Zaloguj się, aby obserwować  
Cedricek

Zrzeszenie Pisarzy forumowych

9 postów w tym temacie

Witajcie.
Może mógłbym rzec witajcie bracia?
Zakładam ten temat dla wszystkich tych, którzy piszą na tym forum. Dla wszystkich tych, którzy czują wiatr, a pisanie jest ich życiem.
Zakładam ten temat, abyśmy się wszyscy na tym forum zrzeszyli w jedną grupę, i razem wspomagali się nawzajem, bowiem różne są pułapki w życiu pisarskim.
Zakładam, abyśmy nawzajem sobie pomagali bazując na doświadczeniu innych. Aby każdemu z nas powiodło sie na tej drodze życia, co prowadzi ku gwiazdą.
Tutaj każdy może napisać o swym kłopocie (np o tym, że się zablokował, lub nie ma weny) i każdy inny pisarz może w ten sposób mu pomóc.
Im nas więcej, tym każdy z nas silniejszy. Nawzajem możemy sobie poprawiać teksty, i je omawiać. Nawzajem możemy stworzyć drabinę, która nas wyniesie do gwiazd.
Nasz intelekt, nasze umysły i nasza wyobraźnia. Razem. Stwórzmy bractwo. Zrzeszmy się. bądźmy sobie podporą w tych trudnych sytuacjach. Nawzajem... Nawzajem tworzymy siłę, którą nikt nie zachwieje. bądźmy pomnikiem ze spiżu. Razem jesteśmy niezwyciężeni. Razem staniemy w chwalę o wschodzie słońca na łące wyobraźni.
Jesteście ze mną?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jestem z tobą Ced, albowiem wiem, jakie są pułapki w życiu pisarza. Wiem też, że wiatr nie zawsze wieje... Daltego też przystępuję do tematu i zarazem jestem otwarty na porady jak i sam z chęcią ich udzielę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.12.2007 o 22:07, kuba9876543210 napisał:

Wiem, że to nie to samo, ale może zamiast zakładać nowy temat, zerknij na to...?:

http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=2183#u_587

Tamten temat może mieć takie samo zastosowanie, jak ten...


No, nie dokładnie.
Widzisz... Każdy pisarz lubi sie kontaktować z innymi. A tamten temat jest...cóż, trochę podeptany.
Ten jest dla pewnej grupki osób, która ma jedno zainteresowanie, i o jednym pisze.
jest dla ludzi dla których pisanie to coś więcej.
A...Co ja będę pisał. Zerknij na pierwszy post, to wszystko zrozumiesz :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.12.2007 o 22:10, cedricek napisał:

> Wiem, że to nie to samo, ale może zamiast zakładać nowy temat, zerknij na to...?:
>
> http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=2183#u_587
>
> Tamten temat może mieć takie samo zastosowanie, jak ten...

No, nie dokładnie.
Widzisz... Każdy pisarz lubi sie kontaktować z innymi. A tamten temat jest...cóż, trochę podeptany.

Ten jest dla pewnej grupki osób, która ma jedno zainteresowanie, i o jednym pisze.
jest dla ludzi dla których pisanie to coś więcej.
A...Co ja będę pisał. Zerknij na pierwszy post, to wszystko zrozumiesz :)


Czyli ten temat jest, jakby takim "siedliskiem"/"schroniskiem" (z braku lepszego słowa...) dla wszystkich, których zamiłowaniem jest pisarstwo? Takie miejsce porad/narad?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.12.2007 o 22:13, kuba9876543210 napisał:

> > Wiem, że to nie to samo, ale może zamiast zakładać nowy temat, zerknij na to...?:

> >
> > http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=2183#u_587
> >
> > Tamten temat może mieć takie samo zastosowanie, jak ten...
>
> No, nie dokładnie.
> Widzisz... Każdy pisarz lubi sie kontaktować z innymi. A tamten temat jest...cóż, trochę
podeptany.
>
> Ten jest dla pewnej grupki osób, która ma jedno zainteresowanie, i o jednym pisze.
> jest dla ludzi dla których pisanie to coś więcej.
> A...Co ja będę pisał. Zerknij na pierwszy post, to wszystko zrozumiesz :)

Czyli ten temat jest, jakby takim "siedliskiem"/"schroniskiem" (z braku lepszego słowa...)
dla wszystkich, których zamiłowaniem jest pisarstwo? Takie miejsce porad/narad?

Exactly.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 16.12.2007 o 22:13, kuba9876543210 napisał:

Czyli ten temat jest, jakby takim "siedliskiem"/"schroniskiem" (z braku lepszego słowa...)
dla wszystkich, których zamiłowaniem jest pisarstwo? Takie miejsce porad/narad?


Coś w tym rodzaju.
Dla wszystkich z tego forum :)
łącznie ze mną, abyśmy mogli kiedyś zalśnić w blasku chwały.
(Czyt. uznania pisarskiego )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

fajny pomysł. podoba mi się. mam nadzieję, ze ten temat zaistnieje. :D
a więc - zaciąłem się. (wale prosto z mostu). kilka osób już zna ten kawałek, inne nie. i powiedzcie mi, czy macie dalsze pomysły na poprowadzenie fabuły, nie na fabułę. czyli jak to rozegrać (a fabuły wam nie powiem, o. ;))
przeczytajcie, i powiedzcie, uwaga, długie.
cedricek - tam jest coś dopisane na końcu, nie myśl, że znasz wszystko. :P

Rozdział pierwszy

Słońce bezczelnie i bez zapowiedzi wdarło się przez niedbale zasunięte zasłonki i zalało pokój delikatnym blaskiem. Senel otworzył oczy i ziewnął. Przeciągle. Obrócił głowę w bok. Vera wciąż leżała obok niego, rozedrgane światło tańczyło w jej włosach. Oczy miała otwarte i wcale nie wyglądała na zaspaną. Uśmiechnęła się i złapała go lekko za rękę. Jej skóra była ciepła i przyjemna.
- Dzień dobry – zaczęła swym słodkim głosem.
- Długo już nie śpisz?
- Nie za długo. Lubię tak na ciebie patrzeć. Jak śpisz, jak niemowlę i jesteś taki bezradny...
- Och, przestań już – przerwał jej. – Która godzina?
Vera z westchnieniem zdjęła nogi z łóżka i wyplątała się spod puchowego piernata. Wsunęła nogi w kapcie i podeszła do okna, jedynego w tej izbie, ale rekompensującego to dużym rozmiarem.
Senel delektował się widokiem jej idealnego ciała, osłoniętego teraz jedynie cieniutką białą haleczką, właściwie bardziej odsłaniającą, niż zasłaniającą.
Rozsunęła zasłony, wpuszczając do pokoju światło w ilościach iście oślepiających. Osłaniając oczy spojrzała na słońce.
- Coś koło dziesiątej...
- O, cholera! – krzyknął Senel. – Na dziesiątą jestem umówiony z Gorthem i resztą w „Pod latającym dywanem”.
Zerwał się z łóżka i zaczął przekopywać się przez pościel w poszukiwaniu poszczególnych składników ubrania. Jak zawsze rozebrał się z wielkim rozmachem i – jak zwykle – pożałował.
- Pod łóżkiem – podpowiedziała z uśmiechem oparta o parapet Vera.
Zajrzał pod łóżko – znalazł tam spodnie, buty i koszulę, w stanie zadowalającym.
- A bielizna?
Vera wskazała palcem lampę, ledwo powstrzymując śmiech. Uzasadniony zresztą, bo bielizna na lampie jest widokiem raczej komicznym. Senela jednak nie rozśmieszył. Ubrał się szybko, wsunął buty i pocałował Verę w policzek.
- Pa! – pożegnała go.
- Będę późno!
- Uważaj na siebie, proszę – powiedziała, nagle poważniejąc.
- Będę – obiecał. Ale wiedział, ze to nie od niego zależy, czy wróci dziś do domu.



Śnieg delikatnie skrzył się w promieniach słońca. Senel naciągnął głębiej czapkę i wkroczył na odśnieżony chodnik. Przyspieszył kroku – i tak był już spóźniony. Nie miał jak pobiec, więc musiał ograniczyć się do szybkiego marszu. I to przychodziło jednak z trudem na takiej ślizgawce, jaką stał się chodnik. Na nosie poczuł coś mokrego. Spojrzał w górę.
Znowu zaczęło padać. Śnieżynki, z początku małe, zaczęły rosnąć i pokrywać drogę nową warstwą śniegu. Przynajmniej nie będzie tak ślisko, pomyślał Senel. Wszystko wyglądało naprawdę pięknie i wprawiało w dobry nastrój. Pokryte puchem drzewa, bałwany w przydomowych ogródkach, dzieci szykujące się do bitwy na śnieżki.
W końcu się poślizgnął – zaraz przed karczmą. Jakiś cholerny dowcipniś wylał na ganku kubeł wody, tworząc spore lodowisko. Senel usłyszał nieśmiały dziewczęcy chichot. Wstał, czerwony jak dorodny burak, otrzepał sobie tyłek i wszedł do karczmy.
Było ciepło, nawet gorąco. Na rozpalonym kominku gotowała się woda, tworząc całe chmury pary. Po izbie krzątały się kuchenne oraz kelnerki. Podłoga była mokra przy wejściu – ludzie chyba otrzepywali tam buty. Senel postanowił nie być gorszy i też tak zrobił.
Dostrzegł swoich przyjaciół. Siedzieli tam gdzie zawsze – przy pięciokątnym stole w rogu sali. Byli wszyscy. Kashka, Gorth, Diego i Varal. Mieli wyjątkowo ponure miny. Podszedł do nich z rozświetlonym obliczem i zakrzyknął radośnie:
- Co jest, ponuraki? Ktoś umarł?
- Cicho, idioto! – skarciła go Kashka swoim wdzięcznym głosem.
- Och, balsam na me uszy... – Senel czuł, że humor zaczyna mu się psuć. – Co się stało?
- Cesarscy tu węszą. – Gorth machnął dłonią w kierunku kontuaru, przy którym stała grupka mężczyzn w charakterystycznych jaskrawo zielonych liberiach. Rozmawiali z karczmarzem. Musieli mu napędzić niezłego stracha, bo mężczyzna aż się trząsł.
- Długo tu są? – zapytał Senel.
- Nie na tyle długo, żeby czegokolwiek się dowiedzieć – odrzekł Diego.
- Chodźmy stąd – zdecydowała Kashka. – Nie ma sensu tu siedzieć.
Wszyscy wstali. Poza Varalem. Mężczyzna trzymał głowę na stole i nie reagował na nic.
- Co mu jest? – zaciekawił się Senel.
Diego westchnął.
– Spił się do nieprzytomności.
- Co na to Gendy?
- Gendy nic nie wie. Wyobraź sobie, ze on nawet nie powiedział jej, czym się zajmuje! – wzburzyła się Kashka. – Wiesz, mówi, ze to mogłoby zaszkodzić dziecku... Moim zdaniem bardziej zaszkodzi dziecku, jak straci ojca jeszcze przed przyjściem na świat! Powinien zrezygnować, przynajmniej na jakiś czas, ale on nie chce mnie słuchać. Mówi, ze nie miałby za co żyć! Przecież wiadomo, że moglibyśmy przez jakiś czas go utrzymywać...
- Zamknij się na chwilę, stara furiatko! – przerwał jej Gorth. – Ludzie się na nas gapią.
- A niech się gapią! – wykrzyknęła.
Gorth zatkał jej usta dłonią i zaczął prowadzić do wyjścia.
- Eee, przepraszamy, koleżanka zapomniała wziąć lekarstwa – powiedział do gości gospody Diego. Nie przestawali jednak na nich patrzeć. Kiedy Gorth wyprowadził już szamocącą się Kashkę, powoli zaczęli wracać do swoich drinków.



- Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyczała Kashka, kiedy już Gorth wypuścił ją ze swojego stalowego uścisku.
- Co ty sobie wyobrażasz? – odkrzyknął jej Diego. – Robisz awantury pod nosem cesarskich. Jak znam życie, będziemy mieć ich teraz na ogonie.
Diego dobrze znał życie. Z karczmy wyszło dwóch cesarskich okrytych brązowymi płaszczami. Senel poznał ich po czapkach z godłem Dynastii Xant – czerwonym orłem na zielonym tle.
- Jeśli chcą nas szpiegować, mogliby przynajmniej zdjąć te czapki – prychnęła Kashka. – Liczą na to, że ich nie poznamy?
- Nie, oni liczą właśnie na to, że ich poznamy i uciekniemy – stwierdził Senel z pewnością w głosie.
- Czyżbyśmy zrobili coś złego? – zdziwił się Gorth.
- Zapewne nie – odrzekła mu Kashka – ale dla nich zawsze wszyscy są podejrzani.
- Idziemy stąd. – Senel ruszył przed siebie, starając nie poślizgnąć się na śliskim ganku.
- Dokąd? – spytała Kashka.
- Do Mariony – odrzekł. – W końcu zapomniałaś łyknąć lekarstwa. Więc idziemy do zielarki.
- Niegłupie, niegłupie – rozpromieniła się Kashka. – Nie wzbudzimy więcej podejrzeń.
- Wzbudzimy, jeśli pójdziemy tam taką dużą grupą – powiedział Diego. – Rozdzielimy się. Senel i Kashka – wy pójdziecie do Mariony. Ja i Gorth do domu Varala. Zaczekamy tam na niego. Dołączcie do nas.
Kashka machnęła im na pożegnanie i razem z Senelem skierowała się w stronę Zaułka Wierszokletów. Tak naprawdę był to zwykły jarmark, ale ze względu na koczującą tam liczbę poetów, bardów i minstreli otrzymał taką nazwę. Trafną, bo już z daleka słychać było rozbrzmiewającą muzykę. Ładne i czyste dźwięki mieszały się z potworną kakofonią, od której bolały uszy. Ale taki właśnie był urok tego miejsca.
- Och, od tego rzępolenia aż uszy bolą – jęknęła Kashka.
Senel uśmiechnął się i zachichotał.
- Co cię śmieszy?
- Mnie? Nic.
- Aha – powiedziała z niedowierzaniem kobieta, strząsając z luźnego czarnego warkocza płatki śniegu.
Dom Mariony stał zaraz przy bramie Zaułka. Senel zawsze dziwił się, jak można wytrzymać w takim nieustannym zgiełku. Może dlatego całe dnie Mariona spędzała na plotkach u koleżanek... W każdym razie Senel miał nadzieję, że teraz ją zastaną.
Jego życzeniu stało się zadość. Wpadli na nią zaraz przed wejściem. Owinięta powiewającym szalem wyglądała na prawdziwą czarownicę i, chociaż Senel wiedział, że jest złudne, wrażenie spełniało swą rolę.
- Och, Senel – przywitała się zaskoczona. – Mam nadzieję, że z twym kolanem już wszystko dobrze. To było bardzo groźne złamanie, otwarte, groziło zakażeniem – wyjaśniła Kashce.
- Wiem – odrzekła ponuro kobieta. – Byłam przy tym.
- Och – Marionę najwyraźniej zatkało. – Ale jest już dobrze?
- Tak – uspokoił ją. – Ale tym razem to Kashka ma problem. Rozumiesz, kobiece sprawy – dodał szeptem.
- A co, spóźnia się? – wykrzyknęła uradowana Mariona. – To wspaniała nowina, kiedy to się stało?
- Ale co? – Kashka najwyraźniej nie rozumiała. – A nie, to nie o to chodzi!
-Och, szkoda. Ale cóż, wejdź, postaram ci się pomóc.
Poprowadziła Kashkę do środka. Senel wszedł za nimi do ciepłej sieni. Mariona prowadziła swoją pacjentkę prosto do salonu, gdzie zwykła przeprowadzać zabiegi. Kashka miała minę mówiącą bez wątpienia: „zabiję cię, idioto!”
Senel uśmiechnął się i usiadł na sofie. Zdjął czapkę i kurtkę.
To trochę potrwa.



Za oknem wciąż prószył śnieg, nie zdając sobie sprawy, ze ludzie mają go już dosyć. Senel westchnął.
Z salonu wyłoniła się Kashka, trzymająca Marionę za rękę .
- Dziękuję ci raz jeszcze.
- Mam nadzieję, że teraz bóle ustąpią.
- Niewątpliwie. Senel. – Zwróciła się w jego stronę. – Będziemy się już zbierać.
- Tak – odrzekł podnosząc kurtkę i czapkę.
- Do widzenia, Mariono – powiedziała Kashka ubierając się.
- Do zobaczenia, kochani.
Senel dostrzegł w oknie znajomy kształt. Natychmiast rozpoznał czapkę z czerwonym orłem na zielonym tle.
A więc śledzili ich.
- Kashko, ty idź już do Varala. Ja jeszcze chwilę zostanę.
- Źle się poczułeś? – spytała z troską Kashka.
- Tak, tak jakoś.
- No, to pa! – pożegnała się.
- Pa.
Wyszła, a Mariona spojrzała na Senela wyczekująco. Gestem wskazała mu drogę do salonu. Po chwili kłopotliwego milczenia sama się tam skierowała.
Senel szybko wybiegł z chaty, starając się nie trzasnąć drzwiami i nie zwracając uwagi na zaskoczony wyraz twarzy zielarki.. Natychmiast schował się za dużym koszem na śmieci. Wypatrzył czapkę z orłem. Cesarski stał parę naście metrów przed nim przed straganem. Senel wiedział, ze niewątpliwie kunsztownie wykonane ozdoby z bursztynu i jadeitu tylko pozornie zaprzątają uwagę żołnierza.
Wyłonił się zza zalatującego stęchlizną śmietnika korzystając z chwili nieuwagi cesarskiego. Spokojnym krokiem przeszedł obok niego. Żołnierz był nieświadomy jego obecności. Senel delikatnie wyciągnął z tylnej kieszeni jego spodni wystający pomięty kawałek papieru. Schował go w zaciśniętej pięści i skierował się, jak gdyby nigdy nic, do domu Varala.



Cesarskich nigdy nie szkolono w skrytym działaniu. Czyżby Szanownemu-I-Naj-Naj-Naj Cesarzowi wydawało się, że znaczek na czapce otwiera wszystkie drzwi? Cóż, nawet jeśli tak myślał, to się grubo mylił. Nie do pomyślenia, żeby nie ukryć głębiej mapy z wyrysowanymi posterunkami straży. Oczywiście tajnej.
Teraz już nie, ucieszył się Senel. Już ja się dowiem co im chodzi po tych pustych łbach.
Przed sobą zauważył charakterystyczny, powiewający lekko na wietrze warkocz Kashki. Podbiegł do niej i złapał ją za rękę. Kobieta uśmiechnęła się do niego promiennie i zapytała szeptem:
- Co zobaczyłeś?
- Cesarski nas śledził - wyjaśnił.
Kashka nieudolnie starała się ukryć zaskoczenie.
- Ale dlaczego?
- A skąd ja mam to wiedzieć? Ale wyciągnąłem mu z kieszeni mapę, pokażę wam ją później.
- Co na niej jest?
- Nie jestem pewien, ale wygląda mi to na spis wszystkich posterunków w mieście i okolicach.
- Tajnych posterunków? – Kashka była naprawdę pod wrażeniem. – To... niesamowicie przydatne. Będziemy mogli...
- Cicho! – przerwał jej Senel kątem ust. – Pogadamy w kwaterze.
- Dobrze – zgodziła się Kashka, a z jej twarzy nie znikał ten olśniewający uśmiech.
Wreszcie dotarli do domu Varala. Spory budynek z bielonymi ścianami wyróżniał się na tle wszechobecnej szarości i brzydoty. Z trudem przeszli przez nieodśnieżany od paru dni chodnik i stanęli pod pokrytymi lodem schodami prowadzącymi na zastawioną iglakami werandę. Kashka jęknęła.
Nie zważając na protesty towarzyszki chwycił ją jedną ręką za ramię, a drugą uchwycił się poręczy. Powoli piął się w górę, a oporna Kashka nie była zbyt pomocna. Wreszcie dotarli na samą górę, gdzie Senel otrzepał kurtkę i buty.
Schody udręki, pomyślał Senel, patrząc z przerażeniem w dół. Zejście wcale nie będzie łatwiejsze.
- No to wchodzimy! – zakrzyknął radośnie, kiedy Kashka sięgnęła po klamkę.
W środku jak zwykle panował nienaganny porządek. Sprzątanie było zamiłowaniem Gendy i nawet teraz, w zaawansowanej ciąży, nie zaniedbywała swego hobby. Znaleźli ją w wyposażonym w najmodniejsze meble salonie, zajętą zabawianiem Diego i Gortha rozmową.
I on narzeka, że nie ma z czego żyć, pomyślał Senel patrząc na niewątpliwie drogi kredens z bukietem sztucznych kwiatów w kryształowym wazonie. Kryształowym!
- O, jesteście już! – ucieszyła się Gendy i podbiegła do Kashki z wyciągniętymi ramionami. Pocałowała ją w oba policzki i spojrzała na nią z troską. – Mam nadzieję, ze już dobrze się czujesz. Co ci powiedziała Mariona?
- To nic takiego - zapewniła ją Kashka.
Senel dyskretnie nadepnął jej na stopę. Zrozumiała natychmiast.
- Może pogawędzimy o tym w kuchni. Rozumiesz – wskazała głową na rozpartych na sofie mężczyzn.
- Oczywiście, kochana.
I obie odmaszerowały, zostawiając ich samych. Przynajmniej taką mieli nadzieję.
- Co się dzieje? – zapytał od razu Diego.
- Nie jestem do końca pewny – odrzekł Senel zasuwając zasłony w oknach – ale myślę, że nas śledzą.
- Cesarscy? – włączył się Gorth.
- Tak.
- Czego mogą od nas chcieć?
- Nie mam pojęcia. – Senel rozłożył bezradnie ręce.
- Może to ma coś wspólnego z naszą działalnością?- spytał Diego.
- O tym wcześniej nie pomyślałem. – Senel zastanowił się. – W sumie miałoby to sens. Przecież od łupów i nagród nie płacimy podatku.
- A powinniśmy? – zaśmiał się Gorth.
Diego wzruszył ramionami.
- Masz coś jeszcze?
Senel wyciągnął z kieszeni pomiętą kartkę. Rozłożył ją i podał swoim towarzyszom. Diego i Gorth uważnie ją obejrzeli i unieśli wysoko brwi. Wyglądali na mocno zaskoczonych. Diego od razu zapytał:
- Skąd to wytrzasnąłeś?!
Senel opowiedział im całą historię. Kiedy doszedł do momentu u Mariony, Gorth zachichotał.
- Naprawdę tak powiedziałeś? Kashka musiała być wściekła!
- I była. Wyglądała jakby chciała mnie pokroić.
- Mów dalej – przerwał im Diego. – To ważne.
Kiedy skończył, zapadła pełna oczekiwania cisza.
- To tyle? – zapytał z niedowierzaniem Gorth. – Liczyłem na jakąś porywającą opowieść o epickich bitwach, ratowaniu księżniczek zamkniętych w wieżach, a tu tylko...
- Zamknij się! – uciszył go Senel. - To poważna sprawa. Cesarscy węszą i mają na nas oko. Musimy sprawdzić, o co im tak naprawdę chodzi, a teraz – wskazał na leżącą przed nim mapę – wiemy od czego zacząć. – Rozejrzał się nerwowo po pokoju. – Jutro... tam gdzie zwykle.
- Tak jest! – Diego i Gorth zasalutowali z uśmiechami podniecenia.


Rozdział drugi

Następny dzień zaczął się paskudnie. W przydomowych ogródkach przybyło ze trzy stopy śniegu, a warstwa lodu na chodnikach była coraz grubsza. Ta zima wydawała się nie umierać, pomimo tego, że luty miał się już ku końcowi.
Senel założył swoją czapkę uszatkę i zaczął ślizgać się w stronę starej karczmy. Prawie nikt niej nie chodził odkąd otworzyli „Pod latającym dywanem”. Można tam było liczyć na dyskrecję, ale wiązało się to z pewnym ryzykiem. Odwiedziny tam były „lekko” podejrzane i sugerowały, że ma się coś do ukrycia.
Na szczęście drzwi frontowe nie były jedyną możliwością dostania się do środka.
Senel zobaczył przed sobą pstrokaty szyld głoszący: „U Bonesów”. Jeden z nielicznych w Avengardzie sklepów, prowadzony przez znamienitą rodzinę, cieszącą się wśród mieszkańców wielkim mirem. Przed drzwiami stał młody, na oko szesnastoletni chłopak z koszem pełnym bułek.
- Witaj, Patriku – przywitał się Senel wyciągając do chłopaka rękę.
- Dzień dobry, proszę pana. – Odwzajemnił uścisk. – Znów w tej samej sprawie? - spytał z sardonicznym uśmieszkiem.
- Nie zmarzną ci te bułki? – zignorował pytanie Senel.
- Dziwnie nie – odrzekł Patrik i uchylił przed nim drzwi do sklepu.
Półki były zastawione najświeższymi towarami z wczorajszej dostawy z Lavanionu, najbardziej na wschód wysuniętej prowincji Cesarstwa. Idąc w stronę lady Senel zgarnął wielką butlę krasnoludzkiej whisky.
Za ladą stała najstarsza córka Staruszków Bonesów, Linna. Błysnęła w stronę Senela białymi zębami i zagaiła, biorąc od niego trunek:
- To co zwykle?
- Czytasz w moich myślach. – Podał kobiecie parę dukatów i odebrał whisky. Linna wpuściła go na zaplecze.
Od razu skierował się w stronę zabytkowej szafy zastawionej pustymi zakurzonymi słoikami. Wydzielały przykrą woń starych ogórków kiszonych. Senel złapał za zamaskowany uchwyt z boku szafki i z łatwością odciągnął ją w bok, odsłaniając drzwi.
Uchylił je i wszedł do pełnego pajęczyn tunelu, prowadzącego wprost do magazynu starej karczmy. Senel dowiedział się o nim od Staruszka Bonesa, parę chwil przed jego śmiercią. Uznał za dziwne, że konający człowiek myśli akurat o ukrytym przejściu, ale może Staruszek wiedział, jak przydatne będzie to dla Senela i jego towarzyszy. Może wiedział o ich spotkaniach w starej karczmie...?
Nagle usłyszał za sobą brzęk tłuczonych słoików, chwilę potem skrzypienie otwieranych drzwi. Spojrzał w tył, jednak nikogo nie zobaczył. Skręcił w boczny korytarzyk i schował się za kufrem, też zalatującym kiszonymi ogórkami.
Do jego uszu dobiegł odgłos ciężkich kroków i sapanie. Od razu wykluczył Kashkę, Diega i Gortha – oni tak nie chodzą, i nie potłukliby słoików. W normalnych okolicznościach wykluczyłby też Varala, ale człowiek męczony kacem staje się nieuważny.
Za zakrętem pojawiło się migoczące światło pochodni. Dopiero teraz Senel zdał sobie sprawę, jak ciemny jest ten tunel. Przez lata korzystania z niego nauczył się go na pamięć, a oczy przyzwyczaiły się już do mroku. Varal tez nie potrzebowałby światła.
Minęła go zakapturzona postać w brązowym płaszczu. Rozglądała się dookoła, a w nikłym świetle pochodni błysnęły przekrwione, jasnoszare oczy. Na chwilę zatrzymały się na schronieniu Senela, któremu serce prawie wyskoczyło z piersi. Po chwili jednak tajemnicza postać odwróciła wzrok i ruszyła dalej. Dopiero teraz Senel spostrzegł u jej pasa paskudnie długą mizerykordię. Splamioną... krwią?
Senel poczuł lekkie mdłości. Już zbyt długo nie walczyłem, pomyślał z dziwną niechęcią do siebie.
Odczekał parę minut i cichutko wyłonił się z wnęki i ruszył za zakapturzonym osobnikiem, który, jak Senel miał nadzieję, wciąż był nieświadomy jego obecności. Postać szła drogą do starej karczmy, co jakiś czas spoglądając w boczne odgałęzienia. Wreszcie, pod koniec, skręciła w bok i uważnie obejrzała ścianę. Wyciągnęła do niej rękę, odsłaniając dłoń. Najdziwniejszą dłoń, jaką Senel w życiu oglądał, o szarej skórze i długich, niepielęgnowanych paznokciach, a przy tym strasznie chudą i kościstą, jednak bez widocznych żył, tak jakby ich w ogóle nie było.
Poszła dalej bocznym korytarzem. Senel odetchnął z ulgą i, wciąż skradając się, poszedł swoją drogą, uznając, że bez broni dalsze śledzenie jest niebezpieczne.
Kiedy tunel dobiegł końca, a Senela oślepiło jasne światło wdzierające się do magazynu przez duże zakratowane okna, z jego piersi wydobyło się kolejne westchnienie ulgi. Gdy wciągnął się na podłogę karczmy, klapa korytarza zamknęła się za nim na zatrzask. Teraz nikt nie wyjdzie stąd bez klucza. Otrzepał kurtkę z kurzu i pozostałości stopniałego śniegu i podszedł do solidnych drzwi. Zapukał w nie trzy razy. Po chwili usłyszał niewyraźny głos karczmarza:
- Którędy do wariatkowa?
- Do przodu i na skos – odrzekł. Usłyszał szczęk przekręcanego klucza i drzwi stanęły otworem. Zalała go fala ciepła buchająca wprost z kominka na przeciwległej ścianie.
- Witaj, Dan – powitał oberżystę.
- Witaj, witaj... – burknął karczmarz. Zamknął drzwi magazynu i spojrzał Senelowi w oczy. – Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek więcej przekradał się tym tunelem. Następnym razem właduję ci strzałę między oczy, jeśli tylko cię tam usłyszę!
- Spokojnie, Dan! To była wyjątkowa sytuacja.
- Wyjątkowa sytuacja? Słyszałem to dzisiaj już od pięciu osób, nie licząc ciebie!
Pięciu, zdziwił się Senel. Kim był ten piąty?
- Postaram się już więcej tędy nie chodzić. – Skierował się w stronę osobnej sali, nie mogąc opędzić się od myśli.
W salce siedziała cała czwórka. Varal nie wyglądał zbyt dobrze, co dziwnie poprawiło Senelowi humor.
- Co, boli główka? –zapytał złośliwie.
- Spadaj na szczaw – odburknął zbolałym głosem, przykładając do głowy zmoczoną szmatkę po czym westchnął z ulgą.
- Muszę wam coś opowiedzieć – zaczął bez przywitania.
Spojrzeli na niego z zainteresowaniem, więc zaczął opowieść. W przerwie na pytania nalał do szklanek krasnoludzkiego trunku i kontynuował. Pod koniec historii Kashka pisnęła z niedowierzaniem i wylała swoją brandy na spodnie Varala. Wrzasnął na nią, potem usiadł i wydał kilka nieartykułowanych dźwięków. Czerwona ze złości kobieta poszła po szmatę.
Przy stole zapadła niemiła cisza. Senel pomyślał, że od czasu ostatniego zlecenia stosunki w grupie pogorszyły się znacząco. Chyba najwyższy czas wybrać się na następną wyprawę. Kashka mówiła coś o dużej grupie wilków na północ od Avengardu. Strażnicy byli teraz zbyt zajęci tłumieniu buntów na wschodzie Cesarstwa – Lavanion znów wygłaszał pretensje do niepodległości. Oczywiście niczym nieuzasadnione. Senela zadziwiało to , że ludzie wolą żyć w skrajnej biedzie, ale pod własnym sztandarem, niż w dobrobycie jako prowincja Cesarstwa...
Kashka wpadła do sali wyraźnie wstrząśnięta. Nie wchodząc do środka gestem wskazała im, żeby poszli do głównego pomieszczenia. Senel wstał pierwszy.
Zaraz podniósł się gwar. Na stole stał młody, przystojny herold w jadowicie zielonej liberii. Po stanie jego ubrania Senel wnioskował jednak, że młodzian nie jest tu w sprawie służbowej. Wokół niego skupili się wszyscy z gospody, nie dając mu się uciszyć. W końcu herold, w którym Kashka rozpoznała najmłodszego chłopaka od Sterrów, wrzasnął:
- W sklepie dokonano morderstwa! Patrik i Linna zostali zamordowani, ludzie! No słuchajcie mnie! – Wszyscy nagle, jak na komendę, umilkli. – Nie żyją...
Zeskoczył ze stołu i wyszedł.
Cisza nadal trwała.
Senel pociągnął swoich towarzyszy do ich sali. Kiedy tylko zamknął drzwi zaklął:
- Cholera jasna!
Dotarło do niego, że widział mordercę...



- I co zrobimy z tym fantem? – zapytała Kashka. – Widzieliśmy domniemanego mordercę, narzędzie zbrodni, słyszeliśmy ofiary...
- I nic więcej – zakończył Senel. – Prawdopodobnie więcej go nie zobaczymy.
- Powinniśmy sprawdzić ten korytarz, w którym zniknął.
- To dobry pomysł – rzekł Gorth. – Tylko którędy wejdziemy? Przez sklep nas pewnie nie wpuszczą, a Dan też nam nie pozwoli...
- Możemy przyjąć od Bonesów zlecenie znalezienia mordercy. Mamy już jakieś poszlaki – powiedziała Kashka.
- To może się udać, ale czy wywiążemy się z tego zobowiązania? – zapytał Diego.
- W kontrakcie nie będzie konieczności wywiązania się z umowy.
- Musimy być uczciwi! – krzyknął Senel. – I znajdziemy tego mordercę. Czuję, że nam się to uda. Czuję to w kościach! Jesteśmy zgrani i solidarni. Nigdy się nie poddaliśmy i zawsze walczyliśmy do końca. Nawet wtedy, gdy straciliśmy...
Kashka uderzyła pięścią w stół i zmierzyła go morderczym spojrzeniem.
- Przecież mieliśmy już o tym nie mówić! Nie rozdrapujmy tego od nowa! To zbyt bolesne... – Kashka szybko otarła łzę spływającą po policzku. – Zbyt bolesne...
- Poza tym w kościach, to ty możesz sobie czuć zmianę pogody! – ryknął Gorth. – Ja żądam gwarancji, pewności!
- I widzisz! Właśnie dlatego uważam, że powinniśmy zająć się tą sprawą. Współdziałać, pracować razem. Bo nie umiemy się dogadać! – W sali zapadła niesamowita cisza. Senel dodał szeptem: - Bądźcie u mnie jutro po wschodzie. Naradzimy się.



Kashka wkroczyła do domu Senela, a zaraz za nią Varal niosący opasłe tomiszcze. Rzucił je na sofę i siadł obok niego. Kobieta zamknęła drzwi, a Senel zasłonił okna.
- Nikt was nie widział?
Potrząsnęła głową.
- Nie sądzę. Diego szedł za nami i nas pilnował. Ostrzegłby nas, gdyby Cesarscy za nami szli. Przecież wiesz, jak zna się na tropieniu i chowaniu w cieniu.
Nagle rozległo się poczwórne pukanie do drzwi. Oznaczało ono brak niebezpieczeństwa. Gdyby zapukano potrójnie byliby śledzeni lub w niebezpieczeństwie. Senel otworzył bez niepokoju. Na wycieraczce stali Diego i Gorth.
- Czysto – powiedział ten pierwszy z zadowoleniem.
- Musimy ustalić, co zrobić z tym. – Senel wyciągnął z kieszeni tajemniczą mapę i rozłożył ją na ławie. – Cesarscy wyraźnie czegoś od nas chcą.
- Więc będziemy musieli się rozdzielić – rzekł Varal. – Proponuję w ten sposób: ja, Kashka i Gorth obsadzimy z paroma ludźmi najważniejsze posterunki. Senel i Diego pójdą do podziemi szukać śladów.
Mnie to pasuje – stwierdził Senel.
Reszta wydała dźwięki wyrażające aprobatę. Na chwilę zapadła cisza, po czym Kashka poderwała się z fotela i podniosła z sofy księgę przytarganą przez Varala. Otworzyła ją mniej więcej na środku i powiedziała:
- Prawie o tym zapomniałam, ale mam dla was prawdziwą bombę! – Była wyraźnie podekscytowana. Zazwyczaj kiedy się tak zachowywała, oznaczało to początek sporych kłopotów dla wszystkich.
- A co, twój brat znowu bawił się w alchemika? – zapytał z sarkazmem Gorth. Diego i Varal parsknęli śmiechem, ale Senel pozostał niewzruszony.
- Bardzo śmieszne... Po prostu pomyślałam, że zainteresuje was informacja o tajemniczych osobnikach w brązowych płaszczach, którą odnalazłam, ale skoro tak...
- Znalazłaś coś?! – wykrzyknął Senel i aż wstał z wrażenia. – Świetna robota! Pokaż mi to!
- Ta księga to skrócona historia Lavanionu.
- Nie wiedziałem, że Lavanion ma taką długa historię. Myślałem, że istnieje zaledwie parędziesiąt lat... – zdziwił się Diego.
- Nawet historia życia mojego nienarodzonego dziecka byłaby tak długa, gdyby napisano ją tak wielkimi literami – odrzekł Varal.
Kashka zignorowała ich.
- Mędrzec Allass słynął z tego, że pisał wyjątkowo wybiórcze kroniki. W tej nie powinniśmy doszukiwać się wielu prawd, ale te pogłoski o tych w płaszczach wydają mi się prawdziwe – nie dostrzegłam w niej żadnych bezsensów czy przekłamań.
- Być może dlatego, że jest o nich tak mało napisane... – wtrącił cicho Varal.
Kashka zaczęła czytać.

Wojna w Lavanionie

Lavanion jest obecnie najbardziej na wschód wysuniętą prowincją Cesarstwa. Wcześniej jednak był osobnym, niezawisłym księstwem, słynącym z pracowitości i wierności swych mieszkańców. Ludziom wiodło się tam dobrze, dopóki nie został zamordowany książę Vilam III, w roku 113 Obecnego Czasu. Wtedy to władzę przejął rządca Lavanionu, do tej pory pełniący rolę Ministra Spraw. Informacyj dotyczących jego imienia znaleźć mi się nijakim sposobem nie udało. Z wielką przyjemnością samozwaniec zasiadł na tronie, wielkie spustoszenie w księstwie czyniąc. W kraju nie znającym dotychczas wojny zaczęło się zbierać wojsko, bataliony zbrojnych patrolowały granice, jakby nowy książę obawiał się napaści.
Sam władca zamknął się w swoim zamku wraz z grupą chciwców liczących na zysk w jego służbie. Na dwór nie miał wstępu nikt, poza dziwnymi przybyszami w brązowych płaszczach i o szarej skórze (patrz tom „Dziwa świata tego i równoległych”).
Po dwóch latach panowania wojska wyruszyły na zachód, w stronę stolicy Cesarstwa. Dotarły tam w dzień Rocznicy, upamiętniający założenie dynastii Lasx (patrz tom „Dynastie cesarskie”). Cesarz, młody Karlin II, nie spodziewał się, że lavaniońskie wojska uderzą właśnie na jego zamek w tym właśnie dniu, a on sam padnie pierwszą ofiarą fali skrytobójstw. Pod ich nożami wydały ostatnie tchnienie najważniejsze osobistości kraju, nie wyłączając nawet malutkiego Senela i Sakela (odpowiednio brata i ojca Cesarza, patrz tom „Dynastie cesarskie”). Dunnie udało się jednak ukryć wraz z Vislaną, czteroletnią wówczas. Podejrzewano zdradę w najbliższym środowisku władcy, co tłumaczyłoby jego błędne informacyje, jednak winnych nie znaleziono.
Wojska Lavanionu zostały pokonane przez Strażników Bramy, doborowych rycerzy Cesarza. Zmiażdżyli oni przeważające siły księcia, który ponownie na wiele lat skrył się w swym zamku. Nowy Cesarz, mąż małej Vislany, Tahrr, przyjął jego błagania i hołd. Odpuścił mu wszystkie winy, co nie zadowoliło jego poddanych.
W roku 122, kiedy to Vislana objęła tron, zaciągnęła do armii wszystkich zdolnych do noszenia broni mężczyzn i oddała ich pod opiekę i wyszkolenie Strażnikom Bramy, a sama szkoliła się wraz z nimi, aby dodać im otuchy. A trzeba wiedzieć, że postępy robiła wielkie. Kiedy te wieści dotarły do dworu w Lavanionie, książę rozpoczął podobne przygotowania, jednak ludzi miał mniej, nauczycieli tez nie tak znakomitych. Ludzie pomni poprzedniej porażki nie mieli już sił do walki i masowo dezerterowali do armii Cesarzowej.
Wszystko to skończyło się bitwą we Wrzosie, lesie na wschodzie Cesarstwa. Poległa w niej większość obrońców Lavanionu, po czym zniszczono za pomocą krasnoludzkich bombard dwór księcia i kilka innych miast, dla przykładu i ostrzeżenia. Samego księcia wtrącono do lochu, gdzie umarł w niesławie, pogardzany nawet przez dawnych poddanych.
Lavanion utracił w wyniku tych zawirowań swą niezawisłość i został wcielony do Cesarstwa. I niech tak pozostanie na wieki.

Mędrzec Allass.


- Bogoooowie, jakie to było nudne – stłumił ziewnięcie Diego.
Senel przysłuchiwał się temu wszystkiemu z uwagą, łapiąc każde słowo. Trochę rozczarowała go ta opowieść – liczył na więcej szczegółów o domniemanych mordercach. Jednak zaciekawił go szczególnie fragment z tytułem księgi – „Dziwa świata tego i równoległych”. Mędrzec wspomniał, że tam zawarte zostało więcej informacji o zakapturzonych.
- Staruszek Allass niezbyt się wysilił – zauważył Varal. – W tej wielkiej księdze jest tylko tyle o naszych lubych zakapturzonych?
- Ale mamy za to kolejny trop – dodała Kashka. – Ten tom... zaraz...
- „Dziwa świata tego i równoległych” – podpowiedział Diego.
- O, dokładnie. Tam na pewno coś jest. Tylko... gdzie znajdziemy tę książkę?
- W avengardzkiej bibliotece nie będzie? Podobno „mają tam wszystko, co właśnie chcesz przeczytać” – zacytował obśmiane wszędzie hasło reklamowe nowopowstałej biblioteki Gorth.
- Jedyne, na co mam teraz ochotę, to jakiś poemat o rycerzu na białym koniu... – zamyśliła się Kashka. – Ale to nie ja podjęłam decyzję.
Cała grupa spojrzała ukradkiem na Senela. Udał, że tego nie widzi. Siedzieli tu razem dopiero od trzech kwadransów, a już czuł, jakby przenieśli się do dawnych czasów, przed zdarzeniem na wzgórzu Tar’ya. Nie chciał do tego wracać. Nikt z nich nie chciał.
- Pójdę tam – stwierdziła. – W takim razie będziecie musieli wziąć kogoś innego do obsadzenia jednego z posterunków.
- Myślę, że któryś chłopak od Sterrów zrobi to z chęcią.
- Może Tanen? – zaproponował Varal. – Przyjaźnił się z Patrikiem Bonesem, może dobrze zrobi mu oderwanie się od... tego...
Senel skinął głową:
- Uważam, że to dobry pomysł, ktoś z was do niego dziś pójdzie. A więc podział mamy taki: Kashka do biblioteki, Varal, Diego i Gorth z młodym Tanenem obsadzą posterunki, ja pójdę do piwnic.
- Sam? – Kashka uniosła brwi.
- Sam – odrzekł, ucinając protesty podniesioną dłonią. – Poradzę sobie.
Szczerze mówiąc, bardzo wątpił w to, że sobie poradzi. Za dużo tych spraw naraz, pomyślał. Wolał nie mówić tego na głos. Chociaż pewnie i tak wszyscy myślą tak samo. Ostatni raz musieli rozdzielać się ze trzy lata temu, podczas zlecenia na dalekich rubieżach Cyranill.
Dostali tam zlecenie na grupkę elfach renegatów kryjących się po tamtejszych wioskach. Było cholernie ciężko, i, jak zwykle, wszystko poszło nie do końca tak jak miało. Wtedy Senel nauczył się naprawdę szybko biegać – a Diego stracił tę umiejętność.
Senel nie lubił się z nimi rozdzielać.
Dlatego planował wziąć do podziemi towarzysza. Już nawet wiedział, kogo. Będzie trudno go przekonać, ale trzeba spróbować. W końcu nikt nie zna avengardzich podziemi tak, jak on.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.12.2007 o 22:10, cedricek napisał:

No, nie dokładnie.
Widzisz... Każdy pisarz lubi sie kontaktować z innymi. A tamten temat jest...cóż, trochę podeptany.


Czyli jeśli znajdzie się jeden pisarz, który nie lubi się kontaktować z innymi to już nie będzie "każdy"

Wybacz, ale już jest temat dla pisarzy, który ma takie same funkcje co ten.

Kącik pisarzy (mocne słowo)
http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=2183#u_588

Temat zamykam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
Zaloguj się, aby obserwować