gregorik

Dziewczyny czyli relacje damsko - męskie

27071 postów w tym temacie

Dnia 23.05.2010 o 22:29, boduczek napisał:

Pozwól mi najpierw napisać maturę, a później będziemy się rehabilitować, jak się nam
poszczęści ; )


Stawiam Ci piątkę już teraz... za poglądy. Wzorowy obywatel zjednoczonej Europy. :-)

Dnia 23.05.2010 o 22:29, boduczek napisał:

Kobieta to żebro mężczyzny. Przynajmniej taką teorię wysnuli jaśnie-oświeceni autorzy
Biblii, będący rzekomo pod natchnieniem ducha świętego.


Jak było naprawdę, nikt z nas nie wie.

Dnia 23.05.2010 o 22:29, boduczek napisał:

Dla mnie to niegdyś nieskalana
istota, która w dzisiejszych czasach stoczyła się w wielu przypadkach na samo dno. Ale
nie rezygnuje - szukam dalej ; D


Dodajmy jeszcze do tego, jak stoisz na sali wykładowej ze wskaźnikiem przy zdjęciu dajmy na to Marilyn Monroe w słynnej scenie z podmuchem z kanału wentylacyjnego. ;-D

Dnia 23.05.2010 o 22:29, boduczek napisał:

A ilu z Nas stało się takimi bezdusznymi trybikami, działającymi wyłącznie w imię jakiejś
wyższej, nieznanej idei zwanej wiecznością? ; )


Ja wolałbym zapytać, ilu się owej bezduszności nie poddało, ilu walczyło do końca i nadal walczy ? Tak, zdecydowanie.

Dnia 23.05.2010 o 22:29, boduczek napisał:

Czy przyjaźń wymaga od ludzi fizycznego pociągu i chęci współżycia? Czy przyjaciel zawsze
powinien pójść z Tobą do łóżka, bo masz taki kaprys...? :)


A czy miłość tego wymaga ? Poza tym mówimy o miłości i wzajemności, czy spełnianiu czyichś kaprysów ? ;-)

Dnia 23.05.2010 o 22:29, boduczek napisał:

Może i bywam szaleńcem i
ekscentrykiem, ale... wydaje mi się, że miłość i przyjaźń wbrew pozorom funkcjonują na
innych zasadach. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że przyjaźń jest czasem bardziej rozbudowaną
formą miłości. Istotą przyjaźni jest m.in współdziałanie, pomoc i poświecenie. Ale żaden
przyjaciel nie przeistoczy się w męczennika-naszego partnera, bo tak sobie życzymy. Uczucie
trzeba zbudować na czymś więcej niż chęci.


Nie jestem pewien, o czym teraz piszesz. Przyjaźń to nie oczekiwanie i wymaganie, tylko zrozumienie i poświęcenie.
Natomiast to co wymieniłeś jako istotę przyjaźni, dla mnie przynajmniej odnosi się w takim samym stopniu do miłości.

Dnia 23.05.2010 o 22:29, boduczek napisał:

Ojj... przed oczami mam teraz swój stary światopogląd, kiedy to jeszcze wierzyłem w dobrych
ludzi.


Patrz, jak to łatwo w dzisiejszych czasach stracić wiarę. Czasami zło i zwątpienie tak przysłaniają nam wzrok, że nie jesteśmy w stanie dostrzec nic innego.
Pomyślałem teraz o tzw. Dementorach z Harrego Pottera. Takie istoty, które wysysają z istot żywych wszystko co w nich dobre i szczęśliwe. Właśnie w takich sytuacjach, aby je pokonać, należy skupić się na czymś pozytywnym (np. jakimś wspomnieniu), na czymś co sprawi nam radość i przywróci nadzieję. Prawdziwy test wiary.
Wiem że to nie łatwe, ale wiem też że działa. ;-)

Dnia 23.05.2010 o 22:29, boduczek napisał:

Kiedy miałem nadzieje przeżyć to, o czym tak namiętnie potrafimy pisać, kręcić
filmy. Niestety to było chyba tylko takie niewinne marzenie, od którego musiałem uciec.


Uciekać od marzeń ? Dlaczego ktokolwiek miałby robić coś tak głupiego ?
Zresztą jak to musiałeś ? ... Nie wiedzieć dlaczego, ale przyszedł mi do głowy pewien cytat.
Byłem w kinie w Warszawie... wczoraj... nie zaraz, przedwczoraj :-D (wybacz, stary skecz Mana i Materny, nie mogłem się powstrzymać ;-D).
Anyway, idę sobie uliczką między jednym domem handlowym a drugim i nagle na betonie u stóp widzę jakieś gwiazdy, w szeregu, z kilkanaście lub i więcej... a na nich cytaty mniej lub bardziej znanych ludzi tego świata. A co mi tam, sobie poczytam. ;-) Cytat niejakiego Nicolasa Cage''a brzmiał jakoś tak:
Nie rezygnujmy z tego co naprawdę piękne i wartościowe tylko dlatego, że nie jesteśmy tego pewni.

Nie oceniając ww. Pana jako aktora, ten cytat wart jest zastanowienia.

Dnia 23.05.2010 o 22:29, boduczek napisał:

Nie napiszę, że zrozumienie i szczerość nie dadzą Ci szczęścia z naprawdę dobrą i szczerą
kobietą... powiem jedynie, że więcej niż 3/4 woli mieć kogoś na jedną noc, niźli spędzić
z kimś całe życie... Te smutne XXI-wieczne realia... ; )


Co nie oznacza, że i my też musimy stawać się częścią tych "smutnych realiów". Pewien pisarz ujął to tak: "Wtedy zrozumieli, że idealny świat jest podróżą, nie miejscem."
Ja bym dodał: podróżą w poszukiwaniu marzeń, nadziei oraz wiary.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.05.2010 o 00:21, Dann napisał:

Stawiam Ci piątkę już teraz... za poglądy. Wzorowy obywatel zjednoczonej Europy. :-)


Chcesz mi wyciąć dwa lata z życiorysu? To na cholerę poszedłem do tego liceum? ;p Co ja teraz będę tam robił? ;d

Dnia 24.05.2010 o 00:21, Dann napisał:

Dodajmy jeszcze do tego, jak stoisz na sali wykładowej ze wskaźnikiem przy zdjęciu dajmy
na to Marilyn Monroe w słynnej scenie z podmuchem z kanału wentylacyjnego. ;-D


Bez wątpienia była by to dosyć urzekająca scena ;p

Dnia 24.05.2010 o 00:21, Dann napisał:

Ja wolałbym zapytać, ilu się owej bezduszności nie poddało, ilu walczyło do końca i nadal
walczy ? Tak, zdecydowanie.


Mhm... powiem tak. Z pewnością jakaś część ludzi podejmuje walkę o cokolwiek. I nie ważne czy jest to lepsze jutro, dostanie się na wymarzoną uczelnie, walka z nowotworem - są gotowi po prostu przeciwstawić się życiu. Tylko czy dosyć powszechne przypadki, kiedy to ułamek sekundy, jedno wydarzenie całkowicie unicestwiają nasze dotychczasowe starania, nie przekonuje Cię czasem, iż życie jest wyłącznie monumentalnym i groteskowym żartem? Czy nie odnosisz czasem wrażenia, że możliwości naszej ingerencji w swoją przyszłość są znacznie ograniczone? Sama świadomość walki nie jest chyba adekwatna do naszych chęci.

Dnia 24.05.2010 o 00:21, Dann napisał:

A czy miłość tego wymaga ? Poza tym mówimy o miłości i wzajemności, czy spełnianiu czyichś
kaprysów ? ;-)


Mówimy o zwyczajnej miłości, która prawie ZAWSZE prowadzi do kontaktu seksualnego. Nie oszukujmy się - ludzie są ze sobą zazwyczaj wyłącznie z powodu pociągu seksualnego. A para, która się zwyczajnie i prawdziwie kocha - także w końcu przeżyje inicjację. Dlatego spełnianie "kaprysów" jest wplecione w "obowiązki" takiej pary.

Dnia 24.05.2010 o 00:21, Dann napisał:

Nie jestem pewien, o czym teraz piszesz. Przyjaźń to nie oczekiwanie i wymaganie, tylko
zrozumienie i poświęcenie.
Natomiast to co wymieniłeś jako istotę przyjaźni, dla mnie przynajmniej odnosi się w
takim samym stopniu do miłości.


Więc jeszcze raz. Pisząc o przeistoczeniu się przyjaciela w naszego partnera - chodziło mi przede wszystkim o to, iż sama przyjaźń nie wymaga od takiej osoby akceptacji sytuacji, która wynikła z biegiem czasu. Uczucia miłości nie można zbudować na fundamentach przyjaźni. W związku chodzi o coś innego niż w przyjaźni.

Dnia 24.05.2010 o 00:21, Dann napisał:

Patrz, jak to łatwo w dzisiejszych czasach stracić wiarę. Czasami zło i zwątpienie tak
przysłaniają nam wzrok, że nie jesteśmy w stanie dostrzec nic innego.


Widzisz, ja generalnie nie straciłem jeszcze wiary. Póki co po prostu WĄTPIĘ, że mój ideał ze snów naprawdę istnieje. Jak czasem tak posłucham niektórych kobiet w telewizji, na ulicy - zaczynam się zastanawiać czy pasuję do tego świata ; p To takie nieustanne błądzenie pośród ludzi, których nienawidzę, udając człowieka, którym nie jestem... ; )

Dnia 24.05.2010 o 00:21, Dann napisał:

Pomyślałem teraz o tzw. Dementorach z Harrego Pottera. Takie istoty, które wysysają z
istot żywych wszystko co w nich dobre i szczęśliwe.


Dementorzy są odzwierciedleniem zwyczajnych ludzi, których mijamy na co dzień. Na których się zawodzimy. Fikcja literacka, która stała się realiami... hmmm...

>Właśnie w takich sytuacjach, aby je pokonać, należy skupić się na czymś pozytywnym (np. jakimś >wspomnieniu), na czymś co sprawi nam radość i przywróci nadzieję. Prawdziwy test wiary.

Dnia 24.05.2010 o 00:21, Dann napisał:

Wiem że to nie łatwe, ale wiem też że działa. ;-)


Nie chodzi o to, że jestem pesymistą, nihilistą i Bóg wie kim jeszcze. Po prostu nie potrafię czasem zaakceptować mentalności ówczesnych ludzi. A samo skupianie się na przyjemnościach i słodyczach wcale nie zmienia tego co ujrzę po podniesieniu powiek ; )

Dnia 24.05.2010 o 00:21, Dann napisał:

Uciekać od marzeń ? Dlaczego ktokolwiek miałby robić coś tak głupiego ?
Zresztą jak to musiałeś ? ... Nie wiedzieć dlaczego, ale przyszedł mi do głowy pewien
cytat.


To wbrew pozorom nie jest wcale takie głupie. Po prostu wyzwala z Ciebie tego ukrytego marzyciela i stajesz się stopniowo realistą. Nie mówię, że chce go całkowicie wypaczyć - on będzie tkwił gdzieś w głębi duszy, czekając na odkrycie. Ale wieczne rozckliwianie i pobudzanie się gasnącym płomieniem nadziei do niczego nie prowadzi.
Ot takie przykrycie prawdziwej osobowości, jakie nosi wielu z nas :-)


>[...] A co mi tam, sobie poczytam. ;-) Cytat niejakiego Nicolasa Cage''a brzmiał jakoś tak:

Dnia 24.05.2010 o 00:21, Dann napisał:

Nie rezygnujmy z tego co naprawdę piękne i wartościowe tylko dlatego, że nie jesteśmy
tego pewni.


Cytat niewątpliwie bardzo ładny i adekwatny do owej sytuacji. Ja też miałem okazję dosyć niedawno (w piątek) wracać sobie późną nocą do domu, po koncercie. Specjalnie poszedłem dłuższą drogą, aby przejść się delikatnie oświetloną alejką pośród domków jednorodzinnych. Idąc jednak, w ogóle nie zwracałem uwagę na podłoże. Mój wzrok skierowany był do góry - w niebo i błyszczące na nim gwiazdy. Jakie słowa przyszły mi wtedy do głowy?
"Przebudzenie powoduje ból, jeśli nie jest prawdą, to czego najbardziej pragnę."
A przyszły dlatego, iż uwielbiam rozmyślać i tonąć w słodkich marzeniach podczas takich przechadzek ; )

Dnia 24.05.2010 o 00:21, Dann napisał:

Co nie oznacza, że i my też musimy stawać się częścią tych "smutnych realiów". Pewien
pisarz ujął to tak: "Wtedy zrozumieli, że idealny świat jest podróżą, nie miejscem."
Ja bym dodał: podróżą w poszukiwaniu marzeń, nadziei oraz wiary.


A propos podróży, nadziei i życia - przypomniało mi się coś takiego (mogłem zrobić jakiś malutki błąd, ale sens jest ten sam)
"Życie każdego z nas jest historią o podróży poprzez lęk w stronę nadziei. Opowieścią o wyborze pomiędzy przeszłością, której nie chce się pamiętać, a przyszłością, której nie można przewidzieć".

A czemu musimy się stawać ich częścią? Wszystko na tym świecie w pewien sposób jest ze sobą połączone. Myślę, że to wystarczający powód. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Byłem na weselu. Pani Młoda pięknie wyglądała *_*.

Jak to zwykle bywa, zaczęło się trochę drętwo. Na szczęście w pobliżu były środki pobudzające (lub jak kto woli zamulające) i po jakimś czasie się rozluźniłem. Trochę pożarłem jedzenia sobie. Tak toczyły się godziny. Na siedzieniu przy stoliku. Trochę sobie z ludźmi pogadałem. Potem jak zaczęło się ściemniać podszedł do mnie jakiś milf i powiedział "chodź tańczyć". Powiedziałem że nie umiem, a ona na to że to nic. No i poszliśmy na parkiet. Podczas archaicznego (nie oszukujmy się) tańca dostrzegłem babkę z orkiestry. Fajna z wyglądu blondynka, ale zamiast chociaż udawać że jest na hucznym weselu miała minę jakby odrabiała pańszczyznę. Za to głos... coś pięknego. Coś tam śpiewała a barwę miała taką głosu jakbu śpiewała z playbacku (znaczy się taki czysty ten głos był). Dobra, potańcowałem trochę ta babką co poprosiła i troche z innymą ciotką i kuzynką. Potem przyszedł niejaki Adam i pyta się czy sie z nim nie napije, ja mówie że tak. Podszedłem do jego stolika i nalał mi. Za chwile odezwała sie jego matka "a mi nie nalejesz?" Na co on do mnie mówi "trzeba matke oszczędzać". Jakby wypadało to bym parsknął śmiechem. Potem jego mama mówi do mnie "Ja cię takiego małego pamiętam, ale ty żeś miał swój świat". Powiedziłem że to już nieaktualne, że teraz jestem normalny. Następnie zapytała się gdzie moja dziewczyna. Ja mówie że nie mam i wiąże się z tym tragiczna historia. Na to ona że Adam ma dziewczynę (pokazała mi ją). Nawet niezła. Posiedziałem troche jeszcze z nią (Adam zdążył się gdzieś ulotnić) i poszedłem z powrotem na swoją pozycję. No cóż, ja bym posiedział tam dłużej ale koło północy trza sie było zwijać. Szkoda że jakiś fajnych lasek samotnie tam siedząch nie było, to bym se coś pościemniał. Aha, rzucanie krawatem a następnie wieńca, i składanie z tego nowej pary. Jak zwykle nie udało mi się. Nowo wylosowana "młoda pani" siedziała na kolankach nowo wylosowanemu "młodemu panu". Ogień. A potem na tych kolanach i krzesłem galopowali przez cały parkiet. Wow.

Czas na drugi dzień, i poprawiny. niestety tu już nie było tak fajnie. W sumie znowu powtórka z rozrywki, tylko ten milf się do mnie uśmiechał i mówił "to co, dzisiaj też zatańczymy?". Fajnym akcentem było to że kolejke zrobiliśmy z dziewczyną Adama. Mogłem se z nią brudzia zrobić, heh.

Dobra, to było wesele, czas na proze życia. Wyznałem koledze która laska z jego grupy mi się podoba. Potem tak się jakoś stała że przysła do mojej grupy na zajęcia i ten kolega tez tam był. Powiedział do niej "bedziesz chodziła to klasy z tym gościem" po czym wskazał na mnie. A ona się pyta "A co, seryjny morderca? Mam się bać?". Na to on "Wpadłaś mu w oko" a ona z tego wybrnęła bardzo dyplomatycznie mówiąc "chyba jestem zbyt duża na to żeby komuś wpaść w oko". Potem wsiadła do auta o nazwie Seat Toledo. Kolega do mnie mówi "no jakbyś takim zajechał do swojej wsi...". Potem innego dnia szła sobie, a ja siedziałem obok tego kolegi a on mówi do mnie na głos tak żeby słyszała "Twoja miłość idzie". Nie zrozumcie mnie źle, ona aż tak bardzo mi się nie podoba, przynajmniej nie na tyle abym jej to powiedział, a tak przynajmniej dzięki niemu wie że mi się podoba, także nie mam mu tego za złe. A przynajmniej trochę śmiechu tez z tego jest (przynajmniej koledzy mają :)) Niestety potem od tego samego kolegi dowiedziałem się że ma narzeczonego. Moje podniecenie opadło (żebyście mogli to sobie dobrze zobrazować dodaje obrazek).

Dziękuję wszystkim którzy dotarli do tego momentu (albo chciaż czytają ostatni akapit). Troche mi poprzedni post wykrzaczyło, jak dodawałem obrazek, tekże jak macie coś więcej do napisania to opcjonalnie najlepiej coś napisać najpierw w edytorze tekstu a potem wkleić tutaj.

20100524150138

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.05.2010 o 10:11, boduczek napisał:

Chcesz mi wyciąć dwa lata z życiorysu? To na cholerę poszedłem do tego liceum? ;p Co
ja teraz będę tam robił? ;d


Pamiętaj, że to nie matura lecz chęć szczera zrobi z ciebie... dobrego człowieka. ;-)

Dnia 24.05.2010 o 10:11, boduczek napisał:

Mhm... powiem tak. Z pewnością jakaś część ludzi podejmuje walkę o cokolwiek. I nie ważne
czy jest to lepsze jutro, dostanie się na wymarzoną uczelnie, walka z nowotworem - są
gotowi po prostu przeciwstawić się życiu. Tylko czy dosyć powszechne przypadki, kiedy
to ułamek sekundy, jedno wydarzenie całkowicie unicestwiają nasze dotychczasowe starania,
nie przekonuje Cię czasem, iż życie jest wyłącznie monumentalnym i groteskowym żartem?
Czy nie odnosisz czasem wrażenia, że możliwości naszej ingerencji w swoją przyszłość
są znacznie ograniczone? Sama świadomość walki nie jest chyba adekwatna do naszych chęci.


Dość powszechnym przypadkiem jest raczej to, że rezygnujemy, kiedy tyko coś przestaje iść po naszej myśli, kiedy trzeba podjąć ową walkę. Jeżeli pojedyncze zgrzyty i problemy są w stanie unicestwić nasze marzenia, to chyba jednak za mało się staramy... za mało wierzymy.
Natomiast po co miałbyś chcieć ingerować w swoją przyszłość ? :-) Bohater pewnego filmu zapytany o to, czy kiedykolwiek myślał o jutrzejszym dniu odrzekł: „nie wybiegam aż tak daleko w przyszłość”.
Planując coś nigdy nie zakładasz, że wszystko pójdzie zgodnie z planem... tylko ignoranci tak robią. ;-) Natomiast trzeba wierzyć, że się uda... nawet jeśli mówimy o samych marzeniach. Inaczej co to wszystko jest warte ? :-)

Dnia 24.05.2010 o 10:11, boduczek napisał:

Mówimy o zwyczajnej miłości, która prawie ZAWSZE prowadzi do kontaktu seksualnego. Nie
oszukujmy się - ludzie są ze sobą zazwyczaj wyłącznie z powodu pociągu seksualnego. A
para, która się zwyczajnie i prawdziwie kocha - także w końcu przeżyje inicjację. Dlatego
spełnianie "kaprysów" jest wplecione w "obowiązki" takiej pary.


Zwyczajna miłość, niezwyczajna miłość... to już istnieje taki podział ? ;-)
Swoją drogą dobrze, że dodałeś słowo PRAWIE w swojej wypowiedzi. A co do pociągu seksualnego, ktoś tu wcześniej wspominał, że tak jak istnieje seks bez miłości, tak i miłość może istnieć bez seksu.

Dnia 24.05.2010 o 10:11, boduczek napisał:

Więc jeszcze raz. Pisząc o przeistoczeniu się przyjaciela w naszego partnera - chodziło
mi przede wszystkim o to, iż sama przyjaźń nie wymaga od takiej osoby akceptacji sytuacji,
która wynikła z biegiem czasu. Uczucia miłości nie można zbudować na fundamentach przyjaźni.
W związku chodzi o coś innego niż w przyjaźni.


Ja osobiście nie wyobrażam sobie miłości bez przyjaźni. Jak dla mnie w obu przypadkach fundamenty są dokładnie takie same. Natomiast jeżeli w miłości obowiązkiem jest spełnianie seksualnych zachcianek partnera, to z całym szacunkiem, ale żadna to miłość. Miłość to również wzajemność... ale o tym już chyba pisałem. ;-)

Dnia 24.05.2010 o 10:11, boduczek napisał:

Widzisz, ja generalnie nie straciłem jeszcze wiary. Póki co po prostu WĄTPIĘ, że mój
ideał ze snów naprawdę istnieje. Jak czasem tak posłucham niektórych kobiet w telewizji,
na ulicy - zaczynam się zastanawiać czy pasuję do tego świata ; p To takie nieustanne
błądzenie pośród ludzi, których nienawidzę, udając człowieka, którym nie jestem... ;
)


Pozwól że zapytam: jak potworna i przerażająca musi być siła, która każe ci przebywać pośród ludzi, których nienawidzisz ? Pytam szczerze, z prawdziwym przejęciem!
Ja od zawsze powtarzałem, że to nie jest mój świat... a mimo to jestem właśnie tu, a nie gdzie indziej. Ktoś rzucił moją osobę na drodze życia właśnie tym osobom, a nie innym. Jedynie moje marzenia wybiegają poza tzw. prozę życia i dlatego trzymam się ich kurczowo niczym tonący brzytwy. Natomiast próba realizowania ich właśnie tutaj jest prawdziwym wyzwaniem. Nie zawsze jest pięknie i cudownie, o czym każdy z nas dobrze wie, ale jeśli coś się udaje, jesteśmy z tego BARDZO dumni. :-)

Dnia 24.05.2010 o 10:11, boduczek napisał:

Dementorzy są odzwierciedleniem zwyczajnych ludzi, których mijamy na co dzień. Na których
się zawodzimy. Fikcja literacka, która stała się realiami... hmmm...


Książki jak mniemam nie czytałeś ? Ale mniejsza o to, Dementorzy to nie odzwierciedlenie innych ludzi, tylko stanu, kiedy wszystko wydaje się nie mieć sensu. Kiedy zadajemy sobie pytanie, po co tak naprawdę żyjemy ? I właśnie dlatego wspomniałem o tzw. teście wiary.

Dnia 24.05.2010 o 10:11, boduczek napisał:

Nie chodzi o to, że jestem pesymistą, nihilistą i Bóg wie kim jeszcze. Po prostu nie
potrafię czasem zaakceptować mentalności ówczesnych ludzi. A samo skupianie się na przyjemnościach
i słodyczach wcale nie zmienia tego co ujrzę po podniesieniu powiek ; )


Akceptować mentalność współczesnych ludzi... ja wolę ją czasem nieco nadszarpnąć. Bardzo prosty przykład: zauważyłem, że kiedy ktoś jest na nas zły lub obrażony, a my reagujemy spokojem i uprzejmością, bardzo często wytrącamy takiego kogoś z równowagi... reaguje zdziwieniem i niedowierzaniem. ;-) Niby taka błahostka, ale na tym świecie brakuje bardzo jednej rzeczy... odrobiny surrealizmu. ;-)
I nie skupianie się na rzeczach pozytywnych, tylko nie zapominanie o nich.

Dnia 24.05.2010 o 10:11, boduczek napisał:

To wbrew pozorom nie jest wcale takie głupie. Po prostu wyzwala z Ciebie tego ukrytego
marzyciela i stajesz się stopniowo realistą. Nie mówię, że chce go całkowicie wypaczyć
- on będzie tkwił gdzieś w głębi duszy, czekając na odkrycie. Ale wieczne rozckliwianie
i pobudzanie się gasnącym płomieniem nadziei do niczego nie prowadzi.
Ot takie przykrycie prawdziwej osobowości, jakie nosi wielu z nas :-)


Tylko musimy najpierw zadać sobie jedno podstawowe pytanie: czy warto ? Czy ten świat jest tego wart ?

Dnia 24.05.2010 o 10:11, boduczek napisał:

Cytat niewątpliwie bardzo ładny i adekwatny do owej sytuacji. Ja też miałem okazję dosyć
niedawno (w piątek) wracać sobie późną nocą do domu, po koncercie. Specjalnie poszedłem
dłuższą drogą, aby przejść się delikatnie oświetloną alejką pośród domków jednorodzinnych.
Idąc jednak, w ogóle nie zwracałem uwagę na podłoże. Mój wzrok skierowany był do góry
- w niebo i błyszczące na nim gwiazdy. Jakie słowa przyszły mi wtedy do głowy?
"Przebudzenie powoduje ból, jeśli nie jest prawdą, to czego najbardziej pragnę."


Ja po prostu uwielbiam wpatrywać się w gwiazdy... nie jestem do końca pewien dlaczego, w końcu to ponoć tylko „płonące kule gazowe oddalone o miliony mil”, jak to bohater pewnego filmu lakonicznie ujął. ;-) Dla mnie są jednak czymś więcej...
Ale abstrahując od tego, zadałbym pytanie: jak bardzo wierzymy w nasze marzenia ? Jak dużo bylibyśmy w stanie dla nich poświęcić. Wiesz kto według mnie odczuwa największy ból ? Ten, kto w nic nie wierzy.

Dnia 24.05.2010 o 10:11, boduczek napisał:

"Życie każdego z nas jest historią o podróży poprzez lęk w stronę nadziei. Opowieścią
o wyborze pomiędzy przeszłością, której nie chce się pamiętać, a przyszłością, której
nie można przewidzieć".


Zgadzam się tylko z pierwszą częścią tej sentencji. :-)
Bowiem nie każdą przeszłość chcemy zapomnieć, a co do przyszłości, to pozostanę jednak przy słowach pewnego bardzo pozytywnego i bardzo mi bliskiego utworu Roberta Gawlińskiego:
lecz proszę cię teraz uwierz mi
nieważne w życiu są przyszłe dni
ja wierzę, że miłość zawsze trwa
choćby zło miało najlepszy czas.


Powiedzmy, że jestem takim pozytywnym fatalistą. ;-)

Dnia 24.05.2010 o 10:11, boduczek napisał:

A czemu musimy się stawać ich częścią? Wszystko na tym świecie w pewien sposób jest ze
sobą połączone. Myślę, że to wystarczający powód. :)


Tak, wszyscy jesteśmy ze sobą złączeni (w wielkim kręgu życia ;-)), ale zarazem każdy z nas ma możliwość samodzielnego decydowania o tym jak żyć. I jeśli decydujemy się na to, jeśli pozwalamy na to, aby świat w którym żyjemy odbierał nam tą możliwość, wtedy nie powinniśmy nań narzekać. ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jako absolwent gimnazjum, minionego pierwszego września wybrałem się do nieco odległego od mojej mieściny liceum. Liczyłem na coś naprawdę wyjątkowego, na zgraną klasę i ładne dziewczyny, w tym mój wyśniony ideał, lecz rzeczywistość nie okazała się taka kolorowa. Jako człowiek otwarty prędko zacząłem poznawać nowych ludzi z klasy, absolutnie wszystkich. Po jakimś czasie zebrała się grupka zabawnych ludzi, którzy nie ograniczają swojego życia do wszelkiej maści gier i suchej nauki. Poznałem też kilka sympatycznych dziewczyn, lecz żadnej nie nazwałbym tym marzeniem. Z co niektórymi zacząłem umacniać swoje kontakty, również z jedną z dziewczyn. Jakiś czas temu właściwie się zaprzyjaźniliśmy, oboje darzymy siebie wzajemną sympatią i zaufaniem. Naprawdę się polubiliśmy. Po jakimś czasie zacząłem patrzeć na to z nieco innej strony – dziewczyna ma wybitny charakter i osobowość, posiada właściwie każdą pozytywną cechę, jaka tylko przyjdzie mi do głowy. Jest sympatyczna, miła, mądra, inteligentna i życiowo poukładana, a to wśród dzisiejszej młodzieży jest swoistym unikatem. Co tu dużo mówić -zauroczyłem się. Odróżniam jednak to od pałania do kogoś miłością, dlatego też zacząłem się zastanawiać, czy to jednak naprawdę nie jest owa miłość. Mimo wszystko dziewczyna nie grzeszy urodą, choć od stwierdzenia, że jest brzydka jestem daleki. Dlatego liczę na pomoc jakiegoś sercowego weterana, który by mi mógł powiedzieć, czy się „pofatygować o nią”, czy jednak dalej czekać na wspomniany wcześniej ideał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Sam nie jesteś przekonany, to po co targać się z motyką na słońce ;p. Zauroczenia zazwyczaj mijają, więc poczekaj, czas wszystko pokaże ;p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kochać za zalety potrafi każdy. Sam mówisz że posiada wszystkie pozytywne cechy jakie przychodzą Ci do głowy, co moim zdaniem może świadczyć za tym, że jest to tylko zauroczenie. Gorzej jak wyjdą na jaw jej wady, bo wszyscy ludzie je mają, wtedy może być to test miłości ;) Take jest moje skromne zdanie, choć nie wiem co tak naprawdę siedzi w twoim umyśle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Dość powszechnym przypadkiem jest raczej to, że rezygnujemy, kiedy tyko coś przestaje
iść po naszej myśli, kiedy trzeba podjąć ową walkę. Jeżeli pojedyncze zgrzyty i problemy
są w stanie unicestwić nasze marzenia, to chyba jednak za mało się staramy... za mało
wierzymy.


Dosyć idealistyczne podejście, które stwarza niemal niezakłócony niczym (rzekłbym sielankowy) obraz człowieka, starającego się zbyt mało, aby cokolwiek osiągnąć. Tyle, że często wypada wyjść poza sztucznie stworzoną granicę interpretacji. Starania i wiara często w ogóle nie wpływają na to, co wydarzy się w efekcie końcowym. Zatem cała kwintesencja walki i jej wpływu na nasz sukces staje się dosyć mizerna.

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Natomiast po co miałbyś chcieć ingerować w swoją przyszłość ? :-) Bohater pewnego filmu
zapytany o to, czy kiedykolwiek myślał o jutrzejszym dniu odrzekł: „nie wybiegam
aż tak daleko w przyszłość”.


Więc wyobraź sobie odwrotną sytuację umierającego człowieka, który zmuszony jest wybiec w przyszłość myślami, by choć po części posegregować w niej swe zamiary przed śmiercią. Czy taka osoba nie ma prawda "wybiegania" ? A jaką ja mam pewność, że jutro jest mi pisane?

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Planując coś nigdy nie zakładasz, że wszystko pójdzie zgodnie z planem... tylko ignoranci
tak robią. ;-) Natomiast trzeba wierzyć, że się uda... nawet jeśli mówimy o samych marzeniach.
Inaczej co to wszystko jest warte ? :-)


Pewnie nic, a nic to w pewnym znaczeniu, coś... ; ) Wiesz, ludzka mentalność każę, aby własny plan oprzeć na silnych fundamentach. Jeśli chcesz kupić samochód będziesz musiał oszczędzać pieniądze, ukraść je lub np je wygrać. Zatem hipotetycznie zakładając, że będziesz je oszczędzać - po upływie pewnego czasu, stać Cię będzie na zakup samochodu.

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Zwyczajna miłość, niezwyczajna miłość... to już istnieje taki podział ? ;-)


Myślę, że tak. Już dawno zaczęliśmy nadawać ludziom przydomek "wielki/niezwykły/jedyny". Czemu zatem nie opisać kolejnego rzeczownika? ; )

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Swoją drogą dobrze, że dodałeś słowo PRAWIE w swojej wypowiedzi. A co do pociągu seksualnego,
ktoś tu wcześniej wspominał, że tak jak istnieje seks bez miłości, tak i miłość może
istnieć bez seksu.


Owszem, tylko takie coś jest wielkim ograniczeniem. Sztuczną pokutą, łańcuchami, którymi sami spowijamy swoje kończyny... Czy można się kochać i jednocześnie się nie pożądać ?

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Ja osobiście nie wyobrażam sobie miłości bez przyjaźni. Jak dla mnie w obu przypadkach
fundamenty są dokładnie takie same. Natomiast jeżeli w miłości obowiązkiem jest spełnianie
seksualnych zachcianek partnera, to z całym szacunkiem, ale żadna to miłość. Miłość to
również wzajemność... ale o tym już chyba pisałem. ;-)


Nadal się nie rozumiemy ;) Powiedz mi zatem, jak wielki odsetek przyjaciół jest gotowych na związek? Z całą pewnością niewielki. A to dlatego, iż przyjaźń buduje i zaczyna się inaczej. Przyjaźń to zaufanie, miłość poza zaufaniem musi zawierać w sobie nutkę pożądania. Spełnianie czyiś zachcianek nie wchodzi tutaj w grę. To po prostu tendencja, którą wpaja się nam poprzez ogólnoświatową indoktrynację.

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Pozwól że zapytam: jak potworna i przerażająca musi być siła, która każe ci przebywać
pośród ludzi, których nienawidzisz ?


To nie tylko siła, ale także i śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową, zwana życiem... ; ) Ale faktycznie. Może źle to ująłem. Nienawidzę ludzkiego zachowania, a nie samych ludzi - to zbyt definitywnie wydany osąd i stan, do którego mi jeszcze daleko.

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Natomiast próba realizowania ich właśnie tutaj jest prawdziwym wyzwaniem. Nie zawsze jest pięknie i >cudownie, o czym każdy z nas dobrze wie, ale jeśli coś się udaje, jesteśmy z tego BARDZO dumni. :-)


Nawet największy bohater życia, marzy czasem o jakimś odpoczynku od nieustannie toczonych bojów ;) Co do dumy - tutaj oczywiście przyznaję rację.

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Książki jak mniemam nie czytałeś ? Ale mniejsza o to, Dementorzy to nie odzwierciedlenie
innych ludzi, tylko stanu, kiedy wszystko wydaje się nie mieć sensu. Kiedy zadajemy sobie
pytanie, po co tak naprawdę żyjemy ? I właśnie dlatego wspomniałem o tzw. teście wiary.


Interpretacja postaci Dementorów była moją osobistą ;) Zapomniałem tego dopisać. Ja odbieram ich w taki sposób i za przeproszeniem - mam do tego prawo, nie bacząc na zamiary autorki. Po to są książki, aby interpretować je na swój sposób. Odnosić sytuację i bohaterów z nich do własnego życia.

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Akceptować mentalność współczesnych ludzi... ja wolę ją czasem nieco nadszarpnąć. Bardzo
prosty przykład: zauważyłem, że kiedy ktoś jest na nas zły lub obrażony, a my reagujemy
spokojem i uprzejmością, bardzo często wytrącamy takiego kogoś z równowagi... reaguje
zdziwieniem i niedowierzaniem. ;-)


Eccellente! Gratuluje spostrzegawczości, bo prawdę mówiąc - sam to wiele razy zauważyłem, ale jakoś pomijałem w swoich dotychczasowych "rozważaniach". Ale ten przykład idealnie egzemplifikuje nasze między-ludzkie relację. Chcesz dobrze, a ktoś odbiera to, jako ruch przeciwko niemu.

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Tylko musimy najpierw zadać sobie jedno podstawowe pytanie: czy warto ? Czy ten świat
jest tego wart ?


Sam świat raczej nie, ale moje życie tutaj już pewnie tak.

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Ja po prostu uwielbiam wpatrywać się w gwiazdy... nie jestem do końca pewien dlaczego,
w końcu to ponoć tylko „płonące kule gazowe oddalone o miliony mil”, jak
to bohater pewnego filmu lakonicznie ujął. ;-) Dla mnie są jednak czymś więcej..


Mam to samo :) Uwielbiam także zachody i wschody słońca. Potrafiłem się nawet wyrwać z wesela, by nad ranem pójść samotnie na pobliski cmentarz podczas wschodu słońca. Od razu zaznaczam, że był tam uroczy pagórek i wielki krzyż, który naprawdę ładnie komponował się z całą resztą. Takie kontrastujące ze sobą umarlaki i budzące się słońce - a może pretekst do tego, by uwierzyć w ludzką nieśmiertelność...? Kto tam wie ;)

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Ale abstrahując od tego, zadałbym pytanie: jak bardzo wierzymy w nasze marzenia ? Jak
dużo bylibyśmy w stanie dla nich poświęcić. Wiesz kto według mnie odczuwa największy
ból ? Ten, kto w nic nie wierzy.


Porównałbym ten ból do tego, który odczuwa osoba będąca bezsilna w swoich dotychczasowych zmaganiach. Odrzucić coś to jedno. Ale zostać odrzuconym przez całą resztę to drugie.

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

Powiedzmy, że jestem takim pozytywnym fatalistą. ;-)


Zdążyłem zauważyć :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.05.2010 o 16:21, elu15 napisał:

/.../


Oczywiście nie znam Ciebie, lecz dla mnie "ideały" jako takie nie istnieją, a jeśli już, to szukać ideału może tylko ten, kto sam jest ideałem... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.05.2010 o 15:04, Wintesun napisał:

Potem jak zaczęło się ściemniać podszedł do mnie jakiś milf i powiedział "chodź tańczyć".

>Za chwile odezwała sie jego matka "a mi nie nalejesz?" Na co on do mnie mówi "trzeba

Dnia 24.05.2010 o 15:04, Wintesun napisał:

matke oszczędzać".

lol
>Potem jego mama mówi do mnie

Dnia 24.05.2010 o 15:04, Wintesun napisał:

"Ja cię takiego małego pamiętam, ale ty żeś miał swój świat". Powiedziłem że to już nieaktualne,
że teraz jestem normalny.

rotfl
>tylko ten milf się do mnie uśmiechał i mówił "to co, dzisiaj też

Dnia 24.05.2010 o 15:04, Wintesun napisał:

zatańczymy?"


Krótko mówiąc masz wzięcie na weselne milfy, dobre i to. :-P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

>Bohater pewnego filmu

Dnia 24.05.2010 o 15:55, Dann napisał:

zapytany o to, czy kiedykolwiek myślał o jutrzejszym dniu odrzekł: „nie wybiegam
aż tak daleko w przyszłość”.

Humpfrey Bogart z "Casablanci"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.05.2010 o 16:47, boduczek napisał:

Dosyć idealistyczne podejście, które stwarza niemal niezakłócony niczym (rzekłbym sielankowy)
obraz człowieka, starającego się zbyt mało, aby cokolwiek osiągnąć.


Z całym szacunkiem, ale jak może udać się coś w co nie wierzysz ? Przyznaję, jestem idealistą-marzycielem (i nie mówię tego bo sam tak uważam, tylko co i rusz ktoś mi o tym przypomina ;-)), ale niczego nie tworzę. Ja jedynie mam nadzieję. ;-)

Dnia 24.05.2010 o 16:47, boduczek napisał:

Więc wyobraź sobie odwrotną sytuację umierającego człowieka, który zmuszony jest wybiec
w przyszłość myślami, by choć po części posegregować w niej swe zamiary przed śmiercią.
Czy taka osoba nie ma prawda "wybiegania" ? A jaką ja mam pewność, że jutro jest mi pisane?


Jak daleko nie wybiegłbyś myślami w przyszłość, zawsze pozostaniesz w teraźniejszości. :-)
Nikt nie wie co mu pisane, ale czy warto się z tego powodu zadręczać ?

Dnia 24.05.2010 o 16:47, boduczek napisał:

Myślę, że tak. Już dawno zaczęliśmy nadawać ludziom przydomek "wielki/niezwykły/jedyny".
Czemu zatem nie opisać kolejnego rzeczownika? ; )


Tak, tylko co to zmienia ? Jakie są kryteria takiego podziału miłości ? :-)

Dnia 24.05.2010 o 16:47, boduczek napisał:

Owszem, tylko takie coś jest wielkim ograniczeniem. Sztuczną pokutą, łańcuchami, którymi
sami spowijamy swoje kończyny... Czy można się kochać i jednocześnie się nie pożądać
?


Bezapelacyjnie. Przynajmniej moim zdaniem. ;-)

Dnia 24.05.2010 o 16:47, boduczek napisał:

Nadal się nie rozumiemy ;) Powiedz mi zatem, jak wielki odsetek przyjaciół jest gotowych
na związek? Z całą pewnością niewielki. A to dlatego, iż przyjaźń buduje i zaczyna się
inaczej. Przyjaźń to zaufanie, miłość poza zaufaniem musi zawierać w sobie nutkę pożądania.
Spełnianie czyiś zachcianek nie wchodzi tutaj w grę. To po prostu tendencja, którą wpaja
się nam poprzez ogólnoświatową indoktrynację.


Indoktrynacja... jakoś źle mi się to słowo kojarzy... z Reaperami z Mass Effect. ;-)
Ale do tematu: jeśli uważasz, że miłość nie może istnieć bez pożądania, to niestety, but i am inclined to disagree.
Łączysz się z kimś, bo np. pożądasz jego ciała czy też dlatego, bo go kochasz ? Ja osobiście te dwie rzeczy bym jednak rozgraniczył... mogą istnieć obok siebie, ale nie muszą.
Chyba że masz na myśli pożądanie czyjejś obecności, nie wiem, ale to akurat nie jest wyłącznie domeną miłości.
A co do ogólnoświatowych indoktrynacji, to przecież podobno sami decydujemy o swoim życiu. ;-)

Dnia 24.05.2010 o 16:47, boduczek napisał:

Nawet największy bohater życia, marzy czasem o jakimś odpoczynku od nieustannie toczonych
bojów ;) Co do dumy - tutaj oczywiście przyznaję rację.


Ktoś powiedział, że życie, to nieustanna walka. Gdybyśmy nieustannie walczyli, gdzie byłoby miejsce dla przyjaźni i miłości ? :-)

Dnia 24.05.2010 o 16:47, boduczek napisał:

Eccellente! Gratuluje spostrzegawczości, bo prawdę mówiąc - sam to wiele razy zauważyłem,
ale jakoś pomijałem w swoich dotychczasowych "rozważaniach". Ale ten przykład idealnie
egzemplifikuje nasze między-ludzkie relację. Chcesz dobrze, a ktoś odbiera to, jako ruch
przeciwko niemu.


Chodzi o reakcje, których normalnie za żadne skarby byśmy się nie spodziewali ujrzeć. Czasem są to rzeczy banalne, czasem wielkie zrywy, ale ich efekt zawsze taki sam: nareszcie ktoś próbuje nas zrozumieć. ;-)
Jak to Dumbledore ujął: człowiek to taka dziwna istota, która ma duże skłonności do wybierania dla siebie właśnie tego, co jest dla niej najgorsze. :-)

Dnia 24.05.2010 o 16:47, boduczek napisał:

Sam świat raczej nie, ale moje życie tutaj już pewnie tak.


Pozwól, że coś ci zaśpiewam:
Always look on the bright side of life
Always look on the light side of life...


:-)

Dnia 24.05.2010 o 16:47, boduczek napisał:

Mam to samo :) Uwielbiam także zachody i wschody słońca. Potrafiłem się nawet wyrwać
z wesela, by nad ranem pójść samotnie na pobliski cmentarz podczas wschodu słońca. Od
razu zaznaczam, że był tam uroczy pagórek i wielki krzyż, który naprawdę ładnie komponował
się z całą resztą. Takie kontrastujące ze sobą umarlaki i budzące się słońce - a może
pretekst do tego, by uwierzyć w ludzką nieśmiertelność...? Kto tam wie ;)


Hehe... this sounds ominous.
Gdybym ja miał wyszukiwać pretekstów do tego, aby w coś uwierzyć, to wolałbym już pozostać bez wiary. Na szczęście jestem od tego daleki. ;-)

Dnia 24.05.2010 o 16:47, boduczek napisał:

Porównałbym ten ból do tego, który odczuwa osoba będąca bezsilna w swoich dotychczasowych
zmaganiach. Odrzucić coś to jedno. Ale zostać odrzuconym przez całą resztę to drugie.


Pewnie masz rację. Niech podniesie rękę ten, komu nigdy nie zdarzyło się chociaż na chwilę utracić wiary. Nie ma takiej osoby. I nigdy nie będzie.

Dnia 24.05.2010 o 16:47, boduczek napisał:

> Powiedzmy, że jestem takim pozytywnym fatalistą. ;-)

Zdążyłem zauważyć :)


Cóż... każdy ma jakieś wady. :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.05.2010 o 19:04, Tyler_D napisał:

Humpfrey Bogart z "Casablanci"?


Nie. Tu zupełnie inny film, znacznie mniej znany i w zupełnie innych klimatach. ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie mam podobną sytuacje do Kizamiego. Z pewnymi wyjątkami. Owszem chodzę z dziewczyną, która mówiąc delikatnie wpadała mi w oko do jednej klasy (2LO). Podobnie jak u niego, ona nie chce ze mną być, tylko motywy są zgoła inne. Zanim jednak do nich przejdę posłużę się małą retrospekcją sięgającą niedaleko, bo do nocy z piątku na sobotę. Otóż korzystając z okazji, że wystawili nas znajomi poszedłem z nią sam do klubu. Już od długiego czasu podejmowałem działania zmierzające do wyznania jej moich uczuć i teraz nadszedł odpowiedni moment. W zasadzie nie pogadaliśmy zbyt długo, bo szybko znalazła się w moich ramionach. Akcja nabrała tempa, początkowe delikatne masaże szyi poprzez jej muśnięcia ustami, przerodziły się w namiętniejsze pocałunki (choć tu warto zaznaczyć, że przez 4 bite godziny nie udało mi się doprowadzić do pocałunku w usta). Przez cały ten czas inicjatywa była po mojej stronie, jednak skłamałbym mówiąc ze jej postawa była bierna. Odwdzięczała się pocałunkami w szyję, chwytała moją dłoń kierując ją w odpowiednie miejsca, zarzuciła mi swoją nogę na moją (po czym nie omieszkałem wykonać kilku czułych ruchów po niej) czy też dotykała nią mojego lica. I wszystko było fajnie, pomyślałem - przełom ! już teraz z górki. Niestety bardzo się myliłem... ;/ Powiedziała mi ze nie chce tego kończyć ale są dwa problemy:
- jej przyjaciółka, która również chodzi do naszej klasy, z którą w pierwszej klasie miałem pewne... spięcie. Najbardziej eufemistyczne określenie tej sytuacji jakie usłyszałem to "Zachowujecie się jak stare dobre małżeństwo" ;) W każdym razie myślała że nasz związek może jej się nie spodobać, a nie chciała stracić przyjaciółki.
- nie chce związku w klasie; ma złe doświadczenia z liceum gdzie jej "paczka" rozpadał się właśnie przez taki związek, dlatego m. in. zmieniła klasę na moją.
Jako że rozmowę tą prowadziliśmy o godzinie ok. 2 rano w sobotę, dałem jej czas do namysłu do poniedziałku. Miała w tym czasie spotkać się z jej koleżanką, delikatnie podpytać ją co o tym sądzi. Odniosłem wrażenie, że właśnie ten problem jest dla niej poważniejszy, więc skupiłem swoje myśli na nim. To co działo się z moją psychiką w sobotę i niedziele przemilczę, bo nie jest istotne dla fabuły, w każdym razie akcja przenosi się na dzisiejszy poranek. Spotykam się z nią przed szkołą aby usłyszeć jej decyzję i opinię. I tu zaskoczenie, jej przyjaciółka nie robi problemów, "życzy nam szczęścia". Kamień z serca. Niestety jej następne zdanie brzmiało "wynoś się z tej klasy" i zostało wypowiedziane z lekką nutą bezradności i desperacji. Okazało się, że nie może być ze mną, bo nie chce być w związku w klasie ;/ Ciężko to przeżyłem, akurat na moje nieszczęście pierwsze dwie lekcje przesiedziałem obok niej w ławce. Czułem się dziwnie, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, na co mogę sobie pozwolić, czy mogę ją dotknąć... w moich myślach kłębiło się tysiąc pytań. Dzień szkolny się skończył, wracam do domu. W desperacji zaczynam pisać ten post. Gdy nagle widzę, że napisała do mnie na gg. Odpisałem, że nie jestem w nastroju (co zrozumiałe), ale żeby się nie martwiła, bo przejdzie mi. Na co ona odparła, ze jej tez nie jest lekko, bo jej na mnie zależy, dobija ją ta sytuacja i nie chce żeby nasze stosunki się pogorszyły, bo jestem dla niej ważną osobą. Następnie wymieniliśmy się naszymi wątpliwościami co do tego czy mamy się zachowywać jakby tej nocy nie było i w ogóle jak mamy się zachować. Zaproponowała spacer i rozmowę. Zgodziłem się. Ponad 3 h spaceru, który miał pomóc, ale nie udało się... Po początkowych rozmowach o pierdołach przeszliśmy do sedna. Za 11 miesięcy, za 11 miesięcy, za 11 miesięcy ! Powtarzam to zdanie jak mantrę. Tyle mam czekać zeby coś z tego wyszło. Oprócz poprzednich wątpliwości dodała kolejną:
- nie wie czy po dowiedzeniu się o jej sekretach będę miał nadal taki sam stosunek do niej, czy nie będzie mi to przeszkadzać.
Odpowiedziałem, że nie. Po kilku minutach konwersacji postanowiła mi wyznać dwa sekrety, bo i tak kiedyś nawet jako jej przyjaciel bym się o nich dowiedział. Nie zmieniły mojego zdania. Czuję się lekko przerażony, że w ich obliczu nadal mam do niej taki sam stosunek jak przedtem, a nawet zaczęła mnie bardziej intrygować. Obiektywnie rzecz biorąc nie były one najłatwiejsze i wielu ludzi mogły by zrazić, ale choć może zabrzmi to dziwnie, nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Nie zmieniły mojego stosunku do niej, poza tym ze chętnie bym jej w tych problemach pomógł. Nie pozostałem dłużny i tez wyznałem jej kilka rzeczy, o których nikomu innemu nie wspominałem. Dobrze to przyjęła.
I teraz nie wiem co robić ;/ Z jednej strony widzę to wahanie u niej, ten strach a z drugiej wyrzuty sumienia ze mnie tak potraktowała. Jednak nie chcę jej do niczego zmuszać, jako niereformowalny romantyk stwierdzam ze do miłości nie można kogoś zmusić. Chcę żeby podjęła tą decyzję sama - świadomie.
Nie wiem co robić ;/ Jak się zachowywać ? Może jakaś dobra dusza mi pomoże ? ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

>Owszem chodzę z dziewczyną,

Dnia 24.05.2010 o 21:29, HunterO7 napisał:

która mówiąc delikatnie wpadała mi w oko do jednej klasy (2LO).

Po tym co piszesz w dalszej części posta już nie wiem czy z nią chodzisz, "chodzisz" czy co tam innego robisz, w każdym razie mocno to zamotane, zresztą jak cały post.
>W zasadzie nie pogadaliśmy zbyt długo, bo szybko znalazła się w moich ramionach.

Dnia 24.05.2010 o 21:29, HunterO7 napisał:

Akcja nabrała tempa, początkowe delikatne masaże szyi poprzez jej muśnięcia ustami, przerodziły
się w namiętniejsze pocałunki (choć tu warto zaznaczyć, że przez 4 bite godziny nie udało
mi się doprowadzić do pocałunku w usta). Przez cały ten czas inicjatywa była po mojej
stronie, jednak skłamałbym mówiąc ze jej postawa była bierna. Odwdzięczała się pocałunkami
w szyję, chwytała moją dłoń kierując ją w odpowiednie miejsca, zarzuciła mi swoją nogę
na moją (po czym nie omieszkałem wykonać kilku czułych ruchów po niej) czy też dotykała
nią mojego lica.

Pomijając ten jakże szczegółowy opis - mam wrażenie, nie wiem czy słuszne, że taka akcja jak powyżej była pierwszą ... mam rację? Jeżeli tak to trafiła ci się troche dziwna dziewczyna. ;-P Poza tym chyba nie napisałeś nigdzie jak długo się znacie i ile ze sobą chodzicie / "chodzicie" [ swoją drogą idiotyczny zwrot zakorzeniony w naszym języku ]. A dlaczego dziwna? O tym później.
>W każdym razie myślała że nasz związek

Dnia 24.05.2010 o 21:29, HunterO7 napisał:

może jej się nie spodobać, a nie chciała stracić przyjaciółki.

No sorry ale jeżeli jej przyjaciółka [ aby na pewno? ] miałaby wonty ze ty z nią jesteś bo ty miałeś z tamtą jakieś "przeboje" w przeszłości to coś tu jest nie tak. Po pierwsze ona - ona, to co innego a ty i ta twoja niedoszła to drugie. Ona ma się wtrącać w wasze życie? No dajże spokój. No chyba że tamta coś do ciebie czuje / czuła - wtedy to jeszcze da się zrozumieć.

Dnia 24.05.2010 o 21:29, HunterO7 napisał:

- nie chce związku w klasie; ma złe doświadczenia z liceum gdzie jej "paczka" rozpadał
się właśnie przez taki związek, dlatego m. in. zmieniła klasę na moją.

Zaraz zaraz ... wy się będziecie spotykali, miziali i w ogóle w szkole czy poza nią? No właśnie. Zwłaszcza że niedługo ją kończysz to nie wiem z czego ona robi problem.
>"wynoś się z tej klasy" i zostało wypowiedziane z lekką

Dnia 24.05.2010 o 21:29, HunterO7 napisał:

nutą bezradności i desperacji. Okazało się, że nie może być ze mną, bo nie chce być w
związku w klasie ;/

Mhm ... "lubie cię, nawet bardzo ale nie chce cię widzieć" ... spoko ...
>Na co ona odparła, ze jej tez nie jest lekko,

Dnia 24.05.2010 o 21:29, HunterO7 napisał:

bo jej na mnie zależy, dobija ją ta sytuacja i nie chce żeby nasze stosunki się pogorszyły,
bo jestem dla niej ważną osobą.

Ona chyba sama nie wie czego chce i jakie chce mieć z tobą relacje, raz tak, raz siak. Sam sobie pomyśl czy warto się w tym babrać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 24.05.2010 o 21:29, HunterO7 napisał:

Nie wiem co robić ;/ Jak się zachowywać ? Może jakaś dobra dusza mi pomoże ? ;)


Ja tylko powiem tak: nie czaję kompletnie o co jej chodzi - jesteśmy w klasie, więc nie możemy być razem, ale za 11 miechów to wszystko okej? Nie bardzo widzę w tym sensu...
Ale skoro problem występuje w tym punkcie: może spróbujcie to obgadać? Czemu czekać skoro poczuliście coś do siebie? Po co bawić się w jakieś konwenanse? Trzeba zadać sobie pytanie co jest w życiu ważne, do czego się dąży, czego się chce. I działać. Nie żrażać się błahostkami. A ten problem akurat wydaje mi się błahostką. Myślę, że trzeba dojść do sedna problemu, aż okaże się, że go nie ma. Tak mi się przynajmniej wydaje.

Pozdrawiam kolegę niereformowalnego romantyka.
PS: ostatnio z kumplami doszliśmy do wniosku że my, romantycy, jesteśmy reliktami przeszłości. Smutne :F

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.05.2010 o 19:05, Dann napisał:

Z całym szacunkiem, ale jak może udać się coś w co nie wierzysz ? Przyznaję, jestem idealistą-marzycielem
(i nie mówię tego bo sam tak uważam, tylko co i rusz ktoś mi o tym przypomina ;-)), ale
niczego nie tworzę. Ja jedynie mam nadzieję. ;-)


Zupełnie tak, jak wówczas, gdy w coś wierzysz. Światem rządzi przypadek i nasza wiara w cokolwiek jest tylko cichutkim krzykiem pośród wrzasku całego wszechświata... Dlatego bez względu na to czy robiąc coś - wierzysz, iż uda Ci się to zrealizować lub nie - szanse są takie same.

Dnia 24.05.2010 o 19:05, Dann napisał:

Jak daleko nie wybiegłbyś myślami w przyszłość, zawsze pozostaniesz w teraźniejszości.
:-)
Nikt nie wie co mu pisane, ale czy warto się z tego powodu zadręczać ?


Zależy co nazywasz zadręczaniem się. Zwykłe rozmyślanie odnośnie swojej przyszłości nie jest raczej grzechem, a tym bardziej nie powinno doprowadzać do naszej udręki. Chyba, iż rozważamy jakiś skrajny przypadek osoby nieustannie cierpiącej. I kto mówi, iż chce uciec od teraźniejszości do przyszłości? Chce tylko rozważyć możliwości, jakie być może mi raczy ofiarować ; )

Dnia 24.05.2010 o 19:05, Dann napisał:

Tak, tylko co to zmienia ? Jakie są kryteria takiego podziału miłości ? :-)


Nasze początkowe wyobrażenie o czymś takim. Zauważ, iż przymiotniki oraz przysłówki w dosyć znaczący sposób wpływają na nasze pierwsze wrażenie dotyczące danego zjawiska/rzeczy/faktu. Jeśli napiszę Ci o słoniu, nie będzie to w żaden sposób innowacyjne dla Twoich zmysłów. Jeśli jednak zacznę wspominać o różowym słoniku z wielką, różową trąbą oraz wielkimi, różowymi uszami i zakręconym ogonkiem, a na końcu dodam, abyś w ogóle o nim nie myślał i nie wyobrażał go sobie, to i tak to uczynisz ; )
Kryteria będą zależały od danej indywidualności. Niezwykłą miłością możemy nazwać wszystko co mieści się poza kanonami i schematami okazywania swego uczucia.

Dnia 24.05.2010 o 19:05, Dann napisał:

Indoktrynacja... jakoś źle mi się to słowo kojarzy... z Reaperami z Mass Effect. ;-)


Tobie chyba wszystko się z czymś kojarzy ;p

Dnia 24.05.2010 o 19:05, Dann napisał:

Ale do tematu: jeśli uważasz, że miłość nie może istnieć bez pożądania, to niestety,
but i am inclined to disagree.
Łączysz się z kimś, bo np. pożądasz jego ciała czy też dlatego, bo go kochasz ? Ja osobiście
te dwie rzeczy bym jednak rozgraniczył... mogą istnieć obok siebie, ale nie muszą.


Ja wiem, że są wśród nas marzyciele, którzy ponad stosunek cenią choćby spędzenie romantycznego wieczoru z ukochaną osobą i sam należę do tych osób. Niestety po prostu stwierdzam, iż w dzisiejszych czasach w miażdżącej większości działa to właśnie na zasadzie : seks, seks i miłość (najczęściej sztuczna) albo nic. Dlatego chcąc, nie chcąc zmuszony jestem połączyć ze sobą te dwa czynniki.

Dnia 24.05.2010 o 19:05, Dann napisał:

A co do ogólnoświatowych indoktrynacji, to przecież podobno sami decydujemy o swoim życiu.
;-)


Co nie znaczy, że nie jesteśmy podatni na karmienie fałszem i obłudą przez media ;)

Dnia 24.05.2010 o 19:05, Dann napisał:

Jak to Dumbledore ujął: człowiek to taka dziwna istota, która ma duże skłonności do wybierania
dla siebie właśnie tego, co jest dla niej najgorsze. :-)


Chyba zacznę czytać Harrego Pottera ;)

Dnia 24.05.2010 o 19:05, Dann napisał:

Pozwól, że coś ci zaśpiewam:
Always look on the bright side of life
Always look on the light side of life...

:-)


Kobieta byłaby w siódmym niebie... ; )

Dnia 24.05.2010 o 19:05, Dann napisał:

Pewnie masz rację. Niech podniesie rękę ten, komu nigdy nie zdarzyło się chociaż na chwilę
utracić wiary. Nie ma takiej osoby. I nigdy nie będzie.


Taka nasza dola. Upadać i znów wznosić się ponad chmury... ;)

Dnia 24.05.2010 o 19:05, Dann napisał:

Cóż... każdy ma jakieś wady. :-D


Trzeba je tylko zaakceptować ;D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 24.05.2010 o 21:51, Tyler_D napisał:

Po tym co piszesz w dalszej części posta już nie wiem czy z nią chodzisz, "chodzisz"
czy co tam innego robisz, w każdym razie mocno to zamotane, zresztą jak cały post.

Zamotany dzień mam. Nie wiem co sie dzieje ;/ Nie nie jest moją dziewczyną.

Dnia 24.05.2010 o 21:51, Tyler_D napisał:

Pomijając ten jakże szczegółowy opis - mam wrażenie, nie wiem czy słuszne, że taka akcja
jak powyżej była pierwszą ... mam rację?

Drugą. Poprzednia miała miejsce tydzień temu. Tylko nie była aż tak... intensywna. Po prostu siedząc ze mną na przystanku, wtuliła się we mnie. Inna sprawa ze było strasznie zimno, oboje byliśmy mokrzy i w ogóle. Tylko wtedy przeszło to jakoś bez takiego echa...

Dnia 24.05.2010 o 21:51, Tyler_D napisał:

Jeżeli tak to trafiła ci się troche dziwna dziewczyna.
;-P Poza tym chyba nie napisałeś nigdzie jak długo się znacie i ile ze sobą chodzicie
/ "chodzicie" [ swoją drogą idiotyczny zwrot zakorzeniony w naszym języku ]. A dlaczego
dziwna? O tym później.

Znamy się od początku tego roku szkolnego. Na początku nie zwracaliśmy na siebie w ogóle uwagi ale kilka miesięcy temu od słowa do słowa, od rozmowy do rozmowy i coś zacząłem do niej czuć ;)

Dnia 24.05.2010 o 21:51, Tyler_D napisał:

No sorry ale jeżeli jej przyjaciółka [ aby na pewno? ] miałaby wonty ze ty z nią jesteś
bo ty miałeś z tamtą jakieś "przeboje" w przeszłości to coś tu jest nie tak. Po pierwsze
ona - ona, to co innego a ty i ta twoja niedoszła to drugie. Ona ma się wtrącać w wasze
życie? No dajże spokój. No chyba że tamta coś do ciebie czuje / czuła - wtedy to jeszcze
da się zrozumieć.

Ten problem jest rozwiązany. A czy ta przyjaciółka kiedyś coś do mnie czuła, cieżko stwierdzić. Miłość, nienawiść, nic... nie wiem.

Dnia 24.05.2010 o 21:51, Tyler_D napisał:

Zaraz zaraz ... wy się będziecie spotykali, miziali i w ogóle w szkole czy poza nią?
No właśnie. Zwłaszcza że niedługo ją kończysz to nie wiem z czego ona robi problem.

Mówię ze boi się o to co się stanie jak nam się nie uda. Boi się, że to zepsuje atmosferę w klasie i między nami.

Dnia 24.05.2010 o 21:51, Tyler_D napisał:

Mhm ... "lubie cię, nawet bardzo ale nie chce cię widzieć" ... spoko ...

To nie do końca tak... nad interpretujesz.

Dnia 24.05.2010 o 21:51, Tyler_D napisał:

Ona chyba sama nie wie czego chce i jakie chce mieć z tobą relacje, raz tak, raz siak.
Sam sobie pomyśl czy warto się w tym babrać.

Warto. A co do tego ze nie wie, to polecam jedną z moich ulubionych piosenek:
http://www.youtube.com/watch?v=E4qgadA3HEY

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 24.05.2010 o 21:57, Outlander-pro napisał:

Ja tylko powiem tak: nie czaję kompletnie o co jej chodzi - jesteśmy w klasie, więc nie
możemy być razem, ale za 11 miechów to wszystko okej? Nie bardzo widzę w tym sensu...

Za 11 miechów będziemy już po maturze ;) O to chodzi.

Dnia 24.05.2010 o 21:57, Outlander-pro napisał:

Ale skoro problem występuje w tym punkcie: może spróbujcie to obgadać? Czemu czekać skoro
poczuliście coś do siebie? Po co bawić się w jakieś konwenanse? Trzeba zadać sobie pytanie
co jest w życiu ważne, do czego się dąży, czego się chce. I działać. Nie żrażać się błahostkami.
A ten problem akurat wydaje mi się błahostką. Myślę, że trzeba dojść do sedna problemu,
aż okaże się, że go nie ma. Tak mi się przynajmniej wydaje.

Łatwo powiedzieć. ja ją poniekąd rozumiem. Miała złe doświadczenia ze związkiem w klasie i boi się ze to się powtórzy. Problem w tym ze ja nie chcę jej do tego uczucia zmuszać, nie chcę budzić w niej poczucia winy, czy jakoś inaczej wpływać na jej decyzję. Wiem, ze jak nie podejmie jej sama to z tego nic nie będzie ;(

Dnia 24.05.2010 o 21:57, Outlander-pro napisał:

Pozdrawiam kolegę niereformowalnego romantyka.
PS: ostatnio z kumplami doszliśmy do wniosku że my, romantycy, jesteśmy reliktami przeszłości.
Smutne :F

Również Pozdrawiam i życzę udanej romantycznej miłości ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się