Zaloguj się, aby obserwować  
Maka1992

Ogień demonów - forumowa gra RPG

1131 postów w tym temacie

Dnia 06.06.2008 o 20:56, Clear napisał:

[ A tak apropro to jak moge zdobyć jakąś nową rzecz lub czar ? ustala do MG ? ]


[Tak, musisz o to poprosić MG. Zwykle najpierw będziesz musiał wykonać jakąś misję.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


[ Hmm..Viear rzekł mi, że jako człowiek muszę się zgłosić do dowódcy w mieście, aby MG mógł mi zacząć ,,pomagać (xD)" w grze. To prawda?]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 06.06.2008 o 21:40, cedricek napisał:


[ Hmm..Viear rzekł mi, że jako człowiek muszę się zgłosić do dowódcy w mieście, aby MG
mógł mi zacząć ,,pomagać (xD)" w grze. To prawda?]


[Oj, masz stare informacje... Dowódca zakończył rekrutacje, teraz musisz uzgodnić z MG jakieś zadnie na gg. On powinien ci wyjaśnić co masz zrobić, żeby je dostać. gg Mg : 7453759]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 06.06.2008 o 21:43, HunterO7 napisał:

[Oj, masz stare informacje... Dowódca zakończył rekrutacje, teraz musisz uzgodnić z MG
jakieś zadnie na gg. On powinien ci wyjaśnić co masz zrobić, żeby je dostać. gg Mg :
7453759]


[ No właśnie przeczuwałem, że Viear mi coś gada nie tak :P A co do gg, to potem, bo i tak najpierw muszę skończyć ,,prolog" :P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Słońce już dawno zaszło poza góry na zachodzie od Vengar. Ludzie zaprzestali prace na bazarach i karczmach, jednak tylko kowale kłuli miecze i zbrojmistrzowie produkowali zbroje. Jedynie główna kwatera magów Elfickich w mieście była otwarta przez cały czas. Wszyscy teraz przesiadywali w domach lub rozmawiali ze sobą na ulicach, w mieście panował spokój. Siedziałem sobie na ławce obok ratusza i rozmyślałem nad tym co dalej mam zrobić w tej sytuacji. Postanowiłem, że jutro porozmawiam z Sir Meldorem i może uda mi się coś dowiedzieć w tej sytuacji. Wciąż dręczyło mnie to dlaczego wezwał mnie do miasta... Wiedziałem, że prędzej czy później musze dostać się na miejsce pochówku Sam''a Franco. Udałem się do dolnego miasta, do pobliskiej karczmy u Neruka i tam postanowiłem spędzić noc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Tichondrius - T; Datter - D; Altair - A]

Tichondrius dalej gonił Altaira na dachach. W tym samym czasie Datter zaczął się wspinać na górę.
T: Altair! Altair, czekaj!
Altai w końcu go zauważył i odpowiedział:
A: Zamknij się, zapchlony zdrajco, ty...ty wampirze!
T: Co ty piep***sz ?! - poweidział wampir
Po kilku minutach Tichondrius w końcu dogonił rannego Altaira.
A: Wykorzystaliście mnie! - powiedział zabójca wyciągając miecz - Teraz zginiesz!
T: Co ci odwala?! Jaki zdrajca?!
A: JAKI ZDRAJCA?! Ty nędzny robaku! Czy to zbieg okolicznosci? Idziecie się szwędać po kanałach, podczas gdy ja śledzę gości, których jest trzy razy więcej!?
Altair rzucił się na wampira i zaczynają się tłuc wzajemnie. W końcu dobiega Datter i próbuje ich rozdzielić.
D: Spokój, SPOKÓJ! Ludzie! - łapie Altaira - Co tu się dzieje?! Co was napadło do jasnej cholery?!
T: Mnie nie pytaj! Ten jakoś się na mnie rzucił!
A: Wykorzystaliście mnie! A ja wam zaufałem!
T: My ciebie?!
D: [wyciąga miecz] Jeśli ktoś się na kogoś rzuci.... to przebije mu bok, jasne?! - zwrócił się do zabójcy - Altair! Co ty pleciesz?!
A: Wszystko mi powiedział! Uwolnił mnie z więzienia! Zabiję was za to, wampirze!
T: Kto cie uwolnił? I co ci powiedział?!
A: Przyszedł do mnie... powiedział mi...wykorzystaliście mnie...wysłaliście na wręcz samobójczą misję, podczas gdy wy, sobie siedzieliście jak gdyby nigdy nic...nie...nie ze mną te numery!
T: Czemu mielibyśmy to robić?!
D: Kto? Kto do ciebie przyszedł?
A: Dosyć! Dosyć! Muszę was ZABIĆ! - mówiąc to rzucił się na Tichondriusa
Do bijatyki dołącza Datter. Zaczynamy się szarpać. W końcu Datter uderzył mocno Altaira w twarz i zrzuca go z dachu. Tichondrius wraz z Datterem szybko skoczył do niego i go złapał.
T: Człowieku! - zwrócił się do zabójcy - Powiedz mi - skoro cię wrobilismy, to dlaczego teraz cię ratujemy?!
A: [zrezygnowany] Ehh... niech wam będzie...
T: Dobrze.. Teraz spokojnie opowiedz nam o wszystkim...
A: Zaczęło się od tego całego śledzenia tego człowieka...
D: Tak, tak tą część znamy. Dałeś się złapać.
T: Zaraz... Wiesz kim był ten człowiek?
A: Z tego co pamiętam nazywa się...hmm...D...Diego...ale nic poza tym nie wiem...
T: A dowiedziałeś też czegoś innego?
A: Niestety nic, wiem tylko, że rozmawiał z jakimś, dziwnym Morganem, gadali tak jakby wiedzieli, że ktoś może podsłuchiwać...czyli nic ważnego
T: Morgan... Chyba pamiętam jedno imię Morgan z listy, gdy ją ostatnio miałem...
D: A czy to ważne? I tak go nie wytropimy!
T: Nie wiadomo... Ale Altair, opowiadaj dalej...
A: No to, uciekłem im, ale zostałem ciężko raniony w nogę...kiedy dowlekłem się do tawerny, straciłem przytomność...ale kiedy się obudziłem, od razu udałem się do Rolfa, na piętro.
D: A Rolf już wąchał kwiatki od spodu...
T: Raczej zaczął... Nadal żyje...
A: Taak, skąd wiecie?
T: Jak byliśmy w kryjówce, jeden ze sług nam powiedzial...
A: Ale wracając do tematu... Ale potem było jeszcze gorzej... do pokoju wpadła straż, wszystko spadło na mnie...
T: To też wiemy. Ale jak udało ci się uciec?
A: Jak udało mi się uciec? - zamyśłił się na chwilę - Siedziałem w więzieniu słaby i głodny...Kiedy nagle jak z pod ziemi pojawił się jakiś ogromny facet... Powiedział mi, że mnie wrobliście...że wysłaliście na samobójczą misję... i...zaoferował, że uwolni mnie z więżenia...ale...powiedział także, że będę musiał mu się mu odpłacić i będzie mnie obserwował....
T: Jak wyglądał?
A: Był ogromny...Miał długie czarne włosy... Miał dziwnym, przerażający głos i był mocno blady.
T: Wysoki, blady, długie włosy i dziwny głos... Chyba go też widziałem... Gdy przynieśli Rolfa do podziemi, jeden ze sług wygladał podobnie do tego opisu... Mógł bez problemu wejść do nas...
D: Doprawdy? Cóż... ja niestety nie mam nic do... do dodania.
A: Datter? Czy ty aby czegoś nie ukrywasz?
D: Co miałbym ukrywać? Poza oczywiście niektórymi elementami ciała...
A: Nie...Datter, ty coś wiesz!
D: Co wiem?
T: Właśnie... I jakoś znalazłeś swoją Liennę, nieprawdaż?
D: Była w jednym z pomieszczeń!
T: Którym?
D: Trzecim na lewo, tam gdzie obozował Silvertil.
T: Silvertil zmienił pokój, skarżąc się na szczury... Jego tam nie było. Coś kręcisz.
D: Doprawdy? Widocznie zostawił tam swoją "zdobycz".
A: Datter, ale dlaczego się jąkasz?
T: Silvertil to alchemik i jak każdy alchemik nie jest wprawiony do włamań...
D: Tak, ale... przecież muszą... muszą być wyjątki, nie? Znalazłem ją i to się liczy!
T: Nie... Znikła nie wiadomo kiedy i wróciła nie wiadomo kiedy. To jest ważne.
D: Czego ty tak w ogóle chcesz ode mnie?
T: Datter, spójrz mi w oczy i powiedz, że nic nie ukrywasz.
D: [patrzy i milczy... aż po chwili] Nie muszę ci nic udowadniać. Ukrywam parę rzeczy. Rzeczy, które zrobiłem niedawno, jak i kilka lat temu. Nie powiem, że nic nie ukrywam... ale zapewniam cię, że nie ukrywam nic, co jest związane z naszą misją.
T: [po dłuższej chwili] - Wierzę ci... A teraz idźmy, gdzieś opatrzeć Altaira.
A: Taak? To na daremno przez to wszystko przechodziłem?
T: Nie na daremno... Coś wokól nas krąży i nas śledzi... Lepiej byśmy odkryli to teraz niż później.
D: Zgoda... Ja.... nieważne. Altair, nie ruszaj się... może zaboleć (wyciągam strzałę)
A: Aaaaaaa! DATTER! TY SADYSTO!
D: No... już po wszystkim. Niestety, darmowych cukierków nie mam.
A: Mam nadzieję, że łóżko już na mnie czeka, muszę się pożądnie wyspać...
T: Własnie... Musimy, gdzieś przenocować. Do kanałów jest trochę za daleko.
A: Gdzieś?
D: Ech... gdyby jeszcze tylko nie było tak zimno w nocy... jak dotychczas. Małe towarzystwo mogłoby to zmienić... znam takie jedno miejsce...
T: Gdzie?
D: Jedną przecznicę stąd. "Księżycowy Sen", się nazywa... za marne 4 sztuki złota dostaniesz ciepłe łóżko, jedzenie... oraz jeśli chcesz - towarzystwo miłej dziewczyny.
T: Może być... Tylko bez miłej dziewczyny.
A: Niestety dzisiaj z dziewczyny nie skorzystam.
D: Czemu, panie wampirze... one tam by się pozabijały za przywilej spędzenia nocy z mieszańcem takim jak pan.
A: Yhhmm...to może lepiej już chodźmy
Cała trójka ruszyła w kierunku "Księżycowego Snu"
T: Nauczyłem się, że miłe dziewczyny umieja pocichu wyjść i zabrać wszystko ze sobą... Także nie swoje rzeczy.
D: To jak do tej pory miałeś do czynienia z szarlatankami... uwierz mi, to... sprawdzony lokal.
T: Eh... Zdaje mi się, że mi nie odpuścisz. Zgoda.
W końcu doszli do zamtuzu.
D: Oto i Księżycowy Sen! Zapraszam do środka... Altair... może zmienisz zdanie gdy zobaczysz jakie tam są dziewczyny....
A: Ehh...niestety nie dam rady...noga nie daje spokoju.
D: Och... już one o nią zadbają...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mocny zapach egzotycznych perfum... miła muzyka, mnóstwo piwa i dziewczyn do wyboru. Taak... to musi być "Księżycowy Sen"... nic a nic się nie zmienił.
Wprowadziłem moich towarzyszy do środka... Altaira od razu wpatrzyła taka jedna brunetka - ładna dość. Zaoferowała mu "pomoc" z nogą... heh. Tichondrius jakoś nie może się tu wczuć... mimo, że dziewczyny już zaczynają fantazjować na jego temat - za dobrze znam to miejsce.
Ech... na moment oderwę się od tego wszystkiego i pomyślę nad pewną sprawą... jeśli dowiedzą się o moim spotkaniu z Bladym, to będzie kiepsko. Już nigdy nie dowiem się co takiego stało się z Cilią... a muszę się dowiedzieć. Nie mogę jej ukazać ignorancji... nie po tym co dla mnie zrobiła. Ale jednocześnie muszę uważać... Tichondrius zaczyna się robić podejrzliwy... Altair zawsze taki był, odkąd go znam.
Tak jak się spodziewałem - nie minęło dużo czasu, a już ona się zjawiła. Amie - byłem tu nieraz, ona mnie dobrze zna. Zgrabna, ruda dziewczyna... uśmiech prawie nigdy nie znika jej z twarzy.
- No proszę! Zobaczcie kogo gwiazdy tu przyprowadziły... czyż to nie mój Datter? - powiedziała swoim słodkim głosem.
- Amie... dobrze cię widzieć.
- Ciebie też! No dobrze... to opowiedz w co tym razem się wpakowałeś. Boże, jak brakowało mi tych twoich historii. Ale tu jest odrobinę za głośno... chodźmy na górę, do mojego pokoju.
Nieważne jak bardzo bym się opierał, ona i tak postawiłaby na swoim... taka już jest.... A więc bez oporów dałem się zaciągnąć. Jej pokój nie zmienił się zbyt wiele. Nadal ma tą samą, czerwoną kolorystykę, a większość przestrzeni zajmuje łóżko, które było całkiem niemałe.
- Dobrze Mikey... usiądź tutaj... i opowiedz mi co tam nowego u ciebie. - powiedziała.
- Aj... Amie... dużo by opowiadać. Ograniczę się do ostatniej części. Jestem poszukiwany przez cały legion zmiennokształtnych.
- Och... nie aż tak źle jak poprzednim razem. - zaśmiała się - Naprawdę, dobrze wiedzieć, że nic ci nie jest... mój drogi Mikey... nie miałbyś ochoty ze mną... tutaj?
- Amie... traktuję cię jak siostrę. Gdybyś nie była dla mnie taka miła, to może bym się zgodził... ale niestety jakiś kodeks mam.
- Nic a nic się nie zmieniłeś. Szkoda... - milczy przez chwilę... aż w pewnym momencie z zawahaniem pyta się - Mikey... a się czujesz... wiedząc, że Cilia. No cóż...
- Amie, proszę... cały czas mi jej brak. Nie zamierzam więcej o tym rozmawiać, nie chcę rozdrapywać starych ran.
- Kiedyś wspomnienia do ciebie powrócą, zaatakują cię, zabiją... nie pozwól, żeby - - - -
- Amie! Który to już raz powtarzam: nie! Nie chcę tego wspominać! - krzyknąłem.
- Ja... Mike... przepraszam.
- Ech... czemu mi to robisz, Amie? Jesteś zbyt słodką osobą i teraz znowu będę cię musiał przeprosić za moje zachowanie.
- Och... mój drogi, nie szkodzi. Za którymś razem w końcu przyznasz mi rację... ale już dość o tej biednej duszy. Kogo dziś ze sobą przyprowadziłeś? - zapytała.
- Dwóch znajomych... zabójco o imieniu Altair - z tego co zauważyłem to cholernie nieśmiały wobec kobiet... oraz mojego pracodawcę - Tichondiusa. Tylko widzisz - - -
- Tak, wiem... jest wampirem. Mmm... czy myślisz, że miałabym u niego jakieś szanse?
- Możesz spróbować... tak czy tak, czy mogę tutaj przenocować? Jestem tak zmęczony...
- Oczywiście, mój drogi... potem do ciebie się przyłączę. Dawno nie spałam u boku mężczyzny, który nie chce mnie wykorzystać. - mówiąc to zaśmiała się.
Pocałowała mnie w policzek i wyszła z nadzieją na poderwanie Tichondriusa. Hm. Nie myliłem się - tu dziewczyny mają bzika na punkcie egzotyki.
Tak czy tak... teraz nie dam się tak łatwo zrobić. Będę trzymał Liennę tuż przy swoim ciele... nikt mi jej nie zabierze. Dawno nie miałem okazji spać w tak wygodnym łóżku... o! Jak dobrze....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Silvertil właśnie zabierał się do robienia dymu gauda, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Co jest? Lepiej schować te składniki Pospiesznie ukrył składniki pod koszulą leżącą na stole.
- Proszę ! -zawołał, czekając na wejście nieznajomego
- Panie...Pan Tichondrius kazał mi przekazać, że zlokalizowano Altaira- powiedział pomocnik Tichondriusa.
- Znakomicie... Odejdź jestem teraz zajęty - powiedział Alchemik stanowczym głosem
- Oczywiście, jak pan sobie życzy - odparł i odszedł zamykając drzwi.
Hmm... nie jest tu bezpiecznie. Dobrze, że już kończę dym gauda, jeszcze tylko ten fioletowy proszek... Powiedział Silvertil, podchodząc do stolika. Odkrył koszulę, wyjął fiolkę z miksturą i ostrożnie wsypał proszek. Mikstura zawrzała, Anglin ledwo utrzymał fiolkę w dłoniach. Barwa substancji zmieniła się na blado fioletową. Eh... jednak nie jestem mistrzem Alchemi... mogłem to przewidzieć... Chyba już czas na mnie. Silvertil zabrał wszystko i pospiesznie wyszedł, unikając wszystkich pytań mijających go wampirów. Po chwili już był na placu, skręcił w dobrze znaną mu uliczkę i stanął pod drzwiami karczmy "Pod Jastrzębiem". Teraz muszę tylko poczekać na ofiarę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wychodząc z gospody usłyszałem rozmowę dwóch mężczyzn. Mówili coś o nowej kobiecie w burdelu. Podobno jest to piękna wieśniaczka. Co mi szkodzi pójść i zobaczyć może to Halina? Tylko gdzie to jest? Zapytam kogoś. Idąc dalej przez miasto zobaczyłem spory budynek, z którego wyszło kilku mężczyzn. Wszedłem do środka. To jest to! Tylko muszę zapytać burdel mamy o Halinę. Wtedy zobaczyłem grubą kobietę. Podszedłem do niej i zapytałem.
-Nie ma tu czasami wieśniaczki imieniem Halina?
-Jest, a co chciałbyś się z nią zabawić?
-Nie, chciałem ją stąd zabrać.
-Co!? Zapłaciłam za nią sporo złota, a ty chcesz ją po prostu zabrać?
-Więc ile chcesz?
-Nie oddam ci jej nawet za największe pieniądze. Żegnam! – powiedziała pokazują mi drzwi.
Wyszedłem zrezygnowany. Co ja mam teraz zrobić? Będę ją musiał odbić siłą, ale sam nie dam rady. Będę musiał poszukać pomocy.

[I tu mam pytanie do MG: Czy ktoś z graczy bez zadania może mi pomóc? Oczywiście za zgodą MG.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 07.06.2008 o 11:07, deif33 napisał:

[I tu mam pytanie do MG: Czy ktoś z graczy bez zadania może mi pomóc? Oczywiście za zgodą
MG.]


[Oczywiście. Jak jakiś gracz zechce, to nie ma przeszkód. Musisz się jednak liczyć z tym, ze nie zrobi tego za darmo...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zbliżał się ranek. Ja siedizałem na krawędzi łóżka, a moja towarzyszka nocy Selena spała najlepsze. Rozmyślałem nad różnymi rzeczami, m.in. imię Morgan, które wymienił Altair.
"Wiem, że je znam... Na pewno z tej listy... Ale do cholery, nie pamiętam nic wiećej. Eh, gdyby tylko Layla wróciła z tą listą w końcu."
Myślałem także o bladej postaci, która wszędzie się ukazywała.
"Już kiedyś miałem z czymś takim do czynienia... Ale dla pewności będę musił pójść do biblioteki"

W końcu wyjrzałem przez okno. Pierwsze promienie słońca już wychylały się ponad budynkami. Szybko się ubrałem i wyszedłem na korytarz. Na nim spotkałem znajomą Dattera - Amie.
-Dzień dobry panu. - powiedziała słodkim głosem
-Dzień dobry panieno. Czy Datter i Altair jeszcze śpią?
-Jeszcze śpią.
-Więc proszę panienkę, by panienka szybko ich obudziła i powiedział, że czekam na nich na dole. Musimy pogadać.
-Dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie spałem dobrze... śniła mi się Cilia. Była z tym Bladym Człowiekiem. Prosiła mnie, abym się do niej przyłączył, żebyśmy byli razem... i wtedy ją zabijają... i jeszcze raz... i jeszcze raz.
Przeze mnie Amie też nie spała... nieraz budziłem się w nocy, a ona nade mną czuwała. Pewnie z ranka powie, że nic się nie stało, ona lubi jak odwalam świra... to cała Amie. Traktuję ją jak dobrą siostrę...
Świt. Jak zwykle promienie słońca z niezwykłą precyzją oślepiły mnie. Przez to musiałem wstać... jak ja to kocham. Amie była ze mną... chyba właśnie ją obudziłem.
- Wybacz... nie chciałem cię budzić. - powiedziałem.
- Ach, Mikey.. przestań. I tak nie spałam mój drogi. Spotkałam się niedawno z tym miłym wampirkiem... miałam cię obudzić i przekazać, że jegomość czeka na dole. Ale ty tak słodko spałeś... - cała Amie. Nic a nic się nie zmieniła.
- Jak dawno temu to było?
- Niedawno... dosłownie kilka chwil temu.
- "Kilka chwil temu?" myślałem, że będzie bardziej podatny na twoje uroki, Amie... - odpowiedziałem z sarkastycznym uśmieszkiem na twarzy.
- Datter, jesteś okropny! Ech.. jak dobrze, że nic się nie zmieniłeś. Nie wyczuwałam w wampirze jakiejkolwiek chęci na flirt... był jakby zamyślony.
Zamyślony... skąd ja to znam. Nadal muszę odnaleźć Bladego... i dowiedzieć się nieco więcej o Cilli
- Dobrze... się czujesz Mikey? Tak jakoś - - - -
- Nic mi nie jest... ale.... może lepiej...
- No co? Wyduś to z siebie! To ja ci opowiadałam o moich "unikalnych" klientach a ty nawet nie chcesz się tu wyżalić? Mikey... proszę, powiedz co się trapi.
- Amie... jeśli nie ujrzysz mnie za kilka dni, to proszę... pójdź do Fortu Red, tam przy wrotach, o których ci tyle opowiadałem, znajdziesz małą bruzdę w ziemi. Tam zostawiłem pewną skrzynkę dla ważnej mi osoby... taką osobą jesteś ty. Zawsze mi pomagałaś, zawsze mi niosłaś ukojenie. A w tej skrzynce oprócz pewnych rzeczy, jest także kilka sztuk złota... chociaż tyle ci mogę dać.
- Datter.... nawet nie próbuj mi tu umierać. Zobaczysz... zrobię ci niezłą awanturę w zaświatach. Widzisz... ja nie mam zbyt dużo przyjaciół.
- Nie mam zamiaru umierać... ale lepiej być przygotowanym. O, i nic nie mów, że tak teraz się rozczulałem. Stracę autorytet przed moimi towarzyszami...
- Och, Mikey, oczywiście. - zaśmiała się - Powodzenia.
Opuściłem pokój z Amie pogrążoną w myślach... na dole czekał na mnie Tichondrius... widocznie z czymś ważnym do powiedzenia. Nie mogłem kazać mu zbyt długo czekać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Całą noc nie zmrużyłem oka. Za dużo się wydarzyło tego dnia, miałem natłok myśli, Blady Człowiek nie dawał mi spokoju, ból nogi zresztą też(dzięki umiejętnością lekarskim Dattera). No tak chyba już świta, pora wstawać, ale tutaj tak wygodnie się leży... Otworzyłem oczy i natychmiast spowrotem zamknąłem, bo słońce zaczęło mnie raźić prosto w oczy...Oo, może w końcu zasnę, umkhm, jak tu miło, ciepło i przyjemnie, nie ma mowy, zostaję tutaj...
- Prze... przepraszam... pan Altair?-usłyszałem gdzieś przyjemny głos, za plecami.
- Hrhmhm...Eee...dzisiaj...uhm...dzisiaj nie idę do szkoły, drogi panie...- O nie! Jestem chory i nie idę do szkoły!
- [śmieje się cicho.. podchodzi do łóżka, siada i zaczyna lekko cię szturchać] Panie Altair? Czeka... czeka pana coś gorszego niż szkoła... budzimy się.
- Co? Co?!-zerwałem się- Aaa! Kim jesteś!?-moim oczom ukazała się piękna rudowłosa kobieta.
- Spokojnie.. ciii. Nazywam się Amie. Przychodzę tu... by coś panu pokaza.... to znaczy... przekazać.
- Achaa, czyli nie wróg...Przepraszam ostatnio wolę być ostrożny...A więc o co chodzi? A i nie musisz się do mnie zwracać, per pan, mów mi po prostu Altair.
- Tak z ciekawości.. po czym... po czym poznał... pan... że nie jestem wrogiem? [uśmiecha się miło]
- Po pierwsze wróg nie mówi do mnie per pan, a swoją drogą wróg nie może być aż tak piękny...-powiedziałem ze śmiechem.
- Och.. pan to wie jak dogodzić kobiecie... prawda?-rzekła Amie z dziwnym błysku w oku.
- Eee...no tak jakby...tak...ale...eee....-wyjąkałem
-[śmieje się] Och.... "panie" Altair... tak tylko się z panem droczę... proszę mi wybaczyć.
-[do siebie]Droczę...kobiety...No, ale cóż, chyba nie budzisz mnie bez powodu...mhmm...Amie?
- Oczywiście... proszę mi wybaczyć panie Altair. Pan Tichondrius czeka na pana na dole... tak samo jak Mike.
- Tylko nie PANIE! No więc...czy coś jeszcze?
- Okazałabym brak szacunku, bez dodawania PANIE. Więc czy PANU się to podoba czy nie, dalej będę tak PANA nazywała. Zrozumiano, PANIE? [widocznie ją rozzłościłem] I nie, nie mam nic do dodania, PANIE Altair.
- Świetnie PROSZĘ PANI, więc do zobaczenia PANI Amie!
- Do usług... mój panie.-i wyszedłem, chowając miecz do pochwy.-[usłyszałem jak mamrocze do siebie] Nie rozumiem, czemu Mike cię nie puścił wtedy na dachu....
-Ja to słyszę!-krzyknąłem.
- Gdybym chciała, żeby "pan" nie usłyszał, to bym nie gadała tak głośno! - usłyszałem ze PANI Amie jest coraz bardziej rozłoszczona.
- Taak?!-wracam się-To niech PANI pójdzie do *MIKE''A* i go zapyta dlaczego, może PANI odpowie!
- Już mi odpowiedział... wczoraj w nocy. To była... bardzo ciekawa historia mój "panie". - uśmiecha się intrygująco.
- Tak? To ja może posłucham, tej BARDZO CIEKAWEJ historii, droga PANI!-podniosłem głos.
- Niech pan zapyta Mike''a.... nie chcę, żeby potem miał przeze mnie jakieś problemy, które widocznie... widocznie się za "panem" ciągną. I proszę.... nie mówić na mnie "pani". Jestem zwykła dziewuszką... a moi klienci mogą być szlachcicami, baronami... lordami. Dlatego z góry do każdego zwracam się "panie". Pan, panie Altair z pewnością nie ma lepszej wymówki na temat zwracania się do kobiet.
- Ostrzegam cię, *dziewuszko*, jeszcze jedno słowo, które uznam, że mi się nie podoba, a pożałujesz tego! Jestem zabójcą i nic nie stoi na przeszkodzie żebym pogłaskał PANIĄ moim mieczem! Nie, nie zapytam Dattera! Pytam się CIEBIE! Zobaczymy ile z twoich słów okaże się prawdą!-Mój mały palec, u lewej dłoni, zaczął się niebezpiecznie delikatnie zginać...
- [podchodzi do mnie spokojnie... patrzy mi głęboko w oczy] Chce pan usłyszeć całą historię? [uśmiecha się... po czym jej lewa ręka ląduje na moim policzku] Proszę... i tak to mniej więcej wygląda. Nie mam zamiaru dłużej tu siedzieć. Na przyszłość niech pan lepiej nauczy się, jak zachowywać się przy kobiecie. [patrząc na mnie z żalem, wychodzi]
-Tak? Lepiej żebym więcej nie spotkał ciebie, jak będziemy sami, pożałujesz tego co powiedziałaś! Nawet Datter ci nie pomoże!
- [podchodzi do mnie i pyta z uśmiechem na twarzy] Mam to odebrać jako "Tak, bardzo miło było oberwać od ciebie. Chcę jeszcze raz."?
- Ty wredna...! No to może posłucham co masz mi do powiedzenia?! Powiedzmy, że "CHCĘ JESZCZE RAZ MIŁO OBERWAĆ"!-kompletnie straciłem panowanie nad sobą.
I w tym momencie oberwałem.W prawy policzek. Z plaskacza.
- Klient nasz pan. Wiesz...nawet zaczynam cię lubić. Rzadko który mężczyzna tak bardzo lubi moje.... amory.
Tego już za wiele! Szybkim ruchem wyciągnąłem miecz...
-He-hej... uspokój się. To... to była tylko sprzeczka. Pro-proszę cię... odłóż ten miecz.
- Taak?! Teraz już nie jestem, pan Altair?!
[zacząłem wyczuwać od niej strach, lecz Amie widocznie nie chciała tego okazywać] Proszę cię... bądźmy... bądzmy rozsądni. To.. to była tylko sprzeczka. Nie warto dla tego za-zabijać.
- Ależ taak, tylko mała sprzeczka... Ale ja jestem zabójcą i ta mała sprzeczka mi się nie spodobała...
I nagle do pokoju wpadł Datter...
- Czy w tej gospodzie z rana nie może być spoko.... Co do... Altair, natychmiast schowaj ten miecz albo przebije cię na wylot!!
-[chowam miecz]O, dzień dobry, Datter!-skierowałem się w stronę drzwi-Dziękuję PANI Amie, za przekazanie wiadomości!
- Dziękujesz grożąc jej mieczem?! Co na wszystkie piekła ona ci zrobiła?
- To może zapytaj, drogiej pani AMIE?
- Hmph. Lepiej tak zrobię.-Datter odwrócił głowę w stronę Amie-Moja droga... co się stało?
- Cóż... Mikey.... powiem ci, gdy on na razie opuści pokój. Zaczynam się go.... to znaczy.... nie wiem czego się po nim spodziewać.
Rzuciłem ostatnie najbardziej gniewne spojrzenie na Amie na jakie było mnie stać.
- Altair...ostrzegam cię.-powiedział Datter.
Wyszedłem bez słowa.
Może trochę przesadziłem...ehh...No cóż, nie moja wina, że tej *Amie* zachciało się jej mnie denerwować... I jak ja mam panować nad sobą?! Uciekałem przed bandytami, zostałem dosyć poważnie raniony, potem wtrącony do więzienia, tajemniczy człowiek mnie wypuszcza, dwie bijatyki...I może z 10 minut odpoczynku!! I nie wspominając o tym, że jadłem w między czasie jakiś marny kawałek starego chleba w celi...
[Może być miejscami trochę bezsensu, ale jest dosyć późno i nie mogę się skupić xD]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zostałem sam z Amie.
- No to może teraz powiesz, czym go tak wytrąciłaś z równowagi... swoim wdziękiem? - zapytałem.
- Och... Mikey, nawet nie wiesz jak bardzo wolę z *Tobą* rozmawiać aniżeli z tym... z tym....
- Oszczędź mi końcówki... no to jak, powiesz jak było?
- Normalnie. Miałam go obudzić... a że wczoraj słyszałam od ciebie, że jest nieśmiały wobec kobiet, postanowiłam to sprawdzić.... więc - - -
- Zaczęłaś się do niego przystawiać? - przerwałem.
- Nie... nie do końca. Trochę poflirtowałam z nim, to fakt. Ale wtedy mu się nie spodobało, że cały czas na niego mówię "panie Altair". Nie wiem jak można się wściekać o coś takiego... i wtedy wszystko się zaczęło....
Amie wszystko mi opowiedziała. Ze szczegółami. Ta to ma dopiero pamięć.
- Dobrze Amie... nie przejmuj się tym. Pewnie nie zrozumiał do końca co miałaś na myśli. Może z nim pogadam i spróbuję go jakoś z wami pogodzi-----
- Nie Mikey... nie. Ja... sama to zrobię. - nie chciała swoich problemów zwalać na moją głowę... była taka odkąd ją znam.
Mówiąc to przytuliła się do mnie na chwilę i wyszła. Ja postanowiłem tą rozmowę oglądać z bezpiecznej odległości... Amie powoli zbliżała się do Altaira, który siedział przy jednym z tych wygodnych foteli. Ten stara się z całych sił unikać jej wzroku... i tak to się zaczęło:
- [nieśmiało] Panie... Altair? Mogę się przysiąść na moment? - zapytała... przynajmniej tak usłyszałem. Na szczęście w tawernie o tej godzinie było dość cicho.
- Proszę bardzo. - odpowiedział... jednak cały czas patrzył na nią gniewnie.
- Dziękuję... - usiadła blisko Altaira - Przepraszam... że tak... że tak dałam się unieść emocjom. Zwykle tak nie robię...
- [Altair widocznie przestał być zgryźliwy... jednak dalej był trochę zdenerwowany] Hmm...Nic się nie stało...no więc, ja również przepraszam za moje zachowanie, ostatnio wiele się wydarzyło i stałem się łatwo wybuchowy...
- Tak... pewnie tak. Wiem, że same słowa nie wystarczą... ale czy mogę się jakoś.... odpłacić?
- Eee...nie, przeprosiny dla mnie wystarczą, chyba że... nie. Wystarczy tylko, że będziesz zwracać się do mnie tylko po imieniu, ale dziękuję za dobre chęci. - odpowiedział... widocznie nie spodziewał się takiej propozycji.
- [Amie patrzy się na niego przez dłuższy czas, po czym spuszcza głowę] Obrażasz mnie nie przyjmując tej propozycji... jesteś zmęczony... przyda ci się chwila relaksu. A ja po tym będę pewna... że już mi tego nie masz... nie masz za złe. - znam tą dziewczynę. Tak łatwo to ona się nie podda... Amie chce, żeby Altair w końcu jej wybaczył... i też może wybaczył sobie.
- [Altair na chwilę pogrąża się w myślach... po czym] Hmm.... no dobrze...
- Cieszę się... w takim razie chodźmy na górę... mój panie. - po wypowiedzeniu tych słów uśmiecha się ciepło do Altaira na znak, że zażartowała sobie z ich sprzeczki.
- [odwzajemnia uśmiech] A więc chodźmy!
Amie wzięła Altaira za rękę i zaprowadziła go do jednego z pokoi "uciech". Ja w tym czasie pogrążyłem się w marzeniach... chociaż tyle jeszcze mogę. Po jakimś czasie słyszę głosy z pokoju gdzie Amie "nagradza" Altaira. Brzmiało to mniej więcej tak:
- [wyraźnie głos Amie] Mam nadzieję, że w końcu się zrelaksowałeś... bo ja tak. [szereg słów, których nie usłyszałem] Może jeszcze kiedyś będziemy... mogli?
- [zdecydowanie do Altaira] Jasne, że się zrelaksowałem, po stokroć ci dziękuję, Amie. Z wielką niecierpliwością będę czekał na ten dzień...
I w tym momencie Altair wyszedł. Powitało go moje badawcze spojrzenie... dojrzałem także półnagą Amie. Kątem oka. Przez przypadek. Od razu powiedziałem bezpośrednio (w tym jestem dobry):
- No i jak było? Co za ironia... kobieta, którą chciałeś zabić, jako jedyna zaoferowała ci "ucieczkę" od nieśmiałości... - stwierdziłem.
- Cóż... świetnie jej to wychodzi! Było rewelacyjnie... - odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
- Pewnie tak... Amie to delikatna dziewczyna, chyba, że się ją rozwścieczy. Jednak jest godna zaufania... to dobra, porządna dziewczyna. Nieraz mi pomagała.
- [z szerokim uśmiechem] Pomogła i mi.
- Hah! Nie wątpię... pewnie pokazała ci wiele rzeczy, których co prawda sam nie doświadczyłem, ale słyszałem.
- Żałuj, Datter, opuściła cię taka okazja! Ta dziewczyna to anioł!
- Miałem dużo takich okazji, wierz mi. Jednak... ona stała się bliska mojego serca. Wiem wiem... dziwi cię, że w ogóle jakieś mam. Ale... nie chcę jej wykorzystywać. Traktuję ją jak pomocną siostrę.
- Rozumiem...Ale nie pomyśl sobie, że ją wykorzystuję!
- Uwierzę w to, jeśli jeszcze cię kiedyś u niej zobaczę... póki co, mamy na razie zadanie do wykonania. Pora anioły zamienić na biesy, przyjemność na chodzenie w łokciach po odchodach, oraz radość na przeklinanie. Inaczej: Tichondrius czeka.
- Więc chodźmy do niego, pewnie się już niecierpliwi...
Jeszcze tylko Altair pożegnał ciepło z Amie i w końcu zeszliśmy na dół, gdzie pewnie Tichondrius już wyrywał włosy z głowy czekając na nas. Lub co gorsze, próbował poderwać jakąś dziewczynę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

W tawernie trwała burda , schmieleni bywalcy tawerny chceli trochę rozrywki atak na straż nie był jednak zbyt dobrym pomysłem , strażnicy widząc że nie będzie to walka tylko z dwoma bandytami nie patyczkując się wyciągneli broń i sprawa poszła na ostro .
-Zaje.ać tą zasraną straż - krzyknął jeden z bywalców tawerny , walczący krzykneli w bojowym okrzyku
Tłuszcza mieszczańska mimo braku umiejętności walki i wyposażenia szybko wypędziła z pomieszczenia strażników , dokoła latały pociski : kubki ,talerze, misy, krzesła ,stoły wszystko co nadawało się do rzutu .
Dowódca strażników krzyknał do jednego ze swych podwładnych , w całym charmiderze walki nikt nie wiedział co takiego przekazał dla żołnierza ten po chwili pobiegł spirintem w przeciwną strone .
-HAhahahahah tak won to nasz teren - zaśmiał się jeden bywalców karczmy .
Darnok i Baltir nie walczyli , strażnicy byli zbyt zajęci tłuszczą mieszczańską która pchała sie pod miecz , dokoła coraz to padał kolejny klijent tawerny , dowódca strażników własnie uciął głowe dla jednego .
-Darnok trzeba stąd pryskać , zaraz będzie tu ich więcej - powiedział Balthir
-Już ,są - wojownik wskazał ręką na zbliżajace się odziały straży , tłuszcza chłopska zaprzestała na chwile walki wpatrując sie w strażników , ci ustawili się w szeregu i wymierzyli w tłum z kusz .
-Podajcie się , to nikt teraz nie zginie - wykrzyknał dowódca posiłków
-Pierdo. się - odpowiedział mu ktos z tłumu , jedne z żołnierzy strzelił w niego z kuszy , celnie .
Tłum stracił zapał do walki i podał się , strażnicy otoczyli ich i zaczeli krępować im ręce .
-Panie co z nimi zrobić - zapytał jeden z żołnierzy dowódce
-Powiesić - odpowiedział zimno
-Co dlaczego , przecież nikt nie miał zginąć kiedy się podamy - wrzasnął najbliższy mieszkaniec
-Teraz nikt nie zginie , jutro owszem .
Dla Darnoka i Balthira odebrano broń skrępowano oraz przyprowadzono ich przed oblicze dowódcy straży
-A ci co ? - zapytał
-To po nich przyszlismy do tej karczmy , są ścigani listem gończym
-Ile za nich ?
-Razem są warci 50 sztuk złota , spalili zajazd przed miastem , wyrznowszy wszystkich w środku .
-Do lochu z nimi
Wszyscy biorący udział w zamuieszkach zostali zaprowadzeni do więzienia , juro mieli być powieszeni .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Przepraszam za offtop''a, ale aż w oczy kole... KonradRębowski po pierwsze, ty ten twój tekst czytałeś? Daj go komuś do przeczytania, albo coś bo szkoda gadać... No i te błędy... I po co to używać wulgarnych słów?
Dla Darnoka i Balthira odebrano broń skrępowano oraz przyprowadzono ich przed oblicze dowódcy straży, te zdanie mnie rozbroiło... Dla Darnoka i Balthira odebrano broń...to dla was odebrali wam broń? Czy o co chodzi? ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jakiś czas czekałem na parterze Księzycowego Snu bawiąc się w dłoni ostatnią monetą. Raz na jakis czas wyglądałem za okno. Słóńce wchodziło coraz wyżej.
"Cholera... Jeśli się nie pospieszą, utknę tutaj na cały dzień"
W końcu jednak Datter i Altair zeszli na dół. Było czuć od nich lekką złość, ale nie chciałem w to wchodzić.
-Panowie, nie mamy zbyt wiele czasu, więc szybko wam objaśnię parę rzeczy... Po 1. Musimy odnaleźć Laylę. Ludzie Varantiza nadal jej nie odnaleźli, a sądzę, że już im się nie uda. Więc my musimy to zrobić... Wy panowie ruszycie do "Pod Jastrzębiem" i stamtąd zaczniecie poszukiwania. Po 2. Ja idę do biblioteki klasztornej. Wątpię, bym był tam mile widziany. Więc będę musiał jakoś nakłonić zakonników, bym mógł wejść... Mam przeczucie i chcę je potwierdzić. Spotkamy się nieopodal "Pod jastrzębiem" pod wieczór. Powodzenia panowie.

Po szybkiej rozmowie nałożyłem na siebie swój czarny, długi płaszcz, by ukryć się przed promieniami słońca i ruszyłem w kierunku klasztoru.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować