Obiezyswiat023

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    2
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O Obiezyswiat023

  • Ranga
    Obywatel
  1. Witam, moja wersja zakończenia. Może się spodoba. I sorry, jeśli niezbyt stylistycznie, ale jest to moje pierwsze opowiadanie:). Mam tez nadzieję że nie za długie. Przykro mi za brak akapitów, ale to wina mechanizmu dodającego posty. ...Wędrowali długim korytarzem zbudowanym z kamiennych cegieł. Mieli nadzieję, że żołnierze słyszeli legendy o tych podziemiach i nie odważą się do nich wejść, choć sami wmawiali sobie, że te opowieści to zwykłe bujdy. Tunele zdawały się nie mieć końca. Przechodzili przez wiele rozwidleń drogi i choć starali się zachować orientację w kierunkach, szybko ją stracili. Czas mijał, a piraci, mimo że nie słyszeli już wystrzałów armatnich, byli przekonani że chodzą w kółko. Zapewne przeklinaliby tak te, jak i wszystkie inne lochy, gdyby nie to, że starali się być jak najciszej, aby się przypadkiem nie przekonać, że wszystkie opowieści o tym miejscu mówią prawdę. Jednak po, jak im się zdawało, kilku godzinach błądzenia w podziemiach, nie napotkawszy żadnego śladu, że jest tu jest tu jakieś zło prócz nich, ich strach zaczął mijać. -Głodny jestem.- mruknął po pewnym czasie Wilow przerywając ciszę. -Głodny jesteś?- na nieszczęście dla niego Roland to usłyszał.- W takim razie gdy dorwiemy coć do żarcia, ty ostatni będziesz miał prawo to tknąć! Już was przestało przerażać to miejsce?!- posuwając się cały czas do przodu wyładowywał na swojej załodze napięcie, które się w nim nagromadziło.- Gdy tu wchodziliśmy trzęśliście się jak... drzwi!- zatrzymał się nagle. -Drzwi z reguły się nie trzęsą.- zaoponował Dragon. Nie. Tu, w ścianie są drzwi.- podszedł do ściany na rozwidleniu korytarzy. Rzeczywiście, były tam kamienne drzwi. Roland nacisnął klamkę, ale nie ustąpiły. -Zamknięte.- stwierdził z zawodem w głosie.- I nie ma zamka. Musi być z drugiej strony. Wszyscy tu obecni zaklęli siarczyście. Już mieli nadzieje, że się stąd wydostaną. Sądzili, że tam gdzie są drzwi, tam jest wyjście. -Baobab.- kapitan zwrócił się do czarodzieja.- Sprawdź, czy możesz coś z tym zrobić. Reszta niech się lepiej odsunie. - Mag zbliżył się do nich i zaczął je oglądać. Po chwili odszedł parę kroków , wykonał rekami jakiś skomplikowany gest wypowiedział szeptem dziwne słowa. Z jego palców wytrysnął żółty strumień energii i uderzył w drzwi. Nawet nie drgnęły. -N-nic nie z- zr- zrobię.- wyjąkał. -Co jest z tobą tchórzu?!- zdenerwował się Roland. -Zagłada.- to słowo wypowiedział nadzwyczaj płynnie. -Kapitanie! Powinien pan to zobaczyć.- kłótnie przerwał Strup.- Tam.- wskazał w głąb tunelu z którego przyszli. Gdy Roland tam spojrzał zobaczył błyski fioletowego swiatła. Po chwili światło zaczęło się do nich przybliżać z dużą prędkością. -Uwaga!- krzyknął ktoś. Piraci odskoczyli na boki, a światło uderzyło w sufit nad miejscem, gdzie przed chwilą stali. Jedynie Wilow nie zdążył zareagować. Powiedział tylko „Oj” nim strop zawalił mu się na głowę. Przekleństwa posypały się z ust byłej załogi „Orlicy” , jak płatki śniegu podczas zamieci. Roland wstał z ziemi i rozejrzał się. Razem z Baobabem, Cloudy''m i Moonshine''m był w tunelu na prawo od drzwi. Wejście do niego było zasypane. Mieli tylko jedną drogę do wyboru. -Jesteście cali?!- usłyszał zza gruzu głos Strupa. -Tak, ale mamy odcięta drogę powrotu! -My także! -Idźcie w głąb tunelu, na pewno nasze dwa gdzieś się schodzą. Spotkamy się dalej.- Piraci po jego stronie chyba zaczęli dochodzić do siebie, bo słyszał za plecami przekleństwa. -Aj, aj kapitanie!- odparł Strup. Roland jeszcze słyszał jak wydaje polecenia piratom po swojej stronie. -Kapitanie. Została nam tylko jedna pochodnia.- zameldował Cloudy. -Daj mi ją. Pójdę przodem.- odparł Roland. Popatrzył na Baobaba zastanawiając się czy ten nie mógłby magicznie wytworzyć światła, ale stwierdził że czarodziej w tych podziemiach nie nadaje się do niczego.- Za mną! Nie ociągać się. Piraci bez szemrania ruzyli za swym kapitanem w głąb tunelu. Po chwili napotkali zakręt, a kilkanaście kroków dalej drzwi, takie same jak wcześniej. Ich również nie dało się ruszyć. Naprzeciwko zamkniętego przejścia był kolejny korytarz, lecz ten, którym szli, jeszcze się nie skończył. Ruszyli więc naprzód, sądząc że ściana, w której osadzone zostały drzwi, ma kształt kwadratu i będą mogli spotkać się zresztą załogi. Nie pomylili się w połowie, bowiem ściana była kwadratowa, ale nie spotkali reszty załogi. Na końcu tunelu przejście blokował wielki kamień, na którym wyryte były symbole z nieznanego im alfabetu. U stóp kamienia leżał szkielet, a przy nim... o litościwa wodo... pochodnia. Moonshine podniósł ją i podetknął Cloudy''emu pod nos. Po chwili mieli dwa źródła światła. Jedyną drogą był tera tunel naprzeciwko drzwi, tak więc była załoga „Orlicy” zawróciła i weszła w ten korytarz. Na czele szedł Roland z jedną pochodnią, za nim Baobab, Cloudy, a na końcu Moonshine z drugą pochodnią. Niebawem doszli do olbrzymiej sali, jeśli tak można nazwać wielką grotę wykutą w skale. Na jej środku w słabym świetle pochodni połyskiwało jezioro, a na brzegach piraci zobaczyli zabudowania. -To jakieś podziemne miasto.- stwierdził Moonshine, gdy zanurzyli się w nie. -Podzielimy się na dwie grupy.- Roland dyrygował korsarzami.- Pierwsza stworzymy ja i...- zawahał się.- ...Baobab, a drugą Moonshine i Cloudy. Przeszukajmy domy. Spotkamy się tu za 15 minut. Liczę na wasze wyczucie czasu. Rozeszli się. Kapitan wszedł do pierwszego, lepszego domu. Czarodziej, niezbyt przytomny, podążył za nim. Znaleźli dwa rozsypujące się szkielety, kilka bardzo starych mebli, resztki tego co kiedyś było jedzeniem, kilka pochodni (wzięli je ze sobą) i ciężki, obosieczny miecz. Ta ostatnia rzecz ich (a przynajmniej Rolanda) zdziwiła, nikt nie używał takiej broni przynajmniej od stu lat. W drugiej chacie, do której zaszli, sytuacja przedstawiała się podobnie. Już chcieli wracać na miejsce spotkania, gdy dobiegł ich głos jednego z pozostałej dwójki: -Kapitanie. -Co jest Moonshine? -Znaleźliśmy coś ciekawego.- kanibalowi zaświeciły się oczy. -Więc prowadź. -Aj, aj kapitanie!- chirurg zaprowadził ich do dużego budynku w głębi groty. Weszli do niego, przeszli przez parę sal i znaleźli się w dużej komnacie, w której był Cloudy i... o wszystkie morza świata... sterta złota. -Do szczęścia brakuje tylko rumu.- powiedział Roland nie odrywając oczu od skarbu. -Rum też jest.- uszczęśliwił kapitana ziejący ogniem pirat.- W drugiej komnacie . Rzeczywiście, tak jak mówił Cloudy znaleźli , w sali obok, beczułki (dokładnie 44) pirackiego trunku. Było tam również dobrze zakonserwowane mięso i bukłaki z czystą wodą. Wszystko było tam od niedawna, ale byli zbyt szczęśliwi, żeby się nad tym zastanowić. Ze znalezionych w osadzie kół, kilku par drzwi, paru gwoździ i sznurka zrobili wózek. Załadowali na niego złoto w znaleźnych workach (niestety tylko dwóch), kilka beczułek rumu, trochę mięsa i bukłaków z wodą. Wzięliby więcej, ale wiedzieli że wózek by tego nie wytrzymał. Zawieźli wszystko na plac przed budynkiem i rozpalili ognisko, jako podpałki używając wszystkich drewnianych rzeczy, jakie znaleźli w zabudowaniach. Nad ogniem upiekli trochę mięsa i chociaż nie było ludzkie, nawet Moonshine był zadowolony. Podczas posiłku Rolandowi przypomniała się kłótnia z Wilow''em. Odepchnął od siebie to wspomnienie. Następnie piraci otworzyli beczułke rumu i zaczęli pić. Po wypiciu trzeciej zaczęli śpiewać sprośne piosenki i wyzywać zło, które ich rozdzieliło z towarzyszami. Nawet Baobab zapomniał o „Zagładzie”. Po trzech kolejnych beczułkach piraci padli nieprzytomni na ziemię. TO patrzyło. TO widziało. Chrapiący obcy, na jego terenie. Fioletowy błysk w ciemnościach. Roland otworzył oczy. Czuł że głowa mu zaraz eksploduje. Miał wielkiego kaca po ostatniej pijatyce. Byli w karczmie u... nie, byli w podziemiach Necroville. Podniósł się z ziemi i rozejrzał. Ognisko płonęło. Siedział przy nim Cloudy. Wyglądał, jakby przed chwilą uczył słonia tańczyć. Moonshine''a nigdzie nie było, a Baobab mamrotał przez sen swoje „Zagłada”. -Gdzie nasz chirurg?- spytał kapitan. Cloudy podskoczył. Nie zauważył kiedy Roland wstał. -Poszedł za potrzebą.- poinformował, gdy już się uspokoił. -Dobry pomysł.- dowódca „Orlicy” chciał pójść w ślady kanibala, lecz nim zdążył zrobić krok zobaczył coś, co zmroziło mu krew w żyłach. Na ścianie pobliskiego budynku, w kręgu światła rzucanego przez ogień, widniała wiadomość napisana tym samym, nieznanym piratom alfabetem, który widzieli wcześniej na kamieniu. Za atrament nadawcy posłużyła krew. Świeża, a z nimi nie było jednego członka załogi z ich grupy. Roland zdołał odwrócić od tego wzrok i spojrzeć na Cloudy''ego. On też to zauważył i był równie przejęty jak kapitan. -Zwijamy się.- rozkazał dowódca. Ziejący ogniem korsarz nie protestował. Zapalili kilka pochodni, zgasili ognisko, zbudzili Baobaba i czekali w napięciu na Moonshine''a. Starali się, aby pochodnie nie oświetlały napisu. Gdy chirurg przyszedł, odetchnęli z ulgą. To nie była jego krew. Niespokojni o resztę załogi, nie dając żadnych wyjaśnień skierowali się w tamtą część groty, gdzie jak mieli nadzieję znajduje się wyjście. Nie pomylili się. Po kilku minutach znów szli niekończącym się labiryntem korytarzy. Czarodziej i kanibal nigdy nie mieli dowiedzieć się, co tak wystraszyło ich kamratów. Na szczęście nadal mieli wóz ze złotem, rumem i mięsem. Większość wody zużyli na kaca, który minął im po kilku godzinach błądzenia. W końcu trafili do sali z której wychodziło osiem dróg. Na jej środku stała pochodnia wbita w but, do którego przywiązana była kartka. Obok, na ziemi, widniała strzałka wskazująca jeden z korytarzy. Roland uwolnił od sznura kartkę i przeczytał: Kapitanie Roland, mam nadzieję, że odnajdziesz tę wiadomość. Gdy was nie spotkaliśmy w tunelu, błądziliśmy po korytarzach. Przy szkieletach z dawnej ekspedycji do podziemi znaleźliśmy jedzenie i wodę. Chcieliśmy zaczekać w tej sali na was, lecz się nie zjawiliście i postanowiliśmy wyruszyć. Strzałka wskazuje korytarz, który wybraliśmy. Strup Cały Strup, pomyślał kapitan, krótko, rzeczowo, bez zbędnych, pięknych słówek. Roland przeczytał wiadomość na głos, po czym kazał Moonshine''owi wziąć buta (może się jeszcze właścicielowi przydać) i bez gadania wszedł w korytarz, który wcześniej wybrała druga część załogi. Piraci podążyli za nim. Posuwali się dość wolno, bo musieli wlec ze sobą wóz, ale w końcu dotarli do miejsca, w którym mieli dwie drogi do wyboru. Jedna była za żelazną kratą, która miała dziurę dość dużą, aby przecisnął się prze nią nawet taki olbrzym jak Baobab. W pomieszczeniu za nią panowała wielka ciemność, lecz na jej końcu dwie pochodnie oświetlały schody. W górę! Dochodziły z tego pomieszczenia odgłosy walki. Druga droga natomiast prowadziła w dół i bił od niej nieprzyjemny chłód. Roland zauważył przy kracie broń. Podniósł ją. To była rusznica Dragona. Głowa Slasha znienacka uderzyła w żelazną blokadę. Była bez ciała. Kapitana ciarki przeszły po plecach. Za sobą usłyszał jakiś hurkot. Okazało się że to Moonshine i Cloudy stracili panowanie nad wozem i teraz zjeżdżali drogą w dół. Korsarz zaklął i wrzasnął: -Załoga „Orlicy” do mnie! -Kapitan!- usłyszał krzyk Uhu z ciemnego pomieszczenia, a po chwili jego krzyk i nastała grobowa cisza. Roland bledszy od wampira bez makijażu pobiegł w ślad wozu. Baobab zachowywał się jak jego cień. Po drodze napotkali ciało nieżywego Strupa, lecz nie zatrzymali się. Kapitan (ze swym cieniem) stanął dopiero w miejscu, gdzie korytarz zamieniał się w rozległą grotę, skąpaną w ciemnościach. Gdzy tylko stanął owiało go zimne powietrze, które zgasiło pochodnię. Zaklął. -Baobab, zrobisz trochę światła? Musimy odzyskać złoto i rum.- po chwili przypomniał sobie o towarzyszach.- Oraz uratować Moonshine''a i Cloudy''ego. -Z-z-za-zagł-ada-zagłada.- wyjąkał zapytany, ale po chwili za pomocą czarów, zapalił słabe drgające światło. Kapitan westchnął. Wyrzucił zgaszoną pochodnię i wyciągnął cutlas. W drugiej ręce wciąż trzymał broń Dragona. Tak zanurzyli się w mroku dwaj piraci. Kapitan Roland z przodu z cutlasem w jednej i rusznicą Dragona w drugiej ręce, a za nim czarnoskóry czarodziej Baobab podtrzymujący magiczne światło. -Sierżancie!- zwrócił się do swego dowódcy żołnierz w szpiczastym hełmie.- Znaleźliśmy tego tutaj przy południowej bramie.- Sierżant spojrzał w oczy czarnoskóremu mężczyźnie. Zobaczył w nich tylko obłęd. -Zagłada.- wyszeptał jeniec z ulgą w głosie. -Zabierzcie go na okręt.- rozkazał dowódca. Czarodziej, pirat Baobab został wysłany na statek nieopodal wybrzeży miasta Necroville. Na statek, który miał na burcie napisane „Błędny rycerz”.
  2. Czy dobrze zrozumiałem z regulaminu, że zwycięzca musi płacić przed otrzymaniem nagrody? Opowiadania umieszczać tu, czy pod opowiadaniem?