Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

Dnia 13.01.2006 o 22:29, WoWmen napisał:

To i tak jużnie ważne bo wiadome było jak mafia zagra. Upiordliwy i Jozeph w niej jest.


No dokładnie... że też Glizda musiał się stracić w takim momencie, a Shudo w szpitalu :/ <wali mordą w klawiaturę>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.01.2006 o 22:37, Ninja Seba napisał:

Tak btw to powiedz Wowmen jakie mieliśmy szanse? Nawet jakbyśmy w 2 głosowali na jedną osobę
to i tak byłby remis. Bo ONI się stracili...

Żadnych bo głosowanie w ostatniej chwili daje przewage. W tym jeszcze jakiś poboczny głos i koniec od pierwszego głosu linczu na Ciebie było to przesądźone.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

****************
Niedługo post.
WoWmen, Ninja - moglibyście się powstrzymać z podsumowaniem po zakończeniu edycji? Byłbym wdzięczny...
****************

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wiatr omiótł mu twarz, delikatnie muskając nos i uszy. Znowu to napięcie… to samo, co odczuwał podczas lądowania na plażach Normandii szóstego czerwca… dzisiaj było podobnie. Wielkie ryzyko – prawie pewna śmierć. Nie da się jej oszukać dwa razy, w końcu przyjdzie po Ciebie, zabierając dech i kolory, powoli odciągając duszę od konającego ciała, jak rozstanie przed ostatnią wędrówką. Rozmyślania… Lampek miał na nie dużo czasu.
„Na wojnie nie ma filozofów. To nie miejsce dla nich. Nikt jej nie kocha i nie opisze jej pięknymi słowami, jak piękny zachód słońca, pożółkłe liście na jesień i szum traw na wzgórzu” – tak myślał jeszcze kilka dni temu Lampek.

Lekkie fale, wywołane przepływem innych barek, lekko kołysały łodzią i z cichym pluskiem rozbijały się o kadłub. W jej środku było około dwudziestu żołnierzy.

Mrok pierwszych godzin nocy otulił teren całunem, przez który nieśmiało przebijały się gwiazdy i księżyc, odbijając słońce, wschodzące gdzieś indziej. W Maryland…w Nowym Jorku lub Chicago… Lampek uśmiechnął się. „Tak bardzo tęsknię, tak bardzo żałuję…” – przeszło mu przez myśl. Wiedział, że ma dosyć małe szanse, aby kiedykolwiek jeszcze zasiąść do stołu, ukruszyć ciasta matki i popić herbatą. Wyjrzeć za okno, patrząc na dzieci, wesoło biegnące przez sad, wprost do huśtawek. I Jesionu, największego jaki widział, rosnącego na wzgórzu. Tam, gdzie zawsze siadał. Tam, gdzie zawsze ją całował i mówił: „Kocham Cię”.

Następował wtedy huk, niosąc się echem dookoła i zanikając po chwili w symfonii innych piekielnych dźwięków. Barka, powoli tonęła, wypełniając wodę dookoła siebie krwią i szczątkami żołnierzy. Widok ten przerażał wszystkich. Niektórzy mniej odporni skulili się i w panice kiwali głową, krzycząc imiona bliskich, wzywając Boga i modląc się do niego

Spojrzał na pozostałych. Sześciu straceńców. Bez szans…. Dlaczego ich tu wysłano na koniec. Nie miał pojęcia. Widocznie dowództwo myślało, że są to jacyś niewiadomo jacy bohaterowie.
Sukinsyny.
Na wojnie nie ma bohaterów, bo to nie miejsce dla nich. Bohaterowie byli nieskazitelni, o bohaterach krążyły opowieści. O bohaterach matki opowiadały swoim dzieciom, aby te spokojnie spały wiedząc, że są bohaterowie.
Wojna to jedno wielkie gówno. Dla żołnierzy. Dla pionków, którzy wykonują rozkazy.

Zamknij się Bobby! Uspokój się człowieku!

Kapral Shudo…szeregowy Rafał Wowmen…kapral John Upi O’rdliwy…szeregowy Jozeph Best…starszy szeregowy Andrew Devilfish... kapral Sebastian West…sierżant Tom Lampek.
Spojrzał na nich…
Shudo siedział cicho, nic nie mówiąc. W ręku ściskał swą broń. Wowmen sprawdzał ładunki, trzymając Thompsona. O’rdliwy nerwowo czyścił lunetę swojego Sprinfield’a. Best i Devilfish siedzieli blisko siebie a Andrew czyścił swoją wyrzutnię rakiet… Obok sierżanta Lampka kucnął West, mierząc przez lunetę i mamrocząc pod nosem..
- Dwóch, prawa ćwiartka… jeden. Osłona, MG42… kilka. Zejście… kilku.
Lampek przyłożył dokładniej lornetkę i spojrzał na gniazda MG42… łatwo je zlikwidować. Z tego miejsca…

Pierwszy widok, jaki ujrzą… Francja, jakiej nigdy nie chcieli widzieć.

Zdrada, śmierć, ból i cierpienie. Doświadczyli tego przez ostatni tydzień. Równy tydzień. Tydzień zmagań, sukcesów ale też porażek. Bo wygrywali ze szkopami… ale nie potrafili pokonać dwójki sabotażystów w swoim oddziale.
- Może jakby lepiej słuchali się Yarra i Carleone… dokładniej analizowali wszystkie wydarzenia, które na pewno dostarczały wielu wskazówek. Ale już za późno… Lampek miał złe przeczucia…
- Sir, zaczynamy? – powiedział łamiącym się z nerwów i strachu głosem O’rdliwy.
- Jeszcze chwilkę… chcecie coś powiedzieć… może to być ostatnia okazja, gdy widzicie nas w takim składzie jak teraz…
- Cieszę się, że zrobiłem użytek z mojej małej. Cieszę się, że mogłem rozwalić Tygrysa i cieszę się, że służyłem z dobrymi ludźmi. Szkoda, że były też zakały… - powiedział cicho Devilfish.
- Dziękuję wam, za to, że poznałem wojnę. I za to, że zrozumiałem, że już nie chcę więcej jej oglądać… - odparł Jozeph.
- Ja dziękuję za możliwość dokopania Niemcom. Którzy zaatakowali moją ojczyznę- dodał Wowmen.
- Zabawmy się… oczekiwanie mnie wykończy… - mruknął Shudo.
- Popieram przedmówców. – rzucił Upi.
- Kończmy sprawę… i wracajmy do domów. – powiedział West.
Zapadła cisza.

Wpadali do wody, podnosząc broń nad głowę. Co chwila któryś padał, poszatkowany serią z kaemu. Niektórych spotkał jeszcze gorszy los – zostali rozerwani wybuchem pocisków moździerzowych. Wielu ginęło też zaraz przy wyjściu z łodzi. Gdy klapa się otwierała byli odkryci a nieprzyjaciel z tego korzystał.

Tom wstał, co przyszło mu z trudem. Reszta wstała za nim i ruszyli w stronę mostu, kryjąc się za krzakami. Lampek szedł na uginających się nogach. Ze strachu. To było jak przejście po lodzie… zbierało mu się na wymioty, bolało go wszystko, co tylko mogło. Most był coraz bliżej, z każdym krokiem robiło mu się gorzej a jego ręce nerwowo podrygiwały. W końcu doszli do ostatniej osłony i schowali się za nią. Lampek oparł się i przymknął oczy.
- Sierżancie?
Nic nie odpowiedział. Takiego czegoś nie czuł jeszcze nigdy. W młodości, kiedy wyrywano go do tablicy przez wymagającą profesor od matematyki, później, kiedy szedł się oświadczyć aż po lądowanie na plaży. Dlaczego wtedy tak bardzo się nie martwił? Pewnie dlatego, że jeszcze nie zaczął walczyć i nie poznał okropieństw wojny. Co się stanie z jego ciałem… czy zostanę okaleczony i zginę w wielkim bólu niczym Barlow… czy może w bezsilnym smutku zdążę jeszcze dowcipnie zagadać. A może się poświęcę dla reszty, niszcząc coś ważnego…lub ratując kogoś. Może też zginę, zastrzelony z ukrycia, kiedy będę myślał, że wszystko ze mną w porządku. Czegokolwiek bym nie zrobił i tak dzisiaj polegnę. Nie uda mi się…

Medyk nie żył... Gierz powstał i spojrzał na kompanów.

Kims leżał na ziemi, w kałuży swojej krwi. Miał ranę postrzałową w sercu, przed śmiercią zdążył tylko coś jęknąć, coś czego nie usłyszał nikt a było ostatnim, panicznym „krzykiem” konającego żołnierza.

Furrest jednak podniósł lewą rękę, w której tkwił odbezpieczony granat.
- Spotkamy się w piekle sk***** syny!! – wrzasnął i wypuścił go z ręki.


Barlow jęczał i płakał, wiedział, że nie zostało mu dużo czasu. Wszystko, co działo się wokół, zdawało się oddalać, pozostawiając Mike’a samego w swym cierpieniu. Powoli słabł a ból ustępował. Po chwili już nie wił się z bólu, tylko cicho łkał, zalewając się łzami.

Andrew i pozostali stali zasmuceni, po czym Devilfish odsunął się ukazując oczom Lampka kaprala Gierza, trzymającego się za ranę w piersi. Ranili go też w bok. Nie mógł wymówić słowa, krztusił się krwią. W końcu, z wielkim wysiłkiem uśmiechnął się.

- Nie… - jęknął patrząc na dwie rany postrzałowe w klatce piersiowej. – To dla… mnie koniec… sir… - wymamrotał. – Było… dobrze… ale zabrakło… szczęścia.
Uśmiechnął się jeszcze i oparł głowę o ziemię, przymykając oczy i głośno oddychając. Był opanowany i doświadczony, więc tak też potraktował ostatnią chwilę w swym życiu. Nie uronił łzy, nie zapłakał, nic już nie mówił. Po prostu zamknął oczy i umarł.

Niedaleko leżał drugi Harry. Harry Lyman, dzierżący Springfielda w martwym uścisku.

- Szmato… - jęknął Zurris, lecz po chwili osunął się na ziemię z dziurą w głowie, podobnie jak żołnierz, który leżał obok niego.

- Wiedzcie, że jesteście najgłupszymi żołnierzami, z jakimi służyłem. Przeżyłem już wiele, nie mam gdzie wracać. Więc tak naprawdę zakończę to sam. Co? Pewnie czegoś takiego się nie spodziewaliście co? – rzekł cicho, bez cienia smutku po czym wypalił sobie w głowę.

Swanson wiedział, że to koniec. Zdrajca stał za nim, śmiał się… wystrzelił i zakończył grę. To był koniec.

Wystrzał. Drugi.
Krzyk i okrzyk. Lampek biegł w stronę strażnicy mostu. Odbezpieczał granat i brał zamach.
Devilfish ukucnął i przycelował. Pocisk wyleciał z jego bazooki i poszybował na drugą stronę, niszcząc umocnioną pozycję cekaemu. Andrew z uśmiechem sięgnął po kolejny pocisk.
West dokładnie spojrzał przez lunetę. Namierzył Niemca, biegnącego do stanowiska MG42. Delikatnie postukał palcem w karabin i wypalił. Kula powaliła Niemca, rozbryzgując jego mózg na pobliskim worku z piaskiem.
Shudo oczyścił sobie drogę, strzelając ze swojego Thompsona. Biegł w stronę Devilfish’a, aby pomóc mu przy przeładowywaniu broni.
****************************
Wybuch „oczyścił” bunkier od środka, barwiąc jego ściany krwawymi strzępkami Niemców. Lampek z zadowoleniem spojrzał się na pozostałych. Chciał wykrzyknąć: udało się! Lewa strona mostu została zdobyta!
Ale było za późno. Popełnił ostatni błąd w swoim życiu. Kula z niemieckiego karabinu przeszyła mu klatkę piersiową. Tom zdołał złapać za swojego Colta i parę razy spazmatycznie wystrzelić w Niemca. Po chwili Lampek leżał na ziemi i ostatnimi chwilami swego życia obserwował przebieg sytuacji.
Shudo już prawie był przy Andrew’ie. Jednak jemu też się nie udało. Kilka pocisków, wystrzelonych z pistoletu maszynowego przeszyło jego ciało, zmieniając lekki uśmiech w grymas bólu i zrezygnowania. Kolejny pocisk rozsadził mu głowę, odrywając kawałek. Żołnierz padł martwy, zalewając otoczenie krwią.
Devilfish coś krzyczał. W panice? Agonii? Bezsilnej złości i smutku? Lampek nie wiedział. Nie słyszał już nic, wszystko było w oddali. Andrew patrzył na niego i krzyczał. Po chwili podbiegł i chciał podnieść sierżanta. Lampek jednak ostatkiem siły pokręcił głową i próbował ruchem ust dać starszemu szeregowemu do zrozumienia, aby się ratował. Devilfish jednak nie rozumiał. Rozejrzał się po pozostałych. Dostrzegł Shudo, nikogo nie widział. W oddali przebiegł West z Wowmenem, niosący ładunki do zniszczenia mostu. Andrew złapał bazookę i pobiegł wzdłuż mostu. Po chwili jednak otrzymał śmiertelną ranę i upadł na kolana, powoli osuwając się na ziemię, ściskając wyrzutnię. Umarł opierając się o barierkę.
- BIEGNIJ!! –ryknął West do Wowmena.
Ten puścił się po schodzach, zbiegając na dół.
West przeładował i zaczął zabijać Niemców. Padali jeden po drugim, niczym nic nie warte pionki na szachownicy. Przystawił lunetę do oka i dokładnie wymierzył. Zabił jeszcze kilku, lecz czuł, że już nie zdąży dużo zrobić. Schował się za workami z piasku. Wylądował obok niego kranat, słynny „Granat na patyku”. West rozpaczliwie go pochwycił i odrzucił, chwilę później jednak trafiły obok niego jeszcze dwa. „Jezuu” – jęknął po czym zaczął w panice odtaczać się od worków. Granaty wybuchły, raniąc jego nogi i tułów. West, ostatkiem sił spojrzał na swe poharatane ręce a przed oczami pojawił mu się konający Mike Barlow. Zamknął oczy i czekał. Nie długo. Śmierć była kojąca.
Wowmen był już pod mostem i pieczołowicie mocował ładunki. Jeszcze chwila i zwyciężymy. Nie zdążył jednak nic zrobić, bo ktoś mocnym szarpnięciem odciągnął go od muru. Rafał upadł na plecy patrząc na agresora. Był nim Jozeph Best. Niedaleko stał też Upi zanosząc się śmiechem.
- Koniec gry kochanieńki…
- Dla ciebie oczywiście…
Wowmen już nic nie zdołał zrobić. Sięgnął do kabury po Colta, jednak Upi był szybszy i strzelił do niego parę razu. Best zrobił to samo i Wowmen osunął się i skręcił z bólu. Tak się zakończyło życie ostatniego z aliantów.
Upi i Jozeph wyszli spod mostu, podając ręce Niemcom. Zaczęli rozmawiać a Best poczęstował jednego szwaba papierosem.
***********************************************
Lampek obrócił się na plecy. To już koniec, skończyło się tak, jak miało. Prawdopodobnie cała akcja z góry skazana była na niepowodzenie…
Spojrzał jeszcze raz na niebo… Mrok pierwszych godzin nocy otulił teren całunem, przez który nieśmiało przebijały się gwiazdy i księżyc, odbijając słońce, wschodzące gdzieś indziej. W Maryland…w Nowym Jorku lub Chicago… Lampek uśmiechnął się. „Tak bardzo tęsknię, tak bardzo żałuję…” – przeszło mu przez myśl. Wiedział, że ma dosyć małe szanse, aby kiedykolwiek jeszcze zasiąść do stołu, ukruszyć ciasta matki i popić herbatą. Wyjrzeć za okno, patrząc na dzieci, wesoło biegnące przez sad, wprost do huśtawek. I Jesionu, największego jaki widział, rosnącego na wzgórzu. Tam, gdzie zawsze siadał. Tam, gdzie zawsze ją całował i mówił: „Kocham Cię”.

Okropne uczucie. To oczekiwanie. To tak, jak byś czekał na ruch twojego przeciwnika w szachach. Masz szansę przeżyć, nie robiąc nic by to osiągnąć. Uśmiechnie się do ciebie szczęście… co jednak, gdy to szczęście cię opuści? Gdy będziesz się starał przeżyć za wszelką cenę. I gdy ci się to nie uda.


********************************
Dziękuję wszystkim za grę. Jestem zadowolony z Waszej postawy, szkoda tylko że mieszkańcy(z wyjątkami) wykazali się minimalną ilością pomyślunku. Dawałem Wam podpowiedzi właściwie na tacy, jednak nie umieliście tego zauważyć. Punktem zwrotnym było zlinczowanie Yarra a później Carleone, którzy naprawdę mieli szansę znaleźć mafię. No ale mówi się trudno i czeka na następną edycję…
Pozdrawiam Was wszystkich, jutro zamieszczę jakieś podsumowanie, teraz jestem zbyt zmęczony… muszę odpocząć… ale zamieszczę jeszcze podziękowania:

Dla wszystkich graczy, za umożliwienie mi debiutu. Czy był udany – ocenicie sami.
Dla Yarra za materiały oraz najlepszą grę. Nie chcę tutaj nikogo zbytnio wyróżniać, ale wydaje mi się, że kapral Yeates najbardziej wczuł się w klimat.
Zaznaczam, że naprawdę nikt mnie nie zawiódł, a reprezentowaliście dobry poziom. Szkoda, że z małą dozą myślenia :P Sorki, musiałem to powiedzieć bo Jozeph i Upiór nieźle Wami zamotali :)
Dla moderatorów i wszystkich których zapomniałem wymienić a zapomniałem. Jeśli ktoś mi się przypomni -> dopiszę jutro.
Dla koleżanki, która wspierała mnie duchowo – naprawdę super dziewczyny – Justysi.

Jak już powiedziałem, reszta jutro.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na Wasze opinie !
Lampek

P.S Z tego co wiem, to pan DevilFish przymierzał się do następnej edycji? :-D

P.S 2 :
Katanim był… Cerm. To się nazywa pech dla mieszkańców :-)

Ta wersja jest poprawna :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Już dawno temu przestałem uczyć się niemieckiego ale to będzie chyba jakoś tak:
Ja ja. Wir habt gewonen! :D

Diekuje wszystkim za grę i Lampkowi za świetną fabułę i miszczowanie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.01.2006 o 23:43, Lampek napisał:

Ta wersja jest poprawna :-D

poprzednia usunięta.

dlaczego pierwszy zginął Cerm? :>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Szkoda że weekend nie był w środku edycji bo wtedy bym wcześniej wpadł na trop Jozepha :/ a dokłądniej wystawił bym argumenty.
TYHE
Mafia miała poprostu szczęście :D i trafiła

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.01.2006 o 23:49, TYHE napisał:

> Ta wersja jest poprawna :-D
poprzednia usunięta.

dlaczego pierwszy zginął Cerm? :>


Heh, mafia powinna wiedzieć najlepiej :)
Dziękuję Ci bardzo TYHE za usunięcie tamtego, musiałem coś sknocić na koniec ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.01.2006 o 23:47, Jozeph napisał:

Już dawno temu przestałem uczyć się niemieckiego ale to będzie chyba jakoś tak:
Ja ja. Wir habt gewonen! :D

Diekuje wszystkim za grę i Lampkowi za świetną fabułę i miszczowanie :)



Wir haben gewonnen drogi Jozephie und sehr erfolgreich. Ich habe lange so ein super gestalltete Spiel nicht gelesen. Ich gratuliere dem Mg , alee die Teil gennomen haben und mich , kleines boeses Schwabchen;p


Naprawdę nie spodziewałem się ,że przeżyjędo konca. Dziękuję wszystkim za grę. I błagam , nie potępiajcie mnie w następnych grach ,że znowu dostało mi się mafiozowanie. Btw, finałowy post był świetny. Ja zaczynam przygotowywać siedo jakiejść ekstra edycji , którą z chęcią bym za miesiąc poprowadził bo będę miał urlop.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ehh, pod koniec to wyglądało, jakby było czterech mafiozów... Ogólnie rzecz biorąc - tak jak mówił Lampek, tak jak oskarżał Yarr - zero pomyślunku (nie powiem, z mojej strony również :/). Po zlinczowaniu Yarra, wszystko było bardziej niż jasne. W mafii jest upiordliwy. To było tak widoczne, że chciałem krzyknąć - To ON! Z Jozephem było już trudniej, chociaż pod koniec się zaczął odsłaniać... Jedno jest naprawdę dobre - teraz rozumiem, jak wygląda mafia forumowa, wcześniej ciężko mi było się dostosować (pamięć realnych edycji) i bardziej szedłem na fabułę (przerost formy nad treścią).
Ale koniec użalania się... Tradycyjnie gratuluję mafii. Brawa dla Lampka za pierwsze (udane) mistrzowanie. Specjalne gratulacje i podziękowania dla Yarra, Don Carleone i WoWmena. etc.
I pytanie poza tematem - czy ktoś wie, co tam jest z Shudem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.01.2006 o 23:49, TYHE napisał:

> Ta wersja jest poprawna :-D
poprzednia usunięta.

dlaczego pierwszy zginął Cerm? :>



Hehe , muszę powiedzieć ,że to ciekawe ponieważ to był mój pierwszy typ . Jozeph nie chciał zabijać Cerma , ale on sam nam się wystawił:
1) To bardzo doświadczony gracz i nawet jako zwykły mieszkaniec stwarza ogromne zagrożenie
2) Nie pisał w ciagu tych dni prawie w ogóle.
3) Miałem takie minimalne przeczucie , że on może być katanim. No i po dłuuugiej naradzie z Jozephem padł Cerm.

A muszę przyznać ,ze mafia miała w tej edycji ogromnego farta. W pewnych momentach graliśmy w tak otwarte karty , że aż przykro było patrzeć jak padali niewinni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No to podsumujmy.
Wielkie brawa dla Lampka. Miał swoje sprawy na głowie, ale mistrzowanie stało na wysokim poziomie. Ja nie mam żadnych zarzutów. Bardzo udany debiut.
Mafia zagrała dobrze. Upiordliwy, to wręcz etatowy mafioso, więc nie miał chyba problemów z wczuciem się w rolę. Szczere gratulacje. Wspaniałym ruchem było zabicie mnie, bo ja bym Was rozgryzł ;P (Jozepha mocno podejrzewałem, upiordliwego zresztą też, ale dopiero od dwóch dni).
Katani Cerm. Zagrał beznadziejnie... Żartuję, rzecz jasna :P Nie miał szans się wykazać. Ostatnio katani nie mają szczęścia :)
Mieszkańcy... Cóż. Nie popisaliśmy się. Ja chociaż szybko zginąłem, więc na mnie ciąży mniejsza odpowiedzialność za klęskę. :))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.01.2006 o 23:59, upiordliwy napisał:

1) To bardzo doświadczony gracz i nawet jako zwykły mieszkaniec stwarza ogromne zagrożenie
2) Nie pisał w ciagu tych dni prawie w ogóle.


z wrodzoną złośliwością ośmielam się powiedzieć, że konfrontacja tych dwóch punktów jest dośc zabawna ;D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Tak gratulacje dla mafii. Może mi podziękujecie wkońcu pomogłem wam :P
Ostatni post to poezja. Można było siępopłakać, kawał dobrej roboty.

btw. Mafia miałaserio szczęście:
1. z katanim (to tak jak ja z Walgierzem w poprzedniej edycji)
2. Z nieobecnościa Shuda i Glizdy
3. No i jeszcze paru innych osób

No cóż, ale w dużej mierze od szczęścia zależy zwycięstwo mafii :)

Dziękuje za edycję i czekam na edycję Devilfisha. Wiem conieco o niej parę innowacyjnych pomysłów, ale narazie milczę pozostawię tę przyjemność jemu. Jednak jestem chętny na nową edycję w klimacie... (to wam Devilfish powie :P)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się