Zaloguj się, aby obserwować  
Feno

Muzyka Filmowa

594 postów w tym temacie

Dnia 10.02.2009 o 23:00, DJ Szlafrok napisał:

Być może, sprawdzałem tylko pobieżnie.
Z drugiej strony - informacje informacjami, ale GDZIEŚ to kupić trzeba. Na ten stronie
- nie. :- )


O.K. ale to dzięki tej stronie dowiedziałem się że dane ścieżki dźwiękowe istnieją np.
King Kong 1933 , Godzilla 1954 , Hammer Studios music ponadto podano szczegółowe dane płyty i dzięki temu można ją bezproblemowo zlokalizować w innych sklepach , co też w przypadku kilku płyt uczyniłem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

O widze że jest temat o moim jednym z ulubionych rodzaji muzycznych.

Uwielbiam ścieżki dźwiękowe z

Piraci z Karaibów
Władca Pierścieni - właśnie słucham ;p
matrix
gwiezdne wojny
ostatnio bardzo spodobał mi się kawałek z filmu "Źródło" (Fountain) - clint mansell - death is the road to awe. Naprawde polecam.
Requiem for a dream

A tak poza tym muzyka z gier też jest dobra np. Bioshock, Pure itp.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 04.02.2009 o 21:49, Dann napisał:

mam tu na myśli jest niejaki Pan Randy Edelman, któremu za muzykę do omawianego tu filmu
również szczerze dziękuję z całego serca ! (choć to i tak żadne słowa uznania za coś
tak Pięknego). [..]
Anyway, jeśli ktoś odgadnie za pierwszym razem, wtedy chylę przed nim czoła i obdarzam
szczerym uznaniem oraz szacunkiem ... i stawiam wodę mineralną oczywiście. :-)


Chodzi oczywiście o Dragonheart (Serce smoka). Płytę kupiłem 10 lat temu, jest znakomita. :)
To the stars to jeden z motywów przewodnich tylko podany w wersji niesamowicie subtelnej. No i scena z filmu bardzo urzekająca. Szkoda, że to trochę zapomniany film fantasy, a przecież grał w nim (głosem) sam Sean Connery. :)

Edelmana lubie też za "Gettysburga - waść kojarzy? Bardzo patetyczna i bardzo porywająca muzyka - zwłaszcza jeśli się zna konkretne sceny filmu o największej bitwie wojny secesyjnej. Sam film może nie należy do dzieł wybitnych, ale niewątpliwie jest bardzo dobry, zwłaszcza dla kogoś, kto się historią interesuje, a przynajmniej lubi epokę XIX-wiecznych wojen (bez względu na region) - film trwa cztery (!) godziny, a to dlatego, że kręcono go z myślą o miniserialu TV. W sprzedaży jest jednak wersja longplay. :) W rolach głównych m.in. Martin Sheen, Tom Berenger, Jeff Daniels, Thomas C. Howell, Sam Elliott. Rewelacyjną kreację stworzył Jeff Daniels, aktor, ogromnie wszechstronny, który sprawdza się w niezbyt wysublimowanych komediach (Głupi i głupszy), jak i w poważnych produkcjach. Przy okazji polecam "Crossing" opowiadajacy o epizodzie rewolucji amerykańskiej - Daniels wcielił się rolę gen. Jerzego Waszyngtona i cóż więcej powiedzieć - to tzw. Film Jednego Aktora!
Od razu mówię, że płyta z Gettysburgiem jest nie do kupienia w Polsce - tylko przez Internet.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 10.02.2009 o 23:26, Grizzly. napisał:

A tak poza tym muzyka z gier też jest dobra np. Bioshock, Pure itp.


Chętnie nabyłbym muzykę z pierwszych Desperadosów tylko nijak nie można jej dostać.


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 11.02.2009 o 13:26, Vojtas napisał:

Chodzi oczywiście o Dragonheart (Serce smoka). Płytę kupiłem 10 lat temu, jest
znakomita. :)


Dokładnie tak i nie inaczej. ;-)
Ewentualnie jak ktoś ma nadal problemy, w polskim przekładzie nadano mu tytuł "Ostatni Smok". No cóż ... z tym polemizował nie będę.
Reszta oczywiście również się zgadza, tylko że w moim przypadku wartość merytoryczną słowa "znakomita" powinno się pomnożyć przez 10 ... a może i przez 100. ;-)
Obok "Króla Lwa", jeden z dwóch najpiękniejszych i najbardziej inspirujących filmów jakie kiedykolwiek oglądałem ... oczywiście nie muszę podkreślać, jak duży udział w tworzeniu owego Piękna ma towarzysząca tym tytułom muzyka.
Ale o tym już przecież pisałem. ;-)

Dnia 11.02.2009 o 13:26, Vojtas napisał:

To the stars to jeden z motywów przewodnich tylko podany w wersji niesamowicie subtelnej.


Nie inaczej. Aczkolwiek w 100% spełnia swoje zadanie. Wraz ze sceną, której towarzyszy, porusza najskrytsze zakamarki duszy, wywołuje niesamowite emocje oraz intensyfikuje te najpiękniejsze wartości i przesłania, przekazywane zarówno przez ową scenę, jak i przez cały film.
A przynajmniej ja tak to odbieram.

Dnia 11.02.2009 o 13:26, Vojtas napisał:

No i scena z filmu bardzo urzekająca. Szkoda, że to trochę zapomniany film fantasy, a
przecież grał w nim (głosem) sam Sean Connery. :)


Przez kogo zapomniany, przez tego zapomniany.
Pisałem tu jakiś czas temu o tym, że każdy ma swoją własną hierarchię wartości oraz tego, co uznaje za rzeczy Piękne, inspirujące i godne zapamiętania po wszech czasy.
Ja w tym przypadku absolutnie niczym się nie wyróżniam, tyle że dla mnie osobiście, w kategorii rzeczy wyżej wymienionych, film "Dragonheart" wraz z muzyką mu towarzyszącą zajmuje bezapelacyjnie najwyższą pozycję (tuż obok wspomnianego tu wcześniej filmu "The Lion King").
Przede wszystkim dlatego, że uosabia w sobie oraz idealizuje te wartości, które ja osobiście uznaję za najpiękniejsze i godne każdego poświęcenia. Wartości, którymi sam osobiście zawsze staram się w tym życiu kierować, a których na tym świecie niestety nie dane mi było jak dotąd doświadczyć. :-/
No ale cóż ... zawsze pozostaje wiara i nadzieja, czyż nie ? A oba przytoczone tu filmy w znaczącym stopniu umacniają we mnie zarówno jedno jak i drugie. Dlatego właśnie są mi tak bliskie.

Dnia 11.02.2009 o 13:26, Vojtas napisał:

Edelmana lubie też za "Gettysburga - waść kojarzy? Bardzo patetyczna i bardzo porywająca
muzyka - zwłaszcza jeśli się zna konkretne sceny filmu o największej bitwie wojny secesyjnej.
Sam film może nie należy do dzieł wybitnych, ale niewątpliwie jest bardzo dobry, zwłaszcza
dla kogoś, kto się historią interesuje, a przynajmniej lubi epokę XIX-wiecznych wojen
(bez względu na region) - film trwa cztery (!) godziny, a to dlatego, że kręcono go z
myślą o miniserialu TV.


Niestety przykro mi to pisać, ale samego filmu nie bardzo kojarzę. Nie zaprzeczam, że być może go oglądałem, a być może nie oglądałem ... i can''t remember really. :-?
Niemniej patrząc na samą tematykę filmu, można sobie niejako wyobrazić styl muzyki, jaka mogłaby mu towarzyszyć.
I myślę, że Pan Randy Edelman rzeczywiście mógłby sobie z takim wyzwaniem poradzić.
W każdym razie ciężko jest oceniać coś, czego albo się już nie pamięta, albo być może nawet nigdy się osobiście nie doświadczyło. Dlatego też pozostaje mi jedynie zaufać Twoim słowom ... oraz spróbować je jakoś zweryfikować, jeśli tylko kiedykolwiek nadarzy się po temu sposobność.

Dnia 11.02.2009 o 13:26, Vojtas napisał:

W sprzedaży jest jednak wersja longplay. :) W rolach głównych
m.in. Martin Sheen, Tom Berenger, Jeff Daniels, Thomas C. Howell, Sam Elliott. Rewelacyjną
kreację stworzył Jeff Daniels, aktor, ogromnie wszechstronny, który sprawdza się w niezbyt
wysublimowanych komediach (Głupi i głupszy), jak i w poważnych produkcjach.


Czekaj czekaj, czy to nie On przypadkiem grał w Arachnofobii ? Tak patrzę, że jednak tak. :-)
Dla mnie osobiście aktor jak aktor. Owszem, talentu mu nie brakuje, aczkolwiek ja osobiście nie kojarzę żadnego filmu (tudzież żadnej roli), dla którego mógłbym darzyć go jakimś większym uznaniem (jak np. w przypadku Johnnego Deppa i jego roli Jacka Sparrowa oczywiście ;-)) lub tym bardziej wdzięcznością.

Dnia 11.02.2009 o 13:26, Vojtas napisał:

Przy okazji
polecam "Crossing" opowiadajacy o epizodzie rewolucji amerykańskiej - Daniels wcielił
się rolę gen. Jerzego Waszyngtona i cóż więcej powiedzieć - to tzw. Film Jednego Aktora!
Od razu mówię, że płyta z Gettysburgiem jest nie do kupienia w Polsce - tylko przez Internet.


Pozwolisz, że zadam nieco bardziej osobiste pytanie.
Interesujesz się na co dzień historią Stanów zjednoczonych, czy też może tematyka obu opisanych tu przez Ciebie filmów jest zupełnie przypadkowa ? A może jedynym punktem wspólnym pozostaje tutaj osoba Pana Jeffa Danielsa ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

>> No i scena z filmu bardzo urzekająca. Szkoda, że to trochę zapomniany film fantasy,
>> a przecież grał w nim (głosem) sam Sean Connery. :)

Dnia 11.02.2009 o 20:10, Dann napisał:

Przez kogo zapomniany, przez tego zapomniany.


Zapomniany przez ogół, zwłaszcza po premierze LOTR. Podobnie "Willow", do którego niezłą muzę skomponował Jimmi Horner. Askoro już jesteśmy przy fantasy to polecam również "Conana Barbarzyńcę", za którego jest odpowiedzialny Basil Poledouris.

Dnia 11.02.2009 o 20:10, Dann napisał:

Ja w tym przypadku absolutnie niczym się nie wyróżniam, tyle że dla mnie osobiście, w
kategorii rzeczy wyżej wymienionych, film "Dragonheart" wraz z muzyką mu towarzyszącą
zajmuje bezapelacyjnie najwyższą pozycję (tuż obok wspomnianego tu wcześniej filmu "The
Lion King").


Ja nie potrafię wybrać ulubionej płyty - po prostu jest tyle wspaniałych soundtracków, że nie sposób zdecydować. Może wynika to z tego, że przesłuchałem ich coś koło setki.

Dnia 11.02.2009 o 20:10, Dann napisał:

Przede wszystkim dlatego, że uosabia w sobie oraz idealizuje te wartości, które ja osobiście
uznaję za najpiękniejsze i godne każdego poświęcenia. Wartości, którymi sam osobiście
zawsze staram się w tym życiu kierować, a których na tym świecie niestety nie dane mi
było jak dotąd doświadczyć. :-/


Przykro mi.

Dnia 11.02.2009 o 20:10, Dann napisał:

No ale cóż ... zawsze pozostaje wiara i nadzieja, czyż nie ?


I miłość. ;)

Dnia 11.02.2009 o 20:10, Dann napisał:

> Edelmana lubie też za "Gettysburg" - waść kojarzy? Bardzo patetyczna i bardzo porywająca
Niestety przykro mi to pisać, ale samego filmu nie bardzo kojarzę.


Pokazywany co jakiś czas na kanale TMT (nawet nie wiem, czy jeszcze istnieje), w TV polskiej puszczany rzadko, może dlatego że jest 2-odcinkowy. Tak czy siak można kupić na Allegro wraz z kontynuacją "Gods and Generals".

Dnia 11.02.2009 o 20:10, Dann napisał:

Niemniej patrząc na samą tematykę filmu, można sobie niejako wyobrazić styl muzyki, jaka
mogłaby mu towarzyszyć. I myślę, że Pan Randy Edelman rzeczywiście mógłby sobie
z takim wyzwaniem poradzić.


Poradzić to mało powiedziane. IMO jest to obok "Dragonheart" jego najlepsza kompozycja.

Dnia 11.02.2009 o 20:10, Dann napisał:

Czekaj czekaj, czy to nie On przypadkiem grał w Arachnofobii ? Tak patrzę, że jednak
tak. :-)


Umówmy się, "Arachnofobia" nie jest najlepszym filmem...

Dnia 11.02.2009 o 20:10, Dann napisał:

Dla mnie osobiście aktor jak aktor. Owszem, talentu mu nie brakuje, aczkolwiek ja osobiście
nie kojarzę żadnego filmu (tudzież żadnej roli), dla którego mógłbym darzyć go jakimś
większym uznaniem (jak np. w przypadku Johnnego Deppa i jego roli Jacka Sparrowa oczywiście


Pff, Depp jest powszechnie znany i występuje w blockbusterach - równie dobrze mógłbym porównywać Pete Postlethwaite''a do Robina Williamsa. A Deppa cenię za "Edwarda" i "Co gryzie Gilberta Grape''a" (choć w tym ostatnim wszystkich zgasił boski Leo;). Podobał mi się też w "Dziewiątych wrotach" i "Sleepy Hollow".

Dnia 11.02.2009 o 20:10, Dann napisał:

Pozwolisz, że zadam nieco bardziej osobiste pytanie.


Pozwolę.

Dnia 11.02.2009 o 20:10, Dann napisał:

Interesujesz się na co dzień historią Stanów zjednoczonych, czy też może tematyka obu
opisanych tu przez Ciebie filmów jest zupełnie przypadkowa ?


Na co dzień to nie, ale historią się interesuje. O USA również czytałem i zapewne niejeden raz będę czytał. A co, jesteś antyamerykanistą?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Trailer Gettysburga z muzyką Edelmana:
http://www.youtube.com/watch?v=arGg3Twqmi8

A tu można przesłuchać jeden kawałek:
http://www.imeem.com/extreme9/music/4-3eaFYQ/erich_kunzel_cincinnati_pops_gettysburg_reunion_and_fina/

Środek grany odrobinę za wolno, no ale to jest wydanie składankowe pod zupełnie inną batutą. Oryginalne wydanie płytowe jest takie jak na filmie - wiem, bo sprowadziłem sobie. :))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

Zapomniany przez ogół, zwłaszcza po premierze LOTR. Podobnie "Willow", do którego niezłą
muzę skomponował Jimmi Horner. Askoro już jeste my przy fantasy to polecam również "Conana
Barbarzyńcę", za którego jest odpowiedzialny Basil Poledouris.


Czyli w zasadzie sama klasyka.
Ehh ... jak ten świat poszedł naprzód. A kto przeczytał choćby pierwszy tom Mrocznej Wieży S.Kinga, ten zdaje sobie sprawę, że to wcale nie musi oznaczać nic pozytywnego .... wręcz przeciwnie, bym powiedział. :-)

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

Ja nie potrafię wybrać ulubionej płyty - po prostu jest tyle wspaniałych soundtracków,
że nie sposób zdecydować. Może wynika to z tego, że przesłuchałem ich co koło setki.


No cóż .. moja lista soundtracków, które uważam za naprawdę dobre i godne polecenia jest tu również znacznie dłuższa, aczkolwiek gdybym miał wymienić te, które uważam za naprawdę Piękne ... które wywołały we mnie najpotężniejsze emocje i które najgłębiej zapisały się w moim sercu, wtedy pozostają tylko te dwa, opisywane w moich poprzednich postach.
Choć osobiście nie jestem w stanie powiedzieć, jak duży udział w tym mają same filmy, którym owa muzyka towarzyszy ... myślę, że bardzo duży, jako że jest ona ich integralną częścią i w dużej mierze to ona sprawia, że odbieram je tak, a nie inaczej.

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

> a których na tym wiecie niestety nie dane
mi
> było jak dotąd doświadczyć. :-/

>

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

Przykro mi.


It''s ok ... wszak, jak to mawia pewne powiedzenie:
"Bierz od świata to, co ci daje, ale nie domagaj się tego, czego ci dać nie chce. Natomiast prosić możesz zawsze."

Inna sprawa, że ja o pewne rzeczy nawet nie ośmieliłbym się poprosić. Niemniej ową wspomnianą tu wcześniej wiarę i nadzieję staram się zawsze zachowywać. Bez tego nie miałbym w zasadzie nic [głośne westchnienie i smutek w oczach].
W każdym razie dziękuję Ci bardzo za te słowa ... i dodam jeszcze, że nikomu nie polecam takiego życia. Marzenia to piękna rzecz, ale ... czasami zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek staną się one dla mnie czym więcej, niż tylko marzeniami.
Cóż nam wtedy pozostaje ... tak jak napisałem: faith and hope ... Till we find our place, on the path unwinding ... :-)

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

> No ale cóż ... zawsze pozostaje wiara i nadzieja, czyż nie ?

>

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

I miłość. ;)


Miłość, Przyjaźń, poświęcenie, zaufanie, lojalność, oddanie, zrozumienie, wzajemne wsparcie ... dla wielu zdawałoby się puste frazesy.
Ale czy istnieje coś piękniejszego od poświęcania swojego życia dla innych ? Kiedy ktoś z pełną szczerością i nadzieją w głosie uznaje Ciebie za brata i Przyjaciela ... myślę, że dla takich chwil i dla takich właśnie osób warto żyć, warto poświęcać dla nich każdą chwilę swojego życia i z całego serca walczyć o to, aby je uzyskać tudzież zachować ... nawet gdyby miała to być tylko jedna chwila i jedna osoba. Bo któż z ręką na sercu powie, że ma ich w nadmiarze ?
A tym którzy, podobnie jak ja, nadal ich poszukują, życzę nieupadania na duchu ... bo nie ma na tym świecie nic bardziej godnego zachowania zarówno wiary jak i nadziei, jak wymienione przeze mnie powyżej rzeczy (przynajmniej ja tak uważam, a piszę to z własnego, niestety, doświadczenia).
Dodam tu jeszcze, że ja osobiście słowo "Przyjaźń" traktuję w sposób szczególny i znaczy ono dla mnie naprawdę Dużo ... być może właśnie dlatego (jak na ironię losu) nie jestem w stanie, pomimo starań na miarę swoich skromnych możliwości, doświadczyć jego piękna i mocy. Ale wybacz, nie chcę o tym więcej pisać (a przynajmniej nie tutaj), bo rzecz zaczyna się robić naprawdę osobista ... a przede wszystkim nie na temat. ;-)
Szkoda mi tylko, że tak wielu ludzi tego świata podchodzi do pewnych wartości z tak wielkim dystansem, żeby nie powiedzieć, ocierającym się czasami wręcz o szyderstwo i niechęć. :-/
Ileż to ja już razy słyszałem, że jeśli ktoś jest uprzejmy, to z pewnością jest fałszywy ... my God, what have we done to ourselves ? :-(

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

Pokazywany co jaki czas na kanale TMT (nawet nie wiem, czy jeszcze istnieje), w TV polskiej
puszczany rzadko, może dlatego że jest 2-odcinkowy. Tak czy siak można kupić na Allegro
wraz z kontynuacją "Gods and Generals".


No cóż ... w zasadzie mogę jedynie dołączyć go do, i tak już dość pokaźnej, listy filmów "do obejrzenia". Allegro oczywiście odwiedzę, aczkolwiek nie gwarantuję, że będę w stanie nabyć go od razu (względy finansowe niestety :-/). Niemniej będę miał go w pamięci.
No i oczywiście gdyby w międzyczasie pojawił się w tej nieco bardziej dostępnej TV (jak np. Polsat czy TVP), od razu rezerwuje sobie nań czas.
Jakby co, to pisz w temacie "Film - co warto obejrzeć ..." , jeśli tylko kiedykolwiek jakaś stacja postanowi go wyemitować. Łatwiej mi go wtedy będzie wyłapać. ;-)
Z góry dziękuję.

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

Poradzić to mało powiedziane. IMO jest to obok "Dragonheart" jego najlepsza kompozycja.


Ok, przesłuchałem właśnie oba fragmenty, które zamieściłeś w kolejnym poście i muszę przyznać Ci absolutną rację !
Muzyka jest tu dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażałem ... podniosła, dostojna, porywająca, pełna powagi i jakby wewnętrznego majestatu ... a zarazem chwilami subtelna i wyważona. Idealnie wpasowuje się w tematykę samego filmu.
Aczkolwiek w moim osobistym spojrzeniu Najpiękniejszym soundtrackiem Randy''ego Edelmana nadal pozostaje ten z filmu "Dragonheart" ... choć chwilami słychać nawet pewne fragmentaryczne podobieństwa pomiędzy obiema omawianymi tu partyturami tego Pana.
Być może to jest tak, że sam film robi swoje i sprawia, że muzyka mu towarzysząca, w zespoleniu z pewnymi scenami, staje się jeszcze piękniejsza. Myślę, że coś w tym jest.

W każdym razie dzięki Wielkie za te linki.

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

Umówmy się, "Arachnofobia" nie jest najlepszym filmem...


Agree ... oczywiście zgadzam się jak najbardziej.
Wspomniałem o tym filmie tylko dlatego, aby podkreślić Twoją wypowiedź o tym, iż Pan Jeff Daniels w rzeczy samej jest dość wszechstronnym aktorem. ;-)
Nic ponadto.

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

Pff, Depp jest powszechnie znany i występuje w blockbusterach - równie dobrze mógłbym
porównywać Pete Postlethwaite''a do Robina Williamsa. A Deppa cenię za "Edwarda" i "Co
gryzie Gilberta Grape''a" (choć w tym ostatnim wszystkich zgasił boski Leo;). Podobał
mi się też w "Dziewiątych wrotach" i "Sleepy Hollow".


Ok, ok ... każdy wartościuje pewne sprawy podłóg własnej miary i jest to jak najbardziej zrozumiałe ... dopóki nie przekracza to pewnych elementarnych zasad i nie zaczyna ocierać się o ignorancję oczywiście. ;-)
Kierując się powyższym, mi osobiście Pan Johnny Depp najbardziej kojarzy się z postacią Jacka ... podobnie jak Kevin Spacey najbardziej kojarzy mi się z postacią Prota.
Nota bene "K-PAX" jest jednym z tych najlepszych filmów (może nie najpiękniejszych, ale cenię go sobie dość wysoko), jakie oglądałem i szczerze polecam go każdemu. A i muzyka doń jest dość nietypowa .. takie jakby symfoniczne motywy połączone z dość współczesnym, że tak powiem, elektronicznym brzmieniem. Efekt IMO momentami jest naprawdę porażająco mistrzowski. Polecam.

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

> Pozwolisz, że zadam nieco bardziej osobiste pytanie.

>

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

Pozwolę.


Dziękuję. ;-)

Dnia 12.02.2009 o 00:51, Vojtas napisał:

Na co dzień to nie, ale historią się interesuję. O USA również czytałem i zapewne niejeden
raz będę czytał. A co, jesteś antyamerykanistą ?


Nie, nigdy w życiu .. ani w tym ani w jakimkolwiek innym.
Generalnie staram się być otwarty i nie mieć żadnych uprzedzeń ... oczywiście są to rzeczy, nad którymi pracuje się całe życie i jeszcze dłużej, aczkolwiek myślę, że warto. ;-)
Natomiast samo pytanie było, że tak powiem, natury czysto informacyjnej, wynikające z ciekawości ... bez jakichkolwiek aluzji.
W każdym razie dziękuję za dość wyczerpującą odpowiedź ... ja osobiście w kwestiach historii jako takiej jestem, nie boję się użyć tego słowa, całkowitym laikiem. Jakoś nie mogłem się przekonać do studiowania przeszłości świata, w którym sam nie jestem się w stanie odnaleźć i którego chyba nigdy nie będę w stanie zrozumieć. Ale to już swoją drogą ... w końcu pretensje o to mogę mieć tylko i wyłącznie do siebie. ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

No cóż ... w takim razie winien Ci jestem przeprosiny i zwrot honoru.
Moja, w tym przypadku błędna, hipoteza wzięła się z dwóch rzeczy:
1. To o czym piszesz, czyli dość powszechne podejście w stylu "Bajki są dla dzieci, wszystko
co kolorowe jest dla dzieci, gry komputerowe są dla dzieci, komiksy są dla dzieci" itp.
itd. Mnie osobiście przeraża wręcz taka postawa i TBH chyba jeszcze do końca się na nią
nie uodporniłem. A prawda, jak zwykle zresztą, leży zapewne gdzieś po środku. ;-)
2. Naprawdę bardzo mało osób kojarzy Hansa Zimmera z "Królem Lwem". I to nie z powodu
tego, co opisałem w punkcie 1, a dlatego, że zwyczajnie dostrzegają to, co sami uważają
za najbardziej godne dostrzeżenia.
I nie można mieć im tego za złe.
Ja jednak musiałbym chyba całkowicie utracić wszelką nadzieję i wiarę, aby zmienić swoje
zdanie o tym, co w twórczości Pana Zimmera uważam za najpiękniejsze i najbardziej wartościowe.
A tego raczej nie przewiduję.

I naprawdę ile łatwiej jest człowiekowi wierzyć, kiedy widzi, że są jeszcze na tym świecie
ludzie nie do końca przesiąknięci jego wszechogarniającą hipokryzją, głupotą i ignorancją.


A tam przeprosiny, choć jak najbardziej miły to gest z twojej strony, to IMHO całkowicie zbędny. Bardzo powątpiewam czy będąc na twoim miejscu zdobył bym się na takie zachowanie, bynajmniej nie dlatego, że jest to coś szczególnie trudnego, lecz dlatego, że nawet by mi przez myśl nie przyszło żeby za ‘takie coś’ kogoś przepraszać. W końcu jeśli ktoś miałby tu wyrażać skruchę, to ja, bo przecież ze zwykłego lenistwa nie wyjaśniłem rzeczy tak jak trzeba na początku, co zmusiło Cię do niepotrzebnego strzępienia …palców. ;-)

Ad.1 – I słusznie, bo to jest przerażające. Rozumiem, że pewne rzeczy w pewnym wieku używa się częściej, w innym rzadziej, ale dziś niestety wielu ludzi zwyczajnie nie dopuszcza do siebie ‘dziecinnych zabawek’ bo przecież, jak sama nazwa wskazuje, są dziecinne! Nie są godne rąk dorosłych. Doszło do tego, że nawet jak ktoś się odważy spróbować ‘zakazanego owocu’, to musi się chować przed opinią społeczeństwa. Wydawałoby się, że to taka błaha sprawa, a jednak i na tym polu możemy wdepnąć w g. nietolerancyjności i głupoty. A skąd się takie rozumowanie wzięło? Moim zdaniem dziękować należy tym którzy nigdy nie spróbowali, albo, spróbowali i zapomnieli, Ci najwięcej krzyczą. ;)

Ad. 2 – Złoto świeci jaśniej od srebra, coś w tym jest.

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

Tak ... zamiast tego prym wiodą teraz tzw. "komedie animowane". Nie to, żebym miał coś
przeciwko temu "podgatunkowi" animacji, ale osobiście nauczyłem się dostrzegać w filmach
animowanych coś więcej ... i oczekiwać od nich czegoś więcej.


Cóż, szczerze powiedziawszy, czasem bardzo lubię usiąść przy typowym ‘ogłupiaczu’, czasem człowiek jest tak skołowany dniem, że nie ma nawet siły myśleć i taki prosty film potrafi odprężyć, ale niech mnie licho weźmie jeśli zamieniłbym go na coś pięknego. Ba, dziesięciu ‘ogłupiaczy’ bym nie wymienił.

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

Niemniej również obawiam się, że tak epickich, pełnych piękna i uniwersalnego przekazu
animacji jak "Król Lew" możemy już więcej nie doświadczyć. Co dla mnie jest o tyle smutniejsze,
że coraz trudniej jest mi wyobrazić sobie ewentualną kontynuację wydarzeń z części drugiej
TLK, którą bez wahania przyjąłbym z naprawdę ogromnym entuzjazmem.
Ale z drugiej strony tak myślę, że w siedzibie Disneya taki wątek przewijał się już niejednokrotnie
i że Panowie tam obecni zdają sobie sprawę z tego, że jak mają zrobić coś bezwartościowego
i słabej jakości, to lepiej nie robić nic. I chwała im za to, jeśli ktoś chce znać moje
zdanie.
Współczesny widz zaczął chyba oczekiwać od animacji czegoś innego, komputerowego podejścia
do kreski, dużej ilości humoru, nawiązań do popkultury i sztuki itd.
A ja Szczerze mówiąc, nie wyobrażałbym sobie "Króla Lwa" w takiej konwencji. Ten film
jest piękny, bo potrafi nie tylko rozbawić, ale również wzruszyć do łez, zaprzeć dech
w piersi i, może przede wszystkim, zainspirować swoim przekazem ... poprzez jakże proste,
a zarazem piękne i uniwersalne wartości oraz przesłania. To tell the truth, nie mam pojęcia,
jakie inne rzeczy czy też przesłanki mogą być bardziej godne tego, aby tworzyć dla nich
jakąkolwiek sztukę.
Ale jak widać, w tej materii mam nieco odmienne zdanie od ogółu (zresztą nie tylko w
tej).


Nie wydaje mi się, żeby ludzie z Disneya tak myśleli. Jak dla mnie to oni idą z duchem czasu, stawiają przede wszystkim na popularność swoich produkcji . Rob Minkoff który zadebiutował „Królem Lwem” w roli reżysera kilka lat później tworzy takiego gniota jak „Nawiedzony Dwór”, a jego najnowszy film: „The Forbidden Kingdom” to jakaś słaba opowiastka o kung-fu. Pogoń za kasą, ot co!
Jeszcze kilkanaście lat temu słuchało się jedynie rocka, dziś króluje disco-polo przeplatane teknobitami. Podobnie z animacją, to ona dziś panuje. Większość nowych filmów tworzonych tą techniką reklamowanych jest na absolutne hity, i takimi się stają. Porównaj je sobie ze ‘staromodną’ sceną anime. Bynajmniej nie mam tu na myśli kolorowych pokemonów a naprawdę ambitne opowieści. Dopiero zagłębiam się w ten temat, ale z rosnącym zainteresowaniem i nadzieją wyszukuję nowych tytułów. Jeśli masz trochę czasu to i tobie to polecam.
Najgorsze jest to, że to przecież my mamy władzę, zeitgeist jest skrępowany naszym łańcuchem, możemy nad nim panować. Smutne jest to, że ludzie stawiają dziś na bezmyślność. Obawiam się że może być coraz gorzej bo dzisiejsza młodzież wychowywana jest na takich gniotach jak „American Pie” i mu podobne. Biorą z tych filmów przykład. Wątpię żeby na takim gruncie wyrosło coś porządnego jeśli nikt nie złapie za motykę.

Muszę przyznać, że zauważyłeś ciekawą rzecz, ja również nie jestem w stanie sobie wyobrazić „Króla Lwa” stworzonego w dzisiejszym stylu. Jeśli część trzecia powstanie, mam nadzieję że będzie wykonana w sposób tradycyjny. Nie twierdzę, że nie da się komputerowo zrobić jej dobrze, pewnie się da ale łatwiej wszystko schrzanić a tego bym nie chciał. W tym przypadku wolę nie ryzykować. Całkiem niedawno zdarzyło mi się oglądać „WALL.E” który zaczynał się bardzo dobrze a skończył nie najlepiej. Początek mnie zauroczył, ten mały robocik wykonujący swoje syzyfowe wręcz obowiązki robi to bez najmniejszego sprzeciwu czy straty chęci. Mimo, że to przecież robot i wykonywanie rozkazów jest dla niego rzeczą całkowicie naturalną to jednak ta historyjka mnie zainspirowała. Niestety prawda jest taka, że reszta filmu jest mało ciekawa. Najlepiej bym ją wywalił i nie marnowałbym wtedy cennego czasu. Dodam, że ten film to wg. Najlepsza z tych nowych ‘wielkich’ animacji.

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

W sumie one również zwracają uwagę, szczególnie wspominany przeze mnie tytuł “Circle
of Life” tudzież filmowa wersja utworu "Can you Feel the love tonight" (ale ta
filmowa, chociaż oryginał w wykonaniu Pana Johna również jest w porządku). Chociaż osobiście
bardziej polecam kilka wokalnych utworów z części drugiej "The Lion King", które na mnie
przynajmniej zrobiły jeszcze większe wrażenie. O tym również pisałem w jednym z poprzednich
postów.
Natomiast jeśli idzie o "Króla Lwa" część pierwszą, ja osobiście w pierwszej kolejności
zwróciłem jednak uwagę właśnie na utwory instrumentalne, które już za pierwszym razem
pamiętam, poruszyły mnie aż do głębi (momentami aż do łez) i TBH to uczucie nadal we
mnie żyje.
Chwilami tak sobie myślę, że na wszystko co piękne ... jak można przejść obojętnie obok
sceny filmowej, której towarzyszy utwór pt. "... To Die For" ... jak również
obok samego tego utworu oczywiście, który nadaje jej tak niesamowitą moc ?


Hmm… Oglądałem przed chwilą ‘jedynkę”. „…To Die For” dzięki filmowi zyskuje bardzo wiele, ale obyło się bez płaczu. ;) Jak dla mnie to to wszystko zbyt prosto wyglądało żeby wzruszyć. "Can you Feel the love tonight" bardzo przyjemne. ;)

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

Ale może stać się to naszym celem... bardzo szczytnym celem, i might add.
Ja, szczerze mówiąc, w 1994 roku również nie miałem pojęcia, kto mógł stworzyć tak piękną
muzykę. :-?
Dopiero jakiś czas później zacząłem ją kojarzyć z Panem Zimmerem ... i to też głównie
dlatego, że po prostu celem moim stało się wejście w posiadanie takiej wiedzy.
Więc naprawdę nie uważam, aby po Twoim obecnym tu oświadczeniu moje nastawienie do Ciebie
uległo jakiejkolwiek zmianie ... jeśli już, to tylko na lepsze, bo przecież szczerość
już dawno temu przestała być walutą tego świata.
Na marginesie, tak już lekko poza tematem dodam jeszcze, że stopniowo zaczynam się przyzwyczajać
do tego, iż na ogół moje poglądy różnią się nieco (a nawet czasem dość znacząco) od tych
przyjętych i wyznawanych przez większość innych osób. Co szczerze mówiąc wcale nie jest
dla mnie jakąkolwiek chlubą. Po prostu staram się trzymać tego, w co wierzę ... nawet
jeśli miałbym wtedy, niczym Merlin, uchodzić za człowieka słabego i łatwowiernego.
I zawsze staram się zrozumieć i zaakceptować poglądy innych, nigdy ich nie negować ani
też nie wyszydzać.
Także no worries ... :-)


Co do utworów instrumentalnych. O ile „…To Die For”, możemy obić w historię, to już do utworu wykonywanego przy ucieczce Simby, raczej nic pięknego dopisać nie można. I takie jest mniej więcej moje nastawienie do reszty utworów. Oprócz „…To Die For” i tego co słyszymy w scenie w której Simba rozmawia z Mufasą raczej nic więcej mi się nie spodobało. Wokalne podobają mi się nie mniej niż wcześniej, sympatyczny ‘Hakuna Matata” zdecydowanie najlepszy, chociaż z tą ich filozofią nie zgadzam się ani trochę, niemniej przyjemnie się to słucha i ogląda. I hm… wolę zdecydowanie angielską wersję tego utworu. ;-)

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

Pól biedy, gdy ktoś wyznaje swoje własne poglądy na danym temat. Ale gorzej jest, kiedy
w takiej, rzekomo obiektywnej recenzji, zawarte są poglądy nie autora, ale kogoś zupełnie
innego (Vide wiele recenzji Fallouta 3). :-)


Hm, recenzenci ściągają po sobie, czy co? ;-) Bo nie za bardzo wiem o co chodzi. Nie grałem jeszcze w trójkę, recenzji też nie czytałem.

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

Może nie tyle traktuję jak całość (choć to też ;-)), co po prostu podchodzę do tego aspektu
bardziej emocjonalnie i osobiście.
Zawsze byłem wrażliwą duszą, co niestety dotychczas okazywało się być dla mnie bardziej
przeszkodą w tym życiu, niż pomocą (znasz to powiedzenie o miękkim sercu i twardym ...
;-)). Ale niech mnie kule biją, jeśli kiedykolwiek miałbym się pod tym względem zmienić.
;-)
Po prostu dla wielu muzyka pozostaje tylko muzyką, a film tylko filmem. Ja generalnie
również staram się wyznawać takie podejście, ale są pewne sytuacje, są wyjątki, kiedy
po prostu nie mogę tego zrobić ... nawet nie tyle nie mogę, co po prostu nie chcę, bo
uważam, że świat, w którym żyjemy, nie jest tego wart.
Niemniej staram się zrozumieć, co chcesz powiedzieć ... w końcu życie to nie bajka. :-|


Niestety to nie bajka, więc filozofia „Hakuna Matata” nie ma tu prawa bytu. Znam to powiedzenie. I to jest prawda. Ja też raczej taką wrażliwą duszą jestem, ale życie mnie nauczyło żeby się z tą wrażliwością nie obnosić, bo jak sam napisałeś ma się przez to więcej minusów niż plusów. I tak rok za rokiem tracę ciut ze swojej wrażliwości, mam nadzieję, że nie uleci cała…

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

PS. Są zresztą sytuacje, kiedy i ja staram się odrywać muzykę od filmu. Czasami jest
tak, że jest jakiś utwór muzyczny, który kojarzy mi się z danym filmem, mimo że nie został
bezpośredniego dlań skomponowany.
Ale jako że dany utwór cenię sobie bardzo wysoko (wyżej niż film, dla potrzeb którego
został zapożyczony), wtedy słuchając go staram się koncentrować na muzyce w sposób indywidualny.
Podam tu kilka przykładów takich utworów: (Wykonawca - Tytuł utworu)

1. Coldplay - Clocks.
2. Moby - Extreme Ways.
3. Lifehouse - Good enough.
4. Eminem - Lose Yourself.
5. Sheldon Harnick, Jerry Bock - Sunrise, Sunset. (z musicalu "Fiddler On The
Roof").

Pewnie znalazłoby się takich motywów jeszcze więcej, ale ATM te przyszły mi do głowy.
Anyway, każdy z tych tytułów szczerze polecam z całego serca, bo IMO są naprawdę Piękne
(szczególnie numery 1 i 5 z powyższej listy są mi szczególnie bliskie). Zresztą kto by
ich jeszcze nie znał ? :-)
PS. Numer 4, to jedyny utwór Eminema, którego w ogóle jestem w stanie normalnie słuchać.
Generalnie nie trawię tego typu muzyki, ale ten jeden utwór działa na mnie w sposób szczególny
... ciężko to wyjaśnić. ;-)
"You can do anything you set your mind to" ... myślę, że coś w tym stwierdzeniu jest,
albo przynajmniej chcę w to wierzyć.


„Clocks” mi się przejadł, zbyt często się spotykałem z tym utworem. Ale dobry, dobry. „Extreme Ways” pierwszy raz słyszę i nie podoba mi się. Pewną prawidłowością w moim przypadku jest to, że zanim mi się coś spodoba muszę tego parę razy spróbować. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale nie będę próbował drugi raz. Jedyny jego kawałek jaki mi się podobał to jest „In This World” ( http://www.youtube.com/watch?v=nas51x3ZQC). „Good enought” na YT jest łączony z „Królem Lwem”, nie wiem czemu xP
W każdym bądź razie też mi się nie podoba, zresztą od nich nic mi się nie podoba. „Lose Yourself” to już powoli hip-hopowy klasyk ;) O piątce nic dobrego napisać nie mogę. O ile nr. 1 z twojej listy jest naprawdę znany, to już nr. 5 na pewno nie i nie wiem co Ty w nim takiego słyszysz. ;P

Hm, ‘tego typu’, znaczy HH nie trawisz? ;) Jeśli o to chodzi, to spróbuję zmienić twoje nastawienie :D Nie żebym był jakimś hip-hopowym fanatykiem, ale znam parę naprawdę wspaniałych piosenek z tego gatunku. ;-)
Osobiście oprócz „Shape of my heart” ("Leon Zawodowiec") i „Gangsta Paradise” ("Młodzi Gniewni") nic nie jestem w stanie sobie przypomnieć, a i to oba są chyba specjalnie nagrywana na potrzeby filmów, chociaż… mam! ;-) „Forrest Gump” dostarcza sporo dobrej ‘zapożyczonej’ muzyki, naprawdę sporo. Niebyłym w stanie połowę tych utworów wymienić. Na wiki jest spis jak coś, osobiście najbardziej cenię Lynyrd Skynyrd - „Free bird” oraz Aretha Franklin – „Respect”.
O i patrz, jeszcze coś wleciało mi do głowy… Lisa Germano - "From A Shell". Aż się dziwię, że nie pomyślałem o tym utworze na początku, bo jak dla mnie to jedna z najpiękniejszych piosenek jaką słyszałem. Shame on me. ;<

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

Przyznaję, zaskoczyłeś mnie bez dwóch zdań ... ostatnim razem tak wielki szok przeżyłem,
kiedy okazało się że to Vader jest ojcem Luke''a. :-P


Odp: Haha :D A skoro jesteśmy w temacie, to jak Ci się podoba muzyka p. Johna Williamsa? ;-) (patrzę dalej, a tam odpowiedź, kurczę, przewidujesz przyszłość ;])

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

Straszne ? Nie ... przerażające, nawet bym powiedział. Ok, niech będzie, cobym nie wyszedł
na całkowitego ignoranta (aha, już wyszedłem :-/), dość pozytywnie wspominam muzykę z
filmu "Misja".
Natomiast generalnie, z całym szacunkiem do Twórczości w.w. Pana, w ostateczności tak
naprawdę każdy będzie wartościował pewne rzeczy na swój własny sposób. I choć nie umniejsza
to kunsztowi Pana Morricone, ja niestety nie pamiętam sytuacji, w której za sprawą jego
muzyki dany film stał mi się naprawdę bliski.
To samo z Panem Williamsem, którego choć bardzo cenię za wiele rozpoznawalnych i świetnych
utworów (IMO w dużej mierze za motyw przewodni do Parku Jurajskiego), to jednak nie mógłbym
powiedzieć, aby jego muzyka kiedykolwiek poruszyła mnie w sposób szczególny i wyzwoliła
te najgłębiej skrywane pokłady emocji.
Ot, wolna wola i te przeklęte gusta. ;-)


Ja „Misji” nie oglądałem, a wcześniej jak patrzyłam na listę tytułów do których Ennio stworzył muzykę zobaczyłem np. dwa filmy o JPII akurat widziałem, no ale soundtracka to już nie pamiętam ani trochę. Na obu byłem w kinie, może obecność tylu ludzi przeszkadzała mi skupić się na muzyce, a może ta muzyka wcale szczególna nie była. Stawiam na to drugie, niemniej do kin chodzę rzadko właśnie dlatego aby sobie oszczędzić niechcianego towarzystwa. To nic że DVD kosztuje dużo drożej od biletu. Kopię filmu będę miał na własność, oglądam kiedy chcę w jakich warunkach chcę. A to jest bezcenne. ;D

Hm, a jak to jest z muzyką do trzeciej części „Króla Lwa”? Filmweb.pl wyświetla mi czterech kompozytorów w tym Zimmera i właśnie Morricone. Dwoje wielkich kompozytorów i co z tego wyszło? ;) Strzelam, że oglądałaś trzecią część, bo ja nie.

Podobne uczucia co Ty mam do Williamsa, facet umie stworzyć charakterystyczne motywy, trzeba mu to przyznać i również cenię go najbardziej za motyw do „Parku Jurajskiego”, piękny. Teraz Cię pewnie zdziwię, ale nawet jestem w stanie sobie przypomnieć pewną scenę z nim powiązaną. ;P

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

[Osoba pisząca stara się obecnie pozbierać z podłogi ... choć zajmuje jej to więcej czasu,
niż myślała]


Ehh, to ja może nie będę więcej takich tekstów przytaczał, bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz i nie będę miał z kim pisać. ;\
:-)

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

Ja tylko od biedy czasami w pracy czegoś rockowego, (albo Ulicznika :-P, ale to bardziej
po to, aby poprawić sobie humor (*)), ale na ogół również preferuję włączyć sobie jakąś
płytę i zanurzyć się w tym, co cenię najbardziej.

(*) Bo nie wiem dlaczego, ale czasami odczuwam dziwną potrzebę posłuchania piosenek o
następującej (dla przykładu) treści słów:
"W Czarnobylu to sie stało, na dalekiej Ukrainie, elektrownię wyje***o, pół ruskich
nie żyje"
. :-P

TBH sam nie wiem dlaczego ... może po to, aby ułatwić sobie nieco walkę z tym światem,
albo po prostu aby zapomnieć, przynajmniej na chwilę, o tym, o czym pamiętać nie chcę.

Call me paranoid. :-)


No czasem trzeba, to jak z tymi komediami w sumie. Np. ja od czasu do czasu włączę sobie coś takiego:
„Byłem w Rijo, byłem w Bajo, miałem bilet na Hawajo, byłem na wsi, byłem w mieście, byłem nawet w Budapeszcie – wszystko ch**, o ja wam mówię wszystko ch**...” xP
Jeśli tekst Cię zachęcił to odsyłam do twórczości Elektrycznych Gitar

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

Windows Blue Screen of Death - "Unexpected Error Has occurred". This application process
will be terminated.

:-D


Phi! Nie w Linuksie. ;]

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

Please wait .... processing ... processing ... data analized.

Może Cię zaskoczę ... a może nie, ale jeśli idzie o sam głos, to w tym przypadku również
uważam go za znacznie bardziej sugestywny niż u Pani Torrini ... o kobiecym wdzięku nawet
nie wspominając.
Tak po prawdzie (jak o tym myślę), to w utworze "Gollum''s song" najbardziej cenię sobie
sam tekst. Natomiast muzyka i wokal w moim osobistym odczuciu są niejako tłem dla niego
... niezbędnym tłem, ale jednak tłem.
I że to może nawet sam tekst i jego przesłanie sprawiają, że w ustach Emiliany Torrini
całość brzmi tak pięknie ... jeśli wiesz, co mam na myśli.
Choć jej umiejętności wokalnych również nie śmiałbym podważać.


Rozumiem. Ale powiedz mi czy cenisz tekst …za sam tekst, czy może chodzi tu o film albo książkę? Jak dla mnie film Petera jest naprawdę dobry, ale mimo wszystko wolę lekturę którą czytałem parę razy, a film oglądałem raz. Niektórzy mówią, że czytanie tego samego drugi raz to strata czasu, jeśli myślisz podobnie odpowiem Ci cytując Cliftona Fadimana:
„Kiedy czytasz genialne dzieło po raz kolejny, nie znajdujesz w nim więcej treści niż poprzednim razem. Znajdujesz więcej w sobie.”. ;-)

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

W sumie początek utworu (kiedy jeszcze nie ma śpiewu) mnie osobiście naprawdę porusza
i nie ma co do tego dwóch zdań.
Tak samo jak końcówka innego utworu ze ścieżki dźwiękowej do "Dwóch wież" pt. "Foundations
of Stone"
za pierwszym razem niemal sprawiła, że z trudem powstrzymywałem emocje
[moment, kiedy Gandalf wraz z Balrogiem wpadają do wody po dość długim locie - coś niesamowitego,
ten chór !!].


U mnie z kolei bez szału. ;-) Za to „Forth Eorlingas” to jak dla mnie chyba najlepszy utwór z tej płyty.

Dnia 08.02.2009 o 15:35, Dann napisał:

/.../


<spadł_z_krzesła>
Powiedz mi jak „Dragonheart” ma się do wskazówki jaką mi podałeś tutaj:

„(…)owy drugi film nie uzyskał nawet nominacji do Oskara, czy w ogóle do jakiejkolwiek innej nagrody(…)”

1997 – Najlepszy film fantasy wg. Akademii SF, Fantasy i Horroru.
Oprócz tego film miał 5 nominacji których nie mam ochoty przytaczać.
Ładnie to tak, wprowadzać mnie w błąd? x-P

PS. Przepraszam, ale nie odpiszę prędzej niż za parę miesięcy. Niestety nie będę miał wcześniej czasu. Miło się pisało. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.02.2009 o 23:39, Dann napisał:

Ale wybacz, nie chcę o tym więcej pisać (a przynajmniej nie tutaj), bo rzecz
zaczyna się robić naprawdę osobista ... a przede wszystkim nie na temat. ;-)


Ależ nie ma czego wybaczać. Nie jestem modkiem. ;)

[Gettysburg]

Dnia 12.02.2009 o 23:39, Dann napisał:

nabyć go od razu (względy finansowe niestety :-/). Niemniej będę miał go w pamięci.
No i oczywiście gdyby w międzyczasie pojawił się w tej nieco bardziej dostępnej TV (jak
np. Polsat czy TVP), od razu rezerwuje sobie nań czas.


Z podobnych klimatów polecam "Glory" z M. Broderickiem, M. Freemanem i D. Waszyngtonem - film opowiada o czarnoskórym pułku Unii walczącym w wojnie secesyjnej.
http://www.youtube.com/watch?v=8XuUGD7aa3E

Niestety, w trailerze, nie wiedzieć czemu, zrezygnowano z muzyki Jimmiego Hornera, która jest naprawdę znakomita. Tu jest fragment:
http://www.imeem.com/groups/-R1tHVjv/music/2m4MiOQ2/james_horner_the_year_of_jubilee/

Dnia 12.02.2009 o 23:39, Dann napisał:

Jakby co, to pisz w temacie "Film - co warto obejrzeć ..." , jeśli tylko kiedykolwiek
jakaś stacja postanowi go wyemitować. Łatwiej mi go wtedy będzie wyłapać. ;-)
Z góry dziękuję.


Przeglądam ten wątek, ale nie przeglądam programu TV.

Dnia 12.02.2009 o 23:39, Dann napisał:

Być może to jest tak, że sam film robi swoje i sprawia, że muzyka mu towarzysząca, w
zespoleniu z pewnymi scenami, staje się jeszcze piękniejsza. Myślę, że coś w tym jest.


Zdecydowanie. Myślę, że każda partytura brzmi inaczej, gdy zna się kontekst, w jakim się pojawia. Co oczywiście nie zmienia faktu, że jedne melodie da się słuchać nie oglądając filmu, a inne z wielkim trudem.

Dnia 12.02.2009 o 23:39, Dann napisał:

podobnie jak Kevin Spacey najbardziej kojarzy mi się z postacią Prota.


Dla mnie Kevin Spacey na zawsze będzie Verbalem z "Podejrzanych". Nawiasem mówiąc jeden z najlepszych thrillerów kryminalnych, jakie widziałem. :)

>> Na co dzień to nie, ale historią się interesuję. O USA również czytałem i zapewne
>> niejeden raz będę czytał. A co, jesteś antyamerykanistą ?

Dnia 12.02.2009 o 23:39, Dann napisał:

Nie, nigdy w życiu .. ani w tym ani w jakimkolwiek innym.


To dobrze, bo ja czytam, ale nie dorabiam sobie do tego ideologii. Jeśli chodzi o wojnę secesyjną, to jest to niezwykle interesujący konflikt, bo był przedsmakiem I wojny światowej. Mówię o ofiarach, o głębokiej traumie, o wielkich skutkach społecznych, kulturalnych, gospodarczych i politycznych. Mówię o rozwoju taktyki, nowych rodzajach broni (podczas w. sec. doskonalono okręty podwodne i pancerniki, wynaleziono pierwszy karabin maszynowy - kartaczownicę Getlinga, którą w formie miniguna nadal używa się m.in. w lotnictwie). W wojnie secesyjnej zginęło tylu żołnierzy amerykańskich, ilu w pozostałych wojnach z udziałem USA razem wziętych. Krótko mówiąc: to była hekatomba. Wojna ta mogła zakończyć się wcześniej, gdyby po którejś ze stron znalazł się naprawdę zręczny, zdecydowany dowódca. Popełniano katastrofalne błędy strategiczne i z jednej, i z drugiej strony, ale Uniia wygrała stosując taktykę spalonej ziemi - czyli wojna na wyniszczenie. Tego starcia Konfederacja wygrać nie mogła, bo nie miała ani potencjału demograficznego, ani gospodarczego - początkowe sukcesy militarne roztrwonili. BTW - cieszę się, że wychodzi Empire Total War. Jeśli nie w podstawce, to w dodatku lub w modzie na pewno pojawi się wojna secesyjna. Świetna sprawa. :) Uwielbiałem North vs. South ;) na Amidze ta gra wyglądała dużo, dużo lepiej niż na PC. A z nowszych rzeczy Gettysburg Sida Meiera - gra taktyczna czasu rzeczywistego (RTT) z 1997. Równie mocna rzecz. :)

Dnia 12.02.2009 o 23:39, Dann napisał:

Generalnie staram się być otwarty i nie mieć żadnych uprzedzeń ... oczywiście są to rzeczy,
nad którymi pracuje się całe życie i jeszcze dłużej, aczkolwiek myślę, że warto. ;-)
Natomiast samo pytanie było, że tak powiem, natury czysto informacyjnej, wynikające z
ciekawości ... bez jakichkolwiek aluzji.


Tere fere. Akurat...

Dnia 12.02.2009 o 23:39, Dann napisał:

W każdym razie dziękuję za dość wyczerpującą odpowiedź ... ja osobiście w kwestiach historii
jako takiej jestem, nie boję się użyć tego słowa, całkowitym laikiem. Jakoś nie mogłem
się przekonać do studiowania przeszłości świata, w którym sam nie jestem się w stanie
odnaleźć i którego chyba nigdy nie będę w stanie zrozumieć.


A skąd ten pesymizm? Znajomość historii pomaga zrozumieć świat, w którym żyjemy. A to z kolei wzbudza empatię, która jest niezbędna do budowy świetlanej przyszłości. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

A tam przeprosiny, choć jak najbardziej miły to gest z twojej strony, to IMHO całkowicie
zbędny. Bardzo powątpiewam czy będąc na twoim miejscu zdobył bym się na takie zachowanie,
bynajmniej nie dlatego, że jest to coś szczególnie trudnego, lecz dlatego, że nawet by
mi przez myśl nie przyszło żeby za ‘takie coś’ kogoś przepraszać. W końcu
jeśli ktoś miałby tu wyrażać skruchę, to ja, bo przecież ze zwykłego lenistwa nie wyjaśniłem
rzeczy tak jak trzeba na początku, co zmusiło Cię do niepotrzebnego strzępienia …palców.
;-)


Ja generalnie wyznaję taką zasadę, że jeżeli masz kogoś winić, wiń siebie samego. ;-)
Myślę, że wszystko wyjaśniłeś w w miarę sensownie, tylko to ja wyciągnąłem zbyt pochopne wnioski.
Ale mam nadzieję, że sprawa została już wyjaśniona. ;-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Ad.1 – I słusznie, bo to jest przerażające. Rozumiem, że pewne rzeczy w pewnym
wieku używa się częściej, w innym rzadziej, ale dziś niestety wielu ludzi zwyczajnie
nie dopuszcza do siebie ‘dziecinnych zabawek’ bo przecież, jak sama nazwa
wskazuje, są dziecinne! Nie są godne rąk dorosłych. Doszło do tego, że nawet jak ktoś
się odważy spróbować ‘zakazanego owocu’, to musi się chować przed opinią
społeczeństwa. ...


W zasadzie nic dodać nic ująć ... gdyby hipokryzji towarzyszył ból, wtedy instytucje farmaceutyczne nie nadążałyby z produkcją ibupromów, panadolów itp. świństw. ;-)
Od siebie dodam jeszcze, że ludzie stawiający sobie takie "ściany" naprawdę bardzo dużo tracą.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Cóż, szczerze powiedziawszy, czasem bardzo lubię usiąść przy typowym ‘ogłupiaczu’,
czasem człowiek jest tak skołowany dniem, że nie ma nawet siły myśleć i taki prosty film
potrafi odprężyć, ale niech mnie licho weźmie jeśli zamieniłbym go na coś pięknego. Ba,
dziesięciu ‘ogłupiaczy’ bym nie wymienił.


Ja o takiej zamianie nawet bym nie pomyślał.
Niemniej ostatnio byłem w kinie na "Madagaskarze 2" i muszę powiedzieć, ze jak na komedię animowaną, oglądało mi się go całkiem przyjemnie.
Także potwierdzam, że czasami warto się odrobinę zapomnieć ... ale byleby nie na długo. ;-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Nie wydaje mi się, żeby ludzie z Disneya tak myśleli. Jak dla mnie to oni idą z duchem
czasu, stawiają przede wszystkim na popularność swoich produkcji . Rob Minkoff który
zadebiutował „Królem Lwem” w roli reżysera kilka lat później tworzy takiego
gniota jak „Nawiedzony Dwór”, a jego najnowszy film: „The Forbidden
Kingdom” to jakaś słaba opowiastka o kung-fu. Pogoń za kasą, ot co!


Tak ... ale w przypadku "Króla Lwa" chodziło mi bardziej o to, że film ten jest w zasadzie legendą ... klasyka klasyk, jak to o nim mawiają.
I Disney zdaje sobie z tego sprawę ... albo przynajmniej taką mam nadzieję. Że nie chcą ryzykować wypuszczenia na rynek czegoś, co nie tylko okaże się słabe czy też niedochodowe, ale również nadszarpie reputację tak wielkiej marki.
Przynajmniej ja tak to widzę ... aczkolwiek jest to tylko hipoteza, mam nadzieję, że faktycznie tak jest.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Jeszcze kilkanaście lat temu słuchało się jedynie rocka, dziś króluje disco-polo przeplatane
teknobitami. Podobnie z animacją, to ona dziś panuje. Większość nowych filmów tworzonych
tą techniką reklamowanych jest na absolutne hity, i takimi się stają. Porównaj je sobie
ze ‘staromodną’ sceną anime. Bynajmniej nie mam tu na myśli kolorowych pokemonów
a naprawdę ambitne opowieści. Dopiero zagłębiam się w ten temat, ale z rosnącym zainteresowaniem
i nadzieją wyszukuję nowych tytułów. Jeśli masz trochę czasu to i tobie to polecam.


Generalnie anime czy manga nigdy nie była moją domeną. Był nawet taki okres, kiedy na sam widok takiej kreski instynktownie odwracałem wzrok.
Ale jak widać, pewne rzeczy się zmieniają i obecnie myślę, że nie miałbym nic przeciwko tego typu sztuce.
Ale pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie rekomendacja przyjęta. ;-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Najgorsze jest to, że to przecież my mamy władzę, zeitgeist jest skrępowany naszym łańcuchem,
możemy nad nim panować. Smutne jest to, że ludzie stawiają dziś na bezmyślność. Obawiam
się że może być coraz gorzej bo dzisiejsza młodzież wychowywana jest na takich gniotach
jak „American Pie” i mu podobne. Biorą z tych filmów przykład. Wątpię żeby
na takim gruncie wyrosło coś porządnego jeśli nikt nie złapie za motykę.


W takim momencie zawsze zadawałem pytanie, czy to media i sztuka kreują postawy społeczeństwa, czy też może to społeczeństwo kreuje wizerunek owych.
A może i jedno i drugie ... po części.
W każdym razie zgadzam się z Tobą, że taka pogoń za kasą i banałem (żeby nie powiedzieć za głupotą) do niczego tej ludzkości nie zaprowadzi.
I choć wątpię w to, aby dane mi było być świadkiem finału takiego "wyścigu", żeby nie powiedzieć apogeum (chociaż kto wie ...), to niemniej zawsze będę życzył temu światu i zamieszkującym go istotom Powodzenia. Bo cóż więcej mogę zrobić ? Zmienić go niestety raczej nie będę w stanie ... choć przyznaję, że bardzo bym chciał, ale jak to mawia Ciri: "Nie ten czas, nie to miejsce" ... a i środków po temu również mi brak.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Muszę przyznać, że zauważyłeś ciekawą rzecz, ja również nie jestem w stanie sobie wyobrazić
„Króla Lwa” stworzonego w dzisiejszym stylu. Jeśli część trzecia powstanie,
mam nadzieję że będzie wykonana w sposób tradycyjny. Nie twierdzę, że nie da się komputerowo
zrobić jej dobrze, pewnie się da ale łatwiej wszystko schrzanić a tego bym nie chciał.
W tym przypadku wolę nie ryzykować.


Tu nie chodzi tak na dobrą sprawę tylko o sam styl animacji, ale przede wszystkim o stronę czysto merytoryczną. Przesłanie filmu, wartości jakie przekazuje, emocje jakie wywołuje, problemy jakie podejmuje, wreszcie powaga, jaką powinien jednak IMO do pewnego stopnia zachowywać.
Jeśli ma to wyglądać, jak w przypadku "Dżungli", to ja jednak wolałbym już, aby w ogóle takowa kontynuacja TLK nie powstała.
Śmiech śmiechem, ale ja w tym wypadku oczekiwałbym czegoś więcej .. zdecydowanie więcej. Pewnej dozy powagi, majestatu, może nawet mrocznego, dramatycznego ujęcia pewnych motywów. Ale przede wszystkim scen naprawdę Pięknych, zarówno wzruszających jak i zapierających dech w piersiach.
I nie da się zbudować takiego klimatu w momencie, kiedy każda scena budowana z mozołem w takim właśnie duchu, za sprawą jednego kadru zamienia się w salwę śmiechu.
Taki klimat musi być budowany na przestrzeni całego filmu ... to już nie może być zwykła komedia animowana, a wszelakie odwołania do popkultury itp. są tu dlań absolutnie zgubne.

Niemniej nawiązując do samej formy, przyznaję Ci absolutną rację.
Ja osobiście po prostu zakochałem się w tym klasycznym stylu animacji, czyli metoda poklatkowa tworzona przy pomocy jedynie ołówka i kartki papieru, statyczne, ręcznie robione tła itd.
Taka animacja ma w sobie pewną jakby magię, coś naprawdę pięknego, czego nie da się opisać ... można w niej niemal utonąć. :-) Jest jakby bardziej żywa i wiarygodna.
Niestety, ale animacja komputerowa nigdy nie wywołała u mnie tak pozytywnych doznań.
I jeśli miałbym wyobrazić sobie część trzecią "Króla Lwa", to tylko i wyłącznie w takim ujęciu !
Ale pożyjemy, zobaczymy.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Całkiem niedawno zdarzyło mi się oglądać „WALL.E”
który zaczynał się bardzo dobrze a skończył nie najlepiej. Początek mnie zauroczył,
ten mały robocik wykonujący swoje syzyfowe wręcz obowiązki robi to bez najmniejszego
sprzeciwu czy straty chęci. Mimo, że to przecież robot i wykonywanie rozkazów jest dla
niego rzeczą całkowicie naturalną to jednak ta historyjka mnie zainspirowała. Niestety
prawda jest taka, że reszta filmu jest mało ciekawa.


Niestety tego filmu jeszcze nie miałem okazji obejrzeć, aczkolwiek stale nad tym pracuję.
Generalnie ludzie oceniają go dość pozytywnie ... albo przynajmniej tak słyszałem. Szczególnie w porównaniu do innych współczesnych animacji.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Hmm… Oglądałem przed chwilą ‘jedynkę”. „…To Die For”
dzięki filmowi zyskuje bardzo wiele, ale obyło się bez płaczu. ;) Jak dla mnie to to
wszystko zbyt prosto wyglądało żeby wzruszyć. "Can you Feel the love tonight"
bardzo przyjemne. ;)


Zbyt prosto ? Ok, nie będę tego w żaden sposób interpretował, bo jeszcze znowu wyciągnę zbyt pochopne wnioski. Powiedz mi tylko, jaka w takim razie scena z jakiegokolwiek innego filmu może w Twoim spojrzeniu wywołać jeszcze potężniejsze i bardziej wiarygodne emocje, niż ta z "The Lion King", której towarzyszy utwór „…To Die For” ... szczególnie podczas drugiej części tej partytury.
Bo rozumiesz ... staram się tylko zrozumieć Twoje zdanie, a nie je zanegować.
W końcu nie każdy dostrzega w pewnych rzeczach to samo, co my i trzeba zdawać sobie z tego sprawę.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Co do utworów instrumentalnych. O ile „…To Die For”, możemy
obić w historię, to już do utworu wykonywanego przy ucieczce Simby, raczej nic pięknego
dopisać nie można.


Ale masz na myśli scenę pogoni w wąwozie ? The Stampede scene, znaczy się.
IMO fragment utworu grany tutaj jest po prostu idealnie wkomponowany w tą scenę i działa dokładnie tak jak powinien ... podkreśla jej tempo, dramaturgię i niepewność. Ponadto IMO to sama scena wysuwa się tu na pierwszy plan ... próba ratunku oraz zakończenie ("Long live the King"), które może nie zaskakuje, ale i tak wywołuje ogromne emocje.
Za to prawdziwa potęga Piękna tego utworu (za co tak bardzo go cenię) przejawia się w scenie mającej miejsce chwilę później ... ale o tym chyba pisać już nie muszę.
Zresztą jakich słów bym tu nie użył, i tak nie oddam tego, co czuję oglądając ten fragment i słuchając muzyki mu towarzyszącej.
Natomiast jeśli masz na myśli fragment rozgrywający się jeszcze chwilę później, czyli ucieczkę przed hienami, motyw z kolcami itd., to tutaj muzyka jest IMO po prostu taka, jaka być powinna. Myślę, że w tym momencie, to nie ona ma, że tak się dziwnie wyrażę, grać pierwsze skrzypce.
Natomiast ogromnym plusem jest to, że pomiędzy obiema scenami jest jakby chwila przerwy, niejako dla złapania oddechu emocjonalnego tuż po wydarzeniach z wąwozu. I jej obecność jest tutaj IMO jak najbardziej uzasadniona. :-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

I takie jest mniej więcej moje nastawienie do reszty utworów. Oprócz
„…To Die For” i tego co słyszymy w scenie w której Simba rozmawia z
Mufasą raczej nic więcej mi się nie spodobało.


Być może na Tobie pewne sceny z tego filmu, ani muzyka im przewodząca nie zrobiły aż tak dużego wrażenia i nie poruszyły Ciebie aż tak bardzo, jak mnie.
Ja osobiście takich, w moim spojrzeniu naprawdę Pięknych i poruszających scen (którym towarzyszy równie Piękna IMO muzyka) w całym filmie (oprócz tej, którą umownie nazwę " ... To Die For") mógłbym opisać co najmniej kilka, choćby sam początek filmu.
Niemniej wybacz, że nie zrobię tego w tej chwili, jako że zajęłoby to naprawdę obszerną część tego, i tak dość długiego posta ... tak patrzę, że chyba najdłuższego, jakiego kiedykolwiek napisałem. :-O
Ale może kiedyś. ;-)
W każdym razie reasumując, tak jak już nie raz pisałem, każdy wartościuje pewne rzeczy na swój sposób i nie widzę sensu polemizować z każdym kto powie, że dana scena filmowa jest przeciętna, podczas kiedy dla mnie jest ona wręcz Przepiękna ponad wszelkie klasyfikacje. Bo raz, że mi nie zależy (z całym szacunkiem, ale jeśli kiedykolwiek spotkam taką osobę, na opinii której naprawdę będzie mi zależało, wtedy ten argument straci swoją moc ;-)), a dwa, że musiałbym wtedy stać się kimś zupełnie innym, niż jestem. A choć na ogół zmiany są dobre, to jednak zdecydowanie nie wszystkie. ;-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Wokalne podobają mi się nie mniej niż
wcześniej, sympatyczny ‘Hakuna Matata” zdecydowanie najlepszy, chociaż
z tą ich filozofią nie zgadzam się ani trochę, niemniej przyjemnie się to słucha i ogląda.
I hm… wolę zdecydowanie angielską wersję tego utworu. ;-)


Akurat "Hakuna Matata” słucha się bardzo przyjemnie (no worries ;-)), aczkolwiek IMO to nie ten utwór stanowi o pięknie muzyki z wokalem, jaką można usłyszeć w tym filmie.
We mnie, jak już wcześniej pisałem, największe emocje wywołuje utwór "Circle of Life" oraz (a niech będzie :-)) również motyw "Can you feel the love tonight" ... ale ten drugi, to już tylko w zespoleniu ze sceną, której towarzyszy. Bo "indywidualna" wersja Eltona Johna jakoś specjalnie do mnie nie przemawia ... abstrahuję już od rozgłosu komercyjnego, jaki swojego czasu wokół niej się utworzył.
I raz jeszcze powtórzę, że w kwestii wokalu na mnie osobiście znacznie większe wrażenie zrobiły mimo wszystko pewne utwory z części drugiej "Króla Lwa". Przede wszystkim "He lives in you" oraz "Love will find a way". Choć nie tylko te dwa, jako że i pozostałe piosenki również uważam tu za ciekawsze od ich niejako odpowiedników z części pierwszej ... dla przykładu motyw "My Lullaby" ("And then our flag will fly against a blood-red sky ... that''s my lullaby!" :-))
Ale to również bardzo osobiste podejście i nikt nie musi go podzielać ... nawet bym tego nie oczekiwał.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Hm, recenzenci ściągają po sobie, czy co? ;-) Bo nie za bardzo wiem o co chodzi. Nie
grałem jeszcze w trójkę, recenzji też nie czytałem.


Hmm ... nie wiem, czy kojarzysz takie coś jak "artykuł sponsorowany". ;-) Choć nigdzie nikt bezpośrednio tak tego nie nazwał, momentami aż nie mogłem powstrzymać wrażenia, że pewne recenzje Fallouta 3 były wręcz wzorowym przykładem takowych "artykułów". ;-)
Ale może to tylko moja przewrażliwiona natura.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Niestety to nie bajka, więc filozofia „Hakuna Matata” nie ma tu prawa bytu.


Eee tam, przesadzasz ... jest to bardzo ciekawa filozofia i choć nie należy jej może brać zbytnio do siebie, czasami wręcz nie ma lepszego sposobu na radzenie sobie z problemami tego świata, które czasami wcale nie są aż tak ogromne, jak mogłoby nam się to początkowo wydawać. Po prostu czasami jest tak, że złe rzeczy się zdarzają i nic się na to nie poradzi ... więc po co się martwić ?
Zresztą zawsze powtarzałem, że to życie i tak jest zbyt ciężkie, aby jeszcze przywiązywać do niego wagę. ;-)
Niemniej zgadzam się z tym, że ta filozofia nie zawsze zdaje egzamin, jako że czasami zdarzają się rzeczy warte tego, aby wyjść im na przeciw, miast przed nimi uciekać.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Znam to powiedzenie. I to jest prawda. Ja też raczej taką wrażliwą duszą jestem, ale
życie mnie nauczyło żeby się z tą wrażliwością nie obnosić, bo jak sam napisałeś ma się
przez to więcej minusów niż plusów. I tak rok za rokiem tracę ciut ze swojej wrażliwości,
mam nadzieję, że nie uleci cała…


Ale nikt tu nie pisze o obnoszeniu się z czymkolwiek. Po prostu staram się być szczery, a co do tłumienia emocji, to wystarczy, że tłumię w sobie te negatywne i obelżywe, które mogą zaszkodzić innym ... a z tym jest naprawdę znacznie gorzej.
Tych naprawdę pięknych i pozytywnych tłumić nie zamierzam ... bo uważam, że nie warto, że ten świat nie jest tego wart.
Jak sam zresztą piszesz, zbyt dużo jest do stracenia, aż w pewnym momencie staniemy się niczym Ci, o których kiedyś mówiliśmy, że nigdy tacy nie będziemy .. think about it, please.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

„Clocks” mi się przejadł, zbyt często się spotykałem z tym utworem.
Ale dobry, dobry.


Ja akurat wyjątkowo po raz pierwszy spotkałem się z nim przy okazji oglądania filmu pt. "Dżungla" (czyli całkiem niedawno). I muszę powiedzieć, że zrobił na mnie ogromne wrażenie. Inna sprawa, że dość dobrze dobrano go do sceny, której towarzyszy. Także ja o "przejedzeniu" powiedzieć nie mogę. .. wręcz przeciwnie. Akurat teraz go słucham i jestem przekonany, że nigdy mi się nie znudzi. ;-)
Tak swoją droga, pozwól że zapytam, wiesz w ogóle o czym ten utwór prawi ? Co stara się przekazać ? Bo muzyka to jedno, a słowa to zawsze coś innego.
Tak tylko pytam, z czystej ciekawości. ;-)

"Youuu are..."

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

„Extreme Ways” pierwszy raz słyszę i nie podoba
mi się. Pewną prawidłowością w moim przypadku jest to, że zanim mi się coś spodoba muszę
tego parę razy spróbować. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale nie będę próbował drugi
raz. ...


Ta , poprzez reminiscencję .. jakże może mi się podobać piosenka, którą pierwszy raz słyszę. ;-D

Nie, nie obrażę się. ;-) Nawet nie byłoby o co.
Ja osobiście nie znam w zasadzie nic więcej od Moby''ego poza tym utworem, ale uważam, że jest on naprawdę Genialny. Plus oczywiście same słowa, które zawierają dość nietypowe przesłanie. Polecam zapoznać się z nim bliżej ... naprawdę.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

„Good enought” na YT
jest łączony z „Królem Lwem”, nie wiem czemu xP


W sumie też nie wiem dlaczego. Dodam tylko, że sam po raz pierwszy również zapoznałem się z nim oglądając "The Wild". W każdym razie gość, który tam śpiewa, ma naprawdę charakterystyczny głos. A sama tematyka utworu w zasadzie daje podstawy do wnioskowania, że został on nagrany specjalnie dla potrzeb pewnej sceny z w.w. filmu. Aczkolwiek chyba tak nie było.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

W każdym bądź razie też mi się nie podoba, zresztą od nich nic mi się nie podoba.


Well, suit yourself.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

„Lose
Yourself”
to już powoli hip-hopowy klasyk ;) O piątce nic dobrego napisać nie
mogę. O ile nr. 1 z twojej listy jest naprawdę znany, to już nr. 5 na pewno nie i nie
wiem co Ty w nim takiego słyszysz. ;P


Oczywiście, że nie jest znany. Zresztą mało kto w ogóle kojarzy ten musical, co najwyżej piosenkę "Gdybym był bogaty" ... choć i tak nie każdy wie, że również pochodzi ona z tego musicalu.
Natomiast mi osobiście naprawdę przyjemnie się go słucha, a słowa bardzo pozytywnie mi się kojarzą ... One season following another ... przemawia przezeń jakby pewna nostalgia.
Ale to również moje osobiste refleksje. Poza tym wiążę z tym utworem pewne wspomnienia, jak również pewne nadzieje. Także wcale się nie dziwię, kiedy inni patrzą na mnie jak na dziwaka, gdy o tym wspominam.
No coż ... może i faktycznie nim jestem, bo wszak kto pożycza pieniądze i potem wręcz odmawia osobie, która chce je zwrócić, nie chcąc przyjąć ich z powrotem. ;-)
Tym bardziej, że moje zarobki pozostawiają naprawdę wiele do życzenia. ;-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Hm, ‘tego typu’, znaczy HH nie trawisz? ;) Jeśli o to chodzi, to spróbuję
zmienić twoje nastawienie :D Nie żebym był jakimś hip-hopowym fanatykiem, ale znam parę
naprawdę wspaniałych piosenek z tego gatunku. ;-)


Proszę ... nawet nie zaczynaj. ;-)
Z całym szacunkiem dla tej muzyki i jej przedstawicieli, ale są pewne rzeczy, których nie da się tak po prostu przeskoczyć.
Mogę jednak napisać, że jeszcze bardziej nie trawię muzyki techno , housowej itp. rytmów.
Ot kwestia gustu.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Osobiście oprócz „Shape of my heart” ("Leon Zawodowiec")


A to ten utwór ma coś wspólnego z hip-hopem ? ;-)
Owszem cenię go sobie dość wysoko, ale bez emocji.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

i „Gangsta
Paradise”
("Młodzi Gniewni")


A co jest w tym utworze takiego wyjątkowego ?
Poza tym, że jeżeli "Clocks" Coldplay może się komuś przejeść, tak tym utworem można się zwyczajnie po... zwymiotować, chciałem powiedzieć. ;-) Jako że nawet w takim Zet czy innym komercyjnym "radiu nie do słuchania" swojego czasu emitowali go bez przerwy ... i zresztą nadal to robią, ale z nieco mniejszą intensyfikacją.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

nic nie jestem w stanie sobie przypomnieć, a i
to oba są chyba specjalnie nagrywana na potrzeby filmów, chociaż… mam! ;-) „Forrest
Gump” dostarcza sporo dobrej ‘zapożyczonej’ muzyki, naprawdę sporo.
Niebyłym w stanie połowę tych utworów wymienić. Na wiki jest spis jak coś, osobiście
najbardziej cenię Lynyrd Skynyrd - „Free bird” oraz Aretha Franklin
„Respect”.


Muzyki z Forresta zupełnie nie kojarzę. Ani tej zapożyczonej, ani oryginalnej. Także nie będę się wypowiadał.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

O i patrz, jeszcze coś wleciało mi do głowy… Lisa Germano - "From A Shell".
Aż się dziwię, że nie pomyślałem o tym utworze na początku, bo jak dla mnie to jedna
z najpiękniejszych piosenek jaką słyszałem. Shame on me. ;<


Ok, choć zwykle tego nie robię, tym razem (patrząc na to, w jaki sposób odwołałeś się do tego tytułu) postanowiłem zapoznać się z tym utworem poprzez p2p ... i TBH słucha się go całkiem fajnie, ale ... pomimo usilnych starań nie jestem w stanie wywnioskować, co jest w nim aż tak pięknego, co zwróciło Twoją uwagę ? Może słowa, którym póki co bliżej się nie przyglądałem ? A może coś jeszcze innego ?

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Odp: Haha :D A skoro jesteśmy w temacie, to jak Ci się podoba muzyka p. Johna Williamsa?
;-) (patrzę dalej, a tam odpowiedź, kurczę, przewidujesz przyszłość ;])


Tak, jestem czarnowidzem. ;-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Na obu byłem w kinie, może obecność tylu ludzi przeszkadzała
mi skupić się na muzyce, a może ta muzyka wcale szczególna nie była. Stawiam na to drugie,
niemniej do kin chodzę rzadko właśnie dlatego aby sobie oszczędzić niechcianego towarzystwa.
To nic że DVD kosztuje dużo drożej od biletu. Kopię filmu będę miał na własność, oglądam
kiedy chcę w jakich warunkach chcę. A to jest bezcenne. ;D


Też mam takie zdanie.
Generalnie do kina również chodzę sporadycznie i to też tylko wtedy, kiedy jestem przekonany, że sala będzie względnie pusta. ;-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Hm, a jak to jest z muzyką do trzeciej części „Króla Lwa”? Filmweb.pl wyświetla
mi czterech kompozytorów w tym Zimmera i właśnie Morricone. Dwoje wielkich kompozytorów
i co z tego wyszło? ;) Strzelam, że oglądałaś trzecią część, bo ja nie.


Tak gwoli sprostowania ... nie ma póki co czegoś takiego jak część trzecia "Króla Lwa". Po prostu na terenie Europy widać mają ludzi za półgłówków (kto wie, może i nie bez powodu) i dla pewności postanowili zachować właściwą numerację .. a że ostatnio (w 1998 r.) powstała Dwójka, no to teraz powinna być Trójka ("logic is such a liar" - Max Payne).
Błąd, jakich mało, bo fabularnie z kontynuacją części drugiej film ten ma tyle wspólnego, co "Gwiezdne wrota" z "Gwiezdnymi wojnami" ... niby i to i to gwiezdne. ;-) I niech potwierdzi to fakt, że w Stanach i w Kanadzie film ten nosi numerację 1 i 1/2 (co IMO jest znacznie bardziej adekwatne).
Natomiast co do muzyki, to nie jest tak jak myślisz (kotku ? :-P). Film ten stanowi swojego rodzaju komedię tudzież groteskę i nie należy go traktować w kategoriach pełnoprawnej kontynuacji. Jego fabuła opiera się na tym, aby ukazać wydarzenia z części pierwszej TLK z nieco innej perspektywy (zresztą film ten powstał specjalnie z okazji 10-lecia istnienia filmu "The Lion King") i ogląda się go naprawdę przyjemnie. A scena pt. "Parenthood", jest IMO po prostu Prześliczna... coś mistrzowskiego i niesamowitego. :-) Uważam, że choćby dla tej jednej sceny warto zapoznać się z tym filmem.
W każdym razie co za tym idzie i muzyka do tego filmu nie jest w aż tak dużym stopniu oryginalna, jak w przypadku dwóch poprzednich części TLK. Owszem, są tu nawet dwie zupełnie nowe i IMO dość fajne piosenki ze słowami Pana Tima Rice''a i muzyką Eltona Johna, ale generalnie dużo utworów muzycznych jest tu niejako zapożyczonych dla potrzeb tej części lub po prostu stanowi lekko zmienioną partyturę oryginału (to w nawiązaniu do osoby Pana Hansa Zimmera). Co i tak nie zmienia faktu, że słucha się ich bardzo przyjemnie ... szczególnie, że pasują one do scen, którym towarzyszą, niemal idealnie i doskonale podkreślają to, co owe sceny starają się widzowi przekazać.
I tak mamy tutaj np. sławetne “The Lion Sleeps Tonight” albo "Jungle Boogie". ;-)
Z tych bardziej znanych pojawia się tu owy legendarny motyw z "The Good, The Bad and The Ugly" (a to właśnie w nawiązaniu do twórczości Pana Ennio Morricone) lub wspomniany przeze mnie wcześniej "Sunrise, Sunset" ze "Skrzypka na dachu".
Także mamy tutaj pewnego rodzaju muzyczny miszmasz, który mi osobiście smakuje naprawdę wybornie, a to tego składniki dobrane są wręcz idealnie. ;-)

PS. Być może zacząłeś się zastanawiać, na jakiej podstawie w filmie takim jak "Król Lew" można wykorzystać motyw ze spaghetti westernu takiego jak "Dobry, Zły i Brzydki" ?
Powiem Ci jedno ... mnie to zaskoczyło bez dwóch zdań. :-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Podobne uczucia co Ty mam do Williamsa, facet umie stworzyć charakterystyczne motywy,
trzeba mu to przyznać i również cenię go najbardziej za motyw do „Parku Jurajskiego”,
piękny. Teraz Cię pewnie zdziwię, ale nawet jestem w stanie sobie przypomnieć pewną scenę
z nim powiązaną. ;P


Pozwól, że spróbuję zgadnąć ... scena, w której bohaterowie po raz pierwszy wlatują śmigłowcem na teren tytułowego parku. Widać wtedy naprawdę imponującą panoramę całej tej wyspy, a sama scena IMO może uchodzić za dość pamiętną.
Oczywiście rozbrzmiewa w jej trakcie owy charakterystyczny motyw muzyczny.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Ehh, to ja może nie będę więcej takich tekstów przytaczał, bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz
i nie będę miał z kim pisać. ;\
:-)


Nie proszę, nie rób tego ... znaczy się, nie przestawaj przytaczać takich tekstów. Czytając je ... jest w tym coś pozytywnego ... relaksującego, bym powiedział.
Także feel free to express your feelings about Feel. ;-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

No czasem trzeba, to jak z tymi komediami w sumie. Np. ja od czasu do czasu włączę sobie
coś takiego:
„Byłem w Rijo, byłem w Bajo, miałem bilet na Hawajo, byłem na wsi, byłem w mieście,
byłem nawet w Budapeszcie – wszystko ch**, o ja wam mówię wszystko ch**...”


"... może czasem trochę mniejszy, ale potem jeszcze większy". :-D

Eno kurcze, przecież to jest klasyka klasyki. ;-)

Ostatnimi czasy (za sprawą "Ulicznika") poznałem całe mnóstwo piosenek o podobnym charakterze .. trochę punka, Ska, Oi!, regge itd. ;-)
Nie jest to muzyka mojego życia, ale co tam ... np. dzięki niej dowiedziałem się np. kim był niejaki Janek Wiśniewski.
Także zdecydowanie nie uważam takiej muzyki za coś złego.
A teksty w stylu:
"Józek nie poszedł do szkoły ... " lub "Pięć lat za posiadanie, śmierć za używanie" (KAZIK) albo "Reklamówka z Netto" wywołują u mnie reakcję szczerego uśmiechu.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Phi! Nie w Linuksie. ;]


Ok, nie mam więcej pytań. ;-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Rozumiem. Ale powiedz mi czy cenisz tekst …za sam tekst, czy może chodzi tu o film
albo książkę? Jak dla mnie film Petera jest naprawdę dobry, ale mimo wszystko wolę
lekturę
którą czytałem parę razy, a film oglądałem raz.


Niezależnie od tego, czy mówimy o książce czy też o filmie, postać Golluma wywołuje takie same reakcje i jej tragizm w obu przypadkach jest mniej więcej podobnie przedstawiony. Słowa tej piosenki Mistrzowsko wręcz i perfekcyjnie oddają owy tragizm i idealnie podkreślają udział Golluma w całej tej historii.
A poza tym są mi one momentami tak bliskie, że aż trudno mi obok nich przejść obojętnie ... momentami aż się ich boję. :-/

"So in the end I''ll be what I will be. No loyal friend was ever there for me".

Mam nadzieję, że nie okażą się być one podsumowaniem mojego życia na tym świecie ... chociaż w sumie zawsze pozostaje nadzieja, że ten następny świat będzie inny, czyż nie ? I że wszystko jeszcze przed nami ...

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Niektórzy mówią, że czytanie tego samego
drugi raz to strata czasu, jeśli myślisz podobnie odpowiem Ci cytując Cliftona Fadimana:
„Kiedy czytasz genialne dzieło po raz kolejny, nie znajdujesz w nim więcej
treści niż poprzednim razem. Znajdujesz więcej w sobie.”
. ;-)


Myślę, że coś w tych słowach jest.
Natomiast ja osobiście mam tylko dwie książki, które przeczytałem więcej niż raz:
1. Władca Pierścieni (a jakże by inaczej ;-)) - bodajmy trzy razy.
2. Saga o Wiedźminie - bezapelacyjnie moja ulubiona książka w ogóle. Mistrzowskie dialogi, świetna intryga, charakterystyczni bohaterowie itd.
Powiem tak, gdyby wszyscy pisarze potrafili tworzyć tak świetne dialogi i tak mistrzowsko zawiązywać sytuacje, jak robi to Andrzej Sapkowski w Wiedźminie, wtedy zapewne nie odrywałbym się od książek przez całe życie. ;-)
A ile razy przeczytałem całą sagę (od Ostatniego Życzenia po Panią Jeziora) ? Z 5-6 razy ... a może i więcej ... hard to tell, really. :-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

U mnie z kolei bez szału. ;-) Za to „Forth Eorlingas” to jak dla mnie
chyba najlepszy utwór z tej płyty.


Też w porządku, ale tu z kolei w moim przypadku, bez szału. :-)
Jednak "Gollum''s Song" i "Foundations of Stone" osobiście uważam za najpiękniejsze motywy tej partytury.
Tak nawiasem mówiąc, Howard Shore otrzymał Oskary za muzykę do "Drużyny ..." i do "Powrotu Króla". Ja natomiast najbardziej cenię sobie muzykę akurat z "Dwóch Wież". ;-)

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

Powiedz mi jak „Dragonheart” ma się do wskazówki jaką mi podałeś tutaj:

>

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

„(…)owy drugi film nie uzyskał nawet nominacji do Oskara, czy w ogóle
do jakiejkolwiek innej nagrody(…)”

>

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

1997 – Najlepszy film fantasy wg. Akademii SF, Fantasy i Horroru.
Oprócz tego film miał 5 nominacji których nie mam ochoty przytaczać.
Ładnie to tak, wprowadzać mnie w błąd? x-P


OMG ...
Mógłbym się teraz tłumaczyć, że myślałem o tych nieco bardziej prestiżowych nagrodach, jak właśnie Oskary itp. Ale byłoby to tylko bezsensowną próbą zamaskowania własnej niewiedzy, żeby nie powiedzieć ignorancji.
Także rzeczywiście masz rację, że pod tym względem mogłem wprowadzić Cię w błąd. Za co szczerze przepraszam ... coby nie było, mimo moich nieświadomych potknięć (bo świadome to one nie były, tyle mogę jeszcze dodać z pełną szczerością), tytuł filmu odgadłeś bezproblemowo. I to się ceni oraz chwali. ;-)
Tak od siebie dodam jeszcze, że fakt, iż naprawdę nie miałem zielonego pojęcia o owych wyróżnianiach i nominacjach uzyskanych przez ten film, świadczy między innymi o tym, że naprawdę nie zwracam na tego typu kwestie większej uwagi. Oskar, nie oskar ... tak naprawdę wartości pewnych rzeczy nie da się wycenić poprzez nominacje czy nagrody.
Szczególnie, jeśli podchodzi się do nich tak osobiście i emocjonalnie, jak w moim przypadku.

Także przepraszam raz jeszcze i dziękuję zarazem za owe informacje ... choć według mnie film ten i tak pozostał bardzo niedoceniony przez ogół.

Dnia 13.02.2009 o 10:15, Obi-wan Kenobii napisał:

PS. Przepraszam, ale nie odpiszę prędzej niż za parę miesięcy. Niestety nie będę miał
wcześniej czasu. Miło się pisało. ;)


Naprawdę żaden problem ... i mam nadzieję, że owe odpisywanie nie jest dla Ciebie zbyt męczące tudzież absorbujące ... a już tym bardziej wymuszone.
Jeśli tak, to wspomnij tylko, a zrobię to co zwykle w takich sytuacjach robić zwykłem, czyli zamknę się na dobre i pozostanę sam na sam z moimi marzeniami.
W każdym razie i ja dziękuję również Tobie za wszelkie opinie i komentarze. Zawsze miło jest wiedzieć, że ktoś inny poświęca swój cenny czas dla naszej osoby, czyż nie.
I naprawdę ... no rush. ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

z filmów? Piratów z karaibów mam jako dzwonek na komórce ;) Wyszła im muzyka. Fajna jest jeszcze muza z Tokyo drift. No i urzekła mnie ta z Titanica... no co?? Bardzo ładna :]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.02.2009 o 15:14, Vojtas napisał:

> Ale wybacz, nie chcę o tym więcej pisać (a przynajmniej nie tutaj), bo rzecz
> zaczyna się robić naprawdę osobista ... a przede wszystkim nie na temat. ;-)

Ależ nie ma czego wybaczać. Nie jestem modkiem. ;)


Tak wiem ... ale chyba sam sobie powinienem wlepić degrada ... i to nawet z -2. ;-)
Za zbyt długie i chyba nieco zbyt osobiste ostatnimi czasy posty.
Niemniej mam szczerą nadzieję, że moje powyższe wypowiedzi odnośnie Przyjaźni itd. nie zniesmaczyły Ciebie aż tak bardzo ... bo choć cały czas piszę o tym jak to mi nie zależy, gdzieś głęboko w środku chyba każdy z nas chciałby doświadczyć choć odrobinę wsparcia i zrozumienia.
Jeśli jednak tak, to przepraszam strasznie i już zamykam się w sobie ... i''m closing down everything.

Dnia 13.02.2009 o 15:14, Vojtas napisał:

Z podobnych klimatów polecam "Glory" z M. Broderickiem, M. Freemanem i D. Waszyngtonem
- film opowiada o czarnoskórym pułku Unii walczącym w wojnie secesyjnej.
http://www.youtube.com/watch?v=8XuUGD7aa3E


Akurat ten film kojarzę i bardzo pozytywnie go wspominam. Szczególnie końcówkę, gdzie bodajmy jedna ze stron szturmuje jakąś twierdzę na plaży czy jakoś tak, jest mistrzowsko zrealizowana. No i oczywiście obsada mówi sama za siebie.
BTW, czy bohater grany przez Matthew Brodericka nie ginie czasem pod koniec filmu na tej plaży ? Lub coś podobnego ... przepraszam jeśli się mylę, ale naprawdę film ten oglądałem już dość dawno temu i szczegółów już nie pamiętam. :-(

Z tego typu klimatów, to sam kojarzę jeszcze taki film z Gibsonem ... "Patriota" ? Czy coś na tą nutę. Nie wiem jak Ty go oceniasz, ale dla mnie jest odrobinę zbyt patetyczny ... taki w stylu "Dobry, Zły i Brzydki". ;-)

Dnia 13.02.2009 o 15:14, Vojtas napisał:

Niestety, w trailerze, nie wiedzieć czemu, zrezygnowano z muzyki Jimmiego Hornera, która
jest naprawdę znakomita. Tu jest fragment:
http://www.imeem.com/groups/-R1tHVjv/music/2m4MiOQ2/james_horner_the_year_of_jubilee/


Nawet nie wiedziałem, że to On komponował do tego filmu muzykę. I faktycznie potwierdzam, że jest ona (a przynajmniej ten fragment) naprawdę na poziomie. Początek tylko taki aż nazbyt bezpośredni ... te werble i w ogóle jakoś mi nie podeszły. ;-)
Ale już po chwili odezwała się prześliczna symfonia, także generalnie jest w porządku.

Dnia 13.02.2009 o 15:14, Vojtas napisał:

Przeglądam ten wątek, ale nie przeglądam programu TV.


To zupełnie tak samo jak ja.
Ba, od pewnego czasu w ogóle nie mam w domu TV ... stary Philips wypalił się od środka, a na zakup nowego tak się wybieram, jak sójka za może ... raz że nie mam za co, a dwa że nie mam za co. ;-)

Dnia 13.02.2009 o 15:14, Vojtas napisał:

Zdecydowanie. Myślę, że każda partytura brzmi inaczej, gdy zna się kontekst, w jakim
się pojawia. Co oczywiście nie zmienia faktu, że jedne melodie da się słuchać nie oglądając
filmu, a inne z wielkim trudem.


Ano, tak to bywa z muzyką filmową. Ja osobiście, jeżeli jakiś motyw w sposób szczególny mnie poruszy, jednocześnie zawsze zapamiętuję również i scenę filmową, której on towarzyszy.
I tak dla przykładu, poza wymienionymi tu wcześniej przeze mnie dwoma naprawdę Pięknymi utworami, w taki sposób kojarzę jeszcze kilka innych motywów muzycznych, jak np. scena końcowa z Armageddonu (

Spoiler

detonacja bomby i śmierć Harry''ego

) lub scena końcowa Obcego 3 (
Spoiler

śmierć Ellen Ripley

), fragment muzyczny z której uważam chyba za trzeci z tych Najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek słyszałem ... "Adagio", Pana Elliota Goldenthala. Szczerze polecam.
Anyway, dzięki takiemu zespoleniu partytury te nigdy nie są dla mnie czymś odrębnym i zawsze słysząc je, mam przed oczami ową scenę im towarzyszącą. ;-)

Dnia 13.02.2009 o 15:14, Vojtas napisał:

Dla mnie Kevin Spacey na zawsze będzie Verbalem z "Podejrzanych". Nawiasem mówiąc jeden
z najlepszych thrillerów kryminalnych, jakie widziałem. :)


Zgadzam się jak najbardziej.
Szczególnie zakończenie zasługuje chyba na największa uwagę. I nie mam tu wcale na myśli fabuły, tylko owe "przeistoczenie".
Coś mistrzowskiego.

Dnia 13.02.2009 o 15:14, Vojtas napisał:

To dobrze, bo ja czytam, ale nie dorabiam sobie do tego ideologii. Jeśli chodzi o wojnę
secesyjną, to jest to niezwykle interesujący konflikt, bo był przedsmakiem I wojny światowej.
Mówię o ofiarach, o głębokiej traumie, o wielkich skutkach społecznych, kulturalnych,
gospodarczych i politycznych. Mówię o rozwoju taktyki, nowych rodzajach broni (podczas
w. sec. doskonalono okręty podwodne i pancerniki, wynaleziono pierwszy karabin maszynowy
- kartaczownicę Getlinga, którą w formie miniguna nadal używa się m.in. w lotnictwie).
W wojnie secesyjnej zginęło tylu żołnierzy amerykańskich, ilu w pozostałych wojnach z
udziałem USA razem wziętych. ...


Dziękuję za drobny wykład z historii Stanów, aczkolwiek obawiam się, że jak sam napisałeś ... kolejne wojny światowe i wszystko to, co dzieje się na świecie obecnie dają jasno do zrozumienia, że ludzkość tego świata nie potrafi uczyć się na własnych błędach (a filmy w stylu "American Pie" raczej tego nie uczą).
I niestety sami są sobie winni ... bo w końcu ignorancja może kiedyś zaboleć ... być może nie od razu, ale na dłuższą metę jest nieubłagana.
Ja osobiście żadnej wojny nie nazwałbym chlubnym rozdziałem historii ... nie ważne, kto ją wygrał i jakim kosztem. Wojna to wojna ... never changes.

Jak to śpiewał Adolf Hitler w wykonaniu Mela Brooksa ...
"I don''t want war! All I want is peace...peace...peace...! A little piece of Poland,. a little piece of France, a little piece of Portugal and Austria perchance"

:-)

Dnia 13.02.2009 o 15:14, Vojtas napisał:

BTW - cieszę się, że wychodzi Empire Total War. Jeśli
nie w podstawce, to w dodatku lub w modzie na pewno pojawi się wojna secesyjna. Świetna
sprawa. :) Uwielbiałem North vs. South ;) na Amidze ta gra wyglądała dużo, dużo lepiej
niż na PC. A z nowszych rzeczy Gettysburg Sida Meiera - gra taktyczna czasu rzeczywistego
(RTT) z 1997. Równie mocna rzecz. :)


Wybacz, ale, pomijając nawet sam klimat wojen XVIII czy XIX-wiecznych, generalnie strategie moją domeną nie są.
Jedynie Starcrafta wspominam dość pozytywnie (choć to RTS), ale to też tylko i wyłącznie ze względu na genialną fabułę, której rozmachem chyba żadna inna gra strategiczna poszczycić się nie może.

Dnia 13.02.2009 o 15:14, Vojtas napisał:

Tere fere. Akurat...


Nie jestem do końca pewien, jak mam odebrać te trzy słowa ... :-?
To jakaś piosenka filmowa ? :-)

Dnia 13.02.2009 o 15:14, Vojtas napisał:

A skąd ten pesymizm? Znajomość historii pomaga zrozumieć świat, w którym żyjemy. A to
z kolei wzbudza empatię, która jest niezbędna do budowy świetlanej przyszłości. ;)


Pesymizm ? Ja myślę, że okres totalnego pesymizmu mam już za sobą. Teraz staram się jedynie zachować nadzieję i wiarę w to, co jeszcze, jak mniemam, jest tego warte. Już nie psioczę, nie biadolę i nie pomstuję ... po prostu staram się z pewnymi rzeczami pogodzić, lecz jednocześnie nie tracić nadziei.
W końcu wszystko jeszcze przed nami. ;-)

Znajomość historii pozwala zrozumieć świat ? Right ... a efekty tego zrozumienia, jak mniemam, możemy sobie teraz śledzić na przestrzeni całego XX wieku ... tyle tu powodów do empatii, że aż radość serce ściska.
Przepraszam za ten chwilowy i nadmierny sarkazm, ale myślisz, że owe doświadczenia w czymś tej ludzkości pomogą ? No cóż, teoretycznie powinny ... w każdym razie nadzieję można mieć zawsze (nawet trzeba ją mieć, powiedziałbym).
Natomiast, co do pozytywnego spojrzenia. Wiesz, co we mnie osobiście wzbudziłoby największą empatię ? Zwykły, prosty gest, proste słowo, wyraz zaufania, wdzięczności i szczerej Przyjaźni, a nie pełne obłudy teorie o walutach i wzajemnych zależnościach.
Czy proszę o zbyt wiele ... tym bardziej, że sam gotów jestem dla tych rzeczy poświęcić wszystko (zdając sobie w pełni sprawę z tego, jak niebezpieczne jest słowo "wszystko") !


PS.
Pozwól, że przytoczę cytat z pewnego filmu (nie ważne z jakiego) :
"Po co ratować świat, skoro go nie szanujecie ?"

Wiem, zaraz mi pewnie powiesz, że są rzeczy warte tego, aby o nie walczyć ... jasne że są, ale czy naprawdę potrafimy je dostrzec. Czy może jednak częściej jest tak, że nie widzimy dalej, niż do czubka własnego nosa ?
Ja wiem, że każdy zasługuje na drugą szansę (a nawet na trzecią i na piątą) i że nawet jeśli w danym mieście czy w danej społeczności jest tylko jedna osoba dobra i uczciwa, to przez wzgląd na ową jedną osobę nie należy przekreślać pozostałych.
I chyba właśnie takie postawy dają nam samym nadzieję na, jak to nazwałeś, "świetlaną przyszłość" świata, którego jesteśmy częścią i na losy którego możemy mieć tak duży wpływ, czyż nie ? :-)

Kurcze, znowu się rozpisałem ... darn.
I am Sorry ... :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.02.2009 o 23:25, Dann napisał:

Niemniej mam szczerą nadzieję, że moje powyższe wypowiedzi odnośnie Przyjaźni itd. nie
zniesmaczyły Ciebie aż tak bardzo ...


Nie zniesmaczyły mnie w ogóle.

Dnia 13.02.2009 o 23:25, Dann napisał:

bo choć cały czas piszę o tym jak to mi nie zależy,
gdzieś głęboko w środku chyba każdy z nas chciałby doświadczyć
choć odrobinę wsparcia i zrozumienia.


No jasne, ale myślę, że forum, jak sam zauważyłeś, to niezbyt dobre miejsce na pikantne detale. ;)

>> Z podobnych klimatów polecam "Glory" z M. Broderickiem, M. Freemanem i D. Waszyngtonem
>> - film opowiada o czarnoskórym pułku Unii walczącym w wojnie secesyjnej.

Dnia 13.02.2009 o 23:25, Dann napisał:

Akurat ten film kojarzę i bardzo pozytywnie go wspominam. Szczególnie końcówkę, gdzie
bodaj [cut spoilery] film ten oglądałem już dość dawno temu i szczegółów już nie pamiętam. :-(


Dobrze pamiętałeś. Ja też szczegółów już nie pamiętam, ale oglądało się świetnie - film rozpoczyna się efektownie - bitwa nad Antientam.
Używaj ZAWSZE opcji spoilery - ja akurat ten film widziałem, ale ja to nie wszyscy. Wczoraj szukałem na mapie tego fortu, który był szturmowany w finale. Dowiedziałem się, że resztki fortu Wagner na wyspie Morris (u wejścia do portu w Charleston) zniknęły pod wodą - wyspa przez 150 lat zmieniła swój kształt.

Dnia 13.02.2009 o 23:25, Dann napisał:

Z tego typu klimatów, to sam kojarzę jeszcze taki film z Gibsonem ... "Patriota" ? Czy
coś na tą nutę.


Nie oglądałem. Owszem to też historia USA (fabularyzowana), tyle że jakieś 90 lat wcześniej. ;)

Dnia 13.02.2009 o 23:25, Dann napisał:

Dziękuję za drobny wykład z historii Stanów, aczkolwiek obawiam się, że jak sam napisałeś
... kolejne wojny światowe i wszystko to, co dzieje się na świecie obecnie dają jasno
do zrozumienia, że ludzkość tego świata nie potrafi uczyć się na własnych błędach (a
filmy w stylu "American Pie" raczej tego nie uczą).


Chodziło mi o indywidualne rozumienie rzeczywistości. Nie łudzę się, że ludzie (jako ogół) kiedykolwiek będą postępować racjonalnie. Zawsze znajdzie się jakiś idiota, wariat czy inny oszołom.

Dnia 13.02.2009 o 23:25, Dann napisał:

Jak to śpiewał Adolf Hitler w wykonaniu Mela Brooksa ...


Hehe, genialny facet. :)

Dnia 13.02.2009 o 23:25, Dann napisał:

Znajomość historii pozwala zrozumieć świat ? Right ... a efekty tego zrozumienia, jak
mniemam, możemy sobie teraz śledzić na przestrzeni całego XX wieku ... tyle tu powodów
do empatii, że aż radość serce ściska.


No tak jak napisałem wyżej - pozwala zrozumieć, ale nie twierdzę, że nawet ci, którzy poznają historię, wyciągną odpowiednie wnioski. Po prostu otwiera się pewna ścieżka. Lepiej rozumiem świat, znając historię. A inni nie muszą.

Dnia 13.02.2009 o 23:25, Dann napisał:

Natomiast, co do pozytywnego spojrzenia. Wiesz, co we mnie osobiście wzbudziłoby największą
empatię ? Zwykły, prosty gest, proste słowo, wyraz zaufania, wdzięczności i szczerej
Przyjaźni, a nie pełne obłudy teorie o walutach i wzajemnych zależnościach.


Tyle że najpierw trzeba otwarcia na drugiego człowieka - wiedza pozwala poszerzyć horyzonty, poznać różne punkty widzenia. Strach i nietolerancja b. często wynika z niewiedzy.

Dnia 13.02.2009 o 23:25, Dann napisał:

PS.
Pozwól, że przytoczę cytat z pewnego filmu (nie ważne z jakiego) :
"Po co ratować świat, skoro go nie szanujecie ?"


"Wy, ludzie, macie wybitną skłonnośćdo autodestrukcji".

Dnia 13.02.2009 o 23:25, Dann napisał:

Wiem, zaraz mi pewnie powiesz, że są rzeczy warte tego, aby o nie walczyć ... jasne że
są, ale czy naprawdę potrafimy je dostrzec. Czy może jednak częściej jest tak, że nie
widzimy dalej, niż do czubka własnego nosa ?


Nie generalizowałbym. Wiele zależy od konkretnej sytuacji.

Dnia 13.02.2009 o 23:25, Dann napisał:

Ja wiem, że każdy zasługuje na drugą szansę (a nawet na trzecią i na piątą) i że nawet
jeśli w danym mieście czy w danej społeczności jest tylko jedna osoba dobra i uczciwa,
to przez wzgląd na ową jedną osobę nie należy przekreślać pozostałych.


Zależy co rozumieć przez zło. Są ludzie niereformowalni bądź wręcz zwierzęta (bestie) w ludzkiej skórze. Muzyka filmowa nam to uświadamia dobitnie głębokim bębnieniem kotłów i okropnym rzępoleniem smyczków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.02.2009 o 15:40, Vojtas napisał:

Nie zniesmaczyły mnie w ogóle.


Dobrze wiedzieć ... aczkolwiek jak wiadomo, ludzie są różni i różnie reagują.

Dnia 14.02.2009 o 15:40, Vojtas napisał:

No jasne, ale myślę, że forum, jak sam zauważyłeś, to niezbyt dobre miejsce na pikantne
detale. ;)


W zasadzie obawiam się, że w obecnych czasach zasadniej byłoby zadać pytanie, czy w ogóle jakiekolwiek miejsce jest dobre na tak , jak to nazwałeś, "pikantne detale" ? :-/
Tu znowu przytoczę cytat z pewnego filmu (nota bene również nawiązującego do historii Stanów w pewien sposób ;-))

"People don''t talk that way any more".

Dnia 14.02.2009 o 15:40, Vojtas napisał:

Używaj ZAWSZE opcji spoilery - ja akurat ten film widziałem, ale ja to nie wszyscy.


Ano racja, przepraszam.
Zazwyczaj tego typu rzeczy spoileruję ... TBH nie mam pojęcia, dlaczego akurat teraz o tym nie pomyślałem. :-?
Więcej się nie powtórzy. ;-)

Dnia 14.02.2009 o 15:40, Vojtas napisał:

Chodziło mi o indywidualne rozumienie rzeczywistości. Nie łudzę się, że ludzie (jako
ogół) kiedykolwiek będą postępować racjonalnie. Zawsze znajdzie się jakiś idiota, wariat
czy inny oszołom.


Tak, ale nie można zrzucać winy na jednostki. Bo one z kosmosu się nie biorą.
Poza tym czyż nie większą głupotą i idiotyzmem jest podążać za innym idiotą ? ;-) A przecież każdy człowiek tu żyjący, każda istota tu żyjąca potrafi odróżnić dobro od zła. To wcale nie jest aż takie trudne, jak co niektórym może się wydawać.

Dnia 14.02.2009 o 15:40, Vojtas napisał:

Hehe, genialny facet. :)


Jak dla mnie ... niekwestionowany Arcymistrz komedii i absurdu. :-)

"Every day, I''m out there trying
to make the world safe. For Germany."


:-D

Dnia 14.02.2009 o 15:40, Vojtas napisał:

No tak jak napisałem wyżej - pozwala zrozumieć, ale nie twierdzę, że nawet ci, którzy
poznają historię, wyciągną odpowiednie wnioski. Po prostu otwiera się pewna ścieżka.
Lepiej rozumiem świat, znając historię. A inni nie muszą.


Tak ... bo Ci, którzy nie znają historii są ponoć skazani na powielanie jej błędów ... or so the say.
Chociaż ja TBH nie bardzo się z tym zgadzam, jako że bardzo często jest tak, że największe lekcje wyciągamy z przeszłości, której sami doświadczamy (choć i to nie zawsze).
Zresztą, jak sam widzisz, powiedzenie to w przeważającej części dotyczy również tych, którzy ową historię jednak znają (przynajmniej teoretycznie).
Pytanie tylko, co jest gorsze. ;-)

Dnia 14.02.2009 o 15:40, Vojtas napisał:

Tyle że najpierw trzeba otwarcia na drugiego człowieka - wiedza pozwala poszerzyć horyzonty,
poznać różne punkty widzenia. Strach i nietolerancja b. często wynika z niewiedzy.


Wiesz ... apropo jeszcze historii. Są czasami takie rzeczy, takie sytuacje, których wbrew pozorom nie powinno się zbytnio rozpamiętywać. Wręcz przeciwnie, takie "poszerzanie horyzontów" prowadzi jedynie do stawiania sobie kolejnych ścian. Dlatego czasem mawiają, że nie każda wiedza powinna być przeznaczona dla wszystkich ... może coś w tym jest.
Ale przede wszystkim trzeba czasem umieć zerwać z przeszłością, jak to mawiają. Tutaj dziwią mnie czasami wypowiedzi pewnych ludzi: "wybaczę, ale nie zapomnę" ... wybacz, ale przecież stwierdzenie to w moim spojrzeniu jest wewnętrznie sprzeczne.
Natomiast to o czym piszesz, to oczywiście jak najbardziej, ale tylko wtedy, kiedy potrafisz wyciągać owe prawidłowe wnioski z tego, co poznajesz. A z tym, jak wiadomo, na ogół są problemy.
Wiedza jest ważna, nie zaprzeczam, ale IMO najważniejsze jest zwykłe zrozumienie, szczerość i empatia. Takie rzeczy wcale nie muszą (choć nie zaprzeczam, że mogą) brać się z wiedzy ... a już tym bardziej z wiedzy historycznej.

Dnia 14.02.2009 o 15:40, Vojtas napisał:

"Wy, ludzie, macie wybitną skłonnośćdo autodestrukcji".


To również. ;-)
Aczkolwiek to już z innego filmu.

Dnia 14.02.2009 o 15:40, Vojtas napisał:

Nie generalizowałbym. Wiele zależy od konkretnej sytuacji.


Nie było moim zamysłem generalizować. Nigdzie nie ująłem słowa "zawsze" lub "wszyscy". I nigdy nie było moim zamiarem oceniać ludzkość jako całość. Po prostu zaznaczam pewne trendy i zjawiska, jakie na ogół możemy dostrzec w otaczającej nas rzeczywistości. Nie uznaję ich jednak za jedyne obowiązujące, choć czasami pokusa dokonania takiej oceny jest przeogromna.
A czy wiele zależy od sytuacji ? Jak bym powiedział, że wiele zależy od nas samych ... choć czasami świat ten każe nam wierzyć w to, że że tak naprawdę nic nie zmienimy, więc po co się starać.
Ale to już też swoją drogą.

Dnia 14.02.2009 o 15:40, Vojtas napisał:

Zależy co rozumieć przez zło. Są ludzie niereformowalni bądź wręcz zwierzęta (bestie)
w ludzkiej skórze. Muzyka filmowa nam to uświadamia dobitnie głębokim bębnieniem kotłów
i okropnym rzępoleniem smyczków.


Tak, tylko że ja w instytucję tzw. "mniejszego zła" nie wierzę. Zło to zło ... nie powinno być w tym słowie miejsca na relatywizm. Choć ostatnimi czasy na tym świecie nawet elementarne zasady moralne zaczynają być zależne od punktu widzenia. :-/


PS. Wiesz co myślę ... że zaczynamy chyba odbiegać nieco od założonego w tym temacie zagadnienia. ;-)
Także może powoli spasujemy, co ?
Nie to, żeby mi się z Tobą źle rozmawiało, co to, to nie (nawet z całym szacunkiem Nie). Wręcz przeciwnie ... szczerze to doceniam.
To bardziej dla dobra tych, co to nie lubią zbyt dużo przewijać ... You know what i mean. ;-)
Zresztą jak wolisz. ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

>Wiesz co myślę ... że zaczynamy chyba odbiegać nieco od założonego

Dnia 16.02.2009 o 15:21, Dann napisał:

w tym temacie zagadnienia. ;-) Także może powoli spasujemy, co ?


I agree. Poruszane tematy są na flaszkę (i to niejedną). ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.02.2009 o 18:34, Vojtas napisał:

>Wiesz co myślę ... że zaczynamy chyba odbiegać nieco od założonego
> w tym temacie zagadnienia. ;-) Także może powoli spasujemy, co ?

I agree. Poruszane tematy są na flaszkę (i to niejedną). ;)


Ja powiedziałbym raczej: na rzeczową rozmowę w towarzystwie prawdziwego Przyjaciela lub, jeśli ma się szczęście, prawdziwych Przyjaciół ... zaufanych i gotowych zaufać Tobie, a nawet powierzyć Ci swoje życie, gdyż wiedzą że poświęcisz Wszystko, aby go / ich nie zawieść ... rozmowę w duchu wzajemnego zrozumienia i szczerości.
Najlepiej gdzieś przy ognisku ... ale bez alkoholu (no, chyba że ktoś by naprawdę chciał ;-)).
Ok, znowu zaczynam marzyć, ale co do jednego się zgadzamy ... EoT.
Dzięki raz jeszcze za tą rozmowę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Na moim GS w trzecim temacie macie piękny kawałek filmowy. Ponad to polecam Michała Lorenca, Hansa Zimmera,
Paula Newmana, Jerego Goldsmitha, Johna Powell''a i oczywiście Trevor''a Rabin''a

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zna ktoś tytuł i wykonawcę utworu z filmu pt."Stąd do wieczności"? Chodzi mi o piosenkę ,którą gra żołnierz ,na gitarze. Przewija się ona parokrotnie ,m.in. w koszarach i w barze przed śmiercią Maggio.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.03.2009 o 17:21, czops napisał:

Zna ktoś tytuł i wykonawcę utworu z filmu pt."Stąd do wieczności"? Chodzi mi o piosenkę
,którą gra żołnierz ,na gitarze. Przewija się ona parokrotnie ,m.in. w koszarach i w
barze przed śmiercią Maggio.


Soundtracks for
From Here to Eternity (1953) More at IMDbPro »
advertisement

Please note that songs listed here (and in the movie credits) cannot always be found on CD soundtracks. Please check CD track details for confirmation.

* "Re-Enlistment Blues"
by James Jones, Fred Karger, Robert Wells


* "Taps"
(uncredited)
Music by General Daniel Butterfield


* "Chattanooga Choo Choo"
(uncredited)
Music by Harry Warren


* "The Hut-Sut Song"
(uncredited)
Written by Leo Killion, Ted McMichael and Jack Owens


* "Serenade in Blue"
(uncredited)
Music by Harry Warren


* "Haunani"
(uncredited)
Music by Randy Oness
Lyrics by Jack Pitman


* "Beer Barrel Polka (Roll Out the Barrel)"
Written by Jaromir Vejvoda and Wladimir A. Timm
Played on the piano at the club


* "Pennies from Heaven"
Music by Arthur Johnston
Played on the piano at the club


* "Aloha Oe"
Music by Queen Liliuokalani
Sung by Liselotte Malkowsky

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować