Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

- Takie coś rozumiem, fagasie. Niech każdy po kolei zaznaczy na mapie swój rewir, ja biorę te dwie ulice na obrzeżu miasta od północno-wschodniej strony. Tam interes powinien kwitnąć zajebiście. Niech ktoś sprawdzi czy jesteśmy w komplecie. Nasz kochany szef mógł nasłać jakiegoś bydlaka na któregoś z nas za podbieranie jego towaru. Ja bym tak zrobił na jego miejscu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie cwaniakuj ani mi nie gróź. Mocny tylko w gębie jesteś. Gadasz o rozbijaniu butelki na głowie że o innych farmazonach nie wspominając. Straszysz wszystkich na około i każesz sobie usługiwać. Miałem w więzieniu do czynienia z takimi typkami jak ty. Natura poskąpiła im między kolanami to wyżywają się na otoczeniu. Mocni tylko w gębie. Skoro jesteś taki chojrak to dawaj, pokaż żeś facet. Ale jak nie to trzymaj się ode mnie z daleka. Następnym razem już taki miły nie będę panie''''zwiędłe jaja''''.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Najwidoczniej ostro cię ciupciali w tym pudle, skoro próbujesz mnie obrazić w ten sposób. Może to ty masz jakieś kompleksy lub traumę związaną z penisami? Mógłbym cię zabić i to w walce wręcz, ale chcę odwalić czarną robotę, odebrać szmal i mieć to z głowy. Ty tylko utrudniasz, jesteś spowalniającym grupę elementem. Ja próbuję zmobilizować resztę do ogarnięcia kwestii dilerki, a ty się tym nawet nie zainteresowałeś. Wolisz się za to czepiać bzdur, zupełnie jak panienka. Jeśli ci przeszkadza moje zachowanie, to droga wolna - idź się wypłakać w kąt. Nie widzę u ciebie chęci współpracy, może ci więc nie zależy na jak najszybszym rozprowadzeniu towaru i opuszczeniu tej dziury? Może tęsknisz za chłopakami z więzienia i specjalnie próbujesz opóźnić nasze zlecenie, żeby nas złapała policja? Czyżby ci chodziło właśnie o to, latynosku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

dobra dawajcie tą mapę ja biorę północną część miasta, tą najbardziej zapomnianą przez boga i cywilizację. A wy przestańcie się kłócić no chyba że wszyscy nawzajem chcecie się wykończyć to pozostawiam wam wolną rękę, w końcu więcej zostanie do podziału dla mnie. Teraz jednak kładę się spać bo jutro trzeba obskoczyć miasto.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

O a kto tutaj pomiata wszystkimi na boki, cwaniakuje i każe sobie piwo podawać jakbyśmy byli lokajami. Każdy z nas chce tak samo wykonać to zlecenie i jeśli ktoś nam tutaj przeszkadza to ty. A o moich kolegów z pudła naprawdę się nie martw. Dnia jednego byś z nimi nie wytrzymał.Na samy ich widok, dziurę w ścianie byś próbował zrobić . Zresztą twoje podejście do sytuacji dalej się nie zmieniło. Straszysz tylko pseudo mocnymi gatkami ale do działania przejść nie potrafisz. Gdyby chodziło ci tylko o wypełnienie misji nie robił byś z siebie miejscowego narkotykowego mesjasza. Czyny świadczą o człowieku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Szkoda na ciebie słów. Nie chcesz to nie przynoś mi piwa, ale nie utrudniaj reszcie zadania. Ja swoją dzielnicę zaznaczyłem, ty tego nie zrobiłeś - więc póki co to ty tu jesteś tym, który nic nie robi. Masz więc absolutną rację, to czyny świadczą o człowieku i na ich podstawie ja wypadam lepiej od ciebie. Ktoś musi zarządzać tym burdelem, a ty się do tego nie pokwapiłeś póki co - jesteś raczej indywidualistą, który swoim zachowaniem będzie tylko szkodził, niczym gryzoń. Idę spać. Ty w tym czasie zluzuj poślady i do rana przemyśl swoje zachowanie - opóźniając zlecenie narażasz się nie tylko na mój gniew, ale i na gniew pozostałych.
Po tych słowach Roman poszedł w stronę pomieszczenia, w którym spał. Po drodze minął pokój, z którego przez otwarte drzwi wydobywał się niepokojący smród. Na tapczanie leżał na brzuchu Carlos, przykryty do szyi kocem.
Nie dość, że brudas, to jeszcze cuchnie trupem. Czyżby jeden z nas bawił się w "doktora" z nieboszczykami? Doprawdy, ohydne. Pewnie dlatego nie było go na moim spotkaniu. Zdemaskuję jutro świra, jeśli nie znajdzie rozsądnego wytłumaczenia - pomyślał Roman, po czym zamknął drzwi i udał się do siebie.
Uch, jaka ulga. Tutaj nie czuć tego swądu. Dobrze wiedzieć, że śmierdziel nie grzebał w moich rzeczach.
Pół-Ukrainiec, pół-Meksykanin wstrzyknął sobie jeszcze 100 mg uprzednio rozpuszczonej kokainy do żyły przechodzącej przez przegub prawej ręki. Odłożył strzykawkę do pudełka, w którym trzymał cały sprzęt i oddał się w pełni uczuciu przyjemności, które z minuty na minutę rosło w zastraszającym tempie, przeradzając się powoli we wszechogarniającą euforię. To było to, czego pragnął przez cały dzień... Wszelkie lęki przestały go dręczyć, liczył się tylko high...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Co za burdel - powiedział win0. - Kłócą się jak w jebanej podstawówce.

Żeby szybko opuścić to towarzystwo, win0 spojrzał na mapę i wybrał teren z największą liczbą szkół i kompleksem akademickim. Sesja trwa, więc i studenciaki chętniej się szprycują przed egzaminami.
Win0 nie miał wyrzutów sumienia sprzedając dragi uczniom. Skoro są tak głupi, że je biorą - ich sprawa. Siłą ich nikomu nie wpycha, więc to nie jego problem. A skoro ja mogę na tym zarobić - tym lepiej.

Założył kurtkę, wziął pakunek z porcjowanym narkotykiem i ruszył na miasto.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Miguel spojrzał na zegarek: 5:30 i przeciągając się rzekł sobie w duchu:
- Idealna pora, by się wyrwać z tej meliny. - Wstał, zajrzał do lodówki. Stał tam garnek z wczorajszym żarciem. Miguel był głodny, a tego uczucia w brzuchu nie lubił. Zapakował działki, zarzucił plecak i krzyknął mocno podniesionym głosem na odchodne do śpiących kompanów:
- Nara Panienki! Bynajmniej nie będę musiał rano się z Wami użerać!
- Ciekawe, z jakimi pokrętami mi przyjdzie dzisiaj handlować. - pomyślał.
Po czym trzasnął drzwiami i udał się w kierunku centrum.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Miguel z Ramonem wspólnie rozłożyli mapę na stole i zaczęła się rozkmina i kolejne kłótnie ("Mamy nie ma to dzieci wariują"). Javier spokojnie patrzył na mapę.
- Południowy-zachód mój. Wesołe miasteczko czy inny burdel, chętni na towar na pewno będą. - skinął na resztę, że swoje już powiedział po czym udał się do pokoju by nie musieć słuchać kłótni Ramona z kolejnymi osobami. "Taki jebaka-zawadiaka, a jednak się szefa boi i próbuje ukrywać, że to wcale nie on podbierał towar, trzeba będzie na niego uważać, coby się rano nie obudzić z poderżniętym gardłem", Javier organizował spokojnie swoje myśli i towar do plecaka.
- Towar trzeba rozprowadzić... - westchnął wychodząc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Ja idę sam na północną część miasta. - Odparł Martinez po czym poszedł zabrać ze sobą kilka drobiazgów, po czym szykował się do wyjścia. Nie zwracał uwagi na obraźliwe teksty Romana,mając nadzieję, że chociaż przez połowę dnia nie będzie widział tej gęby. Wyszedł z budynku i udał się na północ mając nadzieję, że uda mu się coś sprzedać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Tulio wstał z fotela, przecierając oczy - co jest już tak późno!? Jego uwagę zwróciła postać leząca na tapczanie. Przyjrzał się uważnie - i żołądek mu podszedł do gardła. Carlos został zgarotowany.
No i kuźwa wykrakałem - zaczął rozmyślać ponuro - pozarzynamy się sami, nawet konkurencja do tego nie potrzebna.
Jak się okazało, dziś mieli za zadanie udać się w rożne rejony miasta, by trochę zarobić.
-Ja idę na wschodnie dzielnice - zdecydował. O ile dobrze pamiętam, jest tam sporo liceów, na pewno znajdą się jacyś młodzi desperaci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Martinez dotarł na miejsce i rozpoczął poszukiwania potencjalnych klientów, po krótkiej chwili zobaczył młodego człowieka,który szedł ulicą. - Młody człowieku poczekaj, mam sprawę! - krzyknął do chłopaka Martinez, po czym podszedł do młodzieńca.
- Chodźmy gdzieś w ustronne miejsce tak by nikt nam nie przeszkadzał, nazywam się Martinez i mam dla ciebie pewną ofertę. - Oznajmił Martinez.
- Ale ja nie mam czasu! - Odparł chłopak, ale poszedł za Martinezem w boczną uliczkę, której praktycznie nikt nie odwiedzał.
- No więc co masz mi do zaoferowania?! - Spytał chłopak.
- Słuchaj chcesz trochę kupić?! - Spytał Martinez pokazując mu woreczek pełen towaru.
- Nie, nie jestem zainteresowany, poza tym nie mam czasu! - krzyknął zmieszany chłopak i uciekł. Martinez stał tam przez jakiś czas, myśląc co dalej ma robić. Ruszył więc w stronę pobliskiej szkoły, może tam uda mu się sprzedać chociaż trochę, tego towaru...

____________
Edit: Literówki, spacja mi nawala ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Drzwi do budynku zajmowanego przez podejrzaną bandę latynosów otworzyły się i przez szparę zajrzało ciekawskie oko, po chwili szczelina między drzwiami a framugą rozwarła się trochę szerzej i Javier wśliznął się do środka. Unikając spotkania z kimkolwiek innym dotarł bezpiecznie na palcach do kuchni dorywając się do lodówki. Wygarnął z niej jedną kiełbasę i tym samym ruchem wrócił do drzwi zamykając je cicho za sobą by rozprowadzić dalszą część towaru.

***

OFFTOP: Dzisiaj jestem zmuszony postąpić nieprofesjonalnie i głos oddać dość wcześnie (18-18:30 ;/) ponieważ później mnie nie będzie. Mój głos prawdopodobnie poleci na jakiegoś milczka, tak gwoli ścisłości ;P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

kindziuk od samego rana handlował, jednak nie był pewien czy nie jest obserwowany. Gdziekolwiek się nie ruszył. Jednak zlecenie to zlecenie więc za bardzo nie przejmując się konkurencją zbierał drobne od podgrzędnych ćpunów. Władzą się nie przejmował bo ta część miasta była całkowicie poza jej kontrolą i nikt normalny się tam nie zapuszczał. Mimo wszystko z czasem wszystko zaczęło wykonywać się płynniej i zanim się spostrzegł miał już sprzedane 200g białego proszku nie tylko dla sfer wyższych. Po ciężkim dniu i zarobieniu odpowiedniej ilości gotówki udał się do domu w którym nie czkało na niego nic poza bandą nieokrzesanych gburów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Roman obudził się i powoli zaczął się ubierać. Nagle cały zdrętwiał ze strachu.
Cholera, wstrzyknąłem sobie wczoraj dożylnie 100 miligramów kokainy! Powinienem już nie żyć... 5 razy... Hej, ale skoro jeszcze oddycham, to szef każe nam opychać chłam, który z kokainą ma niewiele wspólnego! Kurwa, genialne. Sprzedam trochę towaru, a następnego dnia wróci jakiś niezadowolony Amigo i odstrzeli mi łeb. Może zadziała placebo jak w moim przypadku? W co ja się wmieszałem... - pomyślał Roman.
Wziął kilka głębokich wdechów i po dłuższej chwili się nieco uspokoił.
Cóż, obowiązki wzywają. Jak mus to mus.
Mężczyzna podzielił towar i wsypał go do oddzielnych woreczków. 30 porcji z jednym, 60 z dwoma oraz 30 z pięcioma gramami. Spakował koks do podręcznego plecaka, wziął spluwę i nóż bojowy na wszelki wypadek. Wyszedł z domu bez słowa. Po drodze na swój rewir zaszedł jeszcze do sklepu po butelkę z wodą, kilka bułek i kiełbas, bo przymierał głodem. Zmierzał sukcesywnie na północny-wschód, konsumując w tym czasie posiłek. Doszedł w końcu do obrzeży miasta i spostrzegł, że jego dzielnica charakteryzuje się obecnością dwóch fabryk, sklepu z bronią i kilkunastu kamienic, które były w bardzo kiepskim stanie.
No to będzie ciekawie... - pomyślał Meksykanin i stanął przy splocie ślepej uliczki i ulicy głównej. Patrolował teren między sklepem z bronią, a tym zaułkiem, by uefektywnić sprzedaż. W połowie drogi, gdy spacerował akurat w stronę sklepu, zatrzymał go Azjata, który wyglądał na bardzo zdesperowanego.
- Masz do sprzedania heroinę?
- Tylko kokaina. Promocja, 5 gramów za 250 baksów - powiedział Roman, kładąc lewą dłoń na nożu.
- Dawaj, byle szybko - rzekł nerwowo młodzieniec, wyjmując forsę i przekazując ją dilerowi.
- Tu jest tylko 180$ - stwierdził. - Chciałeś mnie wydymać na kasę?!
- Jutro oddam resztę, przyrzekam. Daj mi to!
- Za tyle mogę ci sprzedać tylko 3 gramy.
- Nie, ja chcę 5. Jutro dopłacę - wymamrotał Azjata, wyjmując nóż.
- Schowaj ten nóż, jeśli życie ci miłe. Masz 3 gramy. Pozostałe 2 dostaniesz, jak przyniesiesz pozostałe 70$ - powiedział Roman, wręczając Azjacie kokainę prawą dłonią, a lewą wyciągając nóż. - A teraz wypierdalaj, bo cię obedrę żywcem.
Azjata pobiegł przed siebie, po chwili zniknął za rogiem.
- Ech, ta dzisiejsza młodzież... - westchnął mężczyzna, kontynuując swój patrol.
Niebo było bezchmurne. Upał doskwierał niemiłosiernie, a nigdzie w pobliżu nie było cienia, w którym można by było się ukryć. Nigdzie, oprócz ślepej uliczki. Roman zdawszy sobie z tego sprawę, zmienił kurs na przeciwny, wlokąc się powoli w stronę zaułka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Miguel doskonale wiedział, że centrum miasta, to miejsce, gdzie klienteria jest bardziej nadziana, niż w pozostałych dzielnicach. Przy budynku dworca centralnego stała tablica z plan całego miasta. Po krótkiej analizie okolicy zarysował swój grafik pracy.
- Hm.. - pomyślał.
- Trzeba będzie się przejść po tym cuchnącym dworcu, na pewno zgarnę trochę kasy. Potem hm... - rozglądał się po mapie - o! Przystanki autobusowe i tramwajowe. A co to za znak? Może mają tu metro? Ciekawe. Trzeba będzie tam zajść. Na pewno coś zarobię.
Miguel kochał towarzystwo ludzi, nie lubił pracować w odosobnionych warunkach. Poza tym w centrum mógł poczuć się jak lepszy człowiek. Jak ten, którym sam kiedyś był. Ile razy pojawiał się wśród zamożniejszych, zawsze słyszał swoje sumienie, które, niczym skorumpowany sędzia, skazywało go na karę śmierci. Ale to tylko sumienie. Mówi mu, jak mogło potoczyć się jego życie, gdyby nie zaczynał z prochami. Z biegiem czasu Miguelowi udało mu się je ignorować. W końcu... to tylko sumienie. Argumentował to sobie tym, że istnienie sumienia świadczy o byciu człowiekiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Martinez trafił w dobry punkt,szkoła okazała się dobrym miejscem na sprzedaż towaru. Jedynie musiał uważać, na grono nauczycielskie,które co przerwę pilnowało porządku na szkolnych korytarzach. Jednak znalazł dobry punk na każdej przerwie był w innej toalecie, do której nikt poza uczniami nie zaglądał, chyba że zdarzyła się jakaś tragedia. Dzień mijał powoli, Martinez w którymś momencie zauważył, że w kieszeni została mu tylko jedna malutka torebeczka towaru.
- Spróbować ją jeszcze sprzedać, czy może zmywać, co prawda zarobiłem już trochę grosza i mam nadzieję, że szef będzie zadowolony? - Odparł szeptem do samego siebie. Nie chcąc ryzykować wyszedł ze szkolnego budynku i powolnym krokiem udał się w drogę powrotną do domu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Win0 zobaczył na swoim terenie Martineza. Podszedł do niego i powiedział:
- Te, poszedł z mojego terenu.
- Ale u siebie nie mogę nic sprzedać
- Skoro wybrałeś taki kijowy rewir, to Twój problem. Odstraszasz mi klientów. Nie umiesz się w to bawić to wracaj do kryjówki.

Obsztorcowawszy konkurenta, wrócił do kręcenia się po ulicach. Nie dość, że słabo szła mu sprzedaż, to jeszcze ten dupek chciał mu podebrać klientów. Na pierwszy rzut oka robota wydawała mu się złota, jednak kiedy przyszło nosić towar własnoręcznie - dopadł go strach. Czy to przypadkiem nie federalny, przebrany za studenta w sesji??
Żeby pozbyć się tego uczucia wstąpił do monopolowego i kupił ćwiartkę wódki. Po tym "lekarstwie" handel zaczął iść nieco lepiej.
/Przynajmniej nie będę najgorszy/ - pomyślał. /Skoro Martinez był tak zdesperowany, że wszedł na mój teren, to znaczy, że nic nie zarobił/ - pocieszał się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Podczas kolejnej rundki win0 zobaczył zadowolonego Martineza, który wyszedł z jednej ze szkół.

- Te, po meksykańsku nie rozumiesz? - zakrzyknął win0. - Mówiłem Ci, żebyś się stąd zmywał. To mój teren i wszystkie dochody stąd są moje.

Zanim Martinez się zorientował, win0 pchnął go na ścianę i wyciągnął z kieszeni całą kasę.

- To Cię nauczy szanowania granic idioto!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Tulio był zadowolony - udało mu się już sprzedać większość towarów. Postanowił uczcić sukces krótka przerwą od pracy, przesiadując w kawiarni znajdującej się niedaleko jednego z większych liceów. Pamiętał, jak sam kiedyś chodził do podobnego - do dziś nie mógł zrozumieć, jak udało mu się przetrwać bez szwanku te kilka lat prania mózgu.
Popijając powoli gorzką kawę zaczął rozmyślać o niedawnym zabójstwie kamrata.
"Nie sądzę, by to byli Roman lub Huanos - ci dwaj wyglądają mi raczej na takich, co pozabijaliby siebie nawzajem, a nie nikomu niewadzącego Carlosa. Dziwne, bardzo dziwne. Czy to oznacza - tu zalał go zimny pot - że mogę być następny? Cholera jasna, co tu się dzieje?"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się