Drużyna radośnie wznosiła coraz to nowe toasty. Po kilku piwach i kolejnych litrach gorzałki towarzyszom rozwiązywały się języki, wyznawali sekrety i opowiadali co robili przed przystąpieniem do drużyny. Dziewki krzątały się w około dwóch zestawionych ze sobą stołów, przy których siedzieli biesiadnicy. Jedna z tych hojnie obdarzonych naturą, lecz niestety nie urodą, właśnie starała się siąść Pallusowi na kolanach: -Nie, złotko. Idź do niego- odparł wskazując na Farina, który był już oblężony przez jej podobne. Kobiety chichotały i plotły z jego brody krocie warkoczyków. Szczerze mówiąc trzymał się klawo, biorąc pod uwagę procenty przez niego pochłonięte. Drużyna wznów powstała, by wznieść toast. Niektórzy już lekko się chwiali na wacianych nogach, ale wciąż aktywnie się udzielali. Wypili ostatnie krople z dwulitrowych kufli i wtem Morgan zamówił następną kolejkę. Pallus wybałuszył oczy, odchrząknął w pięść i uśmiechnął się w duchu. Oparł się o stół i czekał na kolejny kufel zimnego piwa. Gdy takowy otrzymał, ciężko opadł na ławę w koncie, na której siedział tuż obok Dante’go. Ten już pomału tracił kontakt z rzeczywistością i co rusz głowa bezwładnie opadała mu na ramię, by znów wrócić do pozycji wyjściowej, ale na widok glinianego kufla od razu odzyskał świadomość i wziął się za „konsumpcję”. Kruk pomału wychylał kufel, aż któryś z towarzyszy rzucił: -A ty czym się zajmowałeś przed spotkaniem z nami Pallusie? Wszyscy zwrócili wzrok ku niemu, a on spoglądając na nich znad kufla zarzucił pytającym wzrokiem. -No gdzie się urodziłeś, co robiłeś- takie tam- powiedział Kain -Mamy dużo czasu!- rzucił przyjaźnie zaczerwieniony Morgan. -No właśśśnie, booo ja ne wiemm, a wy? Hep! – wybąkał Farin, a gdy reszta spojrzała na niego z politowaniem, odpowiedział: -No boo tego…właśnie no!- i zajął się wielbicielkami. Pallus odstawił pomału kufel na stół i zacisnął na nim ręce. Nie chciał rozdrapywać starych ran, ale to właśnie oni są jego kompanami. Z reguły i ze względy na „profesję” trzymał się w cieniu. W głębi duszy, tuż przed dramatycznymi wydarzeniami był w istocie towarzyski i pogodny. Ale ta część dawno w nim umarła. Nawet nie starał się jej odnaleźć, ożywić: -Jak wiecie Tootbeak jest stolicą mrocznych elfów. Istot takich jak ja – w tym momencie spojrzał na Erebritha, który wpatrywał się w podłogę- Ale każdy kto mam choć trochę oleju w głowie wie, że nie ocenia się nikogo ze względu na haniebne czyny jego przodków. Mimo wszystko- Urodziłem się w rodzinie dostojników. Mój ojciec był ambasadorem, matka zaś jego zwierzchniczką. Wysłali mnie na studia do Szkoły Sztuk Cienia. Tam spędziłem pięć lat na nauce historii rodów i magii cienia. Wszystko było w porządku, miałem zostać Starszym mrocznych elfów i odziedziczyć po ojcu stanowisko. Ale jak widzicie mnie dzisiaj, macie pewność, że tak się nie stało- wziął duży łyk piwa i kontynuował: - Przybyli do nas ludzcy kolonizatorzy. Narzucili na Tootbeak ultimatum. Przymierze w walce z niedalekim, ludzkim Waterdeep, z którym utrzymywaliśmy opłacalne stosunki handlowe, lub udostępnienie kolonistom miejsca pod obozy bojowe, wraz z ich utrzymaniem. Rozsądne było przyjęcie pierwszej propozycji, ale mój ojciec wolał utrzymać stosunki handlowe, więc przyjął wilków pod swój dach. Była to w swoim rodzaju pomoc w walce, ale żołnierze zamieszkali pobliskie polany, nieopodal mrocznego lasu. Wszystko układało się w miarę, ale wszyscy mieszkańcy odczuwali presję wywieraną przez okupanta. No bo jak inaczej można było ich nazwać? -Tak słyszałem o tym co nieco- przytaknął Kain uważnie przyglądając się zabójcy. Ten opróżnił kolejny kufel i głośno odstawił go na blat. - Tootbeak straciło niezależność, więc ludzie wykorzystując ten moment słabości wyprawili publiczną egzekucję. Oczywiście pod ścianę poszli i moja matka i ojciec.- W tym momencie głos mu się zawiesił, lecz kontynuował: - Po tym incydencie w mieście zapanował chaos. Kolonizatorzy mordowali kogo chcieli, a wszystkie kluczowe budynki zrównali z ziemią. Wiedząc, że nie mogę tu żyć, a zresztą i tak niedługo pewnie bym się tym życiem nie nacieszył, postanowiłem uciec, więc udałem się pewnej nocy do kwatery generała i przywłaszczyłem sobie jego sztylety i zbroję. Nie miałem zbyt dużo czasu i rzeczy do zabrania, więc natychmiast pod osłoną nocy i wyuczonej magii wydostałem się z miasta i trafiłem wprost do mrocznego lasu, w którym spędziłem gdzieś z dwa tygodnie. Gdy wyszedłem na drogę zauważyłem Waterdeep wyłaniające się zza pagórków. Postanowiłem, że tam skieruje kroki, ale byłem wycieńczony. Po drodze spotkałem kupców, których poprosiłem o pomoc. Waterdeep znajdowało się o dzień drogi z miejsca, w którym się znajdowałem. Handlarze z wielką łaską wzięli mnie na swój konwój. Niczym nie nakarmili, traktowali jak śmiecia. Tej nocy, której zbliżaliśmy się do celu, zaszlachtowałem każdego po kolei. W tym momencie poczułem wolnością. Nawet nie wyobrażacie sobie jaką przyjemność sprawiło mi zanurzenie ostrza w szyi każdego z nich. Stwierdziłem też, że jest to dochodowe, gdyż wszystkie wozy wypełnione towarami były moje. To właśnie było to, co zamierzam robić w przyszłości. Nie chodziło tu o pomszczenie śmierci moich rodziców, czy szlachetne odzyskanie tego, co straciłem. Nie. Chodziło o zapewnienie bytu, a odnalazłem go w zajęciu, dla wielu haniebnym, ale w moich oczach- elitarnym. Tak więc przyłączyłem się do gildii Skrytobójców, zwanych też Assasynami, ale nie należałem do niej długo, gdyż została wykryta, a ja po drugim zleceniu pojmany. Wtedy też poznałem Kaina, a za jego wstawiennictwem uzyskałem ułaskawienie. Jak wiecie, wojna między Tootbeak, a Waterdeep nie miała miejsca, ponieważ prawdziwym celem tamtych śmieci było zajęcie mojego miasta i cel ten osiągnęli, a Tootbeak jest dzisiaj ludzką kolonią.- spojrzał jeszcze raz na towarzyszy i ze zdziwieniem stwierdził, że wszyscy go słuchali.- Dalszych losów nie muszę wam opowiadać. Zajmowałem się ciągle tym samym, podróżowałem między miastami, krainami. Natknąłem się wiele nieprzyjemnych okoliczności, które można nazwać przygodami, ale nie teraz pora je opowiadać. Zdrowie!- i w tym momencie wszyscy poderwali ciężkie kufle, powtarzając po Pallusie. Wypili to, a Pallus by upewnić się, że na pewno skończył zaglądnął do kufla i z przykrością stwierdził, że musi zamówić kolejną kolejkę, a noc przed nimi była długa…