Zaloguj się, aby obserwować  
Maka1992

Ogień demonów - forumowa gra RPG

1131 postów w tym temacie

[Aktułalna lista graczy wraz z linkami do opisów postaci .]

1 . Rusty Mike - jako Mike Datter- http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=2
2 . Hunter 07 - jako Anglin Silvertil - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=3
3 . burczynski - jako Raland Aroth - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=35
4 . kabak5 - jako Derdon Arish - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=8 -
5 . Clear - jako Finnevan Annisiel - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=295
6 . deif33 - jako Daelan Anithius - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=10
7 . BesserSchnitt - jako Lenwe - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=13
8 . Viear - jako Vendor Warros - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=14
9 . Deedi - jako Altair - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=33
10 . Smoczy Wilq - jako Lalyla - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=32
11 . Konradrębkowski jako Darnok - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=39
12 . morze jako Tichondrius - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=66
13 . Kook jako Shas Kar"Kais - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=83
14 . Samurai Nobuke jako Valentin Eshen - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=221
15 . cedricek jako Raziel - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=280
16 . Daviochlebak jako Remus - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=278

Zostały jeszcze 4 miejsca wolne .

Obecni Mg
Maka1992- głowny Mg gg- 7453759
Rusty mike -zastępca gg - 7681549
Hunter - zastępca gg - 4551162
KooK - zastępca gg - 8105573

Jeśłi liczyć dominikańczyka i swietlika94 to zostały nam 2 miejsca wolne .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Sam jesteś Lalyla ;D Ludzie, czy ja mam jakąś klątwę imionach postaci? Najpierw Blath z linkiem do Tinnyerówny, a teraz to :P L-A-Y-L-A xD A, właśnie, generalnie ten post miał mieć jakieś właściwości rozkręcające temat, ale nie wiem czy chłopaki mają jakieś plany na przyszłość(Kondziu? morze? :D Jakiś-inny-MG?)...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 04.06.2008 o 19:52, Smoczy Wilq napisał:

[ Sam jesteś Lalyla ;D Ludzie, czy ja mam jakąś klątwę imionach postaci? Najpierw Blath
z linkiem do Tinnyerówny, a teraz to :P L-A-Y-L-A xD A, właśnie, generalnie ten post
miał mieć jakieś właściwości rozkręcające temat, ale nie wiem czy chłopaki mają jakieś
plany na przyszłość(Kondziu? morze? :D Jakiś-inny-MG?)...]


[Hmm... mamy plany na przyszłość :D Ja chcę do liceum pójść :) A jeśli chodzi o grę:
* wprowadzenie doświadczenia i lvl
* tablica ogłoszeń (z questami)
* reputacja
* system handlu
Od razu uprzedzam, że nie wiem czy to wszystko wejdzie w życie, bo ostatnio często zmieniamy plany :)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Szlag...
Łażę od pokoju do pokoju a i tak nie mogę znaleźć mojej Lienny. Oj, jeśli tylko dorwę tego, który to - - - - - jakby nie mogło być gorzej! Czego chce znowu ten Varantiz?
- Czy coś się stało, panie Datter - powiedział do mnie ze stoickim spokojem.
- Ty... pewnie nic *nie* słyszałeś o złodziejach krążących tutaj? - odpowiedziałem.
- Miasto jest pełne złodziei... Ale tutaj? Skądże znowu...
- To może z łaski swojej powiesz mi, jakim cudem złodzieje, których nawiasem mówiąc tutaj nie ma, zdołali ukraść mój miecz?
- Bez urazy, ale jeśli dobrze kojarzę, pan zamknął się od środka, wiec niby w jaki sposób, mógł ktoś tu przyjść i pana okraść? - w tym momencie go znienawidziłem. Wie więcej niż o tym mówi.
- I komu by to przeszkodziło w włamaniu się do mnie? Lub użyciu czegoś, co my nazywamy "kluczem"? A kto mógł przyjść i mnie okraść? Jeszcze tego nie wiem... ale może *ty* wiesz.
- Jeśli pan sugeruje, że to ja ukradłem panu miecz, to ja panu powiem, że posiadam własny oręż - wskazał Varantiz na rapier przy jego pasie - Ten, kto to uczynił, musiał mieć jakiś poważny powód, by ukraść taki złom...
Złom?! Niech ja tylko zacisnę ręce na jego karku...
- Złom? Gdybym tylko tu był w innych okolicznościach.... a zresztą, twoje zdanie na temat mojej Lienny doprawdy nie interesuje mnie wcale. Ale to trochę dziwne, że tu, a nie nigdzie indziej ktoś to ukradł. Więc ostatni raz pytam: kto to zrobił. Wspominałeś wcześniej, że wszyscy są tu godni zaufania. - to cud, że powstrzymałem się od uduszenia go.
- Wszyscy tutejsi... Nic nie było mowa o gościach. - stwierdził z dziwacznym uśmiechem na twarzy.
- Co takiego sugerujesz, wampirze?
- Ostatnio przybyło do nas tylko trzy osoby: pan, lord Tichondrius i pan Silvertil. Pan raczej się nie okradł, pan Tichondrius jest za dumny i uczciwy na kradzież, wiec pozostaje Silvertil...
Hmm... będę musiał delikatnie przepytać tego Silvertila
- Hmph. I kto to mówi. Istota która pożywa się krwią. - odpowiedziałem.
- Krwią wrogów... Przeważnie. Poza tym obiecałem Tichondriusowi, że ja i moi pobratymcy zachowamy status quo... Innymi słowy: nic wam nie możemy zrobić.
Ta... jasne.
- Doprawdy? Dość... dalsza rozmowa nie ma sensu. Tylko ostrzegam, jeśli wyczuję na rękojeści Lienny zapach krwiopijców, wrócę już bez ostrzeżenia.
- Jeśli pan tak twierdzi, muszę uszanować pana decyzję... Ale niech pan sie strzeże: pan Tichondrius wmieszał nas w coś poważnego, co może nas przerosnąć. Trzeba przygotować się na niespodziewane.
Po wypowiedzeniu tych słów odszedł, zostawiając mnie w takim samym zastanowieniu, w jakim byłem przed jego przybyciem. Kontynuować szukanie Lienny, czy może przepytać tego alchemika? Hm. Nie ufam wampirom... ale przezorny zawsze ubezpieczony. Pogadam sobie z tym Silvertilem.
--------------------------------
[I przy okazji - bo w końcu znalazłem - zamieszczam mały portret mojej postaci.]

20080604235819

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Leżałem, głodny i słaby w najciemniejszym zakątku więzienia...
No, tak, pewnie ten Tichondrius mnie wrobił...Zgłoś się do Rolfa na piętrze! Phi, też mi coś! Niech ja go tylko dorwę! To przez niego tu leże jak ten ostatni...Arghh, jak ten ostatni sam nie wiem co!
Do pokoju wszedł strażnik.
-No i co, zabójco!? Co teraz powiesz!? Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho!? Hahaha, na razie jesteś tutaj chwilowo, potem przeniosą cię do prawdziwego piekła!-i wyszedł śmiejąc się jak ten ostatni idiota.
Mógłby ktoś chociaż opatrzyć moją nogę, już prawie jej nie czuję!
Po chwili głodny i cały spocony z bólu, zamknąłem oczy i zasnąłem...
[Proszę o jakieś MG(?), żeby napisał mi o tym, że ktoś tu przychodzi po mnie(Tichondrius kogoś wysłał), bo zaraz będzie, że łamię regulamin, a zresztą i tak nie mam pomysłu, żeby to napisać xD
A i a propos macie tutaj mechanizm, mojego *noża* w dłoni, wygląd chyba każdy zna? xD Polega on na tym, chyba, mniej więcej(xD), że coś tam robię z małym palcem i ostrze wysuwa się xD I tyle xD]

20080605095619

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Przepraszam Layla - nie będzie już takiego nastepnego razu .]
[Właśnie plany względem fabuły - Maka ma już wymyśloną fabułe i zaczyna ją powoli wprowadzać , lecz zanim większość graczy zostanie w nią wplątana to trzeba działać na własną ręke i wymyślać sobie przygody , jak ktoś nie ma pomysłów to niech pisze mi na gg - ale uprzedzam ktoś kto zamierza być dobrym bohaterem raczej nie przystanie na moją propozycje .]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przyjełem zlecenie, skłoniłem się i wyszedłem. Właśnie się rozpadało – zresztą prawie cały czas padało. Co za różnica, kopnełem jakś patyk który leżał akurat na ziemi.Nie zabardzo wiedziałem od czego zacząć, więc poszedłę w miejsce w którym można spotkać niemal wszystkie szumowiny w mieście.

***

Gospoda była duszna i parna. Biesiadnicy siedzieli przy ciasno roztawionych stolikach. Kilku leżało na ziemi. Gdzieś w dali wypatrzyłem jakiś wolny stolik z dwoma stołkami. Usiadłem, po chwili zjawił się gospodarz. Wychudzony, żylasty jegomość pewnym krokiem podszedł i zatrzymał się.
- Co panu podać? - rozległ się charzący głos, człowieka który zbyt wiele za swego życia pił.
- Piwo – odpowiedziałem słucho, nie z nie uprzejmości – tylko z powodu że zaschło mi w gardle, gospodarz skłonił się niedbale i zniknął gdzieś między goścmi. Po chwili wrócił, niosąc postrzerbioną tacę – najwyraźniej służyła jeszcze do czegoś więcej. Postawił kufel i upomniał się o zapłatę. Na śmierć zapomniałem, że niemam ani grosza. Rozejrzałem się po gościach, gospodarz przystępując z nogi na nogę czekał. W końcu znalazłem to czego szukałem, pękata sakwa była w zaśięgu mojej ręki. Nóż z cholewy, dał się jak zawsze szybko wyciągnąć. Podciełem mocowanie sakwy i dałem ją gospodarzowi.
- Nie radził bym... - powiedział gospodarz i szybko się wycofał. Ledwo schowałem nóż, gdy ten którego przed chwilą okradłem obrócił się. Mroczny elf spojrzał na mnie z nienawiścią. Wstał i odwrócił się w moją stronę, siedzący na około odsuneli się tworząc na około pierścień, z po przewracanych stołów. Coś na krztałt areny. Ja jednak dalej spokojnie piłem piwo.
- Dzięki. Chwała ci! - powiedziałem i wypiłem kolejny łyk piwa osuszając kufel. Elf nie wiedział co zrobić, w końcu gdy odstawiałem kufel, w jego ręku błysknął nóż. Zareagowałem odruchowo. Szybki unik i skierowanie ciosu w inną stronę – gdzie się tego nauczyłem, nie pamiętam. Napastnik poleciał na przód taranując barykady, widzowie zaczeli stawiać zakłady. Dobyłem miecz, elf podniósł się wolno – też dobył miecz. Wstał i zaczął wolno obchodzić mnie na około, z lewej do prawej. W końcu skoczył, spodziewałem się tego, lecz nie przewidziałem ciosu. Ostrze cieło o włos od mojego gardła. Następny cios spadł na mnie od dołu, zablokowałem i z bara posłałem zakrwawionego przeciwnika na ziemię, miecz wypadł mu zrąk – kopnełem go dalej. Napastnik klęczał przedemną, nagle w błysknął nóż i wzbił się w powietrze z wrzaskiem w stronę mojego gardła. Urwał się tak gwałtownie, jak się zaczął, gdy jego głowa potoczyła się po ziemi ciągnąc za sobą krwawą smugę, a ciało bezwładnie upadło na ziemię. Panowała cisza. Wyszedłem z knajpy, goście zchodzili mi z drogi. Cały czas czułem na sobie przenikliwe spojrzenie. Wyszedłem i przystanełem kawałek dalej, patrząc na falujące morze. Świecił księżyc. Gdzieś w dali wyły wilki, może też i wilkołaki...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ktoś w końcu przyszedł złożyć wizytę Altairowi... jednak nie wyglądał jak na posłańca Tichondriusa. Było w nim coś nienaturalnego. Karnacja jego skóry była niezwykle blada, z wzrostu był olbrzymem - co najmniej dwa metry. Nie dostrzegasz dokładnie jego twarzy, ale to co widzisz, nie poprawia Ci humoru. Ubrany jest w poszarpaną, brudną szatę.
- Uszanowanie - powitaj go chrapliwy, zimny w odbiorze głos - Dać tak się złapać... to nie przystoi zabójcy. Nie przystoi...
- A co ty sobie w ogóle myślisz? Kim ty jesteś!? - odpowiedział Altair.
- Nie zaczynaj, zabójco. Nie przyszedłem tu, żeby się kłócić... ale żeby - teraz jego głos mrozi Ci krew w żyłach - złożyć Ci.... propozycję.
- Co to za propozycja?
- Hmhmhm - postać zaśmiała się - Co to za propozycja? Och, czy to nie jest oczywiste, panie Altair? Na razie pragnę uwolnić pana z tego więzienia... - jego oczy błyszczą sadystycznym blaskiem - zainteresowany?
- Hmm...przychodzisz tutaj, tak o, nie znam cię, nie wiem kto cię przysłał, i chcesz mnie ot tak uwolnić? Hah, bo uwierzę w tę bajkę..
- Słuchaj, nędzny człowieczku - jego głos jest przepełniony gniewem - *albo* Cię uwolnię, albo zgnijesz tu do końca życia... jeśli wcześniej Cię nie powieszą! Jak myślisz, dlaczego *jeszcze* nie jesteś na zewnątrz? To była samobójcza misja, twoi kompani cię nie potrzebują! Chcieli kogoś, kto by odwrócił uwagę od nich! A teraz powiedz mi - wybierasz śmierć... czy życie...?
- [do siebie]Ahh...To tak jak myślałem......No dobra, niech będzie...wybieram....życie...idę z tobą...
- Doskonale... nigdy nie wątpiłem w pański zdrowy rozsądek [w tym momencie jednym ruchem dłoni postać otwiera kraty] Jednak... wie pan... kiedyś będzie mi pan musiał się.... odpłacić. NICZEGO nie knuj, obserwujemy cię. [po wymówieniu tych słów postać znika w ciemności].
Drogę między Altairem a wolnością dzieli jedynie jeden strażnik... jednak nie należy zapominać, że do wyjścia mogą prowadzić różne drogi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Już był środek dnia... A ja nadal nie dowiedziałem się nic nowego o ani o Altairu, ani o Layli, ani o Rolfie. Zaczynałem się martwić... Zaczynałem wątpić... Zaczynałem się obwiniać...

Było już późne południe. Jedyne, co się działo, był Datter biegający jak szalony wykrzykując:
-Gdzie jest moja Lienna?!
Nagle jednak za tajemnych wrót wyszedł Wolran, ale nie był sam. Przyprowadził ze sobą czwórkę osób trzymających w noszach piątą - Rolfa.
-Panie Tichondrius - zwrócił się do mnie Wolran - Jest już w niegroszym stanie, ale i tak woleliśmy go tu przynieść.
-Czemu?
-Za dużo osób się wokól niego kręciło. Woleliśmy się ubezpieczyć.
-Panie - przemówił słabo Rolf
-Rolfie! Jak się czujesz?! - zapytałem przyjaciela
-Bywało gorzej... Ale panie, oni o panu wiedzą i o pana zadaniu...
-Kto wie?
-Nie wiem... Przybyili do "Pod Jastrzębia", wdarli się do mojego pokoju i próbowali coś wydusić... Ale nic nie powiedziałem...
-Wierzę ci, przyjacielu. Wolranie, zanieś go z innymi do jednej z sal i zajmijcie się nim...
-Dobrze panie, ale musimy jeszcze pogadać.

Wolran odprowadził mnie na bok, by przedyskutować kilka innych spraw.
-Panie, mam pewne wiadomości dotyczących pana Altaira i panny Layli...
-Słucham cię.
-Najpierw pan Altair... Tuż przed południem nasi ludzie w straży mieli go wypuścić... Ale nie wiadomo kto, godzinę wcześniej go wypuścił. Nie wiemy, gdzie jest, ani co robi, ale nasi ludzie już go szukają...
-Życzę szczęscia.
-A teaz panna Layal... Pożar został opanowany, ale ten incydent i tak został zauważony. Straż biega po ulicach i ją szuka... Ale jak na razie nic nie znaleźli.
-Nie dziwię się. Jest słońce, więc musiała się gdzieś ukryć... Wątpię, byście teraz ją znaleźli, ale nie ustępujcie.
-Tak jest...
-Aha! I co jest z Datterem?
-Zgubił swój miecz. Twierdzi, że ktoś go ukradł.
-Przecież to absurd! Szlachetne wampiry nie kradną. Prędzej zabijają ofiarę i zabierają ich wyposażenie jako nagrodę, ale nie nigdy nie okradały.
-To też nas zdziwiło...
-Niedobrze się tutaj dzieje, niedobrze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Pod stołem... nie! A może jakiś intelektualista schował ją do tej niewinnej szafy? ARGH! TU TEŻ NIE MA!
- Przysięgam, jak znajdę tego, kto to zrobił.... z jego łba zrobię sobie PACYNKĘ! - powiedziałem.... a konkretniej - krzyknąłem i wyładowałem swoją złość (pięścią) na pobliskim stole. Cokolwiek z tego zostało, już nie było stołem. Nie wiedziałem, że jestem aż tak silny.... ręka boli jak cholera.
Wtedy kątem oka dojrzałem tą dziwną postać, wlepiającą jej ślepia na mnie. Chryste, ale wielki! -pomyślałem sobie. Co najmniej dwa metry. Blady jakiś taki... a u pasa... trzymajcie mnie.... trzymajcie mnie, zanim gnidzie łeb urwę - toż to moja Lienna!
- Ty nędzna imitacjo istoty żywej! Natychmiast oddaj mi moją broń! Masz na to trzy sekundy! Po tym rozerwę cię na pół gołymi rękoma!!
- SPOKÓJ - jego głos wdarł się gwałtownie do moich myśli. Zabolało. - NIE jestem tu, żeby cię zabić... chcę ci złożyć pewną przysługę.
- Zaraz ja ci złoże przysługę - oddaj mi teraz Liennę, a zarżnę cię szybko. - odpowiedziałem.
- NIE! ZA KOGO SIĘ UWAŻASZ?! ŻEBY *MI* ROZKAZYWAĆ! - pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem strach... jego słowa były mocne - PANIE Datter... radzę się uspokoić. Inaczej sprawię, że będziesz martwy zanim nawet padniesz na podłogę.
- Ugh... niech cię..!
- Potraktuje to jako "tak". - nie miałem pewności, ale chyba właśnie się zaśmiał - Widzi pan, Panie Datter, jesteśmy w ciężkiej sytuacji...
- "Jesteśmy?"
- Taaaak... jesteśmy: ja i mój lud, którym przewodzę. - jego głos był nienaturalny... wypowiadając słowa cały czas patrzył na mnie lodowato - Chcę, żeby pan zajął się jedną sprawą. Bardzo małej wagi... nie odciągnie pana od swoich obowiązków, oraz nie wzbudzi podejrzeń u innych. W zamian, oddam panu Pański miecz.
- Aha... tak, naturalnie. Ciekawe co też mam zrobić? To trochę mi przypomina pakt z diabłem.
- Nie chcę pańskiej duszy... jeśli to pan sugeruje, panie Datter. A to co musi pan zrobić... jest... bardzo proste. Proszę mi jedynie powiedzieć: kto w tej dziurze sprawuje władzę?
- Hę? A po ci ci ta.... a zresztą - niejaki Varantiz. On jest doś...
- Varantiz?! Mhmhhmhmhm..... no proszę bardzo, a myślałem ,że świat nie ma przede mną już żadnych tajemnic! Zgodnie z umową... oto Twój piękny miecz.
- Hm. Po prostu go daj. - odburknąłem.
- Oczywiście... Lienna. Ciekawy... "tytuł" dla miecza. Pozwolę sobie zgadnąć - jego głos był coraz to bardziej podekscytowany. Nie podobało mi się to - czy to nie.... prawdziwe imię pańskiej dawnej znajomej - a prędzej kochanki.... Cilii?
- Co-co?! Co wiesz o niej? Gadaj! GADAJ!-----
- Och, zapewne nasza współpraca przyniesie odpowiedź na te pytania... a może nawet przyniesie i samą Cilię... do widzenia, panie Datter.
- Co?! Nie! Czekaj! - nieważne co krzyczałem. Tak samo jak się pojawił, tak samo zniknął zostawiając mnie samego.
Szczerze miałem o nim jeszcze gorsze zdanie niż o Varantizie... ale jeśli on wiedział coś o Cilii... musiałem go znaleźć. Cilia... skąd on mógł znać jej prawdziwe imię? Lienna - to imię nadali jej pobratymcy. Uwielbiała to imię... jednak podczas naszej bezustannej ucieczki nie mogliśmy posługiwać się prawdziwymi imionami. Dlatego przywykłem do nazywania ją "Cilią".Nazwałem tak mój ukochany miecz dla hołdu... mojej... Cilii... Lienny.
Naprawdę, muszę się dowiedzieć więcej... ale nikt nie może się o tym dowiedzieć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

To była samobójcza misja, twoi kompani cię nie potrzebują! Chcieli kogoś, kto by odwrócił uwagę od nich!Te słowa latały mi w głowie, jak jakiś wirus, wypełniający powoli każdą cząstkę mojego ciała...
Powoli wstałem, ból w nodze nasilił się, lecz już nie bolało tak bardzo. Wpadłem, pełny gniewu do małego pokoju, w którym, siedział owy strażnik, który się ze mnie śmiał. Przez ułamek sekundy zobaczyłem strach w jego oczach, lecz tylko przez *ułamek sekundy*bo następnie rzuciłem się na niego jak tygrys. Nie zamierzałem go zabijać, chciałem przelać cały swój gniew na niego. Biłem go na oślep po twarzy, krew pryskała mi po twarzy, słyszałem krzyki bólu strażnika. Taak, poczuj to, nędzna gnido! Ból! Tak!Po jakiejś minucie obfitego obijania mordy strażnika, przestałem bić. Dysząc jakbym przebiegł co najmniej kilometr na sprincie, wyszedłem na dwór, nie oglądając się za siebie.
Niech no ja tylko dorwę tego Tichondriusa i tą Laylę...I Datter''a...Tak! Nawet ta jego *Lienna* nie uratuje ich tyłków! Zemsta! Taak! Zabiję ich wszystkich po kolei, będę ich torturował!
Idąc tak przez miasto, dziwiłem się, że mieszkańcy miasta nie widzą tego ognia buchającego ze mnie, tego gniewu. Najpierw lepiej pomyślę gdzie oni mogą być...
-ZDRAJCY!!!!!-krzyknąłem nagle ile sił w gardle i płucach. Ludzie w około patrzyli na mnie jak na wariata wytykając palcami. Nie przejmując się tym jednak skierowałem się do pobliskiej karczmy z zamiarem napicia się czegoś mocnego. Założyłem kaptur, aby ukryć twarz. Lada chwila i będą mnie szukać.
-Zdrajcy...szumowiny...nędzne robaki...zabiję...uduszę...-szeptałem pod nosem.
Nie...lepiej nie iść do karczmy...Może ktoś tam być, jakiś strażnik, albo coś...
-Chusty, najlepszy materiał w całym mieście! Kupujcie chusty!-krzyczał jakiś sprzedawca.
Skierowałem się w jego stronę, lecz nie miałem zamiaru tracić pieniędzy. Szybkim ruchem, szarpnąłem chustę i schowałem do kieszeni płaszczu. Pobiegłem w najbliższą ciemną uliczkę, wyciągnąłem chustę i zawiązałem na ustach, zostawiając na widoku tylko oczy. To im utrudni identyfikacje mnie.Wspiąłem sie na budynek i usiadłem na dachu, rozmyślając co dalej robić...
Tichondrius to wampir...Layla zresztą też...Można było się tego spodziewać...
Datter, szykuj Liennę, już wkrótce spotkasz się ze swoją Cillią...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Już sie zbliżał zmrok. Cały dzień oczekiwałem jakich kolwiek wieści na temat Altaira lub Layli.
"Uspokój się" usłyszałem cichy głosik w głowie "Nic im nie będzie... Sam ich wybrałeś"
"I sam wciągnąłem w to gówno..."

Tuż po zmroku tajemne wrota znów się ukazały i wyszedł za nich Wolran.
-Panie! Wiem, gdzie jest pan Altair.
-Mów.
-Widziano go we wschodniej dzielnicy jak skakał po dachach.
-To on... Kiedy ostatnio go widziano?
-Z godzinę temu.
-Dobrze.
-Wysłać kogoś po niego?
-Nie. Sam po niego pójdę. Powiadom o tym Silvertila i Dattera... I życz mi powidzenia.

Wydzedłem na juz opustoszałą ulicę. Już od jakiegoś czasu nie byłem na powierzchni i trochę mnie ogłuszyło świeże powietrze. Alle musiałęm się spieszyc. Biegiem ruszyłem do wschodniej dzielnicy. Na miejscu ujrzałem jeszcze sprzedających kupców, oferujących wina, piwo i kobiety.
"Wymarzone miejsce dla Dattera" pomyślałem.
Nagle ujrzałem szybki cień biegnący po dachu budynku obok. Rozpoznałem w jego sylwetce Altaira. Szybko zacząłem wspinać się po ścianie. Gdy wspiąłem się na szczyt, ujrzałem oddalającą się postać. Ruszyłem biegiem za Altairem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Tak... nie. A może jednak tak? Nie! A jeśli tak? Nie, nie nie nie! Ale jednak tak...
Wtedy do pokoju wparował ten mały pomocnik wampirów... jak mu tam było - Wolran?
- Panie! Muszę Cię o czymś powiadomić! - powiedział... nie wiem dlaczego, ale postanowiłem być bardzo ostrożny... może Tichondrius wysłał, by się czegoś ode mnie dowiedział?
- Czego chcesz? Jestem zajęty! - ojć... chyba powiedziałem to za szybko, mógł nabrać podejrzeń.
- Panie, mam Cię powiadomić, że w końcu zlokalizowano Altaira. Pan Tichondius poszedł po niego.
- ... co? Ach tak... oczywiście. - byłem mocno zamyślony tym, co oferowała ta blada, wysoka postać która nawiedziła mnie wcześniej - I co z tego?
- Nie wiem "co z tego". Miałem tylko pana powiadomić. - po wypowiedzeniu tych słów wyszedł.
A ja dalej byłem pogrążony w zamyśleniu. Jeśli nawet chciałbym się skontaktować z tym kimś, to jak mam to zrobić? Hm. Postanowiłem to przemyśleć podczas przechadzki. Tak czy tak, ciekawiło mnie, w jakie bagno wpakował się tym razem Altair.
Po wyjściu kierowałem się instynktem. Gdybym był nieokrzesanym zabójcą, gdzie bym poszedł? Może do jednej z najgorszych tawern w mieście... lub gdzieś, gdzie można poskakać. Skierowałem się do wschodniej dzielnicy... na miejscu ujrzałem przeróżnych kupców - jeśli tak ich można nazwać. Wino, piwo, kobiety, gdzieniegdzie hazard. Strażnik miejski miałby tu mnóstwo roboty.
- Najlepsze gatunki piwa! Sprowadzone prosto z Fertynu! Kupujcie najlepsze gatunki piwa! - okrzyki przeróżnych kupców mnie irytowały, ale z drugiej strony... nigdy nie próbowałem piwa z Fertynu. Chciałem jedno kupić... ale gdy usłyszałem cenę... już taniej by mi wyszło na kupieniu całej beczki standardowego trunku. 40 sztuk złota? Miałem ochotę przebić tego kupca Lienną.
Mógłbym na takim bazarze spędzić cały dzień degustując przeróżne "towary". Jednak skończyło się na tym, że spędziłem tam cały dzień wypatrując znajomych mi twarzy... w życiu się tak nie nudziłem.
Minuty mijały... i mijały. Dla zabicia nudów zacząłem prowadzić dyskusję w pół-trzeźwym jegomościem, na temat organów rządzących. Mój dyskutant wniósł kilka dobrych argumentów, po czym runął na podłogę. Mocnego łba to on nie ma, a ja już nie miałem z kim rozmawiać..
Uważnie obserwowałem otoczenie... jedynie na parę momentów odrywałem wzrok od wszystkiego, gdy miłe panie pytały się, czy nie chcę spędzić noc w ich towarzystwie. Może w tym mieście nie jest aż tak źle... każda mówiła o sobie, że lepszej od niej nie znajdę. Chciałbym to sprawdzić w praktyce... ale nie teraz.
Jako, że tam siedziałem i siedziałem, pewien kupiec zaproponował mi, żebym popilnował mu towarów. W zamian był gotów zapłacić mi kufelkiem czy dwoma. Mnie to pasowało. Zauważyłem jednego takiego - próbował ukraść parę miedziaków. Szybko go postraszyłem to odszedł... i przynajmniej teraz mogłem siedzieć *z* kufelkiem piwa.
Ogólnie przestałem narzekać. Kupiec był zadowolony, panie robiły zakłady, która pierwsza mnie nakłoni na wspólną noc, ludzie skakali po dachach... że co?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Imię: Dormget Furdz
Rasa: Księżycowy elf
Klasa: Mag
Historia:
Dormget mieszkał w ludzkiej wiosce Lompaj. Został adoptowany przez Mokala- dawniej służącego w armii ludzi który potem zajmował się kowalstwem i Orię- ogrodniczkę.Był mało lubiany przez rówieśników w swojej wiosce bo nieraz wykazał swoją siłę i mądrość elfa. Pewnego razu jego wrogowie postanowili go załatwić raz na zawszę. Furdz wierzył w siebię. Bronił się mieczem którego dostał od ojca , oraz magią której uczył się od pewnego przejezdnego maga, lecz liczebna przewaga wroga sprawiła że musiał uciekać. Miał mało energii więc nie mógł wiele zrobić. Jakimś cudem uciekł lecz nie miał prowiantu. Poszedł do lasu gdzie dobrze żył ze zwierzętami. Zjadał zazwyczaj owoce. Poznał też kilku leśnych elfów. Od tej ucieczki minęło prawie sto lat więc jego wrogowie na pewno przeminęli. Gdy wszedł do wioski to nikogo nie zaintrygowało powrócenie elfa. Zancza większość w ogóle go nie znała. Najpierw poszedł do swojego dawnego domu. Mieszkali w nim obcy ludzie. Nie chciał się kłócić o ten dom więc poszedł szukać kogoś kogo zna. Znalazł tylko starego maga który okazał się być elfem leśnym. Miał na imię Poihl. Opowiedział mu o bandytach i dzikich bestiach które nawiedzały tą wioskę. Zabiły też rodziców Dormgeta. Gdy Furdz usłyszał to, to odszedł chcąc ukryć swój smutek. Kupił trochę prowiantu i wyszedł z wioski.
Charakter:
Dawniej był szalony, lecz po śmierci rodziców stał się smutny. Ukrywał swoją chęć zemsty pod maską spokoju. Potrafi czasami zaatakować bez powodu gdy czara nerwów się przepełni. Gdy ma dobry humor jest bardzo towarzyski.Lubi być czysty i gdy dokoła niego jest czysto. Umie zjednywać sobie innych. Potrafi wybrnąć ze złej sytuacji bez walki.
Wygląd: Ma 123 lata. Ma długie srebrne włosy, jasną twarz z dużymi czarnymi oczami. Podczas pobytu w lesie nie golił się. Jednak po powrocie poprawił sobie brodę i teraz wygląda naprawdę ładnie. Ma spiczaste uszy. Jego twarz nie wiele mówi. Nie wiadomo czy jest wesoły czy smutny. Jest wysoki.
Miejsce rozpoczęcia gry:
Mała osada przy rzece. Niedaleko Lompaja.
Ekwipunek:
Krótki miecz(2pkt.), szata adepta(2pkt) Trzydniowa porcja żywności(1pkt.), ognista strzała(5pkt.)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

...Po chwili namysłu postanowiłem podejść do Strażników i spytać o tego człowieka, który wysłał mi list.

- Stać! - krzyknął strażnik. - Gdzie się udajesz?
- Szukam Sam''a Franco - opowiedziałem. Strażnik popatrzył się dziwnie na mnie, a potem na swojego kolege-strażnika obok.
- Palladyn Franco nie żyje od 30 lat...
- A-a-aaale jak to ? - spytałem z drżącym głosem. - Przecież pare dni temu dostałem od niego list. Proszę oto on. - podałem do ręki strażnikowi, a on zaczął go czytać.
- Nikt jaj sobie z ciebie nie robi, ponieważ jest oryginalny podpis z pieczęćią Vengar... niemożliwe - wytrzeszczył oczy strażnik.
- A więc? Sam Franco nie żyje?
- Tak, byłem wtedy dzieckiem i mieszkałem w dolnym mieście. Zabili go Assasyni w czasie ataku na miasto, dokładnie 30 lat temu.
- Kto jest teraz waszym przywódcą ? - spytałem z ciekawością.
- Sir Meldor. Także palladyn. Tak jak jego poprzednik. Rozmawiać z nim nie musisz. Nic nie wie o Sam''ie Franco.
- Dlaczego miastem rządzą Palladyni, skoro Vengar leży na terenach południowych krainy Elfów?
- Tradycja młodzieńcze, tradycja. Tak jest już od wieluset lat. Nic na to nie poradzisz. Ani ja ani ty... - odpowiedział Elficki strażnik, zdecydowanie czując do mnie sympatie w porównaniu do innych strażników w mieście.
- Wiesz może, gdzie pochowano ciało Sama Franco?
- Z tego co pamiętam to został pochowany w krypcie na zachód od miasta. Zaprowadzi cię tam Eldor. Zwykle stoi na bazarze w dolnej częsci Vengar.
- Wielkie dzieki, dozobaczenia - odpowiedziałem i odszedłem.

Usiadłem sobie na ławce koło ratusza i starałem sobie poukładać sobie to wszystko w głowie. Przybyło więcej pytań, niż odpowiedzi. Dlaczego Sam Franco kazał mi się zameldować w mieście skoro już nie żyje? Może on tak naprawde jest duchem? Albo to jest pułapka? Siedziałem zamyślony wpatrując się w mury miasta. Próbowałem znaleść rozwiązanie lecz w głowie miałem kompletną pustkę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdy tylko poranna mgła opadła, przeklęte promienie słońca przebiły się na ulice wschodniej dzielnicy, akurat gdy wbiegłam do swojej dotychczasowej kryjówki, rozklekotanej beczki pomiędzy kamienicami. Polowanie w końcu się powiodło, a dziś postanowiłam odpocząć po całonocnym czuwaniu. Ha, będę dzisiejsze dni wspominać bardzo, bardzo długo. Pożar może trochę zbyt się rozprzestrzenił, ale w końcu został opanowany, ręka bolała coraz bardziej, a na dodatek musiałam ukrywać się po uliczkach nie tylko przed słońcem, ale i przed strażnikami. Ile to już dni? Ach, trzy noce. Skrzynia Bedara wciąż pozostawała zamknięta,na dodatek gdzieś usłyszałam plotki, że w pewnej karczmie schwytano ''zabójcę białego kaptura''. Domyślam się, że to Altair. Tylko on mógłby łazić w tak nie kamuflującym wdzianku. Teraz psy będą bardziej czujne niż zwykle, niedobrze, będę musiała poczekać kilka dni, aż ręka nie będzie tak uciążliwa. Moją beczkę dzieliłam z niezwykle sympatycznym pajączkiem.
Ten to miał klawe życie! Nic tylko caluśeńki dzień dyndać na pajęczynie i spać, jak zgłodnieje to ma śniadanie to łóżka. Zazdroszczę mu, pomimo, że to taka maluśka istotka. Nie to co my, wampiry i zmiennokształtni.
Rankiem,gdy tylko zaczynało się robić tłoczno mogłam zasnąć w szumie głosów. Po południami Zastępy niewolników tych leniwych szlachciców wlokły się nie miłosiernie, w końcu dzisiejszy dzień był upalny i dawał się we znaki. Od razu po zmierzchu wyruszę do knajpy "Pod Jastrzębiem", chociaż nie sądzę by po incydencie z Altairem był to dobry pomysł...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Alchemik siedział w swoim pokoju, czytając, grubą księgę opatrzoną napisem "Najpopularniejsze trucizny w historii". po kilku godzinach wpatrywania się w misternie napisane literki, Silvertil miał dość. Postanowił dać odpocząć swoim oczom, i przeniósł je na drzwi. Alchemik podskoczył ze zdumienia. Obok drzwi stała wysoka, blada postać:
- Uszanowanie - zwrócił się chrapliwym, budzącym dreszcze głosy nieznajomy - To zaszczyt dla mnie pana poznać... panie Silvertil.
- Kim pan jest ? - zapytał zdziwiony Alchemik
- Kimś... kto może... panu pomóc. - dało się wyczuć podekscytowanie w jego głosie - Zapewne pamięta pan najazd na... pańską wioskę, w której spędził pan... hrmm... dzieciństwo?
- Skąd pan o tym wie ?! - podskoczył oburzony - Czy my się nie znamy ? - wstał i podszedł bliżej, wbijając wzrok w bladą twarz.
- Dla pana bezpieczeństwa nie zbliżałbym się zanadto - jego głos zmroził Silvertilowi krew w żyłach - Nie spodobałoby się panu to co pan zobaczy... Ale wracając do tematu... przychodzę z ofertą, a nie tylko próżnymi słowami. Czy chciał pan kiedyś.... znowu zobaczyć swoich.... hmm... rodziców?
- Oni nie żyją... A pan powinien stąd wyjść. Do widzenia ! - oddalił się, wciąż rozmyślając o słowach nieznajomego.
- Niech pan nie będzie głupcem panie Silvertil. Przejdę do rzeczy: potrzebujemy kogoś takiego jak.... pan. Doskonały w swoim fachu, wytrzymały, zręczny i rozsądny... to i wiele więcej można o panu powiedzieć. My widzimy w panu coś więcej niż ta parodia wojowników z którymi pan aktualnie podróżuje. My pozwolimy panu rozwinąć skrzydła... będzie pan lepszy w swoich fachu, bogatszy... będzie pan szanowany. Tak wiele za tak niewiele, gdyż pragnę jedynie, by opowiedział się pan po *naszej* stronie i pomógł wygnać te wampirze pomioty z tych podziemi...
- Pan naprawdę myśli, że zależy mi na sławie - mówiąc to odwrócił się do niego - jest pan w błędzie... Wojna może zniszczyć każdego, przez nią straciłem zycie... To co mi zostało to jego nędzna namiastka... Tym niemniej nie jestem głupcem... Pana oferta brzmi rozsądnie, czego nie można powiedzieć o jej odrzuceniu... Po jakiej *Pan* jest stronie ?
- Panie Silvertil - powiedział gniewnym głosem - po stronie przeciwnej od wampirów. Nic więcej nie musi pan wiedzieć. Już uświadomiliśmy pańskim "kolegom" że nasz cel jest słuszny. Pora na pana... tylko proszę mnie nie rozczarować.
- Przekonał pan moich kolegów ?- zapytał zaciekawiony
- Owszem... nie mieli takich oporów jak pan. Od razu wiedzieli, że stanięcie po stronie krwiopijców to błąd.
- Nie myślałem, że są *tacy*... Może nie mówi pan całej prawdy ? Zresztą to nieistotne... Zgadzam sie... Wolę jeszcze trochę pożyć... Więc co mam robić ?
-Doskonały wybór, panie Silvertil. Na sam początek będzie coś prostego, aczkolwiek wymagającego odrobiny brutalności... wchodzi pan ? -powiedział z złowieszczym uśmieszkiem na twarzy.
- Moje metody nie należą do brutalnych, najwidoczniej pomylił pan adresy... Jednak mając odpowiednie składniki, mogę wykorzystać trochę *moich* umiejętności...
- Uznam to jako "tak". Widzi pan... jest taka jedna osoba... wyrzutek wampirów, jednak nadal nam zagrażający. Layla Tinnyer. Chcę, żeby pan zaczekał na nią w gospodzie "Pod Jastrzębiem", a następnie zrobić użytek ze swoich umiejętności i zmieszał te oto składniki które mam przy sobie, tak, żeby powstał "Dym Gauda" i użyć go w pobliżu pani Layli...
-"Dym gauda"... tak znam tą substancję.... Ale dlaczego akurat ona ?
- To bardzo proste... doda pan ten oto składnik - mówiąc to wskazał na mały worek fioletowego proszku - a z zasady nieszkodliwy "Gaud" zmieni się w coś... skuteczniejszego. I tym należy potraktować panną Laylę.
- Pomyślę nad tym... niech pan da mi trochę czasu...
- Czas nie jest po naszej stronie, panie Silvertil.
- Zobaczę co da się zrobić, pozwoli pan, że zajmę sie robieniem dymu gauda, bo to dość pracochłonne...
- - Tylko niech pan nie zapomni dodać tego proszku... to on sprawi, że ofiara zacznie mieć zawroty głowy... a potem umrze - nieznajomy wyszedł, w ostatniej chwili dodając - I niech pan nawet nie próbuje o tym nikomu mówić. My.... nie mamy cierpliwości do takich osób.
-...eh... to do roboty...- powiedział Silvertil próbując przypomnieć sobie przepis na "Dym Gauda"...
***************************************************************
[Drugą cześć postaram napisać się rano, więc prosił bym o nie przeszkadzanie mi, żebym nie musiał zmieniać fabuły :D]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować