Zaloguj się, aby obserwować  
Maka1992

Ogień demonów - forumowa gra RPG

1131 postów w tym temacie

UAKTUALNIENIE KARTY POSTACI:
Imię: Dwingar Bouldershoulder.
Rasa: Pradawny krasnolud.
Klasa: kapłan Daremitha. [patrona ziemi]
Wygląd: tak jak na rysunku.
Historia: Dwingar urodził się i żył przez dłuższy czas w klanie Bouldershoulder, który za swoją siedzibę obrał podnóże najwyższej góry Askadi – Wzgórzu Zatraty znajdującego się nie daleko Hunenturmu. Jako, że klan był jednym z najstarszych w tej krainie, posiadał wielki zbiór legend i mitów o zamierzchłych czasach. Jedna z nich głosiła, że na szczycie Wzgórza zatraty znajduje się niewyczerpane źródło mirhilu które mogło by pomóc stworzyć potężną broń przeciw ciągłym najazdom hord jaszczuroludzi. Nie myśląc wtedy za wiele młody jeszcze krasnolud zaczął się przygotowywać do wyprawy. Smagany chłodnym wiatrem, prawie wycieńczony po siedmiu dniach i nocach przybył na szczyt uświadamiając sobie wtedy że nie ma już prowiantu na drogę powrotną. A to co zobaczył nie napawało go radością. Zobaczył... pustkę. Kompletnie płaski kawałek zamarzniętej ziemi. Zrozpaczony krasnolud uklęknął na ziemi i zaczął się modlić do jej patrona i patrona całego klanu - Daremitha. Po godzinie modlitw zobaczył jego awatar. Wysokiego krasnoluda z długą, czarną brodą którego nie dotykał ani jeden płatek śniegu. Wtedy to Dwingar uświadomił sobie jak blisko był wokół śmierci. Krasnoludzki bóg napoił, nakarmił oraz ogrzał go. Potem przeniósł go przed wrota klanu zostawiając go samemu sobie i swoim rozmyślaniom o życiu. Młody krasnolud w niedługim czasie odkrył u siebie zdolności leczenia o które codziennie się modlił. Następnie postanowił szerzyć i pomagać osiągnąć duchową równowagę nie zważając na ograniczenia rasowe. Ruszył w świat...
Charakter: Zachowuje się jak na prawdziwego krasnoluda przystało: jest gburowaty i mało mówny. Jednak jego doświadczenia w przyszłości pozwalają mu zjednywać przyjaciół jak i tworzyć nowych przeciwników. Dodatkowo bardzo lubi miód pitny.
Ekwipunek:
- Lekki topór,
- Kolczuga,
- Siedmiodniowa porcja żywności,
- 20 sztuk złota,
Umiejętności:
- kowalstwo (stopień 1)
- leczenie (stopień 2)
Exp: 800/1000

20091028190131

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Imię - Kazuhira
Rasa: Człowiek czystej krwi
Klasa: Zabójca
Wiek: ok 40.
Charakterystyka postaci:
1. Historia postaci – Kazuhira został poczęty przez rosłego białego mężczyznę i niezwykle urodziwą kobietę o czarnych niczym smoła włosach i skośny oczach. Miał też brata starszego o 4 lata. Niegdyś, w wieku ok. lat 15 (gdyż w jego rejonach wieku się nie liczyło, patrzyło się na umiejętności i charakter) wracając z niedalekiego lasu z drewnem na opał spotkał uciekającego człowieka. Był to Wesker, młynarz jego wioski. Zasapany i zmordowany opowiedział mu o tragedii, która miała miejsce w tym cichym zakątku świata. Jego brat - Doe - zaczął mordować ludzi, grabić i palić domy. Młynarz klął się, że z jego oczu palił żywy ogień i tylko cudem mu uciekł, kiedy Doe spuścił go z oka. Kazuhira nie mogąc wierzyć własnym uszom czym prędzej pobiegł w stronę wioski rzucając narąbane drewno. Kiedy dobiegł, pożoga, która trawiła wioskę była zbyt gorąca, by mógł wejść i zobaczyć co się stało. Lecz doskonale widział centralny plac i to, jak jego rodzice palą się żywcem, zaś ogień, który ich trawi, wydobywa się z gardła jego brata Doe. Zemdlał. Rano obudził się przykryty kocem w pobliżu ciepłego ogniska, nad którym smażyły się szczury. Nie miał nic. Jak się okazało - przygarnął go człowiek zwany David. Dowiedział się, że znalazł go nad ranem w pobliżu zgliszczy wioski. David spytał się o to, co się tam stało. Kazuhira mu nie ufał i nie powiedział całej prawdy. W jego sercu gotowały się mieszane uczucia co do brata, lecz z czasem przerodziło się to w nienawiść i chęć zemsty. Wiele księżyców później, kiedy razem z Davidem opuszczali pewne małe miasto, dorwali się do nich bandyci. Wtedy Kazuhira dowiedział się kim naprawdę jest ten spokojny, skromny człowiek, który rzekomo był bardem. Był to wyuczony zabójca, który zgodził się trenować młodego Kazuhirę. Wiele lat później Kazuhira wstąpił do pewnej szemranej bandy. Po wielu latach współpracy władze wielkiego miasta dowiedziały się o mrocznym procederze. Uciekł, lecz wielu przyjaciół schwytano a następnie ścięto. Za wyjątkiem dwóch, których od tamtej pory nie widział: pięknej i przebiegłej elfki Locasty oraz krasnoluda słynącego ze swej potężnej (zwanej żelazną) brody - Boromira. Niestety, utracił z nimi kontakt. Wtedy zapragnął jeszcze jednej rzeczy. W jego ciężkim życiu pojawiła się kolejny cel, obok zemsty: założenie własnego kraju, ojczyzny, w której królowałby niepodzielnie aż po wsze czasy...
2. Charakter - Kazuhira jest żółtodziobem. Stara się być opanowany i skuteczny. Nie odczuwa litości i z chęcią pogrążyłby świat w pożodze. Tajemniczy. Lubi działać możliwie szybko, skrycie i cicho. Lubi mroki miast. Nie lubi współpracować w grupie. Myśli tylko o sobie.
3. Wygląd – Blondyn o długich włosach spiętych w kuc. Ok. 189 cm wzrostu. Dobrze zbudowany. Jasna cera, lekko skośne oczy (LEKKO) koloru brązowo-krwistego. Wąskie usta, niezbyt owłosiony na reszcie ciała. Zadbany. ( http://images4.wikia.nocookie.net/metalgear/images/5/58/Master_Miller.jpg)
4.Ogólnikowe miejsce rozpoczęcia gry - las
Ekwipunek:
ORĘŻ:
za 2 pkt: Sztylet i Krótki Łuk (razem 4 pkt tak?)
ZBROJA:
za 0 pkt: Szmaty :P
za 3 pkt: Zbroja skórzana
POZOSTAŁE
za 1 pkt: 20 sztuk złota, 10 strzał, Trzydniowa porcja żywności
2. Obowiązuje reputacja – wyjściowa wynosi 10 (ja bym wolał mniejszą z racji charakteru i odbioru mojej osoby)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

AKTUALIZACJA CLASSY HERO!

Imię: Oxinus Gravier

Rasa: Demon

Klasa: Mag

Historia:
Gravier od urodzenia pochodził z jednego z demonicznych wymiarów - Uyryus, co z języka demonów znaczy "Leże Bestii". Nazwa ta nie jest przypadkowa, gdyż z tegoż wymiaru pochodził sam Władca Demonów. O rodzicach Oxinusa niewiele wiadomo, poza faktem, że porzucili go, licząc, że zginie rozszarpany przez dzikie bestie. Jakimś cudem, a raczej dzięki piekielnemu szczęściu [demonom zabrania się używać "boskich" sformułowań] przeżył na własną rękę i kilkanaście lat później w wieku 24 lat zaciągnął się do 11. Batalionu "Azazel". Nikt nie zna powodów jego wyboru, co nie zmienia faktu, że szybko zaczął awansować, aż został jednym z najlepszych agentów Władcy Demonów.
Oxinus nie miał szczęścia w późniejszym okresie. Został bowiem przywołany i zmuszony do wykonywania rozkazów jakiegoś, pożal się Boże, elfickiego maga, którego jedyna pasją jest zbieranie starych kamulców o pseudo-magicznych możliwościach. Gravier po wielu przygodach i nie-przygodach znalazł się w kiepskiej sytuacji - musi dokonać kilku zlecieć dla mrocznych krasnoludów, inaczej nie zdobędzie informacji o kamieniach i będzie w niezłym ch&*#...

Charakter:
Gravier należy do tej grupy demonów, co ''zabijają wtedy i tylko wtedy, gdy nie będzie innego wyjścia bądź dostaną wytyczne z góry bądź dany osobnik wyjątkowo ich @#%&!(*& de facto zdenerwuje''. Sam Oxinus stara się zawsze zachować spokój niezależnie od okoliczności, wierząc, że trzeźwy umysł przechyli szalę zwycięstwa na jego stronę [nota bene wielokrotnie się to sprawdziło].
W późniejszym okresie zapoznajemy się z lepszą stroną demona: jest w miarę przyjacielski i nieskory do walki, wierząc w pokojowy sposób rozstrzygnięcia sporów... Chłopak nie będzie miał łatwo w życiu.

Wygląd: gdzieś wcześniej był obrazek, a nie chce mi się znów szukać w google-grafika :P

Reputacja: -10

LvL: 1

Exp:
2800/3000

Umiejętności:
1. Dla wszystkich:
a) wiedza [stopień 1]
b) wyostrzone zmysły [stopień 1]
c) orientacja w terenie [stopień 1]
d) gra w Drumenta [stopień 1]
2. Klasowe:
a) rzucanie zaklęć
b) Szkoła Magii -> Czarna Magia [stopień 1]
3. Rasowe:
a) atakowany przez ludzi w miastach
b) jego domem jest otchłań

Ekwipunek:
1. Kij
2. Szata Maga
3. Podniszczona mapa Eodemu
4. talia kart do Drumenta

***

Wielki Miszczu Mako! Me dawne przygody nie zostały docenione! Proszę ja Cię, o Wielki i Wszechpotężny, wspomóż swego sługę, który przypomina sikiratkę [taki gówno-jad], inaczej mobki go udupczą, a nikt nie pragnie tego!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ich waść! Odcinają mi neta, a tu już rewolucje stopnia pierwszego! Deklaruję jak naturalniej, że gram!

***

Imię (nazwisko też): Simone Black
Rasa: Człowiek czystej krwi.
Klasa: Alchemik

Historia:
Simone dorastała w swego rodzaju Utopii, gdzie za wszelkie złe uczynki od razu skazywano na natychmiastową śmierć. Nie znajdowała wsparcia w rodzicach, ani w nikim innym, szczególnie przy swoim najbardziej miłym zajęciu - jak ona to określała, czyli alchemii, majstrowaniu przy miksturach i tym podobnych dziedzinach. Zupełnie samotne dzieciństwo odcisnęło swoje piętno - Simone zaczęła mieć różne zaburzenia psychiczne [po naszemu nazywałyby się one zespołem Aspergera], między innymi strach przed dotykiem innej osoby, lęk przed ciemnością, klaustrofobia, głęboki lęk przed niedowartościowaniem jej osoby przez otoczenie, ogromna trudność w akceptowaniu zmian, oraz inne osobliwości, bardziej irytujące niżeli kłopotliwe. Jednak nadrabiała to inteligencją, oraz chęcią zwycięstwa, toteż przyjęli ją do szkoły nauk mistycznych, gdzie praktykowała to co lubi najbardziej. - oczywiście alchemię. Jednakże, za jej zachowanie wywołane jej chorobą, została wyrzucona. Bardzo rozgniewana Simone, od razu opuściła rodzinne miasto i przez długi czas nic nie było o niej wiadomo.
Wnet dała o sobie znać w regionach bardziej położonych na północ. Nastoletnia już Simone, zamieszkała w małej osadzie, mieszczącej ledwo 3 domki i tam uchodziła za "najlepszego butlo-maniaka po tej stronie prowincji". Krótko mówiąc, sporządzała różne wywary, które pomagały reszcie mieszkańców. Mimo tego, wszyscy uważali ją za mocno ekscentryczną, ponieważ jej dawne fobie nie wygasły, wręcz przeciwnie - przybrały na sile. Kiedy wydarła się na jednego mieszkańca, że "wyrwie mu rękę ze stawów jeśli jeszcze raz ją dotknie", to pozostała część wioski postanowiła ją wygnać. Po raz kolejny Simone została zmuszona do opuszczenia przytulnych kątów przez swoje zaburzenia.
[UPDATE] Słuch o niej zaginął, choć po niektórych rejonach da się zauważyć osobliwą dziewczynę, która za odrobinę opanowania o ogłady (oraz cierpliwości) ze strony podróżnika, jest w stanie przygotować pewne mikstury, które być może pomogą tej osobie. [/UPDATE]

Charakter:
Przez swoją chorobę, jest osobą trudną do zrozumienia. Wykazuje tendencje do nietypowych dla jej ludu hobby (alchemia jest tego najlepszym przykładem), stara się być miła, ale często jej różne fobie to uniemożliwiają. Bardzo szybko się irytuje i jest skłonna do agresywności. Nic nie ceni bardziej niż warzenie mikstur w ciszy i spokoju, często przez to zaniedbując inne obowiązki. Często jej zachowanie wydaje się irracjonalne dla innych. Jest obdarzona dużym intelektem. Chętnie przynosi pomoc, choć często przez swój charakter nie może tego robić. Nie panuje nad swoją mową, przez co co jakiś czas w rozmowach używa nazbyt inteligentnych słów, co utrudnia komunikację z nią. Introwertyczka. Ma skłonności do paranoi, gdy stawia czoła swoim lękom (np. ciemność, wysokość). [UPDATE] Często ma problemy ze skupieniem się. Byle rzecz, warta zainteresowania według niej, odwraca jej uwagę, co może być irytujące podczas poważnych rozmów. [/UPDATE]

Wygląd:
Przede wszystkim: obrazek. Biednie ubrana, nie zwracająca na siebie uwagi. Duży, czarny plemienny tatuaż rozchodzący się po całej lewej ręce: od ramienia do dłoni. Zwykle wszystkie przybory alchemiczne ma zawieszone na specjalnym, zrobionym przez siebie pasie. [UPDATE] Blizna na dolnej wardze, zdobyta podczas pewnego nieporozumienia w karczmie. Włosy zawsze rozczochrane. Simone wyrobiła już sobie odruch mierzwienia się po włosach podczas pracy. [/UPDATE]

Ekwipunek:
Nóż - 1pkt
Krótki miecz - 2pkt
Lniane odzienie - 1pkt
Żarcie na 9 dni - 3pkt
Srebrny naszyjnik - 3pkt

Umiejętności/Zdolności:
- warzenie mikstur (st. 1)
- zielarstwo (st. 2)
- szybka nauka (st. 1)
- odporność na trucizny (st. 1)

20091030184628

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ wbrew pozorom to kontynuacja starej postaci. Wcześniejsza karta: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=884]

Prolog: Młody elficki bard Roahel wplątuje się niechcący w aferę obsydianową, wypowiadając jakby wojnę krasnoludom. Jeden z nich wrzuca barda do wymarłego miasta, gdzie na nieszczęście spotkał tam magów którzy chcieli zniszczyć obsydiany. Udało mu się jednak od nich uciec i opuścić miasto, tracąc tym samym swój okruch obsydianu...

Imię: Nanto Kasei Rohael

Rasa: Leśny elf (odmieniony przez magię)

Klasa: Wojownik

Historia: Po ucieczce zaczął zabijać ludzi dzięki obsydianowi, który udało mu się ukraść jednemu z krasnoludów. Początkowo wszystkich, później skupił się na przestępcach, przez co stał się obiektem wielu plotek, co schlebiało jego marzeniom o sławie. Spełnił więc swój cel i postanowił wrócić w rodzinne strony. Jednak coś się zaczęło z nim dziać. Zmieniał się zewnętrznie i dostawał ataków furii. Po jakimś czasie nikt go nie poznawał, wszyscy się go bali. Obsydian, który zawsze nosił zawieszony na srebrnym łańcuszku, tuż przy sercu, wprowadził do jego ciała czarną magię. Nie panował nad sobą. Rohael prawie nie istniał. Istniał Kasei. Jednak większość ludzi nazywała go Nanto , czyli "Nocny". Raz na jakiś czas budził się w nim Rohael, lecz tylko na chwilę. Pewnego razu w przebłysku Tassu, prowadził rozmowę z jakimś człowiekiem. Opowiedział mu wszystko. Człowiek ten znał kogoś kto mógł uleczyć Rohaela i powiedział mu gdzie to jest. Gdy obudził się Kasei, ten człowiek wysłał go w tamte strony. Nanto nie wiedział o czym rozmawiali. Szedł po "skarb". Nie wiadomo było kto wygra ten pojedynek. Rohael czy Kasej. Dwie osoby, dwa cele, jedno ciało. Nie było nic pewnego. Jedyne, co ich łączyło, czyli obsydian, padło łupem przebłysku Rohaela, któremu towarzyszyło topienie smutku w jednej z tawern. Nie wiadomo co tam się stało, po prostu kamienia już nie było.

Charakter:

Rohael: Dobry, choć trochę cyniczny, pewny siebie, kocha opowiadać o sobie jak o wielkim bohaterze, choć sam za walką nie przepada. Mimo że jest dorosły, zachowuje się często dosyć dziecinnie. Potrafi myśleć mądrze i dorośle. Lubi być w centrum uwagi, jest towarzyski, przyjacielski, pełen humoru. Kocha przyrodę. Oczywiście nie bezgranicznie.
Kasei: Jest duszą, złą, podłą, czasami gadatliwą. Czasami gada bez sensu. Stara się być rozrywkowy, wczuć się w świat, ale mu to nie wychodzi. Boi się zdrady i porażki. Lubi zabijać.

Wygląd: [obrazek na dole. Wygląd starej postaci na starej karcie.]

Level: 2

Exp: 1650

Ekwipunek:
Długi miecz
Zbroja skórzana ćwiekowana
trzydniowa porcja żywności

Umiejętności:

- wyostrzone zmysły (poziom 1)
- walka każdym rodzajem broni (poziom 1)
- skradanie się (poziom 1)

20091031203535

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

A więc jedziem z tym zdechłym śledziem... Najpierw rekompensata expowa dla graczy, którzy byli w poprzedniej edycji i nie spotkali się z postem huntera przed jej końcem:

Elminster + 1150 PD
Morze + 750 PD
Tokkarian + 650 PD
Arianne + 800 PD

Master - z góry sorki za olanie początkowego miejsca gry, ale wyszedłem z założenia, że gracie w kupie, więc i tak wszyscy idziecie do jednego worka...

UWAGA:
System pisania postów: maks. tydzień po moim wtrąceniu, przy czym moje wtrącenie ma miejsce maksymalnie 3 dni po odpowiedziach was wszystkich na moje wtrącenie (co najmniej 1 post od każdego gracza - co najmniej, bo możecie prowadzić między sobą/mną na gg dialogi, knuć pomniejsze/większe intrygi itp.) A dlaczego? Odpowiedź poniżej... Z tego powodu obowiązuje też wolniejszy czas gry - noc po moim starcie, dzień po kolejnym wtrąceniu, po jeszcze kolejnym noc - itd.

WSZYSCY:
[Jako, że fabuła jest jednak kontynuacją ostatnich dziejów, nie dziwić mi się w wypadku chamskich nawiązań ;) ]

Była noc, Nanto przemierzał właśnie leśne ostępy, w drodze do owego uzdrowiciela, kiedy nagle poczuł, jak traci grunt pod nogami... Jakiś magiczny wir wchłonął go w nieznane...

Całą tę scenę widział Kazuhira. Rzadko widuje się takie sytuacje. Chcąc sprawdzić, co się stało z dziwnym, ni to mrocznym, ni leśnym elfem, podszedł bliżej miejsca niecodziennego zdarzenia. To był błąd. Magiczna siła wyczuwając w pobliżu żywą istotę odżyła, ponownie otwierając dziwny portal i wsysając do środka zaskoczonego człowieka...

Alchemiczka, którą zaczęto ścigać z powodu domniemanych kontaktów z pobliskim zabójcą owiec, którąś noc z rzędu spędzała w jaskini... Jednak kiedy Simone się obudziła, nie otaczały jej zimne, skaliste ściany jaskini... Znajdowała się w jakiejś okrągłej komnacie, w której nie było żadnych drzwi ani okien. Błysnęło światło, w komnacie pojawił się jakiś człowiek... O co tu chodzi? Magiczna siła wyrzuciła go w pobliżu leżącego dziwnego elfa. Czy ten długouch jest tu przy niej od momentu kiedy zasypiała? I co robił? Brr...

Dwignar siedział w celi razem ze swoim wujem jeszcze przez jakiś czas. Choć udało mu się przekonać wrogów Thignara, że nie powinni zabijać starego krasnoluda, jednak w zamian za to musiał teraz siedzieć z nim kolejny tydzień w tej ciasnej celi... Nie mając co robić, przysiadł przy metalowych drzwiach, naprzeciwko swojego wuja i przymknął oczy w zamyśleniu... Nie wiedział jak długo to trwało. Kiedy je otworzył, dostrzegł, że znajduje się w okrągłej komnacie, a wraz z nim trzy inne istoty. Na młot Moradina, co się stało?!

Mordrag nie żył. Zabity przez nieznanego mu mrocznego elfa, zastanawiał się, komu zależało na jego śmierci. Czyżby wrogowie run wiedzieli wszystko o wyprawie do twierdzy? Czyżby była ona z góry skazana na niepowodzenie? Myślał, że będzie miał wieczność, aby odpowiedzieć sobie na te pytania. Nie wiedział, jak bardzo się myli. Jakaś wielka siła wyrwała go z błogiej niebiańskiej krainy i wrzuciła z powrotem do świata żywych... Gdzie? Oczywiście do tajemniczej komnaty...

Oxinus był wściekły. Mimo ugody z wampirzycą nie mógł nigdzie znaleźć Joe''go. Ani pierwszego ani drugiego. Zaczął wietrzyć podstęp mrocznych krasnoludów. Nie chcąc dzielić się z nim runami, podali mu imiona dwóch nieistniejących ofiar... Nie wiedział co robić. W końcu po jakimś czasie poczuł znajome uczucie. Ktoś go wzywał. Bardzo dobrze znał tą osobę. Ba, nawet grał z nią w Drumenta. Tylko tym razem był bardzo zdziwiony, gdyż dostrzegł, że nie jest sam...
- WITAJCIE!!! - zagrzmiał znajomy głos, oczy wszystkich powędrowały na elfiego maga, który zjawił się wśród nich nie wiadomo kiedy i jak - Witam znajomego demona od siedmiu boleści - Oxinusa, którego przechytrzyły mroczne krasnoludy, a przecież są tępe, jak topory, którymi walczy ta rasa... - wzrok czarodzieja powędrował na Dwignara - Twojego to też dotyczy, zaraz to udowodnię... Aha, właśnie, zapomniałem... Witajcie też nieznajomi, oczywiście, może będziecie lepsi od tego asa z otchłani. Zadajecie sobie na pewno pytanie, jak się tu znaleźliście i po co. Ja bym na waszym miejscu się zastanawiał, jak oddychacie i żyjecie, skoro tu nie ma drzwi i okien, ale cóż... wasz wybór. Zastanawiacie się też, czy możecie mnie zabić za to, że was tu sprowadziłem bez waszej woli. Pokażę wam. - rzekł, po czym wziął topór od Dwignara i spróbował odciąć sobie dłoń, a potem ucho, jednak ostrze przeniknęło przez ciało maga, jakby go tam nie było. - Jak widzicie, nie możecie, bo mnie tu nie ma. To co widzicie, to tylko, nie da się ukryć, doskonała iluzja. Ale cóż, pieprzę o niczym a wy nadal nie wiecie, po co tu jesteście. Otóż nasz wróg, czyli pradawne krasnoludy z Thaigen''Ers i jaszczuroludzie przechytrzyli wszystkie pozostałe rasy. Nim ekspedycja, w której uczestniczył nasz świętej pamięci wojownik Mordrag, którego tu widzicie (co z resztą jest dowodem na to, że wasza śmierć nie leży w moim interesie), dojdzie do celu, zostanie prawie kompletnie zniszczona przez działalność tajnych organizacji... Dlatego potrzebuję was, a raczej potrzebuję run... Nie oszukujmy się, możemy walczyć z naszymi wrogami tylko wtedy, gdy będziemy dysponować takim samym orężem jak oni. Dlatego wysyłam was do Arthanyan - miasta ludzi i pradawnych krasnoludów, leżącego bardzo daleko stąd. Nie wiedzą oni o konflikcie jaki ma miejsce w tych stronach, nie wiedzą, że oprócz was zjawi się tam więcej i silniejszych ekspedycji, wysłanych z różnych stron... Dlaczego? Gdzieś w pobliżu tego miasta znajdują się ruiny świątyni Czcicieli Run. Więc wniosek nasuwa się sam... Aha i aby nie było wątpliwości. - mag zacisnął pięść, na co wszyscy zgromadzeni w komnacie zwinęli się z bólu. - Będzie bolało bardziej, jeśli zechcecie sami wykorzystać runy, odejść, lub oddać je innym ekspedycjom. Skoro wszystko jasne, no to pa! Jeszcze zanim odejdziecie, każdy z was usłyszy ode mnie kilka słów... Aha i wara mi zabijać się nawzajem nie licząc naprawdę wyjątkowych przypadków, za to też jest kara! - oniemiałych przybyszów otoczył błękitny dym. Właśnie opuszczają powoli to dziwne miejsce, by przenieść się gdzieś, gdzie nie mają najmniejszej ochoty przebywać. W głowie każdy z nich ma szept maga, mówiącego im bardziej osobiste rozkazy...

[szept maga każdy swój otrzyma na gg ;] Następny post będziecie już pisać w Arthanyan, szukając owych ruin lub robiąc co innego. Jak widzicie, można tworzyć historię każdy z każdym, raczej w grupach nie większych niż 3 osobowe, bo jest problem ze zgadaniem się, można też olać grupę i chodzić samemu, ale jak ktoś za bardzo oleje rozkazy maga, to zostanie ukarany, jak z resztą zostało zapisane. Służę pomocą - odgrywaniem NPCów i radami co do dalszych czynów. Powodzenia!]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kazuhira wstał, trochę zszokowany, lecz cały czas jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Rozejrzał się w około. Wzrok skoncentrował na nowych znajomych. Niestety, nie było sposobu by ich okraść.Sprawdził ekwipunek, czy ten zgrzybiały czarownik przypadkiem mu czegoś nie podwędził swymi fikami i mikami. Nie ufał magii. Podrapał się po zadku po czym zaczął wypatrywać jakiejś dziewki - którą mógłby szybko wykorzystać w ciemnym zaułku, następnie zabić i ograbić. W czasie rozglądania zagadał do wszystkich, kim są i skąd są. Chciał wiedzieć, z kim ma przyjemność pracować. Oblizał wargi i czekał na odpowiedź...
...wyczekując wyobraził sobie tego dziwnego Maga jak dusi się w samych stringach smagając się batem po swych nieogolonych, pełnych pryszczy i ropieni plecach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Oxinus był wściekły. Mimo ugody z wampirzycą nie mógł nigdzie znaleźć Joe''go. Ani pierwszego ani drugiego. Zaczął wietrzyć podstęp mrocznych krasnoludów. Nie chcąc dzielić się z nim runami, podali mu imiona dwóch nieistniejących ofiar... Nie wiedział co robić. W końcu po jakimś czasie poczuł znajome uczucie. Ktoś go wzywał. Bardzo dobrze znał tą osobę. Ba, nawet grał z nią w Drumenta. Tylko tym razem był bardzo zdziwiony, gdyż dostrzegł, że nie jest sam...
- WITAJCIE!!! - zagrzmiał znajomy głos, oczy wszystkich powędrowały na elfiego maga, który zjawił się wśród nich nie wiadomo kiedy i jak - Witam znajomego demona od siedmiu boleści - Oxinusa, którego przechytrzyły mroczne krasnoludy, a przecież są tępe, jak topory, którymi walczy ta rasa... - wzrok czarodzieja powędrował na Dwignara - Twojego to też dotyczy, zaraz to udowodnię... Aha, właśnie, zapomniałem... Witajcie też nieznajomi, oczywiście, może będziecie lepsi od tego asa z otchłani. Zadajecie sobie na pewno pytanie, jak się tu znaleźliście i po co. Ja bym na waszym miejscu się zastanawiał, jak oddychacie i żyjecie, skoro tu nie ma drzwi i okien, ale cóż... wasz wybór. Zastanawiacie się też, czy możecie mnie zabić za to, że was tu sprowadziłem bez waszej woli. Pokażę wam. - rzekł, po czym wziął topór od Dwignara i spróbował odciąć sobie dłoń, a potem ucho, jednak ostrze przeniknęło przez ciało maga, jakby go tam nie było. - Jak widzicie, nie możecie, bo mnie tu nie ma. To co widzicie, to tylko, nie da się ukryć, doskonała iluzja. Ale cóż, pieprzę o niczym a wy nadal nie wiecie, po co tu jesteście. Otóż nasz wróg, czyli pradawne krasnoludy z Thaigen''Ers i jaszczuroludzie przechytrzyli wszystkie pozostałe rasy. Nim ekspedycja, w której uczestniczył nasz świętej pamięci wojownik Mordrag, którego tu widzicie (co z resztą jest dowodem na to, że wasza śmierć nie leży w moim interesie), dojdzie do celu, zostanie prawie kompletnie zniszczona przez działalność tajnych organizacji... Dlatego potrzebuję was, a raczej potrzebuję run... Nie oszukujmy się, możemy walczyć z naszymi wrogami tylko wtedy, gdy będziemy dysponować takim samym orężem jak oni. Dlatego wysyłam was do Arthanyan - miasta ludzi i pradawnych krasnoludów, leżącego bardzo daleko stąd. Nie wiedzą oni o konflikcie jaki ma miejsce w tych stronach, nie wiedzą, że oprócz was zjawi się tam więcej i silniejszych ekspedycji, wysłanych z różnych stron... Dlaczego? Gdzieś w pobliżu tego miasta znajdują się ruiny świątyni Czcicieli Run. Więc wniosek nasuwa się sam... Aha i aby nie było wątpliwości. - mag zacisnął pięść, na co wszyscy zgromadzeni w komnacie zwinęli się z bólu. - Będzie bolało bardziej, jeśli zechcecie sami wykorzystać runy, odejść, lub oddać je innym ekspedycjom. Skoro wszystko jasne, no to pa! Jeszcze zanim odejdziecie, każdy z was usłyszy ode mnie kilka słów... Aha i wara mi zabijać się nawzajem nie licząc naprawdę wyjątkowych przypadków, za to też jest kara! - oniemiałych przybyszów otoczył błękitny dym. Właśnie opuszczają powoli to dziwne miejsce, by przenieść się gdzieś, gdzie nie mają najmniejszej ochoty przebywać. W głowie każdy z nich ma szept maga, mówiącego im bardziej osobiste rozkazy...

***

Oxinus leciał przez bezkresy obłędu. Wokół niego mieniły się różnorakie kolory i wzory. Osobnicy z mocniejszym wzrokiem mogli dostrzec konkretniejsze kształty, ale i one prowadziły to sprzecznych bądź absurdalnych wniosków, m.in. kombinacje węża z zadkiem małpy, bądźże miks Windowsa i Linuxa. Jednak oczy demona widziały gorsze rzeczy - te prawdziwe. Widział zarysy innych istot, które tkwiły w tej sferze. Nie mowa rzecz jasna tutaj tylko o innych wędrownikach, którzy używali szybszej metody podróży, jakimi są teleporty. Mowa także o... rzeczach. Bowiem co by było, gdyby taki wąż z zadkiem małpy stał się realny? Powstałby, ale natura zdeformowałaby go, by jego egzystencja i egzystencja innych węży i innych małp się nie nakładały, bo gdyby tak się stało... byłoby źle. A teraz wyobraźmy sobie szersze obszary: gdy takie deformacje istniały na różnych płaszczyznach istnienia, to ilość kreacji byłaby, co najgorsze, nieskończona. Kolejne założenie: na każde 1 dobra kreację istniałaby 1 cholernie zła. Natura była jednak tak perfidna, że wstanie wszechogarniającego niebytu, który jest tanim, ac kosztownym sposobem komunikacji ta proporcja nie jest zgodna wszelkim zasadom logiki. Co w związku z tym? W skrócie: chodzi o takie gówno, że każda istota nie ma dobrych zamiarów [może mieć neutralne ostatecznie] i dąży tylko zaspokojenia pierwotnych instynktów... Nie sprawiają one zbytnich kłopotów, gdyż mają strasznie kiepski wzrok i nie zauważają szybko poruszających się obiektów. Ale co by się stało gdyby ktoś został dłużej na herbatkę u jednego z nich bądź na krakersa?...

***

Gravier wylądował w ciemnej alejce tuż obok innych popaprańców, których wykorzystuje mag.
Co on sobie myśli?! Już dosyć się dla niego narobiłem, ale i tak mu nie dość... Przynajmniej nie jestem już sam
Przez chwilę głęboko oddychał powietrzem miasta, w którym się znajdował i wyczuł jedno - smród ludzi, krasnali i potęgi. To ostatnie nie wydzielało się wprost z miasta, lecz napływało na nie niczym tsunami na japońskich turystów. Co ciekawsze, to tsunami musiało być wielkie, gdyż aura mknęła dalej, poza miasto i nie wiadomo jak daleko jeszcze. Chwile zastanawiał się, jak znaleźć się w tym całym Arthanyan - jako demon miał kiepskie szanse na samotne przeżycie... Ale wykorzystując tych nieszczęśników? Myślał nad strategią działania, przy okazji słuchając dociekań gostka, wyglądającego na narajanego komandosa... Zastanawiał się nawet, czy tak nie jest przypadkiem.
- Jam jest Oxinus Gravier. Co poza tym? Mam rogi, krwistoczerwoną skórę i mam dosyć tego, że ten gad ciągle mnie wykorzystuje... Mam nadzieję, że odbębnimy szybko tą sprawę, by ten mag w końcu się ode mnie odczepił... Sorry, od Was też.

***

Reputacja: -10

LvL: 2

Exp:
550/6000

Umiejętności:
1. Dla wszystkich:

a) wiedza [stopień 1]
b) wyostrzone zmysły [stopień 1]
c) orientacja w terenie [stopień 1]
d) gra w Drumenta [stopień 1]
2. Klasowe:
a) rzucanie zaklęć
b) Szkoła Magii -> Czarna Magia [stopień 1]
c) Szkoła Magii -> Magia żywiołów [stopień 1]
3. Rasowe:
a) atakowany przez ludzi w miastach
b) jego domem jest otchłań

Ekwipunek:
1. Kij
2. Szata Maga
3. Podniszczona mapa Eodemu
4. talia kart do Drumenta
5. purpurowa chusta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Przepraszam, że wrobiłem niechcący drużynę w wynajęcie pokoju w karczmie. Mam nadzieję, że zrozumiecie iż potrzebujemy jakiejś siedziby tymczasowej. :]

Dwingar spojrzał się na wszystkich zebranych: na alchemiczkę Simone Black, leśnego elfa Nanto Kasei Rohaela, na demona Oxinusa (tu się trochę zdenerwował na jego widok i zaczął błądzić ręką szukając topora), na zabójcę Kazuhira oraz na wojownika Mordraga który siedział sobie w kącie wynajętego przez niech pokoju.
Wybaczcie, ale idę na poszukiwania świątyni Daremitha, pozwólcie, że wstąpię do niej, bo dawno nie rozmawiałem z mym panem. - Powiedział Dwingar. Jego towarzysze spojrzeli głupio na niego i machnęli ręką na znak, że może iść. Wszyscy oprócz demona. To może być ciekawe. - Pomyślał kapłan.

Hmm... W tym przypadku trzeba zastosować wiecznie żywe krasnoludzkie przysłowie: jak nie wiesz co robić, to idź do karczmy! Eee... a może do świątyni? Jeden pies. Jak znajdę karczmę to dowiem się, co trzeba zrobić aby dojść do świątyni. A tak teraz sobie myślę: co właściwie sobie myśli ten głupi elfi mag ?! Kurka: muszę sobie zanotować, że jak on potrafi przesłałać magiczne informacje do mojego umysłu, to z pewnością umie też w nim czytać. - Taki mniej więcej monolog prowadził między sobą Dwingar chodząc po Arthanyan i szukając jakiejś przyzwoitej świątyni. Jako, że miasto było zamieszkiwane w większości przez ludzi i pradawne krasnoludy, te ostatnie wybudowały wiele świątyń bogów ze swojego panteonu. Jednym z nich był Daremith – patron ziemi, klanu Bouldershoulder, oraz oczywiście jego samego. Jego kaplica znajdowała się na w okolicach rynku miasta i była zbudowana tak jak wszystkie inne tego bóstwa: była niska, wyciosana z białego marmuru z ozdobami koloru szkarłatu. Natomiast drzwi były odlane z najczystszego srebra. Gdy Dwingar pchnął je przed siebie ujrzał standardowy widok: ściany otaczały przeróżne płaskorzeźby, mozaiki oraz półki na których znajdowały się zwoje, świece, kamienie szlachetne, kadzidło i inne przedmioty. Słowem wszystko co kapłan potrzebuje do rytuałów. Z racji tego, że młody Bouldershoulder wychowywał się przez pewien czas w takim właśnie miejscu, znał nazwy wszystkich przedmiotów. Jednak nie to zaprzątało uwagę wszystkich innych którzy wchodzili do świątyni. Naprzeciw drzwi, pod ścianą stał majestatyczny posąg starego krasnoluda. Jego długa broda sięgała aż do ziemi zasłaniając część pancerza rzeźby. Wyglądał on jak zbroja Wraghura – pomyślał Dwingar. Starzec w swoich dłoniach trzymał kilof i rudę żelaza – przedmioty utożsamiane właśnie z bóstwem.
- Przepraszam, że przerywam, ale czego potrzebujesz młodzieńcze? - zapytał się stary kapłan który właśnie stawał z ławki która znajdowała się obok miejsca w którym stał sobie Dwingar.
- Chciałbym porozmawiać z moim panem, Daremithem. - odparł Bouldershoulder.
- Niestety jest to niemożliwe. - odparł stary krasnolud. - Musiał byś być kapłanem aby dostąpić tego zaszczytu. Wybacz mi ale nie da się niczego zrobić.
- Ależ da się. - powiedział z uśmiechem Dwingar. - może nie uwierzysz ale jestem takim samym sługą jak ty. Niestety musiałem opuścić swoje rodzinne strony i tym samym stracić stały kontakt z moim panem.
- Wybacz panie. Moje oczy nie są tak dobre jak kiedyś. - rzekł pokornym tonem zakonnik. - No więc zabierajmy się do pracy!
20 minut potem wszystko było już przygotowane: Dwingar siedział w okręgu wyrysowanym piaskiem, kadzidło się paliło, ofiara została złożona a stary kapłan grał na lutni nie aby dopełnić rytuał, ale po to aby stworzyć niepowtarzalny nastrój. Młodemu Bouldershoulderowi została do wypełnienia rzecz: modlitwa.
- … i przyjdź do mnie aby objawiła się twoja wola. - Szeptał Dwingar. - Pomóż mi, swojemu wyznawcy abym mógł dalej żyć i przez mój żywot głosić twoje nauki. Przybądź do mnie!
- Jak chciałeś, tak się stało Dwingarze. Kamień nadal się zmienia. Trzymaj swoich przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej. - rzekł Daremith.
- Panie mój. Pomóż mi. Albowiem ponownie jestem w trudnej sytuacji. Muszę wypełnić misję, aby uratować mojego krewnego jak i przyjaciela – Thingara. Do tego zadania wybrał mnie jakiś zły, elfi mag. Wiem, że nie podołam temu zadaniu. Pomożesz?
- Mam do ciebie dwa dary, ale tylko jeden możesz wybrać w tym czasie. Masz do wyboru moc wykrycia zła oraz wykrycia intencji. Pierwsza z nich pomoże Ci wykryć złowrogie istoty które czekają na twój żywot. Natomiast druga umiejętność pomoże Ci pomóc w odgadnięciu intencji osoby z którą rozmawiasz. Co wybierasz?
- Wybieram umiejętność wykrycia intencji. Ludzie i inne rasy są czasami podli. Będą od ciebie żądać różnych przysług a potem zatopią swój szczylet w twoich plecach.
- Jak żądałeś tak się stało. Wiedz Dwingarze, że wierzę w ciebie. Jako jeden z nielicznych masz moc kształtowania swojego losu. Wykorzystaj to mądrze. A teraz żegnaj. - Gdy Daremith to powiedział umysłowy kontakt krasnoluda z nim zerwał się.
***
Krasnolud niedługo potem znajdował się w pokoju wynajętym przez drużynę. Wszyscy już spali więc Dwingar cicho wślizgnął się do swojego łóżka i szybko zasnął.

_____________________________________________________________________________________ ____

Uaktualnienie:

Exp: 950/3000
Poziom: 2
Umiejętności:
- kowalstwo (stopień 1),
- leczenie (stopień 2),
- umiejętność wykrycia intencji (stopień 1).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

// Elminster mam prośbę nie ustawiaj następnym razem wszystkich po kątach, gdyż musiałem przez to usunąć całego posta;].... Mam nadzieję, że się nie obrazita, że wprowadziłem śnieg, ale będzie bardziej nastrojowo;) ///

Mordrag siedział w kącie, wpatrując się w okno. Drewno strzelało w kominku, a za oknem prószył śnieg. Wojownik jak dotąd nie odezwał się słowem. Ciągle starał się zrozumieć co się wydarzyło. Przecież umarł, poległ. Złapał ręką w miejsce gdzie podstępny i walczący nie honorowo elf wbił swoje ostrze. Nie było tam żadnego śladu. Co więcej miał przy sobie swoja broń którą zabierał ów elf, gdy Mordrag konał. Powstał z martwych, czy to znaczy, że jest nieśmiertelny, że nie można go zabić? Do tego jeszcze ten mag, ci ludzie i nie ludzie. Popatrzył się po osobach w pokoju. Nie znał, żadnego z nich, a może po prostu ich nie pamiętał. Sam już nie wiedział. Pochwycił drewienko z ognia, włożył do ust skręta i odpalił. Błogi smak tytoniu ukoił jego umysł. Myślał nad tym co powiedział ten szept. Spojrzał na alchemicę i demona. Czy to właśnie ich mam chronić? Nawet ich nie znam. Nie chciał się jednak sprzeciwiać magowi i postanowił wypełnić swoje zadanie, by mieć to już z głowy. "Towarzysze" pokładli się już do łóżek on jednak siedział dalej kopcąc skręta. Zapadł zmrok, a tej nocy księżyc był w pełni. śnieg równomiernie padał nad całym miastem. Po białych uliczkach chodziła już tylko jedna osoba gasząca latarnie. Nagle drzwi do pokoju rozwarły po cichu. Do pokoju wlazła jakaś postać. Myślała, że wszyscy śpią i chciała cichcem wejść do łózka. Mordrag udaremnił jej to jednak delikatnym chrząknięciem. Postać spojrzała się na niego i ujrzała skrawek jego twarzy oświetlanej przez żar tytoniu. Mordrag wskazał na drugie krzesło obok okna. Postać ruszyła w jego kierunku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie podoba mi się to. Wolałam już być ganiana przez tych kiepów od owiec. Przynajmniej zabawa była.
Simone przez myśl nie przeszło by zasnąć. Łoże było twarde, a na zewnątrz odbywała się dość głośna rozmowa. Sam niepokój już by wystarczył, żeby nie spać, a tutaj dochodzą jeszcze różnorakie bonusy. Alchemiczka starając się za dużo nie myśleć, o ciemnych kątach tego pokoju (by nie wprowadzić siebie w paranoję... znowu) wstała i szybko poszła do nieco bardziej oświetlonego korytarza. Starając się być cichą jak najbardziej możliwe, postanowiła odnaleźć kogoś, kto na pewno wie więcej. Demona.
Ostrożnie sprawdzała kolejne pokoje, aż w końcu natrafiła na ten właściwy. Stwór stał przy oknie i wpatrywał się w bliżej nieokreśloną rzecz. Simone cicho i powoli weszła do pokoju i jak gdyby nigdy nic, zaczęła mówić, na wpół opanowanym głosem.
- Wiesz więcej od innych co tu się dzieje. Czyż nie tak, demonie? - po tych słowach przystanęła i chwyciła się jedną ręką za ramię.
- Nie wiem, czy od wszystkich, ale wiem sporo... panno? - rzekł demon, ku jej zdziwieniu, taktownym głosem... a może to jakiś rodzaj szyderstwa?
- Daj spokój, takich jak ty nie obch.... - Simone przerwała i po namyśle zaczęła mówić znacznie łagodniejszym tonem - Black. Jeśli wolisz coś innego niż nazwisko, to możesz użyć zwyczajne "dziewczyno", czy co tam uznasz za stosowne... Słuchaj. - przybliża się trochę do demona - Czy możesz mi powiedzieć skąd ja i te wszystkie trepy się tu.... czy to talia kart? Nigdy takich nie widziałam...
Karty, które leżały na stole, na tyle zafascynowały Simone, że kompletnie zapomniała o wszystkim innym. Przenigdy nie widziała takich wzorców, ani tym bardziej wykonania, to było coś *nowego*.
- Tak panno Black. To jest talia kart. A konkretnie talia kart do Drumenta. Dosyć niecodzienna i pokręcona gra, lecz nawet ciekawa. Zechcesz zagrać, panno Black? - zapytał grzecznie demon.
- Nie sądze żeby.... - dziewczyna mocno się zastanowiła nad tą sprawą - ... a może jednak. Można grać i gadać jednocześnie. Ale żadnych sztuczek, zrozumiałeś? Potrafię się bronić.
- Nie wątpię. Inaczej Mysterius by ciebie nie wybrał. Podobnie jak innych. - rzekł demon.
- Mysterius. To jakiś pan zły, ta? Ten trep co nas tu sprowadził? - Simone zapytała, zasiadając do gry.
- Hm... czy zły to dosyć względne stwierdzenie. Pomylony, szalony, wredny i perfidny - jak najbardziej. Ale zły - skąd! To tylko urągany elficki mag, który nie lubi babrać rąk w błocie. Streścić Ci zasady?
- Kurczę, rzucasz na mnie jakiś urok, czy rzeczywiście jesteś taki miły? Dawno nie miałam do czynienia z... eem, tak, wyjaśnij, proszę. - powiedziała Simone, a lekki uśmiech wstąpił jej na twarz. Cała sytuacja była dla niej bardzo dziwna. Demon, który w dodatku traktuje ją lepiej niż większość ludzi z jakimi miała do czynienia? Chyba nie można wymyślić nic bardziej nierealnego. Ale jednak! Dziewczyna, bez żadnych lęków zasiadła i poczuła się komfortowo. Dopuszczała jeszcze do siebie myśl, że to może być fałsz, ale powoli przestała brać to pod uwagę.
- Zdziwiona? Jestem demonem, co nie oznacza, że muszę ciągle myśleć o wyrywaniu trzewi... Co do zasad: wygrywa ten, kto ma na końcu ma najwięcej kryształów. Są trzy typy kart: ochronne, które chronią Twoje kryształy; ofensywne, które wykradają kryształy; oraz przeze mnie nazywane ''zbieraczki'' - mają za zadanie samoistnie zbierać kryształy. Najśmieszniejsze w tej grze jest to, że talia nie jest stała. Po każdym rozdaniu są nowe karty o inny postaciach i innych mocach... Większość zrozumiesz w trakcie. - zaczął wyjaśniać demon, ale Simone miała w głowie prędzej jego samego, niż grę.
- Interesujące. Cóż, rozdawaj.... Oxinusie, dobrze pamiętam? Mam nadzieję. Skąd tak w ogóle pochodzisz? Czy bycie demonem sprawia ci trudność w tym chędożonym świecie? - dziewczyna pytania zadawała szybko, jak dziecko, które spotkało swojego idola.
- Oxinus, zgadza się. Pochodzę rzecz jasna z Otchłani. Duża ona jest, uwierz mi. Jedna z jej sfer, to Uyryus - tam się narodziłem. Niezbyt przyjemna kraina. Chociaż tutaj też nie jest miło, chociaż dziwi mnie, że karczmarz nie zareagował, jak wszedłem... Ciekawostka. Dobra zacznę, by Ci pokazać jak to działa. No to... no to.. no to rzucam najpierw ''zbieracza'' - Maga Quirmu. Twoja kolej. - demon czekał na ruch Simone.
- Mój pierwszy ruch... pal licho, niech będzie ofensywna. Zbłaźnię się najwyżej. Może karczmarz widział znacznie dziwniejsze rzeczy niż demon z chęcią zameldowania się? Poza tym, gdzieś słyszałam, że wygląd rogów jest uzależniony od rangi demona, lub jego miejscu w hierarchii. Czy to prawda...? - zapytała, z ciekawością patrząc się na Oxinusa.
- Ani tak, ani tak. Range i hierarchię zdobywa się jak wszędzie - wysiłkiem. Poroża zależą prawie jak wszystko - od genów... No i od mody. - zdawałoby się, że demon się uśmiechnął.
- Wyglądają na twarde... no i ładne. Gdzieś w ogóle uchował sobie taki przyjemny charakter? - zapytała alchemiczka.
- Nie mam pojęcia. Rzucam ''obrońcę'' - Strażnik Tetu. - odpowiedział demon.
- Hmm... rzucam ''zbieracza'', tego zielonego. - kontynuowała grę Simone.
- Lalkarza? Niezły ruch. Na to rzucam Pikiniera Reku - czas na ofensywę... A mogęzadać Ci pytanie bądź dwa? - zapytał Oxinus.
- Nie obiecuję odpowiedzi, ale wyjątkowo dla ciebie się postaram o nie. Rzucam ofensywę, gościa wyglądającego jak skrzyżowanie człowieka z dziobakiem. - rzekła dziewczyna i zaczęła z niecierpliwością oczekiwać na te pytania.
- Kurde... nie mam pojęcia, co to za gość. A więc, skąd pochodzisz, jaką masz fuchę i czemu mam wrażenie, że walczysz częściowo w trakcie tej rozmowy? Daję kolejnego obrońcę - Tarczownika Snów. - kontynuował demon. Simone nieco się ociąga z odpowiedzią, jakby się tego obawiała. Ale po chwili wypowiada, prawie że mechanicznie, te zdania.
- Wolę nie pamiętać skąd pochodzę. Zajmuje się cudownym rzemiosłem alchemii... to jedna z niewielu rzeczy jakie mnie uspokajają. Na trzecie pytanie.... - tutaj dziewczyna zaczyna drapać się po głowie, starając się wymyślić jak najmniej "kłopotliwą" odpowiedź - ... mam pewne problemy z sobą, tyle. Rzucam kolejnego "zbieracza", nie odgadnę co on przypomina...
- Wygląda jak galaretka wiśniowa z mięsem mielonym... Dziękuję za te miłe odpowiedzi. Rzucam ofensywę - Miecznik Aru. A z ciekawości: w jakich okolicznościach nasz ''ukochany'' elfi mag Ciebie ściągnął. Mnie po traumatycznych poszukiwaniach dwóch gości o imieniu Joe. - kontynuował pytania demon.
- Rutyna, uciekałam od kiepów, którzy uznali, że jestem seryjną morderczynią owiec. A konkretnie to spałam w dobrze oświetlonej jaskini... a teraz aż sama się dziwię, że tak dużo mówię. Rzucam defensywę.... V... V-.... Vuhn''yatora...? - powiedziała Simone.
- Nie wmawiaj mi, że ogólnie jesteś małomówna. - demon się uśmiechnął - A co do Vuhn''yatora, to H powinno być nieme... chyba. A jak sądzisz: jak relacje z resztą?
- Ogólnie to wrzeszczę na ludzi by mnie nie dotykali... - tutaj alchemiczka zaczęła mówić do siebie - świetnie, teraz używam autoironii... tak czy tak, to chyba dzięki tobie tak się... no wiesz. N-nieważne. Pytałeś o resztę... nie znam ich i znać pewnie nie chcę. - przez chwilę w kompletnym milczeniu dziewczyna wpatruje się w Oxinusa - A... hmm... twoja tura.
- Nie powinnaś być tak zamknięta. Uwierz mi sam kiedyś tego próbowałem... kilka razy. Co do mojej tury, to będzie to ostatnia tura. Rzucam Rybaka Otchłani, który zbiera dla mnie dodatkowe kryształy... I chyba niestety wygrałem. Przykro mi, chociaż nieźle Ci poszło za pierwszym razem. Lepiej niż mi z Mysteriusem. - rzekł demon.
- Kiedy ja nie mogę być inna, rozumiesz? - te słowa Simone zaakcentowała bardzo wyraźnie, po czym następuje cisza, aż nagle mówi - Raczej nie mogłam liczyć na to, że wygram. Trudno! - dziewczyna oparła głowę o swoją dłoń i zaczęła wpatrywać się w Oxinusa, czekając co powie.
- Hehe - demon głęboko się zaśmiał, co trochę zaniepokoiło Simone - Tutaj mnie rozśmieszyłaś. Jak to nie możesz być inna? Spójrz na mnie. Jestem demonem. DEMONEM. W teorii moja egzystencja powinna polegać na zabijaniu, grabieniu, podpalaniu, a nawet niepłaceniu podatków. Za to masz przed sobą gościa, który woli unikać walki i rozstrzygać spory inaczej. Więc nie wmawiaj mi, że jesteś niewyleczalnym przypadkiem, bo takie nie istnieją. I nie martw się grą - to tylko gra, nie prawdziwe życie.
- Grą się nie martwię. Właśnie o to drugie się martwię. Od zawsze. - Simone głęboko westchnęła i poprawiła sobie fryzury ręką - Słyszę twoje słowa i je rozumiem, ale nie dam rady siebie zmienić, taka jestem. - nagle spojrzała na drzwi, potem na demona - Pewnie chcesz, żebym już wróciła do swojego pokoju, tak?
- Panno Black, po prostu trochę więcej wiary w siebie. Tylko tyle... A czy wyjdziesz czy nie to już Twoja wola. - powiedział Oxinus.
Gdyby to tylko było takie proste. - dziewczyna pomyślała, po czym próbuje coś powiedzieć demonowi.
- Nie... nie przeszkadzało... - ciężko mi wychodzą te słowa, prawie jakby część mnie się kłóciła z tym, co mam zamiar powiedzieć - Uhhh! - zniżam głowę - Nie przeszkadzałoby ci, gdybym tu została na noc...? Pomieszczenie jest lepiej oświetlone, nie ma hałasu i... ee.. ładnie proszę?
- Przeciwko takim argumentom trudno się sprzeczać. Gramy w papier-kamień-nożyce, kto zajmuje łóżko? - zapytał Oxinus.
- Mam jeszcze choć tyle godności by zostawić ci łóżko. Wierz mi, nawet ten okropnie wzorzysty dywan będzie lepsze niż to na czym spałam przez ostatnie kilka lat. - odpowiedziała Simone.
- Twoja wola... To dobranoc, panno Black.
- Możesz mi mówić Simone... - powiedziała cicho, wychodząc z pokoju.
Dziewczyna cichutko wróciła do swojego pokoju, szybko gwizdnęła stamtąd poduszkę i znów wybrała się do pokoju jej nowego.... nie wiedziała jak go nazwać: partner, towarzysz, czy może miły człowiek. Z tym wyjątkiem, że żaden z niego człowiek.
Całe to spotkanie było czymś nowym dla Simone i nie wiedziała do końca co o tym myśleć. Może jutro się obudzić i nic się nie stanie, lub zostanie pożarta w czasie snu. Jednak wcześniejsze rozmowy trochę zamazały jej podejrzenia. A może w ogóle nie powinna ich mieć? Do tej pory całe zło wyrządzili jej ludzie, a nie demony. On dał mi tą szansę, to ja dam jemu... najwyżej zostanę pożarta. Świat bez mojej osoby dużo nie straci, oj nie.
---
Nie zdążyła dokończyć myśli, a już spała. Nie pamięta ostatniego razu, kiedy zasypiała w takim spokoju.

***
Aktualizacja postaci

Simone Black

Istotne zmiany:
PD: 800/1000

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Hm. Rozdzieleni? Ciekawe, ale jeszcze ciekawsze jest to jak ten mag chce to zrobić, bez drugiego ciała. No, ale skoro tak powiedział to pewnie tak jest. Ej! Słyszałeś bardziku? Rozłączą nas!
-Wiem, słyszałem. Chcę z powrotem moje ciało, więc znajdź te ruiny.
-Ruiny? A nie mieliśmy przypadkiem szukać run?
-Może, a nawet na pewno, ale jak głos mówił RUINY to będą RUINY.
-Skoro ma nas rozdzielić, nie musisz iść po ten tego... skarb... no...
-Ty głupi jesteś?! Przecież słyszałem waszą rozmowę i wiem dokładnie gdzie mnie prowadzono...
-Nas.
-No. Jak ty słyszysz o czym rozmawiam i wszystko widzisz, to ja mam co samo, ty nie myślisz ani trochę?
-Nieważne, i tak mi nic nie zrobisz na na na na.
-Jak już nas rozdzielą to owszem.
-Weź, niemiły jesteś. Zaśpiewam ci piosenkę.
Ekhem.
Płyyną statki szerokim morzem
Atakują ich piraci nic im nie pomoże...
-Zamknij się!
-Płyyyną statki...
-Boże...

Kasei zatkał uszy lecz głosu z wewnątrz nie uciszył. Zgodnie z zaleceniem skierował się do pierwszej lepszej budy. W środku jak zwykle w takich miejscach duszno i śmierdzi. Nanto czuł że tam pasował. Zbierały się tam najgorsze zakały świata: ludzie, elfy krasnoludy, orkowie, demony i reszta. Siedział tam parę godzin, opił się za cudze pieniądze, ale niczego konkretnego się nie dowiedział. Przecież sam nawet nie wiedział czego szuka. Pytał o jakieś ruiny. Niektórzy dali mu namiary na jakieś ruiny i miał zamiar tam pójść. A w głowie ciągle brzęczał sparszywiały elf, co gorsza przy akompaniamencie muzyki.
-Skądś ty do cholery wziął w mojej głowie lutnię?!
-Leżała.
-Przeklinam cię, cicho bądź.

A bard jak śpiewał, tak śpiewał. Nanto skierował się do pierwszych ruin, gdy nagle...
-To ja! To ja!
-Nie no, znowu...
-No co, ja też chyba mam prawo kierować ciałem, ale... Matko, aleś umęczył, spać mi się teraz chce...
-Ha ha.
-Pójdę do tego całego naszego pokoju.
-Szukaj ruin.
-Nie! Spać mi się chce!
-Szukaj ruin.
-Nie słyszę cię tralalalalala!

Poszedł do pokoju i położył się. Nie mógł zasnąć.
-Kasei?
-Zamknij się, śpij.
-Po kiego grzyba my to robimy?
-Śpimy? Chyba po to żeby nabrać energii czy coś.
-Nie, cholera! Po co pracujemy dla tego dziwaka? Możemy iść do tego medyka.
-Aha, on mnie wygoni i ciebie zostawi, jasne, układ idealny.
-Cicho.
-O matko...
-Nie mogę spać, wychodzę.
-Mkay.

Łaził po ruinach, łaził, ale niczego nie znalazł. Wrócił spać. Nie mógł usnąć. I tak kilka minut.
Rozejrzał się dookoła. W pokoju ani jednego elfa. Same dziwadła. Czemu akurat oni?
Nagle rozległ się mroczny dźwięk zmiany dusz.
Zssiuuuppsssollloooooooooooooooooooiiihhhhaaaaahaaaa.
-Nie no, tylko tyle?
-No, znowu w ciele, idę na miasto.


No i nic nie zrobili.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mini aktualizacja postaci

Poziom: 2

Exp: 2300

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Przeprowadzone z Elminsteem miedzy naszymi postaciami;) ]
Pan? - zapytał się Dwingar pytając o imię osoby która siedziała na krześle.

Mordrag przyjrzał się uważniej postaci która przed nim siadła. - Mordrag, zabójca potworów i postrach tytanów którym to się wydaje, że są najsilniejsi. A ty?

- Dwingar. Pokorny sługa mojego pana Daremitha.

- Twojego Pana?

- Jestem kapłanem szanowny panie. - powiedział zirytowany Dwingar siadając na krześle wskazanym przez człowieka. - Ewentualnie możesz mnie nazwać jeszcze klerykiem lub w skrajnych przypadkach zakonnikiem.

- Zaspokoję się zwykłym, Dwingar. Masz może ochotę? - Podał mu skręta.


- Wybacz ale nie palę. - powiedział kleryk oddając skręta wojownikowi. - No wiesz: śluby i tym podobne. Z używek to jedynie od czasu do czasu wychylę kufel dobrego piwa w karczmie.

- Jak wolisz- Odrzekł po czym samemu odpalił jednego. Pociągnął dym i wypuszczając znowu przemówił. -Wiadomo Ci cokolwiek o tym magu, w ogóle o tym wszystkim?

- Czy czasami nie mówisz o tym demonie, Oxinusie? Nic nie wiem o nim. I jakoś niespecjalnie chcę dowiedzieć się czegoś o tym podmiocie piekieł - powiedział twardo Dwingar. - A ten mag? - spytał retorycznie krasnolud. - Też go nie znam, ale lepiej nie mówmy o nim na razie, bo jak potrafi przesyłać magiczne informacje, to zgaduję, że umie wieszczyć czy czytać w naszych mózgach.

- Nie obchodzi mnie to, nie boję się jego ani nikogo innego. A co demona się tyczy to jedynie szept jaki miałem w swej głowie o nim wspominał. Miałes coś podobnego?

- Jeżeli chodzi o szept to tak. Jeżeli chodzi o treść szeptu, to mogę powiedzieć, że nie było w nim słowa o demonie.

-Za to w moim tak i nie tylko o nim. Co Ci przepowiedziano?

- Niestety to poufna informacja. Wybacz.

Wojownik z zażenowaniem i pewna irytacją odwrócił się w stronę okna, jednak kontynuował dalej- Jakie są Twoje zamiary, co robisz dalej? Co my wszyscy zrobimy dalej?

- Moim obowiązkiem jak i zadaniem które chcę z całym sercem wykonać jest uratowanie mojego krewnego i przyjaciela - Thingara. A co my wszyscy zrobimy? - pomyślał przez chwilę Dwingar. - Wydaje mi się, że jak na razie nie mamy żadnej innej drogi. Musimy szukać run aby uwolnić się z tej niewoli.


- Też tak planuję. Chce mieć święty spokój i wyruszyć na południe, na skute lodem pustkowia i dołączyć do Klanu Młota, lecz to jest nie ważne. Zatem z rana rozpocznijmy działania. Udało Ci się już coś ustalić?


- Oprócz rozmowy z moim bogiem którą przed chwilą odbyłem, jeszcze nic tutaj nie zrobiłem. I nie pytaj się czego ona dotyczyła. - powiedział szybko kleryk. - Nie była związana z naszą misją.

Mordrag żachnął się - Spokojnie, nie obchodzi mnie Twój bóg ani wasze rozmowy. Jedyne w co wierzę to ogień i siła przepełniająca me ciało, dzięki temu jestem nie pokonany. - Spojrzał za okno śnieg dalej sypał, nawet mocniej niż poprzednio. Jutro przyjdzie im przedzierać sie przez zaspy. Kochał śnieg i kochał zimę, czuł się wtedy najlepiej w pełni sił- Jest coć jeszcze czym chciałbyś się ze mną podzielić.?

- Z niczym. - powiedział szczerze Dwingar. - Nie wiem na jakie tematy mógłbym z tobą rozmawiać.

- Jeżeli uważasz, że jest coś istotnego odnośnie naszej misji to mi powiedz. Jeżeli nie to możesz tu zemną posiedzieć do rana lub zrobić cokolwiek chcesz - uśmiechnął się do kleryka

- To może posiedźmy. Nie potrzebuję dużo snu. Więc powiedz mi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

WSZYSCY:
Wypytywania Nanto w karczmie przyniosły skutek... Mieszkańcy dziwili się, co może być ciekawego w zwykłych ruinach? Większość znała jedynie te starego budynku rządowego, tuż za miastem, które wskazali dziwnemu elfowi. Plotki o dziwnym, dziwnie zainteresowanym runami, nietypowym elfie zaczęły być wspominane w niektórych gospodach...

Kiedy po długiej nocy, zza horyzontu wyjrzało słońce, karczmarz nieśmiało zapukał do drzwi pokoi nowych gości. Dziwiła go ich różnorodność, jednak nauczył się już, że nie warto czasem zadawać pewnych pytań.
- Państwo pozwolą, macie gościa... - oznajmił, gdy wszyscy już wyszli - Proszę na dół, tam czeka na państwa...
- Nie muszą nigdzie schodzić. - odezwał się niski głos zza jego pleców
- Och, pofatygował się pan! Ależ nie trzeba było...
- Wiem. - odparła krótko wysoka na dwa i pół metra postać z twarzą zasłoniętą szarą chustą, spoglądając na karczmarza wzrokiem, wyraźnie sugerującym mu pozostawienie go samego z szóstką przybyszów.
- A więc... - zaczął, wiedząc, że nie zaczyna się zdania od "więc" - Bądźcie ostrożniejsi, nie wypytujcie się na prawo i lewo o runy, starajcie się tu najpierw znaleźć przyjaciół, działać rozsądnie... Może i jeszcze wieść o dziwnym przybyszu, pytającego wszystkich o runy nie doszła do nieodpowiednich uszu, ale ten moment kiedyś nadejdzie, a wtedy... Poza tym, jeśli miałbym wam jeszcze coś doradzić - nie rozdzielajcie się zbytnio. Starajcie się wiedzieć, gdzie są pozostali członkowie grupy w danym momencie... To by było na tyle. Bywajcie. - po tych słowach postać zakreśliła dłonią w powietrzu nieznany nikomu symbol i rozpłynęła się w powietrzu.

[UWAGI ORGANIZACYJNE:
- zapomniałem określić maksimum postów pomiędzy moimi wtrąceniami, jest nim liczba 3 ;)
- szepty będą kontynuowane, lecz nie zawsze i nie dla wszystkich w danym momencie, z tego powodu radzę wstrzymywać się z pisaniem odpowiedzi na ok godzinkę - dwie po moim poście, gdyż w tym czasie owe szepty będą tworzone i wysyłane i mogą wpłynąć na treść waszego kolejnego posta/ nasunąć pomysł co dalej
- na razie fabuła jest tworzona przez wasze działania (jak widać: działanie - reakcja z zewnątrz), więc działajcie - jak powinno być, opisujcie działania a nie jego skutek (Tokkarian to do ciebie) np. że wybraliście się do ruin, a to czy ktoś was tam napadł, czy znaleźliście skarpetkę +16, czy też umarliście z nudów już jest moją kwestią ;) Ewentualnie aby nie robić z tego 2 postów, przed wbiciem zapytać się mnie o efekt działania na gg i dopiero potem wstawić posta. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.11.2009 o 18:06, Maka1992 napisał:

WSZYSCY:
Wypytywania Nanto w karczmie przyniosły skutek... Mieszkańcy dziwili się, co może być
ciekawego w zwykłych ruinach? Większość znała jedynie te starego budynku rządowego, tuż
za miastem, które wskazali dziwnemu elfowi. Plotki o dziwnym, dziwnie zainteresowanym
runami, nietypowym elfie zaczęły być wspominane w niektórych gospodach...

Kiedy po długiej nocy, zza horyzontu wyjrzało słońce, karczmarz nieśmiało zapukał do
drzwi pokoi nowych gości. Dziwiła go ich różnorodność, jednak nauczył się już, że nie
warto czasem zadawać pewnych pytań.
- Państwo pozwolą, macie gościa... - oznajmił, gdy wszyscy już wyszli - Proszę na dół,
tam czeka na państwa...
- Nie muszą nigdzie schodzić. - odezwał się niski głos zza jego pleców
- Och, pofatygował się pan! Ależ nie trzeba było...
- Wiem. - odparła krótko wysoka na dwa i pół metra postać z twarzą zasłoniętą szarą chustą,
spoglądając na karczmarza wzrokiem, wyraźnie sugerującym mu pozostawienie go samego z
szóstką przybyszów.
- A więc... - zaczął, wiedząc, że nie zaczyna się zdania od "więc" - Bądźcie ostrożniejsi,
nie wypytujcie się na prawo i lewo o runy, starajcie się tu najpierw znaleźć przyjaciół,
działać rozsądnie... Może i jeszcze wieść o dziwnym przybyszu, pytającego wszystkich
o runy nie doszła do nieodpowiednich uszu, ale ten moment kiedyś nadejdzie, a wtedy...
Poza tym, jeśli miałbym wam jeszcze coś doradzić - nie rozdzielajcie się zbytnio. Starajcie
się wiedzieć, gdzie są pozostali członkowie grupy w danym momencie... To by było na tyle.
Bywajcie. - po tych słowach postać zakreśliła dłonią w powietrzu nieznany nikomu symbol
i rozpłynęła się w powietrzu.

[UWAGI ORGANIZACYJNE:
- zapomniałem określić maksimum postów pomiędzy moimi wtrąceniami, jest nim liczba 3
;)
- szepty będą kontynuowane, lecz nie zawsze i nie dla wszystkich w danym momencie, z
tego powodu radzę wstrzymywać się z pisaniem odpowiedzi na ok godzinkę - dwie po moim
poście, gdyż w tym czasie owe szepty będą tworzone i wysyłane i mogą wpłynąć na treść
waszego kolejnego posta/ nasunąć pomysł co dalej
- na razie fabuła jest tworzona przez wasze działania (jak widać: działanie - reakcja
z zewnątrz), więc działajcie - jak powinno być, opisujcie działania a nie jego skutek
(Tokkarian to do ciebie) np. że wybraliście się do ruin, a to czy ktoś was tam
napadł, czy znaleźliście skarpetkę +16, czy też umarliście z nudów już jest moją kwestią
;) Ewentualnie aby nie robić z tego 2 postów, przed wbiciem zapytać się mnie o efekt
działania na gg i dopiero potem wstawić posta. ]


[jak ty jesteś na gg to mnie nie ma, i do tej pory nie wiem, czy znalazłem jakąś dziewoję, którą mógłbym wykorzystać w wiadomym celu :) Za bardzo mi ta sesja przypomina grę bez mistrza. Wszyscy kreują i opisują skutki a mistrz tylko jakieś pierdółki odstawia. No co to ma być? :P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.11.2009 o 21:25, cedricek napisał:

[ Tak sie chciałem nieśmiało wtrącić i zapytać, czy mógłbym kontynuować, grać dalej w
ogniu? ^^ ]


[pewnie, jako mój chodzący misiek, który będzie mi przynosił księżycowy pył oraz dawał się wyżyć tylnim otworem :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować