Zaloguj się, aby obserwować  
KmilKmil

Forumowa gra RPG - Wychowani przez przeznaczenie

543 postów w tym temacie

[Fregi są 2 posty :) a tak na przyszłość to nie walcie tak tymi teksami typu rzyć lub kurwa - to nie to że złe mi się podoba ;D ale dodawajcie to w odpowiednich momętach -np. zdenerwowanie lub wielka radość walanie je z powodu wydupczenia jakiejś panienki nie jest aż tak na miejscu , no chyba że byłą naprawde niezła ;) . ]

PISZCIE jak na razie Fregi Kamil Mr.Cin , Bafi i globinho coś piszą co z resztą jeśli znudziła się wam gra to mówice otwarcie że już nie zamierzacie grać - zrozumiem was- czasami też mam ochote to wszystko zostawić samemu sobie .
NO chyba że wciąż na na wyjazdach tak jak Gvynbleidd który niestety opuścił nas na tak długi czas :( .


***
Po zjedzeniu sutego posiłku poczułem wielką senność , doszedłem do łóżka i bez ceremoni walnąłem się na nie , kołdra na niej wydawała się bardzo mięka i przyjemna , zamykając oczy myślałem tylko o jednym .
-Co ja wypiłem że to mnie tak zwaliło z nóg
***
Obudziły stukot kilofa o skałe i częste klnięcie jak szewc zupełnie jak w głebokich kopalniach .
-Hej ty co tak tam lezysz -ryknął ktoś w odali
Podnosząc głowe zobaczyłem przed sobą bardzo krępego mężczyzne z brodą sięgając do pasa w ręku miał olbrzymi kilof .
-Ktoś ty -spytał podejrzliwie
-Nikim dla ciebie -odpowiedziałem odrzepując pył z barków ,przyjżałem się bliżej brodatemu teraz dostrzegłem że to jest krasnolud .
-Ty palancie twoja matka musiała się kurwić z najgorszymi bażantami na świecie skoro jesteś taki brzydki -zakpił sobie brodaty
-Czekaj no kurwa ty coś mówiłes na moją matke -wyjąłem swój ukochany młot jego ciężar dodał mi pewności siebie teraz nie cofnł bym się przed niczym .
-MAsz jakiś problem mieszańcu kurwielski , tak ci dam w ryja że popamiętasz twoja matak była kurwą jesteś mieszańcem człowieka z krasnoludem - krasnolud podniusł kilof
-JUż nieżyjesz -powiedziałem w myślach i zgotował się we mnie gniew .
Ryknąłem ze złości i natychmiast uderzyłem młot z boku mój cios mimo iż celny nie zrobił na krasnoludu wielkiego wrażenia , tylko przeklnął jak to w jego rasie tradycja .
Teraz krasnuld zamachnął się był strasznie wolny ale jego cios w stylu "Walenia kilofem" był bardzo dokładny i pewny widać w kopalni był już sporo zim- cofnołem się do tyłu unikając ciosu miezy nami trwała walka któa nie należał by do najłatwiszych .


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jednak, po niedługim czasie moje ostrze rozpłatało jego tłustą rękę na pół. Nie był to zachwycający widok. Krasnolud padł na ziemie. Krew tryskała z jego przerwanej kończyny, a ja wysłuchując jego błagania o śmierć, stanąłem nad nim...
- I co, nie trzeba było zadzierać ze mną! - wrzasnąłem.
- Prooooszee, proszeee! - wił się z bólu, w kałuży krwi krasnolud.
- A jednak cię oszczędzę, spasiony bydlaku! - chodź tu! - po czym podniosłem go i położyłem na kamieniu.
- I po co ci to było? Ach!?
Po tych słowach, wyjąłem z torby chustę, rozdarłem na kilka części i owiłem wokół jego ręki.
- Znasz drogę do jakiegoś medyka? - zapytałem
Krasnolud jąkając z bólu, powiedział - tak, jeden [argh!], na polnoc, chociażby drogą przez zasrane skały [argh!]
Jak było widać, Krasnoludy bardzo różnią się od nas wymową.
- No cóż, idziemy. - dodałem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[A Fregi zapomniałem dodać w poprzednim poście po co tak "podlepszyłęś" swoją postać nie rozumiem twego zmysły ale twoja postać to chyba łucznik-dowódca (pochwalam twój pomysł na misje z obroną pasuje do twojej klasy postaci ) a nie mag to trochę nieuczciwe umieć magie i walczyć przy tym mieczem lub szyć z łuku .
To zależy też jakich zaklęć cię nauczyła ta elfka jeśli jakieś niezwiązane z walką to możesz z nich korzystać niesprzeciwiam się w końcu każdy musi mieć w sobie coś specjalnego- czytaj żadnych kul ognia ,armagedonów ,błyskawic lub magicznych strzał ( te ostanie zresztą dodamy trochę puzniej np. magiczne młoty ;D ).

Krasnolud mimo iż krwawił niemiłosiernie jakoś zebrał się w sobie i nie naprzykrzał się dalej szliśmy równo - byliśmy otoczeni skałami na których były róznorakie bryły miedz żelaza i srebra jednak czyłem obecność kogoś innego nie w otoczeniu w umyśle zupełnie jakby jakiś mag wszedł w środek mojej głowy .
-Daleko jeszcze do tego medyka- zapytałem krasnoluda
-Tak dotrzemy tam może za poł księżyca -odpowiedział
-Za co ?
-Za poł księzyca czyli mierząc w czasie wodnym 6 miarek wody - powiedział mi znajomy głos
-Hej ty to powiedziałeś -zapytałem gwałtownie krasnoluda
-Nikt nic nie mówił , ruszajmy dalej bo jeszcze się kurwa wykrwawie -mruknął i ruszył przodem
Teraz sobie przypomniałem dawne rozmowy z Drucką i Aleksandrem , głos który usłyszałem wydawał się znajomy musiał należeć do jednego z moich towarzyszy zamknąłem oczy i wysiliłem myśli .
-Jest tu ktoś -krzyknąłem w myślach
-Tak pewnie nie uwierzysz ale ja jestem w twoim ciele -odpowiedział mi znajomy głos
-Z kim ja gadam
-Mirco twój kumpel
-TY w mojej głowie o nie , kurwa no
-Nie gorączkuj się to smok nas tak użądził na razie będziemy musieli wspólnie korzystać z twego ciała
-Dobra skoro jest nas dwóch a ciało jedne to może się podzielimy po połowie
-Czyli ? powiedz dokładniej
-Ja steruje prawą stroną a ty lewą w ten sposób utrzymamy w jakś równowage
-No dobra- usłyszałęm głos Mirco - a jak będziemy chciali się z kimś bić to co ?
-Hmmm to może nawet lepiej skoro jedne z nas będzie kierował jedną stroną ciała a drugi drugą to będziemy mieli znacznie lepszą orientacje w walce .
-może trochę poternujmy - zaproponował Mirco
Zaczełem ruszać prawą ręką kątem oka zobaczyłem że moja lewa połowa robi coś podobnego , potem kopnąlem w okoliczną skałe też w porządku , pomyślałem że może spróbje lewą
-EJ Zarim to moja połowa nie wtracaj się na nie swoje terytoria
-Dobra dobra tylko chciałem spróbować
Wtedy zobaczyliśmy że krasnolud gapi się na nas wzrokim wariata drapiąc się po brodzie
-CO -zapytaliśmy
On tylko wzruszył ramionami i ruszył dalej , po chwili podązliśmy za nim cwicząc przy okazji ruchy .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Ja na razie to nie mam co pisać bo na was czekam. Z koleżanką :D :D :D. Co do miesnego kawałka - specjalnie dla globinha :D :D :D. Łucznikiem to ja Zarim od zawsze byłem, bo łuk był mą bronią, a dowódca to była że sie tak wyraże, klasa specjalna (np. Marcus to łucznik a ma klasę łowca ;)) Teraz jestem w ćwiartce elfem mniej wiecej. Co do czarów - chłopie, jakie ogniste kule... Przeważnie znajomość ziół, sztuki uzdrawiania, elfi róg do przywołania sojuszników, chwilowa niewidzialność, czy elfi "dalszy wzrok" - umiejętnosć postrzegania rzeczy, które dla zwykłego człowieka są daleko za horyzontem) ;). Udoskonaliłem też sztuke strzelania dwoma a nawet trzema strzałami za jednym razem. Plus oczywiscie kupa doświadczenia i polepszenia stosunków z elfami ;).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

{Wróciłem ale zbytnio nie mam weny więc to nie będzie cały post tylko połowa reszta jutro. Jakby co już nigdzie w te wakacje nie jade.]
-No to czas ruszać w droge.- Pomyślałem sobie.
Nagle Rozległ się dżwięk uderzenia mieczacza o miecz i przeszywania ciała strzałami i bełtami. Strzały były celne było słuchać jak tryska krew. Ale kto strzela. Wiedźmini nie koszystają przecież z łuków i kuszy.
Nagle pbok Varona trysneła krew i obok wiedźmina upadł Vesemir w kałuży krwi cały pokryty bełtami.
-Uciekaj smokowi wymkneło się to zadanie spod kontroli! Mroczny Mesjesz chce zniszczyć drużyne przeznaczenia! Musisz dotrzeć do miasta zwanego Rokamer tam znajdziesz arcykapłana ognia któremu o tym opowiesz on ci przeteleportuje do smoka i tam ustalicie co tobć dalej. Musisz uwarzać siły zła będą cię gonić. My ich przez trohche zatrzymamy. Idż! Uciekaj!
-Nie zostawie was tak!
-Uciekaj my i tak już tak naprawde nie żyjemy! Zaklinam cie na kodeks! Idź!
Stary wiedźmin jeszcze raz splunoł krwią i umarł. Varon postanowił wypełnić zadanie przyjaciela a pózniej go pomścić.
Ramenir pobiegł korytarzem. Było ciremno ale mu to nie przeszkasdzało. Ngle stanoł na rozdrożu trzech dróg, za sobą słyszał kroki. Pobiegł w prawy korytarz.
To be continoued...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Przepraszam że wczoraj nie napisałem kontynuacji posta ale rano nie miałem weny w dzień miałem prolemy z netem a wieczorkiem mogłem tylko na chwilke]

Wiedźmin wiedział że jest tu pełno pułapek ale on znał Kaer Morhen i wiedział jak je ominąć. Miał nadzjeje że pogoń się zabije na pułapkach.
-Achhhh!
Jednen zgłowy.
-Ogchhhh
Dwóch martwych
-KU*WA!
Zdechł trzeci.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Już po czterech został jeden. Oby nie uruchomił puiłapki z wargiem.
-Co co to jest?! Nie! Zostaw mnie! Precz! AAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Niech to szlag, musze się pośpieszyć za jakieś 15 minut warg zeżre go do końca i inne ciała. Tempem którym teraz biegne wyjde za 20 min. Musze przyśpieszyć.

*
-Wybiegłem. Mam jeszcze minute. Przygotuje się.

*

Warg wybiegł z jaskini. WIedżmin chciał mu odrazy wbić miecz jak wybiegał ale warg był szybszy i miecz tylko go lekko ciachnoł. Stali teraaz naprzeciwko siebie. Bestia i Wiedźmin.
-Noto zaczałe się walka.-wyszeptał Varon.
Warg bezmyślnie się życił na wiedżmina i to była jego zguba. Varon zrobił ślizg pod wargiem mając miecz w górze i tym sposobem rozpłatał warga na pół. Krew trysneła i ufajdała całego wiedżmina.
-No i po robocie.
I splunoł na resztki warga. Poszedł się wyczyścić z krwi.

Szedł jakieś dwadszieścia minut i doszedł do małego strumyka. Medalion nie drgał więc uznał że nie jest tu niebezpiecznie. Rozebrał się wyprał ubranie i sam wzioł kąpiel.

Nagle usłyszał ciche kobiece chichoty. Odruchowo wyciongnoł miecz.
-Kto tam jest?!
Nagle z za drzewka wyskoczyły dwie dziewczyny w wieku ok 20 lat.
-Dzieńdobry. -Powiedziały obie jednocześnie.
-Kim jesteście i czego chcecie?
-Eeee... Niczego.
-A kim jesteście?
-Jak to kim?
-Bruxy, Wampiry wyższe, Ludzie czy jeszcze coś innego?
-Ludzie.
-Po co tu przyszłuyście?
-Na spacer.
-No to idzćcie dalej.
-To my już idziemy.
-Chwila oddajcie srebrny miecz i sakiewke ze złotem. Nie oskrobuj miecza a ty niw wysypuj monet.
Żuciły co zabrały.
-Ska pan wiedział.
-Jestem wiedźminem. My takie żeczy słyszymy.
-Wiedźminem. Tym strasznym Mutantem który żąda cucych dzieci.
-Nie. Jestem wiedźminem mutantem, zabujcą potworów za pieniądze.
-To my już chyba sobie pójdziemy.
Uciekły obie.
Wiedźmin postanowił wyjść z wody.

***
Wiedźmin był gotowy do drogi. Wyruszył w strone miasta Rokamer.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

naprawdę przepraszam że się nie udzielam ale jakoś nie mogę się zmotywować w weekend powinienem opisać cały swój wątek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Teraz czas na moje wytłumaczenie...., przepraszam Was naprawdę zwaliłem sprawę. Musiałem jeździec do mojej szanownej babci która co prawda wie co to jest komputer i internet ale takowych "zbytecznych" rzeczy niestety nie posiada. Musze teraz nadrobić zaległości, spróbuje wszystkie dziś przeczytać i może jutro coś skrobnąć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja również przepraszam, ostatnimi czasy pisałem bardzo...drobnostkowo, ale to nie moja wina. Miałem bardzo wiele wyjazdów, i obowiązków. Postaram pisać się trochę cześciej, zaraz walne, mysle długiego posta;]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Co? Co to było - zapytałem się w myślach gwałtownie rozglądając się dokoła. Pomału wyciągnąłem miecz z pochwy, stanąłem w pozycji obronnej, pomału stąpając do przodu. Szedłem dalej, mijając kolejne trupy, oraz biegnące szczury, zaraz potem mych uszu dobiegło dzikie wycie, jakby wycie.....Orka! Nagle przede mną ujrzałem rozwścieczonego orka, pędzącego przed siebie z uniesionym toporem. Skuliłem się w koncie, obok jakichś starych rur, wierząc że mnie nie ujrzy. Udało się, dzikus biegł jak biegł wzdłuż kanałów, dopiero teraz, kiedy zobaczyłem na jego prawej łopatce jakiś orkowy znak, dotarło do mnie, że jest to zwiadowca..... Pobiegłem za nim, będąc pewnym, że doprowadzi mnie do swojego dowódcy, na szczęście nie był specjalnie szybki, obaj pędziliśmy wzdłuż tunelu, on przodem ja zaraz zanim, ork zatrzymał się, wyciągnął z torby jakiś kamień z wykutymi runami mocy, zrozumiałem, co robi, chcąc go powstrzymać, wyciągnąłem mój samodzielnie robiony dębowy łuk, napiąłem strzałę, i bezmyślnie wystrzeliłem ją w stronę kamienia, ork wypowiedział jakieś nieznane mi słowa, po czym zaczął się rozmazywać, i ulatywać w powietrze, wtedy to strzała trafiła w runę, ork zdążył się niestety już teleportować,ale runa została na ziemi.
- o kurwa! - moje zadanie polega przecież na zabiciu orkowych dowódców......tak żeby o tym nie wiedzieli. Musze go dorwać. Wyciągnąłem z plecaka przygotowaną wcześniej miksturę szybkości, wypiłem z fiolki dwa łyki, po czym podniosłem obie runy, złączyłem je, i wypowiedziałem podobne słowa:
- Orkh dok! Kurwa, jeszcze raz.
-Orkh dok! Kurwa, działaj, proszę zadziałaj
-Ooorkh doook! - obie runy trzasnęły łącząc się w jedno, nagle zapłonęły miodowym blaskiem, oślepiając Skrytobójcę, który zaraz potem uleciał w powietrze.

* * *

Czegoś takiego w życiu nie widziałem - pomyślał Elendir zaraz po ustrzeleniu orka, z odległości z jakiej nawet wyborowy Elfi strzelec, mógłby chybić, z łuku jaki wyśmiał by krasnolud, z umiejętnościami...... no cóż z niewystarczającymi umiejętnościami - ork wstał, wyrwał strzałę z pleców, po czym pobiegł dalej przez dziką pustynie pełną niebezpieczeństw.
- A niech go warg w rzyć...
Wyciągnąłem miecz, i pomknąłem z prędkością wiatru w kierunku zwiadowcy, zbliżającego się już do zabudowań orkowego miasta, doganiałem go bez problemu, kiedy dzieliło mnie od niego już tylko kilkanaście stóp, najczujniejsi orkowie, mogli mnie już zobaczyć, zamyśliłem się chwilowo, nad tym jak mógłbym tego uniknąć. Z zamyślenia wyrwał mnie toporek przelatujący tuż obok mojej głowy, zaraz potem bez zamyślenia wbiłem orkowi klingę mego miecza w szyję, nie zrobiłem tego, bez namysłu, raniąc mu szyję, uniemożliwiłem mu krzyk, wezwanie, lub ostrzeżenie, który z pewnością usłyszeliby orkowi strażnicy, z którymi niemiałbym większych szans, może dałbym radę trzem z nich, ale nie dwudziestu. Padłem na ziemię, by moja peleryna przybrała barwy pustyni, zostało już tylko dwóch dowódców do zabicia, Dhur - Zum na szczęście zginął ze starości, czy w wyniku buntów, lub w straszliwej katastrofie, kierowałem się do miasta w sercu pustyni, do Mizri- Dhon gdzie miał "czekać" na mnie Bonzo....

[post wydaje się tylko króciutki, bo nie ma w nim dialogów ;] A zresztą to jeszcze nie koniec.... ;]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[no to jedziemy]

Pierwsze wrażenie iż wyspa jest sporych rozmiarów prysło gdy Marcus po 20 minutach obszedł ją dookoła i wrócił z pobliże miejsca ,w którym się ocknął. Na wyspie nie było nic co byłoby przydatne, spory las , trochę krzaków, denerwujące ptaki, mnóstwo piachu i rodzinka jakichś stworzeń z trąbkami. Pomrukując usiadł na rozgrzanym piasku.
Nagle, w oddali zobaczył coś na kształt statku, niewiele myśląc skoczył do wody i zaczął płynąć w tamtą stronę. Kiedy odpłynął kilka dobrych kilometrów od brzegu zorientował się że statku wcale nie było. Odwrócił się i spojrzał w stronę wyspy, była bardzo daleko. Był tak zmęczony że nawet nie zauważył ciemnego kształtu przepływającego pod nim i nawet nie próbował walczyć gdy ciemny kształt wciągał go pod wodę.

*

Śniły mu się koszmarne rzeczy, jego dom w płomieniach, krzyki mordowanej rodziny i on sam schowanych w konarach drzewa nie mogący nic zrobić.

*

Obudził się zlany zimnym potem, dookoła panowała ciemność i okropna wilgoć. Pomacał podłoże wokół siebie i doszedł do wniosku że jest w jakiejś jaskini. Z dalekiego krańca pieczary biła łuna ogniska, a obok siedziała zakapturzona postać. Niepewnym krokiem ruszył w tamtą stronę. Gdy stanął obok ogniska poczuł bijący od niego żar. Zakapturzony osobnik odsłonił twarz, Marcus patrzył na siebie samego z czasu dzieciństwa, gdy jeszcze miał rodzinę.
-Witaj łowco.- przemówił mały Marcus- Czas żebyś poznał swoje zadanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Hmmm dużo offpotów :)
Ja myślałem że nikt tu już nie zagląda i nic nie pisze więc nawet nie sprawdzałem - myliłem się ale widze że gracze zmotywować się jakoś nie mogą do pisania .]
Nie jestem już MG - zmęczyło mnie to .

-Hmmmm ciekawe czy między nami jest też podział myśli -zasępiłem w myślach
-Chyba nie chciałem się dowiedzieć jak to było u ciebie w klasztorze ale nie dowiedziałem się nic czego bym nie wiedział -odpowiedział mi Mirco
-To nawet lepiej - mruknąłem przyjaznie
-Dobra idzmy za tym durniem bo inaczej jeszcze go zgubimy
Cherlawa postać była już trochę od nas odalona ruszyliśmy w leką pogoń za krasnoludem po chwili widzeliśmy jego plecy .
-Już za chwile to za tamtymi skałami -warknał brodaty
Wszędzie było ciemno jedyne światło dawały pochodnie które i tak już były w większości mocno wypalone wokół panował gęsty mrok .
-Jesteśmy - powiedział Mirco
Popatrzyłem przed siebie , przed nami było duże ognisko nad którym piekł się jakiś wielgaśny insekt a dokoła kilkunastu krasnoludów wiekoszość z nich spała czuć było od nim mocno trunkiem , widać kac mocno ich męczył .
-HEJ a Ty tu kurwa co - ryknął do mnie jakis krasnolud
-Cicho Dravend - powiedział nasz brodaty przewodnik podszedł do jednego ze śpiących obudził go pokazując zakrwawioną ręke .
-To on ci zrobił- spytał inny krasnolud brodatego , on potwierdzając kiwną głową
-O nie jakis mi tam mieszaniec nie będzie ranił moich kompanów -ryknał jeden z pijanych i rzucił się na nas , wykonał skok który miał na celu nas złapać ale był za mocno naduty by wykonywać takie akrobacje .
-O kurwa - napastnik upadł uderzając sie kroczem o wystając skałe po chwili skulił się trzymając rękami w bolącym miejscu .
Podchodząc do grupki górników minąłem skulonego krasnoluda stanąłem przed nimi .
-Jest stad wyjście ? -zapytałem nasze byłego przewodnika on tylko kiwnał głową na tak .
-A gdzie ?
Drugi z nich pokazał palcem w góre
-A jak tam dotrze ?
Jeszcze inny pokiwał głową przecząco
-To jak wy stąd wychodzicie ?
Jedne z grupki wskazał na zawalony pomost
-A co jecie musiecie coś jeść by żyć ?
Krasnold pokręcił wielkim insektem nad ogniskiem
-KUrwa wy umiecie mówić ?
Brodaty poruszył wargami jakby chciał coś powiedzieć ale powstrzymał się w ostatniej chwili .
-Zarim oni nie chcą nam pomóc to widać dlatego milczą -powiedział Mirco
-MAsz przy sobie jakis trunek może jak im pokażesz że coś masz to rozwinie się im język -dodał po chwili
-Dobry pomysł -odpowiedziałem i sprawdziłem czy przy pasie nie mam butelki
Pokazałem dla nich że mam butelke nie pamiętałem co w niej było ale ożywienie które wywałało
dawało nadzieje , jeden z nich podszedł do mnie z wielkim kubkiem .
-Chcesz pić ? -zapytałem
Pokiwał głową twierdząco i nadstawił kubek ,odkręcając kurek zauważyłem że jego kompani też już mieli przyszykowane .
-Masz a teraz powiedz jak się stąd wydostać
Krasnolud wypił bardzo chciwe i odłożył kubek
-Jest stąd wyjście ale nie podrózowaliśmy nim od dawna , zaległy się też na niej rózne stworzenia -chrypnął
-Takie ja tamtent -wskazałem palcem na insekta nad ogniskiem
-Tak tylko że znacznie więcej
-Dobrze gdzie zaczyna się ta droga?
-Tam , chodz zaprowadze cie ale nie pojde z tobą w głąb dalej bedziesz musiał iść sam
-Mnie to pasuje , prowadz - klrasnuld zaczął iść bardzo wolnym i leko zidjociałym chodem który w innych okolicznościach wydawał by się bardzo zabawny .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Szedłem za krasnoludem , stawało się coraz ciemniej mimo iż dzierżyłem pochodnie nie widziałem nic prócz pleców krasnolda przedemną
-Widzisz coś -zapytałem
-Nie .... błądze znam trochę te drogę i nie potrzebuje jej widzieć ale trochę błądze ,nie znam jej aż tak dokładnie -odpowiedział chrypliwym głosem ]
-Mirco co sądzisz o tym -zapytałem w myślach
-Gdyby była inna sytułacja zostałbym z tymi krasnoludami i odbudował pomost do wyjścia
-A skąd byś wziął drewno
-Czymś musieli palić te ognisko nieprawdaż ,może ze strpów z zawalonych szybów lub coś innego , wymyśliło by się
-Też prawda niepokoi mnie że do tej pory nie wiemy co mamy zrobić , nikt nam nawet nie pisnął słówkiem o jakichkolwiek szczegółach
-Oj niekłopocz się jak stąd wyjdziemy to na pewno wszystko się wyjaśni
Poczułem szturchnięcie mojej prawej reki ,kierując zwrok zauważyłem że to krasnolud
-Koniec trasy chłopie , dalej idziesz sam -chrypnał brodaty
-Ile drogi do wejścia ?- zapytałem
-Sporo ale to jedyna droga na powierzchnie
-Co moge tam spotkać
-Wszystko , od wielgaśnych kretów po nietoperze kończąc na wielkich insektach
-Aha dobrze dziękuje że mi pomogłeś
Krasnolud mruknął i ruszył swoim krokiem w przeciwną strone ,patrząc wgłąb tunelu nie mogłem wyobrazić sobie ile mam do przejścia
-Nie stój tak , nie mamy czasu na rozmysły -powiedział Mirco
Zaczeła sie bardzo monotona wędrówka , cały czas śliśmy w ciemności pochodnia zgasła już dawno co nie dodawało spokoju , szliśy i szliśy i wciąz nie mogiliśmy dokczekać się końca tej wędrówki , by jakoś zrobić bardziej znośną tą wędrówke rozmawialiśy między sobą o wszystkim
, o kobietach , o piwie, miodzie ,rumie , burdach w tawernach i przelotnych romansach . Mirco mimo iż był palladynem miał bardzo burzliwą przeszłość , wojny burdy nawet bratobujcze .
MIał też jednak dobre wspomnienia tam gdzie szkolili go na palladyna była bardzo pięknie , wokoł zamku roósł bardzo gesty las który dawał poczucie bezpiećzeństwa .
Podobały mu się moje historie o kobietach jak to on mówił -Zarim nie wiedziałęm że kiedyś byłeś takim popędliwcem .
Coś jednak wyrwało mnie z rozmowy z nim poczułem jak coś lezie po mojej ręce i próbuje się przysać , Mirco oriętując co się dzieje strzepną z mojej ręki to coś , usłyszeliśy jedynie wielki cmok .
-Co to mogło być - zapytał
-Wydawało się jakby chciało się przysać do ręki -odpowiedziałem i srawdziłęm czy nie mam czegoś na plecach
-O Kurwa -wrzasnąłem na głos nha moich plecach wyczułęm kilka takich samych przysawek któe już się niestety przysały
-Zarim co się dzieje
-Strzepuj to główno z mojego ciała one są wszędzie pomóz mi
Wpadliśmy w panike ,przerwaliśy marsz i zaczeliśmy wyrywać przysawki z pleców nóg rąk i niekiedy też z głowy , na nic to się zdało jak oderwaliśy jedną przysawał się druga
-One całe ciało przykryją swoją masą -wrzasnąłem w myślach
-Biegiem . idż biegni musimy się stad wydostać
Zaczeliśy biec najszybciej jak potrafiliśy coraz potykaliśy się o nierówniość na ziemi ale to w tej chwili nie przeszkadzało nam chcieliśmy się stąd wydostac jak najszybciej
-JEST jest zobacz tam w odali - krzyknał Mirco w myślahc
W głebi bardzo daleko było widać malutkie światło , przyspieszliśy mimio iż brakowało nam juŻ sił w nogach , wizja wydostania się stąd dodała nam siły , światło stawało się coraz bliższe poczuliśmy też ulge już nie mieliśy tych przysawek na ciele wszystkie zaczeły same się odczepiać .
W końcu od wyjścia dzieliły nas zaledwie metry już stąd widzieliśmy rzadką trawe która porastała ziemie wokoł wejścia .
-Jeszcze tylko chwila -mówiłem sobie w duchu
Wyskoczyliśmy z tunelu , oślepił nas blask zachodzącego słońca który wydawał nam się najpiękniszym widokiem na świecie , po chwili leżałem na trawie , niemiłosiernie dyszałem i kaszlałem ale byłem wreszcie wolny od tej kopali .

****

Obudzięłm się w mięki łózku obok niego był stół zastanowiłęm się chwile skąś znałem te pomieszczenie ,
rozajrzałem się dokoła po przeciwniej stronie spał kamienym snem Mirco już w swoim ciele .
Chciałem sprawdzić jeszcze coś , wstałem i podeszłem do stołu tak jak się spodziewałem było na nim pełno jedzenia .
Głód przezwyciężył zmęczenie na stole była też butelka trunku którego piłem poprzedni tym razem była jednak pusta ,zaczółem połaszować wszystko co tam było udka , ziemniaki ,ryby , kapuste wszystko .
-A dal mnie -zapytał MIrco za moimi placami
-A ......... eeee przepraszam nie mogłem się oprzeć -odpowiedziałem i poczułem wielki wstyd przed przyjacielem .
Mirco przysiadł się i zjadz łapczywie to co zostało na stole , po chwili nie zostało nic prócz kilku talerzy .
-CO teraz - zapytałem
-Chyba musimy czekać na smoka , skoro jesteśmy tu to znaczy że wypełniliśy nasze zadanie
-Pamiętasz jak zasneliśy bo ja pamiętam tylko że wydostaliśy się z kopali i leżeliśmy na ziemi
-Ja również tylko to nie wiem jak się tutaj znalezliśy , widać smok musiał nas uśpić .
****
Otworzyłęm oczy czułem sie jak po bardzo długim i głębokim śnie zanim całkowicie oprzytomniałem zadałem sobie pytanie co ja tu robie ,skąd się tu wziąłem
-Nie obawiaj się Zarimie już ukończyłeś swoją misje chociaz lepsza była by nauka dzielenia się -zagrzmił nademną jakiś bardzo chrypki głos
-Wykonałem twoją misje teraz powiedz mi co mnie czeka -powiedziałem
-Poznasz swój koniec kiedy już wszyscy się zbierzecie a teraz wyśle cię do twoich przyjaciół .
-Znowu zasne a potem się obudze niewiadmo gdzie ?- zapytałem
-Tak
****
Otwierając oczy zobaczyłem gapiącego się we mnie Vallona który uśmiechnał się szczerze
-Mirco ! Zarim się obódził
-Vallon -zasmiałem się
-Co mnichu -odpowiedział śmiejąc się
-Masz coś się napić byle porzadnego
Łucznik pokęcił głową i pomógł mi wstać , rozglądajć się zauważyłem że jest nas tylko trzech
-A gdzie reszta ?- zapytałem
-NIe ukończyli jeszcze swych zadań - powiedział Vallon
-Ale mnie to pasuje jak ma się taką kobite przy sobie to chce się żyć - dodał po chwili
Niedaleko stała owa "kobita" bawiłą się swymi włosami rozmawiając jednocześnie z Mirco który wydawał się nią zachwycony .

-Zawsze coś Vallon nie bedzie już narzekał na to że mu się jebać chce , tak jak kiedyś w lesie .

[Fregi już nie jesteś sam :D].

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Vron szedł doliną pośród porośniętych trawą,kwiatami i ziołami wzgórz.
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!- Krzyczał akiś męszczyzna uciekający przed zbójami. Varon nic nie robił tylko się patrzył.
-Pomocy!Ratunku! Zapłace ci jeśli mi pomożesz! - krzyczał nieznajomy do wiedźmina a , Varon potrzebował pieniędzy.
Walka rozegrała się szybko zbójców było ylko trzech i uzbrojeni byli jedeynie w pałki. Pierwszego Varon cioł przez krtań robiąc pięknoł kałuże krwi. Drugi dostał pchnięciem w skroń. Trzeci został rozpłatany na pół.
-Zostaw mnie! CZego chcesz?! Potworze!-Krzyczał nieznajomy.
-Wołałeś o pomoc i oferowałeś pieniądze to ci pomogłem.-odpowiedział Wiedźmin
-Aha. No to dziękuje. Masz tu 50 złotytch monet.
-Chce jeszcze konia.
-Co końa chyba oszalałeś- męszczyzna nagle zobaczył błysk w oku wiedźmina i szybko zmienił zdanie- Dobra.
Po chwili męszczyzna przyprowadził konia.
-Masz a teraz mnie zostaw w sokoju.
-Żegnam.
I Varon odjechał w srone miasta Rokamer.

* Dzień póżniej


Varon doarł weszcie do jakiegoś miasteczka. Zsiadł z konia. i poszedł do karczmy.

* W karczmie

wiedźmin podszedłł do karczmarza.
-Co podadź?
-Piwo i informacje.
Nalał piwa i podał Varonowi.
-Jaka informacja?
-Ile jeszcze stąd drogi do miasta Rokamer?
- Jeden dzień.
-Dzieuje .
Varon wypił piwa zapłacił i wwyszedł. Odrazu poszedł do konie osiodał go i ruszul dalej.

* Dzień póżniej

Varon widział w oddali miasto Rokamer. Widzał je ale buło jakieś takie rozmazane. w miare jak się zbliżał widział je coraz wyrażniej. Po pewnym czasie dostrzegł że Rokamer się pali. Pogalopował do miasta jak najszybcjeij mógł.
Gdy już dobiegł odrazu zastrzelono mu konia i rzucił się na niego jakiś człowiek w czarnej zbroji i toporemw ręku. Varon uskoczył przed jego ciosem lecz źle wylondował i się przewrócił. Człowiek w czarnej zbroji rzucił się na bebronnego wiedźmina krzycząc.
-Z mrocznego mesjasza!
Nagle trysła krew a wojownik zatrzymał się w powietrzu spalony na węgielek. Za nim stał Arcykapłan ognia.
-Uciekaj stąd - krzyknol mag
-Nie! Przybyłem tu ze sprawą do ciebie.
-Jaką?
Varon wstał i już zaczoł walczyć z najeżdźcami ramie w rami z magiem.
-Mroczny mesjasz zaatakował drużyne przeznaczenia i Vesmir powiedział że masz mnie przenieść do smoka.
-Dobrze ale najpierw musimy dojść do portalu który jest po drugiej stronie miasta.
-Nie będzie łatwo przez nich. -Powiedział Varon tnąc pewnogo napastanika w czarnej zbroji.
-Masz racje ale musimy się przedostać.
Szli niosąc śmierć wszystkim najeźdzom po drodze. W końcu dotarli do portalu obaj cali wyczerpani.
-Stań w okręgu.-Powiedział mag i zaczoł wypowiadać słowa inkantancji.- Karanam Karinos Omindara Patrikofiks kalaren
Nagle z piersi maga trysneło krew przebita przez czarny miecz.
-Nieeeeee! -krzyknol Varon.
-tak najwyrażniej musi być- powiedział mag i wypowedział trzy ostatnie słowa inakntancji.-Alukardo Mefisto Kamikorkial


Nagle Varon został przeniesiony do komnaty ze smokiem. Pełny agresji i nienawiści waron już nie był wiedźminem teaz stal się aniołem śmierci. Bezlistosnym zesłanikiem śmierci i przyjoł nowe imie Karinos Omidara.
-Słyszałem co sie stało - powiedział smok niskim dudniącym głosem. - teraz idź do swojich przyjaciół.

[To tylko zmiana profewsji i zachowania nie jestem super mocny. Nowe statystyki.

1. Gvynbleidd
2. Karinos Omidara
3. normalnie 4 łatwo wyprowadzić go z równowagi wtedy 10
4. Anioł Śmierci (wiedźmin ale bardziej agresywny i bardziej zły i z uczuciami z wyjątkeim listości.

PS: Zauważyliście że żadna postać nie jest kobietą? :] ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 29.08.2007 o 10:22, Gvynbleidd napisał:

1. Gvynbleidd
2. Karinos Omidara
3. normalnie 4 łatwo wyprowadzić go z równowagi wtedy 10
4. Anioł Śmierci (wiedźmin ale bardziej agresywny i bardziej zły i z uczuciami z wyjątkeim
listości.

PS: Zauważyliście że żadna postać nie jest kobietą? :] ]

Hmm wiesz to prawda czasami fajnie jeśli gra jakaś dziewczyna - ale po pewnym czasie juz zaczyna coś świrować wiem z doświadczenia w grach forumowych - gracze (mężczyzni) robią jakieś romanse i przyjaznie ( z dziewczynami ) które przy niskich umiejętnościach pisarskich wyglądają komicznie typu " przytuliłem ją mocno " a rzecz dzieje się w chlewie który nie jest za dobrym miejscem na takie spotkania :D - no ale to moje przekonania jeśłi chcecie sami zobaczyć to zaciągnijcie jakś dziewczyne do gry .
:D :D
[Trochę dziwną klase postaci wybrałeś aniął śmierci- teraz w drużynie mamy strażnika światła(Goblihno) i anioła smierci (Gvynbleidd) -z tych klas prestyżowych lub specjalnych tak jak mówi Fregi - jeśli tak dalej pójdzie to będziemy mieli tu NWN (1 i 2 ) :D .

-Zarim ktoś się pojawił - obudził mnie Vallon
Szybko wstając poszedłem w miejsce zdarzenia na podłodze leżał człowiek był cały w krwi i smole jakby wyszedł z płonoącego miasta , spał tak samo jak ja kiedy tu przybyłem .
-Kto to jest -podeszłem bliżej do mężczyny wydawał się znajomy , obok mnie ukleknął Mirco z mokrą hustą otarł twarz dal nieznajomego .
-Czekaj to nie Varon - oznajmił Mirco
-O kurwa co zrobili że tak wygląda -powiedział Vallon
-Jego trzeba obudzić - stwierdziłem i wziąłem stojący na stole trunek do pobudzenia
-Czekaj Varon jest nieprzytomny lepiej mu nic nie dawajmy -zsępił Mirco
-NO dobra to czekamy aż sie sam obudzi , ale wydaj się taki trochę inny jakby odmieniony -mruknąłem i usiadłem na krześle naprzeciwko .
***
Zaczeliśy czekać aż nasz kompan się przebudzi już dawno przestał być nieprzytomny ruszał się powli co wskazywało na bliskie przebudzenie to była tylko kwestia minut .
-A może to nie Varon tylko ktoś bliżniaczo podobny -zasępił Vallon
-Zobaczymy jak się przebudzi -odpowiedziałem
-Dokładnie jeśli nie bedziemy mieli pewności to spytamy o co co może wiedzieć tylko Varon - powiedział Mirco
Nieznajomy poruszył głowa i wyprostował ręce po chwili też odworzył oczy , własnie oczy były inne nie tak objetne jak u Varona była w nich złość i agresja .
-NO nareszcie Varon już się nie pokoliliśmy - powiedział Mirco
-NIe jestem Varon - odpowiedział
-CO ?- zdziwił się Vallon
-NIe nazywam się już Varon od dziś jestem Karinos Omidara ,Aniął Śmierci
-Co ty pierdolisz wiedzminie - krzyknąłem
-NIC nie pierdole ,Varon umarł teraz jest Karinos - powiedział aniął śmierci
-Czekaj ,czekaj Zarim jeszcze można wszystko załatwić , zadajmy mu pytanie na które zna odpowiedz tylko Varon -zatrzymał mnie Mirco
-DOBRA jak ma na imie nasz pipul i z jakiej on jest rasy -zapytałem Karinosa
-Ten zawszony warg nosi imie Kikutl
-Dobra drugie jak na imie miał mag który należał do naszej drużyny przed jego śmiercią
-Aleksander Kruczy nekromanta
-Chyba to jednak on Zarim - powiedział Mirco
-Nie jeszcze się upewnie , jak ma na imie kobieta Blastera którą pozanł w miesice Elfów
-Już bez takich mnichu nie poruszaj starych histori - odpowiedział Aniął śmierci
-Nie wiesz czyli jestes oszustem , gdzie jest Varon sukinsynu
-Salanda czy jakoś tak , uspokój się to ja tylko trochę inny
-Czyli to on to mogł wiedzieć tylko któryś z naszych kompanów - oznajmił Vallon
Vallon i Mirco podeszli do Karinosa i pomogli mu otrzepać sie z resztek smoły i kurzu , jedno wciąz nie dawało mi spokoju .
-Kim jest aniął smierci ? - zapytałem samego siebie w myślach .


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować