Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

Napiszę jeszcze tu na szybko, bo licho nie śpi, a i post się nabije, a i nigdy nie wiadomo. Ja skrobnąłem na GG, ale muszę umykać na jakiś czas bez otrzymania potwierdzenia, a nie chcę tu zawalać edycji, bo i licho nie śpi. No.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dobre sobie. W normalnych warunkach ta edycja rozpoczęła by się znacznie wcześniej. Nad tą krąży jakieś fatum. Najpierw brak graczy, teraz problemy z kontaktem i długie przygotowanie do rozpoczęcia. Słowo zacząć wcześniej jest w chwili obecnej bezsensem. Zacznijmy byleby wreszcie zagrać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 19.01.2011 o 21:18, qrex napisał:

Dobre sobie. W normalnych warunkach ta edycja rozpoczęła by się znacznie wcześniej. Nad
tą krąży jakieś fatum. Najpierw brak graczy, teraz problemy z kontaktem i długie przygotowanie
do rozpoczęcia. Słowo zacząć wcześniej jest w chwili obecnej bezsensem. Zacznijmy byleby
wreszcie zagrać.


no w sumie od grudnia się zbieramy, ale to nie jest tak jak było przed reaktywacją że prawie 6 miechów, jednak oby zacząć ;]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Położony na sztucznej wyspie na wybrzeżu Zatoki Tokijskiej, port lotniczy Tokio-Haneda powoli pustoszał. Nadszedł czas odlotu do Waszyngtonu, więc pasażerowie i ich rodziny (lub przelotni znajomi) żegnali podróżnych. Nikt nie podejrzewał, że dla wielu z nich będzie to ostatnie spotkanie z bliskimi.
Damski głos kazał zapiąć pasy i przygotować się do podróży. Dźwięczne "Sa-yo-na-ra" rozległo się w kabinie...

Kilka godzin później stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Niespodziewanie silniki umilkły, a samolot zaczął tracić wysokość. Panika wybuchła na pokładzie. Pilot oznajmił wodowanie samolotu. Ponad cały zgiełk z kąta samolotu rozległo się donośne "KURRRRRWAAAA!!!", a przebić je tylko mógł piskliwy głos kobiety "ZAAAAAMAAAAACH!!!". Po chwili nastąpiło uderzenie.

Ludzie powoli dochodzili do siebie po wypadku. Okazało się, że są na wyspie i niewielu z nich przeżyło. Pierwszy podniósł się Pshemox. Rozejrzał się w lewo, prawo, spojrzał do górę i w dół. Ostrożnym spojrzeniem ogarnął widok 180-ciu stopni znajdujący się za jego plecami, po czym - ku zdziwieniu wszystkich ocalałych- zaczął skakać z nogi na nogę i krzyczeć "Ja żyję! Żyję! Żyję!". Mniej optymistyczny widok przedstawiał sobą Wayzin, który pochylony nad ciałem swojego brata płakał "Priiiidoooo! Czemu Ty, czemu nie ja?! Czemu to Ty zginąłeś!? Bracie, najukochańszy bracie! Czemu mi to zrobiłeś?! Mieliśmy obietnicę! Pamiętasz? Obietnicę!". Filip natychmiast udał się na poszukiwania ocalałych, którzy wciąż mogli być nieprzytomni i wymagali pomocy. Asthariel natomiast po pierwotnym szoku, udał się w stronę wraku samolotu w celu znalezienia przydatnych rzeczy. Szczególnie ważne mogły okazać się bandaże, leki i antybiotyki. Wraz z nim udał się demerenfarsz, który podczas przeglądania kolejnych skrzynek w pewnym momencie wykrzyknął "Boże! Jesteśmy bogaci!". Natychmiast znikąd pojawili się wokół niego ludzie ciekawi odkrycia. W jednym z pakunków znajdowało się 12 ogromnych diamentów, co jak się później okazało, stanowiło dokładną ilość ocalałych. Na twarzy Qrexa od razu pojawił się wielki uśmiech i dołączył do wciąż tańczącego Pshemoxa wykrzykując "Hej ho, Hej ho, jestem bogaty! Tak! Ej panie od brata, przestań pan się tak smucić, z tego co wiem, rodziny ofiar katastrof samolotowych otrzymują okrągłą bańkę odszkodowania, dorzuć do tego jeden wieeelki diament i jesteś megabogaty!". HBG z odrazą patrzył na rozgrywającą się scenę "Szaleńcy nie przejmujący się utknięciem na bliżej nieokreślonej wyspie, zainteresowani jedynie pieniedzmi, a fe". Militen i Avalon szybko otrząsnęli się z uroku diamentów i ruszyli ratować dobytek, coraz dalej odpływający na falach. Konstantinus nie był zainteresowany ani swoim życiem, ani pieniędzmi. Rozglądał się nerwowo w poszukiwaniu jednej rzeczy. Jedynej, którą kochał, której potrzebował i za którą oddałby życie. "JEŚĆ" Powtarzał cały czas w głowie "Ja chcę jeść!". Vorakum leżał na piaszczystej plaży i rozmyślał. Leżał i rozmyślał. Westchnął. I znowu rozmyślał. Kindziuk spoglądał z wyższością na całe towarzystwo "Ha, banda miernot. Bezproblemowo stanę się w tej zgrai przywódcą. Będą robili wszystko z moją wolą. JA tu będę rządził!".

Tak oto rozpoczął się pierwszy dzień dwunastki rozbitków, na nieznanej wyspie gdzieś na Oceanie Spokojnym. Czy uda im się przeżyć? Jaki związek ma ilość diamentów do ilości osób? Czy zostaną uratowani? To wszystko zostanie wyjaśnione już jutro! Zostańcie z nami!

***

Lista graczy:

2.Pshemox
3. Wayzin
4. Filip
5. Asthariel
6. demerenfarsz (demrenfaris)
7. qrex
8. HBG
9. militen
10. Avalon
11. Konstantinus
12. Vorakam
13. kindziuk

***

Rolę losuję od teraz. Osoby funkcyjne otrzymają stosowne powiadomienie drogą emailową lub przez gg w ciągu najbliższych dwudziestu minut. Fabuła wyżej napisana nie musi być wyznacznikiem Waszej osoby i jest jedynie wytworem mojego chwilowego natchnienia.

Fabuła jaka jest, każdy widzi. Prosta, łatwa i przyjemna (jeśli wręcz nie powiedzieć, że schematyczna). Najkrócej mówiąc macie do dyspozycji nieznaną wyspę dowolnej wielkości gdzieś na oceanie. Możecie pochodzić z dowolnego kraju, być dowolnej majętności i mieć dowolną chrapkę na kasę. Tylko nie jęczcie nad swoim losem i śmiercią innych pasażerów, bo czytanie 12 podobnych postów opiewających w tą samą tematykę jest nieprzyjemne. Dzięki i powodzenia. Bawcie się dobrze!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Pshemox 19 letni czilijczyk drobnej budowy rozgląda się po pozostałych rozbitkach po czym bierze swój diament i chcąc nie chcąc udaje się w głąb wyspy by poszukać czegoś zdatnego do zjedzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kindziuk na chwilę po katastrofie obserwował wszystkich i szybko doszedł do wniosku że większość z nich nieracjonalnie pochodzi do sprawy, jeden cieszył się euforycznie z faktu przeżycia iż wyglądał jakby katastrofa spowodowała u niego nieodwracalne zaburzenia psychiczne, bo prawie nic do niego nie dochodziło
- Pshemox weź się ogarnij, bo zaraz wszystkie dzikie zwierzęta przyjdą słysząc twoje poczynania - powiedział po czym podszedł do Wayzina - nie przejmuj się wykopiemy wszystkim groby, ale w pierwszej kolejności musimy zapewnić sobie bezpieczeństwo, jedzenie i starać się wysłać jakiś sygnał o pomoc, bo tak to mogą nas szukać miesiącami i nie znaleźć, a im już nie pomożesz - Zobaczywszy Filipa krzyknął do niego - Czy ktoś jeszcze ocalał? - Oglądając Asthariela pomyślał o ironii życia, ledwo przeżył a już zachowuje się jak dziki szabrownik, po czym zwrócił się do wszystkich - dobra ludzie koniec opłakiwania, szabrowania, podejdźcie i słuchajcie, sytuacja wygląda następującą, jesteśmy na jakiejś wyspie gdzieś na Pacyfiku, prawdopodobnie już wysłali po nas pomoc, jednak nie wiadomo kiedy przypłyną, a może to sporo zająć, w pierwszej kolejności musimy zapewnić sobie schronienie, dlatego niech Militen, Avalon, Konstantinus i HBG poszukają czegoś z czego będzie można zbudować prowizoryczny szałas, a reszta niech ratuje, dobytek i wszystko składamy w jednym miejscu, na chwilę obecną nie ma rzeczy prywatnych, do czasu kiedy tu jesteśmy razem wszystko jest wspólne - po krótkiej przemowie, postanowił zobaczyć czy coś zostało z radia ale niestety wszystko było zniszczone, więc pozostawało czekać.

Kindziuk niewiele mówił o swojej przeszłości, tydzień przed wylotem, wyszedł z więzienia o zaostrzonym rygorze i miał wrócić do rodzimego kraju Rosji, jednak los pokrzyżował mu plany, wiedział tylko jedno, nie da sobą, pomiatać, a już na pewno nie takim ludziom którzy nawet nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji.


**********************
W końcu zaczęliśmy, życzę miłej gry i jedno pytanie do Wayzina, czy można używać Cael? bo jednak tak byłoby łatwiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Koleś ciesz się że żyjesz weź swój diament i się tak nie spinaj. Jedzenia wprawdze nie znalazłem ale tam na górze jest jaskinia w której będziemy mogli zamieszkać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Konstantinus, Militen, Avalon i HBG udali się razem oddalając się od morza. Konstantinus zabrał głos:
- Militen, Avalon, HBG, wiecie co macie robić? Czy któryś z was kiedykolwiek budował szałas? Gdyby nie to, że życie od małego zmusiło mnie do cięzkiej pracy, nie wiedziałbym nawet, od czego zacząć. Liczę na Waszą pomoc! Musimy się rozdzielić, żeby znaleźć po pierwsze jak najlepsze miejsce do nocowania, bo z samolotu wiele nie zostało, a po drugie, żeby przy okazji znaleźć źródło pitnej wody, bez której raczej długo nie pociągniemy. Militen, pójdziesz w tamtym kierunku ze mną <rzekł, wskazywając ręką na najbliższą linię drzew> . Musimy znaleźć coś, z czego zrobimy szałas. Avalon , Ty pójdziesz tam <rzekł, wskazywając na wierzchołek najbliższego wzniesienia>. Z góry rozejrzysz się po okolicy. Szukaj możliwej lokalizacji źródła wody pitnej, to dla nas bardzo ważne! Towarzyszyć Ci będzie HBG, co dwie pary oczu, to nie jedna, a droga przed wami dość spora. Do zobaczenia za niedługo!


Konstantinus urodził się w maleńkiej greckiej wiosce na Krecie. Jego rodzice zostali ofiarami oszustwa finansowego. W wyniku utraty całego majątku ojciec przeżył załamanie nerwowe, zabił matkę, po czym popełnił samobójstwo. Od tego momentu Konstantinus zaprzysiągł sobie zemstę na sprawcy nieszczęścia. W wieku 16 lat musiał iść do pracy, żeby zarobić na swoje utrzymanie. Pracował jako sprzątacz na jednym z greckich promów, gdzie poznał swoją przyszłą żonę, Isabellę. Pochodziła ona z bogatej hiszpańskiej rodziny. Mimo protestu jej rodziców udało im się zawrzeć związek małżeński. Życie mijało im szczęśliwie, przeprowadzili się do Waszyngtonu, gdzie Konstantinus skończył studia i został znanym specjalistą od sieci teleinformacyjnych. Kilka lat później otrzymał prestiżową ofertę pracy w Japonii. Po okresie wstępnym zdecydował się podpisać konktrakt. 20-go stycznia 2011 roku wracał do domu, by przekonać Isabellę do przeprowadzki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Koleś ciesz się że żyjesz weź swój diament i się tak nie spinaj. Jedzenia wprawdze nie znalazłem ale tam na górze jest jaskinia w której będziemy mogli zamieszkać.- rzucił do kindziuka pshemoxx - jest z tej jaskini jakieś wyjście?, czy masz pojęcie o jakichkolwiek drapieżnikach będących na wyspie i polujących nocą, dodatkowo czy posiadasz, jakiekolwiek narzędzia do odpędzenia ewentualnych drapieżników? pozwól że odpowiem za Ciebie "nie" tak więc nie staraj się mi tu przed oczami machać diamentem, bo są rzeczy o wiele ważniejsze od pieniędzy, gdybyś też siedział w zamknięciu po 23h na dobę, bardziej byś się martwił o własne życie - powiedział już bardzo zdenerwowany kindziuk - jak chcesz to proszę bardzo idź i zdechnij w tej grocie której nawet dokładnie nie sprawdziłeś i dowiedz się co to jest walka o przetrwanie - kindziuk widział wiele rzeczy, wiedział że najgorszymi zwierzętami są ludzie, ale jednak takiej bezmyślności i głupoty nie mógł ścierpieć, nie mógł pozwolić aby jego życie było jeszcze bardziej zagrożone niż obecnie nie po tym co przeżył.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Nie przejmuj się, wykopiemy wszystkim groby, ale w pierwszej kolejności musimy zapewnić sobie bezpieczeństwo, jedzenie i starać się wysłać jakiś sygnał o pomoc, bo tak to mogą nas szukać miesiącami i nie znaleźć, a im już nie pomożesz - rzekł Kindziuk do smutnego mężczyzny o sporych gabarytach, który pochylał się właśnie nad zwłokami Prida.
- NIE! Wykopmy jeden, wspólny grób. Wrzucimy tam zwłoki i je spalimy, o tak! Już wszystko w porządku, Prido. Już niedługo. Przecież obiecałem. WSZYSCY SPŁONIECIE! Proch nam się przyda. Szczególnie teraz jest potrzebny. Gdzie są łopaty... Gdzie są te cholerne łopaty?! Czy na pokładzie tego cholernego samolotu były jakieś cholerne łopaty?! Jak ja wykopię dół bez łopaty?... Cholera, jeśli spalę cię tutaj, to popiół zostanie w moment zdmuchnięty przez ten porywisty wiatr. Cholerny wiatr! Powietrze jest rześkie, ale ten wiatr? Czemu taki wiatr teraz? Przecież... Jeny, gdzie są te łopaty? Pomóżcie szukać łopat, inaczej nie zdobędziemy prochu. Proch jest potrzebny, pomóżcie szukać grubaskowi łopaty. Spokojnie, nie schrupię was... Chyba, że rześkie powietrze. Mam rację, Bonny? A pewnie, że mam. Stój tam spokojnie, już niedługo. Niedługo dostaniesz swój proch. Dotrzymam obietnicy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Robert Avalon, irlandczyk z krwi i kości, nie jakiś tam ulsterczyk, ale irlandczyk nigdy nie popadał w zbytni pesymizm choć czasami niebezpiecznie balansował na cienkiej granicy między załamaniem nerwowym a szaleńczą brawurą, co zresztą na jedno wychodziło. Zgodnie z zasadą równowagi nie popadł w radosne uniesienie gdy zobaczył 12 diamentów, ale odszedł parę kroków by ogarnąć sytuację lepiej. Kątem oka dostrzegł wtedy pływające na falach pakunki, "To się może przydać!", pomyślał i rzucił się w kierunku wielkiej wody, oprócz niego na ten pomysł wpadł jeszcze jeden z rozbitków. Pakunków było kilka, czyjaś teczka, jakieś dwie torby czy... plecak Avalona, ("Mega!"). Odpłynęli ku brzegowi, gdy znaleźli się z powrotem na brzegu Robert zmęczony podszedł na czworakach do również wyczerpanego kompana.
- Avalon. - przedstawił się unosząc się powoli z klęczek i podając rękę drugiemu.
- Militen. - uśmiechnął się ledwo zauważalnie drugi rozbitek przyjmując ofiarowaną pomoc, Avalon również się uśmiechnął, wykonał charakterystyczny dla siebie gest między skinięciem a zasalutowaniem i odszedł zająć się swoim plecakiem. Nie dane mu było jednak odpocząć nawet chwili...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Sven HBG jest rodowitym Norwegiem, urodził się i wychował w stolicy kraju: Oslo. Jego rodzina na początku II wojny światowej odkryła olbrzymie złoża ropy na północnym-wschodzie kraju, w ciągu wielu lat ich firma stała się czołową rafinerią w kraju. Sven odziedziczył spółkę w trudnym momencie, gdy złoża ropy były już na wyczerpaniu, więc postanowił, włożyć swój kapitał na poszukiwanie złóż w odległej Zatoce Tokijskiej. Wstępne odwierty dawały dużą nadzieję na odkrycie złóż " czarnego złota", zatem postanowił polecieć do Waszyngtonu, aby przekonywać potencjalnych inwestorów do wpompowanie zastrzyku gotówki w " złoty" interes.

Sven po ogarnięciu się po awaryjnym lądowaniu, uświadomił sobie że znajdujemy się w " czarnej dupie". Wygramolił się z wraku na piaszczysty ląd, rozejrzał się wokół, widok nie napawał go zbytnim optymizmem otaczała ich tylko niepojęta dzicz. Część ocalałych zdążyła już spenetrować bagaże, w którym jednym z nich znaleźli ciekawe błyskotki. Niektórzy, chyba jeszcze nie do końca rozeznani w jakiej trudnej sytuacji się znajdujemy, wydobywała z siebie okrzyki triumfu i zadowolenia ze znalezienia 12-stu błyskotek, które mogą się nam co najwyżej przydać jako krzesiwo do rozpalenia ognia.
Sven otrzymał zadanie wraz z Militenem, Avalonem i Konstantinusod-em, od naszego naczelnego dowodzącego, aby skombinowali jakiś bezpieczny nocleg.
Mężczyźni się rozdzielili w poszukiwaniu materiałów na szałas, lecz niczego ciekawego nie znaleźli, pshemoxx podzielił się z nimi informacją o lokalizacji jaskini i potencjalnego miejsca do spania, ale odrzuciliśmy jego pomysł ponieważ obawialiśmy się w jaskini nieprzyjemnych spotkań z tutejszymi jadowitymi futrzakami.
Po naradzie, postanowili,że najlepszym miejscem na nocleg jest plaża.
Muszą działać i szybko kombinować dach nad głową, ponieważ na horyzoncie pojawiły ciemne kłęby chmur, które niczego dobrego nie wróżą. W samolocie znaleźli parę mieczy samurajskich, HBG powiedział :
- na pewno przydadzą się do łupania kokosów i innego pożywienia, możemy je również wykorzystać do cięcia poszycia samolotu, aby mieć materiał na szałasy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Thomas Fox, nazywany czasem Astharielem wsiadając do samolotu nie spodziewał się bynajmniej, że ów się rozbije, zupełnie jak w LOST, którego był wielkim fanem. Jak sie jednak okazało, nie ocalało ich 48, a jedynie dwunastka. Po początkowym szoku ruszył jednak w stronę wraku. "Skoro już do tego doszło, i nic tego nie zmieni, równie dobrze mogę być Sawyer''em" pomyślał. Zdziwił się jednak, że niektórzy mają o to do niego pretensje.
-Zmarłym już na niczym nie zależy - wskazał ręką na wszechobecne ciała - ale ocalałym przyda się każda pomoc. Jedzenie, lekarstwa... Na pewno nie zależy mi na ich pieniądzach, do jasnej cholery! Tu można się nimi jedynie podetrzeć, jak chcecie, do droga wolna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Filip, a właściwie Phil, był typowym Amerykaninem urodzonym w Teksasie. Już od najmłodszych lat uczono go nienawiści do czarnych i wyzyskiwania Indian. Kiedy w letnie wieczory jego rówieśnicy grali w chowanego, on razem z ojcem strzelał do Meksykanów (dzięki czemu, przy okazji, na handlu organami dorobił się niemałej fortuny).
Wysłano go do Japonii, aby sfinalizował transakcję z tamtejszym Ministrem Zdrowia. Szczerze nienawidził wyjeżdżać ze Stanów, więc kiedy wsiadał do samolotu na lotnisku w Tokio, cieszył się jak dziecko, że opuszcza kraj tych małych zboczeńców.
------------------------------------------------------------------------------------- ---

Teraz stojąc na plaży usłyszał, że jakiś rusek pyta go czy ktoś jeszcze ocalał.
W innych okolicznościach odpowiedziałby takiemu krótkie "Fuck Off", ale teraz musiał współpracować, żeby przeżyć:
-Nie, zostało nas tylko dwunastu.
-A znalazłeś chociaż coś przydatnego do zbudowania szałasu?
- Mam butelkę z wodą, pęk kluczy, krem do nawilżania skóry...- zaczął wyliczać Filip, opróżniając kieszenie- i Iphona.
Kompletnie zapomniał o telefonie, który miał w kieszeni odkąd opuścił Teksas.

Działaj! Proszę,żebyś działał!- mówił na głos Filip- Yes! Zasięgu oczywiście nie łapie, ale zobaczmy co z resztą dodatków. Jest kompas, latarka, kilka zdjęć z Tokio, parę gier, aparat i... film "Jak przeżyć na bezludnej wyspie" z Bearem Gryllsem.

Kiedy go włączał obok niego zebrała się już spora ilość rozbitków.

Żeby przeżyć na bezludnej wyspie musicie pamiętać o 3 rzeczach - mówił Grylls.
Po pierwsze, zabezpieczcie wszystkie środki komunikacji, póki nie jest za późno.
Po drugie, zbudujcie schronienie. Pamiętajcie, aby nie znajdowało się ono za blisko morza, ale nie zapuszczajcie się także za bardzo w głąb lądu.
Po trzecie, a zarazem najważniejsze, nigdy, ale to przenigdy nie...- w tym momencie Iphone odmówił posłuszeństwa.
-Kurrrrwa padła bateria- stwierdził Filip- No nic, słyszeliście go. Zabezpieczmy radio z samolotu i zbudujmy ten szałas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

"Niesamowite jak szybko w takiej sytuacji niektórzy ludzie stają się zupełnie inni niż w normalnym społeczeństwie... Życiowi nieudacznicy zaraz chwytają szansę i spełniają się w rolach przywódców, ffff...", myślał Avalon wspinając się po wydmie z rozgoryczeniem, "I to wcale nie dlatego, że to oni a nie ja wykazują tendencję do dowodzenia, fff... nienawidzę myśleć.", irlandczyk stanął na wzniesieniu i owionął go ciepły pacyficzny wiatr, odetchnął głębiej, przynajmniej miał okazję zaznać trochę rześkości zanim wróci z powrotem w tą wilgotną gąbkę.
- Woooooda, gdzie jest wooooooda. - rozejrzał się dookoła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

"- na pewno przydadzą się do łupania kokosów i innego pożywienia, możemy je również wykorzystać do cięcia poszycia samolotu, aby mieć materiał na szałasy" powiedział HBG.
- racja, racja. Z Militenem nie natknęliśmy się na nic konkretnego, z czego by można było zrobić prowizoryczny szałas. Spróbujmy wykorzystać te poszycie. Z tego, co zostało po samolocie, powinno starczyć na naszą dwunastkę.
W tym momencie do rozmawiających mężczyzn podszedł Phil, Amerykanin z Teksasu.
- Mamy parę mieczy, które wyszperał HBG. Pomogą nam z tym <rzekł, wskazując na wrak samolotu>. Musimy wyciąć jak największe kawałki, pamiętajcie o tym.
Po czym wszyscy trzej udali się w stronę samolotu. W tym momencie wyglądali jak trzej samurajowie. Oczywiście każdy był zaciekawiony: "skąd oni do cholery mają samurajskie miecze?"
Kogo, jak kogo, ale te pytanie nie dręczyło nikogo bardziej, jak tylko Rosjanina, który dokładnie wiedział, że jego sytuacja jako lidera jest zagrożona. "Oni mają miecze, a ja nie mam nic. Przy kim ludzie będą się czuć bardziej bezpiecznie? Przy Rosjaninie, który dopiero, co wyszedł z więzienia, czy przy trójce mężczyzn, którzy zdążyli się zaprzyjaźnić i ze sobą współpracują? "Blać!" <przeklnął pod nosem> "Kto to widział, żeby Amerykanin, Norweg i Grek wygrali z Rosjanami? Nie dam sobą pomiatać. Muszę zdobyć te miecze, albo chociaż jeden... Zobaczę, może coś przeoczyli..."
W tym czasie do trzech mężczyzn dobiegł vorakam krzycząc:
"Ej! Poczekajcie! Chcę Wam pomóc. W końcu tkwimy w jednym bagnie."
Po czym kindziuk udał się w miejsce, w którym trzej mężczyźni znaleźli trzy miecze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jejku jejku ciekawe co Bear miał na myśli......... W każdym razie musimy znaleźć jakieś naczynia do których można by zbierać deszczówke. Nagle westchnął i wyznał że od małego wychowywał się z samym ojcem który był trenerem drużyny piłkarskiej. W której zresztą pshemox trenował od dziecka a teraz leciał po to by podpisać ekskluzywny kontrakt z pewnym klubem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się