Zaloguj się, aby obserwować  
Szarlej

Przygoda - gra forumowa

44 postów w tym temacie

Dnia 25.04.2008 o 12:10, dominikańczyk napisał:

w "powrocie" był zły klimat i dziwne osoby. Ta gra może być fajna... jak nie będzie
ciebie!

Na jakiej podstawie tak mówisz? To jest już obraza gracza. Nie życzę sobie tu czegoś takiego. Postać zostaje usunięta, a ty odchodzisz, przykro mi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No prosze:) W takim razie...

Imię: Morgaroth
Płeć: Mezczyzna
Rasa: Elf.
Klasa: Wojownik
Wygląd: DObrze zbudowany, 180cm wzrostu, dlugie czarne wlosy. blizna na policzku od oka prawie do wargi.
Historia: Morgaroth od samego dziecinstwa byl zbudowany troche inaczej niz wiekszosc elfow. Byl bardziej krepy, rozbudowany. Szybko wiec zaczeto go szkolic na wojownika. Wypakowano mu mienie wezlami a umysl technikami walki. Mial zostac znakomitym szermierzem. I zostal nim jednak plany mial inne niz mu przeznaczone. Wyrwal sie z domu na wolnosc i stal sie najemnikiem. Wypelnial mroczne zlecenia pozostajac anonimowym i nieuchwytnym. podczas jednego zlecenia natknal sie na lepszego wojownika niz zwykle. Po spotkaniu ma dluga bolesna blizne...
Wiek: 32
Ekwipunek: MIecz krotki, miecz dlugi, luk krotki, zapas strzal, 100sz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 26.04.2008 o 17:29, Ascont napisał:

> w "powrocie" był zły klimat i dziwne osoby. Ta gra może być fajna... jak nie będzie

> ciebie!
Na jakiej podstawie tak mówisz? To jest już obraza gracza. Nie życzę sobie tu czegoś
takiego. Postać zostaje usunięta, a ty odchodzisz, przykro mi.


Jak chcesz :D Ty jesteś szefunio :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rozdział I: Zlecenie

Han szedł raźno i wesoło podśpiewując podbiegał kilka kroków kiedy nikt go nie widział. Mając nadzieję że suma, którą obiecał na ogłoszeniu szlachcic o dziwnym imieniu, będzie zdecydowanie wyższa. Z resztą było tam jasno napisane że potrzebuje tropiciela, a kto inny lepiej znał się na tropieniu jeśli nie on? Nie znał nikogo takiego. W każdym razie nie zastanawiał się nad tym. Miał nadzieję tylko na to żeby zarobić chociaż tyle, ile obiecywał szlachcic, którego imienia nie dało się wymówić, przynajmniej z południowym akcentem Hana. Akcent z jakim mówił znał każdy, tak mówili Verdeńczycy. Nie byli oni lubiani w szerokim świecie, ale co zrobisz. Jeżeli chciałeś się kogoś pozbyć to szłeś do Verdeńskiej ambasady i wynajmowałeś kilku zbirów, a jutro miałeś kłopot z głowy. Tak, księstwo Verden nie jest lubiane w szerokim świecie. Han był dobrze poinformowany i wiedział o innych rzeczach, które wymyślali na temat Verdenu Lantardczycy. Wolał nie mówić o nich nikomu, bo napewno doszłoby do rzezi. Han szedł przez miasto Carthaid szybkim krokiem, znał je dosyć dobrze, żył tu od dwóch miesięcy, wykonując zlecenia dla bogatych kupców chcących zatłuc konkurencje, szlachty, która plątała się w niepotrzebne konflikty z cudzymi żonami i mężami, mysliwych, którzy nie potrafili przegonić bazyliszka z jego jamy, i innych, którym coś wadziło. Han chodził częstą tą dzielnicą, była bogato zdobiona, mieszkali tu głównie kupcy i bogata szlachta. Ale nie czepiali się go bo uciekali kiedy tylko wyłonił się zza rogu. Nikt nie lubiał Verdeńczyków. W końcu znalazł tabliczkę z imieniem, którego nie mógł w żaden sposób wymówić: Jerkenghar. Kto się tak nazywa? Nie zważał na to i wbiegł po marmurowych schodach do dużego, białego domu.

[Zaczynamy, jeżeli ktoś chce dołączyć to mamy jeszcze dwa miejsca. Niech każdy napisze swoją rozmowę z lordem Jerkengharem.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Targon po dniu bitwy przespał się w lesie. Następnego dnia wyruszył do miasta Carthaid. Chciał ulepszyć swój miecz i przedewszystkim zarobić. Poszedł najpierw się najeść. Zostało mu niewiele pieniędzy. Targon przesiadł w knajpię i wynajał za 50 sztuk złota łóżko. Następnego dnia wstął , zjadł śniadanie i usłyszał plotki o Lordzie Jerkengharze. Mówili , że to bogaty magnat. Targon wszedł po schodach do dużego, białego domu. Zobaczył , obok siebie człowieka wyglądającego na łowcę.
T: Witaj , jestem Targon !
H: Witaj , moje imię to Han.
T: Czy też idziesz do Lorda Jerkenghara ?
H: Więc tak on się nazywa. Jest Lordem..
T: Tak.- odparł Targon.
H: Chodźmy !
T: Dobrze.
Wszedli tam i zobaczyli wynajętych strażników tego domu.
Strażnicy: Stać !
H: My do Lorda Jerkenghara
S: Dobrze wejdźcie , ale uważajcie jedno głupstowo i po was-Groźił strażnik
T: Rozumiemy.
Targon i Han zobaczyli przed swoimi oczami potężnego i jak było widać bogatego Magnata. Rozgościł ich porozmawiali , o tym co chcieli.
LJ: Co was sprowadza ?
Najpierw zaczął mówić Targon.
T: Mnie sprowadza praca. Słyszałem , że pan ma dużo problemów , czy znajdzie się coś dla wojownika ?
LJ: W sumie.. tak.
T: No to słucham- odparł wojownik.
LJ: Mam pewny problem: Otóz to , że wysyłam moich "listonoszy" , by przesłać pieniądze za zakupiony towar , ale nie dostalem wiadomości , że pieniądze doszły. Może to bandyci ? Zajmij się tym , a cię wynagrodzę.
LJ: A ty Hanie co chciałeś..
...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nero spacerując po mieście, usłyszał rozmowę dwóch przechodniów.
-Słyszałeś ,ze Jarkenghar obdaruje dziesięcioma tysiącami sztuk złota , dlatego co odnajdzie jego narzeczoną i przyprowadzi ją do niego.
-Tak, gdybym umiał choć trochę walczyć od razu bym przyjął zlecenie.

Hmm, dziesięć tysięcy sztuk złota, ten szlachcic musi być bogaty może złożę mu wizytę, - Pomyślał "łotrzyk". Nero zaczął szukać domu bogatego szlachcica. Nie było to trudne ponieważ olbrzymi biały dom było widać z każdego zakątka miasta ,przed drzwiami zatrzymali go strażnicy.
S: Zanim wejdziesz pamiętaj ,że mamy cię na oku.
N: Daruj sobie.
Nero wszedł do bogatego wnętrza mieszkania,zobaczył jednego elfa i dwóch osobników rasy ludzkiej. Elf i stojący człowiek z punktu widzenia Nero byli wojownikami, a siedzący na wielkim krześle gość to szlachcic. Wszyscy trzej byli zajęci rozmową ,więc złodziej miał doskonałą okazje aby coś ukraść. Nero zaczął sie rozglądać po pokoju , za jakimiś cennymi rzeczami. Pierwsze co mu wpadło w oko to, mała złota szkatułka , którą schował do swojej torby. Nagle ktoś przyłożył mu pikę do głowy i spytał:
S: Myślałeś ,że po prostu weźmiesz sobie to co ci sie żywnie podoba i wyjdziesz stąd, odpowiesz za to przed samym lordem Jarhendrem.
Nero był bardzo zaskoczony ponieważ wchodząc do pokoju nie zobaczył żadnego strażnika.
Wartownik i łotr obrócili sie w stronę Lorda.
S: Przepraszam ,że przeszkadzam w rozmowie ale ten oto osobnik dopuścił sie kradzieży w pańskim domu.
LJ: Widziałem go od początku jak tu wszedł , dziękuje możesz odejść.
S: A co z nim?
LJ: zostaw go tu.
Strażnik odszedł.
LJ: Powiedz jak ci na imię
N: Nero
LJ: Mam dla ciebie propozycję , albo wtrącę cię do lochu na długie lata lub pomożesz tym oto wojownikom odnaleźć moja narzeczoną ,dodatkowo otrzymasz za to złoto.
Ale się wpakowałem chyba nie mam wyboru,-Pomyślał Nero.
N: Dobrze zgadzam się.
...


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dopiszę się.

Imię : Ildrian Averial,
Płeć : mężczyzna,
Rasa : Półelf,
Klasa :Łowca,
Wygląd : wysoki, z szerokimi ustami, włosy sięgające do ramion, zielone oczy,
Charakter : wredny, złośliwy, leniwy, odnosi się do innych z dystansem i poczuciem humoru,
Historia : urodził się w mieście, które wkrótce upadło na wskutek ataku orków. Uciekając z ocalałymi z najazdu nauczył się maskowania i kamuflażu w dziczy, polowania i zręcznego wspinania się. Dostrzegając piękno świata
i radość z życia na wolności postanowił żyć w głuszy, ale także przygotować się do pomszczenia wymordowanych po upadku miasta.
Ekwipunek : Długi łuk, zbroja skórzana, sto strzał, 100 sz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Patrząc na uskrzydlone stworzenie latające nad panoramą kamiennych budynków, Ildrian przypomniał sobie miasto, które znał. Wielkie mury obronne, żołnierze stojący na warcie, masa przechodniów. Aż do czasu... Wtedy uciekał kanałami ze sporą grupą ocalałych, goniony przez brutatalnych orków. Zbiegł ścieżką i zahamował dopiero przed bramą. Strażnik spojrzał na nieog z ukosa, ale nic nie powiedział, rzucił jedynie gniewne spojrzenie za łowcą. "Gdzie tu jest fleczer, no gdzie?", powtarzał w myślach jak mantrę. Ale nie śmiał zapytać mieszczan, którzy tylko patrzyli na niego groźnie. Rozglądając się ujrzał szyld gospody "Pod Stalową Przyłbicą". Bez wahania ruszył tam, postawił nogę na progu i jego oczom ukazał się widok kilku niezadbanych mężczyzn, pijących piwo przy jednym stoliku.
- Nie uwierzycie! Podobno lord Jarkenghar daje dziesięć tysięcy za odszukanie jego lali. - Odezwał się jeden zachrypniętym głosem. - Dzięsięć tysięcy, d-z-i-e-s-i-ę-ć tysięcy - jakby uznał, że informacja ta nie dotarła do uszu jego towarzyszy, lecz Ildrian usłyszał wszystko bardzo wyraźnie. Jeden z towarzyszy pijaczka uspokoił go.
- A co, my jesteśmy wojowniki, czy co!? - Wrzasnął niezbyt przytomnym głosem. Ale Averialowi to wystarczyło. Odwrócił się na pięcie i pobiegł prosto do wyróżniającego się, wielkiego domu parę kroków drogi od gospody. Wartownik zawołał za nim :
- Zaczekaj no, koleżko! - Ale Ildrian go nie słyszał, bo już biegł korytarzem. Wpadł do sali, gdzie lord objaśniał coś kiwającym głowami osobom.
- Oho, czy to nowy gość? Wiem po co przyszedłeś, posłuchaj z nami. - Rzekł do niego spokojny szlachcic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdy Targon wyruszył Han został jeszcze u Lorda Jerkenghara i rozmawiał o czymś. Wojownik dostał lekką skórzaną zbroję , Targon lubił takie , ponieważ wolał ćwiczyć mocniejsze ataki i mieć lepszy oręż. Targon szedł przez miasto i usłyszał , że dwóch mieszczan o czymś plotkowało
- Wiesz , że Lord Jerkenghar szuka swojej dzieewczyyny
- Coś o tym słyszałem.
Targon stanął , ale wstydził się zapytać. Pomyślał , że u rąk bandytów jest jego narzeczona. Wyruszył godzinę później Lord Jerkenghar dał mu 3000 sztuk złota na konia. Świat był tak wielki , że lepiej mieć środek transportu. Targon pojechał jak najszybciej , umiał bardzo dobrze jeździć konno , ale miał problemy z walką konno. Jechał cały dzień i zauważył mały kąt do spania , bo robiło się ciemno. Zasnął tam następnego ranka wyruszył dalej aż po drodze zauważył człowieka w czerwonej szacie. Był to mag.
M: Witam cię wędrowcze , gdzie podróżójesz ?
T: Mam zlecenię.
M: Rozumiem, mam prośbę podwieźiesz mnie do miasta
T: aaayyyyyeee-wachał się Targon.
Przykro mi , ale niestety nie mogę. To zlecenie jest bardzo ważne , a do miasta jest jeden dzień drogi.
M: Dobrze, chciałeś mi pomóc weź to.
T: co to ?
M: Eliksir życia. Przyda się.
T: Dziękuję i powodzenia
M: Wzajemnie !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[A ja myślę że nie dostałeś ode mnie pozwolenia do stworzenia dla siebie odrębnego zadania. Albo 3000 szt. złota na konia?Mamy uratować narzeczoną Lorda Jerkenghara. Post unieważniony. Acha, muszę jeszcze poprosić o prowadzenie mojej postaci w waszych postach jako gburowatego i niechętnie rozmawiającego. Han napewno nie powitałby tak chętnie Targona, woli raczej samotność.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Han wszedł bez pytania do pokojku przyjęć. Nawet nie zwrócił uwagi na przekleństwa strażników, którzy kazali mu wrócić na placyk przed domem i się przedstawić. Miał inne rzeczy na głowie, a w ogóle chodził dokąd chciał. Nie przeszkadzał mu trędowaty służacy na dziedzińcu, ani stara, gruba gospodyni, chociaż obie te rzeczy w jego oczach wyglądały paskudnie i niepasowały do dobrze wystrojonego i ładnego domu. Szlachcic, którego imienia nie mógł wypowiedzieć był napewno bogatym człwoiekiem. Takich jednak nie brakuje po zwycięskiej wojnie. W dzisiejszych czasach co drugiego rycerzyka stać na setkę koni, pałacyk, panienki na kiwnięcie palcem i małą armię. Tak było, ale tylko wśród szlachty. Prości ludzie nie posiadali wcześniej majątków, z których pogliby zrobić użytek na rzecz królewskiej armii. Jednym z takich ludzi był Han, do tego był Verdeńczykiem, pochodził z narodu, który obrócił się przeciwko Koronie podczas wojny. Mało kto wiedział co robił Han podczas wojny. Jeszcze mniej ludzi wiedziało co robił przed wojną. Był Verdeńczykiem, zawsze tak odpowiadał, zawsze "Był", nigdy "Jest". Jerkenghar zobaczył go z balkonu i mało co nie wybiegł do niego z drewnianą lagą. Gdyby nie okrzyki Hana.
- Lordzie Jerkundear!- wrzasnął gdy tylko zobaczył co się święci.
- Co?!- zawołał szlachcic i stanął na chwilę jak zamrożony.
- Szuka pan podobno ludzi do oddziału.
- Można tak powiedzieć. Ach, chcesz się zgłosić? Trzeba było tak odrazu. Zaraz zejdę.
I rzeczywiście zaraz był przy Hanie. Lord Jerkenghar był niski, ale postawny, krępy, siwy i brodaty. Bardziej sprawiał wrażenie wysokiego krasnoluda niż człowieka.
- Mówiłeś coś?
- Nie.- odparł zdziwiony Han.
- Ach, to dobrze. Jak widzę to... eee...
- Jestem tropicielem.- oznajmił szybko zanim lord zdołał przypomnieć sobie co chcał powiedzieć.
- To świetnie potrzebuje kogoś takiego jak ty. Twoje nazwisko?
- Hans de Freeith, jeśli można, poprostu Han.
- Bardzo dobrze, Han. Verdeńczyk?
- Skąd pan wie?
- Akcent. Nie potrafiłeś wypowiedzieć mojego nazwiska. Pozwól że cię poprawie. jestem Jan Jerkenghar de Fregden.
- Miło mi.
- Odrzućmy uprzejmości. Widać po tobie żeś mądry człek. Przejdźmy do rzeczy.- Han od jakiegoś czasu już znudzony do załamania teraz nieco się ożywił.- Czytałeś ogłoszenie?
- Taa...
- No to umiesz czytać. To też dobrze o tobie świadczy.
- Tak i zadziwie pana umiem też pisać.- odburknął Han i uśmiechnął się szyderczo.
- Wykształcony człowiek. No no. Ludziom powinno ufać się mniej niż na przykład niziołkom, ale nie widze w twoich oczach zdrady i kłamstwa.
Han prychnął nieusłyszalnie, po czym powiedział:
- Ja też widzę w pańskich oczach prawdomówność, a to dobrze, bo niee lubie kiedy ktoś nie chce zapłacić za wykonane zlecenie.
- Rozumujemy podobnie, chociaż tak się różnimy.
Han wyszczerzył swoje zadbane zęby w kierunku nadchodzącej młodej służki, a ona zarumieniła się ale odwzajemniła uśmiech.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Imię: Nixon
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Elf
Klasa: Wojownik
Wygląd: któtkie jasne włosy, wysoki, szczupły.
Historia: Urodził się w małym miasteczku Vengar na północy. W tym mroźnym "świecie" przebywał do 12 roku życia, gdzie przenós się do Kard na połódniu. Wychowywał sie jako wojownik. Wciąż jest niedoświadczonym wojownikiem i dalej się kształci w tej dziecinie.
Wiek: 20 lat
Ekwipunek: Długi miecz, Kolczuga, Mała Tarcza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kiedy Nixon przemierzał samotnie drogi Faeron, było wtedy piękne popołudnie. Do okoła było słychać tylko śpiew ptaków i dzikich stworzeń. Przed korony drzew przebijało sie swiatło słoneczne, które przepieknie prezentowało się na roślinach. Nixon opuszczając Kard postanowił iść do portu Carthaid i tam poszukiwać przygód. Nixon nie był mistrzem w walce bronią, chociaż ma dopiero 20 lat, więc jeszcze dużo lat ćwiczeń przed nim. Idąc drogą napotkał pewnego człowieka, dobrze zbudowanego i wysokiego. Nieznajomy odezwał się do Nixona:

-Zaczekaj.
-Czego chcesz? - zapytał się z niepewnością Nixon.
-Szukasz może roboty? - zapytał nieznajomy.
-Może i tak . A masz dla mnie jakieś zadanie?
-Nie ja. Ale w porcie Carthaid porwano narzeczoną pewnego szlachcica. Przypuszczam, że byli to orkowie. Idz do portu i popytaj innych ludzi.
-Dobrze, dziekuje ci za informację, Żegnaj. - oznajmił Nixon i powolnym krokiem szedł dalej.

Po chwili drogi Nixon dotarł do miasta. Bez problemu wszedł do niego i udał się do dzielnicy portowej. Rozejżał się i postanowił odpocząc po ciężkiej drodze. Wszedł do pobliskiej karczmy, gdzie usiadł i zamówił sobie Rum...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Od tej chwili nie można się już dołączyć do gry. Zamykamy rekrutację.]

Han nieco wyprowadzony z równowagi wbre pozorom nie miał zamiaru udusić lorda Jerkenghara. Był co prawda wnerwiony na małego, brodatego człowieczka, ale nie potrafił nawet podnieść głosu. Co więcej pan na zamku Fregden, skąd jak mówił pochodzi, a tutaj zatrzymał się tylko dla swej ukochanej. Han dowiedział się również jak ta zakochana w brodaczu ma na imię i jakiego jest rodu. A zwała się Hanną Frebdeńczówną, córką Michaela de Frebden, sąsiada lorda Jerkenghara. Oby dwa rody żyły w przyjaźni od wieków, ale nie żaden z ich przedstawicieli nie połączył się z sąsiadem w świętym związku małżeńskim. Han wolał nie dociekać dlaczego, z resztą nie obchodziło go to w tej chwili. Głównie słuchał, a właściwie udawał że słucha wyobrażając sobie jak brodaty szlachcic jest przez niego bity, torturowany, a na koniec oślepiany. Z zamyślenia wyrwał go Jerkenghar, i odtąd Han zaczął słuchać.
- Zdaje mi się że już cię kiedyś widziałem.
- Możliwe, często... działam w tych okolicach.
- Tak, a czym się zajmujesz?
- To moja sprawa czym się zajmuje. Ja nie pytam o to co pan robi poza chędożeniem z panią Hanną de Frebden.
Jerkenghar poczerwieniał na twarzy, chociaż Han tego nie zauważył z powodu brody szlachcica.
- Ale ciekawi mnie - dodał po chwili łowca - Dlaczego sądzi pan że to bandyci uprowadzili pańską narzeczoną.
- Dlatego że to oni są plagą wybrzeża ma się rozumieć. Nadfeanor jest zbyt osłabiony wojnami z wami... to znaczy się Verdeńczykami.
- Niech pan się nie przejmuje. Z Verden łączy mnie tylko miejsce urodzenia, a to nie jest do końca pewne.
- Już od pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem, nie widziałem w tobie patrioty.
- Więc się tak bardzo nie różnimy. Bo mi wygląda pan na zwolennika kultury krasnoludzkiej. - nie wytrzymał Han i zachichotał, Jerkenghar jeszcze bardziej pokraśniał, ale uspokoił się i odparł
- To nie jest pańska sprawa.
- Mówiłem że się aż tak nie różnimy.
Han znów nie wytrzymał. Podbiegł cicho do schylającej się służki i uszczypnął ją delikatnie, ona zapiszczała i zalała się rumieńcem. Jerkenghar obserwował sprawę beznamiętnie i odezwał się dopiero gdy Han wrócił szczerząc zęby.
- Ha, a może i ma pan rację panie Hans.
- Jestem Han, i proszę żeby tak mnie nazywano.
- Niech panu będzie. Musze jednak wiedzieć coś o pana przeszłości. Coś co pozwoli mi uważać pana za wiarygodnego. Hmm, co pan robi tutaj w Carthaid?
- Ja tu nic proszę pana nie robie.
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi. Więc chyba nici z pańskich dziesięciu tysięcy.
- Proszę sobie wbić do łba że nie mam zamiaru oszukiwać. Może pan pogrzebać w mojej przeszłości, ale wyjdzie na to że grzebał pan za przeproszeniem we własnym mózgu. Tam nic niema.
- Czyli pan nie istniał przez ostatnie trzy lata? Tak?
- Można tak powiedzieć. Co by tu opowiadać. Jadłem, piłem i wydalałem. Wystarczy?
- Można tak powiedzieć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Targon postanowił, aby zrezygnować z zadania odzukania dziewczyny Lorda. Przespał się jeszcze w Carthaid. Następnego dnia usłyszał, że ktoś się kłóci.
- co z nim zrobimy robimy, szefie ?
- Zabić go, czy nie ? haha !
- Jaka jest decyzja ?
- zamknij się ! Muszę pomyśleć.
- tak jest.

Targon wkroczył i:
- co robicie z tym biednym człowiekiem !?!
Zostawcie go !
- Bo co ? hahaha
- Sam się przekonasz.
Targon nie chciał, ale musiał zabić tych zbirów. Ciałami zajęła się straż miejska. Jeden z bandytów miał przy sobię rzecz, która należała do Lorda Jerkenghara. To coś było w paczce. Oddał mu ją, Jerkenghar dał mu pieniądze i podziękował za odnalezienie.
- A co z moją misją ?
- Przykro mi. Ale podejżewam, że nie ja tylko jestem w to wmieszany ?
- Tak. Nie mogę ci powiedziedź kto jeszcze, bo mogą sobie tego nie życzyć. Wybacz.
- Dobrze. A masz dla mnie inne zadanie ?
- W sumie... tak.
- Jakie ?-zapytałem.
- Zabij grasujące gobliny w okolicy. Gdy wychodzę z miasta coś zawsze mi zginię. Nagroda będzie później.
- Dobrze, zajmę się tym.
Targon wyruszył z miasta. Szukał kryjówki gobilinów. Zajmował się byle jakimi zadaniami, by mieć pieniądze na konia. Na piechotę to trochę daleko do innych grodów. Szukał pół dnia aż usłyszał pewne dźwięki.
- Zzzaaabbić go.
To nie był głos ludzki. Wydawało się, że są to gobiliny i były. Targon powybijał ich oddziały, kiedy wszedł do jaskini było ich pełno. Był zraniony, ale udało mu się. Znalazł też mieszkańca o imieniu Rathorn.
- Dziękuję Ci ! Uratowałeś mi życie.
- Nie ma za co. Nie wychodź z miasta jeszcze, las jest niebezpieczny.
- Tak zrobię !
Wróciłem do miasta. Poszedłem spać i drugiego dnia dałem Lordowi raport, że gobliny nie żyją. Kazał mnie uczcić. Zostałem u niego na noc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nixon całą noc przespał na zapleczu knajpy. Pozwolił mu na to miescowy barman o imieniu Chip. Elf wstał, szybko się ogarnął i wyszedł na zewnątrz. Przed sobą ujżał przepiękne morze. Słychać było tylko cichy szum fal pomykająch na wodzie. Nixon rozejrzał się i zaczął zastanawiać się nad zadaniem jakie jest do wykonania w Carthaid.

Do kogo mam się zgłosić? - powiedział do siebie i powolnym krokiem zaczął przemierzać port. Mijał właśnie wywieszone na słupie ogłoszenie dokładnie takie samo jakie miał przy sobie ten nieznajomy przy drodze. Nixon niewiedział nawet kogo spytać o to by nie zostać zaatakowanym lub okradniętym. Postanowił pójść w górną część miasta. Tam spotkał mężczyzne siedzącego na wystającym pniu drzewa.

-Zaczekaj! - Krzyknął nieznajomy mężczyzna.
-Tak? -Spytał uprzejmie Elf
-Szukasz może człowieka imieniem Maldir? Jak tak to mogę powiedzieć ci gdzie on jest.
-Przepraszam, ale ja nie wiem nawet kto to jest. - powiedział ze zdziwieniem Nixon.
-Ahhh...tak...jesteś Elfem. Nie dziwie się, ze go nie znasz. Naprawde niewiesz kto to jest?
-Niestety nie. - odpowiedział ze spokojem Nixon rozglądając się w około.
-Zatem bywaj - nieznajomy nagle zniknął a po nim została tylko czerwona smuga.

Nixon przez chwile wpatrywał się w pień, gdzie prawdopodobnie nieznajomy się teleportował. Kto to był? -pomyślał Elf. Z niepewnością oddalił się od tego miejsca i przysiadł na ławeczce pare dziesiat metrów dalej. W około było słychać szepty ludzi i stukowanie podków koni, które przewoziły towary na miejscowy bazar...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Han nie widział potrzeby bardziej wnikać w, z resztą nieciekawe, życie osobiste lorda Jerkenghara. Właśnie przechodzili przez niewielką galerię łączącą dziedziniec z pałacem. Łowca zatrzymał się na chwilę żeby przyjrzeć się dość ciekawemu obrazowi, przedstawiającemu dwóch nagich faunów ściskających równie nagą kobietę.
- Yhym. A to kto?
- Hm, to jest królowa Elżbieta, obraz malarza...
- Aha... Mniejsza o to.
Elżbieta, jakkolwiek przedstawiali ją inni malarze, tutaj wyglądała wręcz nieziemsko. Han aż kusiło żeby zapytać o nazwisko malarza, ale jakoś to w sobie przemógł. Łowca niezabardzo wiedział dokąd prowadzi go szlachcic, którego imienia nie potrafił wymówić poprawnie. Cóż, na naukę nigdy nie jest za późno, więc postanowił kiedyś nauczyć się poprawnego Lantardzkiego, albo chociaż Nadfeanorskiego. Przypominający krasnoluda szlachcic przemieszczał się w pałacu tak sprawnie że Han nabrał do niego troszkę szacunku, a yo z powodu że sam już ledwo chodził. Weszli do małego, ciemnego pokoiku. Han gwałtownie przywykł do ciemności, toteż gdy Jerkenghar zapalił świecę, na chwilę zmrużył oczy. Pokój wyposażony był w wiele obrazów na ścianie, stołu, na którym leżała wielka stetra papierów, oraz biórko. Jerkenghar podszedł do stołu i podniósł leżącą na nim kartkę.
- To jest ona.- oznajmił Hanowi i podał mu karteczkę. Była na nim narysowana twarz młodej kobiety, tak młodej że Han aż zdziwił się, co zwykle mu się nie zdarzało.
- Hanna? Tak? No no...
- Co?
- Nic, nic. Mówię że ktoś ładnie rysuje.
Lord Jerkenghar uśmiechnął się krzywo i wziął kilkanaście innych kartek, na każdej był podobny rysunek.
- Dużo jeszcze tego masz?
- Nie, tyle chyba wystarczy. To dla twoich współpracowników.
- Ach tak. Nie mogę się doczekać aż ich poznam.
- Ja też ich jeszcze nie znam.
Han parsknął, i ledwo nie buchnął śmiechem.
- Ale pan przygotowany...
Szlachcicowi nie było do śmiechu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować