…
    - Nic gdzie moglibyśmy dotrzeć zanim ona się wykrwawi na śmierć. – elf nie przejął się uwaga Arvantiego.
    - Proponuję oddać ją karczmarzowi – odezwał się Dalfred - odpocząć i ruszyć w swoją drogę, a najlepiej do jaskini. Może jeszcze nikt nic z niej nie zabrał…
    - Bardziej zależy ci na kosztownościach, niż na jej życiu? – wypalił Ramon. – Jak jej karczmarz może pomóc? Piwska jej da i co? Wyzdrowieje? Musimy znaleźć jakiegoś wykwalifikowanego maga, albo uzdrawiacza, bo krucho z nią... Albo popytajmy o potrzebne składniki, co Liren? Nie znam się na tym, ale może uwarzysz jakieś paskudztwo, co jej pomoże?
    - Uzdrowiciela, albo jak mówisz, „uzdrawiacza”, byłeś kiedyś może w jakiejś szkole? Ale mniejsza o to. Chyba musze ci wyjaśnić, że my magowie, nie zajmujemy się czymś takim jak leczenie. Od tego są kapłani i …
    - Kain, daruj nam tą przemowę.
    - Właśnie, nikt nie ma ochoty cię słuchać.
    Co za banda ignorantów, żeby nawet nie mogli trochę podstawowej wiedzy przyswoić… Mag odniósł wrażenie że Mediv lekko się zaśmiał. Ale nie na głos. Mediv won z mojej głowy. Psionik wyglądał na lekko zaskoczonego. Oj nie rób takiej miny, już od jakiegoś czasu domyślam się kim jesteś. Nie moja wina, że oprócz paru osób , wszyscy którzy tu są nie przejawiają oznak inteligencji. A teraz zajmij się kimś innym, chcę pomyśleć w spokoju, bez świadków. Cholera trzeba będzie się dowiedzieć jak zablokować dostęp do swoich myśli.
    - No nie ma, co czekać – rzucił Ekzuzy. – Stojąc tak, nie pomożemy dziewczynie. Karczmarz rzeczywiście w niczym jej nie pomoże, ale może będzie wiedział, czy jest w ogóle w tej wiosce ktoś, kto zna się na lecznictwie. Nie czekajmy – dodał, kierując się w stronę wejścia do karczmy i stojąc obok Diabelstwa. – Może dowiemy się czegoś w środku.
    Zebrani spojrzeli na niego i widocznie nie widząc innego wyjścia, ruszyli za nim. Vlad oraz Phil tym razem nieśli nosze. Elkantar otworzył drzwi na oścież i skrył się w cieniu budynku. Ekzuzy poczekał na resztę, przytrzymując drzwi wnoszącym dziewczynę i po chwili wszyscy byli już w środku karczmy.
    Pomieszczenie było spore. Wszędzie porozstawiano stoły z ławami, po lewej zaś, w drugim końcu sali, znajdował się szynkwas, za którym uwijał się karczmarz. W środku było dość pusto. Wczesna pora sprawiła, że gości nie było wiele. Dzięki temu nie było zbyt wielu osób, które mogłyby zdziwić się taką… zbieraniną.
    Nosze położyli na ziemi, wszyscy zaś usiedli przy ławie w kącie. Liren zaś poszedł do karczmarza, aby zasięgnąć informacji. Ekzuzy i Ramon poszli za nim.