Kaiin

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    740
  • Dołączył

  • Ostatnio

Posty napisane przez Kaiin


  1. - Zurrisie, czyżbyś wolał siedzieć w domu z gromadką dzieci na kolanach i żoną krzątającą się w kuchni?
    - No... nie bałszo...
    -Oj Zurrisie, Zurrisie, jakie Waterdeep? Przecież ten skok organizowaliśmy w Altdorfie. Tam też poznaliśmy kilka postaci które na bardzo krótko dołączyły do naszej drużyny i nie warto o nich wspominać.
    Po tych słowach Phil wstał od stołu i poszedł na górę razem ze swoim towarzyszem. Mag mimo, że wypił całkiem sporo wina (piwa nie ruszał jeśli miał inne wyjście), był jeszcze całkiem trzeźwy, czego nie można było powiedzieć o sporej liczbie jego kompanów. Zwłaszcza krasnoludzie którego ledwo było widać spomiędzy kilku kobiet, których uroda była tematem dość dyskusyjnym, oraz Darkusa który zaczynał wodzić wzrokiem za panna dość podobną do tych które adorowały Farina. Kain uśmiechną się pod nosem. Zapowiadała się ciekawa noc, oj ciekawa. Chyba będzie trzeba rzucić zaklęcie ciszy na ściany żeby się spokojnie wyspać. Mag skinął głową tym którzy byli jeszcze w stanie to zauważyć i ,podobnie jak Phil, udał się na górę. Nie miał co prawda zamiaru jeszcze kłaść się spać. Musiał jeszcze przestudiować kilka ksiąg. Po godzinie może dwóch zaczęły docierać do jego pokoju dźwięki dobitnie świadczące o tym, że jego towarzysze znaleźli sobie na noc lepsze zajęcie niż spanie. Świece dopalały się już do końca a powieki maga ciążyły nieznośnie. Miał już kłaść się spać kiedy coś wyczuł. Nie usłyszał, raczej miał wrażenie, że ktoś jest za drzwiami. Można by uznać że to ktoś ze służby ale poruszał się zdecydowanie zbyt bez szelestnie. Przez myśli przemknęło mu, że może ktoś z członków drużyny wprawionych w tej sztuce chciał mu złożyć nocną wizytę, ale taki ktoś nie stał by teraz za drzwiami tylko zapukał. Kain przywołał z pamięci słowa zaklęcia. W końcu okolica wcale nie była taka bezpieczna na jaką wyglądała a ostatnio drużyna narobiła sobie trochę wrogów. Lekki szmer. Jedno słowo i drzwi stanęły otworem. Kain spodziewał się niemal wszystkiego, łącznie z kimś z drużyny który chciał by podsłuchać czy mag przypadkiem nie oddaje się przyjemnościom jak reszta. Jednak to co zobaczył wyprowadziło go z równowagi. W drzwiach stała kobieta, i o ile mag nigdy nie wyobrażał sobie swojego ideału to teraz z całą pewnością wiedział jak ona wygląda. Kruczoczarne włosy, jasna, ale nie zupełnie blada, cera. Szczupła i wysoka. Jednak tym co najbardziej przykuło uwagę maga były jej oczy. Czarne, i niemal tak głębokie jak oczy maga. To co działo się później nie wymaga opisywania. Jednak ranek, kiedy Kain obudził się samotnie w swoim łóżku, nie był takim jakim być powinien. Z dwóch powodów. Po pierwsze mag był wściekły na siebie, że tak łatwo uległ żądzy ciała. Po drugie z całej nocy pamiętał tylko urywki, ale jedna rzecz wyrywa mu się głęboko w pamięci. Oczy nieznajomej. I znak jaki zostawiła mu na ręku, choć nie miał pojęcia jak jej to się udało, a to tylko jeszcze bardziej go denerwowało. Ciekawiło go dokąd zaprowadzi go ta nocna przygoda.


  2. Kiedy Phil pojawił się w karczmie, a właściwie kiedy upewnili się że on to on, bo po ostatnich wydarzeniach mag jakoś miał specjalnego zaufania do osób spotykanych na trakcie, Kaina zalała fala wspomnień. No może nie fala, bo nigdy nie pozwalał sobie na bujanie w obłokach, ale jednak oderwał się na chwile od rzeczywistości. Przed oczami stanęły mu obrazy drużyny do jakiej dołączył. Drużyny w której wszyscy byli, może nie przyjaciółmi bo ciężko by to było powiedzieć o Mrocznym i Gregorze, jako że Czarny strażnik nie mógł żyć w przyjaźni z Paladynem, no ale wszyscy byli dobrymi kompanami. Nawet ta dwójka mimo licznych utarczek potrafiła zaleźć wspólny język, no i wszyscy byli bardziej zgrani, otwarci, towarzyscy. A teraz? Każdy najchętniej zamykał się w sobie, spędzał czas samotnie albo w małym gronie. Właściwie nie mógł o to winić innych bo sam robił podobnie, ale jak to się mówi łatwiej znaleźć źdźbło w oku bliźniego niźli kłodę we własnym…Ale wracając do rzeczywistości.
    - Hmm... wędrowałem od krainy do krainy... podążając za czymś, co chyba utraciłem na zawsze. Ale zagadek losu nikt nigdy nie rozwiąże, dlatego nie tracę nadziei. A jak wy tu dotarliście? - elf zamilkł w oczekiwaniu na odpowiedź, a tygrys przeciągnął się leniwie na podłodze...
    - Witaj jestem Erebrith- rzekł zabójca uściskając rękę przybyszowi.- Jak widzę nie spotykacie się pierwszy raz z niektórymi...skąd się właściwie znacie?
    -To długa historia, a z tu obecnych chyba tylko Farin i Furr mogą opowiedzieć ją całą. Ja poznałem Phila w dość specyficznych okolicznościach. Nie ma to jak lochy, brud wilgoć i nieumarli co, Phil? Oj działo się wtedy działo. No i nie wszyscy wyszliśmy wtedy z tego cało. – głos maga przycichł do szeptu – Ale najważniejsze że wyszliśmy i wyciągnęliśmy ciebie. Potem…potem było już coraz ciekawiej. Krótkie wakacje w posiadłości Serafina, wycieczka do Eirulan – tu spojrzał się po twarzach tych którzy byli w drużynie od tamtego czasu. Wspomnienie tej wyprawy na większości twarzy wywołało lekki grymas – tak to właśnie wtedy odszedł od nas Serafin. Ale według mnie nie macie się o co smucić. Chyba nie zapomnieliście kto był z nim prawda? I co czuła ta osoba do niego? A wierzcie mi że czasem nawet Śmierć musi uznać wyższość miłości, prawda Śmierć?
    CZY TY ZAWSZE MUSISZ MNIE DOBIJAĆ?
    -On tu jest?!
    -Zawsze jest gdzieś w pobliżu, chyba lubi nasze towarzystwo.
    ALBO CZEKAM AŻ CI SIĘ W KOŃCU NOGA POWINIE, MAGU.
    -Oj nie bądź taki zły, przecież kiedyś się doczekasz, prawda?
    ANO PRAWDA, ALE ZACZYNASZ MI DZIAŁAĆ NA NERWY.
    -A więc Serafin żyje?
    -Nie wykluczam takiej możliwości, a ty co powiesz?
    TAJEMNICA ZAWODOWA.
    -Eh zawsze się zasłaniają tajemnicą zawodową. No ale na czym skończyłem? A tak że Śmierć zabrał Serafina, a przynajmniej tak nam się wydaje. Następnym przystankiem był Aldorf i nasz pamiętny skok na skarbiec. To właśnie wtedy Phil odłączył się od drużyny. Podejrzewam że jeśli będzie miał ochotę to opowie nam bardziej szczegółowo o tym co się z nim działo. A co do nas, to robotę wykonaliśmy, co prawda z p[pewnymi komplikacjami ale wykonaliśmy. I pamiętny rejs na Anauroth. Szkoda że mnie nie było w czasie walki z Krakenem, może byli byśmy pierwszymi którym udało by się go zabić? Kto wie…Ja w tym czasie byłem w Pomroku, może kiedyś wam opowiem o wspaniałościach enklawy. Ciekawi mnie ilu z was pamięta jeszcze żar pustyni na policzkach? Jakże odmienne jest to miejsce w którym teraz jesteśmy…No i chyba największe wydarzenie w życiu każdego z was, walka z samym bogiem. Korne, bóg krwi, jeden z bogów chaosu. Mógł bym powiedzieć ze udało nam się go przegnać z tej płaszczyzny ale była by to zbytnia pycha. Udało nam się go osłabić zanim zajęli się nim inni bogowie. Wtedy odszedł od nas Marvolo, by potem powrócić takim jaki jest teraz. Nie Markusie, nie powiem ci co się z nim działo z dwóch powodów. Po pierwsze sam dokładnie nie wiem, a po drugie to nie nasza sprawa, jak będzie chciał to powie, tylko radze nie naciskaj na niego, bo wiesz że trochę się zmienił…..No ale wracając do opowieści, potem była wizyta w Uduk-khar, twierdzy krasnoludów. I pamiętne oblężenie w którym, nie chwaląc się, odegraliśmy dość znaczna role. No i udało nam się pokonać czempiona bogów chaosu. – na to wspomnienie przez twarz maga mignął cień bólu. Do tej pory dochodził do siebie po walce jaką przyszło mu stoczyć. – A reszta jest już chyba ci znana, podróż do tego miejsca no i spotkanie ciebie. – Kain wziął kielich z winem. Od tego gadania zaschło mu w gardle. A teraz czekał co dopowiedzą do tego inni. No i zastanawiał się co ich czeka w niedalekiej przyszłości.


  3. Dzisiaj ogladałem film i musze powiedzieć że niestety moje obawy sprawdziły się. Film podobnie jak było z ekranizacją Władcy czy choćby Pottera w porównaniu do książki jest poprostu...śmieszny, a przy tym dość którutki (90min sic!). Tradycją stało się już chyba zmienianie charakterów bohaterów, wycinanie co ciekawszych scen oraz dużych części historii jak i przeinaczanie wydarzeń opisanych w książce. Sam film jako film niczym mnie nie zachwycił, nie patrząc nawet przez pryzmat książki. Jest poprostu słaby. Jako samemu obrazowi w skali 1-10 można dać z 3-4, jako ekranizacji powieści 1, choć dla niektórych i to może być za dużo.


  4. Mag pojawił się ma Planie Cieni chwile po swoim przeciwniku. Przez głowę przeleciało mu kilka myśli, kilka wspomnień swojej nauki z czasu kiedy był w Pomroku. Wiedział ile czasu jego lud spędził na tej płaszczyźnie, ile wysiłku kosztowało ich utrzymanie się przy życiu tutaj. A jednak to miejsce było dla niego domem bardziej niż te z którego przed chwilą zniknął. Jeśli by się rozejrzeć to świat dookoła wydawał się odwzorowaniem pierwszego planu materialnego, jednak zupełnie różnym. Nie było tu światła, wszystko składało się z cieni, różniła się tylko ich intensywność. W oddali falowała cienista sylwetka Udur-khan. Jednak oczy Kaina nie spoglądały w tamtą stronę, były utkwione w tym kto stał przed nim. Baill. Jak mówili o nim, i on sam o sobie , wybraniec bogów, naznaczony przez boga Chaosu pełniącego pieczę nad magią. Jednak nie był on jednym ze starożytnych bogów, a w stosunku do Pani Niewyjawionych Tajemnic, która była jedną ze stworzycielek tego świata, był nawet młody. Jak na standardy bogów. Teraz miało się okazać jak wiele mocy posiadł ten młodzik.
    -Jak ci się podoba w moim domu?
    -Gdzie my jesteśmy?!
    -Dziwie się że nie wiesz, czyżby twój pan nie nauczył cię o innych Planach Istnienia? Myślałeś że są tylko trzy światy? Ten w którym żyjemy my, świat twoich Bogów i miejsce gdzie mieszka Sigmar i jego przyboczni? – po tych słowach Kain wybuchnął donośnym śmiechem.
    -Kłamiesz. Gdyby coś takiego istniało wiedział bym o tym! A teraz zniszczę tą twoja iluzję a potem wykończę ciebie i twoich ludzi.
    -Nie wiem czy zaważyłeś ale nie są to tylko ludzie, widziałem tam paru elfów i całkiem sporo krasnoludów. – mag miał nadzieje sprowokować go. Chciał żeby pokazał co naprawdę potrafi zanim pozna prawa rządzące tym planem. Jednak widok jego miny kiedy nie udało się rozproszyć domniemanej iluzji, był ponad siły maga i zaowocował kolejnym wybuchem śmiechu.
    -To i tak ci nic nie pomoże. Zginiesz jak cała reszta. Najpierw wy, potem Aldorf i jego cesarz.
    -Pożyjemy, zobaczymy, a jak masz zamiar mnie zabić samą gadką to może od razu znieś swoje osłony i zaoszczędź mi czasu? – w końcu stało się to co musiało się stać. Walka rozpoczęła się na dobre. Kain przestał się uśmiechać. Wiedział że od tej chwili jego umysł mysi być całkowicie skupiony, tu nie było miejsca nawet na najmniejszy błąd. Jednak plan na którym się znajdowali dawał mu ogromne możliwości. Niewielu z tych który się tu zapuszczają wie, że miejsce w którym się znajdują to jest dopiero pierwsza część Planu Cieni. Druga, o wiele słabiej poznana przez użytkowników Splotu Mystry, zwana Głębią Cienia, była dla nich zabójcza. Niewielu z tych którzy tam trafili przeżywało a chyba nie było jeszcze takiego który by stamtąd powrócił, w jednym kawałku. Jednakże moc jaką ofiarowywał Cienisty Splot i Pani Nocy umożliwiała jego użytkownikom poruszanie się tam. Więcej, dzięki niej mogli tamtędy podróżować niemal bez obaw. Niemal, bo jednak wszędzie znajdą się istoty, które cenią zabijanie bardziej od własnego życia. Ponadto Głębia Cienia miała jeszcze jedną zaletę. Jeśli już ktoś miał dość mocy żeby tamtędy podróżować mógł błyskawicznie przemieszczać się w niemal każde miejsce na Skraju Cienia. Mag w duchu pogratulował sobie udanego sprowadzenia swojego przeciwnika na tą płaszczyznę, kiedy kolejne zaklęcie nawet w niego nie trafiło. Ten Plan wypaczał odległości i nie tylko. Kain widział frustracje w oczach Bailla ale wiedział że już niedługo połapie się on co i jak tu jest grane. Ale na taką sytuacje miał jeszcze jedną niespodziankę dla niego. Sam zresztą na razie się nie wysilał. Rzucił tylko kilka piorunów. Żaden nawet nie dosięgną celu, osłony wysłannika Chaosu były zbyt mocne, a mag nie miał zamiaru na razie używać jakiś potężniejszych zaklęć. Kiedy następny czar spłyną po jego osłonach a na twarzy przeciwnika pojawił się triumfalny uśmiech, rzucił kolejne zaklęcie. Gdyby był z nimi ktoś jeszcze mógł by odnieść wrażenie że cienie nagle zlały się w jego tworząc jeden, nieprzenikniony mrok. Nawet magowie Cienia nie dostrzegali wszystkiego w Głębi, ale w porównaniu do innych śmiertelników, widzieli tutaj bardzo dobrze. A jeszcze więcej wyczuwali. Podobnie jak istoty zamieszkujące ten świat. To właśnie one były zgubą wielu podróżników. Przynajmniej tych którzy nie zagubili się w Cieniu. A teraz wiele z nich wyczuło pojawienie się istot nie stąd. Jedna z nich rzuciła się na Kaina, jednak gdy tylko się lekko zbliżyła, zorientowała się z kim ma tak naprawdę doczynienia. Mag cieszył się tylko, że nigdzie w pobliżu nie wyczuł obecności malaugrymów. Z wielu groźnych mieszkańców tego Planu, one były najgroźniejsze. Teraz jednak ich nie było w pobliżu a Baill miał ręce pełne roboty. Gdyby był zwykłym magiem padł by po kilku sekundach, gdyby był zdolnym magiem Śmierć przyszedł by po niego za kilka minut. Jednak on był jeszcze kimś więcej, a to znaczyło że udało mu się przeżyć. Więcej udało mu się zabić wszystkich napastników, a teraz szukał Kaina wśród tych cieni.
    -Tylko na tyle cię stać?! Wyjdź żebym mógł Cię zabić! POKAŻ SIĘ!
    -Wiesz, nie musisz krzyczeć, ja nigdzie nie odchodziłem. – mag nie mógł widzieć wyrazu jego twarzy, lub tego co uchodziło za jego twarz, miał jednak pewność, że widniał tam teraz wyraz totalnego zaskoczenia, gdy zimny głos rozległ się tuż koło jego ucha. Szybki cios sztyletem, niestety zatrzymany przez to co zostało z czarów ochronnych. – Nie martw się, ja dopiero zaczynam.
    -Jesteś jak inni z twojego gatunku. Słabowity i tchórzliwy. Atakujesz od tyłu bojąc się stanąć ze mną twarzą w twarz! – wyraz zdumienia ponownie zagościł na jego obliczu kiedy piorun przedarł się przez jego magie ochronną i zatrzymał na jego piersi.
    -Skończ już gadać, bo zaczynasz mnie męczyć. – Kain wiedziony jakimś kaprysem przeniósł ich z powrotem na Skraj Cienia. Może chciał coś udowodnić? A może wolał nie ryzykować że w ich pojedynek wplącze się znowu jakiś stwór? Walka jaka rozgorzała od tego momentu jest trudna do opisania. Ilość magii i zaklęć jaka została uwolniona w tym pojedynku wystarczyła by do zrównania z ziemią miasta, a może nawet z dwóch. Magiczne zasłony rozrywane przez wyczarowane miecze, bestie wzywane na pomoc i rozszarpujące się nawzajem. Zaklęcia rozbijające się o osłony lub trafiające do celów, czego dowodem były wrzaski agonii i bólu. Wszystkie istoty tego Planu zebrały się w okolicy oglądając ten pojedynek. I był tu ktoś jeszcze. Postać w czerni z wierną kosą w ręku. Śmierć czekał cierpliwie. Wiedział że któregoś z tych dwóch dzisiaj zabierze ze sobą. Którego to już był mniej ważne. Na obu czekał już dość długo, to na jednego będzie mógł jeszcze trochę poczekać.


    Kain krwawił z kilku ran. Jedne powierzchowne, inne dość poważne żeby zagrozić jego życiu. Jego przeciwnik był w podobnym stanie. Jednak było widać że trzyma się lepiej.
    -Słaby człowieku, godzina twojej śmierci wybiła.
    -Nie martw się, wiem że on na mnie czeka ale to jeszcze nie jest mój czas.
    -TO właśnie jest Twój czas!
    -Zobaczymy. – mag, mimo że starał się tego nie okazywać, bał się coraz bardziej że jednak nie wygra tej walki. Więcej że to właśnie jego Śmierć zabierze ze sobą dzisiaj. Zużył już większość zaklęć. Mimo że spodziewał się podobnej sytuacji nigdy nie był w pełni na nią gotowy, nie przypuszczał że spotka kogoś kto nawet tutaj będzie zdolny go pokonać. A jednak stało się. Stał naprzeciwko istoty, która była do tego zdolna. Pozostała mu ostatnia możliwość. Taka o której jeszcze jakiś czas temu by nawet nie pomyślał a teraz wydawała mu się całkiem rozsądna. Mimo bólu i ran zdołał się wyprostować. Wypowiedzieć kolejne zaklęcie. A właściwie dwa. Świat wokół przeciwników znowu lekko zawirował.


    Sytuacja w obozie wyglądała całkiem dobrze. Choć wszystko zależy dla kogo. Dla Wojowników Chaosu przedstawiał się raczej nieciekawie. Po występie Marvola z Żywiołakiem Ziemi, i robotą jaką wykonała reszta, gwardia Bailla właściwie przeszła do historii, a raczej przeszła by gdyby ktoś miał zamiar umieścić o niej wzmiankę w jakiejś księdze. Teraz pozostałość po oddziale krasnoludów i członkowie drużyny wykańczali ostatnich przeciwników. Czempion Obad-haia miał właśnie zadać ostatni cios kiedy poczuł przebłysk energie, taki jak w momencie kiedy Kain z Baillem zniknęli. Na szczęście jego przeciwnik był w tak marnym stanie że nie mógł nawet stać. Jakiś krasnolud dokończył robotę za niego.
    -Czy ktoś wie gdzie podział się ten mag?
    -Prawdopodobnie zaraz będziesz mógł się sam go o to zapytać.
    Kiedy tylko te słowa przebrzmiały pojawiła się szczelina w materii. Wyszedł z niej Kain, choć stwierdzenie że wyszedł jest lekko nad wyraz. Raczej z niej wypadł i rozciągną jak długi na ziemi. Ci którzy stali bliżej widzieli jakie odniósł rany. Jednak to nie zmieniało faktu że wrócił. Triumfalny krzyk jaki wyrwał się z piersi krasnoludów zamarł niemal tak szybko jak się pojawił. Z portalu wyłoniła się druga postać. Baill staną nad ciałem maga.
    -I na co ci to przyszło marny człowieku? Odwlekłeś tylko to co i tak jest nieuniknione.
    Na twarzy Kaina pojawił się lekki uśmiech.
    -Nawet jeśli ja nie zdołałem cię zabić to zrobią to oni. W tym stanie ich nie pokonasz. – czarna mgła przesłoniła mu oczy. Teraz jego życie i losy tej twierdzy były w rękach tych którzy przybyli tu razem z nim.


    [tak więc czeka was jeszcze ostatnia walka z bosem, jest osłabiony ale cały czas groźny a i jeszcze jedno nie zabijać go dopóki nie powiem żebyście go zabili (i tu proszę o zwiększenie częstotliwości umieszczania postów to szybko z nim skończymy) a co do panów na murach, to może jakieś lekkie ożywienie? ]


  5. [Bimber - Wilku już powiedział co powinieneś usłyszeć....
    co do reszty to chciałem przeprosić za opóźnienie jakie nastąpiło, jest to spowodowane nieprzewidzianymi problemami z dostawami wolnego czasu do mojego pokoju (czyt. premiera NWN 2, poważnie jakoś nawet na szkołe ciężko jest mi znaleść chwile...) ale przypuszczam że w ten weekend wszystko powinno wrócić do normy(czyt. dzisiaj albo jutro przejde singla to na jakis czas będzie spokój) a was prosze o jeszcze kilka ładnych postów z walką, a zwłaszcza gorąca prośba do Furra żeby w końcu dokończył to co zaczął (nawet Marr już się wkrzużył tym czekaniem na ratunek jak mogłeś zauważyć..) no to chyba narazie tyle ]


  6. Ledwo dane było Dantemu zamienić kilka słów z Pallusem, Marv zdążył udobruchać karczmarza a Zavic rozpłynąć się w powietrzu (czym de facto nikt za bardzo się nie przejął…), drzwi tawerny otworzyły się z hukiem i stanął w nich zasapany krasnolud.
    -CZY JEST TU MARSZAŁEK STURNN!!??
    -To ja, i nie wrzeszcz tak. Co jest?
    -Zaczęło się. – mina posłańca mówiła drużynie że nie jest to nic dobrego – Dali sygnał.
    -Czyli ostatni szturm właśnie się rozpoczął. – twarz Morgana przez chwile przyjęła wyraz zadumy, ale tylko na chwile – Biegnij do dowództwa, mają postawić każdego żołnierza zdolnego trzymać broń na murach. Musimy odeprzeć ten atak.
    -Tak jest!
    Goniec zniknął na ulicy. Templariusz odwrócił się do drużyny.
    -Niech ktoś idzie po Kaina, wszyscy którzy mają iść z nim niech tu zostaną. Reszta za mną. – rycerz razem z połową drużyny opuścił karczmę żeby zająć swoją pozycje.


    Mag właśnie odkładał swoją księgę zaklęć. Teraz mógł już tylko się modlić żeby to wszystko co planował nie zakończyło się totalnym fiaskiem. Przez okno zobaczył pędzącego krasnoluda a chwile później usłyszał pukanie i drzwi do jego pokoju się otworzyły. Stał w nich Pallus, z dziwnym uśmiechem na twarzy.
    -Zaczęło się. Reszta czeka na dole, z wyjątkiem tych których zabrał twój przyjaciel, ten cały Sturnn.
    -Więc chodźmy, czas zacząć nasze przedstawienie.
    -A i jeszcze jedno, ten zaklinacz, Zavic, tak?
    -Tak, tylko mi nie mów że nas w coś wpakował…
    -Właściwie to znikną. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
    Uśmiech na twarzy maga nie zdradzał jakiś szczególnych emocji, choć można było dostrzec lekkie rozbawienie. Razem z mrocznym elfem zszedł na dół. Przez twarz Erebtitha przemknął cień niezadowolenia ale szybko go ukrył. Na parterze karczmy padło tylko kilka słów, więcej nie było potrzebne, i wszyscy udali się na spotkanie ze swoim przeznaczeniem. A właściwie to do tunelu, odkrytego przez Darkusa i Dantego, ale mniejsza z tym.


    -Kapitanie, wszystko gotowe?
    -Tak generale, wszystko jest przygotowane według planu.
    -Kto dobierał żołnierzy do tego zadania?
    -Zrobiłem to osobiście. Mamy tu najlepszych wojowników jakich tylko można znaleźć w tej twierdzy.
    -A więc dobrze, mam nadzieje że przekazałeś instrukcje dotyczącą tunelu?
    -Oczywiście.
    -Rozumiesz, że tunel musi zostać zawalony jak tylko się od niego oddalimy. Nie możemy ryzykować że ktoś się tędy dostanie do twierdzy.
    -Wiem, a czy mogę o coś zapytać?
    -Śmiało.
    -Ci twoi towarzysze…Można na nich polegać?
    -Gdyby było inaczej, nikt z nich by się tu nie znalazł.
    Ta odpowiedź najwyraźniej zadowoliła krasnoluda. Jak większość przedstawicieli tej rasy do magii nie miał najlepszego stosunku, jednak Kain zdołał zaskarbić sobie jego przyjaźń. Od początku oblężenia kilka razy wyciągał go, razem z jego oddziałem, z niemałych tarapatów a raz nawet uratował mu życie. Co prawda, był to czysty przypadek ale krasnolud uważał inaczej. A mag nie miał zamiaru wyprowadzać go z błędu, jako że taki sojusznik zawsze może się przydać.


    Morgan stał na murach spoglądając na armie, która właśnie zaczynała ostatni szturm. Nawet ci którzy go znali nie mogli by powiedzieć co wyraża jego spojrzenie. Czy była to obawa przed nadciągającym losem? Czy wzrok kogoś kto szuka śmierci, mimo że Śmierć stał obok niego? Czy może wzrok kogoś kto widzi o wiele więcej, zwycięstwo, chwałę?
    A WIĘC ZACZYNACIE.
    -Na to wygląda, a właściwie to ty po co tu?
    NIE WIESZ ŻE MÓJ KONTRAKT OBEJMUJE WSZYTSKIE ZGONY? ZRESZTĄ ZA TAKĄ CHARÓWKĘ JAK TUTAJ MAM PREMIE ZA NADGODZINY.
    -To ty też musisz na siebie zarabiać?
    TAKI LOS.
    -Tak przy okazji, długo masz zamiar tak stać obok mnie?
    WŁAŚCIWIE TO JESZCZE TYLKO CHWILE. TWÓJ PRZYJACIEL, MAG, NIEDŁUGO SPOTKA SIĘ Z INTERESUJĄCĄ OSOBĄ, A JEDEN Z NICH PÓJDZIE ZE MNĄ.
    -Hehe, nie liczył dym na to, że Kain zrobi to po dobroci.
    FAKT, CHYBA JESZCZE NIE CHCE OPUŚCIĆ TEGO ŚWIATA. A TO ZNACZY ŻE ZEJDZIE Z NIEGO KTOŚ INNY.
    -Zapewne.
    A TERAZ WYBACZ MI JUŻ, ALE TERMINY GONIĄ, A MUSZE JESZCZE SKOCZYĆ NA DRUGI FRONT, ARMIA ALTDORFU WŁAŚNIE SPOTKAŁA JEDEN Z ODDZIAŁÓW KTÓRE MIAŁY ICH SPOWOLNIĆ.
    Śmierć znikną pozostawiając Templariusza samego ze swoimi myślami i armią wroga, która mimo licznych strat nadal była przerażająco wielka. Wielu obrońcom, mimo licznych walk które mieli za sobą, trzęsły się ręce na ten widok. Marszałek wiedział, że ich szanse na obronę miasta są nikłe. Właściwie to nie mieli prawie żądnych, chyba że…Właśnie chyba że armia Altdorfu zdąży na czas lub co było prawie równie nieprawdopodobne, plan tego maga się powiedzie. Ciekawe tylko czego będzie musiał użyć żeby zabić wybrańca bogów.


    Drużyna i oddział krasnoludów czekali cierpliwie w tunelu, przy wyjściach które miały ich zaprowadzić w pobliże głównego sztabu nieprzyjaciela. Jednak musieli trafić idealnie z wyczuciem czasu, żeby nie zaatakować za wcześnie, bo to by była totalna katastrofa ale też nie mogli czekać zbyt długo bo dowództwo mogło się przemieścić. Musieli polegać na tych z góry, i systemie opracowanym przez krasnoludów do przesyłania wiadomości. Jednak po pierwszych czterdziestu pięciu minutach cierpliwość jakby zaczęła się ulatniać. Zaczęły się nerwowe szepty, sprawdzanie czy broń dobrze leży na swoich miejscach lub czy odpowiednio lekko wychodzi z pochwy. Mimo że wszyscy mieli już za sobą nie jedną walkę, to co na nich czekało na górze, wszystkich wprawiało w zdenerwowanie. No może poza Marvolem, w końcu nie każdy ma możliwość stanięcia w szranki z bogiem, sam na sam. Z drugiej strony względny spokój zachowywał Kain. Względy, bo już stąd czół moc bijącą od tego z kim mieli się zmierzyć, a od czasu walki w jaskini gdzie stanął naprzeciwko Awatara, nie spotkał istoty równie silnej. Teraz powtarzając od czasu do czasu formuły zaklęć w pamięci, przeplatał je modlitwami do swojej bogini. Co prawda szansa, że uzyskał by odpowiedź jako nie-kapłan była raczej równa zeru, jednak wydarzenia kilku ostatnich miesięcy pokazały że cuda się zdarzają. Mag zastanawiał się co zrobić jak już będą na powierzchni, kiedy będzie stał twarzą w twarz z jednych najpotężniejszych użytkowników magii jacy stąpali po tej ziemi. Czy będzie dość silny? Czy nawet gdyby miało to oznaczać jego śmierć poświęci wszystko żeby go pokonać? Czy będzie do tego zdolny? Wiedział też, że tą walkę będzie obserwował jego stary znajomy, z którym wolał by nie odbyć podróży po zakończeniu zmagań.


    -Panie już czas. Wojska zaraz rozpoczną pierwszy szturm.
    -A więc właśnie się rozpoczęła godzina zagłady tego miasta.
    -Tak, czy życzysz sobie obejrzeć to na własne oczy?
    -Tak zrobię. Choć, chcę żeby ktoś oprócz mnie był świadkiem tej wiekopomnej chwili.
    Baill razem z czarnoksiężnikiem opuścili namiot. Wchodząc w krąg swojej straży przybocznej, jednocześnie wszedł na podwyższenie z którego mógł wszystko obserwować. Sygnał rogów, który rozległ się chwile później, był najmilszą muzyką jaką mogli usłyszeć jego wojownicy, a najgorszą jaka mogła spotkać obrońców.


    Obrońcy z murów słyszeli sygnał i wiedzieli aż za dobrze co on oznacza. Hordy wroga zaczęły przemieszczać się w kierunku miasta a chwile później z wrzaskiem i rykiem, od którego zatrzęsły się nawet mury, runęły na obrońców. Tysiące wojowników, setki magów i machin oblężniczych, to wszystko rzuciło się niczym wygłodniała bestia na Udur-khan, i zdawało się że nic nie zdoła jej powstrzymać. W tym całym zgiełku niewielu zachowało zimną krew. Morgan był jednym z tych nielicznych. Wydał rozkaz od którego mogły zależeć losy całego miasta.
    -Niech wyślą im wiadomość. Armia wroga właśnie ruszyła na nas.
    Posłaniec z bladą twarzą zasalutował i pognał wypełnić polecenie, zanim odbiegł usłyszał jeszcze:
    -Sigmarze, miej nas w swojej opiece.


    Minuty, czy godziny oczekiwania zostały przerwane tak nagle że przez chwile nikt nie wiedział co zrobić. Ale to były tylko sekundy. Nim ktokolwiek zdołał by zauważyć wahanie w działaniu wojowników, już byli na swoich miejscach, już wykonywali to na co czekali tak długo. Wydostanie z tunelu wszystkim zajęło nie więcej jak dwie minuty. Można też powiedzieć że mieli sporo szczęścia. Miejsce w którym wyszli było schowane przed wzrokiem Bailla i jego świty przez namioty. Zresztą i tak oczy ich wszystkich były utkwione w mieście. Grupa dwudziestu krasnoludów i ta część drużyny która zdecydowała się iść na tą misje skryła się za namiotami. Kain przy pomocy czarów dał sygnał do zawalenia tunelu, ale mieli do tego czasu jeszcze chwilę, wystarczającą żeby zaplanować pierwsze posunięcie. Później będzie już tylko chaos bitwy.
    -Pallus, Erebrith! Do mnie! – nikt z nich nie wyglądał na zadowolonego ale maga teraz to nie obchodziło – Widzicie tych dwóch na podeście? Jeden wygląda jak człowiek. – obydwaj pokiwali głowami – Kiedy będzie się zawalał tunel macie go wykończyć. Obojętnie jak, on ma być martwy!
    -Pewnie ma jakieś zabezpieczenia magiczne…
    -Nie martw się, jeśli coś ma to już moja w tym głowa żeby je zdjąć.
    Dwaj zabójcy oddalili się jednocześnie. Kain zdążył jeszcze tylko powiedzieć Kapitanowi jak ma ustawić ludzi kiedy rozległ się łoskot zawalanego tunelu. Ledwo zdążył wypowiedzieć słowa czaru który miał zniweczyć ewentualne czary ochronne czarnoksiężnika, Elf i Drow byli przy nim. Jeden ciął przez gardło, a drugi wraził swój sztylet prosto w serce ofiary. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować obydwaj już uciekali w stronę sprzymierzeńców. Krasnoludy w formacji obronnej wychnęły zza namiotów z magiem pośrodku. Gwardia Bailla szybko się przegrupowała, i otoczyła zwartym kręgiem swojego pana.
    -A więc w końcu się spotykamy, wiele o tobie słyszałem generale Kain. Powiadają że niewielu może ci dorównać w sztuce.
    -Nie powiem żebym był zaszczycony tym spotkaniem, jednak schlebia mi że o mnie słyszałeś. – jak tylko mag skończył wypowiadać te słowa, skontrował zaklęcie przeciwnika.
    -Rzeczywiście znasz się na rzeczy. Jednak nie możesz się ze mną równać, nie z kimś kto został wybranym przez bogów.
    -Masz racje, nie mogę. Przynajmniej nie na tym planie. – Kain zakończył ze złośliwym uśmiechem i zaczął rzucać czar.
    -O czym ty…? Co ty ro…?! – zanim skończył materia planu materialnego pod jego stopami pękła otwierając szczelinę prowadzącą na inne plany istnienia. Zanim zdążył rzucić czar lewitacji już w niej zniknął. Po chwili podobna szczelina pojawiła się przed magiem i ten też zniknął. Skonsternowana ochrona stała naprzeciwko równie zdezorientowanej grupy krasnoludów i członków drużyny. Jedno było pewne to że ani jedni ani drudzy nie mieli zamiaru zostawić tych drugich przy życiu.


    [więc jak widzicie zaczął się ostatni rozdział tego oblężenia. Ci którzy zostali w mieście mają do odparcia kolejny atak na mury, choć ten będzie o wiele silniejszy niż dotychczasowe. Co do tych którzy postanowili udać się ze mną poza miastu mają przed sobą gwardie Bailla, czyli 25 wojowników chaosu, do tego dobrze wyszkolonych ale pamiętajcie że macie oddział krasnoludów do pomocy ( 20 wojowników) co powinno w miarę wyrównać szanse (najwyżej Morgan będzie się czepiał że łatwo ich zabiliśmy :P ) a co do bosa to się nie martwcie, nie zabije go sam, jedynie trochę zmiękczę :) i jeszcze mały bonus (bo już dawno chyba tego nie było) kto najlepiej opisze swoją walkę z gwardią a potem z samym Baillem dostąpi zaszczytu zadania ostatniego ciosu, o ile w ogóle uda nam się go zabić…a i jeszcze sprawa, macie się uwinąć z tą gwardią do poniedziałku bo mogę się zrobić nieprzyjemny…to tylko w kwestii ostrzeżeń, a i Morgan jak chcesz możesz poprowadzić obronę miasta :D:P a i mam nadzieje że post się podobał :]


  7. Dnia 07.12.2006 o 22:10, Dead-pl napisał:

    a sorry jest wersja final...ale PL niema...i bók wie kiedy będzie :/



    no właśnie mówiłem że ang już jest w wersji finalnej :) a co do PL to jeszcze nie było premiery gry, ale mogli by w przyszłym tygodniu wydać (tak tak wiem, czasem mnie marzenia ponoszą....)


  8. Kain spojrzał się głęboko w oczy elfa. Trzeba mu przyznać że nie odwrócił wzroku, przez pierwsze 5 min.
    -Ehh, masz na myśli Geas?
    -Jeśli to ten czar o którym mówiłem.
    -Tak, ten. A co do moich doświadczeń z drowami to akurat nie mam im nic do zarzucenia. Zawsze mają na uwadze tylko własne dobro, więc łatwo można przewidzieć ich działania.
    -Pamiętasz Delisa?
    -Tak, to akurat była pomyłka. Nie wiem jakim cudem jeden z nich mógł stać się kimś takim.
    -Więc widzisz że rozwiązanie o którym mówię jest dobre.
    -Wszystko zawsze zależy od sytuacji. Nie mówię że mam stuprocentowe zaufanie do naszego nowego towarzysza ale nie zdradzi nas. No przynajmniej nas nie pozabija.
    -Skąd możesz to wiedzieć?
    Mag uśmiechną się tajemniczo.
    -Nie mogę, ale mam przeczucie. Jednak rozważę twoją propozycje.
    Erebrith niezbyt zadowolony wyszedł z pokoju. A Kainowi doszedł na głowę jeszcze jeden problem. Jak pogodzić ze sobą taką mieszankę charakterów? Co zrobić żeby dawne urazy nie zagrażały drużynie? Mag tylko pokręcił głową i wrócił do studiowania swojej księgi. Czas kiedy mieli wyruszyć zbliżał się nieuchronnie.


  9. [w ramach wyjątku zacznę od off topa i jako że właśnie przegraliśmy finał MŚ nie jestem w najlepszym humorze…. Mogli byście się w końcu wziąć za pisanie i CZYTANIE ze ZROZUMIENIEM wiem że było mówione o pisaniu dłuższych postów ale po 1 jak MG napisze że wszyscy są w karczmie (z wyłączeniem Marra którego porwali i Furra który go szuka, choć musze powiedzieć Furr że coś mozolnie ci to idzie…) to niech każdy nie pisze że przychodzi do karczmy w połowie rozmowy, po 2 nie wiem czy zauważyliście z posta Morgana ale od początku oblężenia minęło już trochę czasu a nie pół dnia]

    A więc tylko tylu…? Mag rozejrzał się po wszystkich. Mimo że Pallus próbował ukryć swój stan, jego rany nie umknęły magowi. Uśmiech który jeszcze przed chwilą widniał na twarzy Kaina przygasł, a oczy jakby pociemniały, o ile mogły stać się jeszcze ciemniejsze. Nie działo się dobrze, drużyna przestała trzymać się razem, starzy jej członkowie chyba nie chcieli dopuścić do siebie myśli o tym że ich starzy przyjaciele odeszli a ich miejsce zajęli nowi. Co prawda nie wszyscy ale niektórzy. Patrząc na nich Mag zastanawiał się czy to co planował było dobrym pomysłem, czy nie poprowadzi ich na pewną śmierć. A wiedział że Śmierć nie przepuści już żadnej okazji żeby zabrać kogoś z nich. Z drugiej strony wierzył w nich choć nie okazał by tego nikomu z nich. Popatrzył się przez chwile w oczy Czempiona Obad-Haia. Wspomniał wszystkie sytuacje kiedy myślał że Marvolo postawił ich pod murem spod którego nie było wyjścia i znowu się uśmiechną. Nie, to co planował nie było szaleństwem, to była ich ostatnia szansa na przerwanie oblężenia i wyjście z tego wszystkiego cało ale…ale mogli nie wyjść z tego wszyscy.
    -Skoro to już wszyscy – tu znowu się rozejrzał po towarzyszach – to wyruszymy za jakąś godzinę. Gdyby ktoś jeszcze chciał się do nas dołączyć to będę w swoim pokoju. Ci którzy zostaną będą razem z Morganem bronić murów przed ostatnim szturmem. Pallusie chcę z tobą porozmawiać na osobności. – Drow tylko lekko skiną głową.

    Kilka minut później rozległo się pukanie do drzwi pokoju Kaina.
    -O co chodzi?
    -Weź to i wypij. – zabójca jak tylko odkorkował buteleczkę rozpoznał zapach mikstury leczącej. Szybko ją zamknął i wyciągną rękę w stronę maga.
    -Nie przyjmuje jałmużny.
    -To jest jałmużna, poza tym w twój obecnym stanie będziesz nam bardziej przeszkadzał niż pomagał.
    -Ale…
    -Żadnych ale. Jeśli chcesz iść z nami masz to wypić. To nie jest tylko dla twojego zdrowia ale też dla dobra drużyny. Jeśli musieli byśmy ciebie osłaniać znacznie zwiększyło by to ryzyko.
    -Nikt nie musi mnie osłaniać. Sam potrafię…
    -Tak potrafisz. Ale nie w takim stanie, nie martw się tamten elf o niczym się nie dowie. A teraz jak możesz to zostaw mnie samego, muszę się przygotować.


    Drow wyszedł zamykając za sobą drzwi i stanął na korytarzy będąc w wyraźniej rozterce. Pierwszy raz spotkał kogoś kto mu rozkazywał. Mocniej zacisnął dłoń na małej buteleczce. Chciał odmówić, ale w tym magu było coś, coś innego co mu Nawem jego mogło zmusić do uległości.

    Kain po wyjściu Pallusa pogrążył się w myślach o tym co miał zamiar zrobić.


    [macie jeszcze ostatnią szanse żeby iść z nami, ale drzwi nie pozostaną otwarte zbyt długo…]


  10. -Wytłumaczy mi ktoś wreszcie, GDZIE SIĘ PODZIAŁ MARR?!
    -Nie tylko jego brakuje, nie ma też Furra. – dopiero teraz Marv dostrzegł brak drugiego z towarzyszy – Wiemy tylko że gnoma najprawdopodobniej porwano. Nasz przyjaciel, Thuv, podjął się odnalezienia go ale od tamtej pory on także znikną. Gdyby nie to całe oblężenie to przynajmniej dało by się jakoś zorganizować poszukiwanie na większą skale, a tak mamy związane ręce. I jeszcze ten Woldred…- na jego wspomnienie oczy maga zaszły lekką mgłą a wokół dłoni zatańczyło pasemko cienia.


  11. >ciach


    wszystko zależy od tego do łódki jakiej klasy ma być ten spinaker i do czego ma służyć, tzn. czy do ścigania się czy tylko do żeglugi turystycznej, na przykład regatowy spinaker do 470-tki kosztuje kolo 1200-1500zł w zależności od firmy, jeśli chodzi o ceny do jachtów to nie wiem jak się przedstawiają


  12. *********Przed atakiem***********

    Kain stał na odcinku murów który został oddany pod jego opiekę. Spojrzał się po ludziach i krasnoludach którzy walczyli pod jego komendą. Jak na złość jeszcze teraz jego oddział został uszczuplony. Wszyscy nosili ślady walki, przygodny obserwator nie znalazł by tu nikogo po kim nie było by widać wielu dni walk. Choć to nie do końca była prawda. Sam mag nie odniósł w tych walkach zbyt wielu ran. Może to było zwykłe szczęście, a może coś innego? Zresztą podobnie było z innymi członkami drużyny. Ktoś mógł by pomyśleć że jakiś Bóg nad nimi czuwa. A czuwał i to nie jeden. Jednak teraz nie miało to żadnego znaczenia. Snycerz Cienia spoglądał na armie która szykowała się do kolejnego szturmu na miasto. Nie podejrzewał jednak bo będzie to ostatni desperacki atak. Chwilowo jego umysł zaprzątały myśli o pewnym namiestniku miasta który wyraźnie chciał mu utrudnić życie.
    -Jak i tak miał bym za mało na głowie… - spojrzał się na pluton ciężkiej jazdy jaki stacjonował na ulicy za murami. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech – Chce walki to będzie ją miał, i jednak chyba nie Sturn go zabije…
    Żałował trochę że nie może wyrównać rachunków już teraz, ale jak to się mówi co się odwlecze to nie uciecze. Skierował spojrzenie znowu na pola za miastem. Mieli jeszcze trochę czasu, może godzinę może dwie. Mag był ciekaw czy jego mały projekt został już ukończony. Wysłał posłańca po najświeższe wieści.

    ***********************************

    -Dobrze że go nie zasypaliśmy.
    -Wiesz że jak Woldred się o tym dowie będzie żądał twojej głowy?
    -Może spróbować ją sobie wziąć, nie mam nic przeciwko…
    -Zalazł ci za skórę, co?
    -Bardziej niż ci się wydaje.
    -Tylko poczekaj z tym do końca tego oblężenia.
    -Spokojnie, nie mam zamiaru go zabić. –dziwne spojrzenie druida mówiło dobitnie że nie uwierzył w to stwierdzenie ani trochę – No dobra, nie mam zamiaru go zabijać teraz. Potem kto wie, jakiś nieszczęśliwy wypadek…
    -Kain…
    -Tak wiem. Wróćmy do teraźniejszości. Kapitanie! – na głos maga jeden z krasnoludów odwrócił się i podszedł do towarzyszy.
    -Tak?
    -Jak idą prace?
    -Powinnyśmy skończyć w przeciągu kilku minut.
    -Dobrze. Proszę tylko nie otwierać bez mojego rozkazu.
    Wojownik-inżynier pokiwał głową, ale widać było że nie może się doczekać kiedy słowa „Już czas, zaczynamy!” w końcu dotrą do jego uszu. Kain wypowiedział zaklęcie i dwie postacie zniknęły.

    ******************

    Drużyna wykorzystywała chwilę przerwy w walkach na odpoczynek w znajomej karczmie. Co prawda ze względu na trwające oblężenie nie można były nic tu dostać oprócz żelaznych racji ale lepsze to niż nic. Twarze były posępne, oczy podkrążone. Nie było tu za grosz wesołości a każdy żart spotykał się z kilkoma warknięciami i nieprzychylnymi spojrzeniami. Kain z Marvolem wyszli z cienia i przysiedli się do reszty.
    -Karczmarz! Piwo!
    -Nie można, oblężenie.
    -To rozkaz, nie będę się powtarzał.
    -Ale… - w tej chwili pojawiła się jego żona.
    -Zgłupiałeś? Nie wiesz kim on jest?
    -Niby kim? Przygodnym poszukiwaczem przygód?
    -To generał Kain, słyszałeś chyba? A ten obok to generał Shawhuner.
    Zanim kobieta skończyła, karczmarz z tacą już był koło stolika drużyny, w pokłonach przepraszając za własną głupotę. Miny jakby się lekko rozjaśniły na widok złocistego płynu.
    -A teraz do rzeczy… - jak to zwykle bywa w takich sytuacjach magowi zostało przerwane, a jako że miał raczej zły dzień skończyło by to się raczej nieprzyjemnie dla sprawcy, gdyby nie fakt że był nim Morgan, który właśnie wszedł do karczmy.
    -O widzę że marszałek znalazł chwile czasu dla starych kompanów…
    -Kain mówił ci już ktoś że twoje żarty nie są śmieszne?
    -Hmm, ktoś chyba kiedyś spróbował, nie pamiętam czy coś z niego zostało żeby urządzić pogrzeb…- twarz templariusza rozchmurzyła się, może nawet lekko się uśmiechną? Ale kto by go tam wiedział.
    -Właśnie miałem przedstawić mój mały plan naszej drużynie.
    -Masz na myśli ten twój szalony pomysł?
    -Oj tam od razu szalony…- uśmiech maga twierdził że wojownik mylił się tylko trochę. – Są całkiem spore szanse że nam się uda.
    -Po naszym ostatnim wypadzie?
    -Nie dramatyzuj, to jest zgoła inne przedsięwzięcie.
    -Czy ktoś, do jasnej cholery, mógł by nam w końcu powiedzieć o co wam chodzi? – Erebrith był wyraźnie zdenerwowany zachowaniem tej dwójki.
    -Chodzi o to że mam plan…
    -Trochę ryzykowny…
    -I przypominający misję samobójczą…
    -Czy wy nie możecie być cicho? Darkusie, pamiętasz ten tunel który odkryłeś razem z Dantem?’
    -Tak, ale co to ma do rzeczy? Przecież został zasypany…
    -MIAŁ zostać zasypany…- Kain położył wyraźny nacisk na pierwsze słowo – ale nie został. Co więcej jest już ukończony. W każdej chwili można go otworzyć.
    -To znaczy że…
    -Tak, że można nim wyjść i wylądować mniej więcej w samym środku armii wroga, koło sztabu. Teraz już wiecie o co chodziło. Problem polega na tym że trzeba to zgrać z atakiem na mury, co jest dodatkowo ryzykowne bo osłabimy obronę miasta.
    -Dlatego nie może iść tam zbyt wielu.
    -Jak niewielu?
    -Nie więcej jak dwudziestu żołnierzy z garnizonu no i część z was.
    -Teraz skoro już wiecie jak sprawa wygląda kto jest gotów iść ze mną?