Zaloguj się, aby obserwować  
Immortal_1

NeuroShima - forumowa gra w konwencji Sience-Fiction

88 postów w tym temacie

Czekamy póki co na The Lurkera i Black Doga, obaj mają czas do wieczora - gdyż wtedy zaczynamy. Jeżeli jest ktoś jeszcze chętny, to oczywiście zapraszam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

1.
a)Imię: Laura Skywalker
b) Płeć: Kobieta
2. Atrybuty
Siła: 14
Precyzja: 20
Zręczność: 18
Wytrzymałość: 16
Inteligencja: 20
Retoryka: 12
3. Specjalizacja: Zwiadowca
4. Stopień: Żołnierz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.02.2007 o 07:31, WIelbiciel DSII napisał:

Imię i płeć:
a)Mężczyzna
b)Rob Koltman

Atrybuty:
siła:16
precyzja:19
zręczność:19
wytrzymałość:19
inteligencja:15
retoryka:12

Specjalizacja:Haker


Od razu mówię ,że Imortal pozwolił mi zmienić, specjalizacje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

16 lipca rok 2082.
Do Xan-Tech''u powołano grupę elitarnych wojowników, jednych z najlepszych, gotowych oddać życie za ojczyznę. Czy ich sprawa jest słuszna? Tego nikt do końca nie wie, choć wszyscy Amerykanie tak twierdzą. Działają zgodnie z rozkazami, czasami będą one niemoralne, lecz dążenie do wyznaczonego im celu - udarem- nienia planów Japonii i wyzbycie się ich z mapy świata było teraz sprawą najwyższej wagi, priorytetem. Misja o kryptonimie NeuroShima się rozpoczyna, nikt nie zapewnia, że wszyscy wrócą w jednym kawałku...Wyruszą jako szeregowcy, a być może powrócą jako bohaterowie...albo zginą. Misja się rozpoczyna, trwają przygotowania...

-Jesteście elitą i za moment wyruszcie na misję wagi państwowej, kto wie, może wagi światowej. Pamiętajcie - ten projekt jest ściśle tajny. Wróg nie może się o nim dowiedzieć. Oto najważniejsza zasada. Jeżeli już musicie - zabierzcie tą tajemnicę do grobu. Drugą priorytetową sprawą jest to, żeby przeżyć. Ale chyba mogę ominąć ten punkt, bo to jest oczywiste. Jako zespół powinniście tworzyć zgraną, współpracującą ze sobą drużynę. Liczę na to, że wrócicie do USA żywi i ziścicie projekt NeuroShima. Z naszych źródeł dowiedzieliśmy się, że Japończycy pracują nad czymś wielkim - o tym też musicie się dowiedzieć. A więc w drogę. Zabierzcie ze sobą z magazynu nasze prototypowe bronie, ale ostrożnie z nimi - jeszcze nie sprawdzaliśmy ich w praktyce.- powiedział prezydent

USA, odwrócił się i ruszył w stronę wielkich drzwi, z których przyszedł.
-Jeszcze jedno.- dodał prezydent odwracając się z powrotem.- Powodzenia.
Po tych słowach zniknął szeregowcom z oczu, wychodząc przez owe drzwi.
Chwilę później przez te same drzwi wszedł generał, ubrany w czarny mundur, ze złotymi gwiazdami na ramionach i licznymi odznaczeniami.
-Baczność!- krzyknął.
-Yes sir!- odpowiedzieli żołnierze stojąc nieruchomo, z ręką położoną pionowo na czole.
-Waga tej misji jest wielka, więc nie będę wam zabierać zbyt dużo czasu. Otóż wyruszycie na misję w najnow- szych modelach kombinezonów - mają utwardzony pancerz, co może wam nieraz uratować życie. Oczywiście standardowo - po prawej stronie szyi macie pojemnik na ampułkę, która będzie was podtrzymywać przy życiu przez dni, a ampułek dostaniecie po 12 sztuk na osobę. Teraz udajmy się do magazynu.- rzekł generał i zaprowadził ich do niewielkiego pomieszczenia z kilkoma modelami broni.
-Najlepsze wyposażenie jakim na razie dysponujemy jest podręczny Pistolet Plazmowy, 250 ładunków, można go naładować na dowolnej platformie energetycznej. Oprócz niego posiadamy jeszcze LKE - Lekki Karabin Elektryczny. Jak sama nazwa wskazuje nie jest zbyt dużym obciążeniem, a strzela wiązkami elektrycznymi. Punkt ładowania ten sam co w Pistolecie Plazmowym. Taka misja nie obędzie się bez Granatów Dymnych [kombinezony chronią przed gazem oślepiającym, stąd ten wybór]. Myślicie, że jestem szaleńcem, bo większość kasków wypo- sażona jest w nadajnik, wskazujący cele, lecz to są granaty ze specjalnym, kamuflującym dymem - dzięki temu żaden kask nie będzie w stanie was namierzyć. Oraz lornetka. Więcej gadżetów tego typu nie udało się naszym naukowcom jeszcze wymyślić, także to będzie wasz cały ekwipunek. Zapomniałbym o najważniejszym - każdy otrzyma 3 apteczki, medyk będzie wiedział najlepiej, co z nimi zrobić.- powiedział wojskowy i rozdał szeregowcom po Pistolecie Plazmowym, Lekkim Karabinie Energetycznym, Granacie Dymnym, lornetce, 3 apteczkach i 12 ampułkach.
-Ruszajcie czym prędzej i powodzenia.- rzekł generał.

Po odprawie wszyscy szeregowcy szybkim krokiem ruszyli do C-14, nowoczesnego śmigłowca szpiegowskiego, o dwóch Termo-Jądrowych Głowicach i Cyklonowym silniku.
Nie obyło się bez systemu kamuflującego i generatorze fal zakłócających - żeby Japońskie B-46W ich nie wykryło. Przeszli przez stalową kładkę i rozdzielili się.

Po dwóch godzinach...
Zbliżamy się do punktu zrzutu.- powiedział krótko pilot przez swój mini mikrofon do żołnierzy.
Szeregowcy w pośpiechu nakładali kombinezony, w których była już jedna ampułka. Wzięli swój ekwipunek czekali na moment, w którym pilot otworzy zapadnie. Nagle usłyszeli jakiś huk i rozbitą szybę.
-Co się dzieje?!- zapytał zdenerwowany Kain.
-Pójdę to sprawdzić.- rzekł Duskhill.
Razem za nim pobiegł Koltman. Po przedostaniu się do kabiny pilota ujrzał resztki szkła na podłodze i zwłoki pilota, z rozległymi ranami, z których spływała gęsta krew potokami.
-No to świetnie, co teraz?- zapytał Koltman.
-CO TERAZ?! MY SPADAMY!- krzyknął Mark próbując pokierować śmigłowiec, by łagodnie wylądował.
-Idź i zawiadom resztę załogi, niech się przygotują na wszelki wypadek, gdybyśmy musieli skakać!- rozkazał Duskhill.
Koltman bez słowa pobiegł szybko, by zawiadomić towarzyszy.
-Pilot nie żyje, Mark próbuje załagodzić sytuację, lecz musimy być przygotowani na ewentualny skok ze śmigłowca.- powiedział Rob.
-Świetnie, Japońcy nas wykryli, jak zwykle nasze "cudowne maszyny" nie sprawdzają się w praktyce!- rzekł z gniewem Pranoz.
-Tylko bez paniki.- powiedział Kain, próbując załagodzić sytuację.
Koltman pobiegł z powrotem do Duskhilla.
-MAY DAY! MAY DAY! JESTEŚMY W OPAŁACH, MAY DAY!- wrzeszczał Mark, lecz to nic nie dało. Zero sygnału.
-Straciliśmy kontakt...- dodał.
-Przekazałem, co mają zrobić. Coś jeszcze im powiedzieć?- zapytał Rob.
-Zamknij się, tylko mnie rozpraszasz!- krzyknął rozgniewany Duskhill.
Koltman usiadł na drugim fotelu, lecz turbulencje spowodowały, że jego ciało co chwilę podskakiwało. Nagle Maddox ujrzał w oddali przez swoją lornetkę lecącą ku ich śmigłowcowi rakietę z trzema głowicami.
-Słuchajcie! Musimy skakać, leci w naszą stronę rakieta!- krzyknął Maddox.
-A kto zawiadomi resztę?- zapytał Peter.
-Ja pobiegnę!- powiedział Neil i natychmiast ruszył ku kabinie.
Po chwili stał już koło Duskhilla.
-Szybko! Musimy wyskoczyć z tego samolotu i użyć spadochronów, leci w naszą stronę rakieta!- przekazał Neil i wrócił ku reszcie załogi.
Kain wymawiał po kolei członków drużyny, zaś Ci po usłyszeniu swych imion skakali.
-Maddox!
...wyskoczył...
-Scheming!
...wyskoczył...
-Pranoz!
...wyskoczył...
-Duskhill!
...moment ciszy...
-DUSKHILL!- powtórzył.
Po chwili Duskhill przybiegł wraz z Neilem i Koltmanem.
...wyskoczył...
-Koltman!
...wyskoczył...
-Neil!
...wyskoczył...
-Peter!
...wyskoczył...
-Laura Skywalker!
...wyskoczyła...
-Więc tylko ja zostałem...- po tych słowach również wyskoczyłem.
Lot trwał bardzo krótko. Szeregowcy spadali z niebezpieczną prędkością. Po chwili Kain otworzył spadochron, widząc już rozłożone spadochrony towarzyszy. Gęste, czarne chmury całkowicie zasłaniały widok, jakby zbierało się na deszcz, ale chmury wyglądały jakoś inaczej, coś podejrzanego w nich było. Gdy drużyna żołnierzy była 100 metrów nad ziemią rozpętało się piekło. Z chmur spadały krople kwasu. W spadochronach tworzyły się coraz to większe dziury, aż w końcu ze spadochronów zostały tylko resztki. Wiatr wiał mocno, na wschód. Członkowie Xan-Techu stracili panowanie nad kierunkiem lotu. Szeregowcy włączyli powłokę kwasoodporną, która mogła ich ochronić na przynajmniej kilka minut. Zbliżali się ku ziemi coraz szybciej, a wiatr dął coraz mocniej. Kilkanaście metrów od ziemi widać było wypaczoną kwasem i innymi kataklizmami glebę. Na szczęście szeregowcy łagodnie wylądowali na ziemi. Po kilku minutach ich zmagań z naturą burza ucichła. Ich twarze trochę się rozjaśniły, to już nie była walka na śmierć i życie.

*** ***
Projekt NeuroShima się rozpoczął, życzę miłego pisania;)
[mam nadzieję, że wprowadzenie nie jest takie złe, zależało mi na omówieniu wszystkich szczegółów - imho, zamieszczam mapkę rozbicia drużyny Xan-Techu.

20070223180158

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Uff... Nie było tak źle. - powiedziałem - Do Japonii jeszcze kawał drogi, jednak za dużo czasu nie mamy.
Mimo, że widziałem już wiele rzeczy, dużo cierpienia i chaosu to jednak tutaj czułem się najgorzej. Z dala od rodziny, ale z wspaniałymi towarzyszami. Jako saper mam wiele roboty, rozwiązuję konflikty, negocjuję itd. Na dodatek te wszystkie miny, pułapki... Ehhh ciężkie życie, ale sam je wybrałem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Żolnierze wylądowali. Anthony''ego bolały nogi po lądowaniu, najmniej przyjemnej części skoku ze spadochronem. Scheming kochał ten skok adrenaliny, kiedy spadał w dół. Właśnie dlatego wstąpił do wojska- chciał się trochę bać. Z zamiłowania był mechanikiem, choć rodzice chcieli uczynić z niego muzyka (swoją drogą byli trochę...inni). Jednak praca w warsztacie stawała się coraz bardziej przewidywalna. Anthony chciał móc się wykazać, a tutaj miał pole do popisu. Poza tym kiedy skończy się wojna(o ile ktokolwiek tego dożyje...)pieniądze zdobyte na tej wyprawie i może jakaś pożądna emerytura pozwolą spokojnie żyć żołnierzom do końca ich dni...Albo oddać się majsterkowaniu.
-Uff... Nie było tak źle. - powiedział Pranoz
- Taa to chyba była nasza najprzyjemniejsza przygoda tutaj...Co teraz zrobimy? Gdzie właściwie mamy się udać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

***
Lecąc w powietrzu, Laura przypomniała sobie dzieciństwo. Nie było łatwe, bo jej rodzice rozwiedli się zanim jeszcze przyszła na świat. Była wychowywana przez matkę, do 13 roku życia. Wtedy to zauważyła, że jej mama zaczęła brać kokainę i inne prochy.Zaczęła się niepokoić. Babcia i dziadek zmarli dawno temu(na skutek przedawkowania amfetaminy) , nawet ich nie znała, tak samo jak ojca. Dna 7 czerwca, a był to ostatni dzień roku szkolnego, zmarła jej matka. Przyczyną była utrata przytomności(na skutek działania narkotyku) i zapalenie się jednej z zasłon(jak twierdziła policja - od niezgaszonego papierosa). Laura wracając ze szkolnym świadectwem do domu, była wtedy bardzo zadowolona. Mama bardzo by się ucieszyła, po obejrzeniu świadectwa. Gdy doszła do domu, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Pamięta do dziś jak klękneła na chodniku i płakała. Ponieważ nie miał jej kto przygarnąć, miała trafić do jednego z tych zaśierdziałych domów dziecka, gdzie męty tylko czekają na jakąś dziewkę i gwałcą ją, a reszta otacza ich i bije brawo. Wtedy przyjechał jej ojciec i zaoferował dom...
***

Jej rozmyślania przerwał gwałtowny podmuch powietrza. Zaczynała zbliżać się ku wyżartej przez kwasy ziemi w tym przeklętym skafandrze. Sądziła, że ludzie poradą sobie bez nich, ale operacja NeuroShima wymagała ich. Była wściekła. Bez kłopotów wylądowała, przeklinając ten zasrany skafander. Zawsze przeklinała, tak już było w jej domu. Mimo dobrego zachowania, manier itp. zawsze klnęła jak najęta. Nie potrafiła z tym walczyć. Zbliżyła się do rozmawiających kompanów i słuchała, wtrącając od czasu do czasu swoje uwagi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Szeregowcy obserwowali okolice. Czarne smugi dymu spowijały okolice, przynajmniej skafander zatrzymywał smród, który panoszył się po okolicy.
-Co robimy...- zapytał zmęczony Koltman.
-Ech, a co mamy do wyboru? Chyba nie zamierzasz na tych pustkowiach spędzić nocy, gdyby tu było gdzie spędzić noc i odpocząć...- rozmarzył się Pranoz.
-Koniec pogaduszek. Ruszamy na północ. Tam powinniśmy znaleźć jakieś formy życia.- powiedział z nadzieją Graffis.
Żołnierze ruszyli raźnym krokiem, rozglądając się co jakiś czas w poszukiwaniu czegokolwiek, co by dowodziło, że coś tu jest lub było. Większe i mniejsze wzgórza wznosiły się między opustoszonymi terenami. Kain wyciągnął lornetkę, w nadziei, że ujrzy cokolwiek. Nic. Znów nic.
-Czekajcie.- powiedział Graffis.
-Byłem sprytniejszy i wziąłem GPS, sprawdzę, czy w pobliżu coś jest...
-Oo, mam coś!- krzyknął uradowany.
Towarzysze niecierpliwie czekali na jego wypowiedź.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Duskhill wciąż czuł każdy metr upadku w kościach. Z jednej z toreb wydobył malutki prostokątny przedmiot i wcisnął jeden z przycisków. Twarz pokrytą kilkudniowym zarostem i zmarsczkami oświtlił wyswietlacz. Tak zdecydowanie za stary. Wśród pojedynczych komentarzy obolałych jak on GIs Mark szybko przeglądał kolejne plansze. Tu się schowałaś...
- Ok dzieciaki. Sześćdziesiat kilometerów stąd jest niewielka wioska stanowiąca zaplecze dla platformy na wschód od byłej Korei, gdzie mamy wątpliwą przyjemnośc gościć. Proponuję brac tyłki w troki to za... - rzucił okiem na zegarek - pietnaście, no siedemnaście godzin marszu bedziemy na miejscu.
Rozejrzał sie po stojących w ciemności postaciach oczekując mrukliwego "taajest." Odpowiedziało mu milczenie wczesnego ranka. no tak, sprawy się skomplikowały ostatnio, czas brac pigułki na pamięć. Zrzucił znów plecak, koordynaty wioski przesłał do PDA oddziału, a na swoim włączyl tak potrzebny mu modul relaksacyjno-kojący.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Krok, krok. Krok, krok.
Maszerowaliśmy w równym tępie starając się nie zatrzymywać - całe szczęście, że te pancerzyki miały wmontowane motywatory. Dzięki temu można przejść więcej niż w standardowym. Nie mając nic do roboty oprócz równomiernego ruchu nogami zaczął rozmyślać.
Zawsze zastanawiało mnie dlaczego zostałem wybrany na snajpera. Byłem jednym z gorszych, ale udało mi się zdać wszystkie testy. Byłem za to silniejszy od większości innych strzelców wyborowych.
Mięśnie muisiałem trenować od dzieciństwa - należałem do jednego z wielu dziecięcych gangów. I to jednym z większych pod Kopułą. Ale pewnego dnia wzięli mnie do wojska... I nic więcej nie można o tym powiedzieć.
:Zbliżamy się do wioski!:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.02.2007 o 11:50, Tajemnic napisał:

:Zbliżamy się do wioski!:

Sześćdziesiąt kilometrów marszu, osiem godzin minęło. Bardzo dobre tempo. Mark przyjrzał się mapie. Pora na kolejną zmianę. Wszystkie PDA były teraz sprzężone z jego jeśli chodzi o mapy i sygnał GPS. Wystarczyła krótka komenda i można było się zwolnić ze smyczy. Kiedyś od swoich podwładnych wymagał, by oprócz prowadzącego, był jeszcze jeden wyłączony z sieci żołnierz sprawdzający poprawność trasy. tu jednak wolał się powstrzymać od takich sugestii, przynajmniej na razie.
Rozejrzał sie po towarzyszach, teraz zawiniętych w maskownice i gotowych rzucić się z drogi wprost w objęcia dżungli jeśli sytuacja miałaby stać się mniej sielankowa. Trudno to właściwie dżunglą nazwać. Kiedyś widział dokument o starych lasach tropikalnych, w niczym nie podobnych do czarnych badyli zniszczonych kwasem i bombardowaniami promieniami alfa i gamma. niczym spalone zapałki wbite w mech. Całe podłoże było jednym wielkim radioaktywnym trzęsawiskiem. Heh a kiedyś milionerzy jankescy i europejscy jeździli tu na tzw. żywą turystykę. A podobno nie ma sprawiedliwości Chwilę zastanawiał się nad tym kogo bardziej dotknęły kolejne wojny. Zmieniam zdanie, jednak sprawiedliwości nie ma.
Nikt nie spoglądał w jego stronę, nikt nie korzystał z PDA. Szybkimi ruchami rysika, Duskhill zmienił skalę, namiary i kilka innych szczegółów. Teraz to celu pozostało im kolejne czterdzieści klocków. Nikt nie musi wiedzieć, że początkowy dystans do celu wynosił grubo ponad 150, a nie 60 jak mówił wcześniej. Zadowolony z siebie podniósł głowę i rozejrzał sie ponownie. Mina mu gwałtownie zrzedła gdy spostrzegł przyglądającego mu się dowódcę. No tak, neuralink, wychodzę z wprawy. Cienki kabelek biegł od potylicy pod skafandrem, gdzie rozdzielał sie na dwa osobne przewody, jeden do przedramienia jako instalacja celowniczo-zwiadowcza, drugi wzdłuż prawej strony kręgosłupa jako kontrola i alternator układu nerwowego. W oczach Kain''a widział jednak zrozumienie, widać też uznał, ze dla zespołu lepiej będzie zachować wysokie morale niż przywitać ich świadomością 159 kilometrowego biegu przez zdewastowaną Koreę. I tak im się uda, to zapewne najmniejszy z czekających ich problemów. No ale przejść 60, a 160 kilometrów to jest różnica. Tak czy siak byli co najmniej dzień w plecy, a wkrótce chłopaki zorientują sie że coś nie gra. Jeszcze jakieś sześć, może siedem godzin. No i będzie chryja nie z tej Ziemi.
Duskhill dotknął dłonią miejsca z tyłu czaszki, gdzie nadal bieliła sie blizna po usuniętym złączu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

K****. Zaklnął szpetnie Maddox. Drugi dzień bez cracku, jak ja to przeżyje. Zaginamy tyle godzin, a ja cały czas na sucho. Przypomniało mu się życie sprzed wielu lat, gdy był jeszcze baronem narkotykowym. Wtedy miał wszystko, kobiety, pieniądze i tyle dragów ile tylko chciał. Jednak to się skończyło gdy wpadł w ręce wojska. Jego miłość do wysadzania wszystkiego żle się dla niego skończyła, zamiast wynająć jakiegoś egzekutora wolał sam wysadzać wrogów. W zasadzie wysadzał nie tylko wrogów, roznosił w pył każdy budynek jaki mu sie nie podobał. Kiedyś całe miasto było jego. Jednak rząd nie mógł pozwolic na strate chociażby jednego miasta. Wysłał kilka elitarnych oddziałów komandosów aby pojmały Maddoxa. Walki trwały kilka dni. Całe miasto zabarykadowało się i nie pozwoliło wejść żadnego komandosowi nawet na metr wgłąb. Jednak po interwencji kilku setek żołnierzy regularnej armii i zbombardowaniu miasta przez artylerie Maddox został pojmany. Został skazany na pięciokrotne dozywocie. Jednak wojsko miało inne plany co do niego. Był zbyt dobry w zabijaniu aby się go pozbyć. Dostał propozycje: słuzba w wojsku albo do paki. Do paki nie chciał iść, i to wcale nie dlatego że mu się tam nie podobało. Po prostu miał za duzo wrogów w każdym więzieniu, nie przeżył by nawet dwóch dni. W wojsku było mu ciężko bez cracku, jednak znalazł dostawce, regularnie przyjmował crack. Jego dowódca wiedział o tym, ale przymykał na to oko. W zamian Maddox był w miare posłuszny, o ile to możliwe u takiego ciemnego typa jak on! Na udział w wyprawie został wybrany ze względu na jego umiejętności a także ze względu na chęć zabijania. Wojsko wiedziało że Maddox bez dragów szaleje, a na to nie mogło sobie pozwolic w czasie tej misji. Dlatego co trzecia pigułka w skafandrze Maddoxa zawierała odrobine neocracku, była to substancja podobna do cracku, jednak znacznie mocniejsza. Był jej za mało żeby Maddox mial odlot, ale wystarczająco żeby Maddox nie oszalał podczas misji. Jednak czas wspomnień dobiegł końca, Maddox i jego Druzyna zblizali się do wioski. Scisnął on broń w ręce i postanowił że rozwali wszystko co mu stanie na drodze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Imię:Adam Flesh
Płec:Mężczyzna

Atrybuty
Siła) 20
Precyzja)20
Zręcznośc)18
Wytrzymałość)22
Inteligencja)10
Retoryka)10

Specjalizacja:Medyk
Stopień:Żołnierz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kain spojrzał ponuro na wielkie wzgórze, które stało na ich drodze.
Może je ominiemy?... Tylko jak.
-Mam pomysł.- powiedział krótko, nie kończąc.
Szeregowcy zatrzymali się i przyglądali się mu, oczekując na odpowiedź.
-Zatrzymajmy się tutaj i odpocznijmy. Myślę, że po 20-godzinnym marszu wszyscy jesteście wykończeni. Godzina odpoczynku nie sprawi zbyt dużego kłopotu, a z nowymi siłami będziemy w stanie szybciej dojść do celu.- rzekł Kain.
-Ja ledwo chodzę, jestem za...- powiedział Koltman.
-Dobry pomysł.- rzucił krótko Pranoz, siadając na jakimś wygładzonym głazie.
Reszta żołnierzy także poparła Kaina. Większość poszła kawałek dalej i usiadła na różnych głazach i płaskich skałach, zaś Kain postanowił rozejrzeć się, w każdym razie mogli znaleźć tutaj coś pożytecznego, zawsze warto spróbować. Ruszył kilka kroków i rozejrzał się. Dalej nic. Nagle zaczepił go Mark.
-Dokąd idziesz?- zapytał medyk, patrząc mu prosto w oczy.
-Ja chciałem się tylko rozejrzeć.- odpowiedział Kain.
-Dobrze, ale nie oddalaj się za daleko. To tylko godzina i nim się obejrzysz może minąć.- rzekł Duskhill oddalając się.
Kain poszedł kilka kroków dalej i odwrócił się. Laura i Anthony o czymś rozmawiali, zaś Neil błąkał się jak zagubiony po rozstępach skalnych i głazach. W końcu dał za wygraną. Położył się na ziemi, gdzie pełno było mniejszych i większych kamieni. Kain ruszył marszem ku wielkiej skale i jak mu się zdawało niewielkiej, ukrytej za nią grocie. Udał się tam powoli i ostrożnie, nigdy nie wiadomo, co tam może być. Podszedł bliżej i wyjął lornetkę. Spojrzał wgłąb jaskini. Nic. Żadnej żywej duszy, przynajmniej nie było żadnej widać. Żołnierz wszedł powoli do groty i wziął ponownie lornetkę do ręki. Zobaczył w ciemności grupę koreańskich, ubranych w kombinezony. Mieli dość dobrą broń. Dwie snajperki 9mm, a nieopodal leżała amunicja - 40 utwardzonych kul, które aż się rwały, żeby je naładować. Leżały zachęcająco - czemu by ich nie wziąć. Jeszcze raz spojrzał. Było tam dokładnie 7 żołnierzy, z czego czwórka używała prostych, podręcznym Blasterów, na ładunki elektryczne, dwoje wspomniane wcześniej snajperki, a jeden Ciężki Karabin Plazmowy. Kain oddalił się, by zawiadomić resztę. Pobiegł czym prędzej i przekazał wiadomość. Szeregowcy czekali na taką okazję. Mogli wreszcie wypróbować swoje bronie. Drużyna ruszyła żwawym krokiem w kierunku jaskini.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdy była przerwa Rob dosiadł się do Laury.(był wniej zakochany)
-Hej,jak się czujesz zapytał Koltman
-Cześć ,dobrze a czemu pytasz?
-Tak z ciekawości.
-Jak tu trafiłeś zapytała Laura
-Trafiłem tu ponieważ włamałem się do komputera bazy wojskowej,namierzyli mnie i złapali.Dowódca oddziału specjalnego zaproponował mi więzienie lub walczenie w imieniu prawa w misji NeuroShima. Bez wachania odpowiedziałem ,że wybieram misje.Dowódca ucieszył się , i powiedział że będę świetnym hakerem.
To wszystko.
-Wow, niezła historia.
W tym momencie Kain zawiadomił o wrogach.
Rob wstając powiedział do Laury,powodzenia i dołonczył do grupy.
...
Wiem ,że wogóle nie kontynuowałem immortala powieści ale szkoda mi było tego mazać sorry

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kain wrócił do tymczasowego obozowiska zołnierzy. I opowiedział im co widział. Wszyscy aż się rwali żeby wbić komuś nóż w mostek. Maddox krzyknął: z***** ich wszystkich sam! I ruszył biegiem w strone jaskini w której siedzieli koreańczycy. Dopiero w połowie drogi zrozumiał że nie zaczekał aż Kain powie gdzie się znajduje owa jaskinia. Teraz nie wiedział nawet gdzie jest. Postanowił dużo nie mędrkowac i iść przed siebie. Gdy tak szedł kilka minut usłyszał strzały i wybuchy, powiedział sam do siebie: to muszą być oni. Czym prędzej ruszył w strone żródeł odgłosów. Na miejscu zastał widok spalonych szczątków koreańczyków. żaden Koreańczyk nie był w całości , jeden nie miał ręki, drugi głowy, a trzeci... . Trzeci w zasadzie nie miał niczego oprócz nogi i wątroby leżącej dwa metry dalej. Przypomnialy mu się stare czasy kiedy wysadzał pięć osób i ogladał ich męki wsuwając pizze. Ja chciałem ich wszystkich zabić-krzyknął. W zamian za to zabije was. Wszyscy osłupieli. Byli przygotowani na walke ale nie z członkiem zespołu. Maddox wybuchł szaleńczym śmiechem. Żartowałem-powiedział. Każdy powinien mieć takiegi kumpla jak ja-dodał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Pozbierajmy bronie.- powiedział Kain do towarzyszy.
-Jest nas ośmioro, dlatego jedna osoba nie dostaną broni... Za to dostanie coś przy najbliższej okazji, jak zdobędziemy następne bronie. Ja jestem snajperem, Tajemnic też - jest nas akurat dwóch, czyli tyle ile snajperek. Tak więc to chyba oczywiste. Reszta jest do rozdzielenia, a zostały nam 4 podręczne Blastery i ciężki karabin plazmowy. Nikt z naszej załogi nie ucierpiał. Sugeruję, byśmy wrócili czym prędzej pod wzgórze - z godziny zostało nam jeszcze 15 minut. Wykorzystajmy je jak najlepiej. A Ty Maddox - następnym razem pilnuj się załogi, bo nie zapewniam, że odratujemy Cię.- powiedział Kain i wyszli z jaskini.
Maddox to przemilczał, żeby nie pogorszyć sprawy. Udał się za towarzyszami, rozmyślając o swoim niepohamowanym pociągiem do narkotyków.
-No cóż, to jeszcze tylko 52 godziny, może wytrzymam.- mruknął do siebie.
Szeregowcy rozdzielili się u podnóża wzgórza i udali się w dogodne miejsca, w odległości nie większej niż 20 metrów. Bronie leżały pod skałą i czekały na nowych nabywców. Żołnierze musieli wybrać - kto nie dostanie broni i musieli między siebie rozdzielić je, nie wliczając w to Kaina i Tajemnica, którzy dostali już snajperki - najlepiej pasujące bronie do ich profesji. Kain usiadł pod niewielką skałą, by wykorzystać pozostałe 15 minut.
Tymczasem nieopodal skały, gdzie leżały nowo zdobyte bronie trwała rozmowa. Wszyscy czekali, aż ktoś zrzeknie się chęci do nowej broni, dla dobra ogółu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Żebym to Ja nie musiał ratowac załogi- mruknał pod nosem Maddox. Podszedł do reszty ekipy kłucącej sie o to kto jaką broń weżmie. Popatrzał na mały arsenał leżący nieopodal niego. Leje na te japońskie gówno- powiedział i odszedł kilka kroków. To koreańskie... gówno- poprawił go Duskhill. Co z tego. Ja chciałem kogos zabić wreszcie- Maddox czuł wyrażny niedosyt brakiem zabijania. Kiedyś mordował codziennie mała grupke ludzi, od czasu kiedy jest w wojsku cały czas trenuje na manekinach. Po odpoczęciu na tyle na ile pozwalał im czas, wszyscy z oddziału ruszyli w droge.
Idąc wsród radioaktywnego krajobrazu, człowieka nachodzą różne myśli. Jeden marzy o przyszłości, drugi wspomina przeszłość, a trzeci mysli nad terażniejszością. Bywają jednak wyjątki. Np taki Maddox on nie myśli jak nie musi. Jak mu coś nie pasuje to najpierw strzela, potem strzela jeszcze raz, potem rzuca granat, potem mysli czy warto mpomysleć, i dopiero ewenutalnie mysli co dalej. Nie znaczy to że jest idiotą, chwilami ma przejay geniuszu, jednak on sam uważa że siła ognia to najważniejsze co się w życiu przydaje.
Tak idąc Maddox podszedł do Laury Skywalker. Słyszałem ze twoja matka była ćpunka i przez to zgineła? zapytał sie Maddox. Powiedzmy- odpowiedziała z nechęcią Laura. To pewnie wyciągneła kopyta dzięki moim dragom-powiedział szyderczo Maddox, po czym się oddalił. Wiedział iż dalsza rozmowa spowodował by konflikt który skończył by się śmiercią któregoś z nich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Odwal się od niej Madox powiedział Koltman.
-Bo co mi zrobisz zapytał Madox
-dużo ci zrobie.
Wtedy zaczęła się bójka.
Drużyna rozdzieliła ich szybko.
-Co tu się dzieje, zapytał Kain.
-Ten gnojek za dużo sobie pozwala.
Koltman będziesz szedł przodem, ty zaś Madox tyłem.
...


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować