Lillith

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    972
  • Dołączył

  • Ostatnio

Posty napisane przez Lillith


  1. W drugiej części pewne małe zwierzątko miało wielkiego pecha- to ktoś na nim usiadł, to znów go ktoś przygniótł, itd. Co to było za zwierzątko? (Jako podpowiedź dodam, że pierwszy raz pojawia się w zamku a ostatni podczas występu osła i kota)


  2. Muzyka jest ważna, ale dla mnie liczy się też to, czy tekst utworu niesie ze sobą jakieś treści. Nie lubię gdy kawałek jest " o niczym", zupełnie pozbawiony jakiegokolwiek, nawet najmniejszego sensu. Dlatego tak bardzo cenię sobie Rammsteina, który nie dość że ma wspaniałą muzykę, to jeszcze jego utwory posiadają niesamowitą warstwę tekstową: jedne kawałki wzruszają, inne bulwersują bądź też śmieszą, ale na pewno nikt nie pozostanie wobec nich obojętny :)


  3. -Jest ich za dużo, nie damy rady! –krzyknęła przerażona Lillriana.
    Wtem jedna z harpii chwyciła ją za rękę i zaczęła ciągnąć w kierunku całej grupy tych stworów. Czarodziejka wyciągnęła strzałę i celnym ruchem ręki wbiła ją tej obrzydliwej kreaturze prosto w serce. Lil odskoczyła na bok, to co widziała przed swymi oczami, określić można było jedynie jednym mianem – to miał być ich koniec. Siły nieprzyjaciela były ogromne, coraz to nowe grupy harpii nadciągały i atakowały z różnych kierunków. Wszędzie słychać było krzyki kobiet i dzieci. Potwory były bezlitosne, nie oszczędzały nikogo, w starciu z nimi po prostu nie miało się najmniejszych nawet szans. Lillriana chwyciła swój medalion, próbowała wypowiedzieć zaklęcie, jednak jej usilne starania były bezcelowe. Ostatni pojedynek wyczerpał jej siły na dziś, mogła liczyć teraz jedynie na swoją zwinność i szybkość strzelania, oraz przede wszystkim na cud, w który to przestawała powoli wierzyć. Jej towarzysze dzielnie stawiali czoła przewyższającym ich siłą i liczebnością siłom wroga. Vathlos ścinał kolejne łby harpii, które pojawiały się niewiadomo skąd w zaskakująco szybkim tempie. Również Zarim i Golum dzielnie walczyli z okropnymi stworami, zręcznie eliminując kolejnych przeciwników. Harpie zdołały już zabić większość strażników, mimo że byli dobrze uzbrojeni, nie potrafili stawić czoła tak ogromnej ich liczbie, to więc ginęli jeden po drugim, a z powierza nadciągały nowe posiłki harpii.
    -Lil uważaj, za tobą! –krzyknął w kierunku czarodziejki Zarim
    Lillriana obróciła się szybko na pięcie, za nią stała jedna z większych harpii. Patrzyła na wojowniczkę swymi wielkimi, paskudnymi ślepiami, po czym wydała z siebie przerażający, ogłuszający pisk. Potężna łapa harpii przewróciła natychmiast Lil, która chwyciła się leżąc za zranione jej pazurami ramię. Harpia wydała z siebie ponownie ten okropny dźwięk i wzięła ogromny zamach. Lillriana zdążyła jedynie zamknąć oczy , wstrzymała oddech. Nie miała szans na obronę, leżał bezbronna niczym dziecko, a nad nią stał gotowy do ataku potwór, dla którego stać się miała teraz kolejną ofiarą.
    -Nie... –wyszeptała Lil, ciągle mając zamknięte oczy i czekając na to, co nieuniknione.
    Wtem usłyszała pisk harpii, był to jednak ostatni dźwięk jaki ta kreatura wydała w swym nędznym żywocie. Czarodziejka otworzyła powoli zapłakane oczy, przed nią stał Vathlos, podał jej swą rękę i powiedział:
    -Szybko Lil wstawaj, nie ma czasu, są ich tysiące, musimy walczyć!
    Nic nie odpowiedziała, nadal była sparaliżowana strachem, jeszcze nigdy nie patrzyła śmierci tak blisko w twarz, nigdy nie spoglądała w jej lodowate oczy, które tym razem miały być oczami harpii. Lil wzięła głęboki wdech, przygotowała swój łuk i ruszyła na dwie, atakujące jej towarzyszy kreatury. Wycelowała w nie dwie strzały, obie celnie trafiły monstra w głowy.
    -Damy radę, musimy dać sobie radę... –powtarzała sobie w myślach, niby zaklęcie.

    A harpie ciągle atakowały, było ich coraz więcej i więcej, niebo poczerniało, zerwał się silny, porywisty wiatr, nie zważając na to drużyna dzielnie odpierała atak...


  4. Dnia 27.07.2007 o 23:16, lancuch napisał:

    > > Dobrze, zadajesz Lillith +1
    >
    > Co było potrzebne w 2 części bohaterom, by mogli się oni skontaktować z wróżką?

    Łza?


    "Do szczęścia potrzebna jedna łza" - dobrze!

    lancuch+ 1

    Twoja kolej- zadajesz:)


  5. W bibliotece zrobiło się momentalnie ciemno jak w jakimś mrocznym, ponurym grobowcu. Mag w masce uniósł dłoń i w tej samej chwili zabłysnęły wszystkie świece znajdujące się wówczas w ich pobliżu. Lillriana próbowała odłożyć księgę na jej miejsce, jednak jakaś siła wyrwała ją jej z małych dłoni. Księga zaczęła lewitować, po czym niczym metal przyciągany przez magnes, w ułamkach sekund znalazła się w ręce przywdzianego w czerń czarodzieja. Uśmiechnął się ironicznie widząc jej czarną okładkę, po czym spojrzał na Lil. Stała między dwoma wielkimi regałami, zacisnęła dłonie i wstrzymała oddech, czekając na jego reakcję. Mag otworzył księgę, odnalazł zwinnym ruchem ręki upragnioną stronę, oparł się o stolik, i zaczął czytać jej fragment:

    -„Ród Davandrel od pokoleń zajmował się magią. Szanowany w swej ojczyźnie, słynął z tego, że zawsze pomagał potrzebującym, swe zaklęcia stosował głównie w obronie pokrzywdzonych istot. Swą moc czerpali z magicznych kamieni Youviel, i tylko im znane było miejsce ich wydobycia. Każdy z rodu posiadał swój własny amulet z kryształem, który dawał mu moc, potrzebną do rzucania wszelakich zaklęć, przeważnie kamienie te miały kolor niebieski bądź też zielony, w szczególnych przypadkach, tyczyło się to założycieli rodu, miały złoty kolor. Pewnego dnia jeden z reprezentantów 14 pokolenia rodziny, noszący imię Solveig postanowił zgłębić tajniki czarnej magii, a następnie gdy już stanie się jej mistrzem, przejąć władzę nad całym krajem. Aby osiągnąć ten cel musiał jednak zabić pozostałych członków rodu Davandrel. Jako jedyny miał złą naturę i wyjątkowy amulet, którego kamień mienił się w kolorze krwistej czerwieni. Gdy osiągnął już mistrzostwo we władaniu czarną magią w kraju rozpętała się wojna, po kolei ginęli kolejni członkowie rodu. Udało się jednak ocalić jednego, ostatniego reprezentanta tego samego pokolenia –jego siostrę, noszącą błękitny kryształ w swym amulecie. Było to jeszcze dziecko, które Arrana Davandrel, jego matka, postanowiła ukryć daleko od ich kraju. Nie są niestety znane jej dalsze losy. Legenda rodu Davandrel głosi, że wraz ze śmiercią owego ostatniego dobrego członka, nastanie zło, którego nikt nie będzie w stanie powstrzymać. Solveig stać się więc miał samo spełniającą się przepowiednią klęski jednego z najzacniejszych rodów magów...” Bla bla bla... –mag zamknął księgę, chwycił ją oburącz w dłonie, wyszeptał jakieś zaklęcie, po którym została z niej tylko garść popiołu.
    -To znaczy, że ty jesteś... Nie to nie może być prawda... –Lillriana cała drżała ze strachu.
    -Tak, to prawda. Ja jestem Solveig Lillriano... Udało ci się tyle lat ukrywać przede mną, lecz w końcu cię odnalazłem. Niech no się przyjrzę mojej siostrze. –podszedł do niech, chwycił za twarz i zaczął się jej przyglądać. Lil bała się cokolwiek powiedzieć, ze strachem patrzyła na jego srebrną maskę.
    -Hmmm... Podobna jesteś do matki, bardzo podobna. Widzę w twoich oczach ten sam strach, jaki miała ona, w chwili gdy ją widziałem ostatni raz... Ostatnia sprawiedliwa z rodu Davandrel, nosząca błękitny kryształ. Nawet pewnie nie wiesz, jak wielką moc posiada twój Youviel, prawda?
    -Wiem, że bardzo zależy tobie na tym, by mi go odebrać.
    -Ha ha! Ja chcę go zniszczyć, amulet działa w tylko i wyłącznie w rękach odpowiedniego maga- jego posiadacza. Czyli dla mnie byłby bezużyteczny, zresztą spójrz na to... – wyciągnął spod swego płaszcza swój wielki, czarny amulet z krwistoczerwonym kamieniem w środku. Lillriana nie wierzyła własnym oczom, jej koniec miał nastąpić właśnie wtedy, gdy uchylono jej rąbka tajemnicy dotyczącej jej przeszłości, i kto to miał uczynić- jej własny brat, ucieleśnienie zła i najgorszych koszmarów.
    -Chciałem tylko cię o coś spytać... Czy nie zechciałabyś do mnie dołączyć?
    -Jak to? Przecież jestem tobie niepotrzebna, tylko przeszkadzam ci w zdobyciu pełni władzy!
    -Zrozumiałem, że posiadasz w sobie wielką moc, nad którą nie umiesz jeszcze zapanować. Gdybyś wykorzystała ją tylko w mądrym celu, moglibyśmy razem władać tym światem. Masz siłę Lillriano i dar, którego nie wolno tobie zmarnować. Jesteśmy ostatnimi reprezentantami rodu, to do nas należeć może ostatnie słowo! Przecież wiem, że pragniesz władzy... Widzę to w twych pięknych oczach... Pomyśl, cały świat u twych stóp. To jak będzie siostro...

    Odszedł kilka kroków w tył, wyciągnął do niej rękę, drugą zaś ściągnął swą maskę. Oczom Lil ukazała się blada twarz przystojnego mężczyzny, około 33 lat, pełna dumy o dość ostrych rysach twarzy. Miał podobne jak ona długie włosy, z tym że jego były czarne niczym pióra kruka. W jego oczach widać było zło, emanowało ono wprost z jego osoby. Uśmiechnął się i powiedział cichym, aczkolwiek poważnym tonem:
    -Przyłącz się do mnie Lillriano!

    Czarodziejka chwyciła w dłoń swój medalion, zamknęła na moment oczy, zanurzając się w myślach. Pochyliła twarz ku ziemi, jej złote włosy opadły na delikatnie ramiona. Wzięła głęboki wdech, powoli uniosła twarz, spojrzała Solveigowi głęboko w oczy, po czym szybkim ruchem ręki ściągnęła swój płaszcz, który krępowałby jej ruchy, przybrała pozycję do ataku, i z subtelnym uśmiechem na ustach wyszeptała dosadne:
    -Nigdy!

    Lil chwyciła jedną z ksiąg i rzuciła nią w kierunku maga. Ten szybko odskoczył w bok, w tym czasie czarodziejka skryła się wśród regałów. Solveig zaczął się głośno śmiać, był to iście diabelski śmiech. Powoli szedł wzdłuż regałów, wypatrując Lillriany.

    -Twój wybór... Będziesz musiała zginąć! –wykrzyknął mag i rzucił na jeden z stojących obok niego regałów kulę ognia.

    Postępował tak z kolejnymi, aż w końcu dotarł do ostatniego, za którym skrywała się Lil. Prawie cały księgozbiór biblioteki trawiły już płomienie. Mag uniósł swą dłoń nad którą unosiła się mała kula ognia, po czy rzekł:
    -Dość tej zabawy... Wyjdź i walcz naiwny magu!

    Lillriana wyszła zza regału i stanęła tuż przed Solveigiem. Ten ukucnął i położył kulę ognia na podłodze, ta zaś tocząc się w kółko utworzyła krąg płomieni, w którym zamknęła walczących. Lil chwyciła w dłoń swój amulet, i zaczęła wypowiadać zaklęcie.

    -Jesteś na to za słaba siostrzyczko! Nie masz szans... Giń! –mag rzucił w jej stronę ogromną kulę ognia. Wtem Lil otoczyła błękitna ściana, przypominająca nieco lód, która zatrzymała atak maga. Po chwili skruszyła się, a zza niej wyłoniła się czarodziejka. W rękach tworzyła kulę ciemności. Na twarzy Solveiga malowało się zdziwienie, nie spodziewał się, że Lil jest w stanie wykorzystać moc kryształu.
    -Żegnaj bracie... –wyszeptała czarodziejka po czym rzuciła w stronę maga wyczarowaną kulę. Ten nie miał możliwości odparcia ataku, moc jego kryształu była wielka, jednak błękitny amulet Lil miał w sobie niespotykaną moc. Cały budynek zadrżał, jakby wewnątrz doszło do eksplozji. Z maga została garść popiołu, czyli to samo co z większości książek w bibliotece. Jedyną rzeczą, która przetrwała, była jego srebrna maska. Lillriana chwyciła ją w dłoń, dokładnie obejrzała, a następnie schowała do swej torby i nałożyła swój płaszcz. Przez okna biblioteki znów zaczęło świecić słońce, zniknął również tajemniczy promienny krąg na podłodze. Także drzwi do budynku stanęły otworem, przed nimi był Vathlos. Patrzył jak czarodziejka szła przez korytarz , poruszając się z charakterystyczną dla niej gracją. Promienie słońca rozświetliły pomieszanie oraz idącą Lil, która wyglądała jak postać ze snu...


  6. Lillriana uśmiechnęła się, jej twarz zdobił teraz subtelny rumieniec. Spojrzała Vathlosowi głęboko w oczy, po czym spytała go półszeptem:

    -Vathlosie, czy mogę powierzyć ci pewną tajemnicę? Pamiętasz, kiedy chodziła taka przybita i markotna, już wtedy to mnie dręczyło... Czuję, że tylko tobie jedynemu mogę tak naprawdę zaufać... To jak będzie? – chwyciła go za rękę.
    -Oczywiście, obiecuję że nikomu nie zdradzę twojej tajemnicy...

    Lillriana odgarnęła swoje włosy i zdjęła naszyjnik, kładąc go sobie w dłoni. Błyszczał jak zwykle, jego niebieski kolor przypominał swym odcieniem niebo, w pogodny dzień.

    -To ten naszyjnik był sprawcą moich koszmarów oraz tym, co ściągało na mnie wiele niebezpieczeństw...

    Ściszyła nieco głos, chwyciła naszyjnik w palce i zaczęła nim huśtać, niczym wahadełkiem. Vathlos nie wiedział czy hipnotyzuje go ruch naszyjnika, czy delikatny głos czarodziejki. Lillriana zaczęła mówić dalej:

    -O moim pochodzeniu nic bliżej nie wiadomo, znaleziono mnie w małym, wiklinowym koszyku tuż przy bramach miasta. Miałam ten kamień na szyi, od początku mi towarzyszył. Mój mistrz- wielki mag, nie wiedział co oznaczają wyryte na tym błękitnym krysztale tajemnicze symbole. Jedno tylko go wielce dziwiło... Kamień ten błyszczał jedynie w moich dłoniach, gdy ktoś inny go dotyka, jego blask gaśnie, niczym płomień świecy. Gdy uratowałam Cię przed panterą, wypowiadałam swe zaklęcie, trzymając go w dłoni... Zaczął on wtedy dziwnie świecić, tak jakby wewnątrz znajdował się jakiś płomień... Czar wyczerpał całkowicie moje siły, padłam wówczas na kolana, pamiętasz? –znów skierowała na niego swój wzrok.
    -Tak pamiętam, pobladłaś wtedy i byłaś taka nieobecna...
    -Dokładnie. Myślałam, że mi to przejdzie... Potem był ten dziwny sen w lesie, a właściwie koszmar. Śniło mi się, że mag w srebrnej masce zabiera mi mój naszyjnik a potem chce mnie zabić... To nie był jednak koniec moich problemów. Luk uratował w lesie przed niedźwiedziem pewnego starca- on znał moc tego amuletu!
    -No i co się stało? Powiedział tobie coś o nim? –spytał zabójca.
    -Nie zdążył... Wspomniał, że grozi mi, a z mojego powodu również i wam ogromne niebezpieczeństwo. Potem nie wiadomo skąd wystrzelono strzałę, która trafiła go prosto w serce i zabiła...
    -To wszystko jest naprawdę tajemnicze...
    -Tak, dlatego dziś przyszłam tutaj Vathlosie, do tej biblioteki, będę szukać odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Siły do mnie wróciły, jednak boję się używać magii, muszę najpierw poznać moc kryształu...
    -Dobrze Lil, tylko uważaj na siebie.
    -Dam sobie radę Vathlosie...

    Wtem usłyszeli jakieś zamieszanie na zewnątrz, jakby odgłosy bójki.

    -Zobaczę co się tam stało, proszę zaczekaj tu na mnie Lil... – objął czarodziejkę, po czym wyszedł sprawdzić, co było źródłem zamieszania.

    Lillriana siedziała przy stoliku, na jednym z regałów dostrzegła wielką, czarną księgę, na której widniała złota pieczęć. Wstała, założyła na szyję swój medalion i podeszła do regału. Wzięła w swe małe dłonie księgę... Wtem drzwi biblioteki zatrzasnęły się. Najdziwniejsze było to, że w środku nie było nikogo, nawet bibliotekarka gdzieś znikła. Vathlos bezskutecznie próbował otworzyć wielkie drzwi. Lillrianę przeszły dreszcze, nie panikowała jednak, obejrzała dokładnie okładkę księgi. Widniały na niej symbole dokładnie takie same, jakie miał jej naszyjnik.
    -Chyba znalazłam to czego szukałam.... –powiedziała cicho sama do siebie.
    -Młoda, naiwna czarodziejko... Myślałaś, że uda ci się mnie przechytrzyć? A może myślałaś, że jestem tylko wytworem twej wyobraźni... Ja istnieję, twój najgorszy koszmar stoi właśnie za tobą...

    Obróciła się szybko, tak to był on... Mag z jej snu, cały w czerni, w srebrnej masce, szedł w jej kierunku, wydając z siebie jedynie diaboliczny śmiech zwycięstwa. Lillriana zamarła, serce biło jej jak oszalałe.

    -W końcu się spotykamy... –wyszeptała drżącym głosem...


  7. Dnia 25.07.2007 o 13:22, bezimienny15 napisał:

    > To moja kolej, hmmm...
    > Pytanie do części trzeciej...
    >
    > Co przeszkadzało Shrekowi w usłyszeniu tego, co chce mu przekazać Fiona, podczas gdy wypływał

    > statkiem?
    Gościu z rogiem, który wydawał odgłosy syreny pokładowej - mniejwięcej było tak.


    Dobrze!

    bezimienny15 +1

    zadajesz :)


  8. Dnia 25.07.2007 o 12:23, Wodzasty napisał:

    Ja dla przykładu nie znoszę muzy wtórnej, "produkowanej" i takiej, do której dorabia się na
    siłę ideologię... Niestety, w metalu też taka się zdarza...


    Masz rację, w każdej muzyce doszukać można się niestety wykonawców szablonowych, którzy swoją twórczością nie wnoszą nic nowego do gatunku. Są to skrajne przypadki, ale występują- ważne by trzymać się od nich z daleka:)


  9. I tu się znów z Tobą zgodzę, nie ma sensu porównywanie metalu z techno, "bo to 2 zupełnie przeciwne od siebie bieguny". Może dlatego, że od początku słuchałam raczej cięższego grania, trudno mi jest zrozumieć tak odmienne gusta innych... Wiem jedno - metal był, jest i będzie moim ulubionym gatunkiem muzyki, bo jest wspaniały i niepowtarzalny pod każdym względem :)


  10. Hmmm... Nie powiedziałabym, no ale niech będzie. Nigdy nie słuchałam i nie będę słuchać techno, bo dla mnie nie jest to muzyka. Co do przeznaczenia techno w pełni się z Tobą zgodzę, to jest coś "do spontanicznej zabawy i tańca", czyli potwierdza się to, co wie chyba każdy - większość (może nie wszyscy ale większość) osób słuchających techno nie zwraca uwagi na to, czego słucha. Byle by się przy ty dobrze tańczyło - to ma być muzyka... Nie sądzę ;)


  11. Jasne, tylko porównajcie sobie płytę jakiejś grupy grającej metal, z płytą takiego (blee!)techno
    Widać różnicę- w pierwszym przypadku to jest muzyka- w pełnym znaczenia tego słowa. Intra, przejścia, solo gitarowe, popisy wokalne, instrumentale... A w drugim- kilkugodzinne "umc umc umc"- jednolite, jednostajne, po prostu ubogie... Techno i hh stawiam na jednej półce podpisanej - mniej niż zero- nie dotykać!
    Nie oznacza to, że według mnie każdy winien słuchać jedynej słusznej muzyki -metalu. Ależ skąd, bardzo proszę słuchajcie sobie czego tylko chcecie, muzyka to nasz wybór, tylko moim zdaniem powinno wybierać się to co jest najlepsze :)