HumanGhost

Filmy i seriale - co warto obejrzeć a czego nie [M]

36655 postów w tym temacie

Dnia 20.09.2010 o 22:00, paraGaladh napisał:

Akurat jeśli chodzi o kwestie 3D, to byłbym optymistą - z filmu na film coraz mniejszy
procent osób wybiera pokazy 3D i przekłada nad nie zwyczajne 2D (...)
Nolan się już raczej wyłamał - sprzeciwił się grzecznie konwertowaniu "Incepcji", na
tą chwilę film zarobił ponad $750 milionów na świecie, więc jest nadzieja (...)

Całe szczęście. Byłem na Avatarze w 3D - jak napisano wyżej: głębia kałuży, ale od strony graficzno technicznej jest niesamowity. Z jednym wyjątkiem - nawet jako kręcony w nowatorski sposób, trzeci wymiar nie powala. Powiedziałbym nawet, że to najsłabsza strona tego filmu.
Miałem okazję obejrzeć później Avatara na dobrym telewizorze w full HD + głośniki 5.1. Wiadomo, że te 30 czy 40 cali telewizora jednak nie umywają się do kilkunastometrowego ekranu w kinie, a mimo to film oglądało się co najmniej tak samo dobrze jak w sali kinowej. Dla mnie wniosek jest prosty - 3D psuje całą zabawę. Wzrok mam dobry, nie noszę żadnych szkieł itd, a w kinie cały czas miałem ochotę ciepnąć okularki w trzy du...

Dlatego bardzo mnie cieszy twoje info nt. Nolana. Chłopak robi filmy co najmniej dobre (jakby Incepcji nie oceniać, odniosła sukces) i skoro może coraz więcej, niech ciśnie przeciwko 3D. Nie jestem jakimś przeciwnikiem nowości, ale w obecnej formie 3D bardziej mi przeszkadza w oglądaniu filmów niż wzbogaca wrażenia z nich płynące. Dopóki tej technologii nie dopracują, u mnie nie ma najmniejszych szans.
Dlatego zresztą parę filmów sobie odpuściłem - nie miałem opcji w kinie obejrzenia standardowego 2D, więc powiedziałem "niet" i spokojnie czekam sobie na BluRaya :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.09.2010 o 22:00, paraGaladh napisał:


>
> Niestety jest teraz wszyscy dostali hopla na punkcie 3D.
>

Akurat jeśli chodzi o kwestie 3D, to byłbym optymistą - z filmu na film coraz mniejszy
procent osób wybiera pokazy 3D i przekłada nad nie zwyczajne 2D, gdy tylko może.


Problem w tym mówię o sytuacji w Warszawie że na bodajże 12 kin które grały Shreka IV tylko w trzech była wersja 2D , z innymi filmami jest podobnie.
Ba są już nawet takie absurdy że Starcie Tytanów (gniot miedzy nami mówiąc ) przepadł w wersji 2D w amerykańskich kinach natomiast w wersji 3D zarobił krocie.

>Poza

Dnia 20.09.2010 o 22:00, paraGaladh napisał:

tym sprzedaż tych telewizorów i sprzętu też nie odbywa się chyba zgodnie z oczekiwaniami,
przynajmniej na razie.


Wysokie ceny , ale gdy ceny spadną to kto wie.

Dnia 20.09.2010 o 22:00, paraGaladh napisał:

+ Nolan się już raczej wyłamał - sprzeciwił się grzecznie konwertowaniu "Incepcji", na
tą chwilę film zarobił ponad $750 milionów na świecie, więc jest nadzieja, że i z "Batmanem
3" mu odpuszczą. On się staje coraz bardziej wpływowym filmowcem, w branży rozrywkowej
powoli przejmuje "rządy", a za 3D nie przepada, więc...


Więc pozostaje mieć nadzieję że uda się uniknąć skonwertowania wszystkich filmów do 3D.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 20.09.2010 o 22:25, kerkas napisał:

Mówię o ogólnym trendzie telewizory 3D , filmy w 3D (nawet Hoffman już kręci w 3D) itd.
ogólnie jest hajp na 3D i zmasowana reklama.

Still. Nie widziałem 3D, nie wypowiem się czy to zagłada kino, czy może nowa era.

Szarlej=> Z Hanksem jest sprawa jest skomplikowana. Bardzo dobrze wcielił się w prof. Langdona, postac jakby dla niego stworzona. Niestety reżyser daje ciała i wychodzi średni film. Szkoda. Bardzo też czekałem na wielki powrót Mela Gibsona, a dostałem nijaki film akcji, o którym szybko zapomniałem. Ja chcę Zabójczą broń 5! ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

/.../

Dnia 20.09.2010 o 22:09, Szarlej napisał:

ale nie widzę wyraźnej i szczególnej wyższości kina starego nad nowym.


Ja widzę pod względem ilości dobrych aktorów w "starym kinie" i obecnie , zresztą wystarczy popatrzeć na nasze polskie podwórko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

/.../

Dnia 20.09.2010 o 22:32, Perry_Cox napisał:

film akcji, o którym szybko zapomniałem. Ja chcę Zabójczą broń 5! ;)


Podejrzewam że będzie , w końcu Mel wróci do tego co potrafi najlepiej tak samo jak Stallone.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.09.2010 o 22:29, szypek26 napisał:


Dlatego bardzo mnie cieszy twoje info nt. Nolana. Chłopak robi filmy co najmniej dobre
(jakby Incepcji nie oceniać, odniosła sukces) i skoro może coraz więcej, niech ciśnie
przeciwko 3D. Nie jestem jakimś przeciwnikiem nowości, ale w obecnej formie 3D bardziej
mi przeszkadza w oglądaniu filmów niż wzbogaca wrażenia z nich płynące. Dopóki tej technologii
nie dopracują, u mnie nie ma najmniejszych szans.


I ja daleki jestem od kompletnego negowania 3D (np w takim Shreku Forever mi nie przeszkadzało), ale i tak póki co jest to zwykły gimmick, chyba trzeba poczekać na jakieś lepsze propozycje np. od kogoś, kto wykorzysta technologię z finezją, no i poza tym na ogólne dopracowanie.

A co do Nolana, to mainstream, rozrywka powinny wyglądać właśnie tak, jak u niego wg mnie, więc życzę mu i nam wszystkim, by nie zboczył z obranej drogi i dalej się doskonalił.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 20.09.2010 o 22:35, kerkas napisał:

Podejrzewam że będzie , w końcu Mel wróci do tego co potrafi najlepiej tak samo jak Stallone.

Mam taką nadzieję, bo właśnie w takiej postaci Mel czuje się najlepiej. No i nie zapomnijmy o świetnym Mavericku.

Co do Starcia Tytanów, to masz rację. Jak dla mnie to, po MacGruberze, najgorszy film tego roku. Dwa razy nawet zasnąłem podczas seansu. Ostatnio takie coś zdarzyło mi się przy końcówce Czasu Apokalipsy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.09.2010 o 14:38, Olamagato napisał:

Wszystkie powieści i filmy SF, które bazowały na stanie wiedzy z momentu pisania dzisiaj giną w odmętach historii przeterminowanego crapu.
W tym gatunku, to co się liczy, to nie jest technika, ani stan wiedzy, lecz dobra fabuła w świecie jaki wykreował autor.
Jedynym założeniem, którego SF trzyma się ściśle, to zakaz tworzenia opisu sprzecznego ze znanymi prawami fizyki...


Nie zrozum mnie źle - sci-fi jest jednym z moich ulubionych, może nawet i ulubionym z gatunków filmowych i literackich. Nie z takimi motywami się spotykałem i nie takie przełykałem. Sam motyw z podróżą w czasie i niuansami czasowo-paradoxowymi uważam za całkiem niezły i w zasadzie jak dla mnie to uratował on ten film. Nie musisz mnie przekonywać ani wykazywać jak powinno się tworzyć dobre sci-fi. Wiem tyle, że w przypadku tego filmu moja tolerancja została solidnie nadwyrężona. Z doświadczenia wiem, że u każdego taka tolerancja jest na nieco innym poziomie. Wiem, że nie ja jeden chciałem wyłączyć go mniej więcej w połowie, i wiem, że dla niektórych film był "genialny". Jednemu zupełnie nie przeszkadza, że ktoś może podróżować w czasie zmieniając połączenia w swoim mózgu ("Butterfly Effect" o ile pamiętam), innemu zupełnie nie przeszkadza, że współczesny rozwój techniki rzekomo pozwala na obserwowanie i poruszanie się po przeszłości oraz wysyłanie do niej ludzi ("Deja Vu"), a jeszcze inni łykają bez zmrużenia okiem inne historie... Mimo tego, że bardzo lubię sci-fi we wszelkiej formie, w tym bardzo lubię motywy czasowo-paradoxowe, to jednak film wywołał u mnie takie, a nie inne wrażenia. I ciągle będę twierdził, że jeżeli mowa o podróży w czasie, to IMO o wiele lepszy jest "Primer", któremu w tym aspekcie "Deja Vu" nie dorasta do pięt (biorąc oczywiście poprawkę na to, że "Deja Vu" nie jest raczej o podróżach w czasie samych w sobie).

Dnia 20.09.2010 o 14:38, Olamagato napisał:

I bardzo dobrze. Dzięki temu ten film nie straci sensu i aktualności przez następne 50 lat.


Podobnie jak inne filmy traktujące o cofaniu się w czasie, może je stracić bardzo łatwo jeżeli w ciągu tych 50 lat uda się wykazać, że nie jest możliwa podróż w przeszłość, o czym zresztą spekuluje się nie od dziś. A w pewnym sensie już jest pod tym względem ograniczony, jeżeli wziąć pod uwagę jak śmiesznie małych ilości energii użyto tam to podróży w czasie i jak to się ma do obecnych przypuszczeń.

Dnia 20.09.2010 o 14:38, Olamagato napisał:

Używanie takich teorii w filmie czy książce jest bardzo ryzykowne. Wystarczy aby już niedługo naukowcy odrzucili jedną z nich
jako bzdurę lub podważyli jakiś aspekt teoretyczny i całe dzieło zostaje zruinowane. Tak się nie robi dobrego SF.


No i dokładnie taki los będzie czekać też "Deja Vu" jeżeli podważy się możliwość cofania się w czasie (co de facto już ma miejsce). I co także pisałem wyżej, to samo tyczy się chyba ilości energii potrzebnych do stworzenia tunelu lorentzowskiego, czy w ogóle jakiegokolwiek połączenia czasoprzestrzennego. Sam twierdzisz że tak się nie robi dobrego SF, a jednak "Deja Vu" określasz takim mianem. Mogą się też w tym miejscu pojawić pewne wątpliwości w związku z Twoją opinią o rzekomym braku ewidentnych naukowych bzdur oraz Twoimi słowami o ścisłym trzymaniu się opisu zgodnego ze znanymi prawami fizyki.

Dnia 20.09.2010 o 14:38, Olamagato napisał:

Jaki przygodowiec? To ostatni gatunek do jakiego zaliczyłbym ten film. Ciężko go zaszufladkować, ale jego fabułę trudno nazwać "przygodami". :)


"Film przygodowy" jeżeli tak wolisz. Np. w IMDB można zobaczyć, że ten gatunek także widnieje w opisie. Nie twierdzę, że był czysto, ani nawet w większości familijno-przygodowy, ale z pewnością miał charakterystyczne dla takich produkcji elementy i to na tyle widoczne, że zepsuły mi przyjemność z oglądania. Obejrzyj "Atonememt" (2007), czy "The Painted Veil" (2006), a zrozumiesz na co się nastawiałem i dlaczego tak się zawiodłem.

Dnia 20.09.2010 o 14:38, Olamagato napisał:

Przecież ten film jest po części każdym z tych gatunków. Jest dramatem, jest romansem, jest nawet cały klasyczny element westernowy...


Nie twierdzę przecież, że nie jest. Sam zauważyłeś, z jakich elementów jest złożony, więc wydaje mi się, że powinieneś umieć odróżnić, co rozumie się pod pojęciem dramat, romans, western... bo w mojej opinii jest pewna różnica np. pomiędzy westernem, a filmem zawierającym elementy westernu. Co nie znaczy oczywiście, że westerny są zawsze jednorodne gatunkowo.

Dnia 20.09.2010 o 14:38, Olamagato napisał:

No widzisz, a ten film było o tym, że to ludzie widząc w innych dzikusów sami okazali się dzikusami.


W jaki sposób się nimi okazali? O ile pamiętam z historii, to imperializm zawsze był domeną silniejszych i lepiej rozwiniętych. Nie powiesz chyba, że kolonializm był objawem zdziczenia? Tak to chyba od zawsze funkcjonowało, że silniejszy gatunek podporządkowuje/wypiera słabsze. Czy ktokolwiek dzisiaj neguje dokonania Amerykanów albo uważa ich za złoczyńców, przez to, że zbudowali swoją potęgę m.in. na krzywdzie "dzikusów" których wypierali i którymi się posługiwali? Z tego, co pamiętam z filmu, to koloniści mieli w zamiarze najpierw próby pokojowego nawiązania kontaktu i porozumienia, a gdyby to nie dało pożądanych efektów - użycie siły. Równie dobrze mogli przecież wytępić kosmitonów na samym początku i mieć problem z głowy.

Dnia 20.09.2010 o 14:38, Olamagato napisał:

I nie obraź się, ale ten film był również trochę o Tobie. ;) A właściwie o takim podejściu jak Twoje.


Cóż za wnikliwe spojrzenie. Jakby nie patrzeć, historia jaką znamy jest historią wojen, podbojów i imperializmu. Ja uważam to za naturalną i prawidłową kolej rzeczy, której zawdzięczam m.in. to, że naciskam teraz syntetycznie wytworzone guziki, a Ty widzisz znaczki tworzone przez ciekłe kryształy, czy przez działo elektronowe strzelające w luminofor...

Dnia 20.09.2010 o 14:38, Olamagato napisał:

Frajerem byłby gdyby zamienił status zbawcy całej planetarnej rasy, który stał się tam numerem jeden na pospolitego beznogiego szpiega ludzi - jakich wielu...


Nogi dostałby równie dobrze na Ziemi, o ile pamiętam. Gdyby pomógł swojej rasie wymanewrować kosmitonów i zniszczyć ich od środka, to niewykluczone, że zostałby prawdziwym bohaterem, więc sława, chwała, zaszczyty i kobiety przyszłyby same. Ciało avatara i możliwość wzięcia udziału w projekcie zawdzięczał Ziemianom, do tego był także żołnierzem - obowiązywało go posłuszeństwo i rozkazy, na co dobrowolnie się zgodził. Jak dla mnie, to chyba najgorszy rodzaj zdrajcy i sprzedawczyka, kto w taki sposób zdradza własną rasę i staje przeciwko niej, łamiąc lojalność rasową i wojskową, nawet pomijając to, co mógłby zyskać i jak bardzo się swojej rasie przysłużyć. Dziwi mnie, że taka postawa może być oceniana pozytywnie. Gość IMO powinien być na Ziemi na zawsze zapamiętany jako zdrajca największego kalibru.

Dnia 20.09.2010 o 14:38, Olamagato napisał:

A fakty są takie, że psy takie jak Pizarro czy Caster mimo to zapisały się w historii (naszej cywilizacji) negatywnie.


Jakie fakty masz konkretnie na myśli, mógłbyś przybliżyć? Ja wiem, że faktem jest występowanie ich nazwisk wysoko na listach największych w historii odkrywców jak i dowódców.

Dnia 20.09.2010 o 14:38, Olamagato napisał:

Nic im nie pomogły zasługi skoro były lub okazały się zasługami w złej sprawie. O wiele wyżej ceni się Marco Polo, Columba czy Livingstone''a,
którzy mimo wszystko do sprawy odkryć nowych ludów podchodzili raczej pokojowo.


Nie wiem co rozumiesz poprzez "zasługi w złej sprawie". Nie wiem też pod jakim względem o wiele wyżej ceni się przytaczane przez Ciebie nazwiska, bo nie przypominam sobie żebym się kiedykolwiek z takimi ocenami spotkał. O ile dobrze pamiętam, to Columbus prześladował indian, był zwolennikiem robienia z nich niewolników i handlowania nimi. Wiem też, że dzięki nazwiskom Pizarro i Cortes, Hiszpania zyskała z czasem zwierzchność nad gigantycznymi obszarami i przez kilkaset lat Ameryka Południowa i Środkowa znajdowały się pod jej panowaniem. Do dziś wśród większości tamtejszych mieszkańców dominuje hiszpańska religia i język, który stał się jednym z czołowych na świecie i nie bez znaczenia jest zapewne, że to wówczas Hiszpania osiągnęła szczyt swojej potęgi. Niewielu jest ludzi, którzy w takim stopniu wpłynęli na "bieg dziejów świata i określili na stulecia losy całych kontynentów i zamieszkujących je ludów" i którzy przy udziale tak skromnych środków zdobyli i podbili tak wielkie obszary i ich mieszkańców. Ale pewnie to wszystko nieistotne, bo są to "zasługi w złej sprawie" (z pewnością gorsze od najazdów Azteków przeprowadzanych w celu pozyskania grubych tysięcy jeńców rocznie na ofiary). Jak było wspominane wcześniej, na podobnej zasadzie można by chyba przekreślić całą amerykańską potęgę, jako wyrosłą na "złej sprawie". O ile pamiętam, okres amerykańskich odkryć wiąże się z rozwojem niewolnictwa na niespotykaną dotąd skalę. Czy komukolwiek to przeszkadza? Z zadowoleniem kupujemy nowe Fordy, chodzimy w butach Nike i żremy kurczaki w KFC.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.09.2010 o 22:32, Perry_Cox napisał:

Szarlej=> Z Hanksem jest sprawa jest skomplikowana. Bardzo dobrze wcielił się
w prof. Langdona, postac jakby dla niego stworzona. Niestety reżyser daje ciała i wychodzi
średni film. Szkoda.

Mnie raczej wydaję się, że postacią dla niego stworzoną był Forrest Gump, a z Langdona nie ma co wyciskać, bo jest raczej przewodnikiem po zagadkach niż postacią. Takie mam wrażenie.

Dnia 20.09.2010 o 22:32, Perry_Cox napisał:

Bardzo też czekałem na wielki powrót Mela Gibsona, a dostałem nijaki
film akcji, o którym szybko zapomniałem. Ja chcę Zabójczą broń 5! ;)

Pomyślałem dokładnie to samo.

@kerkas
Dzisiaj też grają ci aktorzy "z kiedyś". Nie ma podziału na filmy z młodymi aktorami i starymi (chociaż wiek postaci jest akurat kwestią scenariusza). A że nie gra już Brando albo Machulski to inna sprawa. Nie powiesz mi też, że każdy stary film ma "niewiadomo jaką" obsadę bo to niemożliwe. Po za tym dzisiaj liczą się także inne cechy aktora w doborze obsady do filmu, np. wygląd. Nie mówię, że to dobrze, ale ktoś uznał że tak ma być i tak jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.09.2010 o 22:40, Perry_Cox napisał:

Ostatnio takie coś zdarzyło mi się
przy końcówce Czasu Apokalipsy.

Tu mnei zaskoczyłeś, zwykle nie słyszy się złych opinii na temat tego filmu. Proszę tylko, nie rozpoczynajmy dywagacji jak te powyżej XD Ja bardzo ten film sobie cenie, Ty może nie, prawo kinmana ;D

Swoją drogą, w Media Markcie jest fajny pakiecik za niecałe 26 złotych. Otóż jest do kupienia dwupak Hellboya, bardzo porządny, bez dodatkowych płyt, ale po kilka dodatków na każdej płycie z filmem. Dla mnie to był must buy.

No, Scott Pilgrim wygląda ciekawie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


Widział ktoś już Scott Pilgrim vs. the World? Wiem, że polska premiera odbędzie się dopiero za ok. dwa miesiące, ale w stanach film ten można oglądać od 27 lipca, a był przypadek, że ktoś z forum był na światowej premierze. Oceny i opinie są świetne, a trailer naprawdę zachęca. A po tym filmiku http://www.youtube.com/watch?v=-jMruFHTwrY już kompletnie nie mogę się doczekać premiery (ciekawe czy w moim mieście film zawita, a jeśli już to na pewno przynajmniej z miesięcznym poślizgiem). Scott Pilgrim vs. the World aż kipi specyficznym klimatem. Nie chcę też za bardzo się napalać jak miało to miejsce przy premierze Incepcji. Oczywiście dostałem świetny film, ale spodziewałem się Bóg wie czego. Jednak i tak w najbliższym czasie jest to dla mnie największy "must watch" ;)

Ichibanboshi-kun=> http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=255&pid=22358

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Co do ekranizacji i filmów o podóżach w czasie. Jakby zrealizowali "I stanie się czas". To by było wspaniałe dzieło!

Co do samego SF, to mam nadzieję, żę już niedługo ujżymy "Grę Endera". Card miał dostać scenariusz na stól już dwa tygodnie temu, to kto wie, może tym razem nie pogwałciły żadnego z ustalonego przez niego punktu i ujrzymy za kilka lat ten film. Chociaż, obawiam się co z tego może wyjść - choć wypowiedzi Carda napawają optymizmem - i okaże się, że już lepiej grać milion razy w Galcon Fusion.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.09.2010 o 01:13, Perry_Cox napisał:

Tak jak powiedziałem, szanuję to. Przedstawiłeś wypowiedź, a nie krytykę z gatunku "bo nie".
Ja po prostu czekałem żeby obejrzeć ten film wiele lat(dopóki nie skończyłem 18 lat)i się nie zawiodłem.
Wstyd przyznać, Ojca Chrzestnego muszę obejrzeć, ale uważam że na niektóre filmy warto poczekać. Przykładowo z CA w wieku lat 13 nigdy bym się, że tak powiem, nie cieszył, bo też gówno bym zrozumiał.
Ojca muszę kupić w porządnym wydaniu DVD i odpalić w 5.1 :)

I z staroci lat 90' polecę "Dzieci Triady" o boże o boże! Fat w roli Tequilli jest genialny. Sam film widać, że zapoczątkował ere współczesnego kina akcji dodając trochę absurdu do czegoś co wcześniej istniało. Film jest MEGA.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Wiem tyle, że w przypadku tego filmu moja tolerancja została solidnie nadwyrężona.

Tylko czym? Dokładnie taką samą hipotezę wykorzystuje powieść Arthura C. Clarka "The Light of Other Days", której nikt nie zarzuca przegięcia.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

innemu zupełnie nie przeszkadza, że współczesny rozwój techniki rzekomo pozwala
na obserwowanie i poruszanie się po przeszłości oraz wysyłanie do niej ludzi ("Deja Vu")

Dlaczego współczesny? W filmie wykorzystano rzekome możliwości techniczne jakich oficjalnie nie ma. Całkiem dobry wybieg na uzasadnienie toczenia się akcji w czasach nam współczesnych.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

I ciągle będę twierdził, że jeżeli mowa o podróży w czasie, to IMO o wiele lepszy jest "Primer"

Co i tak się sprowadza to tego, żeby człowiek mógł znaleźć się w innym czasie. Dla mnie na przykład nie ma znaczenia to jak on się tam znajdzie, ale istotny fabularnie jest jedynie fakt, że się znajdzie.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Podobnie jak inne filmy traktujące o cofaniu się w czasie, może je stracić bardzo łatwo
jeżeli w ciągu tych 50 lat uda się wykazać, że nie jest możliwa podróż w przeszłość

Co jest raczej mało prawdopodobne, tym bardziej, że są już eksperymenty pokazujące, że albo obecny model materii jest całkowicie wadliwy, albo albo cząstki materialne mogą przebywać część swojej drogie w ujemnym (sic!) czasie.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

jeżeli wziąć pod uwagę jak śmiesznie małych ilości energii użyto tam to podróży w czasie i jak to się ma do obecnych przypuszczeń.

Nie wiadomo prawie nic o tym jakich energii potrzeba, czy nie da się tego obejść i jaką energią dysponują w filmie ludzie. Dlaczego więc stawiasz tezę, że były to "śmiesznie małe ilości", skoro nic o nich nie wiadomo.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

No i dokładnie taki los będzie czekać też "Deja Vu" jeżeli podważy się możliwość cofania
się w czasie (co de facto już ma miejsce).

Tym bym się nie przejmował bo takie wykluczenie z dnia na dzień pogrzebie tak połowę fantastyki w ogóle. Ale takie coś jest bardzo mało prawdopodobne

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Sam twierdzisz że tak się nie robi dobrego SF, a jednak "Deja Vu" określasz takim mianem.

Miałem na myśli, to że film nie powinien skupiać się na tym, jak, ale nad sam faktem przedstawionym w filmie i jego konsekwencjami..

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

"Film przygodowy" jeżeli tak wolisz. Np. w IMDB można zobaczyć, że ten gatunek także widnieje w opisie.

Tak samo jak "Comedy" ma oznaczać "Komedię"? ;)

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Z tego, co pamiętam z filmu, to koloniści mieli w zamiarze najpierw
próby pokojowego nawiązania kontaktu i porozumienia

Ehe, dowiadując się najpierw, że ten prosty lud ma kości z naturalnego włókna węglowego i, że "bardzo trudno ich zabić"... o czym na wstępie informuje sam główny boss wojskowy bazy.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

a gdyby to nie dało pożądanych efektów - użycie siły. Równie dobrze mogli przecież wytępić kosmitonów na samym początku i mieć problem z głowy.

Gdyby mogli, to nie byłoby fabuły filmu. Wynika więc z tego, że nie mogli. A ilościowo nie mogli się nawet równać z liczbą jednego plemienia.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Cóż za wnikliwe spojrzenie. Jakby nie patrzeć, historia jaką znamy jest historią wojen,
podbojów i imperializmu.

Które nie zawsze kończyły się dobrze dla podbijającego. Na przykład dla plemion mongolskich najeżdżających Chiny czy średniowiecznej Hiszpanii.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Nogi dostałby równie dobrze na Ziemi, o ile pamiętam.

I na tym by się skończyło. Nie było mowy o nagrodzie, była mowa o interesie.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Ciało avatara i możliwość wzięcia udziału w projekcie zawdzięczał Ziemianom, do tego był także żołnierzem - obowiązywało go posłuszeństwo i rozkazy

Za które wg dzisiejszych praw wojskowości dostaje się trybunał za zbrodnie wojenne. Takich rozkazów się obecnie nie wykonuje bo jest pewna granica podległości oraz współodpowiedzialności.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Jak dla mnie, to chyba najgorszy rodzaj zdrajcy i sprzedawczyka, kto w taki sposób zdradza własną rasę i staje przeciwko niej, łamiąc lojalność rasową i wojskową

Bo widzisz. Historię piszą zwycięzcy. Wg Twojego podejścia np. Kukliński byłby szpiegiem i zdrajcą, a wg zwycięzców bohaterem.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Dziwi mnie, że taka postawa może być oceniana pozytywnie.

Bo ocenia się całość, a nie wycinek tej całości. Nie mnie oceniać dlaczego tak jest, ale ludzie w większości uważają, że bardziej obiektywne jest oceniać czyjeś działania w konkretnym kontekście.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Gość IMO powinien być na Ziemi na zawsze zapamiętany jako zdrajca największego kalibru.

Ale ponieważ Ziemianie przegrali, to raczej byłoby to mało prawdopodobne.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Jakie fakty masz konkretnie na myśli, mógłbyś przybliżyć? Ja wiem, że faktem jest występowanie
ich nazwisk wysoko na listach największych w historii odkrywców jak i dowódców.

Na liście odkrywców nie występują w ogóle. Co do dowódców, to tak pierwszy faktycznie miał sporo szczęścia, drugi natomiast modelowo wręcz przerąbał stając się potrawką znacznie prymitywniejszych oddziałów Siedzącego Byka.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

O ile dobrze pamiętam, to Columbus prześladował indian, był zwolennikiem robienia z nich niewolników i handlowania nimi.

Z niewolnikami nie handluje się. To podstawowa zasada handlu. :)

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Wiem też, że dzięki nazwiskom Pizarro i Cortes, Hiszpania zyskała z czasem zwierzchność nad gigantycznymi
obszarami i przez kilkaset lat Ameryka Południowa i Środkowa znajdowały się pod jej panowaniem.

Co było bezpośrednią przyczyną upadku Hiszpanii, z którego podniosła się dopiero w połowie 20. wieku.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Do dziś wśród większości tamtejszych mieszkańców dominuje hiszpańska religia i język

Tak, ale czy było to tyle warte? Moim zdaniem nie.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Ale pewnie to wszystko nieistotne, bo są to "zasługi w złej sprawie"

Bilans okazał się ewidentnie ujemny zarówno dla ludności amerykańskiej jak i Hiszpanii.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

O ile pamiętam, okres amerykańskich odkryć wiąże się z rozwojem niewolnictwa na niespotykaną
dotąd skalę. Czy komukolwiek to przeszkadza?

Najwidoczniej tak skoro o tak nieistotną sprawę stoczono wieloletnią wojnę domową, a problem rozwiązano ostatecznie dopiero 400 lat później od jego zaistnienia.

Dnia 20.09.2010 o 22:47, Validus napisał:

Z zadowoleniem kupujemy nowe Fordy, chodzimy w butach Nike i żremy kurczaki w KFC.

Późniejsza potęga USA wiązała się w większości z innymi przyczynami niż same podboje terenów rdzennej ludności. Jedną z najważniejszych przyczyn owej potęgi były dwie wojny w Europie.

No, ale nie będę kontynuował tego wątku bo tu o filmach jest mowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.09.2010 o 01:13, Perry_Cox napisał:


Widział ktoś już Scott Pilgrim vs. the World?


Hell yeah.

Premiera w USA była tak naprawdę 13. sierpnia - tamta końcówka lipca to ComicCon.

Pozwolisz, że przekopiuję moją opinię z filmwebu? :)


"Nie wiem właściwie od czego by tu zacząć... I co gorsza, jak ocenić ten obraz.

"Scott Pilgrim vs. the World" to z pewnością film jedyny w swoim rodzaju i dający poczucie świeżości, oryginalności. Przyznam, że nie widziałem jeszcze innych filmów Edgara Wrighta, lecz po tym jednym jestem pewien - gość ma pełno kreatywnych pomysłów.

Przejażdżka ze Scottem jest niesamowita - żadnego sztucznego przedłużania czy rozdmuchiwania scen - gdy dajmy na to dzwoni telefon, to zazwyczaj bohaterowie są przy nim już po jednej sekundzie. Niektóre sceny trwają w zasadzie niewiele więcej, akcja płynie z zawrotną prędkością.

Żartów jest ogrom, są błyskawiczne i może niezbyt wyrafinowane, ale na pewno nie nazwę ich głupimi. Najlepszym dowodem na to była widownia - nigdy nie widziałem tak głośno zachowującej się (w "pozytywny" sposób) publiczności - śmiech było słychać niemal bezustannie, powiedzmy gdzieś przez 85% filmu, w tym często naprawdę do rozpuku. Sam zresztą dawno się tak dobrze nie ubawiłem. : )

Jednak i tak najlepsza jest nieprzewidywalność - w pewnym momencie obiecałem sobie niczemu się już nie dziwić. Właściwie przy każdym wypowiedzianym zdaniu jest szansa na to, że za chwilę komuś na głowie wyląduje coś ciężkiego, ktoś niespodziewanie wyskoczy przez okno albo pojawi się wymyślny wizualny przerywnik. Śmiałem się szczerze zaskoczony naprawdę wiele razy. Reżyser ma talent do humorystycznych zagrywek.

Co do starć - choć oczywiście przerysowane, to i tak iście epickie! Tutaj ponownie muszę pochwalić widownię - aplauz było słychać (i widać) po każdej walce, a w trakcie ostatniej nawet kilka razy. Natężenie kolorów jest ogromne i świetnie wtapia się w szaloną całość.

No tak, "Scott" to w ogóle satyra na wiele ogranych schematów, pełno nawiązań do świata gier czy mangi & anime (przyznam, że sam nie wychwyciłem jednego żartu na temat pewnego amerykańskiego sitcomu).

W kwestii gry aktorskiej - trudno orzec. Michael Cera może i znowu gra podobną postać, ale jego Scotta z łatwością można polubić i kibicować mu. Sądzę, że był dobrym wyborem. Co do reszty - panna Winstead przekonująco oddała oblubienicę protagonisty, Chris Evans i Brandon Routh dawali radę na drugim planie, złego słowa nie powiem też o Annie Kendrick czy Ellen Wong. Ogółem obsada wypadła przyzwoicie.

Nie jestem (jeszcze) fanem komiksu, choć pobieżnie przeczytałem pierwsze dwa tomy, ale widać było ubytek niektórych scen. Jednak wydaje mi się, że trudno o lepszą ekranizację - klimacik było czuć.

Co jeszcze na plus? Montaż, efekty dźwiękowe, muzyka (ostatnia piosenka!)

No i sam zauroczyłem się w Ramonie. : )

Polecam! Nie jestem jeszcze pewien oceny, ale coś ok. 8 chyba bym postawił. Nie jest to produkcja dla wszystkich i wiele osób kompletnie tego nie kupi.

BTW, ciekawe, jak przetłumaczą na polski niektóre kwestie..."


Generalnie warto. Tylko doprawdy pojęcia nie mam, jak zareagują na to nasi rodacy... :) Czy są gotowi na coś takiego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.09.2010 o 22:22, kerkas napisał:

Co Sądzisz o nowej kolekcji westernów ? Twoje marzenie się spełniło Rio Bravo jako pierwsze.

Sporo dobrych filmów w pierwszej części, pod koniec kilka dość słabych. Mogli je sobie darować. Ale ogólnie, wrażenie pozytywne.
A "Rio Bravo" od jakiegoś czasu już mam :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś orientuje się, czy film "Ja, Robot" powstał na podstawie książki (Issaac''a jakiegoś tam). Chodzi o to, że muszę porównać książkę z jej adaptacją filmową. Film mi się podobał, więc nie ukrywam, że chciałbym wybrać właśnie ten tytuł.

A może poleci mi ktoś jakiś ciekawy film s-f/akcji, który powstał na bazie książki (nie chodzi tu o komiks)?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Chłopie Isaac Asimov, trzeba go znać XD
Tak, film bazuje na tej książce, ale tak jak napisałem. Nie jest to ekranizacja a adaptacja czyli w gruncie rzeczy nie masz co porównywać. Film jest fajny, książka jest fajna. Traktuj ją jako dorębne dzieło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.09.2010 o 15:39, Ichibanboshi-kun napisał:

Chłopie Isaac Asimov, trzeba go znać XD
Tak, film bazuje na tej książce, ale tak jak napisałem. Nie jest to ekranizacja a adaptacja
czyli w gruncie rzeczy nie masz co porównywać. Film jest fajny, książka jest fajna. Traktuj
ją jako dorębne dzieło.

No to nieciekawie, nie o to mi chodziło :( Z ciekawości książkę przeczytam, ale do prezentacji będę musiał szukać czegoś innego. Dzięki za odpowiedź.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się