Zaloguj się, aby obserwować  
GeoT

Kącik pisarzy

946 postów w tym temacie

W najbliższym czasie przeczytam całość, bo teraz jestem trochę zajęty, a o twoich tekstach słyszałem same dobre rzeczy, ale :

"chmury gnały po niebie gnane silnym wiatrem ze wschodu przynoszącym coraz to nowe burze"
To powtórzenie "gnały" i "gnane" specjalnie zrobiłeś? Jakoś tak nie podoba mi się ;D

BTW, skoro czas edycji posta nie minął, a sobie przypomniałem, skomentuj też moje dzieło ;]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Już przyzwyczaiłem się do czytania niegotowych rzeczy. W pewnych kręgach uchodzę za swego rodzaju korektora. :D Ale trudno. To może chociaż ze 3-4 rozdzialiki? Jak będziesz chciał, to ja też będę mógł Ci coś podesłać. Wrazie czego skontaktuj się ze mną przez gg (nr w podpisie).

PS Komentujcie też moje!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.11.2007 o 20:41, Laska-z-Polski napisał:

W najbliższym czasie przeczytam całość, bo teraz jestem trochę zajęty, a o twoich tekstach
słyszałem same dobre rzeczy, ale :

"chmury gnały po niebie gnane silnym wiatrem ze wschodu przynoszącym coraz to nowe burze"
To powtórzenie "gnały" i "gnane" specjalnie zrobiłeś? Jakoś tak nie podoba mi się ;D


No cóż.. musisz wiedzieć, że dodałem tutaj pierwszą wersję Prologu.
Wszystkie błędy w nim zawarte zostały już dawno skorygowane, więc się nie przejmuj XD
Dlaczego dodałem pierwszą wersję?
A, bo postanowiłem, że ostateczna podam jak skończę pisać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zakonnik zgasił świeczkę która jeszcze przed chwilą płonęła jasnym ogniem. Na drewnianym stole leżało wiele rycin od tych starych po te zupełnie nowe napisane przez nowych adeptów zakonu. Mnich poprawił sygnet na kciuku i usiadł przy stole. Za oknem padał mokry śnieg , płatki spadały montonnie. Szczury krzątały się za ścianami starego kościoła. Zakonnik dokończył swoją herbatę zagryzając dziwną mamałygą. Na biurku stała świeczka ,samotna pośród rycin...tylko ona dawała światło choć skromne. Czarny kot wskoczył na drewniane biurku mrucząc i pomiałkując do zakapturzonego zakonnika. Na dziedzińcu kruk schował się pod dach licząc na schornienie przed zimnem. Skrzeczał...i skrzeczał . Questos ,bo tak miał na imię mnich wyjął z szuflady starą ,porwaną książke na lekko berzowym papierze ,podstawił świeczke bliżej - pod książke wykrzywiając wargi w dziwny grymas. Otworzył księge w połowie ,widniał tam obrazek szatana przedstawionego jako byka który zionie płomieniami z nadzorzy ,stał on na jasnej polanie pośród drzew ,a obok na dębie siedział Anioł z lutnią wygrywając piosenke. Zakonnik w kościele był sam ,jego kwatera znajdowała się niedaleko ołtarza i tubernakulum - wystarczyło tylko otworzyć drzwi. Płatki śniegu coraz częściej poznawały ziemię. Czarny kot przysypiał na stole w słodkim zapomnieniu o całym świecie śmiertelników ,śniły Mu się kozy, wiele kóz ,a pośród nich pastuszek w owczym korzuszku ,uśmiechnięty ,ale obok...stał szatan ...przedstawiony jako byk ...któremu z nadzorzy płonął ogień



***




Ciemność ogarnęła kościół ,została tylko jedna...świeczka samotna pośród rycin zakonnika. Mnich siedział na krześle i rył na stole ilustracje czegoś czego nie dało określić się jednym słowem, było to coś z pochodni a także coś co przypominało elfickie pismo. Wybiła trzecia - w nocy ,nocy która zwiastowała moc ,ogień i stal. Zakonnik gwałtownie wstał z krzesła dłonią zrzucając ryciny na ziemie depcząc niemiłosiernie kawałki papieru. Rzucił się ku drewnianym wrotom wyjściowym z kościoła . Śnieg padał . Cisza. Cisza która budziła strach. Zakonnik znalazł się na dzedzińcu nie widział nic, bowiem był ślepcem jego oczy zasłaniała zawiązana na oczach ,czarna lniana opaska ,rzucił się na kolana ,na śnieg odmawiając modlitwe do najwyższego Boga - Stwórcy. Wtedy pojawił się szatan - przedstawiony jak byk - któremu z nadzorzy płonął ogień... Kapłan gwałtownie skulił się pod naciskiem bólu który sprawiał mu szatan.

- Odejdź szatanie do czeluści piekieł ,anioły - stróże stoją nade mną , ODJEDŹ! Czuje Cię bestio! Piekło Cię zrodziło być mordował byś kusił , do popełniania grzechów! - wykrzykiwał Zakonnik ,lecz ból stawał się coraz silniejszy nabierał sił ranił serce ...i dusze. Byk zadarł kopyto o ziemię i ruszył w bezmyślnej szarży by płonącym rogiem ranić ślepca. Mnich przypomniał sobię kazanie ,w którym to Bóg mówi do aniołów - Yaevertha , Hinkhama i Theoverta ,lecz ostatni nie słuchał i nie był wierny dla swojego Pana ,spotkała go kara został zrzucony do cześluści piekieł pchnięty przez Yeavherta i Hinkhama.

- Theovert ,to ty... nie wierzę ,byłeś aniołem sługą Pana! Teraz...- szeptał Zakonnik ale tak by Byk usłyszał

- To nie moja wina Questos , nie moja...- rzekłwszy to szatan posłał Zakonnika do niebios ku górze , ku jasnemu księżycowi .


Proszę o ocene? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 26.11.2007 o 16:17, Matt1801.94 napisał:

Chłopaki mam problem na jutro potrzebuję wierszyk w którym mam się przedstawić.Musi być zabawny
i w miarę krótki. Proszę pomóżcie !


Masz to jako zadanie do szkoły?
hyhym:
1) Nie tylko chłopaki tu są. Ja sam jestem chłopakiem, ale na forum są także obecne przedstawicielki płci pięknej :)
Zapamiętaj.
2) Nie możemy napisać takiego wierszyku, gdyż jak słusznie zauważył Laska, nie znamy Cię.
3) Jeśli to zadanie domowe, to spróbuj napisać coś w knociku pracy domowej. :)
Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam za drugi post, ale postanowiłem wrzucić tutaj najnowsze Gramstory :)
Miłego czytania :D
*****************************

Był mglisty i zimny ranek. Jeden z tych, który sprawia, że każdy normalny człowiek woli zostać w domu, i poczytać dobrą książkę grzejąc nogi przed kominkiem, zamiast wychodzić na pole, co wiązałoby się pewnie z natychmiastowym zziębnięciem, a być może nawet i chorobą.
Oczywiście, zdarzali się tacy ludzie, którzy pomimo że widzieli co się dzieje za oknem wychodzili z domów gnani gdzieś jakąś niewidoczną siłą.
Nikt jednak nie spodziewał by się, że takich dziwnych osobników jest cała armia!
***
Licząca trzydzieści tysięcy wojowników armia Grammu stała w równych szeregach marznąc w swych zbrojach, i marząc o tym, aby jeden z wysokich rangą oficerów przestał się wreszcie na nich wydzierać.
- Co to za szereg?! Co do za szereg nędzne robaki?! Postawa! Przyjąć postawę, bo flaki powypruwam! TY?! TYYYYYYYY!!!!! Ty psie! Jak się stoi na baczność, co?!
Oficer podszedł do trzęsącego się kadeta, który miał to nieszczęście, że znalazł się wraz ze swoim legionem w pierwszym szeregu. Blady, i ledwo trzymający się na nogach kadet przewróciłby się z wrażenia widząc zbliżającego się oficera, gdyby nie pomoc kolegów, którzy dyskretnie podparli go od tyłu.
- TYYYY!!!!! NAZWISKO! – oczy oficera wyglądały, jakby za chwilę miały wyskoczyć z orbit.
- eee.... ja... co? – wydukał z pobielałą ze strachu twarzą kadet.
Oficer jeszcze bardziej wytrzeszczył oczy, a na jego usta wystąpiła piana. Wyprężeni jak struna koledzy z oddziału spojrzeli na kadeta z mieszaniną litości i współczucia.
- COOOOO?! COŚ TY POWIEDZIAŁ?! JA Z CIEBIE PASY DRZEĆ KAŻĘ!!! JA CI ZARAZ...
- A-ale, ja panie....- Szepnął drżącym głosem kadet- Ja... Jam głupi jest... matka zawsze mi powtarzała, jak krowę doiłem, że głupi jestem.... Co prawda, ja zawsze myliłem sobie krowę z kozą, ale...
Zdawało się, że oficer zaraz wybuchnie. Poczerwieniał, a na jego czoło wystąpił pot. Niezrażony nowicjusz kontynuował:
- Ino jak matka umarła, to mi ojciec do woja kazał iść. Ja panie, nie z Grammu jestem. Tu, z okolicznych wiosek, Panie. I Tata mówił, że jak pójdę do woja, to ze mnie chłopa zrobią, bom baba. No i wziąłem tobołek, i poszedłem, Ino nie wiem dlaczego siostra się śmiała jak wychodziłem...- Poskrobał się po głowie- Może dlatego, że gdy dotarłem do budynku gdzie rekrutowali okazało się, że spodnie ubrać zapomniałem? – Kadet mówił teraz wszystko, byle tylko mówić. Myślał, że jak powie wszystko co wie, to na pewno jedną z tych rzeczy będzie to, o co oficerowi chodzi.
Tymczasem oficer wcale nie wyglądał, jakby był zadowolony. Na jego czole poczęła rosnąć pulsująca żyła.
- TYYYYYYYYYYY....- Wrzasnął zachrypniętym głosem- TY ZAKAŁO ARMII!!! TY SKUNDLONY.... ZAWSZONY.....- Oficer wyglądał jakby dostał jakiegoś ataku. Dotychczas pulsująca żyła, napęczniała, a małe strumienie potu lały się mu po twarzy. Przekrwione oczy spoglądały na kadeta z wściekłością. Lewa połowa twarzy kurczyła się rytmicznie w jakimś tiku.
Pobladły kadet patrzył się na tą przerażającą istotę z panicznym wręcz strachem. Odsunął się od oficera i plecami oparł o pierś wciąż stojącego na baczność kolegi z tylniego szeregu.
- ....ONY!!!! JA CI DAM TAKI WYCISK ŻE ODECHCE CI SIĘ RZARTÓW! JA CI ZARAZ....
Być może źle skończyła by się ta cała sprawa dla młodego kadeta, gdyby tyrady oficera nie zakłóciło nagłe wejście konia.
Na koniu siedział inny oficer, który położył dłoń na barku swego kolegi.
- Xahr!
- ...WA! TY POJ....
- Xahr!!!
- ... AŚNIE! A NA KONIEC...
- XAHR!- Ryknął mu do ucha przybyły oficer.
-....ALE I... COOOOoooooooo..... eee..? – Przez chwile na twarzy oficera zagościło zdumienie- o co chodzi? Czemu mi przerywasz? Nie widzisz, że uczę?
- Twoje metody nauczania mało mnie obchodzą, Xahr. Przybyłem do twojego skrzydła z innego powodu.
- Hmm?
- Jadą. – odrzekł przybysz.
To jedno zdanie sprawiło, że oficer Xahr zmienił się całkowicie. Twarz mu złagodniała, a on sam jakby zmalał. Jednak pot nie przestał płynąc, a wręcz przybrał na sile.
- Jadą...? Już? Przecież....- bezmyślny wyraz twarzy Xahra mógłby rozśmieszyć pół armii, lecz nikt się nie zaśmiał. Przez szeregi niczym wiatr przeszło jedno słowo wypowiedziane szeptem tysięcy ust:
Jadą. Już czas.
Xahr zmiękł totalnie. Przybliżył się do wciąż bladego rekruta, poczym poprawił mu miecz u pasa, i zapiął jeden z wiecznie odpinających się guzików na podróżnej, żołnierskiej szacie.
Przez szeregi przeszła fala zdumienia. Oto wieczne utrapienie każdego żołnierza- Oficer Xahr poprawia jednemu z nich miecz! I to rekrutowi, który przed chwilą wyprowadził go z równowagi! Teraz dopiero wszyscy zaczęli się naprawdę bać.
Coś było nie tak...
A przecież szli na wojnę! Mieli brać udział w wielkich bitwach o wyzwolenie Grammu! Kiedyś miało się pisać o nich w szkolnych podręcznikach! Niejeden, a na pewno wielu z żołnierzy powrócić miało w chwale, a tutaj nagle.... coś się stało. Coś stanowczo było nie tak.
Z zdrętwiałych warg oficera Xahra wyrwało się jedno zdanie, a ci, którzy je usłyszeli postanowili, że nigdy, nikomu go nie powiedzą, i upchnęli w najbardziej mrocznych zakamarkach pamięci.
- Ja nie chce umierać...- szepnął Xahr.
Szybko jednak się opanował, a jego oczy się rozjaśniły.
- DO SZEREGU, POWOŻŁOPY!!! DO SZEREGU, LENIE!!! JA JUŻ WAS UŻĄDZE!
BACZNOŚĆ!
Jeśli nie te słowa sprawiły, że wszyscy wyprężyli się jeszcze bardziej, niż dotychczas to sprawiły to osoby jadące im naprzeciw.
Długi korowód najlepszych wojowników Grammu. O nich wszystkich krążyły już legendy. Legendy o wielkich bitwach, i zwycięstwach. Legendy o smokach, i śmierci, i chwale. Większość ochotników właśnie dlatego zaciągnęła się do wojska. Chcieli być częścią legend.
Na przedzie jechali wszyscy niebiescy, a za nimi czerwono odziane postacie- Moderatorzy.
Dalej własno tytułowcy, a następnie... Następnie wszyscy o których mówiły opowieści.
Gdzieś tam, na karym koniu jechał Stanlee, obok niego AQ22, a... A obok AQ cedricek.
za nimi zasłużona w bojach Kate, a dalej... Dalej tłum starych Grammowiczów.
Dwa tysiące najlepszych wojowników. Tylko tylu ich zostało. Tylko tylu, i az tylu. Wszystkie głowy obracały się w ślad za nimi, gdy przejeżdżali obok.
Zdawało się, że cała armia wstrzymała oddech. Nawet oficerowie. Tylko gdzieś na prawym skrzydle jakiś mały karzełek zaszeptał:
- A ja jestem Nah, i co mi zrobicie?
Gdy Nah dostał w głowę i upadł bez przytomności nic już nie psuło doniosłości chwili.
W zupełnym milczeniu dwa tysiące jeźdźców ustawiło się w kolumnę, poczym zabrzmiał róg. Ruszyli.
Zaczęło się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Co prawda nie czytałem wszystkich części gramstory, ale mimo to ten kawałek mi się podoba, czekam na dalszą część. A
Aha, jeszcze jedno: celowo robisz błędy w niektórych wypowiedziach tego oficera? xD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Człowiek nie wiedząc czemu, zawsze się spóźnia, tylko nieliczne przypadki są, które przychodzą na czas, ale to zaś idzie równoczeście w jednej parze ze szczęściem. Szczęśliwym człowiekiem był Norin. Niewykształcony, nie umiał pisać, nie umiał czytać - a jedyne co potrafił to cieszyć się ze swego, jednak nędznego życia. Nienawidził zmartwieć, a te wkrótce miały przyjść, bowiem armia Nowogrodu miała wkroczyć na tereny Bezgranicza. Prasa jedynie potwierdzała te pogłoski, a ludzie oglądający telewizor o poranku, zawsze myśleli o dawnych dziejach, kiedy to szczęśliwy był każdy, bez względu na narodowość, na swoje poglądy. Nigdy nie było wojen, ale czas zbrojeniowy nastąpił, gdy dyktator Nowogrodu objął stanowisko prezydenta. Ów dyktator to Eustin Vichy, a jego pochodzenie nie jest dokładnie znane, jedynie pogłoski mówią, jakoby został wygany z kraju Bezgranicza. A zaczęło się to od szczęścia - bowiem ludzie myśleli, że szczęśliwym trzeba być, bo się żyje, a Eustin chciał iść na przekór tej tezy - chciał pokazać, że szczęście leży w ziemi - w grobie. Nie należy płakać za zmarłym, bowiem zmarły będzie się czuć winny nieszczęścia w swej rodzinie. Eustin przez lata badań nad zmarłymi powiedział otwarcie - należy się cieszyć, że to tam jest szczęście, martwcie się, bowiem życie to wasz problem. Przez te parę słów został wygnany. W nowym swym kraju natychmiast zaczął badać technologię zbrojeniową, zaczął budować armię od podstaw, bowiem wtedy militaria każdego państwa leżała na niskim poziomie. Myśliwce z napędem nadprzestrzennym i czołgi z wiązką jonów - nowoczesna armia, w nowoczesnej erze. Jego plany sięgały dawnych dziejów, bowiem dotyczyły planów Schlieffena - blitzkrieg. Błyskawiczna wojna, błyskawiczne zwycięstwo. Jednak jego plany zostały natychmiast rozpoznane w Bezgraniczu i media od razu nadawały całe godziny spotkań i posiedzeń. Nic innego nie leciało, żadne bajki, żadne kłamstwa - samo zło tylko było widać. Popełnili błąd wyrzucając człowieka zdolnego to takich czynów. Norin - żołnierz służący w I Korpusie Białych zaniepokojony, pomyślał o szczęściu i uśmiech na twarzy ów chłopaka szybko się pojawił.
- Ty ! Tak ty ! Żołnierzu, czemu do k**wy nędzy szczerzysz zęby ? Bije Ci na dekiel ? Idź do lekarza, albo nie...może to pod wpływem tych wszystkich lekarstw jakie bierzesz na noc. Weź się nie uśmiechaj, bo czasy są smutne ! Słyszysz ? Wyjaśnię Ci to powoli... - dowódca korpusu odszedł parę kroków od Norina - a masz ty gnojku, tańcz w rytmie smutku ! - dowódca zaczął strzelać karabinem w ziemię, a Norinowi od razu zrzedła mina.
- No, ale ja... - przerwał Norinowi dowódca
- Nie ma żadnego "ale" ! Idź się wykąp w zimnej wodzie i wróć gdy Ci się polepszy.
Jednak Norin skierował się do swego łoża. Usiadł na krańcu łóżka i podniósł zdjęcie rodziców. Kropla łzy spadła na szybkę, a ten otarł ją i wytarł oczy, by nikt nie zauważył jego łez. W tejże chwili w radiu nadano transnisję:
"Obywatele wolnego państwa Bezgranicza ! Niegdyś mi jak bracia, dziś zaś obcy mi ludzie. Pamiętacie ? To wy mnie wyrzuciliście, bo wygłaszałem swe poglądy. To wy zachowaliście się niegodnie. Hańbą jest czynić zło - więc niestety, losem waszym jest samo zło. Będziecie nękani, bez względu na wiek. Nie będzie dla was litości. Odliczam już czas, bowiem tylko pare sekund pozostało do mej ofensywy. Brońcie się, a może się ulituję nad wami."
Natychmiast podniesiono alarm, a na zewnątrz hangaru, gdzie oddział Narina miał swój "dom" zrobiło się tłoczno. Wszędzie było słychać okrzyki, a rozkazy oficerów było słychać niewyraźnie, więc prawie nikt ich nie wykonywał. W radiu podawano już miasta, które jako pierwsze zostały zaatakowane - mówiono, że obraz pobojowiska jest drastyczny. Nic nie pozostało, a to przecież parę minut wojny. Wszystkie wojska Bezgranicza leżały w obozie na południu kraju - tak gdzie służbę swą wykonuje Narin.
- Czas na katastrofę...ciekaw jestem, czy śmierć tych wszystkich będzie szczęśliwa - powiedział Narin do siebie.
******
I jak ? Co możecie o tym powiedzieć ? Dopiero początek :P.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, w tym wątku możesz usłyszeć mało pochlebne opinie, bo tutaj często zaglądają osoby, którym pisanie idzie, że tak powiem... lekko :) Mają już doświadczenie.
Mi się Twój tekst nie podoba,
Musisz popracować nad stylem i bardziej szanować czytelnika - poprawiać błędy przez zamieszczeniem. Znajomość tematu też by nie zaszkodziła.
Jaki stopień ma dowódca korpusu? Chyba generała co najmniej.
Jeśli generał zajmuje się strofowanie jednego żołnierza strzelając do niego i wrzeszcząc, żeby tańczył... Chyba, że to miała być parodia Pattona...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dlatego mój tekst, jak zwykle zresztą niedopracowany, tutaj zamieściłem. By usłyszeć porady od tych "z góry". Dzięki za szczerość ;). A to właśnie miało być "parodia", ale jak widzisz, nie wyszło...ogólnie postaram się to pozmieniać, by wyglądało to jako tako. Ogólnie to myślałem wcześniej by wykorzystać to jako fabułę do komiksu...ale zrobiłem z tego taki, nijaki tekst. Jeszcze raz dzięki za szczerość no i może jakoś się wyrobię z poprawą tekstu ;).
Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Powiem Ci tak - jeśli masz całą fabułę opracowaną, to praca nad tekstem będzie dla Ciebie ciekawą przygodą (jeśli jesteś młody, to możesz z czasem osiągnąć naprawdę przyzwoity poziom - Dan Brown wymięknie :)). Możesz sobie w takim przypadku pisać i ćwiczyć, a wszystko to, przy okazji, mieć pod kontrolą (dzięki fabule).
Jeśli dopiero zaczynasz i nie masz gotowej fabuły, to radzę zacząć od krótki opowiadań, albo opisywania rzeczywistości. Choćby to miało być nudne. Na początku może Ci się wydawać, że opis śniadania i rozmowy z rodzicami jest bez sensu, ale to jest świetne ćwiczenie. W ten sposób uczysz się opisywać rzeczy proste w prosty sposób. A prostota i tzw. lekkość pióra jest wbrew pozorom trudną sztuką :) Czytałem już teksty osób, która uważały, że świetnie piszą i nie mogłem przebrnąć przez okrutnie długie zdania, czy wymyślne sformułowania (wiesz, tak się człowiek zapędził w metafory, że w końcu nie wiadomo było do czego się one odnoszą :)).

Podsumowując - polecam pisać krótkie teksty o rzeczach prostych. Z czasem dodawać jakieś metafory/parabole/etc. :)
Jak wyrobisz w sobie nawyk pisania płynnie krótki tekstów, możesz przejść do dłuższych opowiadań.

Mogę Ci powiedzieć, że ja mam najczęściej problem z wymyśleniem zwartej, długiej fabuły. Bohaterowie zaczynają żyć własnym życiem i ciężko mi ich utrzymać w ryzach ;P Ale jakoś się pisze i fabuła posuwa się do przodu. Może za rok lub dwa coś wydam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kiedy opisywanie naszego, nudnego życia jest ciekawe, więc może zacznę od tego, nie będę puszczał się na szerokie morze. Wiesz, ja lubię sobie popisać tak, od siebie. Poskładać moje myśli w jedną całość, czasami udaje mi się coś zrobić, a czasami nie. Znaczy mi nigdy się nie udaje nic PORZĄDNIE zrobić. Wprawę zdobędę, jeśli od początku będę ćwiczyć. A młody to ja jestem ;], więc kupę czasu mam, na doszlifowanie czegoś, czego jeszcze nie zrobiłem ;]. Dzięki za rady ;).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Hmm... a co sądzisz o Gramstory?
A tak w ogóle dodam małe opowiadanko, i to skomentuj także XD
***
Była ciemna, mroźna noc. Biały, przypominający puch śnieg padał nieprzerwanie zasypując mały, wiejski domek położony wśród leśnej głuszy.
Pomimo, że Dom położony był zaledwie trzy kilometry od wielkiego miasta żaden dźwięk o tym nie świadczył.
Za do połowy przysypanymi drzwiami znajdował się pokój. W pokoju stał stół przykryty białym obrusem, a przy nim siedziały trzy osoby, jakby na coś czekając.
Matka, sześcioletni syn, i ojciec wpatrywali się w stojącą na stole świecę w milczeniu. Naglę Matka poruszyła się, i wychrypiała:
- Chyba już czas na wigilijny posiłek, prawda?
- Ale... mamusiu... jeszcze pierwsza gwiazda nie wzeszła!- wyjąkał malec.
Ojciec popatrzył się na syna zdziwiony.
- A jak sprawdzisz, czy jest na niebie, skoro chmury je przesłaniają?
Teraz malec popatrzył się zdumiony na ojca.
- Przecież jeście prezientów nie ma! Mikołaj z aniołkami nie przyszedł! Zawszę przed kolacją pod choinką były prezienty!
Matka z niepokojem popatrzyła na swego męża. No tak... zabrakło im pieniędzy na prezent dla malucha. I co teraz zrobią? Przecież nie mogą powiedzieć sześciolatkowi, że Mikołaja nie ma!
***
Mikołaj siedział wygodnie na fotelu, i grzał stopy w cieple ognia buchającego wesoło w kominku i w zamyśleniu gładził swą długa białą brodę.
Spojrzał na zegar tykający wesoło na ścianie. Tak. Za pięć minut wyrusza. Po roku robienia zabawek wreszcie będzie mógł je rozdać!
Uśmiechnął się.
To wspaniałe uczucie: Dawać. Zawszę chciał dawać. Pamiętał jak za młodu.... Nie. Nie może marnować czasu. Dzieci czekają. Cały świat dzieci czeka.
Mikołaj zmarszczył czoło...
Tak. Dorośli też czekają.
Musi teraz tylko zaprząść swe renifery...
Za plecami Mikołaja rozległ się tupot kopyt uderzających o drewnianą podłogę, poczym coś z głośnym hukiem rozbiło się na ziemi.
Mikołaj z wolna obrócił się, i zobaczył wlepione w siebie oczy swych wiernych reniferów. Na przedzie stał Rudolf, a jego pysk stawał się pod włosami równie czerwony jak jego nos. Obok niego leżała porozbijana waza chińskiego cesarza, która Mikołaj dostał kiedyś w podzięce za przepędzenie najeźdźczej armii Hunów. Nie do końca było wiadomo jak to zrobił, choć krążyły plotki, że każdemu wojownikowi huńskiemu dał na święta rózgę.
W każdym bądź razie waza ta była pamiątką jednej z milszych podróży jakie odbył Mikołaj.
Teraz leżała stłuczona na ziemi. A Mikołaj patrzył na nia ze smutkiem.
- Szefie... przepraszam....- Rozległ się zakatarzony nieco głos Rudolfa.- Sam wiesz... to poroże...
- Nic się nie stało, Rudolfie stary druhu. Myślę, że będzie to można posklejać.
- Naprawdę? – Ucieszył się Rudolf- Chętnie podejmę się tego zadania!
- Eee.. lepiej nie. Myślę, że sobie poradzę. – rzekł lekko przestraszonym głosem Mikołaj.- No, to jestem gotowy... możemy jech...aa...
Urwał widząc że renifery podniosły transparenty z wielkim, mieniącym się gwiazdkami napisami STRAJK.
***
- Ale ja chcie Mikołaja! _ Rozbeczał się maluch- Gdzie jeśt Mikołaj?
- Kochanie... na pewno zgubił drogę w tej śnieżycy. – zapewniła matka. – Ale myślę, że jak pójdziesz spać, i wstaniesz rano, to na pewno okaże się, że coś przyniesie!
- Nieee- zaryczał maluch- Je chcie teraz Mikołaja!!! Ja byłem przecież Grzecznyyyy!!!
- No dobrze... – westchnął Ojciec.- Poczekamy do dwunastej, ale jeśli wtedy nie będzie prezentów, pójdziesz spać bez gadania, jasne?
Pociągając noskiem maluch z iście arystokratyczną powagą skinął głową.
***
-Jak to: Strajkujecie?! Przecież jest Wigilia! Prezenty trzeba dostarczyć! Nie możecie strajkować w lecie?
- Ale szefie! W lecie nie ma najmniejszego sensu!- wyjaśnił Rudolf. – Poza tym mamy tez pewne postulaty, i możemy nawet zacząć Strajk... ee...eee
- Głodowaty!- Podpowiedział szept z tyłu.
- Jaki głodowaty, pacanie? Głodowy się mówi!- zaszeptał z oburzeniem inny głos.
- A ja ci mówię, ze głodowaty! Sam słyszałem w telewizji!
- To źle słyszałeś! Głodowy!
- Głodowaty!
- Głodowy!
- Głodowaty!
- Głod...
Mikołaj westchnął. Miał przeczucie, żeby nie podłączać reniferom kablówki.
- No to głodowy. – zadecydował wreszcie Rudolf. – Właśnie. I jesteśmy bardzo nieugięci!
- A jakie macie te ,,postulaty”? – zapytał z rezygnacją Mikołaj.
- Noo... Po pierwsze: Chcemy urozmaiconej karmy. Chcemy Pizzy, Makaronów, ziemniaków, hamburgerów, Hot-dogów...
- Ale to niezdrowe!- zakrzyknął z oburzeniem Mikołaj. Rozpasiecie się tak, ze nie będziecie mogli latać!
- Po drugie:- Kontynuował niezrażony Rudolf- Chcemy przeniesienia świąt, na okres wakacyjny, bo w zimie jest za zimno.
Po trzecie Chcemy aby święta trwały tylko dwie godziny, a kto nie dostanie w tym czasie prezentu, to jego sprawa, bo musimy zbyt dużo latać.
Po czwarte: Więcej cukierków.
Po piąte: My też chcemy wskakiwać przez kominy.
Po szóste: Chcemy mieć dostosowane do nas Mikołajowie ubrania.
Po siódme: Chcemy więcej towarzystwa. Te skrzaty działają nam na nerwy.
Po ósme....
Mikołaj już nie słuchał. Postanowił pójść sam. Skoro Renifery ogłosiły protest, to niech protestują.
Podszedł do ściany, i wcisnął z lekka wystający sęk. Otworzył się tajny schowek, a Mikołaj sięgnął do niego ręką, i wyjął półtora ręczny miecz, laskę, i swą czerwoną szatę.
Gdy już był gotowy obrócił się do Reniferów i zapytał:
- A mogę wiedzieć gdzie zobaczyliście te strajki?
- Po trzydzieste ósme... ee... słucham?- Nos Rudolfa poczerwieniał odrobinę.
- Pytam się gdzie dokładnie zobaczyliście jak się strajkuje.
- Noo...w TVP. Tam jest wszystko.
Mikołaj zanotował sobie w pamięci aby:
a) Odłaczyc reniferom telewizje.
b) Pogadać z władzami Polski.
Po czym wyszedł.
Po dłuższej chwili ciszy jaka nastała po jego wyjściu nieśmiały głos któregoś z reniferów powiedział:
- I pojechał bez nas? A-ale...
- Cicho! – skarcił go Rudolf- Jak wróci, to na pewno zaakceptuje nasze postulaty.
***
- Ale ja chce MIKOŁAJAAAAAA!- zawyło dziecko.
- Cicho bądź!- Huknął na niego z góry Ojciec.
***
Mikołaj szedł po śnieżnej równinie lekko pogwizdując. Na plecach przytroczony miał miecz ( Na diabły. Różnie bywa.) , a w ręku trzymał laskę która się podpierał. W lewej ręce zaś niósł worek pełny prezentów. Zimno szczypało go w twarz przypominając mu czasy młodości.
Nagle z cienia wyszyło stado wilków szczerząc groźnie kły. Mikołaj stanął, a skoczna melodyjka urwała się w pół zwrotki.
***
- Gdzie jest Mikołaj.... ja cię MIKOŁAJAAAAA!
***
- Eee... Dobry piesek?- zaryzykował Mikołaj.
Rozległ się warkot.
- Może prezent? Nie? A, no tak... musiałbym dać wam samego siebie...
***
-...ŁAJAAAA....!
***
Wilki skoczyły na Mikołaja. Ten podniósł laskę, i nagle... wszystkie znikły.
Mikołaj uśmiechnął się, i powędrował dalej.
Godzinę później uznał, ze jednak mocno się zestarzał od czasu kiedy był młody.
Naglę zauważył światła dalekiego miasta na horyzoncie.
Z nadzieją poszedł w ich stronę.
***
Wilk obudził się w mrocznej jaskini. Nie wiedział jak się tu znalazł, lecz nie obchodziło go to ani trochę, gdyż jego uwagę przykuł zapach mięsa unoszący się w powietrzu.
Wstał, i obrócił się w stronę źródła woni. Przez chwile jego pysk otwarł się ze zdumienia. Przed nim ciasno zawinięta w folie leżała stygnąca wolno pieczeń.
***
Bob miał dwadzieścia lat, i dawno już wyrósł z wieku w którym wierzy się w Mikołaja. Pomimo Wigilijnego wieczoru postanowił przejechać się na swym nowym motorze, i wypróbować jego przyspieszenie. Uśmiechnął się z satysfakcją myśląc o pewnej małej zmianie jaką wprowadził: Dopalaczu.
Szedł właśnie w kierunku garażu, gdy jakąś postać przesłoniła mu światło latarni ulicznych.
Była ona odziana w czerwony kubrak, i nosiła długą, białą brodę.
Bob z wrażenia wypuścił z ręki kluczyki. Widział już kiedyś te postać. Na obrazku w pewnej książce...
- Mogę pożyczyć? – spytał miłym głosem przybysz.
- Tak, ale pan jest....
- Hm?
- Mikołajem?
- Tak.
- I pożycza Pan mój motor?
- Tak.
- Ahaa....
Bob zawrócił w kierunku domu czując, że musi zadzwonić do swojego psychoanalityka.
Mikołaj uśmiechnął się, i żwawym krokiem podążył w stronę garażu.
***
- MIKOŁAJAAA!!!
- Niechże się przetnie wreszcie drzeć!- zawołała matka. – Harold! Musimy mu powiedzieć! Nie ma innego wyjścia!
Ojciec kiwnął głową.
- Synku... posłuchaj... musisz wiedzieć, ze nie ma żadnego....
Nagle rozległ się warkot motoru, i prawie w tej samej sekundzie otworzyły się drzwi.
***
-HO HO HO!!!!
Mikołaj pędził po niebie z zawrotna prędkością, a pęd powietrza rozwiewał mu włosy.
Nigdy nie odczuwał takich prędkości. Co tam renifery! Motor, to jest dopiero coś! Trzeba wejść w końcu w ten XXI wiek.
A na sylwestra pojedzie na Bahama! A co!
A może zmieni strój, I będzie chodził w czarnych skórach?
Nagle Mikołaj zauważył mały, czerwony przycisk z napisem: DOPALACZ.
Noo... Ten Bob dostanie dzisiaj cudny prezent- pomyślał Mikołaj, i wcisnął przycisk.
- HO HO HO HO HOOOO!!!


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zabawne i nieźle pomyślane :) Przyjemnie się czytało.
Poprawiłbym gdzieniegdzie błędy - literówki i stylistyczne, może niektóre słowa zastąpiłbym innymi, ale to kosmetyka w sumie.
Renifery - the best :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


a tu coś komicznego ode mnie

"Przepotężny Palladyn Endo" wszedł do sali kryształu, była to ogromna podłużna sala wypełniona dziwacznymi i zupełnie niepotrzebnymi ozdobami które miały zmuszać potencjalnych złodziei kryształu zealotów do poważnej refleksji na temat swojego niecnego czynu, Endo miał jednak to w dupie. Kryształ znajdował się na końcu sali, nie było go za dobrze widać, ale młody palladyn wiedział że jest przepiękny. Za nim do sali weszli "Sprytny i Szlachetny Łowca Mum" ze swoją potężną i budzącą respect łysiną oraz z tą śmierdzącą miniaturką teletubisia co nazywa ją Poo oraz "Piękna i Umagiczniona Kapłanka Flli" która to jak zwykle zachwyca wszystkich potencjalnych czytelników swoim wdziękiem i inteligentnymi komentarzami typu"z tymi textami to do big brothera" lub" nie jesteś wart złamanego paznokcia stworze". Idąc nasi bohaterowie podziwiali cud architektury jakim jest sala kryształu. Gdy Endo był na tyle blisko cudownego dzieła zealotów by móc go dostrzec, zaczął iść szybciej co pod koniec trasy zamieniło się w bieg. W końcu udało mu sie dobiec do kryształu, był to kryształ jak każdy inny, kolorowy, pięknie oszlifowany, świecący się. Jednak "Przepotężny Palladyn Endo" wiedział jaka potęga w nim drzemie.
Chciał go sięgnąć i wzionąć, lecz przeszkodził mu w tym długowłosy elfi jegomość który nagle nie stąd ni zowąd wskoczył do sali rozbijając szybę i w dość efektowny sposób rzucając się na Endo. Był to ''''Diaboliczny i zły mag Zerxis", odwieczny wróg Palladyna i jego drużyny. Endo odepchnął go potężnym kopniakiem który na Zerxisie nie wywołał żadnego wrażenia ani nawet nie pozostawił małego siniaczka.
-WTF??!!-wykrzyknął "Przepotężny Palladyn Endo" i wyciągnął swój mocarny miecz "Koksiaż" by nadać powagi pytaniu.
-No jak to co? Zmartwychwstałem. Po prostu udało mi się przeżyć frędzlu i zamierzam ci odebrać ten kamyk. odpowiedział
-Jak to ku*wa udało ci się przeżyć? Zabiliśmy cię już 5 razy!!! krzyknął zaskoczony i zmieszany Endo.
-Taa ino a ostatnim razem wrzuciliśmy cię do pieca potem twoje prochy wsadziliśmy do urny z kevlaru, zakopaliśmy 10metrów pod ziemią, następnie odkopaliśmy, nasikaliśmy tam i z powrotem zakopaliśmy ino. dodał Mum.
-No cóż bywa i tak, porostu mam odrobinę farta i paczkę plastrów zawsze przy sobie.Odpowiedział Ironicznie Zerxis.
-Może też powinnam tak robić. Od teraz będę nosiła ze sobą zawsze doklejane paznokcie.
Rzekła Flli poprawiając swoją przepiękną facjatę przy lusterku.
Endo spojrzał się na nią z pogardą i uniósł swój miecz wyżej.
-Nieważnie jak to robie, magik nie wyjawia swoich sztuczek. Chciałbym wiedzieć po co ci ten kamyk? zapytał zaskakująco "zły mag".
-Eeeee no żeby użyć jego wielkiej mocy czy coś. Endo wymawiając te słowa czuł wyraźne zakłopotanie, bo wiedział że Zerxis na pewno posiadał na temat kryształu większą wiedze niż on, i że zaraz zapewne go skompromituje jednym z tych jego "ironicznych komentarzy".
-oświecę cię mój niedouczony kolego. Kryształ Zealotów to bubel, jedyną magiczną zdolność jaką on posiada to to że się świeci. Wymyślił tą bajkę o kamieniu właściciel oberży by więcej osób korzystało z jego usług. Ten debil nawet nie mógł wymyśleć jakieś sensownej nazwy i ściągnął ją ze "Starcrafta", a wy sie na to nabraliście. Zerxis wpadł w atak histerii mrocznego śmiechu.
-Dlatego ten frajer ma takie wysokie ceny. Mruknął Mum.
-Więc skoro ten kamyk to pic na wode to po co po niego przylazłeś? Endo wyraźnie wściekły zadał jedyne pytanie jakim mógł chociaż ułamkowo skompromitować tak Zerxisa jak on jego. ''''Diaboliczny i zły mag Zerxis" uśmiechnął się lekko probując powstrzymać swój atak.
-Powód jest prosty, chęć rywalizacji, nawet jeżeli uda ci się mnie pokonać to i tak ty będziesz przegranym bo dałeś się tak oszukać i skompromitować.-Endo cały zrobił się wściekły i czerwony
-Ostrzegam że teraz jestem trzy razy potężniejszy niż ostatnim razem. I możesz się przygo.....-Bełt przebił bok zostając w ciele biedaka Maga.
-.....tować n na śmierć ty cwelu!.-Zerxis zakończył swój kolejny żywot pokazując obowiązkowego paluszka Palladynowi i śmiejąc się mroczno.-Endo oddał kuszę Mumowi.
-I lepiej żebyś mi się tu więcej nie pokazywał. Odchrząknął Mum.
-Ten frendzel miał racje, zostaliśmy oszukani. Powiedział wściekły Endo
-To co teraz robimy panowie?
Endo spojrzał na świecący sie kryształ. co chwila zmieniał barwy i wyglądał naprawdę przepięknie. Niestety to był bubel.
-Teraz znajdziemy tego oberżystę i wsadzimy mu ten kryształ w dupę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

I postaraj się znaleźć jak największą liczbę przymiotników do wybranego rzeczownika, to naprawde fajna zabawa i zmniejsza się liczba powtórzeń ;) Szczerze mówiąc opowidanie nie wygląda fatalnie. Ale też nie najlepiej ,dodałbym jakiś ciekawszy wątek postaraj się wymyślić coś co wciągnie czytelników :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

hmm... To tak, napisałem na konkurs Karczmy Diablo (już się skończył :P ) "recenzję" gry Diablo2, wyróżnienie co prawda dostałem, ale jestem ciekaw, jak wy to ocenicie ;-)
Aha, bym zapomniał, daję to tu dlatego, że nie jest to taka zwykła recenzja (bardziej recenzja wpleciona w wywiad innego rodzaju ;p ), więc proszę trochę inaczej ją też oceniać ;p

---

Diablo... Któż go nie zna? W zasadzie prawie wszyscy. Sławny stał się ze względu na dwie gry ze Sobą w roli głównej – Diablo i kontynuacji Diablo 2 (pomysłowe tytuły, nie?). A czy jemu samemu ta sława odpowiada? Jak się czuje, gdy każdego wieczora miliony fanów tłuką go bez opamiętania? Czy naprawdę jego skóra zmienia kolory (!)? Na te i wiele innych pytań dotychczas odpowiedzi nie było. Ale ja, nieustraszony reporter postanowiłem wybrać się do Dolnego Kurast, przejść portalem do Piekła , znaleźć Pana Grozy i uzyskać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Czy to śmiałe przedsięwzięcie się powiodło? O tym przekonacie się sami.

[...]

Przeszedłem przez portal, a tam bez ostrzeżenia zaatakował mnie żar i gorąc. Rzuciłem kilka czarów ochronnych, rozejrzałem się... Tak, nie mogłem się mylić, to na pewno był On.

- Panie Diablo! – krzyknąłem bez opamiętania.

- Czego, nędzny śmiertelniku?! – ryknął, a w mą stronę popłynęła fala gorąca.

- Przybywam z Ziemi, jestem reporterem i chcia... - urwałem, by odskoczyć od lecącej błyskawicy.

- I chciałem zadać Panu kilka pytań, bo wie Pan, tam u nas jest o Panu głośno.

- No co ty nie powiesz! Przecież wiedziałem o tym od dawna! – rzucił, a ściany Sanktuarium zatrzęsły się niemiłosiernie.

- Tak, ale teraz na jednej z najlepszych stron o Pańskiej grze zorganizowa...

- O mojej grze? – spytał z ciekawością.

- No oczywiście, że o Pańskiej, kto inny mógłby wymyślić coś tak dobrego?

- A tak, racja, demon zaczyna się już w tym wszystkim gubić – stwierdził, a ja wiedziałem, że mam go w garści – Możesz kontynuować , śmiertelniku.

- A więc, jak mówiłem, na jednej z najlepszych stron o Pańskiej grze zrobiono konkurs, w którym trzeba napisać pracę i... – przełknąłem ślinę – pomyślałem, że taki wywiad z Panem to byłoby coś!

- Ze mną, mówisz? – zamyślił się – No, racja, przecież tylko ja jestem tak wspaniały. Zgoda, udzielam ci pozwolenia na rozmowę ze mną.

- Hmmm... Od czego by tu... A tak, czy odpowiada Panu ta sława? Czy odczuwa Pan jej pozytywne i negatywne skutki?

- Oczywiście, dajmy na to, oddanymi fanami łatwiej będzie rządzi... – po wypowiedzeniu tych słów widocznie się zmieszał.

- A co też Pan nie powie? – powiedziałem z uśmiechem na twarzy – A złe strony jakieś są?

- A no pewno, że są! – ryknął – Myślisz, że to miłe, urządzać na mnie runy i ciągle przywoływać , i ciągle zabijać?!

- Tak, racja, zgadzam się z Pa...

- Mam nadzieję, że ty tego nie robisz?!

- Nie no, skąd – kłamiąc, modliłem się w duchu, by tego nie zauważył.

- To dobrze... No i jest jeszcze to mylne myślenie, że zmieniam mój szlachetny czerwień na inne kolory, czy przesiaduję w tej zatęchłej dziurze , Tristram, razem z braćmi.

- Czyli, jak rozumiem, to nie prawda?

- No oczywiście, że nie... Przecież to czysta głupota, nie wiem, kto to w ogóle wymyślił!

- To może jeszcze spytam o...

- Nie. Teraz ja mam do ciebie pytanie. Co sądzisz o całej tej grze, ogólnie o pomyśle, wykonaniu, o wszystkim?

I na gorąco podjąłem decyzję, by nie kłamać, mówić w stu procentach szczerze. I zacząłem mówić, a on, jak urzeknięty , słuchał mnie z wielkim zainteresowaniem...

- Na początku chciałbym wyjaśnić, że nie zawsze byłem fanem Diablo II , powiem więcej, najpierw jej wręcz nie lubiłem.

- Hmm?! – odpowiedział mi nerwowy pomruk.

- Po prostu, z tą grą zetknąłem się w wieku ok. 8-9 lat, najpierw zassała mnie jak odkurzacz, grałem w nią jak tylko byłem u wujka , potem zainstalowałem na swoim PC, ale... W końcu pozycję tą zignorowałem, przestała mi się podobać. I najciekawsze, wiem dlaczego...

- Słucham?

- Przede wszystkim chodzi o brak gry w trybie multiplayer, wtedy nie miałem Internetu (co jednak nie przeszkadzało mojemu bratu wymiatać w Diablo, ale to już inna bajka) , a więc tryb single szybko mnie odrzucił, kończyłem zwykle na, wstyd, II akcie, na Radamencie...

- HAHAHA! Śmiech na sali! Że niby Radament? I uważasz się za kogoś, kto lubi tą grę?

- Wie Pan, każdy kiedyś zaczynał, każdy miał ten początek...

Później miałem połączenie LAN z bratem, znowu trochę pykałem, ale po jakimś czasie rzuciłem... Później był OBN , ale co to za gra. Aż do niedawna, brat znowu mnie w to wciągnął i muszę powiedzieć, że esencja tej gry to tryb wieloosobowy, tylko w nim widać całą potęgę tego tytułu. Poczynając od grafiki, może nie spektakularnej, ale prostej i przyjemnej dla oka i do gry, a kończąc na udźwiękowieniu, które mimo że osobiście wywaliłem , to odpowiada do tej gry. Grać może w zasadzie każdy, mimo ograniczenia, które jest sporo za wysokie.

Początkowo tego nie widziałem, ale jest tu miejsce i na strategie, i na wyżywanie się na potworach, i handlowanie (czyli zmysł taktyczny, sztuka perswazji), i ćwiczenie pamięci (mój brat tak robi... ^^ ) , a nawet zawarcie przyjaźni. I tu nie sprawdza się przekonanie, że jak coś może wiele, to nie może nic, Diablo II jest po prostu wszechstronny, nawet fabuła, jak na hack’n’slasha, jest ciekawa, co daje pewien smaczek nawet grze jednoosobowej. Jak już pisałem, jest to dla każdej osoby, a więc i dla tego, kto woli walkę w zwarciu, i dla tego, kto woli uderzać z zaskoczenia. Mamy więc Barbarzyńcę, typowego siłacza, Amazonkę (walka z dystansu/w zwarciu czasem) , Czarodziejkę (używanie tylko magii) , Nekromantę (mój faworyt, dla osób lubiących stać z boku), Paladyna, ostoję każdej drużyny, Zabójczynię , atakującą z zaskoczenia, z podstępem oraz używającego sił natury Druida. Każdą z tych postaci można poprowadzić na wiele odrębnych sposobów, sprawiając, że gra będzie dawała czystą przyjemność, a nie tylko jakiś sposób na zajęcie czasu.

Pisałem co prawda już trochę o grafice, ale nie wspomniałem o jednym ważnym argumencie, który tak bardzo odróżnia Diablo od innych tego typu gier, a mianowicie o mapach. Nie są one zawalone zbędnymi szczegółami, dającymi po oczach, tylko miłe , czyste, pozwalające w spokoju przemyśleć rozgrywkę, w czym pomaga także tzw. minimapa, pomagająca się zorientować w terenie. Udźwiękowienie jakie jest, każdy widzi (albo słyszy), mimo tego, że po części buduje klimat i pasuje do gry, to dla moich uszu jest zbyt gwałtowna ;-)

Problemem jest tylko wspomniany wcześniej handel, bo czasem żeby zdobyć jakiś rzadki przedmiot trzeba się sporo naszukać , czasem przydało by się takie masowe urządzenie do zamieszczania ofert z wyszukiwarką, ale to tylko marzenia, czyż nie? Ogólnie cała gra spełnia moje oczekiwania i nawet po bardzo długim czasie potrafi się nie znudzić (no i działa jako niezłe ukojenie nerwów, nie ma to jak wybić X potworów, przeklinając np. nauczyciela, którego poniosło i zadał za dużo pracy domowej, nie? ;-) ). A najlepsze w tym wszystkim jest to, że ta gra ma bardzo niskie wymagania sprzętowe, więc działa w zasadzie u każdego, co jest świetnym rezultatem, biorąc pod uwagę multum opcji, które Diablo II ma nam do zaoferowania.

- W zasadzie, zgadzam się z tym wszystkim, co powiedziałeś – przerwał mi Pan Grozy – Ale...

- Ale ?

- Ale nie powiedziałeś tego, że aby grać w tę grę nie trzeba mieć multum wolnego czasu, ponieważ po przegraniu dwóch pierwszych godzin z postacią nic się nie stanie, a więc do gry można wrócić nawet po miesiącu!

- Tak, racja, zapomniałem o tym, słuszna uwaga.

- Czy to wszystko? Bo w zasadzie nie mam już wiele czasu, spieszę się na rzeź u Andariel...

- W zasadzie to wszystko, dziękuję bardzo za wywiad. Było mi bardzo mił...

- Grr... - usłyszałem wyraźny pomruk niezgody.

- To znaczy, oczywiście, że było mi bardzo niemiło Pana spotkać. Jeszcze raz dziękuję za wywiad i...

- I do zobaczenia po drugiej stronie (ekranu)!

Rozległ się donośny śmiech, a ja w pośpiechu opuściłem ten niegościnny wymiar...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować