Sądzę, że do mojego charakteru najlepiej pasowałby żółty wojownik.
W grach wideo przy wyborze postaci nigdy nie byłem zmuszony do wybrania roli supportu, dlatego że samemu podejmowałem tę decyzję, i to z przyjemnością. Od zawsze było mi najbliżej tej funkcji w zespole, wówczas współpraca wydawała mi się sympatyczniejsza i wymagała ode mnie większego zaangażowania. Tak też przed grami było zazwyczaj na polskim, szkolnym boisku, gdzie częściej podawałem piłki niż strzelałem, a satysfakcja ze wspólnej wygranej była większa niż gdybym sięgnął ją samemu. Kimś podobnym do mnie w uniwersum superbohaterów w kolorowych kombinezonach był właśnie mój wybór, Ranger o kolorze żółtym, acz w innym odcieniu jest też złoty i w tym ‘złoty’ również dla drużyny. Już tłumaczę.
Nie ma chyba osoby, która nie ceni sobie w grach roleplay umiejętności perswazji. Moja postać bez tej umiejętności w istocie… nie była moją postacią, bo nie była mną. Tak zawsze postępowałem. Może nie wyglądem, ale charakterem musiała chociaż trochę przypominać mnie. Tak więc to oczywiste dlaczego akurat ten Ranger przykuł moją uwagę. To on w Power Rangersach poza tym, że był naturalnie podporządkowującym się członkiem ekipy, był jeszcze złotoustym. W każdym z krytycznych momentów, kiedy reszta zaczynała wątpić w swoją przewagę, potrafił ich przekonać do kontynuowania walki. Dzięki temu morale drużyny nigdy nie znalazło się poniżej normy i to właśnie zasługa żółtego wojownika. Widzę w tym siebie, bo jak dotąd nigdy się nie poddawałem, a na pewno nie pozwalałem poddawać się pozostałym, czy to moim znajomym, czy współpracownikom. Chociaż nierzadko zdarza się w mojej pracy, że mamy ochotę odpuścić sobie po stresującym tygodniu, to liczy się zachowanie zimnej krwi i cierpliwe czekanie na obiecujące efekty. Weźmy na tapet na przykład czerwonego wojownika. Lider? Zgadza się, świetny, ale za to porywczy. Zupełnie jak mój szef. Za to ten wskazany przeze mnie w przeciwieństwie do niego był bez przerwy zrównoważony. Myślę, że ze wszystkich nawet jeśli ma jakieś wady, to przekuł je w zalety i umiejętnie je wykorzystuje, albo po prostu nie są tak istotne jak w przypadku pozostałych. Tak czy siak jesteśmy świadkami wojownika, który stał się fundamentem powodzenia pozostałych, mimo tego że owoce zbierają już pozostali. W ramach ciekawostki – tak nie było z jedyną w historii Taylor z drużyny Wild Force Power Rangers, która przed nadejściem Cole’a była liderką i indywidualistką od korzeni. I przykro, że jest ona jedynym przykładem, bo chyba właśnie tego delikatnego wyjścia przed szereg brakuje Rangerom w tych barwach. Skoro już wspominałem tak o tych grach, jeszcze niebywałą zaletą tego Rangera są sztylety, nawet pojawiał się dual-wielding. Brakuje tylko skradania, ale po co się skradać, skoro ma się do dyspozycji zordy, szczególnie takiego Pterazorda. No i za maską żółtych wojowników najczęściej skrywały się kobiety, ale ja samemu nie ukrywam, że mam… kobiecą wrażliwość.
Od małego siedząc przed telewizorem szukało się swojego ulubieńca, chyba każdy tak miał. U mnie w większości była to ulubienica, ale generalnie chodziło właśnie o tego żółtego Rangera. Nie wiem jak jego krasomówcze zdolności dzisiaj, ale mam nadzieję, że moje są na równie wysokim poziomie, żeby przekonać Was i wygrać w tym przypadku nie walkę, a konkurs i pierwszorzędną nagrodę główną. ;-)