Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

Jozeph jechał przez miasto w stronę portalu i patrzył na wiwatujących ludzi.
- Ciekawe po co tu wszyscy przyszli? - pomyślał - Kochają robić coś z niczego, węszyć sensacje na kilometr. Całe miasto będzie o tym plotkować przez tydzień. To wszystko bez sensu.
Jozeph był świetnym magiem zaprawionym w wielu bojach. Niedawno jednak jego moc osłabła, choć nadal był bardzo potężny. Winą za to obarczał wszystkich i wszystko oprócz oczywiście siebie. Przez cały czas był w złym humorze.
- Ciekawe po co jedziemy do tego lasu - powiedział i przekroczył szybko portal.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Yarr''Arrel wreszcie miał uczucie, że jest u siebie... w zasadzie to był to fakt.
- Wreszcie w domu. - powiedział z uśmiechem do Walgierza, który lekko otumaniony próbował dojść do siebie, po tym incydencie z portalem. - Jeśli chcesz, drogi przyjacielu, to pokażę Ci ciekawe miejsce.
- Tia... - mruknął ponuro Walgierz. - Jakie to miejsce?
- Lokal z trunkami. - elf zatarł dłonie.
Walgierz jakby się ożywił.
- Gospoda znaczy się?
- Nie, nie gospoda, Walgierzu. - odparł Yarr''Arrel. - Lokal.
- To jak nie gospoda, to kicha. - Walgierz znowu się naburmuszył.
- Chodź za mną. - kapłan ruszył ku sporej wielkości drzewu, które swoją drogą przypominało baobab. - Nie pożałujesz.
- Tia... - Walgierz był z tych wątpiących, ale ruszył za kompanem.
Lokal faktycznie nie był gospodą. Nie był też karczmą, ni szynkiem. Jeśli istniała jakaś inna nazwa, to na pewno Walgierz jej nie znał. Kapłan usiadł za stołem i poprosił o wino.
- Na Twoim miejscu spróbowałbym jabłkownika. - powiedział Yarr''Arrel. - I nalewki z jałowca.
- To jak jałowcówka? - spytał Walgierz, który wprawdzie był przyzwyczajony do innych "lokali", ale tu zaczynało mu się podobać.
- Spróbujesz, to będziesz wiedział. - elf uśmiechnął się od ucha do ucha... spiczastych obu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 19.03.2006 o 22:59, skyler napisał:

Spojrzał na Walgierza, który ostawał trochę od grupy i zapytał:
- Czyżby dzisiejsze trudy wczorajszego pobytu w karczmie jeszcze nie ustąpiły?
Nie doczekał się jednak odpowiedzi. Uznał, że wyraz twarzy Walgierza mówił sam za siebie.

Zdziwił się jednak, bo wyraz napięcia zniknął z twarzy krasnoluda, gdy ten ulżył sobie siarczystym pierdnięciem... :P
- Zwolniłem dla waszego dobra - dodał rechocząc i obserwując ze złośliwym uśmiechem spadajacą z drzewa wiewiórkę. I jeszcze jedną...
- Dobra - mruknął.
Zatrzymał się i wyjął z plecaka gąsiorek miodu. Łyknął potężnie i twarz przeciął mu szeroki, błogi uśmiech - Przedni dwójniaczek...
Zarzucił na ramię toporzysko i podjął marsz. Młot pozostawił w jukach, bo nie chciało mu się żelastwa dźwigać. Strasznie go irytował fakt, że wedle powszechnych wyobrażeń Król Góry musiał cały czas wymachiwać wielkim młociskiem... Walgierz zdecydowanie przedkładał rany cięte nad miażdżone...
Jako się rzekło, podjął marsz, a sporą część tchu odbierało mu marudzenie na temat drzewolubów, zieleniny i zafajdanych magików...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

DonCarleone był prostym żołnierzem o imieniu DonCarleone. Służył w najzwyklejszej armii, nie była to ani gwardia cesarska, ani ochrona królewska. Walczył często w pierwszym szeregu z pieśnią na ustach(najczęściej "uciekajcie, wszystkich nas zabiją") w regularnych bitwach na północy Loarderonu. Nie raz był ranny, nie raz uciekł z pola walki, jednak dotąd jeszcze nikt nie skrócił jego skromnej osóbki o głowę. Pewno popełnił błąd, bo ktoś taki jak on wprowadza więcej niepotrzebnej paniki i pogarsza i tak słabe morale wojsk przymierza, a wcale a wcale nie jest w stanie zagrzać nikogo do boju. Ale może dowództwo ma wobec niego jakieś tajne plany? Bzdura. DonCarleone był tępakiem, niedouczonym obibokiem, któy w czasach swojej młodości nie nauczył się nawet sztuki czytania i dotąd tego żaluje. W jego rodzinie ceniono oszczędne wyrażanie się, nikt nie dbał o rozwój języka i retoryki swojego podobiecznego. Dlatego wyrósł na chama, naturalnie bez podejścia do kobiet i umiejętności rozmowy z nimi, i jedyną jego drogą zyciową była możliwość wstąpienia do wojska. DonCarleone musiał tak zrobić i niedługo przekona się, jak niebezpieczna i głupia, z perspektywy czasu, stanie się ta decyzja...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zaknafein próbował wśro swojego oddziału znaleźć jakiegoś paladyna jednak mu sie to niestety nie udało:
- No cóż... - pomyślał... - w tak ciężkich czasach trudno znaleźć prawdziwie wierzących. Zresztą paladyni biorą udział we wszystkich większych bitwach i to w pierwszych liniach, moze to przez to jest nas tak mało ? Taki tryb życia nie wróży nikomu z nas długiego żywota. - Jednak paladyn patrząc na swój oddział stwierdził, że być może są wśród nich równie silni wiarą i nadzieją co i paladyni. Zresztą mieli tu stanowić jednynie oddział pomocniczy, więc chyba nie szykowało się nic większego/ Paladyn postanowił porozmawiać z chyba najbardziej pokrewną duszą - z kapłanem. Co prawda był to elf, ale cóż to znaczyło. Czy człowiek i elf nie mogą być przyjaciółmi. Znając naturę ludzi elfy raczej w to wątpiły. Mimo wszystko warto było z kimś porozmawiać. Uczucie samotności w armii pojawiało się zbyt często:
- Witaj Yarr''Arrel, jestem Zaknafein Devilfish, paladyn w służbie Lordearonu. Co sądzisz o naszej misji ??

[To ja też dodam swój portret, w pełnym rynsztunku :]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

****
To tak na szybko - tak wygląda moja postać [sorki za marną jakość skanu, ale późno już i nie miałem czasu na większą zabawę w rysowanie i skanowanie ;P].

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zmęczony wyczerpującym marszem kapitan nie miał ochoty siedzieć do późna przy ogniskach. Udał się więc pospiesznie do swego namiotu, gdyż wiedział, że tam czeka już na niego beczułka wina. Przystawił usta i pociągnął łapczywie kilka razy.
-No teraz dużo lepiej się zaśnie-powiedział sam do siebie.
Wyjrzał jeszcze przed namiot aby sprawdzić czy straż jest na posterunku.
-Wszystko w porządku?
-Tak jest, kapitanie-odpowiedział cicho strażnik.
-To dobrze. Budźcie mnie jutro tylko nie za wcześnie-powiedział i wszedł do namiotu.
Straszny ten las-pomyślał przymykając powieki i powoli zasnął.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Glizzdor, krzepki krasnolud z łysą głową i długą brodą zaplecioną w warkocz z zasady spał długo. Ale tym razem dwie rzeczy sprawiły, że tak się nie stało. Po pierwsze, wczoraj w przeciwieństwie do Walgierza nie przesadzał z miodem, mając na uwagę dzisiejszy marsz. Po drugie, nawet gdyby chciał spać, wspomniany już Walgierz uniemożliwiał mu to głośnym chrapaniem, przeplatanym soczystymi beknięciami. (;P)
- Eeech, nie ma co się mu dziwić. W końcu krasnolud. - mruknął Glizzdor i przeciągle ziewnął. Przewracając się na długi bok zauważył nie opróżnioną do końca butelkę dwójniaczku należacą zapewne do Walgierza.
- Co mi szkodzi... - powiedział i łyknął - Mmmm... niezły. Zresztą przyda mi się jakieś zadośćuczynienie za nieprzespaną noć - rzekł, opróżnił butelkę do końca i rzucił nią, celując w plecy Walgierza. Po przeciągłym jęku, przerywającym głosne chrapanie, dowiedział się że trafił.

[Walgierz nie bierz mi za złe tego rzutu, taki fabularny ;P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Straż obudziła kapitana trochę wcześnij niż się spodziewał, mimo to ochoczo wyszedł przed namiot powitać nowy dzionek. Niejako po drodze wziął z kąta beczułkę i opróżnił jej zawartość.
- Wszystko jest dla ludzi-powiedział do siebie- a i od razu się lepiej myśli.
Miał teraz okazję rozejrzeć się po okolicy do której przybyli późną porą, więc nie miał okazji przyjrzeć się otoczeniu. Przechodząc obok dopalającego się ogniska zobaczył "zwłoki" dwóch niewysokich, zarośniętych[:D] ale jakże walecznych towarzyszy podróży. To Walgierz i Glizzdor leżeli, z wyraźnie widocznym zadowolnmiem na twarzy. Niechcąc ich wyrwać z tego błogiego stanu kapitan przeszedł obok i udał się na skraj obozowiska.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Devilfish obudził się jak zwykle dosć wcześnie. Zjadł skromne śniadanie, po czym jeszcze bez zbroji, zabrał swój miecz i wybrał jedno z większych drzew do porannego treningu. Zaczął z obu stron okładać spore drzewo, które już po kilku dniach wylądowało na ziemi:
- Nieźle. - podsumował. - Oby tak dobrze szło podczas bitwy. O ile jakaś będzie. - Następnie paladyn wrócił do obozu, zebrał ekwipunek, założył zbroję i czekał aż obudzi się reszta. Z krasnoludami mógł być jednak pewien problem. Po wczorajszym pobycie w karczmie mogli mieć pewne zaburzenia ruchu... i kłopoty z pamiecią, koncentracją... Z drugiej strony to była dla nich normalka.

[Informatyka... ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.03.2006 o 06:26, glizda101 napisał:

- Co mi szkodzi... - powiedział i łyknął - Mmmm... niezły. Zresztą przyda mi się jakieś zadośćuczynienie za nieprzespaną noć - rzekł, opróżnił butelkę do końca i rzucił nią, celując w plecy Walgierza.
Po przeciągłym jęku, przerywającym głosne chrapanie, dowiedział się że trafił.

Walgierz ziewnął przeciągle i przeciągnął się. Podrapał się po rozczochranej brodzie i mlaskając szukał ręką butelki którą sobie przygotował "na rano". Nagle zmacał coś, co bardzo mu się nie spodobało. Butelka owszem była, ale próżna...
- Arrrrrrrghhhh!!! - wrzasnął krasnolud - Kto, do licha, wyżłopał mój miodzik?!!! A żeby tak go mrówki oblazły!!!
Dwóch rzeczy walgierz nie znosił najbardziej. Gdy ktoś dotykał jego topora i gdy dobierał się do jego ulubionego napitku...
Wściekłość krasnoluda lekko przybladła gdy jego wzrok padł na leżącą w pobliżu butelkę z jałowcówką.
- Jak się nie ma co się lubi... - mruknął i podszedł do znaleziska. Kilka chwil później słychać było tylko przełykanie. Gdy skończył, na jego twarzy nie było już gniewu.
- Na początek może być - podsumował - A teraz czas znaleźć coś lepszego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zaknafein lekko jeszcze usypiał, oparty o swój miecz półtoraręczny, gdy całkowicie obudziło go siarczyste bekniecie Walgierza. Po chwili usłyszał jeszcze:
- O tak, tak. Dobra ta jałowcówką. Błłłłeeeeeeeeeeeeeeeeeeeekkkkkkkk !!
Tak, paladynowi już się odechciało spać... i jeść też. Postanowił przejść sie na krótki spacer po tym przepięknym lesie elfów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.03.2006 o 11:23, DevilFish napisał:

Tak, paladynowi już się odechciało spać... i jeść też. Postanowił przejść sie na krótki spacer
po tym przepięknym lesie elfów.


Kapitan zobaczył idącego w swoją stronę Palladyna. Znał go tylko z opowiadań ale nie miał przyjemności osobiście spotkać.
-Witam czcigodnego Palladyna. Sława twoja wielka jest i rad jestem, że mogę uczestniczyć z taką znamienitą osobą w wyprawie. Znasz może te lasy okoliczne?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.03.2006 o 12:03, skyler napisał:

-Witam czcigodnego Palladyna. Sława twoja wielka jest i rad jestem, że mogę uczestniczyć z
taką znamienitą osobą w wyprawie. Znasz może te lasy okoliczne?


- Witam kapitanie, niestety jestem tu po raz pierwszy. I żałuję, że nigdy wcześniej nie odwiedziłem tych stron. Piękna okolica... i zapowiada się wspaniała pogoda. Co do mojej sławy... hmm... raczej sławny nie jestem. Jak wielu innych paladynów służę dla dobra Lordearonu, nie interesuje mnie sława. Może krótki spacerek przed dalszą podróża ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.03.2006 o 12:12, DevilFish napisał:

- Witam kapitanie, niestety jestem tu po raz pierwszy. I żałuję, że nigdy wcześniej nie odwiedziłem
tych stron. Piękna okolica... i zapowiada się wspaniała pogoda. Co do mojej sławy... hmm...
raczej sławny nie jestem. Jak wielu innych paladynów służę dla dobra Lordearonu, nie interesuje
mnie sława. Może krótki spacerek przed dalszą podróża ?


-Chętnie, zwłaszcza że lasy rzeczywiście przepiękne.
Uszli kikanaście kroków po czym kapitan rzekł
-Ciekaw jestem bardzo spotkania z Sylvanas. Czy rzeczywiście ona tak piękna jak głoszą wieści?
Z oddali znów było słychać głośne beknięcie Walgierza.
-Te krasnoludy są niemożliwe-uśmiechnął się kapitan

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Donowi nie pasowało towarzystwo. Same szychy, a na dodatek jeszcze było to kilku ważnych magów. Co oni tu robią? Do czego są tutaj potrzebni? Niech wracają do swojej twierdzy i zamkną się za jej murami, dotąd nigdy ich nie było gdy byli potrzebni, teraz poradzimy sobie bez nich. Myślą, że są nadludźmi. Trzeba ostudzić te ich zapały. Pewno sami stworzyli tę plagę w swoich labolatoriach, a teraz próbują ją zwalczyć i odsunąć winę od siebie. Jednak DonCarleone ich przejrzał. Nie pozwoli im tutaj realizować swoich zlowieszczych planów." Niejeden nie obudził się, bo miał nóż w plecach"- myślał żołnierz. Jeden ich fałszywy ruch i długo nie pożyją. Udadzą się do krainy nieszczęśliwych magów, tam gdzie ich miejsce. Z takimi nie ma się co cackać, bo wycackają nas... Radzę wam towarzysze postąpić tak samo i nie okazywać im swojej przyjaźni. Wykorzystają nas!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.03.2006 o 12:28, skyler napisał:

-Ciekaw jestem bardzo spotkania z Sylvanas. Czy rzeczywiście ona tak piękna jak głoszą wieści?
Z oddali znów było słychać głośne beknięcie Walgierza.
-Te krasnoludy są niemożliwe-uśmiechnął się kapitan.

- Może i tak, ale w końcu to nasi sprzymierzeńcy. Mimo swoich manier w walce są piekielnie dobrzy, to im trzeba przyznać. - Zak spojrzał na wyraźnie myślącego nad czymś Dona:
- Dołączysz do nas ? Idziemy rozejrzeć się po okolicy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.03.2006 o 13:46, DevilFish napisał:

- Dołączysz do nas ? Idziemy rozejrzeć się po okolicy.

Czemu nie. Trzeba rozprostować stare kości i przewietrzyć umysł. Może przy okazji przyjdzie mi coś nowego do głowy. A miecz także przydałoby się odkurzyć. To kiedy ruszamy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.03.2006 o 13:49, DonCarleone napisał:

Czemu nie. Trzeba rozprostować stare kości i przewietrzyć umysł. Może przy okazji przyjdzie
mi coś nowego do głowy. A miecz także przydałoby się odkurzyć. To kiedy ruszamy?

- O ile nam wiadomo pod wieczór mamy spotkać się z Sylvanas. A później... chyba tu zostaniemy, co ? Jesteśmy oddziałem pomocniczym, ale nie lubie siedzieć bezczynnie w jednym miejscu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się