Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

[ Nom. Właściwie to ja już mam nowego boga, ale mniejsza z tym. Chcę powiedzieć, że przez kilka dni mnie nie będzie, bo wygrałem wycieczkę do Katynia w konkursie historycznym. Szkoda, że teraz wycieczka, bo zaraz egzaminy mam ;/ Ok. Zaopiekujcie się moją postacią jeśli możecie. (Hehe dopiero teraz zrozumiałem, co mi wilk zrobił, kurcze a już go miałem polubić ;P) A jutro spróbuję odpowiedzieć na posta.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Shan i Mitros byli odcięci od pozostałych, jeszcze o tym nie wiedzieli, ale to miało się zmienić już za parę chwil...
- Na Boccoba! Co się u licha stało? - zapytał Shan
- Wydaje się, że to przez tę szczelinę, wszystko się zapadło zawaliło i już, jesteś cały?
- Tak... przynajmniej tak mi się wydaje, a Ty?
- U mnie chyba również wszystko wporządku.
Shan machnął ręką i z jego dłoni wydobył się mały płomyk, który rozświetlił okolicę.
- Wygląda na to, że zostaliśmy odcięci od reszty - powiedział Mitros
- W takim razie będzie trzeba ich znaleźć...
- Nie da się ukryć.
- Tam jest jakiś tunel?
- Chyba masz rację, to będzie narazie najrozsądniejsza droga.
- Zatem chodźmy

Po chwili oboje zniknęli w "tunelu". Nie mieli pojęcia kiedy odnajdą swoją drużynę, jeśli wogóle. Szli przed siebie. Wkońcu kiedyśą ten tunel musi się skończyć, a inni na pewno dają sobie radę i może ich szukają?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Może to skutki tego trzesięnia.
- Oby - powiedział Phil i zaczął nasłuchiwać, po chwili ciszy przyznał elfce rację - Eileen a tak w ogole to jak trafiłaś do Podmroku? Wiedziałaś, że tu jesteśmy? Co sprawiło, że wyszłaś z Alvarii? - jego słowa zagłuszyły nieustające syki. Z każdym krokiem dzwięk przybierał. Po kilku chwilach Phil zatrzymał się na brzegu jeziora. Jeziora kwasu. Przełknął ślinę - Z tego co wiem to kwas to twoja spejalność prawda?

***

Farin ciągle niosł Furra na plecach. Stąpał bardzo ostrożnie gdyż nie chciał wpakować się do żadnej dziury w ciemnościach. Przeciucia go nie myliły, już za chwilę zobaczył długi doł. Szeroki na cały korytarz, regularny, widać było, że zbudowany przez człowieka. Krasnolud sam nie mogł go przeskoczyć, a co dopiero z niziołkiem na plechach. Co gorsza korytarz za przepascią był zasypany. Jednak noga krasnoluda zaplątała się o coś. "Lina" pomyślał. "I co z tego skoro tzreba ją przymocować z drugiej strony?"...

***
Marvolo zatrzymał się nagle. Usłyszał szmer wody. Gdy zrobili kilka krokow dotarli do podziemnej rzeki, bardzo szerokiej i bardzo rwącej. Po drugiej stronie widniała brama. Spojrzał po towarzyszach. Ci mieli rownie niezadowolone miny....

***
Shanowi i Mitrosowi nagle zrobiło się bardzo gorąco. Po chwili usłyszeli ciche bulgotanie. Następnie zobaczyli nikłą pomaranczową łunę. Gdy wyszli zza zakrętu zobaczyli morze lawy.
- I co teraz? - spytał zdumiany Mitros...

[to są wasze problemy do rozwiązania. nie martwcie się okazja do rozmowy jeszcze będzie jak tylko zakonczymy śledzctwo. !!!UWAGA!!! Rozwiązując podane zadania w postach można umieszczać czynnośći TYLKO SWOJEJ postaci.!!! wyjątkiem jest Shan jeżeliby Mitros nic nie napisał]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Niziołek siedział chwilę w milczeniu, po czym zapytał:
- A w jakim rejonie Faerunu twój Ador się znajduje...? Czyżbyś również pochodził z rejonu Morza Wewnętrznego? W każdym razie jeśli mnie moje oczy nie mylą, należysz do klanu krasnoludów tarczy, lub urduunirów, nigdy nie mogłem ich rozróżnić... A to by właśnie wskazywało ten rejon kontynentu. Jeśli do tego jesteś z okolic Reth, lub Vilhon, to ... to ... to jesteśmy właściwie, jakby to tu powiedzieć ... sąsiadami. Z Vilhon do Alaghon są jakieś 5 dni żeglugi przy sprzyjających wiatrach, lub 14 dni szybkiej jazdy konnej, natomiast z Reth można dopłynąć w jeden dzień... Raz nawet tam żeglowałem, kto by pomyślał, że żeglarstwo polega na nie-pływaniu...? Poza tym, z Alaghonu do Westgate są trzy tygodnie żeglugi z postojem w Telpirze i Starmantle. Sam wiesz, że to jest stosunkowo niedaleko. A właśnie, wspominałeś coś o twojej miłości... Jak to jest z krasnoludami? Słyszałem, że to polega głównie na odgadnięciu jakiej płci jest pa... Coś się stało? Powiedziałem coś nie tak...? - Farin stanął. Przed nimi rozciągała się długa przepaść. Fur zeskoczył z jego pleców i stanął na krawędzi spoglądając na drugi koniec. Przełknął ślinę. Nigdy tak daleko nie zdażyło mu się skakać, wspinanie po ścianach odpadało, gdyż wyglądały one na jakby wypolerowane. Sufit...? Niziołek spojrzał w górę i po chwili zrezygnowany zwrócił swój wzrok na dno rozpadliny. ''A gdyby tak...? Nie, raczej nie. Chociaż? Farin mógłby mnie opuścić na dół i może udałoby mi się wspiąć na przeciwległą ścianę? Ale trwałoby to wieki...''

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Teraz ci się zebrało na wspomnienia Alvarii? - zapytała niezbyt zadowolona patrząc na spore bajorko. - Odeszłam, bo miałam dość tej cholernej przeszłości. I faktu, że ktoś potraktował mnie jak jaja sprzedawane na targu... - mówiła Eileen bulgocząc złością nie gorzej niż kwas. Widać było, że niezbyt jej się podobał temat rozmowy. Oprócz tego zastanawiała się jakim zaklęciem przenieść siebie i Phila na drugą stronę. - Najkrótsza droga była chyba przez Podmrok. Nie mniej jednak nie zamierzałam przecież przedzierać się przez góry. Lubię je, ale mimo wszystko nie dałabym rady takim szczytom. Z resztą... to najmniej ważne. Szkoda, że tu nie ma Shana. Widzisz! - wskazała palcem - Po tej ścianie idealnie moglibyśmy przejść. On o ile się nie mylę mógł wyczarowac taką magiczną drabinę, jak przy tej bramie. No, ale ja mam inny pomysł... Bo tego kwasu za dużo, nie dam rady się go pozbyć ot tak. Ściana owszem, ale nie ma jak po niej przejść... Nic, jakby ją na złość przechodniom równali. - uważyła elfka - Dobra, dość tego gadania... - elfka podeszła do Phila. - Lepiej trzymajmy się, może troszku się chwiać... - powiedziała rozpoczynając inkantację. Delikatnie, powoli oboje podnosili się nieco w górę na dysku o promieniu około metra, który dryfował nad ziemią. Pomału, niezaszybko przesuwali się na dysku nad bajorkiem kwasu. - Żeby tylko nie pochlapało nas tym świństwem... - powiedziała spoglądając ku bulgoczącej cieczy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Druid powoli podszedł do rwącej wody. Popatrzył się na nią bliżej i włożył rękę w strumień. Marvolem momentalnie miotnęło na przecwiległą ścianę.
-Prąd jest za rwący. Nie przepłyniemy.
-No to mamy problem.
-Znacie jakiś sposób?
-Ja jestem za ciężki. Nie zdołam się przedostać o własnych siłach- mruknął Gregor.
-Pancerny...-warknął Furion.
-Spokojniej, nie stawiaj tak sprawy na ostrzu noża. A Ty Furion milej proszę...
-Mówiłeś że o własnych siłach nie, prawda Gregor? A może Ty Druidzie coś wymyślisz?
-Narazie myślę... Woda nie sięga wysoko. Grunt tutaj jest twardy. Sprawi to pewien problem. Ale jakoś dam radę.
-O czym Ty myślisz?
-Gregor, potrzymaj moją włócznię. Darkusie, trzymaj tarczę. Ja muszę się skupić. Furion, reaguj spokojnie...
Druid złożył obie ręce do modlitwy i przykląkł.
-Wysłuchaj mnie Naturo. Tyle razy Cię o to już prosiem. Ty jesteś potęgą, początkiem i końcem. Ty tylko możesz nam teraz pomóc. Użycz nam teraz swojej potęgi, wspomóż nas. Twój pokorny sługa prosi Cię o to...
Głos Druida rozbrzmiewał w całym tunelu. Stalaktyty wiszące u sufitu poczęły drgać niebezpiecznie. Jednak Druid klęczał niewzruszony i modlił się dalej. Ze stropu powoli wyrosło jedno małe pnącze, stale przybierające na grubości. Zaraz za nim pojawiły się kolejne trzy. W stropie ziała już pokaźnej wielkości dziura. Jednak pnącza nie przestawały rosnąć stale ją poszerzając. Pierwsze ramię oplątało się wokół pasa Druida i podniosło go z ziemi. Ten jednak ciągle był pogrążony w modlitwie. Pnącze skierowało się nad rzekę. Druid pełen ufności oddał się we władanie Natury. Pnącze powoli przenosiło go na drugą stronę. W połowie drogi nagle stanęło. Jego chwytność zaczęła powoli słabnąć. Druid zaczął się wyślizgiwać.
-Proszę, jesteś w połowie. Twoja potęga nie ma końca, ufam Tobie, zaufaj mi. Wiedz, że Twoja pomoc nie pójdzie na marne...
Pnącze wzmocniło chwyt i powoli posuwało się dalej. W chwilę potem Druid stał pewnie po drugiej stronie na litej skale. Pnącze w tym czasie cofnęło się i znikło w otworze. Kolejne złapało Furiona. Druid ciągle pogrążony był w modlitwie, nie przestawał wzywać pomocy Natury. Wilk tymczasem dotarł spokojnie i pewnie na drugą stronę i stanął po drugiej stronie. Kolejne pnącze oplątało Darkusa...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Darkus bardzo nie ufnie spojrzał się na pnącze, ale nie było wyboru...
O Boże jeśli wyjdę z tego cało to będę Ci tak wdzięczny, że przemodlę cały dzień w klęczniku w świątyni- pomyślał. Gdy pnącze się zbliżyło, Darkus przemówił cichym, ale pewnym głosem.
- Ekhm. Roślinko tylko lekko proszę, jestem bardzo kruchy i delikatny...
Inkwizytor złapał tarczę Marvola, a pnącze oplątało go. Darkus ze strachu zamknął oczy. Wszystko co miał na sobie inkwizytytor wydawało się być ciężkie. A jeśli mnie puści albo coś gorszego- kolejna zbędna myśl. Inkwizytor kurczowo trzymał tarczy, a jednoczeście czubkiem nosa dotykał swego medalionu i modlił się w myślach. Gdy otworzył oczy był obok druida i wilka, a pnącze wiło się w stronę Gregora
- Kurcze to lepsze od mostów druidzie...- inkwizytor musiał coś powiedzieć bo adrenalina dawała jeszcze o sobie znać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil czuł się dość dziwnie lecąc na magicznym dysku lika metrow nad bulgoczącym kwasem.
- To nie to samo co skakać do wody z wysokiej skały, albo pływać na tratwie.
- Z pewnością nie to samo - powiedziała Eileen - ale przyzwyczaisz się.
Po kilku chwiejnych minutach, elfy znalazły się bezpiecznie po drugiej stronie morza kwasu.
- Ufff.. dzięki - rzekł Phil i ruszył dalej. Po kilkudziesięciu krokach dotarli do konca korytarza. Ściany jednak były tu gładkie niczym szyby. Jedyna droga to ta ktorą przyszli.
- I co teraz?
- Spojrz w gorę Phil - usłyszeć znaczy wykonać. Elf bez zastanowienia spojrzał w gorę. Zobaczył ciągnący się jakby w nieskończonośc korytarz, z nikłym światłem u gory. U brzegu jednej ze ścian widniał koniuszek czegoś smukłego. Phil wytężył wzrok i zobaczył co to było.
- Lina?! - spytała zdziwiona czarodziejka - Tutaj?!
- Coś mi się tu nie podoba. Zaczyna mi się wydawać, że ktoś się nami bawi i wszystko to ustawia. No ale nic skoro tak to my się z NIM zabawimy. To ja tam wchodzę i zrzucam ci linę. Idziemy lekko w gorę więc to dobry znak.
- Nby jak chcesz tam wejść? Może jeszcze bez pomocy magii?
- No jasne, że bez pomocy. Ty teraz już koniecznie musisz odpocząć. A ja sobię poradzę. - powiedział elf, po czym przywołał jeden kij. Poprawił kołczan na plecach, stanął mniej więcej w środku otworu i podskoczył z lekko przechylonym kijem. Gdy osiągnął maskymalny pułap wyprostował silnie kij, tak że ten zablokował się poziomo. Phil podciągnął się mocno rękami, wytrącając drąg i blokując go nieco wyżej. Powtorzył tę czynność kilka razy i po pewnym czasie był na gorze. Szybko złapał linę, sprawdził czy jest dobrze przymocowana i opuścił w doł...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Oh... Uważaj... - powiedziała spoglądając w górę. Sprawdziła, czy broń nie wysunie jej się i poprawiła pas od torby. Po chwili już była w połowie wysokości między ziemią, a Philem. Nie miała jako takich problemów ze wspinaczką, w końcu nie była ciamajdą. Ale mimo wszystko czuła, że czary dały jej nieco w kość. Nim zaczęła studia magiczne mogła chyba znacznie szybciej mignąć po takiej linie. A może jej się tylko zdaje? Może specjalnie robi z siebie ofarę losu? "No, ruszaj się Eileen..." - pomyślała przyśpieszjąc tempa. Nie wiedzieć czemu nie spoglądała na Phila. Nie wiedzieć dlaczego była na niego zła za to ostatnie pytanie. "Cholerna przeszłość - wszędzie cię dopadnie..." zagryzła wargę. Byli coraz bliżej owego światła. - Ciekawe do czego dojdziemy... - powiedziała na wpół do Phila, na wpół do siebie. - Hmm... Ktoś tu jakby bawi się z nami w kotka i myszkę. Przecież lina nie jest ani stara, ani zniszczona... - Po chwili Eileen stała tuż obok Phila i przyglądała się miejscu do którego trafili...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin trzymając linę w rękach zastanawiał się jak przejść na drugą stronę. Furr właśnie badał czy można zejść w dół po ścianie lub po bocznej części dziury.
-Nic z tego skały są zbyt gładkie.-oznajmił niziołek.
Krasnolud myślał nadal. Nagle wpadł na pomysł.
-Słuchaj przyjacielu mam taki plan, że obwiąże cię liną i przerzucę na drugą stronę. Potem ty zaczepisz gdzieś linę, a ja się jakoś przedostanę. Co ty na to?
-Hmmm… Myślę, że o nasza jedyna szansa, ale jest jeden problem: co się stanie, jeśli nie dorzucisz?
-Masz ze sobą swoją broń i możesz wbić ją w ścianę, ale ta dziura nie jest szeroka, bo widzę nawet drugą stronę.
-W takim razie, do dzieła.
Wojownik starannie obwiązał przyjaciela liną i podniósł go. Niziołek był bardzo lekki jak dla silnego krasnoluda. Farin cofnął się kilka kroków poczym wziął mały rozpęd, zamachnął się i wyrzucił Furra wysoko w powietrze.
Niziołek było lekko przerażony lotem, lecz nie przeszkodziło mu to w dobrym lądowaniu. Udało mu się zatrzymać, lecz niestety przewrócił się na ziemię, ale na szczęcie nic większego mu się nie stało.
-Furr żyjesz?- krzyczał krasnolud
-Tak już zaczepiam linę- odpowiedział i zaczął owijać linę dokoła jakieś skały.-Gotowe- krzyknął po chwili i usiadł na ziemi odpoczywając i czekając na krasnoluda.
Wojownik cieszył się, że przyjaciel sobie poradził, ale martwił się, ponieważ nie wiedział jak przedostać się na drugą stronę. Po dłuższej chwili wpadł na pomysł, który jednak nie bardzo podobał się krasnoludowi.
-Co to ja jestem jakiś elf w dżungli? Nie mam innego wyboru, musze spróbować-pomyślał.
Farin złapał mocno linę i zeskoczył ze skały. Dzięki temu, że trzymał linę zrobił małe półkole, ale nagle spostrzegł, że zaraz zderzy się ze ścianą, więc odwrócił się plecami.
Po chwili w jaskini dało się słyszeć ogromy huk. Krasnolud uderzając w ścianę spowodował, że oderwała się jej część, ale na szczęście nic nikomu się nie stało.
-Farinie nic ci nie jest- krzyczał niziołek, lecz po chwili zobaczył głowę krasnoluda, który wspinał się do góry.
-Wszystko w porządku- uspokoił przyjaciela krasnolud poczym zaczął rozglądać się po jaskini i zobaczył, że tunel jest zasypany. Krasnolud popatrzył na Furra, który już zastanawiał się jak pokonać przeszkodę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze przed swoją podróżą w przestrzeni powietrznej jako pocisk ziemia-ziemia Fur zastanawiał się czy warto w ogóle pokonywać dziurę szumnie zwaną przepaścią... Korytarz dalej był w końcu zasypany. Jednakże stało się i niziołek był po drugiej stronie, a po brawurowej akcji Farina był tam razem z krasnoludem. Fur spojrzał wymownie na niego, a Farin wzruszył ramionami. Kopanie...
Ustalili zmiany po pół godziny. Na szczęście obaj bohaterowie byli niewielkiego wzrostu, dzięki czemu nie trzeba było wykopywać zbyt wysokiego tunelu. Bardzo przydał się też topór krasnoluda, gdyż Soul Drinker''em niziołka nie dało się za bardzo kopać... Na początku Farin się opierał wykorzystaniu jego broni, lecz po zapewnieniu Fura, że mu ją później wyczyści i wypoleruje udało się jakoś zaciągnąć do pracy prowizoryczną łopatę.
Po dwóch godzinach kopania towarzysze przenieśli się całkowicie do tunelu. Przeczołgiwanie się do przepaści i z powrotem zajmowało zbyt dużo czasu i groziło obsunięciem się niepodstemplowanego ''korytarza''. Praca posuwała się stosunkowo szybko. Nie wiedzieli, jak długi jest zasypany odcinek, ale w końcu musieli się gdzieś przebić. Krasnolud przejął służbę. Zdjął zbroję i postawił ją w tunelu. Chwycił oburącz topór i wbił głęboko w ziemię. Nagle zastygł w bezruchu. Niziołek nierozumiawszy co się dzieje, zaczął się przeciskać. Farin odwrócił się i z drżącym głosem wyszeptał "Stój...! Tąpnięcie..." Fur nie wiedział co to znaczy, ale po brzmieniu słowa domyślał się że nie jest to dobra wiadomość. Po chwili przez grunt przebiegło lekkie drżenie. Krasnolud zaczął nerwowo przekopywać pozostały fragment tunelu. Nagle w pojęciu niziołka zaczęło się dziać prawdziwe pandemonium. Najpierw zaczęła się sypać ziemia przy wyjściu. Następnie całe tony ziemi zaczęły poruszać się zgodnie z prawami grawitacji. Farin pracował jak szalony. Niziołek skoczył w jego stronę. Tunel runął. Krasnolud wypadł w niezasypanym korytarzu po prostu przebijając się przez pozostałą warstwę gruzu. Fur przeżył dzięki zbroi towarzysza, która zadziałała jako prowizoryczny stempel. Po chwili krasnolud wyciągnął przyjaciela i odkopał swoją zbroję... Niziołek odetchnął z ulgą. Co jak co, ale jakoś w większej przestrzeni bardziej mu się teraz podobało...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ostatnie z pnączy oplotło Gregora w połowie pasa. Chwilę trwało, zanim zdołało oderwać Go od ziemi.
-Ten to dopiero waży!- wykrzyknął Darkus.
-Racja... A teraz, nie przeszkadzaj. Muszę się nad tym skupić. Z niego jest największy orzech do zgryzienia dla Matki...
Pnącze jednak jakoś sobie radziło z wielkim ciężarem Paladyna. Wytrwale przenosiło Go kawałek po kawałku nad wodą. Ten jednak z niepokojem spoglądał w nurt rzeki.
-Marvolo! Pospiesz się! To pnącze nie wygląda na porządne!
-Zaufaj Naturze!- wykrzykiwał Darkus.
Paladyn tylko niespokojnie złożył ręce do modlitwy. Modlił się do Tyra. Pnącze w tym momencie wzmocniło nacisk, jakby chciało zgnieść Paladyna. Jednak zbroja dawała należyty opór. Już brakowało tylko około dwóch metrów do stałego gruntu. Gregor powoli zaczynał się wiercić. Miecz wiszący mu na plecach i włócznia Marvolo zawadzały mu lekko. Natura jednak nie dała za wygraną i swobodnie postawila Paladyna na ziemi. Pnącze momentalnie wycofało się do dziury.
-Dziękuję Ci Matko...
Druid odebrał swoją tarczę i włócznię od towarzyszy. W nikłym świetle ognia widać było wyraźnie, że Druid jest zmęczony modlitwą. Na jego twarzy odbijało się cierpienie. Był tak zmęczony, jakby sam przenosił towarzyszy przez rzekę. Jednak starał sie nie pokazywać tego po sobie. Uchwycił mocniej włócznię i zburzył futro Furionowi. Ten tylko zawarczał.
-Dobra. Jesteśmy na drugiej stronie. Co teraz?
Za druidem widać było potężnie zbudowaną bramę. Czyżby dzieło Krasnoludów? Nie zastanawiał się jednak nad tym. Powoli i ostrożnie zbliżył rękę do płonącek końca wlóczni i wzmocnił płomień. Całe drzwi ukazały się w pełnej okazałości. Przez każde ze skrzydeł przebiegały liczne runy i znaki. Nie było jednak nigdzie widać miejsca na klucz, żadnej klamki. Tylko rzeźbiony otwór pośrodku.
-Przejść przeszliśmy. Tylko co z tym zrobić?
-Marvolo, nie mógłbyś spróbować wywarzyć tych drzwi pnączami?- spytał cicho Darkus.
-Nie mam siły...
-To przenoszenie nieźle Cię wykończyło. Tylko jak my przejdziemy?
-Nie wiem, naprawdę. Spotkałeś się z czymś takim?
-Nigdy. Po raz pierwszy takie coś widzę. Nawet żadnego zapachu nie czuję. I wiem jedną rzecz. To nie jest metal...
-Tutaj widać taki otwór.- zauważył Gregor.
-Poszukajce tutaj czegoś. Musi coś tutaj być!
Trójka towarzyszy z Furionem zaczęli przeszukiwać mały skrawek gruntu na którym stali. Jednak mimo, że szukali uważnie, to i tak nic nie znaleźli.
-No i co teraz?
-Są drzwi, powinien być i klucz.
-Nie macie czegoś, co by mogło pasować?
Towarzyszy poczęli przeszukiwać szaty. Nic jednak takiego nie znaleźli.
-No nie... Czekajcie! Tutaj jest jakiś napis. Nie znam jednak języka.
-Ja też nie...- odezwał się Gregor.
-Wiecie co? Ja znam ten język! On pochodzi z moich regionów! Tylko osoba o czystym sercu pełnym wiary i nadzieji, pełna wiary w siebie i skłonna do pomocy, tylko wierny wyznawca tędy przejdzie. Jego znak otworzy przejśćie...
-Znak? Darkusie, czy Ty jako Inkwizytor nie pasujesz do tego opisu?
-Zgadza się. Ale Gregor?
-Symbol Tyra nie ma okrągłego kształtu...
Darkus sięgnął pod szatę i dobył medalion. Zbliżył się do otworu i wsunał tam symbol Boga. Przekręcił w lewo o dwa obroty i usłyszał glośny trzask. Ze szczeliny pomiędzy skrzydłami wysypał się powoli drobny piasek. Za otwartymi wrotami ziała pustka.
-Dziwne... Skąd by niby było wiadomo, że Darkus tutaj będzie? Czy to nie wydaje Wam się dziwne?
-Trochę...
-Wchodzimy?
-A mamy wyjście?
Towarzysze wraz z wilkiem zagłebili się w ciemność. Za sobą usłyszeli huk zamykających się wrót.
-Droga powrotu już została odcięta...
Powoli zagłebiali się w otaczający ich coraz bardziej mrok...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- To bardzo proste - powiedział Shan, ktory wykazał się większą błyskotliwością umysłu od swojego nauczyciela - Najpierw ja przeniosę Ciebie na drugą stronę, a potem ty mnie.
- Rzeczywiście. Że też sam na to nie wpadłem. Dobrze, że wybrałeś drogę maga inaczej mielibyśmy spore problemy - powiedział Mitros rozglądając się po dośc dużej jaskini. Było tutaj bardzo jasno od żary bijącego z rzeki lawy. Co dziwne lawa nir topiła kolejnych częsci skał tylko utrzymywała się w jednym korycie. Ściany były tutał łupane i dość toporne więc nie budziły podejrzeń. Z syfitu zwisały potężne stalagmity. Nie sprawiały wrażenia takich, ktore mogłyby niespodziewanie runąć w doł, przygniatając niczego nie spodziewających się przechodniow. Tu i tam kapały krople, jednak znaczna ich częśc parowała już w locie. Mitros szybko ustawił się przy brzegu i rozpoczął inkantację zaklęcia. Po kilku sekundach Shan uniusł się kilka cali nad ziemię. Nie wydawał się jakoś zbytnio przejęty tym lotem. Podleciał jeszcze kilka decymetrow w gorę i zaczął poruszać się w poziomie. Powoli przelatywał na drugą stronę zbiou magmy. Na samym środku zrobiło mu się bardzo gorącu zwłaszcza w stopy i chciał aby to skonczyło się jak najszybciej. Po kilku minutach mozolnego lotu, cały spocony znajdował się po druiej stronie. Pomachał ręką do Mitrosa na znak, że wszystko w porządku i sam zaczął wymawiać zaklęcie. Mitros przeżywszy podobne chwile jak elf, znalazł się tuż przy nim. Przybili sobie piątkę i z lekkimi uśmiechami na twarzach zaczęli iść w głąb korytarza...

***
Phil wraz z Eileen znajdowali się w długim korytarzu niczym nie przypominającym szybu. Tutaj ściany były jakby poobrywane i kopane na szybko. Zaczęli się pogrążać w tym tunelu wymieniając co jakiś czas po kilka zdań. Phil ku złości czarodziejki wpadł w manię pytania jej "Czy na pewno czuje się na siłach by iść?" "Czy może jej pomoc?" itp. Ona kategorycznie odpowiadała mu że wszystko w porządku i już myślała, że nigdy się to nieskonczy gdy nagle Phil szepnął:
- SZA! Słyszałem jakieś głosy. - wytężył słuch jednak głosy ucichły. Po chwili elf usłyszał kroki. Dwoch osob. Minutę poźniej łucznik zobaczył w wychodzących z tunelu niziołka i krasnoluda. - Nareszcie, nic wam nie jest?
- Raczej w porządku, Fur trochę jeszcze niedomaga ale jest dużo lepiej.
- Dobra no to chyba czekamy na resztę nie?
- No tak. - po kilku minutach rozległy się kolejne kroki. Prawie w tym samym czasie z dwoch przeciwległych korytarzy wyłoniło się pięć postaci. Nie obyło się bez pytań o stan poszczegolnych osob jednak na szczęsci nikt nie ucierpiał.
- To gdzie idziemy? - zapytał ktoś
- Tam - Phil patrzył w jedyne przejście z ktorego nikt nie wyszedł. Ruszyli w tę stronę powolnym krokiem. Dotarli do wielkiej sali. MAgowie wpadli na to aby zapalić światło i wtedy ich oczom ukazało się to czego raczej niechcieli by widzieć. Ściany przy nich pokryte były olbrzymimi pajęczynami, a z ciemności rozległo się ciche klekotanie. Po chwili zabłyszczało kilka kompletow oczu. Towarzysze wyciągnęli broń...

[walka z ulubionym przeciwnikiem czyli pająkami]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin z bronią w ręku ruszył ku stworom. Pająków było mnóstwo w sali. Krasnolud zrównał się z potworami i zaczął walczyć. Jeden z wielkich stworów próbował wbić mu swe odnóże w gardło, lecz wojownik złapał za odnóże przewrócił pająka poczym zadał mu śmiertelny cios w odwłok. Nagle zauważył, że za Philem jest średniej wielkości pająk, który chce zaatakować go od tyłu. Elf usłyszał coś odwrócili się do tyłu i zauważył, że stwór za kilka sekund dobierze mu się do gardła. Po chwili jednak potężne ostrze topora uśmierca i odrzuca potwora. Wojownik uśmiechnął się do przyjaciela i pobiegł pomóc Furrowi, który akurat walczył z olbrzymim pająkiem. Gdy razem uporali się z przeciwnikiem krasnolud zajął się większymi pająkami. Zobaczył jednego, który był większy niż wszystkie. Krasnolud podbiegł do stwora, lecz potężne odnóża odrzuciły go w ścianę. Wojownik wiedział, że trudno będzie się do niego zbliżyć i wpadł na pomysł.
-Długoucha oślep mi tego pająka-krzyczał Farin do Eileen.
-Dobrze krasnalu- odpowiedziała i po chwili wróg był oślepiony.
Wojownik zaszedł potwora od tyłu i odciął mu odwłok a potem zaczął go pozbawiać odnóży. Po kilku minutach z pająk był rozsiekany. Krasnolud spostrzegł, że jakiś pająk zbliża się do druida. Marvolo spostrzegł wroga, który był już kilka decymetrów od niego, gdy nagle poczuł mocne szarpniecie w tył, które uchroniło człowieka od śmierci. Druid odwrócił się i zobaczył jak Farin rozprawia się z napastnikiem. Krasnolud zabił już dużo wrogów, ale nadal było wiele przeciwników, którzy byli bardzo niebezpieczni. Wojownik rozejrzał się i poszedł osłaniać Phila, który tego bardzo potrzebował.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Czy mi się wydaje, czy te bydlaki nas prześladują? - zapytała złośliwie po raz kolejny krzycząc - Kryć oczy! - i oślepiając lekkim czarem część bestii, niekiedy kilku towarzyszy. Po chwili już w dłoni mignęła jej buteleczka "dopalacza" i kulą ognia przysmażyła odwłok jednemu robalowi, co przymierzał się do ataku na Phila. Ten zaś jak zawsze z wielką precyzją pozbawiał przebrzydłe bestie oczu i niekiedy innych członków wystawiając je na spotkanie z Farinowym toporem, bądź Gregorowym mieczem. Kolejna kula ognia przemknęła ze świstem. Elfka już miała w dłoni swe ostrze i dokańczała dzieła. - Więcej ich mamusia nie miała? - zapytała nieźle rozeźlona Phila, który właśnie sprzątnął jej niedoszły cel. Nienawidziła pająków.

-Najwyraźniej nie... - powiedział umieszczając szybko i precyzyjnie strzałę w odwłoku jednej z bestii, która przedarła się przez "zasłonę" dzielnego krasnoluda. Eileen miała dość...

-Farin! - zawoła pewnie - Daję wam pięć sekund na uskok! - krzyknęła rozpoczynając jednocześnie inkantację. Po chwili ciepły podmuch powietrza zaświadczył o przepływie ognistej fali podobnie jak zapach na wpół spalonych pająków. Kilka z nich przeżyło ów atak żywiołu, jednak już jako żywa pochodnia zapalały kolejnych swych towarzyszy podczas panicznej ucieczki. Shan i Mitros też robili swoje, cóż z resztą mówić - o wiele lepiej od elfki. Ta z zazdrością patrzyła na perfekcyjnie wymierzone kule ognia, trafiające w wroga tak, iż poczyniły mu największe szkody, a nawet czasem podpalając któregoś z jego pobratymców. "Nie to co moje, lecące jak źle rzucona piłka po łuku... Ehh... Eileen... Musisz się bardziej postarać..." Sam Darkus wraz z Furrem radzili sobie niezgorzej. "Hmm... Może nasz pan inkwizytor jeszcze zgra się z drużyną... O ile przeżyjemy te piekielne podziemia to wszystko przed nami... Wszystko przed nami..."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Druid jakby nigdy nic stał z boku wyczrpany wcześniejszą prośbą do Matki. Wiedział, że teraz nie ma co liczyć na pomoc ze strony Natury. Musiał więc obyć się bez pnącz.
-Furion, wiesz co robić.
-Jasne szefuńciu-
odwarknął z lekką nutką ignorancji w głosie wilk.
Wilk rzucił się na najbliższego przeciwnika. Wgryzł się w jedną parę odnóży, po czym dopadł drugiej. Pająk tylko zaklekotał z rozdrażnienia. Próbował dosięgnąć wilka szczękami, jednak ten był zwinniejszy od niego. Odskoczył w momencie gdy pająk zaymkał paszczę, a doskoczył gdy otwierał ją ponownie zatapiając kły w czterech parach oczu. Pająk jeszcze chwilę pokopał odnóżami, po czym uspokoił się zupełnie. Furion zajął się następnym.

Marvolo w tym czasie używał swojej ciągle zapalonej włóczni. Raz po raz dźgał nią zachodzącego go pająka. Bestia miała już poparzonych kilka odnóży. Jednak z uporem parło na Druida. Marvolo w pewnym momencie odskoczył. Pająk zapewne uznał to za wykorzystanie sytuacji na swoją korzyść. Jednak mylił się. Druid zmarkował unik po to, aby móc wziąć większy zamach wbić włócznię idealnie w podgradle przeciwnika. Jak się spodziewał, pająk padł na miejscu. W tym czasie Marvolo musiał rzucić się na ziemię unikając płomieni Eileen.
-Ostrożniej z tym proszę!
Druid nie chciał pozostac dłużny całej reszcie. Przełożył włócznię do lewej ręki, a prawą zaczął kreslić jakiś kształt w powietrzu. Wymawiał przy tym cichą inktancję. W miejscu gdzie znajdował się środek rysowanego symbolu pojawił się płomień, który począł przyjmować kształt ciężkiej kuli ognia. Pod koniec zaklecia Druid uwolnił energię i kula potoczyła się po ziemi. Odbijała się po kolei od każdego zagłebienia i każdego kamienia. W końcu jednak dotrała do celu i eksplodowała na odwłoku jednego z większych pająków. Fala uderzeniowa powstała w wyniku wybuchu rzuciła Druidem o ziemię.
-Wyszedłem już z wprawy z tym... Czas przypomnieć sobie zasady używania co po niektórych czarów...
Druid ponownie chwycił swoją włócznię tak, jak powinna leżeć w dłoni, jednym skokiem podniósł się z ziemi i runął na kolejnego pająka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil bez przerwy stzrelał do nieustającą napierających pająkow. Traciły oczy, zostały pozbawiane odnoży, przebijane na wylot czy po prostu ranione. Zadna strzała nie chybiła. Szybkie ataki Farina, Gregora, Darkusa i Furra oraz ogniste kule czarodziejow i druida szybko przerzedzały szeregi magow. Phil pomyślał w pewnym momencie "Pająki... znowu jakby wszystko było ustawione pod nas...". Jednak nie chciał się przejmować na zapas. Nie tylko dlatego, że nie lubił tego robić, ale też dlatego, że nie miał poki co innego wyboru. Biedne pająki szybko zdychały pod atakami przyjacioł, ktorzy wyjątkowo nie lubili pająkow i radzili sobie teraz z nimi bez problemu. Trening czyni mistrza jak to mowią, a pająki w puszczy były o wiele większe. Po kilkunastu minutach jedynymi śladami walki były leżące na ziemi, głownie poprzypiekane, odwłoki pajęczakow i szybkie oddechy towarzyszy. Phila coś ukłuło w ramieniu i pomyślał, że jeszcze nie do końca wyzdrowiał. W jaskini zpanowała cisza. Towarzysze oczyścili i pochowali broń, magowie oparli się o ściany. Po chwili jednak rozległ się zduszony krzyk, dochodzącu jakby zza kotary, pisk i z ciemności wyłonił się jeszcze jeden mniejszy pająk. Szybko został zabity.
- Lepiej chodźmy zobaczyć co to było - powiedział Farin
- Racja - zgodził się Phil i ruszył się z miejsca. Nie szedł zbyt szybko gdyż wszyscy byli dość zmęczeni po walce. Wędrowali chwilę wielką jaskinią, a widoki były dość monotonne. W koncu jednak odnaleźli jakby wielkie gniazdo pająkow wykonane z pajęczyny. Jednak w niektorych miejscach wyrożniały się inne kolory od wszelakich odcieni szarości.
- Eileen mogę sztylet? - zapytał Phil. Elfka podała mu go bez słowa. Łucznik podszedł do jednej takiej gamy kolorow, stąpając bardzo uważnie gdyż nie chciał się przykeić do podłoża. Zamachnął się i rozciął pajęczynę na wysokości barw. Z wielkiego kokonu wypadło ciało. Było lekko zielone i na poł strawione. Makabryczny widok. Wyrzeszczone oczy, otwarte usta, zastygłe w okrzyku strachu, rozorane gardło i wnętrzności wypadające z korpusu pozbawionego nog. Phil szybko podbiegł do innych takich skupisk i powtorzył czynność. Wszędzie to samo, tyle że ciała były mniej lub bardziej strawione. Z jednego takiego kokonu wypadła kobieta. Ludzka. W zasadzie to głowa z długimi lśniącymi włosami. Przyjaciele zamarli.
- Moment, moment... ja już ich gdzieś widziałem... - zaczął Marvolo przerywając niezbyt miłą ciszę. Phil pogrzebał w pamięcie. "Marv ma rację... no pewnie" w końcu go olśniło.
- Wszyscy ich widzieliśmy. Stali niedaleko nas w Ratuszu, gdy poznawaliśmy problem wojta. Jednak ktoś zaszedł tak deleko jak my.
- Prawie. My jeszcze żyjemy. - wtrącił Darkus, a Phil syknął.
- I wyjdziemy stąd żywi! - powiedział niemiłym dla ucha szeptem. - Ale najpierw odpocznijmy... - dodał już normalnym głosem - ... nie tutaj.
Wędrowali jakiś czas starając się znaleźć jakieś miejsce bez pajęczyn. Nie było takowego. W penym momencie na środku jaskini Shan potknął się o coś.
- Cholera! Potknąłem się o coś. Hej, to jakaś klamra! - towarzysze zlbiżyli się do niego. Farin nie czekając na nic złapał za kolucho i pociągnął do gory. Ich oczom ukazały się schody. Bez słowa zeszli w doł do trochę mniejszej jaskini, ktorej dno pokryte było piaskiem. Zakonczona była ona kortarzem, a tu i tam walały się suche korzenie drzew. Było ich nawet bardzo dużo.
- A więc jesteśmy pod lasem - rzekł druid
- Nie da się ukryć.
- Podłoga jest tu miękka, mamy towar na ognisko, i będziemy mogli odpocząć a nawet się przespać. Niebezpiecznstwo może nadejść tylko z tego korytarza. - elf patrzył w pustkę. Pozbierał kilka korzeni uzbierał kupkę i pocierając jeden kij o drugi i podmuchując od czasu do czasu rozpalił ognisko. Towarzysze siedli w okręgu dookoła niego. Część zasnęła bez ceregieli. Druid z inkwizytorem znowu wdali się w rozmowę. Nawet Farin z Furrem rozmawiali o czymś. Phil oznajmił tylko, że bierze warte i wstał od ogniska podchodząć do wyjscia do korytarza. Zaczął mowić do siebie na głos
- Pomyślmy... kolejna drużyna załatwiona... tyle, że oni kompletnie nie wiedzieli jak walczyć z pająkami. My jesteśmy tutaj i niby spotkaliśmy trudne przeszkody jednak pasowały one odpowiednio do nas. Więc ten kto je przygotowywał musi znać skład wszystkich drużyn. No właśnie drużyny jedna po drugiej są eliminowane... oprocz nas została tylko jedna. To znaczy była gdy wchodziliśmy do podziemi. Co prawda jedną sami załatwiliśmy, ale to oni porwali Eilee... - elf zamilkł na moment - A jeśli to nie oni? Jeżeli ktoś odsprzedał im elfkę? W takim razie zostaliby wystawiemi na pewną śmierć... Może Eileen udało się zobaczyć kto ją porwał... chociaż do takich sztuczek tzreba być nielada inteligentym. Ale spytać nie zaszkodzi. - odwrocił się aby zobaczyć czy elfka śpi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Nie Phil... Nie wiem. Naprawdę nie wiem... - powiedziała cicho. Od kilku minut spod na wpół przymkniętych uczu przyglądała się elfowi. Teraz wpatrywała się w niego zielonym wzrokiem. - Spałam, poczułam tępe udeżenie w głowę, ale sama nie wiem... Poprostu ciemność, której nie da się określić. Zgarnęli mnie szybko i sprawnie, nic nie czułam. Obudziłam się dopiero w tej sali w starej karczmie, z tym przebrzydłym babskiem na widoku i z bólem głowy... - elfka wzdrygnęła się na to wspomnienie. - Nie wiem co mogło się dziać w czasie, kiedy byłam nieprzytomna. Oni nie rozmawiali o tym, raczej próbowali odemnie wyciągnąć wszystko co wiemy. Wybacz... Ale nic więcej nie pamiętam... - Eileen spuściła głowę w dół. Niezbyt była zadowolona ze swej niewiedzy. - Ale to rzeczywiście jest dziwne - jakby ktoś ustawił się pod nas, jakbyśmy byli pionkami w jakiejś grze... - mówiła cichym szeptem nie chcąc zbudzić już śpiących, a jednocześnie jakby bojąc się tego stwierdzenia. - No bo ta lina... Przecież ona nie miała na sobie żadnych śladów czasu. Nie wspomnę już o pająkach z którymi mieliśmy wcześniej styczność. Trzęsienie nawet nic nam nie zrobiło, tylko idealnie podzieliło nas na nieduże grupki. Do tego spotkaliśmy się w jednym miejscu w jednym czasie. Nawet nie musieliśmy się zbytnio szukać. Jakby ktoś prowadził nas przez tor przeszkód. - mówiła na wpół do siebie, na wpół do Phila. Nie wiadomo czy zawiniła tu senność, czy może ponury nastrój podziemi, ale było jej smutno. Zielony wzrok utkwiła w ogniu i smętnie podsunęła sobie swoją torbę pod głowę. Nie czekając na odpowiedź Phila przymknęła oczy, a kilka brązowych, lśniących w migotliwym blasku płomienia kosmyków opadło jej na twarz. Gdzieś pod powieką kryła się łza...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin skończył rozmawiać z Furrem. Wywnioskowali, że ich miasta znajdują się niedaleko od siebie. Uzgodnili ze, jeśli dane im będzie wrócić do domów to na pewno odwiedzą siebie nawzajem. Krasnolud nie zwracał na niziołka większej uwagi aż do czasu, kiedy trzęsienie ziemi rozdzieliło chwilowo drużynę. Teraz wojownik żałował ze nie nawiązał z przyjacielem większego kontaktu, ponieważ teraz bardzo lubił jego towarzystwo. Wiedział też jak on się czuje, ponieważ Furr i Farin byli jedynymi przedstawicielami ich ras.
Wojownik usiadł bez słowa obok Eileen i patrzył na nią ukradkiem oka. Widział, że jest trochę smutna, ale nie wiedział, co na to poradzić. Gdyby to był krasnolud, Farin dałby mu po prostu trochę swojego miodu, ale to był elf i w dodatku kobieta.
-Coś się stało Eileen?
-Ta atmosfera jest taka przytłaczająca, a w dodatku te trupy wyglądały strasznie.
-Pokonując pająki udowodnilismy, że jesteśmy silniejsi, pyzatym dawaliśmy sobie razem radę z groźniejszymi przeciwnikami. Myślę, że nasza drużyna potrafi przezwyciężyć każde niebezpieczeństwo.-powiedział krasnolud, po czym odszedł. Nie wiedział czy pomógł jakoś przyjaciółce, ale miał nadzieje, że nie pogorszył jej stanu wspominając o innych przeciwnikach.
Wojownik usiadł obok pilnującego tunelu przyjaciela.
-Jak myślisz Phil co będzie dalej?
-Nie wiem, ale mam nadzieję, że nie spotka nas nic takiego jak tamtą drużynę, zastanawiam się też, co z ostatnią grupą poszukiwaczy przygód.
-Nie wiem przyjacielu może już jej nie ma, albo wlecze się gdzieś za nami.
-Rozumiem i ja też tego nie wiem,…Co myślisz o dalszej drodze?
-Cóż, musimy iść, bo mamy odciętą drogę powrotu, na pewno czeka na nas jakieś niebezpieczeństwo.
-Tak….
Farin zaczął rozmawiać z elfem na różne tematy, które głównie dotyczyły podróży. Bardzo lubił z nim rozmawiać. Mimo iż dzieliło ich tak wiele to wojownik darzył przyjaciela ogromną przyjaźnią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować