Zaloguj się, aby obserwować  
sathorn1

Opowiadanko w klimatach fantasy do ocenienia orzez forumowiczów. Hehe.

11 postów w tym temacie

Joł, ludzie. Zauważyłem, że na forum jest rozmowa na wiele tematów. Więc może chcielibyści ocenić moje opowiadanko? Może nie jest to najlesze forum na tego typu rzeczy, ale chciałbym je zamieścić w wielu miejscach, abym mógł sobie porównać wszystkie reakcje.
Miłego czytanka.

„Tu będzie tytuł”

Ludzie pierwsi okazali swoją obecność. Nikt się ich nie spodziewał, wyszli znikąd. Elfowi stali na ulicy i kompletnie oszołomieni patrzyli na przybyszów.
Miasto osadzone na brzegu lasu, tętniące życiem zatrzymało swój bieg i elfy z całej okolicy przybyły, aby spojrzeć na przybyszów. Ptaki ćwierkały dodając splendoru całej sprawie. Dzień był słoneczny, słońce przebijało się przez korony drzew w postaci rozświetlonych smug.
Przybysze byli obcy, ale zarazem wydawali się bliscy. Jakby znajomi, albo pokrewne dusze. Nieco wyżsi i bardziej postawni od elfów bez ostro zakończonych uszu. Ubrani w aksamitne szaty, w rękach trzymający laski ozdobione świetlistymi glifami, które w dziwny sposób pulsowały światłem. Prócz tych różnic można by powiedzieć wyglądali jak elfowie. Szli główną ulicą stolicy, pewni siebie, choć widać było, że byli zachwyceni cudami stolicy Kannarath.
Dotarli do Pałacu Królewskiego znajdującego się na końcu głównej ulicy. Do tej pory szli gęsiego, teraz ustawili się w dwóch rzędach. Z pomiędzy nich wystąpił jeden człowiek. Wysoki, około metra osiemdziesiąt wzrostu, ze świetlistą srebrno-złotą laską u jego boku. Jego szata mieniła się czerwienią i bielą. Przed przybyszami zdążyła się już uformować blokada Straży Królewskiej, mająca na celu ewentualne spacyfikowanie grupy. Mieli przewagę 1000 do 1.
Przywódca przybyszów rozejrzał się i uczynił szybki gest ręką, czemu towarzyszył lekki blask.
- Witajcie! Nie chcemy walki! Przybywamy w pokoju! – Powiedział nienagannym staroelfim. Każdy elf, kobieta, mężczyzna czy dziecko, wyraźnie usłyszeli jego słowa. Nie były głośne, przybysz, bowiem nie krzyczał.
Nastała cisza. Po dłuższej chwili z pałacu wyszła postać. Odziany w złoto-białą koszulę i takie same spodnie. W stroju, w którym przebywał w domu, król nieprzygotowany wyszedł pałacu. Przedarł się przez szeregi żołnierzy, odepchnął protestującego kapitana Straży i spojrzał przywódcy przybyszy prosto w oczy i powiedział:
- Co wy tutaj na błogosławioną Wernę robicie?

* * * * * * * * * * * * * * * *

Przybysze zostali zakwaterowani w barakach w pobliżu pałacu. Nie chcieli niczego powiedzieć. Skąd pochodzą, kim są , czego chcą. Obiecali tylko, że wkrótce wszystko wyjaśnią.
Król słuchając relacji swojego kapitana Straży przytakiwał tylko głową. Wszystko to już wiedział, co najmniej z 3 wiarygodnych źródeł. Teraz myślał.
Lekceważącym ruchem ręki odesłał swojego kapitana i spojrzał na rozciągający się za oknem jego pokoju widok. Na zewnątrz wszystko już wróciło do normy, miasto znowu funkcjonowało. Jednak mieszkańcy miasta, aż wrzeli z ciekawości o przybyszach zastanawiali się, nad jego słowami. Nad słowami przybysza. Nad słowami w ich głowach… Każdy elf w mieście, księgowy, poeta, aktor, chłop, rzemieślnik, stajenny, kucharz, myśliwy, skryba, student, kapłan i kupiec, zadawał sobie tylko jedno pytanie, na które nikt nie potrafił odpowiedzieć…
- Jak to się stało? – Mruknął król.

* * * * * * * * * * * * * * * *

Po 2 dniach przybysze postanowili wyjść z ukrycia. Posłali gońca, aby prosił w ich imieniu o audiencję. Otrzymali natychmiastową zgodę,
Przybyli do pałacu, a z każdym ich krokiem elfy coraz bardziej zastanawiały się, co będzie dalej. Nieliczna grupa przybyszów maszerowała równym krokiem przez hol wejściowy, otoczona podnieconymi szeptami dworzan. Było czuć zdenerwowanie. I u elfów i u ludzi.
Pomimo, że miasto uciszyło się w oczekiwaniu, natura kontynuowała swój bieg. Wiatr poruszał łagodnie liśćmi wielkich drzew, w cieniu, których położone było miasto Kannarath. Światło prześwitywało przez dziury w koronie liści i oświetlało miasto.
Przybysze dotarli w końcu do króla. Władca kraju, wyglądający na młodego, spoglądał na nich z tronu osadzonego na piedestale. Jego smagła twarz wyrażała ciekawość.
- Witaj Wasza Królewska Mość.– Powiedział wyśmienitym elfickim przywódca grupy. – Przybyliśmy tu aby wyjawić cel naszej wizyty w twym pięknym kraju. Albo może raczej czynniki, jakie nas do tego zmusiły.
Król podniósł się z tronu i głosem spokojnym, acz zabarwionym zniecierpliwieniem powiedział.
- Długo kazaliście nam czekać na waszą opowieść – Człowiek otworzył już usta mając zacząć się tłumaczyć, ale król kontynuował – Więc nie każcie nam czekać dłużej. Zacznij swą opowieść.

* * * * * * * * * * * * * * * *


Człowiek stał, zastanawiając się pewnie jak zacząć. W końcu rozpoczął:
- Jak Wasza Królewska Mość wie, nie jesteśmy stąd. Przybyliśmy do Amoth… - W tym momencie król przerwał mu.
- Chwila moment! Skąd wiecie jak nazywamy nasz świat?! - spytał
- Mamy nasze źródła Wasza Mość, niestety nie mogę wyjawić, jakie. – Odpowiedział mu człowiek.
Na sali rozległy się szepty. Cóż ten bezczelny człowiek sobie wyobraża? Obraził Króla! Co prawda elfowi byli wychowywani w społeczeństwie kochającym króla ponad życie i nigdy by czegoś takiego (przynajmniej większość) nie powiedzieli. Jednak pamiętali, że taka odpowiedź względem władcy była poważnym pogwałceniem etykiety dworskiej.
- Jeżeli król pozwoli będę kontynuował. – powiedział przywódca – Przybyliśmy zza oceanu z kontynentu którego nazwa brzmi „Kanlandia”. Nasz świat zdominowany był przez nasz gatunek, ludzie wszelkich kolorów skóry: biali, czarni, żółci, czerwoni, zieloni i niebiescy, oraz wielu innych żeli razem we wspaniałej wspólnocie! Nie mieliśmy podziałów, wszystko było wspólne, żyliśmy dostatnio. Sądy spawowali mędrcy, magowie, tacy jak my, znający tajne arkana sztuk magicznych. - Na całej sali usłyszano szepty. A więc to tak przybysz spowodował to, że wszyscy słyszel jego głos! - I wtedy nadeszli Ulraki. Paskudne stwory, które wyszły z podziemia i opanowały nasz kontynent. Stawialiśmy im czoła ponad 20 lat, ale było ich znacznie więcej niż nas. Zepchnięte przez naszych przodków wiele lat temu do podziemi, wyszły pałające żądzą odwetu. Niszczyły wszystko na swojej drodze. Rada mędrców postanowiła więc, że zbuduje flotę statków dla ocalałych i przeprawi się przez morze. Tak też zrobiono. 20 wielkich statków przebyło morze podczaz gdy 10 największych magów odprawiło tajemną inkantację mającą na celu zatopienie całego kontynentu, aby plaga nigdy nie zozprzestrzenił się dalej. Magiczne wibracje czuliśmy nawet daleko w morzu. Potem przybyliśmy do was. Wylądowaliśmy na waszych wschodnich wybrzeżach i za pomoca maii szybko nauczyliśmy się waszego języka. Skierowaliśmy się do stolicy aby z tobą porozmawiać Panie. Choć wpierw musieliśmy się upewnić, że można wam zaufać. Taka jest właśnie historia mojego ludu. - Z tymi słowami przybysz zakończył wypowiedz.
- Możecie czuć się u nas jak w domu. - zapewnił król - Oczywieście jeżeli chcecie tu zostać.
- Niestety wasza wysokość. Obawiam się, że nie pasujemy tutaj. Znajdziemy sobie inny dom. - odpoweidział.
- Ale gdzie... - Zaczął król.
- Wkrótce się dowiecie. Mamy nadzieję, że możemy liczyc na waszą pomoc. Zresztą wktórtce wszystko się wyjaśni. Na razie musimy się pożegnać - Powiedział człowiek po czym skinął na swoich towarzyszy.
- Ale nie wyjaśniliście jeszcze...
Król chciał uzyskac odpowiedzi na jeszcze kilka pytań, ale przybyszów już nie było...

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

3 dni wcześniej na wybrzerzach Amoth...

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Elfi rybak tego dnia wypłynął na morze wcześniej niż zwykle. Obudził się rano i nie mógł zasnąć więc wyszedl z chaty, aby odetchniąć świerzym powietrzem, po czym stwierdził, że wypłynie na poranny połów. Zarzucił właśnie siatkę kiedy zauważył na horyzoncie jakiś punkt. Wpatrywał się w niego usilnie, ale myła lekka mgła i nie mógł rozróżnić szczegółów. Stwierdzając, że to na pewno nic dobrego, zaczął szybko sciągać sieć i przygotowywać się na powrót na ląd. Jednak czarna kropka zbliżała się szybko... Był już w połowie drogi na ląd kiedy mógł już dobrze rozróżnić szczegóły. Okazoło się, że to statek. Przeklinając swą głupotę, rybak zawrócił szybko pragnąc kontynuwoać połów. Wiatr był mocny, od strony lądu, a mimo to statek płynący pod wiatr szybko się zbliżał. Rybak nie zauważył tego szczegółu. Wrócił na swoje miejsce i znowu zarzucił sieć. Statek był już jakieś 5 minut drogi od niego, kiedy spostrzegł, że jest jakiś dziwny. Bez żagli i wioseł... A mono to płynął. Rybak nie był głupcem wiedział, że już za późno na ucieczkę. W duchu przeklinał sam siebie.
Statek zbliżył się, a zza burty wyjrzała jakaś postać, z daleka podobna do elfa, ale jakby inna. Wyciągnęła do elfa rękę zaciśniętą na jakimś przedmiocie i wypowidziała jakieś dziwne słowa. Nagle ciało rybaka zesztywniało, a on sam zaczął się unosić w powietrzu, aż na pokład statku. Na pokładzie nie było nic oprócz drzwi do zejścia do kabin, steru i jakiegoś stołu, na którym sostał połorzony rybak. Leżał na nim nie mogąc się poruszyć ani nic powiedzieć, w duchu modląc się do swoich bogów.
Nagle drzwi do kabin otworzyły się i wyszło z nich dwóch magów. Elf oczywiście nie wiedział, że są to magowie. Nieśli ze soba jakieś urządzenie które nałożyli rybakowi na głowę. Nagle ciało elfa przeszył ogromny ból przekraczający wszystko co sobie wyobrażał w kwestii bólu. A potem była już tylko ciemność...
- Kopuła Trehelma to nie jest przyjemna sprawa - Stwierdził jeden z magów, patrząc naciało elfa. - Może nie powinniśmy tego robić. Moga się zastanawiac gdzie zniknął.
- Ten sposób jest najszybszy. Nie chcemy tracić czasu. A przecierz musimy się jakoś porozumiewać. - Odparł drugi.
- Ale - Zaczął tamten.
- Cisza. - Obaj zamilli od razu. - Wykorzystanie Kopuły było dobrym pomysłem. dosyć tych pogaduszek. Kurs na wybrzeże. Musimy się w tym czasie jak najwięcej dowiedzieć, na temat tego świata. Wykonać.
Obaj magowie skłonili się jednocześnie i równym krokiem odeszli pod pokład.
Statek obrał kurs na Amoth.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Początek niezły, moim zdaniem powinnieneś bardziej opisać przeszłość ludzi.Dlaczego to coś... ulraki zaatakowały ludzi?

Wyczuwam że ludzie nie mają dobrych zamiarow... mam rację?

Na co czekasz? Pisz dalej.Spodobało mi się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie bardzo ciekawe, choć uważam, że powinieneś skupić się na dokładniejszych opisach, ale zarazem nie przejmowaniu się detalami np. "z 3 wiarygodnych źródeł" nie lepiej "kilku"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Być może w wolnej chwili "walnę Ci reckę". Ostatnio pomagałem koleżance w jakoś 20-stronicowej (wtedy!), małym druczkiem powieści, na podstawie pewnego NES''a... (nie tego z Gram.pl). Lubię pisać podobne rzeczy (nie recki, ale same teksty), więc postaram Ci się wywnętrznić(?):P!

Pozdrawiam!

PS Nie zrażaj się wszelką ewentualną krytyką itd.:)! Trza mieć wysoką Wytrzymałość... albo Jaśniejący Pas Samonaprawy;)!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.02.2006 o 19:24, MonkOfWar napisał:

PS Nie zrażaj się wszelką ewentualną krytyką itd.:)! Trza mieć wysoką Wytrzymałość... albo
Jaśniejący Pas Samonaprawy;)!


Ten no... a butelka dobrego rumu nie wystarczy by me pióro same chodziło i rwało się do pisania ;)?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 19.02.2006 o 01:46, Keroth napisał:

Ten no... a butelka dobrego rumu nie wystarczy by me pióro same chodziło i rwało się do pisania
;)?


Alez wystarczy. Rum albo coś innego, woltaż sie liczy. A potem daj się ponieść wenie, tylko uważaj, bo możesz sie potemnie doczytać tego co napisałeś, zwłaszcza jak pisałeś w wordzie ;]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

>Więc może chcielibyści ocenić moje opowiadanko?

Czemu nie, ale nie będzie to pozytywna ocena. Niestety masz takiego pecha, że chcąc nie chcąc będę cię porównywać do tego co wcześniej przeczytałem, a to stawia cię już z góry w bardzo złej pozycji :/ Ale jeśli ci to nie przeszkadza, to możesz czytać dalej.

Na początek weźmy twój warsztat. Powiedzieć, że masz lekkie kłopoty z operowaniem słowem, to tak jakby nazwać lwa troszkę niebezpiecznym kotkiem.
Może ja często przesadzam z nadmiernie rozbudowanymi i poplątanymi zdaniami, ale ty wpadłeś w przeciwną skrajność. Zdania są krótkie, a najgorsze jest to, że często nie mają powiązania z poprzednim i następnym. Do tego dochodzą wręcz mikroskopijne, 5-10 zdaniowe akapity, o których aż żal wspominać.
Idąc dalej - mądrzej dobieraj słowa, już w pierwszym (!) zdaniu mamy ładnego babola – ludzie okazali swą obecność – okazać to można dokumenty, albo uczucia, a nie obecność. Do tego masz problemy z używaniem związków frazeologicznych w odpowiednim miejscu. ”Stawialiśmy im czoła ponad 20 lat, ale było ich znacznie więcej niż nas.” – stawić czoła to czynność jednokrotna – stawiasz czoło = podejmujesz walkę i koniec. A skoro już piszesz, że przez 20 lat, to nie czoła, a opór.
Poza tym zdecyduj się na jedną formę przy odmianie – raz piszesz elfy, raz elfowie. Może 94,7% pań z Gdańska nie widzi różnicy, ale to naprawdę razi. Skoro już czepiłem się odmiany wspomnę, że bardzo ważne jest odpowiedni dobór zaimków i osób przez które będziesz odmieniał. Bo jak o tym zapomnisz to wchodzą takie dziwolągi jak "Każdy elf, kobieta, mężczyzna czy dziecko, wyraźnie usłyszeli" - powinno być usłyszał, bo podmiotem w zdaniu jest elf - czy "Jednak mieszkańcy miasta, aż wrzeli z ciekawości o przybyszach zastanawiali się, nad jego słowami" - skoro wrzeli z ciekawości o przybyszach, to myśleli nad ich, a nie jego, słowami. I o problemach z czasem „Przybyli do pałacu, a z każdym ich krokiem elfy coraz bardziej zastanawiały się, co będzie dalej.” - skoro już przybyli, to nie mogli kroczyć.
Całość dobija jeszcze straszna ilość powtórzeń. Czytać się odechciewa jak w co drugim zdaniu pojawia się wyraz przybysz czy przybywać.

Teraz przejdźmy do ogólnie pojętego odbioru tekstu. Pomijając słabości językowe od razu odrzuca przemieszanie i poplątanie styli – w tym aspekcie panuje w twoim tekście kompletny, niczym nieuzasadniony chaos. W jednym zdaniu trochę patosu, potem trochę kolokwializmów, dalej nieudana wstawka humorystyczna, i znowu język potoczny do kolejnej stylizacji ;/ Do tego bardzo źle dobrane nazwy – przykładowo Ulraki, czyli ci źli – wcale nie kojarzą się z czymś strasznym. Ba, biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie nazwę, można by powiedzieć, że to śmieszne, niegroźne ludki. A i historia nie zapowiada się na nic ciekawego, może gdybym zobaczył plan mógłbym zmienić zdanie, ale taki fragment jak ten (zapominając nawet o wszystkich potknięciach językowych) na pewno nie przekonałby mnie do sięgnięcia po całe opowiadanie.

Podsumowując, początek twojego opowiadania nie prezentuje się dobrze (delikatnie mówiąc). Brak mu czegoś co mogłoby zainteresować, do tego dochodzi bardzo słaba wykonanie od strony językowej. Przed tobą jeszcze bardzo dużo pracy (i jeszcze więcej książek w takich klimatach do przeczytania) jeśli chcesz, dostać pozytywną ocenę. Oczywiście życzę ci, abyś kiedyś napisał coś czemu nie będzie można nic zarzucić.
Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

To co mi napisałeś o moim opowiadaniu dowiedziałem się już od innych kolesi (fantastyka.pl) i zrobiłem porawioną wersję. Zamieszczam poniżej:

Ludzie pierwsi okazali swoją obecność. Nikt się ich nie spodziewał, pojawili się znikąd. Elfy stały na ulicy i kompletnie oszołomione patrzały na przybyszów.
Miasto położone na brzegu lasu, przypominające bardziej park, niż las, z budynkami wciśniętymi między drzewa, tętniące życiem zatrzymało swój bieg i elfy z całej okolicy przybyły, aby spojrzeć na istoty które zjawiły się w ich mieście. Ptaki ćwierkały, wiatr wiał, słońce świeciło. Było słonecznie jak na tę porę roku, późno-jesienne słońce, przebijało się przez korony drzew w postaci rozświetlonych smug.
Przybysze byli obcy, ale zarazem wydawali się bliscy. Jakby znajomi, albo pokrewne dusze. Nieco wyżsi i bardziej postawni od elfów bez ostro zakończonych uszu. Ubrani w aksamitne szaty, w rękach trzymający laski ozdobione świetlistymi glifami. Prócz tych różnic można by powiedzieć, ąwyglądali jak elfy. Szli główną ulicą stolicy, pewni siebie, choć widać było, że sa zachwyceni cudami Kannarath.
Dotarli do Pałacu Królewskiego znajdującego się na końcu aleji. Do tej pory szli gęsiego, lecz teraz ustawili się w dwóch rzędach. Z pomiędzy nich wystąpił jeden człowiek, bo byli to właśnie ludzie. Wysoki, około metra osiemdziesiąt wzrostu, ze świetlistą srebrno-złotą laską u boku. Jego szata mieniła się czerwienią i bielą. Przed przybyszami zdążyła się już uformować blokada Straży Królewskiej, mająca na celu ewentualne spacyfikowanie grupy.
Przywódca grupy rozejrzał się i uczynił szybki gest ręką, czemu towarzyszył lekki blask.
- Witajcie! Nie chcemy walki! Przybywamy w pokoju! – Powiedział nienagannym staro elfim. Każdy elf, kobieta, mężczyzna czy dziecko w mieście, wyraźnie usłyszał jego słowa.
Nastała cisza. Po dłuższej chwili z pałacu wyszła postać. Odziana w złoto-białą koszulę i spodnie w tej samej tonacji. W stroju, w którym przebywał w domu, król, nieprzygotowany wyszedł pałacu. Przedarł się przez szeregi żołnierzy, odepchnął protestującego kapitana Straży i spojrzał przywódcy przybyszów prosto w oczy i powiedział:
- Co wy tutaj na błogosławioną Wernę robicie?

* * * * * * * * * * * * * * * *

Przybysze zostali zakwaterowani w barakach w pobliżu pałacu. Nie chcieli niczego powiedzieć. Skąd pochodzą, kim są , czego chcą. Obiecali tylko, że wkrótce wszystko wyjaśnią. Król zabronił Straży ich przyciskać w poszukiwaniu odpowiedzi.
Król słuchając relacji kapitana przytakiwał tylko głową. Wszystko to już wiedział, z kilku źródeł. Teraz myślał.
Lekceważącym ruchem ręki odesłał sługę i spojrzał na rozciągający się za oknem jego pokoju widok. Na zewnątrz wszystko już wróciło do normy, miasto znowu funkcjonowało. Jednak mieszkańcy miasta, aż wrzeli z ciekawości, zastanawiali się nad jego słowami człowieka. Nad słowami w ich głowach… Każdy elf w mieście, księgowy, poeta, aktor, chłop, rzemieślnik, stajenny, kucharz, myśliwy, skryba, student, kapłan i kupiec, zadawał sobie tylko jedno pytanie, na które nikt nie potrafił odpowiedzieć…
- Skąd oni się wzięli? – Mruknął król.

* * * * * * * * * * * * * * * *

Po dwóch dniach obcy postanowili odpowiedzieć na pytania dręczące całe miasto. Posłali gońca, aby prosił w ich imieniu o audiencję. Otrzymali natychmiastową zgodę,
Przybyli do pałacu, a z każdym ich krokiem elfy coraz bardziej zastanawiały się, co będzie dalej. Nieliczna grupa przybyszów maszerowała równym krokiem przez hol wejściowy, otoczona podnieconymi szeptami dworzan. Czuć było zdenerwowanie. I u elfów i u ludzi.
Pomimo, że miasto uciszyło się w oczekiwaniu, natura kontynuowała swój bieg. Wiatr poruszał łagodnie liśćmi wielkich drzew, w cieniu, których położone było miasto Kannarath. Światło dnia prześwitywało przez dziury w koronie liści i oświetlało miasto. Tylko istoty rozumne potrafią się zatrzymać aby oczekiwać na przyszłość.
Ludzie dotarli w końcu do króla. Władca kraju, wyglądający na młodego, spoglądał na nich z tronu osadzonego na piedestale. W oczach widać było mądrość, zrodzoną dziesiątki godzin spędzonymi w bibliotece gdy był dzieckiem, setkami godzin spędzonymi wśród ludu gdy był młodzieńcem i tysiącami godzin spedzonymi na polach bitew gdy już był mężczyzną. Jego smagła twarz wyrażała ciekawość.
- Witaj Wasza Królewska Mość.– Powiedział wyśmienitym elfickim przywódca grupy. – Chcemy wyjawić cel naszej wizyty w twym pięknym i gościnnym kraju. Albo może raczej czynniki, jakie nas do tego zmusiły. - Przybysz od razu przeszedł do sedna.
Król podniósł się z tronu i głosem spokojnym, acz zabarwionym zniecierpliwieniem powiedział.
- Długo kazaliście nam czekać na waszą opowieść – Człowiek otworzył już usta mając zacząć się tłumaczyć, ale król kontynuował – Więc nie każcie nam czekać dłużej. Zaczynaj.

* * * * * * * * * * * * * * * *


Obcy stał, zastanawiając się pewnie jak zacząć.
- Jak Wasza Królewska Mość wie, nie jesteśmy stąd. Przybyliśmy do Amoth… - W tym momencie król przerwał mu.
- Chwila moment! Skąd wiecie jak nazywamy nasz świat?! - spytał
- Mamy nasze źródła Wasza Mość, niestety nie mogę wyjawić, jakie. – Odpowiedział mu obcy.
Na sali rozległy się szepty. Co to mogą być za źródła? Przecież nikt nie wiedział niczego o ludziach! Jak to się stało, że król o tym nie wiedział?
- Jeżeli Waszmość pozwoli będę kontynuował. – powiedział przywódca – Przybyliśmy zza oceanu z kontynentu którego nazwa brzmi „Kanlandia”. Nasz świat zdominowany był przez nasz gatunek, ludzie wszelkich kolorów skóry: biali, czarni, żółci, czerwoni, oraz wielu innych żyli razem we wspaniałej wspólnocie! Nie mieliśmy podziałów, wszystko było wspólne, żyliśmy dostatnio. Sądy sprawowali mędrcy, magowie, tacy jak my, znający tajne arkana sztuk magicznych. Magia jest energią która spaja ten świat. Nasz lud nauczył się czerpać go prosto z źródła. Magia pozwalana dokonywać rzeczy które mogą wydawać się niemożliwe. - Na całej sali usłyszano szepty. A więc to tak przybysz spowodował to, że wszyscy słyszeli jego głos! - I wtedy nadeszli Ulraki. Paskudne stwory, które wyszły z podziemia i opanowały nasz kontynent. Nie wiemy jaki był bezpośredni powód ich ataku. Stawialiśmy im czoła ponad 20 lat, ale miały miażdżącą przewagę liczebną. Niszczyły wszystko na swojej drodze. Rada mędrców postanowiła więc, że zbuduje flotę statków dla ocalałych i przeprawi się przez morze. Tak też zrobiono. Dwadzieścia wielkich statków przebyło morze podczas gdy dziesięciu największych magów. Postanowiono odprawić tajemną inkantację, mającą na celu zatopienie całego kontynentu, aby plaga nigdy nie rozprzestrzeniła się dalej. Magiczne wibracje czuliśmy nawet daleko w morzu. Potem przybyliśmy do was. Wylądowaliśmy na waszych wschodnich wybrzeżach i za pomocą magii szybko nauczyliśmy się waszego języka. Skierowaliśmy się do stolicy aby z tobą porozmawiać Panie. Choć wpierw musieliśmy się upewnić, że można wam zaufać. Taka jest właśnie historia mojego ludu. - Z tymi słowami przybysz zakończył wypowiedz.
- Możecie czuć się u nas jak w domu. - zapewnił król – Oczywiście jeżeli chcecie tu zostać.
- Niestety wasza wysokość. Obawiam się, że nie pasujemy tutaj. Znajdziemy sobie inny dom.
- Ale gdzie... - Król uzyskał już odpowiedzi na część pytań, ale trapiło go jeszcze kilka spraw.
- Wkrótce się dowiecie. Mamy nadzieję, że możemy liczyć na waszą pomoc. Zresztą wkrótce wszystko się wyjaśni. Na razie musimy się pożegnać - Powiedział człowiek po czym skinął na swoich towarzyszy.
- Ale nie wyjaśniliście jeszcze...
Król chciał uzyskać odpowiedzi na jeszcze kilka pytań, ale przybyszów już nie było...

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

3 dni wcześniej na wybrzeżach Amoth...

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Elfi rybak imieniem Galileusz tego dnia wypłynął na morze wcześniej niż zwykle. Obudził się rano i nie mógł zasnąć więc wyszedł z chaty, aby odetchnąć świeżym powietrzem, po czym stwierdził, że wypłynie na poranny połów. Zarzucił właśnie siatkę kiedy zauważył na horyzoncie jakiś punkt. Wpatrywał się w niego usilnie, ale była lekka mgła i nie mógł rozróżnić szczegółów. Stwierdzając, że to na pewno nic dobrego, zaczął szybko ściągać sieć i przygotowywać się na powrót na ląd. Jednak czarna kropka zbliżała się szybko... Był już w połowie drogi na ląd kiedy kropka przeobraziła się w statek.. Przeklinając swą głupotę, rybak zawrócił szybko pragnąc kontynuować połów. Wiatr był mocny, od strony lądu, a mimo to statek płynący pod wiatr szybko się zbliżał. Rybak nie zauważył tego szczegółu. Wrócił na swoje miejsce i znowu zarzucił sieć. Statek zbliżył się już dostatecznie by rybak mógł zobaczyć, że jest jakiś dziwny. Bez żagli i wioseł... A mimo to płynął. Rybak nie był głupcem wiedział, że już za późno na ucieczkę. W duchu przeklinał sam siebie.
Statek zbliżył się, a Galileusz ujrzał jakaś postać wychylającą się zza burty, podobną do niego, ale jakby inna. Wyciągnęła do Galileusza rękę zaciśniętą na jakimś przedmiocie i wypowiedziała dziwne słowa. Nagle ciało elfa zesztywniało, a on sam zaczął się unosić w powietrzu, aż na pokład statku. Na pokładzie nie było nic oprócz drzwi do zejścia do kabin, steru i jakiegoś stołu, na którym został położony. Leżał na nim nie mogąc się poruszyć ani nic powiedzieć, w duchu modląc się do swojej bogini Werny, opiekunki elfów.
Nagle drzwi otworzyły się i wyszło z nich dwóch magów. Razem było już trzech. Elf oczywiście nie wiedział, że są to magowie. Nieśli ze sobą jakieś urządzenie które nałożyli rybakowi na głowę. Nagle ciało Galileusza przeszył ogromny ból przekraczający wszystko co sobie wyobrażał. A potem była już tylko ciemność...
- Kopuła Trehelma to nie jest przyjemna sprawa. Przynajmniej dla ofiary. - Stwierdził jeden z magów, patrząc na ciało elfa. - Może nie powinniśmy tego robić. Mogą się zastanawiać gdzie zniknął.
- Ten sposób jest najszybszy. Nie chcemy tracić czasu. A przecież musimy się jakoś porozumiewać. - Odparł drugi.
- Ale... - Zaczął tamten.
- Cisza. - Obaj zamilkli od razu. - Wykorzystanie Kopuły było dobrym pomysłem. Dosyć tych pogaduszek. Kurs na wybrzeże. Musimy się w tym czasie jak najwięcej dowiedzieć, na temat tego świata. Wykonać!
Obaj magowie skłonili się jednocześnie i równym krokiem odeszli pod pokład.
Statek obrał kurs na Amoth...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 19.02.2006 o 14:55, sathorn1 napisał:

To co mi napisałeś o moim opowiadaniu dowiedziałem się już od innych kolesi (fantastyka.pl)
i zrobiłem porawioną wersję. Zamieszczam poniżej:
[...]

Niestety, wciąż jest duzo błędów stylistycznych i językowych...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować