Zaloguj się, aby obserwować  
Tajemnic

Asasyni (fantasy) - forumowa gra RPG

424 postów w tym temacie

[Wiesz, ja konsultowałem się z MG, ale skoro Ci się nie podoba...Co ja poradzę? Wiesz czego tutaj brakuje? Regulaminu... Trzeba by było coś wykombinować, najlepiej, żeby Tajemnic zrobił coś w związku z tym i połączył wreszcie drużyny;p]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.02.2007 o 21:52, Immortal 1 napisał:

[Wiesz, ja konsultowałem się z MG, ale skoro Ci się nie podoba...


Eee, to zmienia sprawę. :) Ale i tak nie rozumiem tego że Ezeriasz to biskup. A tak w ogóle to nic do ciebie nie mam... :)
Co do regulaminu to nie sądzę, aby coś zmienił. Nie można w nim rozkazać, że ktoś ma pisać tak a tak. Można najwyżej określić jasno, że offtopy piszemy w nawiasach kwadratowych, a najważniejszy jest MG. To Tajemnic powinien jasno określić, jak ma wyglądać ta gra. Ale masz rację, jakiś regulamin by sie przydał. Może uda się go ustalić, gdy juz drużyny sie połączą, bo na razie trochę trudno to ogarnąć.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Ło rany!
Ezeriasz to nie biskup i nigdy tak nie twierdziłem. Jego motywy były w jego poście...
A grupy praktycznie zostały połączone (patrz - mój ostatni post z grą) ale... No właśnie, co?]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.02.2007 o 14:52, WIelbiciel DSII napisał:

mógłby mi ktoś wszystko wyjaśnić bo się pogubiłem:)

[Heee...
Wy walczycie z biskupami w kaplicy. Ja i Immortal w pobliżu. Ja zatruty. Goris zatruty w kiciu. Elrik (chyba) szuka reszty żeby ich zabić mimo iż nie ma na to ochoty. Rob006 przeczekuje.
Proste? Łatwiej już się nie da.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

... Widząc to, że sztylet upada, Clidix zareagował od razu. Przetoczył się chowając ,za przeszkody po kaplicy i podniósł owy sztylet, nastepnie cisnął go w jednego z biskupów. Zapewne to nie był ten o którym mówiło zlecenie. Cóż, w każdym razie musieli walczyć dlaej. Walka wyglądała mniej więcej tak: Matzik i Azrael walczyli z głównym biskupem, odbijali jego pociski i odwrotnie, Zaorish walczył z jednym z jego pomocników, zaś Clidix po zabiciu jednego z biskupów, dołączył do Zaorisha. Przewaga drużyny, raz to malała, a raz to zwiększała się. Było by tak jeszcze długo, gdyby nie to, że kolejnego biskupa zaatakował i zabił Azrael. Teraz wystarczyło połączyć grupę i z łątwością by zabili biskupa. Jednak kiedy już się do niego zbliżali, pojawił się Ezariasz z grupą elitarnych strażników...myśleli, że to już koniec... całą czwórka, zdana tylko na siebie, zostanie zapewne pojmana i powieszona...

[teraz powinni wkroczyć pozostali i pomóc drużynie, to zaaranżowałoby połączenie drużyn.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Wiesz co? Po raz drógi nie czytasz dokładnie postów poprzedników. Ostatni post z opowiadaniem Immortala: Ezeriash trafił do lochów, stracił poparcie strażników. W jaki niby sposób mial sie z nimi zjawić w światyni. Nie wiem jak to teraz odkręcić. Pomijamy ten post, czy co?]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.02.2007 o 19:23, tajgun92 napisał:

[Wiesz co? Po raz drógi nie czytasz dokładnie postów poprzedników. Ostatni post z opowiadaniem
Immortala: Ezeriash trafił do lochów, stracił poparcie strażników. W jaki niby sposób mial
sie z nimi zjawić w światyni. Nie wiem jak to teraz odkręcić. Pomijamy ten post, czy co?]

[można to zamienić na Kuna... i przepraszam ale pomylił mi się Erlik z Ezariaszem :/]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[No dobra zrobimy tak; Kuno pod postacią Ezeriasza, a strażnicy to żywe trupy. A Elrik pisze właśnie jako Ezeriasz:).
I na przyszłośc czytaj uważnie posty, ok?]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.02.2007 o 16:42, Tajemnic napisał:

> mógłby mi ktoś wszystko wyjaśnić bo się pogubiłem:)
[Heee...
Wy walczycie z biskupami w kaplicy. Ja i Immortal w pobliżu. Ja zatruty. Goris zatruty w kiciu.
Elrik (chyba) szuka reszty żeby ich zabić mimo iż nie ma na to ochoty. Rob006 przeczekuje.
Proste? Łatwiej już się nie da.


To nie Rob oczekuje, tylko Thax''vren, ranny, spadł do dziury powstałej w wyniku zawalenia kopalni przez wode. Po ucieczce przed strażnikami rozdzieliliśmy się, ja popędziłem ze swoją częścią do przodu, Rob (chyba) ma bardziej rozbudowane plany co do opisania tego okresu...

PS. Po raz trzeci pominięty...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.02.2007 o 21:42, Shadowtear napisał:

To nie Rob oczekuje, tylko Thax''vren, ranny, spadł do dziury powstałej w wyniku zawalenia
kopalni przez wode. Po ucieczce przed strażnikami rozdzieliliśmy się, ja popędziłem ze swoją
częścią do przodu, Rob (chyba) ma bardziej rozbudowane plany co do opisania tego okresu...


[Eee... właściwie to ja na ciebie czekam. Mogę w tym magazynie siedzieć caly tydzień i nic nie robić, więc wpadaj kiedy chcesz. :)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Po pierwsze - Trudno nie zauważyć walącej się połowy miasta - liczyłem, że otym wspomnisz.

Po drugie - Ze złamaną nogą trudno wyjść z w większości zatopionej, zawalonej kopalni - liczyłem na twoją pomoc (opis dalej).

Po trzecie - Myślałem, że uformujesz tekst w jakiś sposób, że to dzięki tobie kopalnia poszła (czytaj: Gdy dowiesz się kto w sobotę wyląduje na szubienicy, tuż przed egzekują wrzucisz tą tajemniczą kulkę do kanałów, tak aby się rozbiła, licząc na teleportacje lub eksplozje. Kanał wybucha, wszystko się wali, a ty widzisz jak tam spadam)

Ale jak widzę założenie okazało się błędne...

W takim razie spróbuje coś wymyślić na ewakuacje z kopalni...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Spazm. Szarpnęło mną. Zwymiotowałem, ale nie mogłem pozbyć się trucizny. Pewnie krążyła w mojej krwi...
Shaimar przypatrywał mi się z niepokojem - nie mogliśmy udać się po pomoc. Za wiele strażników. Wciąż leżeliśmy w okolicy karczmy...
- Cholera, cholera... Co to było? Ta trucizna nie zabija ot tak. Ona wycieńcza.
I krzyk podarwało mnie. Czułem ból przepalający wszystkie części mojego ciała. Zacisnąłem rękę na przedmiocie w kieszeni. Wyciągnąłem go.
To był zielony kamień. Ale nie ten który Goris znalazł przy tamtym wampirze. Dostałem go... od niej.
Zacisnąłem na nim rękę i przyłożyłem do czoła. Poczułem jakby ktoś wkradał się do moich myśli. To nie było uczucie towarzyszące rozmowie telepatycznej - delikatna pytająca macka. Poczułem po prostu, że ktoś wchodzi do rejonów samoświadomości. A potem szok.
Sander? Sander co z tobą?
Poznałem te myśli. To była ona. Chciałem jej odpowiedzieć, ale nie mogłem. Udało mi się sformułować tylkso
Prosssszę...
i skończyła się moja moc. I znów znajomy spazm...
Przede mną coś błysnęło. Wyszła Troke. Spojrzała na Shaimara - przekaz był krótki ale treściwy. Niestety nie zrozumiałem tego co mu przesłałe. Chwyciła mnie za rękę i wciągnęła mnie do portalu.
Straciłem przytomność.
---
Kiedy się obudziłem byłem w znajomym miejscu. O dziwo, nie odczuwałem już tego rozrywającego bólu. Ciągle przebiegały przeze mnie coś jak kilka jego liń, ale wszystkie zbiegały się w jednym miejscu.
A właściwie w dwóch punktach na szyi.
Znieruchomiałem. Jestem wampirem? Nie wydaje mi się. Czuję się prawie jak zwykle. Czyli co?
Podniosłem się delikatnie. Kiedy uważnie się wsłuchałem, usłyszałem parę nutek.
Na moją twarz wyległ rzadko tam widywany uśmiech. Który natychmiast zmienił się w wyraz przerażenia. Zobaczyłem ją. Leżała na podłodze po upadku. Zrozumiałem co zrobiła - wyssała ze mnie całą truciznę. Krzyknąłem. Klęknąłem koło niej i chwyciłem za rękę. Nie było pulsu, ale w końcu to wampir... Muszę jej jakoś pomóc!
Ale co zrobić? Nie mam ani zestawu alchemicznego ani składników... Przy pasie wisi mi tylko sztylet, dmuchawkę, kila trucizn... w rękawie mam kuszę. Co jeszcze?
Prawie nieświadomie moja prawa ręka powędrowała do noża. Z drugiej ściągnąłem rękawicę. Przeciąłęm skórę. Byłem w połowie elfem, więc krew nie miała ludzkiego koloru. W końcu kropla a potem druga sięgnęła jej ust. Dalej popłynęło już wartkim strumieniem. W końcu owinąłem rękawicę wokół rany.
Troke syknęła. Lekko uniosła powieki. Spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się.
Muszę Ci podziękować za...
Nie. - przerwałem - to ja dziękuję.
Chwyciłem ją za ręce. Odwzajemniła uścisk. Pozwoliłem aby moje myśli płynęły do niej wartkim strumieniem. Wliczając w to moje uczucie, którego nie byłem w stanie przedstawić słowami. Uczucie, które dopiero teraz w pełni sobie uświadomiłem. Odpowiedziała tym samym. Oszołomiło mnie to lekko. Spojrzałem na nią. Posłała mi myśl pełną miłości i śmiechu. Zapadła w sen. Uniosłem ją lekko i pocałowałem.
W końcu wstałem. Lekko zawirowało mi w głowie - w końcu przed chwilą pozbyłem się krwi. Chciałem usiąść na fotelu gdy otworzyły się drzwi.
Wszedł mój prześladowca. Rozpoznałem go od razu, mimo iż tym razem był w ciele elfa.
Obrzucił całą scenę spojrzeniem. W końcu przeszedł na kanał myślowy.
Nie spodziewałem się ciebie... Ale i tak miałem zamiar zabić jedną osobę. Równie dobrze, morzesz to być ty. Ale muzę ci przyznać, że... Zadziwiasz mnie. Kilkakrotnie przeżyłeś. Tym razem na to nie pozwolę.
Uśmiechnął się. Odpowiedziałem mu najbardziej paskudnym ze wszystkich moich uśmiechów. W towarzystwie bełtu.
Wampir parsknął. A w każdym razie posłał jego mentalny odpowiednik. Zmieniał już pozycję. Bełt stuknął w ścianę. Był to jedyny dźwięk jaki zabrzmiał. Po chwili z tamtej strony wystrzeliła fala uderzeniowa która miotnęła nami w ścianę.
O dziwo pozbierałem się pierwszy. Zza pasa wydobyłem dmuchawkę. Pocisk z kwasem wystrzelił w jego stronę. Tym razem nie uniknął go. Jednak nie zwracając na niego uwagi wstał i ruszył w moją stronę. Wyrwał kawał drewna ze ściany. Wyglądał na lekko zdezorientowanego. Otrząsnął się i skoncentrował na mnie spojrzenie...
Pomiędzy oczy wbił mu się pocisk z bełtu. Drewno poszybowało i rozbiło kilka szyb. Nie zabrzmiał żaden dźwięk.
Nie wiem co ci jest... - pocisk pełen kwasu - ale zamierzam to wykorzystać.
Załadowałem bełt siarkowy. Kiedy tylko wbił się w niego podpaliłem go pirokinezą. Wrzasnął. I to był jego błąd. Belka z sufitu spadła mu na głowę a z pieca wyleciały płonące polana. Otworzył się portal w który wpadł. Ja sam poleciałem do tyłu i łupnąłem w ścianę.
Podniosłem się - po naszej walce, spore kawałki tego miejsca przypominały raczej ruinę. Nagle zauważyłem karteczkę. Ku memu zdziwieniu były tutaj zapisane imiona i nazwiska różnych asasynów. Co dziwne, wszędzie pisało także gdzie kto się znajduje, wraz ze współrzędnymi portalu oraz jego stanem.
Był tu jeden wpis który mnie niepokoił.
Thax''vren. - pół martwy - kopalnia - 987352.
Zastanowiłem się. Na wpół automatycznie podszedłem do portalu w którym zniknął wampir. A przynajmniej do jego widma. Wysłałem mój zmysł magiczny aby odnalazł kontury. Są!
Teraz wystarczyło już tylko zmienić jego współrzędne wyjścia i otworzyć.
Obróciłem się i spojrzałem na Troke - mimo wszystko poczułem się spokojniej.
---
Kopalnia była brudna i wilgotna. Kilkakrotnie walnąłem głową w sklepienie. Zastanowiłem się.
Nie powinienem odchodzić za bardzo od wyjścia. Thax''vren będzie gdzieś w pobliżu.
- Po... po.. pommm
Odwróciłem się w tamtą stronę. Jest! Leży na podłodze, ranny i wycieńczony ale jest!
Chwyciłem go za rękę i szarpnąłem do portalu. Po chwili byliśmy już z powrotem. Szybko opatrzyłem jego rany i wlałem mu do ust wody. Po chwili zastanowienia dolałem tam ampułkę smoczej krwi która na niektóre rasy działa jak kwas. Wampirowi powinno to pomóc, prawda?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Shaimar siedział, nie wiedząc co dalej począć.
Arrgh, ta cała Troke zaprowadziła gdzieś Sandera, a mi kazała zostać... "Żebym pilnował sytuacji"... Taa, i żeby strażnicy mnie złapali i przy okazji tamten wampir zasztyletował, no pięknie, ale żeś mnie wrobiła...- pomyślał wampir z nutką goryczy.
Wstał, wdrapał się na dach i obserwował. Strażnicy zaciekle patrolowali ten teren, jednak te półgłówki cesarza nie domyśliły się, żeby tu zajrzeć.
Jestem bezpieczny...- pomyślał Shaimar, schodząc z dachu.
Lecz to nie pokrywało się z prawdą. Wampir nie spodziewał się zbliżającego się niebezpieczeństwa. Usiadł wygodnie na jakimś podartym kocu i czekał, jakby na zbawienie. Rozglądał się co jakiś czas, aby pilnować sytuacji. Nagle otworzył się przed nim portal, ten zaś energicznie wstał, uradowany, że wreszcie się wydostanie stąd. Lecz coś go zatrzymało, jakaś negatywna energia, pole magnetyczne - nie mógł przez portal przejść. Stanął kawałek dalej i spoglądał na błyszczące załamanie materii. Shaimar przyglądał się mu uważnie. Magiczne wrota zmieniły kolor z niebieskiego na czarny. To nie wróżyło nic dobrego i wampir dobrze o tym wiedział. Po chwili jakaś postać z niego wyszła i w jednej chwili portal się zamknął. Był to arcylisz, o długiej, czarnej szacie, ozdobionej nekromanckimi symbolami. Na pustej czaszce miał wysoką, bogato zdobioną koronę z czystego złota, której blask oślepiał Shaimara. Wampir poczuł, jak ów nieumarły nekromanta kieruje na niego wzrok.
-A więc wreszcie spotykamy się, Shaimarze.- rzekł z powagą arcylisz.
Wampir przerażony oddalił się kilka kroków od nieumarłej istoty, do ślepego, ciasnego zaułka.
Skąd on zna moje imię...Skąd?!
-Nie wiesz skąd znam twoje imię?- zapytał z ironią szkielet.
Shaimar wiedział, że ta potężna istota czyta w jego myślach.
-Może przejdźmy do normalnej rozmowy, nie preferuję rozmowy telepatycznej.- powiedział wysoki nekromanta.
-Jja...Skąd my się właściwie znamy?- wykrztusił niepewnie mroczny elf.
-Ach tak, my się właściwie nie znamy. Zapomniałem przedstawić się - nazywam się Krah''Thazad. Wywodzę się z nekromanckiego rodu, sam jestem królem arcyliszy. Nie radzę Ci przeciwstawiać się mej woli - to się może źle skończyć.- powiedział z dumą Krah''Thazad, jakby był alphą i betą w jednej osobie.
Co on sobie wyobraża?! Że jest jakimś królem wszystkiego? Chętnie bym mu pokazał, na co mnie stać i zarazem zetrzeć mu ten podły uśmieszek z twarzy, który jego rysy pustej czaszki przedstawiały!
-Nie drwij sobie ze mnie, wszystko słyszę. Ja czytam w twoich myślach czy Ty tego nie rozumiesz? Jakbyś nie chciał, nie masz ze mną najmniejszych szans.- powiedział powoli nekromanta.
Wampir zacisnął pięść i już był gotowy uderzyć arcylisza, lecz się powstrzymał.
-Słusznie postąpiłeś.- powiedział Krah''Thazad, czując swoją przewagę nad przyszłą ofiarą.
-A więc kto Cię tu nasłał i czego chcesz?- zapytał Shaimar, mając powoli dosyć tej rozmowy.
-Nie powiem Ci kto mnie tu nasłał, bo to zbyt potężne indywiduum, żeby o nim ot tak rozmawiać. Na drugie pytanie odpowiem Ci zaraz. Czy pamiętasz tego wampira, który wam nieskutecznie zatruwał życie?- zapytał cichym tonem nieumarły.
-Taa, pokonaliśmy go co najmniej 5 razy. A co, Ty go tu nasłałeś?- rzekł ironicznie mroczny elf.
-Nie, mój mistrz. Myślał, że tamten pionek podoła wyzwaniu i pokona was, ale okazaliście się silniejsi niż myśleliśmy.- powiedział nekromanta.
-A więc teraz Ty przyszedłeś, aby mnie wykończyć?- zapytał ponownie z nutką ironii wampir.
-Tak.- rzucił krótko Krah''Thazad, patrząc mrocznemu elfowi prosto w twarz.
-I co, myślisz, że mnie pokonasz marny sługusie?- zapytał prowokacyjnie Shaimar.
-Drwij sobie drwij, zaraz przekonasz się o mojej mocy.- powiedział król arcyliszy, unosząc do góry ręce.
-Sharikulum, Gravs Grange Hrivit...
-Bla bla bla, co Ty tam majaczyłeś?- zagadnął mroczny elf drwiąc sobie ze słów nekromanty.
-Vrass, Bretande Okulum Faar''Vah...
-Quel Rhono Rha Xav Xivilus!- zakończył Krah''Thazad, miotając w stronę wampira potężny pocisk energii.
Shaimar poczuł, jakby w jego ciało wbiło się tysiące naostrzonych katan, przebijając go na wylot. Mroczny elf upadł na ziemię i wrzasnął. Krew spływała z jego ciała potokami, tworząc wokół niego wielką kałużę krwi.
-Zapamiętasz mnie na całe życie, a może i na całą śmierć...- powiedział arcylisz, uśmiechając się szyderczo.
Wykonałem misję, wampir nie żyje.- przesłał telepatycznie nekromanta myśl do swojego mistrza.
Król arcyliszów utworzył nowy portal i przekroczył go, w poszukiwaniu reszty asasynów, zaś ciało Shaimara leżało przez kilka minut bezwładnie. Po chwili uniosło się i zawisło w powietrzu. Otoczony przez ładunki energii nabierał z powrotem utracone siły. Białe promienie rzuciły swe światło w stronę wampira. Nagle jego ciało się przerażająco wygięło, jakby nie było już dla niego ratunku, po czym z impetem upadło na ziemię. Kilka minut później Shaimar wstał, zreinkarnowany.
-Zemszczę się, Krah''Thazad, to Ty popamiętasz moje imię do końca życia!- krzyknął ożywiony wampir pragnący zemsty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Po pierwsze, to nie do końca zrozumiałem, o co ci chodzi z ta kopalnią. Budowa miasta na kopalni lub odwrotnie to dość oryginalna myśl architektoniczna. :)
Po drugie mięliśmy się spotkać w pobliżu magazynów i właśnie tam chciałem poczekać, aż wrócisz. Szczury to dość słabe źródło informacji, więc mogłem nie wiedzieć, że kogoś mają powiesić. Poza tym mógłbyś trochę wyraźniej napisać, że mam cię uratować, bo w myśl zasady "traktuj innych tak, jak byś chciał, aby ciebie traktowali" nie mieszam się w sprawy innych uczestników bez ich wyraźnej zgody.
Po trzecie co do kuli to mam inne plany :)
Po czwarte w miejscu, gdzie kopalnia się zawaliła na pewno aż roi się od straży, więc dotarcie tam mogłoby sprawić pewne problemy.
I po piąte chyba Tajemnic już rozwiązał sprawę. :)]

- Ile mam tu jeszcze czekać?!! – Rob zaczynał rozmawiać sam ze sobą. Sam nie wiedział, ile już tu czeka – stracił rachubę czasu. Wydawało mu się, że już ponad miesiąc, ale pamiętał zaledwie kilka zachodów słońca. Nie sądził, że czekanie w jednym miejscu może być tak trudne. Był samotnikiem – zawsze lubił pracować sam, ale to nie samotność mu tak przeszkadzała. To bierność. Bierność była największą torturą. Dopiero teraz uświadomił sobie jak trudne jest nicnierobienie. Wydawało mu się, że powoli wariuje.
Pierwsza noc była najtrudniejsza. Okazało się, że szczury nie mają żadnych problemów z wejściem na strych, więc spanie nie wchodziło w rachubę. Zresztą podłoga okazała się wyjątkowo twarda, więc chyba łatwiej byłoby nie spać całą noc, niż zasnąć. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – przynajmniej następnego dnia miał co robić. Wybicie wszystkich szczurów okazało się nie lada wyzwaniem. Początkowo w ogóle się nie bały, ale po ujrzeniu kilku martwych braci, w ich móżdżkach zaświtała myśl, że coś jest nie tak. Szybko pochowały się i nie chciały wychodzić z kryjówek. Po kilku dniach prześladowania zniknęły bezpowrotnie. Wydawało się to dziwne, ale Rob... tęsknił za nimi. Tak się nudził, że z chętnie porzucałby teraz do nich nożami. Tylko w nocy mógł się odrobinę rozerwać i wyjść ze swojej kryjówki, aby znaleźć, a właściwie ukraść, cos do jedzenia. Ale wtedy też musiał się ograniczać i uważać, żeby nikt go nie zauważył – chodziło przecież o uśpienie czujności strażników, a opowieści o nocnym zabójcy na pewno tego nie ułatwią.
- Jak ja nienawidzę tego Thax''vrena!!! – w myślach układał słowa, jak go zmieszać z błotem, nawytykać mu brak profesjonalizmu i lamerstwo. Jak mógł kazać mu tak długo czekać? A może już nie żyje? Ale przecież powiedziałem mu, że będę czekał, a ja zawsze dotrzymuję słowa. Z drugiej strony nie mógł tu czekać w nieskończoność, bo w końcu magazyn rozleci się ze starości. Jak na zawołanie ziemia zaczęła drżeć, a magazyn zaczął groźnie trzeszczeć grożąc zawaleniem. Na szczęście wytrzymał. Trzęsienie ziemi? Niemożliwe – w tych okolicach nie występują. Więc co to było? A może Thax''vren znowu coś namieszał? On już nie przyjdzie – głos w jego głowie znów dał o sobie znać. Rob tak długo go nie słyszał, że doszedł już do wniosku, że sam go sobie wymyślił. A teraz znów się pojawia... A może tylko mu się tak wydaje... Może to tylko skutek przebywania w tym magazynie. A jeśli nawet głos jest prawdziwy, to kto jest jego autorem? Czy może mu zaufać? Zresztą miał to już gdzieś. "Kilka dni" z pewnością minęło. Jeśli Thax''vren do jutra się nie pojawi nie będzie dłużej czekał. Miał wystarczająco dużo czasu, aby się pojawić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Dla mnie miasto nad kopalnią to nic specjalnego, bo koło takowego mieszkam (kto zna Polkowice ten wie jak blisko idą szyby wydobywcze...),a pod moją wiochą są szyby nawet dwóch kopalń (Polkowice i Rudna). Rozwiązanie jakie nadeszło jest zadowalające.]

Kopalnia była brudna i wilgotna. Kilkakrotnie walnąłem głową w sklepienie. Zastanowiłem się.
Nie powinienem odchodzić za bardzo od wyjścia. Thax''vren będzie gdzieś w pobliżu.
- Po... po.. pommm
Odwróciłem się w tamtą stronę. Jest! Leży na podłodze, ranny i wycieńczony ale jest!
Chwyciłem go za rękę i szarpnąłem do portalu. Po chwili byliśmy już z powrotem. Szybko opatrzyłem jego rany i wlałem mu do ust wody. Po chwili zastanowienia dolałem tam ampułkę smoczej krwi która na niektóre rasy działa jak kwas. Wampirowi powinno to pomóc, prawda?

***

Thax''vren się obudził. Poczuł wpływ smoczej krwi. Wampiryzm na tym poziomie nie wymagał dostaw krwi, jednak każda dawka dawała o sobie znać. Dostał drgawek w wyniku ognistej krwi. Także objawy wampiryzmu nasiliły się - skóra pobladła, a oczy stały się całkiem czerwone. Troke i Sander obserwowali wydarzenia. Sander zastanawiał się, czy jednak nie jest w zbyt małym stopniu wampirem aby to wytrzymać. Na ciele wampira pojawiły się drobne łuski. To nie świadczyło nic dobrego. Gdy tylko drgawki przeminęły Thax''vren się ocknął. Poczuł moc prastarej istoty. Nie potrafił jej jednak kontrolować - stanął w niewielkich płomieniach. Telepatycznie przekazał: "Odsunąć się". Troke i Sander długo się nie zastanawiali. Płomienie zaczynały to słabnąc, to wzmacniając się. Po około minucie płomienie, jak i łuski, znikły. W tym czasie obserwująca para pilnowała, aby ogień zbytnio się nie rozprzestrzenił. Czas na wyjaśnienia:
- Kto wpadł na pomysł podania mi smoczej krwi?
- Ja - powiedział Sander
- Gdyby to była większa dawka cała ta okolica poszłaby z dymem!
- To dla twojego dobra... - nie dając Sanderowi dokończyć Thax''vren znów zaczął swoje...
- Dobra?! W Podmroku ostrzegali mnie o wampiryzmie! Wampir może pochłonąć na tyle energii istoty, na ile pozwala mu pochłonięta krew. W przypadku potężnych istot ich esencja może przejąć nad wampirem kontrole. Wtedy dochodzi do walki psychycznej. Mogłem zostać smoczokrwistym, ale nie sobą. Dobrze, że nie było jej więcej.
- Przecież znam się na alchemii. Ostrzegli by mnie przed tym.
- Ale tego nie zrobili. Widocznie nie założyli obecności wampira w drużynie. Co do rany - szybciej działa destylat z jaszczuroczłeka.
- Nie narzekaj. Ciesz się, że nogę masz całą.
- Dobra. Jeszce tylko opowiedz mi o swojej znajomej i możemy ruszać w drogę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Wiesz, jakbyśmy zaczęli tam gadać, to wszystko by się zawaliło... Wyjaśnienie masz w jednym z wcześniejszych (moich) tekstów. Więc uznajmy, że gadaliśmy telepatycznie.]
Dobra. Jeszce tylko opowiedz mi o swojej znajomej i możemy ruszać w drogę.
Spróbowałem wszystko co o niej się dowiedziałem ułożyć w całość
---
Parę godzin wcześniej.
Chwilę po tym jak pomogłem Thax''vrenowi z powrotem zbliżyłem się do Troke. Nadal spała... a właściwie nie poruszała się ani nie wykazywała większej aktywności metalnej. Znów się pochyliłem. Wydobyłem nóż i poprowadziłem kolejne nacięcie przez rękę.
Kiedy krew dotknęła jej ust, mruknęła. Po chwili uniosła powieki. Uśmiechnęła się widząc mnie nad sobą. Widziałem już ten uśmiech przedtem. Wtedy jednak nie miałem czasu aby się nim zachwycić. Podniosła się lekko i oparła o wezgłowie łóżka.
Jeszcze raz Ci dziękuję... Sandy.
Nie ma za co... Tri.
Uśmiechnęła się znowu.
Chyba nadszedł czas aby się ponownie przedstawić. Bo oprócz tego, że jesteś wampirzycą, masz na imię Troke oraz kocham cię nic więcej o Tobie nie wiem...
A ja o tobie więcej niż wiele osób by chciało.
Co? Skąd?
W krwi... Są informacje. Mogę w stanie opowiedzieć Ci wszystko o Tobie... I teraz kiedy napiłam się Twojej krwi... jesteśmy połączeni. Nie czujesz tego?

Teraz udało mi się zidentyfikować to uczucie natrętnej obecności które... Stało się przyjemne.
Teoretycznie mogłabym nad Tobą zapanować dlatego, że napiłam się twej krwi a ty nade mną, ponieważ oddałeś ją dobrowolnie aby mnie ocalić więc... Tak czy inaczej wychodzimy na zero. Możemy się teraz komunikować niezależnie od odległości oraz przyzywać się do siebie kiedy to drugie wyrazi na to zgodę.
Nagle zarzuciła mi ręce na szyję i zbliżyła się. Była blisko... Bardzo blisko. Też ją objąłem.
Poza tym... Chyba nie powiesz, że to nieprzyjemne...
Pocałowała mnie. Przez chwilę byłem oszołomiony, ale po chwili odwzajemniłwem pocałunek.
Przez chwilę trwaliśmy tak złączeni. Po chwilii odsunęliśmy się lekko od siebie.
Westchnęła delikatnie, ale na tyle aby atmosfera tego miejsca zdążyła się zmienić.
Tyle, że wiesz... Ja nie piłem twojej krwi...
Uśmiechnęła się.
Proszę... Wejdź do mojego umysłu i zajrzyj w to co chcesz zobaczyć...
Otworzyła się przede mną. Wsunąłem się powoli.
Wspomnienia wampira od pewnego wieku nie należą do najciekawszych. Potem wszystko sięsprowadza do kolejnego posiłku i snu.
Jednak każdy wampir kiedyś był człowiekiem.
Ja zostałam wampirzycą w dość młodym wieku. Było to pewnego dnia kiedy z moim bratem - szczerze powiedziawszy nie pamiętam teraz nawet jak miał na imię. Chyba Ezeriasz, ale nie jestem pewna - udałam się na przechadzkę po lesie. Wpadliśmy na bandytów. Jego poranili i porzucili, mnie wzięli ze sobą. Nie wiedziałam co chcą mi zrobić ale bałam się. Straszliwie się bałam. I nie wiem co by się stało, gdyby nie wpadli na grupę wampirów. Z nich wyssali całą krew. We mnie zobaczyli talent. I tutaj skończyło się wiele - przede wszystkim człowiedzeństwo. Jedna z nich ukąsiła mnie i zmieniła w... to czym teraz jestem. Niewiele pamiętam z tego okresu. Tylko ból i... pustkę. Nauczyła mnie wszystkiego o Śpiewie. Przez wiele lat trenowałam go... i okazało się, że jestem w tym o wiele lepsza od niej. Zabiłam ją. W innym wypadku musiałabym jej służyć przez setki, a nawet tysiące lat. Pamiętam co się wtedy stało. Nie było miejsca na honorową walkę. Podałam jej truciznę. Nie tylko zniszczyła jej ciało, ale także wypaliła całą jej esencję. Przejełam ten dom i prowadziłam go przez wiele lat. I tak trwałam przez wiele, wiele lat żyjąc samotnie. Wykonywałam prośby różnych znajomych gromadząc moc aż do dnia w którym... spotkałam... ciebie.
Nagle uświadomiłem sobie, że płacze. Czułem jak po moim ramieniu spływają jej łzy. Zamknąłem ją w uścisku szepcząc uspokajająco. Posłałem jej myśl pełną współczucia i miłości.
Nie jesteś już sama... Nigdy nie będziesz. Kochana.
Chwilę spędziliśmy połączeni uściskiem. W końcu się uspokoiła. Delektowałem się jej bliskością. W końcu się otrząsnęła.
Co z Twoim znajomym?
Niedługo się powinien obudzić.

I miała racje.
[Następują wydarzenia z posta Shadowteara]
Oczywiście, przemilczałem sporą część tego czego się od niej dowiedziałem. Podałem mu tylko tyle informacji aby nie czuł zagrożenia z jej strony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Ale tego nie zrobili. Widocznie nie założyli obecności wampira w drużynie. Co do rany - szybciej działa destylat z jaszczuroczłeka.
- Nie narzekaj. Ciesz się, że nogę masz całą.
- Dobra. Jeszce tylko opowiedz mi o swojej znajomej i możemy ruszać w drogę.

Oczywiście, przemilczałem sporą część tego czego się od niej dowiedziałem. Podałem mu tylko tyle informacji aby nie czuł zagrożenia z jej strony.

- Od czego zaczynamy podróż? Bo ja proponuję od uganiania się za resztą kompanii - zaproponował Thax''vren
- Mamy sposób aby ich szybko odnaleźć. Mam tu karteczkę zgubioną przez pewnego wampira.
- No to na co jeszcze czekamy?
- Znajdź mi specjalistę od teleportów.
- Spróbuje wykorzystać wiedzę pochodzącą z tej krwi co mi daliście. Kontakt telepatyczny i... - wtem pojawił się wampir, lecz ten niedawno spotkany przez Troke i Sandera - ...Proszę!
- Świetnie idioto, ale właśnie ten wampir niedawno walczył z nami!
- Oj! Niestety kontakt Firxarrivilithisa z nim nie pojagał na wykorzystaniu prawdziwego imienia, lecz na potędze...
- Czy mi się wydaje, czy Thax''vren właśnie wymienił imię mojego druha? - powiedział wrogi wampir
Thax''vren wyczuł infiltrację umysłu, więc pozwolił tymczasowo przełączył się na duszę wchłoniętego smoka. Spodziewał się, że utrzyma pewną kontrolę nad nią, lecz smok szybko mu się wyrwał.
- Co nowego u ciebie Quellach? Na kogo teraz polujesz?
- Na ciebie i twoich koleżków.
- Jak się odzywasz do swojego mistrza?
- Prepraszam, mistrzu.
- Ta żałosna istota w której ciele jestem popełniła błąd. Będąc wampirem uaktywniła me wspomnienia, jak i przywróciła mój umysł w swoim. Jednak w walce dwóch swobodnych umysłów to on wygrał. Liczył na to, że mu pomogę i pozwolił tymczasowo odzyskać swiadomość. Więc co u ciebie? Moje ciało jeszcze istnieje? Odszukaliście me prawdziwe imię?
- Tak. Akurat szukaliśmy twojej krwi, aby cię przywrócić, mistrzu.
- W takim razie przenieś mnie do mego ciała. Różnicy w rytuale nie będzie.
- Tak jest, mistrzu. Co z nimi?
- Daleko nie uciekną spróbują się zgrupować. Niech w nagrodę za moją krew pożyją sobie chwilę dłużej.
Ta rozmowa myślowa odbywała się parę sekund. Quellach i Thax''vren wszedli do portalu.

***

Po drugiej stronie portalu była wielka komnata z ciałem kościanego smoka pośrodku. To było ciało Firxarrivilithisa. Quellach poprowadził dwójduszę do ciała.
- Jesteś gotowy, mistrzu.
- Jak nigdy... w nieżyciu.
- Dracovitalisme issenvitae intreverx aep Firrissimus-xarentiosil-rivendo-ilithidissis encombrede!
Thax''vren czuł jak energia smoka uchodzi z niego. Półprzytomnie widział jak obraz duszy smoka wchodzi do kościanego ciała. Smok teraz był sobę. Wstał. Komnata okazała się na tyle duża, że jeszcze z trzy metry były od głowy dwudziestometrowego smoka do stropu.
- Co zrobić z tym ścierwem, mistrzu?
- Zabić, oczywiście.
- Jeszcze jedna rzecz, mistrzu - rytuał cieni...
Nie wiadomo czemu Thax''vren został tylko związany. Pewnie chcieli go przysmażyć na słońcu. Na ten czas znów trafił do lochu, tyle że innego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdzie on jest? Jak go tylko znajdę, to wybiję mu te wszystkie krzywe kości, a na koniec będę znęcał się nad jego pustą czaszką!
Wampir wspiął się na dach i usiadł.
Ci frajerzy w blaszanych zbrojach dalej mnie i innych asasynów szukają...Hahaha, jak mnie znajdą, to poczują smak mojego oręża!
Shaimar zeskoczył z dachu.
Gdzie oni mogą być?! Ja tu siedzę jak kołek, a oni mają pewnie świetny ubaw i nabijają się z tych durniów, patrolujących teren, na którym przebywam! Grr... Idę do nich.
Wampir wyszedł ostrożnie za róg.
O co chodzi? Żadnego strażnika w pobliżu?! A to ciekawe! Pewnie jakąś zasadzkę planują.
Mroczny elf przebiegł przez ulicę. Stanął pod jakimś niewysokim budynkiem z marnym baldachimem. Ostrożnie spojrzał za róg.
Nikogo nie ma... Świetnie.
Shaimar poszedł za róg i wspiął się na dach. Przykucnął, by zostać niezauważonym i rozejrzał się. Potem skoczył na sąsiedni dach, kierując się powoli ku południowej bramie, której pilnowali dwaj niewysocy strażnicy. Skoczył na następny dach. Znów się rozejrzał.
Czyżby już nikt mnie nie szukał? Dziwne, dziwne...
Mroczny elf skoczył na następny dach i na następny. Był już koło bramy. Wskoczył na mur, potem zgrabnie zeskoczył na dół. Był już poza miastem. Potem ruszył kawałek w stronę lasu. Wskoczył na drzewo.
Tu powinienem być bezpieczny.
Shaimar rozejrzał się wokoło. Miał dogodny widok na bramę, przy czym był doskonale zakamuflowany.
Co to jest?
Wampir przyjrzał się uważniej.
CO?! ARMIA SZKIELETÓW?!?! CO ONA TU ROBI?!
-No to jednego mamy z głowy, teraz czas na następnych...Hahahaha!- krzyknął do swoich sługusów znany Shaimarowi arcylisz - Krah''Thazad.
Już po nim. Zetrę go na miazgę! Zamienię go na ścierwo! Wybiję jego armię szkieletów, a z jego korony zrobię sobie naszyjnik! Popamięta mnie ten nieumarły pętak! Z asasynami się nie zadziera!!!
Wampir rozgniewany widokiem Krah''Thazada już miał wyskoczyć z kryjówki i go zadźgać, lecz arcylisz był nieumarły, a poza tym miał przy sobie armię jego sługów.
Cóż, poczekam, może strażnicy wybiją większość szkieletów...Ehh, o czym ja myślę, to są tylko obłudy! Ci strażnicy nie mają z nimi szans... Przynajmniej mam trochę noży do rzucania, to im pomogę, ale tylko tym razem. W imię zemsty!
Mroczny elf wyjął ze swojego pasa kilka noży.
Najpierw pierwsza seria...
Shaimar uśmiechnął się. Rzucił kilka noży w stronę szkieletów.
1, 2...3 padły. Nie tak źle.
Strażnicy zamykali w pośpiechu bramę, wysyłając coraz to kolejne oddziały na napierającą armię szkieletów.
-Illumorphis Kravah!- krzyknął Krah''Thazad i wystrzelił kulę ognia w stronę strażników, którzy nie mieli szans w starciu z czarem nekromanty.
-Fraevah Trikulum!- krzyknął arcylisz i wystrzelił tym razem lodowy pocisk. Następnych kilku żołnierzy padło trupem. Nekromanta miał świetną zabawę, ale asasyn chciał mu ją udaremnić. Wyskoczył z drzewa, wyjął parę
[dwie sztuki] naręcznych szpon. Użył szybko "Uderzenia Psionicznego" i odepchnął kościste ciało arcylisza. Potem przystąpił do ataku naręcznymi ostrzami. Zamachnął się kilka razy, wbijając je nekromancie w puste ciało. Kilka kości upadło na ziemię. Rozgniewany Krah''Thazad uniósł ręce i zamierzał już wymawiać formułę zaklęcia, lecz asasyn był szybszy. Wbił mu szpony w czaszkę i po chwili wykonał zamaszysty cios, odcinając ją. Na koniec ponownie uderzył go "Psionicznym Uderzeniem" i odrzucił jego zwłoki na kilka metrów.
Jednego arcylisza mniej na świecie...
Shaimar uśmiechnął się. Biedne szkielety nie wiedziały co począć i biegały wokoło, pogrążone w chaosie. Padały jak muchy. Strażnicy doskonale się spisali. Zwłoki Krah''Thazada leżały pod drzewem i unosiła się z nich czarna smuga jego nekromanckiej energii. Wampir uciekł wgłąb zarośli. Obrał sobie tym razem inną kryjówkę. Pobiegł kawałek dalej i ukrył się za wielkim głazem...
Lecz Krah''Thazad nie był martwy. Jego kości po kilku godzinach uniosły się i złożyły w ciało, które posiadał poprzednio. Czaszka nastawiła się na odpowiednie miejsce. Arcylisz chwycił za swoją koronę i nałożył ją.
-Następnym razem się policzymy, tym razem ze mną wygrałeś, ale następny raz już się tobie nie uda!- krzyknął nekromanta i jednym gestem zniknął.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rob ostrożnie wychylił głowę z magazynu. Był środek dnia i dla kogoś, kto ostatni tydzień spędził w półmroku przyzwyczajenie się do blasku słońca sprawiało pewne problemy. Rob długo zastanawiał, się, czy nie lepiej byłoby uciec pod osłoną nocy. Zdecydował jednak że w dzień łatwiej będzie wmieszać się w tłum i tym samym wzbudzi mniej podejrzeń. Po upewnieniu się, że nikogo nie ma w pobliżu wyszedł z magazynu i podszedł do beczki, gdzie wyrył znak asasynów. Otworzył ją, wrzucił do niej broń Thax''vrena, zbroję strażnika i kartkę, z nabazgranym napisem: "CZEKAŁEM ZBYT DŁUGO. RADŹ SOBIE SAM!". Mimo, że potrafił czytać, pisanie nie szło mu zbyt wybitnie. Oby Thax''vren rozczytał te krzaczki... o ile jeszcze żyje. Zamknął szczelnie beczkę, narzucił na głowę kaptur płaszcza, który ukradł poprzedniej nocy i ruszył w kierunku centrum miasta, aby wmieszać się w tłum.
Zadanie okazało się trudne. Ubranie obywatela, które włożył na swój strój w połączeniu z palącym słońcem sprawiło, że nieprzyjemnie przykleiło się do jego skóry. W mieście jakby wywiało wszystkich mieszkańców. Tylko nieliczni pospiesznie przechadzali się uliczkami. Na szczęście strażników też nie było. Po chwili Rob zrozumiał, dlaczego nikogo nie było na ulicach – wszyscy zgromadzili się w jednym miejscu. Zobaczył tłum ludzi, który zgromadził się wokół... no właśnie – niewiadomo wokół czego. Niektórzy wyciągali szyje, aby zobaczyć, co jest powodem tego zgromadzenia, ale najwyraźniej ich próby spełzały na niczym. Rob podszedł do jednego z mieszkańców:
- Co tu się dzieje? – spytał.
- To ty nic nie wiesz? – spytał zdziwiony obywatel.
- Nie, ostatnio byłem...
- Paaanie! – przerwał mu nie czekając na odpowiedź. Oczy dziwnie mu się świeciły, a gestykulacja wskazywała, że ma do powiedzenia coś bardzo ważnego. Najwyraźniej Rob trafił na jednego z miejscowych plotkarzy. – Toż całe miasto o tym huczy. Wczoraj zawaliła się kopalnia pod miastem... Ziemia drżała w całym mieście – musiałeś coś poczuć! Woda wdarła się do kopalni, podmyła podpory i srrru – wszystko się zawaliło. Wielu bogu ducha winnych mieszkańców zginęło pod gruzami. Wielu pewnie jeszcze żyje, ale ci... – rozejrzał się ostrożnie i zniżył głos - j***ni strażnicy nikogo nie wpuszczają. Szukają jakiegoś zbiega i nie pozwalają nikomu wejść na teren rumowiska. Gdybym ja był gubernatorem, kazałbym im wszystkim... Ale zaraz, gdzie ty idziesz? Ja jeszcze nie skończyłem!...
Ale Rob już go nie słuchał, odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Teraz już był tego pewien - Thax''vren nie żyje. Tylko cud mógłby go uratować, a i tak strażnicy by go znaleźli. Chyba że to chodziło o innego zbiega... Zresztą nieważne – to już nie jego sprawa. Teraz musiał się jakoś wydostać z miasta i wrócić do kryjówki. Ostatni tydzień nie należał do najbardziej udanych...

[Shadowtear==> Chodziło mi o to, że kopalni nie buduje się 10 metrów pod powierzchnią miasta. Gdyby znajdowała się głębiej zawalenie nie miałoby takich skutków. Ale EOT :)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować