mikens

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    3
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O mikens

  • Ranga
    Obywatel
  1. Długo już przemierzali korytarz, a im dalej brnęli do przodu, tym tunel był coraz węższy i coraz bardziej śmierdziało. Jednak poza zwykłym smrodem, dało się czuć coś jeszcze. -Czujecie? ten zapach - rzucił Roland - to chyba... - Tak, to smród siarki - przerwał mu Baobab - zagłada jest coraz bliżej. - O co tu kurwa chodzi? - zapytał coraz bardziej zły Dragon. - Nie mam pojęcia - odparł Roland - aje chyba już niedługo się dowiemy. Dalej szli w milczeniu. Nagle korytarz zaczął robić się coraz szerszy, aż dotarli do rozwidlenia. Zatrzymali się. - Co teraz, kapitanie? - spytał Dragon. - Nie wiem. Baobab, mógłbys użyć zaklęcia, aby wskazać nam dobrą drogę? - Zaklęcia użyję, jednak czy tu jest w ogóle jakaś dobra droga, to wątpię - Baobab zaczął mamrotać coś niezrozumiałego. Wtedy z oddali za nimi dało się słyszeć jakieś odgłosy, jakby marsz, bardzo szybki marsz, a w zasadzie był to bieg. To nadciągali żołnierze, słychać było jak pogania ich dowódca. - Baobab już? krzyknął niecierpliwie Rolnad, ten jednak nic nie odpowiedział, dalej mamrotał swoje zaklęcia. - Kurwa! Tędy, nie ma czasu - wykrzyczał, wskazując lewy korytarz. - Tak, tędy będzie dobrze - rzekł Baobab - właśnie skończyłem. Wbiegli we wskazany korytarz. Biegli najszybciej jak tylko mogli. Na chwilę ucichły odgłosy pogoni. Widocznie dotarli do rozwidlenia i też zastanawiali się, którą drogę wybrać. Jednak oni nie zastanawiali się tak długo. Po chwili piraci znów usłyszeli odgłosy bienących żołnierzy, którzy byli coraz bliżej. - To już po nas, kurwa mać - zagrzmiał pod nosem Claudy. - Jeszcze nie - szybko odpowiedział Roland i wskazał ręką przed siebie. Z przodu cos jaśniało. Cicho zbliżyli się, Roland wyjżał z końca korytarza i zamarł na moment. W ogromnej sali paliło się wielkie ognisko, przy którym stała wysoka postać w czarnym płaszczu, a jej twarz zakrywała maska, która wyglądem przypominała krowią czaszkę. Wokół ogniska znajdowało sie dwanaście pali, a do każdego przywiązany był człowiek. Poza tym kręgiem stała niezliczona ilość nieumarłych. - Co teraz kapitanie? - spytał bosman. - Szybko, schowajmy się za te głązy, zobaczymy co się wydarzy gdy nadejdą żołnierze i wtedy zdecyduję co dalej. Przekradli się cichaczem za głazy, ledwo się przenieśli, a z korytarza wyłonili się żołnierze. Szybko oddali pierwsze strzały. Te zwróciły uwagę nieumarłych. Nekromanta machnął ręką, aby ruszyli na nich - idźcie i zróbcie z nimi porządek, ja muszę dokończyć - odparł szorstkim głosem. Nieumarli ruszyli na żołnierzy, ci zdąrzyli oddać dwie salwy, zanim Ci sie do nich zbliżyli, wtedy rzucili broń i dobyli szabli. Nieumarli padali gęsto, jednak ich przewaga liczebna była zbyt duża. Dowódca krzyczał mobilizująco aby wytrzymali jak najdłużej, - za chwilę bedzie wsparcie - krzyczał. I miał rację, jednak nie do końca. W tym momencie bowiem z drugiego końca sali wpadł zakrwawiony żołnierz. Padł na ziemię i zanim skonał, zdąrzył jeszcze krzyknąć, że wszyscy zgineli. Tymczasem żołnierzy było coraz mniej. Nieumarli przypierali ich do głazów, za którymi krył się Roland i jego załoga. - Szykuj się - syknął Roland - na nieumarłych - dodał aby rozwiać wszelki wątpliwości, jeżeli któryś z jego towarzyszy mógł mieć takie. - Atak! - i rzucił się zza kamieni na nieumarłych. Żołnierze przez chwilę stali jak słupy zaskoczeni nagłym wsparciem, ale szybko wybudził ich krzyk Dragona - No kurwa, ruszcie, że dupy skoro zechcieliśmy wam pomóc. Widać mobilizacja zadziałała, wśród nieumarłych zaczęło się robić coraz więcej wolnej przestrzni. Do Rolanda dopchał się dowódca oddziału: musimy go zabić, zanim skończy - wskazał nekromante - wzywa strasznego demona, a gdy skończy, wtedy już nic nas nie uratuje. Roland kiwnął na bosmana, Dragona i Willowa. Ruszyli do przodu, wycinając sobie przejście przez zastęp nieumarłych. Obok nich buchnęła chmura ognia. To Cloudy , pluł ogniem z pyska. Szli szybko, a jeszcze szybiej wybijali nieumarłych. Willow się zachwiał. W jego bark wgryzał się niumarły. Roland ciął mieczem. - Zatrzymam ich, biegnijcie - krzyknął Willow. Ruszyli szybko bez niego. Dobiegli do nekromanty, pierwszy był Dragon. Był już o krok. Już zbierał się do cięcia, gdy runęła na niego kula ognia. Odrzuciło go na parę metrów. Nekromanta przygotowywał kolejną kulę ognia, która rosła mu w cienkich kościstych, starczych dłoniach. Już miał nią cisnąć w bosmana, który biegł na niego, gdy nagle padł strzał. To Roland strzelił z piekielnego pistoletu Dragona ( tylko tyle po nim pozostało). Kula trafiła w samo serce nekromanty i wessała jego duszę. Jak się okazało był to starzec, którego Roland już kiedyś widział, tylko nie mogł sobie przypomnieć gdzie i kiedy miało to miejsce, lecz w tym momencie nie miało to dużego znaczenia. Gdy nieumarli dostrzegli, że ich przywódca padł, pierzchali prędko w kąty i rózne zakamarki. Widać było, że przeszła im ochota do walki. Oficer z garstką zołnierzy, którym udało się przeżyć, zbliżył się do Rolanda - dziękuję - rzekł - mój pan Cię wynagrodzi. - To bardzo ciekaw, jednak porozmawiamy o tym gdy już wyjdziemy na zewnątrz, nie mam chęci dłużej tu przebywac. Odwiążcie ich i idziemy - wskazał na przywiązanych do pali. - Za późno, już sprawdziłem. Nikt nie przeżył - poinformował bosman. - W takim razię, w drogę rozkazał Roland. Ruszyli na powierzchnię. Wśród nich brakowało Dragona, Willowa i Cyklopa, który ranny wcześniej, nie dał rady wytrzymać w boju. - Wiesz co oficerze, przydałby mi sie nowy okręt. Mój dziwnym trafem został zatopiony - rzucił Roland.