Vanaloon

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    5
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O Vanaloon

  • Ranga
    Obywatel
  1. Szlag... źle się tekst sformatował, przepraszam za trudności i mogę ewentualnie na maila wysłać wersję poprawną.
  2. Dwie godziny później i trzy poziomy niżej, ich sytuacja dalej nie uległa poprawie. Prowadził Strup, z wilgocią i stęchlizną radzący sobie najlepiej. Czy może raczej „najmniej źle”, bo i on sam nie zdradzał rosnącego entuzjazmu w miarę, jak podróż ściągała ich w głąb nieprzychylnych ciemności. Dwie pochodnie już się poddały, trzecia traciła powoli hart ducha i migotaniem coraz dosadniej zdradzała swą słabość. Cykliczne podmuchy gazów, które dołączyły do nich na poziomie drugim i towarzyszyły aż do teraz, pobudzały ją czasem do życia na kilka sekund, ale zaraz pozostawiały bez złudzeń. Piraci mieli nadzieję że im z kolei nie zaszkodzą. Jeszcze tydzień temu przeklinałem życie, zdychając na kaca na przegniłej łajbie. Dziś wspominam te czasy z nostalgią... - Rzucił przed siebie Strup, najwyraźniej chcąc upewnić się że towarzyszy ma wciąż za sobą. Łajbę się kupi, a na kaca zapracuje. Skup się na tym, jak nas stąd wyciągnąć, a Twoje problemy z powrotem skupią się wokół tego, jak równo wysrać się pod siebie. - Parsknął Roland. Kapitan wie w ogóle, w co nas wpakował? Jeśli jestem faktycznie tak nierozsądny w decydowaniu o swoim także losie, pomyśl co jeszcze mogę zrobić z tobą, jeśli nie zamkniesz mordy i nie skupisz się na tym, na czym ci kazałem. Mogli się krzywić, mogli bluzgać i jęczeć. Tacy byli. Potrzebowali jednak kogoś kto podejmie decyzję i pozostanie przy niej, pewny i niewzruszony. Nie chcieli schodzić do podziemi, ale jednak się tu znaleźli. Mrok zaś w każdym z nich budził odrobinę dziecka, bezlitośnie trafiając w tę samą, co zawsze, część serca. Część odpowiedzialną za strach, która unieruchamiała je, przedzierała się dalej, do trzewi i zatruwała umysł. Możesz nie bać się śmierci, możesz nie bać się bólu i tortur, ale zawsze będziesz bał się ciemności. Oni nie bali się śmierci, bali się swojego kapitana. Dopóki znajdujemy się na trasie przeciągów, nie ma tragedii. Smród wali nas po twarzach, smród wyprowadzi... - miał już zaczynać wykład Roland i nagle uświadomił sobie to, co wszyscy. Podmuchy ustały. Musimy się cofnąć i znaleźć inną drogę! - Teraz uaktywnił się Dragon. Jaką drogę, kurwa? Od czterdziestu minut nie widzieliśmy żadnego zakrętu, prosto jak w ryj strzelił. Więc to nie powinno się stać! Nie powinn... Morrrrda! Myśleć nie dasz. - Teraz Roland zdenerwował się autentycznie. Wciąż jednak trzymał swój głos na wodzy, dbając by oprócz żywego wkurwienia chłopcy nie odnaleźli w nim paniki. - Zła czy dobra, to kolejna wskazówka na temat tego gdzie jesteśmy i jeśli ma coś nam podpowiedzieć, to lepiej tego nie przeoczmy. Cieszył się że chociaż Baobab dał na wstrzymanie, bo wszystkim zaczynał już działać na nerwy swoją gadką o zagładzie. Co prawda w jego milczeniu także było coś niepokojącego, w tym przypadku jednak brak akcji wypadał na plus. O wiele bardziej wolał, gdy z jego ust wydobywała się magia, aniżeli standardowe komentarze. Roland teraz musiał się skupić na myśleniu. Jeżeli pęd powietrza ustał, to nie mógł być to przeciąg. Podmuchy były jednostajne i raczej nie minęli ich źródła, co na pewno by zauważyli. Chyba że ktoś je zablokował, albo wręcz zamknął. Niezbyt uradowała go taka myśl. Idziemy Panowie, póki korytarz wiedzie w jedną stronę. Gdy pojawi się alternatywa, zaczniemy się martwić. - Kapitan uciął krótko, z właściwą sobie werwą. Chłopcy zmarkotnieli. Zastanawiali się teraz nad tym, co to kurwa znaczy „alternatywa”? *** Minęło łącznie pięć pochodni i przed chwilą odpalili szóstą. Została jeszcze jedna, a później będą chyba liczyć już tylko na płuca Cloudiego. O ile będzie jakieś „później”. Tradycyjne, ceglaste ściany korytarzy skończyły się, co nie miało prawa ich pocieszyć. Mimo wszystko ktoś zadbał o to, by przejście było, dalej drążąc coś na wzór kopalni. Kompleks wzbogacił ich życie o masę zakrętów i Roland podjął decyzję o wybieraniu, naprzemiennie, prawego i lewego. To miało zminimalizować ryzyko kręcenia się w kółko. Zaczęli też schodzić w dół. - Co nam odpierdoliło, że poszliśmy tak daleko? Czy mi się wydaje, czy robi się ciepło? Wam też się tak kręci w głowach? - Dragon zaczął bełkotać, ale nagle zamilkł. Uśmiechnął się, chwycił za strzelbę przy pasie i wypalił z niej bez namysłu, w losowym kierunku. Pocisk musiał rykoszetować, bo trafił w głowę Strupa, zupełnie poza swoją pierwotną trajektorią. Zielonoskóry towarzysz osunął po wilgotnej ścianie korytarza, oznaczając ją pionową ścieżką krwi. Już go z nimi nie było. Na reakcję reszty nie trzeba było długo czekać. Baobab, stojący najbliżej, nie przebierał w środkach. Wypluł z siebie trzy, szybkie, ale potężne słowa, które zmaterializowały się w zielono-szary, magiczny strumień pędzący na Dragona. Trafił na jego pierś i zainicjował eksplozję, która wyrzuciła zdrajcę w powietrze. Tam wykonał jeszcze kilka obrotów, a rusznica zerwała się z paska i popędziła w mrok, jak wystrzelona z procy. W końcu, choć trwało to naprawdę kuriozalnie długo, zwalił się na ziemię i pozostał tam bez ruchu, kopcąc się jak niedogaszone ognisko. Nie wiadomo, czy ktoś nie poprawiłby jego stanu nożem, gdyby Roland nie uniósł szybko w górę dłoni z powstrzymującym gestem. Dragon zakasłał. Jestem jaki jestem... umowa wydawała się korzystna dla nas wszystkich... - odparł nieoczekiwanie. Postradałeś zmysły, jaka umowa? - Roland podejrzewał że idiota jest w szoku, ale to w dalszym ciągu nie wyjaśniało jego ataku na towarzyszy. Dwóch zostaje... reszta wychodzi. Usłyszałem głos i, nie wiedzieć skąd, mam dziwną pewność że to nie tylko moja wyobraźnia... Zawarłem umowę! Rozumiesz? Umowę, żeby nas stąd wydostać. I postanowiłeś odstrzelić dwóch losowych, ta? Niech strzelba zadecyduje... Szlag by cię, jebany zdrajco, a myślałem że jesteś coś wart... Tak, czy inaczej, ze zobowiązania się wywiązałem. - Spojrzał w dół, na przepaloną pierś. Choć opalona magicznym ogniem rana nie krwawiła, wiedział że jest głęboka, czuł że nie może oddychać. Było po nim. - Roland, weź skończ to szybko, chcę już się stąd wydos... Nawet nie zauważył chwili, w której przyjaciel powoli wyciągnął sztylet zza pasa. Teraz już było po wszystkim. Do dupy żeś to rozegrał – pomyślał Roland. Ale nie było nad czym się użalać, to tylko piętnaście wspólnych lat na morzu. Zdrajców się nie opłakuje. Jeśli istniała jakaś minimalna szansa na to że Dragon faktycznie zawarł pakt z ciemnymi mocami, które miały znaleźć tu dla siebie siedzibę, to niech to doda otuchy całej reszcie. Idziemy. - Rozkazał chłopakom, a Baobab splunął na ciało Dragona. *** Później wydarzyło się najmniej oczekiwane, zaczęło im iść naprawdę nieźle. Analityczny i zawsze zimny umysł Rolanda wciąż utwierdzał go w przekonaniu że to tylko zbieg okoliczności, ale Cloudy najprawdopodobniej uważał inaczej. Na jego twarzy pojawił się bananowy uśmiech, nie ma to jak żałoba po „bracie” bosmana. Piraci się nie pierdolili, żyli z dnia na dzień i nie uznawali kompromisu. Szli przed siebie, jeśli mieli nogi, a jak komuś jakąś odrąbało, to już tak zostawał z tyłu. Dzielnych, poległych wspominali z sentymentem, ale raczej bez łez w oczach. O Dragonie już nie pamiętali. Przypomnieli sobie jeszcze tylko na chwilę, gdy zobaczyli prześwit dziennego światła. Wydawało się to snem, ale faktycznie znaleźli drogę w trzy kwadranse. *** Pierwszy wyszedł Baobab i nawet zebrał się na grymas uśmiechu. Gęstwina drzew i bagniste tereny wydawały się rajskim ogrodem. Kompozycję zakłócały kłęby dymu unoszące się nad odległym im już Necroville, ale to tylko utwierdzało ich w przeświadczeniu, jak niechybnej śmierci musieli umknąć. Cloudy wbrew ostrzeżeniu Rolanda opadł twarzą do pobliskiej sadzawki i zaczął chłeptać wodę. Reszta, albo krążyła bez celu ciesząc wolną przestrzenią, albo rozglądała dookoła. Kapitan nie wiedział dokąd teraz by mogli się udać, ale najważniejsze było to że przetrwali i że pojawił się przed nimi kolejne możliwości. Może pokoczują dwa tygodnie w okolicy, by potem wrócić do splądrowanego miasta i przekonać się, co tam właściwie zaszło. Tereny te nie były co prawda specjalnie bezpieczne, ale oni również do najbezpieczniejszych osób nie należeli. Każdy z nich zaznał w swoim życiu o wiele bardziej ekstremalnych doznań. Naiwnie odetchnął więc już, uznając ich sytuację za bezpieczną, gdy zza krzaków ruszyła pierwsza salwa. *** - Budź się, psie! - Roland poczuł kopnięcie w brzuch i zakrztusił się, wtedy żołnierz kopnął go kolejny raz. Nie pomogło mu to. Obśliniony i obolały zdobył się jednak na wysiłek otaksowania wzrokiem okolicy i próby oceny swojej sytuacji. Jego towarzysze leżeli obok, bez ruchu, żywi czy martwi – nie potrafił ocenić. Nad nim samym, związanym, stało w kółku siedmiu zbrojnych. Z tyłu zauważył ósmego, ubranego po szlachecku, wystawnie i debilnie z bagnem jako tłem. Nie patrzył na niego, rozglądał się beztrosko, jakby wyszedł na spacer. - Chcieliście uciekać?! Gdzie reszta? Gdzie macie broń?! - Nie pierwszy raz w życiu Rolandowi zdarzało się być w podobnych opałach. Nie pierwszy raz w życiu otrzymał też pytanie, którego zupełnie nie rozumiał. Doświadczenie uczyło go, że z takich sytuacji zazwyczaj nie wynika nic dobrego. Postanowił grać standardowo, na samobójcę. Opluł buty swojego oprawcy, nie spodobało mu się to. Obudził się wiele minut później. Szlachecki klaun kucał obok niego i uśmiechał się rozbrajająco. Kiedy zobaczył że Roland odzyskuje przytomność, wzruszył ramionami. - Przepraszam za tego prostego najemnika, na pewno nie pójdzie mu to płazem. Mało brakowało, a by cię zabił... stanowczo zbyt wcześnie. Zanim dopełnimy formalności, chciałbym być zdradził mi gdzie jest to, po co tu przybyliśmy. Zapytam wprost – na''khal shra''sh''tzrs''hal należy do mnie i chciałbym do teraz odzyskać. Użyliście go dziś przeciwko moim ludziom, ale teraz nie ma go wśród was. Gdzie jest? Roland zmarszczył brwi i westchnął ciężko. Nagle zorientował się że brakuje mu kilku zębów, a ze stanem żeber i nóg wcale nie jest lepiej. To był koniec, nic nie mogło go już uratować i postanowił że nie zwątpi w to ani na sekundę. Jeżeli istnieje jakieś życie po śmierci, to należy ono do najdzielniejszych, którzy opuścili świat równie bezczelni, jak w dniu gdy spróbowali po raz pierwszy klepnąć cytatą barmankę w tyłek. On taki był, wszyscy tacy byli. Wal w głowę pajacu, nie wiem o co ci chodzi i ty też się niczego ode mnie nie dowiesz. Zróbmy sobie obaj przysługę i zrezygnujmy ze wzajemnego towarzystwa tak szybko, jak to tylko możliwe. Broń... demoniczna, zaklęta strzelba. - Nieznajomy pozostawał nieugięty i Roland już miał zamiar go wyśmiać, gdy nagle to go uderzyło. Dragon... rusznica... Została na dole... - odpowiedział bezmyślnie, pogrążony teraz w myślach i niedowierzaniu. A więc to na tym im tak zależało? Ehh... Nawet nie wiesz z czym mieliście do czynienia, prawda? Bogowie, jakie to smutne że czasem takie zera, odgrywają tak ważną rolę w historii tego świata. Wierzyć się nie chce. Więc, zanim zjedzą cię robaki, dowiedz się. Wziąłeś udział w wojnie, której nigdy nie rozumiałeś i nie zrozumiesz, zginiesz jak rozdeptana mrówka, bo wszedłeś w drogę kogoś o wiele, wiele większego od ciebie. Czy to nie żałosne? Teraz muszę zejść tam na dół i spotkać się z NIM osobiście... KUUUURWA! „Szlachcic” wyciągnął zza jedwabnego pasa dwa pistolety, odbezpieczył kurki w obydwu i wycelował pierwszy w stronę żołnierza który skopał wcześniej Rolanda. Huknęło, a tamten zwalił się do kałuży. Ze zdegustowaną miną strzelec wycelował drugi pistolet wprost w Kapitana. To był moment jego życia. „Kiedy śmierć uśmiechnie się do ciebie, uśmiechnij się do śmierci” - mawiał jego ojciec, łajdak i pijaczyna, ale to akurat mu się udało. Roland wyszczerzył zęby, które mu jeszcze zostały. A nie mówiłem kurwa, że kiedyś zginę przez tę strzelbę? - Pomyślał.
  3. Nikt decyzji nie podważa, ani nie domaga się jej zmiany. Ponieważ jednak informacja o ostrzeżeniu została przekazana do wiadomości mas, masy mają prawo informację komentować. A prawda jest taka że Kolega Moderator nie zrozumiał żartu, ironii która wręcz wydaje się bronić Narodu w którego obronie z rozerwaną koszulą staje w/w. Niepotrzebnie. Przykre jest to, w jak dobitny sposób Kolega Moderator stara się podkreślić swoje przywileje których posiadania przecież nikt mu nie ''odbiera''. Każdy popełnia błędy, ale niektórzy potrafią o nich dyskutować, inni zaś zasłaniają się tytułem moderatora. To zaś dzięki użytkownikom serwis się kręci, a nie moderatorom. Z tego względu należy im się szacunek i wysłuchanie. Ostrzeżenie to problem nie tylko nim obarczonego. Każdy z nas chce mieć świadomość tego że wolno mu się wypowiadać i nie ponosić konsekwencji cudzych błędów zarazem. Dzieje się to na naszych oczach i nikt nie ma prawa nakazywać nam krytyki konstruktywnej i kulturalnej, bo byłaby to cenzura. W regulaminie nic na ten temat nie ma. Ps: W regulaminie JEST NAPISANE ;) Mam prawo wymagać od Moderatora pewnego poziomu ;P
  4. Z tym celownikiem dałbym sobie spokój, jeszcze zamiast taktyka dostaniemy action/rpg ( tfu! ) w stylu Diablo. Po Oblivionie mam pewne obawy... Grało się fajnie, recenzje były miłe a świat pełen nowości, ale z Bethesdą to jest tak że zaskakują i wzbudzają podziw, po czym szybko nudzą i grać się w połowie odechciewa...