Zaloguj się, aby obserwować  
ROBAT

Znajdź Skarb! - Forumowa Gra

209 postów w tym temacie

Helting natychmiast odwrócił się i zobaczył omdlałego Ildriana, który ginął powoli pod wodą... Wyciągnął swoją strzelbę i płynąc w stronę Ildriana strzeli wprost w wodę... Ildrian wypłynął na powierzchnię wraz z zielonkawą mazią. Helting chwycił go i zaczął płynąć w stronę reszty załogi...
- Nie zatrzymywać się! - Krzyknął Robat - W przeciwnym razie Topielce wciągną was pod wodę!
- Tak jest kapitanie! - Krzyknęła wspólnie cała załoga.
Jednak im wody było więcej, tym stawał się ona gęstsza do mułu naniesionego z równiny ponad uskokiem. Załoga coraz wolniej płynęła. "Kapitanie! - Wykrzyknął Mateusz - Płyniemy pod prąd w tej zamulonej wodzie! Potopimy się... Załoga traci już siły." I w tym momencie jakby na zawołanie przed załogą wyrosła półka skalna nie narażona na podtopienie... "Tam! - Krzyknął wypluwając wodę Eryk - Na tą półkę skalną!"
Kiedy cała załoga wygrzebała się na "suchą" półkę skalną, Helting położył obok siebie nieprzytomnego Ildriana... Nagle coś chwyciło go za nogę i gdyby nie szybka interwencja Mateusza Helting byłby pokarmem dla ryb... "Dzięki kamracie... - Rzekł dysząc Helting - Jednak odsuńmy się od krawędzi bo te zmory wciągną nas pod wodę!". Tak też wszyscy zrobili... Jednak sytuacja pogarszała się gdyż z każdą minutą woda podnosiła się a na półce nie było już miejsca aby ścieśniać się w środku... Nagle... Deszcz przestał padać... Z wielkiego jeziora, jakim był teraz wąwóz, wyłoniły się łodzie porośnięte glonami... Na każdej łodzi stał Topielec trzymający harpun lub sieć w ręce...
- Co teraz kapitanie? - Zapytał drżącym głosem Qrczak.
- Jak to co? - Zdziwił sie Robat - Jesteśmy w końcu nad wodą? A morza i oceany to też woda... Przygotować się do abordażu!!!
Załoga szybko ustawiła się w pozycji bojowej... Mateusz rzucił w kierunku jednego z Topielcóe sztylet, który perfekcyjnie trafił tamtego między oczy... Rozgorzała bitwa...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Piraci już udowodnili, że potrafią walczyć z nawet najbardziej nietypowym i niespodziewanym przeciwnikiem, nie inaczej było teraz. Załoga sprawnie dostała się na wrogie statki i wkrótce słychać było świst broni piratów i głuche jej uderzenia o ręce przeciwników, tak ręce, okazało się bowiem, że przedramiona topielców są w stanie znieść cios zadany bronią białą. Kamraci uwijali się w ogniu walki, szybkie cięcia rozdzielał Adidas, spokojne i precyzyjne razy zadawał Igorinho, wkrótce ilość topielców zamieszkujących wyspę zmalała dość znacznie, jeśli pozostał jakiś jeszcze to nie odwarzył się zmierzyć ze zwycięzcami tego starcia. Na szczęście marynarze nie odnieśli żadnych strat własnych, nie licząc Adidasa, który stłukł, na szczęście pustą, butelkę
- Da się pływać tymi skorupami? – spytał Robat Eryka, który już zdążył ocenić stan techniczny stateczków
- Wie pan kapitanie, jakoś to będzie – z optymizmem odrzekł Eryk i przewidując rozkaz kapitana stanął przy sterze. Okręty były tak małe, że musieli płynąć na dwóch, po cztery osoby na jednym, a i tak jeden załogant siedział na burcie i moczył nogi w zamulonej wodzie.
- Jak myślisz gdzie dopłyniemy? – spytał Qrczak Adidasa
- Tam gdzie chcieliśmy dojść, i tak byśmy szli tą trasą – odparł zapytany
- Racja, przynajmniej się nie nachodzimy – z uśmiechem odrzekł Qrczak
Tymczasem ściany wąwozu coraz bardziej się obniżały, to samo czynił także poziom wody i nasi bohaterowie wkrótce mieli wypłynąć z wąwozu i osiąść na lądzie…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Napisałem już pół strony w Wordzie i Makintosh mnie uprzedził:( przepraszam za dwa posty z rzędu i OT, ale musiałem się wyżalić, tyle wysiłku na nic, ale za to rozwiązał sytuację bardziej pomysłowo ode mnie.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ @offtop: Ja i tak czekałem na Twój post... Widziałem, że jesteś dostępny i myślałem, że napiszesz coś prędzej ode mnie... Na drugi poczekam trochę dłużej :P ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy przemoczeni i zmęczeni uradowali się gdy zobaczyli ląd.
Jak daleko kapitanie ? - Spytał Adidas.
Około 2 km. Teraz i tak zrobimy sobie przerwe, ognisko, musimy wyschnąnć. - Rzekł Robat.
Gdy ognisko zapłoneło wszystkim usmiechnęły się twarze. Robat zastanawiając się co dalej, sięgnał po mape...
Cholera ! Mapa zamokła !! - Wykrzyczał.
Niemożliwe, co teraz ?! - wszyscy krzykneli.
Na szczęście miejsce do którego idziemy jest już niedaleko, nie pomylimy drogi, mam nadzieję. - Rzekł Qrczak.
Nikt się nie odzywał, było słychać trzaskanie drzewa i mlaskanie żeglarzy, którzy zjadali resztki z ostatniego posiłku, które ze sobą zabrali. Powoli każdy zasypiał, czuwał tylko Robat i Mateusz.
- Kapitanie, coś dziwnego wydarzyło mi się podczas gdy walczylismy z umarlakami. - rzekł Mateusz
- Co takiego ? Mów. - odpowiedział Robat.
- Gdy Nieznajomy nam pomógł i powiedział że Makintosh nas zdradził, przeniosłem się w czasie tak jakb.. byłem tylko ja i Nieznajomy. Stałem w tym samym miejscu, ale nie było śladów walki, ani was... Tylko ja i on... Powiedział mi, że od tej bitwy minęło 8 lat... i że nikt jej nie przeżył....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy oniemieli. Minę mieli, jakby byli duchami. Teorytycznie tak, ale...
- Muszę to sprawdzić! - wykrzyczał kapitan. - Czyżby Makintosh wiedział o tym...? Wiemy, że zombie giną tylko po strzale w głowę. Czy ktoś z was chce narazić się na strzał?
- Może utniemy komuś palec? - i gdy Qrczak wypowiedział te słowa, Makintosh pojawił się przed nimi.
- CHA, CHA - zaśmiał się szyderczo. - To może nie jest prawda. Ale może jest. Zginiecie na pewno... Spodziewajcie się najgorszego. Mówię to, bo mimo wszystko mam swój honor. - i zniknął nagle, zostawiając obłok dymu.
- Hmmm... Sir, może zrobimy lekką ranę na moim ramieniu? - spytałem.
- Tak, jeśli odczujesz ból, to znaczy, że nie żyjemy. - i Robat zrobił mi lekkie nacięcie na skórze.
- Czy czujesz ból? - spytali się mnie wszyscy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ildrian popatrzył na wszystkich stojących wokoło... Qrczak jakby dla pewności wsadził nóż głębiej, że aż Ildrian podskoczył z bólu... "Boli! - Krzyknął rozcierając krwawiące ramię - To chyba dobry znak?" Wszyscy roześmiali się głośno gdyż wiedzieli, że jeszcze nie gniją... Załoga rozeszła się wokół ogniska i powoli każdy usypiał. Ildrian położył się jako ostatni, gdyż musiał zabandażować sobie rozcięte ramie... Na warcie pozostał Mateusz i Robat...
Niebo nad wąwozem było czarne i tylko dzięki księżycowi można było rozróżnić porę nocy... Robat stwierdził, że północ już minęła. Mateusz ziewnął...
- Prześpij się. To Ci dobrze zrobi. - Powiedział Robat przeciągając się.
- Ale... Kapitanie... - Wyjąkał Mateusz - Czy i ty nie zaśniesz?
- Nie martw się o mnie... Wiele nocy nie przespałem tak więc kolejna nie robi na mnie wrażenia...
- Dobrze... - Powiedział Mateusz ziewając - Dobranoc kapitanie...
- Dobranoc... Śpij dobrze... - Odpowiedział Robat widząc, że Mateusz usnął natychmiast gdy usiadł na ziemi.
Noc mijała spokojnie. Za spokojnie - stwierdził w myślach Robat... Minęła niecała godzina kiedy Robat usłyszał jakiś szelest... Natychmiast chwycił za głowicę miecza, gdyż bał się, że Potępieni wrócili... Jednak poczuł, że przenika go złowrogi chłód i bał się czegoś gorszego. Kiedy ujrzał zielonkawe światło wiedział, że musi obudzić kamratów. Kiedy chciał już krzyknąć ujrzał, że po ognisku nie ma śladu i stoi w zupełnie innym miejscu...
- Witaj Vala... - Rzekł Nieznajomy podchodząc do Robata.
- To ty... Już Cię dzisiaj widzieliśmy... - Odpowiedział Robat.
- To nie byłem ja... Tylko ten, który sie pode mnie podszywa... - Powiedział Nieznajomy i dodał - Dzisiaj? Nie... Ty znasz inną Ardę niż ta, na której stoisz... Ty nie istniejesz...
- Słucham?! - Powiedział zszokowany Robat - Przecież tu stoję i...
- Ja tez tu jestem... - Przerwał mu Nieznajomy - Ale czy to wystarczy do istnienia?
Robat stał osłupiały i nie wiedział co powiedzieć... Jednak po chwili przemyśleń odezwał się.
- Tak więc, gdzie jesteśmy?
- Vala... Tak jak i Noldo... Źle dobierasz pytania...
- Jak to? - Spytał zgłupiały już Robat.
- To co tu widzisz... To przeszłość Ardy... Tej Ardy...
I nagle zobaczył krwawą bitwę między nieznanymi sobie ludźmi a Przeklętymi. Była to straszna walka... Po kilku chwilach na miejscu bitwy nie było już żadnej żywej istoty...
- Kim oni byli? - Zapytał z przestrachem Robat.
- Nie poznałeś? - Powiedział Nieznajomy wpatrując się w pirata - To byłeś ty... I twoja załoga...
- Co?! - Krzyknął Robat i nagle poczuł, że oblany jest zimnym potem.
- Leż spokojnie... - Powiedział Eryk - Jesteś przemęczony i dlatego zemdlałeś... Ale nadal wyglądasz jak cien człowieka... Mateusz mówił mi, że już od dawna męczy cię bezsenność...
Robat nie rozumiał co się stało... Próbował wstać ale czuł, że brak mu sił... "Może Eryk ma rację? - Pomyślał - Może po prostu jestem przemęczony i to wszystko mi się śniło..."
- Zmieńcie straż! - Krzyknął Eryk - Qrczak i Igorinho będą nas pilnować...
- Dobrze! - Krzyknęli obaj piraci i stanęli poza kręgiem światła.
- Ty kapitanie musisz wypocząć. - Powiedział Eryk do usypiającego Robata.
Robat czuł sie już lepiej... Ale myśl o Nieznajomym i o tym co mu pokazał męczyła go strasznie... Nadchodził mglisty poranek...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przetarłem oczy, i ziewnąłem, rozciągając się.
- Cooś nooweegooo? - zapytałem.
- Tak. Nie obudziłeś się ani razu. - odrzekł Helting.
- Kapitan miał jakieś przebłyski - powiedział Igorinho.
- Wiem! - wyterkotałem od razu.
Czarne chmury przykrywały wyspę. Deszcz lunął niespodziewanie. Siedziałem w naszym szałasie, ogrzewając ręce przy ognisku.
- Raczej niezbyt tropikalny klimat. - powiedział szczękając zębami Helting.
- Na szczęście wzięlismy ciepłą odzież - zawołał Robat. - Moglismy zboczyć z kursu i dopłynąć na koło podbiegunowe.
Położyliśmy się spać, lecz nazajutrz okazało się, że dżunglę przykrył śnieg.
- Dziwne... - zaniemówił Qrczak.
- To pewnie sprawka ich szamana. - powiedziałem. - Gdy walczyliśmy o statek zobaczyłem, że jakiś odziany w szaty zgnilak machał rękoma, i nagle pojawiły się zombie.
- Co!? - krzyknęli chórem piraci.
- Idziemy! - zawołal kapitan.
Po śniegu było dużo trudniej chodzić. zmajstrowaliśmy rakiety z lian i drewna. Śnieg prószył bez przerwy.
- Już zamarzłem... Urodziłem się na Karaibach, a tu tak, cholera! - rzekł Eryk i wypił łyk rumu.
- Wszyscy zamarzliśmy, Eryku - odparował kapitan. Para leciała im z ust. Wtem Mariusz oparł się o palmę, która przewróciła się.
- Musimy uważać - wrzasnął Robat. I z pobliskiego wzgórza zaczął zlatywać śnieg.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cała załoga brnęła w śniegu. A droga stawał się coraz trudniejsza. Po około godzinie marszu zerwała się burza śnieżna... "Dalej nie ujdziemy! - Wykrzyknął Robat - Przeczekajmy tą burzę w tamtej jaskini - Tu wskazał na pobliską wyrwę w ścianie". Załoga nawet chwili nie zastanawiała się nad podjęciem decyzji... Wszyscy szybko weszli do jaskini gdzie panował półmrok... Helting rozpalił ognisko z resztek suchego drewna... Od razu wszyscy zbliżyli się do niego aby się ogrzać... Płomień był mały i wszyscy przepychali się do niego, choćby na krótką chwilę zakosztować miłego ciepła...
- Może Nieznajomy miał rację? - Rzekł Mateusz stojąc obok Robata.
- Może tak... A może nie... - Powiedział Robat opierając się o ścianę. Nie wróciły mu bowiem jeszcze wszystkie siły po tej jakże dziwnej nocy.
- Najpierw żar nie do zniesienia... Potem powódź... A teraz - śnieżyca...
- Tak... To dziwne... Nigdy nie widziałem tak nagłych zmian pogody... - Powiedział Robat drapiąc się po głowie.
Załoga siedziała w jaskini jeszcze kilka godzin... Jednak śnieżyca na zewnątrz nadal szalała. Ogień dogasał... "Dobrze kamraci... - Rzekł w końcu Robat - Ognisko już dogasa i w końcu, i tu zamarzniemy... Ja jednak wolałbym zamarznąć w czasie drogi niż siedząc tu i nic nie robiąc... Podnieście się wszyscy... Ruszamy dalej!"
Cała załoga natychmiast powstała i wyszła z jaskini... Brnęli dalej przez śnieg a co najgorsze - szli pod wiatr... Wkrótce jednak droga zaczęła kierować się ku górze i ściany wąwozu były coraz bliżej naszych bohaterów... Nagle śnieżyca ustała... Skończyła się równie szybko jak się zaczęła... Poczęło się robić coraz cieplej... Robat zarządził krótki postój na zmianę ubrań... Kiedy tak stali Igorinho spojrzał za siebie... "Kapitanie! - Krzyknął - Niech pan spojrzy za siebie!" Robat natychmiast odwrócił się i nie mógł uwierzyć własnym oczom... Załoga też była w głębokim szoku... Stali jakieś pięćset metrów od jaskini a kilometr od ostatniego dłuższego postoju...
- Przez pół dnia uszliśmy tylko kilometr! - Krzyknął ze zdziwieniem Qrczak.
- Jak to możliwe? - Zawtórował mu Adidas.
- Może to nie była zwykła śnieżyca? - Powiedział Robat drapiąc się po głowie.
- Kapitanie... - Powiedział Mateusz - Myślę tak samo jak ty... To nie była zwykła śnieżyca...
- To znaczy?! - Krzyknęła chórem reszta załogi...
- Wraz z Mateuszem śmiemy twierdzić... - Powiedział Robat - Że ta śnieżyca miała nas zniechęcić przed kontynuowaniem poszukiwania skarbu? W końcu zbliżamy się do miejsca, które wskazuje ta część mapy...
- Zgadza się... - Przytaknął Igorinho zerkając na mapę - Musimy tylko wyjść z tego wąwozu i przejść jeszcze jakieś dwie mile przez dżunglę i równinę tych Przeklętych Nieumarłych...
Po tych słowach cała załoga wzdrygnęła się i natychmiast ruszyła w dalszą drogę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy szybko skierowali się na zachód. To właśnie tam Robat zamierzał wyjść z wąwozu i kontynuować wyprawę. Co dziwne, do wąskiej przełęczy trafiliśmy już po dwóch godzinach bezprzystankowego marszu.
- Widzicie? Niebo jakby się przejaśnia... - powiedział Eryk Hydra patrząc w górę
- Masz rację! - krzyknęła załoga z radością, bo miała już dość brnięcia w śniegu
- Spójrzcie tam! - zwrócił uwagę Robat pozostałym kamratom, pokazując palcem miejsce odległe od nas o ok. 2 km. Dziwne było to, że dżungla tam się mieszcząca tętniła zielenią.
- Ruszajmy, ani chwili zwłoki - powiedział Adidas Wielkonogi schodząc bezpiecznie i ostrożnie w dół przełęczy. Za nim powlokła się załoga.
Podczas wędrówki kapitan co jakiś czas zerkał na mapę obliczając w jakiej odległości znajduje się nasz cel. Gdy wszyscy pochłonięci byli podróżą przez zielony teren, na który właśnie weszliśmy, Mateusz uciął sobie małą pogawędkę z dowódcą.
- Robacie, czy jeszcze daleko? - zapytał kamrat idąc ramię w ramię z kapitanem
- Śmię twierdzić, że jutro będziemy na miejscu, pod warunkiem, że nie trafimy na krwiożercze zombie... - odpowiedział Robat po czym zaczął mruczyć coś pod nosem
- To dobrze. Wkońcu dotrzemy do pierwszego punktu naszej wyprawy. Tylko co tam zastaniemy? - zapytał Mateusz z niepokojem w oczach
- Mnie się o to nie pytaj. Kiedy dotrzemy na miejsce, sami się przekonamy... - tak zakończył rozmowę dowódca i ponownie zagłębił nos w mapę
Od jakiegoś czasu przedzieraliśmy się przez dżunglę, skutecznie omijając gałęzie, na których kamuflowały się węże i wciągające bagna, także nie uprzyjemniające nam podróży. Słońce powoli zachodziło za horyzont, a my nadal wytrwale stawialiśmy kroki. Dopiero, gdy zapadł całkowity zmrok postanowiliśmy rozłożyć się z obozem. W dziesięć minut zbudowaliśmy prymitywne szałasy i postanowiliśmy iść spać, ponieważ wypoczynek się nam należał. Dzisiejszej nocy wartę miał pełnić Igorinho Jednooki, który miał zamiar czuwać całą noc, nie zmrużając nawet na minutę, jedynego sprawnego oka. Podczas, gdy wszyscy powoli zasypiali, Qrczak dopiero zakończył budowę domku z drzewa. Wszedł do środka i próbował się ułożyć do snu. Nagle nocną ciszę przerwał straszny wrzask. Wszyscy rzucili się do broni.
- Co się stało? - zapytał Robat Wielki trzymając w pogotowiu swój wielki miecz, gotując się do bitwy
- Nie mam pojęcia - odparł Igorinho Jednooki zgodnie z prawdą, bo sam czuwając, nic szczególnie podejrzanego nie dostrzegł.
- To ja krzyknąłem. Przepraszam - wydyszał Qrczak leżąc w szałasie i rozmasowując sobie plecy
- Dlaczego u licha nas zbudziłeś? - zapytał kapitan nie rozumiejąc powodu tej niespodziewanej pobudki
- To było naprawdę niechcący. Coś ukuło mnie w plecy - powiedział kamrat pokazując ranę, z której sączyła się krew
- Co to mogło być za dziadostwo? - zapytał Mateusz drapiąc się po brodzie
Poszkodowany pirat wymacał ostrą krawędź i badał co to jest. Nagle wyciągnął rzecz, która zalśniła pod wpływem światła rzucanego przez świecę trzymaną przez Ildriana Strzelca.
- Co to jest? - zapytali kamraci wyraźnie oczarowani przedmiotem, który dzierżył w dłoni Qrczak
- Nie mam pojęcia - odpowiedział pirat kładąc na trawie olbrzymi medalion w kształcie pięcioramiennej gwiazdy, który w całości pokrywały starożytne znaki runiczne...

[ Makintosh - jestem pełen uznania dla Twojej wyobraźni, którą masz naprawdę bujną. Tylko pozazdrościć, sam nie znam nikogo takiego... ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Tej nocy piraci nie mieli już zmrużyć oka, ostatnie wydarzenia nie dawały im spokoju, i jeszcze ten medalion…
- Jak myślisz, co to jest? – spytał Adidas Robata, który obracał amulet w dłoniach i uważnie mu się przyglądał
- Myślę, że to ma jakiś zawiązek z nieznajomym. – odrzekł mu Robat
- Mam nadzieję, że w końcu odkryjemy przeznaczenie tego medalionu, a może znaleźliśmy go przez przypadek? – nieśmiało zaproponował Adidas
- Jasne. – z drwiną w głosie odpowiedział Robat, reszta załogi również dyskutowała o wydarzeniach ostatnich dni, jednak mniej miejsca w swych dyskusjach poświęcali tajemniczemu znalezisku. Siedzieli w całkowitych ciemnościach, obserwując nawzajem białka swoich oczu i tocząc zażarty spór o tym czy warto iść dalej
- Wracajmy patrzcie ile nieszczęść nas tu spotkało. – zaproponował Eryk
- A dalej może być jeszcze gorzej. – zawtórował mu Mateusz
- Nawet nie ważcie się mówić takich rzeczy, nie przepuszczę takiej okazji na zdobycie skarbu. – zaoponował Qrczak Nożycoręki jednocześnie znacząco szczękając swoimi nożycami, wyglądało na to, że bunt został zduszony w zarodku. W tym właśnie momencie przysiadł się do nich Adidas, który zakończył rozmowę z Robatem i włączył się do dyskusji. Kapitan natomiast oparł się plecami o pień palmy i przyświecając sobie świecą trzymaną w jednej ręce uważnie badał amulet, który niezwykle go zainteresował
- Witaj Noldo – Robat wzdrygnął się słysząc głos nieznajomego
- Witaj – z udawanym spokojem odpowiedział kapitan
- Znaleźliście Kata – dobrze je wykorzystajcie
- Co to Kata? Jak mamy je użyć? – spytał Robat, jednak nieznajomy zniknął równie niespodziewanie jak się pojawił. Noc zbliżała się do końca i wstawał blady świt…


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Robat był bardzo zdziwiony ale postanowił nie mówić o tym spotkaniu reszcie załogi... Robat przeszedł parę kroków i nagle poczuł słabość w nogach... Czuł, że dostaje gorączki i mdleje... Czuł, że osuwa się na kolana... Kątem oka dostrzegł biegnącego ku niemu Eryka krzyczącego - "Kapitanie! Co ci się stało? Kapitanie!" - I zemdlał...
Obudził się zlany zimnym potem. Czuł się jeszcze gorzej niż ostatnim razem kiedy w taki sam sposób się ocknął...
- Jesteś chory Kapitanie... - Powiedział Eryk - Musisz wypocząć...
- Nie... - Powiedział cicho Robat - Musimy iść dalej...
- Sprzeciwiam się kapitanie! - Powiedział Eryk z surową miną - Widziałem, że tej nocy znowu nie spałeś... To szkodzi twojemu zdrowiu... Jeszcze te ciągłe zmiany pogody...
- Nie... - Powtórzył trochę głośniej Robat - Nie możecie czekać na moje ozdrowienie...
- Możemy panie kapitanie... - Powiedział wchodząc Mateusz - Nawet już to przegłosowaliśmy...
- Mam dość siły, żeby... - W tym momencie Robat spróbował się podnieść ale zrobiło mu się słabo i natychmiast zemdlał.
- Lepiej wyjdź... - Powiedział Eryk do Mateusza bardzo cicho - Kapitan musi odpoczywać.
Mateusz wyszedł niezadowolony ale wiedział, że to dla dobra Robata... Nadchodził już wieczór a kapitan nie odzyskiwał przytomności, zaś wzmogła się jego gorączka... Cała załoga chodziła nerwowo wokół szałasu czekając jakichkolwiek wieści... Oczekiwali jednak najgorszego...
W tym czasie Mateusz wybrał się na krótki spacer... Po kilku krokach poczuł, że ogarnia go przejmujące zimno... Odwrócił się na pięcie i zobaczył Nieznajomego idącego w jego kierunku...
- To ty... - Powiedział spokojnie Mateusz.
- Tak Noldo to ja... - Odparł Nieznajomy i dodał - Muszę cię ostrzec... Vala jest w niebezpieczeństwie... Oni go pragną...
- Kto go pragnie? - Krzyknął przestraszony Mateusz.
- Przeklęci... Możecie go uratować...
- Jak? - Wyszeptał zdenerwowany Mateusz.
- Zbierz kilku ludzi... I ruszajcie w miejsce wskazywane przez mapę... Nieumarli się zbliżają... A pędzi ich śmierć...
Mateusz zauważył, że Nieznajomy zniknął i począł biec w kierunku obozu... Nim tam dobiegł spotkał Qrczaka.
- Mateuszu! Kapitan Umiera! - Krzyknął Qrczak
- Wiem... - Odpowiedział spiesznie Mateusz - Ja chcę go ratować...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wschód słońca nie przyniósł światła. Było ciemno, bo słońce było zaćmione.
- Co u licha...? - zapytał Mateusz, budząc się w ciemności.
- Zaćmienie słońca, chłopie, zjawisko astrologiczne. - odparował Robat. - Ruszamy dalej, nie zważając na niebezpieczeństwa. Nie robimy postojów, doszliśmy zbyt głęboko na terenzgnilaków. Nie znamy strachu, więc wyciągajcie broń.
- Kapitanie, to zacmienie nie jest przypadkiem. To da im przewagę, słońce ich nie oślepia. - walnąłem.
- Masz rację! - zawołał Robat. - Rozglądać się uważnie!
Ruszyliśmy dalej przez ciemną dżunglę. Byle krzyk papugi powodował natychmiastowe świsty broni białej i chrzęst pistoletów oraz strzelb.
- To jest zbyt podejrzane...
- AAAAAAAAGHHHHHHHHH!!! - słychać było krzyk. Robat dał znak żebyśmy byli cicho.
- Durnie, mówiłem, że macie ich zabić! - usłyszeliśmy głos skrzypiący. Troche sie wychyliłem, i zobaczyłem kościotrupa w szatach oraz gromadę topielców. - Dam to zadanie zaufanym wojownikom! - na te słowa z drzew wyłonił się oddział kościejów. - Zniszczcie tych ludzi! - nakazał, po czym wydał przeraźliwy dzwięk :
- AAAAAAAAGHHHHHHHHH!!! - szkielety ruszyły na nas. Położyliśmy się w krzakach. dosłownie obok nas przebiegły te spaczone istoty. Nagle z szamana trysnął słup koloru jadowitej zieleni, i pojawił się Nieznajomy oraz Makintosh.
- Witaj, panie! - skłonili się. Choć nic nie mówiliśmy, zdecydowanie w naszych głowach kłębiły się te same myśli : Nieznajomy chce nas wpędzić w zasadzkę. Sprytna kupa kości. I trwaliśmy w bezruchu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Nie odświeżyłeś przed dodaniem posta, błąd! Wybacz ale chyba zignoruję twój post i będę kontynuował od psta Makintosh''a, wybacz wiem jak to boli.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 22.03.2007 o 20:59, Adidas66 napisał:

[Nie odświeżyłeś przed dodaniem posta, błąd! Wybacz ale chyba zignoruję twój post i będę kontynuował
od psta Makintosh''a, wybacz wiem jak to boli.]


[spoko, należę do gatunku niebolesnych ;P(złamanie ręki, wyrwanie zęba, etc.)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Ildrian... Następnym razem z 6razy odśwież a potem dodawaj, oki? Ja np. tak robię i już raz musiałem wszystko kasować... Nie gniewaj się... Więc pomijamy twojego posta... I wszystko będzie w porządku... Wybacz...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mateusz biegł do obozu nie zważając dłużej na Qrczaka, gdy dobiegł do obozu spostrzegł Adidasa i Igorinha pogrążonych w rozmowie, na ich twarzach malował się niepokój i smutek
- Szybko chodźcie ze mną – zwołał Mateusz podbiegając do rozmawiających
- Po co? – spytał go Igorinho
- Trzeba ratować kapitana – odparł pośpiesznie Mateusz
- Jak? – na twarzy Igorinha odmalował się wyraz bezbrzeżnego zdumienia
- Nie pytaj, nie ma czasu na odpowiedzi – odrzekł Adidas, dziwnie zmienionym głosem, i czym prędzej udał się po swoje rzeczy, w jego ślady poszedł Igorinho a tym czasem Mateusz wszedł do szałasu, w którym przy zlanym potem i leżącym bez ruchu Robacie czuwał Eryk
- Gdzie mapa? – spytał w drzwiach Mateusz
- W tobołku kapitana, po co ci ona? – spytał Eryk, jednak nie uzyskał odpowiedzi, gdyż Mateusz porwał strzęp mapy i wybiegł z szałasu, przed wejściem czekali na niego Adidas i Igorinho, obaj mieli już tobołki na plecach, zadbali również o rzeczy Mateusza, które czekały na niego
- Ruszajmy – zachęcił Mateusz towarzyszy
- Taa… im szybciej, tym prędzej – z nieukrywanym pesymizmem odparł Igorinho, Adidas nic nie odrzekł, tylko poprawił bagaż na plecach i ruszył w ślad z Mateuszem. Przy wyjściu z obozu natknęli się na Qrczak
- Gdzie idziecie? – spytał
- Ratować kapitana – odpowiedział Mateusz
- Idę z wami! – zakrzyknął Qrczak
- Zostań, ktoś musi bronić obozu – odpowiedział mu Mateusz i wraz z dwójką towarzyszy zagłębił się w niezmierzoną dżunglę. W tym czasie Eryk zauważył dziwy blask bijący od amuletu leżącego na ziemi tuż obok kapitana…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Grupa pod przewodnictwem Mateusza przedzierała się szybko przez dżunglę... Nie było przecież chwili zastanowienia... Nieumarli nadciągali ze wszystkich stron... Wiedzieli o tym także Igorinho i Adidas. Biegnąc pospiesznie i rozglądając się dało się zauważyć zastępy Nieumarłych kierujących się do obozu... "Musimy przyspieszyć! - Krzyknął Mateusz przyspieszając - Kapitan nie może umrzeć!"
Załoga, która pozostała w obozie także zauważyła już obecność Potępionych... Słońce schowało się za ciemnymi chmurami, które nie zwiastowały burzy lecz wielką bitwę, którą mogła wygrać tylko jedna ze stron...
- Eryku! - Krzyknął Qrczak wchodząc do szałasu - Nieboszczyki nadciągają... Co robimy?
- Przygotować się do bitwy! - Wykrzyknął Eryk wyskakując z szałasu - Będziemy walczyć! Nie wezmą kapitana!
- Tak jest! - Krzyknęła załoga i natychmiast poczęła się uzbrajać.
Tymczasem Mateusz, Igorinho oraz Adidas poczuli przeszywający chłód, który odbierał im siły a dochodzi wprost zza nich...
- Oddech śmierci... - Powiedział Igorinho - Są już blisko obozu...
- My nie możemy sie poddać! - Krzyknął Mateusz - Dla kapitana!
- Dla kapitana! - Krzyknęli pozostali.
Nagle przed grupą trzech bohaterów pojawiła się rzecz dziwna i najmniej oczekiwana w tym miejscu... Była to ruina świątyni wykonana w połowie z ogromnych kości, w połowie z kamienia... Jednak nikt nie zastanawiał się nad jej pochodzeniem tylko nad tym czy dotarli do celu... Mateusz wszedł pierwszy do długiego, zniszczonego korytarza... Nagle usłyszał w swoim uchu szept Nieznajomego - "Pośpiesz się... Śmierć jest blisko... Noldo...". Mateusz odwrócił się i krzyknął na karatów - "Cokolwiek tam jest... Może to uratować kapitana..."
Wbiegli do środka i już po chwili ujrzeli piedestał, na którym leżał amulet przypominający runę...
- Co to jest? - Powiedział Ingorinho.
- Thúle Tinco... Daj ją kapitanowi... Noldo - Powiedział głosem mrożącym krew w żyłach Adidas, po czym zemdlał.
Sytuacja w obozie pogarszała się z każdą chwilą... Nieumarłych przybywało, jednak żaden nie atakował... Przeraźliwy chłód zaś wkradł się już do obozu, odbierając siły załodze...
- Co teraz Eryku? - Zapytał Mariusz - Ten chłód odbiera nam siły...
- Też to czuję... - Powiedział spokojnie Eryk - Jednak musimy to wytrwać... Choćby ktoś miałby znaleźć tu nasze nagie kości... Będziemy walczyć! Nie poddamy się! Nie boimy się! - Kiedy wykrzyknął ostatnie słowa niebo rozjaśniła błyskawica i lunął deszcz.... Nieumarli zaś zaczęli uderzać bronią o broń... Bitwa właśnie się zaczęła...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować