Mnie tylko swie rzeczy bolały - duże uproszczenia w stosunku do poprzednich części, oraz (chyba najbardziej) zakończenie Naprawdę, niegdy jeszcze nie spotkałem tak dobrze wykreowanej postaci jak ona [Elizabeth]. Wreszcie widać że nie jest to kolejny NPC który pcha się pod nogi, a postać która "żyje", jest pomocna i widać w niej taką... prawdziwość. Naprawdę masakrycznie mi szkoda że jest to prawdopodbnie pierwsza i ostatnia część Bioshocka w której mam z kimś takim do czynienia.