Zaloguj się, aby obserwować  
Tajemnic

Asasyni (fantasy) - forumowa gra RPG

424 postów w tym temacie

Dnia 11.02.2007 o 21:27, Tajemnic napisał:

[> Tajgun92 - Nie wyobrażam sobie, ale to jego pierwsze posty. Zawsze można sobie wyobrazić, że
chodziło mu o umiejętność widzenia w ciemnościach i bombki. I drobna prośba - nie pisz drukowanymi
literami, bo jest to traktowane jako krzyk. A to z kolei jest niezbyt przyjemne... Ale masz
rację. Zrobił sporo błędów logicznych... ]


[WYBACZ TAJEMNIC, ALE DENERWUJE MNIE JAK KTOŚ NIE PRZECZYTA WSZYSTKIEGO I PISZE COŚ WYRWANEGO Z KONTEKSTU. A TE BOMBKI I NOKTOWIZORY TO MNIE POPROSTU DOBIŁY. NO ALE KONIEC OFFTOPA. DO PISANIA]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Abyś współpracować i, w ewentualności, opracować geas - zaklęcie przysięgi.
-Jakie są warunki geasu?
-To proste. Od rzuczenia czaru będziesz miał dokładnie tygodzień, aby mnie uwolnić. Jeśli mnie nie uwolnisz, wylądujesz spowrotem w swojej celi. Nie muszę mówić, co zrobią strażnicy widząc cię tu po ucieczce.
-Dwa tygodnie, albo się nie zgadzam.
-Dobrze. Kiedy będą cię wyciągać z celi Laxis zrobi zamiszanie, a ty dzięki swojej zdolności iluzji zamienisz się w strażnika i jego w siebie. Strażnik zostanie powieszony zamiast ciebie.

***

O jedenastej trzydzieści następnego dnia, pół godziny przed wyrokiem przyszedli strażnicy. Czas zrealizować plan.
- Czas cię powiesić.
Rozlega się dźwięk otwieranych krat. Wchodzi strażnik do celi Thax''vrena. Był on nowy, dlatego wysyłali go do najgorszych robót. Za chwilę trzech ze strażników upada. Odwracają swój wzrok na leżących. Ta chwila wystarcza, aby podstawić obie iluzje. Dodatkowo rzucił prawdziwe widzenie na przemienionego, aby nie zorientował się w przemianach.
- Już czas - powiedział strażnik
- Masz rację - odpowiedział Thax''vren
Dowódca zakłada kajdanki. No coż - trzeba następnej iluzji.
- Idziemy. Jak chcesz coś powiedźieć to mów. Jednak zawsze zwracaj się do mnie. Przed egzekucją skazany może rozmawiać tylko ze mną, dowódcą eskorty.
Zapadła cisza. Po trzech minutach drogi, nowy strażnik wyglądający jak skazany mówi:
- Co taka cisza, czemu nic nie mówisz? - zwracając się w kierunku Thax''vrena
- Wy tam! Rozmowa TYLKO ze mną - przerywa dowódca
- Taak...Cisza...- odpowiada Thax''vren
Dalsza część drogi minęła w ciszy. Na miejsce dotarli pięć minut przed wytznaczonym terminem. Dowódca zwrócił się w kierunku nowego:
- Na pewno nie chcesz nic powiedzieć w swoich ostatnich chwilach? - na te słowa Thax''vren przestaje podtrzymywać prawdziwe widzenie. Nowy strażnik nagle zorientowaał się w sytuacji. Wszyscy widzą go jako skazanego.
- Co to za czary? Co to ma znaczyć? To on jest więźniem, ten co wygląda jak ja!
- Nie zwalaj winy na innych. Gdybyś miał zmieniać obrazy potrzebowałbyś, aby nikt cię nie obserwował, a od celi jesteś stale obserwowany.
- Uwierz mi! Rozprosz ten czar!
- No dobrze...
Dowódca wyciągnął runę. Thax''vren rozpoznał ją po znaku. Przełamanie magii - nie dość, że rozproszy iluzje, to jeszcze zablokuje na godzinę możliwość rzucania zaklęć. Thax''vren szturchnął dowódcę eskorty tak, aby upuścił runę. Tak się stało, ale zanim asasyn podniósł ją, jeden ze strażnik ją zabrał. Wycelową ją w Thax''vrena, gdy on uciekał. Iluzje rozproszone. Trudno było się schować drowu wampirowi w samo południe. Światło go paliło i oślepiało, wszyscy, i żołnierze i mieszkańcy go ścigają. Nagle zawala się spory kawałek chodznika pod Thax''vrenem. Spada on do niego. Traci przytomność. Jednak każdy w mieście wie na kogo polować...
Po chwili znikają w ten sam sposób kolejne miejsca, z obu stron, najpierw po linii prostej, później rozeszło się we wszystkie strony. Zawalają się kolejne fragmenty miasta. Z jednej wież słychać trąbe alarmową. Po chwili słychać krzyki dochądzące od strony tamtej wieży.
- Woda zniszczyła podpory! Kopalnia się zawala!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Imie:Ezeriasz
Rasa:człowiek
Opis:
- Wzrost :ok 180cm
- kolor oczu: w zalęzności od sytuacji i poziomu adrenaliny potrafią zmieniać brawe <odcienie zieleni i błękitu>
- Znaki szczególne: na pierwszy rzut oka rzadnych, po dłużesz obserwcji mozna zauważyć blizne w kształcie sztyletu na wewnętrzenj części dłoni
Podobnie jak muzułamańskich janczarów, tak i mnie szkolono od malńckości na zabójce. Z tą róznicą, że oni gineli za wiare, a ja narażam się za pieniądze. Szczególne zamiłowanie do broni białej, jak i kusz.
Uzbojenie/zbroja:
- Śmiercionośny kaftan : z pozoru zwykła koszula, w jej rękawach skryte są jednak dwa zabójce ostrza, jedno uspypia, drugie zabija na miejscu./zbroja/
- Mała kuszax2: Najlepsi przyjaciele. Dwie małe kusze z łątwością mieszczą się za połami kawtanu, obie łądowane na 2 bełty. Rozwiązanie nowatorskie, produkcji własnej
- Krótki miecz rzymski: Dł. ok 55cm. Ma za zadanie odwrócić uwage przeciwnika, od rąk. Dać moment zawachania. Równie świetnie spęłnia się w walce; świetnie wyważony
Ekwipunek dodatkowy:
- sherskeen: Proszek o zadziwiająco szerokich możliwościach. to mieszanina siarki i innych składników. PIerwsze objawy to okropne swędzenie oczu< nie można ich przetrzeć, kontakt zachdozi wtedy reakcja, w wyniku której traci się wzrok>, po dodaniu do jedzenia nie moc żołądka, póżniej biegunki z czasem śmierć z wycieńczenia. W bardzo nie wielkich ilościah pomaga na np. oprsyzczke
- mini bomba błyskowax2: Przydatna do oślepienia przeciwnka. Odwraca uwage dając czas na ucieczke
Talent:
-Hodowla zwierząt
Myśl początkowo:
- Dalekie widzenie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

<kolejny offtop>

Dnia 12.02.2007 o 23:21, tajgun92 napisał:

A TE BOMBKI I NOKTOWIZORY TO MNIE POPROSTU DOBIŁY

AAaargh! Chcę, żeby ''widzenie w ciemnościach'' (noktowizja?) było umiejętnością specjalną mojej postaci, zamiast noktowizora w ekwipunku. Jak ci to tak niesamowicie przeszkadza, to pisz na moderator@gram.pl, żeby zmienić moją postać. Mam dosyć tego krzyku o pierdoły
</kolejny offtop>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Shaimar się obudził. Jego obolałe plecy doszły do siebie. Rana się szybko zagoiła, gdyż jako wampir posiadał zdolność regeneracji, co bardzo ułatwiało mu życie. Spojrzał na niebo. Był ranek, pochmurny ranek. Zanosiło się na deszcz, przynajmniej promienie słońca zbytnio nie przebijały się przez chmury. Wampir wdrapał się na drzewo i rozejrzał się wokoło. Jakiś zając hasał tu i tam, w poszukiwaniu pożywienia, oprócz niego był także niczego nie spodziewający się, spokojny jeleń, który przycupnął pod drzewem. Dla mrocznego elfa była to doskonała zdobyć, do tego mógł się wreszcie posilić i odnowić utracone zmysły wampira pijąc krew zwierza. Wyjął swój zatruty sztylet i przymierzył się do skoku. Po chwili zeskoczył i wbił sztylet jeleniowi prosto w czaszkę, zaś ten zawył i upadł na ziemię. Elf wbił swoje wampirze kły w szyję ofiary i zaczął sączyć krew. Natychmiast odzyskał siłę oraz dawne zdolności i zmysły. Nagle Shaimar coś wyczuł. Poczuł zapach krwi Sandera. Domyślił się, że coś mu się stało i pobiegł za zapachem. Wkroczył do lasu i począł biec przez leśną florę. Było trochę wilgotno, jak to zwykle bywa w lesie. Skoczył na drzewo by rozejrzeć się dookoła. Ujrzał w oddali jakieś bezwładnie leżące ciało. Zapach się nasilał, więc to musiał być Sander. Zeskoczył i pobiegł czym prędzej w jego stronę. Poturbowany asasyn leżał na ziemi majacząc coś o jakimś wampirze.
-Już jestem.- rzekł półszeptem mroczny elf.
Sander nic nie odpowiedział. Wyglądał, jakby był w stanie jakiegoś transu. Elf chciał go z niego wybudzić i potrząsnął mocno jego ciało. Dalej nic. Shaimar obejrzał dokładnie jego ciało i spojrzał na skarpę. Ujrzał jeszcze wystrugany patyk wbity w ziemię. Asasyn musiał się w niego wbić staczając się z urwiska. Wampir opatrzył mu rany i podał mu napój uzdrawiający, własnej roboty. Sander nie chciał wypić, ale mroczny elf w końcu go do tego zmusił. Podał Mu miksturę i po chwili towarzysz zbudził się z transu. Otworzył powieki i spojrzał na Shaimara uradowany.
-W końcu do mnie dotarłeś...- rzekł szczęśliwy Sander.
-Dziękuję Ci za opatrzenie moich ran, nie wiem jak bym sobie bez Ciebie poradził.- dodał asasyn.
-Nie ma za co. A co się w ogóle stało?- zapytał zaciekawiony wampir.
-Dobrze, a więc zaczęło się tak. Pamiętasz naszą telepatyczną rozmowę?- zapytał uleczony towarzysz.
-Hmm... Nie za dobrze. Wiem, że z Tobą rozmawiałem, ale po chwili ktoś musiał celowo ją przerwać, gdyż w jednej chwili zapomniałem po co biegnę w stronę dymu. Przestałem biec i poszedłem spać. Tyle pamiętam.- odpowiedział Shaimar.
-Ahh, a więc prześladujący nas wampir ją przerwał...Nic dziwnego, bo gdy rozpaliłem ogień to on się pojawił i chciał mnie zabić, lecz wtedy zacząłem uciekać i spadłem z urwiska. Pewnie tamten wampir myślał, że nie żyję i dlatego mnie zostawił.- powiedział Sander.
-Musimy się gdzieś ukryć i poszukać reszty towarzyszy.- powiedział mroczny elf.
-Wiesz...Nie sądzę, żeby przeżyli. Ich szanse były znikome. A więc co teraz zrobimy?- rzekł towarzysz.
-Nie wiem, ale powinniśmy poszukać jakiegoś bezpiecznego schronienia.- rzekł Shaimar.
Po tych słowach asasyni zaczęli szukać schronienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Był wieczór, a ja zmierzałem do miasteczka swoją ulubioną drogą na skróty - przez las nieopodal urwiska. Podczas gdy w myślach układałem listę zakupów, rozważając możliwość odwiedzenia ulubionej karczmy, poczułem smród. Po chwili usłyszałem ochrypły głos:
- Świeża krew...
Spojrzałem szybko w bok i ujrzałem wysoką postać w płaszczu. Po chwili zobaczyłem błysk i czarownik zniknął. Cholerni magowie, zawsze znikają, zanim mój nóż posmakuje ich wnętrzności... Doszedłem do miejsca w którym on zniknął. W niewielkim zagajniku było świeżo zgaszone ognisko i... zwłoki orka. Poczułem mdłości. Więc to on ś od niego dowiedzieli. Wiesz, jak jest z tymi magami. - powiedział Shaimar.
- Może więc ten przedmiot coś ci powie? - wyciągnąłem znaleziony kamień - należał do tego maga.
- O w mordę, Shaimar, to on! - krzytak śmierdział. Co prawda żywy ork również śmierdzi, ale nie miałem wątpliwości, że on jest martwy. Z jego rozszarpanego brzucha obficie wypływała krew, a ja dalej nie mogłem wytrzymać tego smrodu. Cofnąłem się, ale poczułem coś pod stopą. Na ziemi - mniej więcej w miejscu zniknięcia maga - leżał błyszczący przedmiot. Nie, to nie był pierścień. Podniosłem kamień. Zwykły, nieciekawy kamień, w którym było jakby wtopione coś błyszczącego. Schowałem błyskotkę, lecz i tak nie zamierzałem tu dłużej zostać.
Zacząłem schodzić w dół górki, a smród padliny się oddalał. Cholera, przez tego orka nie będę miał apetytu na ulubiony stek z goblina w karczmie U Heleny. Było już dosyć ciemno, więc przyspieszyłem kroku.
- Chodź, bliżej...
Ten sam ochrypły głos. Ten sam mag stał wprost przede mną, ale był tyłem do mnie. Zaczął wypowiadać jakieś zaklęcie. Przyspieszyłem kroku, lecz nadal byłem bezszelestny na miękkiej trawie. Kolejne słowa zaklęcia. Jestem coraz bliżej. Zaklęcie prawie rzucone, widać jakieś światełko. Wyjmuję nóż. Światełko coraz mocniejsze. SZLACH! przebiłem mu gardło nożem. Światełko zniknęło. Zakrwawiony mag pada, bezradnie próbując złapać oddech.
- Co jest, ku*wa?!?
Podniosłem wzrok. Ujrzałem dwóch mężczyzn wpatrujących się we mnie ze zdziwionymi minami. Zbliżyłem się do nich.
- Kim jesteś?
- Jestem Goris. Kim był ten mag?
- Mnie się pytasz? Gdyby nie ty, to by nas pewnie ukatrupił. Chociaż mogłeś go nie zabijać, a jedynie ogłuszyć. Może byśmy się od niego czegoś dowiedzieli.
- Może to ci coś powie? -wyciągnąłem znaleziony kamień - to chyba należało do niego.
- Cholera, to on! - powiedział Sander na widok kamienia
- On? Czyli kto?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 06.02.2007 o 10:28, Shadowtear napisał:

- Jestem za. Znikam dowiedzieć się czegoś o tych złodziejach. Przy okazji poszukam jakiegoś
wsparcia. Raczej sami nie pryśniemy z miasta, a jak znajdę trochę więcej czasu to się dowiem
jak odzyskać nasz sprzęt - powiedział Thax''vren, po czym nie czekając na jakiekolwiek słowo,
pobiegł w ciemności


Rob odprowadził Thax''vrena wzrokiem po czym spojrzał na Aldisa.
- Idziemy? – spytał.
- Idziemy – westchnął Aldis i odwróciwszy się zniknął miedzy budynkami.
Rob martwił się o niego – od jakiegoś czasu był jakby nieobecny, nie angażował się i był kompletnie zrezygnowany. Na szczęście życie Aldisa nie zależało teraz od niego. W końcu udało mu się zrzucić brzemię przywódcy – teraz mógł myśleć tylko o tym, jak odzyskać swoją broń. Dziwne, ale wydawało mu się, że wie, gdzie leży jego miecz. Czuł jak coś go ciągnie w kierunku koszar. Na szczęście zdrowy rozsądek mówił mu, że jest to samobójcza misja i nie zamierzał, przynajmniej na razie, robić wycieczki do koszar. Przechodził bocznymi uliczkami wypatrując, czy nie ma gdzieś w pobliżu strażników, gdy nagle zobaczył jakiegoś mieszkańca, czerpiącego wodę ze studni. W głowie zaświtała mu pewna myśl. Bezszelestnie zaszedł niczego nie spodziewającego się mężczyznę, po czym błyskawicznie skręcił mu kark. Kolejna jego ofiara, która zapewne nie zauważyła nawet swojej śmierci.
Kiedyś, kiedy był młodym zabójcą wyznaczył sobie kilka zasad, których postanowił nie łamać. Jedną z nich było właśnie unikanie niepotrzebnych zabójstw. Obiecał sobie, że nie będzie zabijał niewinnych ludzi, ale granica niewinności z czasem przesuwała się. Początkowo oszczędzał nawet strażników, później zabijał wszystkich żołnierzy i strażników, ale oszczędzał cywili. Teraz nie miał litości dla nikogo. Mimo to ciągle oszukiwał się w duchu, że ta śmierć była niezbędna – w końcu mógł go przecież wydać. Z tą myślą Rob przebrał się w ubrania mieszkańca, a właściciela wrzucił do studni. Wolał nie myśleć, co poczuje osoba, która zobaczy trupa w studni. Zresztą studnia była dość głęboka, więc zapewne wielu napije się wody, zanim ktoś spostrzeże, że coś w niej pływa. Może wywoła epidemię? Kolejne niepotrzebne zgony? Zresztą to już nie jego sprawa, miał teraz w głowie dokładny plan, jak odzyskać swój miecz. Swoje ubrania zwinął w tobołek i schował gdzieś pod jakąś beczką. Teraz czuł się bezpieczniejszy – strażnicy poszukiwali trzech skrytobójców, a nie niewinnego mieszkańca. Musiałby mieć wyjątkowego pech, aby trafić na jednego z żołnierzy, którzy go pojmali. Poza tym nóż, który miał za paskiem dodawał mu pewności siebie.
Nagle zobaczył jednego ze strażników – wydawał się doskonały do jego planu. Sądząc po zachowaniu inteligencją nie grzeszył – dłubał w nosie uśmiechając się głupkowato – a i zbyt sprytny też się nie wydawał.
- Ej, ty! – krzyknął Rob. Strażnik rozejrzał się wokoło przestraszony i nie zobaczywszy nikogo innego wskazał na siebie pytająco. – Tak ty! – powiedział zniecierpliwiony Rob – Choć, mam tu jednego ze zbiegów!
Strażnik wyciągnął miecz, przełknął nerwowo ślinę i podbiegł do skrytobójcy. Był wyraźnie spięty.
- Gdzie on je.. je.. jest? – spytał jąkając się.
- O tam – Rob wskazał palcem na sam koniec ciemnej, ślepej uliczki. – Leży za tymi beczkami.
Strażnik ruszył powoli przed siebie z wyciągniętym mieczem, w każdej chwili gotów do ataku. Rob upewniwszy się, że nikt ich nie widzi, podbiegł bezszelestnie do niespodziewającego się ataku z tyłu strażnika i uderzył go z całej siły w kark. Strażnik stracił przytomność. Rob zakończył jego żywot w taki sam sposób, jak poprzednia jego ofiara.
Był zadowolony. Z prawie straconej pozycji udało mu się jakoś wyjść na prostą. Właśnie dlatego najbardziej lubił pracować sam - wtedy wszystko się udawało. Czuł, że już niedługo odzyska broń...

[Sorry, że tak długo nie pisałem (ponad tydzień), ale ostatnio wolny czas jest u mnie towarem deficytowym. Teraz mam ferie, więc spróbuje nadrobić zaległości ;)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- On? Czyli kto?
- Taki jeden wampir...
- No to co? Teraz jest już martwy...
Potrząsnąłem głową.
- Shaimar proszę, wytłumacz mu...
Ja w tym czasie przeszedłem się po gospodzie. Niedawne dwa zamachy na moje życie, nieco mnie osłabiły. Kręciło się tu sporo ludzi - wszyscy przybyli tu aby sprawdzić co dzieje się z miastem. Pierwsza ekspedycja nie wróciła. Druga tak samo. Pewnie to świństwo ciągle siętam unosi...
Potrząsnąłem głową. Oprócz tego, że kolejna osoba próbowała nas zabić, nie wiemy w jakim ciele ten wampir przebywa. Znów jesteśmy zwierzyną łowną. Każdy dookoła może być tym wampirem. Mam tylko nadzieję, że według niego jestem martwy. Musimy odnaleźć pozostałych żyjących asasynów i razem stawić mu czoło.
Swoją drogą... Ta wampirzyca. Czy to ona mnie uratowała? Jeśli tak to dlaczego? Czy nie kłamała mówiąc, że to była tylko prośba? I miała wspaniałą figurę i...
Otrząsnąłem się. To Shaimar nalegał na tą gospodę. Dużo bardziej wolę być w lesie - trudniej Cię zauważyć, łatwiej zaatakować wroga.
A ten kamień... - wyciągnąłem go - po co wampirowi zwykły kamień? Kiedy przyłożyłem do niego ucho, usłyszałem ciche bzyczenie ale nic więcej. Dobra. Pora iść do pokoju i porządnie się przespać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Do ciemnego pokoju został wprowadzony więźień. Miał dość długie jak na mężczyczne włosy, sięgału mu do ramion. Strażnicy posadzili skutego więźnia na krześle, ten szarpnął się i poprwaił się wygodnie.
- Witaj Ezeriasz!- powitał więźnia "wypielengnowany'' straznik- Oj, widze, że zmairniałeś na więźiennym wikcie. Ale, nie martw sie to sie może zmienić...
Mężczyzna spojrzał się na straznika spojrzeniem, które mogło by roztopic lód. Już miał nadzieje, że więcej nie zobaczy tej krzywej mordy, a jednak "Biednemu, to zawsze wiatr w oczy" przypomniał sobie wzydachając. Korzystając jednak z okazji, że widzi już te szuje, postanowił mu obrzydzić życie. MOże choć troche poprawi sobie humor- pomyslał.
- Ahh, to ty Maksiu! Twoje psy, chyba nie zmnieniły Ci pieluchy, bo strasznie tu śmierdzi.- Teraz to mu dopiero dowale, pomyslał sobie z satysfakcją Ezeriasz, i ciągną dalej- Chociaż nie, zaraz, czekaj tak chyba smierdzi tchórz i zdrajca? Czyż nie?
Grymas gniewu wstąpił na twarz strażnika, ten jednak okazał się śwtnym aktorem i momentalnie zamienił go w szeroki uśmiech.
Nie da mi nawet troche satysfakcji gnida! Uderz mnie mendo! Niech twoje psy wiedzą, że mówie prawde!!!- pomyślał Ezeriasz
- A ty Ezi, jak zabawny jak za dawnych lat. Zawsze miał talen to historyjek- Powiedział zwracając się do strażników, którzy pokornie pokiwali głowami.- Dobra ezeriasz. Jak pewnie wiesz, ostatnio z miasta nawiało nam kilka osób. I tutaj pada moja propozyja, znjadziesz ich i doprowadzisz ich do mnie, muszą być jednak żywi!- w oczah Maxa zagościły ogniki nienawiści! Za to uśmiech zagościł na twarzy Ezeriasza
- A co oni Ci zrobili? Nasrali ci na płaszczyk? Pozatym prędzej padne trupem niż coś dla Ciebie zrobie.]
Max zmeł w ustach przekleństwo, i powiedział powoli cedząc słowa - Trupem padniesz i tak, a sądze, że mam coś co skłoni cię do mojej propozycji...
- więźeiń przerwał mu gwałtownie- A co to takiego? Święty gral?
Na twarz strażnika, ponownie wstąpił uśmiech - Nieee, to coś lepszego. - wydarł się nagle - WPROWADZIĆ!!!
Do pokoju weszło dwóch strażników, prowadzą jednak ze sobą kobiete, nie , nie kobiete to dziewczynka jeszcze dziecko. Choć nabierała już kobiecych kształtów.
Ezeriasz poznał ją odrazu
- TY KU**WO! Jeżeli któryś z was ją tknął, to zabije! Będziecie zdychać boleśnie, i powoli!
Max spojrzał się na Ezeriasza. Wiedział, że już wygrał.
- Nie strasz, nie strasz. Groźbami nic nie ździałasz. A swoją drogą, ślicznotka z tej twojej siostry, chłopaki mówili, że nieźle się uwija..- Nie dokończył zdania, ezeriasz poderwał się z miejsca, splunął mu w twarz, wskoczył na stuł i rzucił się na Strażnika. Nie zdążył jednak zadać ciosu, przy swoim gardle poczuł zimną stal.
- No to jak? Złapiesz ich dla mnie? No chyba, że ci na siostrze nie zależy...
Ezeriasz spojrzał się na swoją siostre, i powiedział - Nie martw się Evina, wydostane ciię stąd. Potem z gniewem spojrzał się na Maxa, który siedział nie wzruszony za biórkiem i stukał palcami o blat. - Dobrze, ty gdnido. Zrobie to, powiedz tylko kim są
Max popatrzył się na Ezeriasza, na jego twarz wpęzł fałszywy uśmiech. - Oj, znasz ich. A na pewno jednego nie jakiego Zaorisha. Przyjaciel z akademi pamiętasz?
Więźień poatrzył się na Maxa jeszcze bardziej nienawistnym spojrzeniem. Jeżeli to wogóle możliwe. Miał złapać przyjaciela? Pamiętał go doskonale, byli sobie równi w walce, najlepsi.
- Mam złapać Zaorisha, i jeszcze jakieś dwie cioty? Dobrze. Powiem ci tylko jedno, Ciebie zabił bym gołymi rękami i zrobie to, gdy tylko nadaży się okazja. Pamiętaj jeszcze jedno, jeżeli choć tkniesz moją siostre, to będziesz zdychał długo, długo i w takim bólu, że będziesz chciał umrzeć, jednak nie będzie Ci to dane.
Max rzucił krutko - Straże wyprowadzić go, oddać mu jego sprzęt dać konia!
Na tym zakończyli rozmowe. Ezeriasz wyszedł z izby. Opuścili ją też strażnicy została tylko Evina. Spojrzała ona na Maxa. Odchyliła głowe do tyłu, wokół niej rozprominiała poświata. Zamieniła się ona w rudowłosą piękność. Z żywiołem w oczach, o pełnych czerwoncyh ustach, pięknych piersiach i biodrach. Podeszłą do Maxa , uklękneła i rozpieła mu spodnie.
- Świetnie się spisałaś Maka...
Potem już nic nie mówił, oboje jęczeli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jęknąłem kiedy się obudziłem. No tak. W ciągu ostatnich kilku dni, parę razy o mało nie umarłem. Powoli dochodziłem do siebie. Wykonałem parę ruchów rękoma. Na początku nieco bolało, ale potem przeszło. Powoli na wpół zszedłem, a na wpół stoczyłem się ze schodów. Przeszukałem wszystkie kieszenie. Nagle przypomniało mi się o czymś...
Moja część skarbu została u wamp... Troke.
To oznacza, że nie mam przy sobie nawet kilku monet... Łupnąłem pięścią w poręcz i zacząłem powoli podpełzać do góry... Natknąłem się na schodzącego Shaimara.
- Masz jeszcze parę monet?
- Jeszcze?
- No przecież musiałeś czymś zapłacić za nocleg...
- Myślałem, że zachowałeś swoją działkę... Mnie obrabowali orkowie. Trudno było utrzymać wielką szkatułkę kiedy nieśli mnie na kiju...
Spojrzeliśmy w dół schodów. Gospodarz obsługiwał paru gości...
- Myślisz, że dalibyśmy radę uciec?
- Najbliższa gospoda jest kilkadziesiąt kilometrów stąd... A w tych stronach niewiele jagódek i jabłek rośnie...
- Więc co robimy?
- Nadal bieżemy na kredyt. Potem najwyżej go zabijemy.
- A ten koleś który nas wczoraj uratował?
- On? Nie wyglądał na takiego co ma kasę...
Potrząsneliśmy głowami. Powoli weszliśmy po schodach, a potem do pokojów. Podeszłem do ściany i zacząłem walić w nią głową.
Znów! Znów będziemy musieli zabić jakiegoś niewinnego człowieczka. I zaczną nas ścigać i... Szkoda gadać.
Nie musisz gadać... - i mentalny odpowidnik parsknięcia.
Odwróciłem się, wyciągając jednocześnie sztylet i przygotowując mini-kuszę do strzału. Okazało się, że stała za mną... Troke.
Ty???
Jak widać...
Po czyjej ty jesteś stronie?
Nie domyślasz się jeszcze?
- uśmiechnęła się do mnie.
Uśmiech ten był tak ujmujący, taki delikatny...
Nie. Nie wolno mi się poddawać emocjom.
Nie wiem po czyjej jesteś stronie, ale chcę się dowiedzieć.
Parsknęła.
Czygdybym chciała Cię zabić, uratowałabym cię dwukrotnie? Czy pozwoliłabym Ci uciec? Czy przynosłabym Ci... To?
Wyciągnęła spory kuferek. W środku były moje pieniądze, książki, zestaw alchemiczny... I coś jeszcze.
Nie zapomnij... Nie zapomnij...
Ostra nuta i intensywna nieobecność nikogo oprócz mnie.
Zaczekaj! Proszę!
Ale było już za późno. Przez chwilę siedziałem i rozmyślałem. Potem udałem się do Shaimara i Gorisa aby zrelacjonować im wydarzenia. Oczywiście pominąłem to, co działo się wewnątrz mnie i ten niewielki przedmiot...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rob szybko przebrał się w strój strażnika. Chociaż zabójca był trochę wyższy od swojej ofiary strój leżał na nim jak ulał. Najwyraźniej wcisnęli strażnikowi pierwszą lepszą zbroję, jaką znaleźli.
Przez chwile zastanawiał się, gdzie schować jego ciało, jednak po krótkim namyśle postanowił zostawić je za beczkami, za którymi rzekomo leżał uciekinier. Paradoksalnie strażnik dotarł tam, gdzie chciał dotrzeć. Swój dawny strój zwinął w tobołek i wziął ze sobą. Nigdy nie wiadomo, może jeszcze się przydać. Podszedł do studni – to nie była ta w której pływała poprzednia jego ofiara, ale dla pewności sprawdził, czy nic tam nie ma. Zaczerpnął wody, napił się i umył sobie twarz. Zobaczył swoje odbicie w tafli wody. Ciemne jak smoła oczy wpatrywały się w niego, sine usta wykrzywione były w drwiący uśmiech, a blada jak ściana twarz wskazywała, że albo jest chory, albo martwy. Kilka lat temu przeraziłby go taki widok, a teraz sam tak wygląda... Niezbadane są wyroki bogów – pomyślał. Domyślał się co było powodem tych zmian, które zaszły w nim w ciągu ostatnich lat, ale z uporem odpychał od siebie tą myśl. Wiedział, że to, co go teraz przyciąga jest złe, ale nie był w stanie z tego zrezygnować. To było zbyt kuszące...
Otrząsnął się z tych myśli. Miał przed sobą zadanie, które musiał bezwzględnie wykonać. Najpierw poszedł w miejsce, gdzie zostawił swój strój skrytobójcy. Upewniwszy się, że nikt go nie widzi sięgnął do beczki – wszystko było w porządku, strój był na miejscu. Wkrótce dołączył do niego strój obywatela. Teraz Rob skierował swe kroki prosto do koszar. Przechodząc obok studni mimowolnie zajrzał do środka. Wiedział, że nic nie zobaczy, ale nie mógł oprzeć się pokusie. Najwyraźniej nikt jeszcze nie zauważył, że w studni jest "wkładka". Coś za dobrze szło. Czy był to swego rodzaju rewanż, za wszystkie poprzednie niepowodzenia? A może to dlatego, że pracował sam? Kolejne niepotrzebne myśli. Trzeba się skupić na zadaniu – pomyślał. W stroju strażnika był względnie bezpieczny, więc bez problemu mógł przechadzać się głównymi ulicami. Tak mu się przynajmniej zdawało. Żądne krwi spojrzenia mieszkańców szybko wyprowadziły go z błędu – znajdował się w biednej dzielnicy i strażnicy nie byli tu mile widziani. Przed śmiercią chronili go teraz tylko strażnicy, którzy poszukując zbiegów przetrząsali każdy dom. Kolejny paradoks – gdyby jeszcze godzinę temu ktoś mu powiedział, że ucieszy go widok dużej liczby strażników, wyśmiałby go. Postanowił jak najszybciej opuścić tą dzielnicę. Po kilkunastu minutach miał przed sobą koszary. Rob rzadko się bał, ale perspektywa przebywania w otoczeniu kilku setek strażników, którym wystarczy jedno słowo, aby go zabić, napawała go lekkim niepokojem. Nawet miecz strażnika, który miał przy pasie nie dodawał mu pewności siebie. Wiedział, że wszystko zależy teraz od szczęścia. Czy wystarczy go na tą misję? Może już wykorzystał dzisiaj swój limit? Poczuł, że wygodna do tej pory zbroja zaczyna go uwierać. Jak oni mogą w tym chodzić? – pomyślał. Przez chwilę stał przed bramą zastanawiając się, co zrobić. Zdawało mu się, że wiedział, gdzie znajduje się jego miecz. Ale czy zdawało mu się dobrze? I jak dotrzeć do tego miejsca nie wzbudzając podejrzeń? Wreszcie postanowił zwyczajnie wejść prze bramę. Wziął głęboki oddech i ruszył...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po zakończeniu mojego opowiadania, wszyscy siedzieliśmy w milczeniu. W końcu odezwał się Goris.
- Wy naprawdę dziwni jesteście...
Ale go nie słuchaliśmy. Shaimar wpatrywał się w ścianę, ja patrzyłem to na jednego, to na drugiego. Nie wiem ile jeszcze czasu byśmy zmarnowali, gdyby nie krzyk.
- Wracają! Wracają!!!
Shaimar wyjrzał przez okno. Faktycznie - wracali ludzie z miasta. Wracali powolnym, ociężałym krokiem... Shaimar zaklął.
- Co się stało?
- Wiesz... Ptrafię wyczuć życie, a w... nich, jest go jak na lekarstwo.
- Zombie?
- Chyba tak...
W tym czasie ludzie na dole też spostrzegli, że coś jest nie w porządku. Zrobili to dopiero wtedy, kiedy nadchodzący rozszarpali chłopca który wybiegł na spotkanie tacie... Dochodziły nas krzeki i wrzaski. Zbliżali siędo drzwi...
Kilkiu odważniejszych chwyciło za miecze. Część uciekła. Drzwi zaczęły trzeszczeć i wyginać się pod wpływem nacierających ciał...
No i stało się. Trzask pękającego drewna był bardzo wyraźny. Od razu poszybowały w tamtą stronę dwa noże i ampułka wody święconej. Później ja uderzyłem Pirokinezą, a Shaimar... Uderzeniem. Goris słał w zombiaki jeden nóż za drugim. Jednak coraz więcej ludzi padało na podłogę. W końcu zostało już tylko kilku.
- Na górę! Wycofujcie sięna górę!
- A ty?
- Ja... ja spróbuję coś zrobić.
Goris spojrzał na mnie i pokręcił głową, jednak wraz z kilkoma ludźmi wycofał się na górę. Ja stałem na schodach. Zombie zbliżały się ze wszystkich stron...
Przypomniałem sobie moment, w którym słyszałem wszechogarniającą muzykę. Odżyła w mojej pamięci. Wszystko było dźwiękiem... Nawet płomień w palenisku.
Nabrałem tchu... I zorientowałem sięjak głupim pomysłem jest pozostawianie ciszy w Dźwięku. Pojawiło sięabsolutne nic... Wszystko implodowało.
Wiele zombie zostało zgniecionych. Wraz z nimi zniknął kawał ściany. Budynek zaczął się przechylać, a zombie nadchodzili...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[SORRY, ZE NIE PISAłEM OPOWIADANIA DLUZEJ NIZ TYDZIEN ALE NIE MIALEM DOSTEPU DO KOMPA. NAJWCZESNIEJ NAPISZE W PONIEDZIALEK ALBO WTOREK (MOZE ZDAZE WCZESNIEJ)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

O świcie dotarli pod mury Verlock. Mieli szczęście. W krótkim czasie strażnicy otworzyli bramę. Gdy chcieli przejść zatrzymał ich tłusty strażnik. Zmierzył ich podejrzliwym spojrzeniem.
-A dokąd się panowie wybieracie?-zapytał.
-Przyszliśmy zrobić zakupy w mieście.- odpowiedział Matizk i dyskretnie podał strażnikowi woreczek złotych monet. Ten zważył go w dłoni.
-rozumiem...w takim razie nie zatrzymuje panów- uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem i przepuścił ich.
Już chcieli przechodzić, ale nagle Zaorish się potknął i przewrócił na obdarowanego strażnika.
-Patrz gdzie leziesz.-warknął strażnik.
-Przepraszam-powiedział Zaorish- nie wiem co się dziś ze mną dzieje.
Zaorish wstał i pomógł mu otrzepać się z kurzu, po czym dołączył do reszty zabójców. Gdy odeszli już kawałek od bramy i znaleźli się poza zasięgiem strażnika, Zaorish wyjął zza pazuchy mieszek ze złotem.
-Twoje złoto-podał mieszek Matizkowi z uśmiechem.
-Dzięki- odpowiedział Matizk i zabójcy zaczęli się śmiać.
W końcu dotarli do miasta. Nareszcie jakieś miejsce, gdzie nikt nie chce ich zabić. A przynajmniej nie wszyscy.
Szli przez ulicę, mijali różne sklepy i stragany. Oglądali wspaniałe świątynie poświęcone różnym bogom, domy możnych mieszkańców i inne cuda architektury miasta Verlock. W końcu jednak zaprzestali oglądania miasta. Trzeba było znaleźć sobie jakieś zajęcie. Co prawda mieli dość pieniędzy żeby, mimo dużych cen panujących w Verlock, przeżyć jeszcze dobre dwa tygodnie, ale nie starczyło to na kupienie dobrego sprzętu. Niestety ściemniało się już, a oni byli zmęczeni. Postanowili zatrzymać się w najbliższej karczmie, a zleceń poszukać następnego dnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 19.02.2007 o 13:44, WIelbiciel DSII napisał:

wydaje mi sie ze powoli temat wygasa

[A czyja to wina? Tych którzy się nie dopisują. Piszcie, to nic nie wygaśnie :)
Ja nie piszę, bo głupio mi prowadzić całą drużynę samemu.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 19.02.2007 o 13:45, Tajemnic napisał:

> wydaje mi sie ze powoli temat wygasa
[A czyja to wina? Tych którzy się nie dopisują. Piszcie, to nic nie wygaśnie :)
Ja nie piszę, bo głupio mi prowadzić całą drużynę samemu.]


Sorry za nastepny of-top

nie pisze dlatego bo nie mam żadnego pomysłu na zadanie i czekam aż ktoś je wymyśli:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[A mi głupio prowadzić drużynę w dwójkę, bo tak czy inaczej trzeba czekać... Zrób coś z tym, bo to nie ma sensu. Napisz jakiegoś posta fabularnego i połącz te drużyny...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 19.02.2007 o 13:52, Immortal 1 napisał:

[A mi głupio prowadzić drużynę w dwójkę, bo tak czy inaczej trzeba czekać... Zrób coś z tym,
bo to nie ma sensu. Napisz jakiegoś posta fabularnego i połącz te drużyny...]

[posta fabularnego mógłbym napisać, ale trochę trudno będzie wszystko zorganizować w tym lekkim chaosie...
Po pierwsze jest nas trzech - ty, ja, Goris (Graszczur)
Po drugie Rob jest (chyba :)) sam.
Po trzecie Drużyna składająca się z trzech osób wchodzi do miasta.
Po czwarte osoby o których wcześniej była mowa ma zabić Elrik (Ezeriasz)
Tak to (chyba :)) wygląda. Nie możemy od razu znaleźć się w mieście więc trzeba opisać drogę do niego. Zajmiesz się tym?
WIelbiciel DSII - mógłbyś na przykład opisać wasze spotkanie... (wy + Elrik)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować