Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

Role rozesłane, zaczynamy przedstawienie....


Nie było miejsca na troski tego wieczoru. Cały zamek, mimo niewielkich pożarów dogasających po oblężeniu i smrodu poległych, cieszył się wspaniałym zwycięstwem, wieczerzając w Sali głównej twierdzy. Przy ogromnym stole zebrało się co najmniej kilkuset krzyżowców. Gdzieniegdzie ktoś rzucał szpetnymi przekleństwami upojony alkoholem, gdzieniegdzie rozlegało się brzdąkanie lutni jakiegoś trubadura. Mięsiwa i piwa nie brakło nikomu. Saraceni zostawili po sobie całkiem zasobną spiżarnię.
Nagle rozległo się głośne walenie w stół, nawołujące do ciszy. Przemówić miał słynny woj Maciej Dziewica z Królestwa Polskiego, jeden z przywódców tej świętej wyprawy.
- Zacni krajanie, a także przyjaciele moi z każdego zakątka Europy! Rad jestem z wami z dzisiejszego zwycięstwa nad poganami. Niemały przyczółek sobie tą wiktorią zapewniliśmy, i gotów jesteśmy ruszyć z niego do serca Ziemi Świętej.
Na sali rozległo się radosne pokrzykiwanie. Maciej ponownie nawołał do ciszy.
- Serce mi się kraja jednak na myśl o tym, iż wyruszyć możemy dopiero za tygodni kilka, gdyż musimy dokonać niemałej reorganizacji. Do tej pory musimy zostać w zamku, usprzątnąć go i przygotować do ewentualnej obrony. Tym bardziej przykro jest mówić mi, że mamy w szeregach paru szpiegów pogańskich, i to podających się za dowódców – tutaj Maciej spojrzał na odrębny stół, przy którym siedziało czternastu rycerzy. Po komnacie rozległy się okrzyki oburzenia. Dziewica walnął w stół raz jeszcze, tym razem mocniej, wywracając przy tym kilka kielichów.
- Uspokójcie się, bracia, albowiem są także i dobre nowiny. Jeden z saraceńskich agentów poddał się nam, oferując współpracę w zamian za chrzest w imię Boga i mały zamek w Bretanii. Jest on w stanie rozpoznać zdrajców, jeno zajmuje mu to cały dzień, gdyż sztukę kamuflażu nasi wrogowie opanowali do perfekcji i nawet on nie jest w stanie szybciej ich rozpoznać.
Po tych słowach wbiegł do Sali poseł papieski, zdyszany jak pies. Przywlókł się do Macieja, szepnął mu coś na ucho i wręczył list. Dziewica rozwinął go i przeczytał uważnie.
- Wspaniałe wieści, moi panowie! – zawołał Maciej pełen entuzjazmu – Wyruszać do Jerozolimy możemy nawet teraz, zaraz. Jednak wolałbym, abyście się najpierw z szpiegami rozprawili, tedy ruszać będzie nawet wskazane.
Radość na Sali była nie do opisania. Dziewica nie uciszał ich więcej, usiadł już, uznając swą mowę za zakończoną, zaklął widząc przywrócony kielich i rozlane wino. Postawił naczynie, napełnił je, nałożył sobie mięsiwa i kontynuował ucztowanie.

***
Po biesiadzie większość przechodniów poruszała się raczej chwiejnym krokiem. Nie wszyscy. Byli też tacy, którzy szukali odpowiedniego miejsca na rozmowę... Znaleźli.
- K**wa mać, wiedziałem, że to zrobi! – rozległ się głos po arabsku.
W ciemnym pomieszczeniu stało dwóch mężczyzn. Obydwoje nie wyglądali na zadowolonych.
- Zrobiłby czy nie, niestety nie nam dane było wybierać trzeciego partnera.
- Sułtan za bardzo wierzy w swoich ludzi. Zawsze znajdzie się jakieś zdradzieckie ścierwo...
- Opanuj nerwy, mamy zadanie do wykonania.
- Nie widzę tu dużych szans na powodzenie... Ale będziemy próbować. Będziemy? – po chwili dodał z niepewnością.
- Oczywiście. Przysięgam na Czarny Kamień, że wykonam tą misję, lub zginę!
- Plany nie uległy zmianie?
- Nie. Powoli mordujemy wszystkich przywódców. Jak się uda, to kogoś w dodatku o to oskarżymy. Bez dowództwa niewierni będą zmuszeni do ucieczki z podkulonym ogonem... A sułtan na pewno nas za to wynagrodzi.
Zapadła chwila ciszy.
- Achmed?
- Co?
- Jak my teraz rozpoznamy tego zdrajcę? Przebrał się, a my nie mamy takich zdolności jak on...
- Nie wiem, psia mać! Trzeba będzie go jakoś złamać, rozgryźć, wtedy go załatwimy... O ile sami nie zginiemy.

***


Trzy godziny przed ucztą ktoś zapukał do mosiężnych drzwi Macieja.
- Wejść! – Baron wydał prostą komendę.
Drzwi otworzyły się. Do komnaty wszedł bezszelestnym krokiem rycerz.
- Więc jesteś – przemówił Dziewica.
- Tak, proszę pana - odpowiedział Arab, kalecząc łacinę.
- Zatem nadal jesteś zainteresowany współpracą? – zapytał Maciej.
- A mam wyjście? – uśmiechnął się Saracen.
- Nie – odparł baron uśmiechając się szeroko – ale wierzę, że robisz to z własnej woli.
- Tak – skrzywił się szpieg – mam dosyć mojego narodu.. i mojej religii! O ile kiedyś byłem zatwardziałym muzułmaninem, teraz przejrzałem na oczy.
- Rad z tego jestem, zarówno ja, jak i sam Papież. Rozumiem, że nasze warunki pozostają niezmienione?
- Tak. Jeden dziennie. I nie gwarantuję sukcesu. Arabowie podszywają się pod Europejczyków naprawdę umiejętnie.
- Rozumiem. O ile obiecanego zamku nie mogę ci dać teraz, chrzest możesz otrzymać już zaraz. Trzy komnaty stąd czeka na ciebie kapłan, mój zaufany przyjaciel. On dokona ceremonii. Zamkniecie się, nikt nie zauważy.
- Dziękuję. Z Bogiem.
- Z Bogiem, przyjacielu...


**********************
Tutaj następuje powrót w czasie ;] Jesteście na biesiadzie, Maciej właśnie zakończył swoją mowę. Nie trzeba dodawać, że realia historyczne trochę modyfikowałem, nie? :P

Edycję 77 (125) Uznaję za rozpoczętą.

Pozdrawiam i życzę miłej gry,
wasz MG

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Książę von Dows lubił wypić, co nie było żadną tajemnicą.
Nie opuszczał żadnej ważniejszej uczty, chociaż tych mniej ważniejszych też nie miał zwyczaju opuszczać. Chyba, że uczta miała miejsce na krótko przed wyprawą. Wtedy van Dows potrafił się opanować - walka z niewiernymi była ważniejsza od każdej, nawet najwystawniejszej biesiady.
Jednak po udanej wyprawie ucztował z podwójną radością i zapałem. Tak samo było i dziś, gdy po zwycięskiej bitwie z poganami, świętował ten niewątpliwy sukces.
- Po raz kolejny pokazaliśmy, że nasza walka ma sens i przynosi efekty - powiedział wzniośle von Dows. - Każdy nawrócony, to wzmocnienie siły Kościoła. Więcej nawet - ten jeden nawrócony może pomóc oczyścić nasze szeregi skalane niewierną krwią. Zaiste mamy powody do ucztowania!
A na tych szpiegów spadnie gniew boski, niewątpliwie!

Po tym przemówieniu spostrzegł, że jego puchar ukazuje swe okropne oblicze - dno. Żeby zapobiec najgorszemu, sięgnął po gąsior.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Arthur McFiarot siedział przy stole wraz z pozostałymi dowódcami i opychając się mięsiwem, którym między innymi zastawiony był ich stół, przysłuchiwał się przemowie Macieja Dziewicy. McFiarot był człowiekiem zaprawionym w bojach. Pochodził z Anglii. Wsławił się zwłaszcza podczas rebelii w 1088 roku, gdzie obok ówczesnego króla Wilhelma II Rudego oraz m.in. swojego zaufanego przyjaciela Rogera de Montgomerie brał udział w akcjach zbrojnych przeciwko buntownikom.
Walka była jego żywiołem. Gdziekolwiek wybuchała bitwa w słusznej sprawie Arthur zaraz zmierzał w jej kierunku. Na co dzień spokojny i opanowany zamieniał się w szalonego i pewnego siebie zabijakę, gdy tylko chwytał miecz w swe dłonie. Lubił ryzyko, aczkolwiek ta pewność siebie zgubiła go na jednej z bitew, gdzie rzuciwszy się na sporą grupę wrogich wojów został ranny w czoło, które od tamtego czasu ukazywało światu sporą bliznę. Ta jednak budziła jeszcze większy respekt u nieprzyjaciół, który prawidłowo uznawali z tego powodu, że stać go na wiele.
Nieprzypadkowo został wybrany na jednego z dowódców oddziałów chrześcijańskich do walk z niewiernymi. Swój zapał potrafił on bowiem przelać na swoich podopiecznych, zaś dzięki doświadczeniu umiał on wybrnąć i pokierować ludźmi nawet w zdawałoby się beznadziejnej sytuacji. Wraz ze sobą na wyprawę do Ziemi Świętej zabrał ze sobą kilkunastu zaufanych rycerzy z Anglii, nie rozumiał więc, gdy podczas przemowy Dzewicy o rzekomych zdrajcach w ich grupie pozostali rozglądając się wokół zawieszali na chwilę swój wzrok między innymi na jego osobie. Z Saracenami łączyła go tylko i wyłącznie wzajemna nienawiść.
Gdy Maciej zakończył swoją przemowę pozytywnym akcentem reszta krzyżowców powróciła do świętowania jak gdyby zapominając o rzekomym zagrożeniu ze strony zakamuflowanych Saracenów. Arthur McFiarot wziął kielich do ręki i z wolna popijając jego zawartość przyglądał się czujnie pozostałym. ''Niech tylko któryś z tych pogan zbliży się do mnie na bliżej niż metr to wówczas na własnej skórze przekona się, jak smakuje mój miecz'' - pomyślał baron chwytając się automatycznie drugą ręką za rękojeść.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Lord Farquaad był wysokim na ponad dwa metry o krótko obciętych włosach blondynem. Swoją posesję Duloc miał na północnym krańcu Szkocji wśród Gór Kaledońskich. Był On bardziej znany ze swych strategii zamiast walki wręcz. To właśnie ze względu na swoją posturę mało kto z przeciwników podchodził do niego by walczyć sam na sam. Budził tak wielki respekt, że nawet, gdy wchodził w sam kocioł to nikt nie odważył się Go drasnąć mieczem. Taka sytuacja dla Farquaada była wręcz wymarzona podczas bitew. Nie musiał się obawiać o swe życie, ale za to mógł bez żadnej obawy zabijać innych. Trzeba przyznać Jemu jedno, że rzadko, kiedy ruszał się podczas wojen do walki, gdyż wierzył w swój świetnie wyszkolony batalion. Dopiero w sytuacjach kryzysowych wychodził ze swym oddziałem i machał swoim ponad dwu metrowym mieczem, który dla niego był leciutki jak piórko. W ten właśnie sposób uczestniczył podczas wielu bitew, gdyż Szkocja Od początku była cennym obszarem, na którym dochodziło do konfrontacji różnych kultur i ludów (Piktowie, Celtowie, Normanowie, Rzymianie, Anglowie).
Gdy na pewien czas uspokoiło się na wyspach brytyjskich Lord dostał zaproszenie od niejakiego Dziewicy by uczestniczyć w walkach z poganami. Te bitwy miały na celu wyłonić najwybitniejszych wojowników, którzy w pewnym czasie wybiorą się na największą wyprawę swego życia. Farquaad oczywiście skorzystał z zaproszenia, gdyż znał swoją wartość. Ponadto gdziekolwiek by On był zawsze przy sobie miał najwybitniej wyszkolonych rycerzy, którzy potrafili walczyć do upadłego.
Po dzisiejszej bitwie z poganami czuł się wreszcie spełniony. W końcu od wielu walk musiał w pojedynkę wreszcie ruszyć zadek i zabić kilku niewiernych. Nie to, że jego taktyka okazała się zła, ale czuł potrzebę pokazania reszty przywódcom, że Jego również trzeba szanować. Gdy było już po wszystkim postanowił pójść jak każdy z resztą na ucztę. Wpierw zasiadł i nie widząc niczego normalnego do jedzenia wyjął swoje ulubione Haggis. Zapach potrawy rozległ się po całej komnacie, lecz nikt nie miał odwagi zwrócić Mu uwagi. Gdy tak zajadał wysłuchiwał przemówienia Dziewicy. Pod końcówkę o mało, co się nie zachłysnął, gdy usłyszał, że wśród nich są poganie. A więc to tak-powiedział do siebie i ciągnął dalej- te skurczybyki boją się sam na sam stoczyć ze mną walkę! Pokażcie jacy jesteście odważni! Jak Was drapnę to już nawet potwór z Loch Ness Wam nie pomoże! Po tych słowach sięgnął po kielich whisky i zaczął spoglądać na każdego z przywódców. Tak się gapiąc ujrzał McFiarota, którego już zdarzyło Jemu się Go zobaczyć na wyspach brytyjskich. Słuchaj-krzyknął do Arthura- krążą o Tobie legendy Baronie. Teraz tu być może walczymy razem w słusznej sprawie. Ale wiedz jedno, gdy uda się Nam wrócić na Naszą wyspę to otaczaj Szkocję wielkim łukiem i aby nawet Tobie nie przyszło do głowy Nas zaatakować dla zwiększenia majątku, bo nie ręczę za swe czyny. Kończąc swój wywód wypił whisky do końca i patrzył na stół czy aby na pewno nic smacznego do jedzenia nie ma po doniesieniu dokładek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ralf Blunden zwany był Profesorem. Nosił bowiem dla ozdoby szkła ze szlifowanego kwarcu, oprawione w złoto. Nadawało mu to wyraz zawsze zamyślonego człowieka nauki. Był to jednak bardzo mylący wygląd, albowiem Profesor był jednym z najlepszych szermierzy na sali. Walczył zwykłą, a raczej niezwykłą, jedynką. Była długa na niemal metr i pięknie zakrzywiona; jednosieczna, jedynie pióro było naostrzone obustronnie; a wykonana była ze stali damasceńskiej.
Profesor wyruszył na wyprawę krzyżową, by otrzymać szeroko zapowiadaną amnestię dla złoczyńców i pzestępców. Ralf Blunden trudnił się bowiem zabójstwami na zlecenie. Kiedy już nazbierał odpowiednią ilość pieniędzy, założył, że mądrze byłoby nie mieć problemów od strony władz.
Chrześcijanie docenili jego umiejętności bojowe. Został mianowany Lordem i otrzymał w dowództwo oddział.
Jednak nie podobało mu się bardzo chodzenie w zbroi płytowej - to skutecznie ograniczało ruchy i gamę ciosów! Profesor zawsze walczył w skórzanej ćwiekówce i to mu wystarczało, bowiem wieloletni trening sprawił, że potrafił odbijać strzały i bełty.
- Suponuję, że trunek nie jest faszerowany żadnymi ingrediencjami? - spytał Brunden. Zaczekał na odpowiedź.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Banda debili... - wyszeptal sam do siebie... - Zafajdani lordowie, baronowie, gowno warte tytuly, pies ich chedozyl... Wystarczy zdobyc troche zlota i... Szkoda gadac... No, ale nie ma co sie unosic, teraz w koncu walczymy wspolnie, by wzbgoga... to jest by szerzyc jedyna sluszna religie, psia jego mac - hrabia LifaR splunal na podloge.
Tylko teraz tych dwoch, co o nich Maciej prawil znalezc, z pomoca, tfu, Saracena - splunal ponownie - niby-to-nawroconego... Zreszta, Bog podobnego zadowolony jest z kazdej nawroconej owieczki, choc jak dla mnie lepiej czarne owce wybic, niz pozwolic zmieniac im kolor... Bo nie musi nam to wyjsc na dobre, oj nie musi... - zakonczyl rozmyslania i wzial sie ponownie za ucztowanie.
- Za zwyciestwo panowie ! - LifaR uniosl kielich - Za zwyciestwo z bezboznikami, k***a jego mac !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Książę Alunderis (jak ja lubię tematy historyczne i narzucanie wysokiej rangi...) był wysokim brunetem w lśniącej zbroi. Jednak jego nieodstąpionym przyjacielem był jego długi miecz, który nazwał "Żądłem Szerszenia" lecz z czasem po prostu nazywał go "Szerszeń". To była jego ulubiona broń, nie walczył żadną inną chyba, że było to absolutnie nieodzowne.
Sam Alunderis nie obnosił się ze swoją przynależnością, bo jego zdaniem ograniczało to kontakty z innymi ludźmi, aczkolwiek wiedział, że czasy bardzo ciężkie i miał co do większości ludzi ograniczone zaufanie, bo Ci jak wiadomo są samym złem. Nawet specjalnie nie podobało mu się to, że musi zabijać w imię "Boga". Dla niego było to sprzeczne z definicją moralności religijnej. Zresztą sam Alunderis miał gdzieś wierzenia innych. Każdy jest człowiekiem, niech wierzy w co mu się podoba, ale niech nie napada na innych, bo to jest największy grzech. Chcąc niechcąc musiał się z tym pogodzić, że ludzie już tacy są, że narzucają swoją religię innym. Alunderis był bardzo niezadowolony z takiego obrotu sprawy i że musi uczestniczyć w tej zbrodni, ale cóż takie życie. Przynajmniej poćwiczy rzemiosło wojenne, które może się kiedyś przydać gdy jego kraj po śmierci króla i objęciu przezeń władzy, będzie w potrzebie bronienia się przed agresorem.
Alunderis lubił ucztować, ale nigdy nie upijał się do trupa. Wiedział kiedy ma skończyć, a na ucztach zazwyczaj najwięcej jadł i ewentualnie popijał dobrym winem. Ponieważ był jednak przezorny zawsze ktoś musiał przed nim skosztować zanim on sam wypił, by nie było, że zatrute. Dlatego jak wspomniałem Alunderis miał ograniczone zaufanie do ludzi.
- Za zwycięstwo panowie ! - usłyszał od LifaRa - Za zwycięstwo z bezbożnikami, k***a jego mac !
- Za zwycięstwo! - Alunderis podniósł swój kielich, ale zdawało się, że miał zgaszony głos, że go to tak naprawdę nie cieszy. Tylu ludzi straciło życie Europejczyków i Arabów. Alunderis nie znosił widoku śmierci i poległych w bitwach, zwłaszcza, że sam w tym uczestniczył czuł się źle i nieswojo. Czuł do siebie odrazę jak i do wszystkich ludzi, którym to było obojętne. Jednak nie dawał tego po sobie poznać.
Zastanawiał się przede wszystkim nad przedmową Macieja o tym, że jest wśród nich kilku zdrajców, którzy nie zawahają się przed morderstwem. Już zaczął myśleć nad tym kto to może być, jednak do niczego nie doch9odził, zbyt mało danych, informacje były rozbieżne, a nikt nie zdradzał swoim zachowaniem przynależności.
- Pożyjemy, zobaczymy. Dopadnę drani. - Powiedział w myślach po czym dalej ucztował z resztą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Baron von Carleone pochodził z Saksonii, jego siedziba mieściła się nieledako niewielkiej słowiańskiej osady, mianowicie Lipska. Ród jego władał wieloma ziemiami, jednak w kolejce do dziedziczenia, jako najmłodszy syn był dopiero 4 w kolejce. Ród Carleonów ubożał. Dlatego, gdy papież Urban II podczas synodu w Clermont wezwał chrześcijan do obrony Ziemi Świętej przed poganami, baron jako gorliwy katolik mający na uwadze kłopoty rodzinne w posiadłościach saksońskich udał się na krucjatę na tereny Palestyny. W czasie pierwszych potyczek wsławił się on umiejętnym dowodzeniem i zwycięstwami nad liczniejszymi Turkami. Znał ich sposoby walki, w młodości wiele studiował i był już kiedyś w Ziemi Świętej. Wiedział jak walczą saraceni. Głównie z tego powodów biskup Ademar włączył go do swojej osobistej świty i mianował jednym z głównych dowódców wojsk krzyżowych. CZy był to dobry ruch miała pokazać przyszłość. Obecnie, na terenie Cesarstwa Bizantyńskiego odpoczywał przed wyruszeniem z głównymi siłami ze wschodniej Europy, i póki mógł, uczestniczył w codziennie wydawanych ucztach...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gunter Moork (te dwa "o" traktujcie jak "o" z dwoma kropeczkami ;)) miał swoją niewielką posiadłość w północnych Niemczech. Gunter jest dość znany w tamtych stronach lecz nie z dobrej strony. Zyskał sobie sławę rozpustnego psychopaty, który ma na swoich usługach więcej nałożnic, niż niejeden sułtan. Mimo, że wszyscy o tym wiedzą (łącznie z papieżem) nikt nie ośmieli się interweniować. Niemiec jest tak nieprzewidywalny, że nie wahałby się zaatakować Rzymu, gdyby następca św. Piotra zalazł mu za skórę. Moork ma także w swoim zamku ogromne lochy które są wypełnione po brzegi więzniami, którzy w jakiś sposób "zdradzili" swego pana. Zamiast ogrodu ma placyk pełen pali. Każdy kto odwiedza jego posiadłość musi się liczyć z niebezpieczeństwem, że z powodu kaprysu barona zginie w strasznych męczarniach na sosnowym pniu... Sam baron wygląda dość niepozornie jak na kogoś kto ma na swoim sumieniu tyle morderstw: blondyn o przetłuszczonych włosach, nieco zbyt chudy. Dlatego też baron Moork zwykle dowodzi swymi wojskami z poza pola walki i to za pośrednictwem kogoś o doniosłym głosie. Gunter nie jest doskonałym wojownikiem niemniej jednak szablą walczyć potrafi. Jest za to wspaniałym taktykiem. Moork zdecydował się walczyć nie ze względu na swoją pobożnosć, ale ze wzgledu na korzyści jakie mogą przynieść wyprawy krzyżowe. Budżet jego ziem już podupadał a do tego widok mordów przekonały barona do podjęcia walki. Jedynym minusem tej sytuacji był fak, że nie ma przy nim jego nałożnic, a tego islamskiego ścierwa nawet patykiem by nie dotknął...

Gunter miał teraz przymrużone oczy i ledwo widział i słyszał co kto do niego mówi. Mimo to zdołał dosłyszeć coś o saracenach w szeregach armii i to wśród dowódców.
- Toż to niedorzeczność! Przecie... jak ich dopadniem to nabijem ich na pale...- rzekł oburzony a potem lekko zdezorientowany baron, po czym zaczął przyglądać się uważnie pozostałym dowódcom chcąc wyszukać jakiś oznak niewiernego pochodzenia- jakaś ciemna karnacja czarne włosy. Jednak było to dość trudne zważywszy na fakt ile wypił Gunter...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.11.2007 o 14:33, szerszeń45 napisał:

Nawet specjalnie nie podobało mu się
to, że musi zabijać w imię "Boga". Dla niego było to sprzeczne z definicją moralności religijnej.

A czy dla szanownego księżulka z jego definicją moralności religijnej nie jest sprzeczne to, że obecnie dziesiątki tysięcy niewiernych Turków tańczą nad grobem naszego Pana, bezczeszcząc go w ten sposób, a na Świętej Ziemi wprowadzają swoje pogańskie obyczaje? Czy nie jest sprzeczne to, że obrażają Boga i własnoręcznie wyryty przez niego dekalog: "nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną"?
Poza tym proszę pamiętać, że to papież swoim nieomylnym nauczaniem w sprawach wiary, przemawiając pod natchnieniem Ducha Świętego w Clermont wezwał do walki w obronie Grobu Pańskiego. Jeżeli nie słuchasz papieża i nie uznajesz jego autorytetu jesteś schizmatykiem. A wtedy stajesz się moim wrogiem.

Dnia 16.11.2007 o 14:33, szerszeń45 napisał:

Zresztą sam Alunderis miał gdzieś wierzenia innych. Każdy jest człowiekiem, niech wierzy w
co mu się podoba, ale niech nie napada na innych, bo to jest największy grzech.

Nie, nie, nie. Największym grzechem jest obojętność na to, co dzieje się wokół. Jeżeli prawdziwa religia chrześcijańskia i Grób Pana jest zagrożony przez pogańską zarazę ze wschodu należy wystąpić w jego obronie. W przeciwnym wypadku popełniany jest grzech poprzez zaniedbanie swoich obowiązków wobec Boskiego Stwórcy.

Dnia 16.11.2007 o 14:33, szerszeń45 napisał:

Chcąc niechcąc
musiał się z tym pogodzić, że ludzie już tacy są, że narzucają swoją religię innym.

Ogień chrześcijaństwa musi zapłonąć w sercach niewiernych Turków. Żyli w błędzie. Na ostrzach mieczy należy przynieść im prawdę. Jeżeli się nie nawrócą zostaną i tak potępieni w przyszłym życiu. Zabijanie ich teraz nie robi im żadnej róznicy. Kościół stwierdził, że "zbawienie nie jest możliwe poza Kościołem Katolickim". W swoim plugawym islamie go nie osiągną. Bez nawrócenia spoczną w czeluściach piekielnych. Narzucenie im chrześcijaństwa może jedynie pomóc im uniknąć ognia Szatana.
Alunderis

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jakob von Demrenfaris był z pochodzenia Irlandczykiem, jednak nazwisko jego było rdzennie niemieckie - walczył on bowiem w wojnach niemieckich - w uznaniu waleczności jego sam Cesarz nadał mu tytuł hrabiego i nazwisko rodowym uczynił. Miał on pokaźne majątki, na polach Palatynatu, powstało z jego rozkazu wiele gospodarstw w owym czasie powstało. Dwór miał piękny, żonę urodziwą - nie brakowało Jakobowi nic, nawet ptasie mleko było do zdobycia. Niemniej jednak któregoś dnia, gdy patrzał on na swe życie spostrzegł pogaństwo, pieniądz przesłaniał Boga mu - celem więc nadrzędnym było wyruszyć wspólnie z innymi mężami do Ziemi Świętej, na Krucjatę Wielką, grzechy swe liczne przed śmiercią odkupić... Wielki triumf odnieśli ostatnimi czasy, pokonali pogańskie hordy, berserkerów tłumy w dziczy wychowanych biło się z nimi - zacnymi rycerzami Świętej Krucjaty. Dnia po wieczerzy obudził się on przy stole wielkim, razem z innymi leżąc bezwładnie na ziemi:
- Wybacznie, zacni rycerze, żem się przedstawić nie raczył. Upojny był to wieczór, mówić nie bardzo było na co. Jam Jakob Demrenfaris - Świętej Maryji pokorny sługa, na rozkazy papieskie otwarty... Spiliśmy się nocy ostatniej, na troski czasu nie było, lecz chwała wielka i cześć bogobojnym, bowiem Pan patrzy na nas z tronu niebiańskiego. Radował się On jednak w dniu wiktoryi naszej, razem z nami cieszył się, grzechem nie była więc ów wieczerza... Łeb mi pęka - zjeść coś muszę, wczoraj ino piłem wiele. Podaj udźca jeśliś łaskaw mości Rycerzu!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.11.2007 o 13:16, Sam Fisher5 napisał:

Suponuję, że trunek nie jest faszerowany żadnymi ingrediencjami? - spytał Brunden. Zaczekał
na odpowiedź.


A nawet, jeśli tak to, co? Pokaż, iż zasługujesz na miano Lorda oraz, że niczego się nie obawiasz. Wtem Farquaad zabrał kielich Profesorowi i wypił całą Jego zawartość. My Szkoci jesteśmy twardzi a nie takie mazgaje jak reszta Europejczyków. Widzisz nic mi się nie stało, więc, po co te głupie insynuacje z Twojej strony? Zachowujesz się jak panienka. Jeśli już trochę spoważniałeś to zapraszam Cię na skosztowanie pysznego Haggisu. Farquaad odkroił połowę potrawy i dał na talerz Ralfowi powiadając z uśmiechem na twarzy- Eat, it''s good for You.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.11.2007 o 16:23, Fimar napisał:

> Suponuję, że trunek nie jest faszerowany żadnymi ingrediencjami? - spytał Brunden. Zaczekał

> na odpowiedź.

A nawet, jeśli tak to, co? Pokaż, iż zasługujesz na miano Lorda oraz, że niczego się nie obawiasz.

- Proszę Cię bardzo, jeśli lubisz chrzczone trunki to proszę, pij.

Dnia 16.11.2007 o 16:23, Fimar napisał:

Wtem Farquaad zabrał kielich Profesorowi i wypił całą Jego zawartość. My Szkoci jesteśmy twardzi
a nie takie mazgaje jak reszta Europejczyków. Widzisz nic mi się nie stało, więc, po co te
głupie insynuacje z Twojej strony? Zachowujesz się jak panienka.

- Przepraszam, ale to panienki piją rozcieńczony alkohol, i pragnę nadmienić, że właśnie to zrobiłeś.

Dnia 16.11.2007 o 16:23, Fimar napisał:

Jeśli już trochę spoważniałeś

Ja zawsze jestem poważny, nie martw się.

Dnia 16.11.2007 o 16:23, Fimar napisał:

to zapraszam Cię na skosztowanie pysznego Haggisu. Farquaad odkroił połowę potrawy i dał na
talerz Ralfowi powiadając z uśmiechem na twarzy- Eat, it''s good for You.

- Co to jest? Czyżby fekalia? I fetor z tego się toczy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rycerz Saldevan z dworu króla Szweckiego Eryka XII przybył tu na jego prośbę w celu reprezentowania Szwecji. Przybył tu razem z garścią innych znanych rycerzy Szweckich i to on został wybrany do zasiadywania w owej radzie krzyżowej. Była to także dla niego szansa, wie że jeśli jego udział w wyprawach może przynieść mu bogactwo, chwałę i tytuł Lorda który obiecał mu król za wykonanie tej jakże trudnej misji. Saldevan ze Szwecją w sercu jest gotów do największych poświęceń dla sprawy swego państwa.

Jest to przystojny młody blondyn o długich prawie prostych blond włosach i błękitnych oczach, srebrna błyszcząca zbroja z herbami jego rodu lśni dumnie i oświetla jego postać. Nie rozstaje się także ze swoim ukochanym długim płaszczem o kolorze błękitu paryskiego i mieczem przekazywanym z pokolenia na pokolenie o dumnej nazwie "Majgat" jest to długi miecz wykonany ze srebra, wygrawerowane są na nim imiona poprzednich właścicieli. Mimo swoich lat nadal uchodzi za naprawdę zabójczą broń i już niejeden niewierny pochylił przed nim głowę na ścięcie.

Na wieść o zdrajach. Saldevan zaklął oburzony i łyknął solidny łyk wina krzycząc z towarzyszami. "Za zwycięstwo nad bezbożnikami".
Trzeba będzie ich odkryć i spuścić im trochę tej zdradzieckiej krwi panowie ! Krzyknął a następnie włączył się w ekscytująca rozmowę z baronem siedzącym obok, opowiadając mu o swoich krwawych dokonianiach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.11.2007 o 16:14, DonCarleone napisał:

A czy dla szanownego księżulka z jego definicją moralności religijnej nie jest sprzeczne to,
że obecnie dziesiątki tysięcy niewiernych Turków tańczą nad grobem naszego Pana, bezczeszcząc
go w ten sposób, a na Świętej Ziemi wprowadzają swoje pogańskie obyczaje? Czy nie jest sprzeczne
to, że obrażają Boga i własnoręcznie wyryty przez niego dekalog: "nie będziesz miał Bogów cudzych
przede mną"?


- Ta, ta, jasne. Nigdzie nie mówiłem, że Turcy postąpili dobrze i że postępują dobrze zabijając chrześcijan. Tylko czy chrześcijanie muszą się tym samym odwdzięczać? Święta wojna legalna, bo religijna? Absurd, Baronie. Absurd!

Dnia 16.11.2007 o 16:14, DonCarleone napisał:

Poza tym proszę pamiętać, że to papież swoim nieomylnym nauczaniem w sprawach wiary, przemawiając
pod natchnieniem Ducha Świętego w Clermont wezwał do walki w obronie Grobu Pańskiego. Jeżeli
nie słuchasz papieża i nie uznajesz jego autorytetu jesteś schizmatykiem. A wtedy stajesz się
moim wrogiem.


- Mam gdzieś to co myśli papież. Jest człowiekiem i jak inni ludzie popełnia błędy. Natchniony Duchem Św.? Samym Bogiem, który nad wszystko kocha wszelkie ludzkie istnienie? To oni w Trójcy Jedyni kazali papieżowi zabijać innowierców? Z takim myśleniem ludzie podleją...

Dnia 16.11.2007 o 16:14, DonCarleone napisał:

Nie, nie, nie. Największym grzechem jest obojętność na to, co dzieje się wokół. Jeżeli prawdziwa
religia chrześcijańskia i Grób Pana jest zagrożony przez pogańską zarazę ze wschodu należy
wystąpić w jego obronie. W przeciwnym wypadku popełniany jest grzech poprzez zaniedbanie swoich
obowiązków wobec Boskiego Stwórcy.


- Zabijając innych? Bo tak trzeba, bo to najlepsze rozwiązanie? Śmierć i zniszczenie? To twoje zdanie. Ja nienawidzę wojen. Co nam ona dała? Zobacz ilu naszych poległo i za co? W imię Boga? Jakiego Boga? Boga śmierci i zniszczenia, który nakazał papieżowi by wysłał nas tutaj? Trzymajcie mnie.

Dnia 16.11.2007 o 16:14, DonCarleone napisał:

Ogień chrześcijaństwa musi zapłonąć w sercach niewiernych Turków. Żyli w błędzie. Na ostrzach
mieczy należy przynieść im prawdę.


- To ty sam żyjesz w błędzie i za wszystkie zbrodnie będziesz się smażył w piekle. Ilu ludzi zamordowałeś i zastanowiłeś się po co to robisz? Ja zabiłem z 30 Turków. Wiesz jak się z tym czuję? Jakbym nie był człowiekiem...

Dnia 16.11.2007 o 16:14, DonCarleone napisał:

Jeżeli się nie nawrócą zostaną i tak potępieni w przyszłym
życiu. Zabijanie ich teraz nie robi im żadnej różnicy.


- Bzdura. Skoro "Bóg" jest miłosierny to ma zbawienie dla każdego człowieka, skoro sam go stworzył i ukochał. Ty zaś będziesz potępiony za te bluźnierstwa.

Dnia 16.11.2007 o 16:14, DonCarleone napisał:

Kościół stwierdził, że "zbawienie nie
jest możliwe poza Kościołem Katolickim". W swoim plugawym islamie go nie osiągną. Bez nawrócenia
spoczną w czeluściach piekielnych. Narzucenie im chrześcijaństwa może jedynie pomóc im uniknąć
ognia Szatana.


- Bredzisz od rzeczy, mają wiarę jaką mają nic mi do tego jaką i ty masz. Nic mnie to nie obchodzi. Mnie też zabijecie, bo innym myśleniem nie będę zbawiony? Poza tym na co wy liczycie? Na życie wieczne? To jest ta nagroda, na którą tak czekacie? Czy może wybieracie między mniejszym złem życie wieczne lub wieczne potępienie? Widzisz tu sens? Za żadne skarby świata nie chciałbym żyć wiecznie, to byłby totalny bezsens życia, a każdy żyje po coś.

Alunderis wyraźnie się oburzył, ale zauważył, że reszta dość karzącym okiem nań patrzy. Jak to? Postawia się samemu papieżowi? Czy on postradał zmysły? Alunderis miał zawsze własne zdanie i irytowała go ponad wszystko nietolerancja, przede wszystkim do jego własnej osoby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.11.2007 o 16:31, Sam Fisher5 napisał:

- Proszę Cię bardzo, jeśli lubisz chrzczone trunki to proszę, pij.


Widzę, że strasznie wybredny jesteś. Jak podczas wojny nie ma się, co pić a organizm aż jęczy o wodę t się pije byle, co najważniejsze by zaspokoić pragnienie. Oj chyba nie bywałeś na wielu bitwach mości Panie i nie wiesz, co oznacza prawdziwy głód.

Dnia 16.11.2007 o 16:31, Sam Fisher5 napisał:

Przepraszam, ale to panienki piją rozcieńczony alkohol, i pragnę nadmienić, że właśnie to zrobiłeś.


J.w.

Dnia 16.11.2007 o 16:31, Sam Fisher5 napisał:

Ja zawsze jestem poważny, nie martw się.


W tej chwili zachowałeś się niczym Paź a nie jak prawdziwy wojownik.

Dnia 16.11.2007 o 16:31, Sam Fisher5 napisał:

- Co to jest? Czyżby fekalia? I fetor z tego się toczy...


Osz Ty niewdzięczniku. Czyżbyś odtrącał i znieważał szkocki specjał? Lepiej przeproś za ten swój wybryk, pókim miły. Wystarczyło powiedzieć, że nie masz na Haggis ochoty a nie obrażać tę świętą potrawę. Jeśli przeprosisz za swe czyny to naleję Ci naszego szkockiego specjału do Twego pustego kielicha, jakim niewątpliwie jest whisky. Po tym trunku rzucisz w precz inne alkohole a pozostaniesz wierny temu jedynemu.


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.11.2007 o 09:28, Fimar napisał:

Tak się gapiąc ujrzał McFiarota, którego już zdarzyło Jemu się Go zobaczyć na wyspach brytyjskich.
Słuchaj-krzyknął do Arthura- krążą o Tobie legendy Baronie. Teraz tu być może walczymy razem
w słusznej sprawie. Ale wiedz jedno, gdy uda się Nam wrócić na Naszą wyspę to otaczaj Szkocję
wielkim łukiem i aby nawet Tobie nie przyszło do głowy Nas zaatakować dla zwiększenia majątku,
bo nie ręczę za swe czyny. Kończąc swój wywód wypił whisky do końca i patrzył na stół czy aby
na pewno nic smacznego do jedzenia nie ma po doniesieniu dokładek.


McFiarot wysłuchał w spokoju bełkotu przerośniętego blondaska, po czym z wątpliwą przyjemnością zebrał się do odpowiedzi:
- A Ty kim takim, do czorta, jesteś, żeby mi mówić dokąd mogę się udać, a w które miejsce już nie? Jam jest wiernym sługą króla Wilhelma i jeśli wyda on rozkaz, aby tą twoją Szkocję zrównać z ziemią nawet przez moment się nie zawaham. Nie podobało Ci się, gdym skutecznie u boku króla rebelię zwalczał? Czemu? Czyżbyś miał coś do ukrycia i sam przeciwko niemu swego czasu się opowiedział? Ty mnie nie strasz, bo nie takich posłałem już na tamten świat. Powiadasz do mnie "otaczaj Szkocję wielkim łukiem". A wiesz w ogóle, co to znaczy? Widzę, że już Ci się język plącze. Lepiej odłóż ten kielich i odpuść sobie na dzisiaj świętowanie, bo jeszcze trochę tego trunku i jak się zatoczysz to prawdopodobnie zostaniesz tu pod stołem, bo nie wiem, czy ktokolwiek będzie miał ochotę taką górę mięsa. A wzbogacić się jedynie miałem okazję dzięki łasce króla, który po tych wszystkich bitwach sowicie wynagrodził moją lojalność wobec Anglii. Także bez fałszywych pomówień mi tu, bo jeśli nadal będziesz mnie bezpodstawnie oczerniał to zaraz pójdziemy na miecze, zresztą w twoim obecnym stanie większych szans raczej nie masz.

Arthur skończywszy swój monolog postanowił przyjrzeć oraz przysłuchać się wypowiedziom pozostałych wojów. Ponieważ byli już oni w większości ''po paru głębszych'' toteż niektórzy stawali się jak gdyby bardziej wylewni i nieopatrznie mogli zdradzić swoją prawdziwą, pogańską tożsamość. Najpierw McFiarotowi w ucho wpadł szept niejakiego LifaRa. Arthur miał słuch ostry niczym miecz swój, dlatego też wyłapywanie nawet najcichszych sygnałów było dla niego czymś normalnym, zresztą nie raz przydawało się na polu walki.
- Tylko teraz tych dwoch, co o nich Maciej prawil...
- No proszę, czyżbyś posiadał jakieś nadprogramowe informacje? - zwrócił się do LifaRa McFiarot, gdy tylko ten skończył swoją kwestię. - Skąd możesz znać dokładną liczbę zdrajców w naszych szeregach? Maciej Dziewica wspomniał wyłącznie o tym, że wśród nas znajduje się ''paru szpiegów pogańskich'', Ty zaś wiesz dokładnie, że ma być ich konkretnie dwóch. Bardzo interesujące...

Następnie McFiarot zwrócił się w kierunku Alunderisa:
- A Ty z kolei czemuż masz takie zahamowania przed zabijaniem Arabów? Czyżbyś nie chciał zwracać się przeciwko swoim ''ziomkom''? Walczymy w słusznej sprawie za przyzwoleniem samego papieża, a jak widzę Ty masz jakieś nienaturalne opory przed szerzeniem religii chrześcijańskiej na terytorium Ziemi Świętej.

Na koniec zaś Arthur skierował swe słowa do niejakiego Jakoba von Demrenfarisa:
- Ty natomiast albo już się mocno zalałeś albo nie jesteś tym, za kogo się podajesz. Powiadasz, że Cesarz nadał Ci tytuł hrabiego? Jakim cudem, skoro nawet sam Maciej podczas mojej z nim rozmowy przed ucztą, gdy pytałem się go o dane pozostałych dowódców (odwołanie do podpiętego posta) przyznał, iż jesteś baronem tak jak i jam jest, nie zaś żadnym hrabią. Skąd więc ta pomyłka Ci się wzięła? Zastanawiające...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.11.2007 o 16:46, Fimar napisał:

> - Proszę Cię bardzo, jeśli lubisz chrzczone trunki to proszę, pij.

Widzę, że strasznie wybredny jesteś. Jak podczas wojny nie ma się, co pić a organizm aż jęczy
o wodę t się pije byle, co najważniejsze by zaspokoić pragnienie. Oj chyba nie bywałeś na wielu
bitwach mości Panie i nie wiesz, co oznacza prawdziwy głód.

Zgadza się, nie byłem na wojnie anie na bitwie, jestem zwykłym mieszkańcem miasta. Co nie oznacza, że nie umiem walczyć.

Dnia 16.11.2007 o 16:46, Fimar napisał:

> Przepraszam, ale to panienki piją rozcieńczony alkohol, i pragnę nadmienić, że właśnie
to zrobiłeś.

J.w.

> Ja zawsze jestem poważny, nie martw się.

W tej chwili zachowałeś się niczym Paź a nie jak prawdziwy wojownik.

Czym się to według Ciebie objawia?

Dnia 16.11.2007 o 16:46, Fimar napisał:

> - Co to jest? Czyżby fekalia? I fetor z tego się toczy...

Osz Ty niewdzięczniku. Czyżbyś odtrącał i znieważał szkocki specjał? Lepiej przeproś za ten
swój wybryk, pókim miły. Wystarczyło powiedzieć, że nie masz na Haggis ochoty a nie obrażać
tę świętą potrawę. Jeśli przeprosisz za swe czyny to naleję Ci naszego szkockiego specjału
do Twego pustego kielicha, jakim niewątpliwie jest whisky. Po tym trunku rzucisz w precz inne
alkohole a pozostaniesz wierny temu jedynemu.

Przepraszać to ja nie zamierzam, ale jeśli pragniesz satysfakcji, to wiesz, gdzie mnie szukać.
Ale dobrze, skoro mówisz, że to jest dobre, to nie widzę powodu, żeby nie spróbować. Tym bardziej, że nalejesz mi potem dobrze wtdestylowanego alkoholu - wiele dobrego słyszałem o whisky.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.11.2007 o 16:52, Fiarot napisał:

Następnie McFiarot zwrócił się w kierunku Alunderisa:
- A Ty z kolei czemuż masz takie zahamowania przed zabijaniem Arabów?


- A ty dlaczego nie masz żadnych pohamowań przeciw zabijaniu ludzi? Araby to też ludzie, ale może sądzicie inaczej.

Dnia 16.11.2007 o 16:52, Fiarot napisał:

Czyżbyś nie chciał zwracać
się przeciwko swoim ''ziomkom''?


- Po prostu mam dość zabijania i tyle. Zabijania kogokolwiek.

Dnia 16.11.2007 o 16:52, Fiarot napisał:

Walczymy w słusznej sprawie za przyzwoleniem samego papieża,
a jak widzę Ty masz jakieś nienaturalne opory przed szerzeniem religii chrześcijańskiej na
terytorium Ziemi Świętej.


- Ja mam opory przed wszystkim co niszczy człowieczeństwo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 16.11.2007 o 17:00, szerszeń45 napisał:

- A ty dlaczego nie masz żadnych pohamowań przeciw zabijaniu ludzi? Araby to też ludzie, ale
może sądzicie inaczej.

Araby to nie ludzie. Araby to poganie. Pogan trzeba nawracać pięścią i pałką!

Dnia 16.11.2007 o 17:00, szerszeń45 napisał:

- Po prostu mam dość zabijania i tyle. Zabijania kogokolwiek.

Ból Twój rozumiem, jednak walczymy z Krystusa, o zbawienie wieczne dla Arabów, o to by mogli być ochrzczeni!

Dnia 16.11.2007 o 17:00, szerszeń45 napisał:

- Ja mam opory przed wszystkim co niszczy człowieczeństwo...

Nie niszczymy człowieczeństwa, nawracając pogan tworzymy wspólnotę kościelną!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się