Zaloguj się, aby obserwować  
conradzik

Jakie studia?

3948 postów w tym temacie

Dnia 03.04.2008 o 23:56, rob006 napisał:

Wiesz, u mnie jest nawet podobnie. Tylko że tu zależność jest trochę inna - przedmiot
jest trudny, trudno dostać z niego dobrą ocenę, więc ludzie wolą chodzić na wykłady,
żeby coś z niego wynieść. Ale nie zmienia to faktu, że przedmiot jest trudny i coś przyzwoitego
trudno jest z niego dostać. A na łatwe przedmioty nikt nie chodzi, no bo po co, jak z
samych notatek można dostać 5? Ja np opuściłem 3 wykłady z rzędu z analizy (zaj***ście
trudny przedmiot) i teraz jest masakra na ćwiczeniach, wcześniej jak chodziłem nie było
tak źle.


Bue, to chyba zależy od kierunku... na niektórych nie jest konieczne chodzenie na wykłady, bo wykładana jest wiedza tylko na zakucie ( jak np powiedzmy gospodarce przestrzennej, gdzie miałem przyjemność studiować ). Ale jak teraz patrzę po moim aktualnym kierunku ( telekomunikacja ) to niechodzenie na wykłady oznacza samobójstwo... Bo generalnie tendencja jest taka, że osoba niechodząca przedmiot powtarza :P Łatwiej zrozumieć techniczne rzeczy od gościa, który fachowo tłumaczy i wie, co mówi...

Btw, współczuję analizy... Sam przeszedłem przez dwa semestry i wiem, jaki to ból :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.04.2008 o 08:58, Mroczny Elf99 napisał:

Jakie mieliście przedmioty na pierwszym semestrze medycyny?? zawsze mnie to ciekawiło:)
i w ogóle gdzie studiujesz może w Poznaniu??


Ja w pierwszym semestrze miałem anatomie, chemie, embrilogie, histologie, wf i łacine. Studiuje w Gdańsku. W Poznaniu jeżeli dobrze kojarze to w pierwszym semestrze jest jeszcze Biochemia ale tam anatomia trwa 3 semestry.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 04.04.2008 o 14:30, shinian napisał:

Ja w pierwszym semestrze miałem anatomie, chemie, embrilogie, histologie, wf i łacine.
Studiuje w Gdańsku. W Poznaniu jeżeli dobrze kojarze to w pierwszym semestrze jest jeszcze
Biochemia ale tam anatomia trwa 3 semestry.

Przecież to musi być fascynujące:) Żałuję trochę mojego wyboru dotyczącego profilu klasy w Lo ale trudno teraz są studia i już nic nie zmienię.pozdro

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 04.04.2008 o 16:45, Mroczny Elf99 napisał:

Przecież to musi być fascynujące:) Żałuję trochę mojego wyboru dotyczącego profilu klasy
w Lo ale trudno teraz są studia i już nic nie zmienię.pozdro


Fascynujące? Zapewne spora część aspektów tak, ale na dłuższą metą jest to pewnie raczej męczące. W rozsądnych dawkach nie byłoby problemu, ale ilość informacji, które student medycyny (i nie tylko) musi przyswoić zdecydowanie odsuwa na daleki plan słowo ''fascynujące''.

A teraz z innej mańki - studenci są dla wykładowców czy wykładowcy dla studentów?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 05.04.2008 o 14:09, BridgeBurner napisał:

> Przecież to musi być fascynujące:) Żałuję trochę mojego wyboru dotyczącego profilu
klasy
> w Lo ale trudno teraz są studia i już nic nie zmienię.pozdro

Fascynujące? Zapewne spora część aspektów tak, ale na dłuższą metą jest to pewnie raczej
męczące. W rozsądnych dawkach nie byłoby problemu, ale ilość informacji, które student
medycyny (i nie tylko) musi przyswoić zdecydowanie odsuwa na daleki plan słowo ''fascynujące''.

A teraz z innej mańki - studenci są dla wykładowców czy wykładowcy dla studentów?


To i to bez nas nie było by uczelni :D a bez nich nas jako studentów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 05.04.2008 o 15:13, Mroczny Elf99 napisał:

ja myślę że studenci są dla wykładowców inaczej nie mieli by etatu... a my co na tym
korzystamy oprócz"bezcennej wiedzy"?


I bezcennego papierka :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.04.2008 o 14:55, BridgeBurner napisał:

Pacjent za pacjentem to chyba nie studia, a raczej po studiach. Chyba, że staż i specjalizacje
też uznać za element studiowania, to ok.

No u mnie trochę to inaczej wygląda. Od pierwszego roku daje sie pacjentów - najpierw do pogadanie (zebranie historii, rozwijanie zdolności komunikacyjnych etc.), potem tylko dodając do tego konkretne procedury medyczne. Na trzecim i czwartym roku normą są studenci robiący koronarografię.

Dnia 03.04.2008 o 14:55, BridgeBurner napisał:

Nie wspominam już tu o innym problemie, czyli o nepotyzmie na polskich akademiach medycznych.

To też nie do końca tak. Ja teoretycznie kontynuuję ''rodzinną tradycję'' ale w Polsce i tak nie miałbym szans na normalne studia, po których umiałbym coś robić. Z pewnością wiele bym wiedział, ale umiałbym tyle samo co inni kończący medycynę - grać w karty na sali stojąc w trzydziestym rzędzie od stołu operacyjnego, bo bliżej są wszyscy ważniejsi :/

Dnia 03.04.2008 o 14:55, BridgeBurner napisał:

A teraz z innej mańki - studenci są dla wykładowców czy wykładowcy dla studentów?

Zdecydowanie wykładowcy dla studentów. Poznałem oba podejścia, to drugie przynosi o wiele lepsze skutki zaczynając od skupienia sie na praktyce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 10.04.2008 o 13:54, Graffis napisał:

To też nie do końca tak. Ja teoretycznie kontynuuję ''rodzinną tradycję'' ale w Polsce
i tak nie miałbym szans na normalne studia, po których umiałbym coś robić. Z pewnością
wiele bym wiedział, ale umiałbym tyle samo co inni kończący medycynę - grać w karty na
sali stojąc w trzydziestym rzędzie od stołu operacyjnego, bo bliżej są wszyscy ważniejsi
:/


Jesteś na wymianie z Sokratesa czy mieszkasz na emigracji?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 10.04.2008 o 14:53, shinian napisał:

Jesteś na wymianie z Sokratesa czy mieszkasz na emigracji?

To drugie, od dwóch lat w Londynie, teraz na przerwie (po)świątecznej w Polsce ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

> To drugie, od dwóch lat w Londynie, teraz na przerwie (po)świątecznej w Polsce ;)

Ale ukończyłeś studia medyczne (?) czy przerwałeś z opisanego powyżej powodu? Pracujesz tam w wyuczonym zawodzie?

Chciałem też nawiązać do jednego z twoich poprzednich postów, w którym napisałeś: "w Polsce praktyki nie ma niemal wcale bez względu na kierunek studiów." Cóż z tym akurat zgodzić się nie mogę, ponieważ albo to ja mam takie szczęście, albo po prostu jest inaczej niż twierdzisz. W moim przypadku poza obowiązkowymi praktykami letnimi - ostatnio w Zakopanem, wkrótce w Międzyzdrojach - od pierwszego roku mamy dość ciekawy przedmiot: proseminarium. Jest to nic innego niż praktyczne poszerzanie naszej wiedzy - inwenteryzacje, sondy i ankiety (blee :), prezentacje, itp. Szczególnie ciekawe są inwenteryzacje. Składa się na nie szereg zadań, które musimy wcześniej wykonać, opracować i przedstawić. To raz, a dwa - nasze koło naukowe, które skupia naprawdę sporą liczbę osób odwala naprawdę kawał dobrej roboty. Organizujemy (2-3 w roku) konferencje międzynarodowe poświęcone teamctyce planowania przestrzennego i nie tylko. Na dniach wyjeżdżamy do Drezna, a w planach na obecny semestr jeszcze Berlin z Poczdamem i Hamburg. Wykonujemy również jak najbardziej poważną robotę - po ostatniej konferencji prezydent Zielonej Góry zlecił nam przeanalizowanie studium zagospodarownia przestrzennego Zielonej Góry z naniesiem ewentualnych poprawek - wszystko za jak najbardziej realną kasę.
Tak więc nie do końca mogę zgodzić się z Twoim stwierdzeniem, choć nie wiem jak sytuacja wygląda na pozostałych uczelniach - ja narzekać nie mogę ;)

edit: nie wiem, dlaczego nie uznało mi to za odpowiedź do posta :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

witam jestem przyszłorocznym maturzystą i mieszkam pod Łodzią... interesuję się bardzo ekonomią i matematyką, stąd też myślałem właśnie o kierunkach ekonomicznych - mam jednak dylemat: czy lepiej studiować w Łodzi, mieście, w którym nie ma typowej Akademii Ekonomicznej, jak to ma miejsce np. w Krakowie, Wrocławiu lub Poznaniu i spróbować swoich sił na wydziale na UŁ, który coraz wyżej pnie się w przeróżnych rankingach uczelni, czy lepiej wyjechać na studia do innego miasta ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 10.04.2008 o 13:54, Graffis napisał:

To też nie do końca tak. Ja teoretycznie kontynuuję ''rodzinną tradycję'' ale w Polsce
i tak nie miałbym szans na normalne studia, po których umiałbym coś robić. Z pewnością
wiele bym wiedział, ale umiałbym tyle samo co inni kończący medycynę - grać w karty na
sali stojąc w trzydziestym rzędzie od stołu operacyjnego, bo bliżej są wszyscy ważniejsi


Szanse pewnie być miał, ale mniejsze i na dziwnych zasadach. W Polsce też jest wielu świetnych specjalistów i wielu ich tu pewnie jeszcze zostanie ''przeszkolonych'', ale ogólnie system momentami jest dość zepsuty. Z tego, co słyszałem - w Szwecji jest tak, że student nie może studiować czy pracować w tym samym mieście, co jego nabliższy krewny. U nas też przydałyby się jakieś systemowe zabezpieczenia. Często pewnie jest tak, że dzieci lekarzy rzeczywiście są dobrymi studentami i potem lekarzami, ale lepiej uniknąć wszelkich podejrzeń.

A co do praktyki - czasem na studiach jest jej dość sporo, ale efekty daje kiepskie. Ja miałem praktyki nauczycielskie i trochę musiałem się do szkoły nachodzić (najpierw obserwacje, a potem już nauczanie) i tu sporo zależało od tego, do kogo się trafiło. Była to bardzo cenna lekcja, ale też dość ograniczona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 10.04.2008 o 19:30, conradzik napisał:

Ale ukończyłeś studia medyczne (?) czy przerwałeś z opisanego powyżej powodu? Pracujesz
tam w wyuczonym zawodzie?

Studiuję medycynę, pracuję też, ale to raczej kosztem czasu wolnego ;)

Dnia 10.04.2008 o 19:30, conradzik napisał:

Chciałem też nawiązać do jednego z twoich poprzednich postów, w którym napisałeś: "w
Polsce praktyki nie ma niemal wcale bez względu na kierunek studiów." Cóż z tym akurat
zgodzić się nie mogę, ponieważ albo to ja mam takie szczęście, albo po prostu jest inaczej
niż twierdzisz.

Opieram sie na tym co znam z własnych i znajomych doświadczeń oraz porównując to z tym jak moje studia wyglądają teraz. I zgadzam sie, że w Polsce istnieje wiele szans na to by sie wybić i zająć praktyką już w czasie studiów. Jest to to jednak najczęściej działalność ponadplanowa, którą student musi sobie w dużym stopniu sam zorganizować. Program polskiego szkolnictwa wyższego skupiony jest raczej na tym, by student wiedział, dopiero potem umiał. Poza programem można wiele, ale w jego obrębie o wiele mniej. Najczęściej przyczyną jest (1) stara kadra żyjąca jeszcze w czasach poprzedniego systemu, gdy panowały zupełnie inne zasady oraz (2) brak pieniędzy. Polskie uczelnie jeszcze nie zrozumiały tego, że by uczyć trzeba mieć za co a do tego niezbędni są bogaci sponsorzy. Kontrakty, gdy studenci podejmują konkretną pracę naukową dla wielkich światowych koncernów - sami sie uczą, koncern za małe pieniądze ma dostęp do zasobów akademickich, a uniwersytet kosi kasę. Z tego bierze sie rozwój. To wymaga jednak przełamania niepisanej, a pokutującej zasady, że to student jest dla profesora, a nie oni dla siebie nawzajem.
Oczywiście zmienia się to, jednak wciąż za wolno i zbyt mało zdecydowanie - przede wszystkim gdy porówna się to ze światową tendencją.

@ BridgeBurner

Dnia 10.04.2008 o 19:30, conradzik napisał:

Często pewnie jest tak, że dzieci lekarzy rzeczywiście są dobrymi studentami i potem lekarzami, ale lepiej
uniknąć wszelkich podejrzeń.

Najczęściej jest tak, że to właśnie dzieci ''ze środowiska'' powinny się za to zabierać. Dlaczego? Bo do takiej pracy potrzeba nie tylko wiedzy i umiejętności, ale i bardzo specyficznych cech psychicznych. Osoba spotykająca sie ze światem medycznym od strony kulis po raz pierwszy na studiach musi sie do tej nowej rzeczywistości dostosować - ''lekarskie dziecko'' już tam żyje. I nie jest to nepotyzm jakiś, ale zwyczajny proces socjologiczny. Jest większe prawdopodobieństwo zainteresowania się profesją niewdzięczną i trudną jak medycyna, gdy widzi sie ją na co dzień i żyje się w jej świecie. O wiele trudniej się do tego przekonać i dostosować do panujących zasad, gdy trafia się z zewnątrz - również ze względu na to jakie takie osoby mają oczekiwania i założenia odnośnie pracy lekarza. U mnie na roku jest niewiele osób nie mających w najbliższej rodzinie lekarzy i nikogo to tam nie bulwersuje. Nie wprowadza sie też niedemokratycznych i idiotycznych przepisów jak te w Szwecji. Każdy ma prawo pracować tam gdzie chce i z kim chce - niech tylko dobrze tą pracę wykonuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.04.2008 o 14:06, Graffis napisał:

Najczęściej jest tak, że to właśnie dzieci ''ze środowiska'' powinny się za to zabierać.
Dlaczego? Bo do takiej pracy potrzeba nie tylko wiedzy i umiejętności, ale i bardzo specyficznych
cech psychicznych. Osoba spotykająca sie ze światem medycznym od strony kulis po raz
pierwszy na studiach musi sie do tej nowej rzeczywistości dostosować - ''lekarskie dziecko''
już tam żyje. I nie jest to nepotyzm jakiś, ale zwyczajny proces socjologiczny. Jest
większe prawdopodobieństwo zainteresowania się profesją niewdzięczną i trudną jak medycyna,
gdy widzi sie ją na co dzień i żyje się w jej świecie. O wiele trudniej się do tego przekonać
i dostosować do panujących zasad, gdy trafia się z zewnątrz - również ze względu na to
jakie takie osoby mają oczekiwania i założenia odnośnie pracy lekarza. U mnie na roku
jest niewiele osób nie mających w najbliższej rodzinie lekarzy i nikogo to tam nie bulwersuje.
Nie wprowadza sie też niedemokratycznych i idiotycznych przepisów jak te w Szwecji. Każdy
ma prawo pracować tam gdzie chce i z kim chce - niech tylko dobrze tą pracę wykonuje.


Czyli co - mamy promować lekarski chów wsobny? Twierdzisz, że wszystkie przypadki promowania osób ze swojej rodziny są chwalebne i poprawne? Mi chodzi właśnie o sytuacje, w których miejsca na danej katedrze czy w instytucie zajmują sami ''znajomi królika'', czyli rodzinka bliższa i dalsza. Powinny być jasne i przejrzyste mechanizmy przyjmowania, tak żeby nie było wątpliwości, że ktoś przyjmowany za wyniki, a nie za nazwisko. Inaczej sytuacja wygląda, gdy ojciec weźmie syna czy córkę do prywatnej kliniki czy firmy. Jego podwórko, jego zasady. Tutaj jednak wchodzą w grę pieniądze podatników, więc przejrzystość powinna być. Ale sprowadza się do tego, że właśnie ma dobrze tą pracę wykonywać dobrze, a nepotyzm często prowadzi do promowania średniactwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 10.04.2008 o 19:35, Tomicha napisał:

witam jestem przyszłorocznym maturzystą i mieszkam pod Łodzią... interesuję się bardzo
ekonomią i matematyką, stąd też myślałem właśnie o kierunkach ekonomicznych - mam jednak
dylemat: czy lepiej studiować w Łodzi, mieście, w którym nie ma typowej Akademii Ekonomicznej,
jak to ma miejsce np. w Krakowie, Wrocławiu lub Poznaniu i spróbować swoich sił na wydziale
na UŁ, który coraz wyżej pnie się w przeróżnych rankingach uczelni, czy lepiej wyjechać
na studia do innego miasta ?

Jeśli myślisz o studiach ekonomicznych to Akademia Ekonomiczna w Poznaniu wydaję się najlepszym rozwiązaniem. na wydziale Ekonomii jest wiele ciekawych specjalności które wybierasz bodajże po pierwszym semestrze. Na maturze punktują ci Język obcy( rozszerzony)+do wyboru jeden z 4 przedmiotów matematyka geografia historia albo fizyka również rozszerzenie. rywalizacja każdego roku jest duża jednak to naprawdę dobra uczelnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.04.2008 o 20:10, BridgeBurner napisał:

Twierdzisz, że wszystkie przypadki promowania osób ze swojej rodziny są chwalebne i poprawne?

Nie, ale ograniczanie tego w sposób sztuczny zakończy sie tak samo jak wprowadzanie równouprawnienia na uczelniach przez ustalenie ile procent przyjętych na rok to kobiety, a ile mężczyźni. Zawsze powinni dostawać się ci, którzy są najlepsi, a w tej konkretnej dziedzinie, jaką jest medycyna, osoby już z tym związane mają łatwiejszy start nie tylko ze względu na mniejsze wymagania. Właściwie ze znanych mi przypadków (a jest ich sporo) o wiele więcej dotyczy bardziej surowego i często niesprawiedliwego traktowania ''dzieci znajomych''. Oczekuje się, że będą godnie reprezentować rodziców, mniej i rzadziej sie wybacza, a egzaminy ustne potrafią być prawdziwym piekłem.
Mi chodzi właśnie o sytuacje, w których

Dnia 12.04.2008 o 20:10, BridgeBurner napisał:

Inaczej sytuacja wygląda, gdy ojciec weźmie syna czy córkę do prywatnej kliniki czy firmy. Jego
podwórko, jego zasady. Tutaj jednak wchodzą w grę pieniądze podatników, więc przejrzystość powinna być.

Pieniądze podatników to najmniejszy problem, bo ich ilość względem potrzeb i tak jest śmiesznie mała. Nakłady na szkolenia i edukację lekarzy w Polsce są żałosne, jak na kraj UE. To o czym jednak piszesz ma zupełnie inny związek z pieniędzmi - to do placówek prywatnych zatrudnia sie najlepszych lekarzy, bo tam można więcej zarobić i umiejętności takiego pracownika są rzeczywistym towarem.

Dnia 12.04.2008 o 20:10, BridgeBurner napisał:

Ale sprowadza się do tego, że właśnie ma dobrze tą pracę wykonywać dobrze, a nepotyzm często prowadzi do > promowania średniactwa.

Jak pisałem na początku - w medycynie ''żywy związek'' z tą dziedziną od samego dzieciństwa jest wielką zaletą, a nie nepotyzmem. Osoby takie inaczej do tych studiów i profesji podchodzą, bo jest to już element ich życia. Dla innych dopiero się to może stać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.04.2008 o 01:21, Graffis napisał:

Pieniądze podatników to najmniejszy problem, bo ich ilość względem potrzeb i tak jest
śmiesznie mała. Nakłady na szkolenia i edukację lekarzy w Polsce są żałosne, jak na kraj
UE. To o czym jednak piszesz ma zupełnie inny związek z pieniędzmi - to do placówek prywatnych
zatrudnia sie najlepszych lekarzy, bo tam można więcej zarobić i umiejętności takiego
pracownika są rzeczywistym towarem.


Kwestia pieniędzy to rzeczywiście duży problem, jak i ogół organizacji służby zdrowia. Tylko, że kto od razu po studiach jest tym najlepszym lekarzem? Najpierw trzeba zdobyć do doświadczenie gdzieś. Ale znów - nie chodzi mi o najlepszych. Jeśli dziecko lekarza będzie najlepsze na roku, to nie mam nic przeciwko by było promowane. Ale jeśli będzie dobrym średniakiem, a zostanie wybrane przez lepszymi, to już będzie problem.

Dnia 13.04.2008 o 01:21, Graffis napisał:

Jak pisałem na początku - w medycynie ''żywy związek'' z tą dziedziną od samego dzieciństwa
jest wielką zaletą, a nie nepotyzmem. Osoby takie inaczej do tych studiów i profesji
podchodzą, bo jest to już element ich życia. Dla innych dopiero się to może stać.


Chyba muszę to łopatologicznie wytłumaczyć, bo nie rozumiesz. Mi chodzi o nepotyzm. Nepotyzm - nadużycie zajmowanego stanowiska przez faworyzowanie, protegowanie krewnych albo ulubieńców. (Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych Władysława Kopalińskiego). Właśnie o to, zgodnie z definicją. Nie o wychowanie, nie o geny, nie o przygotowanie do życia w rodzinie lekarskiej. O nepotyzm. Rozumiem, że taki związek może być dobry, ale podkreślam - nie o tym pisałem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.04.2008 o 08:37, BridgeBurner napisał:

Właśnie o to, zgodnie z definicją. Nie o wychowanie, nie o geny, nie o przygotowanie
do życia w rodzinie lekarskiej. O nepotyzm. Rozumiem, że taki związek może być dobry,
ale podkreślam - nie o tym pisałem.

A mi chodzi o wprowadzanie obostrzeń prawnych mających na celu ograniczenie nepotyzmu. Obawiam się, że nie tyle ograniczą one nepotyzm, a raczej sprawią że studiowanie medycyny i ''lekarskie pochodzenie'' staną się niemożliwe do połączenia. Będąc częścią tej medycznej społeczności znam kilka przypadków, gdzie nepotyzm miał miejsce - są one jednak pojedyncze i zwykle kończą się prędzej czy później wywaleniem z roku. Fakt, że na miejsce takiego kogoś mógł trafić na studia kto inny...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować