Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

Po śmierci Paula Hoggsona, na salę, zaalarmowany hukiem wystrzału, wpadł kapitan McMahony.
- Wy chyba nie jesteście normalni... - wyszeptał, choć wszyscy spodziewali się wrzasku. - Połóżcie go obok pozostałych.
Piętnaście minut później, Roger Fawcett zasłonił twarz martwego Hoggsona i wstał ciężko z podłogi zaimprowizowanej kostnicy, którą zorganizowali w piwnicy. Zrobił krok, potknął się o rękę nieżyjącego kolegi i poleciał do przodu. Poczuł draśnięcie czegoś ostrego na ramieniu zanim dotknął posadzki. Szybko podniósł głowę i dostrzegł czarny zarys kogoś znikającego szybko w ciemnym korytarzu.
Dotknął dłonią rany.
- Cholera, miałem być następny - powiedział cicho. Popatrzył na ciało Paula Hoggsona i wyszeptał przez ściśnięte gardło: - Uratowałeś mi życie, Paul...
________________________________________
Los się do Was uśmiechnął. Mordercy skrewili...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.10.2008 o 23:32, upiordliwy napisał:

-A ja nie jestem co do Pillskina przekonany. Brawurowa akcja. I podoba mi się. Ale nie
mogę w nią uwierzyć. A do której niby mordercy mają się zdecydować kogo mordują ? Zazwyczaj
mordy chyba dokonywane są koło północy?

- Nie słuchałeś słów kapitana? Przypomnij je sobie i zobaczysz, że Pillskin dobrze zrobił (o ile jest tym za kogo się podaje). Ja mu wstępnie wierzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

A jednak, do diabła niech Cię. W takim razie ja podaje siędo dymisji. Nie trafiłem nikogo do tej pory, kto mógłby być złoczyńcą. Z moich przypuszczeń pozostaje mi tylko intuicyjny Dorrows. I dla Waszego dobra, żebyście nie mieli wątpliwości powinniście mnie jutro zabić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.10.2008 o 23:32, upiordliwy napisał:

-A ja nie jestem co do Pillskina przekonany. Brawurowa akcja. I podoba mi się. Ale nie
mogę w nią uwierzyć. A do której niby mordercy mają się zdecydować kogo mordują ? Zazwyczaj
mordy chyba dokonywane są koło północy?


- No to masz już odpowiedź, Johnie. Pillskin po prostu MUSI być tym, za kogo się podaje. Inaczej Fawcett cudownie by nie ocalał, chociaż wyglądało to bardziej na szczęśliwy zbieg okoliczności z wykorzystaniem trupa Hoggsona. I wiesz co? Wracasz do grona podejrzanych, tych najbardziej. Z prostej przyczyny - jeszcze przed ruchem morderców starałeś się lekko zdyskredytować rolę Pierce''a. Być może w obawie, gdyby to właśnie o Tobie dostał informacje z FBI. Wówczas mógłbyś się jeszcze jakoś bronić, a tak nieudany mord na Rogerze załatwia sprawę definitywnie w sprawie wiarygodności osoby podającej się za tą, z którą współpracuje FBI. I to przechyla ostatecznie szalę na twoją niekorzyść. Czy w związku z tym dostaniesz ode mnie głos pod koniec jutrzejszego dnia. Jest to dosyć prawdopodobne, ale nie będę się z tym przesadnie spieszył. Być może coś istotnego jeszcze się wydarzy, a poza tym głupio tak głosować już teraz, w dodatku jako już pewny niewinny (;]).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- No to mamy jakiś porządny punkt zaczepienia. Flanely, Dorrow, Johnson albo McCartney.
Zaraz prześledzę Wasze zachowanie, ale w poprzednich dniach James i Kenny zwrócili moją szczególną uwagę, a dzisiaj wyróżnił się na pewno McCartney...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Podsumowując:
Ja, Roger, Mike i Mark jesteśmy niewinni.
Mamy dodatkowy dzień na ubicie zdrajcy.
Istnieje 25% szansa, że kolejnej nocy również nikt nie zginie.
Kto jest zdrajcą pomyślę jutro.
Na razie idę się zdrzemnąć.
Miłej nocy koledzy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Jest nas dziewięciu - zaczął myśleć analitycznie Scott. - Nawet jeśli Pillskin nie zdołałby uratować nikogo więcej jest 5 podejrzanych (z mojego punktu widzenia w ogóle nie ma problemu, bo jest czterech podejrzanych). Jeśli dalej w nocy ginąć będą dwie osoby zostały nam 4 dni na wytropienie mordercy. Z piątki podejrzanych możemy sprawdzić czwórkę, więc musimy tylko ustalić kto z niepewnej piątki jest najmniej podejrzany. Mam nadzieję, że nic nie pomyliłem - skończył Samuel.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.10.2008 o 23:43, DonCarleone napisał:

Podsumowując:
Ja, Roger, Mike i Mark jesteśmy niewinni.
Mamy dodatkowy dzień na ubicie zdrajcy.
Istnieje 25% szansa, że kolejnej nocy również nikt nie zginie.
Kto jest zdrajcą pomyślę jutro.
Na razie idę się zdrzemnąć.
Miłej nocy koledzy.


- O.K., lecz póki ja jeszcze nie śpię dodam, że teraz wiem, czemu podczas pierwszego dnia nieśmiało zabiegałeś o remis, w którym by nikt nie zginął :] . No ale nie ma tego złego, cudowne uratowanie Rogera przed śmiercią niejako nam to rekompensuje. Co więcej jest to o tyle korzystne, że wówczas, gdyby Nitz jednak nie zginął nie znalibyśmy jego tożsamości, a teraz co do Rogera jesteśmy 100% pewni. Żeby tak Tobie słodzić zgłaszam pretensje, że sprawdzałeś jedynie te osoby, których ja za specjalnie nie podejrzewałem ;P . W związku z czym zostają mi praktycznie sami bardziej prawdopodobni kandydaci na morderców. No ale trudno... Że tak się jeszcze pokuszę o rozbudowanie myśli matematycznych: zostało nas 9, z czego 4 niewinnych, a więc 5 znaków zapytania, wśród których kryją się 2 mordercy. Jeżeli ich nie załatwimy przy tym układzie to będzie to po prostu kompromitacja amerykańskiej policji ;P . Dobrze, że przynajmniej w dwóch najbliższych głosowaniach ewentualna pomyłka nie będzie automatycznie oznaczała naszej porażki, aczkolwiek i tak lepiej teraz typować jak najcelniej, żeby później nie było paniki. Innymi słowy nie można zmarnować tak świetnej sytuacji.

Mark zrobił sobie krótką przerwę na wzięcie głębokiego oddechu.
- Skoro już tak się rozgadałem to powiem jeszcze coś. Wyeliminowanie Hoggsona. Moim zdaniem i tak dobrze się stało, gdyby on przeżył, a McCartney okazał się niewinny, w co coraz bardziej jednak wątpię, to zakładając taki sam dalszy scenariusz w dalszym ciągu pozostałby w ścisłej czołówce moich podejrzanych. Swoją drogą ciekawe co on sobie teraz o tym wszystkim myśli w zaświatach ;P . Okazał się być dobrym gliną, więc zapewne wypatruje nas z jakiejś chmurki. Sorry młody, mam nadzieję, że już niebawem zostaniesz pomszczony :] .
Nasuwa mi się jeszcze jedna refleksja. Ratowanie Pillskina wczoraj oraz ratowanie McCartneya dzisiaj. Jeżeli okaże się, że najpierw przyczyniłem się do ocalenia gościa z FBI, zaś kolejnego dnia jednego z morderców to dopiero będzie to paradoks ;P .
Wracając do McCartneya to przed snem warto zauważyć coś jeszcze. Jego wypowiedź: "I dla Waszego dobra, żebyście nie mieli wątpliwości powinniście mnie jutro zabić". Znowuż dwie opcje - albo mówi szczerze, albo też chwyta się jednej z ostatnich desek ratunku i chce nas podejść na litość. Co do McCartneya nasuwają mi się na szybko dwie opcje:
1. Eliminujemy go, zgodnie z jego życzeniem zresztą, już w najbliższym głosowaniu chociażby ''dla świętego spokoju''.
2. Dajemy ostatni kredyt zaufania i oszczędzamy go wspaniałomyślnie jeszcze w najbliższym głosowaniu, jednak w przypadku braku eliminacji któregoś z morderców bezwzględnie likwidujemy go w kolejnym wskazywaniu podejrzanych, które przypadnie na piątek. Opcja mimo wszystko trochę bardziej ryzykowna, gdyż jeżeli on także okaże się być jednak niewinny, to w sobotę mamy zapewne decydujący dzień. Dlatego też wcale nie będę się przy tej możliwości specjalnie upierał, gdyż pierwsza wydaje się mimo wszystko trochę bezpieczniejsza.
I na sam koniec jeszcze jedna refleksja. Samuel ma rację, że wybierając najmniej prawdopodobnego mordercę z grona osób, co do których nie jesteśmy pewni ich tożsamości, jeszcze bardziej ułatwiamy sobie zadanie. Dzięki temu możemy przygotować sobie swoistą ścieżkę na przyszłość, zgodnie z którą będziemy eliminować kolejno najbardziej podejrzanych osobników. I nawet gdybyśmy w dwóch kolejnych głosowaniach skrewili to w sobotę powinniśmy wybierać już tylko z dwóch osób, a nie z aż trzech. Oczywiście taki dodatkowy ''immunitet'' opierałby się tylko na założeniu, a nie na konkretnej wiedzy. Tak czy owak gdybym miał wskazać najmniej prawdopodobnego mordercę z grona: McCartney, Johnson, Dorrow, Flanely i Samuel to wybrałbym raczej tego ostatniego, czyli Scotta. Chodzi mi o całokształt jego dotychczasowej postawy, a jeżeli ktoś chce jakiegoś bardziej rozbudowanego uzasadnienia to niech przypomni sobie moje dotychczasowe wypowiedzi. Ja już nie będę teraz tego wszystkiego przytaczał, jestem zmęczony i śpiący. Także dobranoc.
Po wypowiedzeniu ostatniego zdania Louve wreszcie zamilkł i zamknął oczy. Mimo, że śledztwo nie dobiegło jeszcze do końca, dzisiaj Markowi towarzyszyć będzie zapewne jakiś przyjemny sen.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Uratowałeś mi życie, Paul...
- Dałeś mi drugą szansę. I za to ci dziękuję... - szepnął Fawcett, kiedy wstawał z posadzki. Kilka minut później wszyscy już wiedzieli, co się święci.

- A więc Pierce jest naszym przyjacielem. Naszym PRAWDZIWYM przyjacielem... - uśmiechnął się Roger. - I cholera, ta wiadomość napawa mnie jeszcze większą radością niż to, że dzisiaj nie udał się zamach na moje życie. Nie dość, że tak ważna osoba żyje, to na dodatek miałem nosa, kiedy go ratowałem. Mark również. Cholernie dobrze wiedzieć, że jednak czasem przeczucie nie myli. Cholernie, naprawdę.

Czas więc na małe zakończenie dnia i wnioski ode mnie, oto i ono:

Pozostało przy życiu nas dziewięciu. Są to kolejno: Mike Williams (Boogie), James Flanely (DEViANCE), Pierce Pillskin (DonCorleone), Mark Louve (Fiarot), Ian Dorrow (Furrbacca), ja, Kenny Johnson (Ninja Seba), John McCartney (Upiordliwy) oraz Scott Samuel (Windows)

- ...zacznijmy więc. Niedawno wspominałem, że budowana wokół mnie otoczka pachnie mi próbą przeprowadzenia zabójstwa na mnie. Jak widać się nie myliłem. Uniewinniało mnie sporo osób, więc - niestety - jest z czego wybierać. I tutaj pojawia się kolejny argument przeciw McCartneyowi... jego przesłanki były najmniej jasne, z urzędu uznał, że jestem niewinny. Powoływał się na mój profil, niezgodny z jego wyobrażeniem mordercy. Dalej tematu nie ciągnął, więc można potraktować to jako ucieczkę.

Moim zdaniem jeden z morderców uniewinnił mnie i jednocześnie wpisał na listę do odstrzału, by później zasłaniać się tym, że "tak właśnie sądził". Z takich "najbardziej mi sprzyjających" wybrałbym McCartneya oraz Samuela. Sądzę, że jeden z nich jest mordercą. Przychylam się ku temu pierwszemu.

Zostają więc: Flanely, Dorrow, Johnson i Samuel. Wśród nich znajduje się przynajmniej jeden przestępca, idąc moim tokiem myślenia. Nie chcę wyrokować w tej chwili o tej godzinie.

- Co do mojego linczu, wstrzymam się. Jest jeszcze dużo czasu. Udam się więc na spoczynek...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy wieczór, nie powiem. Szkoda kolejnej ofiary, ale w końcu nie ma innego sposobu...

James zapewne jest agentem, zabójca nie próbowałby żadnych numerów po zaledwie dwóch mordach. To zakrawałoby o samobójstwo.

McCarthney... mam mętlik. Nigdy nie potrafiłem rozgryźć tego gościa. Wiem jedno, winny czy nie, jego śmierć, a tym samym poznanie jego roli dałoby nam sporo wskazówek, odnoszę się tu do dzisiejszego wieczoru. Widzimy, kto na niego głosował, kto zmienił głos. To sporo może nam powiedzieć.

W tej chwili głównym typem dla mnie pozostaje McCarthney. Zobaczymy co jutro się wydarzy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Samuel usiadł przy biurku. Wziął kartkę ze swoją analizą i wykreślił niewinnych. Zostały cztery nazwiska.
- Teraz musimy trafić. Nie chcę przykładać ręki do kolejnej bezsensownej śmierci - powiedział do siebie i zaczął pisać.

James Flanely (DEVIANCE) - wcześniej bał się oddać głos jako ostatni, a wczoraj również zdradza swoje podejrzenie wcześniej, by "nie pozostawiać tego w tajemnicy do ostatniej chwili". Pozytywnie wypowiada się o McCartney''u (upior), choć to jego wskazuje jako kandydata do linczu, i Johnsonie (Ninja). Narzeka na to, że inni stopniują podejrzanych, ale co w tym złego? Z pary McCartney (upior), Pillskin (Don) ufa bardziej pierwszemu.
Ian Dorrow (Furr) - rozmawia z Pillskinem (Donem) i Louvem (Fiarotem). Dziwić może natomiast jego reakcja na decyzję dotyczącą VBone''a.
Kenny Johnson (Ninja Seba) - uniewinnia czasowo Pillskina i Louve''a. Jako podejrzanego widzi Dorrowa (Furra) i McCartney''a (upior).
John McCartney (Upiordliwy) - wyklucza Rogera (Lampek) i Williamsa (boogie) (czemu? Żadnych poważnych przesłanek nie podał). Podejrzewa Johnsona (Ninja), Pillskina (Don) i Flanely''ego (DEV). Żąda konkretów w poszukiwaniach. W ciągu dnia działa przeciw Pillskinowi, próbując go zdyskredytować. "Końcowe" słowa też są sztuczne w moich uszach. I po śmierci Hoggsona (VBone''a) znów próbuje osłabić słowa Pillskina (Dona).

Podsumowanie
Według mnie kolejność podejrzeń jest taka: Flanely (DEV), McCartney (upior), Johnson (Ninja) i Dorrow (Furr).
Jako parę wskazywałbym Flanely''ego i McCartney''a. Pierwszy uniewinnia drugiego, choć wskazuje go do odstrzału, natomiast drugi podejrzewa pierwszego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Tak Panowie - zaczął Kenny - wiele się wczoraj wydarzyło, nie da się tego ukryć. Co ja o tym sądzę? Co do niewinności Pillskina w tej chwili praktycznie nie ma wątpliwości. Skoro tak to niewinni są również Mark, Mike i cudownie ocalały Roger. Przyznam, że bardzo nie podobało mi się wczoraj sze zachowanie Marka i to do czego nakłonił. Było to szalone, dziwne i za bardzo nie miało sensu. Ów sensu nabrało to zdarzenie dopiero teraz kiedy ujawnił się agent FBI i został uratowany Roger. Jednak całego tego zajścia w momencie jego wywołania Mark nie mógł przewidzieć - miał szczęście.

Wracając do tego co myślę - Kenny zrobił łyk kawy, przeciągnał się i zaczął mówić dalej - osoba McCartneya... Zacząłem go podejrzewać już wczoraj zwłaszcza zwracając uwagę na jego aktywność. Później nagle było go jakby więcej i doszło do głosowania. Tutaj zagrywka z jego strony dosyć oczywista. Sytuacja ma miejsce po zmianie głosów. Twierdzi on jakobyśmy zabili go w takim razie dnia następnego co mogłoby wzbudzić u nas litość jak zostało to już zauważone. W takiej sytuacji to ostatnia deska ratunku. Gdyby tak nie powiedział to logiczne jest, że dzisiaj jest w pierwszej kolejności do odstrzału, tak dał sobie jeszcze jakąś szanse... Mam nadzieję, że nie damy się temu zwieść bo nawet jeśli by tak było to jego osoba do końca pozostanie zagadką i to dosyć poważną. Cały czas będą wobec niego wątpliwości, a im mniej nas jest tym mniej pożądane jest takie zjawisko...

Trochę z innej beczki - zmienił temat Kenny - Nie podobało mi się wczorajsze zachowanie Dorrowa. Był taki moment kiedy wspomniałem o tym, że McCartney i Dorrow mogliby być wspólnikami. W tym czasie właśnie Dorrow dyskutował z Louvem na temat mojej osoby i ten pierwszy mnie bronił. Po czym... Ja oddaję głos na McCartney''a i Dorrow, który mnie do tej pory bronił nagle zmienia front. Na dodatek wszystko się dzieje na przestrzeni tej samej wypowiedzi http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46676
Konsekwencją tego wszystkiego jest oddanie przez niego na mnie głosu właściwie bez uzasadnienia... Wygląda to z mojej perspektywy dokładnie tak: "Kur** Kenny jako jeden z pierwszych podejrzewa mojego wspólnika McCartney''a i do tego na niego głosuje, trzeba się go pozbyć" Co moim zdaniem jest dobrą taktyką bo całe zamieszanie toczyło się wokół osoby McCartneya i przypuszczam, że wielu osobom to o czym teraz pisze umknęło...

Kenny delikatnie uśmiechnął się i wziął coś "na ząb"...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Zieeeew... - przeciągnął się Mark na krześle. - Dobra, lecę po kubek ciepłej herbatki i zaraz zacznę kontynuować to, co rozpocząłem jeszcze przed snem. Kierunek myślenia będzie podobny, aczkolwiek dojdą pewne ''nowości''.
Mówiąc to Louve zniknął na kilka minut w kuchni.

* * * * * * * * * * * * * *
Po owych kilku minutach
* * * * * * * * * * * * * *

- No dobrze, to od czego by tu zacząć? Może tak - zacznę od pewnego, w moim oczach dosyć pewnego założenia, iż McCartney i Flanely nie stanowią duetu morderców, jednak z dużym prawdopodobieństwem w tym dwuosobowym gronie kryje się jeden z owych zabójców, a przynajmniej bardzo chciałbym, aby tak było. W związku z powyższym nie mogę zgodzić się z teorią Samuela, który uważa zupełnie na odwrót. A dlaczego ja sądzę, jak sądzę? Otóż:
1. Już w pierwszym głosowaniu Flanely wskazał McCartney''a, aczkolwiek to zawsze można jeszcze podciągnąć pod wyrabianie sobie alibi.
2. Flanely stosunkowo wcześnie zapowiada, iż zagłosuje ponownie na McCartney''a ( http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46675). Jak już wspominałem w poprzednim punkcie wskazywanie na partnera w pierwszym głosowaniu nie jest jeszcze aż takie głupie, jednak podawanie jego kandydatury drugi dzień z rzędu? W dodatku, gdy część osób była już trochę na McCartney''a cięta. Oczywiście, zaraz ktoś powie, że to takie ubezpieczanie się na wypadek, gdyby John jako wspólnik Jamesa nie obronił się jednak przed atakiem ze strony innych i został przegłosowany. Tej teorii przeczą jednak dalsze wczorajsze wydarzenia, ale do tego dojdę.
3. Niedługo potem wypowiada się McCartney i najpierw umieszcza Flanely''ego jako jednego z głównych podejrzanych ( http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46678), a następnie oddaje na niego głos ( http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46687). Wyreżyserowana kłótnia partnerów? Nie sądzę, za bardzo to rzuca się w oczy. Ale nie tylko dlatego...
4. McCartney, widząc wypowiedź Flanely''ego ( http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46686), stara się z nim zagaić rozmowę ( http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46688). Tymczasem Flanely nie podejmuje tematu i zabiera głos później dopiero w sprawie propozycji Pillskina. Pada więc definitywnie teoria o reżyserowanej kłótni partnerów.
5. Odnośnie owej wypowiedzi Flanely''ego pod adresem Pillskina, na którą zwróciłem uwagę w poprzednim punkcie ( http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46695). Nagle gwałtownie zmienia on front, starając się cwanie jakoś to zaargumentować, a następnie, wbrew swoim wcześniejszym słowom, głosuje właśnie na Pillskina ( http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46698). Po co więc, skoro rzekomo miałby sobie przygotowywać grunt pod lincz na partnerze, miałby z tego rezygnować, mimo iż McCartney był wówczas na prowadzeniu?
Odpowiedź na powyższe pytanie narzuca się sama - ponieważ nie jest jego wspólnikiem! Flanely chciał raczej wysłużyć się McCartney''em, najpierw jako ofiarą do wskazania w samosądzie, jednak wyczuł on w trakcie, że jeszcze większe ''profity'' przyniesie mu zmiana frontu na Pillskina, który wieczorem dosyć odważnie go zaatakował. Co by wynikało z takiej teorii? Otóż, jeżeli Flanely jest mordercą, a McCartney zwykłym policjantem to stając niejako w jego obronie w późniejszej fazie głosowania i wskazując na Pillskina najzwyczajniej w świecie robi on sobie grunt pod kolejny dzień! Popatrzcie - McCartney pada, zresztą do 22:58 był przecież swego rodzaju ''żywym trupem'', okazuje się niewinny, następnego dnia więc część osób rzuciłaby się na Pierce''a, w dodatku dokonałoby się to, o czym wspominałem we wczorajszej rozmowie z Dorrowem - mord na Sworsky''m uderzyłby na niekorzyść Pillskina ze zdwojoną siłą. Szanse, że wyeliminowanie Pillskina w kolejnym samosądzie byłby więc całkiem spore. Oczywiście Flanely też przyłożyłby do tego swoją rękę. Ja, gdybym przeżył, bo coś mi się wydaje, że gdyby faktycznie zginął wczoraj McCartney a nie Hoggson, to mord mógłby wyglądać inaczej, zostałbym zapewne uznany za możliwego wspólnika Pillskina i zdyskredytowany w oczach innych. I teraz przy założeniu, że wówczas policjanci przegłosowaliby śmierć Pillskina, a ktoś jeszcze zginąłby w mordzie, to w piątek mielibyśmy sześć osób, w tym cały czas dwóch morderców, a za dnia można by wyeliminować przecież tylko jedną osobę. Świetna sytuacja dla zdrajców, byliby przy takim obrocie spraw naprawdę blisko końcowego triumfu! Oczywiście celowo pomijam tutaj fakt, iż Pillskin okazał się być gościem z FBI, gdyż wczoraj podczas głosowania nikt, oprócz niego samego, o tym nie widział.
Mark popił herbaty z kubka.
- Mając na uwadze to, co przed chwilą powiedziałem, skłaniałbym się do następujących rozwiązań składu dwójki morderców:
Flanely + Johnson lub Dorrow
McCartney + Dorrow lub Johnson
Pierwsza opcja na tą chwilę wydaje mi się bardziej prawdopodobna. Dlaczego tak, a nie inaczej, dlaczego pomijam w tych zestawieniach Samuela i dlaczego raczej Flanely, a nie McCartney - o tym w kolejnej wypowiedzi, która nastąpi po moim standardowym skonsumowaniu paczki krakersów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

>

Dnia 16.10.2008 o 01:25, windows00 napisał:

James Flanely (DEVIANCE) - wcześniej bał się oddać głos jako ostatni, a wczoraj
również zdradza swoje podejrzenie wcześniej, by "nie pozostawiać tego w tajemnicy do
ostatniej chwili". Pozytywnie wypowiada się o McCartney''u (upior), choć to jego wskazuje
jako kandydata do linczu, i Johnsonie (Ninja). Narzeka na to, że inni stopniują podejrzanych,
ale co w tym złego? Z pary McCartney (upior), Pillskin (Don) ufa bardziej pierwszemu.


Wskazuję go jako kandydata do linczu: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46675 godzina 20.08
Post Upiordliwego z ''ryzykowną'' taktyką: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46678 godzina 20.17
A pozytywnie się o nim wypowiadam się później, więc? Napisał o ryzyku i zabawie, to przytaknąłem, że jeśli to ma nam pomóc to jestem za... Co do narzekania, to tak. Średnio podejrzany to jak? Średnio, że średnio? A na temat zaufania to teraz sytuacja się zmieniła.

Teraz Fiarot stawia dwie możliwości. Eliminacja i ''druga szansa''. Pozostało nas 9 z czego 4 jest w 99% niewinnych (a nóż widelec Don się podszywa?), tak więc Don, Fiarot, Lampek & Boogie są dobrymi glinami. Pozostali to DEViANCE, Furrbacca, Upiordliwy, Windows00 oraz Ninja Seba. Siebie wykluczam z oczywistych względów, więc pozostaje czwórka. Nie możemy być pewni kto z nich łże, a kto rzecze prawdę. Jest szcześć możliwości jak mogą być oni powiązani. Po dzisiejszej nocy może nas pozostać 8 bądź 7. Jeśli katani będzie sprawdzał i udaremniał mafii morderstwa to prawdopodobieństwa naszej wygrany drastycznie wzrośnie, zwycięstwo będzie na wyciągnięciu ręki. Jeśli jednak naszemu wybawcy mafia zafunduje wieczne wakacje to do soboty będziemy musieli wybić przynajmniej jednego mordercę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- McCartney jest osobą dość publiczną. Cały czas na pierwszej lini, w krzyżowym ogniu podejrzeń. Wątpię, by była osoba, która go NIE podejrzewa. To oczywiste, że przynajmniej jeden z morderców się kamufluje... - Fawcett skrzyżował dłonie na piersi i odgiął się w obrotowym fotelu. - Mam wrażenie, że największym outsiderem jest Kenny Johnson. Owszem, jego aktywność jest na typowym poziomie, ale się nie wychyla. Od samego początku ma dość bezpieczną pozycję. Do laików nie należy i wie, jak się kamuflować.

1. Jeśli ktoś miałby skrywać rolę mordercy, który kroczy gdzieś z boku wszystkich wydarzeń, to najlepiej pasuje do tego obrazu właśnie Kenny Johnson.

Jest jednak duże "ale" w tym momencie. Na jego korzyść świadczy to, że wczorajszego dnia chciał się pozbyć McCartneya i swojego typu już nie zmienił. Jak wiemy, McCartney wczoraj był głównym rywalem Pillskina w wyścigu o odegranie głównej roli w wieczornym samosądzie. Kenny dość wcześnie się zadeklarował, więc nie mógł przewidzieć sytuacji. Właściwie gdyby nie to, że Pierce się ujawnił i mnie uratował, to bylibyśmy w dupie. Morderca na pewno o tym wiedział, więc sądzę, że nie ryzykowałby niepotrzebnie. Mając to na uwadze, tymczasowo skreślam Johnsona z listy podejrzanych. Ale ten bilet ma datę ważności jednego dnia.

Uważam też, że McCartney i Johnson nie są partnerami.


2. Na miejscu drugim w "szaraczkowaniu" znajduje się Ian Dorrow.


Ian dyskutuje i rozmawia. Wczoraj prowadził konwersacje z Markiem i Piercem. Ciekawy jest fakt, że żadna z nich nie kręci się bezpośrednio wokół jego osoby - tylko innych. Głosował na Johnsona, czyli chciał nie chciał, był daleko od głównego nurtu i zamieszania. Podkreślił również swoje zaskoczenie słowami: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46731 . Dorrow kontroluje sytuację z boku. Wypowiada swoje zdanie, jednocześnie ciesząc się z braku podejrzeń (wcześniej) i dość komfortową sytuacją. Nie załazi nikomu za skórę i głosuje na drugą osobę, która jest trochę "za linią". Moim zdaniem działa bardzo rozważnie i przemyślnie - nie można go uznać za milczka, nie można mu zarzucić, że plecie bez sensu. Robi to tak gładko, że jakby teraz wyciągnął zza pazuchy kałasza, to minęłoby kilka godzin, zanim byśmy to zauważyli.

Jak dla mnie, jest podejrzany.

Zostają więc dwie osoby. Flanely oraz Samuel. Samuel oskarża dzisiaj Flanelyego i chce, byśmy to najpierw jego kropnęli. Ciekawe. Jak już wspominałem, każdego dnia zwraca on na siebie czymś uwagę. Jeśli byłby mordercą, byłaby to wręcz groteskowa zagrywka z jego strony. I tak razi w oczy, że aż skłania do zastanowień: czy w świadomym popełnianiu błędów James nie poszedł za daleko i nie wystawił się na odstrzał? Co do Scotta Samuela... współpracuje, szuka, pomaga. Wczoraj zwrócił moją uwagę tym, że zawiązała się niewielka nić porozumienia między mną a nim. Również dość bezproblemowo wykluczył mnie z kręgu podejrzanych, a na takie zagrywki zwróciłem szczególną uwagę. Niby nie byłoby w tym nic takiego strasznego, gdyby nie to, że ktoś - do cholery - chciał mnie kropnąć. A chęć kropnięcia mnie kojarzy mi się właśnie z późniejszymi zagrywkami: "a nie mówiłem, że był niewinny?".


Na zakończenie powiem tylko, że chciałbym śmierci McCartneya. Wybacz mi John... - Fawcett przerwał, spoglądając na policjanta. Dało się słyszeć wielką zmianę w zachowaniu Rogera. Podniósł się w pełni po ostatnich wydarzeniach. Nabrał spokoju i dystansu...stąd pewnie te zimne kalkulacje i brak skrupułów. - Znamy się już jakiś czas... ale za dużo spraw kręci się wokół Ciebie. Za dużo powiązań prowadzi do Ciebie. Poznanie Twojej roli dałoby mi wiele.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mark wrócił do pomieszczenia z policjantami objadając się krakersami z paczki.
- Chce ktoś? - spytał kurtuazyjnie, jednak nie czekając na czyjąkolwiek odpowiedź począł kontynuować swoją poprzednią myśl. - Dobra, przed przerwą postawiłem sobie kilka pytań, co bym dzięki nim lepiej ułożył sobie plan mojej obecnej wypowiedzi. Zacznę więc odpowiadać na kolejne z nich:

1. Czemu pomijaj Scotta Samuela w swoich zestawieniach?
Odpowiedź nie jest bynajmniej zbyt skomplikowana. Po prostu na podstawie obserwacji jego dotychczasowej postawy nie jestem w stanie stwierdzić jego winy. Pewne wątpliwości miałem jedynie do akcji z przedwczoraj, gdy zapytał się o moich podejrzanych w sytuacji z ratowaniem Pillskina, jednak nic nie zrobił z tym dalej. Wtedy nawet pojawiła mi się pewna, dosyć mglista myśl, o której zresztą przy okazji którejś ze swoich wypowiedzi wspomniałem, iż być może współpracuje z Hoggsonem. Ów gliniarz w obecnej chwili już nie żyje i w dodatku okazał się niewinny, zaś Samuel był jedną z osób, które przyłożyły ręce do jego śmierci. Owa zmiana głosu w ostatnich wręcz sekundach wczorajszego samosądu również działa na jego korzyść. Jestem w stanie nieśmiało założyć, że przy tej zmianie głosów na Hoggsona brali udział jedynie uczciwi policjanci, zresztą co do siebie, Fawcetta i Pillskina jestem w tej kwestii na 100% pewien. Mordercy raczej nie uczestniczyli czynnie w tej akcji, co więcej prawdopodobnie byli mocno zaskoczeni takim obrotem spraw, gdyż bardzo możliwe, iż spodziewali się już śmierci McCartney''a i pod tym kątem ustalali niektóre czynności. Poza tym jeszcze jedna sprawa dotycząca Samuela. Przed tym całym śledztwem wiele razy na korytarzach naszego komisariatu rozmawiałem z innymi funkcjonariuszami na różne tematy. Czasem pojawiał się również wątek Samuela, jak i innych policjantów zresztą też. Pamiętam dosyć dobrze owe rozmowy i jestem w stanie nieco w oparciu o nie stwierdzić, iż Samuel zachowuje się dosyć naturalnie jak na siebie. Zrobił wczoraj notatki na temat wszystkich policjantów, w których wyraża swoją opinię o każdym z nich, potem był dosyć widoczny w rozmowach wieczorem, nie bał się zmienić głosu, zaś po ujawnieniu się Pillskina jako gościa współpracującego z FBI też zbyt długo nie czekał z nową porcją przemyśleń i opublikował je jeszcze przed snem. Zresztą ta naturalność w poczynaniach była również dla mnie wcześniej główną przesłanką, na mocy której przedwczoraj zdecydowałem się wystosować swój apel w obronie Pillskina. Liczę więc, że i tym raczej mnie to nie zawiedzie. Oczywiście pewnie zaraz wyskoczy Flanely i będzie starał się mi wmówić, że przecież nie mam co do Samuela zupełnej pewności, że może być on równie dobrze mordercą i takie tam, ale kij z nim, niech sobie gada. Z osób wcześniej przeze mnie uniewinnionych praktycznie wszystko się do tej pory sprawdziło - zarówno Pillskin, Fawcett jak i Williams. A wracając do Flanely''ego, bo jakoś tak mi się tutaj nawinął, to zaraz wezmę go pod reflektor. Najpierw jednak odpowiedź na drugie pytanie, czyli:

2. Dlaczego mimo wszystko byłbym skłonny dać jeszcze dzisiaj kredyt zaufania McCartney''owi?
W chwili obecnej mogę rozpatrywać jego wczorajsze wypowiedzi bez emocji, które mi wczoraj towarzyszyły. Dzięki temu można trochę więcej zobaczyć. A im dłużej je sobie przypominam tym mam mniejszą pewność co do jego bycia mordercą. Sprawa nie jest bowiem wcale tak bardzo jednoznaczna, a do tego dochodzi jeszcze jeden czynnik, który mi wczoraj trochę umknął. Zgoda, dosyć dziwnie uparł się on co do aktywnych, do czego zresztą jeszcze wrócę, lecz jak już stwierdziłem jeszcze przed snem to można jeszcze jakoś zrozumieć. Pamiętam o jego ciekawym strzale w Pillskina podczas pierwszego głosowania i późniejszym mordzie na Sworsky''m, który rzucał światło właśnie na dyskutującego z nim Pierce''a, jednak nie można z góry założyć, że to McCartney stał za tym zabójstwem Billa. Natomiast co do wczorajszych akcji z udziałem Johna... Na początek na plus należy mu zaliczyć pewną próbę ułożenia podejrzanych od najmniej do najbardziej prawdopodobnych kandydatów na mordercę, aczkolwiek zaraz idzie kontra, że za pomocą dosyć niejasnych argumentów wykluczyć Fawcetta i ani słowem nie wspomniał o Samuelu. Dalej szukał z kimś dialogu. Później dyskutuje z Pillskinem. Coraz bardziej zarzuca mu bycie mordercą, jednak nie można zapomnieć, że jeżeli John jest niewinny to być może taka nawałnica ze strony Pierce''a mogła go trochę wkurzyć. Pod koniec głosowania zmienia typ na Hoggsona, lecz począwszy od 23:01 przechodzi do ofensywy pod moim kierunkiem. To jestem jeszcze w stanie zrozumieć, jednak niepokoją mnie dwie sprawy - po pierwsze dosyć szybko zakłada (wie?), że Hoggson okaże się niewinny, po drugie zaś atakuje mnie trochę zbyt pewnie, praktycznie zwraca się już do mnie bezpośrednio ''per morderco''. Chce wpłynąć tym na myślenie innych? Potem ujawnia się Pillskin jako gość z FBI. McCartney sprawia wrażenie zdziwionego, jednak mimo wszystko nie chce mu za bardzo w to uwierzyć, co pokazuje dobitnie jego wypowiedź z 23:32, tuż przed wejściem kapitana. Równie dobrze może starać się zdyskredytować Pillskina jako pomocnika FBI, aby mieć na dziś jakąś drogę obrony i zarazem ataku na niego, lecz to też nie jest takie jednoznaczne, gdyż przecież mógłby być tak samo nieufny jako zwykły gliniarz. Za chwilę okazuje się, że Fawcett uniknął mordu, co uwiarygadnia Pillskina. McCartney nie ma więc wyjścia i przyznaje mu rację, dodając jednocześnie, aby pozostali wyeliminowali go dla własnego dobra. Morderca proszący się o śmierć w samosądzie? Znowuż - albo bierze nas na litość, albo ma świadomość, że to faktycznie uzdrowi sytuację, gdyż zbyt dużo wątpliwości zebrało się wokół jego osoby. Na koniec jedna rzecz, którą celowo pominąłem w dotychczasowej rozpisce. Załóżmy, że McCartney jest mordercą. Wie, że zebrał większość głosów, wie, że zaraz zginie - mówię o końcówce głosowania. I teraz jak myślicie - czy morderca dałby się ot tak położyć do grobu? Raczej nie, zapewne chwytałby się każdej możliwej deski ratunku. Tymczasem końcowa obrona McCartney''a nie jest zbyt rozpaczliwa, a co więcej nie wprowadza on w życie ostatniej opcji, która ewentualnie mogłaby go uratować. Jakiej? Podanie się za gościa z FBI! To oczywiste! W takiej sytuacji mógłby on bowiem liczyć na cudowny ratunek pomijając późniejszą akcję ze zmienianiem głosów na Hoggsona, która przecież nie wyszła od niego, a jeżeli nawet to by się mu nie udało, gdyż szybko zareagowałby prawdziwy stróż prawa z FBI to ten drugi byłby wówczas wystawiony drugiemu mordercy i dzisiaj nie znalibyśmy aż tylu niewinnych. Tymczasem, wydawałoby się, ostatnia wypowiedź McCartney''a przed końcem głosowania brzmi tak: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46709. Gość chce, aby udusić go pączkiem. Tak by się zachował konający morderca? Moim zdaniem nie i ostatecznie ten fakt w moich oczach przeważa lekko szalę na jego korzyść jeżeli chodzi o całokształt oceny McCartney''a. W związku z tym, mimo iż jak już mówiłem wcześniej, że jest to trochę ryzykowne, to jednak dałbym mu wyjątkowo jeszcze dzisiaj kredyt zaufania.

Mark wstał z krzesła.
- Zaraz dokończę, tylko skoczę na chwilę do toalety ''za potrzebą''.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.10.2008 o 18:45, Fiarot napisał:

Załóżmy, że McCartney jest mordercą. Wie, że zebrał większość głosów, wie,
że zaraz zginie - mówię o końcówce głosowania. I teraz jak myślicie - czy morderca dałby
się ot tak położyć do grobu? Raczej nie, zapewne chwytałby się każdej możliwej deski
ratunku. Tymczasem końcowa obrona McCartney''a nie jest zbyt rozpaczliwa, a co więcej
nie wprowadza on w życie ostatniej opcji, która ewentualnie mogłaby go uratować. Jakiej?
Podanie się za gościa z FBI! To oczywiste! W takiej sytuacji mógłby on bowiem liczyć
na cudowny ratunek pomijając późniejszą akcję ze zmienianiem głosów na Hoggsona, która
przecież nie wyszła od niego, a jeżeli nawet to by się mu nie udało, gdyż szybko zareagowałby
prawdziwy stróż prawa z FBI to ten drugi byłby wówczas wystawiony drugiemu mordercy i
dzisiaj nie znalibyśmy aż tylu niewinnych. Tymczasem, wydawałoby się, ostatnia wypowiedź
McCartney''a przed końcem głosowania brzmi tak: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=59&pid=46709.
Gość chce, aby udusić go pączkiem. Tak by się zachował konający morderca? Moim zdaniem
nie i ostatecznie ten fakt w moich oczach przeważa lekko szalę na jego korzyść jeżeli
chodzi o całokształt oceny McCartney''a. W związku z tym, mimo iż jak już mówiłem wcześniej,
że jest to trochę ryzykowne, to jednak dałbym mu wyjątkowo jeszcze dzisiaj kredyt zaufania.


- Słuchaj Mark - wtrącił Kenny - do momentu zanim wypowiedziałeś te słowa mógłbym się z Tobą zgodzić, ale z jego końcowym zachowaniem nie mogę się zgodzić. Znam już McCartney''a naprawdę długo, niejedno dochodzenie rozwiązywaliśmy razem i wiem, że on nigdy nie był przewidywalny i podobny do schematów.
(Fabuła OFF czyt. To nie jest w stylu Upiora mówić wszystkim, że robią błąd i rozpaczliwie wołać o pomoc. On zawsze czy był w mafii czy też nie, wygrywał czy też nie kończył z humorem albo w jakiś niecodzienny sposób, stąd propozycja z pączkiem - fabuła ON).
Ponadto... - kontynuował Kenny - Nie wydaje mi się, że standardową reakcją na "stan przedśmierci" w przypadku mordercy byłoby podawanie się za agenta FBI jako ostatnia deska ratunku. Wiemy, że morderców jest dwóch i prawdopodobieństwo, że ten prawdziwy agent żyje było spore (teraz już wiemy, że tak jest). Tak więc nie zgodzę się tutaj z Tobą jakoby to wszystko było tak "oczywiste".
Dodatkowo na niekorzyść McCartney''a, przynajmniej w moim odczuciu, przemawia to, że jest wobec niego zbyt dużo wątpliwości, a przynajmniej więcej aniżeli w przypadku Flanely''iego.
Na marginesie widzę, że moje słowa co do Dorrowa nie odbiły się szerokim echem...

Johnson poszedł zrobić sobie herbatę, coś czuł, że to będzie długa noc i na pewno nie łatwa...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.10.2008 o 17:01, DEViANCE napisał:

Teraz Fiarot stawia dwie możliwości. Eliminacja i ''druga szansa''. Pozostało nas 9 z
czego 4 jest w 99% niewinnych (a nóż widelec Don się podszywa?)

xD
Naprawdę myślisz, że Don się podszywa?
Szansa na to jest jak jedna na milion (hym... chociaż może lepiej nie, bo takie zawsze się sprawdzają). Szansa na to jest jak jedna na 999.999 ;)

Dnia 16.10.2008 o 17:01, DEViANCE napisał:

tak więc Don, Fiarot,
Lampek & Boogie są dobrymi glinami. Pozostali to DEViANCE, Furrbacca, Upiordliwy, Windows00
oraz Ninja Seba. Siebie wykluczam z oczywistych względów, więc pozostaje czwórka. Nie
możemy być pewni kto z nich łże, a kto rzecze prawdę. Jest szcześć możliwości jak mogą
być oni powiązani. Po dzisiejszej nocy może nas pozostać 8 bądź 7. Jeśli katani będzie
sprawdzał i udaremniał mafii morderstwa to prawdopodobieństwa naszej wygrany drastycznie
wzrośnie, zwycięstwo będzie na wyciągnięciu ręki.

Ja powiedziałbym, że teraz wygrana jest na wyciągnięcie ręki (bo z 5 musimy wyeliminować 4), a jak Pillskin obroni jeszcze kogoś, to mamy zwycięstwo, bo zostanie 4 niepewnych i 4 lincze (wliczając w to remis w 4-osobowym finale). I jedynym zagrożeniem będzie pudło w najbliższych dwóch linczach.

Roger Fawcett (Lampek)
>Samuel oskarża dzisiaj Flanelyego i chce, byśmy to najpierw jego kropnęli. Ciekawe. Jak już wspominałem,

Dnia 16.10.2008 o 17:01, DEViANCE napisał:

każdego dnia zwraca on na siebie czymś uwagę.

- Taki szczegół - chyba miałeś na myśli Jamesa (wynika to z kontekstu wypowiedzi i późniejszego wspomnienia mojej osoby) :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się