Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

[Ja również w OFFtopie niestety - > możemy sie z celi przemieścić ? Np. do róbót ? Czy musimy czekać na Eileen - problem w tym ,że zginiemy tu z nudów - warto by sie jakąś robótką zająć ;p ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Wiesz, można sobie pogadać o wszystkim. I przydałoby się jeszcze, żebyś się oficjalnie drużynie przedstawił :) Bo narazie to tylko "teoretycznie" wiemy my, czylo gracze. A postacie nie. A to by się przydało :) A co do robót, to wal do Phila. To nie moja działka, ja nie jestem MG :)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ jak już upadniemy na kolanka to proszę by nie bolało bo moja noga i nos już nie wytrzymają jak dojdą jeszcze kolana... ;) ja spróbuje jeszcze swojego posta dać ale narazie nie moge bo do sklepu musze iść papa bede pozniej ;D]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy pogrążeni byli w lekkim odrętwieniu. Gdzieniegdzie było słychać ciche szepty. Jednak większość wolała pozostać w ciszy i skupieniu w sobie. Nie chcieli się rozwodzić nad własnym losem. Najgorsze wrażenie jednak sprawiał Farin. Nic do Niego nie docierało, nie odzywał się. Ciągle był tylko wpatrzony w podłogę. Nie wiadomo na co patrzył. Nikt wolał do Niego nie zagadywać. Musieli Go zostawić sam na sam z własnym bólem.
-Nie wiecie może, czy coś nam każą robić?
-A kto to może wiedzieć?
-Nie wiem. Ktoś może z Was już siedział w więzieniu.
-Niektórzy byli blisko...
W drzwiach od celi dał się słyszeć szczęk przekręcanego klucza w zamku. Drzwi rozwarły się i ukazał się w nich barczysty nadzorca. Odezwał się po chwili tubalnym tonem.
-No co? Zgłodnieli? A może coś więcej? Mam nadzieję że nie. Bo i tak byście nic nie dostali!- roześmiał się głośnym i opryskliwym śmiechem pełnym pogardy.
-A teraz ruszać się! Koniec siedzenia!
-A co będzie jak postawimy opór?
-A nie wiesz co cię czeka przez to? Pal albo szubienica.
-To lepiej chyba iść...
-A można chociaż wiedzieć gdzie?
-Dowiecie się na miejcu. Koniec siedzenia! Wstawać i ruszać się!
Wszyscy powoli zaczęli dźwigać się na nogi. Wszyscy? Chyba nie... Farin ciągle siedział w miejscu. Phil próbował Go przekonać, Darkus tak samo. W końcu z wielkim trudem zdołali Go podnieść i postawić na nogi.
-Co? Mamy opornego? A może to mu pomoże.
Nadzorca podszedł do Krasnoluda i wymierzył Mu potężne kopnięcie. Ten jednak stał niewzruszony, a nadzorca złapał się za palce u nogi. Kamienne mięśnie Farina były jednak za twarde dla strażnika.
-Nie lampić się tak! Wyłazić, ruchy!
Drużyna powoli ruszyła się z celi. Najwolniej poruszał sie Farin ciagnięty przez Phila a popychany przez Darkusa. Jednak ostatecznie posuwali się do przodu. Wyszli z celi i stanęli w szpalerze zbrojnych. Każdy z nich rzymał halabardę i był zakuty w mocną zbroję. Nadzorca zamknął drzwi do celi i udał się na przód. Z tyłu za drużyną stanęłoi dwóch biczowników. Zaczęli oni siec każdego po plecach i po nogach. Nikt nie wydał żadnego okrzyku.
-Myślicie że jesteście tacy twardzi, co? U mnie zmiękniecie szybko...
Ruszył szybkim krokiem do przodu i zaczął wchodzić po szerokich schodach. To dopiero było wyzwanie dla Farina. A tym bardziej dla Phila i Darkusa. Smagani nieustannie batami powoli wciągali Krasnoluda po schodach. Ten jakby od niechcenia podnosił nogę. Na Jego rękach były już krwawe pręgi od uderzeń bata. Jak i na każdego rękach. Wszyscy już czuli zapach krwi. Nadzorca jakby się nim delektował. Zaczął nucić pod nosem piosenkę o mordowaniu, grabieniu, gwałcie i karze. Strażnicy zaczęli mu wtórwać. Nikt z drużyny jednak się nie odezwał.
-Nie podoba wam się? A może jeszcze głośniej?
I zaczął się po tym wydzierać na całe gardło. Strażnicy uczynili to samo. Jeden z Magów zaczął szeptac jakieś zaklęcie. Łańcuch momentalnie kopnął Go prądem.
-Nie radzę.- rzucił nagle nadzorca.
Wspinali się powoli po krętych schodach. Nagle uderzyło ich mocne światło słoneczne. Wszyscy przymrużyli oczy, gdyż nawykły one do ciemności. Gdy rozejrzeli się dookoła, zobaczyli pełno więźniów uderzających młotami i kilofami w skały, odłupując je.
-Witamy w naszym skromnym kamieniołomie! Do dyspozycji macie co tylko chcecie! Młoty, kilofy. Tylko nie myślcie że zdołacie nimi przebić łańcuch, o nie. Magii nie zdołacie rozwalić. Specjalne zabezpieczenie mości panującego wojewody.
-Już niedługo.
-Nie myślcie że zwiejecie! Brak szans.- i powonie wybuchł śmiechem.
-Koniec gadania! Do roboty!
Zostali momentalnie porozpinani z łańcuchów. Jednak u nóg każdego z nich pojawiły się dwie dodatkowe kule. Farin miał już cztery. Nikt nie wiedział, czy zdoła On popracować. Każdy też z drużyny dostał młot albo kilof. W chwile potem zostali zagnani batami do pracy. Czekał ich ciężki dzień w pełnym słoncu, bez jedzenie, wody. Tylko praca...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Świst powietrza. Łup.

Zadziwiające jak wiele rzeczy można było zrobić z porządnym obciążeniem u nóg. Upiór w przerwach na podniesienie łopaty zdążył obliczyć mniej więcej czas jaki mu to zajmuje i czas jaki zajęłoby mu rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia...gdyby nie było blokad. Mógłby mimo wszystko spróbować. Może jednak jakieś osłony dalej działały.

Stęknięcie i wzniesienie rąk.

Cóż za ironia – kamieniołomy to chyba mało adekwatna kara do samego wtargnięcia do miasta, tu musiał zadziałać jakiś inny czynnik , może osobiste porachunki... Swoją drogą cała sytuacja wyglądała jak jedna wielka farsa. Począwszy od jego przybycia do „ukrytego obozu” aż do znalezienia się właśnie tutaj.

Świst powietrza. Łoskot.

Nawet to zajęcie , choć tak proste miało swoją filozofię. Stukanie było niczym muzyka rozrywkowa, którą zdarzało mu się słyszeć w niektórych większych miastach. Synkopowany rytm , kilof – łopata, kilof – kilof – łopata –kilof – łopata ... I tak nieustannie. Ledwie wyprowadzono ich na „świeże” powietrze a już miał go dosyć.

Stęknięcie ,wzniesienie rąk

Worek , w który był ubrany zaczął go uwierać pod pachami i w intymnych miejscach ciała. Zdał sobie sprawę , że po trzech dniach takich robót będzie miał w owych miejscach bolesne rany, już teraz pachy miał obtarte a ten wór nie chciał się od nich odkleić. Wolał nie pytać strażników czy można ściągnąć odzienie. Poza tym nie wyobrażał sobie siebie nagiego machającego kilofem . Za duże prawdopodobieństwo , że ktoś „przypadkowo” odrąbie mu genitalia.

Zamach , świst powietrza , uderzenie.

Krasnolud obok był nieczuły na polecenia strażników jednak nikt za bardzo się do niego nie zbliżał. Niby miał do siebie przyczepione pokaźne obciążenia jednak wyglądało na to , że strażnicy uzgodnili , iż nie będą sprawdzać czy one wytrzymają. Krasnolud stał tylko i tępo wpatrywał się w leżące przed nim kamienie. Widać rozmyślał nad czymś . Ciekawe nad czym – pomyślał Upiór .

Stękniecie , wzniesienie rąk.

Jeden ze stojących obok upadł . Tutaj strażnicy nie mięli zamiaru próżnować. Z szyderczym uśmiechem jeden podniósł coś co wyglądało jak batuta. Upiór wyczuł jednak duże pole magiczne wokół niej. Robol , który ją trzymał najwyraźniej nie znał jej potencjału – zapewne wytłumaczono mu , że ma zadawać ból i to wystarczyło mu w zupełności . Wycelował pręt w leżącego i dyszącego więźnia po czym wypowiedział jakieś słowo – pewnie wyzwalacz i zmęczonego biedaka wygięło w nienaturalny sposób w przód , najpierw pękło przedramię, potem przyszedł czas na golenie. Skazaniec darł się okropnie. Skóra napięła się niewyobrażalnie i pękła na klatce piersiowej. Przedstawienie zakończyło pstryknięcie palców jednego ze strażników. Kat wyraźnie spochmurniał. Najwyraźniej najlepsze zostawił na koniec. Szczątki robotnika zostały zebrane na kupę przez dwóch innych robotników po czym wyrzucone wraz ze zbędnymi kamieniami do dołu . Niektórych widok przeraził, niektórym zamroził krew w żyłach. Druidowi krew gotowała się w żyłach z pewnosciąjednak pozostawał na pozór spokojny. Krasnoluda nawet to nie wzruszyło. Przynajmniej nie zewnętrznie.

Świst i brzdęk.

Powoli wszystko wracało do normy . Kolejne regularne stuknięcia, żadnych incydentów . Strażnicy pokazali kto tutaj ma władzę , pokazali też , ze są bandą bezmyślnych osiłków. To działało na korzyść ewentualnych uciekinierów.

Wzdechnięcie i wzniesienie ramion.

Tylko ile potrwa sporządzenie planu ucieczki i sama ucieczka i ile ofiar będzie ich to kosztowało. To niepokoiło Upiora. Przestał martwić sieo Gildie. Zaczął martwić sieo drużynę.

Stuknięcie kilofa o kamień . Trzask.

Ciekawe czy ukarzą go za zniszczenie kilofa.

- Strażnik , potrzeba mi kilofa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Teraz już wszystko inkwizytora bolało, więc postanowił wziąść młot, ale nic nie robić.
Usiadł przy kamieniu i zaczął się... opalać. Tak opalać. Nie traktował tej kary poważnie, bo niby po co? Co mu mogą zrobić? Inkwizytorowi? Siedział, a kamień coraz bardziej grzał.
Z za worka coś zaczęło również grzać inkwizytora. To był medalion!
Pewno zapomnieli zdjąć-pomyślał.
Wpatrywał się w medalion, ale coś innego zawróciło mu w głowie. Zobaczył jakiegoś robotnika, który w brutalny sposób został zabity, za to że... się zmęczył. Darkus sam chciał udać wcześniej zmęczonego, ale teraz zauważył, że to zakończyć może się tylko śmiercią. Przez chwile inkwizytor walił młotkiem w kamień, ale było to tak nudne, że przestał. Naliczył, że walnął młotem dwa razy.
- Strażnik , potrzeba mi kilofa!- zawołał nowy
Jeden ze strażników podszedł.
- Co kilof sę zepsuł? Masz szczęście, że kilofów mamy pod dostatkiem.
Rzucił jeden nowemu i odszedł. Nowy kompan zabrał się za pracę, ale Darkus nie wzruszył się i dalej... opalał się, ale tylko brzuszek, bo plecy miał zbyt pokaleczone od bicza. Dziwne, że nikt nie zauważał ze strażników lenistwa paladyna. Może wiedzieli kim jest?
Dzień zapowiadał się długi, a Darkus nie miał chęci na ciężką pracę. Myślał tylko, co najpierw zrobić. Skręcić kark wojewodzie, czy może zabić go jego własną bronią? Obie myśli były atrakcyjne, ale niestety trzeba poczekać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Panowie, ja tu widzę ładne kwiatki, że tak powiem. Wy macie już ranek. Eileen woli noc... Acha... Jeśli coś, co tu napisałam, jest niezgodne z tym, co mówiłam na gg, to wiedzcie, że ja mam plan i dobrze wiem jak to naprawić... Ale tak w praktyce to radzę to doczytac do końca XD]

*** WCZEŚNIEJ ***

Miękka ciemność nocy wydawała się piękna tylko jednej osobie. Ta siedziała dokładnie po zacienionej stronie dachu jednej z rynkowych kamieniczek i spoglądała wzrokiem na budynek, do którego udała się drużyna by ziścić swój plan.
Widziała też Furiona - wiernego wilka, który czuwał w cieniu na swego pana. W końcu jednak po godzinie bezruchu postać poruszyła się.

-A niech to trafi szlag... - zaklęła elfka pod nosem widząc jak mija czas, a drużyna nie wychodzi z siedziby wojewody. Do tego od jakichś pięciu minut spora część świateł w rezydencji była zapalona. Co więcej spostrzegła, że i wilk
najwyraźniej miał podobne odczucia. Po chwili widziała jak ten zrywa się i znika w jakiejś ciemnej uliczce. Ledwo dążyła go dostrzec. - Fajnie, a teraz muszę go jeszcze gonić... - szepnęła ześlizgując się po gzymsach w dół. Nieco koślawo
wylądowała na ziemi podpierając się ręką. - Ehhh... Dawno już tego nie robiłam. - szepnęła gnając co sił ku bramie. Ale gdy już jakoś przedarła się przez patrolowane miasto ku bramie dostrzegła tylko jak kilku kuszników mierzących w
kogoś lub coś za murem...

- Zabić cholernego futrzaka! - wydarł się któryś lekko podchmielony wartownik. W bramie stał wóz z porozrzucaną zawartością. Koty-dachowce dorwały się do jakiegoś kawałka mięsa, który wypadł z wozu, głośno szarpiąc się o jego skrawki w akompaniamencie lamentu właściciela owego pojazdu. Elfka nie miała większego wyboru. Kusznicy byli zajęci, choć nie na długo. Szybka inkantacja i kangurzy skok zakończył się lądowaniem w cieniu muru. Zielone oczy błysnęły w ciemności jasnym blaskiem wraz z kamieniami medalionu. "Oszczędzaj siły na później..." Myślała spoglądając na wilka gnającego ku mrokowi lasu. Sama udała się wzdłuż murów w mniej strzeżone miejsce i już nieco spokojniej wyszła na księżycowe światło brnąc polami ku leśnej głuszy. "Tylko jak ja znajdę tego wilka?" Zmartwiła się szybko gnając ku krawędzi lasu. "Im szybciej tam dotrę, tym większa szansa, że go nie zgubię. Ironia... Teraz nie wilk goni ''zwierzynę'', a owa ''zwierzyna'' wilka" W końcu dobrnęła ku gąszczowi. Już otwarła usta by zawołać za Furionem, ale powstrzymała się na chwilę. Kogo jeszcze sprowadzi na siebie swoim krzykiem? "Raz kozie śmierć pisana

- Furion! - zastanawiałą się czy ten zrozumie. Może, choć rozpozna głos. Echo niosło ze sobą jej wołanie. "Pewnie się nie uda... Bo niby jak ma się udać?" Zapytała sama siebie smutna wyobrażając sobie gdzie teraz mogą siedzieć jej przyjaciele. Wtem usłyszała wycie wilka. "A może jednak?" Po chwili miarowy stukot oznajmił elfce przybycie "towarzysza". - No... To teraz idziemy ich ratować, co? - zapytała spoglądając w ślepia wilka. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zawsze trzymała się od niego "z daleka". Zupełnie nie wiedziała, z czego to wynikało. - Ja doskonale wiem, ze ty mnie nie rozumiesz, ale jakoś sobie poradzimy... - powiedziała odwracając się i zmierzając ku miastu. Teraz wiedziała, że brama, którą wyszli niezbyt nada się do kolejnego wejścia. Ale za to nieco dalej od nich była kolejna. Eileen przed oczyma miała mapę miasta. Widziała to jakby właśnie teraz, w tej chwili spoglądała po raz kolejny Philowi przez ramię. No właśnie, Phil. On tam jest i ona właśnie zdała sobie sprawę, co mógł zrobić mu wojewoda. Przecież to on ich prowadził - jego pierwszego weźmie w obroty. "Muszę się spieszyć". Po chwili stali w cieniu pod bramą. Kilku strażników strzegło na wpół otwartych wrót. Na ich nieszczęście byli trzeźwi. Furion delikatnie dotknął nosem dłoni Eileen. " Tak, jasne może po prostu normalnie przejdziemy? "Panie władzo, czy raczyłby pan łaskawie nie patrzeć?" " pomyślała niezbyt zadowolona. " No to lecim z tym koksem..." Westchnęła i cicho inkantowała zaklęcie. Po chwili w odległości kilku metrów od bramy zapłonął dość spory ogień. Ogniste pole rozświetliło lekko bramę i zdziwioną straż. Ci nie czekali na nic, tylko jak szaleni wybiegli w stronę owego ognia z wiadrami wody. "Niezrównana inteligencja" Pomyślała przemykając się szybko przez bramę i wbiegając z wilkiem w pierwszą ciemną uliczkę. Po dość długim kluczeniu ponownie stanęli pod siedzibą wojewody. "Wszystko fajnie, ale jak się tam dostać? Bądź, co bądź wilk i tak chyba będzie musiał zostać na zewnątrz dopóki nie zrobię mu przejścia. Z nim łatwiej będzie mi przedrzeć się przez straż." Pomyślała oglądając jeszcze raz zabezpieczenia. Wysokie mury, groźnie zaostrzone grotami kutych zdobień i strażnicy przy bramie, no i oczywiście fosa. "Nie ma co robić, tylko rybki hoduje" spojrzała ku nieco mętnej wodzie, a potem chwyciła dłonią za medalion. " Cholera, trudno, muszę zaryzykować. Najwyżej zginę... stwierdziła, lecz zdała sobie sprawę, że znacznie bardziej woli śmierć w zwykłej walce. Delikatnie dotknęła wilka. Ten chyba nie potrzebował wyjaśnień. Gdy tylko minął ich patrol razem przechodząc przez kładkę zbliżyli się do muru. Pośpieszna inkantacja uchroniła ich przed spotkaniem z kolejnym patrolem. Czar przenikania poprzez cegły pozwolił im wejść... w krzak róż. Szybko musieli z niego wyłazić, nim czar wygaśnie, by nie zostać pokłutym "od środka". Wilkowi najwyraźniej niezbyt podobały się te czary, ale elfka pomagała mu jak mogła. Po chwili stali w cieniu krzewu, a przed nimi rozpościerał się spory ogród, pełen krzaków róż, kwitnącego już bzu i niezapominajek. Z dość wysokich drzew owocowych spadały jak śnieg płatki przekwitających kwiatów. Wszystko w blasku księżyca sprawiało piękne wrażenie nieco już przemijającej wiosny. Ale nie po to tu przybyli. Elfka najlepiej jak potrafiła kryła się za roślinami, bo nikt z domu, a także ze strażników wartujących przy tylnym wejściu nie mógł jej spostrzec. Tym razem prowadził ją wilk. Ten naprawdę wiedział, o co w tym chodzi i dokładnie rozumiał gdzie elfka chce się dostać. Potrawił wypatrzyć najlepsze zakamarki, najwygodniejsze i osłonięte przejścia, jakich ona nigdy nie byłaby w stanie odnaleźć. W końcu dotarli pod ścianę budynku. Tu jako tako nie było straży - dopiero parę metrów za ozdobną figurą, która ich osłaniała było jasno oświetlony taras z dwójką wartowników. "Dobra, ale co dalej?" Zastanowiła się. Czar przenikania mógł wprowadzić ich wszędzie - nawet prosto w łóżko samego wojewody. "A kij mu w oko..." Inkantacja szła sama. Jeden z kamieni medalionu zalśnił fioletowym światłem. Po chwili już prowadziła wilka ku budynkowi. Znaleźli się w jakimś pokoju na parterze. Najpewniej była to kuchnia. Elfka widziała uśpionego kucharza na swym łóżku, a zaraz dalej stos pozmywanych i poukładanych naczyń. Tak się też złożyło, że kucharz miał kota. Shsh.... - zjeżył się ten na widok Furiona. Elfka nie mogła nic zrobić. Po chwili cienkie kości kręgosłupa kociaka zostały przerwana, a jego ciało leżało bezwładnie na podłodze. "No nic, chodźmy już." Wychyliła się przez ścianę szukając wzrokiem wartowników, wiedziała dobrze, że drzwi mogły skrzypieć - czar przenikania wydawał się lepszą alternatywą. "Pusto?" Długie cienie rzucane przez krzesła jadalni wydał jej się groźne. Wielki dębowy stół przykryty delikatnym obrusem stał gotowy do śniadania lśniąc jak szata ducha w blasku księżyca wpadającym przez okno. Po chwili już, gdy stała w pokoju razem z wilkiem usłyszała miarowe chrapanie. Obróciła się na pięcie. Na podłodze spał strażnik obejmując rękoma sporą butlę wina. "Uff... Na szczęście on chyba też czekał, aż kucharz zaśnie" zaśmiała się w duchu omijając krzesła. Zdała sobie sprawę, że zupełnie nie wiedzą gdzie trzymają ich przyjaciół. Spojrzała na wilka. Ten czekał tylko na jej "polecenia". "No dobra, ale mamy jednego strażnika w zanadrzu." - wyjęła swe krótkie ostrze i przyłożyła je do szyi śpiącego. Zaraz potem zasadziła mu potężnego kopniaka. Ten obudził się gwałtownie, na szczęście elfka w porę odsunęła ostrze na tyle, by za szybko go nie podciąć. Najwyraźniej zdezorientowany, jeszcze nieco pijany strażnik spoglądał przerażonymi oczyma na elfkę.

- Jedno słowo, a jutro będziesz wąchał kwiatki od spodu... - szepnęła, delikatnie przejeżdżając mu ostrzem po szyi na tyle, by nie uszkodzić skóry i na tyle, by on to poczuł. - Gdzie są więźniowie? - zapytała - Tylko mów cicho...

- Eee... Zabrali ich... w te no... A! Kamieniołomy...

- Cicho ty będziesz przebrzydły, czy mam cię ogolić? - zapytała gdy strażnik zaczął mówić nieco głośniej. Ten automatycznie umilkł.

- A ich broń? - zapytała niezbyt zadowolona.

- Kapitan powiedział, że to niezłe gagatki, a ich broń najpewniej dostaną tylko najlepsi... - powiedział smutno strażnik.

- Czyli mam rozumieć, że jest w jakimś składzie broni dla strażników? - zapytała się.

- No... Nie do końca. Ci czarni chyba też mieli ochotę na niektóre z tych broni. Możliwe, że jutro pan im je podaruje...

- Konkretnie! Gdzie on je teraz trzyma?

- Pewnie w swoim składziku... Ale tam stoją nasze chłopaki. I jednej broni nie mogli zabrać. Topór krasnoluda, nawet mag bał się go dotknąć...

-Hmm... Topór krasnala powiadasz? Zawsze wiedziałam, że był chroniony czarami. Raz tylko widziała jak Phil dał go radę wziąć, ale tylko na chwilę. - Dobra, a gdzie ten składzik? - zapytała ponownie przycinając ostrzem strażnikowi kilka włosków z brody.

- Na parterze. Pokój taki sam jak kuchnia, ale po drugiej stronie domu... I proszę, nie zabijaj mnie... - powiedział strażnik. Teraz Eileen zdała sobie sprawę, że nie może go tu zostawić. Przecież on wiedział o niej. Jeśli wojewoda o niej się dowie to będą straceni. Co więcej - straci ostatnią szansę na uratowanie przyjaciół. Po raz kolejny utkwiłą wzrok w wilku. Ten cały czas szczerzył kły w kierunku strażnika. Zupełnie zdezorientowana spojrzała na podpitego stróża. "Jest pijany, nawet może tego nie poczuć" - mówił jeden głos w jej głowie. "Ale nigdy nie zabijałaś nikogo, kto nie zrobiłby ci czegoś złego. To też nie jego wina, on przecież wypełnia rozkazy. A i on ma swoją rodzinę" - mówił drugi głos w jej głowie. Wiedziała, że nie ma wyboru, a jednocześnie ciągle go szukała.

- Jeśli chcesz żyć musisz robić dokładnie to co powiem... - szepnęła zdenerwowana - Jeden mały ruch i jesteś martwy, wiedz o tym. Kiedy dam ci znak zdejmiesz z siebie zbroję. - Szybka inkantacja rozbudziła w jadalni stary czar - ciszę. Strażnik aż zadrżał, gdyż do jego uszu nie dolatywał żaden dźwięk. Elfka wskazała na niego ręką. Ten usłużnie zdjął z siebie zbroję, nagolenniki i inne te blaszane cudactwa, których ona nie potrafiła nazwać. W końcu stał przed nią w prostych, lnianych spodniach i koszuli. Eileen magicznie sprawiła, by zbroja zdematerializowała się. Zaraz potem spętała magicznymi więzami strażnika i zatkała mu usta. Czar wygasł. Usłyszała jak wiatr trąca gałęzie drzew za oknem. - Poczekasz tutaj aż wrócę. Nie waż się nic zrobić bo i tak cię znajdę i zabiję. - oczy elfki po raz kolejny rozbłysły magicznym światłem jakby na potwierdzenie. Ale to był tylko znak ponownego uruchomienia czaru przenikania. Po chwili razem z wilkiem przeniknęła spowrotem do kuchni, a potem na podwórze. "Noc jeszcze długa..." uśmiechnęła się na wspomnienie starych przygód. Szybko przemykała się z wilkiem wzdłuż ściany na druga stronę domu. Na kolejnym,
symetrycznym tarasie stało nie dwóch, a pięciu strażników. "No, to tutaj mamy nasz składzik... "- pomyślała. - "Ciekawe, czy wewnątrz też ktoś pilnuje?" - zmartwiła się. Ale mimo wszystko przeniknęła przez ścianę... do sporej szafy. Gdyby nie utrzymała czaru między żebrami miałaby dębową półeczkę. Wilk czekał na podwórzu. Drzwi szafy były uchylone. Dobrze widziała jak jeden ze strażników przyglądał się Soul Drinker''owi. Ostrze zalśniło w ciemności. "Jeśli uda mi się go uśpić nikt nie domyśli się, że to byłam ja..." stwierdziła, bo równie dobrze ktoś inny mógł ukraść trak cenną broń. Kolejna inkantacja. Cisza jak makiem zasiał. Szybko nim tylko strażnik się połapał Eileen złapała jakiś kwiatek doniczkowy i... Cisza. Poczuła tylko jak podłoga zadrżała pod upadkiem ciała ogłuszonego i jak doniczka pęka na pół. Czar trwał jeszcze chwilę. Na tyle długą, by mogła magicznie spętać strażnika i zatkać mu usta. Teraz już tylko zabrać broń. Soul Drinker szybko znalazł się w pochwie. Eileen szybko przeniosła całą broń do "magicznego schowka" dematerializując ją. To samo uczyniła z plecakami pełnymi ekwipunku i kilkoma pancerzami. Amulet zalśnił po raz kolejny. "Potem to odpokutuję, ale trudno..." - pomyślała ocierając pot z czoła i przenikając spowrotem przez ścianę. Teraz już tylko wydostać się.... A nie! Jeszcze strażnik! Ponownie znalazła się z wilkiem przy kuchni. Teraz przeniknęła do środka razem z wilkiem. Szybko też znaleźli się w jadalni. Strażnik leżał tak jak go zostawiła. Rozwiązała mu więzy na nogach, ale ust nie odkneblowała. Czułą się potwornie słaba. Jakby ze dwa razy przebiegło po niej stado koni z jeźdźcami. W ostatniej chwili, nim się zachwiała wyjęła z torby eliksir. Lekko fioletowy płyn nieco postawił ją na nogi. Z krótkim ostrzem przy doku strażnika prowadziła go przed sobą przenikając kolejno do kuchni, a potem na ogród. Znów podchody przez krzaki. Teraz Furion pilnował uprowadzonego strażnika. Eileen szła jak we śnie, ale ciągle pobudzała się myślą, że musi uratować przyjaciół... Phila... Krasnala... Marvola... Darkusa... Gregora... Phila...

***

Patrole straży jakoś dało się ominąć. Choć raz o mały włos nie znaleźli się w rękach jednego z patroli. Byli w najbiedniejszej dzielnicy miasta, wśród walących się ze starości kamienic. Tam zastał ich świt. Blady, jeszcze niepewny oświetlał dachy domów różową poświatą dnia. Eileen z Furionem i pojmanym strażnikiem zatrzymali się w jakimś ciemnym zaułku. Elfka ponownie spętała mu nogi. Furion nieco się najeżył, gdy odkneblowała mu usta. Teraz dopiero zdała sobie sprawę, że strażnik nie byłby się jej tak, gdyby nie wilk za plecami.

- Dobra, a teraz gadaj, gdzie te kamieniołomy! - powiedziała już pewniej.

- Na północny zachód od miasta. W stronę gór. Jak pójdziesz wzdłuż wybrzeża to nawet nie pół dnia drogi stąd. Godzina jazdy konno.

- Jak je rozpoznam? - zapytała niezbyt pewnie.

- Spora dziura w ziemi otoczona grubymi murami, coby więźniowie nie uciekli. Kilka wieżyczek, sporo naszych chłopaków patrolujących wokoło i kilka budynków więziennych ze sporymi podziemiami pełnymi lochów.

-Gdzie mogą ich trzymać? - zapytała przykładając mu ostrze do szyi.

-Nie mam zielonego pojęcia... Błagam, nie zabijaj mnie... - przeraził się ten jeszcze bardziej, gdyż Furion zaczął warczeć. Elfka delikatnie pogładziła miękką sierść wilka. Ciągle do końca nie wiedziała co zrobić ze strażnikiem. Spoglądała na niego swymi zielonymi oczyma spod kaptura, który miała zarzucony na głowie. W końcu stwierdziła jednak, że nie może go wypuścić. Ale nie może też zabić. Właściwie nic jej to nie dało

- Witaj wędrowcze... - odezwał się znajomy głos z tyłu. Elfka odwróciła się gwałtownie. To wyjaśniało warczenie wilka. Lekko powstrzymała go ręką.

- Witaj... - powiedziała szeptem, starając się nie zdradzić niepewności.

- Poznałem cię od razu. Nic się nie zmieniłeś od czasu naszego ostatniego spotkania. No i jednak zszedłeś na tę samą drogę, co ja. Poszukiwany przez władze miasta, włamałeś się do rezydencji wojewody. I jak widać nie straciłeś dawnej wprawy. Śledziłem cię od dłuższego czasu. A sam mnie przekonywałeś, że samotność nie jest dobra... - powiedział tajemniczo przybysz. Spod jego głębokiego kaptura nie było nic widać. Ale elfka już wiedziała, kogo spotkała.

- Ale widać nie śledziłeś mnie wystarczająco długo przyjacielu. - szepnęła odsłaniając kaptur. Widok kobiecej twarzy najpewniej odbił się zdziwieniem na twarzy przybysza, lecz to były tylko przypuszczenia Eileen, gdyż nie widziała twarzy ciągle jeszcze nieznanego-znajomego.

- Hmm... - odezwał się w końcu. - Czyli jednak ta anonimowość nie jest dobra... - powiedział ściągając kaptur. Elfka nieco szerzej rozwarła oczy, ale nie dała po sobie poznać zdziwienia. Spod kaptura spoglądał na nią stalowobłękitnymi oczyma drow. " No nieźle Eileen... I kto by pomyślał, że przyjaźniłaś się z drowem. Zrozumiem jeszcze, że ktoś jest zły, ale żeby przyjaźnić się z drowem. No fajnie..." - Coś nie tak? - zapytał w końcu.

- Nic... Martwię się... - powiedziała prawdę. Chyba po raz pierwszy od dawna.

- Jak pozbyć się zakładnika? - zapytał kończąc jej zdanie z lekkim uśmiechem. Była to po części tylko prawda. - Dalej masz miękkie serce, ale jeszcze możesz się wyrobić. - stwierdził - Ale mogę ci pomóc. Z resztą, co dość trudno przyznać - ty też mi kiedyś pomogłaś. - Nawet nie czekał na odpowiedź Eileen. Chwila moment i strażnik leżał z podciętym gardłem. Ale ona ciągle miała rozterkę.

- No już, nie martw się, on idzie na moje konto... - powiedział przybysz nie pozbywając się lekkiego uśmiechu z twarzy. Furion ciągle warczał na niego. - I widzę, że znalazłaś sobie nienajgorszego pupila...

- To nie mój, to kompan jednego z moich towarzyszy. Poza tym nie bądź pewny, że się zmieniłam. Ale mam dla ciebie propozycję. Znamy się dość długo, a ja potrzebuję pomocy. Zadanie może ci się spodobać. Moich kompanów zamknięto w kamieniołomie. Muszę się tam dostać i wyrwać ich stamtąd. Pomijam fakt, że może być niezła bijatyka... - mówiła dość szybko ale wyraźnie. - A potem? Potem się jeszcze zobaczy... - powiedziała spoglądając mu w oczy.

- Hmm... Więc to jest ta cała drużyna, co naraziła się władzą? - zapytał drow.

- Tak. - odparła elfka.

- Nie robiłbym sobie kłopotów, gdyby nie fakt, że można nieźle się zabawić... - w oczach mrocznego elfa błysnęła jakaś namiastka żądzy mordu. Eileen ciągle jakby nie do końca ufała nowemu. Pamiętała, co było kiedyś, ale teraz zdała sobie sprawę, że on jest drowem. Drowom się nie ufa...

***

Byli już prawie na miejscu. Nawet się nie spostrzegła jak ten bez użycia czarów wyprowadził ją z miasta. Był wytrawnym łowcą. A może raczej czymś pomiędzy łowcą a łotrzykiem. Eileen cieszyła się, że ma wsparcie, ale z drugiej strony cały czas trzymała Furiona blisko siebie. Po godzinie szybkiego marszu w upalnym blasku słońca widziała już spory masyw skalny i "przyczepione" do niego mury kamieniołomów. Drogą turkotał wóz kupiecki, najpewniej z zaopatrzeniem. Elfka przez chwilę marzyła, by skryć się pod cieniem lnianego daszku na takim wozie.

- Wchodzimy niepostrzeżenie, uwalniamy twoich koleszków i robimy rozróbę, tak? - zapytał dla upewnienia towarzysz.

- Tak... - szepnęła spoglądając na grube mury, zza których wystawały lśniące jak latarnie hełmy strażników przechadzających się po murach. Podobnie lśniły z reszta dachy wieżyczek, na których siedzieli kusznicy i łucznicy.

- No, rusz się. Musimy zdążyć... - pociągnął ją drow gnając ku jadącemu droga wozowi. Podbiegli niezbyt głośno od tyłu i wskoczyli dyskretnie, tak by kierujący końmi kupiec niczego nie zauważył. Nawet wilkowi udało się to nienajgorzej. Siedzieli spokojnie podjadając to i owo z beczek, gdy wóz stanął w cieniu bramy wjazdowej. Usłyszeli stukot kołatki.

- Kto tam? - rozległ się basowy głos stróża.

- Kupiec, wiozę zamówione towary. - powiedział lękliwie.

- A wino masz? - zapytał jakiś kusznik z góry, gdy otwierano bramę.

- Mam i to bardzo dobre... - zachwalał swój towar już nieco pewniej.

- A dziewki jakiejś nie spotkałeś? - zapytał jeden ze strażników, gdy mijali bramę.

- Niestety, nie. - powiedział cierpko kupiec. Drow spojrzał na elfkę i oboje zdusili śmiech. Wilk leżał dokładnie pomiędzy nimi. Wjechali na dość spory plac. Elfka zastanawiała się, co zrobią dalej. Spojrzała znacząco na towarzysza. Ten dyskretnie wyjrzał zza osłony. Po chwili pociągnął ją ku wyjściu. Jak sobie później zdała sprawę - wyskoczyli w ostatniej chwili, bo minutę potem strażnicy rozpoczęli wyładunek. Skryli się za jakąś skałą. Te skały najwidoczniej zostały pozostawione w spokoju, gdyż stanowiły naturalną kontynuację murów. Tak to kopiący tutaj przez lata więźniowie wgryźli się w twarde skały góry poszerzając cały plac prawie na objętość kilku dobrych pól. Oboje przyglądali się pracującym. Elfka szukała wzrokiem znajomej postaci Phila, ale nigdzie nie mogła go dostrzec.

- Musimy się tam jakoś wkręcić. Ale przy tylu strażnikach nie damy rady się podskradać... - powiedział drow podobnie jak Eileen oglądając teren.

- Da się załatwić. - powiedziała. - Ale musisz mi zaufać. Zobacz, oni są wszyscy w workach.

- I co, może mamy się w takie worki jeszcze przebrać? - zapytał ten z ironią w głosie.

- A czyś ty zdurniał? - zapytała Eileen - Od czego jest iluzja? A teraz posłuchaj mnie... - mówiła szeptem ustalając plan. Po dłuższej chwili dała sygnał Furionowi by został, a sama rzuciła na siebie i towarzysza iluzję. Po chwili oboje wyglądali jakby mieli na sobie tylko te worki, a w dłoniach trzymali kilofy. Szybko podkradli się do pracujących i udawali, że pracują razem z nimi. Tymczasem cały czas przesuwali się kolejno, a Eileen szukała wzrokiem towarzyszy. Chwilami oboje zamienili kilka słów, jednak krótkich i nic nieznaczących, bo strażnicy cały czas mieli na wszystko oko. Po chwili Eileen zobaczyła jak biczują jakiegoś biedaka z całej siły. Twarz skrył on w worku, ale nie wydał z siebie ani jednego dźwięku.

- To cię nauczy, gnoju, roboty... - mówił biczujący go. Ten podniósł na niego oczy pełne nienawiści i pogardy w przerwie między potężnymi razami. Wtedy Eileen zdusiła w sobie okrzyk. To był Darkus. Wtedy dostrzegła resztę drużyny pracującą obok. Wszyscy zakuci w kajdany z ciężkimi kulami u nogi. Wokół nich z powodu oporu Darkusa zebrało się sporo strażników śmiejąc się z niego i popijając wino z przyniesionych butelek. Elfka zacisnęła mocniej pięści na iluzorycznym kilofie. "Ta zniewaga krwi wymaga..." - przeszło jej przez myśl. Przez chwilę stłumiła w sobie sumienie. "Oni nie wykonują "po prostu" rozkazów - oni mają z tego satysfakcję" - stwierdziła i z bólem przyznała, że nie sprawi jej smutku zabicie ich. Widziała jak "po drodze" któryś z nich trzasnął biczem jakiegoś elfa. Phil... To był on. Eileen szturchnęła towarzysza. Dyskretnie, kawałek po kawałku uderzając iluzorycznymi kilofami zbliżali się do grupy. W końcu Eileen stanęło obok Shana. Ten najwyraźniej jej nie poznał. Mignęła okiem towarzyszowi, żeby zaczekał.

- Shan, a drowka się dla ciebie nie znalazła? - zapytała najcichszym szeptem na jaki ją było stać. Jakimś cudem udało jej się wykrzesać na twarz uśmiech, choć już ciekło po niej kilka łez.

- Eileen. Ciebie też pochwycili? - zapytał ten.

- Chyba cię pogięło. Przyszłam was ratować... - powiedziała jeszcze ciszej. - Niech nasi zbiorą się w kupę. Mam plan i waszą broń.

- Gdzie? - zapytał ten jeszcze ciszej z całych sił uderzając młotem w kamień aby nie zwrócić uwagi strażników. Elfka robiła odruchowo to samo. Jej zielone oczy błysnęły.

- To już moja sprawa. Mam też małą pomoc. Podaj dalej informację, niech nasi się ścisną, ale tak, żeby nie było zbyt blisko nas strażnika... - powiedziała. - A ja zaraz potem cię uwolnię.

Po chwili już wszyscy, choć dość wolno skupili się razem. Strażnicy jakoś zdawali się tego nie zauważać, gdyż nadal pastwili się nad którymś z więźniów. Eileen teraz dokładnie widziała nieźle obitego Darkusa. Napotkała też badawczy wzrok Phila. Ruchem ręki zawołała swego dotychczasowego towarzysza. Marvolo cały czas patrzył na nią czekając tylko na informację gdzie jest Furion. Wszyscy z jednakim zdziwieniem spoglądali na niebieskookiego drowa. Ona im nic nie tłumaczyła. Szybką inkantacją złamała zaklęcie blokujące więzy Shana. Dała mu tylko znak ręką by powstrzymał się z czarowaniem. Jednym czarem przywołała z "magicznego schowka" broń i pancerze. Wtedy Shan zaczął działać. Strażnicy coś spostrzegli i zaczęli biec w kierunku grupy, ale wtedy ona już wypiła całą zawartość fiolki, którą wcześniej miała przytwierdzoną do pasa i pozbywając się resztek iluzji rozpoczęła inkantację. Wszyscy strażnicy zbiegali się w ich stronę, czas jakby zwolnił. Oczy Eileen rozbłysły jasnym światłem, podobnie jak kamienie medalionu - lecz każdy swym kolorem. Plan Eileen był bardzo prosty, ale był jego jedyny minus - mogła zginąć. Z całą świadomością popełnianego czynu wywołała dobrze znany czar - wybuch energii, ale ulepszony jej własnym sposobem i wzmocniony mocą... Właśnie, jaką mocą? Teraz to było nieistotne. Wzniosła się lekko metr nad ziemię i rozpoczęła wybuch energii rozpoczynający się od kuli nieco większej, niż miejsce, jakie zajmowała drużyna. Jasne światło przez chwilę przyćmiło blask słońca i z całą mocą wytrysnęło na wszystkie strony oślepiając i rażąc silną energią wszystkich na swej drodze. Drużyna przez chwilę stałą oniemiała osłaniając oczy. Gdy światło zgasło elfka lekko opadła na ziemię. Czy była martwa, czy nieprzytomna - tego nikt nie wiedział. Broń leżała tuż obok nich. Strażnicy, którzy byli w budynku wybiegali zwartymi grupami. Obrońcy na murach zrozumieli, co się działo...

-Śmierć! - zabrzmiał znajomy okrzyk, lecz zupełnie nieznajomego głosu, gdy drow poderwał się do walki ze strażą. Ilu ich jeszcze zostało - tego nie wiedział nikt...

[Ojojoj... Dużo tego wyszło. Ale jestem z siebie dumna. Acha - drowi "przyjaciel" przedstawi się potem :P ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Poprawka: byłam z siebie dumna. Między zdania:

"Po chwili już wszyscy, choć dość wolno skupili się razem."

i

"Strażnicy jakoś zdawali się tego nie zauważać, gdyż nadal pastwili się nad którymś z więźniów."

Proszę wstawić fragment:

Eileen dopiero teraz dostrzegła Farina i kilku "nowych", którzy znaleźli się w drużynie. Ale bardziej martwił ją widok krasnala. Ten musiał być cały czas ciągnięty lub popychany przez kogoś z drużyny, bo zachowywał się prawie jak kukła. Zastanawiała się co tak na niego podziałało: urażona duma krasnala, że został tak poniżony? a może brak jego topora?

Jutro mnie nie ma jak coś. Jestem "prawie" jak martwa, proszę o uratowanie mnie "w całości"]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

W celi było lodowato zimno. Zimno i wilgotno. Do tego jeszcze bród, smród i ta charakterystyczna pustka. Żadnych okien, choćby zwykłych krat. Jedne wielkie, masywne drzwi z nieocheblowanego drewna. W pomieszczeniu nie było żadnego krzesła. Nie było żadnego stołu, czy chocby zwykłej pryczy. W tym przypadku nie miało to sensu ekonomicznego i przestrzennego. Wystarczyły zardzewiałe łańcuchy wiszące u ściany. Łańcuchy nie były zawieszone na wysokości dostosowanej do wzrostu niziołków. Nic to w zasadzie nie zmieniało...

...

Czasami niziołek słyszał jakieś niewyraźne głosy, po czym następował ból. Ostatnio coraz częściej się mu to przytrafiało. Na przykład teraz znów coś słyszał. Odruch warunkowy: jęknięcie. Po chwili jakby reakcja zależna: ból. Po bólu następowało kolejne, głośniejsze jęknięcie, a następnie kolejny, mocniejszy i gorszy ból. Jednak wówczas już organizm sam jakby wyciszał jęknięcia. Dalej było słychać głosy. Po kilku minutach okropny, przeszywający całe ciało ból. Organizm już nie był w stanie nic wyciszyć. I chwila odpoczynku, wcale nie mniej bolesnego od przerywników.

...

Do zakresu obowiązków strażnika należało otwieranie celi, wpuszczanie ''sędziego'', jak go w myślach dla zabawy nazywał, wysłuchiwanie pytań skierowanych przez ''sędziego'' do więźnia, zwykłe przywalenie więźniowi na znak ''sędziego'' i ewentualnie jakieś zadanie specjalne, opłacane ekstra. Lubił przychodzić do tego niziołka. Zawsze dostawał jakąś premię... ''Sędzia'' zawsze był ten sam. Zawsze zadawał te same, lub podobne pytania i zawsze w tych samych momentach kazał obić więźnia. Miła rutyna. Ah, no i zawsze zadanie ekstra było brudzące. Ale za bonus i tak mógł sobie kupić dwa nowe komplety zbroi. Tak, dodatki ekstra zawsze były dobrze opłacane. Niby coś o wpływie na psychikę strażnika...

...

Oficer śledczy do spraw specjalnych powołany przez obecnego wojewodę nie lubił swojej pracy. W głębi siebie był bardzo czułym i romantycznym człowiekiem. Jednakże nie za to mu płacono, a w końcu musi utrzymać swoją rodzinę. A u wojewody płace były bardzo wysokie. Otrzymał jako podejrzanego niziołka. Został on przyłapany w trakcie napadu na rezydencję wojewody. Miał plany budynku, był w pierwszej grupie. Z pewnością dowódca. O ile dobrze było oficerowi wiadomo, reszta grupy znajdowała się kilkaset metrów dalej, w kamieniołomach. Ale to już nie należało do jego obowiązków. Nie lubił też swojej pracy ponieważ musiał utrzymywać chłodny stosunek względem strażników. Sam z chęcią by pewnie zasiadł z nimi do gry w karty, ale wojewoda zakazał takich stosunków. Więc musiał stworzyć sobie image sk*******, którego unikaliby nawet strażnicy. Z tym przynajmniej nie było problemu, wystarczyło zyskiwać miano najsurowszego i najbrutalniejszego ''sędziego'' trzy razy z rzędu... Trzecim powodem, dla którego nie lubił swojej pracy była praca sama w sobie. Właśnie wchodził za strażnikiem do kolejnego korytarzu. Kolejnego śmierdzącego ciemnego korytarzu. Znów ta sama cela. Znów ten sam niziołek zwisający na łańcuchach ze ściany. I znów te same bezsensowne pytania.
- Czemu chciałeś zabić naszego wspaniałego i miłującego nasze miasto wojewodę...? - Jęk skazańca, podniesienie ręki przez sędziego, podejście strażnika i głuche uderzenia. - Powtarzam pytanie. Czemu chciałeś zabić naszego wspaniałego i miłującego nasze miasto wojewodę...? - Głośny jęk skazańca. Kolejne podniesienie ręki przez sędziego. I kolejne głuche odgłosy uderzeń. Skazaniec tym razem milczy. - Hmm, więc skąd posiadasz mapę posiadłości naszego wspaniałego i miłującego nasze miasto wojewodę? - Milczenie. - Czemu przewodziłeś grupie próbującej pozbawić życia naszego wspaniałego i miłującego nasze miasto wojewodę? - Milczenie. - Nie chcesz nic mówić? Strażnik, jak myślisz, co teraz? Poprzednim razem była lewa stopa, Trzy palce lewej ręki, duży palec prawej nogi... Wojewoda się niecierpliwy. Najchętniej wybrałbym język, może przestałby jęczeć, hehehehe. - Kolejna cecha sędziego. Śmiech bez cienia radości mający na celu uświadomienie jego bezduszności. - To może teraz oczko? Jedno, drugie zostawimy na później. - Ryk bólu. Dobrze, że strażnik jest odwrócony w stronę skazańca, w tym momencie nawet oficer się krzywi. Wychodzą z celi. Strażnik zamyka drzwi na klucz. Nie wiadomo po co, taki zwyczaj. I znów idą przez ten sam śmierdzący i ciemny korytarz. Ciekawe co dzisiaj na obiad...?

...

Otworzenie oczu sprawiało ból. W ogóle cała głowa sprawiała ból. Nie, to nie głowa. To cały niziołek. O dziwo, przymknięcie powiek wyjątkowo wcale w niczym nie pomogło. Wręcz przeciwnie, wzmogło jeszcze cierpienie. I ten głos, gdzieś z oddali. Jakby przyjazny i pełen żalu. Łańcuchy zostały zdjęte. Stawy wróciły na swoje normalne pozycje, oczywiście przy wyjątkowej porcji bólu. Czyżby koniec cierpień? Czy może coś gorszego...?

[No działajcie, macie duuże pole do popisu. Aha, nie sądzę, by się dało mnie uleczyć w jednej chwili. Powtarzam, jakbyście nie zrozumieli ;): Nie zgadzam sie na wykorzystanie mojej postaci w celach leczniczych.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cała drużyna zdawała się być zaciekawiona przyjacielem Eileen, który najwyraźniej czerpał przyjemność z zabijania coraz to kolejnych fal strażników wlewających się na pole bitwy. To co było kiedyś kamieniołomami przypominało coś w rodzaju wielkiej areny przepełnionej teraz zapachem świeżej krwii oraz ludzkich wnętrzności.
Eileen zdawała się jakoby patrzeć w próżnie tak nieprzeniknioną że nawet sam Elmister niemógłby jej opisać...
Drow spojrzał na nią przez chwile i zobaczył zmierzającego w jej stronę strażnika który szykował się już do uderzenia. Drow zablokował atak swoim mieczem szykując już drugi do natarcia... nim się ktokolwiek zorientował
strażnik leżał już na ziemi z rozprutym brzuchem. Wszyscy strażnicy leżeli już martwii a jeśli zdarzyłby się ktoś żywy nie przeżył by długo pod ciałami innych strażników, został tylko nadzorca Drow spojrzał na niego swymi błękitnymi oczami i rzekł
-ciebie zostawiłem sobie na deser! -po czym ruszył gwałtownie, Nadzorca próbował uciec lecz nim ten się spostrzegł jego oprawca był już za nim szykując swe ostrze do uderzenia.
Shiii... rozległ się dźwięk metalu wbijanego w ciało, miecz wbił się aż po rękojeść.
Cała drużyna stała i patrzyła jak drow uśmiercał nadzorce z wyraźnym uśmiechem na twarzy,
wszyscy byli zaciekawieni kim był ów przyjaciel Eileen oraz jakie ma zamiary, wiedzieli jednak że drowy są złe i nie można im ufać

-Kim jesteś? - spytał Phil mocno zaciekawiony ów postacią
-Jam jest Sepethro, łowca oraz złodziej do usług - Sepethro zdawał się oczekiwać na reakcje grupy i ich odpowiedź.

[to mój pierwszy post w tym temacie, jeśli zrobiłem coś nie tak to mówcie]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Marvolo był już wyraźnie poirytowany całą sytuacją. Najpierw musiał patrzeć, jak brutalnie zamordowano jednego ze skazańców, następnie oglądał jak zamęczali Darkusa. A teraz? Eileen przyszła z przyjacielem. Ale gdzie jest Furion? Nawet nie miał jak się zapytać. Elfka w końcu leżała na ziemi. Druid wiedział tylko jedną rzecz. Nie była martwa. Wyczuwał bicie Jej serca. Słabe, po tak ogromnym wysiłku, ale biło. To było najważniejsze. Gdyby umarła, to jedynie Paladyn mógłby tutaj pomóc. A nie wiadomo, czy Gregor w takich warunkach by sobie poradził. Nie można było być tego pewnym. Ale jak wiadomo, wyjątek potwierdza regułę. Teraz Druid wzniósł ręce do nieba, a ziemia zatrzęsła się. Między palcami Marvola ukazały się zielone ogniki, a w oczach poczęły błyskać słabe światełka. Z ziemi wydobyły się liczne pędy, które utworzyły klatkę nad całym zgromadzeniem. Chroniło to drużynę zarówno przed Słońcem, jak i przed ewentualnym atakiem. Wybrzuszenie pośrodku mogło służyć jako prowizoryczny stół. Jednak żadnych siedzeń nie było. Wszyscy musieli stać. Oprócz Darkusa, który zwalił się wycieńczony na ziemię i Eileen, która już tam leżała. A Farin stał tam, gdzie Go zawleczono. W nic się nie angażował. Nie miał na to ochoty. Druid złożył palce do gwizdu i dmuchnął w nie. Momentalnie przez jedyny otwór w schronieniu wpadł Furion wielce ucieszony na widok Druida.

[No to mamy już w miarę bezpieczne miejsce. I witam nowego gracza :)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Upiór rozmasowywał sobie przeguby , które były zmęczone po pracy w łańcuchach mimo iż nie spędziły w nich za dużo czasu. Spoglądał na dzieło druida – naprawdę ciekawa magia – nigdy się tą dziedziną nie zajmował. Druid pochylony był nad kobietą , która wybawiła ich z kłopotów . Czuwał nad nią od dłuższego czasu. Wczoraj również dała pokaz pięknej magii. Teraz musiała to naturalnie odpokutować. Najbardziej cieszył go powrót ekwipunku. Zbroja znów spokojnie spoczywała pod płaszczem , dobrze , że tylko sprawiała złudne wrażenie zniszczonej. Lubił takie czary. Iluzję. Wiara czyni cuda. Ale potrafi też człowieka zgubić. Zastanawiał się jaki będzie cel drużyny teraz gdy wydostali się z cel i prawdopodobnie będą ścigani i śledzeni. Zresztą on już miał ich śledzić. Jednak miał dziwne uczucie , ze Gildię już to nie interesowało. Cała sytuacja była dosyć dziwna. Miał się wykazać ? Może to jakiś nowy poziom wtajemniczenia ...
Upiór przysiadł na ziemi podkurczył nogi i zaczął się zastanawiać nad ewentualnym działaniem. Czy dalej należał do Gildii , czy był zobowiązany spełniać jej zachcianki? A może był wolnym człowiekiem bez jakichkolwiek przymuszeń? A jeśli nagle pojawia się znikąd i zechcą jego głowy?
Najważniejsze to nie popadać w panikę. Upiór zaczął szukać wzrokiem jakiejś butelki z trunkiem , czas się troche otrzeźwić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf rozejrzał się po miejscu gdzie byli. Sprawdził stan drużyny. Trzech nowych i ... jeden zaginiony. Szybko podbiegłdo lężącej na ziemi Eileen i podniosł ją. Wyczuwał jej ciepło i słyszał bicie serca. Szybko ułożył ją na jkaby stole, ktory utworzył się z pnączy.
- Nic Ci nie jest? - odpowiedziało mu tylko ciche jęknięcie - Cholera...myśl, myśl... wytężył słuch i usłyszał niesamowicie cichy nawet dla niego szmer. Pochylił się i podszedł do zielonej ściany. Kucnął i usłyszał dzwięk wyraźniej. Szybko włożył rękę między pnącza i wystawił za roślinę. Macał chwilę po omacku ziemię i w koncu natknął się na niewielką kałużę. Tuż obok leżała mała manierka z wodą. Złapał ją i zaczął wciągać do "pokoju". Nagle poczuł na palcach uderzenie miecza. Syknął z bolu. Szybkim ruchem zagarnął wodę do środka. Szybko podszedł do elfki i przystawił jej manierkę do ust. Wykapało tylko kilka kropel, nawilżając wargi. - Cholera! - cisnął z całej siły manierką w podłogę. "To jest nienawiść rzeczy martwych". Skinął na Marvola - Zrob przejście będziemy wiać. - druid kiwnął głową. Elf w tym czasie wziął elfkę i założył na plecy. Czuł jak delikatny materiał jej sukni rozdziera mu świeże rany na plecach. Zabolało. "Nie martw się Eileen, zdobędę dla Ciebie nową". Otwor był już gotowy. Towarzysze zaczęli wychodzić, od razu pokładając kilku strażnikow. Phil krzyknął do krasnoluda cięgle stojącego - Farinie, idź - ten ruszył powoli przekładając nogi - Biegnij - nieco przyśpieszył. Teraz Phil lekko się zdenerwował - Farin! Biegnij k**** - teraz krasnolud dotrzymywał kroku towaryszom. Elf z przyjaciołką na plecach wyszedł na palące słońce. Zwrocił się ku bramie i pomimo spływająej po plecach krwi ruszył do przodu. Dookoła szli wycieńczeni towarzysze. Elf mimo zamroczenia dostrzegł poruszenie przy znajdującej się niedaleko szubienicy. Dostrzegł niziołka niesionego przez dwoch drabow. Przekazał wieść Marvolowi, a ten innym. Ruszyli pomoc niziołkowi, a Phil kierował się w stronę bramy. Zobaczył strażnika stojącego na murach. Napinał kusze. "Nie trafi, zbyt daleko i się boi". Bełt przeleciał obok idącego elfa. Strażnik naciągnął kuszę ponownie. Wycelował, teraz jednak dokładniej. Wystrzelił. Z takiej odległości Phil mogł uniknąć pocisku z zamkniętymi oczami. Bez elfki na plecach. Bełt utkwił głęboko w mięśniu lewej ręki. Kilka sekund potem chłodna krew nieco ostudziła łokieć Phila. Upadł na jedno kolano, przyglądając się strażnikowi naciągającemu kuszę po raz trzeci. Elf klęczał utrzymując się na nogach ostatnimi siłami. Z myślą "Przynajmniej jedno z nas przeżyje..." podniosł się na nogi "...i nie będę to ja" i zaczął maszerować. Nagle do strażnika dopadł wielki wilk wyrażnie zaprawiony w boju. Strażnik z poszarpanym gardłem spadł na doł. Farin wpatryjąc się w dal nadal maszerował do bramy. Elf nie zmieniając kierunku wędrowki, spojrzał jak pozostałym idzie ratowanie Furra...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nareszcie drużyna mogła uciec. Miroku pracując zbytnio nie przemęczał się, gdyż wiedział, że siły będą mu potrzebne w trakcie ucieczki. Ale teraz to się nie liczy. Obecnie ważne jest ratowanie Furra. Skrytobójca spojrzał na Farina. Jak tylko uratujemy niziołka, musimy zdobyć topór krasnoluda. Niziołek był tuż przy szubienicy. Jasna cholera, pora abym coś zrobił.. Skrytobójca wiedział, że nikt w drużynie nie dorównuje mu szybkością. .Pomknął z niebywałą prędkością w stronę Furra. Przy złodzieju było dwóch strażników. Niech te bydlaki mają za swoje. Pierwszemu wbił sztylet w brzuch, drugiemu shuriken wbił się w szyję. Nadbiegło dwóch kolejnych. Po co ja mam kenpo? Miroku wyjął miecz. Teraz będzie zabawa. Pierwszemu skrytobójca włożył miecz do brzucha i wyjął go razem z kopniakiem, drugiemu odciął rękę. A teraz zwiać z niziołkiem.
-Hej Furr, szybko!
-A skąd mam wiedzieć, że to nie podstęp.
-A masz wybór?
Obaj pomknęli do drużyny.
-Zwiewamy!- zakrzyknął Sepethro.
Miroku nie widział Phila, bał się, bo drużyna potrzebuje przywódcy.
-Hej, co robimy?. Trzeba odzyskać broń Farina. Wszyscy cali? Strażnicy za nami biegną! Uciekamy czy walczymy?
-Uciekamy, jest ich za wielu!- krzyknął Marvolo
-Dobra zwiewajcie, ja oszczędzałem siły spowolnię ich.-oznajmił Miroku.
-Nie! -wrzasnął Darkus. Miroku jesteś nam potrzebny.
Skrytobójca opanował się.
Po chwili drużyna biegła do lasu.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Sepethro słysząc pokrzykiwania straży próbował myśleć o rzeczach przyjemnych, zamknął oczy i już nie było brudnych więzień, była tylko pustka oraz cisza... był to rytuał przygotowania ciała do śmierci która niebawem miała nastąpic.Sepethro otworzył oczy, wyjął swe dwa krótkie choć zabójcze miecze...
-Idzcie ja się nimi zajme, nie z takimi walczyłem
-Nie! zginiesz - rzekł Darkus
-Jeszcze się spotkamy
-ale...
-Ja wole śmierć, może to będzie pokuta za me wszystkie grzechy?
Sepethro tylko machnął ręką do swych współtowarzyszy, kroki strażników były coraz bliżej i coraz głośniej było słychać okrzyki straży...
Sepethro był sam.
Naprzeciw niemu staneło pięciu strażników, dwóch z nich było uzbrojonych w kusze...
Sepethro natychmiast przystąpił do ofensywy, stażników wciąż przybywało lecz to nie stanowiło problemu póki będą w pięciu
Shwiiiiiist zaskrzeczał bełt który natychmiast został odbity w strone jednego ze strażników poprzez jeden z mieczy Sepethra... Dał on czas swojej drużynie na odnalezienie towarzysza, dlaczego to zrobił nikomu nie było to wiadome... lecz wszyscy wiedzieli że postąpił on słusznie.
Shiiiee zaświszczał miecz, który ugodził Sepethra w prawe ramie wbijając się na zaledwie jeden cal, lecz to bolało i uniemożliwiało walkę tą ręką...
Może ludzie wreszcie przestanął uzależniać zdanie o innych na podstawie rasy.
Tak, Sepethro był zły ale przez ostatnie lata po pierwszym spotkaniu z Eileen wiele się zmieniło.
Sepethro chwycił swój miecz i przeciął brzuch strażnika blukując jego ciałem strzał z kuszy...
-Dobra chłopaki, na mnie już pora... - rzekł tylko Sepethro, po czym rzucił się do ucieczki
Kupił troche czasu swej drużynie i to się liczyło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Biegł za resztą drużyny. Cały poobijany i zraniony biczami. Aż dziw brał, że jeszcze miał siły na bieg. Tym razem był na równi z paladynem. Obaj mniej więcej tak samo pędzili, ale nie byli sami na końcu, bo obok nich był Miroku. Inkwizytor uśmiechnął się do skrytobójcy, a ten odwzajemnił uśmiech.
- Dzięki, że nam pomagasz. No i dzięki, że niziołka uratowałeś.
- A nie ma sprawy.
- Bardzo dobrze walczysz. Ja bym nigdy nie zabił tak szybko 4 strażników i jeszcze reszcie uciekł.
- A bez przesady. Trenuj to też będziesz dobry.
Darkus biegł przed siebie i jednocześnie rozmyślał.
Ciekawe co teraz będzie z nami? Co się stanie z wojewodą i mieczem.
Jedna z tylnich ran zabolała, a inkwizytor jęknął.
- Dalej Darkusie! Niezwalniaj swojego tępa, bo cię strażnicy złapią i znowu będziesz w kamieniołomach- zażartował Gregor
- Dobra, dobra jakbyś był tak pobity jak ja to też byś zwalniał.
Dziwnym trafem inkwizytor przyśpieszył, ale jak zwykle potknął się o korzeń drzewa, lecz w ostatniej chwili Miroku z Gregorem złapali go przed upadkiem.
- Dzięki. Gdyby nie te rany szybciej bym biegł bez potykania.
Teraz rozmyślał o swoich ranach o tym czy będą blizny i czy będzie miał się czym chwalić przed innymi braćmi z zakonu.
Biegł nie miał końca, ale Darkus nie miał zamiaru zwalniać, gdyż wiedział, co go może czekać z powodu lenistwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Nie stukaj tak idioto !
- Odwal się , nie widzisz , że ustawiam tą cholerną kuszę?!
- No to dlaczego słyszę brzęk miecza? Aaaammmphh khhhh ...

Pierwszy upadł.

- Mirvusie? Mirvusie?
- Tak ?
- Słyszałeś to ? Wydawało mi się , ze ...ze krzyczałeś ... Mirvusie ? Gdzie jesteś?
- Tutaj skurczy**** - usłyszał za swymi plecami. Był to ostatni odgłos jaki usłyszał zanim ciemność nie zawitała w jego oczach. Z wyrazem przerażenia i zdziwienia zarazem drugi strażnik...kogo obchodziło jego imię...padł martwy. Upiór wytarł miecz o jego szatę po czym ruszył naprzód. Dwóch następnych stało przy drzewie . Jednemu się zachciało wiec odstawił swoja halabardę . Drugi to czarodziej. Większa frajda.

Założył kaptur. Płaszcz Cieni z Dlivy . Jedyna pamiątka. Kolejne cztery trupy. Usłyszał nadbiegającą drużynę. Z pewnością nie zdążą zastanowić się kto rozbroił tych tutaj. Przynajmniej nie zanim nie zdąży zrobić swego. Odwrócił się i truchtem przesunął się z drzewo , tak by móc swobodnie dołączyć do biegu kompanii. Ktoś osłaniał tyły. To dobrze – nie zauważą jak wciśnie się do środka. Ten martwy strażnik . Powiedział coś o jakimś kapitanie Heldonie. Coś mówiło mu to nazwisko. Kapitan Heldon może coś wiedzieć... Tylko co do cholery? Doprowadzi go do miasta ? A może wytłumaczy co za cholerny majstersztyk wymyśliła dla niego Gildia? W to szczerze wątpił. Ale Heldon może znać innego... starszego stopniem...i tak w końcu Upiór dowie się o co w tym bałaganie chodzi. Ledwo dołączył do grupy , nie przedstawiając się a już uciekał z nimi przed kolejnymi Strażnikami , przez kolejne puszcze. Tylko dokąd i jak długo – to pytanie pewnie nie da mu spać.
Pierwsi z grupy przebiegli koło jego kryjówki. Upiór zrzucając kaptur rzucił się za nimi. Nie zauważyli go. Z tyłu skrytobójca właśnie kończył rozprawianie się z kolejnym ukrytym w zaroślach strażnikiem , Inkwizytor wołał by ten się pośpieszył.

- Panowie , pospieszcie się ! – zawołał w ich stronę ponaglając gestem ręki w biegu. Tamci skinęli głowami. Wkrótce ujrzeli polanę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować