Zaloguj się, aby obserwować  
Maka1992

Ogień demonów - forumowa gra RPG

1131 postów w tym temacie

[Ekipa Trichondiusa - zanim się spotkamy , najlepiej uzgodinić dialogi i zachowania na gg ]

Zleceniodawca zniknął tak szybko jak się pojawił ,jednak zostawił bardzo ciekawe informacje 60 sztuk złota za powstrzymanie paru typów co myślą że zreperują świat , nic prostszego .Balthri i Darnok ruszyli szybkim marszem w kieruku miasta ,naciągneli kaptury na głowe zależało im na nie wzbudzaniu podejrzeń bo za ich głowy była nagroda która mogła by kusić .
-Zabijemy ich ?- zapytał Darnok
-Po co ? Za mało ci trupów , chcesz aby nagroda za nas była jeszcze większa pozatym mają przewage liczebną musilibyśmy mieć maga który zna się na magi ofensywnej i mieć element zaskoczenia by wygrać a i tak szanse są niewielkie -odpowiedził Balthir.
-Rozumiem -mruknął Darnok
Piątka którą mieli powstrzymać przebywała w karczmie "Pod Jastrzębiem" nie wiedzieli o nich za wiele znali jednynie ich cel chcleli powstrzymać zmienoksztaltnych którzy ich zdaniem zagrażają dla ludzkości , postanowili zaptyać w karczmie o tego całego Trichondiusa .
-A zabójca -mruknął Darnok
-Ten co dostał też tą robote
-Tak
-Zleceniodawca nie powiedział kim jest , jeśłi go spotakmy to lepiej połonczyć z nim siły w końcu w trójke będzie łatwiej powstrzymać tych "bohaterów".
Przed wojownikami zaczeły ukazywać się kontury miasta jeszcze odrobina marszu i będą na podgrodziu tam znajdą tawerne "Pod Jastrzębiem" .
Dokoła chłopi tradycyjnie zginali karki nad uprawą słońce zaś piekło ich niemiłosioernie niektórzy nie mogą się powstrzymać wyzywali właściciela ziemskiego od najgorszych ich pan najwidocznej zwiększył nacisk po odkryciu że to chłopi maczali palce w zabójstwie jego syna , to miała być dla nich kara by nie buntowali się ponownie .
-Lepiej by mnie nie rozpoznali - pomyślał Darnok - w najgorszym przypadku skończe na najbliższym drzewie i pęntlą na szyji .
Chłopi byli jendak zbytnio zajęci wymyślaniem przekleństw na ich pana niz patrzeniem na droge po chwili obydwaj wojownicy byli już wystarczajacop daleko .
Teraz byli już na przedmieściach miasta , zapytawszy jednego z mieszkanców miasta siekrowali swe kroki do tawerny w której ostanio widziano piątke ''Bohaterów".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Wreszcie udało mi się wysłać tego posta. Skrócona, chaotycznie napisana wersja :P]

Staruszek doprowadził mnie w końcu do domu Bedara. To nic, że już była noc.
- Tjo tju!
- Dobrze, idź dziadku do gospody "Pod pijanymi baronami" i powiedz karczmarzowi, że przysyła cię Tinnyer.
- Bjogjowje ź panjiom!
Granice posesji wyznaczał niski, kamienny mur. Przeskoczyłam przez niego. Niedaleko mnie krążyli strażnicy, jednak na razie nic nie zauważyli. Moje szczęście. Przed domem lorda rosło mnóstwo kolorowych kwiatów. Przeczołgałam się między nimi, prawie pod same drzwi. Tu, niestety czekało sześciu kundli z półtorakami na plecach. Trzeba odwrócić jakoś ich uwagę, tylko jak? Ogień! Tak, to była myśl. Rozglądając się czy nie ma nikogo w pobliżu wróciłam na ulicę. Przy drzwiach niektórych domków paliły się pochodnie. Podbiegłam po jedną z nich i wybiłam szybę w pobliskim domku, wrzuciwszy pochodnie, uciekłam w pod mur Bedara. Ogień rozprzestrzenił się szybko, w krótkim czasie zjawili się strażnicy miejscy, a ochrona Bedara stała pod domem, oglądając zniszczenie. Droga wolna, szybko rzuciłam się przez mur, podbiegłam do najbliższej okiennicy, wtarabaniłam się jakoś do środka. Trafiłam do pokoju służby. Łóżka były puste, teorytycznie cały dom rzucił się gasić pożarlub po prostu obejrzeć fajerwerki. Rozejrzałam się po mieszkaniu, tylko w kuchni siedziały dwie służki. Natychmiast wbiegłam do pokoju i rękojeścią sztyletu ogłuszyłam jedną, a w drugą, która zaczęła się wydzierać wymierzyłam z ukochanej kuszy.
- Zamknij pysk albo ty skończysz gorzej! - poskutkowało. W oczach pojawiły się łzy, służka zaczęła chlipać.
- Gdzie lord trzyma dokumenty?! Masz trzy sekundy na zaprowadzenie mnie tam!
Ruszyła korytarzami. Po krótkiej wędrówce, stanęła przy masywnych,dębowych drzwiach, włożyła srebrny kluczyk. Drzwi broniły dostępu do gigantycznego magazynu. Były tam obrazy, posągi, bronie, księgi, ubrania i wiele innych dupereli.
- Dokumenty... -przypomniałam jej.
Zapłakana służka podeszła do jednej z niewielkich skrzyń.
- To w tym pojemniku.
Popchnęłam ją pod ścianę i przykucnęłam, by dokładniej obejrzeć zabezpieczenia.
- Tu są wszystkie dokumenty?
- Tak.
- Wybornie. Masz klucz do tej kłódki?
- Do-do-do czego?
- Chryste, do tego! - pokazałam jej żelazny wichajster.
- Nie, tylko pan ma klucz do rzeczy w schowkach! Tylko Lord!
Strażnicy mogli wrócić w każdej chwili. No, cóż, teraz tego nie otworzę, ale może ten cały Tichondrius ma jakiegoś złodzieja pod ręką. Skrzynia była lekka jak na swój wygląd.
- Macie tu konie?
- Słucham?
- To ja tu zadaję pytania! Stajnie, są tu stajnie?
- Nie, nie.
Cholera. Wyniosłam skrzynię na korytarz, i wróciłam po kuszę, którą zostawiłam w pokoiku. Służka nie ruszała się z miejsca, więc zarobiła celny strzał między oczy.
Na końcu rzekomego korytarza znajdowała się okiennica przez którą zamirzałam wyskoczyć. Gdy byłam już w połowie drogi, usłyszałam okrzyki strażników i śpiew krótkich strzał. Dopadłwszy okna, wyrzuciłam przez nie skrzynkę i sama zaczęłam wychodzić. W ostatniej chwili gdy szykowałam się do lądowania, okropny ból przeszedł przez moje ramię. Niech to diabli, trafili cię! Chaotycznie złapałam obiekt tego całego cyrku, i wybiegłam przez murek. Pożar nie został jeszcze ugaszony, co w tym momencie nie było zbyt przyjazne. Mijając zajętych ogniem miejskich kundli, wybiegłam przez bramę i skierowałam się ku gospodzie. Co jakiś czas poprawiałam prowizoryczny opatrunek na ręce. Oby ten cały kontakt z którym mam się spotkać będzie na miejscu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Niee...Muszę ich zgubić! Mam nadzieję, że nie ma ich więcej w pobliżu...
-Diego, idioto! Biegnij za nim, dorwij gnoja, on nie może stąd uciec!! Brus chodź tu ty debilu!Łap tego białego w kapturze!
Skręt w prawo, w lewo, prosto, biegłem ile sił w nogach.
-Haha, mamy go, tu jest ślepa uliczka!!-usłyszałem głos gdzieś za mną.
Nie... to koniec...
Jednak nie. Złapałem się rękoma(ręcami xD)półki wystającej z okna, podciągnąłem się, wyskoczyłem w stronę dachu budynku i...
-Jest trafiłem go!-krzyknął nowy głos, pewnie owy Brus.
Strzała z łuku wbiła mi się głęboko w udo, aż syknąłem z bólu, ale na szczęście doskoczyłem do dachu.
Mimo okropnego bólu i krwawienia, pobiegłem dalej, trochę kulejąc.
Do knajpy Rolfa, do knajpy Rolfa...Złamałem strzałę, żebym przypadkiem nie wbił sobie jej głębiej. Zakręciło mi się w głowie z bólu, zrobiło mi się słabiej, przykucnąłem.
-Szybko wyłaź szybko!
Muszę uciekać... Podniosłem się resztkami sił, i znowu zacząłem biec, jeśli to można było nazwać biegnięciem.
-Mam cię!!!-nagle wyskoczył przede mną owy Diego.
Diego miał kaptur na głowie, kryjący jego twarz w cieniu, więc nie widziałem jego-na pewno-paskudnej mordy.
Diego wyciągnął miecz z pochwy i od razu szybkim ruchem zaatakował. Zrobiłem unik, "wyciągnąłem" ostrze z dłoni, zginając mały palec, i wbiłem mu w brzuch.
-Arghhh!!
Niestety gdy rzuciłem się do ucieczki on jeszcze zdążył drasnąć mnie mieczem po plecach. Zeskoczyłem na ziemie z budynku(nie był wysoki xD) i upadłem.
-Gdzie on jest!? Gdzie on jest!? Diego, tępaku! Zgubiłeś go!
-On...uciekł...arghh!!-krzyknął Diego.
Zgubiłem ich! Ale nie mogę tutaj leżeć na ziemi, muszę iść do tawerny Rolfa...
Po ciężkiej wędrówce, doszedłem do knajpy "Pod jastrzębiem".
Nareście, arghh, mam nadzieję, że jest tam jakiś lekarz albo coś w tym stylu...
Okropnie krwawiąc wpadłem do tawerny...
-Rolfie...pomóż-wyjąkałem.
Obraz gdzieś wyparował i upadłem na podłogę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Byłem już kawałek za górami. Wciąż miałem w głowie pojedynek w strażnicy z insektami. Byłem z siebie dumny, jednak musiałem skupić sie na drodze przedemną. Właśnie mijałem rozwidlenie dróg, więc skręciłem lekko w prawo kierując się tabliczką z napisem "VENGAR". Była już prawie noc, byłem lekko przestraszony, gdyż wokół słyszałem odgłosy dzikich zwierząt. Postanowiłem zrobić sobie przerwę. Przysiadłem sobie obok drogi przy zawalonym pniu. Na początku myślałem, by zapalę światło jednak przyciągnęło, by to uwagę istot żywych i zagroziło mojemu życiu. Byłem strasznie senny i zmęczony walką w górach. Zjadłem sobię kawałek chleba i popiłem go wodą. Położyłem się i zamknęłem oczy. Wiedziałem, że Vengar jest już blisko...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Karczma była duszna ,brudna i przepełniona schlanymi mieszkańcami miasta iście znakomita tawerna na szukanie informacji o tej piątce która Darnok i Balthir mieli powstrzymać , upadły palladyn podszedł do karczmarza i spytał
-Wiesz coś o Trichondiusie ?
-JUż go nie ma , wyszedł z czteroma innymi - odpowiediał karczmarz nalewając kufel piwa dla jakiegoś najemnika
-Gdzie go znajde ?- spytał się Balthir
-Nie wiem , jego sługa rozwieszał ogłoszenie że poszukuje pomocników do jakiejść misji
-W takim razie gdzie jest sługa Trichondiusa -zapytał Darnok
-Co z tego będe miał ? -rzekł karczmarz , Balthir podsunał mu 5 złotych monet jego ostatnie pieniądze
-Jest na piętrze ma na imie Rolf trochę dziwnie się zachowuje jest w drugim pokoju po lewej
W tej chwili jakiś człowiek wpadł do środka był ubrany w biały płaszcz i cały we krwi , mamrotał coś o Rolfie najwidoczniej zasłabł karczmarz podszedł do niego i przeniósł go na krzesło przy jednym ze stolików .
Obydwaj wojownicy poszli na góre pokoji było kilka , podeszli do dzrzwi w których miał się znajdować sługa , drzwi nie były zamknięte skrzypiąc lekko ukazały nam Rolfa siedzącego na krześle patrzył przez jedyne okno na zewnątz
-A panowie kto ?- zapytał zdziwony sługa Trichondiusa
Darnok i Balthir wyciągneli broń zamierzali to załatwić szybko ., szybkim krokiem podeszli do Rolfa ten zrobił krok do tyłu stykając się ze ścianą .
-Gdzie jest Trichonius ? -zapytał Balthir kierując w niego ostrzem miecza
-Nie wiem , wyszedł
-No pewnie , i kazał ci tu czekać , mów
Rolf milczał patrzac chłodno nie był zbyt skory do rozmów.
-Dobra Darnok teraz ty
Najemnik rzucił się na sługe łapiąc go za głowe i uderzył nią o ściane , powtórzył to jeszcze kilka razy .
-I jak ? - zapytał wojownik
Milczenie mówiło samo za siebie , Rolf po chwili dostał w plecy krzesłem które się rozwaliło od siły uderzenia ,Darnok jeszcze go przekopał waląc mocno w brzuch i głowe .
-Starczy , gdzie jest Trochondius , kim są jego pomocnicy ?
Sługa miał całą twarz we krwi ale najwidoczniej wierność panu jeszcze nie pozwalała by otworzył usta , Balthir dał znak ręką by kontynuować , ponownie został przekopany oraz miał zmiażdzone 4 palce mimo wielkiego bólu nie odał nawet jęku .
-Dobra dosyć tego jeszcze go zabijesz a nam nie potrzeba kolejnych ofiar , wiemy że tamci zmierzali do lorda Bendara , - zgadza się ? - spytał Balthir sługe .
Rolf kiwnął lekko głową .
-Przkaż swemu panu że jeśli nie porzuci sprawy zmienokształtych to sprawimy mu i jego pomocnikom podobny los - powiedział Darnok .
NA całej podłodze były ślady krwi , obydwaj wojownicy wyszli z pokoju zostawiając zmasakrowanego sługe , schodząc ze schodów facet w białym płaszczu (Deedi ) właśnie oprzytomniał ,wstał i wolnym krokiem szedł w kierunku schodów .
Po wyjściu z tawerny skierowali się do posiadłości lorda Bendara .


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdzie ta Halina? – pomyślałem budząc się. Nagle do mojego łóżka podeszła jej matka i zapytała:
-Jak się czujesz?
-Dobrze – odparłem – chyba dziś Cię opuszczę.
-Skoro taka jest twoja wola.
-Tak. Wiesz może gdzie znajdę Halinę?
-Poszła z jakimś najemnikiem.
Coś mi się tu niepodoba. Zapewne dałaby znać. Muszę jej poszukać.
-Zanim wyruszysz zjedz jeszcze śniadanie. – powiedziała kobieta kładąc miskę na stole.
-Dziękuję – powiedziałem siadając do stołu.
Po zjedzeniu śniadania poszedłem po moje rzeczy założyłem pancerz i miecz. Powkładałem rzeczy do torby i wyszedłem z chaty.
-Żegnaj! – krzyknęła kobieta machając mi.
-Żegnaj odpowiedziałem i skierowałem się w stronę miasta.
Szedłem tą samą ścieżką, którą szedłem z Ralandem. Jednak teraz wydawała mi się ona jeszcze piękniejsza, ale też dłuższa. Po jakiejś godzinie marszu zobaczyłem mury miejskie. Gdy przeszedłem przez bramę postanowiłem przejść się w stronę jakiejś tawerny. Nagle rzuciła mi się w oczy tawerna „Pod Jastrzębiem” wszedłem do środka. Przy jednym stoliku zobaczyłem Ralanda.
-Witaj! – powiedziałem.
-Witaj – odpowiedział.
-Ile dostałeś za skóry? – zapytałem
-30 sztuk złota – odpowiedział.
-Czyli po piętnaście?
-Tak. – powiedział wyjmując sakiewkę – masz i żegnaj.
-Jak to żegnaj?
-Po prostu nie chcę już więcej chodzić z tobą ani nikim innym.
-Dlaczego?
-Gdy chorowałeś dużo myślałem. Postanowiłem zrezygnować z pracy jako najemnik.
-Skoro tak wolisz. Żegnaj.
-Do zobaczenia! – powiedział.
Gdzie znajdę tą Halinę? Będę musiał trochę o nią popytać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Fajnie by było, gdyby MG- Maka1992, "pociągnął" moją postać kawałeczek tak, bym znajdował się w mieście Vengar i którko opisał to miasto, bo ja nie mam pojęcia co mam napisać o tym, a nie chce przesadzić i stworzyć z tego ważnej lokacji : "9. Zabronione jest samodzielne tworzenie ważnych NPCów, oraz dodawanie sobie zadań. Tworzenie ważnych obszarów jest zabronione, ale oczywiście można posługiwać się choćby lasami, górami czy pomniejszymi wioskami i miasteczkami." - chodzi mi dokładnie o ten punkt. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 02.06.2008 o 18:10, Clear napisał:

[ Fajnie by było, gdyby MG- Maka1992, "pociągnął" moją postać kawałeczek tak, bym znajdował
się w mieście Vengar i którko opisał to miasto, bo ja nie mam pojęcia co mam napisać
o tym, a nie chce przesadzić i stworzyć z tego ważnej lokacji : "9. Zabronione jest
samodzielne tworzenie ważnych NPCów, oraz dodawanie sobie zadań. Tworzenie ważnych obszarów
jest zabronione, ale oczywiście można posługiwać się choćby lasami, górami czy pomniejszymi
wioskami i miasteczkami.
" - chodzi mi dokładnie o ten punkt. ]


Ok, widziałem, że radzisz sobie sam i nie chciałem interweniować:) Dobrze, że pamietasz o regulaminie;P

Gdy Finnevan się obudził, obok niego stała trójka elfich najemników. Wyraźnie zajęci byli konwersacją między sobą.
- Może by pobić gnoja i zaprowadzić do Valiyna.
- Tak, a potem dostanie się nam, że dokopaliśmy nie temu.
- Właśnie, przypatrz się temu portretowi, może i ma podobną posturę, ale jego twarz, taka jakby niepodobna.
- O, nasz ptaszek się obudził! - spostrzegł jeden z elfów
- Jak masz na imię? - zapytał drugi
- Finnevan.
- Może kłamać. - zauważył trzeci - Ale mimo wszystko ta jego twarz taka niepodobna.
- O co chodzi? - zapytał niepewnie mag
- Pomyłka. Jest nagroda za żywego złoczyńcę imieniem Vedarnil grasującego w pobliżu Vengar. Oficer Valiyn wyznaczył całe 35 sztuk złota dla "szczęśliwego znalazcy".
- Powiedz mu jeszcze co jadłeś na śniadanie. - burknął trzeci z najemników - Wybacz nam tą drobną nieuprzejmość. Żegnaj.
Finnevan zastanowił się przez chwilę. Vedarnil, warto zapamiętać to imię. Wstając dostrzegł leżącą na ziemi kartkę papieru. Okazała się być ona mapą Vengar, którą najprawdopodobniej przypadkowo zostawił jeden z łowców nagród. Mag nie zamierzał jej im oddawać. Łatwo odczytał z niej, że w mieście są 4 bardzo ważne miejsca - gildia magów, leżąca w południowej części miasta, karczma "Złota strzała" znajdująca się tuż przy bramie, stojąca kilkanaście metrów obok niej arena turniejowa i leżący na wschodnim krańcu miasta ratusz. Warto by było je zapamiętać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Więc czas udać się do miasta- pomyślałem i zabrałem wszystkie rzeczy z pod drzewa obok drogi. Krocząc powoli ku miastu zastanawiałem się co może mnie czekać jeśli stane przeciwko Sam''owi Franco. Słońce prześwitywało przez korony drzew i odbijało się od rosy leżącej jeszcze na roślinach. Już teraz czułem, że będzie upalny dzień... Najemnicy udali się w stronę miasta i skręcili w prawo.- powiedziałem do siebie przechodząc przez rozwidlenie dróg i skierowałem się prosto. Z za drzew widziałem czubek jednej wieży miasta. Po chwili widziałem już całą główną brame Vengar, więc przyspieszyłem tempa. Wzięłem głęboki oddech i zatrzymałem się przed dwoma strażnikami.

- Stać! - zawołał grubym głosem strażnik po lewej stronie. - Czego szukasz w Vengar?
- Przybywam z polecenia Sam''a Franco. Miałem się do niego zgłosić - odpowiedziałem ze spokojem. Strażnicy ubrani w srebrno-zielone zbroje Elfickich Żołnieży popatrzyl na mnie i odpowiedzieli:
- Masz na to jakiś dowód? - spytał już spokojniejszym tonem ten sam strażnik.
- Tak, proszę oto list. - Podałem mu list od Sam''a Franco. Czytając strażnik zmarszczył czoło i oddał mi kwitek papieru.
- Dobra, możesz wejść. - ukłonił się lekko strażnik tak jakby zdawał sobie sprawe, że Sam wezwał mnie z ważną sprawą czy coś w tym stylu.

Po wejściu do Vengar spojżałem na Karczme po lewej stronie, a nad wejsciem pisało: "Złota strzała". Wokół było pełno Elfów. Od czasu do czasu widziałem jakiegoś Człowieka lub Krasnoluda. Przemierzałem spokojnie uliczki tego dość sporego miasteczka szukając ratusza. Nie trudno było go nie zauważyć. Wielka wieża stojąca we wchodniej części miasta aż rzucała się w oczy. Skierowałem się w górną część miasta mijając po drodze targowiska, stragany itp. Wreszcie wkroczyłem w obszar górnej części Vengar. Stałem teraz na środku placu, gdzie znajdował się ratusz. Przede mną stało dwóch strażników ubranych w te same zbroje co strażnicy z dolnej części miasta jednak troszke bardziej urozmaicone...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Obudził sie.
Zaklął, lecz z ust nie wydostał się prawie żaden dźwięk poza głuchym rzężeniem.
Zorientował się, że jest zakneblowany i związany. Leżał na czymś twardym, a głowa wściekle bolała.
Poruszył się. Jęknął.
Z wolna, jak zaczął dochodzić do siebie zmysły wyostrzały się, aż wreszcie zorientował się, że jest prawdopodobnie noc, a on leży w jakiejś hali. Dookoła wszędzie stały pakunki, a słabo płonące pochodnie ledwo co rozjaśniały mrok.
naraz usłyszał śmiech i kroki, które przybliżały się z wolna. Zamknął oczy. Nie chciał, aby ktoś wiedział, że nie śpi.
Kroki tymczasem przybliżyły się, po czym ucichły.
- Wiem, że nie spisz.- Odezwał się ktoś szeptem. - Otwórz oczy.
Raziel jednak trzymał je zamknięte. Naglę poczuł silne kopnięcie w brzuch. Z jękiem zwalił się na podłogę. Otwarł oczy.
Nad nim stał jeden z łysoli, którzy siedzieli w karczmie. próbował coś powiedzieć, ale knebel skutecznie to zagłuszył.
Łysy przykucnął nad nim i uśmiechnął się drwiąco.
- Czy wiesz, dlaczego tu jesteś? kiwnij głową na tak, Rąbnij nią w podłogę na nie.
Raziel popatrzył mu twardo w oczy. Łysy z westchnieniem wyjął z kieszeni gruby, metalowy kastet, i z całej siły walnął Raziela w twarz łamiąc mu nos.
- Pytam jeszcze raz. czy wiesz, dlaczego tu jesteś?
Raziel niepewnie pokiwał głową.
Łysy zaśmiał się.
- Zła odpowiedź. - I wymierzył kilka silnych ciosów.
- I znowu: czy wiesz, dlaczego tu jesteś?
Raziel czując, że zaraz zwymiotuje ( i się pewnie zadławi) stuknął niepewnie w podłogę. Łysy popatrzył na niego z niesmakiem.
- Patrzcie go, masochista... Toć wystarczy zaprzeczyć.
Raziel pokręcił głową. Łysy walnął go kastetem w twarz.
- Czy tak się przeczy?!
Palladyn znowu walnął głową o podłogę. Nie będzie się opierał. To by było głupie.
Tymczasem Łysy wymierzył pare ciosów i z rozbawieniem popatrzył na kulącego sie pod ścianą mężczyznę.
- No to jak w końcu? Wiesz, czy nie?
Raziel zamknął oczy i z nieruchomiał. Zrozumiał, że łysy jest tutaj tylko w jednym celu: Pobicia go.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Do Rolfa, do Rolfa...
Jeszcze nie czułem się zbytnio na siłach, ale musiałem iść do Rolfa. Cały we krwi, jeszcze z wielkim bólem w udzie, wszedłem do korytarza prowadzącego na schody. Ostatnimi siłami wdrapałem się na schody i znalazłem odpowiedni pokój.
W pokoju leżał jakiś nieprzytomny człowiek na ziemi przy oknie, oparty o ścianę, cały we krwi, pewnie owy Rolf.
Co, do...
Nagle, ni z tego, ni z owego, do pokoju wpadło dwóch strażników miejskich.
-Co tu się...Rolf...Ty!!-krzyknął jeden z nich.
-On, pobił Rolfa!!
-Co...ja? Ale..ja...-wyjąkałem kompletnie zaskoczony.
-Już ja ci pokażę! Dopilnuję, żebyś już dziś trafił za kratki!
Ahh...pewnie to musi głupio wyglądać, ja we krwi obok całego pobitego, nieprzytomnego człowieka.
-Ale, ja przecież nic nie zrobiłem!
-Zamknij się! Ty...zabójco!
Chwilę później szedłem skuty razem ze strażą...
No tak, jestem zabójcą i wszyscy mi ufają...
[I mam pytanko takie offtopowe: Czemu wy piszecie Paladyn przez dwa "L"? Normalnie się pisze "Paladyn" a nie "Palladyn"... :P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Był późny wieczór. Moi towarzysze już spali w ich pokojach(chociaż spali wyjątkowo czujnie), a ja przechadzałem się po korytarzach Loży. Poza mną nie spało jeszcze kilka innych wampirów, którzy pozostali.
"Mam nadzieję, że to wszystko jest warte. Zatrudniłem kilka osób, które mogą zginąć... A wtedy to będzie moja wina..."
Myślałem także o Bagnach Seaville, o mojej misji zjednoczenia tamtejszych wampirów. "To może być równe trudne zadanie jak to tutaj, a moze nawet trudniejsze... Ale Loża dała mi zadanie, więc muszę je wykonać"

Tak nad rankiem za ukrytych wórt wyszedł Wolran.
-Oh, panie Tichondriusie! Mam złe wiadomości!
-Mów Wolranie. Czy to chodzi o moich towarzyszy?
-Tak panie.
Po 1. Niedaleko domu lorda Bedara wybuchł pożar i szybko przerzucił się na dalsze budynki. Nie wiadomo, co się stało z panną Laylą.
Po 2. Jakieś bandziory wpadły do "Pod Jastrzębiem" i stłukły biednego Rolfa. Teraz jest pod opieką kaczmarza, ale nie wiadomo, kiedy się pozbiera.
Po 3. Pan Altair został schwytany przez straż.
-Same problemy! A w ogóle, co Altair znów zrobił?
-Straż znalazła go przy rannym Rolfie i uznali, że to jego dzieło.
-Cholera jansa. Ten facet ma naprawdę wielkiego pecha... Trzeba coś zrobić.
Po chwili wszedł do sali hrabia Varantiz.
-Dzień dobry Tichondriusie. Co tam?
-Duże problemy i tyle...
-Może mogę ci w czymś pomoć??
-Nie... A moze: masz kilku ludzi do pracy.
-Kilku się znajdzie...
-Dobrze... A w jakich sferach?
-Teoretycznie we wszystkich.
-Dobrze... A więc:
Po 1. Niech kilku uwolni z więzienia niejakiego pana Altaira i tutaj przyprowadzi.
-Da się załatwić.
-Po 2. Niech kilku idzie do "Pod Jastrzębiem" i niech zaopiekuja sie moim sługą Rolfem.
-Załatwione.
-I niech pójdą w kieunku domu lorda Bedara i niech poszukaja niejaką panne Laylę i tutaj przyprowadzą.
-Wszystko da sie załatwic...
-Dziękuję Varantizie... - już miałem odejść, gdy coś mi zaświtało w głowie - Dlaczego chcesz mi w tym wszystkim pomóc?
-Och, drogi Tichondriusie, przecież mnie znasz.
-I dlatego cię pytam? To nie w twoim stylu.
-Ach, jak zawsze przenikliwy... Uznajmy, że później będziesz moim wielkim dłużnikiem...
-A ty komornikiem, który będzie się upominać o długi... Nie mam zbytniego wyboru, więc zgodzę sie jak na razie na to, ale wiec, że w dług nie wchodzi czyjaś krew. Zrozumiano?
-Oczywiście... I tak ostatnio mam krwi pod dostatkiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, że nie mam problemów z porannym wstawaniem... nie wiem, czy ten nasz cały "gospodarz" Varantiz chciał, żebym go usłyszał, czy nie. Ale tak czy tak... dobrze podejrzewałem, że ten krwiopijca ma w tej całej sprawie jakiś swój interes.
Po "usłyszeniu" rozmowy naszego pracodawcy z tym pseudo-truposzem. Krwi ma pod dostatkiem? Lepiej wspomnę o tym reszcie biedaków z jakimi podróżuję... nieważne co mówi Tichondrius, ja na pewno cały czas będę mieć tą całą bandę krwiopijców na oku. Jakby nie dość było, że wszystko zaczyna się sypać. Layla, Altair, pobicie informatora... przypadek do jasnej cholery? Zbieg okoliczności? *Ktoś* musi wiedzieć co robimy... i przy okazji robić z tych informacji dobry użytek. Dla wroga. Nie wiem czemu, ale nagle poczułem, że lepiej będzie, jak wezmę mój miecz. Hmm... tylko, że jak dotarłem do pokoju gdzie spałem, Lienny nie było. Cholerne dranie! Przeklęci złodzieje! Argh! Gdybym tylko mógł tą gnidę co ukradła moją Liennę złapać za dłoń... gdybym tylko mógł....
Lepiej będzie, jak powiem o tym Tichondiusowi. Potem zacznę szukać tego dwulicowego bydlaka, który położył łapska na moim mieczu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.06.2008 o 21:05, BesserSchnitt napisał:

Czekam i nie mogę się doczekać by któryś z MG, napisał co z moim bohaterem dalej. Dalej
jestem u elfickiego przedstawiciela z którym miałem się skątaktować...


To znalazłem kilka postów wcześniej:
Besser Schnitt
- Szpiegów lub zabójców? Na razie usług tych drugich nie potrzebuję, najemniku. A co do szpiega. Podejrzewam, że jeden z moich jak dotąd zaufanych doradców knuje coś przeciw mnie, albo nawet jest mrocznym elfem. Znajdź dowody, albo na to, że moje podejrzenia są trafne, albo na to, że się mylę. Zapłacę ci 20 złotych monet.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Kabak zamierzasz dalej grać ? , jeśli nie to daj znać dla któregoś z MG lub przekaż przez jakiegos gracza swą rezygnacje . ]
[Deedi jak czytałem niektóre ksiązki to pisało mi tam palladyn a w niektóych paladyn - nie wiem która wersja jest poprawna ale w Wordzie paladyn jest poprawną wersja , będe pisał bez drugiego l - paladyn .]
[Gracz ciapek zrezygnował z gry , przeprowadza się do Angli i nie może stamtąd pisać - szkoda ]

Zapadał wieczór , było bardzo pochmurno zbierało się na deszcz Darnok i Balthir stanowszy przed rezydencją Lorda Bendera przez chwile przyglądali się gaszonemu pożarowi któy gdyby nie deszcz mogłby ogarnąć reszte posiadłości wokół co było dość nietypowe biegali strażnicy lorda najwyrazniej kogoś szukali .
-Chej wy w kapturach widzieliście jakąś biegnąc kobiete ze skrzynką pod pachą ?- warknął za ich plecami jeden ze strażników
-Nie - odpowiedział Darnok
Pytający pobiegł dalej na końcu uliczki zaczepił kolejnego przechodnia pytając o to samo .
-Wygląda na to że do lorda sie nie dostaniemy , pozatym to nie jest dobry pomysł iść do niego
-Nie musimy zdejmować kapturów
-To wzbudziło by podejrzenia , lord nie zaufa dla kryjących tożsamość wojowników
-Lepiej chodzmy do okolicznej tawerny , tam może znajdziemy kogoś kto będzie wiedział gdzie sie ukrywa Trichondius
-Zgoda , nie sądze by posłuchał jednego ostrzeżenia
Kiedy szyli spotkali jeszcze dwuch strażników najwidocznej dla lorda zależało by złapać winowajce tego podpalenia po kilku minutach przed nimi ukazała się tawerna która samym swym wyglądem przypominałą rysztok portowy co dobrze wróżyło bo takie miejsca są pełne informacji oraz nikt nie pyta czy jest za ciebie nagroda .
Balthir odczytał nazwe karczmy jako "Miły napitek" , wnętrze było przesączone alkoholem , paru klijentów leżało bezwładnie na podłodze całkowicie pijanych od czasu do czasu ktoś kopał ich dla rozrywki , Darnok i Balthir poczuli się swobodnie i zdjeli kaptury .
-Czego , pokoi nie ma a za piwo trzeba płacić /- spytał karczmarz
-A informacje -odpowiedział Darnok
-Też są w cenie co chcesz wiedzieć ?
-Co wiesz o przyjezdnym Trichodniusie
-To wampir , wynają paru najemników by razem polować na zmienikształtych jego sługa dostał dziś po mordzie w tawernie "Pod Jastrzębiem" ponąc zrobił to jedne z wynajętych przez niego ludzi ...chyba ...Altir został aresztowany przez straż za pobicie
-Dużo wiesz jak na zwykłego karczmarza powiesz mi coś więcej
-Pieniądze młodziku , daj pięć monet to omówie cię z nim na spotkanie -Darnok podsunął mu 5 złotych krązków które znikneły bardzo szybko pod pazuchą właściciela lokalu .
-Tak więc , wiesz gdzie ukrywa sie Trichondius
-Dokładnie to nie wiem , ale żebracy mówili mi że schodzili do kanałów miasta , jego pomocnica Lalyla ukradła od lorda Bendara ponąc jakąś szkatułke
-Wiesz gdzie znajde tą panienke - karczmarz pokazał gest , po chwili miał dodatkowe dwie monety .
-Jakiś żebrak sprowadził ją do posiadłości lorda za jej sprawką wybuchł pożar , ma ponąc się spotkać z kimś w jakiejś tawernie
-Wiesz jakiej dokładnie ?
-Tego nie wiem
-Dobrze dziękuje , bardzo mi pomogłeś - odpowiedział Darnok , Balthir siedział samotnie przy stoliku po chwili wojownik przysiadł się do paladyna
-Wygląda na to że naszym kolejnym celem jest ta cała Lalyla - rzekł Darnok
-Mamy sznase złapać ją razem z tą skrzynką którą ukradła ? - spytał się Balthir
-Nie , przy szczęsciu dorwiemy ją bez ofiar za kilka dni
-Hmmm trzeba się zastanowić jaki będzie kolejny ruch Trichondiusa wiemy że kryje sie w kanałach oraz że poluje na zmienikształtych .
Drzwi do tawerny otworzyły się niesamowicie szybko do środka weszło kilka uzbrojonych po zęmby postaci
-W imieniu lorda Bendara oraz straży domagam się wydania dwóch banitów ściganych listem gończym 16-letniego Darnoka oraz Balthira upadłego paladyna .
-O kurw. uciekajmy stąd - powiedzaił Darnok do paladyna
-O widze nasz ptaszki , straż BRAĆ ICH -krzyknął dowódca strażników
Darnok szybki ruchem rzucił w najbliżeszgo strażnika kuflem , wypalana glina rozwaliłą się w zetknięciu z czaszką
przeciwnik padł jak kłoda na stół przerywając picie dla mocno podchmielonych kliętów ci w kontrataku zatakowali jeszcze dwóch strażników oskarżając ich o niestworzone historie z nadużywaniem władzy .
Wybuchła burda w której brało udział większość gości tawerny .


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Besser - Już masz swoje dalsze losy od jakiegoś czasu - oto link do swojego questa: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=334, wiem, że nie napisałem najszybciej, ale nie zauważyłem twojej wypowiedzi

Szczurza Blizna znajdował się w podziemnej komnacie, przed nim stała trójka postaci w maskach - kolejno wilka, kota i szczura.
- Mamy nadzieję, że nie żyją. - powiedziała chórem trójca
- Wybaczcie... są pewne komplikacje...
- Nie mogą żyć.
- Wiem, już zaraz zginą... Zajmę się tym osobiście, maksymalnie za 3 dni ich czas dobiegnie końca.
- Ani sekundy dłużej.
- Tak jest, powiedzcie tylko, dlaczego tak bardzo się ich obawiacie?
- Mogą znaleźć dowody. Sprowadzić wojsko. Przez co jedno miasteczko mniej. Podczas wojny może ono decydować.
- Jakiej wojny? Dopiero co jesteśmy po jednej z największych?
- Wszystko w swoim czasie. Idź już. Czas ucieka.
Szczurza blizna niechętnie opuścił komnatę. Jaka wojna? Co oni planują? Czyżby szerzenie likantropii miało głębszy sens? Mimo wszystko musiał wracać do Stervis i ponaglić swoich najemników. Nie chciał narazić się na gniew Mistrzów. Nie mógł, jeśli chciał żyć.

Strażnica Dentarów w pobliżu Lasów Trwogi miała doskonały widok na Posępne Szczyty. Przebywający w niej strażnik, z polecenia nymarów miał zwracać na nie szczególną uwagę. Nie musiał długo czekać bez skutku, już teraz do jego uszu doszedł potworny ryk, a w obserwowanych przez niego górach błysnęło błękitne światło. Był pewien, że to zainteresuje nymarów. Ryk słyszeli wszyscy, ale błysk zaniepokoił nymarów. Strażnik przeklął chwilę, w której ujrzał światło. Teraz, mianowany przez wodzów zwiadowcą miał śledzić zbiegłych buntowników.

dominikańczyk - jeśli się nie mylę to wolne miejsca są, utwórz tylko kartę postaci i rozpocznij swoją historię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 04.06.2008 o 17:51, Maka1992 napisał:

dominikańczyk - jeśli się nie mylę to wolne miejsca są, utwórz tylko kartę postaci
i rozpocznij swoją historię.


[Kim kol wiek mogę być? Od czego mam zacząć?]

EDIT: Rezerwuje sobię miejsce bo(niestety) nie mam czasu dzisiaj

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować