Zaloguj się, aby obserwować  
Maka1992

Ogień demonów - forumowa gra RPG

1131 postów w tym temacie

Po długiej i nudnej podróży powrotnej do kościoła w końcu doszliśmy. Wpadłem do kościoła zmęczony i spocony. Mimo iż była noc było nienaturalnie gorąco. Arianne siedziała pod ścianą skulona w ciszy. To dobrze, że jest, nie muszę szukać, uff... Arianne uniosła głowę, spoglądnęła na mnie i znów ją spuściła. Nagle poczułem jak bardzo jestem głodny.
- Ehmm...coś się stało, Arianne? - zapytałem oddychając głośno.
- Nie.. nic się nie stało... - odpowiedziała półgłosem, cały czas wyglądała na przygnębioną.
- Jednak i tak chyba coś się stało. - powiedział i wziąłem tego lenia Enserrica, który zasnął po drodze i położyłem go na świeczniku gdzie wcześniej spał. Poczułem jak robię się coraz bardziej rozeźlony miałem ochotę rzucić się na Arianne. Hm, zawsze kiedy jestem głodny robię się agresywny... Zauważyłem, że Arianne zaczęła przyglądać się swojej broni...nie nawet nie broni, ale jakiejś konkretnej części. Robi się gorąco... Lepiej by było, żeby mnie nie atakowała, lepiej dla niej oczywiście. Popatrzyłem pustym wzrokiem na nią i powoli złapałem prawą ręką rękojeść, gotowy do wyjęcia miecza i ataku w razie czego.
- Widzę... że już się domyśliłeś. - powiedziała Arianne cały czas nie odwracając wzroku od sztyletu. Jej głos był przygnębiony i beznamiętny.
- Domyśliłem się...czego? - zapytałem.
- Powraca mi pamięć... jej część... - ciągnęła cały czas tym beznamiętnym głosem. Zauważyłem, że jest ranna w rękę. Nic na to nie powiedziałem, czekałem co zrobi. Zobaczyłem, że Arianne spływa łza po policzku.
- Altair... kim był Datter? - Datter... Poczułem falę wściekłości i nienawiści do Arianne.
- Chcesz wiedzieć kim był Datter? - zapytałem gniewnie. Arianne oddaliła się trochę ode mnie.
- T-tak.
- Datter... Datter był osobą, która cię broniła i ufała bezgranicznie, ale... - urwałem czekając na reakcję Arianne.
- M-mów dalej...
- Ale...chcesz wiedzieć co się stało dalej?
- Ja.. ja czuję, że to będzie przykre... czułam to od początku.
- Czyli domyślasz się co stało się dalej?
- NIE! Proszę, powiedz mi...
- Zabiłaś go. Tak po prostu go zabiłaś. - Nie obchodziło mnie czy przez to może sobie wszystko przypomnieć. Tym gorzej dla niej bo drugi raz nie darowałbym jej życia. Ma szansę się zmienić.
- Ale dlaczego? Dlaczego to zrobiłam?! Ja... odkąd przypomniało mi się to imię... czułam jedynie ciepło od niego płynące.. musisz kłamać!
- Przykr...Zabiłaś go na moich oczach... - I znowu poczułem ogromną nienawiść do Arianne. Skoczyłby dla niej w ogień[Demonów :D], a ona go zabiła.
- A więc nie jesteśmy parą? Ty tak naprawdę mnie nienawidzisz. - Nic nie odpowiedziałem. Arianne starała się coś powiedzieć, ale widocznie nie była w stanie. Zakryła twarz dłońmi i po chwili powiedziała.
- To dlaczego mi o tym nie powiedziałeś!?
- Myśleliśmy z Enserricem, że nie mówiąc ci o tamtych wspomnieniach zmienisz się na lepsze. - Arianne po tych słowach wstała i z gniewem popchnęła mnie mocno.
- Lepsze? LEPSZE?! - Znów mnie popchnęła. - Jedyne o co prosiłam to prawda! A otrzymałam tylko kłamstwa! - I znów. - Cały czas tylko kłamstwa! Jak niby mam wyjść na lepsze po tym?! Jak... jak mogłeś mi to zrobić? - Upadła na kolana i zakryła skaleczoną ręką twarz - Jak mogłeś... - Miałem ochotę odrąbać jej ten czarny łeb, ale jakoś się powstrzymałem. Dysząc z wściekłości, patrzyłem na Arianne bez słowa.
- I.. i co teraz ze mną zrobisz? - powiedziała. Zabiję! Zagryzę! Rozszarpię! Muahahah!
- N-nic... - Sam nawet nie wiem dlaczego to powiedziałem.
- N-nie zmuszaj mnie do tego... nie chcę z tobą w-walczyć... po prostu daj mi odejść... p-proszę... - Nic nie odpowiedziałem, tylko cofnąłem się do ściany i siadłem zrezygnowany. Arianne wstała, niepewnie podeszła do mnie i ostrożnia zapytała.
- Altairze... czy... czy mogę ci jakoś pomóc? - Odejdź za nim zmienię zdanie! Zanim cię rozszarpię!
- Nie...nie...idź już lepiej. - odpowiedziałem. Poczułem jak Arianne zakrwawioną ręką pogładziła mi policzek.
- Przepraszam... za wszystko. - Po czym odeszła w ciszy.
- Żegnaj. - powiedziałem krótko.
Głód...Głód... Zamknąłem oczy. Siedziałem tak w ciszy i siedziałem. Aż w końcu poczułem taki głód, że musiałem coś zjeść bo bym chyba umrał. KREWW!! ŚWIEŻE MIĘSO CZEKAA, A TY TU TAK SIEDZISZ JAK TEN IDIOTA!!
Zerwałem się i wybiegłem z kościoła po drodze przemieniając się w wilkołaka. Zawyłem ile sił w płucach i pobiegłem w mrok nocy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Stało się... Altair przemienił się w wilkołaka.. tak jak podejrzewałem. Dobrze wiedzieć, że moja intuicja jeszcze na coś się przydaje - wziąłem ze sobą Nakatę, na wszelki wypadek. Kiedy tylko usłyszałem jak ta istota wyje, postanowiłem wkroczyć do akcji. Nakata sprytnie odgadła możliwe posunięcia tej bestii... trafiliśmy do wąskiego wąwozu, prosto na nas szarżował wilkołak... miałem przy sobie jedynie moją zbroję oraz kij. Szkody wielkiej mu to nie zrobi, ale zaboli. Aż w końcu nadbiegł... był trochę zdziwiony, że nas tu widzi, gotowych i zdecydowanych. Krzyknąłem do niego:
- Dalej nie pójdziesz, przerośnięty psie! Wracaj do kościoła, tam znajdź sobie nietoperze do żarcia.
- Vic... - odpowiedział wilkołak, zaśmiał się i zaczął wyć.
- Żadne wilki ci na pomoc nie przyjdą, Nakata już o to zadbała. A teraz się wynoś!
- Chcesz mnie powstrzymać? Kijem? - i znów się zaśmiał... ignorant, takich tłucze się najłatwiej.
- Lekceważysz tą broń... robisz błąd. Nie masz szans w starciu z nami, jesteś niedoświadczony, po raz ostatni powtarzam: powróć do kośioła i tam się pożyw nietoperzami, psiaku.
- Nie będziesz mi mówił czym mam się żywić!
- Będę ci mówił, to są nasze tereny łowieckie, a nie pamiętam, bym wysyłał ci zaproszenie.
- Dość! Powstrzymaj mnie jeśli potrafisz!
- Vic, Vic... to słabeusz, daj mi znak, to skoczę mu do gardła... - wtrąciła się Nakata.
- Zaczekajmy na jego ruch... nie ma sensu atakować. Trzeba mu dać czas do ROZMYŚLENIA się. Słyszysz to Altairze? - odpowiedziałem.
Wilkołak nic nie powiedział tylko czekał na atak... ja przygotowałem mój kij bojowy, Nakata była gotowa do skoku... wilkołak coraz bardziej się niecierpliwił.
- Więc? Macie zamiar stać tu tak całą noc!? - krzyknął Altair.
- Tak. Ja mogę wytrzymać 3 dni czekając na zwierzynę.. a ty iloma CHWILAMIi możesz się pochwalić? - odkrzyknąłem.
- ARRRRRRRggggh! - wrzasnął...
I wtedy zaczął biec i rzucił się na mnie z furią.. to był jego błąd, zrobiłem unik i walnąłem go między żebra. Nic poważnego, ale pewnie trochę zabolało... wilkołak odpowiedział mi zamachem i ciosem pazurami. Pierwszy cios udało mi się uniknąć, drugim ciosem Altair zadał mi powierzchniowe rany, a kiedy chciał zadać trzeci cios, Nakata się na niego rzuciła i zaczęła go gryźć i szarpać zębami za plecy.
- Ghhhr...! - wilkołak złapał za futro wilczycę i zrzucił ją z siebie.. ta upadła, otrząsnęła się, dała mi znak do ataku, wtedy podszedłem do Altaira i walnąłem go kijem prosto w gębę. Wilkołak rozwścieczony złapał się za pysk i trochę powył z bólu.. nie potrwało to długo. Tuż po tym podbiegł cholernie szybko i zadał mi potężny cios. Część siły ciosu przyjął na siebie mój kij.. który niestety się złamał i cios dosięgnął także mnie, prosto w klatkę piersiową... siła była przeogromna, upadłem na ziemię. Widząc to Nakata wpadła w szał i rzuciła się na wilkołaka, niemal go powalając i zaczęła zadawać cios za ciosem pazurami w brzuch Altaira. Wilkołak spojrzał na ranę.. zawył z wściekłości i zadał potężny cios Nakacie.. i wtedy jakby zamarł.. Nakata, którą sierść pokrywa krew wydaje z siebie głośny wyk. Altair zaczął wyglądać dziwnie, jakby był ogłuszony... po czym zaczął się rozglądać.
- Hrrrnnh... Bądź przeklęty, dwunogi... idź do lasu, zabij istoty, a już nigdy nie będziesz mógł zaznać spokoju.. twój głód zacznie cię pożerać od środka! - krzyknęła Nakata.. i wtedy podeszła do mnie, złapała mnie kłami za kołnierz i zaczęła ciągnąć w stronę mojego domu... jeśli Altair teraz popełni błąd i wkroczy na nasze tereny łowieckie, czeka go bardzo niemiła klątwa...
- Przeklęty jestem od dawna. - powiedział Altair i uciekł w las... głupiec.
Nakata dociągnęła mnie do skrzyżowania dróg, prowadzących do wąwozu oraz mokradeł. Tam oparła mnie o kamień, a sama stanęła przede mną.
- Vic, dobrze się czujesz? - zapytała.
- Kheh.. żonka nie pozwoli mi umrzeć.. o mnie się nie martw. - odpowiedziałem z uśmiechem.
- Czy ty nigdy nie możesz być poważny? Hrrnn... boję się o twój żywot.
- Wiem moja droga.. wiem. Ja sobie dam radę, a co z tobą?
- Hrrnn... jak będę miała okazję, to odgryzę temu człowiekowi gardło. Spróbuję jakoś wylizać moje rany... nadal krwawią...
- Ehhgg... - wstałem - Chodźmy do domu... Mary jest zawsze przygotowana na wszystko.. a w dodatku posiada dużą wiedzę na temat leczenia. Może i tobie pomoże.
- Dziękuję, Vic.
- Jeszcze mi nie dziękuj... dzisiaj zostaniesz z nami, w domu.
- Brakowało mi twojego towarzystwa.. chętnie zostanę. Chodźmy. - powiedziała Nakata...tak wyruszyliśmy do domu... żona nas przyjęła, przygotowała wszystko, bandaże, igłę do zszycia ran.. alkohol na dezynfekcję. I nawet nie marudziła za bardzo.
- To co się tak właściwie stało? - zapytała opatrując moje rany.
- Ten głupiec przypieczętował swój los... zdołaliśmy mu trochę napsuć krwi, ale i tak dostał się do lasów. - odpowiedziałem.
- Czemu przypieczętował swój los? - zapytała Mary.. wtedy odezwała się leżąca Nakata.
- To są moje, można powiedzieć, że święte ziemie... a on jest moim pobratymcem, ogólnie mówiąc. Nałożyłam na niego klątwę... Ordo Mortex. - powiedziała wilczyca.
- To faktycznie.. nie będzie miał lekko ten wilkołak... no, gotowe Vic. Teraz zajmę się Nakatą. - powiedziała żona.
- Żabciu... czy ty mnie właśnie nazwałaś tak jak cię proszę od pięciu lat? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Zasłużyłeś na to... tyle lat mi byłeś wierny, posłuszny. Dopiero teraz to zauważam. - odpowiedziała.
- Dziękuję... Mary.
- Proszę. Hmm.. nie wygląda to najlepiej, wilczyco... Ale nie bój się, nie zginiesz. - powiedziała żona... ja zbliżyłem się do okna, by popatrzeć sobie na spokojną, górzystą okolicę... I zacząłem trochę współczuć Altairowi... Ordo Mortex to bardzo nieprzyjemna klątwa... nie docenił mnie, nie docenił sił mojej wilczej towarzyszki. To był jego największy błąd... tylko jego ignorancja pozwoliła Nakacie na nałożenie tej klątwy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Ale mnie łeb boli - pomyślałem podnosząc głowe
Reszta kampani spała obok , karczma była pusta dopiero wschodził świt , karczmarz spał na krześle za ladą .
Wstałem i podszedłem do wyjścia to było by niekulturalnie odlać się w karczmie ale za rogiem już tak , wróciwszy do środka sprawdziłem jak się maja moje rzeczy całe szczęscie wszystko było na swoim miejscu .

-Ehmmmmmhyyjjj - spanął Laszlo i dalej spał
-Ech co zrobić dopiero wstaje świt a oni śpią , po co ja się budziłem ? - zapytałem samego siebie w myslach
Postanowiłem przejść sie kawałek po mieście chłodny powiew rozbudził już mnie na dobre ,po okolicy nikt się nie szwędał tylko w odali szedł jakiś chłop z synem przy boku rozmawiali ze sobą w otaczającej ciszy słyszełm ich nawet z tak daleka.
-Tatusiu kup mi sztylet . No kup - zwrócił się syn do ojca
-Cicho - odpowiedział mu ojciec - Nie kupie ci
-Uważam że powinineś mi go kupić
-A ja uważam że nie i basta ! W końcu kto tu jest głową rodziny
-Na razie ty . Ale gdybyś mi kupił sztylet .......
-Tych łachudro , jeszcze jedna taka kwestia to możesz nie wracać do domu - skarcił go ojciec
Zaśmiałem sie cicho , i poszedłem spowrotem do karczmy , karczmarz jak go zostawiłem śpiącego tak spał podobnie reszta
-Karczmarzu - trąciłem oberżyste , nie zaregował mocno spał
-Ech chcem się napić , a tu mi barman śpi
W sumie to mógłbym sam sobie polać i nic za to nie płacić , nie lepiej nie od tego się zaczyna potem będą konie , ogałacanie domów , i rabowanie podróżnych
-Budz się tępy idjoto - tym razem walnąłem go prost w czoło
-Etemmm tak ? - zapytał rozbudzając się
-Polewaj
-Tak wcześnie jeszcze nie ma południa
-No to co ?
-Dobra co chcesz
-Miód daj tu pare butelek wezme na droge
Karczmarz poszedł na chwile na zaplecze wrócił trzymająć pare butelek
-10 sztuk złota mnichu
-Masz , dam ci jeszcze pięc za wczorajszy wieczór nie chcem aby koledzy zle mnie wspominali , że zostawiłem ich z moim długiem u ciebie
-Oczywiście , a tak właściwie po co ci tyle miodu ?
-Miód dobry na wszystko - uśmiechnołem sie do niego pakując butelki do torby
-Dobrze żegnaj powiedz dla moich "kolegów" że musiałem iść oraz że zapłaciłem za siebie - powiedziałem i zbliżałem się do wejścia
-Zapraszam ponownie , karczma pod Białym Krukiem zawsze chętnie wita takich gości - odpowiedział mi oberżysta .
Nastał świt dla miasta Stervis był to kolejny dzień podobny dla innych , ale nie dla mnie trzeba ruszyć dalej zbyt długo siedziałem w tej mieścinie .
Kiedy szedł dzielnicą kupiecka to straż właśnie sprzątał jednego pijaka spod ławki przypomniało mi się coś co tyczyło ławki i picia powiedział mi to kiedyś jeden z braci klasztornych
"Kto Ty jesteś ?
-Pijak mały .
Jaki znak Twój ?
-Trzy browary .
Gdzie mieszkasz ?
-Pod ławeczką.
Czym się bronisz ?
-Buteleczką .
Z usmiechem na ustach ruszyłem w dalszą droge .


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Biegłem szybko przez las głośno dysząc. Zdążyło już wyjść słońce. Brzuch mnie strasznie bolał ale nie zwalniałem tempa bo głód dawał mi się we znaki. Niech się Vic cieszy, że go nie zabiłem! Zobaczyłem jakiś ruch kątem oka i zatrzymałem się. Zza krzaków wybiegła sarna. W oka mgnieniu się na nią rzuciłem i jednym celnym ciosem w brzuch zabiłem ją. Zacząłem ją rozszarpywać i zjadać. Ahh...ten smak mięsa... Kiedy już nie było co z niej zjadać wyprostowałem się i rozglądnąłem. Co jest? Czułem się jeszcze bardziej głodny niż przedtem. Znowu zacząłem biec w poszukiwaniu więcej zwierzyny. Wleciałem prosto na dwie sarny, które zaczęły uciekać kiedy mnie zobaczyły. Zacząłem je ścigać. Jeden cios w jedną i padła na ziemię. Jeszcze druga została. Szybko ją dogoniłem bez problemu i kolejny raz zadałem cios. Ta także padła bez znaków życia. Rozszarpałem obie i po chwili wszędzie leżały tylko kawałki mięsa i kości i wszędzie krew. Co się ze mną dzieje? Poczułem teraz, że jestem już tak piekielnie głodny, że zrobiło mi się słabo. Do tego rana na brzuchu dawała mi się we znaki. Upadłem na kolana podtrzymując się rękami dysząc ciężko i zawyłem. Nagle przypomniały mi się słowa Nakaty. Bądź przeklęty, dwunogi... idź do lasu, zabij istoty, a już nigdy nie będziesz mógł zaznać spokoju... twój głód zacznie cię pożerać od środka! Wstałem resztkami sił i wszystko w okół mnie się zakręciło. Nie! Co ona mi zrobiła!? Poczułem jak mimowolnie przemieniam się z powrotem w człowieka. To pewnie przez to, że jestem tak głodny, że tracę siły...Nie mogę tu zostać... Złapałem się za krwawiący brzuch i zacząłem iść przed siebie. Muszę iść do niego...do Vic''a Po kilkuminutowej męczarni jeszcze przed polanką na której mieszkał, tuż obok ścieżki kilka metrów przede mną ktoś siedział na konarze. Poczułem jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa i upadłem. Kiedy zbliżyłem się jeszcze trochę zobaczyłem, że ten ktoś to jest właśnie Vic ostrzący jakiś kij. Ten spoglądnął na mnie, na chwilę przestał naostrzać kij, po czym mnie zignorował i powrócił do poprzedniej czynności. Podczołgałem się jeszcze trochę do niego.
- C...Co mi...z-zrobiliście...? - wykrztusiłem.
- Ładny dziś dzień, zgodzisz się ze mną? - zapytał mnie bezczelnie Vic.
- Vic...C-co...zrobiliście... - powtórzyłem.
- Nakata była wspaniałomyślna. Ostrzegła cię. A ty w swojej ignorancji zlekceważyłeś wagę jej słów.
- Ty...nie rozumiesz...J-ja...nie...panuję nad sobą...kiedy...jestem głody...
- Pozwól, że przytoczę ci przykład. Pan Damian postanowił wspiąć się na wieżę na rynku. Z samej góry zrzucił przypadkowo nóż. Nóż spadł prosto na Bogu winną ofiarę i ta zginęła. Pan Damian tego nie chciał, ale to jednak ON opuścił ten nóż. ON jest winny. I teraz mi powiedz... czy nie jesteś w tej samej sytuacji, gdy pozwoliłeś swojemu wilkołactwu działać?!
- J-ja...m-może...chyba...t-tak...
- Więc żyj teraz z konsekwencjami tego czynu. - powiedział i wrócił do ostrzenia kija.
- N-nie! B-łagam...p-pomó...arrgh...! - Vic popatrzył na mnie, odłożył kij, westchnął i powiedział.
- Słuchaj, to nie ode mnie zależy. Osobiście rozumiem twoją sytuację.. ale Nakata... poważnie ją zraniłeś, mnie tak samo. I za to cię nienawidzi... nie wiem czy zdołasz wybłagać u niej wybaczenie... - Westchnąłem i padłem na ziemię zrezygnowany. Vic zaczął grzebać w swoim odzieniu i wyjął jakąś trawę.
- Oto Trawa Kessina, Mary ma tego bardzo dużo. Złagodzi ból, przyłóż to sobie to brzucha.
- D-dziękuję...Te rany...za nic nie chcą się zagoić... - powiedziałem i wziąłem od niego to zielsko. Oparłem się o pobliskie drzewo i przyłożyłem sobie to do brzucha. Od razu poczułem ogromną ulgę, ból niemal całkowicie minął.
- Ja się nie dziwię.. w końcu zaatakowała cię samica alfa. Powinieneś jej usłuchać, zamiast atakować.
- Ja ledwo pamiętam co się stało... Kiedy jestem bardzo głodny robię się agresywny i wściekły.
- Musisz zapanować nad tym, inaczej czeka cię coś znacznie gorszego... - powiedział Vic i westchnął - I co ja mam z tobą zrobić?
- Jeśli Nakata nie zdejmie ze mnie tego...tej...tej klątwy...możesz mnie śmiało zabić.
- Wtedy cała kara straciłaby sens. Uwierz, w naszym szaleństwie jest metoda. Póki co, nic tu po tobie. Kieruj się do tego lasu po mojej prawej, tam jest aktualnie Nakata. - oznajmił Vic.
- Dobrze. - powiedziałem. Wstałem, wszystko dookoła mnie zawirowało i ruszyłem chwiejnym krokiem w prawo tak jak powiedział Vic. Wkroczyłem do lasu i po chwili zobaczyłem siedzącą Nakatę pod potężnym drzewem, na jej futrze nadal było mnóstwo zeschniętej krwi. Ale ją urządziłem...
- Ee...Uhm...Witaj, Nakato...Eee... - zagadałem ostrożnie i urwałem czekając na reakcję. Nakata odwróciła się gwałtownie.
- Hrrnn, dwunogi! - warknęła i zaczęła szczerzyć kły, w każdej chwili może się na mnie rzucić, miła i śmieszna Nakata jaką poznałem właśnie zniknęła - Pewnie chcesz, żebym dokończyła dzieła?
- Nie, przyszedłem z...ee..przeprosinami.
- Dwunogi... nie testuj mojej cierpliwości. Twoje przeprosiny nie znaczą dla mnie nic! A teraz zawróć zanim przegryzę ci gardło! - Nic nie odpowiedziałem tylko wciąż siedziałem na trawie w bezruchu.
- Dość, miałeś swoją szansę! - krzyknęła, podbiegła do mnie i zadała "ostrzegawczy" cios pazurami prosto w prawy policzek i po tym znów stanęła i zaczęła czekać na moją reakcję. Poczułem straszny ból i jak krew spływa mi po twarzy. Ja wciąż siedziałem i nic nie powiedziałem, odwrócony twarzą od Nakaty z powodu dość mocnego ciosu. Wilczyca usiadła.
- To na ciebie nie działa... czego chcesz? - powiedziała. Odwróciłem z powrotem twarz w jej stronę. Policzek strasznie mnie piekł, ale czułem, że rana nie jest głęboka.
- Jak już...mówiłem przyszedłem przeprosić i... - urwałem znów czekając na reakcję Nakaty.
- A mnie, jak już mówiłam, nie obchodzi to. Czego dokładnie chcesz? Na pewno nie liche przeprosiny.
- Chcę prosić o zdjęcie klątwy. - Po usłyszeniu tego, wilczyca z rykiem rzuciła się na mnie powalając mnie przy tym. Stojąc tak na mnie powiedziała.
- Jesteś bezczelny! Czemu mam niby uwalniać cię z kary?!
- Przeprosiłem. - bąknąłem cicho.
- I myślisz że to wystarczy?! Hrrrrnh! Czemu mam cię od razu nie zabić?
- Pozwolę ci mnie zabić dopiero wtedy, kiedy będę wiedział na pewno, że nie zdejmiesz tej klątwy ze mnie nigdy.
- Wtedy nie byłoby żadnej zabawy z zabiciem cię... spróbuj mnie przekonać, o dwunogi, czemu mam z ciebie zdjąć klątwę? - zapytała Nakata.
- Pozwól, że coś ci wyjaśnię. Kiedy jestem głodny robię się piekielnie agresywny i wściekły. Z tego powodu zamieniłem się w wilkołaka i głód tak zaczął mi dolegać, że straciłem panowanie nad sobą. Atakowałem was nieświadomie. Nawet ledwo pamiętam co się stało.
- Hrrrnnhh... w takim razie udowodnij, że żałujesz tego co zrobiłeś. - powiedziała Nakata i wstała ze mnie. Wróciłem do pozycji siedzącej.
- Co? Jak? - zapytałem.
- Nie myśl jednak, że już zapomniałam co zrobiłeś. To, że mnie zaatakowałeś - wskazała swój mocno zakrwawiony bok - to nic, ale zaatakowałeś Vic''a a tego ci nie daruję... ja mogę dużo wytrzymać, w przeciwieństwie do niego. W zasadzie żyjesz tylko dlatego, że Vic nie jest martwy.
- Co mam zrobić? - zapytałem.
- Hmmrr... po pierwsze, musisz mi pomóc dostać się do Górskiego Oczka. Jezioro, gdzie będę mogła opłukać moje rany. - powiedziała Nakata. Tak, nie mówiąc o tym, że sam ledwo stoję.
- Mhm...Po drugie?
- Hrrnn.. nie tak szybko. Ty chyba myślisz, że to pierwsze zadanie to drobnostka.
- Nie myślę, pytam co będę musiał zrobić dalej.
- Arogancja... po drugie, czeka cię próba głodu. Po trzecie, będziesz musiał pozbawić mnie życia.
- Co? Mam cię zabić?
- To tylko kolejna próba. - I tak nic z tego nie rozumiałem, byłem głodny i ciężko było mi się skupić. Nic na to nie powiedziałem.
- Chodźmy. To nie jest daleko. - powiedziała Nakata. Wstałem z niemałym trudem. Po chwili podróży w milczeniu wreszcie do jeziora. Nakata nakazała mi zostać przy brzegu, a sama poszła wypłukać się w wodzie.
Nagle ni stąd ni z owąd wyszła zza krzaków niedaleko mnie ładna, dojrzała i duża sarna. Poczułem wielką chęć ją zjeść, ale jakoś się powstrzymywałem. Tyle mięska...mógłbym i jeść i jeść... Złagodzi rany...piękne świeże mięsko... Sarna podeszła blisko mnie, była niemal na wyciągnięcie ręki! Poczułem pomruk głodu we mnie. NIE! Mam na sobie klątwę zjem ją i będę jeszcze bardziej głodny! Tego nie wytrzymam! Wciąż siedziałem w bezruchu. Hmh...mięso...tyle mięsa...wygląda bardzo soczyście... Nie zaspokoi! Będę bardziej głodny!... Cicho, tu twój głód, jak mówię, że zaspokoi to zaspokoi...mniam...pychotka...
- Spadaj stąd! - krzyknąłem do sarny i walnąłem pięścią w trawę. Sarna uciekła. Ze strachem zauważyłem, że Nakata już wyszła z woda i zaczęła mnie obserwować.
- Ee...już skończyłaś!? - rzuciłem do niej.
- Czemu jej nie zaatakowałeś? - zapytała.
- Ee, nie wiem...przecież bym był jeszcze bardziej głodny niż dotychczas.
- Czyli postąpiłeś samolubnie.. nie interesowało cię to, czy ta istota umrze czy nie. Czy ma znajomą wilczycę alfa, czy nie. Postępując SAMOLUBNIE dalej nie będziesz miał kontroli nad sobą.
- Eh.. - westchnąłem.
- Chodź dwunogi. - powiedziała Nakata i otrzepała się z całej wody, która przepełniała jej sierść. Jej futro już nie było tak zakrwawione jak wcześniej, ale rana wciąż była. Wstałem i ruszyliśmy z powrotem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Muszę uciec od mojej przeszłości... ja nie mogę wierzyć, że takie rzeczy robiłam! Muszę znaleźć miejsce, gdzie będę mogła się wyciszyć! Te wspomnienia.. wspomnienia, wspomnienia!! Muszę od nich uciec! Ten... ten klasztor. Widuję go czasem w snach... musiało się tam wydarzyć coś ważnego. Dowiem się co... i to wydaje się być idealnym miejscem do wyciszenia się...
Długo podróżowałam przez ciemny las.. ale w końcu dotarłam tam gdzie chciałam. Mam już gdzieś całą moją przeszłość, wszystkich ludzi których spotkałam... tutaj rozpocznę nowe życie. Samotny klasztor w środku lasu... doszłam do dużych, mosiężnych drzwi i zaczęłam w nie walić. Po krótkiej chwili otworzył mi łysy, wysoki człowiek ubrany w szaty z kapturem.
- Czego tu? - zapytał.
- Ja... ja przyszłam się.. się zobaczyć z władcą tego miejsca. - odpowiedziałam niepewnie. Nie wiedziałam co to za miejsce dokładniej, ani jakie są zamiary tych ludzi.
- Hmmm? Mroczna elfka! Tak, wspaniale. Zaprowadzę cię do opata. - odpowiedział i kazał mi iść za sobą.
Podążaliśmy przez wiele sal. Większych, mniejszych... coś mi się przypominało, ale nie jestem pewna co. Mnich zaprowadził mnie do pokoju bez okien, z dużą ilością świec. Potem odszedł i zamknął drzwi.. nie byłam sama w pokoju. Przede mną stał kolejny mnich, pewnie opat tego klasztoru.
- Arianne... co cię tu sprowadza? - zapytał niemiło.
- Ty.. ty mnie znasz? - zapytałam.
- Oczywiście... - po czym sypnął mi czymś w twarz.. zrobiło się ciemno..
Obudziłam się związana do jakiegoś słupa... przede mną stał opat i nerwowo chodził po pokoju.
- Czemu znów tu przyszłaś? Mało ci destrukcji? Mało ludzi zabitych? - zapytał głośno.
- Ja.. ja nie wiem o czym mówisz. - po tych słowach mnich uderzył mnie po twarzy.
- Nie żartuj sobie ze mnie! - złapał mnie mocno za ubranie - Doskonale wiesz o czym mówię!
- Nie! Przysięgam, że nie! - i znów mnie uderzył w twarz... i złapał mocno za ubranie.
- Przysięgasz? Haha! Zapomniałaś o tym jak twój bliski przyjaciel wyruszył ci na ratunek, darzył się zaufaniem, być może czymś jeszcze ważniejszym... porzucił wszystko, był gotów zabić nawet przyjaciela dla ciebie.. a ty w ostatniej chwili wbiłaś mu sztylet w plecy i nawet łezki nie uroniłaś?! O tym też ZAPOMNIAŁAŚ? - j-ja... ja...
- Dość! Przestań! - opat już miał mnie znów uderzyć.. ale zauważył łzę, która ścieka mi po twarzy i powstrzymał dłoń.
- Czemu ty tu przyszłaś? - zapytał już łagodniej.
- J-ja.. straciłam.. straciłam pamięć, ten klasztor czasem mi się śni, a-a na mapie Altaira zauważyłam i zapamiętałam jego pozycję... chcę uciec od przeszłości, miałam ślepą nadzieję, że tutaj ktoś mi pomoże! Ale to nic n-nie pomaga... - odpowiedziałam.
- Powiedz to jeszcze raz, ale tym razem patrz mi głęboko w oczy.
Tak też zrobiłam... powtórzyłam wszystko co wcześniej powiedziałam.. po tym opat zamyślił się na dłuższą chwilę i powiedział:
- Nie kłamiesz... w takim razie czego chcesz? - zapytał w końcu.
- Ja.. m-mam nadzieję... że.... uumm.. nieważne na co mam nadzieję... ch-c... Czy znajdzie się dla mnie tutaj miejsce? Nie jestem darmozjadem! Będę pracować...!
- A co takiego potrafisz?
- Ja.. mogę być dobrym zwiadowcą. Lub szpiegiem! Lub.. lub informatorem..
- Dość. Dobrze, akurat taka osoba nam się tu przyda. - powiedział i uwolnił mnie z więzów. - Ale nie będzie łatwo.. na sam początek będziesz musiała spędzić wiele dni, ucząc się spokoju i pokory...
- Mogę się przystosować.. - odpowiedziałam.
- Tak, zauważyłem.. ale gdzie moje maniery: jestem Abizagil, opat tego kościoła. Daj mi chwilkę... - i wyszedł szybko z pomieszczenia.. i tak samo powrócił.
- Proszę - powiedział wręczając mi coś - Oto twoje szaty... nie będziesz się wyróżniała z tłumu innych mnichów, jak założysz kaptur. Ubierz się i bądź gotowa za chwilę.. zwołam wszystkich mnichów, by poinformować ich o nowym członku naszego bractwa... ale na początek musisz coś jeszcze zrobić. Musisz przysiąc, że będziesz służyć temu klasztorowi, bronić go, w czasie potrzeby.
- Dobrze... przyrzekam, że ja, Arianne Tenner, będę służyć temu klasztorowi. Bronić go swoim życiem, gdy zajdzie taka potrzeba. - powiedziałam.
- Tak, doskonale.. przebierz się i zejdź do głównego holu za chwilę.
Czy w końcu dany mi będzie spokój? Będę mogła zapomnieć o mojej haniebnej przeszłości? I żyć w błogiej neutralności...? Czyżby... tak.. podoba mi się takie życie. Przebrałam się w nowe szaty i zeszłam na dół, do głównego holu... Abizagil już czekał na lekkim wywyższeniu, przed nim stało około 160 mnichów.. tak na oko. Weszłam na to wywyższenie, tak jak mi pokazał opat.
- Bracia, siostry.. wezwałem was tu, byście byli świadomi obecności naszego nowego, nietypowego ucznia. A dokładniej uczennicy... Dziś nasze szeregi zasiliła mroczna elfka Arianne. Będzie nas wspomagała jako szpieg, zwiadowca, informator. Nie martwcie się jej pochodzeniem, przysięgła wierność temu klasztorowi! A teraz możecie wrócić do pracy, pamiętajcie: w jedności siła! - po tych słowach wszyscy się rozeszli. Abizagil wziął mnie za rękę i zaczął mówić - Dziecko, teraz jesteś jedną z nas. Ten klasztor to jedna wielka rodzina, wszyscy są tu równi, każda rasa jest mile widziana. Nie mam za dużo czasu, kieruj się do swojego pokoju, na górze, dziewiąty pokój po lewej, na pewno trafisz. Tam będzie na ciebie czekała mniszka, ona objaśni ci zasady panujące w tym klasztorze. Masz jakieś pytania jeszcze dziecko?
- Nie mistrzu... to wszystko. - odpowiedziałam.
Opat bez słowa ruszył przed siebie, a mnie nie pozostało nic innego jak dotrzeć do swojego nowego pokoju i poznać zasady panujące w tym miejscu... równość.. tolerancja.. bardzo mi się podoba to miejsce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Już zapadła noc... a Altair nie wracał. Widocznie mu się nie poszczęściło z Nakatą.. ona potrafi być mściwa. Właśnie skończyłem obrabiać mój nowy kij... zaostrzyłem końcówki, dla większej szkody przeciwnikowi. Miałem już się zbierać, kiedy to zauważyłem dwie sylwetki wyłaniające się z lasu. Nie kto inny jak wilczyca i Altair.
- Jesteście... czy już po wszystkim? - zapytałem.
- Nie do końca... - odpowiedziała mi Nakata. - Altairze.. dalej, stań tam i mnie zabij. - dodała jeszcze... co jej po głowie chodzi..? Aaa... już wiem.
- Co? - zapytał zmieszany Altair.
- Hrnnh, chcesz się pozbyć klątwy, tak? A co jest jej źródłem? - odpowiedziała mu wilczyca.
- Ee, no, ty? No ale dlaczego mam cię zabić...?
- To kolejna próba, takie jak te poprzednie! - odpowiedziała na pytanie Nakata.
- Nie rozumiem nic z tego...
- Dobrze.. kiedy jesteś pod postacią wilkołaka również niewiele rozumiesz. A teraz dobądź miecza, dwunogi.
Altair wyjął miecz, ale nic z nim nie zrobił.. wyglądał na zakłopotanego.
- Chcesz, żeby klątwa się zakończyła dwunogi? - zapytała Nakata.
- T-tak...
- I co jest jej źródłem?
- T-ty?
- A więc...? Co trzeba zrobić, by ją przerwać?
- No ale...przecież chyba nie chcesz się poświęcać żeby tylko zdjąć ze mnie klątwę...?
- Hrrrnh, jesteś słaby... to czego ja chcę nie jest istotne, chcesz mieć klątwę z głowy czy nie?!
- No tak.
- To ZAATAKUJ MNIE!
Altair nic nie zrobił, tylko spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- To nie na mnie masz się patrzeć Altairze. - odpowiedziałem mu.
- No ale przecież nie mogę cię tak po prostu zabić... To chyba jakiś żart. - zwrócił się do Nakaty Altair.
- To żaden żart, tylko próba! Zamierzasz stać z mieczem w dłoni i zastanawiać się nad sensem życia?! - odpowiedziała mu Nakata.
- Próba!? Mam cię zabić? No, ale przecież...no...eee...mhmm...stracisz...ee..życie.
- Co ty nie powiesz? Dziękuję za informację.. a teraz rób to co trzeba.
- Ja...nie mogę tego zrobić.
- Nie możesz? Wiesz co to oznacza?! Będziesz żył z narastającym głodem! Żył! ŻYŁ! Nie umrzesz... pomyśl dwa razy zanim się zdecydujesz na coś! - wykrzyczała Nakata.
- Nie zrobię tego. - odpowiedział Altair, dość pewnie.
- W takim razie będziesz żył z głodem. Chodź Vic, nic tu po nas... - niech ona przestanie biedaka martwić.
Ruszyła w stronę lasu, zostawiając milczącego Altaira w spokoju... prawie, bo po paru krokach zatrzymała się.
- Dwunogi.. tego się nie spodziewałam. - odwróciła się podeszła do Altaira.
- Co...? - zapytał skołowany Altair.
- Cała ta próba... odzwierciedla twój głód. Albo pożresz ofiarę i zaspokoisz swoje potrzeby, albo zostawisz ją w spokoju, a ona może kiedyś ci się odwdzięczy... Postąpiłeś dobroczynnie, a ja jestem właśnie tą ofiarą, która ci się odwdzięczy... - Altair patrzył zaskoczony to na mnie, to na wilczycę - Wyrwij mi odrobinę sierści z pleców... nie martw się, mam wysoki próg bólu. - dodała Nakata.
- Ee.... dobrze. - powiedział Altair, podszedł i wyrwał małą kępkę sierści.
- Ściśnij je w dłoni.. i kucnij. - dodała Nakata, Altair tak zrobił... Nakata patrzy się na kępkę sierści, trochę ją szturcha nosem, po czym rozdmuchuje ją... Altair od razu lepiej wygląda.
- J-już po wszystkim...? - zapytał z niedowierzaniem Altair.
- Nie inaczej. - potwierdziła Nakata.
- Dziękuję.
- Dziękuj tylko sobie... po moich próbach, powinieneś mieć także większą władzę nad wilkołactwem.
- Ah...tak chyba tak.
- Chodźmy Vic... jestem już wystarczająco zmęczona.
- Tak...ja też już pójdę...do zobaczenia. - powiedział Altair.
- Tak.. tak. Altair, do następnego razu... tylko uważaj, następnym razem mój kij nie pęknie... - dodałem jeszcze.
- Hehe, dobrze. - powiedział Altair, zaśmiał się i odszedł.
A nam nie pozostało nic innego jak wrócić do domu... Mary już pewnie zdziera sobie gardło wrzeszcząc, żebym natychmiast jej do domu przyszedł.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Bulb - dzwięk wyjmowanego korka z butelki mioda .
-Ach już lepiej nie ma co miód dobry na wszystko - pomyślałem pijąc z butleki
Szłem jeszcze dzielnicą kupiecką , straż tradycyjnie robiłą tu patrol jej szeregi nie były jakoś specjalnie urozmajicone prawie sami ludzie , a jaka szkoda ludzie zazwyczaj spią po paru kufelkach nie chrzczonego wodą piwa nie mówiąc już o miodzie , a może to i lepiej tak niewiele im potrzeba .
Przechodziłem właśnie przez plac na któym o dziwo w tak wczesnych porach trenowało dwóch rycerzy , byli już niezle spoceni od tego machania mieczem ich ruchy były już powolne a ataki bardziej opierały się na wadze broni niż umiejętnościach i sile .
Jednak jeden z nich nagle odzyskał wigor , zmarkował potknięcie sie , kiedy przeciwnik chciał ciąć uniknął ciosu dostał sie za plecy przeciwnika i pchnał go na ziemie .
- Achrr - odezwał sie leżący i przewrócil na plecy , nie miał się już siły bronić
Jego przeciwnik stanął na nim kierując ostrze w czerp i zapytał :
-Zdajesz się na łaske ?
-Och ...... Tak zdaje się - sapnął - Zejdz panie ze mnie , bo się posram ze strachu
Uśmiechając sie szyderczo zszedł z nigeo i pomógł mu wstać , razem poszli do najbliższej studni i obmyli twarze .
Brama była o rzut kamieniem stamtąd kiedy przechodziłem strażnik tylko zerkneli ospale na mnie .
-Kim jesteś i gdzie zmierzasz ? - zapytał
-Ciris zmierzam gdzie nogi poniosą - odpowiedziałem mu
-Tą drogą dostaniesz się tylko do Derdwent małej miejscowości rolniczej
-A jest tam chociaż coś ciekawego ?
-Hmmmm .. .... tak trochę opuszczonych kościołów , klasztorów i domostw
-Dużo opuszczonych miejsc czy coś tam sie stało ?
-Tak , panowałą tam zaraza ludzie byli coraz bardziej senni , zmęczeni coraz więcej spali aż w końcu zasypiali na zawsze
-Dzięki , - odpowiedziałem mu - masz trzymaj , powodzenia na służbie - wręczyłem mu butelke zaczętego miodu
-Hmm nie przepadam za miodem ale dziękuje - odpowiedział kiwając głową
Minowszy brame , szłem przez pewien czas drogą ubitą kamieniami aż zobaczyłem człowieka leżącego na drodze podchodząc do niego wyczułem alkohol w powietrzu , był młody może 16 lat .
-No przyjacielu za mocno się pocieszałeś - powiedziałem do niego i chwyciłem za bary , chciałem go przeciągnąć do rosnącego obok drzewa tak by nie leżał na drodze , ktoś mogł po nim przejechać koniem lub gorzej powozem .
(JEB )
- O ku.wa - wymksneło mi się , poczułem straszny ból na głowie z tyłu , ktoś też mnie popchnął na ziemie , wtedy zobaczyłem że to płapka koleś udając pijanego podniósł się właśnie z ziemi i wyciągnał pałke .
- Dobra , kapłanie wyskakuj już mi tu z złotych krzyży , jaumużny oraz złota - powiedział ten z tyłu
Spróbowałem się podnieść lecz dostałem ponownie teraz w plecy
-Mnichu , bądz rosądny roztańmy się bez zbędnych konfliktów - rzekł "pijany" i podszedł do mnie
-Ten pijaczek myśłi że jest bezpieczny , to błąd - pomyślałem w duchu i szybko wstając chwyciłęm go za nogi , po chwili leżał na ziemi , ten drugi nie zdążył jeszcze zaregować miałem czas się podnieść i odskoczyć od obydwu złożyłem ręce w gardzie .
-No to tarez ci się dostanie , kurwi synu - rzekł pierwszy i rzucił się na mnie z pałą w ręce
(JEB) (JEB) (JEB) (JEB) (JEB) - seria ciosów w czerp dała mu do myślenia , złapałem go teraz w klincz i wyjechałem z kolanka z brzuch , upadł na ziemie dysząc na chwile mam z głowy .
Pijaczek zdążył już wstać i strzelić mi pięścią w twarz , był silny poczułem dokładnie wszystkie zęmby , odskoczyłem od niego a on w tym czasie podniósł pałke swego kompana .
-Jak na kleryka umiesz bić po pysku , lecz to ci nie pomoże uczyłem się od dziecka - powiedział
- W machaniu pałą ? Spróbuje szczęscia , dawaj - odpowiedziałem mu
Podskoczył do mnie i zamachnął się pałką , szybki był , trafił dokładnie pod żebro , następny cios wyprowadził w bark uderzając z całej siły , potem znowu w brzuch rzucił mnie do defensywy widząc to trochę ustąpił .
( JEB ) - cios z pięści potem z łokcia zaskoczył go całkowicie , lewą ręką złapałęm go za broń zaś drugą chwyciłem za kark . ( JEB )
Cios z kolanka w krocze sprawił że wypuśił broń z ręki , podciołem go i zwaliłem na ziemie .
Wstawał właśnie ten pierwszy , trzeba było go szybko upomnieć że ma leżeć ( JEB ) kopnięcie go w głowe kiedy jeszcze był na kolanach nie było trudne .
-Nie , ach niech cię licho - warknąłem do pijaczka , swoim celnym trafieniem pałą stłukł mi 2 butelki mioda , kopnąłem go za to .
Obydwaj napastnicy stracili chęci do walki , leżali na plecach i pojękiwali od czasu do czasu .
-Co ja robię , tłuke 16 latków to jeszcze za młodo by dostawać po mordzie- powiedziałem sam do siebie patrząc na nich .
Szybko ruszyłem w dalszą droge , lepiej nie było czekać aż się pozbierają i zaczną próbować znowu , obicia pała nie bolały mocno , znacznie mocniej bolała strata dwuch butelek .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

*Kilka dni wcześniej*
Ten opat mnie zdziwił. Niby czemu nie mogłem być przy tej rozmowie? Nieważne. Mogę za to skorzystać z biblioteki.... Która mnie przygniotła! Biblioteka w Stervis była wielka, ale w porównianiu z tą była wielkości mrówki. Czułem się... dziwnie. Wokół była głucha cisza, ale ta cisza była przepełniona mocą i eergią. Ale czemu?
Hm... Czy to nie piękne? powiedział Wiedza Tyle wiedzy i mocy w jednym miejscu.
Na wiedzę się zgodzę, ale skąd ta moc? zapytał Głód
Tyle tu jest ksiąg... Starych i nowych. Te stare zaczęły żyć własnym życiem i emanuja magi i mocą wokoło. Te młode nadganiają te stare. powiedział uradowanym głosem Wiedza Może pobyć tu jakiś czas? Proszę!
Błagam, nie! Ciekawszym zajęciem jest picie krwi. Ba, nawet spektakl pt. "Schnąca farba" jest bardziej interesujące. wrzasnął Głód
Możemy tu zostać... Ale dlaczego to cię tak ciekawi, skoro jesteś wiedzą Pradawnego? Pownieneś to mieć w małym paluszku... gdybyś go posiadał. powiedziałem
To przez Spaczenie. Wiele zginęła wraz z jego nadejściem. Tak czy siak, zacznijmy lekturę.

*Dziś*
Już kilka dni siedzę tutaj. Nikt poza mną tu nie przebywał. Czyżby moja obecność ich odstraszała? Tak czy siak, siedziałem i czytałem po kolei księgi. Po lewej stronie układałem książki, które mogłem przeczytać. Po prawej - te które już przeczytałem. Czytałem i czytałem. Nie wiedziałem czemu ani po co czytam, ale ten głód wiedzy coraz bardziej się pogłębiał. Wiedza też to odczuwał. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, m.in. że żmijożuje mają trzy kły na pięć jadowitych, czy to, że wszyscy Elitarni Srebrni Rycerze z Silvertown to kobiety.

Moja lektura trwała i trwała, aż natrafiłem na dziwną księgę pt. "Nekro entergi", co dosłownie znaczy "Boska Śmierć". Zdziwiło mnie, że takie dzieło znajduje się u mnichów, ale zacząłem czytać to dzieło. Każda strona napawała mną zarówno ciekawością co i strachem. Jedna z nich była całkiem zajęta ryciną pająka. Ten pająk, symbol bogini nocnych elfów, zajął moją uwagę jakiś czas. Pulsowało z niego jakaś moc i potęga. Sam tego nie rozumiałem, ale jego widok sprawił... nie wiem co, ale coś zaczęło we mnie budzić. Zaczęło narastać, aż oślepiło mnie nieprzebrane światło. Następnie po kolei następowały dziwne obrazy.

Zarys człowieka.
Człowiek się przekrzywia.
Zaczyna się wić po ziemi.
Zaczynają mu wyrastać dodatkowe kończyny.
Zaczyna mu rosnąć odwłok.
Kończyny zaczynają coraz bardziej rosnąć.
Kończyny nabierają kształtu jak u pająka.
Człowiek powstaje.
Widze go jako istotę z tułowiem człowieka a odwłokiem pająka.

Wizję minęły, a czułem się... dziwnie. Dzwiniej niż zwykle. Stałem i nie mogłem się ruszyc. Jakby moja wola została wyparta i zastąpiona... Sam nie wiedziałem czym. Nagle usłyszałem otwierające się drzwi, a druga wola kazała spojrzeć w jej stronę. Z drzwi wyszła postać opata i kilku innych mnichów.
- Chyba jest gotowy - powiedział. Spojrzał na jdnego z mnichów, a ten wystąpił i podszedł do mnie. Druga wola bez zastanowienia kazała rzucić się na niego i ugryźć go. Ale ugryźć nie po to, by pić krew. Kazała ugryźć, by wbić kły jak najgłębiej w szyję. Lała się krew, ale mnich nie krzyczał czy coś. Był na to przygotowany, gdyż to było poświęcenie. Po chwili zwolniłem szczęki od gardła mnicha, a on sam padł jak długi w kałużę krwi. Po chwili powstał i zaczął przemieniać się... w istotę z mojej wizji. Po przemianie opat odezwał się do przemienionego mnicha:
- I oto pierwszy pół wampir/pół Arachnit. Sługo, okiełznaj swój nowy dar i idź w świat. Poznaj swą nową moc.
Po tych słowach przemieniony mnich wybiegł, a raczej przebił się przez drzwi i słychać było tylko jego oddalające się kroki.
- A tego wampira zabierzcie do jednej z komnat. Niech odpocznie. Potem z nim pomówię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Uaktualnienie postaci:
Altair - człowiek wilkołak, zabójca,
Moj EXP: 1350/3000
Moja reputacja: -5
Ekwipunek:
Zbroja skórzana
26 szt. złota
Nóż
Mieszek z topazami
Brązowy miecz
Mikstura Niewidzialności
Runa teleportacyjna do klasztoru
Mapa Mglistych Szczytów
Specjalne zdolności:
-szybsza nauka nowych zdolności[rasowa zdolność],
-cichy chód,
-przemiana w wilkołaka(do 3 razy na dzień W GRZE),
-przemiana ludzi w wilkołaków,
-zwiększa się jego siła i szybkość,
-jego wycie sprowadza wilki (jeśli są gdzieś w pobliżu),
-żądza krwi (ludzkiej, elfiej itp.),

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dobra , mimio iż to dopiero początek :

Uaktualnienie postaci:
Ciris człowiek kapłan
Mój exp 0 /1000
Moja reputacja : 0
Ekwipunek :
-Ciężki młot bojowy
-Przeszywanica
-trzydniowa porcja żywności
-nóż
-20 sztuk złota
-4 butelki miodu
Specjalne zdolności :
-uczy się nowych zdolności szybciej niż pozostałe rasy – śpiewu, alchemii itp. zdolność rasowa
- posiada moc uzdrawiającą (zdolność klasowa ), jak na razie nie używana chyba że w drużynie , hej potrzebuje ktoś mnicha któy lubi wypić i bić sie na pięści : D )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Uaktualnienie postaci

Ekwipunek:
1. Szabla
2. Zbroja skórzana
3. Żelazny sztylet
4. 11 sztuk złotych monet
5. Maska Pradawnych
6. Skórzana czapka
7. złoto Dattera (10 sztuk)

Reputacja: -6

Obecne XP: 2100/3000

Moce specjalne i zdolności:
- przemienianie ludzi w wampiry [zdolność rasowa]
- przemienianie ludzi w Arachnity [już świadom tego]
- klasa wojownik - posługiwanie się każdym rodzajem broni [klasowa zdolność]
- picie ludzkiej krwi - regeneracja życia [zdolność rasowa]
- zwiększona odporność na magię [zdolność rasowa]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Uaktualnienie postaci:
Vic Marks/Człowiek/Wojownik (Tropiciel)
Punkty Doświadczenia: 0/1000
Reputacja: 0

Ekwipunek
- Kij z zaostrzonymi końcówkami
- Gruba zbroja skórzana
- Mikstura uzdrawiająca

Umiejętności:
- Tropienie zwierząt
- Szybkie uczenie się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Aktualizacja postaci:
Layla Tinnyer
Człowiek wampir zabójca
EXP: 2000/3000
Reputacja: -6
Ekwipunek:
Lekka kusza;
Trzy sztuki bełtów;
8 szt. złota;
Lniane odzienie;
Umiejętności:
- cichy chód
- przemienianie ludzi w wampiry
- pijąc krew leczy swoje rany
- zwiększona odporność na magię

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Uaktualnienie postaci

Ekwipunek:
1. Szabla
2. Zbroja skórzana
3. Żelazny sztylet
4. 11 sztuk złotych monet
5. Maska Pradawnych
6. Skórzana czapka
7. złoto Layli (10 sztuk) [mała pomyłka :P]

Reputacja: -6

Obecne XP: 2100/3000

Moce specjalne i zdolności:
- przemienianie ludzi w wampiry [zdolność rasowa]
- przemienianie ludzi w Arachnity [już świadom tego]
- klasa wojownik - posługiwanie się każdym rodzajem broni [klasowa zdolność]
- picie ludzkiej krwi - regeneracja życia [zdolność rasowa]
- zwiększona odporność na magię [zdolność rasowa]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Aktualizacja karty postaci:
Arianne Tenner
Mroczna Elfka|Złodziejka
PD: 1350/3000
Reputacja: -8
Ekwipunek
Sztylet,
Przeszywawnica,
Szata klasztorna od opata,
40 sztuk złota,
Naszyjnik z brązu.
Umiejętności:
- Sporządzenie mikstury przemiany w księżycowego elfa
- Cichy chód
- Ulepszone ukrywanie się
- Otwieranie zamków
- Kradzież kieszonkowa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Tichondrius - oczywiście ja :P]
[Powalony, wiecznie zgryźliwy, szalony, walnięty, poje**ny i sarkastyczny opat - Rusty Mike; hm, opis jakoś pasuje :P]

Jakiś czas po zajściu w bibliotece obudziłem się w jednej z komnat. Chwilę po tym wszedł jedne z mnichów.
- Obudziłeś się... Hyp... - powiedział pijacki głos - Mam cię... Hyp... Zaprowadzić do opata... Hyp... Chodź.
Poszedłem za "lekko" pijanym nichem do gabinetu opat. Sam opat siedział w swoim fotelu za biurkiem.
- Czy już wszystko tu zrobiłeś? Pewnie, że tak. Zanim odejdziesz, masz jakieś pytania?
- Tak... Co się niby stało w bibliotece ?
- Test. Próba. Sprawdzenie umiejętności. Potwierdzenie plotek. Nazwij to jak chcesz.
- Test? Próba? Niby czego?
- Tego CZYM jesteś... nadal tego nie pojmujesz?
- Nie.
- Dzięki tej masce... masz masę nowych umiejętności.. możesz stworzyć nową, okrutną rasę dzięki niej! Jedno twoje ugryzienie zamieni ofiarę w krwiożerczego mieszańca. Pół wampira/pół Arachnita...
- Zaraza, zaraz... Twierdzisz, że Maska Pradawnych nabrała taką zdolność tak z dnia na dzień?
- Ona ją miała od zawsze. Byłeś po prostu nieświadom tej mocy.
- Jak to od zawsze? Przecież pierwotny cel tej maski polegał na magazynowaniu wiedzy... Chyba że ją spaczono. Tylko kto? I kiedy?
- Ciekawe kto ci tak powiedział... chłopcze, ta maska nigdy nie miała służyć magazynowaniu wiedzy. To jedynie wabik. Przykrywka! To fakt, ta maska oferuje wiedzę pewnych istot... ale to jej drugorzędny cel.
On kłamie! wrzasnął Wiedza Sam wiem lepiej, że należałem do Pradawnego!
- Ale moje źródło... Nieważne. Ale czym są te całe Arachnity?
- Nie wiemy dokładnie CZYM one są. I.. co takiego chciałeś powiedzieć o swoim źródle?
- Jeden duch... Stara znajoma, opowiedziała mi o tej masce. Tyle ile wiedziała. Zawsze była nieomylna i nigdy mnie nie okłamywała. Ale wróćmy do Arachnitów. To pół ludzie/pół pająki. Tak przynajmniej wyglądają. Czyżby to oznaczało, że są lykantropami?
- To w takim razie wychodzi na to, że ja kłamię. Haha! Echh... te duchy. I tak, w pewnym sensie te istoty są lykantropami. W pewnym sensie.
- Jeśli kłamiesz to po co? Masz jakiś ukryty cel czy tak sobie dla bardzo perfidnego żartu?
- Nie muszę ci niczego mówić o moich zamiarach. Czy masz jeszcze jakieś pytania?
- Tak. Mam jeszcze kilka pytań. Pierwsze: gdzie mogę się czegokolwiek dowiedzieć o tych Arachnitach ?
- My sami chcielibyśmy się czegoś o nich dowiedzieć. Ale jeśli miałbym zgadywać, to być może społeczność mrocznych elfów coś o nich wie.
- Bardzo prawdobodobne, zwłaszcza, że pająk to symbol ich bogini. Drugie pytanie: gdzie są moi towarzysze? Kilka dni przebyłem w tej bibliotece (sam nie wiem czemu) i nie wiem, co się z nimi przez ten czas działo.
- Będę szczery. Jeden nie żyje, drugi jest w Mglistych Szczytach.
- A konkretniej?
- NIE mogę odpowiedzieć konkretniej bo sam nie znam szczegółów.
- Trudno sam się dowiem. Trzecie pytanie: jak się dostać do Mglistych Szczytów?
- W tym może ci pomóc nasza nowa uczennica. Niedawno stamtąd wróciła... kieruj się na prawo, wejdź po schodach, dziewiąty pokój po lewej.
- Dobrze. Ostatnie pytanie: chyba puścicie mnie wolno i bez żadnych problemów?
- Gdyby nie twój przyjaciel, to byśmy tego nie zrobili... Ale tak, droga jest wolna. Możesz wyjść.
- Ciekawi mnie co zrobił Datter, ale znając go było to związane z niezłą bitką lub coś w tym rodzaju, prawda?
- Mylisz się. Nie kłamię podczas takich spraw, uwierz mi. Prawda jest taka, że został zabity przez jego mroczną towarzyszkę.
- Zaraz, zaraz! Mówiłeś, że nic nie wiesz, który z moich towarzyszy zginął. Teraz się dowiaduję, że wiedziałeś i że wiedziałeś czyja to sprawka. Czy ty w czasie tej rozmowy chociaż raz powiedziałeś prawdę?
- NIE pytałeś o to JAK zginął. Nie moja wina, że nie precyzujesz pytań. A czy mówię prawdę? To już sam oceń... tak się składa, że ta nowa uczennica, to właśnie Arianne. Co za przypadek....
- Arianne mniszką? Czemu? I dlaczego zabiła Dattera? Poza tym: pytałem o konkrety, ale nie dałeś odpowiedzi.
- Przyszła tu z prośbą o pomoc, sam nie wiem dlaczego. Chciałem ją od razu zabić.. ale coś mnie powstrzymało. A czemu zabiła Dattera? Tego nie wiem. I nie wykłócajmy się już o konkrety: powiedzmy po prostu, że nie lubię odpowiadać na ogólne pytania.
- W pełni szczery nie jesteś, ale to już nie moja sprawa. Teraz pozwól. Odchodzę i mam nadzieję, że nie wrócę do tego obłąkanego klasztoru.
- Nie wrócisz. [odwraca się i zaczyna przyglądać się jakiejś księdze]
- "Nekro entergi". To samo czytałem zanim miało miejsce ta krótka scena.. Wampiry mają dobry wzrok, gdybys pytał.
- Ciekawiło mnie kiedy sięgniesz po tą księge. Ale czy ty przypadkiem nie miałeś ruszać?
- Masz rację. Nie moja sprawa czemu cię to ciekawiło i czy specjalnie jej tam nie podłożyłeś. Czas sam wyjaśni wiele spraw. Żegnaj.
- [śmieje się cicho] Tak... żegnam.
Wyszedłem od opata z większym mętlikiem w głowie niż wcześniej, ale byłem za to spokojniejszy. Nie wiedziałem czemu, ani co dalej, ale wiedziałem, że muszę pójść do Ari. Musiałem wyjaśnić wiele spraw. Poszedłem na górę. Zapukałem z grzeczności do drzwi, a po chwili usłyszałem jej głos:
- Proszę!
Wszedłem do środka i ujrzałem Ari w klasztornej todze. Wyglądała... Niezbyt dobrze. Wyglądała jakby po raz pierwszy mnie widziała. To mnie zaniepokoiło.
- Dobry wieczór. - ukłoniła się - Za przeproszeniem, ale z kim mam przyjemność?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Robione jeszcze jako dzień wcześniejszy. Czyli noc.]
Po krótkiej lekcji na temat zasad panujących w klasztorze, młoda mniszka wyszła z pokoju.. a ja mogłam się tu trochę udomowić. Jest w zasadzie wszystko co trzeba. Szafa. Łóżko. Okno. Stół. Krzesło. Półka. Nic więcej nie trzeba. Niestety nie było mi dane rozkoszować się nocną ciszą... ktoś zapukał do moich drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam.
Do pokoju wszedł wysoki, dziwnie wyglądający mężczyzna. Na twarzy miał maskę.. dziwnie znajomą... znów mam jakieś przebłyski z przeszłości. Tak czy inaczej, wyglądała przerażająco.
- Dobry wieczór. - ukłoniłam się na wszelki wypadek - Za przeproszeniem, ale z kim mam przyjemność?
- Arianne, nie poznajesz mnie? - zapytał.. a skąd ja niby mam go znać?
- Nie... nie poznaję. Kim jesteś?
- Arianne, jak to mnie nie poznajesz? To ja. Tichondrius. Nic ci to nie mówi? - Tichondrius? Skąd ja... ech, właśnie uleciało mi jakieś wspomnienie!
- Tichondrius... coś mi to... nie, przykro mi, niczego mi to nie mówi.
- Jak to? Na bogów. Co ci się stało dziewczyno? I co się stało z Datterem? - c-co? Znów wspomnienia wracają.. nie...!
- D-Datter..? N-nic o nim nie wiem... nic... - wykrztusiłam ledwo.
- Jak mogłaś zapomnieć o Datterze? Przecież to postać, o której się nie zapomina. Przecież to jemu pomogłaś, by odzyskał ludzką postać. To on ci obiecał wieczną opiekę. To ty przecież go zabiłaś. Niby jak mogłaś o nim zapomnieć? - mówił cały czas spokojnym głosem.
- Dość, dość DOŚĆ! Przestań! PRZESTAŃ! - przez emocje cofnęłam się i usiadłam na łóżku - N-nie chcę.. nie chcę niczego pamiętać!
- ODEJDŹ! - wstałam i przez gniew odtrąciłam tego mężczyznę- Ja..ja.. wynoś się! JUZ! Zanim... j-ja przepraszam... nie chciałam tego robić, nie.. my się wcześniej znaliśmy? Niczego nie pamiętam... - powiedziałam i zakryłam twarz dłońmi.
- Spokojnie dziewczyno. Czemu? Co się stało, że wszystko zapomniałaś? Co się wydarzyło, gdy tkwiłem w tym klasztorze?
- Ja... przepraszam.. nie powinnam wybuchać gniewem... od pewnego czasu straciłam całą.. p-pamięć. Ostatnie stabilne wspomnienie to obudzenie się w jakimś kościele z.. jak mu tam... Altairem.
- Jednak widziałaś Altaira. Gdzie to dokładnie było?
- Tak... opiekował się mną... mimo, że mnie nienawidzi. Jest.. jest w Mglistych Szczytach....
- Mgliste Szczyty? Niby co tam robi? Nieważne. Co było potem? Opowiadaj.
- P-potem? Zachowywał się jakby nigdy nic, odmawiał powiedzenia prawdy o mojej przyszłości, aż pewnego momentu ją wyznał... i kazał mi się wynosić.
- Altair. Czy on nigdy nie zachowa się jak powinien? A jak tutaj dotarłaś? Do Mglistych Szczytów pewien kawałek jest.
- Altair ma mapę ukazującą całe Mgliste szczyty plus dojście stąd tam... nie wiem jak, ale mam dobrą pamięć wzrokową.. ironia. Kierowałam się wspomnieniami i intuicją.. tak trafiłam tutaj.
- Ale dlaczego tutaj? Dlaczego nie wyruszyłaś do Stervis czy do Silvertown?
- Ja... nie wiem... miałam przebłyski tego miejsca... śniło mi się. Czułam, że muszę tu pójść. Och, wiem jak to brzmi...
- Byłaś tu ze mną i z Datterem, dlatego pamiętasz to miejsce. Już pare rzeczy zostało wyjaśnione, ale kilka nadal pozostało. Dlaczego zdecydowałaś zostać mniszką?
- Och.. dziwny wybór.. prawda? Konkretniej nie mniszką, ale zwiadowcą zakonu.. szpiegiem, informatorem, jeśli wolisz. Odkryłam w sobie szczególne... zdolności do tych profesji. Pytasz dlaczego? Ja... szukam zapomnienia, spokoju.... chcę zapomnieć o swojej krwawej przeszłości.. nie chcę pamiętać. Pewnie wiesz o co mi chodzi, też mnie pewnie nie cierpisz jak Altair.
- Nie. Nie moge cię potępiac, gdyż nie znam wszystkich faktów. A gdybym nawet je znał, wątpię bym cię potępiał. Taki już jestem. Jak raz zaufam komuś, ciężko mi zmienić zdanie. Ale wróćmy do rzeczy. Została jeszcze dwie ważne sprawy. Pierwsza: czy pamiętasz, gdzie zginął Mike Datter? Jakieś przebłyski pamięci lub coś?
- N-nie... nie pamiętam... ale to chyba musi być niedaleko... ch-chyba... tak? - wtedy udało mi się nareszcie złapać jakieś wspomnienie... bardzo przykre wspomnienie - Nie... ja....j-..... nie.. nie.. nie... j-jego grób jest na grani, małą ścieżką n-na północ stąd.. o Boże...
- Dobrze. Będziemy musieli go odwiedzić, jeśli bedziemy chcieli poznać całą prawdę. Na koniec: czy zdołałabyś pomóc mi dojść do Mglistych Szczytów?
- Nie chcę tam wracać. Nie chcę znów spotykać tego.. tego wilkołaka! A-ale mogę naszkicować ci mapę, wizerunek mapy cały czas mam przed oczami...
- Zaraz... O jakim wilkołaku mowa? Przecież Altair nie był... Chyba że został ugryziony. Jeśli tak, obiecuję ci, że obronię cię przed nim. Altair mi ufa i posłucha sie mnie. Jeśli nie, będę cię bronił, ale tak, by go nie zabić. Zgoda? - taka dobroć... już dawno się z nią nie spotkałam...
- J-ja... dziękuję... ee.. Tichondriusie, tak? Ale sama nie wiem... nie wiem kim dla mnie byłeś, jaki byłeś... nie mam pewności, czy mogę ci zaufać...
- W skrócie: jestem wampirem abstynentem, który ma często kłopoty i który często sięga po pomoc przyjaciół
- mówił z uśmiechem - Mogę powiedzieć jeszcze, że ja ci wcześniej zaufałem a ty mi. Czy tym razem też mi zaufasz?
- Wydajesz się... miły.. rozsądny, dobry... Nie widzę żadnych powodów, żebyś mi zrobił coś złego... tak.. tak sądzę. C-cóż, nawet nie wiem, czy mi opat pozwoli...
- Opat powiedział, że będziesz mogła pomóc mi dojść do Mglistych Szczytów, ale nie napomknął w jaki sposób - mówił to z uśmiechem na ustach - Więc można powiedzieć, że jeśli mnie tam zaprowadzisz, nie zrobisz nic złego. Nawet wręcz przeciwnie.
- Tak..? W takim razie... mmmm... nie jestem zdecydowana... nie wiem, co mam robić.. ostatnio tyle się wydarzyło.. Ecchh..
- Rozumiem cię, ale im prędzej wyruszymy tym lepiej. Zwłaszcza dla mnie. Póki jest noc, mogę swobodnie się poruszać.
- Ja wiem, Tichondriusie.. ale nie mogę znaleźć porządku w moich myślach.. ani spokoju w sumieniu... a.. a przecież niebezpiecznie jest podróżować nocą...
- Noc to mój i twój sojusznik. Ja jestem wampirem, a ty mrocznym elfem. Damy radę. Masz tu moje słowo.
- Nie mówię o samej nocy... czuję się w niej wygodniej.. ale pewne stworzenia... mnie przerażają.
- Rozumiem to. Jedno nawet zostało przez mnie wypuszczone, ale zajmę się nim i wszystkim innym. Obiecuję ci to.
- Ja... przepraszam... wiem, że mnie obronisz.. ale już sama obecność pewnego rodzaju stworzeń, napawa mnie nieokreślonym lękiem. Nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz...
- Arianne. Znam jedną prawdę życiową: "Odwaga to nieczucie lęku przed zagrożeniem. Odwaga to zwalczenie strachu mimo zagrożenia". Stara Arianne potrafiła zwalczyć strach. Mam nadzieję, że ty też to potrafisz. - ja.. nie wiem co powiedzieć... poczułam ciepłe uczucia, którymi prawdopodobnie kiedyś darzyłam tego wampira... będę tego żałować.. ale...
- J-... to piękne słowa. Ale ten lęk jest jakoś... wrodzony, niemożliwy do pokonania.. niemniej, pójdę z tobą... tylko wymagam jednego... nie zostaw mnie przypadkiem samą pośród tego, czego się lękam.. wilków. Wszystko inne zniosę, tylko nie wilki...
- Dobrze. Najpierw chodźmy do grobu Mike''a. Potem wyruszymy do Mglistych Szczytów.
- M-musimy?
- Tak. Jeśli chcemy dowiedzieć się czegoś więcej, jego grób jest koniecznym przystankiem.
- Nie będę się kłóciła.. ale mi się to nie podoba...
I wyruszyliśmy z klasztoru.. pokazałam drogę do pochówku Dattera.. słońce powoli wstawało znad horyzontu... całym ciałem czułam, że nie spodoba mi się to co za chwilę się wydarzy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Słońce zaczęło przedzierać się przez okiennice kościoła...Czyli już czas wstawać... Otworzyłem niechętnie oczy. Przed sobą zobaczyłem ohydne stworzenie: zgniłe ciało, niemal kościste, ubrane w dziwne szaty. Czy to aby na pewno nie sen? Ja jeszcze śpię tak?
- Co!? Kim jesteś!? - zapytałem donośnie.
- =Gdzie Enserric= - zapytał chropowatym i beznamiętnym głosem.
- Czego chcesz od niego?
- =Enserric. Uczeń. Zagubiony. Wyczułem go.= - Mówiłem Enserricowi żeby się umył, ale on mnie nie słuchał!
- Ee...Enserric! ENSERRIC! - krzyknąłem żeby obudzić tego lenia.
- Kra... czego mi tam znowu.. jeszcze wcześnie jest. - powiedział zaspanym głosem, widocznie nie zobaczył jeszcze tego...tego...czegoś.
- Znasz go? - zapytałem Enserrica i wskazałem głową na to coś.
- Kogo.. KRAAA! O jabłuszko... co to za... hej, Hepheron, to ty? - zapytał Enserric tego..zapewne Lisza.
- =Nie podważaj mojego autorytetu. Jestem nauczycielem. Idziesz ze mną.= - odpowiedział.
- Kra? Powrót do.. starego życia? Chętnie... ale muszę pomóc temu człowiekowi. - powiedział kruk.
- Eee...Nie musisz przecież.. - wyjąkałem.
- Nie potrzebujesz już mnie? - zapytał mnie Enserric.
- No, więc dam sobie radę sam. Masz szansę wrócić do poprzedniej postaci, tak?
- =To żaden kłopot. Dla mnie = - wtrącił ten, owy Hepheron czy jak mu tam.
Nagle znikąd pojawiło się białe światło, które dosłownie mnie nagle oślepiło, gdybym na nie patrzył długo...Kiedy już ten blask zniknął, zobaczyłem przed sobą Lisza oraz... człowieka w dziwnych szatach, o krótkich, rozczochranych włosach oraz wąsiku. Mężczyzna otrzepując się krzyknął z radości:
- Hahahaa! Moje ciało! Nareszcie! Po tylu setkach lat niedoli! Oho, jeszcze lepiej! Dalej mam swoje wąsy!
- E-Enserric...?
- Przy-ja-cielu! W końcu mogę ci dłoń uścisnąć! - Podbiegł do mnie i zaczął potrząsać moją dłonią - Gdyby nie ty, i Datter, dalej bym błądził w tym przeklętym lesie! Dziękuję! - krzyknął.
- Ee, no proszę bardzo. - bąknąłem.
- Jak ci się mogę odwdzięczyć? Pamiętasz, jestem czarnoksiężnikiem.
- O-odwdzięczyć? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Tak! Co chcesz? Powiedz, a być może mogę ci pomóc! - powiedział podekscytowanie Enserric.
- Ee...no więc...może dałoby się coś zrobić, żebym...żebym mógł mieć całkowitą świadomość nad tym kiedy będę pod postacią wilkołaka...? - zapytałem bez większej nadziei.
- Hehe.. oj, to poniżej moich umiejętności, ale skoro tego chcesz... - powiedział i zaczął mi się przyglądać. Po chwili zaczął po cichu wypowiadać jakieś słowa i dotknął palcem mojej klatki piersiowej... Poczułęm jakby tysiąc igieł, które kłuły mnie wewnątrz nagle się ulotniły - I po wszystkim.
- Już? Dziękuję...!
- To ja dziękuję. Uściskałbym cię, ale wtedy będę uchodzić za towarzyskiego. Żegnaj, towarzyszu. Może któregoś dnia znów się spotkamy.
- Mam nadzieję. Żegnaj, Enserric.
- =Chodź uczniu. Wracamy do wieży= - powiedział Lisz i po chwili obu zaczęła otaczać dziwna poświata..i po chwili obydwaj zniknęli w oparach. Patrzyłem w miejsce gdzie obaj zniknęli rozmyślając. Trochę mi było smutno, że znów będę musiał sam podróżować, jak kiedyś, ale trudno. Wyciągnąłem mapę, usiadłem na jakiejś ławce i zacząłem ją oglądać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dzień ten był dość pochmurny... zero słońca. Cóż, ale wypada wyjść trochę z domu. Zrobiłem sobie mały, spokojny spacer po okolicy.. Mary nie miała nic naprzeciwko - wyruszyła do najbliższej wioski kupić to i tamto, a także sprzedać... mam spokój na kilka dni. Nakatę zostawiłem w domu. Mam jedynie nadzieję, że nic głupiego jej do głowy nie wpadnie... jak to było ostatnim razem gdy poprzegryzała mi fotel.... Na spacerze przy okazji poćwiczyłem trochę moim nowym kijem. Wracając zobaczyłem Altaira przed kościołem. Siedział, wydawał się nad czymś myśleć.
- Pozdrowienia Altairze. - powiedziałem i przystanąłem na chwilkę.
- Oo...witaj, Vic. - przywitał mnie.
- Coś nie tak? Wyglądasz na bardzo zamyślonego.
- A, nie, nie, tak tylko sobie siedzę.
- Cóż, w takim razie idę w swoją stronę. Ale... jakbyś chciał, to możesz wpaść do mnie, praktycznie jestem sam z Nakatą tylko...
- ...tylko? - chyba nie mógł uwierzyć, że Mary nie ma.
- Tylko z nią, tak... jakbyś chciał się ogrzać przy kominku, to zapraszam.
- Ah, dobrze, chętnie skorzystam, dziękuję.
Po krótkiej wędrówce znaleźliśmy się w moim domu. Trochę tu pusto było bez dźwięków wydawanych przez żonkę... Nakata spała jak zabita przed kominkiem, wskazałem Altairowi fotel, a sam poszedłem do zaplecza... przygotowałem na szybko jakieś ziółka.. zalałem je wcześniej przygotowanym wrzątkiem i gotowe. Taki napój powinien postawić na nogi. Wróciłem do pokoju, jeden kubek dałem Altairowi, następnie usiadłem na innym fotelu i zacząłem pić napój.
- Dziękuję... - powiedział Altair i co chwilę popijał - Hm, a gdzie jest twoja żona?
- Wyruszyła do najbliższej wioski by sprzedać i kupić potrzebne rzeczy.. tak, pewnie się dziwisz czemu to nie ja tam jestem. - odpowiedziałem.
- No, w sumie tak.
- Ani trochę się nie dziwię... - westchnąłem.
- Hm? Czemu? - czy on się ze mną bawi? To chyba oczywiste.
- To oczywiste. Zauważałeś już nieraz, że jestem praktycznie na każde jej wezwanie.
- No tak.
- I dlatego mam taką, a nie inną opinię wśród innych osób. "Czemu poszedłeś zabijać wiekowego smoka?" Żona mi kazała. "Czemu poszedłeś rzucić się z urwiska?" Żona powiedziała, że tak będzie najlepiej... ech... oni nic nie wiedzą.
Altair się zaśmiał krótko i łyknął duży łyk napoju.
- Wiesz... kocham Mary, ale to twarda kobieta z zacięciem wojownika. Ci którzy mnie oskarżają o przychylność przed żoną, nie wytrzymaliby z nią nawet dzień. A co dopiero noc. - próbowałem to dogłębniej wyjaśnić Altairowi.
- Tak będąc z tobą szczery...sam się jej boję. - powiedział ze śmiechem.
- To popatrz na mnie. Pewnie się dziwisz czemu jeszcze nie jestem na skraju załamania. Ale takie małżeństwo ma swoje plusy.
- Jakie plusy?
- Takie małżeństwo pomaga budować charakter.
- Nie rozumiem.
- Już wyjaśniam... wyobraź sobie driadę i jej uroki, którym poległ niejeden mężczyzna. Jej nieodparty urok, bezkresne spojrzenie, figlarne gesty. Czy mógłbyś takiej odmówić? - po gestach, zachowaniu Altaira strzelam, że już kiedyś miał taką sytuację...
- Eh... nie. - Altair odpowiedział i patrzył się nie wiadomo gdzie z miną mówiącą "co ja tu do licha robię?".
- A ja bym odmówił... wystarczy, że przypomnę sobie obraz Mary wrzeszczącej na mnie i od razu wszelkie uroki przestają działać.
- Chyba jednak muszę się ożenić - zaśmiał się Altair.
- Jest jeszcze jeden plus... wszyscy wrogowie z góry cię nie doceniają. To się może obrócić przeciwko nim... tak jak ty zlekceważyłeś moją broń, wtedy przed wejściem do lasu jako wilkołak.
- O właśnie. A propos wilkołaka, już nie rozwalę ci żadnego kija, ani nikogo nie zranię.
- Doprawdy?
- Dzięki pomocy mojego przyjaciela mam teraz całkowitą kontrolę i świadomość nad sobą kiedy jestem pod postacią wilkołaka.
- Przyjaciela? - dopytywałem dalej.
- Pamiętasz tego kruka, Enserrica? Tak naprawdę on kiedyś nie był krukiem tylko człowiekiem, czarnoksiężnikiem. Dzisiaj przybył jego jakiś nauczyciel czy coś i zwrócił mu normalną postać. - słyszałem o kilku takich sytuacjach. Mistrz powraca na ratunek uczniowi.
- Hm. Jak ja to wytłumaczę Nakacie....
- Ee, może lepiej nic nie mów. On odszedł z tym nauczycielem, możemy coś wymyślić w razie czego.
- Nie uda ci się. Spróbuj jej nakłamać w oczy, nie uda ci się to.
- Eh, tak myślałem. No to nie wiem.
- Ja już coś wymyślę... - i spoglądnąłem na miejsce w którym niedawno była Nakata. Za bardzo boję się o mój dom.. pewnie znów lunatykuje.
- Znów lunatykuje... pewnie znów rozwala mi cał----
- E, tu jest. - przerwał mi Altair, faktycznie, Nakata drapała pazurami fotel na którym siedział Altair. Łagodnie ją odciągnąłem i zaprowadziłem przed kominek. Tam się położyła z wielkim uśmiechem na twarzy. Cały czas spała.
- Hehe... - Altair się zaśmiał.
- Tak czasami ma, ta bestia. Hm, o czymś jeszcze chcesz pomówić? - zapytałem.
- Hm, może będę się już zbierał, robi się późno.
- Tak... pewnie masz dużo do roboty. Dzięki za towarzystwo.
- Tak, ja też dziękuję za wszystko. No to do zobaczenia.
Odkiwnąłem mu głową na pożegnanie i usiadłem koło kominka, tuż koło Nakaty. Altair wyszedł.. i znów jestem sam. Poza tą kontrastową kreaturą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować