Fergi

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    329
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O Fergi

  • Ranga
    Przodownik
  1. [Pozwole sobie napisać zakończenie] Był już blisko... Z czeluści jego ciała wydobywało się okrucieństwo. Był tak blisko... Wiatr śmierci poniósł go tuż przed okno... Smok siedział w komnacie i rozmyślał. Miał przeczucie, że wszystko się już kończy.Był świadom zła, które zalęgło się na świecie. I miał przeczuci, że jest ono zbyt duże... W tej chwili zabłysnęły jego oczy, zobaczył czarną postać. Znał ją. Tak. To był on. To był koszmar, który został mu ujawniony. Ona. W momencie wiedział już, że nie żyje. Jej spziczaste uszy i piękne oczy, wypełnione śmiercią... Teraz przed oczami przemknął mu Blaster. Ten, który również tak jej żałował. Smok w mgnieniu oka zionął ogniem, który wiatr zawrócił przeeciw niemu. Ten uchylił się, gdy do pokoju wpadł Blaster, a za nim reszta drużyny. Jeden piekielny podmuch wystarczył, aby Drużyna Przeznaczenia na zawsze zniknęła z dziejów... Smok leciał po nieboskłonie, pogrążony w smutku. Udało mu się uciec trzeciemu wcieleniu Mrocznego Mesjasza, ale miał przeczucie, że z następnego starcia nie ujdzie cało. Wiedział że to już koniec. Niedoświadczeni jeszcze wojownicy przeznaczenia zostali zniszczeni. Nikt nie uratuje świata przed pogrążeniem. Na horyzoncie pojawiały się czarne chmury. Widział nadlatujące smoki zniszczenia i chaosu. To stało się tak szybko... Spojrzał w dół. Zobaczył ciało warga. Od razu wyczuł, ze to zwierze było ważne dla świata i było związane z drużyną. Widział rozchodzące sie od niego gobliny i pajęczaki. Leciał ptrzez ciemne niebo w otoczeniu rżnych postaci, sług mesjasza. Żadna nie miała odwagi zaatakować jedynego dobra, które zostało na ziemi. Leciał przez wiele miesięcy, podczas gdy zło opanowywało świat. Leciał na spotkanie z nim... W końcu czarny cień uformował się przed nim. Wiedział że to koniec. Wiedział ze odejdzie do dobrego świata. Wiedział że nie będzie już innych dobrych światów. Tylko ten ostatni, którego wrota zamkną się wraz z jego przybyciem. Gdyż jest ostatni... Ciało wielkiego smoka spoczywało gdzieś na czarnej spękanej ziemi. W jego oczach było widać spokój i ulgę. Skiereszowane ciało ukazywało, z jak strasznym przeciwnikiem stoczył walkę. Jego przybycie spowoduje huczne wesele i odpłynięcie na Niebiańskich Statkach do Krainy Wiecznej Rozkoszy. Stoi już u bram portu. Wrota otwierają się i wita go światłość. Oświetlony zostaje najjaśniejszym, złocistym światłem, jakiego nie otrzymał nikt inny. Wiedział, że siądzie na tronie i zawładnie tym pięknym światem z Drużyną u boku. Będzie oświecony wieczną chwałą i czcią. Gdyż był ostatni...
  2. [A wiec Drucka - rozprawilismy sie w leise z goblinami i doszlimy do miasta. Przy okazji Marcus znalazl sobie Kikuta - warga, swego pupila. Z tamtąd gryfy zabraly nas do wiezy, z ktorej nie moglismy wyjsc. Gdy sie udalo przejsc do innego pokoju, napotkalismy tam smoka, ktory wyslal nas na misje, sprawdzajace, czy mozemy pokonac Mrocznego Mesjasza. Kazdy wypelnil misje i powrocil do wiezy, jednak Varon wrocil jako Anioł Śmierci o imieniu Karinos Onidara. I sedzimy w tej wiezy i siedzimy... Aha, Kikut biega sobie w lesie za wieza ;)]
  3. Specjalnie się nie interesuję rajdami, ale mam Colina dwójkę i wiem, że Colin był świetnym rajdowcem... żal... [*]
  4. [Bafii, mozesz pisac, Micro jest z nami u smoka ;). Ja teraz bede mało pisał, szkoła :(]
  5. [grecki? Konrad - good job, well done. Moze jutro cos skrobne.]
  6. [:( Muuusze czeeeeeekać....]
  7. [Ja na razie to nie mam co pisać bo na was czekam. Z koleżanką :D :D :D. Co do miesnego kawałka - specjalnie dla globinha :D :D :D. Łucznikiem to ja Zarim od zawsze byłem, bo łuk był mą bronią, a dowódca to była że sie tak wyraże, klasa specjalna (np. Marcus to łucznik a ma klasę łowca ;)) Teraz jestem w ćwiartce elfem mniej wiecej. Co do czarów - chłopie, jakie ogniste kule... Przeważnie znajomość ziół, sztuki uzdrawiania, elfi róg do przywołania sojuszników, chwilowa niewidzialność, czy elfi "dalszy wzrok" - umiejętnosć postrzegania rzeczy, które dla zwykłego człowieka są daleko za horyzontem) ;). Udoskonaliłem też sztuke strzelania dwoma a nawet trzema strzałami za jednym razem. Plus oczywiscie kupa doświadczenia i polepszenia stosunków z elfami ;).
  8. [Moze wyjasni mi ktos, czemu raz widze tylko 1 post, a raz 2 takie same... To jak w koncu jest?]
  9. [a jednak 2 razy. Mam schizę...]
  10. [jednak tylko, raz, zdawało mi sie ;)]
  11. [oj, wysłało sie 2 razy, prosze admina o "kaśnięcie"
  12. Vallon był nieco zafascynowany Blenth. Dziwczyna była neizwykła, nawet jak na elfkę. Może to dlatego przydzielono jej zadanie opiekowania się nim. Poznał elfią czarodziejkę, która poinformowała go o stanie armii Horgratha. Przede wszystkim było to 3 tysiace złodziejaszków i bandytów, nei za prawionych w bojach. Dalsze siły to: tysiąc łuczników, 800 piechoty, 200 jeźdźców. Możliwe, ze miał na usługach do pół tysiaca orków. Oprócz tego posiadał oddziały bestii - leordów. Było to plugawe polączenie lwa z jaguarem, które jednak pozbawione było sierści i futra. Obawiano się szczególnie sytuacji, w której orki dosiądą tych stworzeń. Leordów było łącznie 67. I najgorsze. Horgrath i jego wierny przyjaciel - żywiołak ziemi. Horgrath w dodatku posiadał neico mocy magicznych, więc bęzie musiała sie z nim zmierzyć czarodziejka. Elfy natomiast posiadały 1,3 tysiąca łuczników, tysiąc zbrojnych i 700 lansjerów. Widać, że czekała Vallona nierówna walka - trzy tysiace przeciwko 5-5,5 tysiaca. No i leordy oraz sam Horgrath z żywiołakiem. Jednak czarodziejka powinna pokonać ich bez większych kłopotów. Czarodziejka umacniała aure wokół lasu, wzmacniała siły magiczne i podnosiła morale żołnierzy, gdy Vallon budował fortyfikacje obronne. Oparł się o przecinającą las rzekę, nad którą zbudował niska palisadę i postawił neidbałe, neiudolne wzmocneinia. Oprócz ostrzy wystajacych z rzeki, na które mieli nabić sie przechodzący. Dlaczego neidbałe? Przekonacie się w przyszłości. W każdym razie dla stratega/taktyka teren był wymarzony. Za rzeką rozciagała sie. polana, otącząca pzez chaszcze. Troszke dlaej były niedostępne wzgórza, a adlej - znów chaszcze... Vallon organizował akcje dywersyjne - codziennie do mniejszych karczm wpadał oddział kawalerii, a po nocach ukryci łucznicy dziesiatkowali złodziejaszków wracających masowo z pijackich imprez. W ciągu tygodnia liczba rzezimeiszków spadła do 2,5 tysiąca. W końcu nadsedł ten dzień... Na "zwiad" wyruszyła trójka jeźdźców. orki na leordach zauważyły ich i pobiegły za nimi. Dzięki orkom Horgrath wiedział, gdzie jest Vallon, któremu właśnie o to chodziło. Gdy przeszedł, przez rzekę, tracac aż tysiac oddziałów, miał przed sobą trzystu zbrojnych . Myslał, ze to będzie pestka. Wscieklym rykiem 3,5 tysiaca różnego tałatajstwa rzuciło się na elfów, gdy nagle wychodząc z chaszczy zamknęli ich mięzy neidostępnymi, stromymi wzgórzami dużo większe oddziały. Do 300 elfów dołączyła kawaleria, dowodzona przez czardziejke. Elfy rzucily się z dwóch stron na armie Horgratha. W dodatku z góry posypały się strzały. Niektóre pochodziły z łuku Vallona. Kawaleria obrała sobei za cel leordy. Mimo większych umiejętnosci i groźności, nie mieli szans z mnóstwem elfów. Samego Horgratha powaliła przypadkowa strzała. Jak sie potem okazało, należała ona do orka, który przez przypadek zabił własnego dowódce. Horgrath powstrzymał magią już setki strzał, hjednak chwila nieuwagi wystarczała i... Wróg był w rozsypce. Teraz pozostawało tylko zabić żywiołaka, rzucały się na niego oddziały, elfów, jednak były bezlitosnie miażdżone przez potwora. Jednak czarodziejka rzuciła na niego czar i zaczął się powoltuku rozsypywać. Elitarni łucznicy, w tym Vallon, zasypywali go gradem srebrnokolcych strzał. W końcu czarodziejka zadała decydujący cios - nagle wszyscy zobaczyli blask miodowego światła i olbrzym rozprysł się na kilka części. bitwa została wygrana, a elfy straciły zaledwie 800 jednostek. W tym, niestety, Menthodriela. Vallon był z powrotem w komnacie ze smokeim. Elfy w zamian za to, co dla nich zrobił, podarowaly mu mnóstwo srebrnokolcych strzał, zapas swoich ziół i pożywienia. Czarodziejka przekazała mu też część elfickeij mocy magicznej i nauczyła podstawowych czarów oraz jednego specjalnego. "Pamietaj jednak, ze czary nie zastąpią Ci umysłu i rozsądku. Korzystaj z nich z umiarem i wykorzystuj je do odbrych celów" - powiedziała. - Spisałeś się świetnie - rzekł smok - Zapisałeś się na zawsze w kartach elfickeij historii jako genialny dowódca. Dokonałeś tego, co wielu znakomitych i lepiej znanych mistrzów strategii uznałoby z niemożliwe. W dodatku, przybyłeś pierwszy z drużyny. Zasługujesz na mój wielki szacunek. Wiedz, że z drużyny stajesz się moim faworytem i ulubionym członkiem. A teraz siadaj. Zostaniesz obdarowany jadłem i koleżąnką do towarzystwa - tu smok mrugnął radośnie okiem. Vallon na samą myśl się uśmiechnął "No to pochędożę k*rwę w rzyć" - pomyślał. W komnacie myślal, o tym, jak sie zmieni. Dzięki czarodziejce miał w sobie coś z elfa. Zawsze kochał elfy i fascynowały go smoki - te dobre, rzecz jasna. Naprawde neiwiele brakowało mu do zostania pół elfem - obecnie był nim w ok. 1/4. Ale teraz nie czas o tym myśąleć, przysła koleżanka... NIECH ROZPOCZNIE SIĘ ZABAWA! :D :D :D [i co, globinho, podoba się (patrz text pogrubiony)?]
  13. Vallon był nieco zafascynowany Blenth. Dziwczyna była neizwykła, nawet jak na elfkę. Może to dlatego przydzielono jej zadanie opiekowania się nim. Poznał elfią czarodziejkę, która poinformowała go o stanie armii Horgratha. Przede wszystkim było to 3 tysiace złodziejaszków i bandytów, nei za prawionych w bojach. Dalsze siły to: tysiąc łuczników, 800 piechoty, 200 jeźdźców. Możliwe, ze miał na usługach do pół tysiaca orków. Oprócz tego posiadał oddziały bestii - leordów. Było to plugawe polączenie lwa z jaguarem, które jednak pozbawione było sierści i futra. Obawiano się szczególnie sytuacji, w której orki dosiądą tych stworzeń. Leordów było łącznie 67. I najgorsze. Horgrath i jego wierny przyjaciel - żywiołak ziemi. Horgrath w dodatku posiadał neico mocy magicznych, więc bęzie musiała sie z nim zmierzyć czarodziejka. Elfy natomiast posiadały 1,3 tysiąca łuczników, tysiąc zbrojnych i 700 lansjerów. Widać, że czekała Vallona nierówna walka - trzy tysiace przeciwko 5-5,5 tysiaca. No i leordy oraz sam Horgrath z żywiołakiem. Jednak czarodziejka powinna pokonać ich bez większych kłopotów. Czarodziejka umacniała aure wokół lasu, wzmacniała siły magiczne i podnosiła morale żołnierzy, gdy Vallon budował fortyfikacje obronne. Oparł się o przecinającą las rzekę, nad którą zbudował niska palisadę i postawił neidbałe, neiudolne wzmocneinia. Oprócz ostrzy wystajacych z rzeki, na które mieli nabić sie przechodzący. Dlaczego neidbałe? Przekonacie się w przyszłości. W każdym razie dla stratega/taktyka teren był wymarzony. Za rzeką rozciagała sie. polana, otącząca pzez chaszcze. Troszke dlaej były niedostępne wzgórza, a adlej - znów chaszcze... Vallon organizował akcje dywersyjne - codziennie do mniejszych karczm wpadał oddział kawalerii, a po nocach ukryci łucznicy dziesiatkowali złodziejaszków wracających masowo z pijackich imprez. W ciągu tygodnia liczba rzezimeiszków spadła do 2,5 tysiąca. W końcu nadsedł ten dzień... Na "zwiad" wyruszyła trójka jeźdźców. orki na leordach zauważyły ich i pobiegły za nimi. Dzięki orkom Horgrath wiedział, gdzie jest Vallon, któremu właśnie o to chodziło. Gdy przeszedł, przez rzekę, tracac aż tysiac oddziałów, miał przed sobą trzystu zbrojnych . Myslał, ze to będzie pestka. Wscieklym rykiem 3,5 tysiaca różnego tałatajstwa rzuciło się na elfów, gdy nagle wychodząc z chaszczy zamknęli ich mięzy neidostępnymi, stromymi wzgórzami dużo większe oddziały. Do 300 elfów dołączyła kawaleria, dowodzona przez czardziejke. Elfy rzucily się z dwóch stron na armie Horgratha. W dodatku z góry posypały się strzały. Niektóre pochodziły z łuku Vallona. Kawaleria obrała sobei za cel leordy. Mimo większych umiejętnosci i groźności, nie mieli szans z mnóstwem elfów. Samego Horgratha powaliła przypadkowa strzała. Jak sie potem okazało, należała ona do orka, który przez przypadek zabił własnego dowódce. Horgrath powstrzymał magią już setki strzał, hjednak chwila nieuwagi wystarczała i... Wróg był w rozsypce. Teraz pozostawało tylko zabić żywiołaka, rzucały się na niego oddziały, elfów, jednak były bezlitosnie miażdżone przez potwora. Jednak czarodziejka rzuciła na niego czar i zaczął się powoltuku rozsypywać. Elitarni łucznicy, w tym Vallon, zasypywali go gradem srebrnokolcych strzał. W końcu czarodziejka zadała decydujący cios - nagle wszyscy zobaczyli blask miodowego światła i olbrzym rozprysł się na kilka części. bitwa została wygrana, a elfy straciły zaledwie 800 jednostek. W tym, niestety, Menthodriela. Vallon był z powrotem w komnacie ze smokeim. Elfy w zamian za to, co dla nich zrobił, podarowaly mu mnóstwo srebrnokolcych strzał, zapas swoich ziół i pożywienia. Czarodziejka przekazała mu też część elfickeij mocy magicznej i nauczyła podstawowych czarów oraz jednego specjalnego. "Pamietaj jednak, ze czary nie zastąpią Ci umysłu i rozsądku. Korzystaj z nich z umiarem i wykorzystuj je do odbrych celów" - powiedziała. - Spisałeś się świetnie - rzekł smok - Zapisałeś się na zawsze w kartach elfickeij historii jako genialny dowódca. Dokonałeś tego, co wielu znakomitych i lepiej znanych mistrzów strategii uznałoby z niemożliwe. W dodatku, przybyłeś pierwszy z drużyny. Zasługujesz na mój wielki szacunek. Wiedz, że z drużyny stajesz się moim faworytem i ulubionym członkiem. A teraz siadaj. Zostaniesz obdarowany jadłem i koleżąnką do towarzystwa - tu smok mrugnął radośnie okiem. Vallon na samą myśl się uśmiechnął "No to pochędożę k*rwę w rzyć" - pomyślał. W komnacie myślal, o tym, jak sie zmieni. Dzięki czarodziejce miał w sobie coś z elfa. Zawsze kochał elfy i fascynowały go smoki - te dobre, rzecz jasna. Naprawde neiwiele brakowało mu do zostania pół elfem - obecnie był nim w ok. 1/4. Ale teraz nie czas o tym myśąleć, przysła koleżanka... NIECH ROZPOCZNIE SIĘ ZABAWA! :D :D :D [i co, globinho, podoba się (patrz text pogrubiony)?]
  14. Vallon obudził się w barze pełnym ludzi. Cóż, nei wzbudziło to w nim szoku. Widac tu rozpoczynał swą misję. Nagle tuż obok jego głowy wylądowała strzała, wystrzelona z ciemnego piętra. Jak na komende wszyscy ludzie w barze rzucili sie na Vallona z tasakami, siekierkami, młotkami, lub sztyletami. Przerażony wziął nogi za pas i zaczął uciekać. Wybiegł na pustą ulicę. Była szarówka. Pobiegł szybko i skręcił w ciemny zaułek. Niestety, okazał się on ślepym... Grupka ludzi wbiegła za Vallonem do zaułka. widzieli wyraźnie jak tu skręcał. Musiał tu być. Rozpruli znajdujące się tu worki ze śmieciami. Zdecydowali sie wspiąć przez drabinkę na płaski, niski budynek na końcu uliczki... Vallon usłyszał w swoim głosie ciche "Idą". Usłyszał stukot metalu. Wspinają się po drabinie. Grupka 15 elfów i Vallon napięli łuki. Spotkał ich tu przed chwilą, gdy ich dowódca niespodziewanie wciągnął go na górę i ukrył za workami ze śmeiciami, których było tu bez liku. Grad strzał posypał się na kilku ludzi, którzy weszli na górę. Zaraz potem usłyszeli głuche uderzenia - to z drabiny spadli przeciwnicy, zestrzeleni przez elfów. Vallon zdecydował się popisać. Napiął łuk i wystrzeił dwie, piękne, połyskujące srebrnkolce strzały prosto w serce typa, który wyglądał najgroźniej. Wśród elfów nastąpiło chwilowe obruszenie i zdziwienie, lecz natychmiast wrócili do walki. Po chwili nie ostał sie żaden człowiek. Łucznika z pietra nie było z nimi. Elf dał mu zank, by szedł za nimi. Niestety, miał problem - nie skakał takd aleko hjak elfowie i skoki jmiedzy budynkami były dla neigo trudnością. Szczęśliwie, dzięki swej inteligencji, udało mu się wyjść poza miastao razem z wybawicielami. Weszli w ciemny las, gdzie czekała na nich większa grupa elfów z noszami. Las emanował magią i pięknem. Unosiła się w okól niego dziwna aura. Vallon poczuł sie sennie i opadł na ziemię. Zakręciło mu się w głowie. Czuł jeszcze, jak elfowie go podnoszą i umieszczają na noszach... Nagle obudziło go ogromne światło, bijące go po oczach. - Co sie stało, gdzie byłem? Gdzie jestem? - Spokojnie, zaraz wszystko sobie przypomnisz. Powiedziała mu młoda, niska jeszcze elfka. Miała śmieszny, zakrzywiony, mały nosek. Na oko czternasto-, piętnastolatka, przynajmneij w prównaniu do ludzi, zapewne miała już dwadzieście kilka lat, ale była na tym etapie dorastania - elfy żyją dłużej, tak wiec pełnoletność osiagają później. - Ach tak.. już pamiętam. Ale co to za las? - To Neolnhelthnien, magiczny las elfów. Jesteś tu bezpieczny. - A co mi grozi? - Vallon czuł spojrzenia, skeirowane na niego - Zaraz się dowiesz... Po chwili, nagle, nie wiadomo skad, pojawił się dowódca elfów, który uratował go przed ludźmi. - Witaj, Reonhenthecie. - Kim mnei nazwałeś? Nie znam tego słowa. - Jesteś Przeznaczonym. Widze to. Widze wiećej, niż myślisz. My, elfowie, nazywamy Cie Reonhenthetem, Przeznaczonym - Sprytnym Lisem. Mniej oficjalnie mówimy o Tobie Reonhen - Sprytny Lis. - Dziękuję. - Vallon od razu pojął, ze zasypywanie elfa pytaniami "Skąd to wiesz?" będzie bez sensu - To wielki honor, być tytułowanym przez elfów takim imieniem. - To my jesteśmy wdzięczni, iż raczyłeś, Reonhethecie, zjawić się w nasych progach. - To wy mnie przyprowadziliscie... - Mogłeś zaoponować. W każdym razie zaimponowałeś mi, Lisie, swym kunsztem łuczniczym. Niedość, że strzelasz lepiej, niż niejeden elf, to posiadasz srebrnokolce strzały, co jest u ludzi niespotykane. Wiem, iż to zasługa Twych rodziców, Pryjacieli Elfów, którzy stale kupowali od nas te strzały. Jednak jakim cudem ciągle je posiadasz? - Sytaram się wyjmować je ze strzał ofiar. Jakże się nazywasz, Szlachetny Elfie, nie wiem, ajk sie do Ciebie zwracać. - Menthodriel. Wiem wszystko o smoku i zadaniu. Sam jestem jego częścią - Twym informatorem i pomocnikiem. Smok nakazał mi wyjawić Ci cele i informacje na temat misji. Celem Twym nie będzie jednak zgładzenie kogoś, jak to często bywa. Przede wszystkim nie dziw się, jeśli będziesz otrzymywał wskazówki, nawet, gdy nie usłuchasz suę poprzednich - smok jako jeden z niewielu zna Twe przeznaczenie i wie, gdzie pójdziesz. Żyje na tej ziemi już kilkaset lat i jest jednym z najmędrszych i najsilniejszych istot na tej ziemi. Co prawda nei umie przewidzieć, co stanie się całej Drużynie, albowiem dusze wasze są niemalże zjednoczone i tworzą siłę, jakiej od zamierzłych czasów Dobre Siły nie posiadały. Słsyszałeś pewnie o Shakemie, Strażniku Światła. Otóż Shakem i smok żyli w śiwetnej komitywie, niereaz ratujac sobei nawzajem życie. Smok jednak nie zdążył nadlecieć w porę. Strażnik Światła to zresztą jedyna osoba, której losu nei zna na pewno nawet najmędrszy mieszkanie świata. Wiesz za pewne też o Pani Salnadzie, której śmierci nei możemy odżałować. Ona również zna smoka i tenże smok pozwolił jej nawet kilka razy na siebie wsiąść. Próby przechdozicie, aby sprawdzić, czy jesteście w stanie wypełnić daną wam misję. A teraz przejdźmy do Twych zadań. Łucznik z pietra to Horgrath, niezwykle silny mąż i charyzmatyczny przywódca. Przygotowywuje atak na nasz las, największy ośrodek magii elfów leśnych. Wiedz, że bez elfiej magii nieżyłbyś już, Vallonie - wielokrotnie nasi magowie ratowali życie Przeznaczonym. Ty, jako urodzony przywódca i najlepszy strateg oraz taktyk z nas Tu wszystkich, mimo swego młodego wieku, musisz pokierować obroną Neolnhelthnien. Czeka Cię trudne zadanie - siły Horgratha posiadają kreatury, których sobie nawet nei wyobrażasz... Reszte poznasz potem, gdyż widzę, iż jesteś niezwykle zmęczony - położ się zatem na łozu i odpocznij. Blenth będzie się Tobą opiekowała - zakończył, skinając głową na dziewczynę.