Zaloguj się, aby obserwować  
Mumin

Komnata Bractwa Smoczego Serca w Karczmie ,,Smoczy Kufel,,

1142 postów w tym temacie

/.../

-Taak...- dziwny błysk rozświetlił na chwile oczy nieznajomego..,
- Wilkołaki... tak tym sie zajmowaliśmy.. urządzaliśmy polowania... nasze rodzinne tereny były niepokojone przez niezwykłe ilości tych bestii i jeszcze innych poczwar... więc kilku z naszych założycieli zebrało sie do kupy i zaczęło szkolić chętnych.. w krótkim czasie powstała nasza organizacja... dużo z nas nalezało do szlachty więc nie mieliśmy problemów z pieniędzmi, ani wyszkoleniem... musze sobie przypomniec dokładnie wszystko...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

>[..] Zaprosiłem go na piwo. Początkowo odmawiał, ale w końcu powiedziłaem, że czasem trudno zwalczyć mi zło w sobie i potrzebuję rozmowy - zarechotał walgierz - Dość rzec, że upiłem go mocno, gwoździa przybił na ławie, a rankiem na potworę ruszył nie będąc w formie. Kmioty koło południa wróciły do negocjacji, po tym, jak kawałek blachy z jego zbroi znaleźli - krasnolud wybuchł śmiechem, ale jego opowieść nie wzbudziła powszechnej wesołości.

- Heh.. A propo przybijania gwoździ.. Znałem kiedyś jednego gostka.. Biedny był, bo został w pół himerę, czy coś, zmieniony został.. Ale wracając do tematu.. Jak on raz w stół głową przywalił, to się podnieść nie mógł.. Wszystko przez stalowe włosy, które się momentalnie jak gwoździe wbiły w blat. - Demo aż się zaśmiał na to wspomnienie.
- i musisz mi kiedyś dokładnie opowiedzieć, jakim cudem zmusiłeś Palladyna do upicia sie.. Mieliśmy kiedyś w wiosce jednego, co chciał koniecznie Paladynem zostać.. My, jako wredny kumple, chcielimy mu pokazać, że się nie nadaje.. Ale nie dało rady go upić, ani nic.. W końcu wyruszył do zakonu Paladynów.. Nie był tam jednak długo.. Po roku wyleciał z hukiem.. A raczej musiał uciekać przed Wielkim Mistrzem.. Zaraz po tym jak Wielki Mistrz przyłapał go ze swoją córką w jednym łóżku.. Do dziś się biedak boi wszystkich Paladynów
Demo uśmiechną się znowu..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Drow rozejrzał się po okolicy:
- Trzeba znaleźć nową karczmę... i noew beczki. Albo znajdźmy w końcu to latające bydle, znaczy smoka. - przypomniał sobie, że podobnie nazwał wiwernę TYHE...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Trzeba znaleźć nową karczmę... i noew beczki. Albo znajdźmy w końcu to latające bydle, znaczy smoka. - przypomniał sobie, że podobnie nazwał wiwernę TYHE...
- Jak świat światem, karczy zawsze są w odległości dnia drogi od siebie, lub bliżej. Jeżeli dalej będziemy tą drogą wędrować, to pewnie na jakąś trafimy. W dodatku coraz bliżej gór jesteśmy, a co za tym idzie również smoka. Pewnie uda nam się jakichś wieści zasięgnąć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 22.02.2006 o 18:31, walgierz napisał:

- Trzeba znaleźć nową karczmę... i noew beczki. Albo znajdźmy w końcu to latające bydle, znaczy
smoka. - przypomniał sobie, że podobnie nazwał wiwernę TYHE...
- Jak świat światem, karczy zawsze są w odległości dnia drogi od siebie, lub bliżej. Jeżeli
dalej będziemy tą drogą wędrować, to pewnie na jakąś trafimy. W dodatku coraz bliżej gór jesteśmy,
a co za tym idzie również smoka. Pewnie uda nam się jakichś wieści zasięgnąć...

- .. I nie tylko wieści. - szybko dodał drow myśląc o kubku siwuchy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Drużyna powoli zbliżała się coraz bardziej do wysokich, okrytych gęstymi chmurami gór. W gęstej mgle, okalajacej niemal całe wzniesienia nie było widać wogóle szczytów.
Mimo, że bohaterowie byli wiaż spory kawałek drogi od gór już dawało się odczuć coś niepokojącego w powietrzu. Jakby każde drzewo, głaz, wszystko co mijali mówiło im by zawrócili, by nie szli dalej tą drogą, gdyż zapewne nigdy juz nie powrócą..

Choć może to tylko Pandarianinowi się tak wydawało, bo reszta grupy sprawiała wrażenie zupełnie niezwruszonej panującą wkoło atmosferą.. Walgierz parł pierwszy, poruszając się szybciej, niż ktokolwiek byłby wstanie przypuszczać, że krasnoluy moga iść tak szybko. Zaraz za nim, krok w krok, podążał Nym.
-"Obaj zapewne tak do beczki gnają" - pomyślał Demo.
TYHE nadal leciała na swojej Wiwernie, co dziwiło pandarianina.. W końcu jeszcze niedawno miała ochotę usmażyć gada.. Ale może to tylko gorszy dzień elfki był... Rezta grupy szła kawałek za peletonem. W środku obok konia parł nieznajomy, wicąż dość słaby. Sam koń został obładowany wszystkimi tobołkami, które nie zmieściły się na drugą chabetę (która od "Smoczego Kufla" podążała z drużyną). I tak grupa dość szybko posuwała się do przodu. Pandarianin trzymał się trochę z tyłu. Miał wciąż wrażenie bycia obserwowanym.. Obserwowanym przez coś złego i niebezpiecznego.. I to coś nie było same..
Mnich, dzięki swemu szóstemu zmysłowi, cały czas czuł na sobie conajmniej tuzin oczu. Bardziej doświadczeni mnichowie, potrafili wyczuwać myśli i zamierrzenia każdego wkoło, nawet ukrywających się poza zasięgiem wzroku zabójców.. Jednak Demo wciąż był zbyt młody.. Zbyt krótko podążał drogą mnicha by tak doskonale zjednoczyć się ze swoją wewnętrzną energią..
Lecz nagle zauważył ruch w krzakach tuż koło nich.. Najpierw wydawało mu się, że to tylko wiatr mocniej zadął.. Lecz gdy spojżał na nerwowa reakcję konii wzmożył czujność.
- Słuchajcie - Demo przemówił po cichu do towarzyszy, lecz tak, że nawet prowadzący walgierz i Nym obrócili się, - Mam wrażenie, że coś podąża...
Nie skończył gdy ktoś wykrzyknął:
- Tam!
W tym momencie na drogę przed nimi wyskoczyły dwa dorosłe wilkołaki. Wciąż miały na sobie szczątki plebejskiego ubrania.. Szczeżyły ostre, błyszczące kły, lecz nie atakowały..
Nim Demo zdążył zastanowić się o czemu tylk tylko stoją wokół nich pojawiło się conajmniej 15 wilkołaków.
- Nie sądzę by dobrym pomysłem byłą walka na tej cieńkiej ścieżynce - Demo nie musiał tego powtażać.
Cała drużyna żuciła sie biegiem, z powrotem,, na niewielką polanę, która mijali nie dalej niż 10 minut wcześniej.. Gdyby tam dotarli mieliby szansę na w miarę równą walkę...


Biegli, biegli.. nawet krasnolud, niezadowolony, że nie może od razu walczyć, zodził się, że na polanie będą mieli większe szanse.. Wilkłaki były szybkie, lecz dzięki TYHE i pandarianinowi, którzy na bierząco zostawiali za drużną, to sporą plamą śliskiego oleju, czy magiczną pajęczyną, nie mogły dopaść nikogo z drużyny.. TYHE nawet zżuciła z Wiwerny kilka ognistych kul i innych czarów obszarowych, lecz pobliski las, i gęste zalesienie dawały napastnikom niezłą ochronę przed obszarowymi czarami..
W końcu wszyscy zauważyli polanę.. Wbiegli na nią... I wtedy Demo sam zrozumiał jakim był naiwnym głupcem.. Wpadli w najprostszą i najstarszą pułapkę świata.. Wkoło polany stało następne 20 wilkołaków, i kilkanaście sporych worgów.. Wilcze wycia ściągały jednak coraz więcej wilków i worgów..
Drużyna stanęła kołem na środku polany, chroniąc konie między sobą.. Wkrótce wilki i wilkołaki otoczyły ich ze wszystkich stron..
W kierunku drużyny wyszedł największy osobnik. Demo rozpoznał go od razu - Łakowilk.. Diabo bardziej niebezpieczny od Wilkołaków.. Przemówił ludzkim głosem:
- Dołączcie do nas i do Wielkiego Archeonoxisa (Smok na którego polujemy) A wasza przemiana będzie szybka i bezbolesna.. Inaczej Wielki mrok nacieszy się przelewem waszej krwii -Łakowilk zaśmiał się a przeciwnicy zaczęli zbliżać sie do obrońców, gotujących broń i zaklęcia do ataku..
Nagle w ich kierunku poleciała ognista kula - więc niektóre wilkołaki opanowały, a może znały wcześniej, ciężką sztukę magii.. Tylko dzięki niezwykłemu refleksowy pandarianina, który w ostatniej chwili zdążył wznieść magiczną zasłonę, drużyna przetrwałą atak...
Wszyscy wiedzieli, że ta walka będzie długa i naprawdę ciężka..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


Obcy szacował w myślach ich szanse i próbował ocenić sytuację... niestety zaraz po tym jak pandarianin odparł magiczny atak któregoś z wilkołaków reszta rzuciła się do ataku. Chwila napiecia i koncentracji przed starciem... a potem już tylko taniec pazurów i ostrzy.
- Chodzcie pieski... wycedził przez zęby nieznajomy, po czy stało sie cos dziwnego... Jego klinga rozjarzyła sie błękitnawym blaskiem, a runy na niej zamigotały.
- O tak... już wcześniej zabijałem takie ścierwa jak wy.. a mój miecz mi pomagał...
Potem nie było już czasu na gadanie- zaczęła sie walka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mumin siedział sam gdzieś pośród gór. Gdy zaatakowała śnieżyca znajdował się sporo przed resztą i nie zdążył wrócić do grupy. Ukrył się na własną i przeczekał burzę. Miał sporo szczęścia, bo znalazł miejsce dające dobrą osłonę przed śniegiem i wiatrem, a potrafił utrzymać ciało w cieple za pomocą prostych zaklęć. Nie wiedział ile tak przeczekał, ale gdy w końcu odgrzebał się spod zwałów śniegu okazało się, że cała okolica pokryta jest grubą warstwą białego puchu, a po towarzyszach nie było ani śladu. Znał kierunek w którym mieli się udać, ale nie wiedział czy w ogóle wyruszyli, a jeśli tak to w którym kierunku i jak daleko mogli zajść. Biorąc pod uwagę to, że była z nimi Tyhe, możliwości mieli ogromne. Mogli równie dobrze być na powrót w Karczmie jak i w połowie drogi do pierwotnego celu wędrówki. Przede wszystkim należało zadbać o siebie, pozostali sobie poradzą. Przejrzał zapasy w plecaku w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Jak zwykle miał niewielkie zapasy pozwalające przetrwać jakiś czas, ale wolał je zostawić na później, chwycił więc w dłoń łuk i ruszył na polowanie. Nie spodziewał się wielkich efektów, ale szczęście mu dopisało objawiając się w postaci zająca bielaka. Upiekł go, po czym ruszył w kierunku, w którym zdążał wcześniej wraz z grupą.
Teraz zaś siedział sam przy niewielkim ognisku o kilka dni drogi dalej i zastanawiał się co robić. Nie natrafił na żaden ślad towarzyszy, co trochę go martwiło. Rozważał nawet możliwość powrotu do Karczmy, gdzie prędzej czy później się pojawią, choćby i nawet wykonawszy zadanie bez niego. Cóż... Na razie należało się dobrze wyspać. Wcześniej jednak spojrzał uważnie na księżyc i zamyślił się na chwilę.
- Tak... To dzisiaj. No cóż. Wszystkiego najlepszego - mruknął sam do siebie. Potem jak zwykle użył zaklęcia alarmującego, by obudzić się w razie niebezpieczeństwa i ułożył się do snu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wielki wilkołak zamachnął się z całej siły, lecz Gregor przyklęknął i ciął go kładąc trupem na miejscu. Tuż za nim zaciekle walczył krasnolud z dwoma przeciwnikami i mimo tęgiej postury sprawnie wywijał toporem. Gregor rozejrzał się po polanie. Tyhe bombardowała bestie wszystkimi czarami, które na poczekaniu mogła wygenerować, łącznie z Efektem Rozwolnienia i Wiotkimi Nogami, co nadawało walce ich przeciwników nieco komiczności. Nieco dalej Gregor zauważył mnicha walczącego z potworem, który w wirze walki nie wiedział jednak, że zbliża się do niego z tyłu potężny Warg. Gregor przebił się przez kilku wrogów blokujących mu przejście i bez ostrzeżenia wbił swój miecz w zarośnięte plecy bestii. W tym samym momencie musiał szybko przetoczyć się w bok gdyż dwóch innych wilkołaków zamachnęło się na niego i tylko milimetry dzieliły go od śmerci. Lord zawsze lubił takie sytację: wskoczył na barki potwora, odbił się od nich i z półobrotu przeciął na pół obydwa wilkołaki. Przyklęknął i złapał za włócznię która natychmiast pojawiła się za nim i silnie pociągnął za nią. Trzymający ją, zakradający się od tyłu przeciwnik stracił równowagę i przeleciał nad Gregorem i ze stęknięciem padł na trawę, by po chwili zginąć przebity własną włócznią.
Lord ociekając posoką szybko prezanalizował sytuację. Widział biegnących na niego kolejnych przeciwników.
- Nym!! - zobaczył drowa i próbował przekrzyczeć zgiełk bitewny - jak sobie radzsz??!! Dużo ich!! - wrzasnął parując ciosy zadawane przez bestie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Walgierz ciężko dyszał. Nie zmęczyła go aż tak walka, to kilkuminutowemu biegowi zawdzięczał stracony oddech.
- Po jasną cholerę biegłem za tymi idiotami - przeklinał pod nosem - Zamiast stanąć w wąskim przejściu, gdzie sam jeden mogłem te dwa pieski zadźgać, pobiegłem prosto w ten kocioł jak za potrzebą.
Krasnolud nigdy nie lubił biegać, a bieganie po śniegu było jeszcze mniej przyjemne...
Teraz stał odwrócony tyłem do polany i toczącej się na niej zaciętej walki, a przed nim uwijały się dwa wilkołaki. Obydwa mocno już krwawiły z kończyn, ale żaden nie miał poważnej rany. Na szczęście walgierz też był w niezłym stanie. Długie rozcięcie na udzie było płytkie i nie powodowało zbytniego upływu krwi. A było śladem pozostawionym przez pazury mniejszego potwora. Był on piekielnie zwinny i umiejętnie uchylał się przed płonącym toporem krasnoluda.
Walgierz postanowił kończyć zabawę. Zamarkował uskok w prawo, odbił się prawą nogą od kamienia wystającego spod śniegu i ciął straszliwie ukosem z góry. Celował nie w tego mniejszego wiłkołaka, ale w tego powolniejszego, większego, który wyraźnie utykał. Potwór nie zdążył odskoczyć i topór z głuchym mlaśnięciem odrąbał mu głowę wraz z prawym barkiem. Bezgłośnie zwalił się w śnieg, a kałuża juchy szybko zabarwiła zdeptany śnieg.
Walgierz ryknął z zadowoleniem i rzucił taką wiązankę przekleństw, że nawet wiłkołak w amoku spowodowanym zapachem krwi i walką spojrzał na niego ze zdumieniem. Bo i czynność, jaką sugerował krasnolud była niewykonalna z anatomicznego punktu widzenia...
Walgierz nie zastanawiał się nad anatomią i ograniczeniami z niej wynikającymi, tylko przygotował kolejny atak. Kiedy wilkołak machnął mu przed nosem pazurami, krasnolud nie odskoczył, tylko uderzył go barkiem i wytrącił z równowagi. Krótkie zachwianie wystarczyło. Szybki i morderczo celny cios rozbił głowę drugiego przeciwnika.
Walgierz oparł topór o ziemię i oddychał ciężko. Rzucił szybkie spojrzenie na polanę. Jego towarzysze radzili sobie dobrze, ale pewne było, że wilkołaki mają przygniatającą przewagę. Podjął decyzję:
- Szybko! - wrzasnął potężnie, a jego ryk wzniósł się ponad bitewny harmider - cofajcie się na ścieżkę! Magowie z tyłu, zbrojni z przodu! Nie wykorzystają liczebnej przewagi...!
Wydarł się i czekał czy go usłuchają...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gregor powtórzył okrzyk Walgierza i razem z mnichem zaczeli przedzierać się w stronę wyjścia.
W tym czasie Tyhe w powietrzu szalała. Z nieskrywaną przyjemnością, nakazywała swojemu, godnemu siebie wierzchowcowi, łapać wilkołaki i rzucać w najgęstrze krzaki. Widząc kontrolowany odwór towarzyszy, zanurkowała w dół chcąc odciąć uciekających od pościgu. Cofając się krok po kroku mężni woje dziesiątkowali nacierajacych przeciwników, podczas gdy idący za nimi towarzysze odpowiedzialni za wsparcie metafizyczne rozpoczynali swoje inkantacje.
Gregor obserwował wsparcie lotnicze jakim dysponowali i wpadł na pomysł.
- Tyhe ... - wrzasnął, lecz zaraz przerwał gdyż jeden z wilkołaków pojawił się w zasięgu ciosu, i po chwili, pozbawiony niepotrzebnych mu już elementów zaczął czołgać się spowrotem.
- Tyhe!! Czy możesz w jakiś sposób przewrócić tu któreś z drzew??!! Zabarykadujemy się w tym przejściu.
Nie zdążył usłyszeć odpowiedzi, gdyż stała się rzecz dziwna. Przeciwnicy stanęli nagle jak wryci, wpatrzeni w coś co znajdowało się za drużyną i powoli zaczęli rozchodzić się na boki jak gdyby chcieli zrobić komuś lub czemuś miejsce. Gregor pełen obaw powoli odwrócił się.
Stał przed nimi ogromny smok ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy powoli wycofywali się za walgierzem. Demo nadal miał złe przeczucia związane z tą długą wąską ścieżką.. W końcu z lasu łatwiej zaskoczyć bohaterów. Na polanie z daleka widać gdy ktoś na ciebie napiera. Z krzaków może wyskoczyć wprost na twoje gardło..
Lecz nie było czasu na zastanawianie się nad tym. W wąskim przejściu wilkołaki nie mogły atakować w kilku naraz. Dawało to zawsze jakąś szansę..

Drużyna już niemal całkiem skryła się w ścieżynce, gdy Demo nagle dostrzegł w oddali kilku wilkołaków z łukami...
- TYHE! Uważaj! - Pandarianin krzyknął, lecz było już za późno. Grad strzał poszybował w górę dziurawiąc i raniąc powietrznego wierzchowca elfki, który niczym kamień zaczął spadać wraz ze swoją właścicielką. Demo widział tylko ich sylwetki niknące w morzu futr i pazurów.
- Musimy ją z tamtąd wyciągnąć! - Nie czekając na innych pandarianin oblozył się magiczną kamienną skórą i wbiegł wprost w nacierajacych nań wilków i wilkołaków. Nie starał sie z nimi walczyć, lecz przebijał się między nimi, wbiegając po prostu. Kamienna skóra dawała mu chwilowo niewrażliwośc na ataki fizyczne.
Zbliżał sie coraz bliżej miejsca gdzie elfka najprawdopodobniej spadła. Gdy juz prawie tam dobiegł tuż przed nim wybuchnęła ogromna kula ognia, paląc i odrzucając sporą część wilkołaków. Sekunde później Demo dojżał sprawcę tego czynu. TYHE z płonącymi wściekłością oczyma stała pośród niezliczonych, spalonych trucheł. Wiwerny nigdzie nie było widać. Zapewne została odesłana w jakieś bezpieczniejsze miejsce.
- Heh.. Mogłem się spodziewać, że sobie poradzisz - Demo przywitał sie z elfką.

Wtem wilkołaki jakby przestały napierać, jedynie odgrodziły Dema i TYHE od reszty grupy.. Na polanie, nieopodal wejścia wylądował straszliwy, czarny smok.
- Archeonoxis - Demo nie mógł uwieżyć w to jak był on wielki.. Wysoki na conajmniej 25 metrów, a może i więcej.. Ladując wzbił w powietrze ogromne tumany śniegu, zaryczał tak, że wszyscy bohaterowie zasłonili rękoma uszy. Ryk nie przypominał ryku zwykłego smoka, raczej krzyk tysiąca cierpiących i konających ludzi.. Tylko smok zrodzony z demonów mógł z siebie wydać tak przeraźliwy odgłos.. Smoka otaczała dziwna, niemal namacalna, aura zła, śmierci i rozkładu.. Demo poczuł nagle zapach krwi oraz zapach gnijącego mięsa.. To Archeonoxis tak cuchnął.
Chwilę później przemówił wpsólnym językiem.. Głos miał niski, rezonujący..
- Wszyyyyyyyyssssssssssscyyyyyyy zginieeeeeeeeeeecieeeeeeee... - przeciągał, a jego głos świdrował umysł..
Nawet Demo zląkł sie gada. Mimo, że był mnichem, nagle stracił ochotę do walki z czymś tak straszliwym.. Lcz dy rozejżał się dookoła odzyskał zimną krew..
- Mam nadzieję, że masz jeszcze jakieś sztuczki w zanadrzu - duszącym głosem odezwał sie do TYHE.
Niewiele czekajac wzniósł dodatkowe czary ochronne, otaczają siebie i elfkę ochroną przed złem, żywiołami oraz pomniejszą ochrona przed magią. Wzmocnił też kamienną skórę..

Demo zaatakował pierwszy. Natarł na smoka mocno dzierżąc swój kostur. Z przeraźliwym krzykiem wyskoczył w górę, starając się udeżyć gada najmocniej jak to było tylko możliwe.. Jednak refleks smoka zadziwił go, gdyż zanim zdążył opuścić cios, ten zamachnął się pazurzastą łapą i odrzucil pandarianina od siebie. Demo wylądował na ziemi kilka metrów dalej wciąż w jednym kawałku tylko dzięki kamiennej skórze.. Jego kostur rozpadł się na drobniutkie kawałeczki..
- Zapłacisz mi za to.. To pamiątka po dziaduniu!!! - Demo wykrzyknął i znów naprarł na przeciwnika, tym razem z gołymi rękoma. był mnichem. Nie przejmował się brakiem broni. Przeciwnie, wiedział, że rękoma jest w stanie udeżać silniej.. Tym razem zachowujac czujność, Demo przeskoczył nad nadlatującą smoczą łapą. Przetoczył się kawałek po ziemi, po czym niemal od razu wstał i wyprowadził potężne udeżenie. Dodatkowo wzmocnił swą siłę dzięki magii, żucając na prędce "Siłę Byka".. Udeżył gada prosto w brzuch, tak silnie, że nawet pomimo grubych i wytrzymałych łusek smok zaryczał z bulu.
Ci co widzieli ten desperacki atak, mogliby przysiąc, że dłonie Pandarianina zabłysły w momencie udeżenia..
Reszta drużyny również nie czekała...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Walgierz przez chwilę obserwował pandarianina odbijającego się od smoka jak gumowa piłeczka. Walczył z ogarniającym go rozbawieniem, które popjawiło się wraz z wiłkołakami łucznikami. Dotąd nie mógł zrozumieć jak w łapach zakończonych długimi pazurami można utrzymać łuk. No nic, może mi się zdawało - pomyślał.
Złapał topór, wykrzyczał inkantację zaczynającą się od słów "A niech cię paskudo jasna trafi cholera..." i rzucił się okładać ciosami jedyną część gada, jaka była w jego zasięgu, czyli łapę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


Obcy stał i starał sie nie poddawać uczuciu beznadziejności jakie ogarneło go po tym jak ujrzał smoka. Bestia była wielka i co lepsze nie zwracała większej uwagi na wściekłe ataki krasnoluda celujące w łapy. Wszystko co udało się do tej pory osiągnąć, to połamany kij mnicha, wyszczerbiony topór walgierza i jedna rysa na łusce, koło serdecznego pazura smoka. Wtem w głowie wojownika zaświtała pewna myśl. "Krótka piłka, teraz albo nigdy".
- Walgierz, czy to prawda że krasnoludy mają jaja większe od mózgów?- krasnolud był tak zaskoczony, że prawie zapomniał uchylić sie przed atakiem bestii.
- TYHE, najsilniejsza ochrona przed kwasem jaką jesteś w stanie rzucić- kazdy kto może niech wspomoże go tylko jak może!
Walgierz pojał już istotę planu a w jego oczach pojawił się ten szaleńczy błysk, który u krasnoludów może oznaczać tylko jedno- dziką radość. Wojownik zajmował smoka podczas, gdy magowie rzucali na kasnoluda czary ochronne.
Potem zostało już tylko jedno. W jakiś sposób TYHE udało się sprawić, że walgierz wydał się nagle smokowi niezwykle kuszącym kąskiem... wszyscy zamarli jak dzierżąc topór krasnolud znikał w paszczy gada...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nymowi podobała się walka z wieloma przeciwnikami naraz - jego drowia natura odezwała się teraz w pełni. Wymachiwał zręcznie kataną i sejmitarem ścinając kolejnych przeciwników.
Był teraz w swoim żywiole, żywiole walki. To czego nauczył się w Podmroku i w mniejszym stopniu na powierzchni okazało się teraz nieocenione. Wilkołaki i worgi zdawały się być równie szybkie, lecz za każdym kolejnym razem nie potrafiły umknąć nadchodzącemu ostrzu. Drow wykonał efektywny wirujący atak, wycinając sobie trochę wolnego miejsca wokół siebie. Wyglądał jakby był sprzężony z wilkołakami - za każdym razem gdy zbliżały się pazury, czy w powietrze wyskakiwał wilkołak, mroczny elf wykonywał unik, tnąc przy tym przeciwnika. Kilka cali sejmitara właśnie zagłębiło się w piersi wilkołaka, a ostrze katany rozpłatało gardło worgowi, gdy mroczny elf usłyszał Walgierza:
- Szybko! Cofajcie się na ścieżkę! Magowie z tyłu, zbrojni z przodu! Nie wykorzystają liczebnej przewagi...!
Drowowi nie za bardzo spodobał się pomysł wycofania, lecz kolejne rozcięcia skóry przekonały go do tego pomysłu. Wyskoczył w powietrze wykonując salto w tył i wyrwał się z otaczającej go grupki wilkołaków. Po kolejnych minutach walki pojawił się znacznie inny problem, być może już ostatni w ich życiu… o ile go nie rozwiążą. Wilczki wszelkiej maści wycofały się, ale oto na polu tej leśnej bitwy pojawił się znacznie inny, większy, nawet cholernie większy przeciwnik. Smok, którego szukali - Archeonoxis i który sam ich znalazł. Po kilku nieudanych atakach pojawiła się jednak nieoczekiwana szansa…
Znana tylko z legendy, czy raczej opowieści sztuczka jak na razie się udała - smok połknął Walgierza...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Plan przybysza był głupi.
Był tak głupi, że walgierz nie mógł nie spróbować powodzenia...
Znikając w paszczy bestii krasnolud klął jak szewc i modlił się przemiennie, licząc, że nie trafi na kły i nie zostanie poszatkowany. Jakimś cudem uniknął śmierci, niewątpliwie zawdzięczając ten fakt temu, że smok pożarł go łapczywie. Przeciskając się przez przełyk ściskał krasnolud kurczowo topór i czekał na okazję.
Chwilę później przełyk się skończył a zaczęło spadanie. Walgierz uznał, że jest w żołądku i to koniec drogi. Nie było czasu do stracenia, powietrze mogło się skończyć w każdej chwili. Brodząc po biodra w jakimś płynie wziął szeroki zamach i ciął w ściankę pomieszczenia. Była ona łykowata i nie przecięła się całkowicie, ale sposób w jaki się kurczyła wskazywał, że smok cięcie odczuł.
Krasnolud wprowadził się w furię i szaleńczo machał toporem masakrując żołądek stwora.
- Nie wiem którą stroną wyjdę, ale zrobię to! - darł się podczas pracy, uparcie posuwając naprzód.
Nagle zobaczył wielką kulę pulsującą ciemną czerwienią. Nie trzeba być znawcą smoczej anatomii, aby domyslić się, że dotarł do serca. Wziął zamach i wraził topór prosto w pulsującą kulę. Trysnęła czarną krwią, chwilę jeszcze drgała, po czym ustała...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Ciekawe jak on stamtąd wyjdzie ? - pytanie Nyma było dość istotne, gdy biegnąca drużyna zbliżyła się do leżącego truchła smoka.
- Nie żyje ? - Nieznajomy na wszelki wypadek kopnął smoka w czaszkę, gdyby nawet żył pewnie by tego nie poczuł.
- Nooooo, nie żyje. Ale nie to jest najważniejsze...
- No własnie !! - z wnętrza smoka można było dosłyszeć głos krasnoluda.
- Nie o ciebie mi chodziło... no może nie do końca. - wrzasnął De"Vilfish aby Walgierz go usłyszał.
- A o co ? - stłumiony głos powtórzył się.
- No więc nie dostaliśmy go w jego legowisku, pieczarze.
- No i co z tego drowie ? - dołączyła sie TYHE.
- To, że trzeba teraz znaleźć jego skarb....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Może byście tak łaskawie otwarli mu paszczę - głuchy dźwięk dobiegał ze smoka - Czy sam mam wszystko zrobić?!
Wspomagając się czarami spełnili prosbę walgierza, a ten wyszedł na świeże powietrze niesamowicie wprost upaprany juchą potwora i jego treścią żołądkową.
Pierwsze co jednak zrobił, to spojrzał na topór i odetchnął z ulgą:
- Uff, nie jest wyszczerbiony...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Hahahaha- przybysz pierwszy raz od dłuższego czasu rozesmiał się pełną piersią. Widok krasnoluda całego upapranego w jakiejś brei i smoka lezącego u ich stóp przyprawił go o niemal szaleńcza radość.
- No proszę państwa ubilismy gadzinę- gratulacje dla nas- powiedział po czym rozejrzał w poszukiwaniu paru piesków których nie udało sie ubić przed przybyciem gada. Ale wokół hulał tylko wiatr.
- Eee, mamy dwa wyjścia- oblac to teraz a potem poszukac skarbu, albo oblac to potem, a teraz poszukać skarbu. Co wybieracie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- To ja proponuję, żeby najpierw Walgierz czymś się oblał - powiedział Gregor zatykając nos - nie musi być pachnące, woda wystarczy. A potem wszyscy oblejemy zwycięstwo. Tylko warto by jakiegoś tropiciela posłać, by poszedł śladem smoka, póki jest jeszcze czytelny, bo potem będą kłopoty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować