Zaloguj się, aby obserwować  
Gracz1234

Arathum - gra forumowa

396 postów w tym temacie

Już z oddali widziałem, że Khar nie wraca sam. Nie sam to nawet za mało powiedziane. Ciągnęła za nim całkiem grupka istot. Na całe szczęście chyba nie mieli wrogich zamiarów choć sprawiali wrażenie wystraszonych. Khar kazał im zostać nieco w tyle i sam podszedł do reszty kompanii. Agroth i Arto nie było z nami, bo udali się na rozmowę, zapewne o celach naszej misji. Gdy Khar zdał relację i wyjaśnił położenie nieznajomych, postanowiłem jako pierwszy zabrać głos. W końcu będę miał coś do powiedzenia bo jakoś nikt sie nie kwapił. Mimo to wszyscy byli zaskoczeni że się odezwałem.
- Proponuję żeby ktoś poszedł po sferoznawców. W końcu to oni wiedzą najwięcej o celach naszej wyprawy. Nie może my sami zadecydować póki nic nie wiemy. Choć to dobry moment żeby wreszcie dowiedzieć się czegoś więcej. Zapewne jestem równie ciekaw jak wy wszyscy, jaki w końcu mamy cel. Ja raczej byłbym za zostawieniem tej zbieraniny w pierwszej możliwej chwili. Nie wiadomo kim są, czy to co mówią to prawda, a poza tym są uzbrojeni, więc mogą być niebezpieczni. Jeśli mają trochę rozumu, a zjawy rzeczywiście za dnia nie pojawiają się, to powinni być już daleko stąd. Coś mi tu śmierdzi... Mam iść po sferoznawców, żeby nam wyjaśnili to i owo?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Opowieść wystraszonych nieznajomych zapewne dałaby do myślenia sferoznawcom. Coś tutaj mi nie pasowało... Istotnie, wokoło było pusto, raz czy dwa zaśpiewał wróbel. Jednak miałem niejasne wrażenie, że nie należy im ufać. W takich czasach nikt nie jest wart zaufania.
Gdy część drużyny usłyszała treść tajemniczej historii nowoprzybyłych, na czoło wystąpił Varan z propozycją objaśnienia sytuacji sferoznawcom. Po chwili zastanowienia zabrałem głos.
- Nie sądzę, abyśmy znali na tyle dobrze naszych myślicieli, by móc określić ich reakcję. Przyszło mi na myśl, że lepszym pomysłem będzie podsłuchanie, o czym tak długo rozprawiają. Czy wy również macie wrażenie, że wiedzą o całej sprawie więcej niż my razem wzięci?
Kompania przyjęła to dosyć entuzjastycznie, a na przeszpiegi wyruszyłem ja i Lorath. Wszyscy postanowiliśmy, że nasza dwójka rozdzieli się, a po pewnym czasie wróci i porówna swoje wersje wydarzeń.
Mimo wczesnego popołudnia, niebo było blade, a sferoznawcy stali w cieniu pobliskiego drzewa. Jak najciszej podszedłem do stojącego tyłem do mnie Arto na odległość kilkunastu kroków. Głos miał spokojny.
- ... mogą wrócić.
- Dlaczego mi o nich nie wspomniałeś? Od dawna wyczuwam niebezpieczeństwo w tych okolicach, ale jak mogłeś zataić takie informacje? - Argoth mówił chłodno i z niewielkim wzburzeniem. - Nie tak to sobie wyobrażałem. Na przyszłość proszę cię, nie kryj wiedzy przede mną.
- Nasi towarzysze z pewnością niepokoją się o nas. Wracajmy - zakończył Arto.
Zanim skończył wypowiadać ostatnie słowo, zdążyłem skryć się w cieniu. Na szczęście sferoznawcy szli wolno, toteż miałem czas, by szybko i niespostrzeżenie wrócić do oczekujących nas podróżników.
Naprędce zdałem swoją relację z podsłuchania, która okazała się niemal identyczna z wyjaśnieniami drugiego złodzieja. Nie zdążyliśmy jednak wymienić swoich poglądów na ten temat, ponieważ przewodnicy wrócili.

Mam tylko nadzieję, że nie domyślają się naszych podejrzeń co do nich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Willy, Lorath... złodzieje z was dobrzy, ale sfera jest jak zapach, a my, sferoznawcy, nosy mamy nastawione na takie właśnie zapachy... szczerze mówiąc, nie wiem jak długo nas podsłuchiwali. Może od początku, gdy pytałem Arto, co zrobimy z nieszczęśnikami z karczmy. Jednoznacznej odpowiedzi nie uzyskałem, za to Arto z tego zagadnienia płynnie przeszedł na krytykę mojej szczerości, brak poszanowania dla kunsztu sferoznawczego, i w ogóle, że z takim charakterem to mógłbym być barbarzyńcą. Schlebia mi. Końcówkę rozmowy z pewnością słyszeli. Trzeba powiedzieć im o tych dziwadłach... wiem o nich niewiele. Z książek za czasów edukacji mało korzystałem, także nie ma się co dziwić. Przed rozmową z Arto oświadczyłbym, że wolę spotkać się z kilkoma tymi zjawami i samemu przekonać się, jak najskuteczniej je wytępić. Przed rozmową. Teraz serce mi przyspiesza, gdy tylko o nich pomyślę. Czemu musieliśmy stworzyć taką drużynę, w której trzy osoby mają pojęcie o magii, a reszta posługuje się orężem? Nie mam im za złe - w końcu czy to moja wina?

-Ty dowodzisz. Powiedz im to tak, jak ty to widzisz.
Arto z pewną niechęcią skupił na sobie uwagę naszej drużyny, występując z krótkim przemówieniem:
-Mamy kłopoty, nie ukrywam że znaczne. Ci naoczni świadkowie rzezi dokonywanych przez te upiory powiedzieli wam pewnie, że ciężko z nimi walczyć. To fakt. Nieumarli są paskudną rasą - praktycznie niemożliwą do wytępienia, rozrastającą się z dnia na dzień jak zaraza. Ale my mamy misję. I nie możemy teraz obrócić się na pięcie i wrócić do swoich domostw. Dla spokoju własnego sumienia, że próbowaliśmy ocalić krainę.
Arto, jak widać, skończył, po krótkiej chwili ciszy zabrałem głos.
-Może to samobójstwo. Może jednak uda się nam przebrnąć przez to łajno i dotrzeć tam, gdzie chcemy. Możemy paść trupem, ale dla mnie to bez znaczenia. Ja mam zamiar iść dalej. Jaka jest wasza decyzja?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja bardzo się skomplikowała. Nie minęły trzy dni drogi jak trafiliśmy na tę przeklęta karczmę. Od razu skazałem te istoty na śmierć, kiedy tylko dowiedziałem się, z kim mamy do czynienia. Karłoty to niesamowite istoty, które zawsze chciałem poznać. Zdziwiło mnie, że nawet drugi sferoznawca tak mało o nich wie. Musiałem tak pokierować tymi marionetkami by dali mi wolną rękę w tej sprawie. Nie było to trudne. Wystarczyło trochę przegrzać ich mózgownice trudnymi zwrotami.
- Moja decyzja jest następująca – ciągnąłem to przydługie przemówienie. – Postaram się pomóc w kwestii nękającą tą okolice. Gdy już to się stanie będziecie wolni od tego koszmaru. Nie pójdziecie jednak dalej z nami, czego pewnie i tak byście nie uczynili. Od drużyny wymagam powściągliwości w czynach. Wiem, że lubicie robić wszystko na własną rękę, ale przyrzekam, że spopielę każdego osobnika, który zrobi coś nietaktownego w obecności karłotów. Sfery mi sprzyjają wiec naprawdę nie radzę. Ja idę całkowicie z przodu a Argoth prowadzi resztę. Trzymacie się w grupie. Nikt się nie odzywa. Nikt się nawet nie rusza ponad to, co będzie konieczne. Czy te proste zasady do wszystkich dotarły?
Odpowiedziała mi cisz, którą uznałem za przytaknięcie.
- Dobrze więc. Ruszamy o zmroku.

_________________________

Sam bardzo bałem się karłotów. Jako sferoznawca nie dałem tego po sobie poznać. Inni członkowie grupy już jednak cali trzęśli się ze strachu. Jeden nieprzychylny gest, jedna nawet najmniejsza obelga a wszyscy zginiemy. Wątpiłem w to czy krasnoludy potrafią się powstrzymać. Najchętniej związałbym i zakneblował te psy już dawno, bo są kluczem do niepowodzenia mojej misji. Przepraszam – naszej misji. Rozważałem nawet możliwość zabicia gdzieś na uboczu tych plugawych istot, ale uznałem, że drużyna może to przyjąć bardzo różnorako a kompanów niestety potrzebowałem.
Nikt nie zdawał sobie sprawy, że tworzymy historię. Jeśli nam się powiedzie nasze imiona już na zawsze pozostaną w pamięci. Będziemy krokiem milowym w dziejach. A wszystko toczy się wokół małej maski, która pod osłona niepozorności kryje jeden z najpotężniejszych przedmiotów, jakie widział ten nędzny świat. Gdyby istniał człowiek, który umiałby pokierować jej mocą wedle własnych racji mógłby już na zawsze posadzić na tronie świata swój ród. Teraz cieszę się, że nikt taki już nie chodzi po tym świecie.

_________________________

Nie podobało mi się to, że czułem taki pociąg do tej elfki. Coś cały czas skłaniało mnie do rozmowy. Człowiek nazwałby to zauroczeniem. Ja jednak wiedziałem, że to coś zupełnie innego. Po raz pierwszy od dawna czegoś nie wiedziałem. Czegoś nie byłem pewny. To najbardziej błahe i najprostsze z uczuć we wszystkich rasach. Kochanie kogoś dla piękna, pieniędzy, osobowości i wszystkiego innego, co może się podobać. Zrobiło mi się dziwnie smutno, gdy przypomniałem sobie czasy dzieciństwa, gdy to uczucie mnie pochłaniało. Pamiętam tę dziewczynę, która była ziszczeniem mych marzeń. Teraz ta elfka wydawała się tak podobna do niej. Wydawało mi się, że to odbicie w lustrze.
Wynurzyłem się z cienia i podszedłem do niej jeszcze bardziej śmiały niż zwykle.
- Boisz się piękna elfko? – Zapytałem.
- Owszem, bo nawet nie wiem dokładnie, z kim mamy się dzisiaj spotkać – odpowiedziała nijakim tonem. – Potrafisz przewidzieć jak zareagują na naszą obecność?
- Potrafię – odparłem krótko a po chwili dodałem. – To nie jakieś bezmózgie ghule czy inne ożywione, ścierwo. Nie atakują nikogo bez powodu. Tym bardziej nikogo nie zabijają. Muszą mieć dobry powód.
- Jak myślisz co może być tym powodem? – Zapytała.
Chwilę myślałem czy się podzielić z nią moim tokiem rozumowania, który prawdopodobnie był prawdziwy. Uznałem, że zrobię to.
- Te tereny mają długą historię – zacząłem. – Dłuższą niż pamiętają najstarsi z żyjących. Wliczam w to pół bogów z Phelstor. Zamieszkiwały je rasy, które wyginęły. Karłoty nie wyginęły, lecz byli spadkobiercami poprzedników. W spadku dostali ziemię, które miały zapewnić dostatek. To ziemię, po których obecnie stąpamy. Przypuszczam, że wybudowanie tu gospody, co już samo w sobie było idiotyzmem pierwszej klasy, mogło spowodować ich gniew. Myślę, że będę umiał to rozwiązać.
Milczała przez dłuższą, co przerwałem.
- Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę was skrzywdzić. W końcu jestem sferoznawcą.

_________________________

Wszyscy bardzo niepewnie szli w kierunku środka polany. Nie wiem, czemu, ale czułem coś takiego jak nutka rozbawienie. Przypomniałem sobie tego złodzieja Williego, który z uporem maniaka cały czas mnie obserwuje, zagląda mi do torby i podsłuchuje moje rozmowy łącznie z tą ostatnią z Argothem. Jest święcie przekonany, że tego nie widzę. Myli się jednak, bo złodziejstwo cuchnie na kilometr a uczucia złodzieja są łatwo wychwytywane przez moje zmysły. Ogólnie był bardzo śmiesznym człowieczkiem i nie da się ukryć, że nawet go lubiłem.
Mrok był bardzo gęsty, ale to dla oczy sferoznawcy żadne wyzwanie. Gorzej z resztą kompanii. Dobrze jednak, że nie będą widzieć karłotów. Mieliby potem koszmary…
Stanąłem w dogodnym miejscu i dałem ruch ręką by reszta zatrzymała się w oddali. Trzymali się w kupie co zwiększało ich szanse. Złączyłem dłonie w pokojowym geście i zacząłem kierować swe myśli w eter. Była to pierwsza część mojego planu, która wypaliła jeszcze lepiej niż przypuszczałem. Karłoty zjawiły się po chwili. Było ich może z piętnastu. Wysokie postacie zawsze okryte cieniem. Odziane w to co znalazły przez lata tułaczki po tych niegościnnych okolicach, które jednak były ich domem. Byłem spokojny. Jak zawsze. Do momentu jak pojawił się przede mną ten, którego wieśniacy uznali za dowódcę. W istocie był po prostu najstarszy i to on miał prawo głosu.
Był jeszcze wyższy i miał coś w rodzaju totemu na głowie. Miał najlepszą zbroję za wszystkich zebranych tu karłotów. Widok musiałbyć iście przerażający, ale po chwili wróciłem do poprzedniego stanu spokoju. Zaczął mówić ludzką mową swoim grubym i donośnym głosem.
- Wyczuwam w tobie sferoznawcę nieznana istoto. Kiedyś byliście naszymi dobrymi przyjaciółmi dopóki nie porzuciliście nas by zająć się ludźmi. Co was sprowadza na nasze ziemię człeku znający sfery?
- Sprowadza mnie problem zaatakowanych przez was wieśniaków – odpowiedziałem. – Moja kasta nie może przejść obojętnie obok ludzkich tragedii, dlatego za cel uznałem rozwiązanie tego problemu.
- Trudny cel sobie wyznaczyłeś sferoznawco – odpowiedział karłot. – Jak poznam twe imię to możemy zacząć rozmowę na temat tej zgrai osiadłej w gospodzie.
- Arto syn Angusa z Vilvereen.
- Tak lepiej Arto. Jam jest Vast III z rodu Kynareth. Jaki problem cię trapi?
- Jak już wspomniałem to problem tych wieśniaków i naszej przeprawy przez wasze ziemię.
- Przykro mi, Arto ale te kmioty zasłużyły na męki z naszej strony – zaczął groźnie mówić Vast. – Te ziemie są naszą niepodważalną własnością. Gdy przyszliśmy im o tym powiedzieć otworzyli do nas ogień z kuszy.
- Uznali was za wrogów kierując się zmysłem wzroku – odpowiedziałem. – Nie podważam twej wersji. Proszę tylko o pozwolenie wyprowadzenia się stąd. Zabiorą swój dobytek i znikną. Już zabiliście jednego z nich. Nie potrzeba więcej ofiar.
- Chcesz przeprawić się z nimi? W jakim kierunku?
- Na zachód – odparłem. – Poza granicami waszych ziem zostawię ich i ruszę we własnym kierunku z moją kompanią.
- W jakim celu udajesz się na kraniec świata z tak zróżnicowaną kompanią? To chyba nie jest przyjacielska przechadzka?
- Absolutnie. Mamy ważną misję dla wszystkich istot żyjących w królestwie. Podążamy do pradawnych ruin ludzi.
- W dobrym kierunku podążasz – powiedział. - To najwyżej pięć dni drogi za naszymi granicami. Kończą się niedaleko. Idź tym gościńcem a kiedy skończy się na nim bruk poznacz kraniec naszych włości. A tych wiejskich kmiotów nie chce tu już nigdy widzieć, albo od razu zgładzę. Powodzenia w twej podróży Arto. Powiem ci też coś, czego nie wiesz. W twej kompani znajduje się istota, która chce źle dla wszystkich i która będzie kluczem do waszej klęski, jeśli w porę nie zadziałasz. Bądź uważny. Bywaj.

_________________________

Po tym jak pradawna istota rozpłynęła się w powietrzu stałem jeszcze dłuższą chwilę patrząc w przestrzeń. Wiedziałem, że to przełomowy moment mojej egzystencji. Zostałem poddany próbie. Próbie wychwycenia zdrajcy, który sprowadzi na nas klęskę. Już zacząłem gorączkowo rozmyślać nad tym, kto może nim być, gdy ktoś pociągnął mnie za ramię.
- Wszystko się udało? – Zapytał Argoth.
Przytaknąłem i przekazałem by ktoś poszedł przekazać wieśniakom, że są wolni i mają się stąd wynosić. Jeszcze nie zaczęło świtać jak rozstawaliśmy się z nimi poza granicami, które były dla nich koszmarem. Byłem pewien, że już tam nigdy nie wrócą a karłoty będą miały spokój. Kompani przekazałem tylko strzępek informacji, jakie uzyskałem a najważniejszą było to, że teraz byliśmy niemal pewni, że idziemy w dobrym kierunku. Na dodatek byliśmy niezmiernie blisko ruin. Nie cieszyło mnie to tak jak innych, bo miałem coraz mniej czasu na domysły, kto może skorzystać na naszym niepowodzeniu. Po godzinie rozmyślań doszedłem do wniosku, że każdy łącznie z Argothem i złodziejami.
Przespaliśmy niemal połowę dnia, po czym ruszyliśmy przed siebie. Argoth zarzucał mnie pytaniami, na które odpowiadałem niezwykle zdawkowo. Rozmyślania pochłonęły mnie bez reszty…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Byłem niemal pewien, że tak to się skończy. Willy, taki pewny siebie, że zapomniał że ma do czynienia ze sferoznawcami. Nienawidzę też kiedy decyduje się za mnie. Jego „brawurowy” plan podsłuchania rozmowy sferoznawców był może czymś normalnym dla złodzieja, jednak nie dla mnie. Za długo pracuję dla sferoznawców żeby nie wiedzieć do czego są zdolni i jakie rzeczy potrafią wyczuć. Wytężony umysł, nasłuchujący, skupiony jest niczym głos wołającego na pustyni. Jeśli jesteś wystarczająco blisko, to staje się wręcz uciążliwy. Tak było i w tym przypadku. Zamiast udowodnić że jesteśmy godni zaufania, to pokazaliśmy jak bardzo sobie nie ufamy. Zamiast uzyskać trochę realnych informacji, dostaliśmy kolejne zdawkowe wyjaśnienia sytuacji. Zamiast naprawić trochę stosunki panujące w drużynie, jeszcze bardziej zaczęliśmy się od siebie oddalać… Na dodatek Arto, gdy powrócił z rozmowy ze starszym karłotem, był bardzo posępny i zadumany. Kazał się wynosić uchodźcom jak tylko opuściliśmy krainę karłotów. Nie słyszałem ani słowa z rozmowy, którą Arto przeprowadził ze starożytną istotą, jednak z pewnością otrzymał od niej jakieś istotne informacje, które zmieniały jego postrzeganie tej wyprawy. Mimo tego, Arto udowodnił, że to on ma nad nami władzę, nie odwrotnie. Mam nadzieję, że ci zapatrzeni w siebie złodzieje wreszcie to pojmą i nie będą próbowali wybić się nad sferoznawców…
Jedno co wyjaśniła nam przygoda z karłotami, to kto tu rządzi. Gdy opuścili nas uchodźcy, nikt już nie podejmował prób wydobycia informacji od sferoznawców… przynajmniej na razie.

______________________

Gdy tak szliśmy naprzód zastanawiałem się nad tym dlaczego właściwie podróżujemy piechotą. Gdy dostawałem wytyczne dotyczące zadania, starałem się nie zadawać pytań, bo być może okoliczności mogły wskazywać, że konie będą nam przeszkadzać. Jednak już od dobrych kilkunastu dni idziemy terenami gdzie konie przyspieszyłyby nasz marsz niemal czterokrotnie, a sami bylibyśmy mniej zmęczeni. Droga może nie była uciążliwa, ale długa. Postanowiłem spytać o to Arto.
-Sferoznawco… Nurtuje mnie jedno pytanie dotyczące tej wyprawy…
-Słucham.
-Otóż, dostaliśmy wytyczne aby nie zabierać ze sobą koni. Właściwie dlaczego? Już dawno dotarlibyśmy do celu gdyby nie brak wierzchowców…
-Dobre pytanie, Varnanie. Jednak odpowiedź jest dość prosta. Konie są zbyt wrażliwe na otoczenie. Potrafią wyczuwać niektóre sfery, jednak jest to dla nich źródłem strachu. Myślisz, że utrzymałbyś konia, gdy mieliśmy do czynienia z karłotami?
-Nie wątpię… nie utrzymałbym. Jednak po relacji uchodźców po prostu zostawiłbym je na skraju lasu, gdybym szedł wybadać sytuację.
-To prawda, jednak tam, dokąd zmierzamy rumaki nie mogą pójść z nami…
-Więc, cóż za problem aby przed owym miejscem je wypuścić?
-Chcesz tak bez powodu, tylko dla własnej wygody skazać niewinne istoty na zagładę? Wiem, że to może w twoim stylu, najemniku, jednak zapewniam cię, że nie w moim.
-Wierzę – odparłem chłodno. Ach te ideały.
-Szybsze dotarcie do celu nie przysporzy nam żadnych korzyści. Myślę, że dalsze roztrząsanie tej sprawy nie ma sensu.
-Racja.
Na tym skończyła się ta krótka wymiana zdań. Może i sferoznawcy mają nieelastyczny kręgosłup moralny, jednak wiedzą co się z czym je.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[panowie drodzy... trochę zaangażowania... rozumiem, że część z Was ma matury, ale chyba nie wszyscy w tym roku wyruszają na studia... a gra już od dwóch weekendów stoi w miejscu...:/]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie liczyłam godzin ani dni od kiedy wyruszyliśmy z obozu. Więkoszość członków naszej małej drużyny miała swoje zajęcia , oprócz mnie , jako jedyna nie miałam nic do roboty. Chodziłam śladami innych członków drużyny , próbując wdać się w rozmowę z niektórymi którym mogłabym ufać - w szczególności Arto ,który chyba najcieplej traktował płeć piękną w drużynie. Plątałam się na tyłach ,chcąc by ktoś ze mną porozmawiał - lecz i na to liczyć nie mogłam. Arto był zajęty studiowaniem swojej mapy razem z drugim magiem. Krasnoludy na przodzie , z kuflem piwa i z pianą na długich świwych brodach. Podróżowaliśmy tą leśną ścieżką aż do zmierzchu który dał się we znaki . Lorath , ten którego fach nie szczyci się najwyższą populacją wśród elfów ,za to u ludzi , jest on nadto popularny co niszczył ich reptację wśród wszystkich ras świata , słyszał dziwne dźwięki , wycie wilków , skrzek kruków. Starałam ukrywać swój strach iluzją czy innymi sztuczkami magicznymi ,lecz na wiele pozwolić sobie nie mogłam , poważne zakęcia mogły wyssać ze mnie wszystkie moce ,a to do walki jest niezbędne. Rozglądałam się niepewnie po krzakach , drzewach , gdy nagle na moim ramieniu spoczęła dziwnie znajoma ręka. Wzdrygnęłam się i obróciłam się kurczowo.

- Arto! Przestraszyłeś mnie! Nigdy więcej tego nie rób bo... - nie dokończyłam.

Arto uśmiechnął się ciepło. Odtąd maszerowaliśmy obok siebie , lecz sferoznawca musiał czasami wychodzić naprzód drużyny skonsultować się z innym sferoznawcą na temat drogi . Arto był naprawde miłym człowiekiem , opowiadał mi historie ze swojego dzieciństwa , rozśmieszał zabawnymi żartami na temat krasnoludów , czy ironicznie wypowiadał się na temat swojego talentu magicznego . Podróżowaliśmy my tak powoli naszą kompanią gdy nagle jeden z krasnoludów podniósł ręke i postawił kufel piwa na ziemię.

- Słyszę coś... - zawiadomił Khar.
- Ty , po tylu kuflach korznnego piwa to możliwe , nie dziwie się... - powiedział Lorath i nagle wykonał kurczowy ruch w stronę Agrotha - faktycznie ,coś tam w lesie gra.
- Może puszczyk? - rzucił Varnan - często wydają takie dźwięki o tej godzinie.
- To coś jakby niedźwiedź - zabłysnął Książe Arathorn Hummeriev II - krasnolud - często widzimy takie w naszych górach.

Nagle las rozbłysł zielonym światłem ,zupełnie jak w bajkach opowiadanych dzieciom. Jeden z krasnoludów ,chwcił rękojeść miecza. Lorath wyjął z pochwy krótki sztylet. Varnan ułożył sztrałe na cięciwie. Wystrzelił w stronę światła - żadnego ryku. Strzała najwyraźniej nie trafiła. Bałam się ,więc panicznie zaczęłam układać w myślach formułki czarów i poczułam ...że trzymam Arto za ręke. Zorientowałam się , natychmiast ją puściłam i podbiegła na przody. Złożyłam ręce do "Potoku" czaru który wystrzeliwuję strumieniem czystej energii - skoncentrowałam sie i wystrzeliłam w stronę lasu . Żadnego ryku ani zawodu ... Usłyszeliśmy tylko krótki zawodzący lament.

Z lasu wyłoniła się płacząca kostucha dzierżąca zardzewiałą kosę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie cierpię nieumarłych! Zawsze napawali mnie lękiem. Ten lament boleśnie świdrował moje uszy, rozbrajał wewnętrznie - nie mogłem w ogóle się skoncentrować.
Zebrałem się w sobie, nosem wciągnąłem mroźne powietrze, wyczuwając jedną z moich ulubionych sfer - lód. Wykonałem kilka ruchów dłońmi w powietrzu - wokół zjawy trawa zamarzła, w każdej chwili mogę dokończyć zaklęcie i zrobić z kostuchy sito soplami lodu. W takim stanie przygotowania zerkałem co chwila na resztę drużyny - wszyscy byli zaskoczeni i w chaosie i zawierusze przygotowywali oręż, oprócz Arto i Sarene - ona przykuła moją uwagę. Czułem instynktownie, że jest wyczerpana. Zastanawiałem się nad tym zbyt długo, kostucha zdążyła wyjść z pola rażenia zaklęcia, zdekoncentrowałem się i to wystarczało, by jej lament znów poraził moje uszy... poczułem się, jakby uderzyła we mnie jakaś fala - zachwiałem się, zacząłem rozpaczliwie machać rękami, którym nie zdążyłem kazać zaprzestać tworzenia pułapki, dzięki czemu na wszystkie strony posypały się okruchy lodu, na szczęście zbyt małe, by kogokolwiek zranić. Przewróciłem się i przywaliłem potylicą prosto w kamień - ból zamroczył mnie na amen. Nie wiem, jak długo leżałem, nie wiem też, co działo się z innymi - mam dziurę w pamięci, a świadomość wróciła mi w środku dnia - nie wiem też, czy to w ogóle dzień, czy jestem w jakimś lochu z pochodniami, a może jestem już po drugiej stronie... chyba nie, bo tył czaszki dalej niemiłosiernie mnie boli. Odruchowo zerwałem się z ziemi, chcąc dalej walczyć, ale jak energicznie się podniosłem, tak ból momentalnie przywrócił mnie do poziomu. Czy ja umarłem? Czy tak wygląda druga strona? Było tyle pytań, a ja nie mogłem otworzyć ust - musiałem dostać jakiegoś paraliżu. Przed oczami wszystko mi wiruje i świeci... próbowałem dłuższą chwilę zebrać siły i skupić wzrok na jednym punkcie, ale nie udało mi się. Zasypiam albo umieram. Do jasnej cholery, nie wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę stałem jak wryty. Nieziemska postać dzierżąca kosę niemal mnie sparaliżowała. Mimo, iż groza narastała przez ostatnie minuty, nagle się zdekoncentrowałem. Arto użył swoich zdolności aby nas uspokoić, choć w ostateczności wszyscy złapaliśmy za broń, co kto miał pod ręką. Przekaz od sferoznawcy układał się w mojej głowie nie jako obrazy, czy słowa, jednak zrozumiałem od razu.

"Czekaj! Ale bądź w pogotowiu"

Najmniej skupiony wydawał się być Argoth. Wodził wzrokiem od członków drużyny do tajemniczej postaci. Układał ręce w znak czaru ofensywnego. Nie wiem jaki to był czar jednak jego skutek już po chwili odczuliśmy wszyscy. Argoth zachwiał się i zaraz obok sunącej istoty nastąpił lekki wybuch. Na wszystkie strony poleciały ostre igiełki lodu. Istota z kosą szarpnęła swą zardzewiałą bronią i powaliła sferoznawcę, który stracił przytomność. W tym samym momencie Arto krzyknął donośnie
-Dość!
Wyglądał na bardzo skupionego, pogrążonego w magicznym półtransie. Lament kostuchy ustał. Wszyscy czekali na to co się stanie. Choć nie wszyscy dostatecznie długo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

1. Imię: Terion
2. Wiek: 30 lata
3. Płeć: Mężczyzna
4. Rasa: Elf
5. Klasa: Druid
6. Kilka cech temperamentu: tajemniczość, zawziętość, opanowanie, ciepliwość
7. Wygląd postaci: Białe długie włosy, duże szpiczaste uszy, wyraźne niebieskie oczy z białymi wzorkami dookoła, wysoki, szczupły, zielona szata maga, magiczna różdzka z drewna dębu.
8. Historia postaci (niewymagane):

Kontakt (GG i/lub e-mail): 140864 - gg

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[nie chcecie pisać za siebie to zrobię to za Was :P]

Wszyscy czekali w napięciu. Gdy nieznośny wrzask przebrzmiał, zapadła głęboka cisza. Ciszę przerwał nagle Arathorn Hummeriev wydając z siebie przeciągły ryk. Widać długo się powstrzymywał przed reakcją, jednak odruch samozachowawczy musiał wziąć górę. W ruch poszedł topór krasnoluda, który wywijał nim przecinając powietrze przed cofającą się postacią. W końcu topór i kosa zetknęły się. Efekt był niespodziewany. Spróchniały drzewiec broni należącej do dziwnej istoty, wyglądający co najmniej na niesolidny i nietrwały zatrzymał szaleńczy atak bojowego krasnoludzkiego topora. Co więcej, Arathorna odrzuciło i upadł on na plecy ponad dwa metry od miejsca, w którym stał uprzednio.

- Stop! - wrzasnął podirytowany Arto - ona nie chce walczyć! Opuśćcie broń!

Zgodnie z rozkazem choć niechętnie opuściliśmy broń. Sarene rozluźniła się trochę i opuściła rozjarzone energią dłonie. Argoth leżał z boku, nieprzytomny. Arathorn powoli zbierał się z ziemi otrzepując swoją drogą kolczugę.

Arto wystąpił przed szereg i ułożył dłonie w spokojnym geście skierowanym w stronę istoty. Przez chwilę patrzył na kostuchę, która znów zaczęła cicho lamentować, po czym odwrócił się i przemówił już spokojnym głosem:

-To Mirrana. To istoty, które od wieków strzegą tej ścieżki. Mirrany nie znają wspólnego, jednak potrafią bardzo dokładnie wyczuwać i interpretować emocje zawarte w słowach, także uważajcie, na to co mówicie. Może się to skończyć bardzo nieprzyjemnie o czym przekonali się zarówno Argoth jak i Arathorn. Mirrana sama zadecyduje czy będziemy mogli iść dalej. Wymaga to jednak pewnego rytuału, któremu każdy... ekhm, przepraszam każde z nas - dodał rzucając wymowne spojrzenie na Sarene - musi się poddać. Mamy kilka opcji: możemy poddać się rytuałowi i zdać się na łaskę lub niełaskę Mirrany, możemy odejść i poszukać innej drogi, albo walczyć, czego wolałbym uniknąć bo w tym starciu większość z was nie ma żadnych szans, a reszta ma niewielkie. - całość wymówił beznamiętnym tonem. Zjawa równie beznamiętnie lewitowała za jego plecami.

-Na czym polega ten rytuał? - zapytał przytomnie Lorath

-Pozwolimy zjawie wejść w nas umysł i zdecydować czy jesteśmy godni wkroczyć w te ziemie. Jest całkowicie bezboleśnie. Jeśli wszystko będzie w porządku i wszyscy zostaną poddani próbie to ruszymy jak tylko będziemy gotowi. Jeśli któregoś z nas nie przepuści to pójdziemy inną drogą. Chyba, że Mirrana wyczyta coś, co wcale jej się nie spodoba. Wtedy skończymy w najlepszym wypadku jak Argoth. - spojrzał na sferoznawcę, który wciąż leżał nieprzytomny na ziemi.

-Nic mu nie jest? - spytałem - nie wygląda na martwego ani rannego.

-Nie, nic mu nie jest. - odparł Atro - sytuacja trochę go przerosła i przesadził z kumulacją sfery. - dojdzie do siebie za jakąś godzinę choć jak się obudzi to przez pewien czas będzie miał halucynacje, ale wszystko będzie w porządku. To jak robimy, bracia?

Lament narastał z każdą sekundą.

-Co to za wycie? - spytała Sarene zasłaniając uszy.

-To język Mirrany. Niecierpliwi się i chce abyśmy podjęli już decyzję. Ja jestem za poddaniem się próbie.

-Ja też - powiedziałem szybko nie mogąc znieść narastającego hałasu.

...

[nie wiem, coś opornie idzie nam ta gra, może zadeklarujcie się, czy będziecie dalej pisać, to jak coś to oszczędzicie mi zachodu i ciągłego zaglądania czy nic nowego nie ma. A też nie chcę pisać sam do siebie w nieskończoność...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 01.06.2008 o 12:35, Gufs napisał:

dziękuję! wszyscy jesteście wspaniali!


No chyba się już nikomu nie chce. Albo ja byłem tak słabym mistrzem gry. Niewypaliło. Szkoda...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 01.06.2008 o 12:43, YahooPL napisał:

No chyba się już nikomu nie chce. Albo ja byłem tak słabym mistrzem gry. Niewypaliło.
Szkoda...


Zawsze można spróbować reaktywować. ;) Ja się do winy przyznaję - najpierw miałem problemy z poprzednim kompem, a przy nowym już była w temacie cisza... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 01.06.2008 o 12:49, Adham napisał:

Zawsze można spróbować reaktywować. ;) Ja się do winy przyznaję - najpierw miałem problemy
z poprzednim kompem, a przy nowym już była w temacie cisza... :(


Po co reaktywować? Napisz po prostu coś dalej i zobaczymy czy inni też się dołączą. no chyba, że wybitnie Wam fabuła nie pasuje to jakiegoś nowego mistrza gry można znaleźć :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Heh, ten wątek miał już z 10 reaktywacji ;>. Ale róbcie co chcecie - ja może się podłączę, zależy jak z czasem, bo ostatnio mam go trochę więcej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 01.06.2008 o 12:52, YahooPL napisał:

Po co reaktywować? Napisz po prostu coś dalej i zobaczymy czy inni też się dołączą. no
chyba, że wybitnie Wam fabuła nie pasuje to jakiegoś nowego mistrza gry można znaleźć
:)


o.O ja bym nie zmieniał Mistrza Gry tylko fabułę, która niestety mi nie spasowała i tak słabo się przez to udzielałem ;/ Jeżeli ktoś miałby ochotę ją zmienić to ja się chętnie dołączę ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cóż szczerze przyznam,że fabuła też mi nie pasowała i poza tym źle wczułem się w postać przez co mało pisałem ;d

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować