Zaloguj się, aby obserwować  
mishel007

Gothic 4 - gra forumowa

330 postów w tym temacie

Drużyna postanowiła udać się tunelem do Martwej Harpii. Jednak najpierw trzeba było dostać się do Lutero - on wiedział, gdzie jest tunel. Po powrocie do miasta wybrali się do domu kupca. Anaya rozmawiała o czymś z Tomem, a Agsus z Lutero. Po kilku minutach rozmowy drużyna wraz z kupcem wybrała się w kierunku wejścia do jaskini. Lutero dał Agsusowi pochodnię, bo choć tunel nie był długi, to było w nim bardzo ciemno. Mało tego, trzeba było całą drogę iść skulonym. To, że tunel był tak niski, zawdzięczano pewnie faktowi, że Orkowie mieliby problemy z przedostaniem się przez niego. Mordrag, który kilka razy narzekał na wymiary tunelu, pierwszy ujrzał koniec podziemnego przejścia, mimo że Agsus szedł przodem z pochodnią. Bohaterowie wydostali się przy Martwej Harpii i czym prędzej wbiegli do karczmy. W środku nie było zbyt wielu osób. Agsus podszedł do właściciela tawerny i zaczął rozmowę z barmanem:
- Witaj. Co ciekawego działo się ostatnio w okolicy?
- Nic. Jakimś cudem jesteśmy tu bezpieczni. Ale dwa dni temu zaginął niejaki Patrick. Po prostu wyszedł na nocną przechadzkę i już nie wrócił.
- Czy wiesz dokąd się udał?
- Nie. Nie mówił tego nikomu.
- Choćmy go poszukać, może wie coś przydatnego. - wtrącił Mordrag.
- Sądzę, że to byłaby głupota wyruszać teraz. Słońce już powoli zachodzi - odpowiedziała niespodziewanie Anaya.
- Tym lepiej dla nas - odrzekł Naracius - Mordrag ma rację, powinniśmy wyruszyć teraz, póki jeszcze możemy.
- Więc idziemy? - spytał niepewnie Sandris.
- Tak! - krzyknął Narcius.
- A ty co o tym sądzisz, Agsusie? - zapytał Mordrag.
- Nie wiem, może powinniśmy poczekać z wyprawą do rana?
- Zaufaj mi, jeżeli wyruszymy teraz, nic złego nam się nie stanie, mamy też większe szanse na odnalezienie Patricka - odpowiedział wyraźnie zniecierpliwiony już Naracius.
- A dokąd ci tak spieszno? - spytał podejrzliwie druid.
- Chcę po prsotu odnaleźć Patricka, to wszystko.
- No dobrze, zaufam ci. Idziemy!
Drużyna wyszła z karczmy.
- Nie wiemy nawet, gdzie go szukać - rzekł Sandris.
- Mam pewne mgliste podejrzenie... Za mną! - odrzekł Mag Wody.
Sandris szedł z tyłu z Mordragiem.
- Myślisz, że można mu zaufać? - zapytał młody Zabójca Orków.
- Nie wiem. Wygląda na to, że coś knuje. - odrzekł Mordrag.
Po drodze drużyna natrafiła jeszcze na małe stado kretoszczurów, walka nie była zbyt długa. Zbliżał się zmierzch, Naracius wciąż prowadził drużynę do nieznanego celu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Patrick, choć nie wiadomo czy jeszcze wtedy żył nie mógł w najśmielszych snach przypuszczać że jego zaginięcie sprawi aż tyle i wywoła tak wiele chaosu w Khorinis….
Drużyna szła powoli zaśnieżoną drogą, mrużąc oczy przed zachodzącym słońcem. Noc na wyspie Khorinis poza miastem była niebezpieczna. Jednak wobec perspektywy zimowej nocy poza miastem stawała się zaledwie nieprzyjemnym przeżyciem. Mróz doskwierał wszystkim członkom grupy z wyjątkiem maga wody, który jak nigdy szedł bez zarzuconego kaptura i się uśmiechał. Co poniektórzy jego towarzysze mogli nawet przysiąc że kilka razy coś nucił, chociaż nie mogli mieć pewność iż nie był to po prostu świst wzmagającego się wiatru. Ostatnie promienie złotego okręgu znikały za widnokręgiem gdy uwagę drużyny zwróciły niepokojące odgłosy w pobliskich krzakach. Znajdowali się kilkadziesiąt kroków od tunelu prowadzącego do klasztoru magów ognia. Taki właśnie kierunek wybrał Naracius którego tymczasowego przywództwa nie podważał żaden ze zbyt zmęczonych lub zbyt zdumionych niespotykanym dotąd wigorem maga.
-Coś tam jest – warknął Mordrag gotujący się już do walki- może pójdę i…
-Nie! – niemalże krzyknął Naracius- ..to znaczy…. Ja się tym zajmę….
-Czy ja wiem –odrzekła Anaya- to może być niebezpieczne, lepiej będzie jeśli pójdę z tobą.
-Ale… - już miał się wtrącić Agsus gdy Anaya przerwała mu.
-Dam sobie radę nie bój się – ruszyła za Naraciusem rzucając druidowi figlarskie spojrzenie.
Druid odpuścił sobie jednak cały czas wpatrywał się w gąszcz pośród którego niknęła dwójka jego towarzyszy.
Naracius wszedł szybko między kilka drzew i zniknął dziewczynie z oczu. Chociaż żadna z sosn nie miała więcej niż dwa metry były gęsto poprzeplatane różnymi rodzajami krzewów i roślin pnących tworząc tym samym miejsce w którym łatwo się zgubić. Gdzie się ten wariat podział? Jeszcze kilka chwil temu tu był? Anaya przeszła jeszcze kilka metrów omijając co większe plątaniny korzeni. Nagle za plecami usłyszała jakiś szelest. Odwróciła się natychmiast dobywając broni. Nic nie widziała . tylko gałęzie i pnącza. Kolejny szmer, tym razem z prawej strony. Mimo natychmiastowego obrotu i tam wojowniczka niczego nie ujrzała. Co robić? Jeśli zawołam tego świrniętego maga albo resztę drużyny narażę się na atak. Ale jeśli tego nie zrobię? Chociaż równie dobrze może tu nikogo nie być i Agsus uzna mnie za zbyt strachliwą by mnie gdziekolwiek puszczać samą. Cokolwiek lub ktokolwiek tu jest muszę mu dać radę sama albo …..co jest!? Kupka dziwnego pyłku uderzyła dziewczynę w twarz. Ta próbowała zamachnąć się mieczem na niewidzialnego wroga jednak przecięła tylko powietrze. Poczuła że jej powieki stają się cięższe i trudniej jest się jej utrzymać na nogach. Sekundy później upadła na ziemię zasypiając twardym, głębokim snem.
Naracius spojrzał jeszcze raz na śpiącą dziewczynę. Proszek z krwawej winorośli nie był ciężki do zdobycia na północy Myrthany czy w Nordmarze ale w Khorinis stanowił istny rarytas świata przestępczego. Ta której użył wobec Anayi była jedną z dwóch ostatnich porcji maga. Jednak nie to się liczyło. Liczyło się to że zdobył kilkanaście minut czasu na dotarcie do tunelu i żaden członek drużyny nawet nie zauważy gdzie udaje się Naracius. Mag sprawdził jeszcze raz czy skóra która owiną buteleczki z magicznymi napojami trzymała się dobrze. Obwiązał je nią by obijając się o siebie flakony nie tworzyły jakże niepotrzebnego w tej misji hałasu. Znów schował twarz w kaptur ruszył przed siebie. Przy odrobinie magicznej pomocy kamuflował swe ślady na śniegu tak jakby nigdy nikt tamtędy nie szedł. Kilka chwil później dotarł do wylotu tunelu. W okolicy nikogo nie było widać jednak mag wiedział że wewnątrz znajdują się strażnicy którzy gdy tylko kogokolwiek zauważą wzniosą alarm i staną do walki z każdym napotkanym przeciwnikiem. Naracius był na to gotowy. Raz jeszcze sprawdził czy sztylet luźno wychodzi z pochwy i zacisnął palce na runie trzymanej w ręku. Po raz ostatni zwrócił oczy ku linii horyzontu i uśmiechnął się gdy kolejny dzień przeszedł do historii, a noc zagościła nad wyspą Khorinis… noc którą zapamięta wielu….
Larkamis stał oparty o ścianę wpatrując się w dogasający koksownik który stanowił jedyne źródło światła i ciepła w tunelu. Nowicjusz mocniej otulił się kocem który Talamon pozwalał brać nowicjuszom na wartę po tym jak jeden odmroził sobie kilka palców. Mimo tego w tunelu było przeraźliwie zimno. Młody Larkamis mieszkał w klasztorze od dwóch miesięcy. Jak wielu nowicjuszy uciekał przed wojną w Myrthanie. Postanowił że uda się na wyspę Khorinis, a następnie dostanie się do klasztoru. Gdy w końcu mu się udało nie wątpił że to dar od Innosa. Klasztor pełen był potężnych magów. Chociaż czasami było ciężko z jedzeniem i takie noce jak ta dawał mu się w znaki to nie mógł narzekać. Gdzie indziej mogło być bezpieczniej?
Naracius ruszył kilka kroków w przód wciąż trzymając się ściany. W głębi korytarza widział światło. Prawdopodobnie jakiś strażnik używał pochodni albo innego źródła światła, na pewno nie była to magia… Naracius wyczułby ja z kilkunastu metrów. A więc nowicjusz….. to niezbyt rozsądne żeby zostawiać takiego imbecyla na straży tunelu prowadzącego w sam środek klasztoru ale patrząc n ostanie poczynania magów ognia jakoś mnie to nie dziwi…. No cóż jeżeli chłopak był takim idiotą by rozpalić ogień którego trzaski zagłuszają kroki to musi za tą głupotę zapłacić….
Być może Larkamis gdyby żył w czasie pokoju nigdy nie udałby się do klasztoru który uznał za najbezpieczniejsze miejsce, być może zostałby szanowanym rzemieślnikiem, miał żonę dzieci, być może nie stałby tej felernej nocy na straż gdy odziana w niebiesko-czarne szaty postać wyskoczyła zza rogu i jednym lodowym pociskiem zmienił jego gardło w breję tak że nawet nie wydał z siebie najcichszego okrzyku, być może nie osunąłby się po ścianie chwytając się rozpaczliwie ostatnich chwil życia których zostało mu tak niewiele i być może nie leżałby martwy na posadzce tunelu , być może złowrogi mag nie przeszedłby nad jego truchłem rzucając mu pełne pogardy spojrzenie, uśmiechając się jednocześnie….
***
- Już tam są dwadzieścia minut. – rzucił zniecierpliwiony Agsus. - Spokojnie, pewnie zaraz wrócą. – odpowiedział mu Sandris, ale druid widział że młody łowca orków też się niepokoi. - Nie powiedziałbym. – burknął Mordrag. Druid wciąż nie mógł się odpędzić od najgorszych myśli. Obwiniał o wszystko siebie, nie zatrzymał Anayi. Był niemal pewien że stało się coś złego. - Przysięgam, że jeżeli on jej coś zrobił to urwę mu jego pusty łeb. Mogłem się po nim spodziewać wszystkiego, nawet że nagle utnie sobie głowę, ale żeby… - druid nie dokończył, nie wiedział jak. Milczeli przez jakiś czas. Mordrag czyścił swój miecz, jak zwykle. Agsus chodził w kółko, aż w końcu nie wytrzymał. - Idę tam i ją znajdę. Nie próbujcie mnie zatrzymać. - Nie będę próbował, wiesz o tym. Powodzenia. – powiedział życzliwie Mordrag i uśmiechnął się, co dziwnie wyglądało na jego ponurej twarzy olbrzyma. Agsus wykrzywił wargi w tępym uśmiechu i ruszył przed siebie. Musze ją znaleźć, pomyślał i ścisnął w dłoni kamień druidów. Po chwili w jego miejscu pojawił się duży, szary wilk. Skoczył pomiędzy krzaki i zniknął z oczu siedzącym na kamieniach przy drodze łowcom orków. Dobrze że wciąż leży śnieg, pomyślał i skręcił gwałtowne w prawo. Jest! Ślady stóp! Agsus zaczął węszyć wilczym nosem i ruszył drogą, którą wyznaczały ślady. I wtedy zobaczył scenę, której nie zdążył nigdy zapomnieć. Nad leżącą Anayą pochylało się dwóch dziwnie ubranych mężczyzn. Jeden oglądał teren dookoła, a drugi starał się rozebrać nieprzytomną dziewczynę. Druid nie mógł dłużej czekać. Skoczył i potrącił rozglądającego się, poczym podrapał mu twarz pazurami. Drugi człowiek odszedł od Anayi i wyjął miecz. Agsus zawarczał i zawył. Mam nadzieję że Mordrag to usłyszy, pomyślał i rozgryzł gardło drugiemu mężczyźnie. Zmienił się w człowieka, używając do tego całej siły woli, i podniósł leżącą Anaye. Sprawdził czy nic jej się nie stało i pobiegł w stronę, z której, jak mu się wydawało, przyszedł.

Talamon stał na środku dziedzińca przypatrując się śpiącemu klasztorowi. Inni magowie już spali rozkoszując się odpoczynkiem jaki niosła noc. Nie dla starego arcymaga były jednak takie luksusy jak sen nocą. Każdego dnia pozachodzi słońca musiał sterczeć na tym zapchlonym placu i wypatrywać nieistniejących wrogów, szukać niebezpieczeństw wśród cieni. Miał co prawda kilku nowicjuszy do pomocy ale jakoś nie lubił ich towarzystwa. No chyba że obowiązek spędzenia nocy na warcie wypadał także na nowicjusza Lotera. Jego jednego spośród tej zgrai nierobów lubił. Chłopak mimo swego wieku był mądry, sumienny, zawsze wykonywał to czego się po nim spodziewano. Miał zadatki na maga, być może kiedyś tak jak on sam Loter zostanie arcymagiem? Talamon chciałby tego dnia doczekać. Samego nowicjusza nie było jak zwykle na dziedzińcu razem ze swym mentorem. Talamon wysłał go do pracowni alchemicznej by przyniósł mu eliksir łagodzący ból głowy. Arcymag dostał migreny. Poczuł jakieś wyładowania magiczne po klasztorem ale penie mu się tylko zdawało. To przez te nieprzespane noce…. Słabnę… To praca nie na moje lata…..
Naracius wyszarpnął sztylet z wątroby kolejnego nowicjusza. Ten był nieco mądrzejszy i nie zapalił żadnego ognia. Był jednak pełen pychy. Naracius szczycił się tym że potrafił przejrzeć każdego człowieka po tym jak się zachowuje w danej sytuacji. A ten nowicjusz był pełen pychy. Było w jej w nim tak wiele że gdy tylko usłyszał Naraciusa zamiast zawiadomić jakiegoś zwierzchnika udał się w kierunku hałasu. Gdy tylko młody nowicjusz skręcił za róg tunelu stanął oko w oko z magiem. Jednak nie to było najgorsze. Najgorsze było to ze sekundę później kilkanaście centymetrów ostrego żelaza wbiło mu się wątrobę. Krew zalała nowicjuszowi usta i oczy. Adept zemdlał i osunął się na ziemię jak kilka minut wcześniej jego towarzysz.
Mag ruszył do przodu. Tym razem wolniej i ciszej. Nie mógł sobie pozwolić na podobne wpadki jak ten z nowicjuszem. Nie mógł zostać zauważony. Jeśli tak by się stało cała jego jakże ważna misja mogła zakończyć się niepowodzeniem…. A Naracius nie mógł sobie pozwolić na niepowodzenie jeśli chodziło o zdobycie tak niewyobrażalnej potęgi…..
Kolejną rzeczą której Naracius nie mógł było dostrzeżenie trzeciego nowicjusza . Loter dostrzegł co się stało u wylotu tunelu, jednak okazał więcej trzeźwego umysłu niż Markus. Szybko zobaczył że zabójca tak i jego przyjaciela jak i zapewne Larkamisa był magiem i bez problemu rozprawiłby się z kimś o tak mizernej mocy jak Loter. Chociaż nowicjusz umiał używać swego kija bojowego na nic nie zdałby mu się w walce z zakapturzonym osobnikiem. Nowicjusz, ściskając kurczowo lekarstwo dla Talamona, kucnął za jednym z filarów podtrzymujących strop piwnicy. Pocił się i drżał ze strachu by nie zostać zauważonym. Starał się oddychać jak najciszej jednak nie było to łatwe gdyż jego oddech był przyśpieszony jak po wypaleniu tuzina skrętów z bagiennego. Loter słyszał lekkie kroki wzdłuż komnaty. Postać zatrzymała się…. Nowicjusz modlił się do Innosa o przebaczenie wszystkich swoich grzesznych czynów. Jeśli miał się spotkać ze swym panem wolał mieć wtedy czyste sumienie. Jednak ku uldze Lotera mag ruszył dalej w stronę korytarza prowadzącego do pracowni… do pracowni i kaplicy! On chce ukraść nasz młot! Nie mogę na to pozwolić! Innosie chroń swego sługę! Modląc się w duchu zaryzykował wyjrzenie za filar. Zobaczył tylko kraniec szaty znikający za zakrętem… Młody nowicjusz odczekał kilka sekund i jak piorun wyskoczył w stronę schodów. Chociaż nie było ich dużo droga po nich wydała się Loterowi wiecznością. W końcu wybiegł na dziedziniec. Świeże, zimowe powietrze uderzyło go jak zaklęcie. Zakręciło mu się w głowię jednak w kilku krokach doskoczył do podnoszącego się jeszcze Talamona.
-Mistrzu…. khe khe- nowicjusza dopadł kaszel wywołany mieszaniną biegu, świeżego powietrza i ogarniającego go strach- W podziemiach jest intruz!!! Udał się w stronę kaplicy!!! Musimy chronić Młot!!!
-Spokojnie, uspokój się wreszcie – Arcymag próbował przemówić do rozsądku Lotera jednak sam był nie mniej roztrzęsiony- Obudź wszystkich magów i arcymagów! Śpiesz się! Ja spróbuję go zatrzymać…
Talamon ruszył w stronę piwnicy… Nie spoglądał za siebie będąc pewnym że nowicjusz zrobi to co mu rozkazał. Jednak nie wiedział że ostatni raz widzi światło gwiazd i ostatni raz czuje na twarzy powiew zimnego wietrzyku. Nie wiedział tego jednak przeczuwał że ostatni raz schodzi po schodach prowadzących do piwnic klasztoru….
Naracius wiedział czego szukał. I wiedział gdzie to znaleźć. Słyszał wiele opowieści o tajemnej bibliotece klasztoru Khorinis. Znajdowało się tam wiele magicznych ksiąg należących do renegata zakonu ognia- Xardasa. Mag roześmiał się gdy pomyślał o tej ironii losu. Sam tez był renegatem zakonu wody i miał czerpać siłę z osiągnięć innego zdrajcy swych braci. Lekki choć złowrogi chichot rozległ się echem po pracowni magów przez którą równym krokiem maszerował Naracius. Jednocześnie badał jej wnętrze szukając czegoś co mogłoby ujawnić portal do sezamu wiedzy magicznej. W końcu znalazł to. Na samym krańcu komnaty stał zwykł na pierwszy rzut oka regał z księgami. Jednak tylko po jednej jego stronie na ścianie wisiała lampa. Była inna niż reszt lamp w pomieszczeniu. Jej zdobienia były bardziej szczegółowe. Wysadzana była szlachetnymi kamieniami, a co najważniejsze Naracius wyczuwał w niej magiczną moc. Skierował swą własną magie ku lampie i choć napotkał kilka magicznych barier pokonał je bez problemu, były zbyt słabe. Kolejna fala magicznej energii wygięła lampę. Ściana za regałem poruszyła się. Słychać był skrzypienie systemów otwierających tajemne wejście. Cóż za głupcy! Taka potęga pod ich nosami a oni ją zamykają!? Zaryglowują ją za kamienną ścianą!? To idioci niegodni żadnej mocy! Gdy tylko zdobędę siłę kryjącą się pośród woluminów pokażę im co stracili. Zniszczę to wszystko a ich samych zamienię w kupki prochu… Gdy ścianka dość się uchyliła by móc przez nią przejść Naracius natychmiast wbiegł do mrocznego tunelu. Ciemność i odór śmierci wręcz odrzucił go od tego miejsca. Gdyby nie potęga jaka czekała na niego zrezygnowałby z dalszej podróży…. Jednak nagroda czekająca na końcu korytarza przyćmiewała wszelkie możliwe do napotkania nieprzyjemności.
Loter biegał od komnaty do komnaty i budził śpiących magów. Kilku miało pewne wątpliwości co do powodów nocnej pobudki jednak żaden nie wyrażał sprzeciwu. Kiedy cześć była już gotowa a pozostali jeszcze się ubierali nowicjusz ruszył do komnaty Dyriana. Arcymag był teraz najpotężniejszy w klasztorze. Nawet Sepentas czy Pyrokar nie mogli się z nim równać. Loter przez pewien czas rozważał czy intruz godny jest z jego powodu niepokoić Dyriana jednak Talamon rozkazał Loterowi obudzić wszystkich. Nowicjusz bał się o Talamona. Chociaż jego mentor, którego traktował jak ojca był potężnym arcymagiem to był już stary i nie mógł stawić czoła takim potęgom jak Dyrian właśnie czy Pyrokar. Nowicjusz z pewnym niepokojem w sercu zapukał delikatnie w drzwi arcymaga. Przez chwilę nic się nie działo i Loter już miał uderzyć mocniej drzwi gdy usłyszał w pokoju poruszenie. Kilka minut później drzwi otworzyły się i stanął przed nim Dyrian. Mimo swego młodego wieku był pełen dostojność i emanowała od niego siła doświadczenie oraz potęga. Mimo tego wydawał się bardzo przyjacielski i ludzki. Wielu magów z czasem popadało w kompleks „boga”. Czuli że są kimś lepszym, silniejszym, mądrzejszym niż reszta ludzi. Jednak Dyrian zawsze widział w ludziach to co najlepsze i w każdym potrafił dostrzec coś przydatnego. Właśnie dzięki tym wszystkim cechom stał się tym kim był w tym momencie. Najważniejszym magiem w Khorinis. I to właśnie ten najwspanialszy spośród magów stał przed nowicjuszem Loterem.
- Co się stało?- spytał lekko jeszcze zaspanym głosem Arcymag
-Intruz w klasztorze, arcymistrzu! Widziałem go w podziemiach! Strażnicy tunelu prawdopodobnie nie żyją! – Loter łapał oddech- reszta magów już czeka na twe rozkazy o panie. Arcymistrz Talamon ruszył za nieprzyjacielem jednak nie wiemy jaką mocą włada intruz i czy Talamon sam da radę.
-Spokojnie – uspokoił skołatane serce nowicjusza Dyrian i zwrócił się do reszty magów – Serpentasie ! Ty Parlam i Gorax zostaniecie na straży głównej bramy w razie gdyby była to zasadzka nieprzyjaciela. Reszta! Za mną! Zanieśmy pomoc naszemu bratu i pokażmy że nikt nie wdziera się do klasztoru Innosa bez pozwolenia jego kapłanów ! ośmiu magów pod dowództwem Dyriana ruszyło w stronę piwnicy.
Mordrag zerwał się, gdy tylko usłyszał wycie wilka. Wyjął miecz i… upadł na kolana. Strzały, które utkwiły mu w plecach uderzyły w niego z impetem. Kątem oka zobaczył jak Sandris walczył z jakąś zamaskowaną postacią. Zabije tego cholernego maga! Stęknął i podniósł się, obalając dwie nadchodzące postacie. Rzucił się na dwie kolejne i dobywszy miecza rozpłatał głowę jednemu z nich. Młodszy łowca orków pokonał swojego przeciwnika i ruszył w kierunku towarzysza. Ten swoją potężną pięścią uderzył w twarz kolejnego człowieka. Mordrag ciął mieczem do koła siebie co było zadziwiające biorąc pod uwagę strzały w jego plecach. Sandris ochronił towarzysza przed ciosem w plecy i obrócił się, uderzając w kamień. Odwrócił się z powrotem i zobaczył Agsusa, który wybiega na drogę z Anayą na rękach. Druid ledwo zobaczył co się dzieje, a już musiał uniknąć kilku ciosów. Jeden z napastników był cały czas przy nim i nie ustępował nawet na krok. Agsus starał się zasłaniać Anaye jednocześnie unikając ciosów i uciekając. Gdy tylko jego przeciwnik odsłonił się druid kopnął go potężnie w brzuch. Uderzył jednak za późno i napastnik ciął go mieczem w bok. Agsus upadł, starając się by Anaya nie uderzyła głową w ziemię, następnie pewien że zaraz padnie kolejny cios przeturlał się na bok. Wyjął miecz z pochwy i ciął swojego przeciwnika w serce. Gdy ten padł na ziemie w kałuży krwi ruszył w stronę leżącej dziewczyny. Nagle obok niego pojawił się Sandris, którego twarz była blada jak u trupa. Mordrag również się wycofywał. Agsus spojrzał w stronę pozostałych przy życiu napastników. Było ich około dwudziestu. Nie damy rady, pomyślał i podniósł Anaye. Sandris pokazał gestem kierunek na nimi. Druid odwrócił się i to co zobaczył kompletnie go zaskoczyło. Stało tam kilku orków, którzy wyciągali swoje kusze i mierzyli w ludzi, którzy ich zaatakowali. Agsus nie miał okazji zobaczyć co zrobią bo Mordrag pociągnął go za ramię w stronę drzew. - Zabije tego maga! – ryknął Mordrag, druid mu wierzył. Biegli słysząc za sobą okrzyki bojowe orków i wystrzały z ich kusz. Drzewa dookoła płonęły ogniem, a walka wciąż trwała. Nagle kamienny blok tuż obok nich wybuchł powodując upadek Sandrisa i potknięcie Agsusa, Mordrag stał niewzruszony. Druid przeskoczył powalone drzewo i uniknął lecącej strzały. Dlaczego ci orkowie ich uratowali?
Naracius nie mógł uwierzyć we własne szczęście, a raczej w ignorancję magów ognia. Reszta tunelu mimo że była labiryntem nie była zamieszkała przez żadne potwory które spodziewał się spotkać na drodze ku wiecznej potędze. Kilka razy jednak niemalże pożegnał się z życiem. Mimo że magowie niemalże zapomnieli o jakiejkolwiek obronie biblioteki to zastawili kilka pułapek. Wystrzeliwujące ze ścian strzałki czy noże nie robiły na magu większego wrażenia jednak dwie kule ognia wystrzelone jednocześnie z dwóch stron korytarza przypaliły Naraciusowi rękę. Swąd spalenizny uniósł się po korytarzu jednak mag tylko przeklął pod nosem i ruszył dalej ku wylotowi kamiennego tunelu. Przed sobą zobaczył drzwi. Zwykłe drewniane drzwi kryły potęgę starożytnych uwięzioną wewnątrz kart pradawnych ksiąg. Mag już prawie sięgnął ku klamce gdy przypomniał sobie o pułapkach. Odsunął się i mentalnie zeskanował okolice drzwi. Tak jak przewidywał po otwarciu drzwi w nieostrożnego podróżnika uderzyłoby kilka ognistych pocisków. Naracius wycelował runę prosto w drzwi i nabrał tyle magicznej energii ile tylko mógł. Olbrzymi pocisk lodu wyrwał drzwi z zawiasów a kule ognia mające stanowić ochronę tylko osmaliły futryny o roztrzaskanych na pobliskiej ścianie drzwiach. Mag szybkim krokiem wszedł do pomieszczenia. Wszedł i niemalże zemdlał od nagromadzenia magii w powietrzu. Czuł że cała nagromadzone tam potęga chce się wydostać, chce znaleźć lepsze miejsce niż zasuszone karty ksiąg. Naracius nie miał zamiaru im w tym przeszkodzić….
-Tu jesteś! – krzyknął wobec almanachu leżącego na małej katedrze – dzieło wielkiego Xardasa, zdrajcy ognia! Dzieło, które nauczysz mnie jak pochłonąć moc z twoich braci! Chodź do mnie!
Mag podszedł do księgi i uniósł ją delikatnie acz zdecydowanie. Przejrzał kilak stronnic z opisami co nudniejszych zdarzeń z przeszłości Myrthany Kogóż może obchodzić to co było kiedy można kształtować to co będzie!? Dalej kilka kart o broni i paladyńskich runach Eh to dobre dla tych zakutych w żelazo barbarzyńców w końcu znalazł to czego szukał. „Rytuał przejęcia” widniał dumnie tytuł na jednaj z kart almanachu.
-Teraz nikt mnie nie powstrzyma! Ignoranci szykujcie się na zagładę! Aresh’marohesh’zeghesdhen… - rozpoczął wymawiać słowa Naracius. Kilka ksiąg zadrżało i powoli uniosło się w powietrze. Po chwili pozostałe poszły ich śladem. Po kilku sekundach ich stronnice zaszeleściły i z pomiędzy kart wystrzeliły magiczne pasma energii . Każde z nich dążyło do jednego celu… był nim odziany w czarno-niebieskie szaty mag wykrzykujący kolejne wersy pradawnego rytuału.
Talamon stracił wiele bezcennych minut na przeszukiwanie kaplicy zanim zdał sobie sprawę dokąd udał się intruz. I obawa o to że mógłby ukraść młot była niczym wobec tych dręczących arcymaga gdy przechodził przez tajemny portal. Obawy osiągnęły swe pandemonium gdy poczuł moc tego co właśnie działo się w tajemnej bibliotece na końcu korytarza.
-Jacy myśmy byli głupi myśląc że nikt oprócz nas nie wie o tym miejscu! – skarcił sam siebie Talamon- Przyjdzie nam za to zapłacić… być może najwyższą cenę…
Kilka kroków dalej czuł że powietrze wypełnia tak potężna magia z jaka on sam jeszcze nigdy nie przebywał. Powietrze drżało, a Arcymag czuł że oddycha mu się coraz ciężej. Widział jak ten stan nasila się z każdym krokiem w stronę biblioteki. Aż w końcu wszystko wybuchło. Jednak nie był to wybuch materialny niszczący wszystko co stanie mu na drodze. To magia wybuchła i rozlała się po świecie materialnym. Była jak magiczny krzyk który dało się słyszeć nawet w dalekich górach Nordmaru, czy pośród palących piasków Varantu. Jednak równie jak rozlała się po świecie równie szybko powróciła do punktu swego ujścia. A punktem tym był klęczący na podłodze, ubrany w szaty maga Woy osobnik, w którego wpatrywał się stojący w drzwiach Talamon. Kilka wiszących przed sekundą w powietrzu ksiąg i almanach leżący przed dziwnym magiem obróciły się w pył i już nikomu więcej nie dane było poznać ich mądrości. Ostatnią osobą która zdobyła ich potęgę była postać wpatrująca się w arcymaga swoim pozbawionymi źrenic i tęczówek oczami. Z oczu jak z szczelin przepełnionej beczki unosiła się czysta magia przybierająca postać błękitnej mgły. Chwilę później postać uśmiechnęła się. Nie był to przyjacielski uśmiech jakim przyjaciel wita przyjaciela tylko grymas mordu. Talamon stał jak wryty zaintrygowany tym uśmiechem, tak zaintrygowany że w ostatnie chwili uskoczył przed mknącym w jego kierunku lodowemu pociskowi wielkości wilka. Pocisk uderzył w jedną w ścian przebijając ją na wylot i robiąc to samo z jej następczyniami. Talamon skoncentrował się i wysłał w stronę nieprzyjaciela ognisty podmuch. Fala żywego ognia zalała komnatę jednak kilka sekund później gdy żar się wypalił pośrodku komnaty wciąż stała ta postać. Jedynym uszczerbkiem jaki spowodowało zaklęcie arcymaga był lekko nadpalony skrawek szaty. Mag spojrzał na niego i znów się uśmiechnął. Talamon ze strachem patrzył jak różnokolorowe pasma energii oplatają systematycznie ciało wroga by po kilku chwilach można było zobaczyć tylko magiczną skorupę otaczającą ciało maga. Talamon posłał w stronę nieprzyjaciela kilka magicznych pocisków rzucił sie do ucieczki. Wiedział że sam nie da rady temu demonowi. Był już prawie przy regale gdy nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Spojrzał w dół i ujrzał to co spodziewał się zobaczyć. Lód jak fala omiotła cały labirynt kilkunasto centymetrową warstwą, nie omijając przy tym nóg arcymaga. Przy regale fala uniosła się do góry i utworzyła kilkumetrowa ścianę lodu przejrzystego jak najczystsze szkło. Talamon próbował stopić lód jednak ten był odporny na jego wysiłki. Za sobą słyszał powolne kroki. Jeśli mam zginąć to zabiorę tego drania ze sobą! Kolejny raz utworzył ognistą falę. Tym razem jednak włożył w nią całą moc jaka mu pozostała. Zanim ogień zalał korytarz Talamon dostrzegł za lodową ścianą twarze innych magów. Jednak ułamek sekundy później ogień zajął wszystko co Arcymag widział. Potężna fala gorąca zdolna topić skały przelała się po całym korytarzu. Pół minuty później piekielne ognie dały za wygraną i dogasły odsłaniając to co pozostało z komnaty. Cały lód z wyjątkiem tego przytrzymującego nogi Talamona i lodowej ściany roztopił się… tak samo jak część ścian, co razem tworzyło krajobraz jak po erupcji wulkanu. Arcymag spojrzał za siebie. Jego przeciwnik ciągle stał, choć wydawało mu się że atak osłabił wroga, to ten po chwili wyprostował się…. I znów się uśmiechnął. Następnie uniósł rękę i posłał w ciało starca kilkaset ostrych jak miecze sopli lody. Te zmasakrowały ciało starca i wyrwały z niego życie na oczach wszystkich jego braci, mozolnie próbujących zniszczyć lodową barierę. Na ich oczach też Naracius posłał w ciało Talamona ognistą kulę spalając w pył wszystko co zostało z ciała arcymaga. Mag chwilę patrzył na pył pozostały ze swojego wroga, a potem zwrócił wzrok ku reszcie magów.
-Teraz wiecie jak zapłacicie za swą głupotę! – krzyknął zaklęciem pozwalając ścianie lodu opaść…
Dyrian widział wiele w swym dość krótkim życiu jednak potęga i okrucieństwo ich przeciwnika sprawiały że odczuwał gniew i furię. Nie mogli temu demonowi opuścić klasztoru żywemu.
-Bracia wycofać się na dziedziniec! Tam staniemy do walki z tym potworem!
Reszta magów pobiegła w stronę schodów. Dyrian stanął naprzeciwko złowrogiemu magowi. Nie widział jego twarzy ani żadnej innej części ciała. Wszystko zostało przesłonięte przez wirujące wokół przeciwnika pasma magicznej energii. To jednak nie zniechęciło maga. Zebrał trochę energii i wypuścił potężną kulę ognia w stronę wroga. Ten w ostatniej chwili stworzył magiczną barierę i powstrzymał atak. Czas ten jednak starzył arcymagowi by dobiec do końca pracowni. Powtórzył ten manewr kilka razy aż znalazł się na zewnątrz budynku. Tam czekała na niego reszta magów gotowa już do walki. Na wroga czekali tylko kilka chwil. Złowroga postać wybiegła zza kamiennego łuku nad schodami i została niemal natychmiast zalana falą najpotężniejszych ataków. Gdy kurz wywołany tą falą energii opadł, zobaczyli że wróg ciągle stał. Cała potęga ich zaklęć tylko trochę go odepchnęła. Potwór podniósł głowę i wysłał przed siebie potężny podmuch wiatru. Nieważne czy zdążył podnieść tarczę czy nie każdy mag został wyrzucony do tyłu. Kilku wylądowało na miękkiej ziemi. Wielu innych miał mniej szczęścia. Uderzali o kamienne filary, ściany, najmniej szczęścia miał Gorax który trafił głową w jeden z filarów i padł na ziemię zemdlały. Reszta magów szybko się otrząsnęła i zajęła pozycje do walki. Kilku schowało się za filarami by zza swego rodzaju osłony atakować wroga. Sam przeciwnik stał pewnie pośrodku placu i obserwował swych rywali. Większość magów wzniosła tarcze ochronne, sam Naracius wezwał tylko kilka magicznych pocisków by krążyły wokół niego i obraniały go…
Naracius nigdy nie czuł tak wielkiej potęgi. Czuł się jak bóg. Czuł że ta garstka słabeuszy próbująca go powstrzymać nie ma z nim żadnych szans. Zabije ich tak jak tamtego głupca który próbował powstrzymać go w bibliotece. Tamten był nikim, tak samo jak ci tutaj…. Śmierć jest ich jedynym wybawieniem! Łaską będzie dla niech śmierć z mojej ręki… potęga której tak bali się ci głupcy stanie się ich nemezis!!! Posłał kilkadziesiąt lodowych pocisków każdym kierunku i choć nie były tak potężne jak ten którego użył przeciwko magowi w bibliotece mogły spowodować wiele szkód. Taka ilość pocisków zdewastowała cały dziedziniec i osłabiła tarcze magów. Ci spróbowali odpowiedzieć własnymi czarami jednak te marne sztuczki których użyli przeciwko Naraciusowi mogły wywołać u niego co najwyżej falę śmiechu. Wszystkie zostały odbite przez krążące wokół Naraciusa kule energii. Jedna z kul ognia uderzyła w prastarą mozaikę nad wejściem do kościoła niszcząc ją razem z częścią dachu. Magowie mimo niepowodzenia nie ustawali w wysiłkach. Kolejne fale pocisków zalewały demona z którym walczyli. Jednak żaden nie mógł nawet zranić ich wroga. Ten z kolei odpowiadał własnymi czarami potężna fal ognia zniszczyła ich tarcze. Potem systematyczne bryły lodu i kule ognia unieszkodliwiały kolejnych adwersarzy Naraciusa. Nagle poczuł że ostre jak sztylety zęby wbijają się w jego ramię. Odwrócił się stawiając między sobą a resztę magów ścianę lodu podobną jak ta którą stworzył w bibliotece. W ramie wgryzał mu się wilk. Naracius spopielił go jednym krótkim zaklęciem i począł rozglądać się za tym który stwora przyzwał. Zauważył go. Jeden z magów ognia zaszedł go od tyłu i przyzwał swe stwory. Naracius uznał że śmierć byłaby zbyt wielką łaską dla głupca który myślał że wilk może pokonać kogoś takiego jak on. Mag wody zaatakował umysł czarodzieja mroczną energią. Kapłan Innosa stanął jak wryty i bezmyślnie patrzył w oczy Naraciusa. Od prawej ręki maga wody do twarzy jego rywala przebiegło pasmo czarnej energii. Naracius zaatakował jego mózg i poznał każdy jego sekret. I co Krassusie? Uznałeś że Ja dam się zabić wilkowi!? Jesteś zbyt głupi by nazywać siebie magiem! Kolejna, tym razem potężniejsza fala energii ruszyła ku umysłowi Krassusa…
Dyrian nie mógł patrzeć an to co jego przeciwnik robi z Krassusem. Oczy maga ognia były zaciśnięte podczas gdy kolejne fale złowrogiej magii atakowały jego umysł. Gdy Krassus otworzył oczy Dyrian nie mógł znaleźć w nich nic co świadczyłoby o obecności duszy w ciele przywoływacza. Stał się zombie, bezmózga kreaturą. Gdy magiczna energia przestała niszczyć dusze Krassusa jego ciało wystrzeliło w powietrze gdzie zostało spopielone przez kolejny czar Naraciusa. Tak nie możemy go pokonać. On w ogóle nie słabnie. Jest zbyt potężny, Jest tylko jeden sposób… Dyrian skontaktował się mentalnie z resztą swych braci
-Tak go nie pokonamy… musimy użyć pieczęci Merg’osha
-Czego?
-Arcymagowie wiedzą o co chodzi, niech magowie prześlą nam całą swą pozostałą energię..
-Ale ten rytuał pozbawi nasz części mocy! I to na stałe ! – oburzał się Serpentas
-Albo cześć mocy albo nasze życia…
-Zgoda…- Ten argument przekonał pozostałych Arcymagów.
-Do dzieła!
Wszyscy magowie przesłali swą moc Arcymagom którzy rozpoczęli swój rytuał. Zbyt zajęty Krassusem Naracius zbyt późno zorientował się co się dzieje. Z każdym kolejnym wersem wypowiedzianym zgodnie przez Arcymagów powietrze przecinało kolejne pasmo run. Kolejne pasma okrążały maga wody blokując jego magię tworząc więzienie nie do przebicia. Gdy najbieglejsi w swej sztuce magowie zakonu ognia wypowiadali ostanie słowa zaklęcia ich twarze były mokre od potu i ledwo mogli zaczerpnąć powietrza. Gdy wypowiedzieli ostatni słowo w języku tak starym że nikt już nie mógł go rozszyfrować poczuli że część ich mocy ulatuje. Ulatuje i wzmacnia więzienie miotającego się Naraciusa.
Naracius odczuwał to czego żaden człowiek przed nim nie odczuwał. Zdobył największą moc jaką mógł a oni próbowali mu ją zabrać. Czuł jak kolejne runy otaczające jego ciało zwężają się aż po kolei zlały się z jego ciałem tworząc magiczne blizny. Jednak nie to było najgorsze. Poczuł jak cała magia którą zdobył krzyczy, próbuje się wydostać. Ostatkiem sił postarał sie wypuścić ją na wolność by mogła niszczyć tych którzy ją krępują. Olbrzymia eksplozja odrzuciła ciało maga w stronę ścian klasztoru . Olbrzymia fala energii niosąca ciało Naraciusa zburzyła ścianę za zejściem do podziemi i wbiła ciało maga głęboko pod wodę. Zanim nurt wody poniósł go dalej Naracius poczuł jak magia przepełniająca jego ciał zasypia i korzy się wobec wstrzymujących ją run. Ostatnim wysiłkiem przeklął magów ognia zemdlał dając ponieść się wartkiemu nurtowi rzeki.
-Zabiliśmy go!- dało się usłyszeć pośród magów w kilka chwil po eksplozji.
-Jego ciało nie wytrzymało tej całej magii! Aż wyparował ot tej implozji!- wrzeszczał Serpentas
-Czy ja wiem… - Dyrian pełen był wątpliwości…. Tak potężny wróg nie mógł dać pokonać się tak łatwo…
-Nie ględź! Wszyscy widzieliśmy wybuch, zostało po nim tylko kilka skrawków szat!
-No dobrze chciałbym wierzyć że pozbyliśmy się go- odpuścił sobie Dyrian- teraz musimy zająć się naszymi poległymi braćmi i naprawą klasztoru.
Magowie rozpoczęli swe prac podczas gdy nieprzytomny Naracius niesiony był nurtem rzeki…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Taka mała errata. Jako że kończyłem to pisać koło 2-3 w nocy a potem miałem pewne problemy z netem zamieszczam ją dopiero teraz. Otóż przygody drożyny po tym jak Naracius porzucił Anayię w zagajniku opisywał ASCONT. No to by było na tyle :P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Imię: Skorpion
Gilda: Goniec Leśny
Umiejętności: Trofea zwierzęce, walka dwiema broniami;
Charakter: Dobry;
Wygląd: Brązowe, długie włosy, 188 cm wzrostu;
Opis: Był Strażnikiem w Starym Obozie, ale kiedy Gomez wpadł w szał, zamieszkał w chatce Cavalorna. Po zniszczeniu Bariery spotkał myśliwego imieniem Aidan, który był z Nowego Obozu. Później oboje byli w Wodnym Kręgu. Następnie zostali Gońcami Leśnymi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Może się dopcham do kolejki:)


Imię: Kazzur
Gildia: Zabójca Orków
Umiejętności: Walka dwiema broniami, Kowalstwo
Charakter: Neutrualny
Wygląd: Krótkie czarne włosy, 190 cm wzrostu, lekki zarost, dobrze zbudowany
Opis: Podczas napadu orków na Silden ukrył się w domku na skraju miasta, niepozornym miejscu o odstraszającym zapachu. Orkowie jednak go tam znaleźli i zniewolili. Pracował kilka lat w kopalni żelaza niedaleko Geldern. Pewnego dnia jego pan, szaman orków Grompel, zażądał od młodego górnika stawienia się na miejskiej arenie, aby dostarczył mu rozrywki. Kazzur nie miał wyboru i zaczął walczyć. Po kilku udanych walkach postanowił wejść z szamanem w układ. Polegał on na tym, że jeżeli człowiek pokona wybranego przez Grompela wojownika, to otrzyma wolność i będzie mógł opuścić kopalnie Geldern. Jeżeli jednak by przegrał to musiałby walczyć ze swoją rodziną. Ork przystał na to. Pewny że jego sługa przegra zdziwił się bardzo kiedy Kazzur skręcił potężnemu wojownikowi kark. Szaman nie miał wyboru, wiedząc że nie może stracić resztki swojego honoru uwolnił swego niewolnika, który od tamtej pory błąkał się po Wybrzeżu Myrtany. Jednak, gdy nastąpił koniec wojny młody wojownik postanowił wyruszyć na wyspę Khorinis, jedyny bastion ludzi, aby pomóc im walczyć z wielkimi bestiami, i tym sposobem wywrzeć zemstę za lata niewoli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Druid skoczył we właściwej chwili bo jeszcze chwila zwłoki i miałby strzałę w plecach. Najwidoczniej skrytobójcy dali już sobie radę z orkami i ruszyli w pogoń za nimi. Znajdowali się już daleko od miejsca napaści, a to że wciąż musieli unikać strzał oznaczało że ktoś idzie ich tropem. Biegnie, poprawił się w myślach Agsus. Poruszali się szybko wzdłuż kamiennego bloku, który zasłaniał ich cały czas z lewej strony. Nagle zza krzaków wyskoczyła na ciemno ubrana postać, która została powalona ciosem pięści Mordraga. Druid musiał przyznać że ma coraz więcej powodów by dziękować wielkiemu wojownikowi. Biegli szybkim tempem. Sandris starał się zrównać się z Agsusem, ale ciągle zostawał kawałek za nim. Druid, gdyby nie niósł Anayi byłby na przedzie drużyny, w końcu może zamieniać się w wilka. Ale zaraz odpędził od siebie tę myśl. Nie mógł zostawić dziewczyny nieprzytomnej w takiej chwili. Wiedział co mogli jej zrobić, widział tę sytuacje na własne oczy. Druid zawył głosem podobnym do wilka i przyspieszył kroku. Chwila nieuwagi wystarczała żeby Agsus nie zauważył biegnącemu ku niemu z naprzeciwka skrytobójcy. Druid uchylił się zbyt późno i dostał maczugą w bark. Targnęło nim i upuścił Anaye na ziemię. Napastnik jednak nie poprzestał na tym i kopnął druida w kolano. Agsus upadł na śnieg i próbował chwycić miecz, ale na próżno. Skrytobójca skoczył ku niemu i uderzył maczugą w głowę druida, później zadał podobny cios i uklęknął nad bezradną ofiarą. Już miał zacząć bić druida po twarzy kiedy w jego krtani utkwił sztylet „Morderico”.
- Nic ci nie jest? – zapytała wystraszona Anaya.
- Nic, dzięki. – odparł Agsus.
- Wystraszyłeś mnie. – powiedziała dziewczyna i pomogła wstać druidowi. – Co się tu dzieje?
- Napadli nas. Ci na ciemno ubrani.
- Napadli?
- Było ich dużo więcej od nas, ale nie czas teraz na wyjaśnienia. Gdzie jest Mordrag?
- Pobiegł tam, za tamte drzewa. Sandris jest razem z nim.
- Masz siłę biec? – zapytał druid.
- Chyba ja powinnam zadać to pytanie tobie.
- Nieważne, ruszajmy lepiej. Tam?
- Tak. – przytaknęła dziewczyna.
Druid podbiegł kilka kroków i skoczył, żeby uniknąć lecącego bełtu. Cholera, skąd ich tu tyle? Pomyślał i uderzył zaciśniętą pięścią w twarz kolejnego napastnika, którego dobiła Anaya mocnym kopniakem. Agsus odwrócił się do niej na chwilę i puścił do niej oko. Następną minutę spędzili na biegu wzdłuż skalnej półki i unikaniu niebezpieczeństw ze strony dziwnych napastników. Chwilę później druid zobaczył niedaleko przed sobą potężnie zbudowanego mężczyznę, Mordraga.
- Agsus! – krzyknął w jego kierunku Sandris. – Są jeszcze za tobą?
- Nie! – odparł druid.
- To dobrze. – wtrącił Mordrag i wznowił bieg. – Już niedaleko do rzeki. Przejdziemy ją i tam nas nie znajdą.
- Skąd ich tu tyle? – zapytała Anaya.
- To na pewno też cholerny mag. Trzeba było go zabić od razu. Wiedziałem już od pierwszego spotkania. – warknął łowca orków.
- An? – mruknął druid.
- Tak?
- Mogę cię o coś spytać?
- Oczywiście.
- Kto cię wtedy pozbawił przytomności?
- Ja… Nie wiem. To było dziwne uczucie. Ja…
- Mówiłem że to mag. Na pewno użył zaklęć. – wycedził Mordrag.
- Tak, to był mag, ale skąd pewność że to Naracius? – spytał ostrym tonem Agsus.
- A widzisz go tutaj gdzieś? Jeżeli to nie on to byłby tu teraz z nami! – warknął łowca orków.
- Jest... – mruknął niespodziewanie Sandris.
- Co? – zapytali jednocześnie Mordrag i Agsus.
- Zobaczcie! Tam leży. To jest on…
- Gdzie? – spytał starszy łowca orków i podszedł do Sandrisa. – O kurde. Jest! Teraz go zabije!
- Stój! Krzyknęła Anaya, ale Mordrag nie posłuchał i skoczył w stronę gdzie przed chwilą widział leżącego Naraciusa. Gdy podszedł bliżej zobaczył że jest cały przemoczony i nieprzytomny. Łowca orków nie tracił czasu. Złapał maga za kołnierz i podniósł do góry, na wysokość swojej brody. Naracius jednak wciąż nie dawał znaku życia. Mordrag potrząsnął nim kilka razy, w końcu nie wytrzymał i rąbnął maga wody w twarz. Ten od razu oprzytomniał i kiedy tylko dostrzegł co się dzieje zaczął przebierać nogami, w celu jak najszybszej ucieczki z miejsca, w którym siedział. Nie zdołał jednak się podnieść i łowca orków już przy nim stał. I zaciskał pięści.
- Zostaw go do cholery! – ryknął z całej siły Agsus i wyjął miecz z pochwy.
- Nie! On nas zdradził! Zabije tego dupka! – warknął Mordrag stojąc plecami do rozmówcy.
- Nie zabijesz go! Przynajmniej nie teraz…
- Pozwól mi to zrobić. Czy nie widzisz że to przez niego niemal potraciliśmy życie?
- Skąd ta pewność w twych słowach Mordrag? Nie wiesz co tak naprawdę zaszło. A ja chcę się tego dowiedzieć.
- Nie Agsus. Jego trzeba zabić. Kto wie czy nie ma jakiś amuletów, za pomocą których przywołuje swoje sługi?
- Ja wiem. Spójrz tylko na niego. Ta noc była dla niego tak samo trudna jak dla nas.
- Jak chcesz druidzie. Ja wolałbym go zabić, ale jeśli tak stawiasz sprawę… - Mordrag spojrzał niepewnie na obnażony miecz Agsusa i spuścił wzrok. – Jest twój.
- Dzięki. – druid schował broń i podszedł do siedzącego, pełnego strachu Naraciusa. – No, a teraz gadaj. Co to kurde miało być?!
******
Naracius mówił prawdę. Nie powiedział jednak o swojej wizycie w klasztorze, ani o obezwładnieniu Anayi. Zrzucił wszystko na tajemniczych skrytobójców, którzy mięli jakoby pozbawić dziewczynę przytomności, a jego wrzucić do rzeki. Z zadowoleniem patrzył na minę druida, który miał coraz więcej zdziwienia i podziwu na twarzy. Mag wiedział że to dobry znak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Podczas gdy Agsus rozmawiał z Naraciusem, Mordrag odsunął sie na odległość 100 metrów od towarzyszy, siadł na kamieniu i urażony zaczął polerować swój miecz.
- Jak on mógł mnie tak znieważyć, za dużo sobie pozwala, bardzo się zmienił- Mówił sam do siebie Mordrag, urażony postępowaniem Agsusa.
- Przecież to oczywiste, że nas zdradził, widać, że coś robił widać to po jego szacie, widziałem kłamstwo w jego oczach.Nie mam dość muszę muszę to przemyśleć, muszę być trochę sam, muszę się rozłączyć na jakiś czas z drużyną.
Nagle Mordrag wstał i poszedł do drużyny. Nie wiedział, że kilkanaście metrów dalej biegł wysłannik z klasztoru z wieściami do miasta, jednak nowicjusz skręcił w inną stronę i nie natknął się na drużynę i swojego oprawcę. Kiedy Mordrag doszedł do miejsca gdzie siedziała cała grupa, Agsus ucichł i wszyscy spojrzeli się na Łowcę orków.
- Gdzie byłeś, coś się stało, dlaczego masz taką minę-wypytywała się Anaya.
- Byłem na zwiadzie i czyściłem swój miecz, nic się nie dzieje
- Ha Mordrag, zamiast nam pomóc woli czyścić swój miecz- powiedział ironicznie Agsus.
- A ty mały wilku zamiast robić dochodzenie w sprawie która jest dla wszystkich jasna, powinieneś zająć się swoją kobietą. - Odpowiedział wnerwiony Mordrag
- Nie mieszaj jej w to!
- Wszyscy jesteśmy w to zamieszani, Ja mówię tylko jak jest, a jest beznadziejnie. Zdrajca siedzi w śród nas, Anaya jest ranna, a ty bawisz się w dochodzenie.
- Ty byś tylko zabijał i mordował !
- Gdyby nie Ja już dawno by Cię zamordowali !
- Przestańcie, obaj zachowujecie się jak dzieci. Zamiast pomagać sobie wzajemnie kłócicie się jak jacyś orkowie. - Wykrzyknęła Anaya której łza kręciła się w oku.
- Masz rację nie powinniśmy się kłócić, zwłaszcza nie teraz, dlatego postanowiłem, że na jakiś czas powinienem opuścić szeregi naszej druzyny.
Nie- krzyknął Sandris
- O nie nie o to mi chodziło- powiedziała Anaya
- Wiem, nie miałaś nic złego na myśli, postanowiłem to już wcześniej i tak będzie najlepiej.
Agsus nic nie odpowiedział odwrócił się tylko.
- Dobrze widzę, że im dłużej tu jestem tym bardziej komuś to nie odpowiada. Gdybym był potrzebny będe w swojej chacie.
Nikt nic nie odpowiedział, jedynie Anaya złapała Mordraga za rękę i chciała go powstrzymać, on jednak uśmiechnął się i odszedł.
- Zrób coś, zatrzymaj go- krzyczała Anaya do Agsusa
- Niech robi co chce- Odpowiedział Agsus - Zbieramy sie idziemy na farmę Onara.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Naracius podążał razem z drużyną w stronę farmy Onara. Agsus i Anayia szli na przedzie, zaraz za nimi Naracius a Sandris zamykał pochód.Mordrag odłączył się od drużyny i udał się w swoim kierunku. Jego szczęście! Gdyby tylko nie ci durni magowie ognia! Ten bezczelny gbur byłby teraz garstką popiołu gdyby nie ci świętoszkowaci kapłani tego durnego bożka!Ale nie to jest teraz najważniejsze.... muszę przełamać te durne pieczęcie! Hymmm najpierw muszę zobaczyć jaka jest skala tych zabezpieczeń... Mag przystanął na chwilę i skupił swoją moc na zaklęciu, uniósł dłoń i uwolnił skondensowaną moc. Lodowy pocisk wystrzelił w stronę zarośli i roztrzaskał małe drzewko.
-Co ty do diabła wyprawiasz!? - wybuchnął Agsus, choć nie dawał tego po sobie poznać Naracius widział że odejście Mordraga zdenerwowało go.
-Zdawało mi się że ktoś tam jest... - odpowiedział niewinnie mag. Wciąż nie mógł uwierzyć że druid, jak zresztą cała reszta drużyny z wyjątkiem zabójcy orków, uwierzyła w jego historyjkę. To że zaraz po jego odejściu drużyna została zaatakowana wielce mu pomogło w upleceniu zręcznej historii o tym jak go zabójcy wrzucili do rzeki. Naracius uśmiechnął sie sam do siebie. Robił to rzadko ale teraz miał kilka powodów. Po pierwsze drużyna ciągle była z nim więc ciągle miał szansę na dostanie się do górniczej doliny. Po drugie właśnie w dolinie mógł znaleźć sposób na rozbicie nałożonych na niego barier które jak ustalił nie zadziałały do końca i pozostawiły lukę na jednym zaklęciu. Rozradowany tym odkryciem spróbował kolejnego zaklęcia. Znów zebrał magiczną moc woków zaklęcia, jednak tym razem użył jej o wiele więcej. Skupił się i spróbował zamrozić najbliższy krzak. Już uniósł rękę i miał uwolnić czar gdy ramię mu zesztywniało,przez całe ciało przebiegły dreszcze, mroczki pojawiły się przed oczami a kolana ugięły się pod nim. O mało co nie upadł jednak Sandris złapał go w ostatniej chwili.
-Ni ci nie jest?- zapytał młody.
-Nie nic.... dzięki....
Po woli mag stanął na równych nogach. Przepuścił przed siebie Sandrisa i podciągnął rękaw szaty. Spod zakrzepłej na całej ręce krwi dostrzegł że jeden z magicznych tatuaży lekko lśni pochłaniając zaklęcie które mag miał zamiar rzucić. Niech to! Niechaj będą przeklęci magowie ognia i ich bożek! . Mag ruszył za swymi towarzyszami wymyślając coraz to nowe obelgi pod adresem kapłanów Innosa jak i samego boga ognia...

***

Icharius wkroczył do pokoju przeora klasztoru magów ognia w Khorinis. Dyrian siedział za biurkiem pośród licznych papierów i map. Niewiele od niego młodszy mag ognia odkaszlnął lekko by zwrócić uwagę arcymaga.
-Chciałeś mnie widzieć panie?
-Skończ z tymi oficjałami Ichariusie jesteśmy przyjaciółmi jeszcze z czasów nowicjatu, a fakt że jestem przeorem nie zmienia tej sytuacji.
-Wybacz Dyrianie, wiele czasu minęło....
-Tak wiem, zbyt dużo.... ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać.
-Domyślam się że chodzi o strawę wczorajszego ataku....to był wielki cios dla zakonu
-Tak, oczywiście dwóch naszych braci padło ofiarą tego demona w ludzkiej skórze, budynek klasztoru jest uszkodzony i straciliśmy całą dolną bibliotekę.
-To straszne.... ale przecież udało wam się zniszczyć tego potwora.
-Większość moich braci tak uważa ale ja nie jestem do końca przekonany. Ten człowiek władał tak ogromną siłą że wątpię by pieczęć go unicestwiła.
-Jeżeli udałoby mu się uciec z tą całą wiedzą.... - Icharius nie dokończył i obaj magowie przez chwilę myśleli nad konsekwencjami.
-I właśnie o to mi chodzi - przerwał milczenie Dyrian- jeżeli on przeżył to ktoś musi go odnaleźć.
- I chcesz bym to był ja?
-Bystry jak zawsze - uśmiechną się arcymag- Przyjmij me błogosławieństwo i ruszaj w drogę. Nie mamy ani chwili do stracenia.
-Oczywiście, wyruszę od razu.
-Jeżeli będziesz czegoś potrzebował udaj się do Goraxa on wyda ci wszystko czego będzie ci potrzeba.
-Dobrze. - Icharius ukłonił się szybko i wyszedł z komnaty- Żegnaj przyjacielu.
-Żegnaj, niech Innos będzie ci łaskawy.
-I tobie też...
Drzwi komaty zamknęły się. Dyrian lekko westchnął i wrócił do swej pracy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Słońce wschodziło, gdy drużyna zbliżała się do gospodarstwa Onara. Agsus szedł na przedzie podtrzymując Naraciusa, obok niego szła Anaya, a z tyłu wlókł się Sandris. Przy bramie powitał ich Rod.
- Witajcie. Kto to jest? - zapytał, wskazując palcem na maga.
- Spokojnie. Jest z nami. - odpowiedział druid.
- W takim razie wchodźcie.
4 wojowników skierowała się od razu do chaty Gorna. Po przedstawieniu nowego członka drużyny i wyjaśnieniu odejścia Mordraga, grupa została zaproszona na wspólny posiłek.
- Nie chcę śniadania. Będę w swoim pokoju. - odezwał się Sandris.
- Warto przedyskutować ostatnie wydarzenia - zauważył Agsus.
- Pomówimy o tym później. Chwilowo chcę być sam.
Drzwi od pokoju trzasnęły z hukiem.
- Co mu się stało? - spytał Gorn.
- Chyba odejście Mordraga tak na niego podziałało - odezwała się Anaya.
W trakcie posiłku Agsus kazał Narciusowi wyjaśnić jeszcze raz napad.
- W gąszczu zaatakowało nas kilku skrytobójców. Anayę pozbawili przytomności, a mnie wrzucili do rzeki.
- Nic ci nie zrobili?
- Tylko trochę pobili.
- To wszystko wydaje się dziwne. Jako skrytobójcy powinni was zabić, a przynajmniej wziąć do niewoli. Co się działo dalej?
- Byłem bardzo osłabiony, płynąłem z nurtem rzeki. W koncu udało mi się wydostać na brzeg. Resztę już znacie.
- Dziwna sprawa, ciekawi mnie, co oni kombinują...

***

Sandris rzucił się na łóżku i patrzył w sufit. Nie myślał zbytnio o ataku na drużynę, ale o odejściu Mordraga.
- No cóż, nasza pierwsza rozmowa nie była zbyt miła - pomyślał. - Wszystko zmieniło się po tej walce z zębaczami. On naprawdę mnie rozumie, pomógł mi stać się odważniejszym... Ale już od jakiegoś czasu dziwnie odnosił się do Agsusa. O coś się pokłócili, pytanie tylko "o co"? Zaraz... powiedział, że w razie potrzeby będzie w swojej chacie... Jutro się tam wybiorę i porozmawiam z nim o wszystkim.

Rozległo się ciche pukanie.
- Wejść.
W drzwiach stała Anaya.
- To tylko ja, chciałam sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Oczywiście. Gdzie Agsus?
- Nadal rozmawia z Gornem i Naraciusem o tych atakach.
- Chodźmy do niego, mam pewne nie cierpiące zwłoki pytanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdy Sandris i Anaya, zeszli na dół Agsus jeszcze rozmawiał z Gornem. Naraciusa nie było.
- O, a jednak postanowiłeś coś zjeść - powiedział Gorn, gdy tylko dwójka przyjaciół weszła do pokoju.
- Tak, ale mam sprawę.
- O co Ci chodzi -zapytał Agsus?
- Chcę iść jutro do Mordraga, do jego chaty.-Powiedział spokojnie Sandris.
- Nie ma mowy.
- Dlaczego
- Bo ee jutro ee mamy inne plany, tak mamy inne plany.
- Agsusie zgódź się, on i tak pójdzie z tobą, czy bez ciebie, a lepiej będzie jeśli pójdziemy razem- Nalegała Anaya.
Agsus zastanawiał się, miotał myślami i w tej szarpaninie dostrzegł spojrzenie Gorna. Wiedział o co mu chodzi, potrafił wyczytać to bez żadnego wysiłku -Idź, pogódź się, zrób to.
- Dobrze pójdziemy tam, jutro po posiłku, ale nie wiem co to ma mieć na celu.
Uradowany Sandris usiadł przy stole i zaczął pałaszować posiłek. Gdy z kończył podziękował i poszedł do swojego pokoju. Rano był pierwszy na dole. Poczekał na innych towarzyszy i razem zjedli śniadanie. Pożegnali się z Gornem i ruszyli. Naracius nie był zadowolony z tego pomysłu, gdy o wszystkim powiedział mu Agsus, i starał się podgadać go, by zrezygnował z tego zamierzenia. Jednak jego dawna przyjaźń z Mordragiem była silniejsza i nie zamierzał zrezygnować z samej ciekawości co sie dzieje z jego towarzyszem. Po długim marszu wreszcie ujrzeli chatę Mordraga. Sandris wystartował i zapukał do drzwi. Bez odpowiedzi. chciał je otworzyc, lecz były zamknięte.
- Widzicie nikogo nie ma, wracamy - Nagadywał Naracius
- On gdzieś tu jest widzę po śladach w śniegu
W tym momencie za chaty doszły jakieś odgłosy. To był Mordrag. Nie maił koszulki i niósł na plecach ogromnego dzika. Wszystkie jego mięśnie były napięte pod ciężarem bestii. Naprawdę, można było sie go przestraszyć. Gdy ujrzał Sandrisa i Anaye, z radościom ich powitał. Lecz gdy zobaczył Agsusa, burknął tylko -Cześć-, a Naraciusa zupełnie zignorował.
- Co was tu sprowadza?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Imię:Anioł sir Roberto
Gildia:Druid
Umiejętności:Maksymalnie rozwinięty poziom żucanie magi,tworzenie eliksirów
Charakter:Anielski-dobry
Wygląd: Brązowe średnie włosy,biała płachta,skrzydła,aureola i 1,40cm
Opis:Zginął w pierwszej części Gotchica. Bóg zesłał goz nieba aby pomógł w magi druidom.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[łidżet - chyba nie muszę ci mówić że z taką kartą na pewno do gry nie wejdziesz? Wiec papa.]

Agsus usiadł na leżącym na ziemi pieńku i zrobił lekko naburmuszoną minę. Anaya i Sandris rozmawiali z Mordragiem o tym co robił po kłótni z druidem. Ten jednak nie słuchał o czym dokładnie bo nie miał na to najmniejszej ochoty, wolał nie wiedzieć. Naracius przyniósł sobie pieniek, podobny do tego, na którym siedział Agsus i usiadł z pewną siebie, aczkolwiek lekko zdenerwowaną miną. Druid nie zwrócił na niego uwagi. Pomyślał o Anayi, o tym co ona o nim pomyślała kiedy pokłócił się z Mordragiem. Nie widział w swoim postępowaniu niczego złego. Chciał wiedzieć co wtedy zaszło i dowiedział się. Wyczuł że Naracius kłamie, to potrafiła większość druidów, ale zauważył że musiał się wysilić żeby to dostrzec. Może to zima tak na mnie działa? Pomyślał i spojrzał na uśmiechniętą twarz Anayi, ta niespodziewanie obróciła się i szeroko rozwarła oczy. Druid nie wiedział o co chodzi dopóki dziewczyna nie wskazała czegoś za jego plecami. Agus i Naracius obrócili się błyskawicznie tam jednak dostrzegli tylko poruszane siłą wiatru kępy traw. Nie ma wiatru, druid natychmiast domyślił się w czym rzecz. Wstał i podszedł cichcem do miejsca, które wskazywała Anaya, kroczący obok niego mag wody wyjął runę z zaklęciem. Chwile później zaskoczony upadł na ziemie, jednak nie od uderzenia, a od widoku potężnej sylwetki człowieka, który stał tuż przed nim. Był smukły i wysoki, jego twarz była dosyć ładna, o ile Naracius mógł ją tak nazwać. Bystre oko, miecz na plecach i słuszna postura dodawały mu tylko jakiegoś dziwnego wdzięku. Mag cofnął się i uniósł runę, ten jednak nic sobie z tego nie zrobił i spojrzał na druida. Oparł pięści o biodra i przyjrzał się mu uważnie. Agsus miał wrażenie że przewierca go wzrokiem.
- Witaj. – odezwał się zuchwale przybysz. Miał sympatyczny, a jednocześnie zimny głos.
- Witaj i ty. – odpowiedział niepewnie druid.
Reszta drużyny i Mordrag podeszli do nich i zaczęli wpatrywać się w wysokiego wojownika.
- Jestem Agsus, jak cię zwą? – przerwał chwilową ciszę druid.
- Kazzur. Gorn przysłał mnie tu w pewnej sprawie.
- Tak? Więc zapraszamy. Porozmawiajmy w jakimś bardziej wygodnym miejscu.
- Zgoda. – odezwał się krótko Kazzur.
Agsus pokazał przybyszowi krzesło, a sam przysunął sobie pieniek. Mordrag spojrzał na niego z lekkim przygnębieniem na twarzy. Druid wiedział o co mu chodzi. Przecież to nie jego sprawa, pomyślał i zwrócił się do Kazzura.
- Więc co Gorn kazał ci przekazać?
- Wytropiliśmy grupę tych skrytobójców, o których mówiłeś na farmie.
- To dobra wiadomość. A szegóły?
- Mam was tam zaprowadzić. – ton Kazzura nie zmienił się od początku rozmowy. – Nie jest to miejsce widoczne na pierwszy rzut oka, te popaprańce dobrze się chowają. Jestem ciekaw kto nimi dowodzi.
- Miło z twojej strony że chcesz nam pomóc. – wtrąciła Anaya.
- Panienko, ja tylko wykonywałem polecenia Gorna. Jestem tu… A zresztą mniejsza o mnie. Ważniejsze jest chyba teraz zadanie, które nas czeka.
- Z pewnością.
- Cieszę się że się zgadzamy. Jesteście gotowi?
- Ja jestem. – rzucił druid, widział w myślach minę Mordraga, który pewnie oczekiwał że zostaną tu dłużej.
- Ja też. – palnął tym samym, wesołym tonem Naracius.
- No dobrze, możemy iść. – zgodziła się Anaya. Sandris tylko pokiwał głową.
- Weźcie rzeczy i możemy ruszać. Acha, Agsus będziemy musieli potem porozmawiać. Podobno brałeś udział w walkach wyzwoleńczych w Nordmarze.
- Zgadza się.
- Bo widzisz interesuje mnie tamtejsza sytuacja. Gorn niewiele mówił, a ja po prostu jestem ciekaw.
Drużyna pospiesznie zebrała się i ruszyła gąszcz za Kazzurem.
*************
Pół godziny później wyszli na drogę. Kazzur wciąż rozprawiał z druidem o sytuacji na kontynencie, w efekcie czego Agsus dowiedział się kilku nowych rzeczy o walkach wyzwoleńczych na linii Geldern-Silden-Trelis. Dowiedział się też że Kazzur jest łowcą orków i pragnie zemścić się na ich przywódcach. Nie powiedział jednak dlaczego. Druida zaciekawiła postać wojownika. Był na swój sposób sympatyczny i dobry, jednak jego tajemniczość przysłaniała sporą jego część. W tym tę dobrą, druid wyczuł to od razu. Dalszą część podróży spędzili na żartowaniu z najróżniejszych rzeczy. W tej odsłonie Kazzur przypadł Agsusowi do gustu.
- …Rhobar zakrzyknął orków, że mają twarz jak krowie łajno… - wyrecytował wojownik bezbłędnie naśladując głos Vatrasa, którego jak sam mówił poznał niecałe dwa miesiące temu w Trelis. - …I gdy Innos widział że orkowie nadchodzą, pierdnął przeciągle, a armia ich została pokonana. A potężna była to moc!
Sandris chichotał cicho, Agsus coraz bardziej lubił młodego wojownika, Anaya uśmiechała się tylko, podobnie jak Naracius. Dalsza część wędrówki trwała w ciągłym śmiechu i żartach Kazzura, któremu nigdy nie kończył się ich asortyment.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po odejściu byłych kompanów,Mordrag zasmucony tym, że Sandris nie mógł zostać u niego postanowił zjeść śniadanie i wyruszyć do Khorinis. Chciał dowiedzieć co słychać w mieście, jak wyglada sytuacja z orkami, i zasięgnąć rady bogów. Po wspaniałej pieczeni z dzika Mordrag przywdział pancerz, dopiołi broń, zamknął chatę i wyruszył. Postanowił po drodze wstąpic do tawerny Orlana, na kufelek piwa.
- Witaj
- Dobry dzień wojowniku, co Cię tu sprowadza?
- Suche gardło i chęć informacji.
- Zatem proszę oto piwo, a teraz słucham co byś chciał wiedzieć?
- Jak wygląda sytuacja na terenach Khorinis przyjacielu?- zapytał Mordrag pociągając łyk piwa.
- A co tu dużo mówić ciągle to samo. Pełno bestii i potworów, orkowie i ostatnimi czasy pojawili się tu Ci przeklęci skrytobójcy.
- Tak wiem miałem nieprzyjemność natknąć się na nich
- Naprawdę i przeżyłeś?
- Jak widać
- A najgorsze jest to, że klasztor magów ognia został zdewastowany dwa dni temu.
- ŻE CO?! Jak do tego doszło.
- Ano. Było to w nocy, aż z mojej tawerny było widać światła na niebie, a były to znaki walki nad klasztorem. Był tu nowicjusz, opowiedział mi wszystko. Magowie walczyli z natrętem. Najpierw w podziemiach, gdzie został zabity jeden z arcymagów, potem na zewnątrz. Widziałem to wszystko na niebie. Nagle rozbłysło bardzo jasne światło, a potem wszystko ucichło. Zastanawiałem sie co to mogło być. A to magowie pokonali tego napastnika. Najpierw on zniszczył kopułę świątyni, a potem magowie zjednoczyli się i zapieczętowali magicznie tego zdrajcę. Zniknął gdzieś w rzece i nie wiedzą, co się z nim stało.
- Zaraz, zaraz jak to zdrajcę.
- Ano Panie wojowniku. Tym który ich zaatakował był mag wody, ale jakiś inny z taka bardziej mroczna szatą. Nowicjusz mi o tym powiedział i kazał uważać i ostrzegać innych, tak też robię.
Mordrag na słowa mroczniejszy mag wody zdębiał. Nie mógł sie poruszyć, ani niczego powiedzieć. Nagle jednak wyskoczył.
- A WIĘC TO TA GNIDA!!! WIEDZIAŁEM, OD POCZĄTKU WIEDZIAŁEM! ALE OCZYWIŚCIE AGSUS MUSIAŁ ROBIĆ WSZYSTKO PO SWOJEMU. ZABIJĘ TEGO MAGA, ZABIJĘ. MOŻE JESZCZE UDA MI SIE ICH ZŁAPAĆ, SĄ NA FARMIE. MUSZE IM O TYM POWIEDZIEĆ. Dzięki CI gospodarzu, oto małe podziękowanie, bywaj.
- Dziękuję Ci i powodzenia - powiedział przestraszony Orlan wybuchem Mordraga.

-Zdążę, na pewno muszę ich ostrzec- Powtarzał sobie w duchu Mordrag, podczas biegu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Jako że doszukałem się w poście Maćka błędów, postanowiłem go unieważnić. Mam nadzieję że nie przeszkodziło to waszym zamysłom co do waszych postaci. Dziękuję.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[No więc stało się. Wyjeżdżam pojutrze, na dwa tygodnie. Będzie to podróż poślubna więc możecie sobie wyobrazić co się będzie działo. Udamy się do Genewy w Szwajcarii, później Turyn, już we Włoszech, i w drugim tygodniu jedziemy do Mediolanu. Mam nadzieję że nie będzie się wam (i nam) nudzić. Pod moją nieobecność władzę nad grą sprawować będzie MasterMax, oraz (i tutaj nowa twarz) Silvester, mój znajomy, który zajmuje się już jakiś czas grami forumowymi. Dopiero po moim zaproszeniu zajrzał jednak na gram.pl, więc nie wiem czy już gdzieś się z nim spotkaliście. Mam nadzieję że będzie się wam miło współpracować. Miłego pisania, pozdrawiam wszystkich ;)
PS. Decyzja podjęta została dosłownie w kilka minut więc nie było jak was wcześniej powiadomić.]
Niech was chroni Adanos! ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Witam wszystkich graczy. Na początek może trochę spraw organizacyjnych, no i troszeczkę o mnie. Otóż nie będę miał własnej postaci. Moje zadanie to głównie czytanie waszych postów i dodawanie od czasu do czasu czegoś od siebie. Jeśli ktoś się będzie chciał ze mną skontaktować podaje e-mail: vaerian@interia.pl Prace zaczynam właściwie od dzisiaj, więc z związku z tym że żaden post się nie pojawił to pozwolicie że niczego konkretnego nie napiszę ;) Życzę miłej współpracy, no i bierzmy się do roboty.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 07.09.2008 o 10:22, Silvester napisał:

[Witam wszystkich graczy. Na początek może trochę spraw organizacyjnych, no i troszeczkę
o mnie. Otóż nie będę miał własnej postaci. Moje zadanie to głównie czytanie waszych
postów i dodawanie od czasu do czasu czegoś od siebie. Jeśli ktoś się będzie chciał ze
mną skontaktować podaje e-mail: vaerian@interia.pl Prace zaczynam właściwie od
dzisiaj, więc z związku z tym że żaden post się nie pojawił to pozwolicie że niczego
konkretnego nie napiszę ;) Życzę miłej współpracy, no i bierzmy się do roboty.]

[Za dużo roboty to ty w tej grze nie będziesz miał, ale to tak na marginesie.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 08.09.2008 o 17:31, maciek.mucha napisał:

[Za dużo roboty to ty w tej grze nie będziesz miał, ale to tak na marginesie.]

[Tak na marginesie to nie musiałeś pisać tego na forum. Ja myślę że będę miał co robić. Masz jakieś zażalenia to mogłeś napisać ma mój e-mail, albo do MasterMaxa, tylko tyle z mojej strony.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 08.09.2008 o 17:38, Silvester napisał:

> [Za dużo roboty to ty w tej grze nie będziesz miał, ale to tak na marginesie.]
[Tak na marginesie to nie musiałeś pisać tego na forum. Ja myślę że będę miał co robić.
Masz jakieś zażalenia to mogłeś napisać ma mój e-mail, albo do MasterMaxa, tylko tyle
z mojej strony.]

[a z mojej strony jest tylko tyle, że ja jestem vice-MG i też ma coś tu do powiedzenia, a jak masz jeszcze jakieś zażalenia to chętnie Ci na nie odpowiem na moim gg(8025436), obywatelu]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 08.09.2008 o 19:08, maciek.mucha napisał:

[a z mojej strony jest tylko tyle, że ja jestem vice-MG i też ma coś tu do powiedzenia,
a jak masz jeszcze jakieś zażalenia to chętnie Ci na nie odpowiem na moim gg(8025436),
obywatelu]

[Kto tak powiedział? Sorry, ale tego nigdzie nie ma napisanego, a Ascont nie pisał w swoim poście nic o Tobie. Jeśli chcesz to przedyskutować to pisz do MasterMaxa, jestem pewien że rozstrzygnie ten "spór"."Obywatelu"? Nie ośmieszaj się. Skończę lepiej tę niepotrzebną "dyskusję" bo nic nie wnosi do tematu.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować