Zaloguj się, aby obserwować  
Gram.pl

The Walking Dead - recenzja siódmego sezonu serialu

6 postów w tym temacie

Ten serial prawie od początku moim zdaniem cierpi na jedną, poważną chorobę - wewnętrzną pustkę. Scenarzyści ewidentnie nie mają pojęcia czym wypełnić kolejne odcinki, więc po prostu biorą to co mają i zamiast pokazać to w rozsądnym czasie (powiedzmy 20 minut), wyciskają z tego ze jeden lub dwa, 60 minutowe epizody.

Po dramatycznym pierwszym odcinku sezonu, linia fabularna na najbliższe miesiące była jasna - zemsta. Krwawa, satysfakcjonująca, bezpardonowa wendetta na psychopatycznym Neganie. Oczywistym było, że przyjdzie nam na nią sporo poczekać (co najmniej do końca sezonu, później okazało się, że nawet do końca kolejnego), więc scenarzyści stanęli przed trudnym zadaniem. Musieli bowiem czymś ten czas wypełnić. Czymś, co z oczywistych względów nie będzie tak satysfakcjonujące jak upragniona (również przez widzów) zemsta, ale jednak pozwoli skupić myśli na czymś innym i ułatwi "przeczekanie" do finału tej opowieści.

Przyznam szczerze, że moim zdaniem pierwsza połowa sezonu nawet dawała z tym radę. Scenarzystom (względnie) udało się uniknąć nudy, wprowadzając do serialu sporo krótkich, jednoodcinkowych wątków (miniaturek wręcz) poszerzających uniwersum i wiedzę o nim. Raz poznaliśmy Królestwo, innym razem Ocean Side, potem Sanktuarium i jakoś się to kręciło. Dobrnęliśmy w końcu do mid-season finale i wszystko wydawało się zmierzać w dobrym kierunku. Rick odzyskał swojego gnata (a razem z nim także ducha walki), Daryl powrócił do grupy - nie mogło być lepiej. Spodziewałem się, że druga część sezonu to będzie kompletnym przeciwieństwem pierwszej. Że znów dynamiczny i bezpardonowy Rick będzie budował swoją drogę do odwetu, a my ujrzymy pierwsze małe zwycięstwa paczki z Alexandrii.

Nic z tych rzeczy. Druga połowa sezonu była taką udziwnioną kalką tej pierwszej. Te same miejsca, te same sytuacje, te same emocje, podane w taki sam sposób. Na prawdę musieliśmy odwiedzać Sanktuarium jeszcze 2 razy i ponownie doświadczać dyktatorskich metod Negana? Znowu musieliśmy oglądać coraz bardziej sfrustrowanego Richarda, obrywającego od Jareda podczas dostaw zapasów z Królestwa? Kolejny raz musieliśmy wysłuchiwać pacyfistycznych tyrad Morgana i szczekania wiecznie naburmuszonej Carol? Ta druga połowa była w moim odczuciu kompletnie bezsensowna i wypchana byle czym, a równie dobrze mogła zakończyć wątek Negana (8 odcinków na zaplanowanie i dokonanie zemsty to aż nadto w rękach sprawnyc scenarzystów).

Scenarzyści TWD przy okazji chyba nie rozumieją, że trzymanie widza cały czas w tym samym emocjonalnym dołku, nie pomaga w budowaniu napięcia i ekscytacji. Kto oglądał Breaking Bad ten pewnie pamięta, jak fantastycznie tam sobie z tym radzono. Walter raz był na wozie a raz pod wozem. Raz wygrywał, raz przegrywał, a wszystkie emocje (pozytywne i negatywne) z tym związane, momentalnie udzielały się widzom, tworząc fantastyczną karuzelę wzlotów i upadków. A tutaj? Tutaj cały sezon utrzymany był w tonacji porażki i mozolnego wstawania z kolan (zupełnie jak u nas w kraju...).

Pamiętacie tą scenę, gdy Rick i Michonne (szukając broni dla grupy ze złomowiska) spotkali dwóch zbawców grających w minigolfa? Nasi bohaterowie z całą pewnością ich zabili i ograbili (sugerują to kolejne sceny), ale nie zostało to pokazane na ekranie. Cięcia budżetowe? Moim zdaniem celowy zabieg, żeby przypadkiem nie pokazać Ricka w sytuacji, w której mógłby odnieść jakieś mikro zwycięstwo nad znienawidzonym wrogiem. Scenarzystom prawdopodobnie się wydawało, że to osłabiłoby moc finalnej zemsty, bo taka wyczekana będzie widzom smakować lepiej. Dla mnie jednak to głupota, bo u mnie pragnienie odwetu już dawno ustąpiło miejsca irytacji - co za dużo to niezdrowo (i nudno).

Druga połowa sezonu była idealnym momentem na pokazanie kilku takich pomniejszych zwycięstw. Można było ukatrupić Jareda (ten długowłosy prowokujący nieustannie Richarda), można było zmasakrować jakiś patrol zbawców (np. Simona vel Trevora ;d), można było dać nam cokolwiek na pokrzepienie i przegnanie tego nastroju nieustannego defetyzmu. Nie zrobiono nic.

Jeżeli sezon 8 pójdzie w tym samym kierunku (mozolne, trwające 15 odcinków "budowanie" finału), oficjalnie kończę z TWD!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Na dobrą sprawę z serialu pozostanie mi w pamięci scena "Look at the flowers Lizzie" i utwór "Oats In The Water". Pozostałe ponad 100 godzin serialu... no cóż, ogląda się, ale czasami ten spomniany w tekście popcorn czy kanapka są ciekawsze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie spodziewałem się tutaj takiego tematu, ale przyznaje że to całkiem dobry pomysł. gram.pl to społeczność oparta na grach a co za tym baaaaardzo często idzie społeczność ludzi lubujących się w serialach.
 
Przechodząc do tematu. Wooow, myślałem że to ja jestem jakiś nazbyt wymagający, czy może nie doceniam tego serialu tak jak powinienem. Przyznam się szczerze że ku**uje już na ten serial od dłuższego czasu. Mam wrażenie że producenci się panicznie boją braku pomysłów, i za przeproszeniem srają po portkach na myśl o tym że ten serial mógłby się kiedyś skończyć, a razem z nim sianko w portfelu. Podsumowując, tych wypocin nie da się oglądać - czyli jak z majstersztyka zrobić papkę.
 

Pozdrawiam redakcję i całą społeczność :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować