Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

Gdy Fur usłyszał wieści druida przez chwilę się nie odzywał. W końcu miał powiedzieć, co go skłoniło do wyprawy do Podmroku. Jednakże już po chwili wyszczerzył zęby w charakterystycznym uśmiechu. Zaplanowanie skomplikowanego skoku...? To było coś, co niziołki lubią najbardziej. Lecz najpierw wejściówki. Bez wejściówek nie mają szans osiągnąć niczego. Z drugiej strony jakoś nie odpowiadało mu robienie wszystkiego samemu, a drużyna jak na razie była nastawiona bardziej praworządnie.
Coś jednak nie dawało mu spokoju. Ta dziwna mina Phila. ''No, akurat po Tobie się tego nie spodziewałem, przyjacielu''. A po chwili jakby żeby potwierdzić domysły złodzieja, elf odezwał się.
- Ja się piszę na zdobycie wejściówek. To może być ciekawe zajęcie. Trzy tak? - Fur dawno nie widział takiej reakcji u łowcy. '' "Ciekawe zajęcie", tak...? Już ja Ci dam trzy wejściówki, jedna musi być moja!''
Wiedział, że zadanie nie będzie wcale trudne. Nie dla w pełni wykwalifikowanego złodzieja. Przede wszystkim jednak musiał dowiedzieć się, kto te zaproszenia miał uzyskać. Później wszystko powinno pójść jak z płatka. Niziołek zawsze liczył na swoją umiejętność improwizacji.
Żeby uzyskać listę zaproszonych gości, musiałby wejść do budynku urzędowego jubilerów. A to może przysporzyć nieco problemów niziołkowi w takim stroju. Czyli najpierw należy zadbać o zaplecze...
Poszedł prosto do krawca. Uszycie odpowiednio wyglądającego ubrania kosztowało go bardzo dużo. Szczególnie, że musiał brać na kredyt i żądał wykonania w przeciągu jednego dnia, a ten stary skąpiec policzył sobie niemal podwójnie za taką usługę. Złodziej wiedział jednak, że później za zapłatę powinna mu wystarczyć jakaś ładna błyskotka ze skarbca. A jak skok się nie powiedzie, to i tak już go w tym mieście nie zobaczą. Ewentualnie będą patrzeć za każdym razem przechodząc obok szubienicy stojącej za ratuszem...

Gdy Fur stanął przed siedzibą administracji, przybrał wyuczoną od dzieciństwa minę znudzonego arystokraty. O jego umiejętnościach w tym zakresie można było się przekonać choćby tym, że zwykli przechodzący ludzie patrzyli na niego z niesmakiem. A wytworzenie takiej aury niechęci było prawie niemożliwe dla niziołka. Odetchnął głęboko, po czym wszedł z nonszalancją przez wielkie, półprzymknięte drzwi. Już w progu rzucił swój płaszcz gdzieś w kąt. Wiedział, że i tak słudzy go złapią przed spadnięciem na ziemię.
Budynek właściwie nie był otwarty dla osób postronnych, a lista zaproszonych gości z pewnością nie była ogólnodostępnym dokumentem. Jednakże złodziej ufał w swoje zdolności i nauki wyniesione jeszcze z domu. Stanął na środku pomieszczenia w typowej pozie istoty, której wydaje się, że jest panem świata. Początkowo myślał o wykorzystaniu pozy mówiącej o tym, że za odpowiednią ilość pieniędzy da się wszystko załatwić, jednak na szczęście przypomniał sobie, że nie ma ani grosza, a co dopiero odpowiedniej ilości gotówki na łapówkę...
Spojrzał z góry na wszystkim wpatrujących się w niego urzędników. Gdyby obserwowała to osoba postronna, to pewnie śmiałaby się bardziej, niż na najlepszym kabarecie, lecz urzędnikom wcale do śmiechu nie było. Oni, tak jak zresztą większość mieszkańców imperium, mieli zakodowaną w umysłach drabinę zależności. A arystokraci byli na jednym z najwyższych jej szczebli. Niziołek postanowił z tego skorzystać.
- Ekhem... - zakasłał tak sztucznie, jak tylko potrafił. - EKHEM! - w tym momencie słowo ''kasłać'' już zupełnie przestało pasować do opisu tego zwrotu. Jubilerzy siedzieli ze zdumieniem patrząc na tą dziwną osobę. - Czy nie nauczono was, jak się wita ważniejszych od siebie?! - Furowi aż było żal tych ludzi. Gdyby jednak postępował zawsze według sumienia, to pewnie kisł by dalej gdzieś przed kolejną książką rachunkową pełną nic nie znaczących cyferek.
- Eee, a z kim mamy przyjemność... - jeden z tamtych ludzi najwyraźniej połknął haczyk w pułapce mentalnej niziołka.
- Czy ty w ogóle wiesz co to jest kultura?! Mnie uczono, by nie przerywać innym, gdy mówią. Poza tym chyba nie sądzicie, że odczuwam przyjemność ze spotykania się z plebsem? A to, czy wy będziecie mieć przyjemność, to już mnie nie obchodzi. Szczerze powiedziawszy powinienem wysłać tu swojego sługę, by wszystko załatwił. Ale ja pomyślałem "jubilerzy to bardzo inteligentni i uprzejmi ludzie" i przyszedłem tu niestety osobiście... - obszedł salę dookoła, po czym nagle zawołał do jednego gnoma - A ty czego się ciągle na mnie gapisz?! Nie masz nic do roboty?!
- Ale panie, my nic... - znów nie dane było urzędnikowi dokończyć zdania.
- Właśnie o to chodzi, że wy NIC!!! Doszły mnie słuchy, że planujecie bal, tak? Nie zaprzeczaj, ja wiem, co się dzieje w tej mieścinie. I wiesz co się nagle okazuje?! JA NIE DOSTAŁEM ZAPROSZENIA! Miej nadzieję, że to jest tylko błąd poczty, gdyż nie chciałbyś wiedzieć, do czego jestem zdolny, gdy jestem zdenerwowany, a może chcesz...? - wypowiedział drugą część zdania niemal szeptem, właściwie znak zapytania dostawiając już po części pytającej.
- Ale panie, my nie... - Fur był bardzo konsekwentny w swoim postępowaniu. Wiedział, że jakakolwiek zmiana charakteru na choćby nieco bardziej znośny wzbudzi wśród urzędników niepotrzebne podejrzenia.
- Ale panie, ale panie. Mnie nie obchodzi żadne "ale panie"! Jestem na liście gości, czy nie?! Czego tak milczysz?! Wyszukaj nazwisko Aaron Smitheaven! I dobrze Ci radzę, byś je szybko znalazł...
Biedny człowiek przeszukiwał listę gości dwa razy i po wysłuchaniu kolejnych uszczypliwych uwag zdecydował się ukrócić cierpienia nawet, gdyby to miało oznaczać zmianę planów. Rozejrzał się dyskretnie po swoich współpracownikach, po czym dopisał ukradkiem na listę wymyślone przez niziołka nazwisko i powiedział drżącym głosem.
- Tak panie, jest pan na liście. To z pewnością wina listonoszy, że zaproszenie do pana nie dotarło. Ma pan tutaj oficjalny blankiet wejścia. Mam nadzieję, że nie będzie pan miał więcej kłopotów.
- No wreszcie do czegoś doszliśmy. I czy nie można było tak od razu...?
Niziołek obrócił się na pięcie, z wyższością zabrał swój płaszcz z rąk sługi, po czym wyszedł z budynku.
Szedł przez chwilę głównym traktem, po czym zaszedł do jakiegoś zaułka, oparł się o ścianę i głęboko odetchnął. Ledwo powstrzymywał odruch wymiotny. Zdjął swoją nową szatę, zapakował ją w wiszące na jakimś sznurku prześcieradło i dopiero wówczas uśmiechnął się na myśl o wykonanym prawidłowo zadaniu. Przeszedł kilka przecznic dalej i zobaczył Phila. ''No, ciekawe jak jemu poszło zdobycie wejściówek...'' Wtedy zobaczył, jak biegnie w stronę administracji jakiś chudy człowiek z mnóstwem papierów. Wpadł prosto na łowcę. Nikt pewnie tego nie zauważył, lecz niziołek miał wyczulone oko na takie niby przypadkowe ruchy rąk w stronę kieszeni. Choć musiał przyznać, że elf zrobił to całkiem zręcznie... Biedni ci urzędnicy. Ten przynajmniej nie musiał się spotkać z niziołkiem ze zbyt rozwiniętą lordozą...
Po spotkaniu z druidem, Fur rzekł z uśmiechem.
- Czas rozpocząć kolejny etap imprezji, czy skoku, jak wolą to nazywać laicy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin poruszył się lekko słysząc, że trzeba będzie skombinować trochę ekwipunku.
-Ja się zajmę załatwieniem sprzętu. Idzie ktoś ze mną?
-Śmierć.
-I ja.- mag nie miał ochoty na latanie po mieście i szukanie architekta. Zamiast tego wolał sobie pochodzić po sklepach. Kompani jeszcze tylko poradzili się Fura, co może być potrzebne i wyszli na miasto. Swoje kroki od razu skierowali w kierunku alei z wszelkiej maści sklepami. Tylko nie tymi najdroższymi a tymi gdzie najlepsze rzeczy często sprzedawano z „pod lady” a nie wystawy sklepowej. Jeszcze przed rozpoczęciem poszukiwań ustalili, że mag i krasnolud zajmą się negocjacjami, bo Mroczny mógłby za wcześnie przejść do „ciężkich” argumentów. Udało im się nawet przekonać go do założenia płaszcza żeby ukryć zbroje i wielki miecz. Co prawda z tym ostatnim wyszło to raczej średnio, ale przynajmniej przechodnie nie uciekali na sam ich widok. Choć spojrzenia, które przyciągali były lekko irytujące.
-Śmierć! Dajcie mi kogoś zabić…
-NIE! Marvolo powiedział „żadnych awantur”!
-Zło! Ale ja już tyle czasu…
-Zak Nie!
-Ale…
-NIE!!
-Ej skończcie już tą gadkę i chodźcie tutaj.- Farin znalazł jakiś sklep, który wyglądał obiecująco. Gdy tylko weszli do środka w ich nozdrza uderzył zapach zatęchłego powietrza pomieszanego z jakimiś chemikaliami. No, ale co zrobić.
-Czego? – sprzedawca wręcz emanował chęcią pomocy. Podobnie jak Kain i Zak chęcią uduszenia go.
-Chcieli byśmy nabyć…
-***** człowieku nie jesteś na salonach gadaj no normalnie.
-Masz tu jakieś liny, łopaty etc?
-Za, kogo ty mnie masz? Jakiegoś farmera?
-Posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę powtarzał. Albo zaraz zmienisz ten ton albo..
-Albo co?
Mag miał już tego dość. Zak i Farin też. Sprzedawca został uciszony zaklęciem i zabrany na zaplecze na pogawędkę. Kain dla niepoznaki zostawił na drzwiach kartkę „Wracam za 10 minut”. W tym czasie Mroczny tłumaczył sprzedawcy jak nie należy traktować klientów. Puszek miał całkiem niezłe wyczucie czasu, bo na sam koniec rozmowy wyskoczył ze swojej kieszeni.
-JEŚĆ!
-Zło! Wracaj do siebie! To nie jest czas na obiad..
-Ja jestem głodny! Niezłą dietę mi ostatnio zapodałeś. Widzisz jak ja wyglądam? Sama skóra i kości…
Jednak ta skóra i kości zrobiła niezłe wrażenie na sprzedawcy, który stał się potulny jak baranek.
-Śmierć! Wracaj już do siebie, bo się wkurzę!
-No dobra juz dobra….
-Tak, więc, na czym to my skończyliśmy… A tak. Właśnie mówiłem, że powinieneś chyba dać nam jakąś zniżkę na twoje towary.
Sklepikarz oniemiały prawdopodobnie ze strachu tylko kiwną głową.
-Co mówiłeś? Bo nie dosłyszałem.
-Tttaak, oczywiście.
-No widzisz. Jak chcesz to potrafisz być miły.
Chwile później trójka naszych bohaterów przeglądała skład w poszukiwaniu czegoś, co się mogło przydać. Niektóre znaleziska nawet ich przyprawiły o pewne zdumienie, m.in. coś, co wyglądało jak bomby, które robił Marr. Okazało się, że rzeczywiście jest to niemal to samo. Mag żałował trochę, że gnoma nie ma z nimi, bo nie miał, kto doradzić, który rodzaj jest najlepszy, więc wzięli każdego po trochu. Oprócz tego zaopatrzyli się w dwie łopaty i dwa kilofy, kilkanaście metrów liny wytrzymałej i stosunkowo lekkiej, Farin wybrał kilka najlepszych młotów, mag duże lustro, które zapewne zostanie przerobione na kawałki, Zak wygrzebał skądś torbę przechowania, dzięki której transport tego wszystkiego nie sprawił im większych problemów. Jeszcze tylko uregulowali rachunek, który dzięki otrzymanej zniżce nie był wcale taki wysoki i opuścili sklep. Mroczny postanowił się pożegnać.
-Pamiętaj tylko, jeśli ktoś się będzie pytał nic nie kupowaliśmy a jak się wygadasz to Puszek będzie miał obiad- po spojrzeniu, które mu posłał na koniec sprzedawca był blady jak kreda a wzmianka o Puszku wcale nie podniosła go na duchu. Przynajmniej mieli pewność, że nikt się nie dowie, jakie zrobili zakupy. Po jakimś czasie bez przeszkód dotarli do karczmy. Co prawda ktoś chciał im zwinąć torbę z zakupami, ale Mrocznego nie było łatwo wykiwać. Gdy tylko weszli odszukali Marvola i zdali raport z tego, co załatwili. Kain przez chwile zastanowił się, kiedy on awansował na lidera grupy? Jednak nie miał nic przeciw temu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Druid patrzył na leżące przed sobą trzy wejściówki.
-Gratulacje Phil, gatulacje Furr. Nie sądziłem że pójdzie Wam to tak szybko. Jak to dobrze, że jesteście tutaj.
-Wiesz, w końcu umie się to i owo.
-Tak, złodziejstwo w szczególności. -dodał z błyskiem w oczach Furr.
-I ktoś tutaj marudzi? Dobrze że się na tym znasz. W końcu to też przydatna rzecz.
-Taaa... Zwłaszcza w obecnych realiach.
-Obecnych, czyli?
-Biednych...
-Fakt. Za dużo pieniędzy nie mamy. A jeszcze mamy trochę rzeczy do zrobienia. Kain, jesteś pewien że tamten sklepikarz nic nie wygada?
-Z pewnością.
-Śmierć! Inaczej Puszek będzie najedzony! Przez parę sekund...
-Aha... Dobra, zrozumiałem aluzję. Czyli sprzęt już mamy, wejściówki mamy. Stroje pojawią się niedługo. Taką mam nadzieję.
-A tak w ogóle Marvolo, do czego Ci to lustro?
-A jak chcesz widzieć co się dzieje za rogiem? Każdy dostanie kawałek dla ubezpieczenia.
-Każdy? Ale kazałeś nam załatwić tylko trzy wejściówki.
-Reszta wchodzi tyłem. Ale z tego co mi wiadomo, wejście można otworzyć tylko od środka. I zamek jest dosyć skomplikowany. Dlatego ktoś to będzie musiał załatwić.
-A nie można ich wysadzić?
-Kain, to ma być cicha robota... Żadnych wybuchów, żadnych głośnych zaklęć, żadnych morderstw. Towar też będziemy musieli szybko upłynnić. Inaczej nas znajdą.
-A strażnicy?
-No właśnie. I tu jest problem. Potrzebujemy się jeszcze dowiedzieć czegoś o strażnikach. Nie wiem ilu ich dokładnie jest, ale paru na pewno. Nie sądzę, żeby ich liczba przekraczała dziesięciu naraz. Także moim zdaniem, jest ich łącznie dwudziestu. Musimy zdobyć informacje o każdym z nich. Trzeba poznać ich słabe punkty, wady, zdolność bojową. Także to, czym się posługują w skarbcu. No i trzeba w końcu odnaleść plany tego wszystkiego. Bo bez tego nie drgniemy. Także teraz ktoś z nas musi się dowiedzieć paru istotnych rzeczy o strażnikach. I ciągle czekam jeszcze na te plany! Musimy się z nimi szybko zapoznać, a czas ucieka nieubłaganie. No więc kto teraz po co idzie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Od wydarzeń w Eirulan minęło już kilka miesięcy. Wydarzeń w większości nie zbyt przyjemnych. Po utracie Serafina, wszyscy byli przygnębieni. Dantemu także udzielał się ten nastrój. Nie wspominając jeszcze, że trochę wcześniej kilka osób opuściło drużynę, lecz Dante zupełnie o tym nie myślał. W końcu ani Elieen, ani Gregora, nie miał okazji lepiej poznać. Serafina też nie znał zbyt dobrze, ale zdążył go już polubić.

Teraz trzeba było dowiedzieć się coś o strażnikach pilnujących skarbca i ogólnie całego przyjęcia. Zadanie wydawało się trochę trudne. Skąd można dowiedzieć się czegoś o strażnikach. - myślał Dante. Zapewne najłatwiej będzie popytać innych strażników. Ale jak to zrobić, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Chyba mam pomysł ...
- Ja mogę zająć się zdobyciem informacji o strażnikach ... a przynajmniej kilku.
- Dobra, powodzenia.
Dante wyszedł z karczmy z zamiarem wypytania kilku strażników o zbliżające się przyjęcie. Jego plan był prosty ... podać się za nowego strażnika i dowiedzieć co nieco o ochronie przyjęcia. Tylko, że do tego potrzebował zbroi jaką noszą strażnicy w tym mieście. Miał już nawet pomysł na zdobycie jednej. Musiał tylko wypatrzyć dobrą ''ofiarę''. Po chwili kręcenia się po mieście znalazł odpowiedniego delikwenta. Poszedł do niego i panicznym głosem powiedział:
- Szybko !!! Potrzebuje twojej pomocy ...
- Spokojnie, co się stało ?? - odpowiedział zaciekawiony.
- Nie ma czasu, musimy się pośpieszyć - strażnik był nieco zdezorientowany, ale pobiegł za nieznajomym.
Dante w tym czasie próbował wypatrzyć jakiś zaułek, gdzie mógłby obezwładnić strażnika i zabrać mu zbroje. Jest. Tu będzie dobrze. - obaj zatrzymali się w zaułku.
- Co się stało ? - ponownie spytał strażnik, ale nie poznał odpowiedzi na to pytanie, bo po chwili leżał znokautowany na ziemi.
- Miłych snów ... - Dante zdjął pancerz ze strażnika i szybko się przebrał. Swój zostawił po drodze w innym miejscu, tak, żeby nikt go nie znalazł.
Teraz musiał znaleźć kolejnego strażnika, aby dowiedzieć się gdzie ma się zgłosić odnośnie zbliżającego się przyjęcia. Pierwszy jakiego spotkał powiedział mu, że musi stawić się w koszarach, tam zapytać o Ruika, to on dowodzi całą akcją. Do koszarów dostał się szybko. Jak powiedział tamten strażnik, był tam Ruik. Był bardzo umięśniony i wysoki. Na twarzy miał bliznę przechodzącą przez prawe oko. Obok w kącie leżał wielki topór najprawdopodobniej należący do niego. Chyba nikt z tu zgromadzonych nie mógł by go podnieść, a co dopiero nim walczyć.
- Jestem nowym strażnikiem, zostałem przydzielony do ochrony balu organizowanego przez jubilerów i powiedziano mi, że mam zgłosić się do ciebie.
- Ciekawe ... no cóż skoro tak to witam. Co chciałeś wiedzieć ?
- Gdzie będę przydzielony ?
- Jak na razie brakuje nam ludzi przy skarbcu, więc będziesz tam z trzema innymi ludźmi i ze mną.
- A z kim dokładnie ?
- To będą ... Sonmlos, Yuex i Doivam.
- A gdzie ich znajdę ?
- Siedzą przy tamtym stole - Ruik wskazał stolik po drugiej stronie pomieszczenia.
- Dzięki. Więc do zobaczenia na balu ... Taa, tylko w innych okolicznościach niż się spodziewasz. - pomyślał, odchodząc w stronę trzech strażników siedzących przy małym stoliku, na końcu sali.
Po zapoznaniu się ze wszystkim, oraz wypiciu kufla piwa na koszt nowych ''kolegów'' Dante postanowił wrócić do karczmy i zdać raport z tego co się dowiedział. Po drodze musiał jeszcze odwiedzić miejsce gdzie zostawił swoje rzeczy. Szybko się przebrał i ruszył w stronę karczmy.

- Więc sytuacja przedstawia się tak. Przy skarbcu mamy co najmniej czterech strażników w tym ich szefa. Ruik, bo tak ma na imię, będzie niemałym wyzwaniem, wygląda na bardzo silnego. Ma zbroje płytową i ogromny topór. Pozostała trójka będzie w kolczugach, a walczą mieczami półtora ręcznymi.
- Dzięki Dante, przydały by się informację, także o innych strażnikach i nadal potrzebujemy planów budynku ... - odpowiedział Druid. - Więc kto jeszcze może się czegoś dowiedzieć ?


[Daje jeszcze obrazki tego ich ekwipunku]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Wiesz co zrobiłeś?!
-Tak Wasza Dostojność. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
-Znasz prawo Zakonne. Za takie coś traci się życie chłopcze.
-Przyjmę ją z godnością Panie.
-Dobrze o tym wiem Morganie. Ale Wielka Rada i ja zaplanowaliśmy dla Ciebie co innego.
Morgan stał przed Magnusem Pobożnym, zastanawiając się co go czeka. Nie bał się konsekwencji swojej decyzji. Zbyt mocno pragnął śmierci by teraz pozwolić by ta uciekła.
-Panie, jestem pewien,że postępowanie według starych praw będzie...
-Nie mów mi co mam robić Generale!
-Wybacz Panie.
Magnus poprawił się na krześle. Stara i zmęczona twarz nie zdradzała niczego. Odetchnął głęboko i przemówił.
-Generale Sturnn. Mając na względzie Twoje zasługi dla Zakonu, decyzja Rady i moja jest następująca. Zostajesz zdegradowany do rangi Rycerza Wędrownego. Tracisz wszelkie przywileje. Nie jesteś już dowódcą Legionu Feliks.
-Będzie jak sobie życzysz Panie.
Morgan skłonił się i ruszył w stronę wyjścia.
-Bracie Morganie...
-Tak Panie?
-Czy było warto tak wiele poświęcać dla niej?
Sturnn uśmiechnął się.
-To i wiele więcej.


Morgan idąc ulicami Altdorfu zapomniał już jak dawno tu był. Miał trzydzieści lat. Niby niewiele,ale w ciągu tego czasu życie bardzo go doświadczyło. Wiele przeszedł. Strata żony,starania o szacunek w szeregach Zakonu i wiele innych rzeczy, o których ciał zapomnieć.
Noc była dosyć chłodna. Jak zwykle ogrzewał go ciepły, wełniany płaszcz w czarnym kolorze. Wielokrotnie zastanawiał się, który z elementów wyposażenia Templariuszy był najbardziej przydatny. Teraz wiedział, że chodziło o płaszcz. Dobrze pamiętał jak miał go na sobie podczas wojny na zimnej północy, podczas deszczowych dni w konflikcie z Elfami i Krsnoludami. I kiedy był w Gotragu, podczas walki z Krwiopijcem. Oczywiście to nie był ten sam płaszcz. Tamten podarował...
-Zejdź z drogi! - Krzyknął Kislevicki Lansjer, który należał do przedniej straż wielkiej karocy.
Morgan zmierzył go wzrokiem. Lansjer był wysokim mężczyzną, odzianym w lekki, skórzany pancerz i stalowy hełm. U pasa wisiał kawaleryjski miecz a w ręku trzymał długą lancę.
-Głuchy jesteś człowieku?! Z drogi!!
Sturnn usunął się na bok. Karoca ruszyła powoli, ciężkimi kołami rozpryskując kałuże. Morgan starał się nie zaglądać do środka bo i po cóż,ale ciekawość zwyciężyła. Spojrzał przez odsłoniętą szybę i...Zobaczył ją.
Była piękną tak jak ją sobie zapamiętał. Szczupła, śliczna twarz. Niebieskie oczy, krótko przycięte, popielate włosy. Smukłe ciało.
Na chwilę spojrzała na niego. Na jej twarzy malowało się zdziwienie, a potem uśmiech. Pełen ciepła i radości.

Ulrika nie mogła uwierzyć własnym oczom. Tyle lat go szukała a on stał tu, na ulicy w stolicy Imperium. Odziany w identyczny płaszcz jaki leżał tuż obok niej na siedzeniu. Kaptur skrywał jego twarz ale i tak go poznała. Prawie nic sie nie zmienił. Nadal był przystojny. Morgan, powiedziała w do siebie i uśmiechnęła się. On odwzajemnił uśmiech.
-Woźnica zatrzymaj się! - Ulrika niemal wyskoczyła w powozu. Podeszła do Morgana na tyle spokojnie na ile mogła. Radość aż ją rozsadzała. Walczyła by to ukryć i ledwo jej się udawało. - Generale...
-Już nie. Już od dawna nim nie jestem milady. - Sturnn skłonił się lekko. Sam nie mógł ukryć radości z tego spotkania.
-Czy to z powodu...
Morgan uśmiechnął się. Ulrika także.
-Chodź, jedź ze mną. Zostaje tu na parę dni. W karczmie ,,Karl Franz” zatrzymałam się na nocleg.
-Czy to zaproszenie Pani.
Roześmiała się. Była piękna.
-Tak Generale.
-Już nim nie jestem. - Upomniał Morgan.
-Dla mnie zawsze będziesz. A teraz jedźmy.
Nim Morgan się obejrzał, siedział w karocy, napawając sie widokiem Ulriki.

Komnaty w których zatrzymała się Ulrika były jednymi z najlepszych w całym Altdorfie. Ale czemuż się dziwić. Była szlachcianką. Miała pieniądze na takie zbytki. Krótką chwilę po przyjeździe, służba podała wieczerze.
Było wszystko. Pieczone prosie, drób, ryby. Egzotyczne owoce, małże, kałamarnice. Było wino, najlepsze jakie można było znaleźć w Altdorfie, przednie piwo. Srebrna zastawa, kryształowe puchary, blask świec. To wszystko nadawało posiłkowi niezapomniany wygląd. Morgan obawiał się, że nie starczy mu miejsca w żołądku by spróbować tego wszystkiego. Postanowił spróbować. Na początek nalał wina Ulrice i sobie. Miało wspaniały bukiet zapachowy. Niemal upijał swoim zapachem.
Zaczęli rozmawiać. Rozmawiali o wszystkim. Częste wybuchy śmiechu Ulriki sprawiały, że rozmawiało im się bardzo przyjemnie. Niemal skakali po tematach. Od tego kto jest kochanką Imperatora, poprzez najnowszą sztukę wystawianą w teatrze w Altdorfie po rozmowy o polityce. Oboje unikali jednego tematu.
Nagle Morgan przestał mówić. Siedział i patrzył się na Ulirikę. Ta dopiero po chwili się odezwała. Być może dlatego, że chciała przerwać ciszę a może dlatego, ze właśnie przełknęła ostatni kęs znakomitego suma.
-O co chodzi?
Morgan uśmiechnął się tylko.
-O nic. Po prostu dawno nie widziałem jak kobieta je.
Roześmiała się.
-Jesteś dla mnie zagadką Morganie. Tyle lat próbowała Cię zrozumieć i nadal mi to się nie udało.
-Może mnie nie da się odgadnąć.
-Być może. - Zbliżyła się do niego. Ich usta spotkały się.
Kilka chwil później byli już na wielkim łożu. Morgan cały czas całując ją w usta zdjął jej koszule. Jego oczom ukazały się dwa śliczne pagórki, które więczyły różowe sutki. Zaczął całować jej szyję, schodząc coraz niżej. Potem z powrotem wrócił do jej ust. Moment później oboje byli już rozebrani. Ulrika czuła jego pocałunki na każdym skrawku ciała. Morgan całował jej brzuch, po czym zniżył się. Poczuła dreszcze a potem ciepło, które rozlało się po całym jej ciele. Następnie ich usta spotkały się ponownie. Morgan całował jej piersi. Nagle poczuła go w sobie. Z kolejnymi ruchami Morgana odpływała w krainę rozkoszy. Czuła jego zapach, dłońmi wyczuwała każdą bliznę na jego ciele.
Morgan napawał się zapachem jej włosów. Tak dawno nie był z kobietą. Delektował się każdą chwilą, każdym pocałunkiem, każdym ruchem ciała. Powoli przyspieszał. Było mu dobrze. Jej też. Za każdym ruchem wydawał z siebie jęk rozkoszy. Oboje zbliżali się do szczytu uniesienia. Jeszcze trochę, szeptała mu do ucha. Chwilę potem jęknęła ostatni raz, zaciskając dłonie na jego plecach. Zaraz potem oboje zasnęli.


[No Furr my tu czekamy na twoje Ocean Eleven. Tam marudziłeś ostatnio, teraz dajemy Ci szansę. Nie zaprzepaść jej. Czekamy...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kiedy przez pewien czas nikt się nie odzywał, Phil stwierdził, że nie ma potrzeby czekać i powiedział
- To ja mogę spróbować zdobyć plany tego budynku. - po czym wyszedł na dwór. Był już wieczór, więc na ulicach było już całkiem pusto. Phil opuścił biedną dzielnicę i ponownie bez broni..., a przynajmniej bez widocznej broni, bo kij i ostrza miał zawsze przy sobie, zawędrował w kierunku jednego z kilku rynków w Altdorfie. "Najpierw trzeba dowiedzieć się, kto zaprojektował miejsce odbywania się balu i sam skarbiec..." Miał nadzieję spotkać w okolicy kogoś kto wyglądał na obeznanego. I chyba mu się udało. Spotkał jakiegoś mężczyznę, który wyglądał na jubilera "z niższej półki". Zapewne wiedział on gdzie odbywa się bal, ale czy wiedział kto zaprojektował ten budynek? Postanowił go oto zapytać.
- Przepraszam pana bardzo - elf przyjął dość miły ton, dla niepoznaki - Chciałem zapytać, gdzie odbędzie się tutejszy bal jubilerów... niestety niedawno przybyłem do miasta, a w ręce wpadły mi trzy wejściówki. - Tutaj łucznik nie kłamał. Faktycznie wpadły mu w ręce. Zauważył też, że osobnik bacznie się w niego wpatruje. Uśmiechnął się z satysfakcją. Specjalnie stanął tak, aby cień zasłonił mu twarz. Mężczyzna wskazał mu drogę do budynku. Phil podziękował i ruszył w tamtym kierunku. Minął kilka budowli, przeszedł kilka uliczek i znalazł się przed bardzo nieskromnym budynkiem. Widać było, że jubilerzy maczali w tym palce. Elf zauważył kilka osób kręcących się dookoła. Niby zainteresowany budynkiem podszedł bliżej.
- Naprawdę wspaniała budowla prawda? - zagadnął go pewien człowiek.
- O tak... zastanawiam się kto mógł zaprojektować tak wspaniałą budowlę...
- Niestety nie wiem. Każdą część miasta projektował inny architekt, aby uniknąć powtarzalności domów czy sklepów. Hmm... zastanawiam się kto by wiedział... Chyba jest jedna osoba. Pewien staruszek, mieszka tuż za rogiem.
Phil ponownie podziękował i nadal wpatrując się z udawanym entuzjazmem w budynek, skierował się we wskazanym kierunku. Staruszek rzeczywiście mieszkał tuż za rogiem. Mieszkał pod chmurką. Laska podtrzymywała go na nogach, brązowy płaszcz zwisał na jego wychudzonym ciele. Był łysy, ale za to z pokaźną długą brodą. Phil podszedł do niego.
- Mam pytanie.
- A więc zadaj je. Ale licz się z tym, że możesz nie otrzymać odpowiedzi.
- Kto zbudował tę część miasta?
- Hmm... nie pamiętam... ale myślę, że kromka chleba i kufel piwa odświeży nieco moją pamięć... - Łucznikowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Szybko pobiegł do karczmy, w której nocowali, poprosił karczmarza o bochen chleba, kufel piwa, wziął je i wrócił do starca. Od razu mu je przekazał. Ten posilił się z donośnym mlaskiem, tak że aż pobliskie koty miauczały z zazdrości. Kiedy posilił się zamilkł. Phil również czekał. Po kilku minutach starzec rzekł
- A tak... jak widać cierpliwy jesteś... kto zbudował tę część miasta...? Niech pomyślę... - łucznik popatrzył na niego swoim świdrującym spojrzeniem. - A tak! Przyjechał tutaj z dalekiego kraju i miał trochę dziwny wygląd. Był niski, a jego cera wskazywała na to, że uwielbiał ser. Było to dawno temu a jego kariera architekta dopiero się zaczynała. Niestety nie rozwinęła się, zaczęło mu brakować pieniędzy i skończył w naprawdę biednej dzielnicy na obrzeżach miasta pod samymi murami.
- A jak się nazywał?
- Jak on się...hmm... architekt... coś z domami i jakimś zwierzęciem... mam to na końcu języka... KURNA CHATA!
- CO?!
- Co co?
- Powiedział pan Kurna Chata i ja zapytałem co, wtedy pan zapytał co,co?
- Nie ty, zapytałeś co pierwszy.
- Bo..ech... nieważne... Kurna Chata?
- No tak, Kurna Chata
- Ale co Kurna Chata?
- No pytałeś o nazwisko to ci mówię, Kurna Chata.
- No to jakie to nazwisko?
- No Kurna Chata!
- Hej. Spokojnie... jak on się nazywał?
- No nazywał się Kurna Chata, tak brzmi jego nazwisko!
- AAaahhaa... pod murami mówisz? Dzięki - Phil pobiegł poszukać tej, jeszcze biedniejszej dzielnicy. Znalazł ją po kilkunastu minutach. Zagadnął przechodzącą kobietę
- Przepraszam, gdzie mieszka Kurna Chata? Architekt...
- Już tu nie mieszka...
- A gdzie mogę go znaleźć?
- Na cmentarzu... Zmarło mu się kilkanaście dni temu...
Phila to miasto coraz bardziej dobijało. Miał go po prostu dość, ciągle przysparzało nowe kłopoty. Jeszcze w dodatku Ci pałętający się wszędzie Rycerze Zakonni uważający się za pępki świata... Elf dowiedział się jeszcze gdzie mieszkał architekt i postanowił odwiedzić jego dom. Chatka była bardzo mała i wszystko było kompletnie zakurzone. Elf przeszukał cały dom, zaglądał wszędzie, za deski, pod łóżko, pod resztki dywanu, w ramy okienne, pod progi, w szufladach, za obrazkami. I nic nie znalazł. W końcu została tylko jedna półka. Potem jedna szuflada. I w tej szufladzie znalazł książeczkę, całą zapisaną. Wyglądało to na dziennik architekta. Otworzył na ostatniej zapisce.
...Tracę pamięć i siły. Czuję, że nadchodzi mój koniec. Dzis zanoszę wszystkie moje plany do biura miejskiego. Aby nie zapomnieć gdzie to jest zapisuję niżej adres. Ulica...piętro...korytarz...trzecie drzwi na lewo. Niniejszym...
Te informacje Philowi wystarczyły. Wyskoczył jak z procy i pobiegł pod wskazany adres. Było już dość późno, więc większość mieszkańców spała i dlatego zachowywał się bardzo cicho. W zasadzie było mu to na rękę, bo była większa możliwość, że zakradnie się niepostrzeżenie. Biuro okazało się znajdować w miejskim ratuszu, na pierwszym piętrze. Przy drzwiach stało dwóch strażników. Jednak za rogiem znajdowało się niewielkie okienko. Phil postanowił je wykorzystać. Zakradł się po cichu do strażników i wskoczył do środka. Ratusz był pusty i było ciemno. Jednak elfowi to nie przeszkadzało. Wszedł po schodach i skierował się w prawy korytarz. Na razie wszystko szło jak za płatka. "Trzecie drzwi na lewo..." powtarzał w duchu i w końcu stanął przed nimi. Nacisnął klamkę, pociągnął i... tak były zamknięte. "Początek problemów... ale... może to już czas..." Przyłożył palce do zamka i skupił się na nim bardzo mocno. "No dalej, dalej... proszę, otwórz się..." W końcu w zamku coś szczęknęło i drzwi otworzyły się. Łucznik trochę osłabł, ale takie są skutki korzystania z umysłu w celach wpływających na zjawiska fizyczne. Podobnie jest z podnoszeniem kamyków, formowania wody w kulę, czy nawet podniesienie jej fragmentu z rzeki. Jednak elf nie myślał o tym długo, wszedł do środka i przeraził się. Otaczały go tony papierów. "I jak mam znaleźć te właściwe?"

***
Około północy elf zatriumfował. Wyszedł po cichu, zamknął zamek teraz z nieco już mniejszym wysiłkiem, wyszedł z ratusza tym samym oknem i podążył w kierunku karczmy. Kilka minut później stanął przed Marvolem i rzucił przed niego plany. Po czym szybko wszedł po schodach na górę i walnął się potężnie na łóżko...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Lista stałych graczy => UPDATE:

Lista obecnych:
2. PolishWerewolf/Marvolo Shadowhuner/Człowiek/Druid/MG
3. Generał Sturnn/Morgan/Człowiek/Rycerz Zakonu Srebrengo Młota/MG (żeby MG popędzał MG?...)
7. Agrah/Kain/Człowiek/Mag
10. Dante Dy''nei/Dante Dy''nei/Człowiek/Strażnik
4. Furrbacca/Fur/Niziołek/Wojownik-Złodziej (czkeamy na tego posta w końcu...)
14. Phil von Roden/Phil von Roden/Elf/Łowca
13. AbeFrugo/Miroku/Człowiek/Zabójca (PISZ CZĘŚCIEJ!!!)

Lista rezerwowych:
1. DevilFish/Serafin Sunstorm & Zaknafein de Evilfish/Elf &Człowiek/Mistyczny Łucznik & Czarny Strażnik/MG (usprawiedliwiony)
11. Tipu7/Farin Gothbry/Krasnolud/Wojownik [po wakacjach może wróci…]
12. Upiordliwy/Upiór z Dlivy/Człowiek/Negocjator [przeprowadzka, może wróci w sierpniu ]
15. Cecylia/Eileen/Elf/Mag (obóz...)
16. Khorints/Khorints/Człowiek/Alchemik (WTH?)
17. Ninja Seba/Shanhaevel/Elf/Mag (ponownie WTH...)
6. Marrbacca /Marr/Gnom/Bard (i jeszcze raz WTH...)
8. Kalkulator/Zurris/Człowiek/Mag (wyjezdne...)
5. Dar15/Darkus/Człowiek/Inkwizytor (A Ty gdzie do diabła? Pojawiłeś się na chwilę i znowu zniknałeś! Spróbój jeszcze raz...)

Co jest do diabła? Wy chyba sobie żarty stroicie... 7 aktywnych? I to jeszcze na jednego czekamy, jeden dał jednego posta i zniknał. Ehh... PISZCIE! Ciągle czekam na sprawozdania odnośnie strażników... Zajmie się ktoś nimi w końcu? Czy mam sam kierować Waszymi postaciami i zabrać Wam zabawę? Ja to mogę zrobić. Ale daję Wam się pobawić, a Wy z tego nie korzystacie... Jestem cierpliwy, ale bez przesady...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 28.07.2006 o 09:02, PolishWerewolf napisał:

[3. Generał Sturnn/Morgan/Człowiek/Rycerz Zakonu Srebrengo Młota/MG (żeby MG popędzał MG?...)

to w nawiasie to w zasadzie nie nowośc...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 28.07.2006 o 09:02, PolishWerewolf napisał:

5. Dar15/Darkus/Człowiek/Inkwizytor (A Ty gdzie do diabła? Pojawiłeś się na chwilę i znowu
zniknałeś! Spróbój jeszcze raz...)


Chyba muszę to wyjaśnić :D Obecnie nie mam czasu na pisanie postów. Dziś albo jutro wyjeżdzam na Mazury i będę za dwa tygodnie. Jak wrócę będę mieć go więcej i wtedy będę mógł wrócić do gry;p Więc przez ten czas sterujcie moją postacią tylko bez wygłupów i sprzecznych rzeczy z moją profesją;p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[na początek mały off top, ale chyba wybaczycie :D wiec tak: Wilku jak chcesz to ja mogę pisać tylko już raz dostałem upomnienie, że zabieram innych całą zabawę, więc teraz bardziej uważam a poza tym głupio by wyglądało jak bym dawał po 2 lub więcej postów pod rząd, Dar: nie martw się zaopiekuje się twoją postacią <diabelski uśmieszek> ja tu widzę materiał na następnego Czarnego Strażnika :D Muhahaha spokojnie to tylko żart :P ]

Po dostarczeniu sprzętu Kain postanowił trochę w końcu pozwiedzać. Zak i Farin zostali w karczmie. Stolica Imperium nie różniła się znacznie od miast Faerunu. Jak wszędzie podział na bogatych i biednych był bardzo wyraźny. Kiedy mag szedł przez tłum miał wrażenie jakby ludzie się lekko odsuwali od niego. Może magowie tutaj cieszyli się sporym szacunkiem? A może się ich bano? W każdym razie Kainowi to odpowiadało. Postanowił udać się do bogatszej części miasta. Idąc w pewnym momencie znalazł się za dwoma strażnikami toczącymi jakąś rozmowę. Kiedy lepiej się przysłuchał dosłyszał kilka słów, które go zaciekawiły. Strażnicy wyraźnie rozmawiali o przyjęciu. Mag wypowiedział krótkie zaklęcie i rozmowa stała się o wiele wyraźniejsza.
-… A słyszałeś o tej specjalnej grupie?
-Nie a o co z tym chodzi?
-Podobno kilku naszych ma być w przebraniu między gośćmi.
-A to niby, po co?
-Nie wiem może mają kogoś ochraniać? Albo sprawdzać gości, kto wie.
-Heh, czego to ci oficerowie już nie wymyślą? Zresztą i tak nikt się nie odważy na włamanie.
-Taa przy tych wszystkich zabezpieczeniach.
Mag usłyszał już dość i miał odejść, kiedy znowu usłyszał coś interesującego.
-Podobno stary Agrid będzie się zajmował ochroną dziedzińca.
-Też o tym słyszałem. Ciekawe czy to, co mówią o jego zdolnościach szermierczych jest prawdą. Podobno nie ma sobie równych w walce dwoma mieczami. Ciekawe, kogo weźmie do pomocy?
-Podobno już wybrał czterech najlepszych szermierzy, jakich znalazł.
-Ehh szkoda, że ja się nie załapałem..
-Z twoimi umiejętnościami? Nie rób sobie jaj.
Obaj wpadli w śmiech. Kain też się uśmiechną, choć z zupełnie innych powodów. Nieświadomie dostarczyli mu kilku istotnych informacji. Teraz przydałoby się jeszcze dowiedzieć więcej o tym całym Agridzie i jego oddziale. Mag skierował swoje kroki w kierunku baraków strażników. Kiedy znalazł się na miejscu od razu zagadną kogoś wyglądającego na wysokiego stopniem. Złagodził swój ton i przywołał uśmiech na twarz.
-Witam, poszukuje mistrza Agrida. Wie pan może gdzie mogę go znaleźć?
-Witam. Niestety jest on teraz zajęty. Przekazać mu coś?
Głos maga lekko się zmienił, kiedy doprawił go odrobiną magii.
-Naprawdę zależy mi na jak najszybszym spotkaniu z nim.
-W takim razie zobaczę czy ma chwile czasu.
Już po kilku minutach Kain został zaprowadzony na plac ćwiczeń. Agrid na oko miał jakieś 35lat, był wysoki i muskularny. Mag zastanowił się, czemu nazywano do starym, ale doszedł do wniosku, że dożycie tego wieku w tej profesji rzeczywiście było nie lada wyczynem.
-Witam, mistrzu.
-Jaki tam mistrzu, mów mi Agrid. Jak cię zwą? I co cię tu sprowadza?
-Nazywał się Agrah i szukam nauczyciela dla mojego siostrzeńca. Chłopak ma talent i chciałbym żeby się uczył u najlepszych- wojownik zauważył, że mag przygląda się trenującym strażnikom.
-To moi najlepsi chłopcy.- mężczyzna nie krył swojej dumy- Nauczyłem ich wszystkiego, co potrafią.
Mag przyglądał im się dłuższą chwile. Zauważył, że wszyscy walczą dwiema broniami, w dwóch przypadkach był długi miecz i sztylet, jeden z nich używał długiego i krótkiego miecza a ostatni walczył dwoma długimi mieczami. Ten wyglądał na oburęcznego, co było rzadko spotykaną umiejętnością.
-Yersen, mój najlepszy uczeń. Oburęczny. Urodzony szermierz.
-Myślę, że to, co zobaczyłem wystarczy mi za rekomendację. Za kilka dni przyśle mojego siostrzeńca, jeśli nie masz nic przeciwko.
-Jeśli tylko ma talent będę go trenował. A co do ceny..
-O to proszę się nie martwić. Zresztą i tak najpierw musisz go przyjąć. Wtedy uzgodnimy zapłatę.
-Dobrze więc do zobaczenia.
Mag opuścił koszary i udał się do karczmy. W drodze zastanawiał się, jakim cudem ludzie tak łatwo wierni dochodzili tak daleko? Kiedy dotarł na miejsce odpowiedział wszystko reszcie drużyny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Młody posłaniec przestępował z nogi na nogę, niecierpliwiąc się. Stał w wielkim holu luksusowych komnat zajazdu ,,Kral Franz” i czekał. Osoba zlecająca dostarczenie listu nie wyglądała na taką, która lubi czekać zbyt długo. Co prawda był druidem. Ci zazwyczaj byli spokojni. Ten jednak był inny. Miał w sobie coś nie ludzikiego, zwierzęcego. Marvolo, tak się chyba nazywał.
Chłopak jeszcze raz sprawdził na kartce. Tak, nadawcą był Marvolo. Przesyłka miała dotrzeć do Morgana Sturnn''a. Wszystko sie zgadzało. Odźwierny powiedział, że człowiek o tym nazwisku przebywa aktualnie w murach tego budynku.
Teraz kurier stał i czekał na niego. Usłyszał skrzypienie drzwi. Z pomieszczenia wyszła prawie naga kobieta. Chłopak po raz pierwszy widział nagą kobietę. W dodatku była piękna. Jedyne co miała na sobie to zielona, jedwabna koszula z wyszytymi na złoto insygniami Zakonu Sigmara. W tym momencie to miało najmniejsze znaczenie. Stał jak zaczarowany, wpatrzony w istnego Anioła.
-W czym mogę pomóc chłopcze? - Powiedziała. Jej delikatny, uwodzicielski głos.
Chłopak nic nie odpowiedział. Cały czas podziwiał jej piękne ciało. Ulrika szybko zrozumiała co się dzieje i zapięła koszulę.
-Ja, ja ja. - Kurier najwyraźniej się zaciął.
-Co ty? - Uśmiechnęła się. Cała sytuacja zaczynała ją bawić.
-Przynoszę list do Pana Sturnn''a.
-Ach tak. Daj mi go. Przekażę Panu – nie mogła ukryć rozbawienia – Sturnn''owi wiadomość.
-Nie proszę Panie. - Młodzieniec najwyraźniej oprzytomniał. - Do rąk własnych.
-Dobrze, skoro Ci tak na tym zależy. - Ulrika na chwilę zniknęła w sypialni. Po chwili wyszedł z niej postawny mężczyzna. Miał na sobie tylko zwiewną szatę kąpielową. Uwagę chłopca zwróciła paskudna blizna na udzie mężczyzny. Była jeszcze różowa, co znaczyło, że jest świeża. Mężczyzna lekko utykał na tą nogę.
-Masz do mnie wiadomość tak?
-Tak Panie.
-Od...
-Od Druida Marvolo. Pilne.
-Ach pilne. - Morgan uśmiechnął się. - Dziękuję za twój pośpiech chłopcze. Dostaniesz pochwały za swoją pracę. - Sturnn rzucił mu złotą monetę. - A to już między nami.
-Dziękuję Panie.
-No zmykaj już.
Gdy chłopak zamknął drzwi, Morgan zaczął czytać list.

Witaj Morganie.
Mam nadzieje, że za bardzo nie przeszkodzę, przypominając, że niedługo szykuję sie skok.
Musimy wiedzieć jak najwięcej o budynku Cechu Jubilerów. Mam już wiadomości o strażnikach, plan budynku. Brakuje paru rzeczy, na przykład, nic nie wiemy o zabezpieczeniach. Było by miło gdybyś się dowiedział czegoś przyjacielu. Czekam w karczmie, w której sie rozstaliśmy.

Pozdrawiam
Marvolo


-Co się stało? - Ulrika stanęła za nim.
-Nic szczególnego. Muszę wyjść.
-Teraz? A myślałam, że zjemy razem śniadanie. - Pocałowała go.
-Niestety muszę. - Kolejny pocałunek. - No może poczekam na to śniadanie.
Oboje wrócili do sypialni. Chwilę potem Morgan musiał stwierdzić, że czekanie na to śniadanie bardzo go wymęczyło. Można by powiedzieć, że zmęczyło go aż sześć razy. Potem rzeczywiści przydało mu się porządne śniadanie.
Kolo południa, Morgan dotarł do Bazyliki Sigmara, głównej siedziby swojej kapituły. Ostatni raz był tu bardzo dawno temu. Nic się nie zmieniło, budynek nadal zapierał dech w piersiach a niezapomniana aura tego miejsca nadal napawała go dumą. Jedyne co się zmieniło to gwardziści przy bramie.
-Witaj z powrotem Generale. - Młody gwardzista stanął na baczność oddając honory.
-Niech Sigmar Cię błogosławi Bracie. - Morgan poklepał żołnierza po ramieniu. Idąc dalej powiedział do siebie uśmiechnięty. - A jednak nic sie nie zmieło.

Siedziba Architektonicznych Archiwów Zakonu była olbrzymią salą, porównywalna do Imperialnej Biblioteki choć Morgan uważał, że czytelnia jaką posiadał Zakon była o wiele lepiej zaopatrzona. Znajdowały się tu plany wszystkich budynków w mieście, z zaznaczonymi zabezpieczeniami, ukrytymi komnatami i tym podobnymi. W końcu garnizonem miasta był pierwsza kopania Zakonu, więc Templariusze musieli mieć dostęp do wszelakich planów miasta.
-W czym mogę Ci pomóc Bracie? - Archiwista był starym człowiekiem. Tak zwanym Seniorem. Bracia Bitewni w jego wieku zdobywali już liczne tytuły i dobra. Życie archiwisty było długie, spokojne i nudne ale nie ukrywajmy, że także spokojne.
-Szukam planów Cechu Jubilerów. Możesz mi pomóc Bracie?
-Myślę, że tak Generale.
-Już dawno nim nie jestem.
-Prawda to,ale nasze archiwa odnotowały twoje dokonanie Bracie. W historii Zakonu było tylko kilku dowódców polowych, którzy zasłużyli sobie na ten zaszczyt.
-Jestem przekonany, że Magnus Pobożny nie wiem, że zapisano mnie w anałach Zakonu.
-Wręcz przeciwnie, to z jego polecenia.
Morgan uśmiechnął się.
-To gdzie są te plany Bracie Albercie?
-Aaa tak, rząd D.
-Dziękuję.
-Bracie Morganie.
-Tak?
-Można wiedzieć po co Ci te plany?
-Powiedzmy, że chce trochę uszczuplić skarbiec Jubilerów.
-Może to sie okazać trudne, nawet z planami zabezpieczeń.
-Jak nie spróbuję to się nie przkonam.
-Zaiste mądrze prawisz. - Brat Albert udał się do swoich obowiązków, a Morgan poszedł szukać tego po co przyszedł.


-I co?
-Mam to o co prosiłeś przyjacielu.
-Serio?
-Tak.
-Oberżysto! Dwa piwa! - Marvolo z powrotem zwrócił się do Morgana. - Co prawda to ,,piwo” smakuje jak szczyny, ale cóż.
Sturnn roześmiał się.
-Dobra pokaż co tam masz.
Morgan wyciągnął spod płaszcza plany podziemi.
-Wyglądają na oryginalne, skąd je wytrzasnąłeś?
-Cóż, mówiłem już że Zakon ma wielkie wpływy. Ja zresztą też.
-Aaa słyszałem, Generale. - Marvolo to ostanie słowo powiedział grubym głosem. Nie można było powiedzieć, że mówił poważnie.
-Ciesz się, że mam dobry humor.
-Ooo widać, że Lady Urlika przywróciła Cię do żywych.
-Dżentelmeni o tym nie mówią.
Marvolo roześmiał się i pociągnął spory łyk ze swojego kufla. Morgan poszedł w jego ślady.
-Na Sigmara! To faktycznie są szczyny. Jak wy to możecie pić. Dosyć tego. - Morgan zwinął plany, po czym wstał. Marvolo patrzył na niego zdziwiony. - Co się patrzysz? Zmieniamy lokal. Idziemy pić w porządnym miejscu. Mój przyjaciel Gurni, krasnolud otworzył tu swoją oberżę. Tanie pokoje, świetne jadło, doskonałe piwo i to co lubisz najbardziej.
-Co takiego?
-Spirytus.
Marvolo westchnął. Spojrzał z utęsknieniem na kufel ,,szczyn” po czym wyszedł z resztą.


[Macie plany podziemi z zaznaczonymi podziemiami:) Furr weź, że sie do roboty! ;p ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po niedługim marszu wszyscy dotarli do nowej oberży. Od razu dało się wyczuć różnicę w porównaniu z tym co było wcześniej. Ta miała przynajmniej coś do picia właściwego. Co prawda Marvolo jak zawsze pił niewiele, ale pił dla towarzystwa. W końcu jakby to wyglądało, gdyby było inaczej? W momencie rozłożył na stole oba plany.
-A więc tak. Musimy się jakoś dostać do tylnego wejścia. I to niepostrzeżenie. Nie możemy ryzykować w końcu wykrycia. Włączony za wcześnie alarm to zgroza. Do tylnego wyjścia możemy przejść przez dziedziniec. A jak wiemy od Kaina to tam czeka pięcioro strażników. Sami walczący na dwie bronie. Trzeba uważać szczególnie na dowódcę.
-A co zrobimy jak oni nas zauważą?
-Cóż, najpierw trzeba ustalić kto wejdzie do środka. Ktoś musi umieć otworzyć zamek w tylnym wejściu. Czyli potrzebny jest Furr w środku.
-Da się zrobić!
-No to zostaje nam jeszcze dwóch, tak?- zapytał Phil.
-Dokładnie. Ja myślę że Ty mógłbyś pójść Phil.
-Ja?
-Tak, Ty. Nadasz się. Mało kogo się spotyka tam. Widać wyraźnie że nieprzepadasz za tym miastem. Więc będziesz sie nadawał idealnie bo pogardę masz wypisaną na twarzy.
-Może to i racja. Ale jaki to ma związek?
-Ci nadęci bufoni tak właśnie wyglądają.- odparł Furr.
-No to kto trzeci?
-Ja znów mam propozycję. Wchodzi Morgan. Zna język, zna kulturę, zna obyczaje. W końcu to jego kraj, jego ojczyzna, jego ziemia.
-Ale Rycerz na przyjęciu?
-Będziecie bez broni ani opancerzenia. Pamiętajcie. Dopiero później je dostaniecie.
-Chyba nie wszycy będą bez broni...
-No tak, Phil, Ty będziesz miał, zapomniałem. Może się przydać jakby Was na dziedzińcu wykryli. Ale nie zabijamy!
-Wiem wiem.
-No to na czym stanęliśmy? A tak, tylne wejście. Furr otwiera drzwi, nasza reszta wchodzi do środka. Oczywiście z całym sprzętem potrzebnym. Największy problem będzie stanowiło wejście do skarbca. Tam w końcu czeka ten napakowany. Ale jakoś damy mu po cichu radę. Kain, liczę na Ciebie tutaj. Ale nie ma zabijania... Mam nadzieję, że możesz go odesłać w krainę snów?
-Zobaczy się co się da zrobić! Muahahah!
-Dobra. To teraz plany Morgana. Wchodzimy do głównego holu po pokonaniu mięśniaka. A dalej jakoś trzeba się dostać do głównej komory. Jak widzę, będzie to stanowiło nielada problem. Zwłaszcza, że musimy działać po cichu. I ostrożnie. Plany mogą być dosyć stare.
-Ja Ci zaraz dam Marvolo!
-Cicho Morganie! Nie wszycy udostępniają wszystko takie jakie powinno być. W środku będziemy musieli działać z marszu. Czy ktoś ma jakieś propozycje?

[Dobra. Informacje mamy mniej więcej. Czas na planowanie! Do dzieła! Jak coś będziecie jeszcze chcieli zdobyć, to droga wolna. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kilka dni temu…
Wysoki Las, Aman''lu, stolica Wolnych Elfów

- Nigdy nie opowiedziałem się za Imperium, ale nigdy też nie opowiedziałem się przeciwko niemu... - w głosie elfa zdało się wyczuć złość.
- Ale nigdy też nigdy go nie tolerowałeś, nie zaakceptowałeś czegoś co może narzucać innym swoją władzę. - Enid an Gleanna jak zwykle zachowywała spokój jak na królową Wolnych Elfów przystało. Jej głos był jednak stanowczy, chciała wyraźnie wyperswadować elfowi swój punkt widzenia, swoje poglądy.
- Byłeś również zawsze opanowany, doskonale znasz się na dyplomacji… również na tej mniej oficjalnej. Nie skłamię, jeśli powiem, że przewyższasz umiejętnościami mojego obecnego ambasadora spraw zagranicznych. - kontynuowała dalej, lecz przerwał jej nagły wybuch elfa:
- Granica! Bzdura! Już od dawna granice nic nie znaczą. Nie dla nich. Nie dla Imperium. - gdyby nie fakt iż byli sami w komnacie królewskiej, z pewnością za ten nietakt wobec władczyni zostałby ukarany. Ale oboje znali się wystarczająco długo i dobrze i Enid przeważnie tolerowała jego wybryki.
- Najwyraźniej chodzi o coś zupełnie innego. Nie chodzi tu wcale o pełnienie funkcji mojego wysłannika do Stolicy. Dawniej wykonałbyś każde zadanie bez mrugnięcia okiem. Zwłaszcza gdybyś przy tym ryzykował życie. Ale jak mniemam chodzi o…
- Tak. Teraz mam coś czego stracić nie chcę. Już dawno porzuciłem ryzyko. Nie…
- Dawno? Raptem kilka miesięcy temu. I to też nie do końca. A teraz posłuchaj mnie i nie p-r-z-e-r-y-w-a-j! Wojna zdaje się być nieunikniona. Ale ty możesz ją opóźnić lub nawet wywalczyć dla nas niepodległość. Imperium już dawno przestało patrzeć przychylnie na wszelkich nie-ludzi. Zwłaszcza na nas. Coraz częściej docierają do nas informacje o kolejnych pogromach, i to nie tylko w miastach. Wycinane są całe osady, choć stara się to być ukrywane w ścisłej tajemnicy. Ale nie przed nami, nie przed Quessir! Zawsze choć jednemu z nas udaje się uciec. To już przestały być incydenty. To już przechodzi powoli w wojnę, a Imperator tylko czeka na prowokację jakimś większym incydentem. Ale Imperium nie jest wciąż największą potęgą na Torilu. Wciąż jest wiele królestw, a kilka z nich chętnie by się z nim "zabawiło". - elfka uśmiechnęła się paskudnie.
- A my z nimi… - dokończył elf.
- Dlatego nie zabrał się za nas, nie póki istnieje zagrożenie ze strony innych. Cholera! Dlaczego wybrali akurat jego na Imperatora, dlaczego Enide?
- Ludzie czynią wiele nieprzemyślanych rzeczy. Co skutkuje zresztą później… kiedy jest już za późno.
- Stokrotko? - tylko nieliczni mogli tak się do niej zwracać. A i nawet wtedy lekko irytowało ją to młodzieńcze, lecz miłe przezwisko.
- Mani? - zapytała łagodnie.
- Czy mam go zabić?
- Manth shae ent stacia! Oczywiście, że nie! Bez względu na to kim jest i jak się zachowuje Imperator wszystkie jego legiony ruszyłyby na nas. Musimy załatwić to pokojowo… zresztą i tak nie dopuściliby cię do niego z bronią. I na pewno nigdy nie rozstaje się ze swoją gwardią przyboczną.
- Tamci magowie, z którymi rozprawiłem się w sumie bez własnej woli też tak uważali. Ale nie do końca zdawali sobie sprawę, czego uczył mnie ich Mistrz. I po części oni sami…
- Hmm… większość z moich doradców po twoim porwaniu i powrocie, straciła do ciebie zaufanie. Uważają, że faktycznie jesteś niebezpieczny i że nadal zagrażasz również nam. - elf spojrzał na swoje ręce i radośnie zabrzęczał mithrilowymi łańcuchami. Kajdany były zarówno na rekach i na nogach.
- Nadal zdaje sobie z tego sprawę i sam o nie poprosiłem, przed spotkaniem z tobą. Ale przed nią też czasami się boję… zawsze. Ale wiem, że jej nigdy bym nie skrzywdził. Nawet nieświadomie i wbrew własnej woli. Wciąż nie pamiętam tego czego uczyli mnie pod hipnozą i nie znam też ich poleceń. A to wszystko tkwi w mojej podświadomości. I czeka…
- Raz już nie zaczekało. Ale skoro wtedy zabiłeś zamachowców, jeszcze zanim moi gwardziści zareagowali to… ja ci ufam. Uratowałeś mi wtedy życie. Ale nie dlatego wysyłam cię do Imperatora…
- A jeśli to właśnie mam zakodowane w podświadomości?
- Ndengina ho? Niemożliwe… Ci magowie działali raczej na korzyść Imperium. Jeśli nawet nie na jego zlecenie. Nie ustaliliśmy tego, gdyż żaden z zamachowców nie przeżył. Ale ty wciąż możesz to ustalić. W Altdorfie. Więc wykonasz zadanie, ostatnie?
- Oboje dobrze wiemy, że nie jest ono ostatnie, nie skończy się na tym jednym. Ale dobrze, wykonam je. Nie dla siebie, nie dla mnie. Ale dla wszystkich Quessir.
Wojna jest nieunikniona, zwłaszcza z Cesarstwem Nilfgaardu. Ale tu już moje zadanie dobiegnie końca. Może i jestem dyplomatą, ale nienawidzę polityki.
- Ale masz siłę perswazji.
- Może i tak. Ale ciebie jakoś nie przekonałem, że wysyłanie mnie jako reprezentanta Wolnych Elfów jest złe. Namaarie Enide.
- Netino`fara Wilku. - wychodząc z komnaty wciąż zastanawiał się nad ostatnimi słowami królowej. ''Dobrych łowów''? Czy, aby dobrze usłyszał? I… Wilku… Dawno tak go nie nazywano, naprawdę dawno. A teraz miał przed sobą zadanie ogromnej wagi i nie był do końca pewien, czy mu podoła. Ale przed nim nie mniejsze - pożegnanie…

Po wyjściu z Sali zdjęto mu łańcuchy. Kilka godzin później zebrał swój sprzęt i skierował się do portalu. Ku swojemu zaskoczeniu przed jego przekroczeniem odebrano mu całą broń. Powiedzieli mu jedynie, że Imperator mógłby źle zrozumieć uzbrojonego ambasadora. Nawet rozbrojonego przed spotkaniem z nim. Cóż… tylko nieliczni wiedzieli, że elf od pewnego czasu sam był bronią. I to o wiele niebezpieczniejszą niż stal, czy inne takie…


Czas obecny…
Altdorf, Stolica Imperium

- Czy te głupie elfy naprawdę sądziły, że będę z nimi chciał rozmawiać? Haha! Nic dziwnego, że przegrywają tę wojnę. - zaśmiał się Imperator.
- Oficjalnie żadnej wojny nie ma, mój panie.
- Daj spokój Angref, dobrze wiesz, jak to wygląda. Ale żeby przysyłali ambasadora… Śmiechu warte!
- Co mam więc zrobić panie? - zapytał doradca.
- Aaa… Zrób z nim co chcesz. Wtrąć do więzienia, zabij, potorturuj. Ale nie puszczaj wolno.
- Rozumiem panie. Czyli nie zaszczycisz go nawet rozmową?
- Nie żartuj! Tylko Angref…
- Tak?
- Załatw to po cichu. I nie zabrudź posadzki w moim pałacu. Wiesz, że krew ciężko jest usunąć z tych zerrikańskich kafelków.
- Tak panie, wiem…

- ŚMIERĆ! - wrzasnął w "prawie pustej uliczce" Zak. Był pod wrażeniem mimo wszystko. Nigdy nie widział aż tylu paladynów na raz. I paladynki, tej konkretnej, co go tak ścigała. No i znalazła. Byli zarówno u wlotu uliczki, wylotu i **** wie gdzie jeszcze. Pewnie i w kanałach. Zak w oparciu o zasadę ''zabić jak najwięcej przed własną śmiercią'' sięgnął po miecz. W tym samym momencie lady Aribeth de Tylmarande rzuciła na Czarnego Strażnika czar Rozproszenia Magii. Zak uśmiechnął się. Po raz ostatni…

[ To by było na tyle. Nie sądzę, żebym wrócił. Powodów jest wiele, ale nie są nimi studia, na które się dostałem. 3 MG to za dużo i robię to dla ZK, a nie dla swojego widzi misie. Bo wiem jak było przy 3 MG. Adios amigos! ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ A więc teraz jestem szeregowym graczem :P At last !! I proszę MG o zrobienie update listy przy okazji i wymazanie Zaka póki co. Dostosuje się mimo wszystko do każdej, nawet nielogicznej fabuły… Póki co nie wiem co pisać, więc czekam na Marva lub Sturnna. Czyli jak wiecie wybrałem długouchego.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować