Zaloguj się, aby obserwować  
Maka1992

Ogień demonów - forumowa gra RPG

1131 postów w tym temacie

- No, to skoro już kilka osób wyjawiło swoje... serkeciki, to ja też sobie na to pozwolę. Widać,że paru towarzyszy jest tu wampirami na ''non-hemogoblinum''. No, cóż. Pozostało mi powitać braci krwi, i uprzedzam,że ja pijam krew. Wampir nie pijący krwi to wampir bez mocy... Ale, nie bójcie się o swoje żyły, towarzysze! Regiment, bractwo wampirów do którego od przedwczorajszej nocy należę, dostarcza odpowiednią partię krwi z przechwyconych skazańców. Ach, panie Tichondriusie, dziękuję za zaufanie. To co, panowie? Idziemy oskórować kilka animagów? Wreszcie mamy to z głowy! Zabiję tylko jakiegoś szczyla i już, znowu,ach, znowu mam swoją moc!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Hunter nie wiem czy wiesz, ale morze wyraźnie napisał : "Po konsultacji z Silvertilem zdecydowałem wziąć do tej misji : Mike''a Dattera, Altaira, Laylę.

Więc ty chyba odpadasz, nie?]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- No, to jak, panie karczmarz, dogadamy się?- zapytałem.
Karczmarz- Łysy grubasek w fartuchu łypnął na mnie spode łba jednym okiem.
- Nie.- Burknął.
Westchnąłem i upiłem trochę piwa z kubła. Nic już na tym świecie nie da się załatwić normalnie. Wszyscy są tacy...Pazerni.
Wyjąłem złotą monetę i przesunąłem po ladzie. Nie leżała tam długo. Zaledwie dwie sekundy po tym, jak ją puściłem już znikała w przepastnym fartuchu. Karczmarz spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
- Potrzebuje informacji.- Powiedziałem, lecz karczmarz tylko się na mnie popatrzył. - Ach tak...Wejściówka, co?- Mruknąłem przesuwając po blacie jeszcze dwie monety.
- Więc...Co pan potrzebuje?- Zapytał karczmarz.
- Informacji- powtórzyłem.
- jakiej?
- O pewnym człowieku.
Karczmarz zaśmiał się gromko.
- Miasto jest pełne ,,pewnych ludzi". Kto dokładniej?
- taki jeden...Co znowu?- zapytałem widząc minę łysego.
Karczmarz wykonał jeden gest ręką. Nie musiał robić nic więcej. W każdej kulturze gest ten wygląda dokładnie tak samo. W przepastnym fartuchu zniknęły jeszcze dwie monety.
- No więc?- Zapytał znowu, jak gdyby nigdy nic karczmarz.
- Człowiek w czarnym płaszczu. W czerni. Widziany na przedmieściach.
Karczmarz nic nie powiedział, lecz wydawało mi się, że lekko pobladł.
- Pozwoli pan ze mną. - powiedział.
Poprowadził mnie do małego pokoiku na tyłach. Gdy tylko tam wszedłem ktos zdzielił mnie w tył głowy i straciłem przytomność.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Sorry za offtopic, ale Silvertil(Hunter)już dawno dołączył do zespołu. Poczytaj kilka/kilkanascie poprzednich postów]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-A więc, panowie... i pani - zwróciłem się do nowo powstałego zespołu - Pan Datter przybił ostatni gwódź do trumny planu numer 1... Więc zostaje plan 2. A więc panno Laylo, jako najzwinniejsza osoba musi panna iść do domu lorda i tam znaleźć listę... Ale właśnie tak myślę, że kradzież to zły pomysł. Bedar mógłby się zaniepokoić i zacząć węszyć, a tego jak na razie bym nie chciał. Nie, zamiast tego życzyłbym poszukać pewnego nazwiska, a konkretniej podpisu podobnego do tego - ukazałem jej list od Szczurzej Blizny ( http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=258 ) - Nie wiem, kim jest ten Szczurzy Blizna, ale jeśli należy do Bractwa, na pewno będzie na tej liscie, a jesli dowiemy się, kim jest w rzeczywistości, może rozpracujemy Bractwo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Obudziłem się dopiero rano. Pierwsze co zrobiłem to sprawdziłem czy niczego mi nie zabrano. Na szczęście wszystko było na miejscu. Usiadłem sobie na wielkim głazie i zaczęłem jeść Jagody, które zebrałem wczoraj podczas wędrówki. Spojżałem na góry i stwierdziłem, że wyglądają one całkiem inaczej w blasku słońca niż wczoraj wieczorem. Po zjedzeniu jagód i popiciu wodą założyłem mały "plecak" na lewe ramię, wzięłem do ręki mój Kij i powoli zaczęłem iśc w stronę gór. Coraz bardziej wkraczałem w mały las przed wzgórzami. Zdziwiłem się troche, że po drodze nie spotkałem, żadnego z ludzi, a nawet Elfów. Co jakiś czas po bokach drogi spotykałem dzikie zwierzęta i czasami stwory. Jednym z nich był nie opodal małego wzniesienia po prawej stronie Biały Wilk. Myślałem, że białe wilki występują tylko w krainach lodowych. - pomyślałem, gdy przechodziłem obok jego tak by mnie nie zauważył. Jestem jeszcze niedoświadczonym magiem, żeby stanąć do walki. Znam tylko zaledwie dwa czary... Po chwili wyszedłem z lasu i przed sobą miałem ogromne góry. Szybko zauważyłem ścieżkę po lewej stronie z dziwnym uczuciem zaczęłem nią iść... Czułem się dziwnie. Niewiedziałem co mnie czeka dalej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Finnevan (Clear) - Po chwili marszu zaczął słyszeć tajemnicze odgłosy dobiegające z dalszej części ścieżki. Niewiele myśląc przyspieszył kroku. Dźwięki, które przedtem wydawały mu się dziwne teraz dotarły do niego jako odgłosy walki. Przyspieszył kroku. Jego oczom ukazał się mag walczący z dwugłowym wilkiem, zwanym wigrem. Czarodziej właśnie zabijał potwora, posyłając w jego kierunku kwasową kulę. Jednak nie wyszedł z tej potyczki bez szwanku, z jego lewej nogi obficie ciekła krew. Mag pociągnął kilka łyków z czerwonej butelki z eliksirem leczniczym, co sprawiło błyskawiczne zasklepienie rany, po czym spojrzał na przyglądającego się mu Finnevana.
- Spóźniłeś się, już mi nie pomożesz. - zaśmiał się - Nie wiem, czy pamiętasz, ale kiedyś prowadziłem sklepik z magicznymi przedmiotami w Daven, ostatni raz widziałem cię 4 lata temu, kupowałeś u mnie wybuchający proszek. Jednak potem zachciało mi się przygód. W końcu odpowiedziałem na wezwanie i teraz wracam z Lileyann. Zaciągnąłem się na służbę u oficera Valiyna, nasza armia potrzebuje wsparcia w tych niespokojnych czasach. Dostałem za zadanie przywrócić do świetności strażnicę w tych górach, okupowaną teraz przez wielkie insekty. Może udasz się tam ze mną? Jeśli zechcesz, podzielę się z tobą nagrodą


Ekipa Tichondriusa Nie wiedzieli, że wśród otaczającego ich tłumu spogląda na nich para przenikliwych oczu, nie mogli wiedzieć. Chcą ukraść listę członków bractwa i liczą, że znajdą Szczurzą Bliznę, hehe, dobre sobie. Ależ polujcie sobie na lykantropów... dopóki oni nie zapolują na was - pomyślał tajemniczy obserwator, po czym odszedł powiadomić o tym co usłyszał swego szefa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zaczeło świtać , na drodze nie było żadnych oznak ruchu Darnok nie przespał dobrze tej nocy po chwili kichnał .
-Ech trzeba kupić te krzesiwo - mruknał najemnik
Balthir tylko kiwnał głową potwierdzająco , nic ich tu nie trzymało więc po pewnym czasie ruszyli ponownie drogą zmierzali do niewielkiej miejscowości odalonej od miasta oboko drogi stał znak .
-Umiesz czytać ?-zapytał Darnok
-Tak ,trochę miejscowość do której zmierzamy to Dębowo -odpowiedział Balthir , obydwaj wojownicy zaczeli kontynuować marsz w tym kierunku .
-Oby mieli krzesiwo
-Powini , w końcu po ostatniej wojnie poszukiwaczy przygód i najmeników jest więcej niż pcheł na zapchlonym kundlu , pomyśl ze reszta społeczeństwa musi ich wszystkich wyżywić .
-Coraz większa pańszczyzna
-Dokładnie , jeśli i ta tendecja nie ustanie to chłopi się zbuntują i oprócz oczywistych wrogów królestwa dojdą jeszcze rebelje , głód .
-Zobaczymy , chłopi to strachliwi ludzie nie im w głowie buntować się
-Masz 16 lat nie wyciągaj tak szybko wniosków , dużo chłopów idzie do armi może i służą jako mięso aromatnie dla doświadczonych wojowników lecz częśc z nich przeżywa , po krwawych bitwach okoliczna ludność rabuje zwłoki pokonanych zabierając wyposażenie nie sprzedaje go bo gdzie, lecz chowa w piwnicach jeśłi zajdzie taka potrzeba to zamiast tłumu niewyposażonych chłopów ujrzysz tłum uzbrojonych po zęmby buntowników- powiedział Balthir .
Darnok popatrzył na swój miecz i skurzaną zbroje to też pochodziło z podobnego zródła , jednak najlepsze lata miały juz za sobą , przeszli tak jeszcze sporo rozmawiając o mozliwościach buntu przerwali gdy zobaczyli na drodze powóz z towarami prowadził go mężczyzna w sile wieku , wyglądał na kupca po chwili dzielliły ich tylko metry podniósł dłoń w powitalnym geście .
-Witam szanownych wojowników , może potrzeba czegoś mam jedzenie , ubrania ,strzały
-A krzesiwo - zapytał Darnok
-Tak , poszukam tylko chwile -kupiec odwrócił się na chwile i wyciągnał coś spod koca -odpowiedział kupiec
-ILe? - zapytal ponownie Darnok
-15 sztuk złota młodzieńcze , trudno je dostać w tej częsci królestwa -mruknał sprzedawca
-Dobra , opróćz krzesiwa potrzebujemy jeszcze żywnosci gdzieś na 3 dni oraz 2 pałszczy podróżniczych -dodał Balthir
-To wszystko będzie kosztowało 55sztuk złota - powiedział z usmiechem kupiec widać rzadko zarabia tyle w kilka minut , obok siebie miał już potrzebne rzeczy .
-50 , to samo kupił bym w mieście za 40 sztuk złota - oburzyl się lekko upadły palladyn
-Zgoda - uśmiech trochę zmalał dla wędrownego kupca
Darnok podał swoją sakiewke dla Balthira , ten odliczająć dał 50 złotych monet otrzymując w zamian to czego chciał .
-Miło się robiło z wami interesy , do zobaczenia - powiedział kupiec i ruszył ponownie powozem w kierunku masta .
Kiedy odjechał na drodze pojawił się samotny jezdziec był w czerwonej zbroi zaś z jego twarzy można był wyczytać zę to doświadczony wojownik na prawym ramieniu miał coś wytatuowanego z odali jednak nie można było dostrzec co .

[Maka czekam na misje ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę wpatrywałem się w Czarodzieja jak zamurowany. Po chwili odpowiedziałem...

- Dobrzę, pomogę ci. Jednak jestem jeszcze niedoświadczonym magiem, więc nie będziesz miał ze mnie dużego pożytku.
- Przestań narzekać. Damy sobie rade. - poklepał mnie po ramieniu Czarodziej i uśmiechnął się.
- Pokaż mi gdzie jest ta strażnica.
- Tam. - Pokazał palcem na wystający czubek wieży strażnicy za mną.
- Wspaniale. Masz jakiś plan, Czarodzieju? - spytałem go oczekując, że odpowie mi jakimś sensownym ciągiem zdań.
- Potrzeba mi kogoś, kto będzie odwracał uwagę tych przeklętych bestii. - powiedział Czarodziej. Po chwili przemyśleń odpowiedziałem mu:
- To się znakomicie składa. Znam czar, który ci pomoże. Mianowicie wzniecienie i gaszenie ognia. Można tym właśnie sposobem odwrócić uwagę tych insektów.
- Znakomicię! - Odpowiedział ze szczęściem Czarodziej. - Jesteś gotowy? - spytał mnie z radością.
- Myśle, że tak. Możemy powoli iść w stronę strażnicy. - powiedziałem i wolnym krokiem szliśmy do strażnicy.
- Można wiedzieć jakiego rodzaju magią się interesujesz? - spytałem czarodzieja.
- Magia Bojowa, z tąd niebiesko-fioletowa szata. - odpowiedział mi z dumą Czarodziej.
- W Daven nie posiadałeś takiej szaty...
- Od pół roku należę do tajemnego stoważyszenia magów Elfickich. Nie mogę zdradzić szczegółów.
- Rozumiem. - odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy, idąć właśnie pod górkę i wchodząć z ostry zakręt.
- Jeszcze kawałek i jesteśmy na miejscu. - powiedział czarodziej. Dopiero teraz poczułem, że pulsuje we mnie krew...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Daj mi spojrzeć na ten list... taak... tego mniej więcej się spodziewałem. Pismo typowe dla - jeśli to nie jest już oczywiste - szczurołaka. Brud który się znajduje o tutaj, nie może pochodzić z żadnego innego źródła niż ścieki - może mają bazę w kanałach, głowy sobie nie dam uciąć. Z tego co się jeszcze od ciebie dowiedziałem, to to muszą być kanały w *tym* mieście. Praktycznie to dobra kryjówka. Sugerowałbym pójście tam jak najszybciej, jeśli chcemy ich w ogóle "złapać". Ale z drugiej strony, potrzebujemy jakiegoś planu ------ na litość boską, jeśli ten podejrzany typ nie przestanie się na nas gapić, to wydłubię mu oczy! *Jak* już mówiłem, potrzebujemy planu.... jakieś sugestie?
Nasz "sponsor"... nie miałem wątpliwości, że jest wampirem. Specyficzny smród. Natomiast Layla... *tego* się nie spodziewałem... może to mieszaniec? O! W końcu ten denerwujący typ wyszedł... jakoś tak dziwnie mu się z oczu patrzy... czyżby to...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No tak dwa wampiry, jakbym miał mało problemów... Jeszcze obudzę się następnego ranka jako wampir, hah, tego bym im nie podarował! Mam nadzieję, można im ufać.
-No, Tichondriusie, a jakie zadanie dla mnie i Dattera? Jakieś sprecyzowane, czy "zabić, zabić i jeszcze raz zabić?"
Co ten koleś się tak na nas gapił? Zabójcy nigdy nie widział?
-Może lepiej chodźmy stąd w jakieś inne miejsce obmyśleć plany, bo tu robi się niespokojnie, za dużo tu dziwnych typów...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Konrad i ciapek Mężczyzna stanął naprzeciw dwójki wpatrzonych w niego mężczyzn.
- Wyglądacie na takich, którzy chcą zarobić. - powiedział - Niezależnie od tego, jaka czeka ich praca. - dodał po chwili. - Widzicie to? - pokazał Darnokowi i Balthirowi wypchaną po brzegi sakwę. - To może być wasze. Równe 60 sztuk złota, po 30 na osobę. Musicie tylko zająć się pewną nie cierpiącą zwłoki sprawą. Pewna piątka przybyszów uważających się za bohaterów chcących "zniszczyć zmiennokształtnych zagrażających ludzkości" - ostatnie słowa wypowiedział z ironią - przeszkadza mi w awansie na lykana w Bractwie Pazura. Pozbądźcie się ich, w każdym razie sprawcie, aby przeszła im ochota na walkę z lykantropami. W tym samym celu wysłałem niedawno pewnego zabójcę, ten jednak nie wywiązał się na razie ze swojej misji. Może spotkacie go na swojej drodze. Jeśli tak, powiedzcie mu, że stara zapłata przestała obowiązywać. Może dostać co najwyżej 30 złotych monet, tak samo jak wy. Jak chcecie, możecie nawet połączyć z nim siły. Z tego co wiem, przesiadują obecnie w "Pod Jastrzębiem" i planują wizytę w posiadłości lorda Bedara. Czyż to nie wspaniałe miejsce na zasadzkę? Odpowiedzcie sobie sami. Pamiętajcie, nagroda na was czeka, ale nic nie trwa wiecznie. - powiedział, po czy zsiadł z konia, odprawił go ruchem dłoni, kątem oka patrząc czy biegnie w dobrym kierunku. Po chwili ku zdziwieniu jego rozmówców zniknął, choć przecież wydawało się to niemożliwe.


KooK Shas Kar''Kais siedział samotnie przy stole, jak Tichondrius mógł go nie wziąć do tej wyprawy? Przecież nie jest w niczym gorszy od choćby tego Dattera.
- Witaj, szanowny panie, masz pozdrowienia od lorda Bedara. - usłyszał. Zaskoczony podniósł głowę by przyjrzeć się rozmówcy. Był to niczym nie wyróżniający się żołnierz królewskiej armii. - Jaśnie pan lord Bedar chce zobaczyć się z tobą, szlachetny panie w swojej posiadłości. Doszły go słuchy, że poszukujesz płatnej pracy. Jeśli się nie myli, prosi cię byś przyjął zaproszenie. Żegnam i pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jaśnie pan?... ehh... Nie lubię wykonywać zadań od takich ludzi. Cóż... mus to mus.
Idąc do "Jaśnie pana lorda Bedara" miałem zły humor, dlatego porwałem jakiegoś przydrożnego Vampira, i zabiłem go. Gdy pojawiłem się u zleceniodawcy ten powitał mnie z otwartymi ramionami, jakbyśmy znali się od wielu lat.
- Bez takich zwrótów. Przejdźmy do rzeczy. Kogo zabić? - wycedziłem
- Aaach, nie tak odrazu do interesów!...

[Teraz zadanie do jakiegoś MG żeby mi zadanie wymyślił, bo sam sobie nie będę wymyślał.]
[morze, zacznij pić krew, bo akurat Vampir to taka rasa, która nie może być abstynentem ;-)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

KooK - Chociaż... Dlaczego by po prostu nie wyłożyć kawy na ławę? Bretskan - słyszałeś kiedyś o tym parszywcu? Uważa, że może bezkarnie ubiegać się o to, by zająć moje miejsce i zarządzać Stervis. Ten idiota jest pewien, że nie naślę na niego zabójcy tylko dlatego, że nie chcę się pogrążać - a przecież wcale nie muszę... Widzisz ten specyfik? - pokazał przybyszowi małą, białą buteleczkę. - Jest to bramaxin, bardzo, naprawdę bardzo droga trucizna, ale za to niezwykle skuteczna. To będzie twoja broń. Wejdziesz niepostrzeżony do jego posiadłości kilka przecznic stąd, nie zabijając po drodze nikogo, w każdym razie w miarę możliwości... Kiedy będziesz już w komnacie naszego przyszłego nieboszczyka, siłą wlejesz mu bramaxin w usta. Najlepiej, aby odbyło się tu bez odrobiny krwi. Kiedy nasz przyjaciel będzie zdychał, zmieni się jego wygląd, to jest właśnie mistrzostwo tej trucizny. Nikt nie pozna poczciwego Bretskana. Ciało najlepiej abyś wyniósł, najlepiej z posiadłości, ale jeśli zostawisz je w jakiejś z komnat też będzie dobrze. Wtedy zadaj kilka ciosów nożem, aby "powód śmierci" był widoczny i nikt nie szukał przyczyny w truciźnie. Wtedy straż będzie zajmować się śmiercią jakiegoś bezimiennego biedaka, a w całym Stervis będzie głośno o tajemniczym zniknięciu Bretskana. Czyż to nie cudowne? O zapłacie porozmawiamy, jak wrócisz. Będzie ona dość spora, ale zależy od tego jak wykonasz robotę.


Besser Schnitt
- Szpiegów lub zabójców? Na razie usług tych drugich nie potrzebuję, najemniku. A co do szpiega. Podejrzewam, że jeden z moich jak dotąd zaufanych doradców knuje coś przeciw mnie, albo nawet jest mrocznym elfem. Znajdź dowody, albo na to, że moje podejrzenia są trafne, albo na to, że się mylę. Zapłacę ci 20 złotych monet.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przyglądałem się wychodzącemu mężczyźnie. Coś nie tak było w jego zwrok... coś zwierzęcego... Nie wiedziałem, czy to oznacza coś dobrego czy nie, ale wolałem się ubezpieczyć:
-Panie Altair, chyba pan także widział tego osobnika... Powiem w prost: coś w nim mi nie pasuje. Chcę, by pan go śledził i dowiedział się o nim to i owo... Wolę się upewnić. Jak pan wróci, niech pan się zgłosi do mojego sługi Rolfa na piętrze. Nas tu już nie będzie - za dużo osób już wie, o tym miejscu. Mój sługa powie panu, gdzie nas szukać. - zwróciłem się teraz do Layli - Do panny też się to dotyczy. Jak panna wróci od lorda, niech zapyta mojego sługę o naszym położeniu - zwróciłem się do reszty - A my panowie zmieniamy lokum. Znam dobre miejsce w kanałach, by się ukryć. To stare miejsce obrad Loży Wampirów - to coś w rodzaju co rocznych obrad wampirów z całego kontynentu. Możliwe, że kilku jeszcze tam będzie, ale ze mną wam nic nie będzie grozić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Czym prędzej opuściłam gospodę, nawet nie patrząc na resztę najemników [?]. Wreszcie świeże powietrze! Ale, zaraz, gdzie ten cały Bedar mieszka? Ach, zapytam jedno z uszu. Rzeczywiście, kilka metrów od drzwi gospody siedział brudny żebrak.
- Monietkę dlja ziebriakia! Moniętkę na lieki, nia chjeb! Judzie! - chrypiał staruszek. Siedział ze skrzyżowanymi, chudymi nogami. Przed nim leżała podarta szmata, wrzuciłam do niej trzy srebrne monety. Gdy żebrak usłyszał brzdęk natychmiast zwrócił się w moją stronę. Ze łzami w oczach wystękał tylko:
- Jiia... Och, njech bogiowje pjogośławiom pani!
- Nie skoml tyle, potrzebuję informacji. Dokładnych informacji. I to natychmiastowo, w zamian dostaniesz uczciwą pracę i być może pokój w karczmie. - Myślałam oczywiście o karczmie poczciwego Bernie''go, z pewnością przyda mu się pomóc w kuchni... Albo w czymś innym, w końcu muszę jakoś się jemu odwdzięczyć! - Gdzie jest dom niejakiego lorda Bednara... Bedara, przepraszam. Wiesz, gdzie to jest?
- Lojda Bednaja?! - zrobił wielkie oczy.
- Czyżbym miała problemy z mową?
- Nje, panji! Jia tyko...
- Nie ''tykuj'' mi tutaj, ale odpowiadaj! Ale JUŻ!
Skulił się tylko i zaczął lamentować.
- Bedar, lord Bedar. Gdzie on mieszka?
- F-f-f-f cielnici fsiodniej. Zia-a-apjowadziem!
- Dobrze, świetna robota. A teraz prowadź, a gdy wypełnisz swe zadanie dostaniesz ciepły posiłek. Idziemy! - W końcu, pierwszy krok za mną, o ile ten dziad nie będzie jakimś popaprańcem i zboczeńcem i nie zaciągnie mnie w jakąś ciemną aleję, chociaż nie wydaje mi się. Właściwie, to ciekawe czy tamte matoły uwierzyli w bajeczkę z piciem krwi skazańców?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Loża Wampirów? [krzywi się] Nie sądzę, bym był tam mile widziany.... ale jednak muszę tam pójść?............. Niech cię piekła pochłoną! Dobrze, pójdę tam, ale jeśli jeden z nich spojrzy na mnie krzywo, to zabiję go na miejscu! A ty, Altair... proszę cię, nie daj się złapać jak *tamtemu* wampirowi w tej wiosce. Tym razem mnie nie będzie, co oznacza, że nikt cię nie uratuje z "opresji". Heheh. No dobrze, dogryzanie innym zostawię sobie na kiedy indziej... no to prowadź.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Stojąc przed wejściem do strażnicy serce waliło mi jak młot. Spojżałem na Czarodzieja i widziałem w jego oczach gniew. Byłem zdziwiony, że ów Czarodziej nie jest ani troche wystraszony. Mag obrócił się w moją stronę i powiedział:

- Gotowy?
- Chyba tak... - odpowiedziałem niepewnie na pytanie Czarodziejowi.
- Pamiętaj. Ty odstraszasz ich ogniem a ja ciskam ich czarami bojowymi. Jasne?
- Jak słońce. - odpowiedziałem już z wiekszą pewnością i powagą niż wcześniej.
- A więc ruszamy! - krzyknął Czarodziej...

... Rozpędziłem się mocno i ostro kopnęłem w drewniane, rozpadające się już drzwi. Gdy drzwi wypadły z zawiasów, w naszą stronę kroczyły już trzy ogromne pająki. Użyłem czaru wziecania ognia i uderzyłem w stos pajęczyn wiszących na wysokim suficie. Płonące pajęczyny spadły na pająki, które zaczęły rzucać się po całej podłodze, a Czarodziej precyzyjnie zaczął wykańczać insekty.

- Tamtymi schodami! - zawołał Czarodziej, pokazując palcem na schody przed nimi.

Razem zaczęliśmy biec po schodach. Gdy weszliśmy na samą górę od razu rzucił się na nas jeden z pająków. Czarodziej cisnął w niego czarami obojowymi, a ja w tym momęcie podpaliłem pajęczyne na, której siedziało coś co przypominało ogromną, czarną tarantule z wytatuowanym na grzbiecie białym krzyżem. Tarantula była rozwścieczona. Szybko zeskoczyła z płonących białych nici i zaczęła strzelać w nas pajęczynami. Starałem sie odpierać jej ataki jednak solidnie obrywaliśmy podczas walki. Musiałem szybko coś wymyśleć... Czarodziej robił uniki tak samo jak ja i rzucał na tarantule zaklęcia bojowe. Wpadłem na pewien pomysł. Przewróciłem dwie półki z bronią na ziemie tóż przed ogromnym insektem i podpaliłem je. Ogień był dość wysoki, więc tarantula nie miała dobrej widoczności i wszystkie wystrzelone nici przez nią płonęły. Czarodziej wskoczył na półkę z miksturami i walił zaklęciami w tarantulę. Po jakimś czasie Ogromna bestia padła. Ugasiłem wszystko co płonęło...

- Udało nam się! - wykrzyknął Czarodziej. - Teraz musimy podzielić się nagrodą. Oficer Valiyn da nam nagrodę. Tylko zapewne ty nie wybierasz się do Lileyann. Gdzie się udajesz?
- Do Vengar. - odpowiedziałem z ulgą i otarłem pot z czoła.
- Wyślę Kurierów do Vengar, by przekazali ci nagrodę.
- Adresuj ją dla mnie, ale niech dotrze do Sam''a Franco. Odbiorę ją od niego.
- Nie ma sprawy. Dobrze, na mnie już pora. Więc bywaj przyjacielu, mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy...a tak apropo jestem Lucius.
- Finnevan - przedstawiłem się i uśmiechnęłem.

Czarodziej Lucius zszedł po schodach i zniknął z zasięgu mojego wzroku. Podszedłem do okna na szczycie strażnicy i ujżałem skupisko domów nieopodal z tąd. Tuzin razy większe niż Daven. Powiedziałem sobie po cichu: Vengar.... Ucieszyłem się niezmiernie. Był już wieczór. Zmęczony po walce zaczęłem schodzic po schodach na dół. Po chwili znalazłem się na podwórzu. Powolnym krokiem kierowałem się ku spadu, gdzie znajdowała się droga, by opuścić te góry...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jak mam go śledzić to lepiej się pośpieszę...
-Dobra, Datter, nie masz się co obawiać, nie dam się złapać!-Chociaż... śledzenie nigdy mi dobrze nie wychodziło, przynajmniej jak mnie odkryją, to ucieknę. W końcu jestem mistrzem ucieczki.
Wybiegłem z tawerny, już nic do nikogo nie mówiąc, na chłodne, nocne powietrze.
-Uff, szkoda, że nie mogę tutaj dłużej zawitać...-powiedziałem cicho do siebie po czym rozglądnąłem się uważnie za podejrzanym typem w kapturze. Lepiej sam założę kaptur...Naciągnąłem kaptur na łepetynę i...Jest! Idzie w stronę Mrocznej Alei...To nie wróży dobrze, kręci się tam więcej takich dziwnych typów.
Kilka metrów dalej szybkim krokiem szła wysoka i dobrze zbudowana, zakapturzona postać. Podbiegłem pod pobliski murek, gdzie było najciemniej i zacząłem iść najciszej jak mogę, ale równocześnie starając się w miarę szybko.
Po jakiejś kilkuminutowej "podróży", masywna postać, zatrzymała się. Hmm, co on robi?
-To ja, Diego.-powiedział grubym głosem owy Diego.
Robi się ciekawie, czubek gadający do siebie, taaa...
-I co? Gadaj co się tam wyprawia!-szepnął jakiś głos z cienia, ale było dobrze słychać każdą sylabę. Nagle jak z pod ziemi pojawiła się druga postać.
Na brodę Berolda!Kucnąłem przy rogu budynku, wychylając tylko delikatnie kawałek głowy, żebym owych postaci nie zgubił z oczy.
Druga postać była jeszcze większa i masywniejsza. Ogromny topór na plecach z błyszczącym delikatnie ostrzem(mimo ciemności :D), wielka zbroja, pod którą, zmieściłoby się dwóch normalnych mężczyzn...
-Tichondrius, chce wykraść listę członków naszego bractwa i będzie polować na lykantropów.-powiedział Diego.
-Buahahaha-roześmiała się tajemnicza postać. Był to śmiech tak przerażający, że ciarki przeszły mi po plecach.
-Nie ma się co śmiać, Morgan, Tichondrius ma pomocników. Dwóch zabójców, alchemik i potężny wojownik. Lepiej nie lekceważyć wroga!-krzyknął Diego
-Taak, nasz pan się na pewno się ucieszy...-Morgan bardziej powiedział to do siebie.
-Ehh, nie lubię zabójców...-Diego wyraźnie się bał.
Nie wiedziełam, że jestem, aż tak przerażający! Może kiedyś rodzicie będą mną straszyć dzieci, żeby były grzeczne! Haha!
-Cicho! Słyszałeś!?-krzyknął Morgan.
O nie... Po co ja się śmiałem...
-Jesteś pewny, że nikt za tobą nie szedł!?
-Ależ oczywiście Morgan, nikt nie mógł za mną iść taki szmat drogi w ukryciu!
-Ty głupcze!!-rozśwcieczony Morgan zaczął iść w stronę mojej kryjówki.-Wyjdź tchórzy wiem, że tam jesteś!
No co miałem zrobić? Zerwałem się do ucieczki.
-Diego, ty debilu, jest tutaj za nim!!
[Trochę takie nie ten teges, ale co tam :P
I jutro napiszę dalszy ciąg ;)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Dialog, oraz opisanie dalszej części historii o 5 gniewnych i likantropach]
{Tichondrius zaprowadził Silvertil i Dattera do jednej ze studzienek kanalizacyjnych.}
(D)atter: Mam się tam wczołgać? Nie ma innego wejścia?
(T)ichondrius: Nie ma.
(S)ilvertil: Nie przywykłeś chyba do wygód {próbuje się wczołgać}
D: Ja do wygód? Ha! Bywałem w gorszych sytuacjach... na przykład spotkanie z mężem dziewczyny, z którą spędziłem upojną noc...
S: No tak... ale chyba lepszy mąż, niż batalion wrogiej armii...
D: Oj.. nie bądź taki pewny. Ech... słodkie życie mamy, nie? Pełzanie po ściekach, polowanie na przerośnięte szczury, psy i tak dalej...
T: Już to sobie wyobrażam - powiedział Tichondrius - Ale nie gadaj tylko właź, panie Datter...
Zeszli na dół, a Tichondrius zaprowadził ich do jednej ze ścian, gdzie wyrecytował jakieś arkanum i po chwili ukazały się wrota}
T: Dobra, panowie. Jakby co, nie odzywajcie się nie pytanie. Te wampiry są bardzo pewne siebie, więc lepiej im nie podpadać, Zrozumiano?
S: Oczywiście...
T: A pan, panie Datter?
D: Tak... ale jeśli jeden z nich na mnie źle spojrzy---
S: ---to stracisz głowę....
T: Mam nadzieję, że będziecie subtelni w pewnym stopniu...Dobra, wchodzimy {Tichondrius mówiąc to otworzył drzwi}
- Kto tam? {zapytał jeden z wampirów} A, pan Tichondrius. Miło, że pan znów nas odwiedza.
T: Ciebie też hrabio Varantizie. To są moi przyjaciele, pan Silvertil i pan Datter. Mam nadzieję, że zostaną mile odwiedzeni.
D: Mile? Szczerze wątpię! Zobacz jak on na mnie patrzy! Ocenia jaki typ krwi płynie mi w żyłach...
- Pyskaty typ {powiedział spokojnie Varantiz} Wielu takich spotkałem, ale niewielu znam do dzisiaj.
D: Niedługo *ciebie* nikt nie będzie znał do dzisiaj, wampirze! {wyciąga broń}
S: Pan Datter chyba nie chce stracić języka...? {przykłada sztylet do boku Dattera}
T: {wrzask} Panie Datter!! Jesteśmy gośćmi, więc zachowujmy się jak goście!
D: HEJ! Spokojnie... trochę mnie poniosło. Zamilknę na chwilę... ale jeśli zobaczę coś podejrzanego...
- Uznam to za przeprosiny {powiedział Varantiz} A pan, panie Silvertil, co pan powie?
S: Powstrzymam się od komentarzy...{chowa sztylet}
- Ależ proszę {powiedział uprzejmie Varantiz} Wygląda pan na rozsądnego człowieka.
S: Dlatego nie zwykłem nadużywać strun głosowych...
D: Aż gęsto tu się zrobiło od tych pochlebstw. Może przejdziemy do rzeczy?
S: Bardzo chętnie...
- Jak pan twierdzi... {powiedział lekko zawiedziony Varantiz} A wiec, Tichondriusie, co ciebie do nas sprowadza z powrotem?
T: Szukamy kryjówki na pewien czas. Znajdziemy tutaj?
- Dla pana i pana przyjaciół na pewno. Wolranie! {krzyknął Varantiz} To mój sługa Wolran. Zaprowadzi was do waszych pokoi. Jakbyście mieli jakieś życzenia, zgłoście się do niego.
T: Dziękujemy... Przyjdzie jeszcze dwójka naszych kompanów, więc...
D: {szeptem do Tichondriusa} Nie podoba mi się to... coś ukrywają... lub coś knują. Lepiej mieć się na baczności.
S: {szeptem} Mam nadzieję że jutro nadal będę człowiekiem...
T: Znam Varantira. Ma honor i jeśli raz coś obiecał, to dotrzyma.
- Znajdzie sie też coś dla reszty twoich przyjaciół. {powiedział Varantir} A teraz żegnam panów.
T: Obiecuję wam, że wszystko będzie dobrze.
S: {szeptem do Dattera} Tako rzecze inny wampir...
T: Dla jasności: wampiry mają dobry słuch. Zakładam, że Varantiz wszystko słyszał. Tylko dobre maniery go hamowały.
S: O tak, dobre maniery u wampira... Szczególnie jak wbija się zęby w szyje.
D: A myślałem że to ja mam problemy z pohamowaniem... {westchnienie}
T: Dobre maniery to u nas podstwa. Poza tym jesteście pod moją pieczą. Wątpię, by którys się za was zabrał.
S: Mam nadzieję....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować