Zaloguj się, aby obserwować  
Skazeusz

Gothic 2 - forumowa gra RPG

3525 postów w tym temacie

Angabar jak to miał w swoim zwyczaju, pozdrowił Bumbera ręką. Przywitał go bez zbędnych emocji. Właściwie to nie był pewien czy znów spotkał tego samego paladyna, który przyjął go do drużyny. Nie chciało mu się wierzyć, że jakikolwiek byt byłby w stanie przywrucić kogoś do życia a następnie go odmłodzić. Śmieszyła go nieco reakcja kompanów którzy od razu przywitali "nieznajomego" z wielką radością. Bajeczki opowiadane przez przybysza nie trafiały jednak do najemnika. Po pewnym czasie jednak, gdy przyglądał się "nowemu" dłużej, dostrzegł w jego ruchach, głosie i mimice dawnego Bumbera. Odetchnał wtedy z ulgą, że nie jest to jakiś szpieg, czy ktoś taki. Halabardnika zaczęły nachodzić dziwne myśli. Skoro Bumber powrócił do świata żywych i w dodatku tak dobrze wyposarzonym, może warto zacząć wierzyć w tego ich boga. Skoro tak chojnie obdarowywuje swoich wiernych, może wartoby stać się trochę bardziej pobożnym. Wtedy Angabar wpadł na pewien pomysł...trzeba przyznać że jest on trochę dziwny.
- Faniefilmu.- przemówił najemnik podchodząc do wojownika Innosa.- Mam do ciebie pewne pytanie. Czy by zostać paladynem trzeba przejść jakieś testy? Jeśli tak to jakie?
- Czemu to ciebie tak bardzo interesuje?
- A pomyślałem sobie tylko że dobrzeby bylo dowiedzie ćsię o was- paladynach czegoś więcej skoro już tak długo razem przebywamy... Chociaż nie tylko o to chodzi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bumber dopijał właśnie kolejny kufel piwa, gdy usłyszał szept Cossacka. Po wysłuchaniu tego, co miał mu do powiedzenia przyjaciel, odpowiedział:
- Masz całkowitą rację, paladynie. Nazajutrz udamy się do ratusza, aby uzgodnić to i owo z burmistrzem. Zaraz po tym odwiedzimy miejsce zbrodni, aby dokładnie zbadać wszystkie ślady. Możliwe, że Książe miał przy sobie jakieś wskazówki dotyczące swojego brata. Nie wiem, jednak musimy to sprawdzić. Potrzebny nam jakiś punkt zaczepienia, aby móc wyruszyć na pustynię - Bumber podniósł trochę głos i powiedział do wszystkich: - Moi przyjaciele! Wydaje mi się, że dość przyjemności jak na jeden wieczór, czas wypocząć. Stają przed nami coraz to nowsze wyzwania. Żeby im podołać potrzeba nam sił, więc udam się teraz na górę. Zobaczymy się jutro.
Bumber wstał od stołu, gdy usłyszał słowa Angabara.
- Czy by zostać paladynem trzeba przejść jakieś testy? Jeśli tak to jakie?
- Widzę, że naszego cichego najemnika ciągnie do zakonu? - uśmiechnął się Bumber. - Cieszy mnie to, zważywszy na twoje dotychczasowe podejście do religii. Może mógłbym ci w czymś pomóc? - Na twarzy Bumber ponownie zagościł uśmiech. Paladyn ustał przy siedzącym Fanemfilmu i czekał na odpowiedź.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Widzę, że naszego cichego najemnika ciągnie do zakonu? - uśmiechnął się Bumber. - Cieszy mnie to, zważywszy na twoje dotychczasowe podejście do religii. Może mógłbym ci w czymś pomóc? - Na twarzy Bumber ponownie zagościł uśmiech. Paladyn ustał przy siedzącym Fanemfilmu i czekał na odpowiedź.
- Może nie od odrzau ciągnie, ale interesuje mnie to. Jak już kedyś mówiłem, swego czasu pragnąłem zostać paladynem. Byłem nawet na paru misjach razem wraz z wam podobnymi, aby zaskarbić sobie ich zaufanie, a później łatwiej zostać wojownikiem Innosa. Nie traktowali oni mnie jednak zbyt powarznie. Nie zgadzałem się z niektórymi z nich i prawie zostałem zlinczowany, za jak to ujeli "herezję". To mnie trochę do was znichęcilo, co szczerze powiedziawszy na początku było widać hehe. Teraz jednak po czasie spędzonym z wami wiedzę, że paladyni nie są tacy źli. Ale wracając do mojegho pytania. Musieliście składfać jakieś śluby, przechodzić szkolenie aby stać się tym kim staliście??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Musieliście składać jakieś śluby, przechodzić szkolenie aby stać się tym kim staliście??
Bumber przypomniał sobie stare czasy, gdy nosił na sobie tylko skórzany pancerz i krótki sztylet. Pamiętał dokładnie ten dzień, gdy został przyjęty w poczet zwykłych żołnierzy, aby kilka lat później przyjąć honory paladyna.
- Widzisz, przyjacielu... To nie takie proste. Chcąc zostać paladynem, musisz porzucić swe dotychczasowe życie i wstąpić na nową ścieżkę, oświetlaną przez wieczny ogień. Aby tego dokonać potrzebna jest wieloletnia służba Innosowi i nienaganna reputacja. Droga wojownika Innosa pełna jest poświęceń, trudnych wyborów, często też bólu i cierpienia. Zauważam u ciebie jednak dobre chęci, wojowniku. Dlatego też będę uważnie obserwował twe poczynania w drużynie, a być może któregoś dnia zostaniesz mianowany przeze mnie paladynem. Musisz cierpliwie czekać i wypełniać wolę naszego pana...
Bumber poklepał Angabara po ramieniu i udał się po schodach na górę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Liqid usłyszawszy odpowiedzi reszty drużyny rzekł:
- Cóż, a więc jednak jesteśmy tego samego zdania. I nie dziwię się temu - to rozwiązanie można teraz uznać za jedyne właściwe, najbardziej logiczne. Musimy działać ostrożnie, bo jakaś nieodpowiednia decyzja, jeden błąd może na nasze głowy ściągnąć kłopoty od grupy buntowników, która jednak nie byłaby dla nas zbytnim wyzwaniem, aż po coś gorszego, jak choćby zetknięcie się z skutkami choroby w czystej postaci. A to już nie byłoby takie miłe. Musimy jednak pamiętać, że czas nas goni. Nie możemy osiąść tutaj na kilka tygodni, a nawet więcej niż sześć dni, tak samo wnikliwe analizowanie wszystkich za i przeciw każdego posunięcia owszem, jest rozsądne, ale aż przesadnie. Musimy szybko, starannie i regularnie planować kolejne posunięcia, lecz nie myślmy zbyt przyszłościowo. Kto wie, co może się jeszcze zdarzyć, z pewnością nie raz nie będzie zgodne z naszymi zamiarami, ale cóż, trudno. Mamy ważną misję i nie możemy zawieść. Pamiętajmy o tym, będzie nas to motywować w ciężkich chwilach. A tych z pewnością będzie wiele. Przeczuwam, że z czasem będzie trzeba walczyć z czymś silniejszym od chłopa uzbrojonego w widły i sztachetę, jako prowizoryczna tarcza, czy stado osłabionych wilków. Przeczuwam powrót orków, bo nie zostali oni na trwałe pokonani. Są gdzieś w ukryciu, przegrupowywują się i zbierają nowe siły. Również coś nowego może nadejść, jakiś nieznany nam dotąd wróg.
Uważam, że na chwilę bieżącą plan Bumbera jest dla nas dobry. Później wyruszymy na południe, odnaleźć Sareka. Może wam to się wydawać szukaniem igły w stogu siana - jak odnaleźć jednego człowieka w całym Varancie, a pytania "Słyszałeś o zbiegłym dziedzicu Myrthany, nekromancie Sareku?" niewiele nam dadzą. Jestem niemalże pewny, iż zmienił on imię, nie mam pojęcia, jak ono może brzmieć teraz. Wyglądu też nie znamy, bo skąd mielibyśmy? Wierzcie mi jednak, że zdołamy go odszukać, my magowie mamy swoje sposoby, nawet jeśli ktoś zesłał na nas druzgocącą chorobę.
Co do samego Sareka jestem innego zdania - nie sądzę, że ta jego mroczność pozostała w jego duszy, ale kto wie? Znam sposoby myślenia nekromantów i wiem, że w ich umysłach toczy się nieustanna walka pomiędzy resztą człowieczeństwa, a demonicznymi siłami, które nań zyskał poprzez liczne kontakty ze złem. Kiedy wygnano go był jeszcze młodym chłopakiem, myślę, że jest teraz niewiele młodszy ode mnie. Ale kto wie, może i o wiele potężniejszy, w końcu w jego żyłach płynie królewska krew. Nie zakładajmy mimo to niczego, bo mylić się możemy bardzo. Tak daleko domysłami nie sięgajmy jeszcze. Idźmy jutro do ratusza, tam znajdziemy wskazówki do dalszego działania. A teraz czas odpocząć. Dobranoc wam. - rzekł Liqid patrząc na wstającego Bumbera. Wybraniec poszedł do góry, Liqid również udał się do swojej komnaty. Położył się na niezbyt wygodnym, lecz jednak dość miękkim łożu i zaczął czytać tekst, który przekazał mu Serpentes.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Z przykrością oznajmiam, że na jakiś czas muszę zawiesić mój udział w forumowej grze. Powód- problemy z dostępem do Internetu w domu i nawał pracy w styczniu. Za nieokreślony czas chciałbym wrócić do gry, ale na razie nie mogę. Przepraszam i pozdrawiam. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Było już późno, nikt już nie miał ochoty rozmawiać. Fanfilmu udał się do swojego łóżka i szybko zasnął.
Rano od razu udał się do Bumbera i Cossacka.
- Im szybciej się stąd wydostaniemy, tym lepiej - powiedział marszcząc brwi. - Idźcie jak najszybciej do zarządcy Tepetl. Ja, wraz z całą resztą będziemy zajmować się ludnością.
- Dobrze. Obyśmy się stąd szybko wydostali - odparł odmłodzony paladyn. Młody, lecz nieodmładzany Cossack skinął głową i wyszedł z pomieszczenia.
Wraz z Wybrańcem znaleźli się pod pałacem. Nie przekroczyli jeszcze progu, gdy Dok, strażnik bramy, zatrzymał ich uderzeniem halabardy. Nie odezwał się przy tym ani słowem.
- Co jest?! - oburzył się Cossack.
- Nikt nie wchodzi do pałacu bez zgody naszego władcy.
- Skąd mam wziąć taką zgodę? - spytał spokojnie Bumber.
- Mamy wielu szpiegów w mieście, którzy wiedzą prawie wszystko o prawie każdym. Gdy usłyszymy o was coś dobrego, wpuścimy cię. Jeśli jednak nabroisz, wszyscy, cała wasza dziesiątka, zostanie powieszona.
- Paladynów nie wpuścisz? - wyszeptał beznadziejnie Cossack.
- Nie.
Fanfilmu chwilę potem usłyszał o zdarzeniu.
- Więc Dok powiedział, co mamy robić. Miasto jest duże, mam nadzieję, że jego szpiedzy będą uważać na to, co robimy. Bo na darmo nie mam zamiaru pracować.
Paladyn udał się na targ. Jakiś Asasyn wykrzykiwał coś o ukrytym skarbie, inny handlował artefaktami, Nordmarczyk zachwalał topory... Jeden z kupców kłócił się z jakimś człowiekiem. Wielki osiłek, wyglądający na strażnika miejskiego, po chwili zaciągnął biednego kupca w ciemny kąt. Fanfilmu dyskretnie podążał za nimi, więc wiedział co mówili.
- Oddawaj to! Nie chcę tu gnić, jak ty! - burczał strażnik.
- Kup! Możesz kupić! Nie oddam! - krzyczał kupiec machając rękami. Strażnik jednak wyjął pałkę i uderzył kupca. Potem zabrał mu jakiś kamień. Nie zdążył się ulotnić, bo na jego drodze stanął Fanfilmu.
- Co jest? - spytał.
- Nie twoja sprawa!
- Odpowiedź nieprawidłowa. Odd...
- On mi to ukradł, złodziej - wybełkotał ledwie obudzony kupiec.
Fanfilmu zręcznym ruchem ręki wybił kamień z ręki strażnikowi, złapał go, wyjął sztylet i błyskawicznie się obrócił, przecinając ubranie przeciwnika.
- Kim jesteś? - spytał groźnie paladyn.
- Ja... Ja nie jestem strażnikiem miejskim, ja tylko znalazłem kilka... Znaczy pancerz w... W jaskini, tak, pełnej pełzaczy, tam widocznie jeden taki został przez nie zabity... No i wziąłem sobie pancerze... eee, no, pancerz.
- Jesteś buntownikiem, czyż nie?
Nie odpowiedział, tylko bardzo szybko uciekł z miasta. Wydostał się przez miejsce, w którym trwał remont murów.
- Ach, paladynie, odzyskałeś mój kamień. Mogę ci go sprzedać po wyjątkowej cenie!
- Co to jest? - spytał Fanfilmu z niesmakiem pokazując kamień.
- To kamień teleportacyjny. Inny, niż pozostałe, prawda? Został podobno znaleziony w Niezbadanych Krainach. Nikt, oprócz jednego, nieznanego człowieka go nie używał. Nie wiem, dokąd prowadzi. Prawdopodobnie właśnie tam, do Niezbadanych Krain, w miejscu życia Ogromnych Ludzi i Ogromnych Stwor...
- Nie wierzę w takie bajki. Za ile mogę kupić ten kamień?
- Jedyne cztery tysiące, lub piękny amulet, który nosisz na swojej piersi. Na pewno spodoba się mojej żonie.
- Weź amulet - zadecydował kusznik zdejmując artefakt z szyi.
- Dobrze! Dziękuję ci, paladynie! Niech ogie...
Paladyn już go nie słuchał. Schował kamień do kieszeni i miał nadzieję, że wszędobylscy szpiedzy zauważą, że znalazł jakiegoś buntownika i pozbył się go z miasta...

[Więc dobrze...
1. fanfilmu.pl/Fanfilmu/paladyn
2. Darkstar181/Darkstar/najemnik
3. Liqid/Liqid/mag ognia
4. Cossack777/Cossack/paladyn
5. Budyn/Budyn/paladyn
6. Donki/Angabar/najemnik
7. Alexei Kaumanavardze/Camra/mag ognia
8. Moras1990/Moraś/najemnik
9. Bumber/Bumber/paladyn
REZERWA:
1. lukmistrz/Lukmistrz/łowca smoków]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nastał kolejny dzień. Liqid otworzył oczy, lecz światło dzienne wdzierające się przez okno oślepiło go. Mag mruknął od niechcenia i zamknął powieki, zasłaniając je dodatkowo dłońmi. Na ślepo doszedł do okien i przesunął stare, zakurzone zasłonki. Nastał miły dla oka zmęczonego człowieka półmrok, Liqid podszedł do miski z wodą, obmył twarz, a następnie spojrzał z niechęcią w lustro.
Jego twarz przypominała lica czterdziestolatka - wskutek choroby wygląd i siły witalne młodego maga postarzały się o parę lat, nad czym strasznie ubolewał. Na próżno stosował rozmaite maści z ziół leczniczych, napary i temu podobne głupoty. Cóż, trudno, wszystko ma swoją cenę, jak się jest magiem, którego dopadła zaraza, to się tak ma - Liqid zdążył się już pogodzić ze swym schorzeniem, chociaż był coraz bardziej zdenerwowany. Z tego co zdążył zauważyć zaraza na początku dzieliła się na dwa rodzaje. Jeden - śmierć dość szybka, acz bolesna - pospólstwo, ludzie słabi. Druga osłabiała, odbierała siły, lecz nie zawsze zabijała - dotykała tych potężniejszych, również magów. Ale teraz, kiedy to się rozwinęło, to sprawa już nie jest taka prosta. Ludzie zachowują się, niczym opętani, niedobrze. Oby magowie podołali temu, oby udało im się coś z tym zrobić.
Liqid udał się na dół i zauważył stojącego przy ladzie człowieka. Był zakapturzony, odziany w jakieś szmaty, chociaż wyraźnie było widać, że pod strojem nosi zbroję. Wypytywał o coś barmana. Liqid usłyszał rąbek odpowiedzi:
- ...nie, ależ panie nie. Nie wiem, skąd przyszli, choć chodzą słuchy, że aż ze stolicy. Więcej nie wiem - rzekł ,a następnie skierował głowę w kierunku maga. Liqid wycofał się w ostatniej chwili, karczmarz nie zdążył go zauważyć, lecz przybysz zrobił się podejrzliwy.
- No , dobrze, tylko nikomu nie mów o tym naszym małym sekrecie. - rzekł człek i zrobił groźną minę. Wręczył karczmarzowi monetę i udał się ku wyjściu.
Mag wyszedł z cienia, chcąc udać się za jegomościem, ale przeszkodził mu karczmarz.
- W czymś pomóc? - spytał, zaś nieznajomy spojrzał na maga. Ich spojrzenia zetknęły się.
- Nie, dziękuję - odpowiedział Liqid patrząc nadal w oczy tamtego człowieka.
Ten uśmiechnął się szyderczo i wyszedł. Nim zniknął Liqid zdążył zobaczyć symbol na zbroi w momencie, gdy wiatr rozwiał jego szatę. Był to znak asasynów z Varantu.
Tylko co on tu robi? Czyżby to nas szukał?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Nie wpuścisz wysłannika Innosa, królewskiego paladyna? – Bumber spojrzał groźnie na strażnika bramy.
- Nie. Nikogo nie wpuszczamy.
Bumber rzucił tylko gniewne spojrzenie i oddalił się od bramy z Cossakiem.
- Wygląda na to – po chwili zwrócił się do przyjaciela – że będziemy musieli wymyślić sobie inne zajęcie. Zobaczymy się niebawem, ja zwiedzę trochę miasto.
Bumber skręcił w boczną uliczkę. Tak naprawdę nie wiedział, gdzie się udać. Gdy snuł się brukowanymi ulicami górskiego miasta, mógł dokładnie przyjrzeć się, jakie krzywdy wyrządza tajemnicza choroba. Twarze mieszkańców były popielato blade. Ludzie zachowywali się apatycznie, wielu z nich nie miało siły ruszyć się sprzed własnych domostw. Bumber odniósł wrażenie, jakby jego osoba, potężnie zbudowany paladyn w złotej zbroi, trochę podniosła mieszkańców na duchu. Jednak nawet on, wysłannik samego Innosa, nie potrafił ulżyć im w cierpieniu.
- Witaj, dobry człowieku – Bumber zaczepił starszego jegomościa.
- Witaj, zacny paladynie. Czym może ci służyć stary i schorowany Paul?
- Szukam miejsca, gdzie ostatnio zamordowano pewnego znanego człowieka. Słyszałeś coś o tym?
- Niech pomyślę… Tak, obiło mi się to o uszy. Chyba przebywał w ratuszu. Pewnie nadal leży tam jego ciało... Straż miejsca boi się ruszyć ciało księcia w obawie, że zatrą jakieś ślady.
- Więc wiesz już o księciu?
- Całe miasto o tym wie, panie. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że zabójca jest nadal wśród nas. Zamknięto wszystkie bramy, a straż nieustannie patroluje okolice murów. Nikt się nie prześlizgnie.
- Dziękuję ci, dobry człowieku. Proszę, to za fatygę – Bumber rzucił w kierunku starca mieszek złotych monet.
- Dziękuję łaskawco... Gdybyś kiedykolwiek potrzebował więcej informacji, kręcę się w okolicach placu głównego.
- Zapamiętam to sobie. Bywaj i niech Innosa będzie z tobą.
Bumber nadal nie wiedział co ze sobą zrobić. Musiał za wszelką cenę zdobyć zaufanie ludności miejskiej, a przekonanie do siebie jednego starca to wciąż za mało. W pewnym momencie, gdy paladyn przechadzał się jedną z bocznych uliczek, usłyszał kobiecy krzyk. Ktoś niewątpliwie wołał pomocy.
- Stój kobieto! Na Innosa, cóż się stało?
- Buntownicy za miastem! Panie, pomóż nam!
- Spokojnie, opowiedz mi co widziałaś.
- Spędzałam noc poza miastem, panie. Gdy wracałam do Tepetl, zaczepiła mnie zgraja jakiś dzikusów. Chcieli mnie obrabować! Więc rzuciłam się z krzykiem w kierunku miasta. Brama była zamknięta, więc gdyby nie to, że znają mnie strażnicy, nie zostałabym tu wpuszczona!
- W którym miejscu napadli cię buntownicy?
- Na wschód od północnej bramy, przy ścieżce. Gdy uciekałam, porzuciłam wszystkie moje zioła, które udało mi się zebrać przez całą noc! Skandal... Niech król szybko wraca na tron, bo pozabijamy się nawzajem...
Paladyn miał dość wyjaśnień. Szybko skierował się ku północnej bramie, jednak przy wyjściu zaczepili go strażnicy.
- Gdzie to się wybieramy?
- Jak śmiesz mówić takim tonem do wybrańca Innosa?
- Gdyby Innos istniał, nigdy by nie dopuścił do takiego chaosu. Przez bramę nikt nie przejdzie.
- Ja przejdę. Za miastem zbierają się buntownicy i mam zamiar ich stąd przegonić. Czy ci się to podoba, czy nie.
- Ty jeden? Całą zgraję? Nie masz szans... Nawet ta śmieszna zbroja ci nie pomoże.
- Tak uważasz? Więc spójrz na to...
Między palcami Bumbera zatańczyła mała wiązka energii magicznej. Nim strażnik zdołał coś pisnąć, spał już spokojnie oparty o mur miasta. Bumber szybko wymknął się z Tepetl i podążył według wskazówek zielarki. Już po chwili usłyszał dochodzące zza krzaków szepty, a parę kroków dalej na ścieżkę wyskoczyło pięciu uzbrojonych mężczyzn.
- Cóż za widok... – powiedział czarny, wysoki mężczyzna w skórzanej zbroi. – Od kiedy to tacy bogacze wypuszczają się poza miasto, co?
- Usłyszałem o tym, co tu wyprawiacie, niegodziwcy. Dziś nadszedł dzień zapłaty.
- Śmiesz mi grozić, pajacu?
Bumber nie odpowiedział, lecz rzucił wcześniej przygotowaną kulę ognia na swego rozmówcę. Buntownika odrzuciło na kilka metrów do tyłu, a po chwili upadł martwy na ziemię.
- Ktoś jeszcze?
Na paladyna rzucili pozostali buntownicy. Bumber dobył szybko miecza i zakreślił nim dziwny znak w powietrzu. Jego zbroja pokryła się tańczącymi płomykami, oczy zwęziły się, a szybkość ruchów znacznie się zwiększyła. Paladyn śledził ruchy jednego z przeciwników, a gdy ten zdecydował się na atak, Bumber wykonał szybki unik i zadał złoczyńcy śmiertelny cios. Pozostało jeszcze trzech. Nie podchodzili do paladyna, mając przed oczami śmierć swoich dwóch towarzyszy. Bumber, wykorzystując chwilę nieuwagi przeciwników, ruszył na jednego z nich, jednak w ostatnim momencie zmienił cel i zamachnął się mieczem na stojących obok siebie rabusiów. Dwóch z nich pało na miejscu, ostatniego paladyn dobił kulą ognia wycelowaną prosto w korpus.
- Innosie... – Bumber uklęknął nad ciałami poległych i zmówił modlitwę.
Kilka minut później paladyn prześlizgnął się obok śpiącego strażnika. Nietrudno było mu znaleźć zielarkę – jej płacz było doskonale słychać chyba w całym mieście.
- Buntownicy nie będą cię dalej niepokoić – Bumber wręczył kobiecie bukiet ziół znalezionych przy opryszkach. – To chyba twoje...
- Dzięki ci, nieznajomy! Jak mogę się odwdzięczyć?
- Zmów za mnie modlitwę do Innosa. Tyle wystarczy.
Bumber udał się do karczmy, aby odzyskać siły i napić się grzanego wina.

[ Widzę, że znów się zaczyna. Wszyscy idą na łatwizę i myślą, że inni coś napiszą. Wygla na to, że tylko niektórych obchodzi ta gra... Moraś, który nie pisze praktycznie nic, Budyn, który udaje, że się stara, ale gdy da posta, to tylko ręce załamywać, Donki, który potrafi dobrze pisać, tylko robi to bardzo rzadko, no i Alexei, który, podobnie jak Donki, pisze całkiem nieźle, acz bardzo mało... Czy tylko ja to widzę? A może by tak wykluczyć te osoby z gry, bo i tak nic nowego do niej nie wnoszą? Śmiech na sali - tyle powiem. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Darkstar znudzony siedział w karczmie, jedząc obiad który popijał jakimś tanim winem. Zastanawiał się co można zrobić,by jak najszybciej uciec z tego cholernego miasta. Dopóki ludzie nie przekonają się o niewinności jego przyjaciół, poszukiwania następcy tronu będą poważnie opóźnione.

Po pewnym czasie sam postanowił coś w tej sprawie zrobić.Nie był co prawda podejrzany,ponieważ przybył do miasta po zabójstwie księcia...ale nie będzie przecież bezczynnie siedzieć i czekać aż burmistrz łaskawie wypuści jego drużynę.Dość się nasłuchał narzekań Cossacka. Trzeba było dać do zrozumienia władzom miasta z kim mają do czynienia...
-Dość czekania.Pora złożyć burmistrzowi miasta wizytę.
Najemnik stanął przed ratuszem.Oczywiście strażnik go zatrzymał,czego się zresztą spodziewał.
-Witaj drogi najemniku. Niestety,nie mogę ciebie wpuścić do środka. Burmistrz jest zajęty...
-Jeżeli nadal będzie zajmował się węszeniem mordercy, to rzeczywiście...niedługo będzie BARDZO zajęty. Szczególnie że każdego dnia buntownicy rosną w siłę. Nie mamy czasu na te jego cholerne przypuszczenia...
-Drogi najemniku...zabójca jest wśród nas. Musimy go znaleźć. Skąd mamy mieć pewność że ktoś z nich nie jest zabójcą... dla ciebie nie będzie wyjątku. Burmistrz wie że dobrze znasz się z przybyszami.Przypuszcza że współpracujecie.
-Oczywiście że współpracujemy! Mamy znaleźć następce tronu, nie mamy czasu na kręcenie się tutaj!
-Nie unoś się najemniku bo...
-BO CO!?
Twarz strażnika lekko pobladła...
-Słuchaj człowieku... nie zapominaj że wraz z mną przybyło ponad 150 innych najemników. Skarżyli mi się że się tutaj nudzą... rzeczywiście, te miasto to jedna wielka dziura... może pora na małą zabawę... może na początek rabunek, wyrżnięcie tutejszego garnizonu...
Strażnik był wyraźnie wystraszony. W odruchu desperacji rzucił się na Darkstara wrzeszcząc niemiłosiernie
-Zdrajcy! Buntownicy są w mieści...
Nie dokończył zdania. Najemik przyłożył mu solidnie swoją pięścią. Ledwo przytomny strażnik powoli osunął się na ziemię.
-Powiedz burmistrzowi że jeżeli chce przeprowadzić proces niech się pośpieszy...i ma być to proces, nie lincz, zrozumiano!? A jak od razu wpędzi ich do lochów...powiedz mu że moi najemnicy ostatnio cierpią z powodu braku złota... i chyba mają ochotę sprawdzić zasobność tutejszego skarbca.

Wybraniec Adanosa miał ochotę tarzać się po ziemi ze śmiechu... jeszcze nigdy nie napowiadał takich bzdur. Po chwili zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie wydał skazującego wyroku na swoich przyjaciół... te groźby mogły tylko dać powód burmistrzowi dania rozkazu lokalnemu garnizonowi do wyrżnięcia wszystkich podejrzanych, a także rozprawienia się z najemnikami... a raczej spróbowania. Ale może te groźby skłonią go do rozmów.
-Najlepiej jednak byłoby znaleźć prawdziwego zabójcę...ale jak to zrobić? Nie jestem szpiegiem, tylko wojownikiem...

-

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Angabar nie miał zbytnio pomysłów, na to jak znaleść prawdziwego zabójce, ale szczerze, jakoś go to nie obchodziło. Najemnik prawie cały swój czas trwonił na rozmyślanie nad słowami Bumbera odnośnie pasowania na paladyna. Halabardnik nie miał ochoty czekać wielu lat, aż wojownik Innosa, mianuje go na obrońcę wiary. Z resztą religijność najemnika nie była zbyt głęboka.Głównie interesowały go dary, jakie mógł zaoferować swoim sługom Innos. Ehhh...czemu tak ciężko zostać tym paladynem... Trzeba spełnić tyle wymagań, a i nie ma pewności, czy bóg okaże się tak łaskawy i obdaruje swojego wiernego jakąś łaską. Chyba to się nie kalkuluje... pomyślał Angabar i szybko wstał ze swojego łóżka w którym leżał prawie całe popołudnie. Wieczory natomiast zwykle spędzał w karczmie i podobnie zamierzał postąpić dzisiaj. Chciał się oderwać od wiru myśli. Gdy halabardnik zmierzał w stronę tawerny coś rzuciło mu się w oczy. Był to kolorowy baldachim, który już wcześniej widzial. Przekroczył próg kramu i niemal natychmiast przywitał go łysiejący jegomość z bródką. Trzeba było przyznać, że Elshiop trochę schudł. Nie był on już tak żywiołowy, jak wtedy, gdy najemnik spotkał go w stolicy. Na twarzy pojawiło się też więcej zmarszczek. Jednak na widok Angabara, sklepikarz uśmiechnał się promiennie.
- I znów się spotykamy najemniku. Masz dziwny dar odnajdywania mego baldachimu.
- Taaaa...Co ciebie tu sprowadza.
- Nic naprawdę. Przypadek kieruje moimi wędrówkami. Jeździłem palcem po mapie i mój kciuk zatrzymał się w tym miejscu, no i jestem- zakończył wielkim uśmiechem, który jeszcze bardziej pogłębił zmarszczki. Po chwili jednak spoważniał.- Jednak chyba niepotrzebnie tu przybyłem. Tutejsi ludzie nie uwfają mi zbytnio i nie przychodzą do mego kramu, a jak ich stopa już się tu pojawi, to tylko patrzą na towary, a nic nie kupują. Ehh mówie ci, jakbyś kiedyś zastanawiał się nad handlem to ci odradzam. Ehh ciężko kupcem być...- Najemnik uśmiechnął się i zmienił nieco temat.
- Wiesz co Elshipoie oszukałeś mnie- powiedział z udawaną irytacją halabardnik- ten twój wosk wcale nie udoskonalił mojej broni. Żądam zwrotu pieniędzy!
- A ile to było? Zero sztuk złota? Darmówki to tylko taki bubel by zachęcić klijenta by jeszcze raz tutaj przyszedł. Prawdziwe cudeńka kosztują trochę więcej niż "nic".
- Cudeńka, znaczy się co?
- A no mam pare takich proszków pięciominutowych. Sypiesz na broń bądź coś innego z ekwipunku i to daje określony efaek. No na przykład, dana rzecz staje się lżejsza.
- Take coś nie jest mi potrzebne. Jestem dość silny by nosić swoje uzbrojenie.
- Taaa...a propo uzbrojenia mam coś specjalnie dla ciebie. Kiedy zawitałeś do mojego kramu gdy byłem w stolicy uderzył mnie twoj wieśniaczy ekwipunek- halabardnik przemilczał te uwagę- a, że przypuszaczałem, że jeszcze się spotkamy stworzyłem dla ciebie...coś co może ncię zainteresować. Chodź za mną.- Angabar posłysznie poszedł wgłąb namiotu jednak z pewną dozą niepewności. Bylo tam mnóstwo broni. Część mimo, że przerdzewiała i tak była dość imponująca. Znajdowała się tam pułeczka z różnymi miksturami, proszkami i woskiem. Elshiop jednak minął je obojętnie i zatrzymał się dopero, przy czymś dosyć sporym, jednak zakrytym czaorną płachtom. Kupiec jednym szybkim ruchem ujawnił co jest pod szmatą. Była to zbroja płytowa, opancerzone buty, zamknięty hełm i halabarda. Wszystko najwyższej jakości (przynajmniej tak sądził Angabar). Zbroję zdobiły krwisto-czerwone napisy w języku którego najemnik nie rozpoznawał. Zama zbroja miała barwę najciemniejszej czerni, a aura wokół niej była dziwnie lodowata. Buty były podobnie jak pancerz czarne, z szeregiem szpikulców na podeszfie i masywnym kolcem na czubku. Hełm był (a jakżeby inaczej :D) czarny, a gdzieniegdzie lśniły czerwone kamienie szlachetne. Największe wrażenie wywarła na najemniku jednak halabarda. Była conajmniej półtora raza większa niż dotychczasowa broń najemnika. Była barwy krwi z fantazyjnym czarnym wzorem na ostrzu. Całość wyglądała imponująco.
- Niezłe nie?- powiedział z zadoweoleniem kupiec- troche mi zajęlo stworzenie tego wszystkiego.Buty na przykład...- Jednak Angabar nie miał ochoty słuchać Elshiopa.
- Ile za to chcesz?...
- Wiedziałem, że ci się spodoba- rzekł z uśmiechem na twarzy sklepikarz...

[Przepraszam, że tak długo nic nie pisałem. Niestety przez najbliższe okolo 2 tygodnie także będę niewiele pisał (choć postaram się to robić częściej niż teraz ;P). Jest to spowiodowane poprawianiem ocen. Myślę jednak, że w ferie i po feriach będę pisał conajmniej jednego posta dziennie :)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Budyn przechadzał się po mieście, jak zwykle w popołudnia. W mieście Tepetl, oprócz tego, że panowała wyniszczająca choroba, ludzie żyją przez to w niepewności i strachu i po mieście kręcił się zabójca księcia to nic nie było ciekawego, oczywiście. Paladyn pytał wszystkich, którzy byli blisko miejsca zdarzenia o swoje wersję wydarzeń. Inni mówili, że jakaś wysoka osoba w czarnym płaszczu wbiegła do pałacu i szybko wyszła z zakrwawionym sztyletem. Jeszcze inni mówili, że widzieli ogromnego demona, który wyssał duszę księciu.
-Ludzie lubią bajadużyć- rzekł sobie w myślach Budyn.
Wreszcie zobaczył starego, bardzo schorowanego człowieka, który podpierał się o starej, wykonanej najprawdopodobniej z najlichszego drewna lasce. Paladyn podszedł do niego i pomógł mu usiąść.
- Dzięki Ci o mężny paladynie. Aż trudno uwierzyć, że też kiedyś byłem paladynem, ale jak to bywa, z czasem musiałem zrzucić mundur i odejść ze stanowiska. Taka dola starców. Teraz żyję w lichej norze, gdzie pełno jest szczurów, robactwa i innego śmiecia.
Budyn spojrzał na rozwalająca się chatę starca i w myślach przyznał mu rację. Nagle odruchowo wstał i ruszył w stronę koszar.
- Dokąd idziesz!- krzyknął starzec
- Niech pan chwileczkę zaczeka.- rzucił w biegu Budyn
Po niecałej godzinie wrócił z piętnastoma chłopa i ogromną ilością drewna i gwoździ.
- Nie możemy Cię tak zostawić, w końcu też kiedyś służyłeś Innosowi. Teraz Innos pomoże Tobie.
Starzec nie mógł wykrztusić ani słowa. Po prostu przytaknął w geście podziękowania.
Robotnikom udało się to ukończyć w jeden dzień. Stała piękna, odremontowana chata. Budyn zapłacił sowicie robotnikom i wprowadził przyjaciela do jego nowego domu. Teraz wreszcie starzec przemówił.
- Dziękuję Ci mężny paladynie za Twą hojność. Jestem pewien, że w przyszłości ktoś Ci pomoże tak jak Ty mnie. Pozwól, że dam Ci pewien medalion, który kiedyś znalazłem w górach Nordmaru.
Starzec przekazał Budynowi, piękny, złoty medalion z jakimś niezidentyfikowanym kamieniem w środku. Paladyn podziękował, pożegnał się i odszedł cały czas wpatrując się w prezent.
- Będę musiał spytać się kogoś, do czego służy ten medalion, ale na razie powieszę sobie go na szyi.

[ Przepraszam, że tak długo nie pisałem, ale też mam zawał pracy w styczniu, chociaż będę się starał pisać więcej. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Co się tu do cholery dzieje? Czy zaraza zupełnie zaćmiła umysły tutejszej ludności? Nie dość, że nie znamy dokładnie miejsca pobytu ostatniego dziedzica tronu, to jeszcze ci zagubieni mieszkańcy mają nas za morderców! Przeklinam tego, kto stworzył tę podłą zarazę, niechaj ziemia mu ciężko będzie, a gniew Innosa dosięgnie go po jego śmiertelnej egzystencji!

Cossack po nieudanej próbie skontaktowania się z burmistrzem postanowił poprzechadzać się trochę po Tepetl. Wiedział bowiem, że jedynym sposobem na przekonanie tamtejszej ludności było wkupienie się w ich łaski. Z powodu wszechogarniającej nudy major uważniej skupił się na tej małej mieścince...
Tepetl było niewielką osadą, leżącą na rozstaju dróg między Vengardem, a południem Krain Centralnych. Codziennie przewijało się przez nie dziesiątki karawan z towarami Asasynów i innych handlarzy. Niestety ostatnie wydarzenia zaburzyły tę sytuację. Miasto zostało zamknięte i nie przyjmowało żadnych dostaw. Oczywistym było, że wraz z czasem zaczęło brakować niezbędnych towarów. Dotyczyło to zresztą całego królestwa - z powodu masowych zgonów ludzi, zaczęło brakować rąk do pracy. Farmerzy nie produkowali żywności, a rzemieślnicy nie wyrabiali towarów. Kolidowało to z wymaganiami państwa odnośnie tychże rzeczy i przyczyniło się do późniejszej inflacji - obecnie pieniądz znacznie stracił na wartości...
Wracając jednak do Tepetl - miasteczko "żyło" głównie z handlu i polowań na zwierzęta w niedalekich lasach. Zostało założone około 500 lat temu i było początkowo wojskowym garnizonem. Żołnierze osiadali się jednak w tamtym miejscu, zakładali rodziny. Wraz z czasem twierdza przeistoczyła się w osadę i tak pozostało do dzisiaj...

Nastał kolejny dzień. Major jak co dzień przechadzał się po dziedzińcu i rozmawiał z ludnością. Jednak tym razem coś zwróciło jego uwagę. Tajemniczy jegomość odziany w czarny skórzany płaszcz rozmawiał z przygrubawym kupcem i wręczył mu zalakowany list. Handlarz zaczął się miotać, błagał o przebaczenie, lecz jegomość chwycił go i poderżnął mu gardło. Na dziedzińcu rozległ się donośny krzyk. Ludzi ogarnęła panika...
- To na pewno on! To ten morderca! Łapać go! - krzyknął ktoś z tłumu.
Cossack niezwłocznie ruszył w kierunku delikwenta. W biegu wyciągnął miecz, skierował klingę w jego kierunku i nacierał. Zbójca jednak okazał się szybszy. Wspiął się na baldachim kramu, podciągał i wskoczył na dach.
- Nie uciekniesz, to jest bezcelowe! - Cossack cały czas krzyczał w jego kierunku. - Zejdź i odpowiedz za swój czyn!
Jegomość biegł dalej. Skakał po dachach, przecząc tym samym zasadom grawitacji. Cossack wyjął kuszę, skierował ją na człowieka i wystrzelił ostry nordmarski bełt. Trafił idealnie. Zabójca upadł i stoczył się po dachówkach. Major podbiegł do jęczącego człowieka.
- I po co ci to było? Odpowiesz teraz przed Innosem...
- Siecta garin ellenores! Laprusa othe! Di yeles ano!
- Co?! Co powiedziałeś?!
- Siecta Beliarus! - zabójca zaśmiał się głośno i skonał.
Major przeszukał ciało jegomościa. Jedna rzecz od razu rzuciła się mu w oczy. List w nieznanym mu języku z tajemniczą pieczęcią, w którym kilkukrotnie powtórzone było imię niedawno zamordowanego dziedzica tronu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bumber właśnie wychodził z gospody, gdy zauważył biegnącego Cossacka. Najwyraźniej kogoś ścigał. Wybraniec dostrzegł skaczącego po dachach zakapturzonego człowieka. Bumber był pełen podziwu dla umiejętności strzeleckich swojego przyjaciela, gdy ten bezbłędnie trafił uciekiniera.
- Cossack! Cossack! Co tu się u diabła dzieje?! – Bumber podbiegł do stojącego nad zwłokami paladyna.
- Sam zobacz – kusznik podał Bumberowi tajemniczy list. – Wygląda na to, że mamy zabójcę.
- Pokaż no mi to... Niebywałe! To starożytny język bogów. Od tysiącleci niespotykany w naszym świecie.
- Czy... potrafisz to odczytać?
- Mniej więcej. Pobierałem nauki u Innosa i udało mi się poznać tajniki tego mrocznego języka...
- Więc co tu jest napisane?
- Poczekaj... – Bumber wczytał się w list. – „Bracie, wspieramy cię w twych próbach. Nasz mistrz jest z ciebie dumny. Książę został zgładzony, dostąpisz teraz naszego świętego namaszczenia. Gdy tylko wydostaniesz się z miasta, wiesz gdzie się udać. Nasz pan cię oczekuje. Wraz z tą wiadomością otrzymasz na swe rozkazy naszego wiernego sługę, Zakusa. Niech ci mrok sprzyja.”
- Zaraz... Więc to nie był zabójca?
- Nie... Tylko posłaniec. Wiadomość była odpieczętowana, więc najprawdopodobniej wykonywał już rozkazy nowego pana. Gdzie ten kupiec, z którym rozmawiał nasz goniec?
Paladyni rozejrzeli się po placu. Ludność zachowywała się jak gdyby nigdy nic. Nikt nie zauważył całego zajścia.
- Był... tam – Cossack wskazał palcem na mały kramik z żywnością.
- Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania tej zagadki... Zabójca gdzieś się ukrywa, a ten kupiec może nam pomóc w jego schwytaniu. Musimy go jak najszybciej znaleźć.
- Co tu się do cholery dzieje?! – na miejsce zdarzenia przybiegło kilku strażników miejskich. – Kto jest za to odpowiedzialny?
- Sprzątnijcie te zwłoki i bez zbędnych pytań – Bumber zwrócił się do najwyższego stopniem strażnika. - Jesteśmy po tej samej stronie. Choć Cossack, musimy popytać się miejscowych o tego kupca. Może ktoś coś wie...
Paladyni oddalili się od miejsca zdarzenia, wypatrując poszukiwanego handlarza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Liqid spacerował po mieście pokaszlując mocno przy tym co chwila. Momentami czuł, że za którymś razem wraz z zarazkami wypadną z jego ust płuca i parę innych organów potrzebnych mu do życia. Niestety, zioła lecznicze, które wykorzystywał do napoju leczniczego skończyły mu się, więc postanowił pójść na targ, nabyć składniki i przy okazji podpatrzeć, jakimi towarami dysponują tutejsi kupcy.
- Jak to było? - szepnął pod nosem mag - Ziele lecznicze Greyhiusa, Liść Mydlany, Gorzkie ziele, Trzpieł błękitnodygi i Sukkubie jagody. - wyrecytował z pamięci - Tych ziół potrzebuję do leku, zobaczę też, jakie rośliny są charakterystyczne dla tego regionu. Oprócz tego mój ekwipunek wymaga uzupełnienia. Tak więc w drogę.
Mag wyruszył wąską uliczką ku targowi. Kaszel doskwierał mu coraz bardziej, a gdy przeistoczył się w końcu w ciągły charkot i krztuszenie się, że aż wszyscy ludzie spoglądali na niego dziwnie zatrzymał się, wyjął ze swej magicznej torby - była ona tak zaczarowana, że nawet nosząc wiele przedmiotów nie robiła się ona strasznie ciężka - ze skóry jelenia spiżowego wzmocnionej jeszcze skórą cieniostwora fiolkę z szarawym płynem. Nie był to lek na kaszel, ale też pomagał - esencja lecznicza Rachiona była uniwersalnym lekiem na różne dolegliwości, chociaż wedle starego powiedzenia "Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego" nie była doskonałym antidotum na cokolwiek.
- Do dna - rzekł cicho, odkorkował fiolkę i jednym haustem wypił całą jej zawartość. Po chwili kaszel ustąpił, lecz jedynie dlatego, że Liqid zażył dwukrotną dawkę. Ale przynajmniej pomogło.
Zastanawiał go ten asasyn, którego zobaczył w karczmie. Przecież to Myrthana, a ojczyzną asasynów jest Varant. Wprawdzie zdarza się, że przybywają tutaj, lecz są to raczej skrajne przypadki. I jeszcze szukał ich...
Mag coraz mocniej podejrzewał, że ma on coś wspólnego z morderstwem dokonanym na potomku króla Hagena II. Asasyn doskonale pasował do roli cichego, zabójcy, który bez problemu dostał się do silnie chronionej komnaty, wyrzynając przy tym wszystkich strażników. Niestety, nie mógł nikogo bezpodstawnie oskarżać, chociaż ostatnio jest to dość częstą modą w świecie ludzi. Wzajemna nieufność i wewnętrzne walki znacznie osłabiają cały ich gatunek. I jak się później dziwić, że orkowie bez problemu wygrywają wojny - zdyscyplinowani, honorowi, znacznie lepiej wyćwiczeni i chociaż nieco barbarzyńscy ( co jest dość subiektywne, gdyż dla orków może być właśnie odwrotnie ) , są znacznie lepszymi wojownikami, niż większość ludzi. Teraz jednak orkowie są przegrani, ponieśli klęskę w ostatnich bitwach, teraz pewnie resztki ich oddziałów chowają się gdzieś po jaskiniach i zbierają siły. Dlaczego tak się stało? Odpowiedź nasuwać się może sama - wola bogów. Większość ludzi jest zawsze po stronie dobra, dlatego Innos ma ich w swej opiece. Orkowie zaś są po stronie Beliara, lecz ich bóg niewiele im pomaga. Niezależnie od ofiar jak przyjdzie co do czego to i tak przegrywają. Poza tym ludzie są inteligentniejsi, lepiej rozwinięci technicznie oraz mogą korzystać z prawdziwej magii. Szamani orków dysponują mroczną magią otrzymaną od Beliara, która jednak jest na tyle prymitywna, że jest tylko ułamkiem potęgi prawdziwej magii. Mimo klęski orków na całej linii mag miał przeczucie, że przyjdzie im się jeszcze spotkać się na polu bitwy, po przeciwnych stronach frontu. Nie znane mu były przypadki, kiedy ludzie z orkami walczyli ramię w ramię, choć takie sojusze mogły się zdarzać. Ale to raczej mało prawdopodobne, orkowie byli od zawsze wrogami rasowymi ludzi i odwrotnie.
Wracając do tego asasyna... cóż będzie musiał popytać ludzi, może oni coś widzieli. Poza tym był niemal pewien, że śledząc tego człowieka do czegoś dojdzie. Choć z pewnością nie będzie to takie łatwe, może nawet piekielnie trudne - pokonać mistrza w swoim fachu to nie lada wyzwanie, a asasyn udowodnił już, że jest znakomitym skrytobójcą. Liqid jest jednak magiem ,a magowie mają swoje sposoby. Ciekawiło go jednak, kto mógł zlecić zabójstwo dziedzica? Zapewne wiele osób pragnęło tego, buntownicy, oraz inni na pewno chcą, by państwo było słabe. Tylko czy buntowników stać by było na wynajęcie takiej osoby? Raczej nie, to musi być ktoś inny. Ale kto?
Liqid nie mógł dokończyć rozmyślań w tej chwili, gdyż dotarł właśnie do targu. Był to rząd różnej maści kramików - większość z nich była typowymi ladami, jakie można spotkać w każdym mieście, lecz były też nieco ciekawsze, jak choćby stół wyciosany z kamienia, czy wóz, który służył jednemu z mężczyzn za dom i miejsce pracy w jednym.
Ogólnie na całym targu można było kupić mnóstwo towarów, mimo iż bramy miasta zostały zamknięte. Uniemożliwiło to wjazd kolejnym kupcom, lecz ci uwięzieni mieli dość towaru, by zaspokoić potrzeby mieszkańców na dłuższy czas. A póki mieli towar, to mieli pieniądze, dzięki którym mogli się utrzymać przy życiu.
Liqid rozejrzał się jeden z ludzi, ubrany w typowy strój rolnika sprzedawał swoje plony - owoce oraz warzywa, chleb oraz mięso i skóry zwierząt hodowlanych oraz tych upolowanych. Na drugim stoisku rybak sprzedawał swój połów - różnorakie ryby, jedne z kolcami, drugie demonstrujące duże zębiska, jeszcze inne miały łuski wielkości tarczy. Obok można było zobaczyć, jak mężczyzna w zbroi sprzedaje bronie - od prostych i powszechnie znanych, jak miecze, sztylety i topory po wiele ciekawsze i egzotyczniejsze, jak niezwykła buława, nabijana kolcami, oraz zbiornik w środku, którą nazywał kropidłem (można do niej wlewać różne pływy, które wylatują z otworów podczas ataku, co zadaje dodatkowe obrażenia, jak np. woda święcona na demony, czy kwas na ludzi.), czy oręż podobny do kosy, tyle że posiadający kilka obracających się ostrzy. Ogólnie, to każdy miłośnik broni białej mógł tu znaleźć coś dla siebie i kompana z drużyny.
W końcu Liqid odnalazł miejsce, którego szukał - kram, którego nazwa na szyldzie była jednoznaczna. Brzmiała ona po prostu : "Zioła". Liqid poszedł w jej kierunku, zaś gdy ujrzał postać sprzedawcy zaczął mieć wrażenie, że skądś ją zna. Rysy były bardzo podobne. Mężczyzna zaczął mu się wnikliwie przyglądać i po chwili rzekł:
- Witam szanownego pana. W czymś pomóc? - Liqid usłyszawszy ten głos zrozumiał z kim ma do czynienia.
Był to Derek, zielarz i jego dawny przyjaciel, odbyli kilka lat temu wspólną podróż, która zakończyła się odkryciem paru nowych ziół i przy okazji śmiercią kilkunastu orków - była to niebezpieczna podróż na tereny tej rasy w poszukiwaniu pewnego znanego z opowiadań miejsca, w którym rosły odmiany szczawiu królewskiego o nowych działaniach. Dość rzec, że przeżyli i odnaleźli to, czego szukali.
- Derek? To ty? - spytał zaskoczony Liqid
-Eee, owszem.- odpowiedział - Skąd pan zna moje imię. - zaczął mu się dokładnie przyglądać, lecz nie poznawał dawnego przyjaciela
- Jak to? Nie poznajesz mnie? To ja, twój dawny przyjaciel.
- Miałem wielu przyjaciół magu - rzekł. Kimże jesteś?
- Jestem... Liqid - w tym momencie oczy zielarza rozszerzyły się, a mina przypominała raczej pierwsze nanosekundy reakcji na cios w czułe miejsce mężczyzny, niż rozpoznanie dawnego druha. Liqid nie mógł tego zrozumieć, nie rozumiał, dlaczego go nie rozpoznał.
- Liqid, to ty? Nie mogę uwierzyć! Tak się zmieniłeś...
W tym momencie mag przypomniał sobie, że zaraza odmieniła jego wygląd, że teraz wyglądał starzej od Dereka, choć naprawdę było odwrotnie.
- Tak, wiem, jaaaa - spuścił głowę - zachorowałem na tą zarazę. To przez to tak się zmieniłem. Moje siły witalne i magiczne są znacznie osłabione.
- To straszne - Derek zrobił smutną, współczującą minę. - Rozumiem. Bardzo mi przykro z tego powodu.
- Niestety, nic na to nie poradzę. Słabnę coraz bardziej, ale mam nadzieję, że lekarstwo zostanie odnalezione.
- Rozumiem. - przytaknął i chcąc pocieszyć przyjaciela zmienił temat - Widzę, że zmieniłeś boga. - Liqid skrzywił się na to zdanie, lecz Derek nic nie zauważył. Bogów nie zmienia się, jak zbroje, hełmy, czy inne przedmioty. Bogom oddaje się cześć i można oddać się pod opiekę innego, jak to było w przypadku maga. Nie skomentował tego, bo wiedział, że nie czas na rozmowy na temat sensu istnienia czy rozmyślania nad bogami. - Poprzednim razem twoje szaty były błękitne.
- Tak, to prawda, kiedyś moim panem był Adanos, lecz teraz celem mojego życia jest służenie dobru, jako mag ognia. Nie będę ci mówił dlaczego, nie zrozumiesz. Zresztą nie czas na to.
- W porządku - Derek czuł się chwilę nieco urażony, lecz po chwili powiedział.
- No ,dobra. Po coś do mnie przyszedłeś prawda. Potrzebujesz czegoś?
- Tak - odpowiedział Liqid i podał mu listę. Derek wziął się za jej czytanie, zaś Liqid spojrzał na zioła ułożone na półce. Były ułożone bardzo schludnie, rzędami, a każde z nich było starannie podpisane. Bardzo niedobre konsekwencje miałaby pomyłka i użycie nie tej rośliny co trzeba. Większość z nich była magowi dobrze znana, chociaż zdarzały się nieznane mu.
- Tak. Mam je wszystkie, oprócz sukkubich jagód. Ostatnio są bardzo rzadkie, to pewnie wpływ pogody. W tym sezonie nie znalazłem żadnej. Jakiej mikstury są to składniki?
- Trudno. Potrzebne mi są do lekarstwa na kaszel , dręczy mnie on od niedawna, to przez tą chorobę . - jak na wezwanie kaszel powrócił i odebrał Liqidowi dech. Po chwili odzyskał nad sobą panowanie i dodał. - Szukam też czegoś nowego.
- Ach, tak. - zielarz zaczynał wskazywać na poszczególne rośliny - To jest rdest czerwony, to biała ogrza trzcina, a tutaj jest okaz trelisiańskiego korzenia. Mam jeszcze karboniak ptasi. Pozostałe powinieneś znać.
- To prawda. A więc poproszę je wszystkie, przydadzą mi się. - zapłacił i schował wszystko do torby. - Ja, wraz z moimi przyjaciółmi przybyliśmy tu, by odszukać księcia, jak dobrze wiesz tron w Vengardzie jest pusty... a teraz, cóż...
- Niestety, ogromny pech was spotkał. Książę zamordowany. A zabójca jest wśród nas.
- Słyszałeś coś o nim?
- Różne plotki przepływały przez moje uszy. Podobno to jakiś asasyn, jak mów jedna teoria. Według innej jest to dowódca najemników, którzy przybyli ostatnio do miasta. Nazywał się chyba...
- Darkstar? Niedoczekanie. Znam go dobrze, to nie mógł być on. To Wybraniec Adanosa.
- Czy wybraniec, czy nie... Ja ci mówię tylko plotki. A one bywają różne, najczęściej zmyślone. No, dobrze. Bądź pozdrowiony Liqidzie, magu ognia. Powodzenia w twej misji.
- Tobie także zielarzu. Szczęścia.
Oddalił się od stoiska i rozejrzał dookoła szukając jakiejś interesującej go wystawy. Po chwili zobaczył takową i podszedł do niej. Kupiec w turbanie, czyli najprawdopodobniej mieszkaniec Varantu polecał swoje towary. Obok był drugi, który co chwila wykłócał się z nim o to, że jego towary są lepsze , do tego nie szczędził epitetów.
Liqid puścił to mimo uszu i poszedł dalej. W końcu znalazł to czego szukał.
Pół godziny później miał wszystko, czego mu było trzeba i jeszcze trochę. Dowiedział się niestety niewiele, nawet próbując przekupić ludzi, co było dla niego lekkim upokorzeniem. Wracając ku tawernie zobaczył scenkę: Cossack gonił mężczyznę ubranego w szaty dość jednoznaczne - mroczność tego człowieka była widoczna gołym okiem. Paladyn strzelił z kuszy do uciekającego. Ten dostał i upadł na ziemię.
Mag podbiegł do Cossacka, był już przy nim także Bumber.
- Widzę, że złapaliście kogoś. Nie wygląda mi on jednak na zabójcę. To raczej posłaniec.
- To samo mu przed chwilą powiedziałem - odrzekł Wybraniec Innosa - Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania tej zagadki... Zabójca gdzieś się ukrywa, a ten kupiec może nam pomóc w jego schwytaniu. Musimy go jak najszybciej znaleźć.
- Kupiec? On nic nie wie, rozmawiałem z nim wcześniej, nawet próbowałem go przekupić. Bez skutku.
- A dowiedziałeś się czegoś?
- Owszem. Wiem, że zabójca na pewno jest w tym mieście, ale próbuje się wymknąć. Będzie trzeba powiedzieć burmistrzowi, by wzmocnił straże. Oczywiście, kiedy już się do niego dostaniemy.
- Kto może być tym zabójcą? - spytał Cossack
- To musi być mieszkaniec Varrantu, tak jak ten - zobaczcie - wskazał na ciało - Ma ciemniejszą skórę.To znaczna wskazówka, niewielu jest takich tutaj, ale odnalezienie go graniczy z cudem. Musielibyśmy przeszukać każdy dom.
Poza tym, widziałem kogoś. Był to inny asasyn, szukał nas. Jak myślicie, co tu się dzieje? Mam przeczucie, że dzieje się tutaj coś złego i zagraża nam. Musimy być na to przygotowani. Ale to nie rozmowa na tutaj, ktoś może nas podsłuchiwać. Porozmawiamy o tym wieczorem, dobrze?
Bumber i Cossack przytaknęli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Fanfilmu, wychodząc z uliczki, zobaczył odchodzących przyjaciół. Podbiegł do nich.
- Co się stało? Co, u licha, robi ten trup, co go ciągną strażnicy?!
- Ten trup poddaje się woli strażników. Bo co więcej może robić trup? - zażartował Liqid. Potem jednak wytłumaczył całe zajście. Razem udali się do karczmy, do największego niezajętego pokoju.
- Powiemy o tym burmistrzowi? Być może lepiej samemu rozwiązać tę zagadkę, przynajmniej z głowy mielibyśmy wyjście z miasta. Potrzebna nam pomoc kogoś, kto mógłby poszukać innych asasynów...
Paladyn pomyślał przez chwilę. Pierwsze, co przyszło mu na myśl, nie wydawało się najrozsądniejszym wyjściem. Przedstawił jednak swoje myśli.
- Causar? Problem w tym, że on może o wszystkim powiedzieć zarządcy. A nie o to nam chodzi... Chyba, że to im wystarczy, by uznać nas za niewinnych. Choć wątpię... Obawiam się, że nie wyjdziemy z tej sprawy całkiem "czyści". Chociaż... - Fanfilmu ugryzł się w język. Póki sytuacja jest w miarę stabilna, nie ma sensu dzielić się swoimi, niezgodnymi z prawem, choć bardzo popularnymi, pomysłami. - Znaczy nie, nic. Być może tym naszym szpiegiem może być jakiś zaufany człowiek w mieście? Kupcy na pewno mają jakieś znajomości. Co do zabójcy - pewnie miał zleceniodawców, może to nas doprowadzi do Sareka? Mam taką nadzieję. Udam się na dół, do karczmarza i jego klientów. Na pewno jakieś plotki krążą po mieście. Mam nadzieję, że naprowadzą nas na właściwy trop. Chyba, że macie jakieś inne pomysły?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Camra zgodnie ze swoim zwyczajem, szukajac brudów w mieście, postanowił zinwigilować te brudy. Nie można o czymś mówić tego nie znając. Obracał się tu i ówdzie, jednakże nikt nie chciał mu udzielić informacji. Nie był godny zaufania. W końcu podczas jednej z wizyt w szynku "Pod Kryształowym Mieczem" podszedł do niego dziwny jegomość i wyszeptał z obcym akcentem:
-Chcesz informacji. Przyjdź pół godziny przed świtaniem pod karczmę Redgara. Zrozumiałeś??

Nie czekając na odpowiedź ów jegomość odszedł, a Camra został ze sporym znakiem zapytania iść, czy nie iść. Ostatecznie jednak stwierdził, że zachowując ostrożność może pójść. W końcu powinien sobie poradzić, nawet jeśli byłaby to tylko zasadzka.

Zgodnie z umową, Camra zjawił się na miejscu o umówionej porze. Nagle obok ucha świsnął mu grot kuszy. Strzelec chybił. Tym razem mag miał więcej szczęścia niż rozumu. "Dzięki CI Innosie'' pomyślał po czym używając czaru lewitacji podfrunął do miejsca gdzie czaił się zabójca. Oczywiście go juz tam nie było. Zobaczył tylko kuszę z ręcznie robioną instrukcją. "Na takie kusze nie stac byle kogo. Zabójca był dobry. Bardzo dobry, tyle że on nie chciał mnie zabić, tylko zastraszyć. Nie lubią nas tu." Nazajutrz udał się do Liquida i powiedział mu o całym zajściu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Liqida]
Liqid wysłuchawszy opowieści Camry westchnął i z wyraźnym zasmuceniem rzekł w odpowiedzi do maga:
- Cóż, tego niestety się obawiałem... - urwał i spuścił głowę, rozmyślając przy tym o sytuacji - Niestety, ale wplątaliśmy się w to i teraz trudno będzie nam z tego wyjść. Chcą naszej śmierci, to pewne. Pytanie tylko kto, skoro jest go stać na takich wyspecjalizowanych i zapewne niezwykle drogich zabójców. Cieszy mnie niezmiernie, że udało Ci się przeżyć przyjacielu, ale możemy nie zdawać sobie sprawy, w jakim poważnym zagrożeniu jesteśmy. Z pewnością odpowiadają za to te same osoby, które stoją za zabójstwem, Innosie, chroń jego duszę Theidala. Sądzę, iż gdybyśmy złapali zabójców i w odpowiedni sposób ich przesłuchali, to wyjawili by nam, kto jest ich zleceniodawcą. Może to być jednak trudne, gdyż w chwilach ekstremalnego zagrożenia będą raczej woleli popełnić samobójstwo, niż zostać złapanym. Oni czuwają, więc musimy być przynajmniej równie sprytni, jak oni, by coś zdziałać. Musimy jak najszybciej odnaleźć Sareka, tylko on teraz został, a jestem niemal pewien, że teraz także jego życie jest zagrożone. A nam oczywiście chcą przeszkodzić w tej misji. - zakończył i zwrócił się do Fanafilmu:
- Niestety, ale chyba jednak jedynym dobrym rozwiązaniem będzie, jeśli jednak damy spokój temu Causarowi. Niech będzie tak, jak mówi - wykażmy się czymś w mieście, by usłyszał, że robimy coś dobrego. Jak dotąd może nie mieć zbyt dobrego mniemania o nas. - obrócił się ku Darkstarowi, a jego mina była nieco rozżalona - Doszły mnie słuchy, że uderzyłeś strażnika. Cóż, nie będę Cię pouczał, sam jesteś o wiele bardziej doświadczony ode mnie, ale nie uważam, by po czymś takim był do nas przyjaźniej nastawiony. Może i to było koniecznością, ale chodzą o nas różne plotki i wolelibyśmy, by nie były jednak złe. Rozumiesz mnie na pewno - skierował się znów ku paladynowi - Tak więc najszybciej dostaniemy się do ciała, jeśli mimo wszystko posłuchamy go. Za jakiś czas powinna przyjść eskorta paladynów po zwłoki, by przewieźć je do stolicy, lecz musimy być szybsi. Możemy znaleźć jakieś wskazówki, do których dostęp później będzie już niemożliwy. Takie jest moje zdanie. A teraz muszę już iść odpocząć. - skończył i poszedł do swojego pokoju. Po wkroczeniu do niego niemal od razu otworzył zwój - chciał sprawdzić, czy nie przyszły jakieś nowe wieści z klasztoru. Na zwoju napisane było:
"Chwała Innosowi! Choroba zaczyna słabnąć - ludzie uspokajają się, a choroba nie rozwija się już tak gwałtownie. W końcu udało się coś zdziałać, chociaż do pełni szczęścia jeszcze bardzo daleko, momo to bardzo jesteśmy z tego uradowani i mamy nadzieję, że ty także. Jest jednak druga wiadomość, gorsza, która nas niepokoi. Około tuzina zarażonych uciekło z miasta mimo kwarantanny do lasu. Obawiamy się, że coś niedobrego może z tego wyniknąć, oby choroba nie przeniosła się na zwierzęta. Strażnicy niestety nie odnaleźli nich. Módlmy się o to, by wszystko zakończyło się dobrze, i by choroba została całkowicie zwalczona. Bądź pozdrowiony Liqidzie. Serpentes. "
Mag ognia zaczął się nad tym zastanawiać. Po chwili jednak zmęczony już postanowił położyć się. Zastanawiało go, czy wszystko pójdzie po ich myśli. Legł na łoże, i już po chwili zasnął. Nie miał jednak dobrych snów. Śniły mu się koszmary - że cały Vengard umarł.
[ Bardzo mnie i fanafilmu ucieszyła aktywność przed kilkoma dniami, lecz teraz znów to osłabło. Rozumiem, że dla jednych Styczeń to czas lenistwa, drudzy mają aż nadmiar obowiązków, ale pokażcie, że jesteście w stanie pisać więcej. Bardzo was o to proszę. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rano Drużyna znów spotkała się w karczmie.
Fanfilmu lekko ucieszył się, gdy usłyszał wiadomości od Camry.
- Chyba sami się nie chcemy pozabijać, prawda? Więc teraz nam uwierzą, że to nie my jesteśmy zabójcami. Mam nadzieję, że jakiś świadek jest? Dziecko choćby. A jak nie ma, to chyba zrobię użytek ze swojej sakiewki. Nie ma tak! Nie chcę, żeby ktoś jutro zastał mnie z poderżniętym gardłem. O tym trzeba powiadomić straże. Pójdę tam, do tego z rozkwaszonym nosem, Darkstarze - zaśmiał się paladyn.
Liqid dopiero teraz do nich dołączył i powiadomił ich o wiadomościach z klasztoru. Był bardzo blady, przesuwał słabo nogi po podłodze. Wybełkotał też coś o swoim śnie.
- Coraz gorzej z tobą, Liqidzie. Powinieneś poćwiczyć. To najlepsze, co możesz zrobić, bo niedługo całkiem osłabniesz. Ja na szczęście nie używam mocy magicznej, więc nawet nie wiem, czy jestem chory... Choroba ma wyraźny związek z magią. Może powinieneś przestać czarować? Przynajmniej na jakiś czas. A co do króla, to wydaje mi się, że... Że odstawmy go, dopóki nie znajdziemy zabójców lub ich zleceniodawców. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdyby Sarek już nie żył. Przecież kim my jesteśmy?
- Pogromcami orków i Śniącego, w dodatku jest z nami dwóch Wybrańców - odpowiedział ktoś.
- Ach... Ale kim jesteśmy w porównaniu do następcy króla? - Fanfilmu wziął głęboki wdech, popatrzył po swoich przyjaciołach i kontynuował. - Chyba, że Sarek chce nas zabić. Tylko po co, po co?! Nie rozumiem zbyt wielu rzeczy. Musimy się wszystkim zajmować po kolei, bo inaczej zginiemy w natłoku zadań.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować