Zaloguj się, aby obserwować  
mishel007

Gothic 4 - gra forumowa

330 postów w tym temacie

Mordrag i Agsus siedzieli w karczmie i pili piwo. Był wieczór. Sandris rozmawiał z Bennetem o nowych możliwościach wykuwania lepszej broni, a Anaya siedziała w swoim pokoju ze służką i we dwie próbowały zabawić i nawiązać kontakt z Tomem. Jednakże bez skutku. Chłopiec w ogóle nie okazywał oznak zainteresowania. Siedział wpatrzony w ścianę i od czasu do czasu odpowiadał dziękuję, proszę. Gorn poważnie posprzeczał sie z Sylviem i rozważał wyrzucenie go z obozu i farmy.
- Jak myślisz co zrobi Gorn?- zagrzmiał Mordrag biorąc potężnego łyka z kufla.
- Nie wiem, pewnie pozbędzie się go. Zawsze robił problemy i podjudzał ludzi. Jest parszywy i zdradliwy. Nikt mu nie ufa oprócz jego dwóch goryli. Bardziej jednak interesuje mnie Tom. -powiedział Agsus zamawiając kolejne dwa piwa.
- Taak. Dziwny chłopiec nigdy takiego nie widziałem. Zamknięty w sobie, nie odzywa się, prawie nie je nie sypia. Może te parszywe orki coś mu zrobiły. Torturowały go, albo jakąś bliska mu osobę. Kto wie, te bestie do wszystkiego są zdolne. Gdyby nie ich kusznicy w tym momencie pobiegłbym na przełęcz i wyrżnął cały oddział w pień.
- A ja bym Ci pomógł jednak jeśli nie wymyślimy dobrej strategi, albo nie staniemy się odporni na bełty nie ruszymy na otwartą walkę.
- Agrh niech ja tylko dorwę jakiegoś orka w swoje ręce. Mhhhh, ale dobrze zbaczamy z tematu. Co ty myślisz o tym chłopcu.
- Ma potencjał, jest dobrze zbudowany, nie jest pokaleczony, nie licząc śladów po orkach. Nikt bliski mu go nie bił. Był dobrze odżywiany. Nie mógł pochodzić ze zwykłej prostej rodziny, nie widać też śladów na jego rękach po pracach w polu więc synem właściciela farmy tez nie jest. Nie wiem co o nim myśleć. - powiedział Agsus i odebrał piwa.
- Mmmm mądrze mówisz też to zauważyłem, ale co my z nim zrobimy, nie zostawimy go przecież w śród tych najemników -powiedział opiekuńczym głosem Mordrag.
- Agsus zauważył to i z lekkim uśmiechem powiedział:
- Mordrag... ty opiekuńczy, o Innosie co sie tu dzieje.
- Zamknij się, wcale mi na nim nie zależy po prostu myśmy go przywlekli z przełęczy więc powinien iść z nami. Może się do czegoś przyda. -Od burknął Mordrag całkowicie się maskując za maską twardego wojownika.
Agsus przytaknął i wypił łyk z kufla. W tym momencie do karczmy wszedł Sandris lekko poddenerwowany:
- Lepiej idźcie da pokoju Anaya''i podobno chłopak zaczął jeść i rozmawiać. Zaciekawieni przyjaciele ruszyli w ślad za Sandrisem i udali z nim do pokoju Anaya''i. Ujrzeli tam chłopca siedzącego przy stole, zajadającego się gulaszem Thekli. Zachowując przy tym wszystkie maniery obowiązujące przy stole.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[lordlolek - proszę o kontakt ze mną lub maćkiem. Quetza - możesz dojść jeśli chcesz.]

Tom jadł najzwyklej w świecie, ale dla stojących w drzwiach druida i wielkiego wojownika był to niecodzienny widok. Chłopiec jednak nic sobie nie robił z ich zdziwionych min. Agsus podszedł bliżej, potargał młodego za włosy i zapytał:
- Smakuje ci?
Tom przełknął łyżkę gulaszu i pokiwał głową.
- W takim razie smacznego.- mruknął jakby od niechcenia druid i podszedł kilka kroków w stronę siedzącej na przeciwko stołu Anayi, jej talerz był już pusty i tylko patrzyła jak chłopiec zajada. Agsus rzucił ku niej znaczące spojrzenie, które mogło znaczyć tylko jedno: "Jak?". Dziewczyna jednak tylko się uśmiechnęła. Druid pociągnął ją za rękę w stronę drzwi. A na pytające spojrzenie małego odpowiedział:
- Wujek Agsus musi teraz zabrać na chwilę ciocię Anayę, nie martw się zaraz do ciebie wróci. - i wyszedł.
Mordrag od razu zamknął drzwi i bez czekania na żaden znak zapytał:
- I tak nagle zaczął jeść?
- Nie tylko jeść, rozmawia ze mną. - odpowiedziała zachwycona Anaya.
- Miałaś już kontakt z dziećmi? - wtrącił druid.
- Wiele, ale nie taki. A ty bardzo dobrze trafiłeś, bo on mnie nazywa ciocią. Wy piliście!
- Tylko trochę... - odparł Mordrag.
- To i tak za dużo. Pijany wujek. - mruknęła z krzywym uśmiechem patrząc na Agsusa.
- A skąd mieliśmy wiedzieć że trzeba będzie do niego iść? - wtrącił duży wojownik.
- Myślcie chłopaki. A ty Mordrag mógłbyś się dużo uczyć od Sandrisa.
- Że co? - zapytał łowca orków, ale dziewczyna rzuciła mu gniewne spojrzenie.
- Anayo, czy mogłabyś go wypytać o jego rodzinę? - wtrącił Agsus.
- No dobrze, mogę tak zrobić. Z resztą sama chciałabym się coś o niej dowiedzieć.
- Dziękuję.
- Pójdę już do niego, pewnie się niecierpliwi kiedy będzie mnie mógł o coś zapytać.
I jak powiedziała tak zrobiła.
- Mamuśka. - szepnął Mordrag z uśmiechem na twarzy.
- Jak wilczyca broniąca młodych. - dodał druid.

********

Następnego ranka Agsus, już kompletnie trzeźwy wyszedł z pokoju z kwaśną miną. Nie mogli bez przerwy nocować u najemników, tak jak wczoraj powiedział mu Mordrag, który chciał znów odwiedzić swoją chatę. Zima jednak była coraz bliżej i stara chatka mogłaby się zawalić pod dużą warstwą śniegu. Chciał zaproponować drużynie opuszczenie farmy i znalezienie własnego noclegu. W dodatku trzeba było zawiadomić straż o sytuacji na przełęczy.
- Tak, to najlepsze wyjście - odpowiedział na jego słowa Mordrag - Chciałbym odwiedzić moją...
Agsusa już w jego pokoju nie było.

********

- Ja z chęcią bym się stąd urwała. - zgodziła się uśmiechnięta promiennie Anaya.
Leżała na swoim łóżku oparta o ramię. Patrzyła od niechcenia na ścianę. Ubrana w swoją nową zbroję wyglądała iście niebiańsko. Druid nie mógł od niej oderwać oczu.
- Agsus?- zapytała po chwili.
- Yhym?
- Tom wczoraj opowiedział mi trochę o sobie.
- Słucham. - choć tak naprawdę oglądał teraz piękne nogi wojowniczki.
- Mówi że jego ojciec mieszka w Khorinis. Jest jakimś kupcem, albo rzemieślnikiem, mały nie był pewien.
- Ta? - druid przeszedł teraz do góry i przypatrywał się dekoltowi i szyi dziewczyny.
- Trzeba go będzie zwrócić rodzicom. - każde zdanie mówiła po krótkiej przerwie.
- Zgadzam się. - teraz patrzał jak urzeczony na jej piękną twarz.
- Agsus?
- Tak?
- Czy ja... wczoraj... Byłam dla was... zbyt...
- Ostra? Nie skądże.
- Dziękuje że tak mówisz. - dziewczyna obróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się promiennie.
Jej włosy opadły jej na oczy, druid wstał więc z fotel, w którym siedział i odgarnął je. Potem usiadł na kancie łóżka. Anaya podniosła się i przytuliła się do niego. Agsus nie wiedząc co robić objął ją i oparł swoją głowę o jej skroń.
- A co powiedział Sandrid?- zapytała po chwili dziewczyna.
- Nie wiem, nie pytałem go. Ale on może poczekać. - w odpowiedzi mruknął druid i zwrócił swą twarz ku jej.
Ich usta zbliżyły się ku sobie i po chwili nic się nie liczyło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Sandrisa obudziło pukanie do drzwi.
- Wejść - powiedział zaspanym głosem.
- Zbieraj się młody. Czekamy na Ciebie. - Sandris po głosie i tonie wypowiedzi poznał, że to Mordrag.
- Po co? Znowu gdzieś idziemy?
- Do Khorinis. Masz sklerozę?
- Mmmm... Już wstaję.
Mordrag zamknął drzwi. Sandris słyszał, jak mówił sam do siebie zdania w stylu "Ten młody całe życie by najchętniej przespał...", "O tak, on jeszcze wiele musi się nauczyć...". Po kilku minutach młody Zabójca Orków pojawił się przed kwaterą. Reszta drużyny już na niego czekała.
- Już myślałem, że dzisiaj nie wstaniesz - powiedział Agsus.
- A co, wojna jest? Chcę się wyspać.
- Nie zadawaj głupich pytań. Jesteś gotowy? Idziemy do Khorinis.
- Wiem, Mordrag mi mówił. Mam ze sobą wszystko.
- Świetnie. Idziemy.
Gdy drużyna zbliżała się do samotnej chatki nad jeziorem, słychać było przeraźliwy pisk.
- Polne Bestie - powiedział Agsus - Uważajcie.
Cała czwórka wyciągnęła broń.
- Tam! - Anaya wskazała ręką na prawo.
- Spokojnie. Te potwory nie są groźne. - uspokajał Mordrag.
- Mów co chcesz. Nie przepadam za nimi - Sandris cały się trząsł.
- Co się dzieje młody?
- Po prostu ich nie lubię. Tak samo jak pełzaczy. Nie lubię sposobu, w jaki się poruszają... i ten ich pająkopodobny wygląd.
- Co Ty tu jeszcze robisz? Zabójca Orków powinien być odważny.
- Uważaj! - krzyknęła Anaya.
Mordrag odwrócił się w porę i przeciął Bestię na pół. Agsus nie zamienił się w zwierzę. Widocznie uznał, że taka zamiana nie miałaby sensu w walce z wielkimi chrząszczami. Wyjął miecz i przygotował się do ataku.
- Teraz! - krzyknął.
Cała drużyna ruszyła w kierunku pozostałych 5 bestii. Tylko Sandris został z tyłu i rozglądał się z niepokojem. Postanowił jednak rzucić się na szkodniki, tak jak reszta drużyny. W jednej chwili przed nim pojawiła się Polna Bestia.
- Skąd ona się tu wzięła? - pomyślał i upadł na ziemię, gdy potwór zamachnął się na niego.
Cała reszta już się uporała ze szkodnikami.
- Trzeba mu pomóc! - krzyknęła Anaya.
- Zostaw go! Prawdziwy wojownik nie powinien odczuwać strachu na widok przerośniętego chrząszcza.
Sandris leżał podparty na łokciach. Bestia nie atakowała.
- Wbij w nią ten cholerny miecz! Na co czekasz? - krzyczał Mordrag.
Sandris przemógł strach i korzystając z paraliżu stwora, wbił miecz w jego cielsko, aż po rękojeść. Chrząszcz zatoczył się i runął do przodu. Sandris w ostatniej chwili przetoczył się na bok.
- Mam gdzieś taką robotę. Wolałbym ruszyć sam na armię Orków.
- Nie pleć głupot. To zwykły, niegroźny potwór. - powiedział Mordrag.
- Dla Ciebie tak. Ja się ich po prostu boję, rozumiesz? - odrzekł Sandris.
- Tak. A teraz wyjmij swój miecz. - rzekł Agsus.
- Co?
- Wyjmij swój miecz. Nie zamierzasz chyba dalej walczyć gołymi rękoma, co?
Sandris ze wstrętem kopnął martwe cielsko bestii i złapał trzesącymi się rękoma za rękojeść miecza. Zamknął oczy i z całej siły szarpnął. Miecz wydobył się z ciała stwora.
- Tym razem oszczędzę Ci tego, co robiłem przy zębaczach. Ale jeżeli sytuacja się powtórzy, już ja wiem, co Ci zrobię. - zaczął Mordrag.
- No co takiego? Obetniesz potworowi łęb i pokażesz mi go z bliska. - odrzekł młody Zabójca Orków.
- Powiem tak chłopcze: Nie chcesz tego wiedzieć.
- Lepiej ruszajmy, jeżeli chcemy dojść przed zachodem Słońca - przerwał Agsus.
- Dopiero południe - zwrócił mu uwagę Sandris.
- Nieważne. Chodźmy.
Po kilku godzinach, gdy Słońce zachodziło, drużyna dotarła do bramy Khorinis...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Anaya wciąż miała w piamięci poranną chwilę, jakże romantyczną i wieczną, niezapomnianą. Nic się wtedy dla niej nie liczyło, tylko Agsus. Zajęta rozpamiętywaniem pocałuc\nku nie zauważyła nawet kiedy dotarli do bram Khorinis. Na straży postawiono teraz więcej ludzi. Dziewczyna jednak nie zwróciłaby na to w ogóle uwagi, gdyby nie Mordrag, który cały czas miał oczy dookoła głowy. Tom, z którym Anaya szła za rękę wpatrywał się w nią cały czas, z zapytaniem. Nie odpowiedziała mu, nie wiedziała jak. Przeszli przez bramę i omijając niewielki plac, na którym według Mordraga było kiedyś targowisko, ruszyli w stronę koszar. Te nie robiły wielkiego wrażenia. Były szare i smutne, jakby pogrążone w letargu, jak całe miasto. Dziewczyna wciąż jednak nie mogła się nadziwić uporowi mieszkańców, tak bardzo pragnęli żyć. Agsus widząc smutną minę Anayi uśmiechnął się do niej i szybko wskoczył po stopniach na górę, pod wejście do koszar. Minęli milczących strażników i weszli na plac, na którym odbywały się ćwiczenia. Chętnych do straży było wielu, co dziewczyny całkiem nie dziwiło. Niektórzy oglądali się za nia i gwizdali znaczaco. Agsus rzucił im gniewne spojrzenie i odrazu zamarli. Weszli do jakiegoś pomieszczenia, które przypomianało schronisko dla bezdomnych, jakie Anaya znała z kontynentu. Trochę czasu im zajęło zanim w tłumie ludzi znaleźli interesującego ich strażnika.
- Maru?- rzucił w przestrzeń Agsus.
- Tutaj jezdemm!- usłyszał w odpowiedzi i za chwilę podbiegł do niego śniadej cery chuderlawy strażnik.
- Wracamy z przełęczy.
- Tag? Panie magu, nie wwwiem jaak się odwdzięczę!
- Złotem. - rzucił pogardliwie druid.
- Ach, tak obiecałem i słowa dotrzymam, ale nie mam wszystkiego co obiecywwałemm, bo...
- Dawaj ile masz!- warknął zniecierpliwiony Mordrag.
- Proszę.
( + 100 sztuk złota dla każdego członka drużyny: Ascont, maciek.mucha, Gumiś, Anaya )*
- No i widzisz? NIe było tak trudno. Lepiej usiądź, bo jak ci powiem co się tam dzieje to wstaniesz.
Po trwającej długą chwilę opowieści Maru pobiegł jak wicher do lorda Andre, zostawiając zdziwionego Agsusa w półsłowie.

* - Mam przyzwolenie MG.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Witam wszystkich, mam nadzieję że będzie wam się ze mną przyjemnie grało :P]
Imię: Naracius
Gildia: Magowie Wody (renegat)
Umiejętności: Magia, Alchemia
Wygląd: 185cm wzrostu, średniej postury, niebiesko-szare oczy, długie (do połowy pleców) czarne włosy, kilka blizn na całym ciele
Charakter: Neutralny, despotyczny, arogancki, sarkastyczny, objawy chorób psychicznych
Historia: Dzieciństwo Naraciusa można uznać za typowe, wręcz pospolite. Urodził się w Vengardzie, jako trzeci syn rzemieślnika zajmującego się wyrabianiem mebli. Przez pierwsze lata pomagał ojcu w warsztacie, lub matce w domu. Gdy wchodził w dojrzały wiek rodzice zdecydowali że wyślą go na naukę do magów wody, gdyż i tak schedę po ojcu dostałby pierworodny, a drugi kilka lat wcześniej wyruszył do klasztoru Innosa. wraz z rozpoczęciem nauki u magów rozpoczęły się problemy młodzieńca. Wykazywał on niezdrowe wręcz zafascynowanie magią, a raczej potęgą jaki on dawała. Początkowa fascynacja przerodziła się w obłęd na punkcie czarów wraz z nauką pierwszych z nich. Po tym jak Naracius skradł z prywatnych bibliotek mistrza kilka ksiąg, magowie uznali że jego "zapał" jest niezdrowy i zbyt niebezpieczny dla zakonu. Chłopa, a dokładnie już mężczyzna był wtedy pełnoprawnym magie wody i zawczasu zorientował się co mu grozi. Uciekł z klasztoru zabierając ze sobą kilka niezbędnych artykułów, swą szatę i kilka ksiąg. Przez następne lata podróżował w najdalsze zakątki znanego ludziom świata, by poszerzać swoją wiedzę magiczną, a zarazem ciągle niezaspokojony głód potęgi. głód ten właśnie zaprowadził go na skraj szaleństwa i nie pozwalał mu się cofnąć. I to ten sam głód sprowadził go do Khorinis. Zamierzał zbadać tamtejsze rejony, w tym osławioną "Kolonię" pełną starożytnych budowli, orkowych kaplic i niezliczonych ksiąg magicznych pozostawionych tam przez poprzednich właścicieli. Na drodze stanęli mu jednak orkowie. Przez te dzikie potwory mag został skazany na pobyt w mieście. Codziennie stara się omijać plac świątynny i wzrok magów wody. większość czasu zabiera mu obmyślanie planu ucieczki i podroży do kolonii.
Ekwipunek Runa "Lodowy pocisk", 150 sztuk złota, kilka eliksirów, zioła, szata maga wody (z czarnymi wykończeniami), sztylet, kilka map, tygodniowa racja żywności, plecak.
--------------------------------------------------------------------------- ------------------------------------------------------------
-Durne zapchlone dzikusy - rzucił mag niechętnie w stronę martwego orka. był to tylko zwiadowca i nie stanowił większego zagrożenia dla Naraciusa. Jednak cały garnizon na przełęczy już stanowił- żeby was wszystkich szlag najjaśniejszy trafił
Tyle wysiłków, drobnych łapówek, przygotowań, przekradania się by zobaczyć ich durne mordy....- denerwował się mężczyzna, nonszalanckim krokiem zmierzając z powrotem do miasta w świetle wschodzącego słońca. Czas urozmaicały mu takie zabawy jak zabijanie goblinów, zabijanie ścierwojadów, zabijanie kretoszuczurów, opatrywanie co głębszych ran no i zabijanie goblinów. Pierwszy postój urządził niedaleko farm, aktualnych włości najemników. Jedynym ważnym, a raczej jedynym godnym uwagi Naraciusa, zdarzeniem była grupka wędrowców . Udało mu się wśród nich zobaczyć druida, , kilu wojowników w tym kobietę, oraz , co najbardziej maga zaskoczyło, dziecko.
-hymm- zamyślił się Naracius- skoro drużyna w tym samym kierunku to czemu by nie skorzystać?
Po chwili zebrał się i szybkim krokiem udał się w dalszą podróż utrzymując taką odległość od grupy by go nie zauważyła. Forpoczta wojowników pozbywała się wszelkich monstrów, tak więc dalsza droga okazała się prosta, bezpieczna oraz co trudno było magowi przyznać dość przyjemna. Musiał też przyznać że umiejętności drużyny były bardzo wysokie i raczej nie chciałby stanąć im na drodze. Słońce chyliło się ku zachodowi gdy przez bramę do miasta wkroczyła grupa awanturników, a kilkanaście minut potem tajemnicza postać w niebiesko-czarnej szacie. Po raz kolejny głowę maga zalała fala domysłów
-Widać że wojaczka im nie obca i raczej nie zlękną się pierwszego napotkanego orka, takich ostatnio próżno szukać- mimowolnie Naracius ruszył za drużyną w stronę koszar- gdyby udało ich się namówić na podróż do kolonii? Tak to mogłoby się udać. Moglibyśmy sie przedrzeć przez orków... no przynajmniej ja bym się przedarł- myślał dalej uśmiechnięty, wchodząc na plac ćwiczebny. Stanął niedaleko wejścia do jednego z pomieszczeń, gdzie słyszał jak wojowniczka opowiada jakiemuś durnemu strażnikowi o sytuacji na przełęczy.
-No tak więc mieli dość silnej woli by się tam wybrać? Naprawdę... interesujące.- rozmyślił się mag, nie zauważając strażnika, który wybiegającego z pomieszczenia. po chwili obaj leżeli na ziemi. Strażnik szybko wstał i bez słowa poleciał dalej.
-A żeby cię jasna cholera, zawszony dupku!!!!!- krzyczał mag rozmasowując obolały bark- niech no ja cię złapię to pożałujesz żeś się urodził, pomiocie goblina jeden !!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Można się zgłaszać. Witamy nowego gracza :)]

Agsus wciąż nie wierzył że uda im się znaleźć ojca Toma i wciąż marudził wcale nie ciesząc tym chłodnym popołudniem. Druidzi nie przepadali za zimą, a tym bardziej za mrozem, który jej towarzyszył. Wspinali się właśnie po schodach do górnej części miasta. Stojący obok strażnicy nie zwrócili na nich uwagi i tylko zasalutowali od niechcenia. Anaya już nie wiadomo który raz spytała się Toma czy są blisko jego domu, zawsze mówił że są. Sam jednak najprawdopodobniej nie był pewien. Szczególnie dziwił się temu Mordrag, który przeklinał co chwila. W pewnej chwili Tom po prostu puścił rękę Anayi, której kurczowo się trzymał i pobiegł do jakiegoś domu ze łzami w oczach. I wtedy wszystko było jasne.
- Tato! - krzyknął chłopiec i przyspieszył kroku.
- Lutero? - zdziwił się Mordrag.
- Czemu jesteś zdziwiony? - zapytał w lekkim truchcie Agus.
- On chyba nie miał nigdy rodziny.
Na dalsze pytania nie było czasu. Weszli jeden za drugim do chatki, w drzwiach której zniknął Tom. Chłopak był teraz obściskiwany przez starszego, łysiejącego mężczyznę. Niewątpliwie kupca. Agsus odchrząknął niepewnie, ale ojciec był chyba za bardzo zajęty i nie zwrócił na niego uwagi.
- Przepraszam.- powiedział zniecierpliwiony Mordrag.
- Co? Ach tak. Kim jesteście?
- Nazywam się Agsus. - wtrącił druid - Przez ostatnie dni opiekowaliśmy się pana synem.
- Co? Ależ... dziękuję, proszę usiądźcie. - spojrzał na Toma, a ten kiwnął znacząco głową - No dalej zapraszam.
Lutero poprowadził ich w głąb domu do szerokiego gabinetu, niewątpliwie jego własności.
- Ładny dom. - zagadnął Sandris.
- Co? Ach, dziękuję ci młody człowieku. Ale chciałbym zapytać, jak znaleźliście Toma?
Agsus, który usiadł jako pierwszy, najbliżej gospodarza, odrzekł:
- Spotkaliśmy się na przełęczy, a dokładniej w jej okolicach. Lepiej jeśli nie będę opowiadał szczegółów.
- Ach, tak. Dobrze. Bo wiecie było tak. - Lutero wziął głęboki wdech i ciągnął - Poszliśmy jak co tydzień na miejsce spotkań. Dzisiaj Magowie mięli nam dostarczyć wyników swojego śledztwa.
- Jakiego śledztwa? Jacy Magowie?
- Z klasztoru. Badają sprawę morderstwa Lorda Hagena, pewnie nie słyszeliście? Nie dziwię się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Nie rozumiem. - stwierdził po chwili milczenia Sandris.
- Chodzi o to - dodał troche zdezorientowany Lutero - że Pyrokar, zanim zaczęła się ta przedziwna sprawa z orkami i nieumarłymi, prowadził śledztwo w sprawie morderstwa dowódcy paladynów. Był jako najwyższy z Magów Ognia jedynym, który może wydać głos w tej sprawie. Miastem obecnie dowodzi lord Andre, który utrzymuje kontakt z magami z klasztoru. Organizujemy takie spotkania co tydzień, magowie głodują w tym swoim klasztorze, a niedługo zaczyna się zima i mogą umrzeć z głodu, więc przynosimy im jedzenie.
- Kiedy będzie następne spotkanie? - zapytał słuchający z uwagą Agsus.
- Tego nie mogę wam powiedzieć. Nie znam was... Przykro mi w dzisiejszych czasach nikomu nie można ufać. I tak wam za dużo powiedziałem.
Anaya zrobiła trochę zawiedzioną minę i spojrzała z lekkim wyrzutem na Agsusa. Druid szybko pojął i spytał:
- Czy możemy zrobić coś żebyś miał do nas zaufanie?
- Oczywiście że tak. W Khorinis potrzeba wielu rzeczy, w tym najbardziej żołnierzy i jedzenia. Hm... Jakiś czas temu za miastem pojawiło się stado dzików. Wiem to od Jacka, latarnika, który przybywa tutaj czasami. Ten stary głupiec chowa się w swojej wieży myśląc że orkowie nie znajdą go tam. Co za bzdura!
- I mamy te dziki zlikwidować? - wtrącił Agsus.
- Nie tyle zlikwidować co dostarczyć mi ich mięso.
- I wtedy nam powiesz coś o tych spotkaniach?
- Tak. Umowa stoi?
- Stoi. - zagrzmiał z uśmiechem Mordrag.
- W takim razie powodzenia. Przepraszam was bardzo, ale chciałbym teraz zostać z synem.
- Ma się rozumieć już idziemy. - oznajmił Agsus i wstał z fotela, po czym zniknął w drzwiach.
Tom zupełnie niespodziewanie podbiegł to Anayi i rzucił się jej na szyję. Dziewczyna nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Do zobaczenia Tom. - chłopiec jednak nie chciał jej puścić i zareagował dopiero na uwagę ojca - Do zobaczenia.
Anaya odwróciłą się i poszła w ślad za znikającym w przejściu Sandrisem. Wychodząc na dwór odrazu zrobiło jej się zimno. Zima wisiała już w powietrzu. Dziewczyna podeszła bliżej drużyny, która szła już pewnym krokiem w stronę dolnego miasta. Mordrag miał pewną siebię minę, Sandris szedł ze spuszczonym wzrokiem ocierając o siebie zmarznięte dłonie. Twarz Agsusa jednak nie miała żadnego wyrazu, ale kiedy podeszła bliżej uśmiechnął się do niej i zwolnił kroku, pzwalając wyprzedzić się Mordragowi. Tuż przed kamiennym łukiem, który dzielił dzielnice miasta, druid zarzymał się chwycił dziewczynę za ramiona i pocałował w usta. Ona z zawzięciem odwzajemniła pocałunek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Agsus złapał Anaye za rękę i szczęśliwy ruszył za Mordrageim w stronę wschodniej bramy. Po drodze minęli sklep Bospera, warsztat Torbena i świątynie Adanosa, w której zgromadziło się tylko kilku ludzi. Według tego co mówił Mordrag kiedyś stały tam tłumy. Niestety dzisiaj było inaczej. Targowisko, które również stało puste było teraz miejscem pracy stolarzy i żołnierzy, którzy pracowali przy tworzeniu barykad. Wyjście z miasta było o tyle utrudnione że trzeba było poczekać na powracający z okolic Martwej Harpii legion. Agsus jednak nie bardzo się przejmował tym wszystkim. Jeżeli udałoby się im wytropić te dziki mięliby dostęp do ściśle tajnych informacji, które niewątpliwie by mu się przydały. Z tą myślą ruszył pewnie przez drogę, która prowadziła do latarni morskiej. Mordrag opowiadał o Khorinis podczas podróży statkiem, jak również w jego chatce. Według niego podróż, którą trzeba było odbyć żeby dojść do farmy Onara jest niczym w porównaniu do tego co dzieje się tu teraz. Nagle z lewej dobiegł jego uszu jakiś szmer. Agsus tylko i wyłącznie dzięki swojemu druidzkiemu słuchowi wyczuł zagrożenie. Z początku było to chrapanie, później jednak przeistoczyło się w chrumkanie. To mogły byś tylko dziki.
- Są blisko! - krzyknął do reszty drużyny.
Wtem z krzaków po lewej stronie drogi, zaczęło dobiegać coraz więcej takich głosów, które pobudzone krzykiem druida wybiegły na drogę. Agsus szybko dobył broni. Dzik, który stał najbliżej niego zawarczał kwikliwie i rzucił się na niego. Druid widział wściekłość w jego oczach, ktoś musiał je zaczarować. Szybkim cięciem druid rozpłatał dzikowi ryj i skoczył na kolejnego, z którym siłował się Sandris. Jednym uderzeniem połamał mu krzyż i odkopnął kolejnego. Kątem oka zobaczył jak Mordrag schwytał jedno zwierze za kły i odganiał od siebie pozostałe. PO chwili druid poczuł uderzenie w nodze i upadł. Nie mógł się podnieść bo dzik, który go powalił już stał nad nim i chciał rozedrzeć jego plecy na strzępy. Kątem oka zobaczył że Sandris ma podobne problemy, ale na niego rzuciło się kilka zwierząt. Agsus skoncentrował się mimo bólu i zamienił się w wilka. Szybko odrzucił stojącą nad nim świnię i rzucił się na oblegające jego towarzysza bestie. Sandris leżał bez siły i tylko machał pięściami. Anaya zwinnie uskakiwała przed dzikimi szarżami zwierząt i powalała jedną bestie za drugą. Druid szybko rozpłatał cielska dzików, które powaliły Sandrisa i nie zważając zupełnie na Mordraga, który radził sobie doskonale, ruszył w kierunku Anayi. W tym momencie z jej pięknej nogi trysnęła krew, a ona upadła. Stęknęła i próbując się podnieść, znów została zaatakowana przez dwa dziki. Agsus skoczył i potrącił jednego z nich zamienił się w człowieka i rozpłatał czaszkę kolejnemu. Chwilę później reszta bestii uciekła.
- Nic ci nie jest? - zapytał dziewczynę druid.
- Nie. - odpowiedziała, ale w jej oczach widać było ból.
- Możesz wstać? - nie rezygnował druid.
- Ech, nie mogę.
- To leż zaraz coś poradzę.
********
Drużyna sprawnie poradziła sobie ze zbieraniem dziczyzny. Po niecałej godzinie wszystkie dziki zostały pozbawione smacznych wnętrzności, które znajdowały ai teraz w plecaku Mordraga. Anaya siedziała smutna ze spuszczoną głową i przypatrywała się pracy męskiej części drużyny. Wstała i podeszła do Agsusa, który ładował ostatnie flaki do Mordragowego plecaka. Druid odwrócił się ku niej i uśmiechnął. Potem złapał ją w talii i przyciągnął ku sobie żeby ją pocałować. A tym samym ratując ją przed lecącą strzałą. Po chwili ze skalnej półki, pod którą była droga, słychać było okrzyki bojowe orków i świsty bełtów. Z tyłu, od strony miasta, również widać było kilka paskudztw. Druid szybko pociągnął Anayę za rękę i pobiegł w górę. Mordrag i Sandris po chwili biegli już za nimi. Przy końcu ścieżki jednak orkowie byli szybciej i o mały włos nie ucięliby głowy Agsusowi. Ten jednak był szybszy i uchylił się. Następnie zamienił w wilka i potrącił kilku zielonoskórych, torując tym samym drogę. Gdy sytuacja wyglądała beznadziejnie nagle uszu druida dobiegł krzyk.
- Tutaj!- wrzasnął jakiś człowiek, którego Agsus zobaczył dopiero po chwili.
Nie przyglądając się podejrzanemu przybyszowi ruszył szybko w jego kierunku, a w ślad za nim Anaya i odpierający falę orków Mordrag. Sandris szybko znalazł się tuż przy nim. Nieznajomy stał w drzwiach wielkiej latarni morskiej, i gdy tylko weszli do środka zamknął drzwi.
- Trzeba je zabarykadować! - dodał świszczącym głosem.
Mordrag już niósł wielką dwudrzwiową szafę, a Sandris komodę i biurko. Agsus złapał młotek i poprzybijał drewniane bele do ścian latarni. Wyglądało na to że znów im się udało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dalsze śledzenie awanturników dostarczyło magowi kilku ciekawych informacji. Oczywiście o rzeczach takich jak morderstwo czy przejęcie władzy przez Andre wiedział już dawno. Zaciekawiła go jednak sytuacja magów ognia. Osłabienie tak potężnego bractwa, posiadającego wiele magicznych woluminów i artefaktów można by w przyszłości wykorzystać na własna korzyść- pomyślał Naracius siedząc skulony pod oknem kupca i przysłuchując się rozmowie. Kolejna sprawa- "dokarmiane" magów przez mieszkańców- jakież to żałosne- jak nisko można upaść byleby tylko pozbyć się głodu? Wyprawa na dziki? hymmmm.... czas chyba ruszać- mężczyzna podniósł się na proste nogi i szybkim krokiem ruszył w stronę bramy zostawiając drużynę daleko w tyle. Nadłożył trochę drogi omijając kaplicę Adanosa, jednak mimo tego wyszedł przez bramę zanim bohaterowi dotarli choćby do dzielnicy rzemieślników. W prawdzie przekonanie strażników że nie jest szpiegiem jeden-adanos-wie-czego, ale trochę dobrych chęci i złota wystarczyło.
-I znów spłukany- rzucił sam do siebie, idąc w stronę lasu- no, ale nie ma tego złego co by na lepsze nie wyszło- i wsadził pusty mieszek z powrotem do kieszeni.
Naracius nienawidził lasów. W prawdzie nienawidził bardzo wielu rzeczy, ale właśnie większość z tych rzeczy niebywale łatwo można było znaleźć właśnie w lesie. w podróżny przez las można było trochę ograniczyć niebezpieczeństwa podążając drużkami ale na taki komfort, mag nie mógł sobie pozwolić. Małe gałązki drapały, denerwująco po twarzy, a chwasty właziły między fałdy szaty gdy Naracius próbował usadowić nie na małym pagórku z widokiem na bramę. Musiał odczekać w tej jakże niewygodnej pozycji kilkanaście minut zanim zobaczył czwórkę wędrowców udających się na polowanie. Nagle zza pleców usłyszał dziwne dźwięki . Zrzucił kaptur na głowę i zaczął powoli czołgać się w kierunku hałasu. Po kilku minutach przecierania się przez ściółkę leśną zobaczył to czego się najbardziej obawiał. Na małej polanie stało kilku orków. Raczej patrol niż armia, większość jest dość dobrze uzbrojona i ma bronie dalekiego zasięgu, kilku jest bez ciężkiego ekwipunku- zwiadowcy jak nic, a ten na środku, cholera! Szaman! Coś robi, ale co? Szlag, to czar furii !!! Skoncentruj się, skoncentruj! - mag starał się wychwycić odbiorce rytuału - Małe umysły, prosta niemalże niezauważalna sfera duchowa.... dziki? Ale skąd oni wiedzą że tamci idą polować na dziki? I skąd wiedzieli żeby akurat teraz rozpocząć rytuał? Przecież nie mogli widzieć że oni dopiero przed chwilą wyszli przez bramę? Chyba że...? SZLAG!!!- mag w ostatnim momencie przeturlał się na bok, gdy ostrze topora przeorało miejsce gdzie przed chwilą znajdowała się głowa maga.
-A masz!- krzyknął do orkowe zwiadowcy, choć nie był pewny czy tamten go zrozumiał. Zrozumiał na pewno ideologię kopnięcia w genitalia gdyż zgiął się w pół i dał Naraciusowi czas na podniesienie się. Drzewa spowolniły trochę maga i ork zdołał się opamiętać. Jednak nie pomogło mu to bo mag całym swoim (dodajmy nikłym) ciężarem ciała natarł na orka. Mimo nikłej wagi zdołał przewrócić lekko jeszcze oszołomionego orka . Kolanem docisnął jego klatkę piersiową do ziemi i wbił mu swój sztylet prosto w oko. Wstał i otrzepał się z liści. Przy zwłokach orka znalazł tylko kilka monet i napój leczniczy. Z trwogą spojrzał znów na polanę . Zostało na niej tylko trzech orków. Szaman i dwóch zbrojnych. Wpatrywali się w las, a sądząc po okrzykach w s kierunku pola walki.
Mag podniósł zardzewiały sztylet znajdujący się dotąd w sakwie orka i złapał go razem ze swoim sztyletem jedną ręką. W drugiej trzymał runę.
-No to mam jedną szansę i jak mi się nie uda to jestem trup- szeptał sam do siebie mag - w sumie jak tu zostanę to czeka mnie podobny los. Lecę!
I wyskoczył spomiędzy drzew na polanę. Uniósł prawą dłoń, ściskającą runę w stronę odwracających się orków i wypalił kilka lodowych pocisków s kierunku orków. Dwa spośród nich ugodziły jednego orka w twarz wyrywając mu tylną część czaszki, kolejny trafił szamana w pierś, obalają orka na ziemię, pozostałe chybiły i pourywały kilka gałęzi w pobliskich drzewach. trzeci z orków błyskawicznie doskoczył do Naraciusa i zamachnął się toporem w jego kierunku. Mag kucnął i wbił zardzewiały sztylet między płyty pancerza ochraniające udo orka. Wojownik zgiął się z bolu jednak zdążył ugodzić odskakującego maga tarczą w twarz. Mężczyzna wylądował na ziemi ogłuszony siłą ciosu. Krew zalała mu oczy. Powoli wstał i przetarł twarz rękawem. Ork szarżował (o ile można tak mówić istocie kulejącej) na niego. W ostatniej chwili mag wypalił lodowy pocisk w jego twarz zużywając na to resztki many. Mimo że ork nie żył to siła rozpędu pchnęła jego wielkie cielsko na drobnego człowieczka. Naracius poczuł jak jeden z kolców orkowego pancerza wbija mu się w prawe ramię. Lewą ręką zepchnął z siebie orka. Nie mógł nawet ruszyć prawą. Zauważył że upuścił runę. Niezgrabnym ruchem włożył ją do kieszeni. Zaciskając sztylet w lewej ręce podszedł do szamana. Kilka kroków od orka zauważył że szaman wstaje. Mimo lekkiego zdezorientowania bestia bez problemu zauważyła wroga i bez problemu wystrzeliła w jego stronę ognistą kulę. Tylko cud, no i może sprawny odskok, ocaliły Naraciusa od pewnej śmierci poprzez spalenia na popiół.
-Nie mam szans nie z tą ręką, nie mam już mocy by rzucić zaklęcie, muszę uciekać!- zanim ork wystrzelił kolejną śmiercionośną kulę, mag odkorkował jeden z eliksirów i jednym haustem opróżnił jego zawartość. Niesamowite ciepło opłynęło jego organizm i Naracius poczuł że nabiera sił. Sprawnie odskoczył sprzed kolejnego ognistego pocisku. AN oślep rzucił swoim sztyletem w kierunku orka. Nawet się nie odwrócił by zobaczyć jak ostrze wbija się w żołądek orka, tylko pobiegł dalej w głąb lasu. Po kilku chwilach stanął u drzwi starej latarni. Stamtąd miał widok na to co działo się niżej. A działo się nie najlepiej. Czwórka wędrowców przebijała się przez tłum orków. Bestie miały olbrzymią przewagę a większość ich przeciwników była ranna.
No cóż... trzeba im pomóc albo nici z mojej podróżny
-Tutaj- krzyknął jak najmocniej mógł machając zdrową ręką
Najwyraźniej drużyna go usłyszała bo jak z bicz strzelił pomknęli ku niemu i ku wieży. Gdy ostatni z nich był już za drzwiami Naracius zamknął je i napierał na nie z całej siły by orkowie ich nie otworzyli.
-Trzeba je zabarykadować!- krzyknął a reszta jak na komendę zaczęła szukać czegoś czym można by wzmocnić drzwi. To niesamowite jak sprawni są ludzie w tworzeniu barykad z komód i spróchniałego drewna gdy po drugie stronie drzwi znajduje sie chmara orków. Gdy drzwi były już dość mocne by jeszcze przez jakiś czas wytrzymać napór bestii, mag zatoczył sie przez pokój i wylądował w miękkim fotelu rozkoszując się chwilą spokoju.
-Witajcie nieznajomi- taa jasne...- jako że razem siedzimy po uszy w tym gównie uważam że powinienem się przedstawić. Nazywam się Naracius jestem jak już pewnie zauważyliście po mych ubraniach magiem. Miło mi was poznać. - uśmiechnął się do reszty nad wyraz szczerze i zaczął się zajmować opatrywaniem swej ręki i twarzy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Kurwa, ale jadka- zagrzmiał trzęsący się z radości Mordrag. Najpierw dziki teraz orkowie, haha.
- Tobie nigdy nie jest mało prawie nie zginąłeś- odpowiedział Agsus starający się ukryć swoją radość.
- Haha stary dobry Agsus.
Przyjaciele rozmawiali nie zwracając uwagi na maga siedzącego w fotelu z krwawiącą ręką. Agsus poszedł pomóc Anay, która coraz mocniej krwawiła.
- Chyba zaczęli małe oblężenie latarni, fajnie będzie gorąca- Powiedział Mordrag
- Co w tym fajnego?- zapytał mag siedzący w fotelu którego ręka była już zdrowa.
- O prawda ty tu jesteś, jak ty miałeś na imię? Narsis?
- Nie Naracius, mag wody.
- A tak prawda, a teraz powiedz mi z ka wziąłeś się w latarni Jacka.
- Jaa...ee... szukałem ziół w lesie gdy nagle pojawili się orkowie i ujrzałem was walczących z nimi i jedyne co mi przyszło do głowy to skryć się w tej latarni.
- Zatem dziękujemy Ci za pomoc- wtrącił Agsus.
- Tak tak dzięki, ale nie ma teraz na to czasu, trzeba zabić orków. -oznajmił podirytowany Mordrag
- Po raz drugi pytam się ciebie jak chcesz tego dokonać..?
- Mieczem i silna ręką.
- Nie wierze, że pokonasz wszystkich orków.
Sam może nie, ale z pomocą tak. Młody rób to co ja.
Sandris wzdrygnął się i stanął prawie że na baczność. Mordrag otworzył futryny okna i wyskoczył. Zdziwiony Sandris zrobił to samo. Uradowany Agsus zakończył już pielęgnować nogę Anay i zmieniając się w wilka z uciechą wyskoczył za nimi.
- IDIOCI.-wrzasnął mag
- Spokojnie, taka nasza drużyna, dadzą sobie radę. - powiedziała z uśmiechem Anaya.
Z dworu dało się słyszeć odgłosy walki i wrzaski orków. Po nie całym kwadransie ucichło. Mag przejął się tym i z niepokojem chodził po latarni. Nagle drzwi pod napływem wielkiej siły wyrwały się z futryn.
Mag wyciągnął runę i szykował się na walkę. To jednak był zadowolony z siebie Mordrag cały w brudnej orkowej krwi.
- Spokojnie, spokojnie to my. I co nie da się, ha dla nas nie ma takich słów.
- Mogliście zginąć, w ogóle nie myślicie, całkowita ignorancja- krzyczał Naracius.
- Mogliśmy, ale żyjemy- odpowiedział uradowany Mordrag. To była walka, a teraz powinniśmy wracać do Khorinis, do Lutero.
- Chwilkę, chcę wam coś zaproponować- powiedział Naracius
- Tak, o co chodzi?- Zapytał Agsus.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Naracius był najwyraźniej rozradowany, co zdarzało się zauważyć Agsusowi podczas monologu maga. Druid zastanawiał się dlaczego. Jego szata miała czarne wzory, a nie tak jak u innych magów, niebieskie. Cały Naracius wydawał się mocno podejrzany. Jego propozycja wspólnej wyprawy do Górniczej Doliny brzmiała niczym plan wejścia do paszczy krokodyla, tak by ten tego nie zauważył. Druid jednak wdzięczny był mu za to że uratował ich przed orkami. Wykorzystując element zaskoczenia i atakując z otwartego okna pokonali orków bez większych problemów. Agsus wysłał nawet sokoła za tymi orkami, których nie udało się zabić. Druid spróbował zachować obojętną minę aż do końca monologu Naraciusa. Kiedy mag skończył spojrzał na nich dziwnie. Druid popatrzał po twarzach towarzyszy. Mordrag wciąż się głupio uśmiechał, Sandris patrzył na niego niecierpliwie, a Anaya oglądała podłogę. Więc znowu ja muszę podjąć decyzję, pomyślał i zwrócił się do Naraciusa.
- Czemu chcesz iść do Górniczej Doliny?
- Nie mogę wam zdradzić szczegółów, to tajna misja zakonu wody, tak, tak dokładnie tak.
- Ale... - zaczął druid.
- Ale to moja sprawa. Tak?
- Tak. Ale to nie zmienia faktu że i tak wolałbym to wiedzieć zanim tam pójdziemy.
- Czemu niby miałbym ci to mówić, hę?
- Bo z tobą nie pójdziemy?
Naracius zrobił kwaśną minę. Zastanowił się i odparł.
- W Górniczej Dolinie jest coś, tak coś, co mój zakon zostawił tam, o tak!
- Tak? No to co to jest?
- To jest takie coś, co... do końca nie wiem co to jest.
- Acha.
- No więc? - zapytał zniecierpliwiony Naracius.
- No więc dobrze, jeżeli jesteś magiem wody to pewnie działasz w słusznej sprawie. Witamy w drużynie sługo Adanosa.
- Doskonale! - wypalił mag, ale szybko się uspokoił. - No to nie ma na co czekać, idziemy!
- Spokojnie, najpierw muszę coś zobaczyć. - odparł zimno Agsus.
- Co chcesz teraz patrzeć? - zapytał zdziwiony Mordrag.
- Gdzie jest Jack.
Rzeczywiście, starego latarnika nie było w izbie na dole wieży. Druid więc zaczął wspinać się po schodach czując za sobą oddech Sandrisa i Naraciusa, którzy poszli za nim. Gdy schody na szczyt się skończyły oczom druida ukazała się makabryczna scena. Na szczycie wieży leżało zmasakrowane ciało starszej osoby. Sandris gdy tylko to zobaczył uciekł pospiesznie na dół. Agsus i Naracius podeszli bliżej żeby przyjrzeć się trupowi.
- Wygląda na robotę orków - stwierdził druid - Ale ręce są wyrwane z barków, musiał być poddawany torturom. - Orkowie zazwyczaj nie torturują tylko zarzynają - dodał mag - I lepiej zobaczmy co miał przy sobie. Może znajdziemy coś cennego.
- Albo jakieś wskazówki, zgoda.
Druid mag pospiesznie zabrali się za przeszukiwanie ciała Jacka. W jego brzuchu znaleźli odłamek orkowego topora, od ciosu którym musiał zginąć, oraz dziesięć sztuk złota. Postanowili podzielić się nim po równo.
( + 5 sztuk złota dla Agsusa i Naraciusa )
Nie znaleźli nic innego oprócz zakrwawionych szmat i kości. Agsus zrezygnowany poszedł w kierunku schodów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kiedy Agsus wrócił z wieży z zakrwawionymi rękawami Anaya wydała z siebie cichy pisk. Szczególnie dla tego że za druidem nie pojawił się Naracius.
- Co się stało? - zapytał lekko zdezorientowany Mordrag.
- Jack został zamordowany przez orków. Sandris nic nie mówił?
- Nie. - odrzekł zabójca orków i spojrzał w stronę młodszego towarzysza, który patrzył na nich smętnym wzrokiem. - Gdzie ten śmieszny mag?
- Na górze.
- I co z Jack''em? - spytał Mordrag, i poprawił się po chwili - Z trupem Jacka?
- Zmasakrowany, znalazłem przy nim kawałek orkowego topora, całkiem spory kawałek.
- Może ich oddziały tu stacjonują?
- To by tłumaczyło dlaczego nas tu zaatakowali. Ale nie jestem pewien.
- Oczywiście. - odparł duży wojownik.
Naracius właśnie zszedł ze schodów z pewną siebie miną.
- Chyba czas iść do Khorinis. - rzucił Agsus.
- Chyba tak. - odparł mag wody i otworzył drzwi wieży. - Wstawajcie!
Anaya szybko się podniosła i w ślad za Mordragiem wyszła, Sandris był tuż za nią. zeszli na dół po stromej ścieżce i ruszyli szybkim krokiem w kierunku miasta. Tym razem nikt na nich nie wybiegł z lasu, ani nie próbował zestrzelić z kuszy. Dziewczyny jednak wcale to nie zdziwiło. Zanim doszli do bram miasta zrobiło się ciemno, a co za tym idzie chłodno. Anaya zauważyła że niektórzy strażnicy opuścili swoje stanowiska. Górne miasto powitało ich smętnością szarych budynków i brakiem wiatru, domy zasłaniały ich ze wszystkich stron. Kiedy weszli do domu Lutero siedział on z Tomem przed kominkiem i wygrzewał ręce.
- Witamy znowu. - wtrącił Sandris.
- Ach to wy. Miło mi znowu was zobaczyć.
- Przynieśliśmy mięso dzików. Te, o które prosiłeś. - dodał Agsus.
- Naprawdę? Ach, dziękuję wam!
- Dobrze to może byśmy porozmawiali?
- Aaa, teraz rozumiem chcecie się dowiedzieć więcej o tych spotkaniach. Chodźcie za mną.
Lutero poprowadził ich do swojego gabinetu, który oświetlany był za pomocą jednej świeczki. Odchrząknął po czym przemówił.
- Zbieramy się blisko miasta. Jest tam taka jaskinia, w której istnieje tajemne przejście pomiędzy Khorinis, a Martwą Harpią. Tylko tak magowie mogą dostać sie do nas. Nie ma mowy o podróży. Jest zbyt wielu orków.
- Ciekawe... - mruknął Naracius, Anaya słyszała go bardzo dobrze.
- Kiedy będzie następne spotkanie? - spytał Agsus.
- Jutro, przed południem.
- Jeśli można. Który mag przybywa na spotkania?
- Arcymag Dyrian.
- On jest arcymagiem? - zapytał zdziwiony Mordrag.
- Tak niedawno nim został. Mistrz Serpentes zauważył u niego spore talenty magiczne. Jest teraz odpowiedzialny za kontakty z nami i zadania specjalne.
- To ci dopiero... - Naracius znów mruknął dziwnie co przyciągnęło uwagę Anayi.
- Musimy wiedzieć coś jeszcze? - zapytał Agsus.
- Hmmm, chyba nie. Ale jeśli będziecie potrzebować rady, albo pomocy to zajrzyjcie do mnie.
- Trzymam za słowo. - zażartował druid i uśmiechnął się szczerze, po czym wstał i ruszył w kierunku drzwi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dopisuję się. Pan Ascont mi pozwolił :)

Imię: Geralt.
Gilidia: Zabójca orków
ekwipunek: krótki miecz, lekki pancerz zabójcy orków.
umiejętnosci: walka dwiema brońmi, trofea
wygląd: białe średnie włosy, zielone oczy.
charakter: neutralny
opis: Urodził się "leśnej wiosce" niedaleko Vengardu. Wioska, była schroniona w lesie. Orkowie żadko tam przychodzili. Wioska, nie była mała. Po paru dniach wypalano lasy, trolle, ścierwojady i inne stworzenia uciekły z lasu. Znalazły wioskę Geralta i zniszczyły ją. Ofiar nie było dużo, ludzie poodjeżdzali na koniach i pouciekali. Geralt był wtedy nastoletnim chłopcem. Wyruszył do Nordmaru. Został zabójcą orków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 25.07.2008 o 20:14, dambialko napisał:

Dopisuję się. Pan Ascont mi pozwolił :)

Imię: Geralt.
Gilidia: Zabójca orków
ekwipunek: krótki miecz, lekki pancerz zabójcy orków.
umiejętnosci: walka dwiema brońmi, trofea
wygląd: białe średnie włosy, zielone oczy.
charakter: neutralny
opis: Urodził się "leśnej wiosce" niedaleko Vengardu. Wioska, była schroniona w lesie.
Orkowie żadko tam przychodzili. Wioska, nie była mała. Po paru dniach wypalano lasy,
trolle, ścierwojady i inne stworzenia uciekły z lasu. Znalazły wioskę Geralta i zniszczyły
ją. Ofiar nie było dużo, ludzie poodjeżdzali na koniach i pouciekali. Geralt był wtedy
nastoletnim chłopcem. Wyruszył do Nordmaru. Został zabójcą orków.

Nie chcę Cię oceniać, ale w twojej historii jest masa błędów stylistycznych. Co rusz powtarza się słowo wioska, las. Nie czytało się tego fajnie, a ty chcesz pisać z nami opowiadanie. Uważam, że jeśli dalej będziesz tak pisał to nie masz czego tu szukać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Agsus ostatkiem sił położył się na zimnej podłodze domu w ulicy portowej. Nie mogli zatrzymać się nigdzie indziej z powodu braku miejsc. Przeszkodziła również natura gospodarzy, którzy wyrzucali ze swych domów każdego nieznajomego. Naracius również nie ułatwiał zadania bo narzekał cały czas. Druid położył się tam gdzie upadł. Był zbyt zmęczony żeby nawet podłożyć pod głowę coś miękkiego. Dwa łóżka, które były w pokoju, również były kością niezgody pomiędzy drużyną, ale ostatecznie miejsca na nich zajęli Anaya i Naracius. Agsusa mało to obchodziło. Bardziej liczyła się dla niego jutrzejsza rozmowa z magami ognia. Chciałby się dowiedzieć nieco więcej na temat tajemniczego morderstwa z przed kilku tygodni. Lord Hagen był prawdziwym dowódcą, przynajmniej z tego co słyszał o nim Agsus. Był niemal pewien że stoją za tym siły Beliara. Spojrzał jeszcze raz na śpiącą Anayę i zamknął oczy.

********

W nocy spadł śnieg. Nie wiedzieć czemu druidowi wcale to nie zaszkodziło i pomaszerował raźno w stronę wschodniej bramy. Tym razem było tam więcej ludzi niż zwykle. Agsus mógłby przypuszczać że czekają na coś, ale zlekceważył to uczucie i odwrócił się w stronę idącego za nim Mordraga.
- Co się tak spieszysz? - zapytał potężny wojownik.
- Oświecisz mnie pan i powiesz kiedy zacznie się to spotkanie? - warknął druid.
- Rano. - zaśmiał się Mordrag.
Agsus posłał mu naciągany uśmiech i odwrócił się. Wypuścił powoli powietrze z płuc i ruszył dalej. Już po kilku krokach zauważył ludzi zgromadzonych w kręgu. Przyspieszył kroku i znalazł się obok nich. Wszystkie głowy były skierowane w stojącego w środku młodego mężczyznę w szacie arcymaga ognia, oraz stojącego obok niego paladyna. Agsus bezbłędnie poznał w nim lorda Andre. Druid przysunął się bliżej i usłyszał słowa Arcymaga.
- Udało mi się jednak przebrnąć przez wrogie oddziały na wschodzie. Tam również gromadzą swoje armie. Orkowie z tamtych stron są dowodzeni przez szamanów, nie było więc za dużych szans na to żeby ich pokonać.
- Brak magii run doskwiera wszystkim Dyrianie. - przemówił milczący do tej pory paladyn.
- Tak... jednak chcę żebyś wiedział że magowie przedsięwzięli wszystkie możliwe środki aby zabezpieczyć klasztor i drogę do miasta.
- A my jesteśmy wdzięczni. - odrzekł Andre - Ale nawet wasze zaklęcia nie pomogą wobec silnej armii wroga.
- Rozumiem co czujesz lordzie. Zapewniam cię że moja magia zapewni wam bezpieczeństwo na długi czas, ale z pewnością nie na zawsze. To jest nieosiągalne.
- Cóż, spodziewałem się takich słów. Interesowałyby mnie jednak dowody w sprawie morderstwa...
- Nie doceniasz mnie lordzie. Pracuję nad tym wraz z wielkim Serpentesem i Pyrokarem. Nie zajmie nam to długo. Jesteśmy blisko i czuję że wiem już niemal wszystko.
- W takim razie kto jest tym sprawcą?- zapytał ktoś ze zgromadzonych.
- Istnieją pewne powody, dla których najwyższa rada nakazała mi milczenie w tej sprawie.
- Dobrze, więc co z zombie? Są plagą na drogach Khorinis, i to nie mniejszą niż orkowie.
- Nimi nie musimy się przejmować. Pokonałem ich wraz z innymi magami ognia.
- Mógłbym zobaczyć miejsce tej walki? - wtrącił lord Andre.
- Oczywiście. Proszę za mną. - Dyrian poprowadził paladyna do jaskini, w której według tego co mówił Lutero był portal.
- Wrócimy za kilka minut!- rzucił paladyn i zniknął w mroku pieczary.
Agsus rozejrzał się szukając wzrokiem swoich towarzyszy. Mordraga nie w sposób było nie zauważyć, jego grzywa długich włosów powiewała na zimowym wietrze ponad głowami mieszkańców Khorinis. Sandris stał z boku i oglądał jaskinie, do której weszli arcymag i paladyn. Anaya siedziała na kamieniu i rysowała w śniegu. Kiedy spostrzegła spojrzenie druida uśmiechnęła się tylko i wróciła do wcześniejszego zajęcia. Niedaleko niej stał zamyślony Naracius, jak zwykle całkowicie się zapominając mruczał do siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Koledzy i koleżanko, tyle słyszycie o Mordragu jeden z początkowych postaci gry drugiej serii (przypominam mamy trzecia serię). Stary znajomy Agsusa i Anay. Dawny mieszkaniec Khorinis i były czeladnik Bospera. Teraz Zabójca Orków o potężnej budowie. Ale opisy to za mało więc postanowiłem pokazać screena który najbardziej przypomina mi Mordraga.

20080804014034

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 04.08.2008 o 13:38, Gumiś2 napisał:

[Skąd to masz, bo też bym sobie wrzucił avka?]

Nie pamiętam nazyw strony. Spytaj się Asconta to on mi dał link do tej strony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po nocy w spartańskich warunkach Naracius wstał powoli z łózka i rozejrzał się. Reszta drużyny jeszcze spała. Rozmasował kark obolały po nocy na jakże niewygodnym posłaniu. Druid i dwóch wojowników leżeli na podłodze Jakież to barbarzyńskie-pomyślał- ale cóż takie mamy warunki... Spojrzał na śpiącą Anayę. Była śliczna, ba nawet piękna, ale Naracius nie miał czasu zawracać sobie głowy tymi sprawami. Po pierwsze Górnicza Dolina. Tak wiele magicznych artefaktów i dzieł traktujących o wielkiej magii się tam znajdowało że każdego dnia obsesja na ich punkcie rosła w głowie maga. Gdyby tylko udało się przejść przez przełęcz... gdyby tylko.... Pozostaje jeszcze sprawa klasztoru ognia.... wczorajsza rozmowa z kupcem wniosła kilka ciekawych faktów. Osłabienie całego klasztoru było do przewidzenia ale tajne przejście do samego budynku?! Takie informacje mogą pomóc mi dostać to czego chcę.... i nastąpi to niedługo....
Mag wyszedł na zewnątrz by rozkoszować się rześkim, zimowym powietrzem. Mróz tak jak ogień magów ognia, zwiększał moce magów wody i był to kolejny atut Naraciusa w przypuszczalnej konfrontacji z klasztorem.
Odczekał kilkadziesiąt minut zanim z budynku zaczęli wychodzić kolejni członkowie drużyny. Po chwili byli gotowi by razem z Lutero udać się na miejsce umówionego spotkania z paladynami i magami ognia. Droga minęła bezpiecznie. Wszędobylski śnieg sprawiał że Naracius czuł się pełen energii, jednak nie dawał tego po sobie poznać sunąc cicho za resztą drużyny i co jakiś czas ponarzekać na równie wszędobylskie jak śnieg, kamienie zalegające pod białym puchem i dotkliwie raniące nogi maga. Niedługo byli na miejscu. Wszędzie roiło się od paladynów. Tym razem rozmowa nie wniosła zbyt wiele. Zaciekawić mógł fakt że magowie ognia zostali pozbawieni magii run jednak dalej używają magii. Jak im się to udało? Muszę odkryć tą tajemnicę jak najszybciej! Jeśli mi się uda będę w stanie przebić się przez przełęcz ! Muszę tylko dostać się do klasztoru... Najlepiej sam... w nocy...dzięki temu przejściu dotrę do klasztoru i będę mógł dostać się do biblioteki... tak... to tam trzymają wszystkie najważniejsze księgi i to tam będę musiał szukać odpowiedzi...odpowiedzi i potęgi jaką niesie ze sobą porzucenie run...Teraz muszę tylko obmyślić szczegółowy plan i... podniósł głowę i zobaczył że arcymag i paladyni już się rozeszli, reszta drużyny zajmowała się swoimi sprawami i tylko druid przyglądał mu się z zaciekawieniem. Naracius wykrzywił twarz w grymas gniewu, odwrócił się i powrócił do obmyślania swojego planu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Agsus patrzył na Naraciusa z zaciekawieniem, ale i rozbawieniem. Nigdy nie widział maga, który zachowuje się w ten sposób, dziwny. Nie jest szalony, chyba. Gada do siebie, ale jego wzrok jest dosyć... normalny. Druid uśmiechnął się lekko i spojrzał na siedzącego obok niego mężczyznę. Był zgarbiony i stary. Nosił na sobie postrzępioną szatę. Było w nim coś odrażającego, ale Agsus przemógł to w sobie i odwrócił się do drużyny. Mordrag jak zwykle siedział na najwyższym kamieniu w okolicy i oglądał swój miecz. Sandris stał niedaleko niego i gwizdał z nudów. Druid rozejrzał się za Anayą, kiedy z jaskini wyszedł lord Andre w towarzystwie Arcymaga Dyriana. Paladyn rozejrzał się po nich i wszedł w środek kręgu, który przed chwilą uformowali stojący mieszkańcy.
- Muszę potwierdzić słowa Dyriana, widziałem pole bitwy. - powiedział i spojrzał przez chwile na Agsusa i odwrócił wzrok.
- To dobrze. O jedno paskudztwo mniej! - krzyknął jakiś szlachcic z przeciwnej strony okręgu.
- Ale wolałbym wiedzieć, kiedy powiecie nam coś więcej na temat morderstwa lorda Hagena. - powiedział stojący blisko druida mężczyzna.
- Wszystko w swoim czasie. Nie jestem w stanie powiedzieć czegoś konkretnego w tej chwili.- odrzekł Dyrian.
- Wy magowie zawsze tacy byliście. konkrety, panie magu.- powiedział ktoś dziwnie oschłym głosem.
Na twarzy arcymaga pojawił się grymas. Zastanowił się i po chwili odpowiedział.
- Mówiłem już że nie mam takich uprawnień. Po prostu nie mogę.
Stojący obok druida mężczyzna spojrzał na niego i powiedział:
- Widzi pan? Chojraki, nie magowie żadni. Jakby byli magowie to nie mielibyśmy żadnych kłopotów z orkami.
- Racje pan mówisz, ale orków jest dużo. Kto wie, może magowie nie mogą im dać rady. - odpowiedział mu drugi.
Agsus tylko przytaknął głową i wycofał się z tłumu. Trafił na plecy Naraciusa, który podskoczył i zamachał rozpaczliwie rękami.
- Uspokój się! - ryknął druid.
- Co? Ach, to ty... - odparł świszczącym głosem Naracius.
- Widziałeś Anaye?- zapytał Agsus.
- Kogo?
- Tę dziewczynę, z którą podróżujemy.
- Co? Tak, tak jest tam. - Mag wody wskazał palcem miejsce, gdzie Anaya siedziała zamyślona.
Druid podbiegł kawałek w jej stronę. Dziewczyna była skulona, ocierała ręce i trzęsła sie z zimna. Agsus zdjął płaszcz od swojej szaty i otulił ją nim.
- Dziękuję. - powiedziała Anaya i uśmiechnęła się.
- Ale nie ma za co.
- Jest. Jesteś dla mnie bardzo dobry. I ja... Nie mam jak się odwdzięczyć.
- Nie musisz. An naprawdę nic od ciebie nie wymagam.
Dziewczyna rzuciła mu się na szyję i pocałowała mocno w usta. Agsus poczuł płynące z niej ciepło. Złapał ją za uda i podniósł do góry. Po dosyć długiej chwili , gdy "odkleili się" od siebie Anaya uśmiechnęła się. Druid puścił ją i postawił delikatnie na ziemi. Spojrzał jeszcze przez chwilę na jej wdzięki i odwrócił wzrok ku górze. Uwagę Agsusa nagle przykuło coś innego. Naracius wstał gwałtownie i świszczącym głosem wymówił jakieś słowa. Druid nie słyszał tego co mówi. Rozejrzał się i zobaczył że wszyscy ludzie się rozeszli, a Mordrag i Sandris wpatrują się w nich dziwnie. Agsus zrobił tępą minę i uśmiechnął się niepewnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować