Zaloguj się, aby obserwować  
Tajemnic

Asasyni (fantasy) - forumowa gra RPG

424 postów w tym temacie

Dnia 19.02.2007 o 14:02, Tajemnic napisał:

Po pierwsze jest nas trzech - ty, ja, Goris (Graszczur)
Po drugie Rob jest (chyba :)) sam.
Po trzecie Drużyna składająca się z trzech osób wchodzi do miasta.
Po czwarte osoby o których wcześniej była mowa ma zabić Elrik (Ezeriasz)
Tak to (chyba :)) wygląda. Nie możemy od razu znaleźć się w mieście więc trzeba opisać drogę
do niego. Zajmiesz się tym?
WIelbiciel DSII - mógłbyś na przykład opisać wasze spotkanie... (wy + Elrik)]


A Ja? jeśli nie jestem klasyfikowany to tworzę nową gre forumową, mam już pomysł i prawie wszystko:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 19.02.2007 o 14:07, patrYX93 napisał:

A Ja? jeśli nie jestem klasyfikowany to tworzę nową gre forumową, mam już pomysł i prawie wszystko:)

Wiedziałem, że kogoś przeoczyłem :) Oczywiście, że grasz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 19.02.2007 o 14:11, Tajemnic napisał:


> A Ja? jeśli nie jestem klasyfikowany to tworzę nową gre forumową, mam już pomysł i prawie
wszystko:)
Wiedziałem, że kogoś przeoczyłem :) Oczywiście, że grasz.

To ok jednak jestem za połączeniem teamów. I to jak najszybciej!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Shaimar chwycił za swoje szpony i zaczął miotać śmiercionośne ciosy w zombie, za razem używając dosyć często uderzenie telekinetyczne, co skutecznie odrzucało hordę nieumarłych. Goris stosował swój ulubiony styl walki - z ukrycia. Schował się w przyciemnionym rogu i miotał w armię ciemności niezawodnymi jak dotąd nożami do rzucania. Jeden po drugim bezwładnie padał na ziemię, blokując tylko przejście. Sander zaś powziął się za mordowanie tych bezmyślnych istot sztyletem, którego zawsze miał pod ręką. Wykonywał efektywne ciosy, używając także pirokinezy, która dość nieźle podpalała zombie. Po kilku dłuższych chwilach wszystkie bestie leżały na podłodze martwe. Drużyna odetchnęła z ulgą. Zmęczeni długim pojedynkiem zamierzali wyskoczyć przez okno, lecz wampir dostrzegł przez nie nową falę nadciągających, bezlitosnych nieumarłych. Asasyni pochwycili z powrotem za broń, ale bezmózgie istoty nie nadciągały. Drużyna zajęła ponownie pozycje bojowe, oczekując na potwory, lecz te nadal nie nadchodziły. Shaimar spojrzał ponownie przez okno. Zombie czekały na nich przed drzwiami.
-One na nas czekają. Może im uciekniemy? Ja nie mam zamiaru zetrzeć się drugi raz z nową hordą mięsa armatniego.- rzekł wampir rozglądając się za wyjściem, którego by nie pilnowały zombie.
-Ja się nieźle namęczyłem w tej walce. Nie wiem też czy mamy szanse, bo nowe fale mogą raz po raz nacierać, aż w końcu nas zabiją. Zdecydowanie wybieram ucieczkę w tej sytuacji.- powiedział Sander.
-Popieram pomysł.- rzekł krótko Goris i wszyscy zaczęli się rozglądać za bezpiecznym wyjściem.
-Popatrzcie przez te okno - nikt go nie pilnuje.- powiedział wampir wskazując sporych rozmiarów okno, przy którym właśnie stał.
Towarzysze podbiegli do okna i spojrzeli.
-Rzeczywiście nikogo nie ma.- rzekł Sander otwierając delikatnie okno, by nie wywołać zbytniego hałasu.
-A więc opracujmy plan ucieczki. Proponuję zeskoczyć z dachu i podążyć tą ciemną ulicą, prosto do południowego wyjścia z miasta.- powiedział Shaimar.
-A jak pod bramą będzie kolejna horda nieumarłych?- zapytał Goris.
-O to się nie bój. Gdy podążałem do miasta zauważyłem dziurę w murze. Uciekniemy przez nią, a potem kawałek przez las, aż dojdziemy do jakiejś drogi.- rzekł Sander.
-Moglibyśmy uciec do Verlock, to całkiem niedaleko stąd, ot szybkim krokiem dwie godziny drogi.- zaproponował Goris.
-Verlock...W sumie to moglibyśmy w tamte strony ruszyć. Całkiem niedawno odezwał się do mnie telepatycznie Zaorish i coś wspominał o Verlock. Zapewne teraz tam przebywają, więc ruszajmy czym prędzej, szkoda czasu.- powiedział półszeptem wampir.
Po krótkiej chwili asasyni zeskoczyli z dachu i podążali ciemną uliczką w stronę pękniętego muru. Spojrzeli w stronę budynku. Po krótkiej chwili zawalił się prosto na bezmózgich zombie.Biegli po kamiennej ścieżce tuż przy ścianie opuszczonego budynku.
-Teraz uważajcie. W oddali widać kilku zombie i armię szkieletów, więc skręćmy w lewo pośród tych chat.- mruknął cicho Sander do swoich towarzyszy broni.
Skręcili w boczną uliczkę, potem jeszcze raz i ujrzeli kilkanaście metrów dalej słabo oświetlony mur z dość znaczną dziurą, bynajmniej na tyle dużą, by mogli się przez nią przecisnąć. Drużyna przyśpieszyła kroku i szybko przedostała się na drugą stronę przez mur. Nieumarłych nie było, za to przed nimi był las.
-Udało się.- rzekł uradowany Goris.
Asasyni ruszyli żwawym krokiem w stronę zarośli i drzew. Pomiędzy drzewa nie przechodził żaden promień słońca, co znacznie ułatwiło im drogę, gdyż mogli przemknąć niepostrzeżenie, nie wszczynając żadnych walk z nieprzyjaciółmi. Po chwili nie byli już wśród liściastych borów. Przebywali teraz wśród mrocznych kniej, gdzie panowała prawie całkowita ciemność.
-No to świetnie, ciemno tu jakby była już noc.- powiedział Goris.
-Nie narzekaj, przecież mamy dobry wzrok, nie powinniśmy mieć większych trudności w podróżowaniu przez knieję w tym mroku, gdyż mało osób się tu zapuszcza z powodu ciemności - tym lepiej dla nas.- rzekł Sander.
-Poczekajcie chwilę, spróbuję skontaktować się telepatycznie z Robem.- rzekł wampir.
Po kilku minutach Goris zapytał:
-Udało Ci się skontaktować z tym Robem i dowiedzieć się czegokolwiek?
-Niestety nie, coś zakłóca moje myśli, może to ten mrok...- powiedział Shaimar.
-Nic to, ruszajmy dalej. Porozmawiamy z nimi jak już dotrzemy do Verlock.- rzekł Sander.
-Zgadzam się z Tobą, najważniejsze, abyśmy wreszcie dotarli do miasta.- powiedział Goris i drużyna z powrotem ruszyła przez mroczne gęstwiny lasu.
W oddali słuchać było złowrogie pogrzmiewanie kruków, jakby coś zwiastowały. Asasyni przyśpieszyli kroku. Po dłuższej chwili wędrówki w mroku przedarli się przez mroczne knieje i ujrzeli ponownie światło dzienne. Ruszyli w stronę szumu rzeki. Gdy wyszli z lasu zobaczyli niewielki potok. Postanowili napić się, gdyż byli spragnieni. Potem stąpali dość szybkim krokiem tuż przy brzegu rzeki. Nieopodal stąd widniał sporej wielkości kamienny most, z drogowskazem na którym było napisane "1 mila drogi do Verlock".Ów drogowskaz wskazywał krętą drogę za mostem, wiodącą przez wzgórza i wzniesienia.
-A więc już niedaleko.- rzekł z ulgą Shaimar.
Asasyni przebiegli przez most i po kilkunastu minutach biegu po krętej drodze widzieli Verlock w odległości kilkunastu metrów...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Ech, i moje mocne postanowienie pisania regularnie ch** strzelił. :/ Ostatnio miałem poważną awarię komputera i byłem odcięty od internetu, przez co nie mogłem nic napisać. Ale teraz wszystko jest już względnie dobrze, więc spróbuję nadrobić zaległości.

Dnia 19.02.2007 o 14:02, Tajemnic napisał:

Po drugie Rob jest (chyba :)) sam.


Nie jestem sam. Najpóźniej jutro powinienem dołączyć do Shadowteara. Jeśli chodzi o Elrika, to za kilka dni możemy razem spotkać się w okolicach dawnej kryjówki skrytobójców (wydaje się logiczne że Ezeriasz właśnie tam powinien szukać swojej ofiary). Później w trójkę możemy dołączyć do II grupy.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Drugi raz uznany za trupa bez przekroczenia czasu? Świetnie... Musze coś napisać, chce sie trzymać zasady min. 1 post per tydzień]

Częściowo przecknowszy się Thax''vren był zdezorientowany. Pamięta tylko, że spadł do wody. Czuł jednak, że jakimś cudem nie jest w wodzie. Otworzywszy oczy widział tylko szczelinę światła nad sobą. Próbował wstać, lecz ból nogi uniemożliwiał mu to. Była złamana. Znów stracił przytomność...

Kolejne ocknięcie. Kolejne otwarcie oczu. Intuicja mu mówiła, aby wyszukać ręką trochę wody. Znalezioną wodą opłukał sobie twarz. Wciąż leżał. Już trochę lepiej widzi, zaczyna powoli rozróżniać poszczególne kontury, lecz wciąż nie widzi zbyt wyrażniej. Nieświadomy tak silnej przyczyny bólu próbuje wstać. Słysząc trzesk swojej nogi znów traci przytomność.

Następne ocknięcie. Thax''vren czuje pragnienie. Próbuje się napić w ten sam sposób, co opłukał twarz. Może i woda nadawała się do płukania, ale nie do picia. Nie wie co ma zrobi. Zaczyna krzyczeć:
- Pomocy! Ratunku! Pomocy!
Krzyczy co jakiś czas, to z dłuższymi przerwami, to z krótszymi, aż do kolej utraty przytomności. Tym razem z wycieńczenia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Okazało się, że Rob niepotrzebnie się denerwował – strażnicy nawet nie zwrócili na niego uwagi. Jeden całkowicie pochłonięty był dłubaniem sobie paznokciem w zębach, a drugi nie widział nic poza tyłkiem kobiety, która właśnie robiła pranie w okolicy. Pewnie nie zwróciliby na niego uwagi nawet, gdyby miał na sobie strój skrytobójcy i wielką tabliczkę z napisem "POSZUKIWANY". Dobry znak – pomyślał. Mylił się. Już wkrótce serce zabiło mu mocniej – zobaczył jak dwóch strażników ciągnie za ręce jego kompana – Aldisa. Cztery strzały wystające mu z pleców wskazywały, że już nie żyje. Plecy... – pomyślał – Zabili go strzałami w plecy... Nie mieli nawet tyle honoru, aby spojrzeć mu w twarz, gdy go zabijali... Starał się nie myśleć o ofiarach, które on sam zabił. Ile osób zginęło z jego ręki nawet nie widząc jego twarzy? To nie to samo. Ja nie strzelałem z łuku... – próbował sam się usprawiedliwić. Z czwórki, która wyruszyła z nim na misję przeżył tylko on – potwierdzenie tezy, że jest fatalnym przywódcą. Ciekawe gdzie teraz podziewa się Thax''vren? Może podzielił los Aldisa? Ale nie to teraz było ważne. Znajdował się w miejscu, które jak najszybciej chciał opuścić. Mimo, iż był tu po raz pierwszy doskonale wiedział, gdzie zmierza. Niewysoka wieża była jego celem. Strażnik który pilnował wejścia nie wyglądał na takiego, którego łatwo oszukać.
- Czego szukasz? – spytał, gdy Rob stanął przed nim.
- Potrzebuję broni...
- Źle trafiłeś! Ja nie rozdaję broni na życzenie! – pewność siebie była jedną z cech strażnika.
- Ale ja potrzebuję specjalnej broni. Dzisiaj trafiła tu specjalna dostawa...
- Skąd wiesz? To tajemnica! – strażnik wyglądał na zdziwionego, ale pewność siebie nie zniknęła.
- Po prostu wiem. Mogę wejść?
- Kto cię przysłał?
- To też tajemnica...
- W takim razie nie mogę cię wpuścić.
- Trudno, twoja sprawa, ale na twoim miejscu wolałbym się nie spotkać z tym, który mnie przysłał. Nie lubi, gdy ktoś utrudnia mu życie. Do zobaczenia... jeśli będziesz miał szczęście – odpowiedział Rob uśmiechając się i odwrócił się na pięcie. Uśmiech na twarzy to tylko pozory – w duchu modlił się, aby strażnik uwierzył w jego blef. Nie zdążył zrobić kroku, gdy strażnik odezwał się:
- Zaczekaj... – pewność siebie prysła jak bańka mydlana. Najwyraźniej strażnik kupił całą bajeczkę. – Skoro tak mówisz, to wchodź.
Rob starał się, aby westchnienie ulgi nie było zbyt widoczne. Pewny swego podszedł do drzwi nacisnął klamkę... ale napotkał opór.
- Zamknięte – powiedział z wyrzutem do strażnika.
- Oczywiście – strażnik popatrzył na Roba jak na idiotę. – Powinieneś mieć klucz... Nie masz? – na twarzy strażnika pojawiły się wątpliwości.
- Nie mam, bo ty go masz! – odpowiedział przez zęby Rob. – Ty chyba naprawdę chcesz mieć przej***ne!
Strażnik nerwowo oblizał wargi. W jego głowie toczyła się istna walka. Ale w końcu troska o swój tyłek okazała się silniejsza niż wcześniejsze rozkazy, aby nikogo nie wpuszczać. Ociągając się i z wyraźną niechęcią otworzył drzwi. Rob wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Kiedy wzrok przyzwyczaił się do ciemności zobaczył przed sobą 5 kufrów. W którym był jego miecz – nie wiedział. Czuł, że miecz jest blisko, ale nie widział gdzie dokładnie leży. Nagle usłyszał głos w głowie: Drugi z lewej... Rob szybko wyciągnął miecz i zaczął się rozglądać wypatrując przeciwnika, ale nikogo nie zobaczył. Dopiero później zorientował się, że głos dochodził z jego głowy i autor mógł znajdować się daleko stąd. Kim jesteś? – spytał, ale odpowiedziała mu tylko cisza. Trochę się uspokoił, ale miecz trzymał w pogotowiu. Teraz zajął się kuframi – szybkie badanie warstwy kurzu na każdym z nich wykazało, że głos mówił prawdę – drugi kufer od lewej był niedawno otwierany. Teraz pozostał tylko jeden problem – wielka żelazna kłódka, która skutecznie zniechęcała do przywłaszczenia sobie zawartości. Rob potrafił otwierać zamki, ale ten wyglądał na dość skomplikowany, poza tym, gdyby ktoś go zobaczył, jak otwiera wytrychem kufer nie miałby żadnych wątpliwości, że cos jest nie tak. Tym razem postawił na rozwiązanie siłowe – wziął halabardę, która stała w rogu i z całej siły uderzył w kłódkę, która rozpadła się na małe kawałeczki wydając przy tym hałas, który zapewne sprowadzi tu całe koszary. Rob pożałował, że jednak nie użył wytrycha. Już po kilku sekundach głowa strażnika pojawiła się w drzwiach:
- Co się stało?
- Eee... Tu są szczury! Wielkie jak twoja głowa! O tu leży jeden – Rob wskazał na miejsce za jednym z kufrów.
Strażnik zaciekawiony podszedł bliżej do kufra – to był największy i zarazem ostatni błąd w jego życiu. Rob jednym ciosem potężną halabardą przeciął strażnika na pół. Szybko zamknął drzwi i wrócił do kufra, który przed chwilą "otworzył". Uśmiechnął się gdy zobaczył zawartość. Nigdy by nie pomyślał, że widok kawałka stali tak go ucieszy. Kiedy wziął swój miecz do ręki poczuł przyjemne mrowienie i... moc. Poczuł siłę, której ostatnio tak mu brakowało. Zdawało się, że teraz może sam, w pojedynkę pokonać całe koszary. Na szczęście resztki zdrowego rozsądku szybko go do tego zniechęciły. W kufrze znalazł również broń Aldisa i Thax''vrena. Aldisowi już raczej się nie przyda, ale Thax''vren może wciąż żyć i jako elf raczej nie przebierze się za strażnika. Rob zabrał płaszcz martwemu strażnikowi i po kolei zaczął układać na nim broń swojego towarzysza, a następnie swoją, której było niewiele – oprócz miecza znalazł tylko 2 noże do rzucania. Najwyraźniej strażnikom nie chciało się ich wyjmować z poległych. Rob znalazł również kulę, którą podarował mu Vadis. Nigdy nie wiadomo – może jeszcze się przydać – pomyślał i schował ją do kieszeni. Na płaszczu wylądował jeszcze mieszek ze złotem i kilka drobiazgów. Rob wszystko razem zwinął i z takim tobołkiem wyszedł z wieży. Wychodząc zamknął drzwi na klucz, który zabrał martwemu strażnikowi. Nie zdążył zrobić kilku kroków, gdy jeden ze strażników zapytał go:
- Ej, a gdzie Jack?
- Eee... Wiesz, ma pilną potrzebę ze swoim organizmem... Dawno nie miał kobiety... Prosił, żeby nie przeszkadzać.
Strażnik uśmiechem dał do zrozumienia, że przyjął wiadomość. Teraz już tylko kilkaset metrów dzieliło Roba od wyjścia z koszar. Starał się nie iść zbyt szybko aby nie wzbudzać podejrzeń, ale miał ochotę biec. Kiedy wyszedł przez bramę poczuł, jak ogromny ciężar, który dźwigał od chwili, gdy wszedł do koszar znika bezpowrotnie. Jeszcze kilkadziesiąt metrów szedł powoli, ale w końcu zaczął biec. Sam nie wierzył, że mu się udało. Teraz tylko jak najdalej od tych koszar...

[Wow, ale się tego zrobiło. :)
Shadowtear==> Napiszę jeszcze jednego posta i spotkanie]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Tymczasem daleko, baardzo daleko od Verlock, w krainie Cieni, w sali tronowej pewnego tajemniczego człowieka [bądź nie], którego twarzy nikt nie zna, lecz armia sługusów jest mu lojalna; króla nieumarłych, który powziął sobie za zadanie zgładzić wszystkich asasynów, stąpających jeszcze po ziemi...
-A więc przynosisz wieści, że nie udało Ci się zamordować tej trójki asasynów?- zapytał tajemniczy człowiek w kapturze, zaś jego twarz osłaniał całun ciemności.
-Ale to nie tak jak myślisz...- rzekł wampir.
-JAK TO NIE TAK JAK MYŚLĘ?! Myślisz, że tak łatwo mnie oszukać? Zawiodłeś mnie, zawiodłeś. Chyba będę musiał przydzielić ten mord komuś innemu, widocznie jesteś za słaby...- powiedziała tajemnicza istota.
-Nie...Mistrzu! Daj mi ostatnią szansę, pamiętaj także, że oni należeli do najlepszych asasynów!- krzyknął wampir.
-Przecież już Ci dałem jedną szansę i co? I jak zwykle mnie zawiodłeś.- powiedział z rozwagą tajemniczy człowiek.
-Mistrzu, ja...Ja już Cię nie zawiodę! Obiecuję!- rzekł rozpaczliwie wampir.
-Ale jeśli mnie zawiedziesz to...Chyba wolisz nie zaznać mojego gniewu, czyż nie?- zapytał łagodnie człowiek.
-Nie, nigdy mistrzu! Zrobię wszystko co w mej mocy, aby ich wykończyć, wszystko!- wykrzyknął wampir.
-Hm...No dobrze. Chyba jestem zbyt łagodny, ale daję Ci ostatnią szansę. Tymczasem usuń swoje marne ciało z widoku.- powiedział tajemniczy osobnik.
W tym samym momencie wielkie, czarne drzwi, ozdobione symbolami czarnej magii, znanej tylko niewielu, stąpającym na tym świecie rozwarły się i wampir ruszył żwawym krokiem w stronę wyjścia.
***
-Krah''Thazad.- zawołał tajemniczy człowiek.
-Tak mistrzu!- rzekł opanowanym tonem arcylisz, dumnie niosący na swej czaszce bogato zdobioną koronę, wyłaniając się zza potężnej, kamiennej kolumny.
-Pilnuj tegoż wampira, imienia jego nie musisz znać, gdyż jest w tej grze małym pionkiem.- powiedział ów wielki mistrz.
-A więc po co mnie wysyłasz? Czyż moja potęga jest tylko po to, żeby wykonywać takie durne zlecenia jak pilnowanie słabego wampira, zamiast wykończyć jego przyszłą ofiarę? A jak on sobie nie poradzi? Wtedy co?!- zapytał zirytowany arcylisz.
-Ahh, śmiesz kwestionować moje polecenia?! Nie zapominaj się, równie dobrze mógłbym Cię nie wyciągać z magicznej otchłani i doskonale o tym wiesz! Zauważyłem w Tobie potencjał, a więc pilnuj się!- rzekła rozgniewana istota w kapturze.
-Ja...Ja doskonale rozumiem, ale czy nie lepiej by było, jakbym wykończył przyszłą ofiarę tego wampira i oszczędził mu upokorzenia? Przy okazji sprawdziłbym moje nowe moce i klątwy, co o tym sądzisz mistrzu?- zapytał z szacunkiem ów arcylisz.
-Uważasz, że tamten pionek sobie nie poradzi?- zapytał "mistrz".
-Przecież sam powiedziałeś, że ma wykończyć kilku jednych z najlepszych asasynów, a więc na jakiej podstawie sądzisz, że tamten słaby wampir sobie poradzi z zadaniem o tak wysokiej randze?- zapytał nekromanta [arcylisz].
-Hm...Może rzeczywiście on sobie nie poradzi, ale zacznij działać dopiero wtedy, kiedy odniesie kolejną porażkę, zrozumiałeś?- zapytał tajemniczy człowiek.
-Tak jest, mistrzu!- powiedział lojalny arcylisz i oddalił się w stronę wyjścia.
***
Tuż pod południową bramą Verlock...
-Sander, jesteś pewny, że to tutaj stacjonuje Rob i reszta pozostałych przy życiu asasynów?- zapytał Shaimar.
-Nie jestem pewien czy wszystkich, ale kilku z pewnością tu przebywa.- odpowiedział wampir.
-Dobrze więc, ruszajmy.- rzekł Goris.
Asasyni spojrzeli w stronę miasta. Wspaniały, potężny mur, który odparł by nie jeden atak. Kilkanaście wysokich wież wartowniczych, które także służyły do odparcia wrogich ataków. Bogato zdobione w różne wzorki, przedstawiające historię Verlock wykończenia murów, wież i bramy. Wysoka brama, strzeżona przez dwóch tłustych strażników, którzy popijali jakiś trunek i dowcipkowali sobie, nie wypatrując, czy armia wrogów nie nadciąga... Oto i całe Verlock. Miasto to śmierdziało korupcją i przekupstwem na milę, ale cóż poradzić... Trzeba było gdzieś się zatrzymać, wyposażyć, odpocząć, przenocować... W pobliżu żadnego innego miasta za bardzo nie było, a asasyni nie przywykli zawracać do poprzednio napotkanych miast, więc postanowili zatrzymać się tutaj, przynajmniej na jakiś czas, aby zaznajomić się z otoczeniem i znaleźć resztę asasynów, z którymi stracili kontakt wraz z pierwszym, otrzymanym zleceniem.
-Czy jesteś pewien, że to jest Verlock? Czytałem z ksiąg o historii tego miasta, że król i jego poddani wraz z armią bardzo przyczynili się do oswobodzenia okolic i innych miast spod władania górskich trollów, które podobno wtedy rządziły całym regionem...- zagadnął Goris.
-Niestety, ale czasy się zmieniają i to rzadko na lepsze. Więc sam widzisz, jak to korupcja i przekupstwo wpływa na dobrych, przyzwoitych ludzi.- rzekł Sander.
-Dobrze, nie ociągajmy się tylko rozejrzyjmy się po mieście i znajdźmy tych asasynów...- powiedział Shaimar.
Tak więc postąpili. Ruszyli w stronę bramy i już mieli przejść, lecz dwóch tłuściochów-strażników bramy zwrócili uwagę na przybyszów i zagrodzili im przejście.
-O co chodzi?!- zapytał rozgniewany wampir.
-A o to, że jesteście podobni do tych osób, z listów gończych.- powiedział strażnik, przypatrując się dokładniej twarzom asasynów.
W myślach asasynów zrodziło się przerażenie. A więc jednak ludność zauważyła, jak zamordowali w ich otoczeniu Darima, nie było łatwo, lecz teraz mają przez to kłopoty. Towarzysze wymienili spojrzenia, nie wiedząc, co dalej począć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Tymczasem w samym Verlock...
-Nie powinniśmy się pokazywać w tym mieście w ogóle!- stanowczym głosem powiedział Zaorish.-Nie wiemy co to za miasto, nie znamy zleceniodawców, nie...
- Ach daj spokój!- przerwał mu Clidix.
-Właśnie, Wiemy dobrze, że wciąż nie możesz zaufać Azraelowi-skomentował Matzik.
-Jednak powinniśmy się skoncentrować i rozpocząć poszukiwania zleceniodawców.
-Taaa może ogłoszenie? "banda zbiegłych asasynów, szuka kolejnego zlecenia" - Zaczął się naśmiewać Zaorish.
-Po prostu zaufajcie mi. te miasto nie może być przypadkowe. Coś mi się wydaje, że jeszcze sporo się wydarzy zanim
się stąd trwale wyniesiemy...-wtrącił się, dotychczas milczący Azrael. <stuk, stuk>
- Kto puka o tej porze ( a była już noc) i to w dodatku do ukrytych w ścianie drzwi? Musi być bardzo kulturalny i bardzo zna te okolice i ma oczy dookoła głowy skoro wie już o nas.
-A może to po prostu kolejny zleceniodawca? Zastanówmy się... my szukamy roboty a tu robota sama przyszła...
- To może otworzymy drzwi? -Clidix podszedł do drzwi i je otworzył.Oczom ukazała się jak to zwykle bywało, tajemnicza postać, jednak nie ukrywała twarzy. W końcu był to człowiek i mógł się poruszać swobodnie po mieście, bez wzbudzania jakiegokolwiek podejrzenia.
Jak się okazało, był to nie tyle zleceniodawca, co klient. Bo jak inaczej można nazwać człowieka, który nie ma żadnego planu, jedynie daje nazwisko "ofiary" i mówi zadowalającą (na szczęście) kwotę oraz lokalizacje i odchodzi... sama ofiara przebywała w kaplicy, zapewne był to miejscowy biskup, jednak dla asasynów nie miało to większego znaczenia. [same zabójstwo itp niech opisze inna osoba ja już muszę niestety kończyć :/]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nazwisko: fuster
Imię:Kliio
Opis:Jest wysoki,
Nagroda:15000

Pamiętajcie że biskupi też umią walczyć nie tylko mieczem a magią i nie pomylcie ofiary!.Po tych słowach zleceniodawca odszedł.
-Jest krzykną Clidix.
-Co jest zapytał Azrael
Nareszcie mamy jakieś zlecenie odpowiedział Clidix.
Ty sie jeszcze tak nie ciesz musimy je najpierw wykonać powiedział Zaorish
W takim razie w drogę powiedział Izrael.
Asasyni bez problemu znaleźli kaplicę.
Wchodzimy zapytał Zaorish.
Tak odpowiedział Azrael.
Asasyni weszli do kaplicy zobaczyli tam trzech biskupów
.....

sorry że takie krótkie ale muszę iść do szkoły jak przyjdę postaram się dokończyć a to co napoczątku napisałem to informacje o tym biskupie co mamy zabić ponieważ Azrael ich nie napisał to ja to zrobiłem:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[zaczynam parę godzin wcześniej]
W końcu po niezbyt długim biegu, zbliżyliśmy się do miasta. Było spore i zaludnione. Dochodziło nas zwykłe tło życia miejskiego. Krzyki przekupniów i okradanych ludzi. Zapach smoły i smród niemytych istot wielu gatunków.
- Dzień handlowy... Jak zwykle w takie dni... - zaczął Goris.
- Zamknij się! - warknąłem. Kiedy spojrzał na mnie ze zdziwieniem machnąłem głową w stronę strażnika.
- Mam taki jeden pomysł... - rzucił Shaimar. - Za mną. Sander, kiedy prześlę Ci myśl podpal coś czego nie będzie widać. Goris, przeniesiesz to i uderzysz gdzieś w pobliżu.
Skinęliśmy głowami.
Podeszliśmy do strażnika. Wyglądał jakby był w paskudnym nastroju.
- Stać!
- O co chodzi?
- Kim jesteście i jaki jest wasz cel wizyty w mieście?
- Nikt nie będzie pytał o nic magów - Shaimar zadarł nos.
- Magów? Wy, obszarpańcy, nazywacie siebie magami? Wynoście się stąd pókim dobry.
Shaimar dał mi znak. Podpaliłem spore drzewko. Po chwili Goris poderwał je i ciągnął w stronę strażnika...
- Powiedziałem! Spadajcie!
Wielka kula ognia uderzyła w ziemię przed nim. Momentalnie się zeszkliła.
Strażnik strasznie powoli przełknął ślinę. Otarł spaleniznę z twarzy i bez słowa się odsunął. Przechodząc przez bramę, rzuciłem mu przyjazny uśmiech.
- No to co robimy?
- Wiesz... Przede wszystkim znajdźmy jakąś gospodę. Tutaj - poklepałem kuferek - mamy pieniądze, zestaw alchemiczny i wiele rzadkich składników. Wystarczy na jakiś czas.
- A potem co? Kolejne zabójstwo i ucieczka z miasta?
Wzruszyłem ramionami. Przedzieraliśmy się przez miasto. Niestety - tłum nas rozdzielił. Goris wpadł pomiędzy dwóch krasnoludów i zaczął się z nimi wykłócać. Shaimara odciągnęło dwóch ogrów, którzy nie patrzyli przed siebie. W końcu straciłem ich obu z oczu...
Nagle zabrzmiał dzwon. Tłum zmienił kierunek. Wszysvy pędzili w stronę głównego placu... Dałem się ponieść tłumowi. Łupnąłem w Shaimara.
- Nigdy więcej, nie dam się popchnąć ogrowi. Jeśli jakiś kretyn mnie dotknie to obetnę mu palce.
- Spokojnie...
- A! Tu jesteś. Tłum nas rozdzielił gdzie Goris?
- Kłucił się z dwoma krasnoludami...
- To będzie masakra...
Tłum umilkł. Nagle dobiegł nas pijacki głos:
- I mówię jej... Słuchaj paniusiu. Może i jessem pi''any, ale i tak moge moge... - po chwili rubaszny rechot.
- Schlał się.
- No. Jak myślisz, na kogo tu czekają?
- Odwiedza nas biskup Świątyni.
Obejrzeliśmy się. Powiedział to dość wysoki człowiek. Oczy miał w kolorze zieleni /Ezeriasz/ .
- To wielki dzień, choć ceremonia sama w sobie jest dosyć nudna.
Rzeczywiście. Była. Trwała do zmroku, a urozmaicały ją tylko wstawki Gorisa, któremu towarzyszył rechot dwóch krasnoludzi. Kiedy zakończyła się było już ciemno. Człowiek który przedstawił się nam jako Ezeriasz, pociągnął nas za sobą. Gorisa też. Dostaliśmy się do gospody.
- Wiecie co? Zajmę się waszym koleżką, a wy sami idźcie się przejść.
Zgodziliśmy się. W końcu trzeba tu uzyskać rozeznanie!
Ezeriasz nalał nam wina. Wydało mi się, że nad naszymi kielichami zamarudził nieco dłużej.
- A więc... Napijmy się!
Patrzał przy tym na mnie. Przez chwilę wachałem się, ale w końcu pociągnąłem. Goris zrobił to bez oporów. Shaimar wszystko wylał do wazonu z kwiatami. Chwilę jeszcze pomarudziliśmy przy stole. W końcu Ezeriasz wciągnął Gorisa na górę. Ja i Shaimar wyszliśmy. Udaliśmy się w stronę głównego placu.
Ja czułem się coraz gorzej. Stawało się coraz zimniej i wszystko mnie bolało kiedy usiłowałem iść.
- Dobrze się czujesz?
- Ech... Chyba się zaziębiłem.
Zauważyliśmy kapliczkę. Wchodziło do niej kilka postaci.
- Hej! To oni!
Rzucił się w stronę wejścia. Ja też próbowałem, ale nie mogłem. Nogi się pode mną ugięły. Przewróciłem się i straciłem przytomność.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ No, już jestem. Widze że sporo się tu pozmieniało. mógłby ktoś mi podać nicki forumowiczów i postaci które są w grupie nr 3??]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.02.2007 o 13:42, Matizk12 napisał:

[ No, już jestem. Widze że sporo się tu pozmieniało. mógłby ktoś mi podać nicki forumowiczów
i postaci które są w grupie nr 3??]

[No... Wszyscy oprócz Roba są przed kapliczką...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.02.2007 o 13:51, Tajemnic napisał:

> [ No, już jestem. Widze że sporo się tu pozmieniało. mógłby ktoś mi podać nicki forumowiczów

> i postaci które są w grupie nr 3??]
[No... Wszyscy oprócz Roba są przed kapliczką...]


Co masz na myśli mówiąc przed kapliczką??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 20.02.2007 o 13:58, Matizk12 napisał:

Co masz na myśli mówiąc przed kapliczką??

[Masz w powyższych postach... Dawna grupa stoi tam, bo ma zabić biskupa. Ja padam na ziemię, Shaimar do was biegnie. Goris z Elrikiem w knajpie.
Pisz na GG]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Shaimar wyjął pośpiesznie z kuferka jakiś proch. Rozrzucił go wokół siebie i powstała z niego zasłona dymna. Wampir chwycił obezwładnionego Sandera za ręce i przeciągnął go za róg karczmy. Pociągnął go jeszcze dalej, aż za budynek sąsiadujący z tawerną.
-Tutaj powinniśmy być bezpieczni.- rzekł szeptem Shaimar.
***
Natychmiast ruszyła w stronę osłony grupa żołnierzy. Rozglądali się wszędzie, niekiedy nawet coś wyczuli i zaczynali walczyć, ale natykali się na swoich pobratymców. Strażnik powrócił do dowódcy.
-Nikogo nie znaleźliśmy!- rzekł odważnie.
-Jak to nikogo nie znaleźliście?! Nie możemy ich zgubić, nie możemy zawieść króla! Przeszukajcie dokładnie tawernę i jej okolice. I sprawdź czy nasz biskup się sprawdził, wszyscy powinni być otruci i to nieźle, a może on nas zdradził. Tego nie wiemy, bynajmniej bierzcie się do roboty!- rozkazał dowódca. i po chwili kilkudziesięciu strażników ruszyło w poszukiwaniu trzech asasynów.
Rozglądali się wszędzie. Wtargnęli do tawerny, przeszukali wszystkie kąty, za ladą, w drzwiach magazynu. Potem weszli na górę i usłyszeli kawałek rozmowy.
-...Goris, ja też jestem asasynem, jednym z was.- rzekł Ezariasz.
-To dlaczego nas otrułeś?!- musiałem.
Strażnik coś mruknął do posłańca, żeby ten zawiadomił przywódcę. Gdy ten przybiegł, strażnicy wyważyli drzwi.
-Ty plugawy zdrajco!- krzyknął z gniewem przywódca strażników.
Ezariasz podszedł do dowódcy i szepnął mu na ucho:
-To był tylko blef. Teraz mamy jednego z nich. Chciałem przede wszystkim wyciągnąć od niego informację i go zatrzymać, dzięki temu mieliście więcej czasu.
-Ach...Rozumiem. Świetna robota. Wtrącić tego otrutego asasyna do lochów. A Tobie należy się nagroda.- powiedział dowódca.
-Zawołać Ma...yyy...Evinę, niech tu zaraz przyjdzie.- rozkazał dowódca.
Po chwili strażnicy wprowadzili Evinę do pokoju.
-Ach, Evino, wreszcie dopiąłem swego, teraz wydostaniesz się z łapsk tego drania.
-Nie zamierzam.- rzekła krótko.
-Ależ...Co Ty mówisz, Evino! Co oni Ci zrobili? Zabiję Cię Ty draniu!!- krzyknął w twarz dowódcy.
Nagle Evina zmieniła się w jakąś piękną kobietę.
-Kim Ty jesteś?!- zapytał rozgniewany Ezariasz.
-Na pewno nie twoją głupią siostrą idioto, teraz będziesz gnił w lochu, bo nikomu nie jesteś potrzebny.- powiedziała kobieta szorstkim głosem.
-Dobrze powiedziane. Strażnicy, wtrącić to plugastwo do lochu.- rzekł spokojnie przywódca.
-Ty świnio, poprzysięgam, będziesz ginął w męczarniach, będę Cię torturował, odcinał twoje ciało po kawałku, słyszysz!- krzyknął Ezariasz, lecz siłą wyciągnęli Go i Gorisa z tawerny prosto do lochów.
Shaimar widząc to miał ochotę zrobić małą masakrę, by uratować Gorisa i zabić tego niby biskupa, co otruł jego towarzyszy. Lecz zauważył, że ma na sobie łańcuchy, tak jak Goris i prowadzą go do jakiegoś ciemnego pomieszczenia, gdzie były lochy.
-Należało się temu Ezariaszowi!- szepnął rozgniewany wampir.
***
Tymczasem w sali tronowej...
-CO?! A GDZIE RESZTA! BYŁO ICH TRZECH, A ZNALEŹLIŚCIE JEDNEGO! WRACAĆ DO ROBOTY BO WSZYSCY UMRZECIE W MĘCZARNIACH!- krzyknął nerwowo król, bojąc się o swoich poddanych.
Dowódca oddalił się, przesiąknięty strachem o własne życie. Czym prędzej wydał ponownie rozkazy, by przeszukać okolice tawerny, wszystkie ciemne zaułki, chaty, budynki, okolice miasta i pobliskie lasy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Asasyni weszli do kaplicy zobaczyli 3 biskupów.modlących się wszyscy byli wysocy.
EEE co teraz zapytał Matzik
Atakujemy odpowiedział Clidix
którego zapytał Zaorish
wszystkich, gdybyśmy zaatakowali jednego zapewne reszta pomogła by mu.
Racja oznajmił Azrael.
Asasyni zaatakowali biskupów.Postanowili zrobić to walką wręcz. Zabójcy wiedzieli że biskupi wiedzą już ze chcemy ich zabić i powiedzieliśmy brońcie sie. Grupa bandziorów ruszyła biegiem na biskupów. Clidix był na przodzie więc on pierwszy wzią zamach i chciał uderzyć przeciwnika.Gdy miecz Clidixa miał dotknąć ciała jednego z biskupów nagle go odrzuciło na 2 metry.Grupa asasynów zobacząc to zatrzymała się i nie wiedziała co robić.
Nic ci nie jest zapytał Zaorish.
Clidix wstając powiedział wszystko wporządku.
Było wielu takich jak wy ale wszyscy zgineli wtrącił sie biskup.
Tym razem będzie inaczej powiedział Zaorish i grupa bandytów zaczeła atakować biskupów.
Bronie grupy asasynów były bez użyteczne jedynie kryształowy sztylet Azraela mógł przedostać się przez pole siłowe Biskupów.
Matzik jak to zobaczył krzyknoł do Azraela żeby celował w głowę przeciwnika ponieważ mimo ze kryształowy sztylet przebijał pole szata biskupa chroniła przed obrażeniami broni Azraela.
Azrael wysłuchał Matzika i miał już trafić w głowę biskupa ale przeciwnik nagle się uniusł i cisną kulą ognia w ręke Azraela. Po tym uderzeniu sztylet wydostał się z reki właściciela i spadł na ziemie.
..........................

Mam nadzieje że ktoś dokończy:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rob biegł w kierunku miejsca, w którym rozstali się z Thax''vrenem. Podejrzliwe spojrzenia mieszkańców utwierdziły go w przekonaniu, że biegnący strażnik to niecodzienny widok. Zwolnił kroku, aby nie rzucać się w oczy. Mimo to, gdy wszedł do dzielnicy biedy i tak śledziły go spojrzenia mieszkańców. Trzeba jak najszybciej znaleźć się w miejscu spotkania – pomyślał. Mimo to udał się najpierw po swój strój. Wyjmując go z beczki zauważył, że studnia, gdzie znajdował się trup pozostała nienaruszona. Gdyby ktoś znalazł w niej martwe ciało, na pewno byłby w pobliżu jakiś strażnik, który czekałby na powrót zabójcy. Stara prawda, że zabójca zawsze wraca na miejsce zbrodni to tylko plotka, ale wszyscy w nią wierzą. Chociaż może... Przecież on wrócił... Przez chwilę dziwił się, że nikt jeszcze nie zauważył trupa w studni. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jest tam zaledwie od kilku godzin. Wydawało się nieprawdopodobne, że zaledwie wczoraj wyruszył na misję – zdawało się, że to było kilka tygodni temu. Tyle się wydarzyło podczas ostatnich 24 godzin...
Szybko zabrał strój i udał się na miejsce spotkania. Kiedy dotarł na miejsce krótki rekonesans utwierdził go w przekonaniu, że miejsce doskonale nadaje się na spotkanie. Otaczały go tylko stare magazyny, których stan wskazywał, że jedynymi mieszkańcami są tylko szczury. Ani śladu żywej duszy.
Stanął w miejscu gdzie rozstał się z towarzyszami. Na co zwróci uwagę Thax''vren? Spojrzał na beczką stojącą w pobliżu – na pewno przykuje wzrok. Zbliżył się do niej, wyjął nóż i wydrapał na niej stary znak asasynów – dwa sztylety na tle czaszki. Na pewno to zauważy. Teraz należy się gdzieś ulokować. Zdał sobie sprawę, że "kilka dni" to dość szeroki zakres czasu. Thax''vren może się tu pojawić jutro, a równie dobrze za tydzień. Nie wiadomo ile będzie musiał tu czekać. Perspektywa spania pod gołym niebem nie wyglądała zbyt zachęcająco, więc postanowił "wprowadzić się" do jednego z magazynów. Kiedy wszedł do pierwszego z nich zaczął zastawiać się, czy nie lepiej byłoby jednak spać pod gołym niebem – potworny smród odstraszał ewentualnych lokatorów, a pajęczyny i kurz potęgowały uczucie dyskomfortu. W tych warunkach nawet kilka szczurów, które przebiegły mu między nogami nie pogarszały sytuacji. Tym przeklętym małym istotom najwyraźniej nie przeszkadzał aromat gnijącego drewna i stęchlizny. Ale mus to mus – musiał się gdzieś schować, bo w każdej chwili mogli pojawić się w okolicy strażnicy. Postanowił ulokować się na strychu – tam przynajmniej nie będzie szczurów. Co innego gdy przebiegają ci między nogami, a co innego gdy chodzą po tobie podczas snu. Drabina trzeszczała, gdy Rob wchodził na górę ale wytrzymała. Tu na górze smród nie był już tak dokuczliwy. Dziura w ścianie zapewniała doskonałą obserwację okolicy. Teraz należało tylko czekać. Oby Thax''vren nie wpakował się w jakieś kłopoty. Nie mam zamiary sterczeć tu w nieskończoność. – pomyślał. Zresztą teraz pewnie połowa miasta ich szuka, a gdy znajdą trzy trupy, które Rob pozostawił po sobie, pewnie zacznie ich szukać całe miasto. Chyba jednak lepiej pozostać tutaj. Przynajmniej do czasu aż sprawa ucichnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.02.2007 o 14:33, Immortal 1 napisał:

/.../


[Albo ja nie zrozumiałem tego co napisał Tajemnic, albo to ty czegoś nie zrozumiałeś. :) Ezeriasz to nie biskup, on tylko powiedział o jego odwiedzinach. Poza tym nie sądzę, aby Elrik był zadowolony z tego, że wziąłeś jego postać i beztrosko hasasz sobie po świecie. :)
I tu pojawia sie powód pisania tego offtopa. Zawsze myślałem, że RPG polega na odgrywaniu roli swoją postacią. MG stawia drużynę przed jakąś sytuacja, np atak orków, każdy opisuje co robi, np swoją walkę z orkami, a w koncu MG popycha fabułę do przodu, np orkowie uciekają w popłochu. Tu jest inaczej. Większość osób działa wg schematu "Ja opiszę zlecenie, ktoś inny opisze wykonanie zadania, a jeszcze inny powrót i mamy grę forumową". Nie wiem, czy to ma ciągle tak wyglądać, ale zaznaczam, że nie spodoba mi się jeśli ktoś bedzie za bardzo manipulował moja postacią. :)

Nie napisałem tego, aby kogoś urazić, albo wytknąć błedy. Po prostu sa to moje spostrzeżenia - komu się nie podobają, niech się nimi nie przejmuje. :)

PS: Nie dość że offtop, to jeszcze dubel... oby żaden moderator tego nie przeczytał ;P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować